Mugaddhas to święta wyspa, o której mało który turysta słyszał. I nie bez powodu, gdyż lokalni mieszkańcy bardzo dbają o to, by to sakralne miejsce nie zostało splugawione stopą osób z zewnątrz. Dotrzeć na nią można, i to tylko raz w tygodniu, kiedy to gęste mgły wokół niej umożliwią jakąkolwiek podróż. Według podań na wyspie znajduje się święta palma, która wyrosła z nasienia demona Malaka, patrona rybaków i żeglarzy. Na wyspie odbywają się rytuały roohu, czyli rytuały duszy. Wokół rozpalonego na plaży ogniska, wieczorową porą, w okręgu siadają uczestnicy obrządku, którym podaje się specjalny wywar zrobiony ze sfermentowanego mleka kokosowego, grzybów halucynogennych oraz jadu lokalnego ślimaka morskiego. Wywar ten pozwala zagłębić się we własne wnętrze i lepiej poznać samego siebie. Pod wpływem halucynogenu, uczestnicy mają za zadanie porozmawiać ze świętym drzewem oraz wyrwać z niego drobny kawałek kory, z którego następnie przygotowuje się drobną zawieszkę. Zawieszka ta daje +1 pkt do wybranej dziedziny z kuferka (musi to być jedna z trzech najlepiej rozwiniętych statystyk).
Aby dostać się na wyspę, należy rzucić 1xK6. Wynik nieparzysty oznacza, że udało Ci się dowiedzieć o tym świętym miejscu i namówić przewoźnika do tego, by zabrał Cię na Mugaddhas. Wynik parzysty oznacza niepowodzenie. Rzut można powtórzyć po siedmiu dniach od ostatniego rzucenia kostką. Przerzut kostki przysługuje posiadaczom Odznaki Młodego Badacza III Stopnia. Dotarcie na wyspę kosztuje 30 galeonów. Rytuał jest jednorazowy dla każdej postaci. Jeżeli zakończy się porażką, nie ma możliwości ponownego udania się na wyspę. WAŻNE: jeżeli wybieracie się na wyspę z inną osobą, to tylko jedna osoba z grupy powinna mieć wynik nieparzysty na kosteczce :)
RYTUAŁ:
Podczas obrzędu, należy rzucić kością K100, aby sprawdzić, jak przebiegł sam rytuał i czy udało się go ukończyć. Do wyników należy dodać lub odjąć punkty za cechy eventowe:
+20 pkt do wyniku: metabolizm eliksirowara, Silna psycha (opanowanie), silny jak buchorożec (wytrzymałość) -20 do wyniku: wiecznie struty, tykająca łajnobomba, słaba psycha
Progi w rytuale:
1-25 – Narkotyczna mieszanka okazała się zbyt mocna jak na Twój żołądek. Najpierw zaczynasz się pocić, następnie nadchodzą wizje – upiorne, straszne, przedstawiające Twoje największe strachy. Nie jesteś w stanie funkcjonować i po prostu zwijasz się w kłębek, płacząc. Niestety, nie jesteś w stanie zdobyć świętej kory, a co za tym idzie – zawieszki. 26-50 – Gdyby ktoś spytał, jak się czujesz, to odpowiedź prawdopodobnie brzmiałaby: „No tak średnio, bym powiedział(a). Mimo to dzielnie ruszasz w kierunku Świętej Palmy. Niestety, po drodze zahaczasz o korzeń i kręcisz sobie kostkę, ale w całym tym amoku nawet tego nie czujesz. Ostatecznie zdobywasz korę oraz zawieszkę, ale wizytę na wyspie opłacasz obowiązkową wizytą w Centrum Medycznym. Po zakończonym rytuale napisz jeden post w Centrum Medycznym na min. 1500 Znaków Ze Spacją, w którym opisujesz przebieg leczenia. 51-75 – Wszystko przebiega tak, jak powinno. Pod wpływem napoju odnajdujesz swoje wewnętrzne ja i bez najmniejszych problemów dochodzisz do Świętej Palmy, z której zdobywasz kawałek kory na medalion. Gratulacje! 76-100 – Co tu dużo mówić, narkotyczna nalewka wjechała, jak rosołek na kaca. Dajesz się ponieść muzyce bębnów i dajesz prawdziwy pokaz tańca, zanim to podejdziesz do palmy. Za swoje wyczyny, oprócz wisiorka, otrzymujesz +1 pkt z Działalności Artystycznej.
Tak, ona również słyszała plotki na jego temat, ale nie rozmawiała z nim nigdy. Chyba. Może zamienili kilka słów ze sobą? Faktycznie trzymała się za żebro, które najwyraźniej było stłuczone i przy oddychaniu czuła ból. Szła powoli, aczkolwiek z nogami było wszystko w porządku. - No, ale to tylko stłuczenie – mruknęła.
Trochę ją zabolało, kiedy pielęgniarka wzięła jej rękę, cierpliwie jednak czekała, aż ją uzdrowi. Chwila minęła, kobieta machnęła różdżką i już po bólu. Uśmiechnęła się do niej, zadowolona, że udzieliła jej pomocy. - Dziękuję bardzo - rzekła dotykając swojej, przed chwilą złamanej, ręki. Była cała i zupełnie nie bolała. Odwróciła się od kobiety, bowiem za nią już tworzyła się kolejka czekających uczniów na pomoc i ruszyła przed siebie, aby usiąść na piasku. Na chwilę się jeszcze zatrzymała w połowie drogi, patrząc na szalejącą pogodę i wzburzony ocean. W pobliżu stał ich statek, stąd było dobrze widać, że jest w nie najlepszym stanie. Odruchowo przeczesała ręką krótkie włosy i po chwili usiadła na piasku. Spojrzenie jednak miała nadal wbite w ocean, wyglądał tak niebezpiecznie i ciekawie w owej chwili.
Michelle czuła się fatalnie. Bardzo fatalnie. Najchętniej poszłaby spać, ale w jej głowie zaświeciła się czerwona lampeczka, że są przecież na obcej wyspie. Uśmiechnęła się blado do chłopaka, który zawołał pomoc, z czego się cieszyła. Sama nie miała siły wołać, a co dopiero iść. - Boli… - powiedziała, wskazując na ramię i głowę. – I do tego mi nie dobrze i chce mi się spać – wyszeptała cicho. Wolała nic więcej nie mówić.
- Co nie zmienia faktu, że trzeba te stłuczenie obejrzeć - powiedział zmartwiony stanem dziewczyny. - No to nieźle się poobijałaś. Podprowadził Rose do pielęgniarki, wcześniej zmieniając kierunek, gdyż Scar właśnie pognała do Michelle. O cholera, ale się porobiło. Wszędzie ktoś potrzebował pomocy, a opiekunowie najwyraźniej nie wyrabiali z pomaganiem. Stanął z Rose obok Michelle, obserwując swoją współlokatorkę. Nie wyglądała za dobrze.
Przygryzła lekko usta spoglądając na tłumy uczniów zbierające się wokół dorosłych, licząc, że te udzielą im pomocy. Właściwie to cieszyła się, że wydostali się z tego pechowego statku i dobili na wyspę... co prawda nie miała pojęcia gdzie się teraz znajdują, ale zawsze to lepsze niż środek oceanu na tonącym jachcie. Rozejrzała się w koło przyglądając uczniom i zastanawiając czy ktoś znajomy w ogóle gdzieś tu jest, ale raczej na marne. W tym tłumie i tak nikogo nie dostrzegała. Zdjęła z głowy swój czarny słomiany kapelusz, po czym wyciągnęła różdżkę. - Impervius - mruknęła cicho, po czym założyła ponownie kapelusz na głowę. Teraz przynajmniej deszcz na nią nie padał, a krople jedynie się odbijały. Cóż.... może nieco wyschnie. Zielonymi oczami powędrowała ku niebu, nie na poprawę pogody to nadal się nie zapowiadało.
-Cholera jasna - syknęła tylko. - Żadnego zasypiania słyszysz?! Mów do mnie! Jak masz na imię? - spytała, tylko dlatego, żeby dziewczyna nie traciła kontaktu ze światem i nie zasypiała. W tym samym czasie, odkorkowała buteleczkę z Eliksirem Energii, delikatnie wlewając dziewczynie do ust. - Pij to, i koniecznie mów do mnie! - warknęła, zastanawiając się jak może wyleczyć głowę dziewczyny, nie wiedząc co jej jest. Spróbowała z zaklęciem Episkey - celując różdżką w głowę dziewczyny. Nie to nie zadziała - skarciła się w myślach. Po tamtym eliksirze, dziewczyna powinna mieć więcej energii, a przynajmniej nie zasypiać. Scar myślała gorączkowo, przypomniawszy sobie coś nagle. no jasne! Eliksir Wiggenowy! Był idealny na wszystkie choroby. Oby teraz był w jej apteczce. Scar dość długo szukała tego specyfiku, jednak udało jej się znaleźć małą buteleczkę. Podała go dziewczynie. -Pij, głowa przestanie Cię boleć - powiedziała, po czym rzuciła jeszcze krótkie Episkey na ramię dziewczyny, które o ile się nie myliła było po prostu stłuczone.
Ostatnio zmieniony przez Scar Lightwood dnia Sro 21 Lip 2010 - 19:55, w całości zmieniany 1 raz
- Mogę poczekać – mruknęła. Czyżby nie widział, że są bardziej potrzebujący? No, na przykład ta dziewczyna, którą właśnie zajmowała się Scar. Wyglądała na poważnie chorą. Przystanęła w pobliżu jej, Jareda i tego chłopaka, który zaproponował, aby zawieść Dianę do Munga. Uśmiechnęła się krzywo. - A ty zdrowy? – zapytała. W ogóle się nim nie zainteresowała wcześniej. Trzeba to nadrobić.
- No jasne, każdy może - uniósł brew. - Ale oddychanie przez usta chyba nie jest zbyt wygodne - stwierdził po chwili namysłu. Machnął ręką na jej pytanie. Miał szczęście, był jednym z nielicznych, którzy wyszli ze wszystkiego tylko z siniakami. - Poszczęściło mi się - dodał krótko. - Zaraz twoja kolej.
Opuściła głowę, której nie potrafiła utrzymać o własnych siłach. Organizm przestał jej słuchać. Już prawie zamknęła oczy, kiedy usłyszała krzyk, który tylko drażnił i kaleczył słuch dziewczyny. Wszystko słyszała ze zdwojoną siłą, tak więc słowa pielęgniarki wydały jej się wrzaskiem. Zatkała uszy. Głowa bolała jeszcze bardziej. - Mi-chelle Y…Yowane – powiedziała cicho, jednak dla niej to było i tak za głośno. Podniosła lekko głowę, wypijając posłusznie płyn. Nawet się nie skrzywiła, mimo ohydnego smaku. Poczuła się troszkę lepiej, gdyż wróciła jej władza w ciele, ale głowa nadal bolała. Kiedy myślała, że nie wytrzyma, kobieta znowu przystawiła jej flakonik z czymś do ust. Wypiła duszkiem. Z czasem głowa przestawała boleć i czuła się o wiele lepiej, jednak nadal nie była w pełni sił, aby się podnieść. - Dziękuję…
Widziała, jak Scar zajmuje się ciężej poszkodowanymi. Dlatego pomagała tym, którzy mieli zadrapania, potłuczenia. Przychodziło do niej sporo osób. A to jakiś niezgrabny Puchon ze złamanym nosem, który uleczyła zaklęciem Episkey. A to jakaś Ślizgonka, której widok krwi lecącej jej z palca tak przeszkadzał, że nie uniosła się honorem, tylko od razu przyleciała do kogoś dorosłego. Najpierw usunęła krew Tergeo, później wyleczyła ranę Episkey i opatrzyła zaklęciem Ferula. I tak coraz więcej uczniów przychodziło do niej. Kobieta powoli zaczęła odczuwać zmęczenie, już dawno nie używała tylu zaklęć naraz.
Audrey podziękowała pielęgniarce, nie do końca pewna, czy ta usłyszała jej słowa, bowiem pędziła już pomagać innym. Już w pełni sprawna rozejrzała się za kimś znajomym, marząc o rozmowie. Podeszła jednak do bibliotekarki, z którą wcześniej spotkała się w restauracji. - Mogę jakoś pomóc? Znam się na zaklęciach - powiedziała przepychając się przez tłum rozwrzeszczanych uczniów.
- To zwykłe stłuczenie… - westchnęła, zaraz potem próbując złapać więcej powietrza. – A nos… Mugole nie znają magii, więc jak złamią nos, to jednak oddychają przez usta. Przeżyję. Patrzyła, jak Scar podaje specyfiki Michelle. Tej to musiało się stać coś poważnego. Wszyscy byli raczej połamani, a ona? Jako jedyna prawie zasypiała. - Zazdroszczę ci.
- Uwierz mi, gdybym tylko mógł, zamieniłbym się z wami. Nienawidzę patrzeć jak ktoś się męczy. Pomóżmy jej - dodał szybko, spoglądając na Michelle, która najwyraźniej nie dała rady się podnieść. Podał jej rękę, podciągając do góry i podpierając w tym samym czasie plecy. - No, nieźle się wrobiłaś - mruknął.
Siedziała tak pod tym drzewem i obserwowała, co się dzieje wokół niej. Panika i chaos postępowały coraz bardziej. Cieszyła się, że ona wyszła z tego cało, nie licząc poobijanej ręki. Która coraz bardziej dawała o sobie znać. Dlatego nakierowała różdżkę na nią i mruknęła - Episkey. Po chwili ból ustał, jednak i tak była zmęczona.
- Zawsze można cię połamać... albo usunąć kość... - powiedziała zamyślona. Powoli ból żeber ustawał, ale nos już nie. Nadal palił żywym ogniem. Mógłby się ktoś tym zająć... - Też nie lubię na to patrzeć, ale cierpieć też nie lubię. Najbardziej lubię pomagać. Przytaknęła chłopakowi. Pomogła jej się podnieść i jedną jej rękę założyła sobie na szyję, aby Jared nie musiał jej utrzymywać sam, a Michelle ustała.
Położył się na piasku wyciągając nogi przed siebie i patrzył na pielęgniarkę, która dość chaotycznie zajmowała się dziewczyną. Wolał tego nie komentować, ale zapamiętał aby omijać Skrzydło Szpitalne z daleka. Zerknął na dziewczynę, ale zaraz znaleźli się przy niej wiecznie pomocni puchoni, krukoni albo i gryfoni? Nigdy nie był pewien co do nich. Westchnął tylko i odszedł do tyłu z kieszeni wyciągnął trochę rozmokłą paczkę papierów, że też wcześniej się nią nie zainteresował. Jednak tak łatwo nie zamierzał zrezygnować z nich. Wyciągnął różdżkę. - Silverto - powiedział celując w paczkę, jak dobrze, że zaraz zrobiła się sucha. Nie był jednak pewien czy to w niej się znajduje nadaje się do palenia. Co mu szkodziło spróbować? Chowając się pod jakimś drzewem od deszczu odpalił papierosa. Może nie było to najlepsze co w życiu palił, ale do najgorszych rzeczy też nie mógł tego zaliczyć.
Właśnie odchodziła od niej mała Krukonka, gdy zobaczyła Audrey, która proponowała pomoc. - Dobrze, każda różdżka się przyda - powiedziała i w tej chwili podbiegł do niej Puchon, którego odesłała do Gryfonki. Constance nie miała siły, by jej zaklęcia miały odpowiednią moc. Dlatego usiadła na chwile na piasku, by odpocząć.
Zarejestrowała silną dłoń, która pomogła jej stać, a potem, że stała, opierając się o czyjeś ramiona. Po głosie rozpoznała Jareda. Nareszcie ktoś znajomy. Natomiast drugiej dziewczyny za nic nie potrafiła sobie skojarzyć. Na pewno to nie była ślizgonka. Może Gryfonka? Albo Puchonka? - To nie moja wina – powiedziała nadal cicho, aczkolwiek głowa już ją nie bolała. Przynajmniej nie tak bardzo. – Stałam na pokładzie i wypadłam za burtę, jak uderzyliśmy o skały.
Kiwnęła potakująco głową i wysłuchała Puchona, który wyglądał dość znajomo. Nie miała jednak czasu na kojarzenie go osobiście, więc mruknęła: - Tergeo - krew zniknęła z ręki. - Episkey - z powodzeniem udało jej się uleczyć rękę. Po chłopaku miała dużo innych uczniów, którzy potrzebowali pomocy. Wysłuchiwała ich cierpliwie i leczyła, wysyłając cięższe przypadki do pielęgniarki, nie chciała zaszkodzić.
Gdy tylko odpoczęła, znowu zabrała się za uleczanie uczniów, jednak robiła to wolniej, by nie zmęczyć się znowu tak szybko. I znowu w użyciu były zaklęcia Episkey, Tergeo, Feula. I tak w kółko i w kółko. Oczywiście to tylko w wypadku tych, którzy byli lekko poszkodowani. Tych, którym dolegało coś poważniejszego, odsyłała do Scar.
Westchnął cicho. - Spokojnie, nikt nie mówi, że jesteś temu winna. Powinnaś usiąść - dodał obserwując ją uważnie. Nie przypominała znajomej, uśmiechniętej Krukonki, którą znał. Wyglądała o wiele słabiej niż zwykle. Z kolei Rose miała złamany nos. - Tylko nie wiem, w którą stronę mam iść - wyznał szczerze. - Ach, dwie kaleki, i co ja mam z wami zrobić?
Siedziała sobie obserwując ludzi i tylko mając nadzieję, że nie będzie musiała zaraz latać za uczniami i pilnować, aby się nie porozchodzili we wszystkie strony, czy coś sobie narobili. Nie chciało się jej bowiem nikogo pilnować. Poprawiła swój czarny kapelusz licząc, że nikt nie będzie na nią zwracać większej uwagi i nadal obserwowała sobie uczniów. Gdzieś tam, nie wiadomo skąd dobiegł do niej dym papierosowy. Ona wybierając się na targ dopiero zamierzała kupić sobie paczkę fajek, tak że zupełnie nie miała przy sobie żadnych... a cóż chętnie by zapaliła. Rozejrzała się zastanawiając któż może tu palić. Gdzieś tam pod drzewem zobaczyła Alexa. Postanowiła zapytać go czy czasem nie posiada papierosów w nadmiarze, bądź czy po prostu jej by nie poczęstował. Wstała na równe nogi, otrzepała się z mokrego, lepiącego się piasku i poszła w tamtą stronę. - Cześć Alex, nie chciałbyś może poczęstować mnie papierosem? - Zapytała spoglądając na Ślizgona, jeśli odmówi, bo powiedźmy, że nie ma papierosów, będzie gorzej, nie miała bowiem pojęcia kto inny mógłby je mieć, a coś miała przeczucie, że mogą tu jeszcze nieco posiedzieć.
Dobra, dość tego dobrego, Gabrielle. Wstała powoli spod tego drzewa i rozejrzała się ponownie po wyspie. Widziała Rose, która nadal miała złamany nos. Z kolei Jared zajmował się jakąś dziewczyną, której nie poznała z daleka. Wyglądała ona na osłabioną. Gabrielle wiedziała już, że nie może siedzieć bezczynnie, gdy inni potrzebują pomocy. Dlatego przepchnęła się do nich. - W czym pomóc? - spytała łagodnie.
A już myślał, że znalazł w miarę spokojne miejsce gdzie nikt nie będzie mu przeszkadzał. Miał opuszczoną głowę, więc nie widział, że ktoś zmierza w jego kierunku, po głosie również nie poznał tej osoby. Zdziwił się widząc Eff, nie widział jej wcześniej na statku. Co prawda był on duży, ale ze śligonów chyba tylko Jaydon rzucił mu się w oczy. - Lekko rozmoczone, ale i tak lepsze niż nic - skomentował podając jej paczkę, co prawda była w lepszym stanie niż kiedy za pierwszym razem wyciągnął ją z kieszeni, ale do ideału wiele jej brakowało. - Szczęśliwie ocalona czy zdążyłaś odwiedzić już pielęgniarkę? - spytał patrząc na to co działo się na wyspie. I na Scar, która nie miała nawet chwili aby podrapać się po nosie. Nie widział wśród tego tłumu tłoczącego się przy niej Fran, więc możliwe, że udało jej się jako jednej z pierwszych zgłosić do udzielenia pomocy.
Uśmiechnęła się widząc, że Ślizgon ma jeszcze papierosy, musiała przyznać, że liczyła na to. Wyciągnęła więc jednego z paczki, po czym oddała ją Alexowi. - Dzięki, dopiero zamierzałam kupić papierosy - podziękowała mu i wyciągnęła swoją różdżkę. - Silverto - szepnęła celując w papierosa, aby ten stał się nieco bardziej wysuszony. A następnie podpaliła go używając zaklęcia Incendio. Na nic nie czekając zaciągnęła się nim, tym samym wciągając papierosowy dym do płuc. - Ale na targu dorwała mnie bibliotekarka no i zostałam tu ściągnięta, aby udzielać pomoc. - Dokończyła swoją wypowiedź. W owej chwili ani nie myślała o tym, aby lecieć i wykonywać to zadanie. - Ocalona, całe szczęście przede mną był jakiś Puchon amortyzujący mój upadek - powiedziała z lekkim uśmiechem na ustach. Spojrzała na chwilę w stronę biegających spanikowanych uczniów i zapracowanych osób usiłujących im pomóc. Eff widząc ten obrazek odeszła nieco bardziej w stronę drzew. - Jeszcze mnie ktoś przyuważy i się nie wymigam od tego zamieszania - rzekła z lekkim przerażeniem. Zdecydowanie nie chciało się jej biegać i ratować panikujących uczniów. A póki nikt jej nie widzi, to też nie woła, aby poszła pomagać. Cóż Eff nigdy nie była zbyt pomocnym prefektem.
Na całe szczęście, po wyleczeniu Michelle, zajął się nią brązowowłosy chłopak, który uprzednio stał obok niej z blondynką. Teraz zostało jej jeszcze wyleczenie blondynki, zaraz co jej było? Ah tak, złamany nos i coś z żebrami. -Episkey - mruknęła Scar, wycelowawszy uprzednio różdżkę w nos, a potem żebra dziewczyny. - Terego - dodała, by oczyścić resztki krwi. Potem naprawiła i poskładała kości reszcie uczniów, którzy wcześniej się do niej nie zgłosili, opatrzyła kilka ran, i podała środki przeciwbólowe, tym, którzy ich potrzebowali. Usiadła na piasku. Sama nie wiedziała gdzie. Cholernie źle się czuła, z tego całego zamieszania, zapomniała o swojej ranie głowy. Teraz zawroty i mdłości uderzyły w nią z podwójną siłą. Wymacawszy różdżkę, która położyła gdzieś obok na piasku, wycelowała ją w własną głowę mrucząc przez zęby Episkey. Rana na głowie szybko zniknęła. Nie miała siły ani ochoty na usuwanie krwi z włosów. Potrzebowała jakiegoś eliksiru, który zatrzymałby zawroty głowy, ale stwierdziła, że na razie woli odpocząć chowając głowę pomiędzy ramiona. Cieszyła się tylko, że uczniowie są w miarę zdrowi. Wiedziała, że prędzej czy później będzie musiała znaleźć Constance,i prefektki i razem obmyślić jak wydostać się z tej przeklętej wysepki. Jednak teraz liczył się tylko odpoczynek.
Ostatnio zmieniony przez Scar Lightwood dnia Czw 22 Lip 2010 - 14:40, w całości zmieniany 2 razy