Mugaddhas to święta wyspa, o której mało który turysta słyszał. I nie bez powodu, gdyż lokalni mieszkańcy bardzo dbają o to, by to sakralne miejsce nie zostało splugawione stopą osób z zewnątrz. Dotrzeć na nią można, i to tylko raz w tygodniu, kiedy to gęste mgły wokół niej umożliwią jakąkolwiek podróż. Według podań na wyspie znajduje się święta palma, która wyrosła z nasienia demona Malaka, patrona rybaków i żeglarzy. Na wyspie odbywają się rytuały roohu, czyli rytuały duszy. Wokół rozpalonego na plaży ogniska, wieczorową porą, w okręgu siadają uczestnicy obrządku, którym podaje się specjalny wywar zrobiony ze sfermentowanego mleka kokosowego, grzybów halucynogennych oraz jadu lokalnego ślimaka morskiego. Wywar ten pozwala zagłębić się we własne wnętrze i lepiej poznać samego siebie. Pod wpływem halucynogenu, uczestnicy mają za zadanie porozmawiać ze świętym drzewem oraz wyrwać z niego drobny kawałek kory, z którego następnie przygotowuje się drobną zawieszkę. Zawieszka ta daje +1 pkt do wybranej dziedziny z kuferka (musi to być jedna z trzech najlepiej rozwiniętych statystyk).
Aby dostać się na wyspę, należy rzucić 1xK6. Wynik nieparzysty oznacza, że udało Ci się dowiedzieć o tym świętym miejscu i namówić przewoźnika do tego, by zabrał Cię na Mugaddhas. Wynik parzysty oznacza niepowodzenie. Rzut można powtórzyć po siedmiu dniach od ostatniego rzucenia kostką. Przerzut kostki przysługuje posiadaczom Odznaki Młodego Badacza III Stopnia. Dotarcie na wyspę kosztuje 30 galeonów. Rytuał jest jednorazowy dla każdej postaci. Jeżeli zakończy się porażką, nie ma możliwości ponownego udania się na wyspę. WAŻNE: jeżeli wybieracie się na wyspę z inną osobą, to tylko jedna osoba z grupy powinna mieć wynik nieparzysty na kosteczce :)
RYTUAŁ:
Podczas obrzędu, należy rzucić kością K100, aby sprawdzić, jak przebiegł sam rytuał i czy udało się go ukończyć. Do wyników należy dodać lub odjąć punkty za cechy eventowe:
+20 pkt do wyniku: metabolizm eliksirowara, Silna psycha (opanowanie), silny jak buchorożec (wytrzymałość) -20 do wyniku: wiecznie struty, tykająca łajnobomba, słaba psycha
Progi w rytuale:
1-25 – Narkotyczna mieszanka okazała się zbyt mocna jak na Twój żołądek. Najpierw zaczynasz się pocić, następnie nadchodzą wizje – upiorne, straszne, przedstawiające Twoje największe strachy. Nie jesteś w stanie funkcjonować i po prostu zwijasz się w kłębek, płacząc. Niestety, nie jesteś w stanie zdobyć świętej kory, a co za tym idzie – zawieszki. 26-50 – Gdyby ktoś spytał, jak się czujesz, to odpowiedź prawdopodobnie brzmiałaby: „No tak średnio, bym powiedział(a). Mimo to dzielnie ruszasz w kierunku Świętej Palmy. Niestety, po drodze zahaczasz o korzeń i kręcisz sobie kostkę, ale w całym tym amoku nawet tego nie czujesz. Ostatecznie zdobywasz korę oraz zawieszkę, ale wizytę na wyspie opłacasz obowiązkową wizytą w Centrum Medycznym. Po zakończonym rytuale napisz jeden post w Centrum Medycznym na min. 1500 Znaków Ze Spacją, w którym opisujesz przebieg leczenia. 51-75 – Wszystko przebiega tak, jak powinno. Pod wpływem napoju odnajdujesz swoje wewnętrzne ja i bez najmniejszych problemów dochodzisz do Świętej Palmy, z której zdobywasz kawałek kory na medalion. Gratulacje! 76-100 – Co tu dużo mówić, narkotyczna nalewka wjechała, jak rosołek na kaca. Dajesz się ponieść muzyce bębnów i dajesz prawdziwy pokaz tańca, zanim to podejdziesz do palmy. Za swoje wyczyny, oprócz wisiorka, otrzymujesz +1 pkt z Działalności Artystycznej.
Autor
Wiadomość
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Szlajała się gdzieś w sumie bez celu, bo ani za bardzo nie miała pieniędzy, ani pomysłu na swój dzień, bo Hope gdzieś sobie poszła, a Ruby stwierdziła, że przecież nie może wiecznie się ciągnąć za Hope. Pech chciał, że słyszała chyba jakichś innych turystów, którzy mówią o świętej wyspie i tak jakoś miała ogromną ochotę się tam wybrać. Chociaż jej ostatnia wizyta na bliżej niezidentyfikowanych wyspach zostawiła jej traumę życia, to święte miejsce przecież nie powinno być niebezpieczne, prawda? W ogóle nie rozumiała tych Malediwów, z jednej strony była sielanka i było pięknie, a z drugiej prawie umarła, bo stwierdziła, że opowieści jakiegoś pijaka w tawernie są godnym uwagi źródłem informacji. Oczywiście legendarny smok był nader obiecujący, bo chyba każdy wielbiciel magicznych i niebezpiecznych stworzeń chciał zobaczyć super smoka, a Maguire będąc od miesiąca dumną posiadaczką licencji, czuła się wręcz w obowiązku, by spróbować swoich sił. Skończyło się jak skończyło, licznymi zadrapaniami i zawałem serca, bo jej kolega z domu okazał się być kurwa wilkołakiem i jakoś nie omieszkał ją ostrzec, kiedy trafili na wyspę z pełnią księżyca. Stała sobie w miejscu, w którym podsłuchiwała innych ludzi – bardzo incognito, bo udawała, że szuka czegoś na stoisku, przy którym stała, ale była też tak zafascynowana rozmową dwójki nieznajomych, że nie zauważyła, że bierze w ręce żywego kraba, który oczywiście uszczypnął ją ze swoją pełną siłą i nawet nie chodziło o to, że ją to bolało, co po prostu tak zaskoczyło, że wyrzuciła z ręki zwierzątko i z krzykiem zastygłym na ustach, cofnęła się, wpadając na kogoś. — Przepraszam, ten krab mnie upierdolił — powiedziała bardzo elokwentnie, z góry też rzecz jasna zakładając, że wszyscy rozumieją angielski. Spojrzała na ofiarę, na którą bezczelnie nadepnęła i poznając w niej chłopaka z Ravenclawu, rozciągnęła swoje wargi w szerokim uśmiechu. — O cześć! — rzuciła beztrosko, jedynie zerkając podejrzliwie na agresywnego kraba, ale już wracała spojrzeniem zielonych tęczówek do prefekta — Nie masz może ochoty na super przygodę? — zapytała, niby od niechcenia, chociaż w oczach pojawił się niebezpieczny błysk — Bo słyszałam, że jest taka super święta wyspa, gdzie można odnaleźć siebie bla, bla, bla reszty albo nie zrozumiałam, albo nie usłyszałam, ale szukam towarzystwa! — wyszczerzyła się i właściwie nie dając mu czasu na odpowiedź, pociągnęła go w stronę miejsca, z którego mogli się na wyspę dostać.
Ileż można było chodzić z deszczową chmurką nad głową? Bardzo długo - acz warto było przyznać, że różnorakie interakcje międzyludzkie zarówno na, jak i jeszcze przed feriami sprawiały, że Darren czuł się nieco lepiej. Zresztą, dobre trzy tygodnie żałoby powinny powoli wystarczyć, nawet jeśli nastrój Shawa będzie nieco oschły jeszcze przez długi czas - choć to raczej ustawienia fabryczne w przypadku owego Krukona. - Elo - sapnął, masując się po stłuczonym żebrze, w które radośnie wbiła się... Ruby? Gryfonki miały najwyraźniej upodobanie do czteroliterowych imion, najpierw Hope, teraz Ruby - Super przygoda? Znowu? - jęknął Shaw, jednak miał wrażenie że dziewczyna i tak go nie słucha. Podobnymi słowami rozpoczęła się wyprawa razem z Griffin, która była dla Darrena dość bolesna - głównie fizycznie, bo skończył z oparzoną ręką i niesamowicie odrapanymi nogami, na których jeszcze do dziś pełno było zadrapań i zabliźniających się, głębszych nacięć. Idąc za Maguire, dotarli do niewielkiej przystani, która była na Malediwach czymś w rodzaju przystanku autobusowego albo stacji metra. W sumie nic dziwnego, biorąc pod uwagę że byli na WYSPACH. Tam Ruby zaczęła rozpytywać o chętnego przewoźnika, który chciałby zabrać ich w miejsce zwane "Mugaddhas", jednak bez większych sukcesów. Po chwili wewnętrznego sporu Shaw w końcu przewrócił oczami i zniknął na parę chwil. Znów kupił rum - tym razem okazał się on nieco droższy - a tutejsi rybacy i marynarze, widząc kuszący ich alkohol, od razu stawali się bardziej skorzy do współpracy. Parę minut Krukon i Gryfonka siedzieli na jednej z łódek, która pruła przez morskie fale, sterowana przez jednego z ogorzałych tubylców. - Przygoda, jej - powiedział z kamienną twarzą, zastanawiając się, co dokładnie teraz go pobije, potnie albo poparzy.
/30g opłacone
Ruby Maguire
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160
C. szczególne : golden retriever energy | irlandzki akcent | duże oczy | zapach cytrusów
Była niemal pewna, że postanowiła wybrać się na te wyspę tylko dlatego, żeby pozbyć się bezczynności. Bezczynność sprzyjała myślom, a te teraz były jej wrogiem. Nie chciała przyznać tego na głos, bo przecież ogłaszała wszem i wobec, że jest tak odważna jak jej starszy brat, kiedy rzeczywistość jednak była zgoła inna. Ostatni pobyt na magicznych wyspach mógł odkryć wszystkie karty, które chowała i pokazać wszystkim, że te słowa były jedynie rzucane na wiatr. Drake mógł to chyba potwierdzić, ale obiecał zabrać te informacje ze sobą do grobu, więc starała się być spokojna. Nie świadczyło to jednak o tym, że teraz nie wyrzucała sobie, jaką beznadziejną oszustką była i chyba najbardziej dotknęło ją to, że udało jej się oszukać nawet samą siebie. Pewnie byli z Darrenem w podobnym stanie, bo dłonie Ruby jeszcze nie do końca się zagoiły i wciąż przeklinała tę wrzącą wodę. Jakim cudem takie rzeczy były dostępne na szkolnej wycieczce? Szczerzyła jednak do niego zęby, rzecz jasna nie pokazując, że była w całkiem kiepskim stanie psychicznym i koszmary jej bogina już chyba nigdy nie dadzą jej spokoju. Robiła jednak dobrą minę do złej gry i mogła mieć tylko nadzieję, że Shaw tego nie zauważy, a jeśli tak, to po prostu będzie milczał. Nie miała ochoty o tym rozmawiać, przecież już sama sobie powiedziała, że jest do bani. A może to był powód, dla którego chciała dotrzeć na tę wyspę? Żeby znowu coś sobie udowodnić, bo całe życie coś udowadniała. — Będzie fantastycznie, może tym razem nic mnie nie poparzy! — rzuciła przez ramię i pomachała swoimi dłońmi, wciąż nieco zbyt czerwonymi i lekko zabliźnionymi, bo średnio jej wyszło zaklęcie uzdrawiające, a za uzdrowicielami nie przepadała. Obserwowała jak Darren lepiej sobie radzi w załatwianiu pewnych spraw i już wiedziała, że wybór jego towarzystwa był dobry. Wgramoliła się na łódkę i usiadła obok Krukona, który wyglądał jakby był średnio zadowolony z wycieczki, no ale przecież go nie zmuszała! Mógł odmówić i liczyć się z jej skrzywioną miną, ale by zrozumiała, może potwierdziła swoje przekonanie, że Krukoni są nudni jak flaki z olejem, ale nic poza tym! — Merlinie, jaka mgła okropna. — czuła potrzebę mówienia, jak nie wiesz o czym mówić, to mów o pogodzie, jak głosiła święta zasada — A jak tam twój lelek? Zabrałeś go ze sobą? — zapytała, a kiedy dotarli na miejsce, ponownie stała się szczurem lądowym, unosząc brew, bo niekoniecznie wiedziała co myśleć. Kiwnęła jednak głową na kilku miejscowych, który zaczęli iść plażą i podążyła ich śladem, nie sądząc, żeby mieli jakiś wybór, przecież i tak nie mieli pojęcia gdzie się udać, te jej informacje były średnio zaufanym źródłem wiedzy i przede wszystkim były szczątkowe.
______________________
without fear there cannot be courage
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
- Ciebie też? - spytał, spoglądając na ramiona i dłonie Ruby. Jego pokryte były przez ostatnie trzy dni leczniczą pianką, którą wytwarzało jedno z podstawowych, uzdrawiających zaklęć - dziś był pierwszy dzień, kiedy Shaw pozbył się opatrunku, a jego skóra była jedynie nieco zaczerwieniona w miejscach najbardziej pokrzywdzonych. - Lelek został w domu - powiedział Krukon, spoglądając na na malediwskie niebo - I tak nie miałby tu za dużo do powiedzenia, prawie w ogóle nie pada - wyjaśnił. Na szczęście nie trafili ani na monsuny, ani na żadną mini-porę deszczową, więc ferie na wyspach Oceanu Indyjskiego rozpieszczały ich wysokimi temperaturami i słoneczną pogodą, jeśli nie liczyć oczywiście ciemnej chmury złego nastroju rozpostartej nad głową Shawa. Darren wysiadł razem z Ruby na plaży, czując powoli co się święci. Czytał kiedyś o indiańskich czarodziejach w Ameryce Północnej, którzy posługiwali się narkotykami w czasie pewnych rytuałów, a to co widział teraz przynajmniej w pewnym stopniu przypominało tamte opisy. No i przede wszystkim ciężki zapach palonego zioła, który unosił się chyba nad całą wyspą, mówił sam za siebie. - A więc to takie spotkanie samego siebie - pokiwał głową Darren, zakładając na nos ciemne, okrągłe okulary, spodziewając się w sumie że od samej aury tej wyspy jego oczy niedługo całkiem sczerwienieją jak, nie przymierzając, mundurek Gryffindoru - Widzę przygoda typu holenderskiego - dodał, przeczesując włosy jedną ręką - Po wyspach za gwiazdkami latałaś sama czy z jakimś urwisem?
Ruby Maguire
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160
C. szczególne : golden retriever energy | irlandzki akcent | duże oczy | zapach cytrusów
Pokiwała głową w odpowiedzi na jego pytanie i przyjrzała się swoim dłoniom raz jeszcze. Wyglądały lepiej niż wtedy, na wyspie, ale prawdę mówiąc była przekonana, że blizny zostaną jej już do końca życia. Nie umiała się zając odpowiednio ranami, kiedy był na to czas – czyli od razu po wypadku, więc teraz będzie musiała nosić tego skutki. Radziła sobie zaklęciem chłodzącym i przeciwbólowym, ale wiele więcej nie umiała robić, niż te proste uroki, które powoli leczyły małe rany, więc nie do końca nadawały się do gojenia poważnych poparzeń. Westchnęła sobie pod nosem, bo całej tej wyprawy na wyspy nie wspominała za dobrze. Stało się tam wiele nieprzyjemnych rzeczy, które właściwie nawiedzały ją w koszmarach. Nie umiała też teraz spojrzeć na Drake’a, który nie dość, że w dość niefortunnych okolicznościach okazał się być wilkołakiem, to jeszcze znał jej najgłębsze sekrety. Gdyby to była Hope, albo Percy, którym by to powiedziała – nie przezywałaby tego tak jak teraz. W końcu byli jej najbliżsi. Drake’a lubiła, ale to wciąż był jedynie kolega z domu, którego po prostu znała kupę lat, mimo to, nie byli najbliższymi przyjaciółmi. — W sumie racja, ale widzisz, ja wzięłam czarty na przykład, bardzo przydatne na Malediwach, tyle tu stoków i w ogóle — powiedziała, wciąż obrażona na to, że żaden nauczyciel przy świstokliku nie kazał jej ich zostawić, chociaż nie wierzyła, że grono pedagogiczne nie wiedziała gdzie się udają. Teoria Hope o tym, że to jakaś zemsta Craine’a zaczynała coraz bardziej jej się podobać. Szła jak taka zagubiona owca, za tłumem innych ludzi, ale cieszyła się w sumie, że była zagubiona razem z Darrenem, bo co dwie głowy to nie jedna, chyba, że akurat wyrusza się z polecenia jakiegoś kretyńskiego pijaka w randomowej tawernie. Teraz wyruszyli z podsłuchu Ruby, więc sytuacja była rzecz jasna zgoła inna, a przynajmniej ona tak uważała, co wcale nie oznaczało, że było lepiej. Ale jeśli nie zazna więcej obrażeń i jeśli się nie poparzy przede wszystkim, albo Darren także nie okaże się przerośniętym psem. — Nie mam pojęcia, połowy nie zrozumiałam, nie mogłabym być szpiegiem jednak — odparła i wyszczerzyła się do Krukona, idąc z nim ramię w ramię. Skupiła jednak swoją uwagę na ogniskach i tym, jak sakralnie do tego podchodzili miejscowi. Trochę czuła się nie na miejscu, ale też nie sądziła, żeby teraz, po dotarciu na miejsce, mogli się jakkolwiek wycofać. Wzruszyła więc ramionami i pozwoliła po prostu poddać się chwili, tak jak robiła to często. — Nie, z Drakiem — powiedziała i nic więcej nie dodawała, bo ktoś tam zaczął mówić, a ona w sumie nic kompletnie nie rozumiała, przybliżyła się więc do chłopaka — Rozumiesz coś z tego? — mruknęła, bo może to był ten powód, dla którego turyści tak rzadko brali udział w rytuale, bariera językowa, ot co! Ona w języki jednak nie umiała i była w tym gorsza niż z transmutacji chyba, a nie sądziła, że to w ogóle możliwe. Nagle w jej dłonie ktoś wsadził miseczkę z dziwnym naparem, a ona uniosła jedną brew i zerknęła na Krukona. — Jak nas otrują, to mam nadzieję, że ma się kto zając twoimi zwierzakami.
______________________
without fear there cannot be courage
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
- Czarty? - zdziwił się Krukon, spoglądając na Ruby by ocenić, czy sobie z niego nie żartuje. To był jednak akurat próżny trud - rozmawiając z Gryfonką, nieważne jak rzadko, Shaw miał i tak zawsze wrażenie, że dziewczyna nie podchodziła do zbyt wielu rzeczy poważnie i równie dobrze mogła teraz robić go w balona. Nie miało to jednak większego znaczenia, bo Darren i tak takimi rzeczami się nie przejmował. Tutejszego języka Krukon oczywiście również nie znał - z gestów duchowych przywódców malediwskiego ludu oraz tego, co inni robili z posiadanymi czarkami z dziwnym napojem łatwo było jednak wywnioskować, co trzeba było z nim zrobić. - Nic a nic - pokręcił głową Shaw, pozostawiając bez komentarza informację o wspólnych przygodach z Drakiem. Ruby nie wyglądała jakby chciała zbytnio o tym rozmawiać - może to z powodu oparzeń? A może na kolejnej wyspie usłyszała o Lilacu coś wyjątkowo nieprzyjemnego? W sumie, ciekawe jaki swój największy sekret wyznała Gryfonka w nieprzeniknionej mgle. W parze odkrywców Griffin - Shaw akurat wypowiedź dziewczyny była swoistą tajemnicą poliszynela, bo Krukonowi sam zainteresowany Ślizgon Whitelight zdążył już wszystko opowiedzieć. A może to zmiana charakteru na całkowicie przeciwny sprawiła, że Ruby albo Drake powiedzieli coś, czego ta druga osoba bardzo nie chciałaby usłyszeć? - Fiu-fiu - zagwizdał pod nosem Shaw, kiedy w jego ręce także wciśnięta została czarka z dymiącym napojem. Zaraz jednak ponownie spochmurniał, kiedy Maguire wspomniała kogoś, kogo można by zostawić ze zwierzakami. - Też wolałbym, żeby ktoś taki był - odpowiedział dość oschle i uniósł naczynie - Uważaj na słowa Ruby, chyba nie chcesz żeby cię zjedli? - poradził jej całkowicie poważnym - ponurym wręcz - tonem i, nie czekając na odpowiedź Gryfonki, stuknął się z nią miseczkami. - Na zdrowie - powiedział jeszcze, po czym wychylił na raz zawartość czarki, drugą ręką zatykając nos.
Ruby Maguire
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160
C. szczególne : golden retriever energy | irlandzki akcent | duże oczy | zapach cytrusów
Nie dało się ukryć, że żartobliwy ton jej nie opuszczał przez większość czasu. Paradoksalnie jednak zazwyczaj mówiła całkiem poważnie. Tak sobie jednak radziła ze wszystkim – zbywała jakimś żartem, by nie musieć zbyt długo o czymś myśleć. Teraz jednak pokiwała głową, bo wciąż czuła ogromne zażenowanie, kiedy przypominała sobie, jak stała na środku pomostu w zimowej kurtce i z czartami w ręce. Potem też wpadła do wody i wszystko szlag trafił, no ale czego mogła się spodziewać. Przynajmniej nie dała nura od razu po świstoklikowej podróży, jak Hope. Kiedy się o tym dowiedziała, nie wiedziała czy ma się śmiać, czy płakać, bo z jednej strony było to bardzo w stylu jej przyjaciółki, a z drugiej zdawała sobie sprawę, że Griffin nie umiała pływać. Cóż, obie wyszły na totalne kretynki, ale to nic nowego. — Czarty — pokiwała głową — Za dużo to się nie najeżdżę, chociaż z Hope pomyślałyśmy, żeby je jakoś zaczarować tak, by jeździły na wodzie. Rzecz w tym, że jestem raczej, no wiesz, średnia z zaklęć, a tym bardziej z transmutacji, więc nie bardzo wiemy jak to zrobić. — wzruszyła ramionami, nie było przecież co ukrywać, że w pewnych dziedzinach brakowało jej wiedzy. Przynajmniej mogła się pochwalić znajomością magicznych stworzeń i kilku całkiem przydatnych roślin! Coś za coś, nie była geniuszem, nie mogła być we wszystkim dobra. To nie tak, że nie chciała o wyspach rozmawiać, chociaż straciła tam swoją godność i sekrety. Nie wiedziała jednak co mogła powiedzieć, bo przecież skoro na jednej z wysp, Drake jej powiedział, że jest wilkołakiem – chociaż to mogła zobaczyć na własne oczy wyspę wcześniej – to nie mogła tak o teraz tego z siebie wyrzucić, nawet jeśli tragicznie ten sekret jej ciążył. Szczególnie, że była zdecydowanie gadatliwą osobą. Mimo to, sama może nieco mniej grzecznie niż bardziej, poprosiła Gryfona, żeby wszystko zachował dla siebie. Dlatego postanowiła jedynie marudzić na swoje oparzenia. Ciekawe czy blizny kiedyś znikną? Szczerze w to wątpiła. Zerknęła na Krukona nieco zdezorientowana. Niespecjalnie interesowała się jakie koneksje łączyły go z innymi osobami, a sama raczej odnosiła się do jego osoby z sympatią. Nie wiedziała więc dlaczego chłopak nagle spochmurniał, nawet jeśli coś obiło jej się o uszy. Przyjacielsko go klepnęła w ramię, ale jego kolejne słowa sprawiły, że szeroko otworzyła oczy. — Jak to zjeść? — rozejrzała się po otoczeniu i zmarszczyła brwi, bo wszyscy już wypijali zawartość czarek, a kiedy odwróciła się do swojego towarzysza, ujrzała, że on też to robi. Szybko więc wypiła zawartość i swojej i skrzywiła się, bowiem smak tego był obrzydliwy. — Ohyda, już wolę sok dyniowy — a przecież nienawidziła dyni. Eliksir, czy cokolwiek to było, co właśnie wypiła, zaczął działać niemal od razu. Zmrużyła oczy i chwyciła się za głowę, a po chwili miała wrażenie, że wszystkie kolory widzi jakby wyraźniej. Czuła się jakaś taka otępiała i stwierdziła, że Darren miał rację, teraz z łatwością wszyscy mogliby ją zjeść. Jakaś kobieta do niej podeszła i zaczęła mówić, a Ruby zorientowała się, że mówi po angielsku dopiero kiedy tamta powtórzyła zdanie. Pokiwała energicznie głową, wszystkie słowa tej kobiety miały wielki sens. — Ej Darren! — zawołała do Krukona, który chyba stał obok niej — Darren musimy iść porozmawiać z drzewem! — przekazała słowa miejscowej i roześmiała się dźwięcznie, nie widziała w tym nic dziwnego, czuła się fantastycznie, nawet ręce przestały ją boleć. Czego mogła chcieć więcej?
To, że Griffin nie umiała pływać... no cóż, tego Darren akurat się dowiedział z pierwszej ręki, kiedy to właśnie jego dziewczyna posłała we wrzące głębie, oczywiście nie wiedząc, że złapanie gwiazdki bez srebrnej sieci zakończy się zagotowaniem wody w jeziorku. Z tego co chłopak wiedział, to rudowłosa jednak także nie miała zbyt przyjemnego wieczoru na łódce, gdyż towarzystwa dotrzymywały tam jej głównie dość agresywne wróżki. Shaw pokiwał głową ze zrozumieniem, słysząc o problemach dziewcząt z czartami. Sam także nie miał zielonego pojęcia jak mogłyby to naprawić... może jakiś wyjątkowo mocny Impervius by zadziałał? Prawdę mówiąc, Darren lubił uchodzić za osobę utalentowaną w sferze zaklęć oraz był dosyć przyzwoity jeśli chodzi o transmutację, ale nawet on nie miał odpowiedzi na wszystkie problemy, które mogły pojawić się na tym polu. Co nie znaczyło oczywiście, że Krukon nagle odkrył wspaniałą cnotę, jaką była skromność - po prostu był nieco mniej bombastyczny. Po wypiciu - jak zostało już wspomniane, obrzydliwej - nalewki, w głowie Darrena momentalnie zawirowało. Shaw i tak miał zapewne jakąś dziesiątą promila we krwi, jak zresztą codziennie na feriach, a w połączeniu z narkotycznym wpływem płynu... - Sok dyniowy? A-ale to nie Noc Du-uchów - zdziwił się nieco drżącym głosem, patrząc w kierunku Ruby, a raczej którejś z czterech Ruby patrzących w jego stronę. - Drzewo? - spytał, podchodząc do Gryfonki, jednak po przejściu centralnie przez nią musiał wybrać kolejny cel - i tym razem prawie że na nią wpadł - Czy będzie miłe? - dopytał, przypominając sobie jak niemiła była Griffin na jednej z wysp i czując nagle nieopisaną tęsknotę do swojej jamy w piasku, pozostawionej na tamtym atolu. - Czy to palma? Lipa? Jodła? Akacja? - paplał, maszerując raźno - przynajmniej w swojej głowie - krok w krok za Maguire. W rzeczywistości tylko łut szczęścia nie sprawił, że podskakujący Krukon nie wpadł do jakiegoś ogniska, bo przeskoczył przez co najmniej dwa, a kolejne cztery okrążył tanecznym krokiem - cóż, przynajmniej dopóki nie przypalił sobie przez jakiś niesforny język ognia brwi - Sosna? Wiśnia? Lipa? Cis? Lipa? - kontynuował, starając się mówić przyciszonym, konspiracyjnym głosem, ale ostatecznie będąc nieco bardziej głośnym niż zwykle.
Ruby Maguire
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160
C. szczególne : golden retriever energy | irlandzki akcent | duże oczy | zapach cytrusów
Wszystko do niej docierało jakby z opóźnieniem – jaka Noc Duchów, o czym on teraz mówił, przecież soku z tego obrzydliwego warzywa, jakim była dynia, nie piło się tylko w Noc Duchów. A może piło? Właściwie to jakie to teraz miało znaczenie, skoro ogniska miały takie piękne pomarańczowe kolory, a drewno trzeszczało, miło łaskotając jej zmysł słuchu. Była taka szczęśliwa, taka wolna. Miała wrażenie, że właśnie do tego dążyła całe swoje długie, siedemnastoletnie życie, do przybycia na tę wyspę i odnalezienia tego spokoju ducha, który teraz ją ogarnął. Nagle przestała przejmować się czymkolwiek, bo też jaki był tego sens, skoro czuła się tak wspaniale. Zawiesiła spojrzenie na swoich dłoniach, które w miękkim i ciepłym świetle ognia wyglądały fenomenalnie z tą swoją nienaturalnie czerwoną barwą. Pasowały do wszystkiego, wszystko do siebie pasowało, a szczególnie Ruby i ta cała wyspa. Śmiała się w głos, obserwując skaczącego Darrena. Było jej tak miło, że przestał być taki posępny jak przed wypiciem magicznego płynu, który chyba sobie pożyczy na później. Rozpostarła ręce na boki i spojrzała w niebo, które było najpiękniejsze na świecie i chyba nigdy w życiu nie widziała czegoś równie wspaniałego. Szła przed siebie, choć nie wiedziała przecież gdzie idzie, ale nie robiło jej to różnicy. Bruzda pojawiła się między jej brwiami, kiedy Shaw zaczął ją wypytywać o rodzaj świętego drzewa, ale skąd miała to wiedzieć. Zatrzymała się nagle i chwyciła twarz Krukona w obie swoje dłonie i spojrzała mu w oczy, żeby wiedział, jak poważna to była sprawa. — To drzewo to Drzewo — powiedziała bardzo sensownie, jaka różnica była w jego rodzaju, skoro było święte, według słów tamtej kobiety. Ruby jej wierzyła, czemu miałaby nie wierzyć. Nie miała przecież pojęcia, że została poddana działaniu halucynogennego grzyba i jadu ślimaka. Gryfonka zdecydowanie nie była wprawiona w kosztowaniu tego typu substancji zakazanych. Całe szczęście, teraz wszystko dla niej było szczęściem. — A może to b a o b a b — po pierwsze nie wiedziała gdzie rosną baobaby, a po drugie zaczęła się niekontrolowanie śmiać, uznając to słowo za niesamowicie śmieszne. Słodka Morgano, chciała, żeby ten stan nigdy nie mijał. Przecież tyle razy starała się przestać przejmować i nigdy jej to nie wychodziło. Wystarczyła jednak jedna czarka niezidentyfikowanego napoju i była najbardziej beztroską osobą, chodzącą po tych wyspach. No, razem z Darrenem, bo skoro skakał przez ogniska, to chyba też musiał się pozbyć wszystkich trosk. — Widzisz? Jest fajniej niż na tamtych wyspach, gdzie się poparzyłam i jeszcze bogina spotkałam, a teraz spotkać mogę tylko Święte Drzewo — teraz chyba nie miała już żadnego bogina, czego niby miała się w tej chwili bać, nagle jednak zakryła swoje usta dłońmi — A co jeśli to bijąca wierzba?
______________________
without fear there cannot be courage
Wiktor Krawczyk
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : Mańkut, Rude włosy, centymetrowa blizna na udzie w kształcie smoka. Na policzkach i nosie ma piegi, które według rodzeństwa dodają mu uroku. Amulet Uroborosa zawsze na szyji +1 ONMS
97-20 =77 link zgubiłem Oplacone Wiktor został przetransportowany na wyspe. Słyszał o tym świętym miejscu a przewoźnik za odpowiednią kwote zabrał na Mugaddhas. Rozejrzał się bardzo dokładnie widział tę palmę. Słyszał też inne różne odgłosy rytuały roohu. Dotarł do rozpalonego na plaży ogniska, Puchon usiadł z resztą uczestników, wypił specjalny wywar zrobiony ze sfermentowanego mleka kokosowego, grzybów halucynogennych oraz jadu lokalnego ślimaka morskiego. Prawda jednak to była Wiktor zagłębi się we własne wnętrze i lepiej pozna samego siebie. Nawet pogada ze świętym drzewem i bedzie mógł wyrwać z niego drobny kawałek kory, z którego następnie przygotowuje się drobną zawieszkę. Chłopak zaczął się trochę stresować, bo kto o wie. Zresztą co tu mówić nalewka była całkiem sobie jak rosołek na kaca lub przeziębenie. Aha czas zacząć Wiktor nie był jakoś specjalnie utalentowany w tańcach ale muzyce dał się ponieść, dobrze że nikt z rodziny tego nie widział to dopiero by było. No i ma to co chciał za takie wyczyny opłacało się,po czym opóścił wyspe i wrócił do miasta.
z/t
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Teoria, że Drzewo - przez bardzo duże D - było prawdziwym baobabem od razu przekonała Shawa. Chłopak słyszał, że w Afryce rzeczywiście rosły jakieś olbrzymie drzewa, teraz zaczął więc szukać na horyzoncie jakiegoś pniaka, który wysokością sięgałby co najmniej szczytom Mont Blanc. Oczywiście nic takiego nie zobaczył, choć głównym powodem mogło być to, że byli na Malediwach, nie w Afryce. Sen szybko jednak prysnął, kiedy Shaw odbił się od jakiegoś tęgiego tubylca, a do jego uszu doszły niewyraźne słowa o wierzbie bijącej. Nie miał zielonego pojęcia, że wypowiedziała je Ruby - tak czy siak jednak napędziły mu one niezłego stracha. Darren przytruchtał od razu do dziewczyny i nachylił się do niej. - Ej - syknął, robiąc wielkie oczy - Słyszałaś, że drzewo... to znaczy Drzewo, to wierzba bijąca? - powiedział, dzieląc się tym jak największym sekretem - Bogina? - spytał z, nie ukrywając, dość sporym opóźnieniem. Prawdę jednak mówiąc z powodu wypicia dziwnej mieszanki niektóre sekundy wydłużały się Shawowi prawie w minuty, a niektóre minuty wydawały się trwać zaledwie parę chwil - Twoja wierzba to bijący bogin? - dodał, unosząc brwi i odbijając się po drodze od jeszcze paru tubylców, każdego przepraszając dźwięcznym "soreczki".
Ruby Maguire
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160
C. szczególne : golden retriever energy | irlandzki akcent | duże oczy | zapach cytrusów
Niespecjalnie wiedziała co się dzieje. Szła przez plażę i po plaży za garstką tubylców, jedynie pamiętając, że obok powinna mieć Darrena. Dochodziła do wniosku, że tylko takie atrakcje powinni mieć na wycieczkach szkolnych, a nie takie, które zagrażały ich zdrowiu i życiu. Nie wiedziała przecież co wypiła, była też na tyle nierozgarnięta – jak się okazywało – że najpewniej i wywar żywej śmierci by wypiła jednym haustem, a już szczególnie, że i Shaw to zrobił. Była teraz jednak zbyt odurzona, zbyt szczęśliwa, absolutnie poddająca się euforii, żeby o tym myśleć, żeby wyrzucać sobie głupotę. To nie mogło być wcale takie głupie, skoro i Krukon jej dzielnie towarzyszył, choć właśnie wpadał raz po raz na jakichś ludzi. Nie potrafiła powstrzymać śmiechu i śmiała się w głos, tak głośnio jak jeszcze nigdy, albo może to jej zmysły były teraz jakieś wyostrzone. — Co? — bąknęła do towarzysza, który jakoś tak totalnie poprzekręcał jej słowa, że teraz już nic nie rozumiała. Zmrużyła oczy, ale wtem jakaś kobiecina chwyciła ją za ramiona i popchnęła w stronę czegoś, nie czegoś, co drzewa, i chociaż nie był to baobab, to Ruby pod wpływem halucynogennej mieszanki uznała, że drzewo naprawdę do niej mówi. Z radosnymi ognikami w oczach zerknęła na Darrena i zaraz na powrót wlepiała swoje zielone tęczówki malowane teraz samym upojeniem w wielką roślinę. Nie była to też wierzba bijąca, jak powiedział Shaw, ale nie miała pojęcia jakie to drzewo, dlaczego ona w ogóle się nad tym zastanawiała? Jednak po dokładniejszych oględzinach zorientowała się, że to po prostu palma, Święta Palma. — Woah — wyrzuciła z siebie to słowo zachwytu, a źrenice chyba miała wielkości złotych galeonów. Nie wiedziała co się wokół niej dzieje, nie wiedziała nawet czy będzie to wszystko pamiętać, a teraz zdawało jej się, że palma do niej przemówiła. Odwróciła się do Krukona i ujęła jego twarz w dłonie, niejako zmuszając go, żeby nieco się schylił i na nią spojrzał. — Ono naprawdę gada — powiedziała bardzo konspiracyjnym szeptem, jakby nikt nie mógł jej usłyszeć, jakby to była wielka tajemnica, a przecież właśnie po to tutaj przybyli. Przyjęła kawałek kory, chociaż ta cała zawieszka nie mogła być piękna, skoro Ruby nawet nie będąc na wielkim haju, nie miała za knuta talentu do takich rzeczy. Nie przeszkadzało jej to jednak, a już na pewno nie teraz. Teraz z zafascynowaniem obserwowała całkiem nowy świat, na który otworzyła się po wypiciu niezidentyfikowanej, malediwskiej mieszanki.
______________________
without fear there cannot be courage
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Kolejne minuty - a może godziny - minęły Darrenowi jak szalone. Poczuł, że ktoś wpycha mu jakąś zawieszkę z palmowej kory w dłonie, choć Shaw wciąż był święcie przekonany, że pośrodku wyspy rósł baobab, nie żadna zwykła, nawet jeśli święta, palma. Następnego dnia Krukon pamiętał przebłyski jakichś kolorowych chwil wypełnionych piciem kolejnych porcji tego, cokolwiek pite było na Mugaddhas, następnych skoków przez płomienie, które poskutkowały wypaleniem włosów na jego łydkach dość skutecznie oraz przebłysków narkotycznych rozmów z Ruby, z których Krukon ostatecznie nic nie zapamiętał, gdyż zbyt był zajęty wyplątywaniem się z zarzuconych mu na szyję przez tubylców sznurów z nanizanymi nań muszelkami. Oczywiście, zapamiętał też serię teleportacji z wyspy na wyspę, kiedy próbowali nad ranem trafić z powrotem do domków, w których nocowali. Ostatecznie - po wdepnięciu przez Darrena w stos rybich głów w jednym z portów - to także im się udało. Być może działały tak otrzymane ochronne talizmany - zawsze przyprowadzały właściciela do domu po imprezie. - Oba-noc - wydukał Krukon na pożegnanie, pięć minut później zasypiając w promieniach wstającego słońca.
z/t x2
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem