Mugaddhas to święta wyspa, o której mało który turysta słyszał. I nie bez powodu, gdyż lokalni mieszkańcy bardzo dbają o to, by to sakralne miejsce nie zostało splugawione stopą osób z zewnątrz. Dotrzeć na nią można, i to tylko raz w tygodniu, kiedy to gęste mgły wokół niej umożliwią jakąkolwiek podróż. Według podań na wyspie znajduje się święta palma, która wyrosła z nasienia demona Malaka, patrona rybaków i żeglarzy. Na wyspie odbywają się rytuały roohu, czyli rytuały duszy. Wokół rozpalonego na plaży ogniska, wieczorową porą, w okręgu siadają uczestnicy obrządku, którym podaje się specjalny wywar zrobiony ze sfermentowanego mleka kokosowego, grzybów halucynogennych oraz jadu lokalnego ślimaka morskiego. Wywar ten pozwala zagłębić się we własne wnętrze i lepiej poznać samego siebie. Pod wpływem halucynogenu, uczestnicy mają za zadanie porozmawiać ze świętym drzewem oraz wyrwać z niego drobny kawałek kory, z którego następnie przygotowuje się drobną zawieszkę. Zawieszka ta daje +1 pkt do wybranej dziedziny z kuferka (musi to być jedna z trzech najlepiej rozwiniętych statystyk).
Aby dostać się na wyspę, należy rzucić 1xK6. Wynik nieparzysty oznacza, że udało Ci się dowiedzieć o tym świętym miejscu i namówić przewoźnika do tego, by zabrał Cię na Mugaddhas. Wynik parzysty oznacza niepowodzenie. Rzut można powtórzyć po siedmiu dniach od ostatniego rzucenia kostką. Przerzut kostki przysługuje posiadaczom Odznaki Młodego Badacza III Stopnia. Dotarcie na wyspę kosztuje 30 galeonów. Rytuał jest jednorazowy dla każdej postaci. Jeżeli zakończy się porażką, nie ma możliwości ponownego udania się na wyspę. WAŻNE: jeżeli wybieracie się na wyspę z inną osobą, to tylko jedna osoba z grupy powinna mieć wynik nieparzysty na kosteczce :)
RYTUAŁ:
Podczas obrzędu, należy rzucić kością K100, aby sprawdzić, jak przebiegł sam rytuał i czy udało się go ukończyć. Do wyników należy dodać lub odjąć punkty za cechy eventowe:
+20 pkt do wyniku: metabolizm eliksirowara, Silna psycha (opanowanie), silny jak buchorożec (wytrzymałość) -20 do wyniku: wiecznie struty, tykająca łajnobomba, słaba psycha
Progi w rytuale:
1-25 – Narkotyczna mieszanka okazała się zbyt mocna jak na Twój żołądek. Najpierw zaczynasz się pocić, następnie nadchodzą wizje – upiorne, straszne, przedstawiające Twoje największe strachy. Nie jesteś w stanie funkcjonować i po prostu zwijasz się w kłębek, płacząc. Niestety, nie jesteś w stanie zdobyć świętej kory, a co za tym idzie – zawieszki. 26-50 – Gdyby ktoś spytał, jak się czujesz, to odpowiedź prawdopodobnie brzmiałaby: „No tak średnio, bym powiedział(a). Mimo to dzielnie ruszasz w kierunku Świętej Palmy. Niestety, po drodze zahaczasz o korzeń i kręcisz sobie kostkę, ale w całym tym amoku nawet tego nie czujesz. Ostatecznie zdobywasz korę oraz zawieszkę, ale wizytę na wyspie opłacasz obowiązkową wizytą w Centrum Medycznym. Po zakończonym rytuale napisz jeden post w Centrum Medycznym na min. 1500 Znaków Ze Spacją, w którym opisujesz przebieg leczenia. 51-75 – Wszystko przebiega tak, jak powinno. Pod wpływem napoju odnajdujesz swoje wewnętrzne ja i bez najmniejszych problemów dochodzisz do Świętej Palmy, z której zdobywasz kawałek kory na medalion. Gratulacje! 76-100 – Co tu dużo mówić, narkotyczna nalewka wjechała, jak rosołek na kaca. Dajesz się ponieść muzyce bębnów i dajesz prawdziwy pokaz tańca, zanim to podejdziesz do palmy. Za swoje wyczyny, oprócz wisiorka, otrzymujesz +1 pkt z Działalności Artystycznej.
Zakryła z przerażeniem rękoma usta, udając, że dokonała jakieś karygodnej rzeczy. - Nie wiem jak mogłam, pozostaje mi jedynie obiecać, iż przemyślę swoje postępowanie - obiecała z poważną miną, choć owa sytuacja dość ją rozbawiła. Również spojrzała w stronę uczniów, a między nimi pielęgniarki i bibliotekarki z kawałkami drewna. Westchnęła jedynie cicho. - Noc na bezludnej wyspie bez jedzenia, picia i dachu nad głową, ach spełnienie moich marzeń - rzekła z ironią. Następnie zdjęła z głowy swój czarny kapelusz. Deszcz już nie padał, więc nie musiała go nosić, aby odbijał krople. Przeczesała ręką długie włosy, aby je nieco rozczesać po tym deszczu. - Przynajmniej póki co przestało padać - rzekła na chwilę przenosząc spojrzenie ku niebu. Ciągle jednak było pochmurne. Nie było więc pewności, czy zaraz znów się porządnie nie rozpada. Słysząc jego słowa na temat wieczorku zapoznawczego wybuchnęła śmiechem. - No to przecież nie można czegoś takiego opuścić! - Powiedziała nadal się jeszcze śmiejąc. - Pomyśl ile osób można przy tym poznać. Kto wie, może nawet tego zapłakanego Puchona - dodała siląc się na powagę.
- No różdżki, różdżki - mruknęła niezadowolona, przecież to było oczywiste. Już nawet ją zaczęła irytować cała ta sytuacja. Weszła w las i gdy tylko zauważyła jakąś gałąź, przywoływała ją Accio. Po jakimś czasie zrobił się z tego naprawdę duży stos. Osuszyła je za pomocą Silverto, tak jak Scar. I tak jak ona wymruczała - Locomotor, gotowa, by przenieść gałęzie w odpowiednie miejsce. - Tyle na razie powinno starczyć.
Pokręcił głową chcąc pokazać Effie, że też nie rozumie jej postępowania. I to jeszcze w stosunku do młodszej uczennicy. O tak powinna się wstydzić, ale nie ślizgonka tylko ta puchonka, że chodzi i przeszkadza w poważnych zajęciach innych. Zakupy można było do takich właśnie rzeczy zaliczyć. - Będziesz miała o czym pisać w pamiętniku - dodał, aby uzupełnić jej wypowiedź o spełnionych marzeniach. - Jak znajdziesz jakiś aparat, to nawet później zdjęcie wkleisz - dodał, a sam rozejrzał się w poszukiwaniu jakiegoś. Niestety na wyciągnięcie ręki nic takiego się nie znajdowało. - Ja pójdę zająć miejsca, a Ty załatw przekąski - powiedział z ogromnym entuzjazmem, nie ruszył się jednak nawet o centymetr. Jak wiadomo pośpiech szkodzi, a czuł, że noc będzie na tyle długa, iż zdąży podejść do ogniska. O ile najdzie go taka ochota. - I tak chcę poznać tego puchona. Może uraczy mnie swoją historią o zranionym palcu? Byłoby wspaniale, prawda? - spytał z powagą, ale dość trudno mu ją było teraz zachować. Starał się jednak jak mógł.
Przygryzł wargę na słowa Gabrielle. Nie zaszkodzi spróbować. Skupił się na celu, tak jak uczył się wcześniej, ale z teleportacji nic nie wyszło. - Nie ma szans, chyba że zdejmą zaklęcia. Ale myślę, że naprawią ten statek - dodał, siadając naprzeciw nich i podpierając łokcie o kolana. - Rose, nie przesadzaj, jest całkiem ciekawie - ziewnął.
Gdy Alex wspomniał o aparacie i nawet rozejrzał się wokół, czy czasem przed ich nogami jakiś nie leży, pokręciła głową. - Narysuję sobie - dla potwierdzenia tych słów zaczęła na piasku palcem kreślić jakieś bohomazy. - W tym moim pamiętniku oczywiście - naturalnie na pewno zrobiłaby to jeśli tylko jakikolwiek pamiętnik by posiadała. - Jak mi się uda, również Cię tam dorysuję, jako osobę która uratowała mnie przed śmiercią z powodu braku nikotyny - obiecała z wielką powagą, choć powstrzymywała śmiech. Słysząc jego pomysł, jakoby powinna załatwić przekąski zaczęła się już zupełnie śmiać. - Dobrze, ty sobie posiedź, a ja pójdę się wspinać po drzewach, żeby dorwać jakieś banany i kokosy - powiedziała z ironią przez śmiech. - Obawiam się też, że na tym kończy się jadłospis tej wyspy. - Dodała starając się już uspokoić. Jeszcze wizja poznawania przez Alexa tamtego Puchona wpasowała się idealnie w jej rozbawiony nastrój. - Ale koniecznie mnie później z nim zapoznaj, nie mogłabym sobie wybaczyć jeśli bym go nie poznała mając taką okazję. - Pomyślałby kto, że będąc rozbitkiem na pustej wyspie, będzie jej jeszcze tak dopisywać humor.
Scar kompletnie nie rozumiała zachowania koleżanki. Chyba każdy był zirytowany, głodny, zmęczony i Bóg jeden wie co jeszcze. I pomyśleć, że teraz mogłaby siedzieć we własnym domku, wykąpana, nie obolała, wśród niezmąconej ciszy. Po jaką cholerę wybierała się na ten rejs? Z resztą. Plucie sobie w brodę nie było teraz najlepszym wyjściem, trzeba było brnąć przez to bagno z głową w górze. Trzymając różdżkę przed sobą, przeniosła zaklęciem stos gałęzi, rozkładając je niedaleko lasu. Poczekała, aż Constance dorzuci uzbierane przez nią gałęzie, a potem podpaliła stos zaklęciem Incendio. Wysuszone gałęzie niemal natychmiast zajęły się ogniem, tworząc spore ognisko. Co więcej miała zrobić? Przecież nie mogły się zająć naprawianiem statku, gdy na pokładzie kręciła się mugolska załoga. Pozostało tylko czekać. Musiała czekać, ale nie miała ochoty na siedzenie przy ognisku. Potrzebowała odpoczynku, z dala od tłumu. Zostało jej jeszcze znaleźć apteczkę i torebkę, którą jak była pewna, wzięła ze sobą ze statku. Jak postanowiła tak zrobiła. Trzymając różdżkę w dłoni przeszła się po plaży. Apteczka leżała tam, gdzie Scar zajmowała się chorymi uczniami. Znalezienie torebki zajęło jej nieco więcej czasu. Scar zauważyła ją na samym brzegu oceanu, całą od wody i mokrego piasku. Pielęgniarka wcisnęła apteczkę do dość pokaźnej torby, i usiadła na piasku, tak, że stopy obmywała jej chłodna woda oceanu. Scar zaczęła rozmyślać o błahostkach, bezwiednie przesypując piasek pomiędzy palcami.
Ostatnio zmieniony przez Scar Lightwood dnia Pią 23 Lip 2010 - 13:01, w całości zmieniany 1 raz
Zerknął na jakieś nieznane nikomu wzroki, które kreśliła palcem na piasku. Jeżeli tak ma zamiar rysować w swoim pamiętniku, to aż bałby się spojrzeć wtedy na siebie. Może byłby tylko kółkiem z kilkoma kreskami, jak to czasami dzieci malowały ludzi. - Zdecydowanie nie może tam zabraknąć mnie - mimo perspektywy, że mógłby zostać tylko kółkiem nie mógł odmówić sobie znalezienia się w jej pamiętniku. Co prawda wątpił aby go prowadziła, ale nigdy nic nie wiadomo. - No nie wiem czy to nie ja będę miał poważniejsze zadanie niż Ty ze zbieraniem kokosów i bananów. Odpowiednie miejsce jest bardzo ważne - zauważył. Przecież to od niego będzie zależeć czy uda im się poznać wartościowe osoby. - Wybiorę takie abyś miała z niego widoki, które również będziesz mogła namalować w swoim pamiętniku - jakoś nie przeszkadzało mu, że było już coraz ciemniej, a ogień niewiele oświetlał. Chociaż zapłonął, a to już wiele.
- Obiecuję, że potem Ci pokarzę moje dzieło - przysięgła z powagą. - Będziesz mógł docenić mój talent artystyczny i wkład jaki włożę w tworzenie tego arcydzieła. Na chwilę przestała kreślić bliżej nieokreślone bohomazy na piasku i spojrzała za drzewa, gdzie zaczynało się już powoli palić ognisko. Uczniowie natomiast zaczęli się zbierać wokół niego. Całe szczęście, że byli w tropikach, przynajmniej i noce były zupełnie ciepłe i o to nie trzeba było się martwić. - Widzisz, nie doceniłam twojej pracy - powiedziała z niedowierzaniem, jak mogła się tego w ogóle dopuścić? - Masz racje, rzeczywiście przy twoim zadaniu, moje łażenie po drzewach i odrapywanie się na nich, a kto wie, może i spadanie na ziemie, to zupełnie niewiele. Ty przecież musisz całą strategię przemyśleć, które to miejsce będzie idealne. - Przyznała kiwając głową. - Ale ja Cię mogę odciążyć od tego zadania. Możemy się zamienić, ja się pomęczę i pomyśle nad idealnym miejscem, a ty powchodzisz na drzewa w poszukiwaniu jakiś owoców - uznała z zadowoleniem, podnosząc wzrok z piaskowych wzorów i spoglądając na Alexa z rozbawieniem.
Wciąż patrzył jak większość osób podchodzi do ognia, można je było teraz porównać do ćmy która za wszelką cenę chce znaleźć się jak najbliżej źródła światła. Jemu jednak mokry piasek w pobliżu drzew odpowiadał bardziej, przekręcił się tylko na bok. Bo ile można leżeć w jednej pozycji? - Jako znawca będę musiał rzucić na to okiem - stwierdził, sam przecież też kiedyś malował. Miał wtedy chyba cztery a może i pięć lat. Jednak został szybko zniechęcony, kiedy nikt nie zgadł, że zwierzę które namalował było wężem. A szkoda, bo czuł, że mógłby zostać nie byle jakim artystą. Malarzem artystą, oczywiście. - Zamienić? - rozważał to przez chwilę, właściwie nie straciłby na tym. - Skoro tak bardzo nalegasz - uśmiechnął się i obejrzał za siebie na drzewa. Nie, nie miał najmniejszego zamiaru na nie wchodzić, ani nic z tych rzeczy. Pomimo tej trudnej sytuacji w jakiej się znaleźli, wciąż pamiętał kilka zaklęć które z pewnością teraz były odpowiednie. - Z racji tego, że nie lubimy kokosów same banany nam wystarczą - dodał z wielkim przekonaniem. - Tylko pamiętaj, żeby były przepiękne widoki. Chociaż takie będę miał pocieszenie, jeżeli w niedalekiej odległości znajdą się jacyś brzydcy ludzie. - powiedział bojąc się o swoje oczy. I tak za długo przebywał w jednym domku z Dianą, teraz niech przynajmniej odpocznie sobie od takich traumatycznych widoków. Zerknął jeszcze na załogę, która nieudolnie kręciła się wokół statku. Naprawdę był to widok żałosny, może nawet i gorszy od tego puchona. On przynajmniej płakał, a oni tylko się patrzą i kręcą głowami. - W takim tempie to nawet z tydzień tutaj posiedzimy - pokręcił głową i sięgnął po kolejnego papierosa, częstując również Effie. Jeszcze kilka mu zostało, zawsze może się łudzić, że tyle mu wystarczy.
Z racji iż korzeń, po dłuższym siedzeniu był dość niewygodny, zsunęła się na wilgotny piasek, nadal jednak opierając się o pień owego tropikalnego drzewa. Eff już wolała szukać wolnego miejsca przy oświetlonym ognisku, a nie łazić po ciemnym lesie i szukać gdzieś tam bananów. - Skoro taki wielki z Ciebie znawca, to na pewno będziesz zachwycony - powiedziała pewnie. No przecież jak mogłoby być inaczej? - Jasne, załatwię miejsce z widokiem na ocean i zachodzące słońce - powiedziała jakby chodziło o wybieranie miejsc w czarodziejskim teatrze. Oczywiście była także niemal pewna, że w tym ścisłym kółku wokół ogniska, które utworzyli uczniowie, będzie ciężko ogólnie znaleźć wolne miejsce, a co dopiero z wybranym widokiem. - Tydzień na bezludnej wyspie, cóż może przez ten czas wybudujemy tu osadę - powiedziała wyobrażając sobie bibliotekarkę wraz z pielęgniarką budujące prowizoryczne domki. Na same wyobrażenie uśmiechnęła się pod nosem i sięgnęła po papierosa, którymi częstował Alex. - Dzięki - powiedziała spoglądając na trzymanego papierosa. - Teraz jeszcze bardziej postaram się przy tym twoim rysunku w pamiętniku - zapewniła go i wyciągnęła swoją różdżkę. Szepnęła Incendio tym samym podpalając papierosa, powoli się nim zaciągnęła, wciągając dym. Różdżkę natomiast ponownie schowała. Cóż za szczęście miała, że Alex wybrał się w rejs, miał ze sobą papierosy i dodatkowo go wypatrzyła. Istniały wątpliwości czy ktoś inny na tej wyspie był jeszcze w posiadaniu jakichkolwiek fajek.
Wątpił czy teraz w ogóle udałoby im się dopchać do ogniska. Nawet nie wiedział, że tyle osób płynęło tym statkiem dopóki nie zebrali się w jednym miejscu. Czekał tylko, aż przepychanki niektórych skończą się jakimiś oparzeniami. Może nawet doczeka się atrakcji w postaci jakiegoś puchona z ogniska? Oni są tak nieporadni, że wszystko jest możliwe. A pielęgniarka mogłaby się wykazać w końcu, przecież złamania i inne urazy związane z rozbiciem statku byłby nudne. - Jakie to będzie romantyczne, jeszcze rano załapiemy się na wschód - westchnął chcąc wyrazić swój zachwyt, jednak chyba nie do końca mu to wyszło. - Wspaniale to obmyśliłaś - powiedział z uznaniem. Poobracał jeszcze chwilę papierosa, zanim go podpalił i zaczął wdychać jego dym. Uspokajające zajęcie, nie ma co. - Ja chcę domek z widokiem na ocean, z dala od puchonów, w dobrej odległości od ogniska, żeby ewentualne słońce nie świeciło mi w okna... - urwał i zaśmiał się sam z siebie - Powinienem to spisać wszystko i dać pielęgniarce albo tej drugiej. Też powinnaś zrobić taką listę - podpowiedział Effie, wypuszczając dym. Co prawda nie wierzył, że będzie im dane zostać tutaj tak długo. - Tylko pamiętaj mam lepszy lewy profil - Że też zamiast się martwić co będzie później on ciągle żartuje. Może nie czuł powagi sytuacji? Raczej był pewny, że za długo tutaj nie posiedzą. Sam wpadł na genialny pomysł wydostania się stąd, ale da się wykazać dwóm dzielnym kobietą, które są w pełni wykwalifikowanymi i odpowiedzialnymi osobami.
Zaczęła się zastanawiać co z ludźmi, którzy zostali na wyspie. Czy w ogóle któraś z kobiet wysłała do nich wiadomość z tym, iż utknęli na tym pustkowiu. Swoją drogą, że też nie mogli po nich wysłać dodatkowego statku... - No widzisz, o wszystkim pomyślałam. Jestem pewna, że gdybyśmy się nie zamienili, nie pomyślałbyś o aż tak wspaniałych widokach - uznała tym samym pochwalając swoją pomysłowość. Bo przecież co może być lepszego od widoku na słońce które wstaje wcześnie rano i zupełnie nie daje spać? - Oczywiście, że zrobię listę inaczej jeszcze trafi mi się jakiś mały domek, wielkości komórki na miotły - stwierdziła z przerażeniem. Zaciągnęła się powoli papierosem, a po chwili wypuściła dym z ust, próbując uformować kółka. Raczej wyszły jej jakieś rozlazłe obłoki w bardzo małym stopniu podobne do okręgów. Rozejrzała się w koło z nadzieją na ujrzenie jakiegoś hamaku, albo domku zbudowanego przez ewentualnych poprzednich rozbitków. Oczywiście niczego takiego nie dostrzegła. - Jednak nim już nam wybudują domki i ogółem rozplanują osadę, czeka nas wspaniałe spanie pod gołym niebem - rzekła z jakże wielkim entuzjazmem. No tak, zapowiadało się wspaniale. Noc pod gołym niebem na nieznanej wyspie, z kto wie jakimi stworzeniami. W owej chwili coraz bardziej zapadał zmrok, jednak padało lekkie światło dochodzące z ogniska, które nieco rozjaśniało okolicę.
Ożywiła się dopiero wtedy, kiedy usłyszała o ognisku. Ściemniało się, a statku raczej w nocy nie naprawią. I to po ciemku. Nic dziwnego, że tu nocują. Raczej wyspa była bezludna, więc nie było powodów do obaw. - Oj, ja bym się nawet stąd nie teleportowała, gdybym mogła. Mamy ognisko, więc tak źle nie będzie - wyszczerzyła się. Pesymistyczne myśli jak szybko przyszły, tak szybko poszły. - O, tak. Twoje ziewanie w tym wszystkim jest najbardziej interesujące.
Siedząc koło Puchonki, podpierała głowę na dłoniach, aby jej nie opadła. Nadal była słaba, ale krew jednorożca powoli regenerowała jej siły. Na tą chwilę z pewnością nie wsiadła by na statek. Aby znowu był sztorm? Nie. Kiedy głowa przestała ciążyć, podniosła wzrok, omiatając spojrzeniem innych. Wszyscy opatrzeni siedzieli w różnych miejscach, a jedyne dwie dorosłe czarownice rozpalały ognisko. - Nocujemy tu? – spytała zdziwiona. – Myślałam, że się teleportujemy.
Ziewnął jeszcze raz. - Mogę jeszcze żuć gumę - zaśmiał się do Rose. - Nic z tego, próbowałem. Musieliby zdjąć zaklęcia. Stawiam na to, że naprawią statek i płyniemy z powrotem. Ale ognisko to dobry pomysł. Zresztą i tak mu się tu podobało. Rzadko kiedy miał okazję lądować na bezludnej wyspie. Dosyć ciekawe doświadczenie, ale spodziewał się czegoś lepszego, jakiejś przygody, akcji. A okazało się, że bycie czarodziejem znacznie ułatwia znalezienie się na takiej wyspie. Te wszystkie mugolskie książki o rozbitkach straciłyby sens, gdyby to właśnie czarodzieje lądowali z dala od świata i cywilizacji. Wtedy w sumie nie traciliby dużo, raz, dwa i już ich nie ma. - Silverto - mruknął zaklęcie pod nosem, aby wysuszyć mokre ubrania, które zaczęły mu przeszkadzać.
Widziała po reakcji Scar, że nieodpowiednio się zachowała. Ale co miała zrobić, że zachowywała się czasami jak rozkapryszona księżniczka? Niestety, to była pozostałość po jej dzieciństwie i chociaż próbowała z tym walczyć, nie było łatwo. Nie poszła do rozpalonego już ogniska. Usiadła na brzegu, niedaleko Scar. Jednak nie odzywała się do niej, bijąc się z myślami, czy ją przeprosić za to, że na nią naskoczyła, czy nie. A Constance rzadko przepraszała.
Rozejrzała się po wyspie. Mieli tu spędzić noc. Pięknie. Zobaczyła, jak szkolna pielęgniarka i bibliotekarka rozpalają ognisko. Z jednej strony czułą ulgę, ze są tu dorośli czarodzieje. Jednak z drugiej strony miała nieokreślone pretensje, dlaczego to tylko te dwie kobiety. No cóż, nie można mieć wszystkiego. Gabrielle milczała na razie. Przytakiwała tylko głową na to, co mówią, jednak myślami tak naprawdę była gdzie indziej. Zastanawiała się, jak czuje się jej matka, czy nic się jej nie dzieje złego.
Jak to dobrze, że Eff znalazła się na tej wyspie. Inaczej byłby skazany na towarzystwo zapłakanego puchona albo jakiegoś innego zasmarkanego dzieciaka. Fran zaginęła w akcji, a nikogo innego chyba nawet nie znał. Oczywiście nie, żeby miał ochotę zapoznawać się z kimś. - Pewnie zapomniałbym o tym, chociaż... tak zapomniałbym - zwiesił głowę jakby było mu przykro z tego powodu. Przeoczyłby również zachód słońca i wiele innych aspektów usiłując znaleźć się jak najbliżej tamtego puchona albo omijając brzydkich ludzi, których się w jakimś stopniu nawet bał. - Albo w niemiłym towarzystwie, przecież wiadomo, że sąsiedztwo też jest ważne - zauważył i zaciągnął się papierosem. - Zresztą zanim powstanie tutaj jakikolwiek domek, zestarzeję się, a może i nawet spotka mnie coś gorszego. - kto wie, co czyha na tej wyspie. Znając jego szczęście zabije go kokos, który spadnie wprost na jego głowę. - I jaka wspaniała lekcja astronomii. - zachwycił się i wyciągnął rękę w górę wskazując na księżyc. Akurat to umiał nazwać - oraz wróżbiarstwa. - dodał, ale nie był pewien czy z gwiazd można wróżyć. Chociaż jak z jakiś fusów czy innych śmieci to się robi to dlaczego nie korzystać do tych celów z nieba?
Scar kątem oka zauważyła, że Constance siada niedaleko niej. Wcale nie miała do niej żalu, każdy ma prawo być zdenerwowany. -Ja mam już tego dosyć - powiedziała cicho Scar. - Że też musiał się rozpętać ten sztorm. Jestem po prostu zmęczona, i chcę wracać, nie uśmiecha mi się spanie na wyspie. Powinnyśmy naprawić statek. Kilka Reparo, i byłoby po kłopocie. Tylko co z mugolami? - spytała. Scar rzuciła okiem, na zbierający się przy ognisku tłum uczniów.
Pokiwała przyznając tym samym racje, adekwatnie istotności dobrze dobranego sąsiedztwa. Przecież jeśli miałaby opuszczać swój domek, aby tuż na przeciw codziennie widzieć domek jakiegoś niezbyt rozgarniętego Puchona i oczywiście jego samego, to chyba sama zaczęłaby budować tratwę, aby tylko jak najszybciej wydostać się z wyspy. - Ostatecznie pomogę im rozrysowując plan mojego przyszłego domku, aby wiedziały gdzie i jaki dokładnie zbudować - powiedziała z zadowoleniem. Oczywiście wizja, że uczniowie Hogwartu mieliby wybudować osadę na wyspie wydawała się zupełnie absurdalna. - Widzisz jaki edukacyjny wyjazd! Nie dość, że mieliśmy lekcję jak zachowywać się w czasie sztormu, bądź rozbicia na pustej wyspie, to jeszcze dodatkowo mamy astronomię z wróżbiarstwem. - Rzekła spoglądając w stronę nieba. - A kto wie, może i będzie to lekcja Opieki nad magicznymi stworzeniami - dodała rozglądając się na boki po ciemnych krzakach. Wszak nie wiadomo, czy jakiś stwór w końcu z nich nie wyskoczy. Tak czy owak dobrze było mieć pod ręką różdżkę. Spojrzenie przeniosła ponownie na niebo, ale że dość niewygodnie się jej z takiej pozycji na nie patrzyło, to zaraz położyła się również na ciągle nieco wilgotnym piasku. - Tylko, że musisz chyba ty ją poprowadzić, bo moja wiedza na temat gwiazdach czy wróżbiarstwa jest... powiedźmy, że umiarkowana - dodała starając się dojrzeć jakiś kształt, który pasował by do wielkiego, czy małego wozu. Na marne. W końcu nie chodziła na żadne z tych dwóch zajęć. Zaciągnęła się więc papierosem i po chwili powoli wypuściła dym z ust.
Dokładnie, rozrysowanie wszystkiego, łącznie z opisaniem jakiś ewentualnych sąsiadów których chce się mieć wokół siebie, było idealnym rozwiązaniem. Każdy uniknąłby nieporozumień, a i obie panie miałyby zajęcie. Teraz brakowało im tylko kawy, herbaty i ciasteczek. Bo z tego co przelotnie zaobserwował pogaduchy odchodziły w najlepsze. Co prawda mógł się mylić, było już przecież ciemno, chociaż ognisko dawało jakieś wątłe światło. - Gdybym wiedział, że tak to się skończy wziąłbym pergaminy, kałamarze i mnóstwo piór - westchnął zrezygnowany, że nic z tych rzeczy nie miał przy sobie. Jak mógł czegoś takiego nie przewidzieć? Powinien zainwestować w szklaną kulę, a może i czarnego kota. - Ile przydatnych rzeczy bym mógł spisać. Jako punkt pierwszy zapisałbym aby w razie sztormu mieć przed sobą puchona, który będzie amortyzował upadek. Następnie, że jak zranię się w palec mam usiąść i płakać. - Ile było rzeczy które mógłby zapisać, już teraz większość z nich mu umknęło, więc nawet nie było co siadać po powrocie aby to spisać. Dopiero co zaczynał palić, a już był w połowie papierosa. Ci mugole powinni je jakoś ulepszyć, aby nie kończyły się tak szybko. A może sam kiedyś wymyśli jak to zrobić? Zarobi miliony galeonów i kupi tą właśnie wyspę. - Tylko nie Opieka Nad Magicznymi Stworzeniami - pokręcił głową i obejrzał się za siebie. Na szczęście nic nie stamtąd nie wychodziło. Jeszcze brakowałoby mu tutaj dzikiej małpy, jakby sami puchoni nie wystarczyli. - Wiem, że tam jest księżyc. - przyjrzał się jeszcze raz uważniej niebu, ale i tym razem nie zobaczył tam nic więcej - A później jego miejsce zajmie słońce - dodał, aby nie było, że wiedział tak niewiele.
- Owszem, to bardzo istotne punkty - powiedziała oczyma wyobraźni przypominając sobie pomocnego dla niej Puchona w czasie tego mocnego obicia statku o skały. Cóż, przynajmniej raz na coś przydał się jej mieszkaniec tamtego domu. - Najważniejszy punkt jaki bym zapisała, byłoby, że należy zawsze mieć przy sobie paczkę papierosów, bowiem nigdy nie wiadomo, kiedy zostanie się ściągniętym na tonący statek, a następnie utknie się na bezludnej wyspie - powiedziała spoglądając na trzymanego przez siebie papierosa. Miała jednak nadzieję, że więcej nie przyjdzie jej już znaleźć się w podobnej sytuacji. Jeden sztorm i jedno bycie rozbitkiem, zdecydowanie wystarczy jej na całe życie. - Zawsze może być jeszcze Obrona Przed Czarną Magią, jeśli tylko zza tych krzaków wyskoczy jakiś szaleniec chcący wszystko i wszystkich spalić - powiedziała nawiązując do wspomnianego przez Alexa tajemniczego faceta ze ślubu Shiomich. Na samo wyobrażenie tego rozbawiona uśmiechnęła się pod nosem. Gdy chłopak zaczął mówić o księżycu pokiwała uważnie głową, jakby to była dla niej zupełnie nowa i bardzo istotna do zapamiętania wiadomość. - Zapamiętam - obiecała z rozbawieniem. - Rozumiem, że z owych gwiazd można przepowiadać przyszłość? Więc sądzę, że tamten zbiór gwiazd - tu wskazała na jakąś grupkę gwiazd tworzącą koło, która to była odcięta od pozostałych za sprawą ciemnych chmur, które to jednak nadal przykrywały nieco niebo - musi oznaczać rozbitków na wyspie. - Wymyśliła zaraz, mówiąc jednak z wielkim przekonaniem. Wszak gwiazdy tworzyły koło, co mogło przecież kojarzyć się z kołem ratunkowym i okrągłą wyspą, co za tym idzie na pewno musiały to zwiastować. Prawdę powiedziawszy nie miała pojęcia czy z gwiazd czyta się jak z fusów, kojarząc poprzez kształty w jakie się układają, tak jak to ona zrobiła. Nie miało to jednak znaczenia, ani wróżbiarstwo, ani astronomia, nigdy ją nie interesowały.
Zawsze gdzie by się nie ruszał miał przy sobie papierosy, a przynajmniej starał się aby tak właśnie było. Nie zajmowały wiele miejsca i były mniej kłopotliwe niż alkohole, które musiałby zmniejszyć i rzucić odpowiednie zaklęcie aby butelka się nie potłukła. Teraz właśnie żałował, że był leniwy i nie chciało mu się tego robić. - A z paczką papierosów, jakiś alkohol i to tylko po co aby się upić i w nieświadomości czekać na pomoc. Chociaż kto by nosił przy sobie tyle butelek? Ale teraz nawet jedna umiliłaby czas. - co mógł poradzić na to, że tak właśnie było. No i, że lubił pić. Palić też. Ale gdyby miał wybierać między jednym a drugim, miałby wielki problem. - Wiedziałem, że wciąż mamy za mało rozrywek. - od razu pomyślał o tym dziwnym facecie, który miał więcej żelu na włosach niż mogło pomieścić jedno opakowanie. - Może teraz zaskoczyłby czymś innym. Podpalanie już pokazał. - Różnorodność była dobra, tak przynajmniej uważał. Chyba, że to zaklęcie było jego popisowe i nie mogło zabraknąć go nigdzie. - Chyba można, skoro kupka mokrych fusów nadaje się do tego idealnie - nigdy nie był na żadnych zajęciach z wróżbiarstwa i nie zamierzał. Uważał to delikatnie mówiąc za stratę czasu. Zerknął w miejsce pokazywane, przez nią. I szybko przytaknął, chociaż kiedy przekrzywił głowę nie był już taki pewien, czy to właśnie o wyspę rozbitków chodziło. - To bardziej przypomina ogromnego okrągłego lizaka albo kota zwiniętego w kłębek. - Tylko za nic nie wiedział co może to oznaczać, o ile w ogóle miało to jakiś głębszy sens.
Słysząc jeszcze o butelce alkoholu nie mogła się nie zgodzić. O tak, definitywnie napiłaby się teraz czegoś. Tylko niestety nie było skąd wziąć czegokolwiek ku temu zdatnego. - I na to jest sposób, zawsze można nosić je pomniejszone - uznała teraz już nie tylko żałując, że nie zdążyła kupić papierosów, ale i że nie kupiła czegoś do picia. Zaraz jednak uznała, że nie będzie się zadręczać i odrzuciła te wszelakie myśli o tym co to mogła była zrobić, bo i tak czołowe miejsce na tej liście zajmowała ucieczka przed bibliotekarką. - Kto wie, może tym razem uznałby, że pora zamrozić wszystko w koło - wyobraziła sobie zaraz taką możliwość i to jak uczniowie czekają, aż tropikalne słońce ich odmrozi, aby mogli cokolwiek robić. Zaczęła się zastanawiać skąd owy osobnik w ogóle się wziął i jaki cel miał w ewentualnym podpalaniu plaży na czyimś ślubie. Co prawda Eff owe postępowanie wydawało się raczej pozbawione sensu, jedyną ewentualnością była marna chęć zwrócenia na siebie uwagi. Blondwłosa uważała jednak, że są na to nieco lepsze sposoby. Przerwała rozważania na ten temat kiedy Alex wspomniał o lizako-kocie. Tak więc, również przechyliła głowę, aby spojrzeć z tej samej perspektywy na układ gwiazd. - W takim razie ta konstelacja na pewno oznacza też, że pójdziemy na zakupy i jedno z nas kupi kota, a drugie lizaki - wyraziła z zadumą swoją opinię niczym prawdziwa wróżbitka.
Na Malediwach całkowicie zapadł już zmrok, bezludna wyspa była pogrążona w zupełnych ciemnościach, a jedyne światło padało z ogniska i lamp na statku. Jednak i te długo się nie paliły. Bowiem zmęczeni marynarze postanowili opuścić pokład i kolejnego dnia od rana zabrać się za ponowne próby naprawienia łodzi. Załoga nie zwracając większej uwagi na zebranych wokół ogniska uczestników rejsu, rozbiła się nieopodal. Chwilę jeszcze było słychać ich rozmowy między sobą, niektóre nawet całkiem głośne. Widać było bowiem, że na pokładzie musieli nie tylko ciężko pracować nad naprawą, ale i wypić część zapasów alkoholowych, które najwyraźniej przetrwały sztorm. Po pewnym czasie było już tylko słychać ich głośne chrapanie. Nie tylko oni jednak byli już zmęczeni dniem, kilka uczniów także usnęło przy płomieniach ogniska.
Strzepnął popiół za siebie i znów przekręcił się na drugi bok. Mokry piasek nie był czymś wygodnym, a długie leżenie tylko utwierdzało go w tym przekonaniu. Próbował nawet usypać sobie jakąś górkę pod plecy, ale na niewiele to się zdało. - Takie popadanie ze skrajności w skrajność, może się skończyć ciekawie - przyznał. Obejrzał się powtórnie za siebie, bo może ten dziwny facet może się i tutaj pojawić. Wtedy też wziął się znikąd, a później równie szybko zniknął. - Zaklepuje lizaki - powiedział szybko zanim pierwsza coś wybrała. Jakby miało to w ogóle jakiś sens. Nie nadawał się przecież aby zostać właścicielem nawet kota. Mimo że opieka nad nimi nie była męcząca. Zawsze chodziły swoimi drogami i same umiały się o siebie zadbać. - I chyba jeszcze poważnie zastanowię się nad wróżbiarstwem. Kto wie, gdybym umiał odczytywać znaki, teraz zostałbym bohaterem. Marynarze, którzy do tej pory dzielnie kiwali głowami, że nie wiedzą co mają zrobić poszli w końcu spać. Nie wiedział jak oni tak mogli. Sam na pewno nie zasnąłby w takich warunkach. Nie było nawet takiej możliwości. - Ta ich pracowitość mnie przeraża - stwierdził kończąc papierosa. Przez jakiś czas trzymał już sam filtr, nie zauważył nawet kiedy żar wyleciał. Teraz pozostało mu tylko wyrzucić resztę kawałek dalej.