Przytulne miejsce, w sam raz na przekąszenie czegoś w biegu albo spędzenie kilku miłych chwil nad "Prorokiem Codziennym" z filiżanką aromatycznej herbaty w dłoni.
Autor
Wiadomość
Nakir Whitelight
Wiek : 24
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 183
C. szczególne : dołeczki w policzkach, runa jera na lewym biodrze
Sztuczny dystans nie był tym, czego szukał w pracy, choć zawsze musiał mieć z tyłu głowy świadomość, że zarówno część starszych aurorów, jak i główne kierownictwo oczekiwało odpowiedniego szacunku do ich pozycji. Nie wiedział jeszcze, jak będzie przebiegała współpraca z Isolde, ale nie chciał niczego przekreślać, ani niczego zakładać z góry. Starał się więc zachowywać wobec niej, jak wcześniej, choć wiedział, że nie wszystko będzie dozwolone w kwaterze. Ostatecznie nie zależało mu na plotkach, że próbuje się jej podlizać, czy w inny sposób sprawić, aby była mu przychylniejsza. - W takim razie czeka na ciebie ogromne wyzwanie - zauważył bez ironii, świadom tego, jak trudno było wprowadzać zmiany w miejscu, które zdaniem piastujących ciepłe stołki, działało idealnie. Nie wszyscy chcieli zmian, a opinia publiczna nie miała dla wielu takiego znaczenia, jak powinna mieć. Nie chciał jednak spoglądać pesymistycznie w przyszłość i nie po to zapraszał ją na obiad, aby od razu zniechęcać. - Auster... Wiem, że to jeden z ulubieńców z Proroka, ale który to dokładnie? Nie potrafię połączyć nazwiska z twarzą i zastanawiam się, czy już go widziałem - dopytał od razu, gdy tylko wspomniała o jednym z redaktorów, wyraźnie się krzywiąc. Ciekawiło go, czy widział już mężczyznę i czy był to ten, do którego się udała po niezbyt przychylnym artykule... Czasem dobrze było mieć ich na oku, a nie chciał wchodzić do Proroka i wprost prosić o spotkanie z Austerem, gdy nie miał do tego powodów. W trakcie, gdy mówiła o zmianach, jakie planowała wprowadzić, Nakir w podobnym co ona geście bawił się drewnianym pierścionkiem, jaki nosił na palcu od dwóch miesięcy, wyglądającym jak wianek. Wyrobił w sobie ten nawyk, nie do końca będąc go świadomym, bawiąc się tylko tym jednym pierścionkiem - pozostałe, jakie zdobiły jego dłonie zostawiał zwykle w spokoju. W końcu uśmiechnął się łagodnie do Isolde, licząc, że jakoś uda mu się podnieść ją na duchu. - Szaleństwo bywa utożsamiane z głupotą, a moim zdaniem podobny ruch do twojego wymaga nie tylko odwagi, ale też samozaparcia i pewności siebie. Dobrze, że w końcu ktoś zdecydował się wziąć sprawy w swoje ręce. Nie jesteś kimś z zewnątrz, kto nie ma o niczym pojęcia, więc będzie ci łatwiej wszystko ogarnąć. A te szkolenia brzmią dobrze, choć wiesz... Jednym nic się nie wskóra, a mogą narzekać, że mają inne rzeczy ważniejsze do zrobienia, niż to. Na pewno nie możesz się poddawać, ale to już sama wiesz - powiedział spokojnie, uśmiechając się cały czas, na moment tylko uciekając spojrzeniem, gdy nowy klient wszedł do knajpki. Przez moment obserwował go, nim wrócił spojrzeniem do Isolde, gdy upewnił się, że nie było potrzeby do podejrzliwości wobec nieznajomego. Nawyki... - Jestem ciekaw właściwie, jak pójdzie ci współpraca z innymi departamentami. Bywało różnie - dodał jeszcze, zdejmując w końcu z siebie skórzaną kurtkę, którą przewiesił przez oparcie krzesła, zostając w granatowym longsleeve.
Była mu bardzo wdzięczna za tę naturalność i niezmienną życzliwość - czuła, że część kolegów nie była przekonana co do jej kandydatury, a inni zaczęli traktować ją z pewnym dystansem. Tym bardziej cieszyła się, że Nakir nie należy do żadnej z tych grup. Musiała jeszcze wiele udowodnić - sobie i reszcie Ministerstwa - ale im wyraźniej czuła na sobie baczne spojrzenia, tym bardziej była przekonana, że jeszcze im wszystkim pokaże. Pokiwała głową z nieco smutnym uśmiechem, ale w jej oczach błyszczała determinacja i upór. Och, nie miała zamiaru się poddać. Wręcz przeciwnie. - Taki... wiecznie niedogolony i wymiętolony, mniej więcej twojego wzrostu, a w moim wieku. Wtyka nos w nasze sprawy i psuje śledztwa - podsumowała bezlitośnie Isolde, nie mogąc uwierzyć, że kiedykolwiek pocałowała człowieka, którego właśnie w taki sposób opisuje. Który zrobił scenę na otwarciu Muzeum. Który snuł się za nią przez całe życie jak cień. - Ten, któremu wysłałam wyjca - uściśliła z lekkim rozbawieniem, bo to chyba było jedyne zabawne wspomnienie związane z Austerem. Nawet jeśli trochę się wstydziła, że tak bardzo poniosły ją wtedy nerwy. Posłała mu pełen wdzięczności uśmiech, kiedy tak pochlebnie wyraził się o jej odważnej decyzji. Odetchnęła głęboko, ale wyraźnie się rozluźniła i wyprostowała, jakby jego słowa faktycznie dodały jej pewności siebie. - Dzięki, Nakir. To naprawdę wiele dla mnie znaczy... Nie mogłam już patrzeć na to, co wyprawiał Cassidy, a jego wybuchy strasznie nam psuły relacje z innymi departamentami. Miał swoje zalety, był bardzo inteligentny i lojalny wobec swoich aurorów, nie przeczę, ale myślę, że potrzeba zmian, na które on nie był gotów - wyznała ściszonym głosem. Prychnęła cichym śmiechem, widząc, jak Nakir lustruje nowo przybyłego klienta. - Skrzywienie zawodowe? - zażartowała, bo sama zrobiła dokładnie to samo. - Co do szkoleń - wiem, że niektórzy będą psioczyć. Taka rola szefa - podejmować decyzje, które niektórym się nie spodobają. Ale na własnej skórze doświadczyliśmy problemów wynikających z braku znajomości podstaw pierwszej pomocy - magicznej i niemagicznej. Nie zamierzam dokładać nikomu bzdurnych zajęć, ale zadbać o większe bezpieczeństwo aurorów - powiedziała łagodnie. - Wiem... mam zamiar naprawić to, co Cassidy zepsuł. Mój wiek i płeć mogą trochę to utrudniać... ale myślę, że znajdę kilku sojuszników. Prawdopodobnie wśród zastępców szefów departamentów, którym też marzą się zmiany - powiedziała zdecydowanym tonem. Po chwili posłała mu figlarny uśmiech. - Ty i Carly... Merlinie, że też na to nie wpadłam. William musi cię naprawdę wysoko cenić i wierzyć w siłę woli i rozsądek Carly, skoro cię nie rozszarpał. Jak się wam teraz układa? - zagadnęła wesoło, nawiązując do sceny, która rozegrała się jakiś czas temu w kwaterze głównej.
Odpowiadał mu ten upór w jej spojrzeniu - dawał nadzieję, że naprawdę coś zacznie się zmieniać i nawet jeśli nie wewnątrz Ministerstwa, to być może zwykli czarodzieje przestaną pałać do nich niechęcią. Przez to naprawdę pracowało się ciężęj, gdy zwyczajnie nie można było uzyskać nigdzie odpowiednich informacji, bo ludzie nikomu nie ufali, a widząc legitymację jedynie bardziej się zamykali. Było jednak za szybko, żeby dopytywać o podobne sprawy, więc jedynie uśmiechnął się, lekko kiwając głową i skupił na czym innym, czy raczej kim innym. Dość zabawne było, w jakich słowach opisała dziennikarza i Nakir nie mógł się powstrzymać, przed lekkim uśmiechem, wspierając się policzkiem i zwiniętą pięść. Miał ochotę podrażnić Isolde, nie zdając sobie sprawy ze szczegółów jej relacji ze wspomnianym dziennikarzem. - Niedogolony, wymiętolony... Taki jest twój typ? Na tajniaka, który nie zdał egzaminu z kamuflażu? - zapytał zaczepnie, ale widać było po nim, że zastanawiał się mocno nad tym opisem, aż nie zmarszczył nieznacznie brwi. - Był na wyprawie Kingfishera z nami? Pamiętam jednego, który nawet pasowałby do tego opisu... W każdym razie samo to wystarcza, aby wysłać mu wyjca - dodał jeszcze, przypominając sobie mężczyznę, który uśmiechał się wtedy do Carly, co jednocześnie było kolejnym sygnałem dla Nakira, żeby podejść do dziewczyny. Było to dość.... nieoczekiwane odkrycie, budzące cień palącej goryczy w podświadomości aurora, którą postanowił oczywiście zignorować. Ostatecznie mieli ważniejsze tematy do omówienia, jak chociażby odwagę Isolde do sięgnięcia po właściwe stanowisko. Czy była odpowiednią osobą na nie? Tego z pewnością nikt nie mógł powiedzieć, ale Nakir widział, że miała wiele planów i sił, więc był przekonany, że uda jej się osiągnąć zamierzone cele. - A był gotów na cokolwiek? - odpowiedział jeszcze w temacie byłego szefa, nim uśmiechnął się przepraszająco i skinął lekko głową. Nie był w stanie pozbyć się pewnych nawyków i był pewien, że kobieta to rozumiała. Był również przekonany, że dlatego sama nieznajomego zlustrowała. Z całą pewnością podobne zachowanie nie pozwalało im w pełni się rozluźnić, ale właśnie dlatego potrzebowali chwil pełnych relaksu innych niż kieliszek ognistej. - Myślę, że to dobry pomysł, a niedowiarki przekonają się sami. Z resztą, wielu poległych aurorów jest dowodem, że nie potrzebujemy jedynie mocnych zaklęć i refleksu, a czegoś więcej. Miejsca, gdzie nie możemy korzystać z zaklęć, jak tamto pole również to potwierdzają, więc... Jeśli ktoś będzie się buntował, można zawsze go tam odesłać i kazać sobie poradzić - zaproponował, doskonale wiedząc jak brak podstawowej wiedzy może uprzykrzyć najlepsze śledztwo. Wtedy, gdyby niehipogryf, z pewnością nie udałoby mu się ruszyć w pościg, a zaklęciami także nie mógł się posłużyć. Był właściwie bezbronny i nie było to nic przyjemnego. Podobnie mógł się czuć w bardziej kontrolowanych warunkach, nie zaś w trakcie akcji. Kiedy przyniesiono im napoje, podziękował za kawę, próbował nawet jej upić, ale bezpośrednie pytanie Isolde sprawiło, że niemal zakrztusił się powietrzem. Uśmiechnął się całkowicie nieświadomie, czując jak z każdą sekundą jego policzki pokrywają się głębokim rumieńcem. - Zdecydowanie lepiej, odkąd wiemy, jak się nazywamy - odpowiedział Isolde nieco zaczepnym tonem. - Nie wiedziałem za to, że wy się znacie... Bo nie brzmisz jak większość, która po prostu ją kojarzy, a co do Williama... Sam myślałem, że będzie gorzej w pracy, ale jest nawet spokojnie... Jeśli nie liczyć jego uważnych spojrzeń i całkowitej powagi, jakby mnie nieustannie oceniał - odpowiedział, wzruszając ramionami. Tak naprawdę nie wiedział co było powodem odpuszczenia przez starszego aurora zachowania godnego obrońcy swojej córki. Nie pytał o to również Scarlett, wychodząc z założenia, że jego relacja z Williamem była mimo wszystko jego problemem. Ostatecznie nie potrzebował jego zgody do kontynuowania przygody z jego córką, skoro ona tego chciała.
Isolde nie była szalona i wiedziała, że przed nią bardzo trudna droga i że istnieje szansa, że zmuszą ją do dymisji... ale nie zamierzała tak łatwo się poddać. Mimo że nie brakowało jej ambicji, to nie ona była jej motorem napędowym, ale gniew. Gniew na wszystkie absurdy, które utrudniały im pracę, stanowiły zagrożenie dla ich zdrowia i życia, odbierały czas, którego przecież mieli tak mało. Isolde wiedziała, ilu jej kolegów ma problem z alkoholem, stworzeniem i utrzymaniem stabilnej relacji (rozwody były na porządku dziennym) czy po prostu udźwignięciem ogromnej presji, z jaką wiązała się ich praca. Widzieli rzeczy straszne, często doświadczali ich na własnej skórze, a tymczasem ludzie postawieni wyżej, spędzający całe dnie za dębowymi biurkami podejmowali decyzje, które miały na celu jedynie umocnienie ich własnej pozycji. Tymczasem Isolde chciała zmian - i zamierzała o nie walczyć. Prychnęła, ale lekko się zaczerwieniła, a w kąciku jej warg zadrgał grymas pogardy. Zaraz jednak posłała Nakirowi uśmiech. - A wyglądam ci na kogoś, kogo pociągają takie typy? - odpowiedziała pytaniem na pytanie, bo z całą pewnością nie wyglądała. A jej chwilowa i bardzo nieaktualna słabość do Austera była... wypadkiem przy pracy. Tak właśnie. - Tak, to on. I prawie wszystko zepsuł, bo chciał wypaplać swoje imię - uściśliła, wywracając lekko oczami. Auster wielu osobom mieszał w życiu, ale nie skojarzyła, że Nakir też do nich należał. Zresztą to było tak dawno temu, że chyba nie było warto tego rozpamiętywać. - No wiesz... Wiem, że niejednego aurora wyciągał z tarapatów, jeśli faktycznie był niewinny... - powiedziała Isolde, która starała się oddać sprawiedliwość swojemu poprzednikowi. Nie był złem wcielonym, ale uważała, że to stanowisko wymaga nie tylko pięści i różdżki, ale też otwartej dłoni i taktownych słów. Westchnęła ciężko i pokiwała głową, myśląc o kolegach, którzy przypłacili życiem brak znajomości pierwszej pomocy i zbyt późną interwencję magimedyków. - Myślę, że to najbardziej paląca kwestia. Porozmawiam ze znajomymi uzdrowicielami z Munga - może zgodzą się zorganizować dla nas szkolenie. I pomysł z wysłaniem ich na pole antymagii jest bardzo dobry. Daje do myślenia - powiedziała poważnie, ale spojrzała na Nakira z wdzięcznością. Jego poparcie bardzo ją podbudowało, bo była gotowa na pomruki niezadowolenia ze strony innych aurorów - zwłaszcza tych doświadczonych i przekonanych, że są niemalże nieśmiertelni. Oczywiście szczerze im tego życzyła, ale zamierzała się upewnić, że nie zadniedbała niczego, co zwiększyłoby szanse na przeżycie jej ludzi. Zaśmiała się cicho, widząc jego konsternację, kiedy zadała niedyskretne pytanie. Z drugiej strony, historia jego romansu z Carly była najgorętszą plotką nie tylko w Biurze Aurorów, ale wręcz w całym Ministerstwie, a ujawnienie ich tożsamości nastąpiło w obecności chyba wszystkich aurorów... więc chyba kwestię dyskrecji w ogóle można było pominąć. - Och, taka wiedza zdecydowanie pomaga - przyznała Isolde z szerokim uśmiechem. - Wiesz, jestem jedynaczką, ale mam skłonności do odgrywania roli starszej siostry. Jakoś tak wyszło, że się bardzo polubiłyśmy - wyjaśniła z prostotą. - Och, no wiesz. Carly jest jego oczkiem w głowie. Troszczą się o siebie nawzajem, każde na swój sposób. Fakt, że nie wyraził sprzeciwu wobec waszej... znajomości to już dowód uznania. Teraz pewnie będzie się tylko upewniał, że nie romansujesz równolegle z jakąś uroczą sekretarką z innego departamentu - rzuciła pół żartem, pół serio, po czym upiła łyk swojej kawy i zmrużyła oczy. Z jej ciała powoli schodziło napięcie i była Nakirowi bardzo wdzięczna za to zaproszenie i tę rozmowę.
Obserwował rumieniec na jej twarzy, zastanawiając się, czy było to zawstydzenie, oznaka, że mimo wszystko w jakimś stopniu trafił, czy budząca się złość względem dziennikarza. Nie wiedział, a miał zbyt mało informacji, żeby wydawać w tym temacie jakiś osąd, więc czekał na to, co powie, czując mimo wszystko cień ulgi, kiedy się uśmiechnęła. Ostatnim czego chciał, to urazić ją swoją zaczepką. Szczęśliwie nic takiego się nie stało i po chwili zapewniał ją, że nie wyglądała na kobietę o tak niskich wymaganiach względem mężczyzn. Wtedy było więcej osób, niż tylko on, co miało problem z trzymaniem języka za zębami... Ale teraz wiem na kogo bardziej uważać - odpowiedział, po czym mrugnął do niej zaczepnie. Zdecydowanie powinni mieć się na baczności, widząc w okolicy Austera, skoro nie miał problemu pisać dosłownie o wszystkim w Proroku. Jeśli miał jeszcze zostać redaktorem naczelnym... Tak, należało na niego uważać. Zdecydowanie rozmowa o służbowych zmianach była jednak ciekawsza od rozważań dotyczących dziennikarzy. Prawdą było, że z gazetami nigdy stróże prawa nie żyli w pełnej zgodzie i Nakir był pewien, że w tej kwestii nie zmieni się za wiele. Za to był ciekaw, co będzie w przyszłości w kwestii współpracy z innymi departamentami. Nie mógł powiedzieć, aby był wielkim fanem poprzedniego szefa, ale też nie był jego wrogiem. Ot, były zadania do wykonania i na nich się skupiał. Nie interesował się przesadnie plotkami i dramatami w pracy, więc z pewnością część spraw go omijała. Dlatego teraz mógł jedynie lekko się uśmiechnąć i tyle. - Możesz uderzać do Brewera, teoretycznie zajmuje się magizoologicznymi przypadkami, ale zna się też na mugolskich sposobach radzenia sobie z ranami. Znam go i myślę, że mógłby nam pomóc - zaproponował jej od razu swojego kuzyna, wierząc, że Max nie będzie mieć z tym tak naprawdę problemu. Uważał też, że skoro miał tak szeroką wiedzę to naprawdę nadawał się najlepiej do podobnych szkoleń. Może nawet udałoby się je zorganizować w miejscu, w którym nie działałaby magia, ale kwestie organizacji pozostawiał w pełni Isolde. Był pewien, że nie potrzebowała w tym względzie jego rad, mając już w głowie szkic planu. Choć po chwili żałował, że nie ciągnął tematu, gdy kobieta uderzyła dość nieoczekiwanie w dość prywatne sprawy. Do tej pory cieszył się, że nikt nie pytał, poza żartobliwymi komentarzami. Jednak nikt nie decydował się na zadanie pytania tak wprost, jak Isolde i cóż, był skrępowany. Nie wiedział też do końca jak powinien odpowiedzieć na jej ciekawość... - Och nie, muszę powiedzieć Gemmie, że musimy się ukrywać - odparł, zaraz mrugając do niej zaczepnie. Uniósł do ust kubek z kawą, mimowolnie poważniejąc. Tak naprawdę nie był pewien, czy William naprawdę go sprawdzał, czy zostawił ich po prostu w spokoju, czy była to aprobata z jego strony, czy przekonanie, że to nie będzie trwało długo. Nakir nie zastanawiał się ani nad tym co łączyło go ze Scarlett, ani nad tym, jak osoby postronne mogą ich odbierać, bo zwyczajnie traktował wszystko jak przygodę, która był przekonany, że skończy się w momencie, jak dowiedzą się kim są. Jednak tak się nie wydarzyło, a drewniany pierścionek na palcu w kształcie wianka z chabrów był jednym z dowodów, że na rzeczy było coś. - Daj spokój, kto z nas ma czas na uganianie się za kilkoma osobami na raz? Mówiłem, że nie widzę problemu w odskoczni tego typu, ale żeby mieć ich więcej niż jedną? Wyobrażasz sobie tłumaczyć się, że nie dotarłaś na spotkanie, ponieważ byłaś wezwana do kwatery więcej niż jednej osobie? - powiedział, spoglądając znów na Isolde z lekkim uśmiechem na twarzy, choć spojrzenie miał poważniejsze, niż podejrzewał. Robiło się skomplikowanie... Choć też nie do końca. Być może musiał przeczekać jeszcze chwilę, aż emocje związane z tamtym dniem całkowicie opadną. - A jak przy odskoczniach jesteśmy, u ciebie ktoś jest? Będziesz z pewnością bardziej potrzebować, gdy zwalą ci się na głowę wszystkie problemy kwatery od ginących raportów po braki kadrowe i skargi - zapytał, mimowolnie próbując zmienić temat, odnotowując, żeby pamiętać, że Scarlett miała w kwaterze nie tylko ojca, ale też jakby starszą siostrę. Jego szefową. Miał przechlapane.
______________________
Like an oak, I must be stand firm
Like bamboo I'll bend in the wind
Isolde Bloodworth
Wiek : 30
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177 cm
C. szczególne : zjawiskowo długie nogi, blizna na prawym boku, arystokratyczny akcent, tytanowy pierścień (pierścień działania)
Kwestia Austera bardzo ją martwiła, nawet jeśli pozornie bagatelizowała sprawę. Urażona męska ambicja (bo nie podejrzewała go o złamane serce - wątpiła, by w ogóle je miał) mogły poważnie skomplikować jej sytuację, a co za tym idzie sytuację całego biura. Miała tylko nadzieję, że ktoś pójdzie po rozum do głowy i nie zgodzi się, by Benjamin został naczelnym, bo wówczas... Merlinie, wówczas rozpętałoby się piekło i wojna podjazdowa. Było jej niedobrze na samą myśl, więc szybko upiła łyk kawy i pokiwała głową, gdy Nakir stwierdził, że teraz wie, na kogo uważać. Dobrze, że nie znał całej prawdy i że Isolde zdołała mu się wyślizgnąć, gdy zadał to jakże niewygodne dla niej pytanie. - O, to dobry adres. Sama przyjaźnię się też ze specjalistką od wypadków przedmiotowych, Adą Ainsley, więc być może mogliby połączyć siły i przeszkolić nas z pierwszej pomocy magicznej i niemagicznej - ucieszyła się Isolde, bo fakt, że jej pomysł zaczynał nabierać realnych kształtów, bardzo podniósł ją na duchu. Ilość spraw, którymi musiała się teraz zająć, bardzo ją przytłaczała, ale rozmowy takie jak ta dawały jej nadzieję, że jakoś wszystko ogarnie i poukłada. Isolde nie chciała się wtrącać w sprawy Carly i Nakira, ale biorąc pod uwagę fakt, że tak spektakularnie przyznali się do swojej znajomości, poniekąd ją rozgrzeszał. Zresztą trudno było nie zauważyć, że William zwraca baczną uwagę na poczynania Nakira, najwyraźniej ugruntowując swoją opinię na jego temat - co innego młodszy kolega, a co innego ewentualny partner córki. Zaśmiała się cicho, gdy Nakir podchwycił jej żart na temat kręcenia na boku z inną dziewczyną. Isolde absolutnie nie podejrzewała go o coś takiego, a zresztą nikogo nie oceniała, bo wielokąty były w modzie, a fakt, że jej samej taki układ nie pasował, nie oznaczał, że inni podzielają jej odczucia. - Och, są tacy artyści. Ja bym tak nie mogła, pogubiłabym się - wyznała z lekkim rozbawieniem, myśląc o swoim poprzednim partnerze w pracy, Jaredzie, który zdumiewająco sprawnie zarządzał wieloma znajomościami jednocześnie. Co prawda często kończyło się to dziką awanturą, ale facet lubił emocje - był to jeden z powodów, dla których został aurorem. Wyczuła jego zakłopotanie i uniosła lekko dłoń, w geście przeprosin. - Nie chciałam się wtrącać w wasze sprawy, Nakir. Pytam z życzliwości. I na pewno nie będę cię... obserwowała pod kątem relacji z Carly. Ona doskonale poradzi sobie sama, bez niczyjej interwencji. Życzę wam obojgu jak najlepiej - czy to razem, czy osobno - zapewniła go łagodnie. Słysząc jego pytanie, uśmiechnęła się trochę gorzko i potrząsnęła głową. - Merlinie uchowaj. Już jako auror nie miałam czasu na związek, a teraz przypuszczam, że będę spędzać więcej czasu w biurze niż gdziekolwiek indziej. Więc... będę musiała sobie radzić ze wszystkim sama. Poradzę sobie - zapewniła go, ale w jej oczach błysnął smutek, a nie satysfakcja. Isolde miała w sobie dużo miłości, której nie miała komu ofiarować. Ale cóż. Tak już po prostu było, bo większość mężczyzn uznawała, że będą po prostu częścią jej projektu ratowania świata - wisieli na niej ze swoimi problemami, dopóki im się nie znudziło. Jej były narzeczony był jedynym dobrym facetem w jej życiu, ale... cóż. Nie byli już razem, a Isolde nie potrafiła być z byle kim, skoro nie mogła być z Kadenem.
Nakir Whitelight
Wiek : 24
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 183
C. szczególne : dołeczki w policzkach, runa jera na lewym biodrze
Uśmiechnął się lekko, wyraźnie zadowolony z planów, jakie Isolde przed nim powoli zdradzała. Byl ciekaw, co z tego ostatecznie wyjdzie, jak wiele zdoła przepchnąć ze swoich pomysłów, a z czym będzie ją hamowała władza najwyższa w Ministerstwie. Jednocześnie zastanawiał się, czy byliby w stanie wystawić aurorom po czymś takim dyplom ukończenia niemagicznej pierwszej pomocy, albo coś podobnego. Jak wielu byłoby z tego zadowolonych, a jak wielu uważałoby za niepotrzebną fanaberię. Zdecydowanie jednak późniejszy temat, który wypłynął dla niego dość nieoczekiwanie, był czymś, co zdawało się nie tylko interesować Isolde, ale i rozluźniać. Cóż, być może powinien być zadowolony, że jego przygoda mogła być dla niej tematem odsuwającym stres związany z nowym stanowiskiem, ale dlaczego musiał się przy tym tak rumienić. Jakby robił coś zakazanego, a przecież tak nie było. Tak długo, jak długo im obojgu wszystko odpowiadało, nie miał czym się martwić, a jednak - czerwone policzki musiały pokazywać, że nie czuł się w pełni komfortowo poruszając ten temat, co też zdradzały jej kolejne słowa, to jak zapewniała... Czy ona właśnie dała nam błogosławieństwo? Niemal zakrztusił się kawą, uśmiechając przy tym szeroko. Dołeczki pokazały się w jego policzkach, podbijając jego chłopięcy urok, który nie współgrał z błyskiem w spojrzeniu. - Nie mogę powiedzieć, żebyś się wtrącała, skoro... Jej wizyta dodała atrakcji wszystkim - zauważył powoli, przesuwająć dłonią po swojej brodzie, na moment wspominając to, co wtedy się wydarzyło, jak bardzo tańczył na granicy tego, jak powinien zachowywać się w pracy, ale o dziwo, niczego nie żałował. - Niemniej dziękuję, Isolde - dodał zaraz poważnie, spoglądając wprost w jej oczy, całkowicie szczerze dziękując za jej słowa i podejście. Skoro była tak blisko ze Scarlett, z pewnością troszczyła się o jej dobro jak właśnie siostra i samo to w jakiś sposób uprawniało ją do przepytywania go. Jednak... Gdyby zapytała go o zamiary... Nie wiedziałby, jak miałby odpowiedzieć, więc z ulgą przyjął fakt, że podchwyciła zmianę tematu. To było nawet zabawne, jak oboje unikali nazbyt prywatnych odpowiedzi, jak balansowali w trakcie rozmowy mówiąc coś, a jednocześnie niekoniecznie zdradzając wszystko. Takie towarzystwo przy posiłku było naprawdę przyjemne. - Z drugiej strony kto wie? Może to właśnie teraz kogoś znajdziesz...? Płomienny romans w biurze, kiedy odsyłasz większość aurorów w teren...? Na pewno jest jakaś książka o tym - zaproponował cicho, uśmiechając się lekko kąciekiem ust, wyraźnie drocząc się z nią, wciąż pozostając nieznacznie zawstydzonym, choć próbował nie przejmować się tym przesadnie. - Gdybyś jednak chciała kiedyś po prostu wyskoczyć gdzieś na lunch, czy nawet drinka i rozluźnić się, to daj znać. Znajdę chwilę - zaproponował jeszcze szczerze, nim zabrał się za jedzenie.
______________________
Like an oak, I must be stand firm
Like bamboo I'll bend in the wind
Isolde Bloodworth
Wiek : 30
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177 cm
C. szczególne : zjawiskowo długie nogi, blizna na prawym boku, arystokratyczny akcent, tytanowy pierścień (pierścień działania)
Isolde nie rozpatrywała tego w kategorii dawania błogosławieństwa, bo nie uważała się za osobę dość ważną w tym równaniu. Co innego William. Znała jednak zarówno Carly, jak i Nakira, oboje bardzo lubiła i widziała pewne cechy wspólne, przez co uczucie, które między nimi się zrobiło, wcale jej nie dziwiło. Uważała też, że są dostatecznie dorośli, żeby samemu decydować o tym, co dla nich najwłaściwsze. Mogła mieć tylko nadzieję, że nie złamią sobie wzajemnie serc, ale na takie rzeczy nikt nie miał wpływu - nawet sami zainteresowani. - Och, niewątpliwie. Mam wrażenie, że całe biuro nagle ogarnął romantyczny szał za waszą sprawą - zażartowała. Uśmiechnęła się do niego ciepło, kiedy jej podziękował. Chciała, żeby był szczęśliwy i dobrze mu życzyła - podobnie jak Carly, którą nie tylko lubiła, ale też szanowała za jej siłę charakteru. Czasem się o nią martwiła, ale bardziej dla zasady niż z prawdziwej potrzeby, bo nie miała wątpliwości, że w razie potrzeby Carly poradzi sobie nawet z armią dementorów, nie tracąc przy tym swojego zwykłego wdzięku. Nie przyszło jej do głowy wypytywać go o zamiary względem Carly - ich relacja była świeża, a oni bardzo młodzi, więc wzmianka o małżeństwie przejęłaby Isolde grozą. Sama nie była dobra w te klocki, mimo że była od Nakira kilka lat starsza, dlatego była ostatnią osobą, która namawiałaby kogokolwiek do poważnych i pospiesznych deklaracji. Uniosła z rozbawieniem brwi i pokręciła głową. - Ach, czyli tak spędzasz nudne nocki w kwaterze? Czytając takie książki? - zażartowała, znów wykręcając kota ogonem. - Poza tym z całą pewnością nie chcesz, żeby szefowa biura aurorów zajęła się romansowaniem w godzinach pracy. To bardzo rozprasza - dodała z lekkim uśmiechem, wbijając widelec w swoje plumpki. - Dzięki, Nakir. Takie odskocznie bardzo mi się przydadzą. Tak jak twoje wsparcie - powiedziała miękko. Jedli przez chwilę w milczeniu, ciesząc się swoim towarzystwem. Wreszcie Isolde odezwała się z wahaniem. - Będziemy musieli dać sobie radę z przyjazdem włoskiego Ministra Magii z wizytą dyplomatyczną. Trochę mnie martwi fakt, że mamy tak mało aurorów do obstawy - wyznała, nieuważnie maczając plumpkę w sosie miodowym i najwyraźniej wybiegając myślami w przyszłość.
Nakir Whitelight
Wiek : 24
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 183
C. szczególne : dołeczki w policzkach, runa jera na lewym biodrze
Rumieniec na jego policzkach jedynie się powiększył, kiedy wspomniała o romantycznym szale. Nigdy nie chciał być tego typu atrakcją w pracy. Nigdy nie chciał z podobnego powodu być w centrum uwagi. Co innego z powodu zasług, jakiejś niezwykłej akcji, czy uratowania kogoś ważnego… Jednak w tamtej chwili był testowany i cholernie chciał zdać test. Nie dopuszczał wtedy myśli, że mógłby przegrać, zupełnie, jakby stawał przed najważniejszą decyzją swojego życia. Wiedział, że tak nie było, że jedynie Scarlett przystawiła mu ostrogi do boków, czego efekty teraz oglądał w pracy, ale… nie żałował. I był pewien, że tak już zostanie bez względu na to, co przyniesie przyszłość. Podrzucił zaczepnie brwiami, wyraźnie rozluźniając się, kiedy temat Norwood odszedł na bok, a więc nie skupiał się już na nim. Lubił sprawdzać, jak bardzo mógł droczyć się z Isolde, a wyglądało na to, że po prostu mógł. Dlatego teraz uśmiechnął się, jak gdyby zdradził jej swój sekret, nawet jeśli podobne książki były ostatnie na liście potencjalnie czytanych przez niego. - Zależy kogo miałoby rozpraszać - powiedział, kiwając głową na boki. - Ale pewnie znajdą się tacy, co będą próbować. Może zaczniemy się z chłopakami zakładać, którego pierwszego pogonisz - dodał, nie przejmując się, że coś podobnego nie było właściwe i nie dość, że nie powinno mieć miejsca, to jeszcze ona nie powinna o tym wiedzieć. A jednak bez skrupułów przyznawał, że miał plan na kilka kolejnych zakładów. Zaraz jednak spoważniał, a kiedy podziękowała mu, jedynie uśmiechał się lekko, spoglądając na nią uważnie. Nie musiała tego robić, ale i tak zrobiło mu się miło, że mimo wszystko w jej oczach jego wsparcie miało znaczenie. Jedli w milczeniu, w pewnym sensie odpoczywając i Nakir zakładał, że dokładnie na tym skończy się ich wyjście. Spodziewał się, że skończą jeść i po prostu wrócą do kwatery głównej, ale został zaskoczony służbowym tematem. Powoli pokiwał głową, przeżuwając kolejny kawałek, zastanawiając się nad tym, o czym mówiła. - Na ilość nic nie poradzisz, ale możesz dobrać odpowiednich do tego zadania - powiedział spokojnie, zagryzając na momen zeby n akońcówce widelca. - Nigdy nie lubiłem tych dyplomatycznych wizyt. Mało który minister przejmuje się naszą kulturą, tutejszymi zasadami i patrzą tylko własnej wygody… Można kilku młodszych aurorów przydzielić do tego, żeby się uczyli, chyba że nie widzisz w nich właściwego potencjału - dodał jeszcze, zastanawiając się, jak mógłby jej pomóc, o ile właśnie tego z jego strony oczekiwała.