Na szóstym piętrze znajduje się niewielka klasa przeznaczona do zajęć z numerologii. Wewnątrz, na jej ścianach, wiszą różne tablice pełne cyfr i systemów liczenia. Na półkach natomiast, widnieje kilka grubych tomów dotyczących znaczenia liczb.
Nie do końca rozumiał co nakłoniło go do tego, aby przyjść do klasy aż tak wcześnie. Z pewnością nie oddziałowywuje na niego radosna chęć edukacji. To stanowczo może wykluczyć. Jednakże poważnie rozważał chęć zwalczenia nudy, którą dotychczas pokonywał krążąc pod ścianami Pokoju Wspólnego Gryffindoru. Miał już nawet opracowany własny pewien scenariusz; pięć kroków w tył, pięć wprzód, jak w jakimś cholernym więzieniu. Brakuje mu już Matta i tych kradzionych uśmiechów, które mogli wymieniać między sobą jedynie przez wąskie kraty płotu, które oddzielają podwórek Państwa Flynn, od placu zabaw z którym ku zgryzocie ojca Nate'a muszą dzielić sąsiedztwo.
Weszła do klasy jajk zwykle zburmuszona i niezadowolona. Ciekawiło ją kto uczy numerologi, ale jakoś specjalnie nie starała się tego dowiedzieć. Usiadła w ostatniej ławce wyciagajac swoje rzeczy. Następnie poprawiła grzywkę i spojrzala, czy ktos poza nią już jest. No doskonale, mały kurdupelek z zaklęć. Ciekawe, czy teraz też będzie miala okazję być z nim w parze.
Tak, pewnie jak zawsze przyszła ostatnia. Gdy przekroczyła próg klasy, zdziwiła się widząc chłopaka. - Czy to naprawdę klasa Numergolii? - spytała go, jak zawsze ciepłym, ale i lekko zdziwionym głosem. Tak, na jej ramieniu jak zawsze widniała zielona torba, a w niej pergamin, zielony atrament, notes, pióro i na wszelki wypadek, miała też różdżkę. - A przy okazji, jestem Gabriela. - Powiedziała bardziej ciepłym głosem do chłopca, po czym zajęła miejsce w drugim rzędzie.
Wbiegła wesoło do klasy i rozejrzała się. Jak zwykle siostrzyczka, o i ten drugo klasista z zaklęć. Uśmiechnęła się do chłopaka po czym usiadła w jedne z pierwszych ławek. Tym razem się nie spóźniła. Szybko wyjęła rzeczy i spojrzała na drzwi, czekajać w zniecierpliwieniu na nauczycielkę. Numerlogia była akurat lubianym przez nią przedmiotem.
Wszedł do klasy z dość kwaśną miną. Numerologia nie należała do przedmiotów, które chociażby tolerował. Nie znosi liczb! Tabliczki mnożenia nauczył się zresztą dopiero w czwartej klasie, co musiało być dość dziwne. Wszedł do klasy i z zadowoleniem dostrzegł, że siedzi w niej niewiele osób. Zauważył Connie, której podarował rozdrażnione spojrzenie i jakiegoś nieznajomego, młodego Gryfona, którego widział chyba po raz pierwszy w życiu. W dodatku wypatrzył również Gabrielę, której podarował szeroki uśmiech i jakąś puchonkę, której stanowczo nie kojarzył. Stojąc chwilę w framudze i lustrując klasę, zdecydował się na trzeci stolik. Przysiadł więc i rozłożył książki na biurku.
Była lekko znudzona, a zarazem zaciekawiona gdzie jest nauczyciel, bądź nauczycielka. Widząc Connie, uśmiechnęła się lekko. Chłopakowi, najwyraźniej mowę zabrało. Gdy zauważyła wchodzącą Puchonkę, skrzywiła lekko minę. Dlaczego akurat ona? Nagle wszedła kolejna osoba. Przecież, to Wielkie! Uśmiechnęła się dość szeroko, że widać było jej białe zęby. Przynajmniej, te lekcje nie będą takie nudne... Zachowała normalną minę. Wyciągnęła z torby atrament, notes, pióro a nawet różdżkę. Ciekawiło ją, kto będzie nauczał Numergologi.
Gdy już myślał, że z nudy zwariuje, dostrzegł, że do klasy wchodzi Connie, Ślizgonka, z którą ostatnio musiał ćwiczyć na zaklęciach. Nie mogąc się powstrzymać, podarował jej nienawistne spojrzenie, po czym nim ochłonął, do klasy zaczęło napływać coraz więcej osób. Wypatrzył Ślizgonkę, która już po chwili przysiadła koło niego, Puchonkę, którą widział już na wcześniejszych zajęciach i uśmiechnął się do niej łobuzersko. Zauważył również jakiegoś nowego ślizgona, który wyglądał na trochę zirytowanego. Nagle dziewczyna, która usiadła obok Nate'a zagadała do niego. - Tak, to klasa Numerologii. - Odpowiedział trochę zdezorientowany. O tak, to pytanie było dość dziwne. Lecz gdy ta przedstawiła się mu, ten nie chciał pozostać jej dłużny. Dziewczyna miała taki ciepły ton, że ten niemal się uśmiechnął. - Ja jestem Nate. Miło mi Cię poznać. - Jednakże nie mógł się powstrzymać i posłał niebywale miłej Ślizgonce uśmiech.
-Orientujecie się, gdzie jest nauczycielka?- Spytała głośno Connie patrząc po wszystkim. Kto jak kto, ale osoba która uczy takiego "szywnego" przedmiotu nie powinna sie spózniac. Westchnęła. Keidy spojrzała na ślizgona trochę się zatrzęsła. No nie! Znów ktoś ze wspaniałej czwórki.
Tak, okazało się że siedzi obok fajnego Nate'a. - Mi ciebie też Nate. - Zawsze, jak zawsze, ciepły ton nie opuścił jej słów, ale odwzajemniła Natowi uśmiech. Tak, polubiła tego chłopaka. Nic nie szkodzi, że jest Gryfonem, ważne że po prostu jest fajny. Tak... Pozostało jedno pytanie - Gdzie jest nauczycielka albo nauczyciel?! Tak, miała wszystko przygotowane, ale nie było ani śladu po nauczycielu, albo nauczycielce.
Korzystając z tego, że nie ma nauczycielki usiadła na stole i zaczeła uważnie oglądać swoje paznokcie. Kiedy zauwazyla Wilkiego uśmeichnęła się ironiczne. -Te zajęcia raczej nie są dla osób, które nie potrafią doliczyć do dwóch mój drogi- skierowała te słowa do niego po czym odwróciła się. -Pewna puchonka i gryfonek też raczej z tego powodu powinni opuścić salę- kończąc swoja wypowiedź uśmiechnęła się lekko i mruknęła. -Hey Gabi.
- Nie, jakoś się nie orientuję, i sądzę, że raczej nikt z nas się nie orientuję. - Oświadczył, po czym uśmiechnął się łobuzersko. Powstał i ruszył w kierunku biurka nauczyciela. Uśmiechnął się nadspodziewanie szeroko. Zawsze chciał to zrobić! Teraz on poprowadzi lekcje. - Drogie dzieci! - Zaczął odchrząkując, po czym powstał, wskazując jakieś liczydło. - to jest przyrząd, który możecie olewać, ponieważ matematyka to dziedzina, którą każdy prawowity obywatel Anglii powinien olewać! Precz, Matematyko! - Krzyknął buntowniczo, po czym wskoczył na pierwszy lepszy stolik i zaczął wymachiwać w powietrzu niewidzialną szablą. - Kto jest ze mną? - Spytał, ostatkami sił zachowując powagę. Ktoś już polał go paliwem. Wystarczy drobna iskierka i wybuchnie!
Rozejrzała się chwilowo. - O, cześć Conn. - Jak zawsze, ciepły ton. mrugnęła do Conn. - Mam dziwne przeczucie, że dzisiaj lekcje będą odwołane. - Powiedziała w stronę Puchonki. Wyglądała, jakby były to jej ulubione lekcje. - Być może, warto zaczekać. - Dodała. - Muszę się poprawić z tamtego roku... - Mruknęła do siebie.
Niechętnie ruszyła z lochów do klasy numerologii. Cholera, zapisała się na te zajęcia jedynie ze względu matki, które twierdziła, że Vera "w przyszłość musi poradzić sobie ze wszystkimi obliczeniami i tymi podobnymi". Brzmiało to bezsensownie, lecz z Yvette Lardeux nie należało zadzierać. Vera była więc zmuszona do nauki tego nudnego przedmiotu. W końcu po kilkuminutowej wędrówce doszła do sali. O dziwo, znajdowała się w niej grupka uczniów, jednak nie sama nauczycielka. Czerwonowłosa usiadła w jakiejś ławce, chyba czwartej. Nawet się nie rozpakowała, gdyż nie widziała w tym sensu.
Jak zawsze spóźniony, tym razem dużo bardziej wleciał do sali. Właściwie chciał sobie odpuścić zajęcia tak nudne, jak Numerologia, ale pomyślał, że może być zabawnie. Tymczasem, chociaż w klasie było kilka osób, nauczyciela ani śladu. Od razu zauważył Connie, więc zbliżył sie i spytał cicho - A nauczyciela to nie ma? ... Już myślałem, że dostane opieprz za kolejne spóźnienie, a tu nic... Kiedy Wilkie zaczął się wydzierać, nawet sie zainteresował. Spojrzał na niego nieco krytycznie, ale niepewnie podniósł dłoń... nie lubił matmy...
Uśmiechnęła się lekko do Namidy patrząc na niego kątem oka, po czym gapiła się na Wilkiego, jakby był parą brudnych, zniszczonych skarpetek, które najlepiej wyrzucić. -Nie ma, najwyraźniej się przeraził uczniami i uciekł za morze- mruknęła przewracając oczami widząc "szable". Odwróciła się do Namidy. -Trzeba ci kupić zegarek- zasmiała się lekko. Już drugi raz chłoapak przychodzi za późno. Zamyśliła się chwilę. -Wiesz, że będę myć kible?
Spojrzał na dziewczynę i uśmiechnął się ponownie, tym razem jeszcze szerzej, chociaż wydawało się to już od pewnego czasu całkowicie nierealne. Już chciał coś dodać, gdy nagle do ich rozmowy wtargnęła Connie, Ślizgonka, której z całego serca nie znosił. Znów zaś nie mógł się unosić nad jego zirytowaniem, gdyż właśnie jakiś ślizgon zaczął skakać po klasie, wywijając jakąś niewidzialną szpadelkom. Chłopak chcąc nie chcąc wybuchnął śmiechem i zaczął obserwować jego poczynania z niemym uwielbieniem. Gdy ten spytał się, "Kto jest z nim?", chłopak chcąc zwrócić na siebie uwagę wstał i wrzasnął na cały głos; - Ahoj, marynarzu! - po czym posłał mu rozbrajający uśmiech. Chociaż lubił matematykę, ten wywarł na nim takie wrażenie, że dosłownie nie mógł się oprzeć by nie wstać i się wykrzyczeć! Chociaż ten miał ku temu inną motywację (Czyt. Connie).
-Nic tu po mnie- mruknęła niezadowolona puchonka i spojrzała jeszcze na Wilkiego. Wybuchnęła śmiechem, chociaż sama wolała zeby zajęcia się odbyły. Widząc trzech wrogów w jednym miejscu zunała, że najlepiej po prostu z tąd zwiać, więci to zrobiła. Śpiesznym krokiem wyszła.
Tak, do klasy przybywało więcej osób, ale żadnej nauczycielki. Strzeż się Wielkie.... Nie jedyny ty masz takie myśli. - Słuchajcie! Może dzisiaj nie będzie Numergologi? - Wykrzyknęła ciepło jak zawsze, po czym wstała, wzięła różdżkę z ławki i podeszła do Wielkiego. Tak, miała metr siedemdziesiąt wzrostu, a skoro Wielkie stał na ławce, sięgała mu jedynie to tułowia. - Jestem za. - Powiedziała do Wielkiego. - Ta wiele osób z mojej rodziny uczyło się tego przedmiotu. - Tak, tym razem powiedziała to całej klasie. Spojrzała i uśmiechnęła się do Wielkiego.
- Ta, obiło mi się o uszy... - mruknął niechętnie do Connie... Fakt, był przecież na lekcji, kiedy Hanna dawała jej kare, ale nie chcąc się mieszać w to, milczał - Może chcesz, żebym Ci pomógł? Razem pójdzie nam szybciej... - zaoferował, ni stąd ni zowąd... sam nie wiedział, czemu, przecież jest taki delikatny, a się chce brać za sprzątanie kibli? ... Tego jeszcze brakowało...
-Jeśli masz na to wielką ochotę, to możesz pomóc. Ale to dopiero w piątek. Najpierw będzie trzeba ukraść komuś rękawiczki- powiedziała uśmiechając sie w pewnym stopniu ciepło. Nie chciała właściwie za bardzo chłopaka w to mieszać, pewnie zaproponował to z grzeczności i jak najprędzej to odwoła, chociaż pomoc by się jej pewnie przydała. -Nie ma to jak rozmowy nad sedesem. Spojrzała na gryfonka, potem znienaidzonego ślizgona. -Choroby umysłowe najwyraźniej są zaraźliwe.
- Tsaa... Może Candy ma? - zaśmiał się, przypominając sobie jak z Bell potraktowali ją na lekcji zaklęć... było caaałkiem ciekawie... Po chwili obejrzał się na Gabriele... No tak, Ślizgoni szaleją... - Co proponujecie?
-Co ja bym bez ciebie zrobiła?- spytała z usmiechem. Wczesniej nie pomyslala o tej ofiarze. Pedancka siostrzyczka, ofiara losu zrobi wszystko gdy zobaczy tylko jeden druzgoczący wzrok. -Jakbym nie byla sobą, to bym cie wycalowala ze szczescia- mruknęła. Bardziej dla tego, że marzyła o karze i chciała się nią nacieszyć, no i podrzucil jej swietny pomysł. -Jesteś genialny- powiedziała dość głośno. -Tylko co by powiedzial twój ojciec na to, ze pomagasz kolezance w sprzataniu kibli? Nastepnie spojrzała w sufit zastanawiajac się, gdzie sie udac jesli nauczycielka się nie pojawi jeszcze przez długi czas.
Rozejrzała się. Tak jak myślałam! W klasie jest zegarek! Popatrzyła na zegar. - Słuchajcie! Już po lekcji! Miała się już skończyć o dwudziestej! - Krzyknęła i miała racje. Na zegarku, była godzina po dwudziestej. - Dzięki, Wielkie - szepnęła do Wielkiego - dzięki. - Uśmiechnęła się do niego. Polubiła Wielkiego, i to bardzo. Spakowała rzeczy do torby. - To co, idziecie? - Spytała całą klasę. Ona, nie czekając na odpowiedź wyszła, ale nie całkiem. Za drzwiami klasy, zaczekała jeszcze na Nate'a.
- Wiem, dziękuje, polecam sie na przyszłość. - odparł, uśmiechając się szczerze... oh, jak on uwielbia komplementy - Ojciec? Cóż, nie o wszystkim musi wiedzieć. A mojej siostry jak nie było tak nie ma, więc nikt mu o tym nie doniesie... - dodał ze śmiechem - Idziemy? - spytał, zakładając torbę na ramie i wstając. Większość osób tez już szykowała się do wyjścia.
Przez cały czas siedziała z głową położoną na biurku. Gapiła się na te wyczyny reszty, lecz nie myślała o tym, tylko o niebieskich migdałach (znowu!). Nauczycielka się nie zjawiała. Dziwne, chociaż to zdecydowanie było na plus. Obyło się bez wkuwania nudnych cyferek. Gdy zakończył się czas "lekcji", szybko zabrała torbę i wstała. Nie miała zamiaru ani chwili dłużej siedzieć w tym miejscu, więc wyszła z sali i skierowała się do lochów.