Mugaddhas to święta wyspa, o której mało który turysta słyszał. I nie bez powodu, gdyż lokalni mieszkańcy bardzo dbają o to, by to sakralne miejsce nie zostało splugawione stopą osób z zewnątrz. Dotrzeć na nią można, i to tylko raz w tygodniu, kiedy to gęste mgły wokół niej umożliwią jakąkolwiek podróż. Według podań na wyspie znajduje się święta palma, która wyrosła z nasienia demona Malaka, patrona rybaków i żeglarzy. Na wyspie odbywają się rytuały roohu, czyli rytuały duszy. Wokół rozpalonego na plaży ogniska, wieczorową porą, w okręgu siadają uczestnicy obrządku, którym podaje się specjalny wywar zrobiony ze sfermentowanego mleka kokosowego, grzybów halucynogennych oraz jadu lokalnego ślimaka morskiego. Wywar ten pozwala zagłębić się we własne wnętrze i lepiej poznać samego siebie. Pod wpływem halucynogenu, uczestnicy mają za zadanie porozmawiać ze świętym drzewem oraz wyrwać z niego drobny kawałek kory, z którego następnie przygotowuje się drobną zawieszkę. Zawieszka ta daje +1 pkt do wybranej dziedziny z kuferka (musi to być jedna z trzech najlepiej rozwiniętych statystyk).
Aby dostać się na wyspę, należy rzucić 1xK6. Wynik nieparzysty oznacza, że udało Ci się dowiedzieć o tym świętym miejscu i namówić przewoźnika do tego, by zabrał Cię na Mugaddhas. Wynik parzysty oznacza niepowodzenie. Rzut można powtórzyć po siedmiu dniach od ostatniego rzucenia kostką. Przerzut kostki przysługuje posiadaczom Odznaki Młodego Badacza III Stopnia. Dotarcie na wyspę kosztuje 30 galeonów. Rytuał jest jednorazowy dla każdej postaci. Jeżeli zakończy się porażką, nie ma możliwości ponownego udania się na wyspę. WAŻNE: jeżeli wybieracie się na wyspę z inną osobą, to tylko jedna osoba z grupy powinna mieć wynik nieparzysty na kosteczce :)
RYTUAŁ:
Podczas obrzędu, należy rzucić kością K100, aby sprawdzić, jak przebiegł sam rytuał i czy udało się go ukończyć. Do wyników należy dodać lub odjąć punkty za cechy eventowe:
+20 pkt do wyniku: metabolizm eliksirowara, Silna psycha (opanowanie), silny jak buchorożec (wytrzymałość) -20 do wyniku: wiecznie struty, tykająca łajnobomba, słaba psycha
Progi w rytuale:
1-25 – Narkotyczna mieszanka okazała się zbyt mocna jak na Twój żołądek. Najpierw zaczynasz się pocić, następnie nadchodzą wizje – upiorne, straszne, przedstawiające Twoje największe strachy. Nie jesteś w stanie funkcjonować i po prostu zwijasz się w kłębek, płacząc. Niestety, nie jesteś w stanie zdobyć świętej kory, a co za tym idzie – zawieszki. 26-50 – Gdyby ktoś spytał, jak się czujesz, to odpowiedź prawdopodobnie brzmiałaby: „No tak średnio, bym powiedział(a). Mimo to dzielnie ruszasz w kierunku Świętej Palmy. Niestety, po drodze zahaczasz o korzeń i kręcisz sobie kostkę, ale w całym tym amoku nawet tego nie czujesz. Ostatecznie zdobywasz korę oraz zawieszkę, ale wizytę na wyspie opłacasz obowiązkową wizytą w Centrum Medycznym. Po zakończonym rytuale napisz jeden post w Centrum Medycznym na min. 1500 Znaków Ze Spacją, w którym opisujesz przebieg leczenia. 51-75 – Wszystko przebiega tak, jak powinno. Pod wpływem napoju odnajdujesz swoje wewnętrzne ja i bez najmniejszych problemów dochodzisz do Świętej Palmy, z której zdobywasz kawałek kory na medalion. Gratulacje! 76-100 – Co tu dużo mówić, narkotyczna nalewka wjechała, jak rosołek na kaca. Dajesz się ponieść muzyce bębnów i dajesz prawdziwy pokaz tańca, zanim to podejdziesz do palmy. Za swoje wyczyny, oprócz wisiorka, otrzymujesz +1 pkt z Działalności Artystycznej.
Scar jak wcześniej postanowiła, nie zasnęła tej nocy. Siedziała opierając się plecami o drzewo i patrząc na to, co dzieje się na wyspie. Z nudów zdążyła przeczytać kilkakrotnie tę samą gazetę. Z ulga przywitała poranek. Gdy uczniowie, i jakże zdolna załoga statku zaczęła się budzić, Scar wstała, czekając, aż odkryją, że statek jest naprawiony. Musiała czekać dość długo, aż w końcu podszedł do niej krępy, starszy mężczyzna informując, że udało im się naprawić statek, i prosząc ją żeby poinformowała resztę uczestników rejsu. Dziewczyna zauważywszy, że załoga przygotowuje statek, wyjęła różdżkę, i przyłożywszy sobie do gardła mruknęła Sonorus, zwiększając tym samym siłę swojego głosu. - Słuchajcie wszyscy! - krzyknęła. - Informuję, że statek został naprawiony. Wszyscy proszeni są na statek, wracamy na wyspę - zakończyła. Rzuciła jeszcze zaklęcie Quietus , żeby jej głos brzmiał na powrót normalnie, i założywszy torbę na ramię pomaszerowała na statek. Każdy musiał usłyszeć jej ogłoszenie, wierzyła więc, że na wyspę dopłyną w komplecie. Na wszelki wypadek oparła się o barierkę statku, skąd miała dobry widok na uczniów. Obawiała się o nieco mniej rozgarniętych Puchonów, ale miała nadzieję, że Constance dopilnuje reszty. Scar już nie mogła doczekać się, powrotu to przytulnego domku, z własnym łóżkiem i łazienką, więc w tym momencie tylko to zajmowało jej myśli.
Przestąpił z nogi na nogę, jednak stanie też nie przypadło mu do gustu, ale już nie zamierzał zmieniać swojej pozycji. Przecież i tak za chwilę wejdą na statek, który w iście magiczny sposób został naprawiony. Marynarze pewnie się kłócili teraz o to, który w nocy potajemnie dokonał tego chwalebnego czynu. - Cierpiałbym z tego powodu tak bardzo, że nie umiałbym tego opisać słowami, wyraziłbym to chyba przez taniec albo w inny sposób - lekko szturchnął Effie bo według niego nie była zbyt poważna, a tego właśnie wymagała sytuacje. On przynajmniej się starał. Przeciągnął się mocno i strzepnął popiół z dala od siebie. Zaczął obserwować czy przypadkiem nie wracają jeszcze, ale widać nikomu poza nimi nie brakowało wygodnych poduszek, łóżek i całej reszty. - Wow, w końcu - powiedział z wielkim uznaniem patrząc na poczynania pielęgniarki, gdyby nie fakt, że zabrała Diankę do Mugna po jego wspaniałej propozycji, pewnie by jej zupełnie nie lubił. Teraz mu była właściwie obojętna. Spojrzał na przepychających się uczniów i zwątpił na chwilę, przecież nie będzie się przedzierał przez takie tłumy. Jeszcze kolejnego siniaka ktoś mu nabije. - Aż tak mi się nie śpieszy żeby zachować się jak byle... - urwał nie dokańczając zdania, po co miał sobie język strzępić. - Zresztą trzeba się stylowo spóźnić - dodał z rozbawieniem, bo nie wiedział kto mógł wymyślić coś takiego. Ale słyszał to już kilka razy i za każdym jego reakcja była podobna.
Kiedy Alex ją szturchnął, aby zachowała powagę, natychmiast to uczyniła, ba nawet wyprostowała się na baczność i niemal z trwogą i zmartwieniem w oczach spojrzała w kierunku zlęknionych, małych Puchonów. Choć zachować powagę wcale nie było łatwo, a już szczególnie nie ułatwiało jej tego wyobrażanie sobie Alexa wyrażającego przez taniec odczucia po stracie Puchonów. - To na pewno byłby taniec pełen bólu i cierpienia - przyznała kiwając głową. I zapewne w żaden sposób nie przypominałby tańca radości... Zaciągnęła się papierosem przenosząc wzrok w stronę pielęgniarki i rzeczywiście zaraz pod statkiem uzbierały się tłumy uczniów pchające się na pokład. Doprawdy, obecnie było można tam zostać jedynie staranowanym, bowiem większość uczniów, najwyraźniej miała już bezludnej wyspy na tyle dość, że niemal się rzucili w stronę jachtu. - To chyba nie najgorszy pomysł - przyznała obracając między palcami papierosa. Nie zamierzała brać udziału w tym przepychaniu się do jachtu. - Chyba, że to stylowe spóźnienie tłumaczysz tym, że bezludna wyspa tak Ci się spodobała, iż teraz aż ciężko Ci się z nią rozstawać? - Zapytała z lekkim uśmiechem na ustach, choć oczywiście zupełnie wątpiła w taką wersję.
- No oczywiście, że nie radości - chciał aby zabrzmiało to smutno, ale niestety mu nie wyszło. Chociaż taniec jaki by nie był na pewno wyrażałby jakieś głęboko skrywane uczucia do uczniów właśnie tamtego domu. Ponownie spojrzał w stronę statku, jednak niewiele się tam zmieniło. Przepychanie i walka na łokcie nie miały końca. Chociaż już nie były tak zażarte jak wcześniej. Widocznie niektórzy opadli z sił albo odniesione w walce rany nie pozwalały im już na więcej. - Nie chciałem mówić tego głośno, ale spodobała mi się - powiedział znacząco. - Kiedyś tu wrócę, nazwę ją od swojego imienia, bądź nazwiska, trudno mi będzie się zdecydować ale jakoś dam radę. I założę ośrodek dla starców - dokończył z triumfalnym uśmiechem. Sam miał plan kiedyś pozbyć się swojego ojca na starość i uważał, że nie był w tym odosobniony. Wiele osób będzie chciało aby ich rodzice mieli doskonałą opiekę i żyli sobie z dala od nich. On im to zapewni przy okazji zarabiając góry galeonów. Oczywiście żartował, za dużo byłoby z tym wszystkim roboty, a z jego lenistwem skończyłby ewentualnie na wymyśleniu nazwy dla wyspy. - I droga wolna - stwierdził po jakimś czasie i puszczając Effie przodem ruszył na statek. Nie zapomniał zabrać końcówki alkoholi, który jeszcze im został. Nigdy nie wiadomo czy znów się nie rozbiją gdzieś po raz kolejny.
Nareszcie nadszedł dzień po nieprzespanej nocy i mimo że odczuwała zmęczenie, cieszyła się, że wróci już do domku. Postanowiła, że jak tylko wróci, to położy się spać. Ale najpierw musiała jeszcze wejść na ten statek, co skutecznie uniemożliwiali jej jak zwykle mało rozgarnięci Puchoni. Ci to się chyba rozmnażają przez pączkowanie. Pogoniła ich niezbyt miłymi słowami i ci jakimś cudem doczłapali się na statek. Że oni jeszcze nie zaczęli wołać o pomoc, to był już sukces.
Zaczęła się śmiać słysząc pomysł Alexa, spojrzała na niego z rozbawieniem. - Ewentualnie możesz nazwać wyspę imieniem Alexa Brooxtera wówczas nie będziesz musiał rezygnować ani z imienia ani z nazwiska - przysunęła mu ten błyskotliwy pomysł. - A ośrodek to ciekawy pomysł - powiedziała ciągle się śmiejąc. Zaciągnęła się jeszcze papierosem i ruszyła na pokład. Obecnie większość uczniów była już na statku, więc przynajmniej nie było problemu z dostaniem się tam. Eff wspięła się po schodkach prowadzących do niego i stanęła przy barierce. Spojrzała na wyspę na której to przyszło jej spędzić całą noc. - Chyba właśnie spędziłam najdziwniejszą noc w moim życiu - uznała z zadumą. - Jakoś dotychczas jeszcze nie miałam okazji rozbić się na bezludnej wyspie. - Stwierdziła jakby to było zupełnie popularne zjawisko. - Chyba rozważę napisanie książki opisującej jak to ciężko być rozbitkiem i oczywiście zarobię na niej góry galeonów - uznała, co prawda spędziła na wyspie aż jeden dzień, na dodatek pijąc whisky, paląc papierosy, gadając się i śmiejąc przez całą noc, ale przecież zawsze można użyć fikcji literackiej opisując jakieś straszne zmagania. Poza tym czy wysłuchiwanie szlochu młodszych uczniów właśnie nie było strasznym zmaganiem? Podparła się wygodnie o barierkę patrząc na wyspę i czekając, aż wreszcie ją opuszczą.
Najprostsze pomysły były przecież najlepszym rozwiązaniem, że też sam na to nie wpadł. Widocznie zmęczenie dawało mu się we znaki, noc na jakiejś wyspie nie była spełnieniem jego marzeń, nawet tych najskrytszych. - Pewnie i tak by to skończyło - przyznał jej rację, przecież 'Wyspa Alexa Brooxtera' brzmiało całkiem nieźle, przynajmniej kiedy wypowiedział to kilka razy w myślach. Większość tłoczących się uczniów snuła się teraz po statku, chociaż tyle dobrego, że żaden zabłąkany Puchon nie przeszkodził im w spokojnym dostaniu się na statek. Stanął obok Eff podpierając się łokciami o barierkę. Nie miał zamiaru wychylać się przez nią jak to niektórzy czynili, dlatego stanął do niej plecami. - To jest nas dwoje - powiedział na wspomnienie nocy na wyspie. Nigdy nawet jako dziecko nie bawił się w rozbitka. Nie żałował tego i nie miał najmniejszego zamiaru tego powtarzać. - Przedsiębiorczość Ślizgonów nie zna granic - zaśmiał się słysząc, że nie tylko snuł plany jak zarobić na sztormie. - Na pewno w krótkim czasie stanie się bestsellerem, a wywiadom nie będzie końca. Myślę, że tamten zasmarkany Puchon z plaży będzie Ci mógł opowiedzieć straszną historię którą przeżył na wyspie i będzie to chwytało za serca, bardziej niż whisky, papierosy i wypatrywanie wschodu słońca. Wciąż nie czuł żeby statek odpływał, miał tylko nadzieję, że nie jest to spowodowane zagubieniem jakiegoś ucznia, który był na tyle durny aby nawet zgubić się na plaży przy ognisku.
Zaraz ostatni uczniowie wdrapali się na pokład, a schodki do niego prowadzące, zostały schowane. Nie minęła długa chwila, a statek delikatnie ruszył. Początkowo powoli zaczął sunąc po tafli wody. Effie spojrzała na wyspę od której zaczęli się stopniowo oddalać. - Przynajmniej będzie co opowiadać - dodała wyłapując taki też plus całej tej wyprawy. Mały bo mały, jednak zawsze jakiś. Co prawda nie miałaby nic przeciwko jeśli jej opowieści ograniczałyby się tylko do tego, że była na Malediwach. Jakoś nie marzyła o tym, aby móc opowiadać na podstawie własnych doświadczeń jak to jest być rozbitkiem. Odwróciła wzrok w stronę pokładu. Wszędzie kręciło się jeszcze nieco uczniów, szukając dla siebie jakiś odpowiednich miejsc. - Myślisz, że jego opowieść może być bardziej przejmująca niż my w roli Zakazanych Kochanków? - Powiedziała z lekkim rozbawieniem na wspomnienie dzisiejszego wypatrywania wschodzącego słońca. - Oczywiście, nawet z tego doświadczenia można coś wyciągnąć, a konkretnie jakoś się wzbogacić. Ja napiszę bestseller, ty natomiast otworzysz tu ośrodek - powiedziała tym samym pochwalając ich przedsiębiorczość. Ach ta Ślizgońska żyłka do interesu!
Z nudów zaczął bębnić palcami o balustradę. Zawsze mogło się okazać, że dzielne kobiety spisały się źle i tak naprawdę nie naprawiły wszystkiego jak należy. Ale o tym wolał nie myśleć, jeszcze jednej nocy na wyspie by nie przeżył. Podjąłby desperacki akt płynięcia wpław, jeżeli teleportacja byłaby niemożliwa. - Myślę, że krew i łzy bardziej chwycą za serca tych mniej romantycznych - przyznał, ale właściwie Zakazani Kochankowie to też było coś - Chyba, że Twoje opisy wyzwolą w nawet w tych najtwardszych łzy wzruszenia. Wyobraź sobie takiego... powiedzmy Seliviana, który ociera ukradkiem łzy po przeczytaniu kilku akapitów - było to coś tak absurdalnego, że nawet resztki powagi się go w tym momencie nie trzymały. Już jego wróżba brzmiała o wiele realniej niż to, co powiedział przed chwilą. Kiedy już uspokoił śmiech, co nie było takie proste. Wyobrażenie sobie tego człowieka płaczącego skrycie nad książką jakoś tak na niego podziałało. Jeszcze jakoś blado różowa chustka była dopełnieniem całości. Zdecydowanie pobyt na tej wyspie źle na niego działał. - Tylko od razu mówię, że nie będę stał w żadnej kolejce po autograf. - zaznaczył, jeszcze by go tam stratowali i kolejny siniak gotowy. - A jak kogoś chciałabyś oddać do ośrodka, miejsce się znajdzie.
Kiedy przed oczami stanął jej Selivian czytający książkę którą by napisała o romantycznym oglądaniu wschodu słońca, na jednej z bezludnych malediwskich wysp, na dodatek ocierającego łzy prawdziwego, głębokiego wzruszenia, zaczęła się głośno śmiać. To była jakaś zupełnie abstrakcyjna wizja, na dodatek która wywołała u niej napad śmiechu. - Opisując ten wyjątkowy wschód słońca i to jak staliśmy go obserwując, włożę w to tyle uczucia, że nawet Selivian przejęty tym uroniłby obficie łzy - zapewniła, ciągle się śmiejąc z takiej możliwości. Oczami wyobraźni już zobaczyła taką książkę. - Malediwscy zakazani kochankowie - powiedziała patrząc gdzieś w dal rozmarzonym wzrokiem, jednocześnie z trudem powstrzymując śmiech. - A na okładce, poza tym fantastycznym tytule, byłby ten mój rysunek na tle wschodzącego słońca. - Brzmiało wprost fantastycznie. Właśnie wpadła na idealny pomysł napisania książki, którą gdyby zobaczyła w księgarni, ze strachem ominęła szerokim łukiem. - Jako iż stanowisz ważną postać w tej książce, dam Ci specjalny egzemplarz z dedykacją - pocieszyła go, tym samym dając do zrozumienia, że nie będzie musiał się przepychać w tych długich kolejkach. - Ten ośrodek brzmi jak idealne miejsce dla mojej matki - powiedziała wyobrażając sobie, że wysyła tam ją i ma zupełny spokój. - Myślę, że jako jedna z pierwszych osób zarezerwowałabym dla niej tu pobyt.
I jeszcze do tego zlękniony skrzat domowy, podający mu jakieś zioła na uspokojenie jego skołatanego serca. Dopełnienie wcześniejszej wizji rozbawiło go mocniej niż różowa chusteczka. Jemu samemu z tego wszystkiego zakręciły się łzy w oczach i to nie te wzruszenia, przecież książka wciąż była w planach, tylko ze śmiechu. - To takich romantycznych i naiwnych Puchonów skazałabyś na śmierć, przez ilość wylanych łez - zauważył całkiem trzeźwo. - Zresztą część Gryfonów i Krukonów podzieliłaby ich los. Tylko my byśmy się ostali w całości - Skoro z tego co zaobserwował po statku kręciło się wielu uczniów, raczej nikt nie został na wyspie, to chociaż książka zrobi należyte czystki przy poszczególnych stołach w Wielkiej Sali. - I jak wzrosłaby popularność mojego ośrodka po takiej książce, sama okładka przyciągnie tłumy - dobra reklama, przecież była jedną z najważniejszych rzeczy. Te tłumy, które łokciami przepychałby się do niego, aby zapisać rodziców do domu starców, tłumacząc im, że to właśnie na tej wyspie rozgrywała się akcja książki ‘Malediwscy zakazani kochankowie’ - Po prostu idealnie, nawet byłbym skłonny zrezygnować ze swojego imienia w nazwie wyspy na rzecz ‘Wyspy Zakazanych Kochanów’. - jak na razie snucie planów, przede wszystkim tych absurdalnych szło mu dobrze. Ciekawe tylko czy za rok będzie miał równie wiele planów na przyszłość co teraz. - Za egzemplarz ze specjalną dedykacją, jakieś miejsce się znajdzie. Nawet dostanie pokój z codziennym widokiem na ocean i te romantyczne wschody słońca - zapewnił, próbując wrócić do poważnego tonu.
Przyznała mu rację kiwając głową starając się zachować powagę. - Biedacy by się odwodnili - przyznała z troską, myśląc o biednych zapłakanych Puchoniątkach. - Ale pomyśl jakie byłyby luzy w szkole, o połowę uczniów mniej. Na dodatek zostali by tylko Ci którzy zostać powinni. Ich abstrakcyjne plany były wprost genialne. Nie wiedziała jeszcze czy to wyspa tak wpłynęła, czy o co w tym chodziło, ale była zaskoczona ilością absurdalnych pomysłów na jakie dziś oboje wpadli. Już trudno było jej wybrać który z nich był najlepszy. - Na prawdę powinieneś skrupulatnie zanotować dzisiejsze pomysły w tym swoim pamiętniku - powiedziała po chwili, gdy już przerwała swoje rozważania. Co prawda wątpiła, aby Alex prowadził tego typu dziennik. - Myślę, że ta nazwa przyciągnie tu ludzi, którzy to sami, dobrowolnie będą chcieli zamieszkać w tym ośrodku, skrycie licząc, że podzielą romantyczne dzieje Zakazanych Kochanków - powiedziała, znów mając problemy z zachowaniem jakiejkolwiek powagi. Wspominając kiedyś dzisiejsze pomysły, chyba długo będzie się z nich śmiać. - Sądzę, że mając pokój z widokiem na te cudowne wschody słońca, pokocha to miejsce i nie będzie chciała już zupełnie wracać do Anglii - przyznała pewnie. Co prawda, zapewne gdyby to Eff gdzieś miała pokój z widokiem na wschód, najprawdopodobniej założyłaby jakieś ciemne i grube zasłony, aby tylko słońce rano jej nie budziło i tyle byłoby po korzystaniu z takiego widoku. Ale na pewno co innego przyszli wielbiciele jej bestselleru.
Jeden bestseller, inaczej być nie mogło, a ile dobrych rzeczy by spowodowała. Chyba nikt nie spodziewał się tego po książce którą napisze Ślizgonce. Po pierwsze ilość uczniów ze złych domów znacznie by spadła, a po drugie rodzice sami bez namowy dzieci oddadzą oszczędności, by zaznać spokoju w domu starców. - Myślę, że nawet co poniektórzy nauczyciele z wdzięczności pozbycia ich kłopotu w postaci uczniów zwolniliby Cię z egzaminów. - nawet dla niego, który był dość leniwy, taka motywacja zdziałałby cuda. - W 'Historii Hogwartu' również jakaś wzmianka by się znalazła. Nie każdy bez użycia zmyślnych zaklęć byłby w stanie oczyścić zamek z niechcianych uczniów. - Chyba za długo siedział na słońcu, chociaż nie, bo podczas sztormu przecież go nie było. A może podczas upadku, kiedy to nabił sobie siniaka, doznał jeszcze jakiegoś urazu. Bo przed samym sobą nie umiał wytłumaczyć snucia tych dziwnych planów czy wizji. - Najmę do tego jakiegoś młodocianego Krukona, powiem mu wszystko, a ten już będzie wiedział co z tym zrobić, sam nie będę miał na to siły - powstrzymał śmiech, ale uśmiechu już nie. Tak naiwni to byli tylko Puchoni, no i oczywiście jakieś wzdychające za nim panienki. - Po tych wschodach słońca, dom w Anglii zostanie tylko dla Ciebie - przyznał jej całkowitą rację, bo kto mógłby porzucić taki widok z samego rana, powtarzający się codziennie. Chociaż on sam nie wytrzymałby nawet jednego takiego poranka.
Już się rozmarzyła mając przed oczami wizję, iż dyrektor oświadcza jej, że za tak wielkie zasługi nie musi pisać egzaminów. Chyba na prawdę rozważy wydanie tej książki. - Krukon to rozsądny wybór. Na pewno sprawdziłby się w takiej roli - uznała, na Puchona to zbyt logiczne zajęcie, Gryfon oczekiwałby w tym jakieś sławy dla niego płynącej, a Krukon to wybór idealny. O ile oczywiście któryś byłby na to chętny. - Ba, nawet dostałabym piękny puchar, który mógłby potem zagracać Izbę Pamięci - przyznała jakby puchar w jakimś opuszczonym pomieszczeniu był szczytem jej marzeń i jakby nigdy nie chciała niczego innego. - Same wyróżnienia, a ile artykułów by o mnie napisali w Proroku Codziennym. Nawet nie wiem czy jestem gotowa udźwignąć ciężar takiej sławy - powiedziała z trwogą w głosie. Zapewne jakoś by sobie poradziła, ale ile by to ją kosztowało! Autografy, zdjęcia, wywiady... Słysząc o możliwości, że dom zostałby tylko dla niej... - O tak! Koniecznie z matką wysłałabym ojczyma, z resztą zapewne zaraz przyjechałby tu za nią ogrywać role z Zakazanych Kochanków - tak, tak niech jadą sobie oglądać wschody słońca, ona bardzo chętnie zajmie się domem w Dorset. Przeniosła w końcu wzrok na Alexa. - Otwórz ten ośrodek - powiedziała do niego poważnym tonem - Ja się z wielką chęcią sama zajmę swoim domem w Dorset. - Dodała, a zaraz zaczęły ją nachodzić myśli jak to mogłoby być cudnie. I jak fantastycznie by skorzystała z wolnego domu.
Przekręcił się przodem do barierki, musiał jeszcze z daleka rzucić okiem na wyspę. Jej zdjęcia na folderze domu starców nie mogło zabraknąć i ważne było, aby wszystko prezentowało się dobrze. I co z tego, że nie znał się na tym całym fotografowaniu, uznał jednak, że coś dałoby się z tego zrobić. Przekręcił jeszcze głowę w bok, jakby miało to w czymś mu pomóc. - Jesteś skazana na sławę - uznał, przecież nie mogło skończyć się to inaczej. Porażka książki, nawet nie wchodziła w grę - A własna błyskotka w Izbie Pamięci i to za zasługi dla szkoły, brzmi całkiem nieźle. Przyszłe pokolenia będą mogły ją podziwiać. - tak to było całkiem ważne. Szczególnie fakt za co byłaby ta nagroda, bo tak ważny czyn nie mógł obejść się bez ważnych odznaczeń. Chociaż nie zaglądał tam często, a jego ostatnia wizyta tam była efektem niezbyt dobrej znajomości zamku powyżej pierwszego piętra. To niektórzy przecież lubili to miejsce, szukając kogoś tam, przecież na pewno natrafią na odznaczenie Effie. - Tak niekończące się wywiady, zdjęcia i to wszystko tylko dlatego, że chciałaś tylko uwiecznić naszą historię. Ale dasz radę - dodał poważniej, chociaż nie było mu łatwo. - A ja wycinkami z gazet udekoruje swój pokój, to będzie dopiero coś. Wywiady będę znał na pamięć jak prawdziwy fan - stwierdził, śmiejąc się z własnych słów. Skrzywił się jak wspomniała o odgrywaniu przez innych jakiś scen. Będzie musiał zapamiętać, aby zatrudniać ludzi o mocnych nerwach, którym niestraszne byłyby takie widoki. - Oby większość pomyślała tak jak Ty, to będę spał na galeonach. A może i nie, będzie mi niewygodnie, a ja lubię się wyspać - dodał po chwili zastanowienia.
Coraz bardziej oddalali się od wyspy. Z daleka było dobrze widać, jak niewielka była. Gdyby zostali tam na nieco dłużej, zaraz poznaliby zapewne ją na pamięć. Jednakże na całe szczęście opuszczali już to miejsce. - Zawsze marzyłam o zakurzonym pucharze w tym brudnym pokoju - przyznała jakby nie wiadomo jakie to było wyróżnienie. Sama nie przychodziła tam za często, bo i po co? Nie chciało się jej przeglądać tych zakurzonych odznaczeń. Raz, nawet całkiem niedawno, znalazła się tam przypadkiem. Skończyło się na odnalezieniu czegoś należącego do rodziny Wolffów. Tyle było choć z tego dobrego. Pokiwała głową, zgadzając się z Alexem, że jakoś tą sławę udźwignie. W końcu musiała, przecież nie mogła pozwolić, aby taka niezwykła historia nie została nigdy opublikowana i aby miliony czarodziejów nie poznały Zakazanych Kochanków. - Jak będziesz takim świetnym fanem, to będę Ci na bieżąco wysyłać zdjęcia z autografami, abyś mógł tapetować nimi kolejne pokoje - obiecała powstrzymując śmiech. - Po takiej promocji i po mojej książce, oboje będziemy na nich spać - choć wyobraziła sobie, że to musiałby być dość niewygodne. Nie, nie, spanie na tylu monetach nie mogłoby być zbyt przyjemne. Zaczęła się zastanawiać od czego zacznie, gdy już dotrze na wyspę. Tym samym przypomniała sobie o wydarzeniu jakie ją czekało, a z tego wszystkiego o nim zapomniała. - Lubisz wesela? - zapytała nagle ni stąd ni zowąd. Brzmiało to dość niejasno, więc ciągnęła dalej. - Dwudziestego pierwszego jest ślub wśród znajomych rodziny. I przydałby mi się ktoś z kim mogłabym na niego pójść. Nie masz przypadkiem wtedy wolnego wieczoru? - Zapytała spoglądając na niego kontem oka.
Patrząc na wyspę z takiej odległości zaczął się zastanawiać czy nie jest ona za mała na jego ośrodek. Przecież pomieszczenie tych wszystkich starców nie będzie takie łatwe, ale czas na zawracanie sobie tym głowy. Znajdzie jakiegoś Krukona, dla którego znalezienie rozwiązania będzie przyjemnością i miłym spędzeniem czasu. - A kto nie? - spytał takim tonem, jakby jego życiowym marzeniem było właśnie zdobycie pucharu czy też medalu. Wolał już nie wpatrywać się w punkt, który jeszcze niedawno był miejscem jego pobytu. Nadwyręży wzrok, a tego nie chciał, może przez to przegapić jakąś piękność, która będzie wlepiała w niego swoje ślepia. - Tak, cotygodniowe nowe zdjęcie brzmi całkiem nieźle. Chociaż takim co dwa dni też bym nie pogardził - stwierdził, odwracając się ponownie plecami do barierki. Oparł się o nią w miarę wygodnie i na wzmiankę o weselu uśmiechnął się do siebie. Kto ich nie lubił? Darmowy alkohol, przemawiał na korzyść każdej takiej imprezy. Do tego towarzystwo Effie i nic więcej nie potrzebował. - Zajrzę w swój napięty terminarz, ale sądzę, że znajdę czas. - powiedział po namyśle. Ale szczerze wątpił czy coś lepszego wypadłoby mu tego właśnie dnia. Z jego pechem ostatnim czasem, niczego się nie spodziewał. - Ale po głębszym zastanowieniu dochodzę do wniosku, że na pewno go znajdę.
Nim się obejrzała, wyspa całkowicie zniknęła jej z punktu widzenia. Zdecydowanie nie rozpaczała z tego powodu, im bliżej byli wyspy z domkami tym lepiej, a takie oddalenie się od tej bezludnej dobrze zapowiadało. W końcu płyną już po oceanie jakiś czas, i uwaga, jeszcze nie zatonęli! Chwała więc pielęgniarce i bibliotekarce, które wykazały się znajomością Reparo. - Na te zdjęcia co drugi dzień musiałbyś mieć dom z dużą ilością pokoi. No chyba, że wykładałbyś nimi też sufity - stwierdziła z rozbawieniem. Od pewnego czasu miała wrażenie, że mogliby tak w nieskończoność wieść te abstrakcyjne plany i wizje. Uśmiechnęła się wesoło słysząc jego odpowiedź. Wiedziała bowiem, że Alex stanowiłby idealne towarzystwo na wesele, wszak była pewna, iż zupełnie nie będzie się z nim tam nudzić. - To bardzo fajnie się składa. Poza tym będzie co później spisywać w pamiętnikach - uznała, kto wie na jaki genialny pomysł znów wpadną. Wszakże nigdy nic nie wiadomo. Tak czy owak, chyba rzeczywiście będzie musiała się postarać o taki dziennik. Plecami opierając się o barierki spojrzała na pokład. Było już na nim o wiele spokojniej, uczniowie pozajmowali miejsca i raczej mało kto chodził po nim tam i z powrotem. W pobliżu, gdzieś zupełnie z brzegu dostrzegła wózek na którym zwykle stoją różne przekąski. Stał on co prawda zupełnie pusty w owej chwili, jednak postanowiła zajrzeć do jego wnętrza. Podeszła w jego stronę i otworzyła drzwiczki, a ze środka wyciągnęła zupełnie nową paczkę paluszków. Więcej nic interesującego tam nie znalazła. Wracając ze swoim znaleziskiem spojrzała dookoła na ocean, z żadnej strony nie było już widać lądu. Słońce natomiast zaczynało coraz wyżej wzbijać się na niebie. Miała nadzieję, że niebawem dotrą na miejsce. Gdy już wróciła na miejsce, otworzyła paczkę paluszków i skierowała ją w stronę Alexa, aby ten się poczęstował.
Teraz przyszło mu tylko wytężać wzrok, aby wypatrzyć Malediwów. Jeszcze się okaże, że dzielni marynarze nie wytrzeźwieli i przepłyną tylko obok wyspy. Po nich spowiedział się wszystkiego. Nawet i tego, że teraz płynęli w przeciwnym kierunku niż powinni. A nawet jeśli jakiś szczęśliwym zbiegiem okoliczności obrali dobry kurs, to nie spodziewał się tego zbyt szybko, przecież zanim rozpętał się ten cały sztorm, to rejs już trochę trwał. - Sufit i koniecznie baldachim nad łóżkiem - powiedział jakby o niczym innym nie marzył całymi dniami. Tylko po ciężkich i męczących dniach, kładąc się na łóżku nie musiał jeszcze wysilać wyobraźni. Właściwie jedno z najprostszych rozwiązań. Może kiedyś to rozważy, na razie nie widział takiej potrzeby. - Koniecznie będziemy musieli umówić się na wspólne pisanie w pamiętnikach - wpadł na wspaniały pomysł. Takie pisanie musiało właśnie takie być, chociaż w tym planie była jedna malutka luka. Nie miał pamiętnika i wątpił czy Effie też takowy prowadziła, ale temu da się szybko zaradzić. Mógł spisywać swoje przeżycia chociażby na jednym ze stołów w ich Pokoju Wspólnym. Późniejsi mieszkańcy mogliby się z jego zapisków wiele nauczyć. Spojrzał jak ona gdzieś idzie, ale chwilę później wróciła z paluszkami. - Dzięki - wziął od razu kilka. Jeszcze zmęczyłby się gdyby co chwilę sięgał do tej paczki. A właśnie w ten sposób sobie tego oszczędził. - A to wesele gdzie będzie w ogóle? - nie spytał o to wcześniej, pewnie wizja dużej ilości tak go zamroczyła, że dopiero teraz zaczął myśleć trzeźwo.
Wzięła z paczki kilka paluszków i zabrała się za ich jedzenie. Stwierdziła, że jak już dopłyną to pierw pójdzie spać, zjeść coś wybierze się jednak dopiero później. Jeszcze by zasnęła nad talerzem, czego jednak wolała uniknąć. Jednakże po tym długotrwałym rejsie zmęczenie usilnie trzymało się jej. A i dopiero parę godzin snu powinno ten problem załatwić. - Ale chyba będziesz trzymać moje zdjęcie też pod poduszką? - Zapytała z uśmiechem spoglądając na niego, gdy usłyszała o tym baldachimie. - Mimo wszystko, co jak co, ale prawdziwy fan powinien mieć zdjęcie pod poduszką. - Dodała z rozbawieniem w głosie. Natomiast gdy usłyszała jego kolejny pomysł, pokiwała głową, tym samym zgadzając się z nim. - O tak, wówczas będę mogła dokładniej stworzyć twój portret w pamiętniku - uznała już widząc płynący z tego kolejny plus. Jednocześnie pomyślała, że powinna się o takowy dziennik postarać. Najlepiej jeszcze różowy w serduszka i motylki, chroniony oczywiście złotą kłódką. Słysząc jego pytanie przypomniała sobie, że właściwie nic na temat wesela nie powiedziała. - Brat Audrey Primrose, tej Gryfonki, bierze ślub w Birmingham. Ich rodzina jest wieloletnimi znajomymi mojego ojczyma, stąd zaproszenie - wyjaśniła, tym samym podając miejsce gdzie owe wesele się odbędzie. Jako iż ich rodziny były zaprzyjaźnione, w dzieciństwie wzajemnie się odwiedzali. Tym samym miała okazję już kiedyś być u nich.
Jaka wpadka. Jak mógł zapomnieć o zdjęciu pod poduszką, jako fan powinien o tym wiedzieć i nigdy nie zapominać. - Tam będzie cały specjalny album. Trochę nie wygodnie, ale jakby jedno zdjęcie mi się znudziło, zawsze pod będę mógł mieć kolejne - zaśmiał się na samą wzmiankę o jeszcze większej ilości zdjęć, niż wspomniał o tym wcześniej. Nie wiedział czy ktokolwiek dałby sobie zrobić ich taką ilość, ale może Effie właśnie to lubiła. Jakiś fetysz czy coś? Bycie w blasku fleszy musiało wciągać bardziej niż rozdawanie autografów. - Przynajmniej będę miał pewność, że malujesz dobry profil - było to dobre rozwiązanie, zresztą jak wszystkie, a przynajmniej większość jego pomysłów. Zdążył zjeść kilka paluszków, które bardzo się kruszyły, ale taki już ich urok. Strzepał tylko resztkę z koszulki, aby wyglądać jak na niego przystało, porządnie. Chociaż może wcale ich tam nie było, tylko tak mu się wydawało. - Audrey, Audrey Primrose - nie umiał sobie jej przypomnieć. O ile w ogóle ją poznał to z pewnością nie zamienił z nią wielu słów. Inaczej chociaż imię utkwiłoby w jego pamięci. Całkiem możliwe, że to dlatego, że mowa była o Gryfonce i jakimś jej bracie. - Nie kojarzę jej - przyznał, ale możliwe, że jakby ją zobaczył pamięć by mu wróciła. Przynajmniej miał pewność, że nie był to ślub nikogo z rodziny jakiejś jego byłej. To byłoby dość ciekawe, ale mogło się skończyć różnie.
Zdecydowanie nie zechciałaby pozować do takiej ilości zdjęć. Co za dużo to nie zdrowo. Prawdę powiedziawszy, nawet się nie zastanowiła skąd wzięłaby taką liczbę fotografii, a z tego co wynikało z rozmowy, ilość ich potrzebnych byłaby dość spora. - Chyba będę częstować innych eliksirem wielosokowym, aby pozowali do tych zdjęć - wymyśliła w końcu. Oczywiście to rozwiązanie było równie abstrakcyjne jak i reszta ich planów, aczkolwiek bez wątpienia dobre. Wszakże jej nie chciałoby się tyle sterczeć przed aparatem. Wyciągnęła z paczki jeszcze parę słonych paluszków aby i je zjeść. Oczywiście jego pomysł z całym albumem uznała za idealny, wszak miał być prawdziwym fanem. - Wydaje mi się, że będzie tam trochę osób ze szkoły - stwierdziła przypominając sobie ową rodzinę. - Z tego co kojarzę ma trochę kuzynów w Hogwarcie. - Choć nie potrafiła w owej chwili osób tych skojarzyć, jednak pamiętała, że mieli dość rozrośnięte drzewo genealogiczne. - Swoją drogą nawet nie pamiętam kiedy ostatnio byłam na jakimś weselu - uznała opierając się ponownie o białą barierkę statku. Nie do końca była więc pewna na co się nastawiać. W jej rodzinie ostatnim czasem żadnych weseli nie było. Od strony matki byłoby to niemal dziwne wydarzenie, w końcu wile nie często wychodziły za mąż, natomiast rodzina ojczyma nie była specjalnie rozrośnięta. Tej ojca natomiast nie znała. Co więcej, przecież nawet na ślubie Kazua i Christine nie była.
Wizja kilku wiernych kopii Effie była lekko przerażająca, przynajmniej z początku. Ale pomysł był całkiem niezły, przynajmniej myślała podobnie jak on. Rozbić wszystko, aby się nie przemęczyć. Zresztą jaka dziewczyna nie chciałaby choć przez chwilę być pięknością. Chociaż pewnie i tak byłaby marna podróbka, niektórych efektów nie można było otrzymać nawet po wypiciu takiego eliksiru. - Idealne rozwiązanie. Zostanie Ci tylko przejrzenie zdjęć i wybranie tych odpowiednich. Chyba, że od tego też będziesz miała kogoś. - Chociaż samo przeglądanie zdjęć też musiało być nużącym zajęciem. Oprócz tego, że czasochłonne to i monotonne. Oby tylko było to jakieś dobre towarzystwo. Jakoś nie widział siebie wśród zgrai Puchonów czy Gryfonów. Może jacyś Ślizgoni się znajdą w jej dalszej rodzinie, ewentualnie Krukoni. - Też nie pamiętam, chociaż... A, nie na plaży to był tylko ślub. Do tego dość dziwny - przypomniał sobie ponownie szaleńca rzucającego Incendio na wszystko co miał pod ręką. Może tym razem będzie ciekawiej niż wtedy. Bo przecież nigdy nie wiadomo, co wydarzy się na takim weselu. - Może tym razem obejdzie się bez szaleńca, ale wydarzy się coś równie interesującego. W końcu to będzie też wesele. O ile nikt nie ucieknie w ostatniej chwili. Na takich uroczystościach zazwyczaj działo się wiele, rodzina potrafiła zaskoczyć w negatywnym tego słowa znaczeniu. A wszystkie słodkie cioteczki okazywały się wcielonym złem.
Po spokojnym oceanie statek płynął z pełną prędkością. Obecnie nie był to już rejs wycieczkowy, a jak najszybszy powrót na właściwą wyspę, tak więc prędkość z jaką się przemieszczał była o wiele większa niż uprzednio. Kiedy tylko z widoku znikła bezludna wyspa każdy wyczekiwał, aż dostaną się na tą z domkami. Zmęczenie odczuwali chyba wszyscy. Po przepłynięciu sporej odległości na horyzoncie widać było ląd. Sporą wyspę z charakterystycznymi domkami na wodzie, które to przy odrobinie wytężonego wzroku, było można dostrzec. Dobicie do niej było już tylko kwestią niedługiego czasu.
Wyobraziła sobie siebie siedzącą przed stosami zdjęć, które trzeba przeglądać i wybierać, zastanawiać się, decydować... to byłby zły pomysł szczególnie biorąc pod uwagę niezdecydowanie Eff. Pewnie tysiąckroć by się wahała, odrzucała, po czym jednak decydowała. - Myślę, że ostatecznie znajdę kogoś kto by się tym zajmował - powiedziała w końcu uznając to za najlepsze z możliwych wyjść. A przynajmniej zaoszczędzające czas i energię, których to w końcu nigdy za wiele. - Tylko ślub? - Zapytała nieco zaskoczona, cóż przynajmniej była nieprzewidziana atrakcja w postaci podpalacza. - Nie robili wesela? - Zapytała wyobrażając sobie te które to miało się niebawem odbyć. Właściwie wolała wersje, żeby ktoś ostatecznie się rozmyślił, niż żeby wpadł ktoś zamierzający spalić wszystko w koło. - Taki widok uciekającej osoby spod ołtarza byłby dość ciekawy - przyznała z błąkającym się na ustach uśmiechem. Niezaprzeczalnie, taki element ślubu byłby dość zaskakujący i nieco go ubarwiający. Dostrzegła jak uczniowie zbierają się przy barierkach wypatrując czegoś, jak się okazało, wyspy która to była gdzieś w oddali na horyzoncie. - Mam nadzieję tylko, że to ta właściwa - powiedziała spoglądając w stronę oddalonego lądu, nie chcąc nawet przyjmować do wiadomości, że mogliby jeszcze zabłądzić na oceanie i trafić nie wiadomo gdzie.
Jakby mogło być inaczej. Oczywiście, że znalezienie kogoś kto by się wszystkim zajmował było najlepszym i jedynym mądrym posunięciem. Najlepiej jeszcze, aby był to Krukon nikogo innego nie widział na takim miejscu. - Dokładnie tylko, chociaż gdybym nie zasnął na plaży i nie obudził się we właściwym momencie i to by mnie ominęło - właściwie nie wiedział dlaczego tam został. Chyba musiał odpocząć po swoim wyczerpującym śnie, zanim ruszył dalej. - Przynajmniej kolejna nietypowa rzecz do zapisania w pamiętniku. Choć obok sztormu wyglądałaby dość nikle - zresztą jak na razie wszystko na jego tle wydawało się takie nudne. Przynajmniej na razie, miał nadzieję, że szybko to się zmieni. Nie chciał być skazany na to, aby wszystko porównywać do tego właśnie wydarzenia w swoim życiu. Spojrzał przez ramię i ku wielkiemu zadowoleniu dostrzegł na horyzoncie wyspę. Oczywiście nie spodziewał niczego innego, niż to, że jest to tą z której to wypłynęli. Effie jednak skutecznie próbowała odebrać mu nadzieje, które pokładał w pijanych marynarzach. - Wiem, że to mugole, ale chyba aż tacy tępi nie są. - po marynarzach mógł spodziewać się wszystkiego, ale wierzył w nich. A przynajmniej w to, że zapasy alkoholu, a raczej ich brak skutecznie zachęcił ich do zrobienia wszystkiego co mogli, aby to dopłynąć we właściwe miejsce. - Jednak wierzę w tych dzielnych wilków morskich, czy jak tam mugole na nich mówią - czasami zasłyszane zwroty mugoli były tak dziwne, że chyba tylko lekcja mugoloznastwa byłaby w stanie pomóc je zrozumieć, a i tego nie był pewien - Nawet jeżeli będzie to zła wyspa, z pewnością będzie na niej alkohol. W końcu ich wyczulone nosy nie mogły się pomylić. Spojrzał na uczniów który już ustawiali się do wyjścia, jakby licząc, że właśnie takim zachowaniem coś przyspieszą. - Nie ustawiajcie się tak, to nie ‘nasza’ wyspa - powiedział dość głośno, czekając ich reakcji. Nie zawiódł się. A przynajmniej nie na Puchonie, od skaleczonego palca albo kogoś przypominającego go, który ze łzami w oczach patrzył na wszystkich widocznie czekając, aż ktoś powie, że to tylko głupi żart. Westchnął tylko i odwrócił się tyłem, opierając dłonie na barierce.