Przytulne miejsce, w sam raz na przekąszenie czegoś w biegu albo spędzenie kilku miłych chwil nad "Prorokiem Codziennym" z filiżanką aromatycznej herbaty w dłoni.
- Thomas... - Chciała powiedzieć by przestał, że to wszystko przez niego. Ale tak na dobrą sprawę, to była jej wina. To ona poszła z tamtym do łóżka. Było miło, jednak... Teraz widziała wyraźnie, że jedyną osobą z którą miała kiedykolwiek to robić, był Thomas. Tylko on zasługiwał na to, aby posiąść ją w pełni. Ale teraz nie było na to szans, prawda? Zawiodła go, zawaliła na całej linii. Ale czasu, choćby bardzo chciała, to nie cofnie. Spojrzała w niebo, akurat przelatywał klucz gęsi. A gdyby tak wzbić się w powietrze i odfrunąć od tych wszystkich problemów? Dlaczego to wszystko musiało być takie trudne?... -Tommy, przepraszam... Ja wiem, że cię zawiodłam i nie mam prawa prosić cię, abyś o tym zapomniał. Ale to zrobię. Proszę, zacznijmy od nowa... - Niepewnie podniosła wzrok, spoglądając na osobę, którą kiedykolwiek kochała. I kochać nie przestanie, choćby nie wiem co. W nagłym odruchu ścisnęła dłoń na jego koszulce i wtuliła się w jego pierś. Miała nadzieję, że to nie było zbyt nachalne z jej strony jednak... Nie potrafiła inaczej. Potrzebowała go. Strasznie go potrzebowała.
Z lekkim wahaniem położył dłonie na jej biodrach. Nie wiedział co myśleć. Z jednej strony był wściekły, lecz z drugiej rozumiał Bethany. Zaczął rozumieć to jak bardzo ją zawiódł. Gdy musiała się upić i przespać z obcym facetem z baru by poczuć się kochana. Może był bardziej zły na siebie? W końcu...część winy stoi po jego stronie. -Tak, zacznijmy od nowa.-wymamrotał wtulony w nią. To nie koniec. Ona pozbyła się swoich sekretów. Czy nie pora na niego? Na to by powiedział jakim trybem życia żyłprzez te dwa lata? Wręcz tym samym. Tylko u Beth była to pojedyńcza sytuacja. Chciał by poznała prawdę. Chciał. Jego dłonie delikatnie przeniósł z bioder Beth na plecy. -Ja wcale nie jestem lepszy. Robiłem prawie to samo Beth. Tylko wiesz co? Miałem wyrzuty sumienia. Żałuję tego. Bardzo żałuję. Myślę, że również zasługujesz na szczerość z mojej strony, dlatego...dlatego ci to mówię. Nie chcę mieć przed tobą tajemnic.-przytulił ją mocniej do siebie. Paru przechodniów obdarzyło ich krzywymi spojrzeniami. Ale kogo to teraz obchodzi?
Uśmiechnęła się słysząc, że nie ma jej tego za złe. Ona pewnie dalej będzie katować poczuciem winy, jednak za każdym razem będzie mogła sobie powtórzyć, że Thomas to zaakceptował. Że wie i mimo wszystko nadal ją kocha. Przeszedł ją lekki dreszcz pełznący w górę jej kręgosłupa, rozsiewający się dopiero na karku. Dlaczego jego dotyk wywoływał w Beth tyle emocji. Uśmiechnęła się, nadal się w niego wtulając. Był jak narkotyk, którego za każdym razem pragnęła więcej i więcej. Nie wyobrażała już sobie życia bez niego. Nie dałaby rady. - Dziękuję, nie wiesz nawet, ile to dla mnie znaczy... - Wyszeptała. Było dobrze, mimo to spojrzała na niego zaniepokojona. Ewidentnie chciał coś jej wyznać. Słuchała uważnie, skupiona była wyłącznie na słowach wylatujących z jego ust. Więc nie była pierwsza. W sumie, spodziewała się tego. Był przystojny, oczytany, uroczy. Kto by nie skorzystał? Ale wbrew wszystkiemu, nie miała mu tego za złe. Szanowała go, że zdecydował się powiedzieć. Wiedziała, ile wysiłku to kosztuje. Teraz, mimo tych paru rysek na szybie ich wspólnego życia, mogli zacząć od początku. - Thomas, nie obwiniaj się. Cieszę się, że mi to powiedziałeś. Teraz, bez żadnych tajemnic, możemy spróbować od nowa, prawda? - Ignorując przechodniów i ich krzywych spojrzeń stanęła na palcach i pocałowała Thomasa.
Może to dziwne. Dziwnie jest się całować na środku chodnika. Zapomniał zupełnie o otaczającym go świecie. Chyba za bardzo wczuł się w ten pocałunek. Dłonie zacisnął na jej biodrach. Dopiero po dość długim czasie oderwał się od ust Bethany z westchnięciem. Teraz do niego dotarło, że to dość...krępująca sytuacja. Kilkoro przechodniów bacznie im się przyglądało. Nie potrzebowali widowni. Spojrzał na Beth. To takie urocze, że musi stawać na palcach by go pocałować. Dwadzieścia centymetrów to spora różnica. -Tak...-wyszeptał tak by tylko ona to usłyszała-Możemy spróbować od nowa...-uśmiechnął się. Na szczęście jakoś to przyjęła. Obyło się bez krzyków. Właśnie takiej reakcji się spodziewał. Krzyku. Albo odejdzie zostawiając go samego. Tak jak on zrobił. Odsunął się od Bethany, spojrzał na zegarek umieszczony na nadgarstku. Siedemnasta trzydzieści osiem. Czy ten czas musi tak szybko płynąć gdy jest w jej towarzystwie? Czemu godziny zamieniają się w minuty? Westchnął zrezygmowany. Znów to samo. Znów nie chciał się z nią rozstawać. Znów. Cholera. Mając ponownie gdzieś spojrzenia gapiów, przyciągnął Bethnay do siebie. -Chyba pora się pożegnać, hm?.-zapytał z ustami na jej szyi. Po krótkiej chwili trochę się odsunął i na twarzy Thomasa pojawił się promienny uśmiech.
Miała gdzieś, że są centralnie na środku chodnika, a przechodnie patrzą na nich wilkiem. Nie obchodziło ją to. Przecież... Są razem. Mimo wszystko. Przed nią otworzyło się kilka kolejnych drzwi do jej przyszłości. Czy to nie cudowne? Przeszedł ją delikatny dreszcz głupiej ekscytacji, gdy poczuła jego dłonie zaciskające się na jej biodrach. Nie pozostawała dłużna. Zaplotła dłonie na jego karku, przyciągając go do siebie, jednocześnie muskając paznokciami najwrażliwsze punkty na szyi Thomasa. Ale wszystko co dobre, nie trwa wiecznie. Westchnęła, gdy ten odsunął się. Jednak uśmiech szybko powrócił na jej wargi. To będzie najpiękniejszy okres w jej życiu. I nie miała zamiaru go tak szybko kończyć. - Nie wyobrażasz sobie nawet, jak bardzo mnie to cieszy... - Wymruczała. Nie wyobrażała sobie już życia bez niego. Był dla niej jak tlen. Musiał istnieć, aby i ona przeżyła. Nie było innej opcji. Westchnęła rozkosznie, gdy przyciągnął ją do siebie, muskając ustami szyjkę Beth. Cholera. To było niesamowite. - Nie mam ochoty, ale wypadałoby... - Spojrzała na niego. Nie chciała się z nim rozstawać, jednak trzeba... Przecież się jeszcze zobaczą. - Jak coś to wiesz, gdzie mieszkam. Zapraszam. - Cmoknęła go w policzek i powolnym krokiem poszła w stronę Regent Street.
-Na pewno cie odwiedzę-powiedział. Gdy odchodziła, odprowadził ją wzrokiem. Szkoda, że już musiała iść. W sumie nie musiała. Mogła już nigdy go nie zostawiać. Kiedy jej sylwetka zniknęła w tłumie ludzi, Thomas westchnął. Cirkawe kiedy się zobaczą. Nie miał zamiaru nachodzić Bethany na każdym jej kroku. Nie o to chodziło. Czuł tylko jakby był teraz sam. To głupie uczucie. Ale cza spędzony bez jej towarzystwa wydawał się źle wykorzystanym czasem. Czy ona czuła to samo? Nadal próbował ułożyć w głowie to co dziś usłyszał z jej ust. Musi przemyśleć wszystko po kolei. Zaczął iść. W swoim kierunku. To, że nie zamierzał robić awantury, z tego co powiedziała Beth, był zły. Łatwo było to przed nią ukryć. Uśmiech. Sztuczny uśmiech i po sprawie. W jej towarzystwie w końcu tak dużo się uśmiecha. Trudno odróżnić fałszywy uśmiech od prawdziwego. Przynajmniej w tej sytuacji. Nie był już wściekły. Był tylko zły. Bo jak ma się czuć? Nie można tak po prostu zapomnieć o tej całej sprawie. To zbyt trudne. Bethany myślała, że już dobrze. Może i jest dobrze. Ale nie najlepiej. Nie miał zamiaru się na nią drzeć. W ogóle nie miał zamiaru się drzeć. Wolał milczeć. Na spokojnie myśleć o tym co właśnie usłyszał. A to co usłyszał nie było tym co chciał kiedykolwiek usłyszeć. Z jej ust. Z ust Bethany. Wydawała się w końcu taka...ułożona. Może i rzeczywiście zawinił. Trzeba przyznać, trochę winy było po jego stronie. Ale wina była również u Beth. Okej, nie miał prawa decydować o tym co może robić a co nie. Ale...ale tak się nie robi. Chwila. Przecież on sam tak robił. Idiota. Nie jest lepszy. Ale on żałuje. Żałuje i będzie żałować. Nie powiedział jej prosto w twarz, że tego nie żałuje. A ona tak zrobiła. To był dopiero cios. Trzeba przyznać, naprawdę go zaskoczyła. Zaskoczyła w najbardziej bolesny sposób. Trafiła idealnie w najbardziej czuły punkt. No ale wybaczył jej. A ona jemu. Wszystko okej. Prawda? Powinno być okej. Chociaż on wcale nie czuł, że wszystko jest dobrze. Nadal czuł się zraniony. Trudno by o tym zapomnieć. Przez chwilę sobie to nawet wyobrażał. Jednak szybko przegonił ten okropny obraz namalowany przez jego wyobraźnię. Chyba nie mógł sobie tego wyobrazić. Teraz już nie. Teraz są razem. Już nigdy...nigdy nie chciał tego usłyszeć. Nie podejrzewał oczywiście, że Bethany chciałaby go zdradzać. Czemu chciałaby to zrobić? Udowadniała tyle razy jak bardzo jej zależy. Więc zdrada byłaby czystą głupotą. A jeśli...nie. On nie będzie w stanie wybaczyć zdrady. Nigdy. Nie będzie również jej podejrzewał. O jakiekolwiek zamiary. Ufał Bethany bezgranicznie. Może tą sytuacją w barze tego nie pokazał, ale mimo to, ufał jej. I dobrze wiedział, że ona tego nie zrobi. A jeśli, to psychika Thomasa na pewno by na tym ucierpiała. Zastanawiał się przez chwilę. Przypomniał sobie jak gładził kciuckiem jej dłoń. Tam gdzie znajdzie się kiedyś pierścionek. Chyba. No właśnie. Chyba. Nie był niczego pewny. Nawet nie wiedział jak ma z nią później porozmawiać. Może nie o tym co wydarzyło się w knajpce, tak po prostu, pogadać. Potem ją odwiedzi. Na dziś koniec wrażeń. Może to dobrze, że mu powiedziała? Doceniał jej szczerość. To, że jednak nie zataiła prawdy. Powiedziała mu. A gdyby nie powiedziała? Ślepy wierzyłby, że jest pierwszy? Jednak prawda była konieczna. Bolesna, ale konieczna. Również jej powiedział. Przyjęła to swobodnie, bez złości. Może dlatego, że nie użył tych jakże piekielnie raniących słów: "ale najgorsze jest to, że nie żałuję".
Spacer w tak śliczną pogodę był bardzo dobrym pomysłem. Szczególnie, że w domu było zamieszanie spowodowane wprowadzaniem się nowych lokatorów. Nie za bardzo miała ochotę łazić i ich wszystkich poznawać. Dlatego też usunięcie się z domu nastąpiło już rano. Chodziła po Londynie w przeróżne miejsca. Co jakiś czas wchodziła do sklepów, by pooglądać rzeczy na które jej nie stać. Ostatecznie jednak postanowiła wstąpić gdzieś na herbatę. Sprawdziła dokładnie swój portfel. Dla odmiany było tam więcej galeonów niż euro. Dlatego też postanowiła, że dla odmiany pójdzie do lokalu dla czarodziejów. Ubrana w jeden ze swoich ulubionych zestawów przekroczyła próg knajpy i rozejrzała się po niej. Standardowo obejrzała ludzi w środku. Jej uwagę przykuł facet, który leżał na stole, a jego blond włosy skutecznie zasłaniały mu twarz. Wydawał się znajomy. Przyjrzała mu się dokładniej. Ta postura... Szybko zorientowała się, kto to może być. Jej prześladowca. Czy on na prawdę musiał pojawiać się wszędzie? Robił to specjalnie! Podeszła bliżej i dotknęła palcem jego ramienia. Nawet się nie ruszył. Z bliska była w stanie dostrzec jedno z jego oczu. Było zamknięte. SPAŁ! On znowu spał. Przez chwilę w jej głowie pojawiła się myśl, że warto go obudzić. Jednak skoro ostatnio w mieszkaniu nie dało się tego zrobić krzykami, to nie miała pomysłu jak to zrobić. Wpadła więc na inny pomysł. Podeszła do sprzedawcy i poprosiła od długopis albo mazak. Otrzymała marker, czym była jeszcze bardziej usatysfakcjonowana. Usiadła na drugim krześle, które było dołączone do stolika Jake. Jedną dłonią odgarnęła włosy z jego policzka, a drugą narysowała mu na policzku rybkę. Pod spodem podpisała "Rebeca tu była". Przed chłopakiem położyła telefon opierając go na filiżance. Miał włączony przedni aparat, więc działał jak lustro. Potem podeszła do sprzedawcy ponownie by oddać mu mazak i zamówić sobie najtańszą herbatę jaka tu była. Nie mogła się doczekać aż staruch się obudzi. Obserwowała go więc z ciekawością będąc jakieś 2-3 metry dalej.
Jak to wyglądało? Dziewczyna przyszła i podpisała się na jego policzku, po czym w oczekiwaniu obserwowała chłopaka. A on spał. I spał. Spał. A później spał. Minęły chyba dwie godziny, zanim w końcu szlachetnie postanowił otworzyć oczy i podnieść się ze stołu. Nawet nie dostrzegł telefonu, bo był bardzo zdezorientowany sytuacją w której się znajduje. Rozejrzał się nerwowo po otoczeniu próbując sobie przypomnieć co takiego się wydarzyło po czym nerwowo przetarł czoło i dopił zimną herbatę, po czym dostrzegł telefon komórkowy. Zdezorientowany zamrugał kilka razy i poprawił się biorąc urządzenie do ręki i przyglądając mu się uważnie. Prawie natychmiast dostrzegł to arcydzieło, które powstało na jego policzku. Nie panował nad mimiką twarzy, uśmiechnął się delikatnie i rozejrzał się dostrzegając w końcu dziewczynę przy barku. Wstał i ruszył w jej kierunku wręczając jej urządzenie. - Czyli rozumiem, że jestem oznaczony do końca życia? – zapytał z uśmiechem. Wariatka. Bardzo pozytywna wariatka.
Nigdzie się nie spieszyła, więc te dwie godziny oczekiwania w ogóle nie zrobiły jej różnicy. Siedziała. Piła herbatę. Rozglądała się po pomieszczeniu. Odmawiała co jakiś czas propozycji następnej herbaty z powodu braku pieniędzy. Czekała. Przede wszystkim czekała. Dla jego reakcji warto było spędzić tyle czasu nudząc się i będąc ciągle w jednym miejscu. Nawet właściciel zaczął się interesować co się stanie, gdy chłopak się w końcu obudzi. Widząc jego ruch uniosła kąciki ust w uśmiechu i wstała, by móc w razie czego szybko uciec. Obserwowała go przez cały czas czekając, aż ten zauważy co się z nim stało. Przykuło jej uwagę też to, że nawet się nie zdziwił, że zasnął w miejscu publicznym. Jakby to była dla niego codzienność. Niesamowicie leniwy człowiek. W końcu zauważył. Odstawiła swoją filiżankę i czekała aż ją zauważy. Gdy ten podchodził uśmiechała się do niego równie serdecznie, jak i on. Oboje tak rzadko się uśmiechali, a jednak ten mały szczegół sprawił, że Rabcia nie mogła obecnie przestać. -Tak. Jesteś od dzisiaj moją własnością. - Odpowiedziała przy czym wystawiła dłoń by odebrać od chłopaka swój telefon. Schowała go sprawnie do kieszeni i ponownie spojrzała na blondyna. Z tą rybką na czole wyglądał na prawdę komicznie. Marker pewnie sprawi, że bez zaklęcia będzie to musiał myć kilkukrotnie żeby zeszło bez śladu. -Jak będziesz tak wszędzie spał, to przy następnym spotkaniu narysuję Ci kutacha - Dodała jeszcze zaczesując do tyłu jeden kosmyk, który opadał jej na oczy. Odkąd się polubili była coraz bardziej bezpośrednia w jego kierunku. Uwierzcie mi, że obcej osobie nie wymalowała by nic na twarzy.
Chłopak podrapał się zakłopotany po głowie i usiadł obok niej, nie mogąc przestać się szczerzyć. - To znaczy, że będę mógł za tobą bez żadnych konsekwencji – skomentował wyczyn, który dziewczyna dokonała, skoro jest jej własnością, to nie będzie to nic dziwnego. A ona przede wszystkim nie mogła w tym momencie na nic narzekać, bo przecież sama chciała go dla siebie – skoro należę do ciebie… – dodał, a jego słowa zabrzmiały całkowicie inaczej niż dziewczyna chciałaby. Jestem twoją własnością, a należę do ciebie, to niby te same stwierdzenie, a jednak w tym drugim… och… kątem oka zerkną na kelnera i poprosił o dwie herbaty. Skoro i tak już tutaj siedział… ileś przy jednej, to powinien zamówić coś więcej – głodna? – zapytał. Miał zamiar oczywiście za nią zapłacić, ale nie wiem czy dziewczyna była świadoma tego w jakikolwiek sposób. Słysząc jej słowa zaśmiał się zakłopotany i chyba po raz pierwszy odwrócił wzrok. - To nie jest zależne ode mnie – wydukał. Nie chciał się przyznawać do narkolepsji. Nie dlatego, że się tego wstydził, ale nie lubił słuchać oszczerstw. Jak to lekarz i narkoleptyk? To ty w ogóle możesz pracować w zawodzie? Było duży tych komentarzy. Kiedy mężczyzna doniósł im herbaty, Jake wziął soczystego łyka ignorując ciepło i zacisnął dłoń na naczyniu. On nigdy się nie denerwuje, chociaż jego ciało myśli odrobinę inaczej.
Słysząc jego komentarz jej mina teatralnie zmieniła się na rozpacz. Jakby to, że będzie za nią łaził było najstraszniejszą rzeczą na świecie. Zaraz jednak speszyła się ze względu na to, w jaki sposób on to powiedział. Ton jakim to powiedział sprawił, że nie potrafiła zrobić nic innego jak odwrócić wzrok. - Już za mną łazisz i nie masz z tego żadnych konsekwencji - Skomentowała krótko. Jedyne, co jak na razie mu się przytrafiło z powodu prześladowania to ciekawa przygoda z Caroline w jego własnym domu. Do teraz jeszcze było jej głupio z tego powodu, a fakt iż sobie o tym przypomniała wzbudzał jednocześnie potrzebę przekazania jednej rzeczy. -Przeproś ode mnie twojego brata za to, że go znokautowałam. Na imprezie nie miałam okazji - Na imprezie też kompletnie wyparła z myśli to, że widziała Jake'a z tą całą ślizgonką. Chciała mu szukać dziewczyny, a on pokrętnie odmówił. Dopiero potem doszła dlaczego. Przecież tak na prawdę musiał spotykać się właśnie z nią! I pewnie nie chciał mówić Rebece, bo na siebie ostro warczały. Humor jej zdecydowanie przeszedł, ale starała się tego po sobie nie pokazywać. Było nie myśleć... -A stawiasz? - Zgodnie z jego myślami najpierw musiała wybadać teren, a dopiero potem była w stanie odpowiedzieć na to, czy jego głodna. Dziewczyna ubierała się schludnie i nie wyglądała na to, że jej portfel świeci pustkami. Jednak tak właśnie było. Dlatego musiała być uważna. Choć domyślała się, że dla takiego bogacza jeden dodatkowy posiłek nie stanowi żadnego problemu. Mogłaby go ponaciągać, ale na jego szczęście nie była taka. -Zależny czy nie zależne, spodziewaj się kutacha - Była ciekawa. Bardzo. Jednak znów nie dopytywała. Szanowała cudze tajemnice. Głównie po to, by nikt też nie pytał o nią i o jej najgłębiej skrywane sekrety.
Zamyślił się słysząc jej słowa. - Wiem, jestem zajebisty, co nie? – nie spodziewałam się takiego komentarza z jego strony… Trzeba przyznać, że pewność z siebie z niego biła, mimo iż podejrzewam, że robił to nieświadomie. Nie zapominajmy, że ten gościu, to leń jakich mało i gdyby ktoś mu powiedział, że jest zbyt pewny siebie, to odparłby coś w stylu: „Ale ja nie jestem pewny siebie, to zbyt dużo wysiłku”. Ech. Z nim nie dało się dyskutować. Wszystko, byle tylko się lenić. Taki to ma się dobrze, przyznaje się do lenistwa i ma na wszystko wymówkę. - Skoro nalegasz – wydukał trochę niezadowolony. Bardzo chciał zobaczyć to jak dziewczyna go nokautuje, a nie tylko usłyszeć o tym. To musiało bardzo ciekawie wyglądać jak taki króliczek łapie hienę i jednym ruchem powala ją na ziemie bez zbędnego wysiłku. Zanim hiena zdążyła się zorientować co się stało już obserwowała sufit. Chyba lubi porównywać ludzi do zwierząt. Ona jest króliczkiem, jego brat jest hieną, a młoda Colt kieszonkowym tygrysem, jeżeli za to chodzi o niego… leniwiec to chyba coś odpowiedniego (dop. aut. spójrzcie jaki sweet Jake!) Ekhm… jednakże wracając do naszych bohaterów. - Jasne, że tak – potwierdził i zamówił kelnera prosząc o cokolwiek. Nie był głodny, ale z wielką chęcią potowarzyszy jej w posiłku. Wszakże kobieta nie powinna sama jest. - Mam nadzieję, że następnym razem jak zasnę, nie będziesz mnie szukać i mnie nie znajdziesz – czy on sugerował, że to właśnie ona za nim łaziła?
Jego ego było wręcz powalające. Słysząc słowa, które wydobyły się z jego ust stwierdziła, że ten facet coraz bardziej ją zaskakuje. Wydawał jej się na początku nieśmiały, często się peszył. Tymczasem było wręcz odwrotnie. Tak czy siak zaśmiała się z jego reakcji. To było nawet urocze. -Jesteś, jesteś - Potwierdziła teatralnie przewracając oczami. Szkoda, że ten humor musiała sobie zepsuć myśląc o ich przedostatnim spotkaniu. No, nieważne. Uprosiła go i ten zgodził się przeprosić brata. Ja wiem, że to pewnie było niezłe show oglądać jak dziewczyna bije dwa razy większego od siebie faceta, ale jednak wolała by to się nie powtórzyło kolejny raz. Króliczek więc będzie się starać żeby być już grzeczną. -Mam też nadzieję, że nie miałeś zbyt wiele problemów z tą blondyną. O to też zapomniałam Cię zapytać - Dodała w taki sposób, żeby wyjść na jak najmniej wścibską, a po prostu ciekawą. Starała się przy tym przyjąć luźny ton, ale nie do końca jej wyszło. Dobrze, że chwilę później wrócili do tematu malowania twarzy i jedzenia. Zamówiła sobie frytki. Wyraźnie nie chciała go naciągać. Zresztą, jadła jak ptaszek. -Ja szukać Ciebie? Jeszcze nigdy tego nie robiłam. I uwierz mi, nie zamierzam - Od razu zaczęła się bronić przed wszelkimi podejrzeniami, że pojawiła się tu specjalnie.
Dumny z tego, że dziewczyna potwierdziła jego wielkie przekonanie o sobie dopił herbatę i oczekiwał ich posiłku. No normalnie ego mu wzrosło stukrotnie. Kiedy dziewczyna wspomniała o blondynce spojrzał na nią zaskoczony. - Nie bardzo – wydukał przypominając sobie tą przerażającą chwilę kiedy w jego głowie pojawiło się ostrzeżenie o treści: „Uwaga za pięć sekund będzie miało miejsce rozładowanie skumulowanej energii, która może przynieść ze sobą nieodwracalne konsekwencje. Prosimy wszystkich pracowników stacji o opuszczenie swoich stanowisk i skierowaniu się do schronów.”, aż ciarki przechodzą na samą myśl – a co… ciekawska jesteś, co? – zapytał opierając łokieć o blat, a brodę o dłoń i wpatrując się w nią z delikatnym uśmiechem. Miał zamiar wykorzystać każdą możliwą okazję żeby podrażnić dziewczynę. - To czemu cały czas się spotykamy? – zapytał. Czyżby role się odmieniły? To ona uważała, że on ją śledzi, ale to on wypytuje ją o to, czemu ona się pojawia tam gdzie on. To jest chore.
Na posiłek nie trzeba było długo czekać. Pojawił się przed nimi, a ona bez słowa podziękowania zabrała się do jedzenia. Dopiero gdy jej zapachniało poczuła, że jest na prawdę głodna. Nie jadła od... Właściwie, to to było jej śniadanie. Rano jakoś nie miała ochoty krzątać się w kuchni między innymi lokatorami, a do Hogwartu jak zwykle nie poszła. Dlatego te proste frytki dzisiaj wyjątkowo jej smakowały i zajadała je ze smakiem jak jakieś ciastka z kawiorem, czy inne cudo. -Czy ciekawska... Nie wiem. Dziewczyna mnie wkurwia. - Bezpośredniość, jak zwykle przy nim. Można jednak zauważyć, że to zdanie odnosiło się też trochę do niej. Do jej uczuć. To tak, jakby faktycznie chłopak tymi ich ciągłymi spotkaniami coraz bardziej do niej docierał. Choć akurat teraz to najlepiej jej wnętrze poznają frytki. -Czemu? Bo za mną łazisz. Ewentualnie to przeznaczenie, jeśli wolisz taką wersję - O nie. Zdecydowanie nie da się wyprowadzić z równowagi. Spoglądała na niego ze spokojem, jakiego chyba jeszcze u niej nie widział. I nic dziwnego. Za pierwszym razem była wkurzona, bo trafiła do szpitala. Za drugim, bo musiała robić awanturę. Spotkanie w ich domu, speszona przez zamieszanie. Impreza, speszona przez ilość ludzi i upadek na chłopaka. Teraz dla odmiany było w końcu wybitnie spokojnie i nie zapowiadało się na nic złego. -Widziałam dzisiaj jak twój brat wchodził do pracy - To oznaczało, że już na prawdę wcześnie łaziła po Londynie, skoro przyłapała na tym młodszego Colta. Poza tym brawo dla dziewczyny za ucieczkę od tematu prześladowania -Wyglądał jakby coś kombinował - Dodała biorąc do buzi frytkę i odgryzając połowę.
Słysząc jej słowa zaśmiał się. No cóż. Dziwnie to brzmiało, kiedy wiedział, że obie dziewczyny na raz się wkurzają. Mogłyby zostać dobrymi znajomymi, bo nadają na tych samych falach, ale… jakoś nie myślał, że kiedykolwiek coś takiego się stanie. Nie skomentował tej wypowiedzi i jadł swojego burgera w ciszy. No cóż jak na razie nie wiedział jak powinien odpowiadać na jakiekolwiek jej słowa. - Ja za tobą? – zapytał zerkając na nią, a później przypomniał sobie kilka sytuacji, w których się spotkali. Zaśmiał się zakłopotany – wina przeznaczania – wolał na to zwalić niż przyznać się, że za nią chodził. Najzwyczajniej w świecie tego nie robił, więc… - On zawsze coś kombinuje – skomentował kradnąc jej frytkę i zajadając się nią w zamyśleniu – stara się za wszelką cenę robić mi psikusy, zachowuje się jak dzieciak, co jest nad wyraz męczące. – a już się zastanawiałam kiedy ten chłopak znowu zacznie narzekać, że coś jest dla niego męczące.
Dobrymi znajomymi z nią? Nigdy w życiu. Myślę, że pozabijały by się przy pierwszej okazji. Ewentualnie Caroline chciała by wyciągnąć z niej największe sekrety i wtedy Rabcia zabiła by ją podczas obrony koniecznej. W sumie to by było rozsądne... Boże. Lepiej odrzucić te całe myśli, bo mogą być niebezpieczne na dłuższą metę. - Ciekawe co jeszcze dla nas szykuje to przeznaczenie - Zaśmiała się cicho. Sama nigdy nie myślała o przyszłości, więc nie zastanawiała się też co się może zdarzyć. Los jednak przywiódł na jej drogę tego oto Starucha. Zdecydowanie każdy dzień z nim był zaskakujący. Najgorsze jednak było to, że zaczynała przywiązywać się do tych ich małych spotkań. To było niepokojące. Nie wiedziała, co ma z tym wszystkim zrobić. -Jonatanie wisisz mi jedną frytkę - Odpowiedziała mu nie chcą znów komentować faktu, że dla niego wszystko jest męczące. Ale ukraś jej frytkę to miał siłę! Co za facet! Zabawne, że on stawiał jedzenie, więc w sumie miał pełne prawo żeby jej podjadać. Ale przekomarzać zawsze się można.
Zatrzymał się w trakcie przeżuwania frytki i spojrzał na nią widocznie zaskoczony. - Nie możliwe – wydukał z szokiem wypisanym na twarzy – jak mogłaś zorientować się, że ukradłem Ci frytkę! – powiedział pretensjonalnie. Bardzo pretensjonalnie – Przecież mój plan był idealny! Jaki błąd popełniłem! – zaczął histeryzować. A raczej podśmiewać się ze swojej głupoty, jednak nie miał zamiaru na tym kończyć – Mogę Ci ją oddać jak Ci zależy – dodał po aktorskim przeżywaniu i rozpaczy wskazując palcem wskazującym na usta. Oczywiście odczekał chwilę obserwując jej minę, po czym zaśmiał się pod nosem i wyciągnął w jej stronę dłoń. Znowu zatrzymał się przed twarzą i wycofał, po czym skarcił siebie w myślach. Jak to jest? Miał ochotę jej dotknąć, zmierzwić te włoski, podrażnić ją, a jednak wiedział jak źle reaguje na to. Nie mógł się powstrzymać. Było to dla niego trudne, ale starał się. Żeby nie było, że ta ręka zrobiła ten sam ruch co kiedyś po prostu podniósł ją wołając kelnera i zamawiając kolejną porcję frytek, które miał zamiar sam skonsumować przy okazji dając jej okazję do zemsty.
Gapiła się na niego jak na debila. Gapiła się. A potem nie wyrobiła. Zaczęła się śmiać. Jego rozpacz, to przejęcie. Ta propozycja, że odda jej tą jedną frytkę. Śmiała się przez kilka sekund, a potem zatkała usta dłonią. Jednak po jej oczach nadal było widać, że ma ochotę wrócić do poprzedniej czynności. Zbladły dopiero, gdy wystawił dłoń w jej stronę. Kilka iskierek momentalnie zgasło. Nie była głupia. Wiedziała, że chciał ją dotknąć jednak by jej nie speszyć od razu zaczął udawać, że chodzi o wezwanie kelnera. Westchnęła cicho i odwróciła wzrok. Wielki z niej dzikus, wiedziała to. Wiedziała też, że Jake nie zrobi jej krzywdy. Gdyby próbował skopała by mu tyłek. Ten jednak uważał na nią jak na jajko. Robił wszystko, by na skorupce nie pojawiła się nawet ryska. I dlatego też zrobiła coś, czego chyba nikt się po niej by nie spodziewał. Obie łapki skierowała w jego stronę i wzięła w nie jego dłoń. Położyła na stole, potem odwróciła wnętrzem do góry. - Przewidzieć Ci przyszłość? - Rzuciła starają się brzmieć lekko. Ciężkie to było ze względu na to, że dotykała go, a automatycznie on jej. Cały czas ich skóra łączyła się ze sobą, gdy jedną dłoń miała pod jego dłonią, a druga leżała na niej i delikatnie gładziła go opuszkami palców. Czuła się niepewnie, ale chciała się przemóc. W końcu czego by się miała obawiać? To całkiem niezły, choć strasznie leniwy kumpel.
Doznał prawdziwego szoku kiedy dłonie dziewczyny wylądowały na jego. Ten mały króliczek postanowił się przemóc i go dotknąć. Jakby w tym momencie kiedy ich skóra zetknęła się ze sobą, poczuł, że serce staje w miejscu. Nie mógł oddychać. Nie wiedział dlaczego tak zareagował, ale… był… nie wiem jak to nazwać! Po prostu wpatrywał się w nią w tej cholernej ciszy i starał się w jakikolwiek sposób zareagować. W myślach uspokajał wszystkie mięśnie i przede wszystkim serce. Stało się coś niezwykłego, ale to nie znaczy, że ma tak do tego podchodzić! - Jasne – odpowiedział po dłuższej przerwie i rozluźnił dłoń pozwalając jej na pełną swobodę. Nawet nie odważył się sięgnąć do swojego talerza z frytkami, który przybył po dłuższym czasie, jakby bojąc się, że ruch drugą ręką spłoszy jej odwagę i znowu wrócimy do uciekania do króliczej nory. Swoje spojrzenie wlepił w dłoń żeby nie czuła się dodatkowo osaczona przez jego spojrzenie.
Ten dotyk to faktycznie było coś. Aczkolwiek w życiu by nie pomyślała, że nie tylko dla niej było to coś wielkiego. W końcu to tylko złapanie za ręce, nic więcej. On ostatnio spał w końcu z tą całą Caroline, więc czemu miałby się zachwycać czymś takim? Dobrze, że nie zauważyła różnicy w jego wyrazie twarzy. Zauważyła tylko, że jest bardzo spięty. Prawie tak, jak zazwyczaj ona. Dlatego odczekała chwilę, by sprawdzić czy nie powinna czasem się jednak odsunąć. Ten jednak w końcu się odprężył i zaczął zachowywać normalnie. To normalne. Znajomi powinni się dotykać. Nic się złego nie dzieje. -Więc... - Zaczęła oglądając dokładnie jego dłoń i totalnie improwizując -Masz długą linię życia, bo jesteś staruchem. Prawie nie masz linii głowy, pewnie dlatego, że wiecznie śpisz i prawie cale swoje życie prześpisz, to nie będziesz dużo myślał- To mówiąc wyszczerzyła się do niego. Co za wredna baba -A linia przeznaczenia układa Ci się w kształcie słowa Rebeca - Świadomie ominęła linie serca. Serce to akurat jej szybko biło, bo cały czas trzymała go za rękę jedną dłonią. Druga natomiast porwała frytkę. Szkoda, żeby wystygły!
Dlaczego? DLACZEGO?! ONA GO DOTKNĘŁA! No kurde no dla niego to było jak dostanie na gwiazdkę wymarzony prezent od Świętego Mikołaja! Niemożliwe do wykonania! Przecież ona tego nie tolerowała! Bała się i unikała tego, a tu nagle sama. Omg miał mętlik, jego ciało samo zareagowało jakby to było coś… niezwykłego i niespotykanego! Nie było możliwości, żeby zignorował to tak po prostu! A teraz wracając. Kiedy dziewczyna zaczęła ten cały opis uśmiechnął się i zaśmiał, dopiero zamyślił się na ostatnie jej słowa. Zamyślił się tak bardzo, że nawet pozwolił jej ukraść jedną z frytek! Zaraz sam zacznie jeść, jednakże teraz miał inne rzeczy do roboty. - Linia przeznaczenia w kształcie Rebeca? – zapytał po czym oparł łokieć o stół, a brodę o dłoń. Wlepił w nią swoje oczy – Czyli mówisz, że jesteś mi przeznaczona? – wydukał wręcz szeptem.
Jonatan przeżywał, ona przeżywała. Nic dziwnego, że ta sytuacja choć z zewnątrz zwyczajna, to w środku nich aż się kotłowało. Jednak z chwili na chwilę coraz bardziej się uspokajała. Czuła się coraz śmielej. Wpatrywała się w niego, dotykała go. I nic się nie działo. Było po prostu zabawnie. Może faktycznie nie powinna tak ostro reagować na wszelki jego dotyk? Szczególnie jego dotyk. Był miły, cieplutki. No i przez różnice wieku mogła czuć się z nim jak ze starszym bratem. Tylko kurcze, problem jest taki, że się nie czuła w ten sposób. Postanowiła skorzysta z jego zadumy i zjeść mu jeszcze kilka frytek. I właśnie jedną z nich się zakrztusiła, gdy usłyszała jego słowa i spojrzał na nią w TEN sposób. Na szczęście kaszlnęła tylko dwa razy i wszystko było okej. -Chciałeś mnie zabić! - Ochrzaniła go od razu z wielkimi pretensjami. A wiecie co w tym wszystkim jest zabawne? Ich ręce dalej były złączone ze sobą! W końcu jednak się połapała i z wielkim udawanym fochem zabrała ją ze sobą po czym podniosła się z krzesła. -Pójdę to zgłosić na policję - Uprzedziła chłopaka spoglądając na niego z góry i oczekując jakiejś reakcji.
Widząc jej reakcję nie mógł się opanować i zaczął się śmiać. Po prostu nie mógł. Nie spodziewał się, że aż tak ją zaskoczy ta mina i ten tekst. Dla niego to było coś normalnego, był to po prostu fli… no tak, to był flirt. Ale on wcale nie robił tego na poważnie! Tylko żeby się z nią podroczyć! Na sto procent. Po prostu wiedział, że dziewczyna się zakłopota i nie będzie wiedziała co ze sobą zrobić, to nie miało żadnego głębszego znaczenia… chyba. Ona zabrała swoją dłoń, a on… jakoś mu jej brakowało. - Przepraszam – wydukał pomiędzy salwami śmiechu i starając się nie spać ze stołka. Już dawno się nie śmiał tak dobitnie – no mówię przepraszam! – rzucił kiedy podniosła się z krzesła i złapał ją za dłoń jakby z obawy, że sobie pójdzie, a przy okazji wypełnił brak. Skoro postanowiła go dotknąć, to proszę o wybaczenie, ale tą jedną sferę uznała za dopuszczalna i nie będzie się hamował – Wiem! – wystrzelił w końcu – Kupię Ci frytki w ramach rekompensaty! – genialny pomysł u genialnego faceta – Przy okazji ja sobie zjem – tego akurat już nie musiał mówić.
Nie dość, że prawie ją zabił, to jeszcze gnój się śmiał! Nic dziwnego, że postanowiła go pozostawić i sobie najzwyczajniej w świecie stąd pójść. Ten jednak złapał ją za rękę, a ona jedyne co mogła to odwrócić się w jego stronę z pozornie niezadowoloną miną. Pozwoliła mu się złapać. I nie wyrwała się. Nawet się nie spięła. Najwyraźniej względem Starucha przesunęła swoją granicę trochę dalej. Tymczasem jego propozycja frytek spowodowała, że zaśmiała się od razu. Z nim się po prostu nie da być poważną przez dłuższą chwilę. -Zaś frytki? Trzecia porcja? Chcesz mi to wynagrodzić, to zrób coś niemożliwego. Na przykład zabierz mnie gdzieś, gdzie jeszcze nie byłam - I proszę. Rzuciła mu wyzwanie, które trudno spędzić gdy ma się do czynienia z dziewczyną, która od wielu lat codziennie błąka się bez celu po całym mieście.
Słysząc jej propozycje jego oczy jakby zalśniły, a on podniósł się z miejsca wyciągając z kieszeni portfel i wyciągając pieniądze na blat. - To idziemy – powiedział z szerokim uśmiechem i wyciągnął ją z knajpy. W pewnym momencie się zatrzymał i rozejrzał, po czym podrapał się po szyi. Gdzie mógłby ją zaprowadzić? Wiedział, że dziewczyna całymi dniami szwęda się po Londynie i może znać każdy zakamarek. Oprócz tego nie przepada za magią… Wróć. Nikola wspominała, że dziewczyna odwiozła ją autobusem do domu. Czyżby starała się poruszać mugolskimi środkami transportu? Oprócz tego nie umknęło jego uwadze, że nie była zbyt majętną osobą. Złapał ją za dłoń i zaciągnął do jakiegoś ustronnego miejsca, po czym rozejrzał się dokładnie. - Ważne pytanie, czy zaufasz mi? – zapytał wystawiając dłoń w jej kierunku. Nie zamierzał jej ponaglać. Czekał tak długo jak to było konieczne, a kiedy dziewczyna zdecydowała się chwycić teleportował się z nią do… zresztą zobaczycie.