Na szóstym piętrze znajduje się niewielka klasa przeznaczona do zajęć z numerologii. Wewnątrz, na jej ścianach, wiszą różne tablice pełne cyfr i systemów liczenia. Na półkach natomiast, widnieje kilka grubych tomów dotyczących znaczenia liczb.
Wertowanie podręcznika było zajmujące — intrygowały ją te wszystkie możliwości cyfr oraz dopasowywanie ich znaczeń pod człowieka, chociaż nadal niezbyt rozumiała, jak to zrobić. Dodatkowo lustrowanie wzrokiem stronic sprawiało, że nie zwracała uwagi na niezbyt zdrowe zainteresowanie Liama względem nauczyciela. Ćwierkał do niego niczym mały skowronek! Uśmiechnęła się pod nosem, krzyżując jedną z rąk pod biustem i drugą, nawijając kosmyk włosów na palec, kręciła nim dla zabawy. Szukała sposobu na właściwie wyliczenie swojej cyfry, bo opisy osobowości danej liczby, które miała w sobie książka, były naprawdę ciekawe. Nuciła pod nosem, stąd nie zwróciła uwagi na wchodzącego do klasy ślizgona. Jej ulubiona maskotka zaatakowała niespodziewanie, a buziak i żałosne "Lance" sprawiło, że podskoczyła na krześle, omal z niego nie spadając. Obróciła głowę w jego stronę, posyłając mu najpierw pytające spojrzenie, a następnie łagodny uśmiech, gdy dotarło do niej, co się właśnie stało. - Skarbie, rób tak dalej, a się jeszcze przyzwyczaję i będziesz musiał mi takie dawać na dobranoc. - odparła cicho, puszczając mu oczko. A potem się zaczęło! Brązowe ślepia powędrowały w stronę Rivaia podczas gdy Mefisto miał milion pytań do oraz stwierdzeń dotyczących uroczego puchona. Trzeba przyznać, że zachowywał się niezwykle rozczulająco, słodko. Nessa naprawdę kibicowała im z całych sił i miała szczerą nadzieję, że coś z tego wyjdzie. Byliby taką cudowną parą, tak doskonale by się uzupełniali.. Westchnęła cicho, uśmiechając się pod nosem i przekręcając głowę w jego stronę z poważną już miną. Spojrzała ślizgonowi w oczy. - Nie powinieneś — musisz z nim usiąść, bo ten starszy Pan nie jest dla takiego chłopaka jak Ty żadną konkurencją. Liam w końcu to zrozumie, ale skup na sobie jego uwagę. Niech Ci pomoże czy coś, jest chyba dobry w te klocki? Idź, bo pomyślą, że flirtujemy i jeszcze ja się Tobą zauroczę. Trochę wiary w siebie Mef, jesteś doskonały taki, jaki jesteś i tylko nasz borsuk musi to zrozumieć. A teraz pokaż Panu, że jego miejsce jest przy tablicy, a nie przy pierwszej ławce. Zakończyła swój monolog szeptem, tak, że tylko nachylający się w jej stronę chłopak to słyszał. Puściła mu oczko, klepnęła niczym najlepszy kumpel w ramię i wzruszyła teatralnie ramionami, chrząkając. - Pomogę Ci później z tą transmutacją! A teraz skupmy się na lekcji, bardzo zainteresował mnie ten podręcznik. Przepraszam, ale czekam na kogoś, więc musisz znaleźć innego partnera do cyfr. Koło Liama jest wolne. -dodała już normalnym, głośnym tonem i jak gdyby nigdy nic, puściła mu oczko, westchnęła i wróciła do podręcznika. Teraz czytała o numerologicznej siódemce, jakkolwiek się ją liczyło. Czemu te zajęcia mieli tak rzadko?
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Szczerze nie obchodził go ani kurz, ani pająki. Zajął się własnymi myślami i rozważaniem, jak to jest, że aż tak bardzo mu się zrobiło niekomfortowo na widok Liama i Morrisa; no bo jednak mimo wszystko była mowa o nauczycielu, a Mefisto panikował, jak gdyby działo się coś... Coś, co pewnie Puchonowi by się spodobało. Dobrze, że mógł szybko wyrzucić z siebie wątpliwości do zaufanej osoby. Nie miał pojęcia, co zrobiłby chwilami bez Nessy. Może i różnili się pod wieloma względami, ale jednak kiedy przychodziło co do czego, rudowłosa była niezastąpiona i Nox nie bał się tego przyznać. Niby nie uznawał profesora za konkurencję, bo był profesorem (duh)... raczej przeszkadzał Ślizgonowi sam fakt, że mężczyzna ściągał na siebie całą uwagę Liama i- Merlinie, to poważnie nie powinno Mefistofelesa interesować. Zacisnął wargi w wąską kreskę, słuchając dziewczyny i dochodząc do prostego wniosku: czas się ogarnąć. Od kiedy przejmował się takimi rzeczami? Rozchmurzył się wyraźnie na wspomnienie o tym, że jest doskonały - oj, polemizowałby. - Dzięki - mruknął, odsuwając się jeszcze bardziej i poprawiając pasek torby na ramieniu. Teraz już bez większego skrępowania (to jest, nie było niczego po nim widać) podszedł do pierwszej ławki. - Nie, żebym potrzebował pomocy z transmutacją... - dodał jeszcze niewinnie, tak aby dotarło to do Lance. Usiadł przy @Liam A. Rivai. - Heej, młody. Mogę? - Spytał, kiedy miał pewność, że nie wetnie się zbyt chamsko w konwersację jego i Morrisa. Ogólnie to nie zamierzał przeszkadzać, tylko... chciał być obok, no.
Hemah E. L. Peril
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175 cm
C. szczególne : Białe włosy, brwi i rzęsy, jasna cera. Akcent cockney. Umięśniona sylwetka. Blizna na jednej brwi po dawnej bójce. Blizny po odmrożeniach na lewej ręce i udach.
Numerologia nigdy nie była nadmiernie przez nią lubianym przedmiotem. Interesująca na swój sposób, acz często dziwnie nad wyraz czy zbyt ogólna. Taka, że można spokojnie podciągnąć otrzymane wyniki pod praktycznie każdego. Jeśli ktoś bardzo chce, dojrzy swoje własne cechy nawet w pozornie losowych cyfrach. Zjawiła się jednak w sali relatywnie wcześnie jak na swoje możliwości wbiegania na zajęcia w ostatniej chwili. Powinien ktoś teraz wstać i dać dziewczynie medal. Zamiast tego, przy otwarciu drzwi poderwał się tylko kurz z posadzki, a przeciąg przesunął nawet kilkoma pająkami. - Dzień dobry. Na swój sposób odczuła dyskomfort. Nie lubi brudu ani kurzu. Pająki aż tak jasnowłosej nie przeszkadzają lecz bałagan ciężko jej znieść. Skrzywiła się zauważalnie, ręka drgnęła w stronę różdżki. Ale odpuściła. Skoro nauczyciel sam tego nie zrobił, widać jest to celowe. Może będą wróżyć z liczby pajęczych odnóży, które odpadły od ususzonych zwłok? Ma to tyle sensu, co data urodzenia. Usiadła w trzeciej ławce za @Nessa M. Lanceley, wyciągając pergamin i pióro. Zajęła się sprzątnięciem swojego najbliższego otoczenia - starła nieco kurzu z blatu oraz kopnęła dwa martwe pająki byle dalej od siebie. Rozejrzała się po obecnych osobach. Nie było ich za wiele. Szczególnie jej uwagę zwrócił @Liam A. Rivai. Uśmiechnęła się doń, ale wątpiła, aby w ogóle Puchon zauważył jej obecność, zbyt zapatrzony w nauczyciela. Nieco zabawnie. A potem zerknęła za okno, czekając na początek zajęć.
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Numerologia była przedmiotem, o którym bardzo łatwo było zapomnieć - Ezra dał tego doskonałe świadectwo. Kiedy obudził się w piątkowy poranek i z niezbyt dużą świadomością czasu i przestrzeni przygotowywał posiłek sobie i pupilom, pamiętał o zajęciach z numerologii. Kiedy przemierzał korytarze Hogwartu pomiędzy różnymi zajęciami, również. Nawet podczas obiadu w Wielkiej Sali wymienił kilka słów na ten temat z innymi wychowankami Ravenclaw. A kilka chwil wypoczynku w pokoju wspólnym wystarczyło, aby stracił poczucie czasu; gdyby nie rozchichotane dziewczyny, które nie przejęły się zmęczonym studentem, jego regeneracyjna drzemka na miękkiej kanapie przekształciłaby się w pełnowartościowy sen. Nie mniej, było już kilka minut po szesnastej, a wskazówki zegara zdążyły zrobić jeszcze kilka ruchów zanim Clarke dotarł do klasy numerologii znajdującej się na szóstym piętrze. Jego policzki pokrył naturalnie delikatny rumieniec związany z tym nieprzewidzianym wysiłkiem fizycznym; nim Ezra wszedł do klasy, wziął jeszcze głęboki wdech i poluzował krawat. Swoją obecność zaakcentował głośnym kichnięciem - nie chciał brzmieć zbyt roszczeniowo, ale skoro już zatrudniali w Hogwarcie skrzaty domowe, to czy nie można ich było poprosić, aby w wolnej chwili chociaż zmiotły kurz i martwe robaczki z podłogi? - Przepraszam za spóźnienie - mruknął, kiwając do profesora. Ezra nie zjawiał się na historii magii, a zatem jego wiedza na temat nauczyciela pochodziła jedynie z tych sporadycznych lekcji numerologii. Tak jak na historii magii dostałby łatkę pospolitego ignoranta, tak tu przynajmniej mógł momentami popisywać się wiedzą - swego czasu fascynował się tym przedmiotem, szczególnie kiedy odkrył zbieżność własnych wyników z rzeczywistością. Był zatem ciekawy, czego jeszcze mógł się nauczyć. Bez zastanowienia wybrał miejsce obok @Hemah E. L. Peril, nawet nie dlatego, że zależało mu na ewentualnej współpracy, tylko ze względu na to, że dziewczyna zdążyła już wyczyścić blat z wysuszonych trucheł pająków. Na wszelki wypadek sprawdził jeszcze krzesło. - Z tak powalającą ilością zainteresowanych uczniów, Morris powinien się trochę bardziej postarać, żeby ich nie zniechęcić. Bo stan tej klasy... okropne - skomentował cicho, wyciągając pióro i pergamin. Nie był strasznym pedantem, ale pewne standardy pracy jednak miał...
/wiem, że jeszcze się nie zaczęło, ale tak czy inaczej chcę, żeby Ezra był spóźniony/
Cherry była bardzo ambitną osóbką, skoro postawiła przed sobą zadanie przedostania się do klasy numerologii na czas. To zupełnie nie był jej dzień, bo przeziębienie czepiało się jej już od pierwszych chłodniejszych powiewów wiatru; pomimo wsparcia eliksirów panny Blanc, kichanie nieustannie powracało, a wraz z nim zaczerwieniony (i bolący) nos i łzawiące oczy. Wiśnia czuła się zatem kiepsko, walcząc z drapaniem w gardle i oznakami zbliżającej się choroby. Z jednym się wszyscy zgadzali - herbata mogła jedynie pomóc! Oznaczało to, że Puchonka jeszcze częściej przesiadywała w kuchni, spoufalając się ze skrzatami i tworząc coraz to nowsze herbaciane mikstury. O numerologii nie zapomniała, ale przysnęła przy czajniku (pół nocy nie spała przez zatkany nos) i skrzaty obudziły ją w momencie, w którym powinna już dawno przemierzać korytarze. Kolejnym aspektem utrudniającym pokonanie dystansu był strój Cherry. Skoro czuła się beznadziejnie, to musiała wyglądać fenomenalnie - ciężko stwierdzić, czy to jej własna opinia, czy też wpojona przez matkę. Tak czy inaczej, mundurek był perfekcyjnie wyprasowany, dopasowany i każdy dodatek dopełniał całości jak gdyby właśnie pod tę kreację go stworzono. Trzymała się barw Hufflepuffu, chociaż nieco odbiegła od żółci do jasnego złota; podkreślającego jej urodę, rozświetlającego zmęczone oblicze. No i miała obcasy. Zabójcze szpilki połyskiwały przy każdym jej kroku i, prawdę mówiąc, nie były przeznaczone na lekcje. Cherry starała się nie prowokować nauczycieli swoim szalonym obuwiem, a jedynie - no dobra, to brzmiało jeszcze bardziej głupio - chciała sobie poprawić humor podczas spaceru do kuchni. Chociaż normalnie nie miała problemu z poruszaniem się nawet w niesamowicie wysokich szpilkach (znaczy... i tak je nosiła, nawet gdyby ten problem miała), teraz zmuszona została do biegu. W szpilkach, z chusteczką przy nosie i kubkiem herbaty w garści, z którego starała się zbawiennego napoju nie wylać. - Dzień dobry! - Zawołała, wpadając do sali chwiejnie, ale z szerokim uśmiechem przylepionym do zaczerwienionej twarzy. Szybciutko potruchtała do jakiegoś wolnego miejsca, lądując obok @Riley Fairwyn. Sala wyglądała tragicznie, wszystko było brudne... i kiedy Cherry już myślała, że jest w porządku (torba na ziemi, różdżka w kieszonce, kubek na ławce, chusteczki w garści, stopy nie odpadły), to wyrwał jej się zduszony pisk na widok leżącego tuż przed nią pająka. Najwyraźniej truchło cudem przetrwało przetarcie ławki zaprezentowane przez Krukona. - Przepraszam- przepraszam strasznie - zaczęła od razu, nie chcąc przeszkadzać nauczycielowi, który już pewnie zamierzał zacząć lekcję. Gorzej, że wychylała się nienaturalnie na krześle, uciekając od martwego pająka. Mogłaby go strącić chusteczką, ale... Ale nie.
Nie wiem co mnie podkusiło, żeby iść na numerologię. To raczej nie był mój pierwszy, drugi, ani dziesiąty wybór jeżeli chodziło o zajęcia szkolne. A jednak postanowiłam zmobilizować się i przyjść na lekcję. W zasadzie nie miałam nic innego do roboty, z tyłu głowy wciąż miałam myśl, że najwyższy czas szukać pracy i znaleźć sobie jakieś zajęcie poza studiami. A jednak nie spieszyło mi się do tego. Byłam zbyt leniwa i kompletnie nie miałam ochoty zasuwać za grosze. Szczególnie, że zawsze mogłam wyciągnąć kasę od rodziców, prawda? Byłam jedyną wzorową córką, to nie powinno sprawiać problemu. Tak, zdecydowanie. Szukanie pracy można odłożyć na później. Oczywiście do klasy udałam się na ostatni moment, końcówkę korytarza pokonując niemal biegiem. To chyba nie był jeden z tych nauczycieli, którzy przymykali oko na drobne spóźnienia. Lepiej było trochę przyspieszyć kroku, niż tracić punkty. Choćby po to, żeby Nessa się nie czepiała. Wiedziałam, że naszej nowej prefekt wyjątkowo zależy na tym, żeby wyprowadzić nas na szczyt. Zresztą mi też zależało. Nie dopuszczałam do siebie myśli, że znowu mieliby wygrać gryfoni. Teraz była nasza kolej. Również w sporcie. Nie miałam pojęcia jakim cudem jako kapitan miałabym poprowadzić drużynę do zwycięstwa, ale zamierzałam jak najszybciej to rozgryźć. To w końcu nie może być takie trudne. Wchodząc energicznym krokiem do klasy, niespecjalnie rozglądałam się wokół. A należało, choćby po to żeby na kogoś nie wpaść. Tym sposobem drzwi okazały się zbyt wąskie dla mnie i mojej siostry. Wpadłam na @Blaithin ''Fire'' A. Dear, przygniatając ją boleśnie do framugi. - Musisz się tak wlec? Inni też chcą wejść do środka - przewróciłam oczami i przepchnęłam się do przodu. Rozejrzałam się po sali i oczywiście od razu wyłapałam spojrzeniem @Cherry A. R. Eastwood. Omiotłam ją krótko wzrokiem i uśmiechnęłam się na przywitanie.
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Numerologia. W gruncie rzeczy nuda, ale wypadało raz na jakiś czas zerknąć czy akurat nie jest mowa o czymś przydatnym. Niestety, Blaithin regularnie się zawodziła, a sytuacji nie poprawiał fakt, że prowadzącym był Morris. Z nauczycielem miała na pieńku i nierzadko robiła mu na złość, specjalnie pisząc słabe kartkówki albo po prostu psując lekcje swoim jestestwem. Założyła czerwoną szatę, zaczesała włosy w kok i ruszyła do sali. W drzwiach za to napotkała przeszkodę. Oczywiście, nikt inny nie był na tyle wyzbyty jakiejkolwiek ogłady, żeby pchać swój tyłek w przejście w tym samym momencie. Popatrzyła na Heaven tak pogardliwie, jak tylko mogła, wyginając lekko wargę w uśmieszku. Nie dała się tak po prostu zgnieść; spróbowała odwetu przez co mogły przez chwilę wyglądać, jakby się siłowały. - Wystarczyłoby gdybyś jadła trochę mniej dyniowych pasztecików. Niedługo przestaniesz się mieścić nawet w bramie do Hogwartu. - odparła, bardzo wymownie patrząc na sylwetkę siostry. Przydałoby się zrzucić parę kilogramów tu i ówdzie, co? Albo trochę pobiegać. Nie czuła się wyjątkowo mocno zirytowana tym niespodziewanym starciem, a w gruncie rzeczy nawet bawiła ją perspektywa pastwienia się nad Heaven o kilka chwil dłużej. Pomasowała ramię, kiedy Ślizgonka już poszła dalej, po czym niespiesznym krokiem za nią podążyła. Uważnie obserwowała ciemnowłosą, więc złapała jej spojrzenie uciekające w stronę tej samej Puchonki, z którą obie dzieliły pokój na wakacjach. Eastwood. Stały się już aż tak dobrymi przyjaciółkami? Widywała je razem, domyślała się więc, że jednak coś dla siebie znaczą. - To twoja nowa zabawka? - zapytała nagle całkiem głośno, a przynajmniej na tyle, żeby Cherry również mogła coś wychwycić. Choć zupełnie nie patrzyła w stronę Puchonki, za to zimne oczy skierowała na Heaven. - Już się znudziłaś poprzednią? Zacmokała z dezaprobatą, starając się wypaść aktorsko całkiem przekonująco. Niby nie musiała, ziarno wątpliwości było już wystarczające, ale lubiła tak się pobawić. Po zagraniu w spektaklu w Londynie częściej doceniała takie momenty, kiedy mogła coś udawać. Fire usiadła na wolnym miejscu i starła rękawem kurz z ławki, jak gdyby ta czynność bardziej ją w tej chwili zainteresowała od denerwowania siostry. Właściwie to dlaczego było tu tak paskudnie brudno? Gryfonce nie przeszkadzały pajęczyny czy inne paprochy, ale czyżby Morris aż do tego stopnia już się nie szanował?
Harriette Wykeham
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168
C. szczególne : za duży, powyciągany wełniany sweter na grzbiecie, łańcuszek z obrączką na szyi
O tyle, o ile nie przepadała za numerologią i uważała ją za niezwykle niedopracowaną dziedzinę, uwielbiała profesora Morrisa. Z zupełnie innych powodów niż większość uczennic (na które swoją drogą była wściekła za uprzedmiotowywanie nauczyciela i niedostateczne docenienie tego, jak szeroką widzę posiadał i jak ciekawie potrafił się nią dzielić). Dzieliła z Morrisem pasję jaką była historia magii i nie mogła go nie szanować, nawet jeżeli jego drugim przedmiotem była jakaś naciągana w jej przekonaniu numerologia. Zresztą gdyby ten przedmiot był tak całkowicie bez sensu jak jej się wydawało, to przecież nie mógłby interesować Morrisa. Tak więc chociaż po wielu latach dziedzina ta nadal jej nie przekonywała, nie przestawała dawać jej szansy. Zresztą lubiła wszelkie kontrowersje, a z Morrisem nie obawiała się dyskutować, gdy się z czymś nie zgadzała. Nie była pewna czy przyszła na czas, ale gdy weszła do klasy, wyglądało na to, że nic specjalnego jej nie ominęło. - Dzień... - zaczęła, ale przerwał jej trzask zamkniętych z impetem przez przeciąg drzwi, na który aż skupiła ramiona - Ups... przepraszam. Czym prędzej uciekła z miejsca zbrodni i ulokowała się w drugiej ławce, strzepując z niej obojętnie jakiegoś martwego pająka. Gdyby na wstępie jebła tak drzwiami w sąsiedniej klasie - sali run - pewnie wyleciałaby z niej oknem. Na szczęście Morris (i zapewne każdy inny człowiek na świecie) nie był tak drażliwy jak Fairwyn.
Spokój oczekiwania na uczniów przerwał pisk, potem uderzenie o drzwi. Uniósł wzrok na wspomniane, parę chwil nie wiedząc, czy aby potencjalny uczestnik lekcji nadal żyje. Zanim jednak zdążył wstać, drzwi się otworzyły, wpuszczając do wnętrza pierwszego słuchacza. Oraz wywołując przeciąg. - Tak. Wietrzę trochę klasę, panie@Liam A. Rivai - sądził, że na tym rozmowa się zakończy. Nie spodziewał się, iż chłopak usiądzie w pierwszej ławce oraz zainteresuje się kółkiem. No proszę, proszę. Uśmiechnął się nawet do niego. - Jeszcze nic na ten temat nie myślałem, ale jeśli jest jakaś kwestia, którą chciałby pan omówić, może jakieś niejasności albo któraś epoka wyjątkowo pana zainteresowała, zapraszam za moje godziny konsultacyjne. Kolejne osoby wchodziły w ciszy i spokoju. To dobrze. Krukoni zawsze byli zdyscyplinowani. Lekkie zamieszanie powstało dopiero przez parę Ślizgonów. - Proszę nie urządzać nadmiernych wycieczek po sali - skomentował mniej rozbawionym tonem, wstając i zbierając rozrzucone przez wiatr papiery. Odłożył je znów na blat, spodziewając się, że to już koniec... Gdy do sali wpadła zdyszana Puchonka - czy ona miała obcasy? - a po niej powstał niewielki zator przy drzwiach. Cmoknął z dezaprobatą na przepychające się rodzeństwo (@Heaven O. O. Dear, @Blaithin ''Fire'' A. Dear) i towarzyszące temu komentarze. - Kwestię pasztecików proszę rozwiązywać po zajęciach. Zapraszam do ławek. Kolejny raz z rzędu poprawił papiery, zanim drzwi trzasnęły głośno za ostatnią Gryfonką. - Nic się nie stało, panno@Harriette Wykeham. Proszę siadać. Nie zdążył zacząć lekcji, gdy przerwał mu zduszony krzyk @Cherry A. R. Eastwood. Wypuścił z płuc powietrze z przeciągłym westchnięciem, nim do sali nie wpadł spóźniony @Ezra T. Clarke. Nauczyciel sugestywnie uderzył plikiem kartek o blat. - Czy ktoś jeszcze planuje przesadnie głośno wyrazić dezaprobatę dla pracy woźnego albo brak poszanowania dla nauczyciela prowadzącego? Nie? Wspaniale. Możemy zatem zaczynać. Sala co prawda nie jest w najlepszym stanie, zapewniam jednak, że żaden z obecnych tu pająków nie zrobi nikomu krzywdy. Traktujcie je jak ozdoby na Halloween.
- Dzisiejsza lekcja będzie prosta i przyjemna. Połączymy w niej numerologię z astronomią, chociaż obiecuję, że tej ostatniej nie będzie za wiele. Zdaję sobie sprawę, że niektórym może to się nie podobać nadmiernie – uśmiechnął się do klasy, wodząc spojrzeniem po twarzach uczniów z czymś w rodzaju niegasnącego entuzjazmu, że może choć niektórzy lubią numery. - Skupimy się na numerologii chińskiej. Ktoś coś wie o Chinach? – Rzucił pytanie w eter, spodziewając się odpowiedzi o chińskich ogniomiotach czy może drużynie narodowej albo specyficznych roślinach z tamtego rejonu. Byłby zdziwiony, jakby ktoś wspomniał cokolwiek od mugolskiej strony. Dał się uczniom wykazać, a potem kontynuował.
Wstęp historyczny (czyli coś, czego nie musicie czytać, ale byłoby miło):
- Zanim przejdziemy bezpośrednio do samej matematyki, pozwolę sobie zrobić wstęp historyczny – oczywiście, że pozwoli. Nie od parady był nauczycielem historii magii. Jak widać nie tylko magicznej. – W mugolskiej historii Chin istnieje koncepcja Trzech Czcigodnych. Byli oni legendarnymi władcami Chin z lat 2850 – 2205 pne. Jednym z nich był Fuxi, jaki według legend przetrwał z siostrą ogromna powódź dzięki tykwie, w jakiej się schronił. Stąd też jego imię, Fuxi. W zapisie chińskim oznacza „brat-tykwa”. W tej straszliwej powodzi zginęli wszyscy Chińczycy, nie został zupełnie nikt poza parą rodzeństwa, nad którymi opiekę roztoczył bóg piorunów. Kiedy wody opadły, Fuxi i Nügua rozpalili dwa ogniska. Ogień rozgorzał jednak tak ogromny, że dwa osobne paleniska złączyły się w jeden. Stojąc nad szalejącym ogniskiem, para rodzeństwa zdecydowała się wziąć ślub, uznając ogień za symbol zjednoczenia się kobiety z mężczyzną. Oczywiście, później mugole określili kazirodztwo za nieetyczne, niemniej nikt nie śmiał zmieniać mitów. Były one podłożem rozwoju świadomości narodu chińskiego, zostały zatem w formie oryginalnej. Tym bardziej, iż nowożeńcy uznani są za stworzycieli ludzkości, ale nie w tym biologicznym sensie. Użyli gliny, aby ulepić figurki, a potem tchnęli w nie życie, pozwalając rozejść się po świecie oraz mnożyć. Nauczyciel dostał z tuby plakat, rozwieszając go na tablicy, potem kontynuował.
- Fuxi oraz jego siostra-żona Nügua bardzo często ukazywani są w formie pół ludzi, pół węży lub smoków. Ich splecione ciała przedstawiają bliskość oraz więzy, jakie je łączą, a z kolei wąż lub smok w mitologiach wschodu są symbolem mądrości. Ciekawostką tu jest, iż tamtejsze religie uważają węże za pomniejsze smoki lub bezpośrednich posłańców smoków, z tego względu niesamowicie krytykowana jest agresja względem węża. Szczególnie, że smoki, jak twierdzą mugole, posiadają niesamowitą wiedzę, wręcz miejscami określaną jako klucz do nieśmiertelności. Zabicie zatem nawet posłańca tak boskiego i czystego w swej naturze stworzenia, jakim jest smok, przynieść może straszliwy los – uśmiechnął się pobłażliwie. – Oczywiście my wiemy, że to tylko bajki, a żaden smok nie zna przepisu na kamień filozoficzny. Nie można jednak odmówić mugolom wyobraźni, prawda?
Odwrócił się, aby wyciągnąć kolejny plakat i rozwiesić obok poprzedniego.
- Wedle innej legendy, podczas powodzi z jednej z rzek wyszedł żółw. Fuxi dostrzegł go i zauważył na jego grzbiecie osobliwe znaki, które pomogły mu uspokoić boga rzeki. Tutaj pozwolę sobie wtrącić, bo może to wydawać się niektórym dziwne, ale mugole wyjaśniali sobie wiele rzeczy poprzez istnienie bogów. Jak wcześniej był bóg piorunów, teraz jest rzek, a to dopiero początek – zaśmiał się. – Ale nie wdrażajmy się w to w danym momencie, albowiem to temat rzeka – zażartował lekko, wracając na właściwe tory. – Starczy wam wiedzieć, iż mugole mieli boga od niemalże wszystkiego. A złość danego boga oznaczała dane problemy. Zatem złość boga rzek kończyła się powodziami. Z kolei symbole na skorupie żółwia, dostrzeżonego przez Fuxi, pomogły ukoić rozgniewanego ducha oraz osuszyć ziemię. Po tym przydługim wstępie przejdziemy do omawiania wspomnianych znaków. Rozrysował teraz na tablicy kwadrat wypełniony cyframi.
- Zinterpretowano je jako cyfry, ułożone w kwadrat trzy na trzy. Czy ktoś wie może, co jest w nich ciekawego? – Znowu odczekał, czy ktoś się zgłosi, kontynuując po tym, niezależnie od odpowiedzi. - W każdym rzędzie, pionowym czy poziomym, suma cyfr jest taka sama i wynosi 15. Jest to ważna własność kwadratów zwanych magicznymi. W zachodniej interpretacji poukładano cyfry w kolejności rosnącej, zupełnie zaprzepaszczając element magiczności w nim i dlatego nie lubimy zachodnich interpretacji klasycznej numerologii – podsumował, chwilę kontemplując, co też proste móżdżki amerykańskie zrobiły z piękną sztuką matematyki, zanim odchrząknął. - Kwadrat ten należy uzupełnić cyframi występującymi w dacie urodzenia. Pomijamy jednak zero, w numerologii chińskiej nie ma ono znaczenia. Skupiamy się na innych cyfrach. Jeśli mamy więcej niż jedną cyfrę w dacie urodzenia, wpisujemy ją tyle razy, ile występuje. To również jest ważne. Tak wygląda przykładowy kwadrat dla osoby z datą 16 maja 1974.
4 | 99 | - - | 5 | 7 - | 11 | 6
- Proszę, wypełnijcie teraz swoje. Każdy robi dla dwóch dat. Jedną jest jego data urodzenia, druga dowolna. Mogą to być urodziny kolegi z ławki, mamy, brata, najlepszego przyjaciela, kochanki... Pełna dowolność, nie wnikam. Zaczął przechadzać się po klasie, patrząc, jak uczniom idzie. - Nie śpimy, nie śpimy. Kiedy mamy już uzupełniony kwadrat, interpretować go można na dwa sposoby. Skupimy się wpierw na tej prostszej metodzie. Zależnie od tego, ile razy występuje dana cyfra, oznacza ona inną cechę charakteru. Wzmacniają się one wraz z powieleniem. Każda cyfra przypisana jest też do innego żywiołu, z jakim łączy się dana cecha. 5 na samym środku kwadratu stanowi ziemię, wokół której krążą elementy. 1 i 6 to woda, 4 i 9 to metal, 2 i 7 to ogień, zaś 3 i 8 – drewno. Z tego względu, przykładowo, jedynki określają różne stopnie otwartości, bowiem im więcej wody, tym może nas zalać jak fala. Szóstki z kolei odpowiadają za emocjonalność, jak nieprzewidywalna i gwałtowna może być fala. Dwójki znaczą wrażliwość na innych. Im więcej ognia, tym mniej osób chce wokół niego przebywać, wszak ognisko przyciąga, ale pożar odstrasza. Proszę, czy ktoś chce pomyśleć, jakie mogą być pozostałe cyfry, zanim je wypiszę? Podszedł do tablicy, aby wypisać poszczególne cechy, zdejmując uprzednio plakaty. Odłożył je na biurko.
7 – Uczący się poprzez doświadczenie 77 – Duchowy, religijny 777 – Uczący się poprzez stratę 7777 – Mający trudności w życiu
8 – Skrupulatny 88 – Nieugięty 888 – Materialista 8888 – Nieustannie w ruchu
9 – Inteligentny 99 – Krytyczny 999 – Zawsze dający z siebie wszystko 9999 – Samotny geniusz
- Teraz zajmijcie się interpretacją najważniejszych cech charakteru w swoim kwadracie, jak i kwadracie osoby, której datę wybraliście - wrócił do biurka, aby chwilę usiąść.
--------------------------------------------
Zasady: 1. W poście ujmujecie interpretację daty urodzenia Waszej postaci oraz drugiej dowolnej postaci/osoby (zachęcam do pobawienia się z data urodzenia usera!). Może być albo w formie komentarza podkreślonego gdzieś w trakcie narracji, albo wypisane w spojlerze/cytacie pod postem. Forma dowolna, ale macie to jakoś wyróżnić, aby mi nie uciekło. 2. Są dwa zestawy kostek. Na początek wybieracie, czy Wasza postać niezbyt skupia się na zajęciach (zestaw I), czy zwraca uwagę na lekcję (zestaw II) 3. Rzucacie jedną kostką. Nie ma przerzutów! Ale można dowolnie zaniżać wynik, byle w obrębie wybranego zestawu. 4. Nie musicie odpowiadać w poście na zadane przez Morrisa pytania. Od tego są kostki - jeśli wylosujecie punkty, starczy, że dacie "odpowiedział/a na pytanie". Ale to wersja dla leniwych. Jeśli ktoś napisze dłuższą wypowiedź na jedno z dwóch pytań (coś o Chinach albo interpretacja cyfr), dostanie dodatkowe punkty. 5. Pod postem ujmijcie wybrany zestaw i kostkę oraz ewentualne zaniżanie.
Termin: 27.10.2018, 23:59
Kostki:
Zestaw I - mam lekcję w głębokim poważaniu:
1. Zainteresowany (lub przerażony) obserwujesz pająka chodzącego po szafce obok ciebie. Duże, włochate stworzenie, które jakimś cudem przeżyło w tej sali, żywiąc się prawdopodobnie innymi przedstawicielami własnego gatunku. Jeśli boisz się pająków - krzyczysz i odskakujesz, nie spodziewając się, że nagle pajęczak zeskoczy ci na ławkę. Zakłócasz własą paniką spokojny przebieg lekcji, a nauczyciel odbiera 10 pkt od puli twojego domu. Jeśli nie boisz się pająków - kładziesz koniec pióra na drodze pajęczaka. Starasz się zgarnać stworzenie, może aby posłać za czyjś kołnierz? Przyjrzeć się? Niefortunnie zamiast wziąć insekta, zahaczasz piórem o książkę, stojącą na szafce. Stosina działa jak katapulta i kiedy odsuwasz rękę, strzelasz pajączkiem Morrisowi w twarz. Nauczyciel jest co najmniej niezadowolony z twojego dziecinnego zachowania, za chwilę odbierając ci 15 pkt. Uwaga! Tę opcję (strzelenia w twarz Morrisowi) mogą wybrać tylko 3 osoby. Każda kolejna nie trafia już w nauczyciela, a tablicę, tracąc jedynie 10 pkt. 2. Zaczynasz bujać się na krześle, całkowicie znudzony. A mawiano, aby tak nie robić? Nie posłuchałeś jednak i niefortunnie tracisz równowagę. Musiałeś gibnąć się zbyt mocno albo to wina pokrytej kurzem posadzki. Upadasz, rozbijając się i zwracając uwagę każdego w sali donośnym hukiem. Morris zleca siedzącej obok osobie (możesz sobie wybrać, kto to jest), aby pozbierała cię z podłogi. Wstając, słyszysz jeszcze, że tracisz 10 pkt dla domu. 3. Nie bardzo masz, co robić. Lekcja nie interesuje cię nadmiernie, może nie wziąłeś nawet pergaminu na notatki, ewentualnie szkoda ci papieru. Zaczynasz zatem rysować sobie palcem po kurzu, wzbijając niewielkie tumany szarego pyłu. Ta skromna z pozoru ilość dostała się do twojego nosa i najwyraźniej wystarczyła, abyś zaczął bez opamiętania kichać. Przez kilka chwil nauczyciel nie może przebić się przez odgłosy twego ciała - co bowiem kichniesz, kolejne tumany kurzu się podnoszą i kichasz tylko mocniej. Kiedy już udało ci się uspokoić, Morris zirytowanym głosem poinformował, że tracisz 5 pkt dla swojego domu. Prawdopodobnie za samą egzystencję. 4. Gapisz się za okno mniej lub bardziej ostentacyjnie. W pewnym momencie na parapet zlatuje sporej wielkości, czarne ptaszysko. Kruk? Zapatrzyłeś się na niego, może lekko zdziwiony lub zainteresowany jego brakiem strachu względem ludzi. Próbujesz zwabić go, aby podszedł bliżej, niestety nie masz ciastek i stworzenie zaraz odlatuje, a tobie zwrócona zostaje uwaga przez nauczyciela. Szczęściem nie tracisz punktów. 5. Jakimś cudem poświęcasz resztki uwagi na to, co dzieje się na lekcji. Na któreś ze słów nauczyciela rzucasz pod nosem niewybredny komentarz, jaki posłyszał Morris. Nauczyciel unosi brwi, mając już podejść do twojej ławki, gdy jego uwagę zwraca inny uczeń. Pomagając mu wypełnić kwadrat, zapomniał o tobie. Masz farta. 6. Kto temu gościowi dał licencję na bycie nauczycielem? Zupełnie nie trafia do ciebie jego sposób mówienia. Czujesz, jak opadają ci powieki i nim zauważasz, usypiasz. Na szczęście nauczyciel nie zwrócił na to uwagi, bo w porę obudził cię głośny dźwięk. W lekkiej panice i nieogarze po tej niespodziewanej drzemce, aż łapiesz za pióro i nadrabiasz, co robiliście.
Zestaw II - spijam każde słowo z ust Morrisa:
1. Skupienie gdzieś ulatuje, kiedy zapatrujesz się na zachodzące słońce. Takie ciepłe, złote, barwiące niebo na przeróżne odcienie pomarańczu i żółtego. Powietrze przynosi ze sobą zapach wieczoru, ... I kompletnie zapominasz, ze jestes na lekcji. Nauczyciel zwraca ci uwagę, więc ogarniasz się i słuchasz, może zawstydzony własnym zachowaniem, może speszony, że aż trzeba było cię upominać. 2. Podmuch wiatru zrzuca na ciebie pajęczynę. Przykleja się do twoich włosów i twarzy. Krzywisz się i sięgasz po różdżkę, aby wyczyścić własną osobę zaklęciem. Starasz się przy tym nie przeszkadzać profesorowi. Nauczyciel komentuje, że na tej lekcji nie używamy różdżek, ale poza tym nie robi ci problemów. 3. Osoba siedząca obok (a jeśli takiej nie ma, to twoja wrodzona niezdarność) pcha cie nagle w łokieć. W efekcie owego działania zostawiasz brzydkiego kleksa na swoim kwadracie i musisz narysować go od nowa. Na szczęście szybko nadrabiasz i nie masz problemów z dalszą częścią pracy. 4. Chciałeś odpowiedzieć na jedno pytanie nauczyciela, niestety ktoś cię uprzedził, podając złą odpowiedź. Potem profesor sam odpowiedział, nie dając ci okazji do wykazania się. Bywa. Może na następny raz będzie lepiej, wszak zajęcia się jeszcze nie skończyły. 5. Jesteś niesamowicie aktywny na lekcji. Notujesz, co chwila się zgłaszasz, zadając głośno dociekliwe pytania. Temat naprawdę cię zainteresował! Albo chcesz się przypodobać? Cokolwiek motywuje twoje działania, nauczyciel nagradza to 5 punktami. 6. Prosisz nauczyciela do swojego stolika, bo masz pewien problem. Wdajecie się w rozmowę, zaskakujesz go kilkoma trafnymi spostrzeżeniami i drążeniem tematu. Zyskujesz 10 pkt dla domu za bystrość.
Przepraszam bardzo za poślizg! Zależało mi, aby było sporo osób na lekcji, zatem termin był parokrotnie przedłużany.
Riley Fairwyn
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : cała górna lewa strona mojego ciała jest poparzona - ukrywam to za pomocą metamorfomagii; liczne blizny na dłoniach; blizna po dziobie bystroducha przebiegająca przez całą szerokość pleców
I w ten sposób zostałem bohaterem. Prawdę mówiąc, zauroczony pięknem słońca uśmiechającego się do nas zza okna, nie zwróciłem większej uwagi na to co działo się w klasie. Wszelkie rozmowy nie miały dla mnie najmniejszego znaczenia. Aż do chwili, w której dosiadła się do mnie pewna osóbka. @Cherry A. R. Eastwood w tych swoich obcasach i z chusteczkami i z herbatą. Nie mogłem skupić przy niej wzroku w jednym miejscu, tak była dziś charakterystyczna. I zdecydowanie przeziębiona. A kiedy chciałem już w jakiś sposób dodać jej otuchy, a być może po prostu nienachalnie zagadnąć, dziewczyna pisnęła dziwnie. Poszukawszy wzrokiem źródła problemu, odszukałem go prędko. Zagubiony, zdechły pająk. Wychyliwszy przed siebie ramię, uniosłem się nieco nad stolikiem, aby podnieść stworzenie za jedno z odnóż i pozbyć się go raz na zawsze. Zrzuciłem trupa pod ławkę ze swojej strony, aby Cherry nie musiała się już nim martwić. - Proszę bardzo, już po strachu - podsumowałem, uśmiechając się przyjaźnie do Wisienki. I właśnie wtedy mój wzrok natrafił na Fire. Nie wiedząc czemu, niezwykle nie spodobały mi się jej słowa o Cherry jako o nowej zabawce Heaven. Ściągnąłem usta, ale nie ingerowałem, to nie byłoby w moim stylu. Zamiast tego, skupiłem się na lekcji. Prawdę mówiąc, nigdy nie byłem zbyt dobry z numerologii, dlatego już od samego początku byłem raczej mocno przerażony całą interpretacją. Tak bardzo, że nawet udało mi się znów odpłynąć myślami w stronę przyjemnego słoneczka i chyba na chwilę odpłynąłem, gdyż Aden musiał przywołać mnie do porządku. Odrobinę zawstydzony spróbowałem się skupić. Tym razem z sukcesem, chociaz interpretacja i rozpisywanie cyfr w pierwszym momencie były dla mnie czarną magią. Najpierw wziąłem pod lupę swoją datę urodzenia.
13.07.1998 - | 99 | - 3 | - | 7 8 | 11 | -
Chociaż interpretacja nie była dla mnie prosta, przy drobnej pomocy Adena udało mi się ją dokończyć. Z początku było wręcz tragicznie i nawet trafienie cyframi w odpowiednie miejsca wymagało ode mnie chwili zastanowienia. Mruczałem pod nosem wszystkie rozpoznane cechy, a skoro Morris mnie nie poprawiał to chyba nie było źle, prawda? Otóż, nie, po prostu zaczekał aż skończę. Ostateczna wersja brzmiała tak: - Dwie dziewiątki tutaj... czy to oznacza krytycznego? Może trochę, ale jedynie względem siebie samego. Jedna trójka to chyba prymus? Tak, zgadza się, dziękuje profesorze. Siódemka... to było coś o doświadczeniach. Nie pamiętam. Chwilkę... ach, uczący się poprzez doświadczenie. To nawet ma sens. Ósemka to skrupulatny, a podwójna jedynka komunikatywny. - Nie zdradziłem na głos, że raczej uważałem te wszystkie opisy za bezsensowne wróżenie z kapelusza. Nawet jeżeli coś w co nie wierzyłem miało w sobie odrobinę sensu. Czy to nie na tym polega fenomen wróżb? Na zwykłej wierze? Jasnowidzów wykluczałem z tej grupy kłamców. Ich zdolność była tak przerażająca, że nikt nie mógłby tego udawać. Z drugą datą poradziłem sobie o wiele lepiej. Czy miała ona jakiekolwiek znaczenie? Nie, wymyśliłem własną, złożoną z kompletnie losowych cyfr.
19.05.1994 4 | 999 | - - | 5 | - - | 11 | -
I postanowiłem podzielić się interpretacją z Adenem, aby ten poprawił mnie w wypadku, gdybym gdzieś popełnił błąd. - Osoba ta jest uporządkowana i stabilna, jak mówi mi jedyna czwórka w jej zestawie i zawsze daje z siebie wszystko, co sugerują aż trzy dziewiątki. Jedna piątka zdradza, że ta osoba ma opiekuńczy charakter. Podwójna jedynka mówi o jej komunikatywności. Profesorze, czy często się zdarza, aby trafiła nam się osoba mająca aż 5 jedynek w swoim zestawie? Powiedzmy, taka urodzona 11 listopada roku tysiąc-dziewięćset-któregoś? Jak wtedy powinno się to interpretować? - Zapytałem, naprawdę nie mogąc się nadziwić, że aż tak wkręciłem się w te wszystkie cyferki. I nagle przypomniałem sobie o Cherry. - Jak sobie radzisz? - Spytałem ją, starając się zajrzeć w jej notatki. Chciałem jej pomóc, chociaż jakoś tak wydawało mi się, że z naszej dwójki to raczej ja tutaj jestem runicznie zacofany.
Wsłuchiwała się ostrożnie w słowa, które nadawał Aden, najwidoczniej zaintrygowany tematem. Ona? No cóż, innego wyjścia nie miała; słuchała zatem jego wywodu, oddawała się w ramiona rutyny, a przede wszystkim starała się wszystko zapamiętać, a przynajmniej większość informacji. Legendy chińskie nigdy jakoś nie znajdowały się w jej guście, prędzej zaintrygowanie sięgało rzeczy celtyckich; które oczywiście były dla niej jaśniejsze od przesłanek z tego azjatyckiego kraju. Swojego stanowiska orzec nie zamierzała; siedziała zatem w kompletnej ciszy, jakoby się nią delektując, chociaż część osób zdawała się swoim przybyciem zakłócać prawidłowy przebieg lekcji. Jak typowo. Siedziała zatem, nie rzucając się w żaden szczególny sposób w oczy przychodzących studentów; jakoś nie widziała sensu asymilacji z nimi. To nie było tak, że uważała się w jakikolwiek sposób za najlepszą, broń Boże, który dla niej ma takie znaczenie jak to, ile wychodzi z działania dwa plus dwa. Po prostu nie była gadatliwa, nie potrafiła zagadać, nie należała do osób wyjątkowo otwartych; prędzej skrytych oraz zamkniętych. Oddała się zatem rysunkowi; o dziwo liczby miały poszczególnie przypisane wartości; śmieszyło ją to, co może z tego wyjść. Kiedy jednak się na tym wyjątkowo skupiła, niechcący pozostawiła wielkiego kleksa na pergaminie, w związku z czym musiała chwycić po następny. Zbędne marnotrawienie czasu. Chwyciła za pióro i poczęła ponownie bazgrać tabelkę. 18.10.1998
Numerologia:
-
99
-
-
-
-
88
111
-
No. Trochę śmiesznie, zważywszy na fakt, że krytyczna, owszem, potrafiła być (ale tego nie pokazywała), nieugięta także, ale gadatliwość... Kompletnie do niej nie pasowała. Westchnęła cicho. Chyba ktoś liczył na złud szczęścia w związku z nawymyślaniem liczb oraz nawpychaniem ich na skorupę jakiegoś żółwia. Wszystko tutaj miało najwidoczniej charakter losowy. Ciche westchnięcie przedostało się z jej ust. W porządku. Czas dać jakąś inną, mniej lub bardziej ważną datę. 06.09.1971
Numerologia:
-
99
-
-
-
7
-
11
6
No i tutaj już ciekawiej. Ale nadal zastanawiała się, czy to ma jakikolwiek sens.
O. Słodka. Brodo. Dumbledore’a... zaraz, brody chyba nie są słodkie. Fuj, w sumie-… czemu ja o tym pomyślałem? Chociaż.. chociaż nie. Broda Morrisa musi być słodka. Nie, Liam. Fe. To dalej nie brzmi dobrze… jedzenie bród w ogóle brzmi jak słaby plan na wieczór, ee.. tak. ALE UŚMIECHNAŁ SIĘ DO MNIE AAAA! Liam wyglądał na absolutnie oczarowanego urokiem nauczyciela, gdy ten nie tylko mu odpowiedział na pytanie (wow), ale także posłał mu uśmiech! Chłopak myślał, że się rozpłynie, ale twardo zachowywał się w miarę akceptowalnie. Jeśli ktoś go znał choć trochę, z łatwością mógł dojrzeć pewną różnicę w jego mimice czy nawet tonie głosu, acz Morris nie powinien czymkolwiek się przejąć. Znając osobowość nauczyciela i tak miał Rivaia w głębokim poważaniu… ale w głowie zauroczonego Puchona już wykwitały wszelkie odległe wizje, jak chodzą ze sobą za rękę, wymieniają się obrączkami, czy… „Mogę?” Oh, oczywiście, że możesz, Morris… zdejmij to ze mn-.. oh, wait… Spojrzał na Mefisto, wyraźnie wyrwany z rozmyślań. Zamrugał nieco zaskoczony, zupełnie jak przy ich pierwszym spotkaniu – jakby kompletnie nie wiedział, dlaczego student postanowił go zaczepić i usiąść obok. Ale zaraz zaśmiał się niewinnie, czując, jak głupią musiał mieć minę. - Pewnie. – zachichotał, odsuwając się kawałek, by zrobić mu jeszcze więcej miejsca. Był szeroko uśmiechnięty. Odczekał na dogodny moment, gdy Morris odwróci od nich spojrzenie, by pochylić się nieco do Mefa i szepnąć niemal bezgłośnie… - Widziałeś?! Widziałeś?! Uśmiechnął się do mnie, saasjdjdhaaa! – dalsza część wypowiedzi utonęła w jego zduszonym pisku. Znów wgapił się w nauczyciela jak w obrazek. „Ktoś coś wie o Chinach?” Cholera… musiał wybrać Chiny? Aż oklapł zdruzgotany, nie mając za bardzo pomysłu, jak zabłysnąć przed mężczyzną. Gdyby tylko wybrał Japonię. O niej Liam wiedział dużo więcej i, o dziwo, byłby w stanie powiedzieć coś poza subiektywną top listą najlepszych gejowskich mang, choć szczerze chciał wierzyć, że Morrisowi spodobałyby się niektóre z tytułów-… dużo było takich szkolnych yaoi, gdzie nauczyciel zakochiwał się w swoim uczniu… Ale nagle wpadł na pomysł. - Jeśli chodzi o Chiny, potrafię wyłapać sens niektórych symboli z kanji. – pochwalił się dumnie, uprzednio uprzejmie podnosząc rękę w ramach zgłoszenia się. A później pojechał z gadulstwem: - Co prawda… tylko sens. Znam wyłącznie czytanie japońskie, ale wiele z tym znaków mają takie samo znaczenie, więc możliwe, że byłbym w stanie zrozumieć co prostsze teksty. – oh, Merlinie… czy to było chwalenie się? Próba zaimponowania? Jak bardzo źle wyszedł…? Aż zrobił się nieco czerwony na policzkach, czekając na osąd nauczyciela. Ale uśmiechał się pogodnie dalej, jakby dla zatuszowania tego, jak bardzo się zestresował. Może pomyśli, że Liam jest ambitny? I mądry…? Błagam, pomyśl tak. A później wsłuchał się w jego jakże nudną rozbudowaną i szczegółową historię, starając się wyłapać sens tego, co miał im do przekazania. Chyba tylko miłosne uniesienie sprawiło, że nie zasnął… niemniej to było trochę żenujące, że był osobą, która najgłośniej zaśmiała się z jego żarciku o rzece… Następnie wziął pergamin i zaczął rozpiskę.
|-|-|2| |-|-|-| |88|1|-|
- Jestem… introwertyczny, wrażliwy i… nieugięty. – what a bullshit… szepnął swoją interpretację i pochylił się nieznacznie w stronę Mefisto, chcąc zerknąć czy jemu też wyszło tak bardzo nieadekwatnie do osobowości. Ale dobrze.. nie poddawajmy się. Zróbmy datę… Neirina, o.
|-|-|22| |-|5|-| |8|-|-|
Bystry, opiekuńczy…. i.. ee… nie wiem… Skrupulatny. No, może czasami… Skrzywił się nieznacznie. Nie bardzo mu się podobały te wyniki. Były średnio adekwatne… - Panie profesorze. – uniósł rękę ku górze. – Czy mógłby pan podejść…? Mam pytanie, ponieważ moje liczby nie do końca się zgadzają i czy istnieje możliwość, że opis tej osobowości dotyczy nas samych w – na przykład – przyszłości…? Człowiek zmienia się w ciągu całego swojego życia, a liczby pozostają te same. Można więc to interpretować z dużym wyprzedzeniem czasu? Że kiedyś staniemy się tacy, jak liczby mówią? Bo, profesorze… co jak co, jednak co do błędności introwertyka w moim kwadracie jestem więcej, niż pewien na ten moment…
Kostka: Słucham Morrisa super uważnie: 6.
Hemah E. L. Peril
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175 cm
C. szczególne : Białe włosy, brwi i rzęsy, jasna cera. Akcent cockney. Umięśniona sylwetka. Blizna na jednej brwi po dawnej bójce. Blizny po odmrożeniach na lewej ręce i udach.
Towarzystwo było nieoczekiwane. Szczególnie, iż lekcja była już bliska rozpoczęcia, a spóźnienia u Morrisa to rzadkość, jaką przypłacić można ujemnymi punktami, jeśli nie zamkniętymi przed nosem drzwiami. Spojrzała zatem zaskoczona wpierw samym aktem wkroczenia do sali, potem tym, iż Krukon zdecydował się usiąść obok niej. Kontakt z Ezrą utrzymywała głównie za sprawą Leo. Po tym, jak oboje zerwali, Clarke niemalże zapadł się pod ziemię. Mijała go tylko na lekcjach, ale zazwyczaj oboje byli zajęci swoimi sprawami, nikt nie palił się do rozmów ani osobistych wynurzeń. Tym trudniej o to teraz, kiedy siedzieli na numerologii. Pomimo to, uśmiechnęła się doń, zniżając głos. Na szczęście siedzieli w pewnej odległości od nauczyciela. - Dobra byłaby do onms z tą ilością pająków. Może będzie coś o akromantulach? Jednak większych rozmów wolała nie ryzykować. Chociaż nie zależało jej nadmiernie na punktach, wciąż lepiej nie przykładać swojej cegiełki do ewentualnej porażki w zdobyciu pucharu domów. Czasem zdarzają się wariaci, dla jakich to ma znaczenie. Prowadzącego słuchała jednym uchem. Jej uwagę bowiem szybko odciągnął kruk, jaki wylądował na parapecie otwartego okna. Zerknęła po nauczycielu, nim ostrożnie zanurkowała dłonią w torbie. Czy ma coś, co może mu dać? Takie ładne ptaszysko. W dodatku w ogóle zdaje się nie bać ludzi - zagląda zaciekawiony do środka, będąc mniej niż metr od dziewczyny. Jak to dobrze, że usiadła przy oknie. Niestety, żadnych wypieków nie znalazła. Jedynie zwiniętą w folijkę pralinkę. Co prawda sama ją zrobiła, acz to nadal czekolada. Położyła słodycz ostrożnie na parapecie, ciekawa, czy stworzenie się zainteresuje. W tym momencie nauczyciel przywołał ją do porządku, zatem przeprosiła cicho, nim skupiła się na swoich kwadratach.
- | - | 22 - | - | - - | - | 66
Odniosła wrażenie, że jej kwadrat jest strasznie... Pusty. I smutny. Co z kolei z niego wynika? Jeśli wierzyć rozpisce to, że jest bystra. I twórcza. Kinda bullshit... Chociaż? Niby gotowanie też wymaga pewnej fantazji. Szczególnie, jak dostanie od szefa zjebkę za krzywo położone listki mięty. Wtedy to szczególnie włącza jej się kreatywność w wymyślaniu na niego obelg. Z drugą datą miała trochę problem. W końcu jednak zdecydowała się na losową.
4 | 99 | 2 - | - | - 8 | 1 | 6
Zatem ta osoba by była... Introwertyczna. Wrażliwa. Uporządkowana, stabilna, a przy tym to materiał na dobrego doradcę. Na dodatek skrupulatny, chociaż trochę gorzej, że krytyczny. Good for them. Odetchnęła, odkładając pióro i kładąc rękę na dłoni, a tę opierając łokciem o blat. Zostaje tylko czekać na dalszą część zajęć.
Zestaw: 1 Kostka: 4
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Jeśli wcześniej jeszcze nie był jakimś cudem w pełni przekonany odnośnie beznadziejności swojego pomysłu, tak jedno spojrzenie Liama całkowicie go w tym upewniło. Mefisto zacisnął mocniej szczęki, dusząc w sobie wszelkie żale; prawdę mówiąc, nie miał nic mądrego do powiedzenia. Nie, kiedy ekscytacja dosłownie emanowała z Puchona, a Mefisto nie potrafił jej pojąć. Wydawało mu się, że jego crushowanie pielęgniarki jest niezłą przesadą, ale Rivai przebijał wszystkich... Legilimencja nie była potrzebna. Po tym dzieciaku widać było wszystko, albo po prostu Ślizgon sprawnie dorabiał sobie niezbyt przyjemne dla własnego serduszka ideologie. - Och, tak - przytaknął cicho chłopakowi, który ekscytował się uśmiechem. Delikatny uśmiech wypłynął na usta Noxa i raczej nie dałoby się stwierdzić tego, że najszczerszych wcale nie należał. - Jeszcze chwila i się na ciebie rzuci - dodał żartobliwie, doskonale wiedząc, że Puchon może odebrać to zbyt poważnie. Albo się rozmarzyć... Chociaż nie, to już było załatwione. Obejrzał się dyskretnie na @Nessa M. Lanceley, mając nadzieję, że panika w jego oczach nie będzie zbyt wyraźna, ale jednocześnie rudowłosa zdoła ją dostrzec. Żenujące. W końcu skoncentrował się na tym cholernym Morrisie, który zaczął zaraz przynudzać... No, może nawet coś w tej jego historii było ciekawego, ale Nox był już stanowczo zbyt źle do niego nastawiony. Jedynie myśl o siedzącym obok Liamie nie pozwalała mu na to, by pokazać swój brak zainteresowania. Zamiast tego notował, grzecznie słuchając i czekając, aż natrafi mu się jakaś okazja, by skraść odrobinkę uwagi poświęcanej nauczycielowi. Coś o Chinach wiedział, ale raczej nic z tego, co mogło profesorka interesować. - Chodzi o piętnastki? - Pewności nie miał, ale niby kilka razy zajrzał na numerologię i coś tam w głowie mu pozostało. Mefisto przekrzywił lekko głowę, wpatrując się w zapisane cyfry i sprawdzając, czy dobrze zakodował zaistniałą pomiędzy nimi zależność. Morris wyjaśnił dokładniej o co chodziło, a Ślizgon ponownie zdecydował się zabrać głos - tym razem nieco uprzejmiej, bo podnosząc trochę rękę. - Jest też kwadrat z pięcioma kolumnami, prawda? Gdzie wszystkie zsumowane wyniki dają 65... Na nim też można tak pracować? Albo na półmagicznym, gdzie suma przy przekątnych jest różna? - Ciężko stwierdzić, czy te informacje były mu jakoś szczególnie potrzebne... A jednak pozerkiwał na Morrisa, wypełniając swój kwadrat. - Trójka to była kreatywność, piątka to stabilizacja... Siódemka nawiązywała do kontaktów międzyludzkich? - Odchrząknął, marszcząc lekko brwi. Zerknął kątem oka na Liama. - Ósemka to determinacja, a dziewiątka wytrwałość? Mniej więcej... - Okej, było to więcej niż nic, a zatem Mefisto czuł się z siebie całkiem dumny. I nawet kwadrat mu przy tym wyszedł! 25.10.1997r. - | 99 | 2 - | 5 | 7 - | 11 | - Komunikatywny. Krytyczny. Wrażliwy. Opiekuńczy. Uczący się poprzez doświadczenie. Nie było tak źle. - Nieugięty, huh? - Zaśmiał się cicho, spoglądając na kwadrat Liama. - Ciekawy wynik... - Pierwsze urodziny, które wpadły mu do głowy, należały do siostry; cóż, Lilith raczej nie obrazi się pośmiertnie za zapożyczenie kilku cyferek na rzecz przeanalizowania jej minionej osobowości. 10.07.2000r. - | - | 2 - | - | 7 - | 1 | - Wrażliwa, ucząca się przez doświadczenie, introwertyczna... No może nawet podpiąłby to pod siostrę, gdyby nie ten domniemany introwertyzm, którego sam w życiu by nie wymyślił. Sprawdził znaczenie jeszcze kilka razy, ostatecznie po prostu przenosząc uwagę na Liama, wołającego do siebie Morrisa. Oczywiście.
Przeprosiła jeszcze tysiąc razy, głośniej i ciszej - profesora, Riley'a, siebie i pewnie nawet tego nieszczęsnego martwego pająka. Zakłopotała się przepotwornie swoim mało bojowym okrzykiem i bardzo chętnie wsłuchała się w słowa nauczyciela, który rozpoczął lekcję. Z rumianymi policzkami uśmiechnęła się na wsparcie ze strony Fairwyna, bardzo wdzięczna i w końcu bezpieczna. Mogła też normalnie usiąść, skoro bestia zniknęła z pola widzenia. To wszystko było całkiem ciekawe, ale Cherry nie posiadała zbyt obszernej wiedzy w kwestii numerologii. Wpatrywała się tylko w Morrisa, przerażona tym, jak wiele faktów ten facet miał w głowie - cholera, ona już się pogubiła. Prędko zabrała się za rozpisywanie własnego kwadratu, przerywając tylko po to, żeby dorzucić coś o tych korelacjach żywiołów i cyfr... Ale została uprzedzona przez innego ucznia i wcale nie płakała, bo nie miała wystarczająco dużo pewności, aby walczyć o udzielenie głosu. 10.03.2000r. - | - | 2 3 | - | - - | 1 | - Nie nazwałaby się wrażliwą, introwertyczną prymuską. Coś tutaj niezbyt pasowało i Cher odrobinę się zawiodła, sprawdzając jeszcze kilka razy swoje interpretacje, wraz z rozpiskami Morrisa. Potem sięgnęła do daty urodzin znajomej w Gryffindoru. 13.06.2001r. - | - | 2 3 | - | - - | 11 | 6 Wrażliwy prymus, komunikatywny dobry doradca. Czyżby tylko Puchonka nie potrafiła utożsamić siebie z otrzymanymi wynikami? - Nie wiem, czy to powinno tak wyjść... - przyznała, kiedy Riley ją zagadnął. Udostępniła mu notatki, podkreślając w zamyśleniu swoje interpretacje. - Ja chyba niezbyt to ogarniam...
Kostka: 4, staram się!
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Przewrócił dyskretnie oczami na ten stonowany wybuch irytacji u Morrisa. Nauczyciel brał wszystko za bardzo do siebie; nie byli robotami, jedynie przyjmującymi informacje i w ich naturze leżało rzucenie komentarzem, kiedy dostrzegali w otoczeniu coś nietypowego. I tak Clarke podarował sobie wędrowanie po sali - gdyby dłużej się zastanawiał, być może wcale nie wybrałby Hemah. Ezra starał się rozsądnie podchodzić do znajomości, których źródłem i generalnie całą podstawą był przeszły związek. Nie unikał jej, zwyczajnie nie widział sensu w celowym pchaniu się w jej towarzystwo - mimo wszystko narzucał im się pewien temat, którego żadne z nich zapewne nie chciało poruszać. Drobny uśmiech pojawił się jednak na jego ustach w odpowiedzi na identyczny gest z jej strony. - Morris chyba dostałby wylewu, gdyby ludzie zaczęli jeszcze panikować przez żywe pająki - odparł rozbawiony na jej pomysł, ale potem rzeczywiście umilkł, nie chcąc bardziej podpaść nauczycielowi. Był prefektem Ravenclaw - kojarzyło mu się coś, że ta odznaka zobowiązywała go do względnie poprawnego zachowania. Nie musiał udawać zainteresowania, temat sam w sobie przyciągał jego uwagę, tym bardziej, że nie należał do zagadnień, które Ezra zdążył pogłębić we własnym zakresie. O Chinach również nie wiedział wiele, zatem nawet nie próbował zabierać głosu. Będąc jednak osobą z dużą podzielnością uwagi, Ezra zaczął się rozglądać po sali, a jego wzrok padł na włochatego potworka na szafce. Jedynym pająkiem, którego akceptował Ezra, była jego pluszowa akromantula, dlatego sam nie rozumiał po jakie licho położył pióro na drodze insekta. Byl gotowy je szybko porzucić, gdyby coś poszło nie po jego myśli... I cóż, w istocie nie miał szczęścia. Wcale nie chciał zahaczyć o książkę i wcale nie chciał wykatapultować potworka na twarz nauczyciela. W jednym momencie krew odpłynęła mu z twarzy, przez co zupełnie pobladł. To nie miało wyglądać w ten sposób! (Nawet jeśli ogólnie wyszło dosyć zabawnie. Tylko się nie śmiać.) - O słodka Roweno... - sapnął, czując, że jeśli ktoś mógł mu pomóc, to tylko opiekunka zza grobu. Słowo "przepraszam" oczywiście rozbrzmiało w sali i z rozsądku nie dodał od siebie żadnego komentarza, tylko przyjął konsekwencje i dalej już ładnie słuchał wyjaśnień, żeby poradzić sobie z zadaniem. W pierwszym momencie sądził, że wypełnienie kwadratu będzie należało do trudniejszych, ale szybko pochwycił ideę. 02.02.1997
- | 99 | 22 - | - | 7 - | 1 | -
Bystry, inteligentny... To wiedział, ale zawsze było miło dostać taki komplement od starożytnych Chińczyków, którzy to wymyślili. Krytyczny? Wobec siebie czy innych ludzi? Obie wersje pasowały... Uczący się poprzez doświadczenie i introwertyczny. Och. Well... Cichy śmiech uciekł z jego ust, kiedy przeczytał ten absurd - może bywał zamknięty w sobie, jeśli chodziło o dzielenie się sprawami prywatnymi, ale nie nazwalabym się introwertykiem. Kochał ludzi, kochał z nimi przebywać, kochał być tam, gdzie coś się działo. Jako drugą wybrał datę "urodzin" to jest pojawienia się swojego zmyślonego przyjaciela z dzieciństwa - bo dlaczego nie? 03.06.2000
- | - | 2 3 | - | - - | - | 6
Zatem, gdyby Ravioli był człowiekiem, byłby wrażliwym prymusem i dobrym doradcą. Jako, że był to zmyślony przyjaciel, który miał pomagać Ezrze w ciężkich chwilach, jego podświadomość wybrała dobrą datę... Uniósł rękę, sygnalizując Morrisowi, że chce o coś zapytać. - Numerologię stosujemy zazwyczaj do ludzi. Rozumiem, że na zwierzętach mogłaby się nie sprawdzić, biorąc pod uwagę, że mamy trochę inne poziomy odczuwania. No nie nazwałbym psa religijnym. Ale co ze stworzeniami antropoidalnymi, jak na przykład skrzaty? To mogłoby się sprawdzić? - dopytał, faktycznie zainteresowany. Gdyby wiedział wcześniej, może własnego skrzata wybierałby po dacie urodzenia...
Milczała, rozglądając się po sali. Ludzi było coraz więcej, widocznie nie tylko ją interesowała tak mało doceniania numerologia. Nawet Blaith tu przywiało, co wywołało na ustach dziewczyny delikatny uśmiech. Za ostatnią transmutację wcale nie była na nią zła. Powiodła spojrzeniem brązowych oczu na twarz przyjaciela, który wydawał się wyjątkowo zaangażowany w lekcję i w Liama, który z kolei wpatrywał się w profesora niczym w obrazek. Posłała mu delikatny, zachęcający do działania uśmiech i pokazała kciuk do góry, skupiając się już na nauczycielu, który rozpoczął swoje zajęcia. Notowała i rysowała wszystko, co mówił. Chciała dowiedzieć się jak najwięcej, stąd zaczęła ignorować całą resztę klasy i skrobać piórem po pergaminie, co rusz powracając spojrzeniem na profesora. Żółw, tabelka i liczby. Czy mogło tlić się w nich światełko prawdy? Czy naprawdę na podstawie kilku cyferek można było tak wiele powiedzieć na temat człowieka, jego charakteru? Intrygowało to rudzielca strasznie. Widocznie aż nazbyt odpłynęła w labiryncie splątanych myśli, bo łokieć poślizgnął się jej na ławce i pióro zostawiło kropkę — plamę, na papierze, gdzie przygotowywała swój kwadracik. Zaklęła bezgłośnie pod nosem, odgarniając kosmyk rudych włosów za ucho i zgniatając pergamin, żeby nie pobrudzić blatu ławki ani samej siebie. Wyjęła następną kartkę, biorąc się za interpretacje samej siebie.
Numerologia:
21/05/1999
- | 999 | 2 - | 5 | - - | 11 | -
Przekręciła głowę w bok, zastanawiając się nad tym, co właściwie jej wyszło. Komunikatywna była na pewno i zawsze dawała z siebie wszystko, ale czy była personą wrażliwą i opiekuńczą? Im dłużej nad tym myślała, tym bardziej owa opiekuńczość pasowała do jej sposoby funkcjonowania i troski o ślizgonów, jako ich prefekt, a także o najbliższych. Nie była jednak do końca przekonana o swojej wrażliwości, przecież to taka damska cecha, a potwór z Loch Ness miał charakter całkiem męski! Westchnęła cicho, odgarniając włosy na plecy i zastanawiając się nad drugą datą. Jej wzrok powędrował w stronę kuzynki, a na ustach pojawił się uśmieszek. No tak, Blaith. Była dla niej ważna i Nesse ciekawiło, co takiego wyjdzie gryfonce.
Numerologia 2:
31/07/1999
- | 999 | - 3 | - | 7 - | 11 | -
Zagryzła dolną wargę, mając jednak całkiem zadowolony wyraz twarzy i błyszczące ślepia. Na pewno była równie komunikatywna i dająca z siebie wszystko, co Nessa. Doskonale się uczyła, przykładała do zajęć i była obecna na niemalże wszystkich lekcjach — także prymus pasował w 75%! Została cecha, która mówiła o nauce poprzez doświadczenie, na którą rudzielec niemalże natychmiast kiwnął głową. To było na pewno prawdziwe! Momentalnie przez głowę zaczęły jej przewijać się daty urodzenia osób, których była ciekawa! Zamiast tego jednak wyprostowała głowę, założyła nogę na nogę i wpatrywała się z zaintrygowaniem i ciekawością w Morrisa! Była naprawdę wciągnięta w lekcje, nie mogła doczekać się dalszej części.
Chłód jesiennego powietrza nie zdawał się wówczas groźny. Daniel Bergmann szybował - w objęciach chłodu rozpościerał nocnego koloru skrzydła. Kreacja piór okrywała membranę skóry, niewrażliwą zupełnie na nieprzyjazną aurę. Jesień - niewątpliwie poszerzała swe wpływy, na stosach martwych, zrzuconych blaszek czerwono-pomarańczowych liści wznosiła swoje królestwo. Była szorstka; odcinała się twardo w tle nieboskłonu wśród obnażonych pomników drzew, ocierała się nieustannie o przechodzące twarze. Tym razem jednak, mógł spojrzeć na wszystkie zmiany z dystansu. Lawirował pomiędzy strzelistymi wieżami, ostatecznie postanawiając przycupnąć. Lekcja. Otwarte okno. Cóż, Morris. Numerologia nigdy nie była dziedziną intrygującą Bergmanna - o wiele bardziej intrygowała jego zawartość plecaka @Hemah E. L. Peril. Niestety, nawet i ona nie okazała się adekwatna do skierowania uwagi. Brak ciastek? Tak czy inaczej, została już upomniana przez profesora. Nie miał specjalnie czego w tym miejscu szukać. Odleciał.
|zt HEHE
Elizabeth L. Cortez
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 161
C. szczególne : Tatuaż przy prawej łopatce, będący anielskim skrzydłem. Blizna na wewnętrznej stronie prawej dłoni. Lekki akcent hiszpański.
Wzięła ze sobą jakieś podręczniki, pergaminy i ze dwa pióra. Poprawiła jeszcze włosy, przeczesując je szczotką za czym wyszła z dormitorium. Założyła krukoński mundurek i ruszyła przez korytarz, w całkiem dobrym nastroju na zajęcia. Numerologia była ciekawa, ale co dla Elizy nie było takie? Lubiła profesor Fran i jak każdy zastanawiała się ile może mieć ona lat. Weszła po cichu do klasy, rozglądając się za znajomymi twarzami, jednak nikogo takiego nie dostrzegła. Wybrała sobie miejsce na środku sali, w ogóle nie zauważając profesor, która chyba drzemała. Na Merlina, Cortez miała nadzieje, że tak było! Wszyscy doskonale zdawali sobie sprawę, że to tylko kwestia czasu, kiedy Marcy wykorkuje, a pecha będzie miał ten kto będzie właśnie w pobliżu. - Dzień dobry, pani profesor! - Lizzy krzyknęła tak dla pewności, ale nie za głośno, aby nie doprowadzić do zawału kruchej @Marcy Fran.
Matthew C. Gallagher
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 178
C. szczególne : zawadiacki uśmiech, podczas którego jego prawa brew zawsze unosi się nieco wyżej niż lewa; dołeczki w policzkach
Leżąc na błoniach i wygrzewając się na słońcu, długo zastanawiał się nad tym czy ma ochotę ruszyć swój tyłek i udać się do klasy numerologicznej. Pogoda sprzyjała, więc miło marnowało się czas na czymś przyjemniejszym niżeli nauka. Z drugiej strony nie było to wróżbiarstwo ani astronomia, więc nie było aż tak tragicznie. Do samej numerologii Matthew miał mieszane uczucia. Nieraz lekcje z tego przedmiotu bywały nudne, ale niekiedy dało się dowiedzieć czegoś ciekawego. Za udziałem w zajęciach przemawiał również jeszcze jeden fakt. Chłopak liczył bowiem na to, że może zamiast tracić punkty domu, może tym razem uda mu się coś dla Slytherinu zyskać. Jakby nie patrzeć koniec roku zbliżał się bowiem wielkimi krokami, a rywalizacja rozgorzała na dobre. Ostatecznie postanowił więc tego dnia dać numerologii szansę i leniwie zwlókł się ze swojego legowiska, następnie kierując się pod odpowiednią salę. Uchylił drzwi, zaglądając do środka, a jego oczom ukazała się sylwetka pani Marcy Fran. - Dzień dobry. – Powiedział niezbyt głośno po przekroczeniu progu, nie chcąc przypadkiem przyprawić starszej już nauczycielki o zawał serca. Przeszedł między ławkami, zajmując ostatecznie jedno z wolnych miejsc w pobliżu @Elizabeth L. Cortez. - Hej. – Przywitał się z Krukonką, wyciągając na drewniany blat kawałek pergaminu i pióro. Myślami zdążył przez tę krótką chwilę odpłynąć gdzie indziej. Zastanawiał się bowiem nad tym dlaczego do tej pory nie zakupił jeszcze samopiszącego pióra. Wydawało mu się, że byłby to genialny pomysł. Przynajmniej nie musiałby wówczas samodzielnie niczego na lekcjach notować. Niestety na razie musiał obejść się smakiem, bo przed rozpoczęciem zajęć z numerologii zdecydowanie nie zdążyłby zrobić rundki na Pokątną i z powrotem. Wrzucił więc koniuszek swojego nędznego pióra do kałamarza, przygotowując się na kilkadziesiąt minut męczarni. - Co my mamy w ogóle dzisiaj robić? – Zagadnął szeptem do Elizabeth, licząc na to, że rozjaśni mu wątpliwości. Gdyby coś nudnego, to może zdąży jeszcze niepostrzeżenie opuścić klasę? No dobra, skoro już tu przyszedł, to zostanie. „Punkty dla Slytherinu” – przypomniał samemu sobie. Szlag, będzie musiał się mocno skoncentrować na tym, co mówi pani Fran, jeśli faktycznie chciał jakieś zdobyć.
Lilianne Frey
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 170 cm
C. szczególne : uroczy szeroki uśmiech, zabawny śmiech, blizny na dłoniach po pazurach kota
Matematyka w wykonaniu czarodziejów zawsze była dla niej dziwna. Parę lat które spędziła w podstawówce oraz później na obserwowaniu rodziców przy rozliczaniu podatków i innych pierdół utwierdziły Lilianne, że wystarczy fikuśny wzór, kalkulator i nieco szczęścia by wykonać poprawne działanie. Tutaj już samo przeliczanie waluty było bez sensu, a co dopiero...wróżenie z cyfr? Co do w ogóle miało być, przypisywanie zjawiska do jedynki lub dwójki? Miała okazję chodzić na wróżbiarstwo i szczerze mówiąc nie miała pojęcia który z przedmiotów bez bardziej debilny. Mimo wszystko chodziła na numerologię, prowadząca, profesor Marcy Fran bardzo przypominała Lili babcię, która zmarła 3 lata temu. Patrzenie się na nauczycielkę było równocześnie bolesne i kojące, brzmi to nieco masochistycznie, ale mówi się trudno. -Dzień do...- Chciała się przywitać po wejściu do sali i zobaczenia profesor Fran, ale widząc jak sobie smacznie śpi nie dokończyła zdania. Rozglądnęła się po pomieszczeniu szukając dla siebie miejsca i postawiła na ławkę w drugim rzędzie po lewej stronie. Wyciągnęła na blat zeszyt i długopis, po czym obróciła się do tyłu marszcząc brwi. Zajęcia numerologii nigdy nie grzeszyły dużą ilością osób ale jedynie trójka? Dziewczyna westchnęła cicho i wróciła spojrzeniem na przód sali. Następnie otworzyła zeszyt i zaczęła cicho wertować strony szukając na czym ostatnio stanęli.
Po tylu wiekach... a może latach... w każdym razie po takim czasie życia sen przychodził równie niespodziewanie co śmierć. W jednej chwili siedziało się pełnym energii na krześle podziwiając piękny trójkąt siedmiu ptaków wędrujący nad dolinę trzech stawów, a w następnej sekundzie dryfowało się po bezgraniczu nieświadomości skąd ledwo dosłyszalne szmery dawały Marcy znać, że coś chyba się gdzieś tam w odległej rzeczywistości dzieje. Niestety, głośniejsze powitanie Panny Cortez nie wyciągnęło staruszki ze snu, ale sprawiło, że mruknęła coś pod nosem mlaskając ustami. Po przyjściu dwóch kolejnych uczniów nadal sen trzymał ją w swoich ciężkich okowach i pewnie trzymał by ją jeszcze długo, gdyby nie fakt, że zły sen jaki nękał Panią Fran wyrzucił ją z błogiego stanu. – ...ty.......nalio – Burknęła mocno poruszona i rozglądnęła się nieco zagubiona po sali. Jej wzrok spoczął na trójce zebranych i przez moment profesor miała minę, jakby kompletnie nie pamiętała nawet jak ma na imię. Szybko jednak jej przeszło - na szczęście. Zmarniała twarz naciągnęła się w szerokim uśmiechu babuni jaką była i powoli wstała ze swojego krzesła. – Ah, widzę, że nie tylko Krukoni szczycą się pilnością w nauce. Nawet Gryffindor i Slytherine przyszli o wiele za wcześnie do sali na zajęcia, hm? – Spytała powoli krocząc do swojego biurka, kiedy to dostrzegła zegarek wybijający godzinę piątą popołudniu. – Oh... – Westchnęła znowu patrząc zagubiona po sali. – To tylko tyle dzisiaj przyszło? No cóż, lepsza trójka, niż dwójka. Siły zawsze są lepiej rozprowadzone w ten sposób. Dobrze, dobrze. – Mówiła przeciągając trochę sylaby. W końcu była starą kobietą. W tym wieku nawet mówienie było nie lada wysiłkiem. Podeszła do szklanej szafy za biurkiem skąd drżącymi rękami zaczęła wyciągać dzbanek i zastawę do herbaty. – Bardzo dobrze. Młodzież w tych czasach już nie interesuje się liczbami tak bardzo jak kiedyś. Wydaje się, że mają lepsze rzeczy do roboty, ale nie mam wam tego za złe. Kiedy ma się jedynkę ciągle górującą w wieku nie da się być skupionym na tylko jednej rzeczy. Tyle jest w końcu jeszcze do odkrycia, czyż nie? Hehe – Zaśmiała się powoli idąc z tacą i filiżankami do pierwszej ławki. Dało się słyszeć w całej sali drżenie porcelany, której stukot był w stanie zagłuszyć skrzepliwy głos profesor. – Jako, że piątka obecnie góruje tą godziną co powiecie młodzieży na filiżankę herbaty? Piątka to zawsze dobry numer na uzyskanie energii, w końcu same są nią tryskają gdzie popadnie. – Stuknęła różdżką w dzbanek, który napełnił się wnet gorącą herbatą. – A skoro o energii i młodzieży mowa, to chyba muszę was jakoś wynagrodzić dzieciaczki. W końcu postanowiliście przyjść na zajęcia o starej nauce z jeszcze starszą profesor zamiast szaleć gdzieś na zewnątrz w tak piękny dzień. Jest was trójka, obecnie jest piąta, a więc co powiecie, że każde z was dostaje 15 punktów dla waszego domu? Tak, to dobra liczba. – Przytaknęła samej sobie łapiąc w wysuszone palce ucho dzbanka. Mozolnie podniosła go i zaczęła lać napar do pierwszej filiżanki cała drżąc jak galareta. – Na dzisiejszych zajęciach chciałam wam pokazać, że numery kierują całym światem, a numerologia nie skupia się tylko na liczeniu liczby urodzenia. Dzisiaj chcę, abyście policzyli liczbę swojego imienia i skonfrontowali swoje życie z losem jaki wam zaserwowali rodzice dając takie, a nie inne imię. – Uśmiechnęła się do nich ciepło i podała filiżankę @Lilianne Frey zanim zaczęła lać do następnych. – Każda litera w alfabecie ma swoją cyfrę. Zsumowane tworzą liczbę, której cyfry dodając do siebie dadzą wam numer jaki kieruje waszym imieniem. Wiem, że macie masę nauki, więc nie wymagam od was pamiętania tych wszystkich zasad numerologii. Na półkach są pomoce, które pomogą wam określić wasze cyfry oraz czym nasycone jest wasze imię. Spróbujcie odszyfrować własne i powiedzcie mi co wyczytaliście. Jak macie jakieś pytania to proszę, śmiało mnie pytajcie.
ZADANIE:
Zanim rozpoczniecie zadanie rzucacie jedną kostką. Jeśli wypadną wam 4 oczka, wasza postać nie była w stanie utrzymać skupienia, ani nawet otwartych oczu. Jak na ironię wytrwałości czwórki, wasze ciało poddało się usypiającym właściwościom głosu Pani Fran. Zasypiacie na ten etap lekcji. (Jeśli macie minimum 5 pkt z Historia magii i runy bądź Wróżbiarstwa, dozwolony jest jeden przerzut) Jakakolwiek inna cyfra nie wpływa na was i możecie normalnie brać udział w lekcji.
Potrzebne informacje do zadania: Literom A, Ą, J, S, Ś jest przypisana cyfra 1. Literom B, K, T jest przypisana cyfra 2. Literom C, Ć, L, Ł, U jest przypisana cyfra 3. Literom D, M, V, jest przypisana cyfra 4. Literom E, Ę, N, Ń, W jest przypisana cyfra 5. Literom F, O, Ó, X jest przypisana cyfra 6. Literom G, P, Y jest przypisana cyfra 7. Literom H, Q, Z, Ż, Ź jest przypisana cyfra 8. Literom I , R jest przypisana cyfra 9.
Każdą cyfrę litery sumujecie. Na przykład: M = 4 A = 1 R = 9 C = 3 Y = 7 4+1+9+3+7 = 24 2+4 = 6
NUMERY:
Jedynka związana jest przede wszystkim z ideami jedności oraz całości. Jest symbolem niezależności i samowystarczalności.
Dwójka to harmonia i równowaga. Związki, które wzajemnie się uzupełniają oraz prowadzą dialog. Również symbol umiarkowania.
Trójka to idealny symbol szczęścia. Jest nasycona zdolnościami adaptacyjnymi, twórczością i płodność. Jest też powiązana z przyjaźnią.
Czwórka to przede wszystkim stabilność i wytrwałość. Czwórka stworzy najmocniejsze fundamenty, najtrwalsze konstrukcje.
Piątka jest nieokiełznaną naturą. Liczba ta jest również związana z odkrywaniem tajemnic, również szeroko pojętej wiedzy tajemnej – ezoterycznej mądrości.
Szóstka to opiekuńczość. Liczba ta kojarzona jest też ze współczuciem oraz altruizmem.
Siódemka symbolizuje przede wszystkim wiedzę, intelekt, intuicję, a także tajemnicę. Nic dziwnego, że w wierzeniach często przypisywana jest bóstwom hehe. Liczba ta sprzyja analizowaniu tajemnic.
Ósemka to bogactwo i władza. Wibracja tej liczby niesie ze sobą również wielką moc. Czyni ludzi niezwykle silnymi, zdolnymi do rządzenia i sprawowania kontroli nad innymi.
Dziewiątka jest esencją duchowności. Bezinteresowną nauką i altruistycznym podejścia do życia. To wibracja ideału, uniwersalności, służeniu innym.
Czas macie do 17 maja.
Ostatnio zmieniony przez Marcy Fran dnia Nie Maj 12 2019, 21:52, w całości zmieniany 1 raz
Hemah E. L. Peril
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175 cm
C. szczególne : Białe włosy, brwi i rzęsy, jasna cera. Akcent cockney. Umięśniona sylwetka. Blizna na jednej brwi po dawnej bójce. Blizny po odmrożeniach na lewej ręce i udach.
Ten dzień był tragiczny. Dosłownie tragiczny. Wciąż miała oparzony palec, bo przecież jaki normalny człowiek by poszedł do skrzydła szpitalnego i się wyleczył. To tylko oparzenie, nie będzie się nad sobą rozczulać. Niestety tak denerwujące, że przeszkadzało jej w gotowaniu. Zrobiła ciastka i wstawiła je do pieczenia, a potem postanowiła zjeść przysłana przez @Holden A. Thatcher II sałatkę. Wspominał, że jest ze skrzelozielem i sezamem, wspominał, że zachowuje się po gotowaniu trochę jak algi. Ale kurwa jego mać, nie wspomniał, że nadal zachowuje swoje właściwości. Biegliście kiedyś przez podziemia Hogwartu i sprintowaliście przez błonia nie mogąc wziąć oddechu, bo wasza szyja pokryta była skrzelami, a płuca odmawiały współpracy? Potem, jak już wskoczyła w pełnym ubraniu (na szczęście było ciepło, więc poza spodniami i podkoszulką nie miała na sobie wiele) do jeziora, naszło Hemah, że przecież mogła skorzystać z łazienki. Nawet próbować włamać się do tej prefektów. Ale w momencie paniki z powodu otwartego duszenia się, nie myślała zbyt jasno. Jezioro było pierwszym zbiornikiem wody dostatecznie dużym, by umożliwił zanurzenie się, o którym pomyślała i tam też pobiegła. Plus był taki, że mogła sobie popływać i pozwiedzać nieco dno. Skrzaty też zajęły się ciasteczkami, zatem nie spaliły się, kiedy ona udawała syrenkę. Ale była spóźniona na numerologię. Drzwi otworzyły się nagle i wpadła do środka, ociekając wodą. Miała całe mokre ubranie; białe włosy przylepiły się do twarzy, a przemoczona koszulka kleiła się do ciała. Niefortunnie z jasnego materiału. Jak zwykle u kobiet można było w ten sposób podejrzeć erotyczne krągłości, Peril raczej zdobyłaby miss mokrego podkoszulka w kategorii "najlepsze mięśnie". Brzuchem i ramionami lubiła się chwalić, choć teraz było to całkowicie niezamierzone. Trzymała w dłoniach miskę ciasteczek, ale torby już nie miała. Zapomniała o niej. - PRZEPRASZAM ZA SPÓŹNIENIE - wyrzuciła na jednym wydechu, łapiąc oddech po sprincie z błoni przez kuchnię aż do klasy. - Jakiś żartowniś dorzucił mi skrzeloziele do jedzenia - wytłumaczyła się, względnie się już uspokajając i mówiąc spokojniej. - Ale mam ciasteczka. Czy mogę dołączyć do zajęć? - Spytała, a gdy nauczycielka jej pozwoliła, podziękowała, wchodząc i siadając na pierwszym lepszym miejscu, które spełniało jej wymogi: było wolne. Przetarła twarz, zbierając z niej kropelki wody. Postawiła miskę tak, aby każdy mógł się częstować. - Khanom tan. To takie tajskie ciasteczka z bananem, mlekiem kokosowym i cukrem palmowym. Bardzo dobre. Sama piekłam - tłumacząc, co też za dobrocie przyniosła, szukała po kieszonkach różdżki. Ciężko było w to uwierzyć, ale nawet tej ze sobą nie miała. Była blada. Nie ze strachu, taka po prostu uroda Hemah - biała jak mleko, po kąpieli w jeziorze nawet nie miała na rzęsach tuszu. Nienaturalna jasność brwi i rzęs rzucała się w oczy. Równie łatwo też było dostrzec czerwień, jaka rozlała się po jej policzkach. - Zapomniałam różdżki... - Nie może się nawet wysuszyć. Czy posprzątać po sobie. Ona zabije Holdena. Nie... Nie zabije. Połamie mu kolana i będzie wyrywać paznokcie. Przesunęła ręką po twarzy, czując, jak palą ją policzki. Jeśli ktoś się nad dziewczyną zlitował i ją wysuszył, przeszła po tym do liczenia swojego imienia (w pamięci, bo przecież pergaminu też nie ma). Jeśli nie, to powstrzymała chęć uderzenia głową w blat, odetchnęła i też policzyła, co tam miała do policzenia. - Jestem ósemką. A ta oznacza wielką moc, siłę oraz zdolność kontrolowania innych. W formie przewodzenia im, domyślam się? - Cóż. Gryfonka. Starczy jedno spojrzenie na dziewczynę, aby upewnić się, że nie opuściła dnia na siłowni. Więc nie tylko może chodzić o moc typowo fizyczną, ale też naturalny talent do bycia liderem, jedną z cech Domu Lwa.
Do sali numerologii nigdy nie było mu po drodze. Sądził raczej iż długie ciągi cyfr oraz wiele skomplikowanych obliczeń, pomieszanych z literami alfabetu, tworzą jedyną w swoim rodzaju bajkę na dobranoc, usypiając lepiej aniżeli porządny cios w tył głowy. Bardzo przydatne - i co najważniejsze bezbolesne leczenie - dla osób cierpiących na bezsenność. Niestety mimo podobnych dolegliwości, Jack zdecydowanie wolał własne łóżko albo pokój wspólny Hufflepuffu od twardego drewna klasowych ławek. Zatem, ten jeden jedyny raz, kiedy drogę do kuchni przecięła mu jakaś wodna rusałka, roznosząc za sobą aromat świeżo wypieczonych smakołyków, zdecydował się sprawdzić cóż to za okazja - i czy też będzie mógł poświętować? Drugim zaś powodem była upuszczona różdżka, której mało co, nie zgarnął któryś ze skrzatów. - Ja to wezmę - potwory nie powinny biegać z magicznymi instrumentami - nara! Posłał stworzeniu zdecydowane spojrzenie, po czym schował różdżkę do kieszeni udając się w ślad za właścicielką. Odnalezienie drogi wcale nie było trudne. Może przy schodach miał odrobinę wątpliwości, kiedy dziewczę przeskakiwało wręcz po 3-4 stopnie na raz. Koniec końców jednak ślad zaprowadził go pod salę numerologii. Powiało nudą... zaczekałby pewnie przed drzwiami, jednak istniało ryzyko iż wszystkie ciastka rozpłyną się jeszcze zanim lekcja się rozpocznie. Mrucząc do siebie, odrobinę niezadowolony, wślizgnął się do środka. - Przepraszam - rzucił do nauczycielki - trochę pobłądziłem. - Odrzekł, kierując swoje kroki w stronę pochylającej się nad książką syrenki. Ekstra, może jeszcze załapie się na herbatę. Siadł obok dziewczyny, nawet nie zapytawszy o zgodę, po czym zerknął w stronę tej samej książki. Zanim jednak zdradził jej swoje prawdziwe intencje, wykonał swoje zadanie nim pani Marcy uzna jego obecność za zbędną, czy zwyczajnie nadprogramową - może ma te filiżanki odliczone czy coś? - Mm... jestem siódemką i wygląda na to, że jestem bóstwem. - Rzucił niezbyt inteligentnie, wyłapując z definicji tylko tę najgłupszą wzmiankę, po czym spojrzał w stronę dziewczyny dodając już ciszej. - I mogę Cię uratować jeśli dostanę coś w zamian~ Podoba Ci się ten układ? - Zapytał jej, jeszcze niczego konkretnego nie sugerując. Wręcz przeciwnie. To co wcześniej biegało po korytarzu wydawało mu się nadzwyczaj zjawiskowe. Teraz jednak musiał przyznać iż uroda dziewczyny była dość przeciętna. No może poza tymi białymi włosami? Przez te płaskie piersi dałby głowę iż rozmawia z facetem. Chyba nie miał ochoty się upewniać... Nic sprośnego ani zboczonego nie miał na myśli. - Może jedno z twoich ciastek? - wskazał na miskę.
Kostka: 3
Holden A. Thatcher II
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 175
C. szczególne : anorektycznie chudy, ma kilka tatuaży i kolczyków, naderwane ucho, blizny na twarzy, rękach i plecach, bardzo widoczne cienie pod oczami
Niespecjalnie chciało mi się iść na numerologię, ale skoro już ruszyłem się do zamku, to czemu by nie zajrzeć do starej Fran na zajęcia? Zwłaszcza że ten dzień pełen jest niepowodzeń, więc znalezienie się na tej lekcji idealnie by pasowało do tego stanu rzeczy. Narobiłem się przy sałatce ze skrzeloziela, nawet wysłałem ją dla Hemah, sam uznając, że nada się na drugie śniadanie. Oczywiście coś poszło nie tak i spędziłem godzinę z głową w wiadrze, nie mogąc się stamtąd ruszyć. Całe szczęście, że po akcji z Tofu postanowiłem ustawić je na wszelki wypadek w każdym pomieszczeniu. Gdyby nie to, pewnie nie dotrwałbym do momentu, jak napełniłaby się wanna. Z kotem jest inaczej, jemu wystarcza zwykły garnek, ale ja… Spóźniony na numerologię idę szybkim krokiem po korytarzu, nie wysilając się na bieg, bo skoro i tak jestem po czasie, to nie ma sensu. Im bliżej odpowiedniego piętra, tym większą kałużę wody dostrzegam na swojej drodze, przez co przypomina mi się, że może powinienem uprzedzić Hemah, że sałatka nie wyszła mi tak, jak powinna. Nie wydaje mi się jednak, żeby naprawdę odważyła się spróbować czegoś zrobionego przeze mnie, więc macham na to ręką i kieruję się prosto do klasy profesor Fran, pod której drzwiami jest już sporych rozmiarów plama. Pukam i wchodzę do środka. - Przepraszam za spóźnie… – zaczynam, ale przerywam w pół zdania, dostrzegając przyczynę owego zalania korytarzy, która nie okazuje się Jęczącą Martą. Nie dokańczam już swojej wypowiedzi, dostrzegając, że profesorka i tak znów zaczyna drzemać i nie zważa na to, co się dzieje w klasie. Zamiast tego kieruję się do @Hemah E. L. Peril i sięgając po jedno z ciastek, które ląduje w moich ustach, zajmuję miejsce tuż za nią i @Jack Moment, po czym szturcham ją w ramię, żeby się odwróciła. - Dobre – stwierdzam i opierając się o ławkę, spoglądam na nią. – Co to, nowa moda? Niby ubrana, ale jednak naga? – żartuję na widok jej prześwitującej koszulki, parskając śmiechem i grzebię w plecaku za jakimś pergaminem i piórem. Rozkładam to na stoliku i dopiero wtedy znów zwracam na nią uwagę. – Czemu się nie wysuszysz? – pytam zdziwiony. Chyba że to jakiś happening i w każdej klasie siedzi ktoś ociekający wodą w ramach jakiejś akcji: ratujmy druzgotki. Ale w takim razie dlaczego nic o tym nie wiem, skoro zazwyczaj to ja jestem pomysłodawcą tego typu wydarzeń? – Masz tego więcej? – ciekawię się, wskazując na miskę z ciastkami, bo nie chce mi się wstawać, żeby wziąć kolejne, ale naprawdę są świetne w przeciwieństwie do mojej sałatki ze skrzeloziela. Nie domyślam się jednak, że przemoknięcie Peril może mieć z tym jakiś związek. Głos profesor Fran nieco mnie usypia, więc kiwam się na boki, o mały włos nie uderzając głową w ławkę, ale gdy powoli się do niej zbliżam, trochę się rozbudzam. Idąc więc za przykładem klasy, zaczynam liczyć cyferki ze swojego imienia, chociaż i tak uważam to za jedną wielką bujdę, która niewiele ma związku z daną osobą. Poziomem przypomina mi nieco wróżbiarstwo. - Czwórka? – prycham pod nosem, czytając w podręczniku jej znaczenie. Zdecydowanie nie nazwałbym się wytrwałym, a już na pewno nie stabilnym.
kostka: 1 ale i tak uznaję, że Holden trochę przysypia podczas wprowadzenia
Matthew C. Gallagher
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 178
C. szczególne : zawadiacki uśmiech, podczas którego jego prawa brew zawsze unosi się nieco wyżej niż lewa; dołeczki w policzkach
Nie był szczególnie zainteresowany numerologią, ale starał się słuchać staruszki, licząc na to że uda mu się zyskać jakieś punkty dla Slytherinu. Może wtedy uda mu się wyprosić upragniony powrót do drużyny quidditcha? Na szczęście dla niego frekwencja nie była zbyt duża i z tego względu pani Fran postanowiła wynagrodzić uczniów już samą obecność. Brzmiało świetnie i chyba nawet zyskał dzięki temu siły do przesiedzenia tej lekcji i niezasypiania. Właściwie nic do nauczycielki nie miał, po prostu nie do końca wierzył w to znaczenie liczb. Kobieta była jednak miła, ot taka dobra ciocia, która na dodatek poczęstowała ich herbatą. Widział jak się trzęsie, kiedy tylko ujęła dzbanek w dłoń i nawet myślał czy jej nie pomóc w nalewaniu gorącego napoju, ale ostatecznie odpuścił. Niektórzy ludzie lubili być samodzielni i obruszali się na taką propozycję wsparcia, a on nie chciał nikomu z grona pedagogicznego podpaść. Kiedy tylko dostał swoją herbatę, upił łyka i skoncentrował się na stojącym przed nim zadaniu. Dobrze, że nie musieli wyliczać nic ze swojej daty urodzenia, ale prawdę mówiąc „liczenie imienia” nie wyglądało mu wcale na coś bardziej interesującego. Mimo wszystko cieszył się, że to prosta matematyka. Ta była chociaż logiczna i nie wymagała lektury opasłych tomów. Oczywiście nie wiedział dokładnie, jaka cyfra jest przypisana do jakiej litery, toteż na moment opuścił swoją ławkę i wziął wspomniane przez panią profesor pomoce. Nie wyglądało to na nic trudnego.
4 + 1 + 2 + 2 + 8 + 5 + 5 = 27 2 + 7 = 9
Zorientowanie się w sytuacji poszło mu całkiem sprawnie, a po chwili Matthew zapisał już na kawałku pergaminu swoje obliczenia. Następnie zestawił wynik z opisem dziewiątki i szczerze powiedziawszy, zaśmiał się w duchu. Te cechy kompletnie do niego nie pasowały. Bezinteresowna nauka i altruizm? Był raczej człowiekiem, który nie ruszał tyłka do książek, jeśli tylko nie mógł liczyć na jakąkolwiek korzyść. A i z tym altruizmem bywało różnie… może w przypadku najbliższych znajomych i rodziny można by było jeszcze jakoś ten pogląd ratować, ale w stosunku do innych, obcych osób? Niespecjalnie. Najwyraźniej numerologia miała o nim lepsze zdanie, które jednak nijak nie miało się do rzeczywistości. - Wychodzi na to, że jestem dziewiątką. Idealny pan uniwersalny. – Zwrócił się wreszcie do pani Fran, uśmiechając się przy tym szeroko. Może i nie wszystko z opisu do niego pasowało, ale wibracja ideału i uniwersalizm akurat wyjątkowo mu odpowiadał. Inna sprawa, że i nad tymi dwoma stwierdzeniami względem jego osoby można by było polemizować