Te stare, rozłożyste drzewo rosnące w pobliżu jeziora zawsze przyciągało amatorów wspinaczki. Grube, nisko osadzone gałęzie to ułatwiają. Wejść nie jest tam trudno, a widok na jezioro i pobliskie tereny jest cudowny. Uczniowie lubią tu odpoczywać, plotkować lub się uczyć.
Nigdy nie czuł się tak dobrze, jak teraz. Czuł naprawdę przyjemność z lotu. Miał aż ochotę rozłożyć ramiona i delektować się samym lotem, ale wiedział, że nie wypada. Jakby nie patrzeć- to nadal był wyścig. Mimo że wiedział, że nie wypada, to chciał wszystko robić, jak należy. Niektórzy z nich brali to na naprawdę serio. Dla niego to tylko była zabawa. Mógł właściwie robić za sztuczny tłum. Nigdy nie udało mu się wygrać w żadnym wyścigu. Dlaczego? Może dlatego, że był zbyt rozkojarzony jak teraz? Nie wiedział właściwie, jak to się stało, ale wleciał na drzewo. Czy to z miotłą było coś nie tak, czy to z nim? Rozmasował obolałe ramię i chwycił za miotłę, by wylądować na ziemi. Dla niego to na pewno był koniec wyścigu, ale jak dla pozostałych? Oparł się na miotle. Ciekawy był, kto zostanie zwycięzcą.
Kość:2+ odpadam Finalne pole: - Bonusy/Kary: - Pozostałe przerzuty: -
Jego taktyka ze spokojnym startem i stopniowym zwiększaniem prędkości sprawdziła się doskonale; pod koniec wyścigu sunął jak strzała, wyciągając ze szkolnej miotły (i siebie) tyle, ile tylko się dało. Skupiony na locie i zbliżającym się coraz bardziej celu, raz tylko zerknął za siebie, by dostrzec, że O’Connor i Viola depczą mu po piętach witkach i mało brakuje, by któreś z nich go wyprzedziło, a na to oczywiście nie mógł pozwolić, nie na tym etapie! Pozostali Gryfoni majaczyli gdzieś w oddali, dlatego teraz nie chodziło już tylko o jego sukces: jego wygrana przy okazji mogła uratować honor całego domu. Bo jak to tak, zaprosić na trening Krukona i nauczyciela i dać im wygrać? Darzył sympatią oboje, ale nie było takiej możliwości, więc przyspieszył jeszcze bardziej, zmniejszając dystans między sobą a pierzastą tajemnicą, po którą wreszcie mógł wyciągnąć rękę.
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Callahan zaczął niepozornie, jednak szybko udowodnił, że w drużynie był jednym z najpewniejszych punktów nie tylko ze względu na to, że przemoc i pałowanie płynęły w jego żyłach w większym stężeniu niż alkohol po piwkowaniu z Fillinem O Dziwnymnazwisku. Boyd po prostu dawał radę na miotle, a widok tego, jak z każdym odcinkiem wyścigu coraz bardziej zostawiał resztę z tyłu z jednej strony napawał ją dumą, a z drugiej podpowiadał, by nikomu nie odpuszczać na treningach i robić je odpowiednio regularnie. Niekoniecznie codziennie, bo na takie przychodziłaby tylko Violka, a reszta miałaby dość i jej i miotlarstwa na resztę życia po mniej więcej dwóch dniach, ale po prostu trzeba było pilnować systematyczności. I może frekwencji? - Hej, wszystko gra? - zapytała Russella, podlatując do niego chwilę po tym, jak zderzył się z pniem drzewa i przerwał udział w wyścigu. Poniekąd rozumiała, że był dopiero pierwszy raz na jej 'zajęciach' i mógł uznawać jej słowa o przynależności do drużyny za puste słowa, czy jakiś nieśmieszny żart, jednak ona nie miała zamiaru nikogo skreślać. Wręcz przeciwnie - było dla niej oczywistym, że jeżeli ktoś podtrzymywał zaangażowanie w ćwiczenia to był częścią zespołu i należało go brać pod uwagę przy ustalaniu składów. Alvarez wystarczająco zasłużył na jej uznanie, aby grać, gdyby tylko zapewnił ze swojej strony dostępność podczas meczu. - Dobra, wystarczy tego. Wszyscy cali? Gratuluję łapaczom. Wracajmy do zamku. Profesorze. - upewniwszy się, że Russell był w jednym kawałku, podleciała do pozostałej gromadki i obwieściła koniec treningu, niespecjalnie interesując się tym, co złapali. Wyglądali, jakby byli co najmniej zaskoczeni znaleziskami. Może to dobrze? Na koniec ukłoniła się gajowemu, po czym ruszyła zbierać torby z zebranymi duperelami, aby zagadać w ich sprawie szkolne skrzaty albo woźnego. Co w Hogwarcie robiło się ze śmieciami?
Boyd jako pierwszy chwycił pierzastego zbiega, ten jednak okazał się być uciekinierem dwuczęściowym i wykorzystał element zaskoczenia, aby przynajmniej połowicznie wymsknąć się z dłoni Gryfona. Na to jednak zdołał na czas zareagować Chris, łapiąc drugą pierzastą złośliwość we własne objęcia. Obaj panowie dość szybko przekonali się, że ich ofiarami nie były zwykłe wieczne pióra.
Jak ktoś ma pytania to można zaczepiać jeszcze tutaj, byle z oznaczeniem. Ewentualnie wizzenger/sowa.
Ostatnie parę dni w Hogwarcie obchodzone jest całkiem hucznie. Tańce przy ognisku, plecenie wianków, szukanie jajek po okolicy. Jestem całkiem podekscytowana tym wszystkim, szczególnie, że lekcje wydają się nie być aż tak absorbujące (albo to ja zaczynam mniej się uczyć) a słońce ciągle świeci. Jest piękny dzień (a przynajmniej tak czuję z lochów, bo okien to tam specjalnie nie mamy) i mam ochotę wyjść na spacer. Ubieram się może tylko odrobinę zbyt lekko: do kaszmirowego sweterka dodaję lekką kurtkę i krótką spódnicę, mając świadomość, że wiatr będzie wiał mi po nogach ale co z tego, skoro świeci słońce? Wpadam do dormitorium @Lucas Sinclair i nawet jeśli początkowo nie ma ochoty nigdzie iść, to tak długo marudzę aż w końcu się zgadza przejść na błonia. Wydostajemy się z lochów na zewnątrz a potem idziemy w stronę jeziora. Jest rzeczywiście dosyć chłodno, wiatr rozwiewa mi włosy we wszystkie kierunki, jednak w momentach kiedy na chwilę ustaje, można nacieszyć się grzaniem słońca. Po tym jak co chwila nic nie widzę, związuję w końcu włosy byle-jak za pomocą gumki, którą prawie zawsze mam na nadgarstku. - Ale ładnie, co? Myślisz, że tak samo będzie podczas meczu? Byłoby super, gdyby któryś ścigający nie mógł grać - mówię o quidditchu, bo przecież mecz już lada moment. Uważam, że latam akurat lepiej niż Lucas ale to on na ten moment jest w pierwszym składzie a nie ja. Pewnie to dlatego, że Heaven woli facetów, no i na pozycje ścigających jest całkiem sporo chętnych. Zagaduję tak brata ale rzeczywistości w głowie mi tylko jedno. Śmingus dyngus! Myślę jakby tu go podejść, żeby był cały mokry. W rękawie mam ukrytą różdżkę, więc jak tylko uznam, że jest dobry moment, mogę szybką ją wyciągnąć i odpowiednio wykorzystać.
Chociaż w domu jego rodzina praktycznie nigdy nie obchodziła tego okresu wielkanocnego, to odkąd przyjeżdżał do Hogwartu zawsze w ten czas udzielał mu się klimat zajączków, pisanek i czekoladowych jajek. Nie miał nic przeciwko tradycjom, które wywodziły się z mugolskiego świata, wręcz przeciwnie uważał, że mają bardzo ciekawe zwyczaje. I tak, nadszedł czas obchodów magicznej nocy celtyckiej, która w szkole nakładała się z niektórymi symbolicznymi tradycjami mugoli. Wielu uczniów szukało po zamku pisanek, niektórzy (w tym także Lucas) pokusili się o pójście na układ z urzędującymi w Wielkiej Sali magicznymi królikami i udało im się zdobyć pare czeko-królików. Atrakcje związane ze świętami wielkanocnymi w Hogwarcie zawsze przynosiły wiele zabawy i śmiechu, czego nie oszukujmy się Sinclair nie mógł sobie odpuścić. Nie miał szczególnie nic do roboty, kiedy do jego dormitorium wparowała jak burza Soph. Jednak chwilę się poopierał jej namowom, ale w końcu zarzucił grubszą bluzę na siebie i dał się porwać siostrze na spacer po błoniach. Lubił spędzać z nią czas, ale jeszcze bardziej lubił się z nią droczyć i obserwować jak marudzi i wypomina mu jaki to jest okropny. Serio, nie ma nic słodszego jak fochnięta Sophie. - A w tej spódniczce, ledwo zakrywającej tyłek to Ci nie ZA CIEPŁO? - mruknął, akcentując ostatnie dwa słowa, kiedy szedł za nią korytarzem lochów. Oczywiście, u innych dziewczyn krótkie spódniczki były u niego zdecydowanie na tak, jednak u młodszej przyrodniej siostry miał z tym większy problem. Jakoś nie mógł się przyzwyczaić do tego, że jest już praktycznie dorosła i chłopaki (nawet niekiedy jego kumple) mogą się za nią oglądać. Kiedy szli w stronę jeziora zauważył, że w końcu nieco zirytowana tym wiatrem, związała włosy w kitkę. Usłyszawszy jej słowa, wzruszył ramionami. - Nie wiem, ale mam nadzieje, że nie będzie padało. Może nie być słońca, ale deszcz to najgorsza chyba z możliwych opcji. - oznajmił, podchodząc do wielkiego konara drzewa, które rosnąc tuż przy jeziorze, było tak rozłożyste, że aż jego gałęzie sięgały ziemi. Wskoczył na jedna z grubych gałęzi, która rozkładała się prawie przy samym podłożu. - Raczej nasi ścigający są w dobrej formie, a życzenie im połamania którejś kości podczas meczu, nie jest zbyt miłe z Twojej strony. Nawet jeśli bardzo chcesz zagrać. Oczywiście cieszył się, że Soph też załapała się do drużyny (nawet jeśli był to rezerwowy skład), bo wiedział dobrze jak dziewczyna lubi latać. Jednak znowu przejmowała kontrolę nad nim braterska troska o bezpieczeństwo siostry, bo przecież każdy wiedział, że Quidditch potrafił być agresywnym sportem. - A tak naprawdę, młoda, to po co mnie tu ściągnęłaś? Widzę ten Twój podejrzany uśmieszek. Coś przeskrobałaś. Albo masz w planach. No gadaj. - powiedział wreszcie, mając świadomość, że znał to jej zachowanie, które niby sprawiało wrażenie niewinnego, ale jednak chłopak czuł, że coś się kroiło.
Lucas nie potrafi zrozumieć (i pewnie w najbliższym czasie tego nie zrobi), że już od jakiegoś czasu jestem dorosła i niespecjalnie może mi mówić, co mam robić. Nie, żeby kiedykolwiek mógł, ale kiedyś to działało nieco inaczej. - Już nie gadaj tak, co ty, moja matka? - odburkuję, chociaż matka nigdy nie zwróciłaby mi na coś takiego uwagi. Głównie dlatego, że nigdy jej nie było, a poza tym jak już była to niewiele ją obchodziło. Całe moje życie osobami, które się mną przejmowały były babcia (chociaż na to zawsze bardzo narzekałam i i tak robiłam wszystko na przekór) a potem Lucas (jemu też często robiłam na przekór). Może i quidditch jest zastępczym tematem, ale tak czy siak jest to dla mnie całkiem ważny a Lucas jakby nie podziela mojego entuzjazmu. - Bez przesady, że zaraz ktoś miałby się połamać... ale jakby tak gorzej się poczuł, powiedzmy miał kłopoty żołądkowe? - Tylko tak głośno sobie rozmyślam ale pomysł już kiełkuje w mojej głowie, co może być niebezpieczne. Staram się zabić w sobie takie myśli, bo konsekwencje mogłyby być zbyt duże. - A czy ja jestem miła? - pyta z lekkim uśmiechem. Od jeziora wieje jakby bardziej, powierzchnia jest lekko wzburzona i małe fale raz za razem pokrywają piasek na brzegu. Patrzę jak Lucas wskakuje na drzewo, całe szczęście, że nie włazi za wysoko, bo mogłoby to mieć nieprzyjemnie konsekwencje. Jestem zaskoczona tym, że tak łatwo zauważa, że chodzi o coś więcej. Może już nie powinnam - znamy się całkiem dobrze. Przez moją twarz przenika cień zadowolenia na myśl o tym, co zaraz się wydarzy. - Nic ci nie powiem - oznajmiam najpierw i znowu się uśmiecham. Ciężko się powstrzymać. - Ale mogę pokazać. Odpowiednio układam rękę i z rękawa wysuwa się różdżka, od razu znajdując się w mojej dłoni. Podnoszę ją do góry, jakby oglądając. Lucas chyba niczego się nie spodziewa? W końcu nie rzucam w niego jakoś znowu często zaklęciami. - Aguamenti - szepczę, z różdżki wydobywa się strumień wody, który kieruję gdzieś w okolice szyi brata. Nie jest jej jakoś bardzo dużo ale wystarczająco, żeby z połowa bluzy była mokra. Szczerze mówiąc, nie przemyślałam tego do końca - jest dosyć chłodno a jestem pewna, że sama długo nie pozostanę sucha... I właśnie dlatego, nim Lucas się pozbiera i wyciągnie własną różdżkę - zaczynam uciekać.
Zdawał sobie doskonale sprawę z tego, że jest typem nadopiekuńczego brata, jednak co miał poradzić na to, że martwił się o Soph i chciał dla niej jak najlepiej. Zawsze mógłby przyjąć zachowanie jej Cass, jej matki i w ogóle nie interesować się dziewczyną. W tedy ta z pewnością, przyzwyczajona do takiego zachowania, nie miała by mu tego za złe. - Twoja matka ma gdzieś Cię gdzieś, Soph. A ja wręcz przeciwnie. - skomentował krótko, nawet nie licząc na to, że ślizgonka kiedykolwiek doceni jego troskę. Czasami to nawet wiedział, że jego rady względem niej i tak zostaną skrytykowane i specjalnie postąpi na przekór jemu, ale musiał ją upomnieć. Nie byłby sobą, gdyby chociaż nie wspomniał młodej, jakie jest jego zdanie. Znając już trochę ją i jej pomysły, miał tylko nadzieję, że to gadanie o problemach żołądkowych to jednak tylko gadanie. Wiedział do czego czasami była zdolna, żeby tylko choć trochę przybliżyć się do swojego celu, więc miał nadzieję, że tym razem odpuści i sama uzna, że byłby to bardzo zły pomysł. - Jak chcesz to potrafisz być miła - rzucił do niej, postanawiając, że pozostawi bez komentarza pierwszą część jej wypowiedzi, na temat ewentualnego wyeliminowania kogoś z pierwszego składu drużyny. - Czasami. - dodał po chwili, mierzwiąc jej włosy, zanim jeszcze je spięła. Po usadowieniu się na gałęzi drzewa, wsadził ręce do kieszeni bluzy i obserwował siostrę, która przez chwile przechadzała się wzdłuż brzegu jeziora. Słysząc jej słowa, zmarszczył brwi i już miał na końcu języka, aby powiedzieć jej, że to nie jest wcale śmieszne i ma mówić natychmiast o co chodzi, kiedy młoda wysunęła różdżkę z rękawa i machnęła nią w jego kierunku wypowiadając zaklęcie. Miał kilka setnych sekundy na reakcję, w ciągu których zdążył jedynie odchylić tułów do tyłu, a w efekcie zachwiał się nieznacznie i tracą na moment równowagę, wyciągnął zamaszyście ręce z bluzy i w ostatniej chwili przytrzymał się gałęzi. Przeklął siarczyście, czując zimny strumień, który spływał mu w tej chwili wzdłuż szyi, pod bluzą, która w połowie była już mokra. - Ja Ci zaraz dam, cwaniaro... mruknął, zeskakując z drzewa, kiedy dziewczyna zerwała się i zaczęła uciekać, a on ruszył za nią z magiczną bronią w ręku. Miał nieco dłuższe nogi niż ona, więc szybko ją dogonił. Łapiąc ją w pasie i pociągając ku sobie, wycelował różdżką w jej włosy i niewerbalnie rzucił zaklęcie, powodując wytryśnięcie z niej pasma lodowatej wody. Jak już przeźroczysta ciecz spływała strumieniem po głowie siostry, uwolnił ją z uścisku i śmiejąc się z tego jak teraz wygląda, wziął przykład z jej wcześniejszego zachowania i rzucił się biegiem w stronę pobliskiego drzewa, żeby w razie jakby co mieć się za czym schować.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Szukanie pisanek próba 4: C + 30% jednorazowy bonus za <35pkt. w kuferku = udane
Korzystając z ładnej pogody wybrał się na błonia, aby trochę odpocząć. Ostatnio ze względu na Święta Wielkanocne i magiczną Celtycką Noc, w zamku dużo się działo. Ludzie świętowali na wiele różnych sposobów i wszędzie było widać magiczne dekoracje. Ślizgon zrzucił szkolne szaty i założył t-shirt z jednym ze swoich ulubionych mugolskich zespołów. Do tego dołożył okulary przeciwsłoneczne i w takim stroju opuścił zimne mury zamku. Przy bramie prowadzącej na błonia potknął się o kamień i klnąc pod nosem spotkał się z trawą. Gdy się podnosił zobaczył pomiędzy źdźbłami trawy jakiś przedmiot. Podnosząc go zorientował się, że było to jedno z Wielkanocnych jajek poukrywanych po całym terenie szkoły. Podniósł je chowając do kieszeni i ruszył dalej. Rozłożył się pod jednym z drzew nad jeziorem i po krótkiej chwili relaksu przysnął. Nagle ze snu wyrwało go coś mokrego, co ochlapało jego twarz. Potrzebował kilku minut, aby zorientować się co się dzieje. Zauważył w pobliżu rodzeństwo Sinclair, które właśnie obchodziło tradycyjny Lany Poniedziałek. To właśnie woda z różdżki Lucasa, którą oblewał swoją siostrę, rykoszetem trafiła na twarz Solberga. -Ładnie to tak atakować z zaskoczenia? - Zażartował w stronę starszego ślizgona wstając z ziemi. Szybkim ruchem wyciągnął różdżkę i wymawiając zaklęcie posłał strumień wody w stronę rodzeństwa. Oberwali obydwoje. Zlustrował wzrokiem Sophie, która wyglądała zjawiskowo w miniówce. -Widzę, że miss mokrego podkoszulka już mamy. Wyglądasz szałowo Soph! - Skomplementował ją żartobliwie puszczając w jej stronę oczko i uśmiechając się czarująco. Nie miał problemu z rzucaniem takich uwag w obecności jej brata. Przeniósł spojrzenie na kumpla z drużyny. -Teraz czas na wybory mistera. - Zanim Lucas się zorientował, Max śmiejąc się już wyczarowywał kolejny strumień wody, skierowany w ich stronę.
Ostatnio zmieniony przez Maximilian Felix Solberg dnia Pon 13 Kwi 2020 - 1:19, w całości zmieniany 1 raz
pisanka: E + 10 procent z zaklęć - udało się znaleźć
Miała ostatnio ręce przepełnione pracą, ciągle coś na głowie. Ilekroć coś jej wpadło do głowy to od razu to notowała w neseserze by o tym nie zapomnieć, było to dla niej najwidoczniej bardzo, ale to bardzo ważne. Odwiedziła też Hogsmeade po drodze i odebrała torbę ciastek wężowych z biało-srebrno-zielonym lukrem. Ciastka te podobno były niesamowite w smaku i rozpływały się w ustach z rozkoszy. Miała zamiar poczęstować nimi uczniów, którzy zasłużą po zajęciach z koła naukowego, albo po prostu odwiedzą ją w gabinecie, by uzyskać pomoc. W międzyczasie idąc przez błonia obserwowała jak uczniowie hucznie spędzają obecne celtyckie święto zwane w pogańskim i mugolskim języku wielkanocą. Nie zamierzała szukać jajek wielkanocnych, bo czyż nie była na ich zbieranie za stara? Chcąc nie chcąc jajko lezało jednak na jednej z ławek zupełnie tak jakby na nią czekało. Ot zwyczajne w zielonej ciemnej barwie. Rozejrzała się zatem tylko czy nikt nie patrzy i szybko schowała je do swojej torby. Opatuliła się odrobinę wiosennym czarnym płaszczem i ruszyła dalej przed siebie. Zwykle starała się nie brać w tym udziału jednakże w danej sytuacji zapewne było to nieuniknione. Właśnie dotarła w okolice rozłożystego drzewa nad jeziorem, do zamku było już niedaleko , a więc zwolniła i o dziwo skupiła się na księdze z czarną okładką, która czytała w drodze do zamku. Nie spodziewała się jednak, że spotka tutaj uczniów, którzy wpadli na pomysł celebrowania Śmigusa-dyngusa. Nie zareagowała na niczyje wrzaski ani krzyki, ale dopiero gdy kilka kropli wody nagle trafiło w jej książkę , zatrzymała się gwałtownie. -Panie Solberg ! Co to ma znaczyć?! - rzuciła gromkim głosem, prawie się w danym momencie zapowietrzając, bo zaskakiwania znienacka to akurat ona wyjątkowo nie znosiła. Chwilowo jeszcze nie dostrzegła dwójki pozostałych uczniów w tym całym zaskoczeniu i niezadowoleniu.
Katherine Russeau
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170
C. szczególne : kolczyk w języku i pępku, blizna na dłoni od noża, tatuaż jaszczurka na łydce
Katherine wiedziała gdzie akurat będzie się znajdował Maximilian, a że miała dzisiaj wyjątkowo dobry humor to uznała, że będzie lać wodę na każdego kto jej wpadnie pod różdżkę. Jej pomysł był o tyle wspaniały, że postanowiła go wykonać na swojej miotle. No więc.... Wszystko wyglądało tak, że wsiadła na swoją miotłę i poprzez swojego lotu na miotle zdążyła już oblać wodą dwóch pierwszoklasistów, oraz dość pokaźną grupkę Krukonów ze starszych klas, którzy ochoczo o czymś dyskutowali przy fontannie. Zaśmiała się w głos, gdy zaczęli ją gonić, więc zrobiła niewielkie okrążenie kierując się w stronę chatki gajowego, by zaraz potem mogła znów zawrócić do Rozłożystego drzewa nad jeziorem. Zaleciała od takiej strony, że nie było możliwości, aby dostrzegła nauczycielkę, która przechodziła tędy i akurat stanęła między uczniami. Wzmocniła swoje zaklęcie i z różdżki strumień wody popłynął po kolei na każdego z uczniów @"Maksymilian F. Solberg" , @"Lukas Sinclair" , @Sophie Sinclair aż w końcu na samą profesor @Beatrix Cortez . Katherine nie widząc tego krzyknęła głośno "Śmigus Dyngus Maruderzy! " i dopiero wtedy dostrzegła mokrą od stóp do głów profesor Cortez. Ups, coś było nie tak, to teraz sobie nagrabiła. Szybko wylądowała na ziemi i zrobiła pierwsze co jej wpadło do głowy, mimo iż wiedziała, że zaraz oberwie wodą po głowie. Ona nie chciała i nie zobiła tego specjalnie. -Profesor Cortez, ja strasznie przepraszam, ja nie chciałam, nie widziałam Pani, a żart miał być dla kolegi- powiedziała przepraszającym tonem, mimo to nadal nie wychyliła się zza wysokiego chłopaka. Miotła w tym momencie leżała rzucona obok na trawniku.
Całkiem możliwe, że nigdy nie przyznam się Lucasowi, że to jego przejmowanie się wszystkim co wiąże się ze mną jest całkiem miłe. Dlatego też wciąż robię coś, co go prowokuje do takich komentarzy. Dobrze jest wiedzieć, że zawsze jest ktoś kto się mną martwi i kiedy inni zajmują się sobą - on zajmuje się mną. Nie odpowiadam więc już nic na to co mówi, zamiast tego lekko uśmiecham się sama do siebie. Jestem zaskoczona, że tak spada z tego drzewa. No bez przesady, to było aż tak niespodziewane? Co prawda wysokość nie jest duża ale i tak uciekając odwracam się na chwilę, żeby sprawdzić czy z nim wszystko w porządku. Zdaje się, że jak najbardziej, bo nie dość, że już nie leży na trawie to nawet za mną biegnie. Wiem, że nie uda mi się uciec ale i tak próbuję. Piszczę i jednocześnie się śmieję, kiedy mnie dopada. Próbuję się wyrwać ale na nic się to nie zdaje i już zaraz jestem mokra. Woda spływa mi po włosach, trochę mam jej na twarzy, reszta dostaje się za sweter i przenika mnie zimno. - O nie, co ty wyprawiasz! Moja fryzura! - piszczę jeszcze, jakby z tej fryzury cokolwiek wcześniej było. Zostaję na ziemi a Lucasa już nie ma, odwracam się i próbuję w jego stronę wystrzelić kolejny strumień wody ale jest za daleko, żeby zaklęcie go dosięgnęło. Podnoszę się i znowu biegnę. Być może nie miałabym szansy go dogonić ale nad jeziorem pojawiają się kolejne osoby. Całkiem niespodziewanie obrywam wodą najpierw od Maxa a niedługo potem też od Kath. - Dzięki, Max. - Zatrzymuję się niedaleko i uśmiecham przekornie do chłopaka. - Mister mokrego podkoszulka mówisz? Aquamenti! - Celuję w niego, wypowiadając zaklęcie niespodziewanie, nim jeszcze skończę zdanie. - Teraz możecie ze sobą konkurować. Czy powinnam być sędzią? - zastanawiam się głośno, chociaż tak naprawdę to trochę trzęsę się z zimna. Międzyczasie pojawia się też profesor Corteza, która krzyczy na Maxa. Obecność nauczycielki tylko trochę mnie peszy. Nie robimy przecież nic złego? A że Solberg sobie przeskrobał to już jego sprawa. - Ogłaszam wojnę! - krzyczę i już mierzę różdżką do Lucasa. Albo Maxa. Nie mogę się zdecydować, któremu powinno się oberwać w pierwszej kolejności.
Wprowadźmy małe zasady i spróbujmy rozegrać to w kilku postach . Ten kto dwa razy zostanie trafiony - przegrywa (chociaż dalej może strzelać wodą w innych). Wyrywa osoba, która nie zostanie trafiona/albo zostanie trafiona tylko raz. Parzysta - trafienie, nieparzysta - pudło. Zaczynamy od 0 .
Jedynie lekko zachwiał się na siedzącej gałęzi (nie spadł do tyły), niemniej było to dosyć niespodziewane, że siostra tak znienacka buchnęła w niego wodą. Oczywiście mógł się tego spodziewać zarówno po jej pomysłach, jak i po tym, że taka w końcu była tradycja śmigusa, ale to nie zmienia faktu, że nieźle się przestraszył na tej gałęzi. Odpłacając się jej, niszcząc jej "idealną" fryzurę, udzieliła mu się radość, która towarzyszyła także jej, kiedy polewała brata wodą. Słysząc jej słowa, na temat swoich włosów, które w tamtej chwili były przemoczone i ściekały z nich strumyki przeźroczystej cieczy, zaśmiał się tylko i nawet nie zauważył, że swoimi wygłupami obudzili, drzemiącego pod drzewem Maxa. - Ludzie zazwyczaj polewają się wodą z zaskoczenia, co nie Soph? - wytłumaczył, odpowiadając ślizgonowi, który widocznie nie miał im za złe tego, że mu przeszkodzili w drzemce. Po chwili i rodzeństwu Sinclair oberwało się wodą, lecz Lucas zaraz stracił zacne miano wcześniej wspomnianego "mistera", kiedy jego siostra postanowiła zemścić się na Sorbergu. Cały ten gwar przerwał szybko donośny głos ciemnowłosej kobiety, na dźwięk którego wszyscy odwrócili głowy i tamtym kierunku. Sekunde później, dosłownie znikąd pojawiła się Kath, która jeszcze "poprawiła" profesorce jej przemoczone ubranie, lejąc w nią strumieniem wody. Ale Lu słysząc tłumaczącą się chwilę później, po wylądowaniu na ziemi dziewczynę, postanowił załatwić to po swojemu. Posłał nauczycielce jeden ze swoich czarujących uśmiechów i podchodząc bliżej kobiet, rzekł: - A pani profesor, nie ma ochoty do nas dołączyć? Mogłaby pani odpłacić Maxowi, biedulek ma jeszcze całkiem suche ubranie. - miał nadzieję, że to poskutkuje i profesorka okaże się jednak takim samym, żądnym odrobiny rozrywki człowiekiem jak każdy inny. Słysząc ogłoszenie Soph, dotyczące rozpoczęcia wojny, nie zastanawiając się zbyt wiele, machnął różdżką w kierunku Kath, śmiejąc się szczerze i odbiegając kawałek, z zasięgu wzroku swojej ofiary, która stała przemoczona. - Kattie, chyba nie jesteś z cukru, co? - rzucił jeszcze do niej, zaczepnie, próbując ją sprowokować.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Lany poniedziałek rozkręcił się dla ślizgonów w najlepsze. Wszyscy zaczynali wyglądać jak po intensywnym prysznicu. Max uwielbiał tę mugolską tradycję, mimo że tak naprawdę nie miał pojęcia skąd się wzięła. Gdy Sophie odwdzięczyła mu się strumieniem zimnej wody, Solberg lekko się zasłonił,aby uniknąć wody wlewającej się do oczu lub nosa. -Możesz sędziować jeżeli uznamy, że nie ma rodzinnych przywilejów. - Tym razem wyszczerzył się do Lucasa. -Poczekaj, Tobie też się dostanie. - Żartobliwie pogroził koledze z drużyny i posłał w jego stronę magiczny strumień, który niestety chybił swojego celu. Mniej szczęścia miała przechodząca obok Profesor Cortez. Oczywiście nie zauważyła towarzystwa Felixa i to on dostał od niej reprymendę. Zanim jednak zdążył jakkolwiek zareagować, z nieba spłynęła potężna ilość wody mocząc ich wszystkich. W ciągu sekundy Kath była już na ziemi i przepraszała nauczycielkę za niefortunny cel. -Również przepraszam, pani profesor. - Ograniczył się do skromnej pokory i w tym czasie puścił Kath oczko. W pewien sposób bawiła go zaistniała sytuacja. W końcu nie każdego dnia masz okazję zmoczyć Cortez. Nawet jeżeli był to przypadek. Na słowa Lucasa odwrócił się w jego stronę i znów spróbował go oblać jednak znowu trafił. -Chyba jednak tytuł mistera przypadnie mi, skoro Lucas robi uniki. - Ślizgońska bitwa wodna powoli się rozkręcała. Jedynym potencjalnym hamulcem dla nich była Cortez, która mogła ukrócić ich radość jednym słowem jeżeli miałaby ochotę.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Kostka:2 Poszkodowany: Sophie Sinclair trafiony/a: Tak
Beatrix aż się zapowietrzyła, gdy w momencie jej krzyku oberwała jeszcze większą ilością wody niż wcześniej. W tym momencie książka nadawała się do całkowitego wysuszenia, ale uznała że zajmie się tym później. Czy mogła sobie pozwolić na coś takiego? Wtedy do akcji wkroczył Lucas Sinclair. Był na tyle miły, że Beatrix skora była przebaczyć całej ekipie. W tej chwili już nie patrzyła na przestraszoną Russeau, która schowała się za Slizgonem. Było to strasznie żałosne, gdy uciekało się przed konsekwencjami. Bardzo Cortez to nie odpowiadało. W jednej chwili można było zauważyć, że na moment kącik ust jej zadrżał, a mokre kosmyki przyklejone do jej twarzy, sprawiały, że nie wyglądała już tak groźnie. Nie zmienia nic faktu, że profesor Cortez była kobietą o wyjątkowej urodzie i nikt nigdy jej nie wypomniał niczego. Zawsze zadbana, mimo srogiej miny, także z pięknym uczesaniem na głowie, albo tak jak dziś, akurat w rozpuszczonych włosach. Machnęła torbę obok drzewa. Biada temu, kto zajrzy tam i jej coś zabierze z torby pod jej nieuwagę. -Dobrze moi drodzy, musicie wiedzieć że Slytherin zawsze ma dla mnie ogromne względy. Proszę jednak by to zostało tutaj. Nie wykorzystujcie moich słabości Sinclair- powiedziała w miarę spokojniejszym tonem. Nie miała zamiaru już na nikogo krzyczeć. Machnęła ródżką i niewerbalnie nakierowała strumień wody w kierunku Ślizgonki Sophie Sinclair, oblewając ją od góry do dołu. Niech się trochę rozerwie profesor Cortez.
Katherine Russeau
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170
C. szczególne : kolczyk w języku i pępku, blizna na dłoni od noża, tatuaż jaszczurka na łydce
Katherine nie lubiła wody, głębokie wody ją przerażały, więc jedynie miała nadzieję, że nikt jej nie złapie i nie wrzuci do wody, bo po prostu pójdzie na dno niczym titanic. Woda tak ją przerażała, że wręcz dostawała paraliżu. Można dosłownie fajnie tą piosenkę podbić pod daną historię, a dane rytmy dźwiękowe, wręcz buczały w głowie Russeau. Próbowała się uśmiechnąć, gdy Lucas zapytał się jej czy nie jest z cukru. -Żebyś wiedział, że dziś jestem... - powiedziała tonem ponurego żniwiarza, po czym wrzasnęła, gdy na jej głowie wylądował solidny strumień wody. Nie znosiła tego ani trochę. -No dobra, nie jestem, a teraz pożałujesz.... - krzyknęła i z szerokim uśmiechem na twarzy, która swoją drogą wyglądała teraz jak twarz pandy, ruszyła w pogoń za Lucasem wokół drzewa, by ostatecznie trafić go sporym strumieniem wody w brzuch. Zobaczyła przy okazji, że profesor Cortez do nich dołączyła i wszystko rozejdzie się po kościach, więc uznała, że też może się świetnie bawić i wcale nie jest taka straszna, jak wszyscy o niej mówią.
Pomysł na mistera mokrego koszulka całkiem mi się podoba, chociaż jednocześnie muszę przyznać, że warunki mogłyby być lepsze. Odczuwam to dosyć mocno na samej sobie i to wcale nie przez dosyć skąpy odzienie dolnej połowy ciała - jestem pewna, że gdybym miała na sobie długie spodnie, to podobnie odrobinę bym się trzęsła. Emocje jednak robią swoje i udaje mi się zapomnieć o tym, że jest mi zimo i być może lada chwila skończę z przeziębieniem. - Chyba rodzinnych kar - odpowiadam Maxowi. Bez względu na to jak bardzo uwielbiam Lucasa i potrafię obiektywnie spojrzeć na jego wygląd, to jakby przyszło co do czego, nie wybrałabym raczej swojego brata - to nie tego rodzaju konkurencja. Wodna bitwa naprawdę się rozkręca i jak niespecjalnie przejmuję się pojawieniem się nauczycielki, to zaskakuje mnie, że postanawia się do nas dołączyć. Możliwe, że gdyby nie miła gadka Lucasa to skończyłoby się to nieco inaczej. Całe szczęście wszystko jest dobrze i nie muszę się przejmować konsekwencjami wymyślonej przez siebie wojny. Próbuję trafić wodą w Lucasa, bo jak nie ma u mnie ulg jeśli chodzi o konkursy piękności, tak i nie będzie ich miał przy lanym poniedziałku. Robi chyba jednak zbyt dobre uniki, albo może to mi na tyle trzęsienie się ręka, że zupełnie nie mogę wycelować. Nie pomaga również kolejny strumień, tym razem od profesor Cortez.
Moje trafienie - 3 (pudło) Kto ile razy oberwał: Lucas: x Sophie: x Kath: x
Niemal od razu wyczuł co się święci, kiedy Max (chyba zupełnie nieświadomie) wysłał mu podejrzane spojrzenie. Zrobił unik, po czym zaśmiał się. - Widzisz? Nie tak łatwo ze mnie zrobić tego mistera. Zauważywszy, że profesor Cortez udziela się świąteczny nastrój i pare metrów dalej jego siostra zostaje oblana właśnie z jej różdżki, ślizgon chwali sam siebie w duchu za tak dyplomatyczne rozegranie tej sytuacji. - Pani profesor, pani jest naszą słabością, dlatego panią zaprosiliśmy do wspólnej zabawy - bronił się, nie przestając zachowywać pozorów szarmanckiego ucznia, który jakby nie patrzeć podlizuje się nauczycielce, aby ją udobruchać. No, dobra takie zagrania już dawno wyszły z mody... ale za to jakie były skuteczne! Delektował się tymi paroma chwilami złości Kath, po tym jak ją dopadło aguamenti. Jednak jego prawie już wyschnięta po "wodnym ataku" Soph bluza, chwilę później znowu przybrała ciemniejszy kolor, a barków powoli spływały mu cienkie strumyki przeźroczystej cieczy. Russeu się odegrała. Za swój kolejny cel przyjął siostrę, na którą już od paru chwil czychał, a wcześniej wyprzedziła do Cortez. Wskoczył na konar drzewa, które leżało już praktycznie na podłożu trawnika i zaczął się przechadzać wzdłuż niego. Miał szczęście, ze nikt wtedy do niego nie celował, bo chyba spadłby z tego drzewa. Wreszcie zauważył Sophie, która uciekała w tamtej chwili przed Maxem. - Aquamenti - szepnął, kiedy znalazła się blisko niego i ślizgonka oberwała kolejną falą wody. Drugi raz wypowiedział zaklęcie, aby także dostało się jego koledze z drużyny, jednak Solberg był czujny i w porę zrobił unik. Zeskoczył z gałęzi i rozejrzał się za swoją kolejną ofiarą. Hmm, Beatrix czy Katherine?
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
-Nie będę narzekał stary, chętnie przyjmę ten tytuł. - Wyszczerzył się do Lucasa jednocześnie unikając jego rewanżu. Nie miał zamiaru tak łatwo dać się pokonać. Zadziwiła go profesor Cortez, która mimo początkowo skarciła Maxa, a teraz dołączyła do ich wspólnej zabawy. Solberg szybko ocenił sytuację i bez większego zastanowienia wybrał kolejną ofiarę. Skoro jedno z rodzeństwa Sinclair unikało jego ciosów, to może drugie zostanie trafione. Zgrabnie wycelował różdżką w Sophie i wypowiedział zaklęcie. Z jego różdżki wyleciał strumień wody mocząc dziewczynę. Tytuł miss mokrego podkoszulka zdecydowanie należał dziś do niej. Felix cieszył się, że nie musi przyznać tej nagrody Beatrix. -Musisz popracować nad refleksem Soph. - Pokazał ślizgonce język i czujnie rozglądał się, czy przypadkiem nikt nie planuje posłać strumienia wody w jego stronę, jednocześnie szukając kolejnej ofiary.
Niestety profesorka nie miała chyba jednak talentu do zabawy. Za pierwszym razem strumień wody z jej różdżki ochlapał jedną z uczennic. Praktycznie każdy był tutaj zmoczony i nie wyglądał nazbyt ciekawie. Gotowa była po tym wszystkim dać każdemu po jedynym z ciastek wężowych, które kupiła w Hogsmeade na specjalną okazję dla swoich uczniów. Żałowała, że nie obejmuje opieki nad żadnym z domów, ale może jeszcze jej się trafi taka okazja. Wyjątkowo uwielbiała wychowanków Salazara Slytherina i miała nadzieję, że oni też przekonają się do niej na tyle, że będą prosili ją o pomoc w rozwiązywaniu problemów. Może w tym momencie nie była to odpowiednia okazja na takie słowa, ale Cortez musiała to powiedzieć. -Jako wychowankowie Salazara Slytherina wiedzcie moi drodzy, że drzwi do mojego gabinetu stoją dla was otworem. Jeżeli potrzebna wam pomoc, albo rada napiszcie list, a was ugoszczę i pomogę w każdej chwili. To będzie wiele dla mnie znaczyło. Nie obawiajcie się wyciągnąć ręki po pomoc- oznajmiła spokojnie i z tego powodu odrobinę się zamyśliła przez co nie udało jej się nikogo oblać, ale machnęła ręką, żeby oni się bardziej bawili bo ona jest po prostu za stara na takie zabawy. (głupio ale 3 razy mi wypadła nieparzysta, a profesor powinno się udać oblać bez problemu ucznia). Tutaj jednak w zamyśleniu machnęła różdżką, a Maximilian Solberg zdążył po prostu się uchylić przed strumieniem z różdżki.
Wyniki: Lucas: x Sophie: x x x Kath: x Max: - Trix: -
Katherine Russeau
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170
C. szczególne : kolczyk w języku i pępku, blizna na dłoni od noża, tatuaż jaszczurka na łydce
Katherine uśmiechnęła się szeroko, po czym najzwyczajniej w świecie parsknęła niekontrolowanym śmiechem, zginając się wręcz w pół i nie mogąc podnieść z ziemi, przez to zaklęcie rzucone przez nią na @Sophie Sinclair po prostu chybiło. Odbiło się gdzieś w niekontrolowanym przez nikogo kierunku, tym samym trafiając w czuprynę jakiegoś rudzielca, który siedział dosyć daleko od nich i czytał książkę. Niestety nie spodobało mu się to i z naburmuszoną miną wstał z trawy i po prostu ruszył w kierunku zamku. Jego usta wygięte były w ponurą podkowę. Ta podkowa szczęścia by nikomu raczej nie przyniosła . Katherine wzruszyła rękoma, po czym podniosła do dziewczyny kciuk, tak by chłopacy tego nie zauważyli. Ot kobieca solidarność, nie musiała dowalać dziewczynie, by ta była bardziej mokra niż jest obecnie. Usłyszała jak Lucas słodzi profesorce, a potem ona mówi im, że mogą na nią liczyć. -Pani profesor, na pewno skorzystamy. Pani wiedza na temat życia jest przeogromna- powiedziała z pełnym szacunkiem w głosie, lepiej bowiem było, aby miała w nauczycielce przyjaciela, aniżeli wroga. Nie chciała bowiem z nią walczyć, ani broń boże się narazić w żaden dostępny w Hogwarcie sposób. To była jedna z nauczycielek, która gotowa była pobłażać Ślizgonom, jeśli uznała by, że po drugiej stronie poszkodowaną osobą jest szlama. Nadal leżała na plecach, praktycznie pokładając się ze śmiechu. -Ej, Max zaraz będzie suchy! Co jest ! - rzuciła głośno i dobitnie.
Wyniki: Lucas: x Sophie: x x x Kath: x Max: - Trix: -
W bardzo niedługim odstępie czasu obrywam wodą najpierw od Lucasa (skubany, nawet go nie zauważam na tym drzewie), a zaraz potem od Maxa. - Ej no, czemu wszyscy się na mnie uwzięli! - Krzyczę trochę tylko oburzona. Ciągle się dobrze bawię, jednak taki obrót spraw wcale mi się nie podoba. Tymczasem profesor Cortez próbuje się z nami bawić ale bardziej śmieszne wydaje się to jak Lucas i Kath się jej podlizują. Najbardziej to słodzi jej mój braciszek - nie mam oczywiście nic przeciwko nauczycielom po swojej stronie ale to trochę już przesada. Podchodzę do niego i to wcale nie po to, żeby go ukradkiem zmoczyć (kogo innego mam na celowniku). - Zabujałeś się w niej czy co? - Szepczę do Lucasa. Podobno niektórzy chłopcy lubią dużo starsze kobiety ale nie podejrzewałabym o to jego. Jest chyba ze dwadzieścia lat starsza! Moim uszom nie umyka to co krzyczy Kath, zresztą sama też to zauważyłam. Max ma coś za dużo szczęścia albo nikt go nie chce oblać. Dlatego też robię to ja - tym razem celnie, tytuł mistera mokrego podkoszulka do czegoś w końcu zobowiązuje.
Trafiam w Maxa Wyniki: Lucas: x Sophie: x x x Kath: x Max: x Trix: -
Chyba Cortez za bardzo wczuła się w rolę sprzymierzeńca ślizgonów, bo jej kolejne słowa brzmiały jak przemowa opiekuna domu węża. Chyba nikt nie miał nic przeciwko temu, że może zwrócić się zawsze do niej z problemem, jednak tak bezpośrednie przekazanie tego, biorąc pod uwagę sytuację, dzięki której wszyscy się tam spotkali; trochę sprawiało wrażenie profesorskiej pieczy nad nimi w trakcie ich "wodnej tradycji". - Dziękujemy. - odpowiedział nauczycielce. Bo przecież, jak już tutaj jest i w dodatku, przypadkiem na początku oberwała wodą, to teraz nie wypada jej ignorować, więc ktoś musiał z nią rozmawiać.Katherine dobrze to rozumiała, bo też wdała się z nią w rozmowę. W dodatku profesorce niezbyt szło szukanie rewanżu, bo jakoś Max skutecznie unikał jej różdżki i nadal był prawie suchy. Ale do czasu, aż Kath go nie dorwała... - Soph, to tylko woda. - krzyknął do siostry kiedy ta zaczęła narzekać, że wszyscy się na nią uwzięli. Pare minut później, kiedy widocznie czaiła się na Solberga, jakimś trafem znalazła się obok brata. Na jej słowa parsknął śmiechem, mierzwiąc jej mokrą czuprynę na głowie. - Ale Ty masz pomysły, młoda... - mruknął rozbawiony i dalej czochrając jej włosy, pomimo jej sprzeciwów, gwałtownie podniósł różdżkę i chlusnął z niej strumieniem prosto w nią, po czym od razu puścił się biegiem. - Kocham Cie, siostrzyczko - rzucił jeszcze rozbawiony, kiedy był już daleko niej. Po drodze zauważył Cortez, więc dla zasady, stwierdził, że ją też odrobinę pokropi. - To tak, aby tradycji stało się za dość! - oznajmił, uśmiechając się ale jednocześnie jak najszybciej znikając z jej pola widzenia.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Jak dotąd dość sprawnie udawało mu się unikać kolejnych strumieni wody. Wręcz bardziej pasował do niego teraz tytuł mistera suchego podkoszulka. Gdy Cortez powiedziała, że mogą zawsze na nią liczyć skinął tylko z uśmiechem w jej stronę w geście, który miał wyrażać, że bardzo dobrze zdaje sobie z tego sprawę i w razie potrzeby skorzysta. Nie miał zamiaru spoufalać się z nauczycielami i taki obrót spraw był dla niego lekko niekomfortowy. -A co Kath, zazdrościsz? - Zapytał posyłając w jej stronę kolejną porcję wody. Dziewczyna zdążyła jednak uciec przed nim na co Solberg udał wielce niezadowolonego. -Oj nikt się nie uwziął Soph, my tylko chcemy... - Spojrzał na Lucasa i zrezygnował z dokończenia swojej myśli. Za to w jego głowie pojawiła się inna, bo tuż obok starszego ślizgona zauważył profesor Cortez. Szybko wycelował w nią różdżkę i mruknął: "Aquamenti". Pani profesor była jednak nie mniej czujna niż reszta uczestników zabawy i podobnie jak Kath, uchyliła się przed jego zemstą. -Dziękuję, że dbasz o mój codzienny prysznic Sinclair. - Zażartował i puścił jej oczko ocierając z twarzy nadmiar wody, który posłała w jego stronę Sophie
Beatrix skinęła tylko głową na słowa uczniów. Oczywiście ona swoją pracę traktowała najpoważniej w świecie, ale była także człowiekiem, który czasem dawał upust swoim emocjom, co rzadko dawało się zauważyć, ale jednak. Czasem się zdarzało, jakby nie patrzeć. Na początku udało się Panu Sinclair trafić w nią strumieniem wody co skomentowała tylko krókim - bardzo dobry strzał Panie Sinclair- jednakże gdy Pan Solberg się zamierzył, by wystrzelić w nią strumień wody, udało jej się uniknąć kolejnego ochlapania. Podniosła lekko swoją szatę by było jej wygodniej, poprawiając ją przy okazji, a potem rzuciła niewerbalnie czar na Katherine Russeau, ta jednak w ostatniej chwili się uchyliła i strumień wody wylądował prosto na twarzy Pana Solberga. -Czujność Panie Salberg! -rzuciła krótko i treściwie. Nie siliła się na uśmiech. Jednakże widać było po niej, że jest z siebie zadowolona.
Lucas: x Sophie: x x x x Kath: x Max: x x Trix: x
Katherine Russeau
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170
C. szczególne : kolczyk w języku i pępku, blizna na dłoni od noża, tatuaż jaszczurka na łydce
Katerina nawet jeśli tego po sobie znów bardzo nie pokazywała to dobrze się bawiła podczas tej całej maskarady jaką było oblewanie się wodą, nawet jeśli uważała, że wodą można się oblewać także w każdy inny dzień. Zastanawiało ją czy ktoś stoi na tyle blisko jeziora, że przypadkiem mogłaby go do niego zepchnąć, całkowicie, ale to całkowicie niechcący. To było zaiste bardzo interesujące pytanie. -Maxiu, jakżeby inaczej - powiedziała na jego słowa o zazdrość i pokazała mu język, by w momencie jego zaklęcia z aquamenti po prostu zwinnie odskoczyć i schować się za drzewem. Woda z końca różdżki ledwie jej musnęła buta, co tak naprawdę się nie liczyło i gdyby ktoś pytał, od razu by oponowała. Szybko okrążyła drzewo i skoczyła na plecy Maxa, traktując go wodą tak, że teraz spływała ona po jego plecach strumykiem. -Częste mycie wydłuża życie, a nie... jednak skraca...? - powiedziała lekko zamyślonym tonem, po czym zamilkła, bo w tym momencie popełniła chyba jakąś gafę. W każdym bądź razie czekała z której strony nadejdzie kolejny strzał, dość szybko puściła Maxa, zaraz po tym jak oblała go wodą. Profesor Cortez miała bardzo dobry refleks, ale ona także zdążyła się uchylić więc tak naprawdę uniknęła strzału wody w swoim kierunku.
Lucas: x Sophie: x x x x Kath: x Max: x x x Trix: x
Ech, tylko woda, a kto dopiero co musiał skomentować, jaką to mam krótką spódnicę. Nic nie mówię tylko przewracam oczami, tymczasem spódnica jest podobnie oklapnięta jak moje włosy i tak jak materiał lepi mi się do tyłka i nóg, tak samo kosmyki, którym udało się wypaść z kucyka przylegają do policzków. Muszę naprawdę wyglądać jak zmokła kura. - No ja nie wiem, może takie są w twoim typie... - zaczynam mówić ale nawet nie udaje mi się dokończyć zdania, bo obrywam wodą. Prycham, bo trochę dostało mi się na twarz - całkiem mnie zaskoczył tym atakiem. - Niech no ja cię dorwę! - krzyczę za Lucasem ale nawet nie próbuję go gonić. Patrzę jak wszyscy dalej się oblewają a Max zaczyna mi chyba dorównywać w byciu przemoczonym. Po tym jak obrywa ode mnie, trafiają w niego również pani Cortez i Katherine. Śmieję się pod nosem - dobrze mu tak, niech nie myśli, że zbyt długo mogło mu się tak poszczęścić. W tym też momencie wpadam na pomysł - podbiegam do @Katherine Russeau, jedna nie rzucam w nią zaklęciem - podnoszę różdżkę na znak, że tego nie zrobię. Kiedy już znajduję się tuż obok, szepczę jej coś na ucho. Potem uśmiecham się szeroko i próbuję jeszcze raz oblać Maxa ale tym razem mi się nie udaje. - Chciałeś chyba coś powiedzieć. Co wy tylko chcecie? - Uśmiecham się do chłopaka i staję niedaleko, trochę tylko obawiam się, że będzie chciał się odwdzięczyć za ten nieudany atak i poprzedni, już całkiem celny.