Mugaddhas to święta wyspa, o której mało który turysta słyszał. I nie bez powodu, gdyż lokalni mieszkańcy bardzo dbają o to, by to sakralne miejsce nie zostało splugawione stopą osób z zewnątrz. Dotrzeć na nią można, i to tylko raz w tygodniu, kiedy to gęste mgły wokół niej umożliwią jakąkolwiek podróż. Według podań na wyspie znajduje się święta palma, która wyrosła z nasienia demona Malaka, patrona rybaków i żeglarzy. Na wyspie odbywają się rytuały roohu, czyli rytuały duszy. Wokół rozpalonego na plaży ogniska, wieczorową porą, w okręgu siadają uczestnicy obrządku, którym podaje się specjalny wywar zrobiony ze sfermentowanego mleka kokosowego, grzybów halucynogennych oraz jadu lokalnego ślimaka morskiego. Wywar ten pozwala zagłębić się we własne wnętrze i lepiej poznać samego siebie. Pod wpływem halucynogenu, uczestnicy mają za zadanie porozmawiać ze świętym drzewem oraz wyrwać z niego drobny kawałek kory, z którego następnie przygotowuje się drobną zawieszkę. Zawieszka ta daje +1 pkt do wybranej dziedziny z kuferka (musi to być jedna z trzech najlepiej rozwiniętych statystyk).
Aby dostać się na wyspę, należy rzucić 1xK6. Wynik nieparzysty oznacza, że udało Ci się dowiedzieć o tym świętym miejscu i namówić przewoźnika do tego, by zabrał Cię na Mugaddhas. Wynik parzysty oznacza niepowodzenie. Rzut można powtórzyć po siedmiu dniach od ostatniego rzucenia kostką. Przerzut kostki przysługuje posiadaczom Odznaki Młodego Badacza III Stopnia. Dotarcie na wyspę kosztuje 30 galeonów. Rytuał jest jednorazowy dla każdej postaci. Jeżeli zakończy się porażką, nie ma możliwości ponownego udania się na wyspę. WAŻNE: jeżeli wybieracie się na wyspę z inną osobą, to tylko jedna osoba z grupy powinna mieć wynik nieparzysty na kosteczce :)
RYTUAŁ:
Podczas obrzędu, należy rzucić kością K100, aby sprawdzić, jak przebiegł sam rytuał i czy udało się go ukończyć. Do wyników należy dodać lub odjąć punkty za cechy eventowe:
+20 pkt do wyniku: metabolizm eliksirowara, Silna psycha (opanowanie), silny jak buchorożec (wytrzymałość) -20 do wyniku: wiecznie struty, tykająca łajnobomba, słaba psycha
Progi w rytuale:
1-25 – Narkotyczna mieszanka okazała się zbyt mocna jak na Twój żołądek. Najpierw zaczynasz się pocić, następnie nadchodzą wizje – upiorne, straszne, przedstawiające Twoje największe strachy. Nie jesteś w stanie funkcjonować i po prostu zwijasz się w kłębek, płacząc. Niestety, nie jesteś w stanie zdobyć świętej kory, a co za tym idzie – zawieszki. 26-50 – Gdyby ktoś spytał, jak się czujesz, to odpowiedź prawdopodobnie brzmiałaby: „No tak średnio, bym powiedział(a). Mimo to dzielnie ruszasz w kierunku Świętej Palmy. Niestety, po drodze zahaczasz o korzeń i kręcisz sobie kostkę, ale w całym tym amoku nawet tego nie czujesz. Ostatecznie zdobywasz korę oraz zawieszkę, ale wizytę na wyspie opłacasz obowiązkową wizytą w Centrum Medycznym. Po zakończonym rytuale napisz jeden post w Centrum Medycznym na min. 1500 Znaków Ze Spacją, w którym opisujesz przebieg leczenia. 51-75 – Wszystko przebiega tak, jak powinno. Pod wpływem napoju odnajdujesz swoje wewnętrzne ja i bez najmniejszych problemów dochodzisz do Świętej Palmy, z której zdobywasz kawałek kory na medalion. Gratulacje! 76-100 – Co tu dużo mówić, narkotyczna nalewka wjechała, jak rosołek na kaca. Dajesz się ponieść muzyce bębnów i dajesz prawdziwy pokaz tańca, zanim to podejdziesz do palmy. Za swoje wyczyny, oprócz wisiorka, otrzymujesz +1 pkt z Działalności Artystycznej.
Kiwała zrezygnowana głową, słuchając pełnych goryczy słów Scar. W pełni zgadzała się, że trzeba naprawić statek. - Trzeba poczekać, aż zasną - odparła. Po niedługim czasie zapadł zmrok. Słychać było, że załoga statku szykuje się do snu. - Popatrz - zaczęła - może by naprawić statek, jak oni wszyscy zasną?
Zaciągnęła się po raz ostatni swoim papierosem i wyrzuciła go gdzieś w krzaki. Wszystko i tak było mokre od deszczu, więc była pewna, że gdzieś zgaśnie na jakiejś kałuży. Zrobiła niezadowoloną minę kiedy zamówił lizaki. - Ja nie mogę mieć kota, mój wąż mi by go zjadł - wyjaśniła zaraz, tym samym znajdując powód dla którego to ona powinna być tą osobą kupującą słodycze, nie kolejnego zwierzaka. - Tak, mógłbyś wówczas wygłaszać przepowiednie - powiedziała powstrzymując śmiech. - Jeśli już znałbyś wróżbiarstwo, to zapewne co gorsza przewidziałbyś owe rozbicie statku, nie popłynąłbyś na ten rejs i zupełnie niczym nasza nauczycielka wróżbiarstwa nikogo nie ostrzegł. Ja i tak bym tu trafiła i co więcej, zapewne byłabym skazana na towarzystwo i ratowanie jakiś zabeczanych, jakże cudownych małych Puchonów. - Powiedziała już widząc taką możliwość. Oczywiście być może jakoś by się wymigała od tego zadania, ale raczej mogłaby mieć z tym pewien problem. Kiedy Alex wspomniał o marynarzach spojrzała między drzewami w ich stronę. Zauważyła, że Ci już kładą się spać. Wcześniej jakoś przestała na nich zwracać uwagę, uznając, że i tak zapewne statku nie naprawią. - Ciężko się napracowali, cały wieczór kręcili się przecież tam i z powrotem po pokładzie bezradnie rozkładając ręce - powiedziała przypominając sobie jak to widziała uprzednio z daleka, tą ich ciężką pracę.
Scar również usłyszała dość głośne zachowanie załogi, a zaraz potem tubalne chrapanie. Z radości zerwała się na równe nogi, o mały włos nie przewracając się na mokry piasek. - No, myślę, że już możemy się za to zabierać! - powiedziała, podnosząc jeszcze swoją różdżkę i torbę, które leżały zaraz obok niej. -Rzucimy zaklęcie razem? - spytała, idąc już w stronę statku.
Widziała, jak radosna stała się Scar, gdy tylko stała się możliwa naprawa statku. I Constance poczuła się o wiele lepiej na tą myśl. - Tak, razem - odparła w czasie drogi na statek.
[z tym zaklęciem wymyśl coś sama, ja nie mam weny na to]
Eff chyba zbytnio dramatyzowała. Przecież oznaczyłoby to tylko, że jej wąż najadłby się porządnie na dłuższy czas. A różnorodność w diecie była przecież dobra. Gdyby mógł sam mówić dziękowałby jej za to. Był tego pewien. - Wystarczy mi siostra - zauważył, bo przecież gdyby do tego jeszcze doszedłby kot miałby ciężkie życie. A gdyby to była kotka i razem pokazywałyby pazury. Wolał nawet o tym nie myśleć. - A może po prostu mamy szukać lizaków w kształcie kotów? - spytał, bo przecież tak jeszcze nie zostało to zinterpretowane. Chyba naprawdę powinien rozważyć swój udział w tych zajęciach. Czuł, że ma do tego wrodzony wręcz talent, a kwestią czasu jest to, że szklana kula na stałe zagości na jego szafce nocnej. I to nie tylko jako dziwna ozdoba. Wysłuchał tego co mówiła dziewczyna, raczej nie zostałby obojętny wobec takiej tragedii. - Na pewno ostrzegłbym kogo potrzeba przed rejsem - miał tutaj na myśli głównie ślizgonów. Może jakiś pojedynczych krukonów. Ale oni pewnie by mu nie uwierzyli, więc ograniczyłby się do tych najważniejszych uczniów Hogwartu. - A później żyłbym w chwale i blasku do końca siódmej klasy. - dodał rozbawiony. O ile przez jedną krótką chwilę bał się, że w miarę dobry nastrój go opuszcza, tak teraz wiedział, że wrócił. - Pracowali, jak pracowali. Ja tam ich podziwiam - powiedział zupełnie naturalnie - za to, że żaden karku sobie nie skręcił od kręcenia głową.
Lizaki w kształcie kotów brzmiały rozsądniej, a przynajmniej nie zapowiadały, iż jedno z nich miałoby się stać właścicielem kota. A jak widać, nie paliło im się ku temu. - Ta wersja brzmi lepiej. Na pewno musi chodzić o takie lizaki - dodała pewnie, jakby właśnie odkryli wielką zagadkę. No cóż, wszak właśnie wywróżyli nadchodzącą przyszłość z gwiazd, to nie byle jakie dokonanie. - Podsumowując w gwiazdach mamy zapisane, że powinniśmy odnaleźć lizaki w kształcie kotów - powiedziała nie mogąc się nie uśmiechnąć choć kącikiem ust na samo brzmienie tej przepowiedni. Zwykle mówiło się, iż niektórzy mają w gwiazdach zapisaną sławę, bogactwo czy jakieś inne tego typu rzeczy. Oni natomiast wywróżyli, że pisane są im lizaki-koty. - Chwała i blask na pewno, a i na dodatek zapewne zostałbyś okrzyknięty szkolnym prorokiem. - Mówiąc to wyobraziła sobie, że nawet wręczają mu specjalną plakietkę z takim tytułem. - Sądzę też, że nie odgoniłbyś się od wielbicielek wróżb - powiedziała lekko się uśmiechając pod nosem, widząc w wyobraźni biegające wielbicielki wróżbiarstwa za Alexem. Kiedy natomiast usłyszała jego kolejne zdanie, dotyczące marynarzy, zaczęła się zupełnie głośno śmiać. Owe stwierdzenie wyjątkowo ja rozbawiło. Po chwili kiedy już nieco się uspokoiła, spojrzała na niego rozbawiona. - Racja, biedni się dziś nakręcili głowami i to chyba było jedyne, do czego się porządnie przyłożyli - przyznała z uśmiechem. Zapewne bowiem, że jeśli marynarze przyłożyliby się nieco bardziej, być może statek byłby już naprawiony.
Uśmiechnął się zadowolony, że w końcu udało im się rozwiązać tak zawiłe i trudne znaki, które pojawiły się na ich drodze. Chociaż wciąż nie był pewien czy było coś takiego jak wróżenie z gwiazd, księżyca i tego wszystkiego innego świecącego się nocą na niebie. - Niektórzy uczą się tego latami, a nam wystarczyło do tego kilka minut - Niech ktoś mu teraz odmówi inteligencji. A ile razy się nasłuchał, że wróżbiarstwo to taka skomplikowana sztuka, którą nie każdy zrozumie. Jak widać dla niego i Eff w tym momencie, nie ma rzeczy trudnych albo niemożliwych. - I jeszcze dawałbym prywatne lekcje - zaśmiał się na taką możliwość. Ile korzyści płynęłoby z jednej dobrze odgadniętej rzeczy. Bo nadal wątpił aby istniało coś takiego jak 'prawdziwe przepowiednie'. Wszyscy coś zgadują i interpretują tak aby ich było na wierzchu. - Utopiłbym się w końcu w tej chwale, sławie i Salazar wie czym jeszcze. - I pewnie jeszcze wypili cały alkohol, który w dziwny sposób przetrwał sztorm. - dodał. Wcześniej nawet do głowy mu nie przyszło, że jakieś butelki mogły być całe. Skoro on się potłukł, to one powinny tym bardziej. Zaczynał czuć się trochę zmęczony, mimo że leżał od dłuższego czasu. Nawet nie wiedział ile minęło godzin od kiedy wszedł na ten statek.
- Cóż, mamy wrodzony talent - uznała, tym samym wyjaśniając skąd u nich tak szybkie odczytanie przyszłości z gwiazd. Piękni, inteligentni i jeszcze z ukrytymi talentami, i jak tu się nie zachwycać nad wilami? Na chwilę jeszcze odrobinę się podniosła, aby lepiej widzieć zza drzew i spojrzała gdzieś mniej więcej w kierunku śpiących marynarzy. Aczkolwiek zauważyła, że już i uczniowie niektórzy pousypiali. Cóż, właściwie nie było to ani trochę dziwne, co prawda być może jeszcze wcale nie było aż tak późno, jednak rejs ze sztormem był dość męczącym przeżyciem. - Kto wie, może mieli pod pokładem bezpiecznie schowane jakieś butelki z alkoholem tylko do ich dyspozycji – powiedziała, co też wydało się jej bardzo prawdopodobne. A raczej już pewnością było to, że mieli schowane jakieś zapasy tylko dla siebie. Spoglądając w tamtym kierunku, dostrzegła zmierzające najprawdopodobniej w stronę statku pielęgniarkę wraz z bibliotekarką. - Czyżby postanowiły naprawić same statek? A już myślałam, że będziemy czekać, aż marynarze wstaną i jutro od nowa będą tylko kręcić głowami z bezradności – powiedziała chwilę jeszcze obserwując drogę owych dwóch kobiet. W końcu jednak ponownie zupełnie położyła się na piasku, tym razem na boku, jedną ręką podpierając głowę. Przez chwilę obserwowała piasek, który przesypywała między palcami, w końcu jednak przeniosła wzrok na leżącego Alexa.
Scar podeszła pod sam statek i wycelowała w niego różdżkę. Zauważyła, że Constance robi to samo. -Reparo - powiedziała głośno, i równocześnie z bibliotekarką. Była wręcz pewna, że zaklęcie zadziała, i statek będzie funkcjonował tak sprawnie jak przed sztormem. -Jednak noc na wyspie nas nie ominie - powiedziała Scar, po czym swoje kroki skierowała w stronę jeszcze palącego się ogniska. Usiadła na skraju lasu, opierając się plecami o pień jakiejś palmy. Nie zamierzała zmrużyć oka nawet oka. Nie tu. Dziewczyna rozejrzała się. Większość uczniów już spała, co poniektórzy tylko rozmawiali ze sobą, przy świetle ogniska.
Przytaknął jej dwukrotnie, miała przecież rację. Ich talent był nie do podważenia w tym momencie. Sama nawiedzona profesorka od wróżbiarstwa nie powstydziłaby się takiej przepowiedni. - Ci mugole jacyś samolubni - powiedział niepocieszony. Bo przecież mogli im oddać butelkę albo nawet dwie. Bardzo by na tym nie ucierpieli, a może przez chwilę Alex by ich nawet polubił. Bardzo krótka sekundę, ale zawsze. - Przydałaby im się lekcja dobrych manier. - Może pielęgniarka uznała, że prościej jej będzie naprawić statek niż skręcone karki marynarzy - powiedział patrząc się w kierunku kobiet idących nieśpiesznie w stronę statku. Chyba tematy do pogaduszek im się skończyły skoro postanowiły zacząć coś robić. Uśmiechnął się jeszcze na jedną z możliwości które rozważał. - A ta druga przypomniała sobie jeden z punktów mówiący o naprawieniu łodzi, który przeczytała w jednej z pożytecznych książek. Chociaż może poszły szukać ciasteczek albo innej przekąski na statku. Czuł, że przy lepszych warunkach mógłby spokojnie usnąć. Z oczywistych względów tego nie zrobi, więc musiał czekać na koniec rejsu i spokojne dotarcie do swojego domku. Wtedy z pewnością nadrobi zaległości związane ze snem. - Jakieś rozrywki powinni nam zapewnić, leżenie w tym samym miejscu od początku jest męczące - przyznał, ale nie poruszył się ze swojego miejsca.
Otóż to, mugole szczególnie, że cała wycieczka rozbiła się będąc właśnie na ich statku, powinni poczęstować swoimi zapasami. - Cóż, nie ma się po nich co za wiele spodziewać - uznała budując wolną ręką jakąś małą babkę z piasku tuż przed sobą. - Pewnie uznali, że nie wiedzą jak naprawić statek i długo tu zostaniemy, więc muszą mieć swoje zapasy na ewentualne kolejne dni na plaży. Jednak to nie zmienia faktu, że takowa lekcja by się im przydała - choć prawdę powiedziawszy gdyby Eff nagle znalazła tutaj zapasy alkoholu, poza Alexem zapewne także niechętnie podzieliłaby się z resztą wycieczki. - Kto wie, może zaraz zobaczymy je wracające z kawą i ciastkami - powiedziała lekko się uśmiechając. - Ale bibliotekarkę zapewne z jakimiś książkami, które znajdzie na pokładzie, aby mieć co poczytać tego wieczoru przy ognisku. Eff chyba musiałaby się totalnie nudzić, aby jeszcze czytać tutaj książki na dodatek zaledwie przy płomieniach ognia. Ponieważ już jej ręka zdrętwiała, od tego podpierania się, przewróciła się, leżąc teraz na brzuchu. Rękoma lekko klepała uformowany w mały pagórek, piasek przed sobą. - Obawiam się, że lista rozrywek na bezludnej wyspie jest mocno ograniczona. Ale nie zmienia to faktu, że jakieś by się przydały - przyznała rację Alexowi, a ze swojego piaskowego pagórka wyciągnęła sterczący, mały patyk, który burzył jej formę, po czym wrzuciła go gdzieś w krzaki naprzeciw.
- Niestety - odparła tylko, siadając obok ogniska, po całej akcji naprawiania statku, którym jutro powinni wszyscy wrócić na wyspę. Mimo że zapadła już noc, Constance jakoś nie była zbytnio zmęczona. Wiedziała, że nie zaśnie tej nocy.
Skoro już wiedział, że jednak nie pozostali bez ani kropli alkoholu na wyspie, nie mógł tego faktu tak pozostawić. Prawie już czuł jego smak. - Tylko, żeby się nie zdziwili kiedy jak się obudzą czegoś będzie im brakować - powiedział po chwili i usiadł. Zaraz potem wyciągnął różdżkę i zaczął się zastanawiać co też takiego pijają Ci marynarze. Wiedział już, że to nie rum bo próbował przywołać go wcześniej. Żadna Ognista ani Kremowe Piwo też nie wchodziło w grę. - Accio tequila - postanowił próbować wszystkiego po kolei. Odczekał chwilkę i kiedy nadal nic się nie stało przyszła kolej na następny alkohol - Accio wódka - niestety znów pudło. Nie podda się jednak szybko. Oczywiście mógł przejść się do statku i tam samemu poszukać jakiś butelek, ale byłoby to zbyt męczące. I nie po to ma różdżkę, żeby tam iść. - Accio whisky - czuł, że tym razem mu się udało. I tak się właśnie stało, drugą ręką łapał butelkę, która 'przyleciała'. Uniósł ją wyżej, by płomienie oświetliły jej zawartość, jakoś nie mógł tego stwierdzić po ciężarze. Z zadowoleniem stwierdził, że jest prawie pełna. - No tak książka przede wszystkim - przytaknął jednocześnie otwierając butelkę. Chciał się już napić, ale nie raz dostał od Alexis za swoją łapczywość, a może i brak manier. Wyciągnął, więc butelkę do Eff. Nie pił tyle czasu, że minuta czy dwie nie zrobią różnicy. - Załoga powinna nam coś zapewnić. Przecież to ich wina, że statek się rozbił - Nie zamierzał się zastanawiać czy to z ich niekompetencji czy zwykłego zrządzenia losu się rozbili. Kogoś musiał obwinić.
Z zaciekawieniem zaczęła się przypatrywać jak Alex wzywa do siebie po kolei różne alkohole. Co prawda początkowo podchodziła do tego dość sceptycznie, bowiem nie wiadome było, czy owe butelki nie są gdzieś szczelnie zamknięte, tak, że i ich wzywanie by nic nie zdziałało. Kiedy jednak po chwili zobaczyła jak przylatuje do nich butelka whisky, zaskoczona aż podniosła się nieco. - Wow, nieźle. Teraz na pewno będzie im tam czegoś brakować - powiedziała uśmiechając się do niego, po czym usiadła i wzięła butelkę, którą to jej podał, gdy już ją otworzył. Jak się okazało ku ich szczęściu, ta była niemal całkowicie pełna. Nie zwlekając przystawiła whisky do ust, przechyliła ją nieco i wypiła ze dwa spore łyki. Siedząc tak na tej wyspie zachciało się jej już pić, a owy alkohol smakował akurat nawet całkiem nieźle. - Na pewno ich, przecież mugole chyba też mają jakieś sposoby na określanie pogody i tego czy nie zbliża się sztorm - stwierdziła podając mu z powrotem butelkę. - A skoro na ten się zapowiadało, to powinni przełożyć rejs. Oczywiście istniała możliwość, że pogoda w jakiś zaskakujący sposób się nagle zmieniła, ale w to jej się wierzyć nie chciało. Raczej wiarygodniejszą wersją było dla niej to, że marynarze liczyli na to, iż pogorszenie pogody ich nie dosięgnie, bądź też przejdzie dalej. Choć być może też, że wcale nie zainteresowali się tym na jaką pogodę się zapowiada, uznając, że i tak i tak będzie dobrze.
Widać marynarze nie sądzili, że ktokolwiek będzie chętny na ich alkohol. Na przyszłość będą uważali, jeżeli to jedna z ostatnich butelek albo nawet nie zauważą jeśli mieli go pod dostatkiem. - Ze mną nie zginiesz - Jak na razie taka była prawda. Miał wszystko czego potrzebowali, papierosy i whisky, do tego poczucie humoru oraz nie można zapominać, że był przystojny. - Przynajmniej przez najbliższą noc. - Nigdy nie wiadomo co mogło zdarzyć się jutro. Może się przecież okazać, że statek został źle naprawiony i zatonie albo napadną na nich piraci. Chociaż gdyby miał wybierać wolałby drugą opcję. O wiele lepiej by się bawili z bandą piratów niż tonąc. - Upili się dzień wcześniej i zapomnieli sprawdzić - całkiem było to możliwe. Z tego co już się zdążył zorientować, to marynarze albo pili, albo pili jeszcze więcej. Zawsze siedzieli w porcie z jakąś butelką i nigdy nie wyglądała ona na żaden sok.
Całe szczęście, że załoga nie wypiła tej nocy całych zapasów, bowiem przynajmniej i oni mieli teraz co pić. Z resztą jak to na marynarzy przystało, zapewne co jak co, ale alkoholu mieli pod dostatkiem, w razie jakiś długich rejsów po oceanie. Więc kto wie, czy w ogóle zauważą, że jedna z butelek im zniknęła. - Bardzo mnie to cieszy i upewnia w przekonaniu, że bardzo dobrze zorganizowałam sobie towarzystwo na dzisiejszy wieczór – właściwie to już noc. Tak czy owak taka właśnie była prawda. Siedzenie na bezludnej wyspie okazało się być ciekawsze niż to jak wyobrażała sobie je początkowo. Aczkolwiek nie zmieniało to faktu, że gdyby tak siedzieli i rozmawiali na ich wyspie z domkami, gdzie wszystko było na miejscu, byłoby jeszcze lepiej. - W ich przypadku myślę, że to bardzo prawdopodobna teoria – uznała podpierając się rękoma na piasku, a na chwilę tylko spoglądając w stronę płonącego za drzewami ogniska. - Choć po tym rejsie, myślę, że przed kolejnymi będę już sprawdzać jaka pogoda się szykuje. Przy następnym sztormie mogłoby już nie być bezludnej wyspy w pobliżu – wszak mieli nieco szczęścia, że statek podryfował właśnie tutaj. Zawsze mógł jeszcze zatonąć na środku oceanu. Tak czy owak wolała sobie nie wyobrażać takiego scenariusza. Z resztą na pewno znalazłoby się jakieś wyjście i z tamtej sytuacji, w końcu są czarodziejami. Nie od parady noszą ze sobą różdżki i uczą się tych wszystkich zaklęć.
Złapał w końcu za szyjkę butelki. Nawet nie spodziewał się, że tak był aż spragniony dopóki nie poczuł alkoholu w ustach. Na trzech łykach jednak się zatrzymał, nie były za wielkie bo nie chciał się zakrztusić. Wolał nie wypluwać tak cennego napoju. Możliwie, że następną butelkę będzie mu dane zobaczyć dopiero po powrocie na Malediwy. A towarzystwo to podstawa, gdyby nie Eff która została tutaj niemal siłą ściągnięta, przy jego szczęściu siedziałby z jakimś zasmarkanym puchonem albo dziećmi pokroju swojej współlokatorki, której na szczęście chociaż tutaj nie musiał oglądać. - Lepiej wymyśl dobre wymówki, mogą być równie ważne co pogoda - zauważył kładąc się na piasku. Dobrze, że jemu nie groziło, aby ktoś odciągał go od jego zajęć aby niósł pomoc innym. Przecież to było absurdalne. Nie było mu wygodnie kiedy siedział, zresztą z takiej perspektywy widział dużo więcej. Śpiący puchoni czy śmiejący się blisko ognia gryfoni nie byli tym co chciał teraz oglądać. Usypał niedużą górkę i zaczął ją uklepywać, aby móc się na niej położyć.
Kiedy Alex zajął się uklepywaniem górki z piasku, Eff zabrała mu butelkę i sama wypiła parę kolejnych łyków rozgrzewającego alkoholu. Ziewnęła leniwie, była już nieco zmęczona owym długim dniem. - Po tym przypadku, na pewno ułożę kilka gotowych na przeróżne okazje. Począwszy od tej iż i tak zapomniałam różdżki i w niczym nie pomogę, skończywszy na symulowaniu jakiejś okropnej choroby - uznała przyglądając się etykiecie trzymanego przez nią alkoholu, jednak w tych ciemnościach i tak nic nie widziała. Tak czy owak z racji, iż przy ognisku i tak nie działo się nic interesującego, od pewnego czasu przestała już tam spoglądać. - Ciekawe czy napiszą o nas w Proroku, jak to uczniowie Hogwartu wylądowali na pustej wyspie? - Zastanowiła się na głos, choć miała przeczucie, że dyrektor mógłby to raczej woleć zatuszować, aczkolwiek niekoniecznie mogłoby mu to wyjść. - Swoją drogą czy na tej wyspie Ciebie też tak bardzo trafnie przydzielono do domku jak to co poniektórych? - Zapytała przenosząc na niego wzrok. Doszły do niej słuchy, że większość uczniów ponoć miała fatalnych współlokatorów. Z resztą i jej samej trafiła się Puchonka. Całe szczęście jeszcze nie tak tragiczna jak te z młodszych klas, jednak to nie zmienia faktu, że mieszkanka tamtego domu.
Po wykonaniu ciężkiej pracy czyli usypaniu górki pod plecy, opadł na nią testując czy jest dobra. Można powiedzieć, że spełniła swoje zadanie i minimalnie było mu wygodniej. - Najprostsze rozwiązania są najlepsze - taka była prawda. Bo bez różdżki na nic by się tutaj zdała. Chyba, że wtedy miałaby za zadanie pocieszać i przytulać zapłakanych uczniów. Perspektywa okropna. - Niewykluczone - powiedział raczej nie chętnie, bo o czym można było tutaj pisać? Gdyby ktoś zginął wtedy byłaby jakaś sensacja, a tak? - Będziemy sławni, a inne gazety będą walczyć o wywiad z nami - jaka przyszłość ich czekała. Przecież to pewne, że nikt mając do wyboru ich nie przeprowadzi wywiadu z innymi uczniami. - Ale Anonimowa Reporterka z pewnością znajdzie mnóstwo tematów do opisania - przypomniał sobie o jakże wspaniałej gazetce. Mimo że były wakacje to wątpił, aby ona zrobiła sobie wolne. Przecież tutaj plotki mnożyły się szybciej niż puchoni w ostatnim czasie. - Trafnie to mało powiedziane. - Widać nie tylko on czy Alexis mieli udane towarzystwo - Mam urocze towarzystwo w postaci puchonki, która nawet do pasa mi nie sięga - wywrócił oczami.
Skrzyżowała nogi, tym samym siadając po turecku i wypiła jeszcze jednego łyka z butelki, następnie oddała mu ją. Przypomniała sobie ostatni artykuł reporterki, był przed wakacjami. - Tematów jej nie zabraknie - odparła pewnie, zdecydowanie było o czym pisać. Tyle się przecież działo w ostatnim czasie. Swoją drogą była ciekawa, kiedy pojawi się kolejny numer. Nie żeby była wielką wielbicielką plotek, ale z ciekawości chętnie by zajrzała do takowej prasy. - To mi się trafiła trochę wyższa Puchonka - powiedziała lekko się uśmiechając na myśl o tym jaka współlokatorka przypadała Alexowi. - Aczkolwiek słyszałam, że ta właścicielka większość osób dziwnie dobrała. Zastanowiła się chwilę nad tym wszystkim, nie dość, że domki, wariat podpalający wszystko na ślubie, teraz sztorm. - Właściwie to te Malediwy można uznać za dość pechowe - stwierdziła rysując jakąś falę na piasku. - Sporo się dzieje nie po myśli. Aczkolwiek może ta zła passa w końcu minie. To jeszcze przecież nie koniec wakacji. Jutro mieli wrócić do domków, tam jeszcze nieco spędzić czasu przed powrotem do domów i kto wie, może już wszystko się jakoś uspokoi i poprawi.
Odebrał od niej butelkę, napił się whisky i wbił butelkę w piasek. Lepiej żeby się nie przewróciła, a to raczej jej to uniemożliwi. - Moja jeszcze ssie smoczek - stwierdził niezadowolony. Nie wiedział czy to prawda, ale patrząc na nią takie miał z nią pierwsze skojarzenie. Powinni zrobić jakiś limit wieku od którego można się udać na te wakacje. Przecież niektórzy są tak nieporadni, że jeszcze błąkają się po Malediwach szukając domków. - Oby nie przeniosło się to na Hogwart, ostatni rok ma być ciekawy, a nie tragiczny - stwierdził, ale wątpił aby coś takiego miało tam miejsce. Przecież co może się tam stać? Wybuch na eliksirach, a może ktoś zostanie zjedzony przez jedno z tych niebezpiecznych stworzeń na opiece? - Po powrocie na Malediwy muszę koniecznie udać się na klif - powiedział przypinając sobie miejsce do którego wciąż nie doszedł. A które było jednym z pierwszych na które chciał się udać.
Wplotła palce w końcówki włosów, usiłując je rozczesać. Od siedzenia na wyspie, zmoczenia deszczem i fal oceanu, były dość mocno poplątane i zapowiadało się na długie ich rozczesywanie. Pociągnęła się za nie mocniej usiłując przebrnąć przez kołtuny na końcówka, kiedy jednak owa próba nie przyniosła nic poza małym bólem, poddała się póki co. - To w razie jakby za dużo gadała czy tam marudziła, możesz ją przynajmniej próbować uciszyć owym smoczkiem - tak jak to się uciszało małe dzieci, gdy zaczynały marudzić. - Racja, chociaż jakby tak nieszczęśliwie zawaliła się ściana kuchni i wszyscy Puchoni niestety, zupełnie niczym my na tej wyspie, utknęli w swoim Pokoju Wspólnym, to nie rozpaczałabym jakoś wielce - przyznała z lekkim uśmiechem wyobrażając sobie takie też oto nieszczęśliwe zrządzenie wyrodnego losu. Oczywiście istniała mała szansa na taką sytuację, ale cóż, zawsze można chociaż pomarzyć. Po chwili z zaciekawieniem spojrzała na Alexa, kiedy to wspomniał o klifie, tylko ze statku widziała, że takie miejsce znajduje się na wyspie, ale ani tam nie była. - Czemu tak koniecznie chcesz się tam akurat udać? - Zapytała przyglądając się Ślizgonowi. Eff właściwie nawet za wiele nie zwiedzała wyspy, ograniczyła się do targu, oczywiście baru no i teraz jeszcze przyszło jej przekonać się jak wyglądają tutejsze bezludne wyspy.
Tak, zawsze pozostawało mu zamknąć Dianę smoczkiem, o ile wróci z Munga. Miał jednak nadzieję, że pozostanie tam przez długi czas. Razem ze swoim ukochanym, który chyba po całym zamieszaniu z nią na statku poszedł ją ratować. - Byłoby to wspaniałe - zaśmiał się na myśl o puchonach odciętych od reszty zamku w pokoju wspólnym. Przynajmniej przez jakiś czas po zamku nie chodziliby uczniowie z żółtymi naszywkami na szatach. - Tragiczne by było jakby szybko się stamtąd wydostali - dodał, może jednak żaden z nauczycieli nie przybyłby szybko na pomoc - Chociaż gdyby 'akcję ratunkowa' miały przeprowadzać one - machnął ręką tam gdzie ostatnio znajdowała się pielęgniarka z równie dzielną bibliotekarką, właściwie nie był pewien czy nadal tam się znajdowały, ale i tak wiedział, że będzie wiadomo o kogo chodziło - To myślę, że długi czas by tam siedzieli. Przez małą szparkę zostałby im podane najważniejsze książki, więc pośpiech nie byłby wskazany - to było równie absurdalne, co niektóre wcześniej poruszane tematy, ale widać Alexowi podobało się snucie różnych dziwnych rzeczy. - Tylko po to aby się przekonać czy to naprawdę jest tak wysoko i skoczyć. - nie, nie miał zamiaru oglądać jakiś widoków czy czegoś podobnego. Wystarczy mu tylko rozbieg i kilka sekund lotu.
Zaśmiała się cicho gdy wspomniał o pielęgniarce i bibliotekarce. Kto wie, może akurat nikt by się nie śpieszył, aby wydostać przysypanych Puchonów. Co prawda nie wiedziała jaki stosunek do owego domu ma grono pedagogiczne, ale zawsze istniała szansa, że w dużej mierze stanowią je byli Ślizgoni. - Ewentualnie można by zupełnie przypadkiem opóźnić, bądź jakoś utrudnić ich ratowanie - uznała, nie wiedząc co prawda jak można by coś takiego zrobić, ale na pewno jakoś się dało. Z resztą nie było co się nad tym zastanawiać, taki cudowny zbieg okoliczności zapewne i tak nigdy by nie nastąpił. Tak czy owak jak widać całkiem dobrze się im rozmawiało o przeróżnych absurdalnych rzeczach. Widząc czekającą sobie w piasku butelkę whisky, sięgnęła po nią i wypiła parę łyków. Zaczęła sobie wyobrażać takie skakanie z klifu, wydawało się jej dość przerażające, ale ten lot przez pewną chwilę... to musiało być coś. - Taki lot musi być niesamowitym przeżyciem - uznała po chwili na głos. Dokładnie sobie to wyobrażając, chyba aż jej oczy na samą myśl zabłyszczały. - Choć pewnie raczej bałabym się skoczyć. - Dodała zupełnie szczerze po chwili, a trzymaną w ręku butelkę odstawiła na to samo miejsce w piasku skąd ją wzięła, aby się nie wywróciła czasem. Wszak ich zapasy alkoholu nie były nieograniczone.
Zdecydowanie taki przypadek byłby wielce prawdopodobny. Sam pewnie przyłożyłby do tego różdżkę, a może i nawet bardziej by się postarał aby ich pokój wspólny został jak najdłużej nieczynny. Wyciągnął ponownie paczkę papierosów w kieszeni, do alkoholu pasowały idealnie. Wolał przezornie nie patrzeć ile mu tego mugolskiego wynalazku pozostało. Wiedział, że kiedyś się skończą, ale wolał żyć w błogiej nieświadomości przynajmniej jeszcze przez jakiś czas. Zresztą jak ostatni raz zaglądał do paczki, było ich coś koło połowy. Jak wcześniej wyciągnął paczkę w kierunku Eff, a sobie podpalił papierosa. - Nie przekonasz się dopóki nie skoczysz. - słowa nie zawsze oddawały wszystko i to była jedna z tych rzeczy. Trzeba to było przeżyć, aby wiedzieć jak to jest. Zaciągnął się papierosem, patrząc na dogasające ognisko. Nie mogło się to skończyć inaczej, przecież nikt nie dorzucał do niego żadnych gałęzi. - Zresztą nie ma tam chyba innych ciekawych miejsc w których jeszcze nie byłem - Może nie wiedział o jakimś albo zrobił zbyt dobrego rozeznania? Ale najważniejsze miejsce znał. Drogę do baru już chyba umiał z zamkniętymi oczami pokonać. Namierzenie dyskoteki jeszcze mu się nie udało, ale widać nie było mu pisane tam trafić.
Wzięła od Alexa papierosa, dziękując po raz kolejny za ratowanie od nagłej śmierci z powodu braku nikotyny, po czym również go odpaliła. Zaciągnęła się, na chwilę ponownie kładąc się na piasku i spoglądając w ciemne niebo. Chmury trochę się rozrzedziły, najwyraźniej pogoda ulegała poprawie, więc całkiem sporo było obecnie widać gwiazd na niebie. Przysłoniła sobie na moment odrobinę ten widok, wypuszczając z ust dym. - Zapewne masz rację, w końcu tak jest w przypadku wielu rzeczy - wiadome przecież było, że zwykle trzeba czegoś spróbować, aby się przekonać jak to naprawdę jest. - Kto wie, może się tam wybiorę, postoję na brzegu, po zastanawiam, czy czasem nie chce się przekonać na własnej skórze jak to jest i w końcu skoczę. - Stwierdziła rozważając na głos taką możliwość. Oczywiście istniała jeszcze druga wersja, że mogłaby tam pójść, ale w końcu zrezygnować, jednak to już przemilczała. - Raczej w tutejszej okolicy nie ma wielu wyjątkowo ciekawych miejsc. Byłby takim sklep z magicznymi rzeczami, jednak nie wiem czy w ogóle na tej wyspie takowy się znajduje - uznała tym samym przypominając sobie swoje wcześniejsze jego poszukiwania. Które to jednak nie zakończyły się zbyt pomyślnie. Przekręciła głowę, spoglądając tym samym na Ślizgona obok. - Skakałeś już kiedyś z tego typu miejsca? - Zapytała ciekawa, wracając do tematu tutejszego klifu, czy może on chce się przekonać jak to jest, czy może miał już ku temu kiedyś okazję.