Z wysokiego brzegu morza, który obmywają fale, cieszyć się można przepięknym widokiem. Kiedy stoisz na klifie, możesz zobaczyć cały ocean, jak i część plaży. Wieczorem zaś widzisz zachód słońca, czyli najbardziej romantyczny pejzaż z istniejących. Tutaj woda jest głęboka, więc każdy odważny może wskoczyć w rozbijające się o klif fale. Później musisz kawałek podpłynąć do płaskiego brzegu, ale jeśli skoczyłeś z takiej wysokości, pływanie nie powinno Ci być obce. Tutaj słońce wydaje się mniej gorące niż wszędzie, dzięki zimnym podmuchom wiatru.
Spacer. Tego jej bylo trzeba. Ruszyła w kierunku, którego jeszcze nie odwiedziła. Chciała zobaczyć cały ocean, a może nawet i skoczyć z klifu. Rekreacyjnie oczywiście. Nie miała w głowie myśli samobójczych, a nawet gdyby chciała zginąć wystarczyło, że pojechała by do domu. Rozmyślając trafiła w końcu na klif. Nie podeszła od razu do krawędzi. Chciała nacieszyc sie narazie takim widokiem.
Lorelei L. E. Coleridge
Rok Nauki : I
Wiek : 31
Czystość Krwi : 90%
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
Wygrzebała z dna torby swoje niebieskie pareo i założyła czarny strój, po czym wybrała się na klif. Już nie mogła się doczekać tej adrenaliny. Tak bardzo chciała skoczyć, dawno nie miała takiej okazji, a zawsze uważała, że klify idealnie się do tego nadają. To nie to co zwykły basen. Tu czuje się wiatr, adrenalinę i... wolność. Ukochaną i najlepszą wolność. Weszła na skały i miała właśnie podejść do krawędzi, kiedy zauważyła swoją przyjaciółkę. - Cześć, Syd - powiedziała beztrosko, podchodząc do dziewczyny. Była jedną z nielicznych, dla których Elise była miła. Przyjaźń i miłość, te uczucia bardzo zmieniały charakter Ślizgonki. Z czego niekiedy bardzo się cieszyła, sama miała dość swoich nerwów.
Tak była zapatrzona w niebo, że nie usłyszała nawet, ze ktoś się pojawił na klifie. Jednak gdy usłyszała bardzo znajomy głos otrząsnęła sie i wróciła myslami na ziemię. Spojrzała w kierunku, z którego dobiegł ja glos i gdy zobaczyła przyjaciółkę uśmiechnęła sie lekko. - Hej Lacey. - powiedziała przyglądając się jej. Zawsze podobało jej się to imię dlatego nim zwracała sie do Ślizgonki. Ona sama też miała czarny strój tyle, że założone miała zielone pareo. Widząc to zasmiała się. - No widzę, że mamy dość podobne myśli. - wskazała na swój strój, a potem na strój przyjaciółki.
Lorelei L. E. Coleridge
Rok Nauki : I
Wiek : 31
Czystość Krwi : 90%
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
Zaśmiała się, dostrzegając strój Sydney. Rzeczywiście, ubrały się podobnie. - Tak, tylko zamieniłyśmy się kolorami - wyszczerzyła się. - Ja powinnam się zielenić, a ty jesteś z Ravenclawu - powiedziała. Podeszła do płaskiego kamienia, o całkiem sporych rozmiarach i usiadła na nim. Skoro kogoś spotkała, to odłoży skok na później. Poklepała miejsce obok siebie, pokazując Krukonce, żeby usiadła. Bez problemu zmieściły się na kamieniu. - Wiesz, że jeszcze się nie upiłam? - zapytała zdziwionym tonem. Zwykle po takim czasie z pewnością wykorzystałaby okazję. Idealne warunki, drinki, whisky, wódka, a ona nie wypiła ani kropli. Poniekąd była z siebie dumna.
- Tyle, że ja kocham zieleń. Ale niebieskim też nie pogardzę. Usiadła obok Lacey na kamieniu i spojrzała na nią. - Nie? A to dziwne. Coś się z Tobą chyba stało. - pokręciła z lekkim rozbawieniem głową. - Taa...panna Coleridge nie wykorzystała okazji? Naprawdę bardzo mnie to dziwi. Nigdy chyba tak nie było, co? Chociaż nawet nie wiem. Nie pamietam, bo możliwe, że gdzieś tam z Tobą pilam.
Lorelei L. E. Coleridge
Rok Nauki : I
Wiek : 31
Czystość Krwi : 90%
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
Zaśmiała się szczerze na te zdanie. - Ja uwielbiam czerń. Zawsze i wszędzie, a reszta kolorów głównie jako dodatek do czerni - dopowiedziała. - No właśnie, właśnie, w rzeczy samej! - przytaknęła jej, również udając, tyle że przejęcie. - Panno Tortuga, musimy wyskoczyć na drinka! - klasnęła w dłonie, ciesząc się ze swojego olśniewająco genialnego pomysłu. - Ale najpierw skok z klifu? - zapytała robiąc słodką minkę.
Wdrapał się na klif, z zamiarem skoku do wody. Zauważył grupkę osób. Nie znał ich, wprawdzie nikogo tu nie znał. - Emm..Część..- Powiedział patrząc w ich stronę, po czym rozebrał się, aż zostały same kąpielówki i skoczył.
- Zgadzam się w stu procentach panno Coleridge. I to trzeba jak najszybciej, bo może mi sie odechcieć pić. - zasmiała się. - Nie no, żartuję. Z Tobą to ja mogę zawsze pić. Zastanowiła się chwilę na kolejną propozycją. - A wiesz jakbyś czytała mi w myślach. Miałam zamiar skoczyć, dlatego tu przyszłam. Więc jak? Skaczemy? - zapytała robiąc taką samą słodką minke jak Lacey.
Lorelei L. E. Coleridge
Rok Nauki : I
Wiek : 31
Czystość Krwi : 90%
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
- Taaaaaak! - wykrzyknęła uroczo, udając małą dziewczynkę, klaszczącą w dłonie w rytm muzyki, która istniała w jej wyobraźni. - Skakać i pić, i tylko tak żyyyć! - wydarła się, po czym wstała energicznie. Coś jej dzisiaj odwalało, innego wytłumaczenia nie było. Ale czy to źle? Czasem miło pozwolić sobie na taką odskocznię od nerwowego życia. Strach lubił jej towarzyszyć, więc uwielbiała się go pozbywać. Często też zastępowała go adrenaliną. Podskoczyła raźnie do krawędzi, zdejmując pareo. - Na trzy? - zapytała, po czym zwinęła niebieski kawałek materiału i obwiązała się nim w pasie. Potem musiałaby po nie wracać na górę, a tak go nie zgubi i nie będzie się trudziła.
Zaśmiała się z reakcji przyjaciółki i prawie spadła z kamienia. No nic. Opanowała sie i wstała. Doskoczyła do Lacey nucąc coś pod nosem. Zawiązała mocniej swoje pareo co by go nie zgubic w locie. Stanęła przy samej krawędzi. Skinęła głową. - Raz...Dwa...Trzy... - powiedziała i skoczyła śmiejąc się.
Wdrapał się z powrotem na górę, widocznie z siebie zadowolony. Uwielbiał adrenalinę, na pewno przyjdzie tu jutro. Pozbierał swoje rzeczy i spojrzał w ocean, po czym szybko zsunął się z klifu.
Lorelei L. E. Coleridge
Rok Nauki : I
Wiek : 31
Czystość Krwi : 90%
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
Również zaśmiała się i skoczyła prawie w tym samym momencie co Krukonka. W locie poczuła się wspaniale. Jej długie włosy, jeszcze suche, zdawały się podążać za nią. Wiatr smagał ją po całym ciele, aż do momentu, kiedy wpadła do wody. Leciała dosyć szybko, więc zanurzyła się głęboko. Pomachała rękami do Sydney, jeszcze przed wynurzeniem, i wskazała górę. Poruszała trochę nogami, aby podpłynąć wyżej i wynurzając głowę z wody nabrała powietrza. W oceanie nie było za bardzo jak rozmawiać, więc popłynęła w stronę brzegu, oglądając się za siebie, aby sprawdzić, czy nie zgubiła przyjaciółki.
Leciała. Nie pierwszy raz, dlatego zgodziła sie na skok. Włosy miała związane, więc nie przeszkadzały jej zbytnio. Wpadła do wody więc zanurzyła się. Pokiwała głową do Lacey i po chwili wypłynęła za nią. Nabrała głęboko powietrza i popłynęła do brzegu. Zbliżała się co raz bardziej do przyjaciółki. Chciała ją wyprzedzić, ale czy jej sie uda? Czas pokaże jak i siły Krukonki.
Lorelei L. E. Coleridge
Rok Nauki : I
Wiek : 31
Czystość Krwi : 90%
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
Ścigała się z Krukonką, która pływała znakomicie. Już na starcie wiedziała, że miała z nią małe szanse. Jej specjalnością były smoki, pływała jak pływała, ważne, że potrafiła. Nie zdziwiła się więc, kiedy Sydney pierwsza wydostała się na brzeg. Lei dołączyła do niej po chwili, sapiąc lekko. Musiała jednak przyznać, że pływanie było męczącym wysiłkiem, co nie znaczy, że tego nie lubiła. - Wygrałaś - uśmiechnęła się do przyjaciółki. Odwiązała pareo i strzepała, aby choć trochę je wyprostować. Nie zdążyło się za bardzo pognieść, ale nie było już w takim stanie, jak przed skokiem. Nie miała różdżki, musiała więc zadowolić się takim, jakie było. Przewiązała je tak, jak wcześniej i zapytała: - To co, do baru?
Uśmiechnęła się, gdy dotarła na brzeg pierwsza. - Kiedyś uda Ci się mnie przegonić. - pokiwała głową. Szczerze w to wierzyła, przecież Sydney nie zawsze może byc w takiej formie jak dziś. Swojego pareo nawet nie ruszyła. No dobra ruszyła, ale tylko po to by lżej je zawiązać. Stanęła obok Lacey i z jeszcze większym uśmiechem pokiwała głową. - Do baru.
Nadal się głowił nad tym kto wybrał właśnie malediwską wyspę na miejsce koloni. Przecież to była porażka, nie większa niż bezowocne czekanie na ojca, ale zawsze... Całe dnie przesypiał, aby wieczorem w pełni wypoczęty udać się na spacer. Tak też było tym razem, dopiero jak zdradzieckie słońce schowało się za horyzontem powoli wynurzył się z domku. Jego dzisiejszym celem był klif, jeżeli nie zastanie tam zbyt wiele osób może nawet zdoła skoczyć. Nie należał do osób narwanych, które od razu biorą rozbieg i wskakują do wody. Dlatego też pierwsze co zrobił, to usiadł na krawędzi i zebrane kamyki zaczął rzucać przed siebie. Jeżeli będzie miał skończyć, zdąży to zrobić.
Chcąc przyjrzeć się bliżej klifowi o którym wspominał jej Alex, wyszła wieczorem z domku. Wybrała tą porę z prostej przyczyny, istniało mniejsze prawdopodobieństwo natknięcia się tam na kogoś. Z racji, iż chciała ocenić wysokość, zobaczy jak to tam jest, potencjalnie napotkane liczne towarzystwo, nie byłoby jej na rękę. Założyła jakaś zupełnie luźnie na nią wiszącą szarą ni to sukienkę, ni długą bluzkę i ruszyła przez wyspę. Pokonawszy drogę prowadzącą na klif z lekkim zmęczeniem oparła się o pobliskie drzewo. Z kieszeni wyciągnęła papierosa, odpaliwszy go zaklęciem Incendio, zaciągnęła się i przeszła parę kroków przed siebie. Chciała nieco wyjrzeć w dół, aby zobaczyć czy rzeczywiście jest tu aż tak wysoko. Ostrożnie zajrzała w stronę przepaści i oceanu w dole. Widząc tą odległość, aż przeszły jej ciarki po plecach. Lekko się skrzywiła i odwróciła, w tej chwili dostrzegła, że właściwie nie jest tu zupełnie sama. Blisko krawędzi siedział bowiem jakiś ciemnowłosy chłopak. - Cześć - powiedziała właściwie nie wiedząc kto to jest i podeszła ponownie do jednego z drzew, opierając się o pień. Zmrużyła oczy spoglądając przed siebie. Odległość do oceanu była taka jak się spodziewała... dość spora.
Nabluzgał na siebie w myślach, że zapomniał wziąć mp3 którą to dostał w dalekiej przeszłości od matki. Nie był to najnowszy cud techniczny, ale lepsze to niż nic. Zajęty wymyślaniem to nowych określeń na swoją skromną osobę, nie zauważył zbliżającej się ku niemu blondynki. Podskoczył, zdzwoniony, że ktokolwiek zdecydował się z nim przywitać. - Cześć - odpowiedział machinalnie, dość ostro, co u niego było normalne. Spodziewał się tutaj osób, które nie zwrócą na niego najmniejszej uwagi. W większej mierze przygotował się na zupełne zignorowanie i szaleńczy krzyk radości, euforii czy czegoś zbliżonego, uczniów czy też wczasowiczów dokonujących skoków tylko po to, aby opowiadać o nich przy najbliższych okazjach znajomym. - Chyba nie siedzę na linii rozbiegu, a może właśnie stąd masz zamiar oddać swój skok? - dopiero teraz zdecydował się obejrzeć za siebie. Widok, na jaki naraziły swoje oczy był... przyjemny. Nawet przy słabym oświetleniu dostrzegł piękno dziewczyny, a papieros który paliła, przypomniał mu o dawce nikotyny, której tak okropnie domagał się jego organizm. Szybko, za szybko zauważył swoje kolejne przeoczenie. Oprócz mp3 Sylvio nie wziął z domku papierosów, z którymi nie rozstawał się przecież. I tak właśnie kolejny raz w przeciągu kilku minut zaczął zwymyślać na siebie w myślach.
Widok stąd roztaczał się całkiem niezły, nie mogła zaprzeczyć. Jednak chyba im bliżej stała drzewa, a dalej od krawędzi tym ten krajobraz bardziej przypadał jej do gustu. Czyżby symptomy lęku wysokości? Tego dnia wybrała się tutaj po to, aby ocenić wysokość i zastanowić się, czy rzeczywiście chce stąd skoczyć. Oczywiście zdając sobie sprawę ze swojego niezdecydowania, postanowiła dać sobie na to choć odrobinę czasu, czyli jakieś parę dni. - Nie - pokręciła głową wypuszczając dym z ust. - Póki co podoba mi się tu na górze - wyjaśniła przenosząc wzrok na chłopaka. W myślach przeanalizowała, czy może kiedyś go spotkała, ale nie, zupełnie go nie kojarzyła. - Zamierzasz stąd skakać? - Zapytała strzepując popiół z papierosa. Właściwie była ciekawa jak wiele osób się na to decyduje. Choć mimo wszystko śmiałków do tego zapewne nie brakowało.
Zajął ręce ponownym rzucaniem kamieni. To było jedyne co przyszło mu do głowy, aby oderwać myśli od papierosów, a dziewczyna nie pomagała mu w tym. - Kiedyś skoczę - bez większego entuzjazmu odpowiedział. Bo nadal nie był pewny czy będzie to robił. Przyszedł z takim zamiarem, ale nie jest powiedziane, że tak właśnie musi ta wędrówka się zakończyć. - Przyłączyłabyś się gdybym się zdecydował czy raczej odnalazłabyś się dobrze w roli biernego obserwatora? - Nie wyglądasz na miejscową - odezwał się ponownie. Jaka to była błyskotliwa uwaga. Właściwie mało kto wyglądał na taką osobę. Podejrzewał, że wszyscy którzy tutaj mieszkali utrzymywali się z turystów, których teraz było pod dostatkiem, więc co za tym idzie pracowali chcąc wzbogacić się w jakikolwiek sposób. - Poczęstuj papierosem - nie wytrzymałby dłużej, bez odrobiny nikotyny. Właściwie zawsze mogła odmówić, ale dlaczego miałaby to zrobić.
Wyobraziła sobie jakby była miejscową, przeszło jej przez myśl, że chyba by umarła z nudów stale mieszkając na takiej wyspie. Nie żeby była jakąś wielbicielką zatłoczonych miast, ale takie puste wyspy na których działo się niemalże nic, nie były również czymś co mogłoby jej odpowiadać. - Miejscowa? Szkolne wakacje jak i w przypadku większości osób obecnie na tej wyspie - wyjaśniła. Czy jej rozmówca w ogóle był czarodziejem? Mógł przecież przyjechać na tutejsze wakacje wcale nie z Hogwartu. Przyglądając się mu i zastanawiając nad tą teorią, odgarnęła długie włosy do tyłu i podeszła w jego kierunku. Z kieszeni wyciągnęła paczkę papierosów podając ją chłopakowi, aby ten się poczęstował. - Rozważyłabym to - odpowiedziała na jego pierwsze pytanie z lekkim uśmiechem na ustach. Sama zaciągnęła się trzymanym między palcami papierosem.
Wyciągnął papierosa, podpalił go krótkim Incendio i po chwili już zaciągał się dymem, który przyjemnie drażnił jego zmysły. Dobrze, że nie zapomniał różdżki, bo gdyby musiał prosić jeszcze o podpalenie, to prędzej skoczyłby z tego klifu. - Dziwne - powiedział do siebie, skoro ona też była na wycieczce to musiał ją mijać na korytarzu. A nie pamiętał, a przynajmniej nie przypominał sobie, aby choć raz rozmawiali. Widocznie miał głowę zaprzątniętą czymś ważnym na tyle, że blondynka nie przykuła jego uwagi. A to jeszcze dziwniejsze. Może przy dziennym świetle byłoby mu łatwiej. - I dzięki. W myślach zaczął nazywać dziewczynę blondyną i nie był to dobry znak. - Masz niewiele czasu na rozważania, kończę palić i lecę w dół, jak te wszystkie kamyki, które testowały drogę przede mną - wyznał. - I z nieznajomą nie oddam żadnego skoku, więc nadszedł czas przedstawiania się, jestem Sylvio. - tym samym zadecydował, że ten skok nie będzie w pojedynkę. Zaciągnął się kilkakrotnie i z manierą jaką robił to jego ojciec strzepał popiół. Dobrze, że nie ma tutaj nikogo kto by mu wytknął. - Dystans nie zmniejszył się od poprzedniego razu jak zerkałaś w dół. W dziewczynie było coś, co nie pozwalało mu na dłużej oderwać wzroku. Widocznie gdzie się nie ruszy znajdzie osobę, której urodę będzie podziwiał.
Swoje papierosy schowała do kieszeni. Kiedy chłopak się przedstawił wbiła wzrok w ciemny ocean zastanawiając się, czy czasem takie imię się jej nie obiło w szkole o uszy, a jeśli to w jakich mogło to być okolicznościach. - A je jestem Effie - przedstawiła się również i przeniosła wzrok z roztaczającego się widoku, na chłopaka. - Sylvio, z jakiego jesteś właściwie domu? - Zapytała chcąc spróbować coś więcej skojarzyć. A może jedynie ze zwykłej ciekawości, która to w końcu niekiedy bywała dla niej bardzo charakterystyczna. Jednego była pewna, nie mógł być ze Slytherinu, w końcu na pewno by go wówczas kojarzyła. - Więc decyzja już niemal zapadła zapadła - Przedstawiając się właśnie przestała być nieznajomą, na dodatek czas do namysłu bezlitośnie się kończył, a skoro już tu przyszła, to właściwie mogłaby z tego skorzystać. Oczywiście pozostawała jeszcze cała masą wątpliwości które usiłowały w jej głowie dojść do głosu. Chwilowo jednak je zagłuszała. Tymczasowo, póki nie spoglądała na odległość dzielącą ją z klifu do oceanu.
Zaraz dostanie skrętu szyi, tak gwałtownie szarpnął głowę do tyłu. A to wszystko tylko dlatego, że dziewczyna się przedstawiła. Więc to była zacna prefekt naczelna, której domem był Slytherin. Aż dziwne, że jej nie skojarzył. Winę zrzucił na księżyc, dający słabe światło. - Jak powiem, że z Hufflepuffu albo Gryffindor uciekniesz zanim zdążę mrugnąć. Ravenclaw jakoś jeszcze od biedy zniesiesz, prawda Ślizgonko? Dowiesz się na dole. Zaciągnął się mocniej niż dotychczas i przytrzymał dym w płucach. Przyzwyczajony co mocniejszych papierosów, odgryzł kawałek filtra. Szkoda tylko, że nie wpadł na to wcześniej. - Poprawka, decyzja zapadła - wypowiadając te słowa, wyrzucił przed siebie peta. Wszystko co dobre szybko się kończy, a w szczególności papierosy i wódka. Po trudzie wstawania stanął obok Effie, garbiąc się, jak to czynił również kiedy siedział. Jeszcze lęku wysokości by się nabawił, chodząc prosty jak drut. - Rozbieg czy z miejsca? - wyciągnął rękę w jej stronę, licząc, że zrobi to samo. - To skaczemy na trzy, jeżeli się nie zdecydujesz, pociągnę Cię ze sobą. I odliczaj, tylko nie zwlekaj za długo. - odwrócił głowę zobaczyć czy jest już gotowa do skoku. Niewykluczone, że gdyby nikt do niego nie dołączył, teraz wracałby do domku i z butelką tutejszego trunku spędziłby uroczą noc - Właściwie element zaskoczenia też jest podobno dobry.
Uśmiechnęła się tylko zupełnie niewinnie, wzruszając ramionami. No cóż, zapewne tak by zareagowała właśnie na te domy. Jednakże, jak wiadomo bywają wyjątki. Choć raczej nieczęsto się jej przytrafiały. Zaciągnęła się ostatni raz papierosem i to co po nim pozostało wyrzuciła gdzieś za siebie. Nim zdążyła cokolwiek powiedzieć, rozmyślić się, potem znów zdecydować, potem raz jeszcze zastanowić, Sylvio już stał obok niej i mówił, że zaraz skaczą. Ba, że nie ma ani odwrotu. Z niepewną miną spojrzała na chłopaka, zadzierając nieco głowę do góry. Dopiero teraz zauważyła jaki jest wysoki. - Obojętne? - Odpowiedziała pytająco na pytanie o rozbieg. W tej chwili nie wiedziała nic. Wszak zaraz miała skoczyć z okropnie wysokiego klifu, który przyszła przecież tylko zobaczyć. Raz się żyje. Pomyślała, choć wcale nie poczuła się pewniej i podła rękę chłopakowi. Choć zastanawiała się czy czasem zupełnie nie zwariowała zamierzając skakać stąd jeszcze na dodatek nocą. Spojrzała na roztaczający się w przodzie ocean, wyglądał zupełnie spokojnie. A no tak, miała nie zwlekać. - Trzy - zaczęła niemrawo odliczać, aczkolwiek nawet na jej ustach zagościł jakiś słaby uśmiech. - Dwa... - A może jednak jakoś by zrezygnować?
Jaydon oczywiście nie miał nic przeciwko temu, że Scar przytula się do niego, a wręcz przeciwnie, nawet objął ją bardziej z lekkim uśmiechem. Pociągnął łyk whisky, krzywiąc się przy tym znacznie, bo w końcu ten alkohol nie był zbyt dobry tak naprawdę. Ale Jay go tolerował. W zasadzie lubił to śmieszne palenie w gardle. Bawił się jakiś czas butelką, a potem podał ją ponownie szkolnej pielęgniarce z łobuzerskim wyrazem twarzy, jak to on. - To zdradź mi chociaż o sobie jakieś podstawowe informacje- powiedział wywracając lekko oczami- W jakim domu byłaś w Hogwracie? -zapytał nagle. - Póki co jestem na wakacjach- zauważył z lekkim uśmiechem.- Ale jak wrócę niezwłocznie poszukam sobie jakiejś pracy. Wyciągnął w jej stronę alkohol, a jego druga ręka wylądowała we włosach kobiety. -