Te stare, rozłożyste drzewo rosnące w pobliżu jeziora zawsze przyciągało amatorów wspinaczki. Grube, nisko osadzone gałęzie to ułatwiają. Wejść nie jest tam trudno, a widok na jezioro i pobliskie tereny jest cudowny. Uczniowie lubią tu odpoczywać, plotkować lub się uczyć.
Autor
Wiadomość
Jean Strauss
Rok Nauki : VII
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168
C. szczególne : Kilka drobnych tatuaży; często zakrwawione lub posiniaczone knykcie; blizna na całym prawym nadgarstku (od knykcia palca wskazującego na skos)
Cholera, cholera, cholera, cholera! Wiedziałam, że zapomniałam! Po prostu wiedziałam! Jeszcze trochę i nawet nie będę mogła poszczycić się tym, że jestem w drużynie! Co prawda, jako rezerwowa, no ale pozycja to pozycja! Wciąż miałam tę głupią nadzieję na awans do faktycznej drużyny, wtedy to jakkolwiek podbiję sobie pewność siebie. No bo, cholera, nawet moja bliźniacza siostra była w drużynie! I Bitsch też był! W takich momentach czułam się najzwyczajniej w świecie… gorsza. Podkradłam komuś miotłę, bo nie mogłam znaleźć swojej, ale to w ogóle nie miało znaczenia. Biegłam, biegłam tak cholernie szybko, że czułam aerodynamikę swojej twarzy. Merlinie, żebym tylko nie była spóźniona jakoś bardzo mocno. Wtedy będę mogła pożegnać się z awansem na oficjalną szukającą na… na zawsze? Nie było chyba aż tak późno. Zwolniłam kiedy dobiegałam na miejsce, nie chcąc zameldować się przy Morgan kompletnie zdyszana, chociaż i tak nie było tak źle. Kondycja mi jeszcze dopisywała, na całe szczęście. Przynajmniej ona, tak to nie pamiętałam o niczym. Ostatnio przez zupełny przypadek zdążałam wyrabiać się ze wszystkim na czas. Zdążyłam, usłyszałam treść zadania i, szczerze, cieszyłam się, że jednak się pojawiłam. I to spóźniona. To drugie, jak zdążyłam się domyśleć, zadanie wydawało się być… Przyjemniejsze. Choć można było się przy nim zabić, albo chociaż poważnie zranić… Ach, przecież to nieważne! I znów byłam pełna energii czując, jak adrenalina wypełnia mi żyły. I szczerze, cieszyłam się jak małe dziecko wykonując to ćwiczenie. Jakbym już to kiedyś robiła. Nurkowanie, odpowiednie przyhamowanie przed kontaktem z taflą wody, piłka w rękę… Moment, to nie była piłka. Lekkie lądowanie; zsiadłam z miotły i przyjrzałam się temu, co tak naprawdę wyciągnęłam. Przypominajka, huh? Może w końcu będę świadoma, że nie pamiętam o wszystkim.
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Kości:5 coś za dużo tych wypadków podczas ćwiczeń ostatnio, Tobie poszło bez kłopotów. Tylko i aż. Być może miotłowanie to dla Ciebie chleb powszedni, a może miałeś szczęście. Z całą pewnością jednak po prostu nie miałeś tym razem pecha.
Właściwie, w jakimś sensie, ta cała zabawa nawet go rozśmieszyła. To nie było coś poważnego, czy coś, na co naprawdę musiał zwracać uwagę, ale i tak było mu przyjemnie. Może też dlatego, że mimo wszystko uczniowie nie kazali mu z miejsca zjeżdżać i z nim rozmawiali, nawet rzucali uwagi, których nie mógł odczytać, jako złośliwych. Wiedział, że częściowo skupia na sobie ich uwagę, trudno byłoby zresztą, gdyby było inaczej, ale kiedy każdy zajęty był poszukiwaniami, wyławianiem śmieci i walką z drzewem, wszystko nagle stawało się o wiele łatwiejsze. Nie było takie skomplikowane, nie było problematyczne, właściwie, to nawet w jakimś sensie Christopher mógł po prostu płynąć. Dalsze polecenia nieco go zdziwiły, choć oczywiście, doskonale wiedział, że przecież dzieciaki przyszły tutaj ćwiczyć, a nie sprzątać i w pierwszej chwili chciał się wycofać. Później jednak ubodło go dobrze znane mu uczucie chęci rywalizacji, które tak naprawdę nigdy nie zniknęło i cały czas gdzieś się w nim tam gotowało. W końcu też był Gryfonem. Ostatecznie więc bez gadania wykonał polecenie, z przyjemnością stwierdzając, że nie jest to aż tak trudne, przypominając sobie szkolne czasy, kiedy robiło się różne numery - nawet jeśli wtedy podążał tylko za swoim przyjacielem. Piłka, mówiąc inaczej, była jego. Bez rewelacji, bez nadmiernych popisów, ale również bez problemów i kolejnych kompromitacji. Uśmiechnął się nawet pod nosem, czerpiąc z tego sporo przyjemności.
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
Długo nie było trzeba czekać na efekty. Ludzie, którzy przyszli na trening bardzo szybko się uwinęli i wkrótce potem było naprawdę tutaj ładnie, że aż nie mógł się napatrzeć. Może on do tego się nie przyczynił, bo mu się nie udało, ale to nie znaczyło, że nie był pod wrażeniem. Morgan jak chciała, to potrafiła sobie całkiem dobrze poradzić. Nie dało się ukryć- miała gadane. Ludzie ją wręcz słuchali, a takie rzeczy należało cenić. Nie wiedział czego się spodziewać w następnym etapie treningu, ale na pewno nie spodziewał się czegoś takiego. Patrzył jak zahipnotyzowany, jak dziewczyna wrzuca piłki tenisowe do jeziora. Naprawdę nie wiedział, o co może chodzić, ale kiedy spojrzał na kilku uczestników, którzy zaczęli działać, nie czekał długo, tylko chwycił za miotłę, którą przyniósł tu ze sobą. Nie spodziewał się niczego po miotle, którą miał, ale liczyły się umiejętności i zabawa, prawda? Może i niektórzy traktowali to zbyt poważnie, ale nie przejmował się tym. Nie bał się również wody, dlatego poleciał jako jeden z pierwszych uczestników i poszło mu całkiem nieźle. Skąd to wie? Kapitan drużyny zaczęła klaskać, a nie zdarzało się to zbyt często. Przynajmniej miał takie wrażenie. Był sam z siebie dumny. To naprawdę miłe uczucie zrobić coś dobrze. Czy weźmie udział w kolejnym etapie? Oczywiście!
Kostka:6+1=7 6+ - miszcz miotlarstwa we własnej osobie. Śmignąłeś jak złoto i Morgan aż Cię oklaskuje. Jesteś podbudowany na tyle, że jeżeli zdecydujesz się na kolejny etap, będziesz mieć w nim +1 oczko do pierwszego rzutu.
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
- Jean! Rozgrzana? Śmigaj. - trudno byłoby nie zauważyć pędzącej do nich Gryfonki, która najwyraźniej na ostatnią chwilę przypomniała sobie o ogłoszonym treningu. Davies ucieszyła się, nie tylko ze względu na to, że podczas obserwowania ćwiczących miała okazję porównać style latania bliźniaczek, czy różnice w zachowaniu. Doskonale zdawała sobie sprawę, że gryfońska Strauss była równie szaloną miotlarką i nie potrzebowała wielu treningów do stania się u niej podstawową ścigającą. W zasadzie Moe już teraz ją tam widziała. Musiała przyznać, że akurat to ćwiczenie dotąd szło wszystkim aż zaskakująco śpiewająco. Kilkukrotnie wykonali je poprawnie, a Loulou i Russ popisali się jakimiś absolutnymi majstersztykami. Zanim jednak postanowiła to szerzej skomentować, sama zdecydowała się na własną próbę, zakończoną... solidnie. Tylko i aż. - No to od przyszłego sezonu gramy trójką pałujących. - postanowiła, posyłając Moreau rozbawiony uśmiech. Na kartce wydawać by się mogło, że faktycznie mieli pełny skład, pełne rezerwy, a do tego mogliby brać udział w meczach w jakimś rozszerzonym o 2-3 zawodników zestawieniu. Praktyka pokazywała jednak zdecydowanie co innego. Dobrze było mieć świadomość, dokąd priorytetowo powinna słać Lulkę. Nawet, jeżeli już teraz wśród pałkarzy było dość ciasno.
Przetarł skaleczoną dłoń o czarną koszulkę, którą miał na sobie. Zasady bezpieczeństwa i higieny? A gdzie tam, dla niego nie istniały. Nie miał zresztą czasu rozczulać się nad sobą, bo zaraz zaczęło się ćwiczenie dobrze znanego mu manewru. Znał kiedyś jednego Wrońskiego, z jego wzwodem też był nieźle zaznajomiony. Podejrzewał jednak, że dziś chodzi o coś zgoła innego. Bliskość tafli jeziora wcale mu nie przeszkadzała, wręcz przeciwnie, jej widok uświadomił mu jak dawno nie pływał i wywołał nawet krótkotrwałą pokusę, by zanurzyć się w lodowatej toni. Pogoda była jednak niesprzyjająca, a on, choć był z reguły zimnolubny, nie chciał aż tak narażać się na przeziębienie. Nie wydziwiał, po prostu wykonał swoje zadanie – wzbił się wysoko w powietrze, ruszył w dół na pełnej p z pełną prędkością i zakręcił tuż nad powierzchnią wody, ówcześnie sięgając po mokrą piłeczkę. Wrzasnął z zadowolenia i okręcił się na miotle wokół własnej osi, co okazało się nie być najlepszym pomysłem. Wleciał prosto w szuwary, kompromitując się tak, że najpewniej przyćmił tym swój piękny manewr. Nie obchodziło go to do końca – to, że narobił sobie wstydu, wręcz przeciwnie, zaśmiał się sam z siebie kiedy stanął już na nogach. — Dzięki za dzisiaj! — zawołał do Morgan, po czym pomachał do całej reszty Gryfonów. Widział, że niektórzy jeszcze zostawali, ale on nie miał już ochoty na dalsze latanie. W dormitorium czekała na niego historia magii.
Nie pytajcie, jak to się stało że taki fanatyk quidditcha na śmierć zapomniał o ustalonym treningu drużyny, którego termin powinien mieć przecież wpisany we wszystkich kalendarzach i w sercu, bo jest to nierozwiązywalna zagadka, na którą nawet sam zainteresowany nie zna odpowiedzi. Byłby wcale nie przyszedł, gdyby po powrocie do domu Fillin nie spytał go zdziwiony „a ty nie na treningu???”; wówczas dopiero przypomniał sobie, że powinien właśnie tam być, i zerwał się, po drodze upewniając, że tym razem ghul nie zostawił mu żadnej przykrej niespodzianki w rękawicach, po czym pognał dzikim pędem w stronę zamku. Całe szczęście, że skojarzył, że trening miał być w dość nietypowym miejscu, bo nad jeziorem (może będą morsować, jak niedawno Ślizgoni?), więc dotarł tam od razu bez błądzenia najpierw po boiskach i polanach i chyba nie spóźnił się aż tak skandalicznie. W pośpiechu wyjaśnił Morgan zgodnie z prawdą, że nie zjawił się na czas bo jest głupim cepem i ma dziury w mózgu, a potem przystanął z boku, by obserwować zmagania innych podczas zwodu Wrońskiego. Wszystkim szło naprawdę dobrze, sam był pod wrażeniem patrząc na to jak zwinnie wykonują manewr; wreszcie sam wskoczył na miotłę i ustawił się w odpowiednim miejscu, po czym śmignął jak strzała w stronę wody, by złapać piłkę i tuż nad taflą poderwać się w górę, a był przy tym taki wspaniały, jak sam Wiktor Krum na mistrzostwach świata. Wrócił szybko na miejsce bardzo z siebie zadowolony, w akompaniamencie oklaskującej go kapitanki, pilnując, by z wrażenia nie wpaść w krzaki jak Lazar.
Hemah E. L. Peril
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175 cm
C. szczególne : Białe włosy, brwi i rzęsy, jasna cera. Akcent cockney. Umięśniona sylwetka. Blizna na jednej brwi po dawnej bójce. Blizny po odmrożeniach na lewej ręce i udach.
To bezpieczne na pewno nie było. Porzuciła zatem zbieranie śmieci, czy jak to Moe uznała "skarbów drzewa", aby odlecieć kawałek i odsunąć się poza zasięg gałęzi. Wolała nie ryzykować kolejnej kontuzji. Nie zeszła z miotły, wysłuchując, na czym polega drugi etap treningu. Czy to nie dziwne, jak wszystkie treningi mają dwa etapy? Albo lekcje? Czy zajęcia w ogólnym tego słowa znaczeniu? Chociaż, tutaj się Morgan wybiła i dodała trzeci. Już Hemah miała zacząć rozważać jakieś tajemnicze znaczenie podwójnych etapów. Dobrze, że jej przerwano. Ugryzła się w język tak mocno, aż poczuła w ustach krew. Chciała już zaczepie spytać Moe, czy szykuje się komuś odstąpić szukającego, czy planuje następne szlabany, że chce przetrenować z nimi zwód Wrońskiego. Ale to by było niekulturalne. Za wcześnie. Może jak sprawa trochę się zabliźni. Nie była pewna tego manewru. Niby ćwiczyła go z Joshem... Wzięła głębszy wdech i zleciała, ruszając pionowo w stronę jeziora. A chociaż sam zwód wykonała dobrze, łapiąc piłkę bez problemów, tak potem perfekcyjnie wjebała si w zarośla. - Żesz kurwa pierdolona ich mać... - Sarknęła, zbierając się z brzegu. - Wiesz co, ja mam chyba dość jeziora na dziś. To miejsce przynosi mi pecha - rzuciła do @Morgan A. Davies, ściągając z ubrania liście jakiegoś glona czy innego zielepactwa. - Stay safe - pożegnała się ze wszystkimi zanim wróciła do szkoły.
z/t 1 > 4
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Pomachała do Lazara na pożegnanie, a następnie skinęła głową do Hemah, która rzeczywiście wyglądała, jakby miała na dzisiejszy dzień dość wrażeń. Zastanawiała się przez moment, jakim ćwiczeniem powinna potraktować spóźnionych, których przecież w dużej mierze ominęła rozgrzewka i śmieciozbieractwo. Zaraz jednak następne zadanie nasunęło się jej samo, bo z jednej z toreb przygotowanych do wyrzucenia ulotniło się coś pierzastego. Wyglądało z daleka, jak pióro wieczne, ale pofrunęło w kierunku Zakazanego Lasu z taką werwą, jakby miało co najmniej własną wolę i interesy do załatwienia. - Cokolwiek to jest, trzeba to złapać. Potraktujcie to jako oficjalne ćwiczenie. - tym, którzy jeszcze nie zauważyli atrakcji najbliższego etapu wskazała oddalający się, pierzasty przedmiot, po czym poleciła wsiąść na miotły i pognać za nim, póki jeszcze szaleńczo uciekająca zguba nie przekroczyła granic Lasu.
Wyścig
Nie mamy jasno określonej mety, bo zwycięzcą zostaje ta osoba, która przez dwie tury z rzędu będzie miała co najmniej 2 pola przewagi nad resztą stawki. Jeżeli do tego nie dojdzie za szybko, około 4 tury wyłonię zwycięzcę w postaci osoby, która na koniec danej tury po prostu będzie przodować. Do wygrania jest drobna niespodzianka. :3
Tura I: ilość oczek sygnalizuje, na które pole się przesuwamy, a przy tym również, co nas spotyka.
Rzuć kością:
1 - zebranie się nie poszło Ci zbyt dobrze, ale za to przez resztę wyścigu jesteś wyjątkowo zdeterminowany do dopadnięcia tego śmiecia jako pierwszy. W następnej turze otrzymujesz +2 do wyrzuconych oczek, przez resztę wyścigu stałe +1. 2 - lecisz tak powoli, że w pewnym momencie dogania Cię... Bzyczek. Nie masz pojęcia, skąd się tutaj wziął, ale chyba solidnie wjechał Ci na psychikę, bo w następnej turze lecisz jak na złamanie karku, dodając sobie do nadchodzącego rzutu +2 oczka. 3 - hej, czy to nie jest idiotyczne? Niby lecisz razem z innymi, którzy chcą złapać ten cholerny śmieć, ale ani trochę Ci się nie spieszy, przez co zostajesz trochę w tyle. Może Davies sama będzie na tyle oddana zadaniu, że nie zauważy, że podczas wyścigu po prostu się odrobinę obijasz? 4 - być może dziwisz się, jak bardzo po raz kolejny wszystkich wokół dotyka pech i nie do końca wiesz, czy się śmiać, czy płakać w związku z tym, że Tobie po prostu udaje się lecieć przed siebie. 5 - Twój start był na tyle niezgrabny, że to cud, jak daleko udało Ci się dofrunąć, nie będąc jednocześnie w stanie złapać jakiejkolwiek stabilności. Wreszcie jednak grawitacja Cię pokonała i wraz z miotłą lądujesz w krzakach. Następna tura oznacza dla Ciebie -2 do wyrzuconych oczek. 6+ - szarżowanie wyprowadziło Cię na sam początek stawki, ale pędzisz tak bardzo, że wreszcie nie zauważasz jakiejś odstającej gałęzi znajdującej się na Twojej drodze, zahaczając o nią do tego stopnia, że obijasz sobie/rozcinasz nogę w łydce/kolanie. Nie jest to nic makabrycznego, raczej drobny uraz, jednak w locie zaskakująco doskwiera. W pozostałych etapach masz stałe -1 do ilości oczek.
Każde 10 punktów kuferkowych z miotlarstwa upoważnia Was do 1 przerzutu LUB dodania sobie 1 oczka do otrzymanego wyniku. Korzystajcie z tego na dowolne sposoby. Sam jeszcze nie wiem, jak całość nam wyjdzie, więc szykujcie się na zmianę opisów kości w następnych etapach.
Oprócz tego, jeżeli nie macie zamiaru wczuwać się w wyścig, zawsze możecie po prostu uznać, że rozegracie kość #3. Najwyżej Was za to pozaczepiam.
C. szczególne : Kilka drobnych tatuaży; często zakrwawione lub posiniaczone knykcie; blizna na całym prawym nadgarstku (od knykcia palca wskazującego na skos)
Kość:5 + wleciałam w kraki Pole:#5 Bonusy/Kary: -2 do następnej tury
Wyścig? I to jeszcze za jakimś tajemniczym przedmiotem? Cóż, jeżeli to była po prostu część treningu, to czemu by nie spróbować i tam? A skoro kilka osób i tak się wykruszyło, to nawet miałam większe szanse, prawda? Im mniej przeciwników, tym czysto teoretycznie lepiej dla konkurujących. Chociaż, czy tak na pewno? Zawsze to większa presja, więcej adrenaliny, świadomość, że to wszystko zależne jest od odpowiedniego ruchu… Ach, przecież to oczywiste, że w to wchodzę! Gdzie, ja miałabym się nie ścigać? Ze świadomością, że im nas mniej, tym bardziej mogę dostać opierdol od kochanej pani kapitan za obijanie się, albo będzie mi wypominała wszelkie błędy przez kilka najbliższych treningów, jeżeli nie do końca roku? Jak mogłam sobie odpuścić coś tak cudownego? Z tego całego podekscytowania aż miotła zdecydowała się mnie nie nie posłuchać. A może to wina spóźnienia i tego, że tak naprawdę nie uczestniczyłam w rozgrzewce? Nie wiem, po prostu zepsułam sobie sam start, do tego odnosiłam wrażenie, że cała grawitacja działa przeciw mnie. No, może to dlatego znalazłam się w krzakach...
Ledwo zszedł z miotły po skończonym zwodzie Wrońskiego, a Moe już proponowała im kolejne zadanie, i to nie byle jakie! Wyścig za tajemniczym, pierzastym, niezidentyfikowanym przedmiotem brzmiał jak pyszna rozrywka, dlatego dziarsko wskoczył z powrotem na miotłę i ruszył w pogoń za resztą drużyny i tym dziwnym czymś, co mieli złapać. Szło mu bez większych rewelacji, ale przyzwoicie, chociaż nie szarżował za ostro na samym początku, stwierdziwszy, że na razie zobaczy jak poradzą sobie przeciwnicy i ewentualnie pociśnie na końcówce. Na razie za sukces uważał, że trzymał się prosto na miotle i nie wleciał w żadne krzaki, które naprawdę tego dnia były niesamowicie upierdliwe, bo staranowały już drugą osobę podczas treningu.
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Kość:1+ efekt Pole:#1 ale nie jest źle Bonusy/Kary: +2 do następnego rzutu, stałe +1 do rzutów
Co prawda wciąż niektórzy mieli w pamięci ten pechowy wyścig, który skończył się szlabanem i banem dla Morgan na mecz ze Ślizgonami. Nic więc dziwnego, że niektórzy woleli odpuścić i nie ryzykować chociaż zadanie to było, co prawda nieobowiązkowym, ale jednak elementem treningu. Strauss jednak została na miejscu, bo... ona odmówiłaby komuś wyścigu? Za nic nie mogłaby sobie odpuścić czegoś, co było związane z miotłowaniem. Dlatego kiedy tylko Morgan wypuściła ich... metę(?) i dała odpowiedni sygnał Krukonka oderwała się od ziemi i choć nie wyciskała chwilowo pełnej mocy z miotły to widać było, że jest zdeterminowana do tego by dorwać swoich przeciwników. Po prostu nie zamierzała chwilowo lecieć na wariata, a działać raczej taktycznie i przyspieszyć w odpowiednim i nadającym się do tego momencie. Brzmiało w końcu rozsądnie, prawda? Tym bardziej, że trasa prowadziła w kierunku Zakazanego Lasu i kto wie... może z niego zaraz coś wyleci?
Loulou Moreau
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 173cm
C. szczególne : francuski akcent, burza loków, ciemniejsza karnacja
Kość:1+1 za idealny zwód = 2 - lecę tak wolno, że uczepił się mnie Bzyczek Pole:#2 Bonusy/Kary: +2 do następnej tury
Czuła się naprawdę dobrze po idealnie wykonanym manewrze. Do tego cieszyła się, że miała okazję choć trochę porozmawiać z kapitan drużyny. Domyślała się, że może nie mieć szans, żeby zagrać w następnym meczu na swojej pozycji, ale przynajmniej Morgan wiedziała już o niej coś więcej. Szanse na zagranie wzrastały. Czekała na następne zadanie, jakie zostanie im wyznaczone, gdy jej uwagę przykuło pierzaste Coś, lecące w stronę Zakazanego Lasu. Po chwili okazało się, że mają to złapać, więc ruszyła za przedmiotem, choć nie tak żwawo, jak niektórzy. Najwyraźniej jej lot zainteresował owady, bowiem przyczepił się do niej bzyczek. Zacisnęła zęby, próbując zignorować stworzenie i skupić się na pierzastym przedmiocie. Była ciekawa, czy wlecą między drzewa Lasu, czy jednak ktoś złapie ich cel wcześniej.
Nadszedł czas na kolejne zadanie. Nie spodziewał się tego, że dziewczyna wymyśli wyścig. Czy miał już dosyć wyścigów? Może na feriach nie poszło mu zbyt dobrze, ale to nie znaczyło, że miał zamiar się poddać. Russell nigdy nie tchórzył. Poza tym uważał, że to tylko fajna zabawa. Trochę się douczą, trochę się pośmieją i jakoś to będzie. Przecież po to tu przyszedł. Wskoczył więc na pożyczoną miotłę i ruszył razem z pozostałymi uczniami. Jak mu szło? No cóż… po prostu leciał przed siebie, nie wiedząc, co będzie dalej, kto wygra, a komu pójdzie najgorzej z nich wszystkich. Nie zastanawiał się zbytnio nad tym. Cieszył się przyjemnością lotu. Później nad tym pomyśli na pewno. Teraz lecieli mniej więcej równo. Wszystko było możliwe.
Kość:3+1 (z poprzedniego etapu)=4 lecę Pole:#4 Bonusy/Kary: -
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Właściwie to sam nie wiedział, jak dał się w to wszystko wciągnąć. Nigdy nie przepadał za lataniem, wolał zdecydowanie teleportację, ale niespodziewanie odkrył, że to wszystko może być nawet całkiem przyjemne. Może to sympatia do młodych adeptów sztuki latania, może sympatia do uczniów jego dawnego domu, może w końcu fakt, że nie lubił odmawiać... Trudno powiedzieć, w każdym razie po bliskim spotkaniu z drzewem i całkiem ładnym poszukiwaniu piłek na jeziorze, przyszła pora na wyścig, a skoro już coś zaczął, to należało to skończyć. Szkoda tylko, że tym razem lot nie był dla niego taki łatwy, ani łaskawy i trudno było mu złapać równowagę. Skończył w krzakach, co nie powinno nikogo dziwić, w końcu wyglądał pewnie tragicznie śmiesznie, kiedy próbował złapać jakąś równowagę na tej nieszczęsnej miotle. Najzabawniejsze w tym wszystkim było to, że w gruncie rzeczy bawił się całkiem nieźle i nie przeszkadzały mu te wypadki, ani zeschłe liście, czy podrapane policzki. Raz na jakiś czas mógł robić podobne głupoty.
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Jej udział w wyścigu był raczej pasywny, raczej towarzyszyła im dla zasady, chcąc być jednocześnie w pobliżu każdego z nich i pilnować, jak im szło. Na drodze mieli niezbyt dużo przeciwności, czy przeszkód, więc póki co w żaden sposób nie musiała reagować. Czekała zatem, jak dalej miały potoczyć się ich losy i zastanawiała się w międzyczasie, czym mogło być to cholerstwo, za którym ich pogoniła. Odniosła wrażenie, że niektórzy z uczestników całkiem nieźle bawili się podczas tej krótkiej rywalizacji. Wiedziała już, na jakich zasadach miał zostać przeprowadzony kolejny trening. I była niezwykle ciekawa ich reakcji.
Tura II: ilość oczek sygnalizuje, na które pole się przesuwamy, a przy tym również, co nas spotyka.
Rzuć kością:
1 - choć wcześniej dobrze wystartowałeś, teraz nie udało Ci się podtrzymać szczęśliwej passy i przez wcześniej osiągniętą prędkość, niekontrolowanie znalazłeś się trochę zbyt blisko lasu, a przez swój karkołomny slalom pomiędzy drzewami dość mocno tracisz na szybkości lotu. 2 - ślimaczysz się. Być może powinieneś coś z tym zrobić, ale Twoja miotła chyba nie ma ochoty na żadne wyścigi po tym, jak prawie załadowałeś się z nią do wody. Kto by pomyślał, że i one potrafią stroić fochy? 3 - wybrałeś ostrożność, choć mógłbyś lecieć nieco szybciej. Być może wcześniejsze przejścia wywołały u Ciebie lekką obawę o zdrowie, a może po prostu szykujesz się do jakiegoś niesamowitego finiszu? 4 - być może dziwisz się, jak bardzo po raz kolejny wszystkich wokół dotyka pech i nie do końca wiesz, czy się śmiać, czy płakać w związku z tym, że Tobie po prostu udaje się lecieć przed siebie (tu treść bez zmian) 5 - wychodzi Ci lepiej niż solidnie i doskonale wiesz, że już niedługo cel gonitwy znajdzie się w Twoich rękach. Jeszcze trochę, jeszcze odrobinę skupienia i dopadniesz uciekający skarb. 6 - wziąłeś sobie wyzwanie do serca i masz zamiar dopaść ten przeklęty pierzasty cosiek, zanim ten zbiegnie Wam wszystkim do lasu. Cokolwiek to jest, musi być Twoje. W następnej turze otrzymujesz +1 do wyniku kości. 7+ - przesadziłeś. To chyba najkrótszy opis Twoich starań. Rozpędziłeś się na tyle, że kompletnie straciłeś w pewnym momencie kontrolę nad kierunkiem lotu. Nogawką zahaczasz o gałąź i już na niej zostajesz, wisząc smętnie głową w dół. Na szczęście zaraz przylatuje Morgan i zdejmuje Cię na ziemię.
Każde 10 punktów kuferkowych z miotlarstwa upoważnia Was do 1 przerzutu LUB dodania sobie 1 oczka do otrzymanego wyniku. Korzystajcie z tego na dowolne sposoby.
Kod:
<zg>Kość:</zg> oczka + efekt, jeżeli dotyczy <zg>Pole:</zg> # <zg>Bonusy/Kary:</zg> tu wpisujemy długotrwale działające efekty <zg>Pozostałe przerzuty:</zg> x/y
Termin:31.03, godz. 20:00, ale mogę wrzucić (chyba ostatni) następny etap, jeżeli zobaczę, że wszyscy odpisali szybciej.
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Może i start miała wolny, ale tak jak się spodziewała dzięki temu znalazła się na dosyć dogodnej pozycji, by móc strategicznie podejść do znajdujących się przed nią konkurentów. Uniknęła przepychanek i tłoku, który mogła przy odpowiednim kursie i prędkości w miarę wyminąć bez wytracenia prędkości. Dzięki temu nie towarzyszyły jej większe problemy, a lot przebiegał bezproblemowo. Strauss przylgnęła nieco bardziej do trzonka swojej miotły, by w miarę możliwości zyskać lepszą aerodynamikę i przyjrzała się uważniej fruwającemu przed nią cosikowi. Jeszcze trochę i jeszcze dorwie to cholerstwo! Tylko kawałek. Oby miotła dała radę wykrzesać z siebie jeszcze nieco mocy
Jean Strauss
Rok Nauki : VII
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168
C. szczególne : Kilka drobnych tatuaży; często zakrwawione lub posiniaczone knykcie; blizna na całym prawym nadgarstku (od knykcia palca wskazującego na skos)
Kość:2 Pole:#5 Bonusy/Kary: - Pozostałe przerzuty: 0/0
I kto by pomyślał, że miotły mogą stroić aż takiego focha? Nie było zbyt wesoło. Po wygramoleniu się z krzaków, miotła zupełnie nie chciała mnie słuchać. Jakby czuła się obrażona za to, że wleciałam prosto w badyle. Jakby to była moja wina! A przecież to kłamstwa! Gdyby nie siła wiatru, to w życiu nie poleciałabym prosto w krzaczory, ale gdybym nie była też tak cholernie pewna siebie, to do tego też by w życiu nie doszło. No cóż, mówi się trudno i leci się dalej, tak? Złotego znicza, a nie leci! Kiedy już ją wyciągnęłam, nawet specjalnie wyczyściłam i wygładziłam, zupełnie się obraziła. I już nic nie mogłam jej powiedzieć, żadnych próśb, nic - po prostu nie chciała lecieć. Jakby chciała mi powiedzieć trzeba była na mnie uważać. Czasami żałuję, że nie stać mnie na lepszą miotłę. Taka, co by się słuchała do cholery.
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Krzaki to na pewno nie było jego życiowe marzenie, ale w gruncie rzeczy bawił się całkiem dobrze. Nie był tutaj, żeby wygrać z dzieciakami, w końcu nie miał grać z nimi w meczach, ani robić niczego podobnego, co wymagałoby od niego jakiegoś niesamowitego skupienia, zdolności, czy czegokolwiek takiego. Uznawał to za pewnego rodzaju rozrywkę, a poza tym, może w minimalnym stopniu, miał wrażenie, że dzięki temu pokazuje im wszystkim, że w gruncie rzeczy jest całkiem normalny, chociaż pewnie dla wielu był dziwakiem spod Zakazanego Lasu. Tak czy inaczej, uznał, że to wszystko wcale mu nie przeszkadza, nawet te liście we włosach, nawet ten ślad po gałęzi, zupełnie nic, pozbierał się zatem dość szybko, a później uśmiechnął lekko. Miotła nie bardzo chciała go słuchać, pewnie za coś obrażona, a on nie bardzo wiedział, jak nad nią panować, bo przecież nie była dzikim stworzeniem. To jednak nic, bo na razie nie spadł ponownie i nie spotkał się z kolejnym drzewem, co mógł, niewątpliwie, poczytywać sobie za plus. Nie interesował się również za bardzo tym, czy znajduje się na czele, czy na końcu wyścigu, po prostu postanowił lecieć dalej i przekonać się, czy może jednak kiedy był młodszy po prostu nie umiał czerpać z tego przyjemności.
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
Kość:5+1 za kuferek Pole:#10 Bonusy/Kary: +1 do kolejnego rzutu Pozostałe przerzuty: 2/4
Początkowo starał się trzymać przyzwoite, jednostajne tempo, tak by ani nie zostawać w tyle ani nie wyrywać się zbyt mocno do przodu, bo doskonale wiedział że za szybkie wyjście na prowadzenie często kończyło się fiaskiem tuż przed metą; dopiero po jakimś czasie zdecydował się przyspieszyć, zostawiając większość uczestników wyścigu za sobą. Nie miał pojęcia, czym jest ten tajemniczy, pierzasty przedmiot wskazany im przez Morgan, ale szczerze mówiąc to niespecjalnie go to teraz interesowało - chciał go po prostu złapać, a że szło mu teraz naprawdę dobrze, to zaczynał dostrzegać realną możliwość wygranej w tej pogoni, co jeszcze bardziej zmotywowało go do tego, żeby postarać się jeszcze trochę.
Jemu naprawdę przyjemnie się leciało na miotle. Trzeba przyznać, że nie miał zbyt wielu okazji, by wsiąść na miotłę i cieszyć się z każdej chwili. Treningi nie były regularne, na lekcje z lata nie też przychodził rzadko, bo najczęściej były organizowane dla tych z młodszych klas, a o byciu w drużynie mógł jedynie pomarzyć. Może teraz właśnie to robił? Cały czas żył marzeniami. Niespełnionymi. Ktoś zawrócił mu w głowie i tak oto popełniał błąd za błędem. Lot nie był błędem, ale przyspieszenie owszem. Nikt nie przewidział tego, co mogło się stać. Był cholernie ciekaw komu uda się wygrać ten mini wyścig. Wyglądało na to, że wszystko podąża ku końcowi.
Kość:1 + 2 z poprzedniej tury = 3 Pole:#5 Bonusy/Kary: - Pozostałe przerzuty: 0/0
Niby nie czuła potrzeby lecenia jako pierwszej, aby złapać dziwne pierzaste coś, ale lecenie na samym końcu również jej się nie podobało. Pomógł jej w tym bzyczek, którego miała serdecznie dość. Przyspieszyła gwałtownie, starając się na nikogo nie wpaść. Kiedy w końcu jej towarzysz postanowił odlecieć w drugim kierunku, nieznacznie zwolniła. Nie gnała już, jak na złamanie karku, ale obserwowała innych, czekając na odpowiedni moment, aby przyspieszyć i wyprzedzić wszystkich, jeśli nikt w tym czasie nie złapie tajemniczego pierzastego przedmiotu. Z drugiej strony, jeśli nawet jej się to nie uda, cieszyła się z możliwości przetestowania miotły w ciekawszych warunkach niż kilka okrążeń wokół boiska.
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Wyhamowała prawie całkiem, widząc, że wyścig miał się już ku końcowi. Leciała za nimi chyba wyłącznie po to, żeby w razie kłopotów móc względnie szybko zareagować. Callahan w tym całym dotychczasowym zamieszaniu najbardziej wysunął się na prowadzenie, ale nie było jeszcze powiedziane, że tak miało to wyglądać również w ostatecznym rozrachunku. Moe poniekąd podziwiała zapał ich wszystkich - nawet ona nie do końca potrafiła wyjaśnić, w jakim celu ganiali za pierzastymi uciekinierami. Jednak widok tego, jak wysoko stali nie tylko umiejętnościami, ale i zaangażowaniem oraz mentalnością, sprawiał, że nie pozostawało jej nic, jak tylko kiwać głową z aprobatą i być wdzięczną za to, że właśnie z nimi miała przyjemność współpracować.
Tura III: ilość oczek sygnalizuje, o ile się przesuwamy, a przy tym również, co nas spotyka.
Rzuć kością:
1 - w końcówce trochę zawaliłeś - wybrałeś bardzo trudny, zmuszający do kluczenia pomiędzy drzwami tor lotu, albo po prostu Twoja miotła ma dość tego treningu i odmawia tak długich maratonów. 2 - może nie z miotłą, a z Tobą coś jest nie tak? Przez nieuwagę właśnie wpakowałeś właśnie się w drzewo. Na przyszłość patrz przed siebie, a póki co rozmasuj ramię, bo będzie siniak. Odpadasz z wyścigu. 3 - wybrałeś ostrożność, choć zdecydowanie mógłbyś lecieć nieco szybciej. Być może wcześniejsze przejścia wywołały u Ciebie lekką obawę o zdrowie, albo nie czujesz się jeszcze na miotle na tyle pewnie, żeby szarżować w stronę 'mety'? 4 - jeżeli dotychczas Twój przelot był najwyżej solidny to chyba tylko dlatego, że dopiero miałeś zamiar pokazać, na co Cię stać. Twój finisz to jakiś majstersztyk, zarówno pod kątem tempa lotu, jak i wymijania drużynowych rywali. W ostatecznym rankingu awansujesz o jedno miejsce w górę (uwzględnię to na koniec, nie przejmujcie się!) 5 - niezły lot. Być może przez cały wyścig trzymałeś równe tempo, a może dopiero teraz obudził się w Tobie jakiś instynkt rajdowca. Czy dzięki szarżowaniu uda Ci się objąć prowadzenie? Do finalnego pola dodaj sobie 1 oczko. 6+ - Morgan nie pozostaje nic, jak tylko podziwiać Twoje zaangażowanie. Miałeś trudny początek? Z miotłą coś wcześniej było nie tak? Resztę wyścigu przebimbałeś? Teraz nie ma to znaczenia. Na koniec suniesz, jak strzała i nic nie jest w stanie Cię zatrzymać. Dodaj sobie 2 oczka do ostatecznie zajmowanego pola. I odpocznij, bo trening dał Ci w kość. Jeżeli rozgrywasz jakąś fabułę odbywającą się niedługo po treningu, przez 2 pierwsze posty będziesz wykończony.
Każde 10 punktów kuferkowych z miotlarstwa upoważnia Was do 1 przerzutu LUB dodania sobie 1 oczka do otrzymanego wyniku. Korzystajcie z tego na dowolne sposoby.
Kod:
<zg>Kość:</zg> oczka + efekt, jeżeli dotyczy <zg>Finalne pole:</zg> # <zg>Bonusy/Kary:</zg> tu wpisujemy długotrwale działające efekty <zg>Pozostałe przerzuty:</zg> x/y
Termin:02.04, godz. 20:00, ale jak wszyscy odpiszecie wcześniej to domykam sprawę i robię Wam z/t (choć można mnie zaczepiać jeszcze po treningu).
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Kość:6 + 2 Finalne pole:#15 Bonusy/Kary: - Pozostałe przerzuty: 0/0
Czy kiedykolwiek myślał, że podobne rzeczy mogą naprawdę sprawiać mu frajdę? Nie sądził. Nie latał za dobrze, nigdy nie skupiał się na grze i traktował to wszystko raczej, jak środek transportu, a nie coś więcej. Chyba jednak ten pęd powietrza, ta rywalizacja, jaka pojawiła się z innymi, to wszystko spowodowało, że bawił się doskonale i, jak mogło się wydawać, przestał się ograniczać. Mógł dać z siebie wszystko, skoro już całkiem gładko szło mu prowadzenie miotły. Po zastanowieniu doszedł nawet do wniosku, że to w gruncie rzeczy jednak jest niczym panowanie nad zwierzęciem - trzeba było się z nią dogadać i prowadzić właściwie, nie pozwolić na to, by czuła lęk, czy coś podobnego. To było właściwie całkiem ciekawe odkrycie, chociaż trudno powiedzieć, czy Chris zamierzał poświęcać mu jakoś więcej uwagi, czy wolałby jednak po prostu przejść obok tego obojętnie. Na razie po prostu cieszył się tym, co miał, co się działo i wcale nie przejmował się tym, czy znowu nie skończy wpadając w jakieś krzaki. Do nieoczekiwanych spotkań z roślinnością zdążył już, tak właściwie, przywyknąć, więc nie czuł żadnego lęku. Uśmiechał się nawet lekko, kiedy po prostu mknął na przód, z pewnym zdziwieniem odkrywając, że miotła może aż tak rwać do przodu. Był zmęczony, to prawda. Ostatecznie to wszystko było jednak dość sporym wysiłkiem, ale musiał przyznać, że było w tym coś, co dawało całkiem sporo satysfakcji. Na razie jednak musiał odpocząć, bo aż oddychał z większym trudem od tego pędu powietrza, które usiłowało wcisnąć się głęboko w jego płuca. Usiadł na trawie, starając się uspokoić i oddech i prędko bijące serce.
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Jean Strauss
Rok Nauki : VII
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168
C. szczególne : Kilka drobnych tatuaży; często zakrwawione lub posiniaczone knykcie; blizna na całym prawym nadgarstku (od knykcia palca wskazującego na skos)
Kość:5 +1 do finalnego wyniku Finalne pole:#11 Bonusy/Kary: - Pozostałe przerzuty: -
Może i nie wygrałabym teraz wyścigu, w końcu wszyscy chyba znaleźli się o wiele dalej ode mnie, ale co zaszkodzi spróbować? Całe szczęście, foch miotły był tylko chwilowy, bo kiedy tylko dała na siebie wejść dość szybko zaczęłyśmy doganiać całą resztę. No i co, tak bardzo bolało? Gdyby nie bliskie spotkanie z krzakami, mogłabym mieć nadzieję na złapanie tego cholernego pióra, ale nie, bo po co. Lepiej się obrażać, prawda miotło? Żeby teraz tylko ci w żaden sposób nie odwaliło, że zaczniesz beczki mi robić, czy inne ósemki. Wystarczy mi tego wstydu, już wpadłam do krzaków, jeszcze brakuje, żebym oberwała od drzewa. Bliskie spotkanie z korą. A potem będą pytania hej Jean, jesteś dendrofilem? Przynajmniej żadne małe upokorzenia nie powstrzymają mnie od kolejnych prób i treningów, może i kiedyś uda mi się przeżyć trening bez żadnych ośmieszeń.
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Kość:4 + 1 + 1 za 10pkt kuferku = 6 Finalne pole:#6 + 6 + 2 z pola = 14 Bonusy/Kary: +1 stałe do rzutów Pozostałe przerzuty: 1/3 - bo wzięłam sobie punkcik
Może i sam start wyścigu nie był najlepszy, ale za to środek, a już finisz to w ogóle wykonała w jak najlepszym stylu jaki tylko mogła sobie wymarzyć. Tak. Zwłaszcza sama końcówka wyścigu. Strauss z pewnością dała z siebie wszystko, wykorzystując w pełni moc dosiadanej miotły i wspinając się na wyżyny swoich umiejętności miotlarskich, które może wciąż nie były na poziomie profesjonalistów, ale z pewnością należały raczej do tych lepszych niż gorszych. Przylgnęła kurczowo do swojej miotły, skupiając się w pełni na tym, żeby poprowadzić swojego Nimbusa po jak najbardziej korzystnym torze i wykonywać zgrabne manewry i choć nie wystarczyło to, by przebić się na sam początek tego swoistego peletonu to z pewnością dała pokaz swoich zdolności, co okupiła niesamowitym zmęczeniem, ale i satysfakcją. Tak. Zdecydowanie było warto.
Loulou Moreau
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 173cm
C. szczególne : francuski akcent, burza loków, ciemniejsza karnacja
Kość:6 +2 do pola Finalne pole:#13 Bonusy/Kary: - Pozostałe przerzuty: 0/0
Wiedziała, że nadarzy się odpowiednia okazja. Może nie wygra, może nie złapie przedmiotu, ale nie będzie na końcu ich wyścigu. Wiedziała, że może więcej uzyskać ze swojej miotły, niż udało się do tej pory, więc czekała na odpowiedni moment. Przyspieszyła, próbując nie śmiać się za głośno, gdy wiatr smagał jej twarz. Czuła się świetnie na miotle, lecąc przed siebie i czując wolność. Musiała jednak przyznać, że trening był wyczerpujący. Serce tłukło jej się jak oszalałe w piersi, i czuła wyraźnie zmęczenie ramion oraz nóg, od ciągłego napięcia. Dawno nie miała tak wyczerpującego treningu. Wszystko to jednak pozostawiało uśmiech na jej twarzy, gdy mknęła przed siebie na miotle, starając się nie zostawać ostatnią. Liczyła na to, że przestanie być rezerwową i dostanie się do głównego składu, a gdy już tak się stanie, zamierzała pokazać, na co ją stać. Zanim jednak tak się stanie, chciała pokazać się z jak najlepszej strony w czasie treningów, jak teraz.