Z wysokiego brzegu morza, który obmywają fale, cieszyć się można przepięknym widokiem. Kiedy stoisz na klifie, możesz zobaczyć cały ocean, jak i część plaży. Wieczorem zaś widzisz zachód słońca, czyli najbardziej romantyczny pejzaż z istniejących. Tutaj woda jest głęboka, więc każdy odważny może wskoczyć w rozbijające się o klif fale. Później musisz kawałek podpłynąć do płaskiego brzegu, ale jeśli skoczyłeś z takiej wysokości, pływanie nie powinno Ci być obce. Tutaj słońce wydaje się mniej gorące niż wszędzie, dzięki zimnym podmuchom wiatru.
- Adrian? - Jej głos potoczył się echem po ocienionym klifie. W świetle światła jej różdżki, widziała wyraźnie całą twarz Adriana. Czuła ciepło w sercu. Nie wiedziała co mówić. Adrian ma taką jasną cerę...
Tak?-Była tak blisko, że widział najdrobniejszy szczegół jej twarzy. Pachniała tak ładnie, nie dało się opisać tego zapachu. Z całych sił powstrzymywał się by jej nie przytulić.
- Ja... - Nie wiedziała co powiedzieć.- Gdybyś szukał mojego domku, ma numer 12...- Chciała właśnie to powiedzieć. Jaki on ma numerek... Pewnie 34 albo inny... Nie wiedziała co dalej mówić. Milczała.
Uśmiechnął się, i poprawił włosy. -Hmm.. Dzięki...Ja mam 34....Emm... z kim dzielisz domek? Zastanawiał się teraz czy jest świadoma jak on teraz na nią patrzy.\ I czy wie co czuje w tej chwili.
- Z Sylviem Marysem z Ravenclavu. - Odpowiedziała. - A ty, z kim dzielisz domek? - Spytała. Spojrzała mu w oczy. Czuła wielkie ciepło w sercu. Była świadom, jak Adrian na nią patrzy. Nie wiedziała zbytnio co Adrian czuje. Chwila z chwilą zarumieniała się coraz bardziej.
-Na razie z nikim. -odpowiedział-Ale mam nadzieje, że w końcu mi kogoś przedzielą. Nudno tak samemu.-Dodał po chwili. Chciał o coś zapytać ale nie zupełnie wiedział o co. Po dłuższej chwili milczenia zapytał: -Jaką masz różdżkę? Podobno dużo mówi o czarodzieju.-Zawiał lekki wietrzyk, włosy Seleny rozwiały, się w jego kierunku, a on poczuł intensywniej najpiękniejszy zapach jaki czuł.
- Nie przejmuj się, co myślą inni. - pocieszył gryfonkę, nie zwracając uwagę na innych. - My się chyba znamy. - odparł niepewnie. - Luke. - przypomniał na gdyby co. Wiele razy widywał dziewczynę na korytarzu, w Wielkiej Sali. - Jesteś Audrey? - spytał nieco nieśmiało. Szczerze powiedziawszy - strzelał. Miał pamięć do imion, a to najbardziej pasowało do dziewczyny, więc po prostu liczył na odrobinę szczęścia. Wstał powoli, otrzepał szorty z piasku i położył sobie przemoknięty t-shirt na ramieniu. Odwrócił się do dziewczyny i uśmiechnął szeroko. - Miałaś szczęście. - odparł swobodnie i wyciągnął rękę w jej stronę. - Wstajesz? Czy wolisz poleżeć...? - zażartował i zaśmiał się ciepło.
Odpowiedź na pytanie które zadał Adrian była łatwa. - Jaką mam różdżkę? Ostrokrzew i pióro z ogonu feniksa, 11 cali. Nie wiem jak, ale przytrafiła mi się taka sama różdżka jak Harremu Jamesowi Potterowi. A jaką różdżkę masz ty? - Mówiła swoim najmilszym i najsympatyczniejszym głosem.
Uśmiechnął się i lekko zmróżył oczy. -Mahoń, 9 cali, włókno z serca hipogryfa.-Wyrecytował. Spojrzał na niebo, po czym w piękne, błękitne oczy Seleny. -Musze już iść. Może jeszcze się spotkamy. Wstał i zaczął zsuwać się z klifu.
Przez sekundę patrzyła jak Adrian zsuwa się z klifu, po czym skoczyła z klifu do wody, aby przyśpieszyć. Płynęła w wodzie. Gdy dopłynęła do brzegu, patrzyła przez chwilę na górę klifu gdzie spotkała Adriana i poszła w stronę swojego domku cała przemoczona.
- Dokładnie, Audrey. Ale możesz skracać do Aud, głównie do tego się przyzwyczaiłam - powiedziała wzruszając ramionami. Odwzajemniła uśmiech i chwyciła jego dłoń, aby wstać. Otrzepała się szybko z piasku i odpowiedziała: - Nie, nie, wolę wygodniejsze miejsca - wyszczerzyła się. - To gdzie idziemy? - zapytała wesoło.
Gdy chwyciła jego dłoń, podniósł ją zwinnie, szybko i delikatnie. Wysłuchał pytania i odpowiedział od razu, miał już przygotowaną na nie odpowiedź. - Może na pomost? Miłe miejsce. I jest gdzie usiąść. - zawtórował jej i wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu. Co jakiś czas odrywał wzrok od Aud i spoglądał w stronę ludzi, w tym uczniów Hogwartu. Mignęły mu dwie postacie: Adrian i Selena. Chwila, czy oni nie są w tej samej klasie? Chyba tak.
Ostatnio była na pomoście i okazało się, że było to dosyć przyjemne miejsce, więc nie miała nic przeciwko temu, aby się tam udać. - Jasne, bardzo chętnie. Ruszyła niespiesznie w kierunku plaży, nie chcąc niepotrzebnie stać w miejscu.
- Jak? Przed Hogwartem chodziłam do mugolskiej szkoły, więc, chcąc, nie chcąc, słuchałam nieraz muzyki mugolskiej. Poza tym większość moich sąsiadów to mugole. Ale moi rodzice to czarodzieje - uprzedziła pytania o to, czy jej rodzice to mugole. Po krótkim czasie byli już na klifie. Gabrielle zachwyciła się kolejny raz widokiem rozpościerającym się przed nią. - A ty? Jakim cudem ty słuchasz tej muzyki, jakże cudownej?
Droga na klif wydała się znacznie krótsza niż na to wyglądało, chwilę potem byli już na górze. Jared musiał przyznać, że był to niezły widok. Obiecał sobie w myśli, że przyjdzie tu kiedyś podczas sztormu, aby obserwować wszystko z góry. Nie odrywając wzroku od fal, odpowiedział jej: - No cóż. Mam rodziców ze Slytherinu. Mają fioła na punkcie czystości krwi, kuzynów, zdrajców i nienawidzą mugoli. Jako że mam zupełnie inne poglądy, głównie sprzeczne, postanowiłem zrobić im na złość i zaprzyjaźniłem się z kilkoma mugolami. I tak jakoś wyszło, że mnie do tego przekonali, a do tego zainteresowałem się bardziej gitarą - bo sam fortepian mi nie wystarczył , dodał w myśli.
- Nie ma to jak bunt - odpowiedziała przekornie, ale mimo wszystko prawdziwie. Akurat w tym przypadku uważała, że bunt był jak najbardziej potrzebny. Sama sądziła, że te poglądy dotyczące krwi są niedorzeczne, ale też i złe, groźne. To one doprowadziły do tego, że Voldemort stał się tym, kim się stał. Podobne poglądy miał też Hitler. Co doprowadziło do II wojny światowej i śmierci milionów ludzi. To było straszne. Gabrielle potrząsnęła głową, chcąc pozbyć się tych myśli. - Ale grasz jeszcze na czymś, prawda? - zapytała pewnie, jakby już znała odpowiedź i tylko chciała ją potwierdzić.
- Nie ma to jak bunt - odpowiedziała przekornie, ale mimo wszystko prawdziwie. Akurat w tym przypadku uważała, że bunt był jak najbardziej potrzebny. Sama sądziła, że te poglądy dotyczące krwi są niedorzeczne, ale też i złe, groźne. To one doprowadziły do tego, że Voldemort stał się tym, kim się stał. Podobne poglądy miał też Hitler. Co doprowadziło do II wojny światowej i śmierci milionów ludzi. To było straszne. Gabrielle potrząsnęła głową, chcąc pozbyć się tych myśli. - Ale grasz jeszcze na czymś, prawda? - zapytała pewnie, jakby już znała odpowiedź i tylko chciała ją potwierdzić.
Dziewczyna szła powoli wąską ścieszką. Spoglądała na cudowny widok może. Nie była zbytnio zainteresowana tym dokąd idzie, ale samym widokiem. Wiatr rozrzucał jej loki na wszystkie strony. Juliet czuła się wspaniale jak jeszcze nigdy. Wreście usiała nogi zwiesiła z klifu i delikatnie nimi bujała.
Dziewczyna szła powoli wąską ścieszką. Spoglądała na cudowny widok może. Nie była zbytnio zainteresowana tym dokąd idzie, ale samym widokiem. Wiatr rozrzucał jej loki na wszystkie strony. Juliet czuła się wspaniale jak jeszcze nigdy. Wreście usiała nogi zwiesiła z klifu i delikatnie nimi bujała.
Zaśmiał się cicho na wzmiankę o buncie. Tak akurat się złożyło, że w kwestii rodziców była to nieodłączna część jego życia. Każda sytuacja, nawet pozornie nieważna, mogłaby skończyć się kłótnią i oczywiście stawianiem na swoim. Nie chcą akceptować zdania Jareda i jego poglądów - on będzie robił to, co mu się podoba jeszcze bardziej perfidnie. Złośliwość mieli we krwi, tak jak niemożność uznania innych. Grał, a jakże. Od dzieciństwa spotykał się z naciskiem na grę na fortepianie, który pokochał dopiero wtedy, gdy już nie musiał robić tego, bo ktoś inny tak chciał. Był już starszy, bardziej doświadczony i mógł przestać grać w każdej chwili, ale zrezygnował z tego pomysłu (niestety ku uciesze rodzinki), i został przy tymże instrumencie. - Zgadza się, od dziecka, na fortepianie - odpowiedział.
- Tak myślałam - dodała niezbyt przekonywująco. Fortepian... Jeden z nielicznych instrumentów, który, za pomocą wydobywających się z niego dźwięków sprawiał, że czuła na całym ciele dreszcze. Te melodie oddające świetnie uczucia człowieka, który napisał daną kompozycję... To było coś niezwykłego. Jednak nie wszyscy ludzie potrafili to docenić. - Stoimy tak dalej, czy skaczemy? - zapytała. Z jednej strony chciała tu zostać, tu było spokojnie i bezpiecznie. Jednak z drugiej strony chciała poczuć tę adrenalinę.
Uśmiechnął się do siebie. Cenił fortepian najbardziej za to, że dźwięki, które z siebie wydawał na długo potrafiły zostać w pamięci. Szczególnie wierni słuchacze byli na to wyczuleni. Ten instrument dawał też pole do popisu, emocje wyrażane za pomocą wciskania kolejnych klawiszy mogły być bardzo różnorodne, nic nigdy nie brzmiało tak samo. Wolno i szybko, głośno i cicho, gwałtownie i delikatnie, to wszystko dało się wyciągnąć z nut. - No jasne, że stoimy - zaśmiał się, podchodząc do krawędzi i spoglądając w dół. Chłodne podmuchy wiatru ochładzały bardziej niż na plaży, więc słońce nie było tak uciążliwie gorące. Zdjął granatowy t-shirt i przygotował się do skoku.
- Doprawdy? - zapytała powątpiewając w jego słowa. Wiedziała, że i tak skok nastąpi. Bała się? Może trochę. W głębi duszy jednak czuła, że nic się jej nie stanie. Nie mogło się stać. Stanęła także na krawędzi i spojrzała w dół. Było wysoko, nie mogła powiedzieć, że nie. Jednak z każdą chwilą była coraz bardziej zdeterminowana, by skoczyć. Nie zdejmowała ubrań. Nie miała na sobie stroju kąpielowego, niestety. A nie chciało jej się lecieć teraz do domku, by go ubrać. To, co miała teraz na sobie, raczej nie powinno było jej przeszkadzać w wodzie. Policzyła w myślach do trzech, wzięła głęboki oddech i skoczyła.
Obserwował Gabrielle, która skoczyła, zdawałoby się, że bez większego wahania. Sam oderwał się pewnie od skał chwilę później, ale jeszcze przed tym, jak dziewczyna wpadła do wody. Spadaniu towarzyszył nieodłączny wiatr, który nie stawiał większego oporu. Zanurzył się w wodzie całkowicie, chwilę później wynurzając się z zadowoloną miną. Klif doskonale się sprawdził, chłopak zaliczył go do tych lepszych, a do tej grupy nie trafiało wiele miejsc. Popływał jeszcze chwilę w przyjemnej wodzie, po czym skinął głową do Krukonki, aby płynęli w stronę brzegu.
Czuła ten pęd powietrza, gdy leciała z coraz większą szybkością w dół. Po kilku chwilach wpadła do wody, zanurzając się w niej całkowicie. Popływała trochę pod wodą, ale po niedługim czasie wynurzyła się. Rozejrzała się, pływając w miejscu. Na znak, który dał Jared, podpłynęła do niego, kierując się w stronę brzegu.
Podpłynęli do brzegu niespiesznym tempem i wydostali się na suchy piach, który przyklejał się, jak to miał w swym irytującym zwyczaju, do stóp. Jared strzepnął się, dobrze naśladując psa, po czym oparł się o pobliskie drzewo. Nie chciało mu się teraz wchodzić na górę po koszulkę, którą tam zostawił. Jak te wakacje potrafią rozleniwić człowieka... - Masz rodzeństwo? - zainteresował się. Może także ona musi się użerać z irytującymi bliźniaczkami, kto wie?