Czasem można tu spotkać jakiegoś zabłąkanego ucznia, łazienka jednak nie cieszy się zbytnią popularnością, z prostego powodu - zamieszkuje ją wyjątkowo płaczliwy duch - Jęcząca Marta. Na jednej z umywalek dostrzec można mały rysunek węża, dzięki któremu, jak głosi legenda, można otworzyć przejście do Komnaty Tajemnic.
Ostatnio zmieniony przez Bell Rodwick dnia Sob 6 Wrz 2014 - 17:53, w całości zmieniany 1 raz
Autor
Wiadomość
Vinícius Marlow
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 170,5 cm
C. szczególne : krzywy zgryz, dużo pieprzyków, w tym nad górną wargą. Tatuaż na karku, kolczyk w lewym uchu, spora blizna w prawej pachwinie. Na jego ramieniu zwykle siedzi elficzka
Słysząc jej zdziwioną odpowiedź, wcale nie poczuł się pewniej; wręcz przeciwnie, zaszurał butami o posadzkę, stojąc wciąż po drugiej stronie zamkniętych drzwi. O Merlinie, po co on tu w ogóle przylazł? Mógł zastanowić się choć trochę nim przekroczył próg damskiej łazienki... ale nie, on jak zwykle musiał działać nim pomyślał, zaślepiony chęcią niesienia pomocy, nie zorientował się nawet, że robi coś dziwnego, niewłaściwego i, być może, niepożądanego. Przekrzywił nieco głowę kiedy otworzyła drzwi i w końcu mógł zobaczyć z kim ma do czynienia. I jakież było jego zdziwienie, gdy okazało się, że jest to ta całkiem sympatyczna Gryfonka, która była skazana na wspólną pracę na zajęciach z eliksirów. Jak się nazywała? Coś na F... och... no tak! – Florencja? – nawet nie próbował się uśmiechać, jego twarz, tak samo jak spojrzenie, przepełnione były czystą troską. Dziewczyna była tak przeraźliwie blada, że na moment zapomniał języka w gębie. Przeniósł wzrok na ściskany w rękach szkicownik i dopiero wówczas przypomniał sobie w jaki sposób wydobywa się z siebie dźwięk. – Och, tak, właśnie. Szkicownik. – wolną ręką podrapał się po głowie, zakłopotany. Czy tylko mu się wydawało, czy zabrzmiała jakby była na niego zła? Choć nie, przez ułamek sekundy wyglądała jakby próbowała się uśmiechnąć... to całkiem miłe, zważając na krępującą sytuację, w jakiej się znalazła. W jakiej oboje się znaleźli. – Z końca korytarza widziałem jak go zostawiasz, więc postanowiłem, że Ci go oddam. Dlatego w ogóle... – zmarszczył brwi, gdyż znów odwróciła się w stronę toalety, targana gwałtownymi torsjami. Biedna dziewczyna. Sam widok czy też dźwięk nie obrzydzał go ani trochę, wyznawał bowiem zasadę, że "nic co ludzkie nie jest mu obce". Westchnął. – ...dlatego w ogóle tutaj przyszedłem, strasznie szybko biegasz. Nie zaglądałem do środka, słowo Puchona. – przyjrzał się jej i, wiedziony nagłą myślą, sięgnął ręką do kieszeni spodni. Wyciągnął z niej gumkę do włosów, którą podał dziewczynie, przywołując na twarz łagodny uśmiech. Jako posiadacz stosunkowo długich włosów, zawsze miał kilka przy sobie, pochowane we wszystkich możliwych kieszeniach. Większość była, rzecz jasna, skradziona Plum lub własnej siostrze. – Może lepiej będzie jeśli je zwiążesz, nigdy nie wiadomo. – czy wolała, by sobie już poszedł? Pewnie tak, wcale się nie znali, a on sterczał tu nad nią i uważnie obserwował jak zwraca przetrawioną kolację. Ale nie mógł jej tak zostawić; nie, dopóki nie upewni się, że nic jej nie jest. – Czujesz tylko mdłości, czy może coś Cię boli? Jest Ci zimno? Daj no tu czoło, zobaczę czy masz temperaturę. – podniósł rękę, ale sam nie przekroczył jej przestrzeni osobistej, czekając na zezwolenie. Zdążył się nauczyć, że nie wszyscy godzą się na niezapowiedziane badania.
Z jednej strony cieszyłam się, że ktoś tu ze mną jest - może nie zostawi mnie na pastwę losu i pomoże mi przynajmniej dojść do Pokoju Wspólnego, z drugiej jednak była to dla mnie sytuacja na tyle niekomfortowa i krępująca, że prawdopodobnie będę zmuszona do unikania Puchona na korytarzach do końca swych dni w tej szkole. Mrużąc lekko oczy, popatrzyłam na stojącego nade mną chłopaka i lekko skinęłam głową, gdy przypomniał sobie moje imię. To miłe z jego strony, iż przynajmniej starał się je zapamiętać, czym ja niestety nie mogłam się pochwalić. Westchnęłam chcąc przypomnieć sobie z kim pracowałam na ostatnich zajęciach i kiedy nagle poczułam przypływ geniuszu, znów skierowałam na niego swój wzrok. -Wybacz, ale nie mam siły na myślenie... -Powiedziałam powoli, po czym ostrożnie wstałam z zimnej posadzki i niezgrabnie stanęłam naprzeciwko ciemnowłosego, gdzieś w międzyczasie spuszczając wodę w toalecie. Uśmiechnęłam się lekko, gdy wręczył mi swoją gumkę do włosów i związałam je na czubku głowy w niesfornego koka. -Ty jesteś Finn...albo Viní? Merlinie, zabij mnie, ale nie pamiętam. -Dokończyłam swoją wcześniejszą myśl, ostatnią część zdania pozostawiając jednak pod wielkim znakiem zapytania. Gdzieś z tyłu głowy chodziła mi myśl, że stojący przede mną Puchon to jednak Viní, jednak wolałam się już bardziej nie pogrążać. Zamiast tego chwyciłam trzymaną przez niego zgubę, nie chcąc dłużej kazać mu jej trzymać, a sama podeszłam do umywalek. Nie byłam pewna czy to już (oby!) koniec wymiotów na dziś, jednak korzystając z chwili, kiedy nie czułam, że umieram, postanowiłam przepłukać sobie buzię i doprowadzić się do jakiegokolwiek porządku. -Dziękuje Ci. -Rzuciłam po chwili, odwracając się w jego stronę. Placami oparłam się o umywalkę, a mokre ręce wytarłam o czarne spodnie. Było mi cholernie zimno i nawet fakt, że dłonie myłam gorącą wodą nie sprawił, że zrobiło mi się odrobinę cieplej. Skuliłam się więc, a ręce skrzyżowałam na piersiach z nadzieją, że pomoże to w czymkolwiek, po czym zrobiłam dwa kroki do przodu, aby się do niego zbliżyć. Wydawał się naprawdę przejęty moim stanem zdrowia i gdyby nie fakt, że jest Puchonem, uznałabym to za całkiem podejrzane. -Chwilowo jest mi lepiej, ale wiesz, wolę nie chwalić dnia przed zachodem słońca... -Cały ciężar ciała oparłam na lewej nodze, jednak będąc całkowicie szczerą, miałam niesamowitą wręcz ochotę usiąść, dlatego już po chwili podeszłam do wielkiego okna i opadłam na twardy murek. -Jest mi strasznie zimno, nie masz może jakiegoś koca na zbyciu? -Sama się zdziwiłam, że mam jeszcze jakąkolwiek siłę i ochotę na żartowanie, jednak widok Puchona wyciągającego z kieszeni spodni koc, byłby w tym momencie najpiękniejszym, jaki mogłabym sobie wymarzyć, nie mogłam więc w żartach nie spróbować zadać tak absurdalnego pytania. Uśmiechnęłam się lekko pod nosem i ruchem ręki wskazałam wolne miejsce obok mnie, po czym delikatnie nachyliłam się, aby chłopak mógł sprawdzić, czy mam gorączkę. Czyżbym miała niesamowite szczęście i trafiła na przyszłego uzdrowiciela?
Vinícius Marlow
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 170,5 cm
C. szczególne : krzywy zgryz, dużo pieprzyków, w tym nad górną wargą. Tatuaż na karku, kolczyk w lewym uchu, spora blizna w prawej pachwinie. Na jego ramieniu zwykle siedzi elficzka
Zdecydowanie nie miał jej za złe, że nie zapamiętała jego imienia, wszak rozmawiali ze sobą tylko raz, w dodatku krótko, nie mając ku temu najlepszej sposobności. Ich było dwóch, ona tylko jedna, było mu więc łatwiej zapamiętać jej imię, tym bardziej, że kojarzyło mu się ono z włoskim miastem o, jak słyszał, wyjątkowym uroku. No i warto pamiętać o stanie w jakim się obecnie znajdowała, skupienie swojej uwagi na błahostkach typu "imię kompletnie nieznajomego Puchona" zapewne graniczyło z cudem. – Viní, Finn to ten blondyn. – odpowiedział jej natychmiast, dołączając do tego całkiem sympatyczny uśmiech. – I z całą pewnością nie będę cię zabijać, choć w tej sytuacji pewnie wydaje ci się to być niezłą opcją. – Rozbawiło go to, że spinali włosy w bardzo podobny sposób, równie bezładny, niesforny, a przy tym zupełnie komfortowy. Odwrócił się w jej stronę, ale nie podszedł do niej, zostawiając jej choć trochę przestrzeni wyzbytej od jego natrętnego towarzystwa. Czuł się dziwnie, zwłaszcza kiedy przyjemny ciężar notatnika, który pozwalał mu czymś zająć dłonie, zniknął bezpowrotnie, zostawiając po sobie dziwne uczucie pustki. Wsunął dłonie do kieszeni, nie bardzo wiedząc co miałby z nimi zrobić. Obserwował ją czujnie, gotów interweniować gdyby poczuła się gorzej – mimo że były to tylko wymioty, mogła przecież zasłabnąć i, dajmy na to, uderzyć głową o umywalkę, co byłoby naprawdę niebezpieczne. Miał w planach odprowadzić ją w bezpieczne miejsce, a rozumiał przez to albo Pokój Wspólny, albo Skrzydło Szpitalne. – Och, nie żartuj nawet, nie masz za co mi dziękować. Właściwie chyba tylko zakłóciłem twój spokój. – wzruszył ramionami. Nie mówił tak tylko po to by jakoś ją pocieszyć, rzeczywiście tak uważał. Niemniej, sądził również, że było warto, wciąż nie było bowiem powiedziane, że w niczym się nie przyda. Widział jak się kuli, wpierw jednak postanowił przeprowadzić mocno prowizoryczne "badania", a dopiero potem zająć się podnoszeniem jej komfortu. Podszedł do dziewczyny, która zajęła miejsce na murku i jak zwykle ciepłą dłonią dotknął jej równie ciepłego czoła. Nie niepokojąco gorącego, ale i, jak mu się zdawało, niewystarczająco chłodnego. – Chyba masz trochę za wysoką temperaturę, teraz jest już późno i być może wystarczy ci sen, ale jeśli jutro dalej będziesz się czuć źle, powinnaś pójść do Skrzydła Szpitalnego. – popatrzył w jej oczy – brązowe tęczówki, choć spokojne, wyrażały cały ogrom troski; podobnie jak ton jego głosu. Z delikatnym uśmiechem pokręcił głową, przecząc, jakoby miał mieć przy sobie koc, nie zastanawiając się jednak długo, jednym ruchem ściągnął z siebie zakładaną przez głowę bluzę w kolorze musztardowym i wcisnął ją Gryfonce w ręce. Ot, dosłownie. Gwoli ścisłości, miał pod spodem t-shirt. – Załóż. I nie chcę słyszeć protestów, chyba że noszenie mojego ubrania jest dla ciebie wyjątkowo nieprzyjemną perspektywą. – bluza była czysta, noszona zaledwie kilka godzin, ciepła oraz miękka; pachniała poziomkami, gdyż założył ją tuż po prysznicu. Zajął miejsce na murku, tuż obok niej i położył swój plecak na kolanach, przez moment zawzięcie przegrzebując jego zawartość. Po chwili wydobył z niego to, czego poszukiwał – różdżkę i nieotwartą butelkę wody. – Powinnaś dużo pić żeby się nie odwodnić, ale skoro jest Ci zimno, spróbuję ją podgrzać... – zmarszczył brwi, i skierował różdżkę na butelkę. – Fovere – mruknął i z niezadowoleniem spostrzegł, że zamiast się podgrzewać, zawartość butelki staje się coraz zimniejsza, aż plastikową powierzchnię pokryła cienka warstwa szronu. – O, no serio? Niech to szlag. Fovere – tym razem szron zniknął, a jakże! Przez moment z zadowoleniem patrzył na efekt zaklęcia, aż tu nagle, o wiele szybciej niż się tego spodziewał, ciecz wewnątrz zaczęła wrzeć, parząc go przez cienką warstwę plastiku. Wypuścił butelkę z ręki, a ta potoczyła się po podłodze z towarzyszącym temu charakterystycznym dźwiękiem. – che cavolo... – mruknął pod nosem, z niedowierzaniem wpatrując się w dłoń, która z sekundy na sekundę czerwieniała coraz bardziej. Zamachał nią w powietrzu, chcąc jakoś ją schłodzić, a jednocześnie nie okazać przy Florence jak bardzo go to boli.
Trudno powiedzieć co ją podkusiło do tej przygody, bo nie wiedziała jak inaczej nazwać pomysł z pozowaniem do malunku. Nigdy nie lubiła ani pozować, ani być fotografowaną, nawet na rodzinnych zdjęciach jak się je ogląda to poza tym, że na tle rodziny Dina jest biała jak śnieg, to zawsze ma jakąś skwaszoną gębę przydepniętej żaby. Faktycznie jednak z wiekiem i poszerzaniem i tak wąskich kręgów znajomych Harlow zaczęła ogromnie doceniać artystów, ludzi utalentowanych, ludzi z pasją nawet najmniejszą - obracając te wartości i skręcając w kolejną witkę, którą mogła się w głowie biczować, że sama tak nie umie. Wszystko było lepsze od nauczenia się akceptacji samego siebie, a jak miałaby nauczyć się kochać świat, skoro najbardziej na nim nienawidziła Diny Harlow? Miała kilka ładnych sukienek, kilka kreacji balowych na które pracowała przez całe wakacje i kilka strojów, które odziedziczyła po czterech starszych siostrach. Długi czas spędziła w dormitorium przyglądając się własnemu kuferkowi, jakby to on miał jej wybrać strój i za nią może jeszcze pójść do Łazienki. Finalnie zdecydowała się na zwykłą sukienkę, choć jak każda dziewczynka wiedziała, że najchętniej to by się chciała przeparadować przez całą szkołę w swojej najbardziej ekstremalnej sukni księżniczki, spomiędzy innych łaszków wyłowiła prostą sukienkę w kolorze ciemnej zieleni. Jeśli narzuci na wierzch szatę to może nawet nikt jej nie zatrzyma i nie będzie się głupio pytał gdzie sę tak odstawiła. Klęcząc przy kufrze dotknęła delikatnie stosu parcianych, jasnych sznurków, jedynej posiadanej przez siebie części garderoby, której wiedziała, że najpewniej nigdy nie założy - a którą, paradoksalnie również wiedziała, że jeśli założy to będzie eksponować jak koronę ze szczerego złota. Potrząsnęła złotą grzywą i przebrawszy się naprędce ruszyła pospiesznie w stronę drugiego piętra. Nie umiała nawet sama przed sobą ukryć lekkiego podekscytowania całym tym przedsięwzięciem, więc jak się zjawiła w Łazience jęczącej Marty miała na jasnych policzkach już nawet lekkiego rumieńca. - Hej. - przywitała się z młodszą koleżanką, czując się zarówno pięknie jak i strasznie kretyńsko głupio- Musisz mi powiedzieć co mam robić, bo zupełnie nie wiem. - uniosła w rozbawieniu brwi robiąc rzadko spotykaną, przepraszającą minę. Spojrzała na przyniesione przez Apsley przybory, czy tam sztalugę. Chciałaby mieć w czymś talent, póki co przejawiała jednie talent do wkurwiania innych ludzi. Ba, miała w tym najwyższe noty!
Antoinette, zanim zegar wybił czternastą, wybiegła wręcz z dormitorium ślizgonów, a o biodro uderzała jej torba, wypchana farbami temperowymi oraz innymi rzeczami, niezbędnymi do malowania. A pod pachą dzierżyła płótno rozciągnięte na drewnianych belkach oraz lekką, minimalistyczną sztalugę, którą bardzo łatwo złożyć i rozłożyć. Biegła po schodach, byle nie spóźnić się na spotkanie z Diną, którą panna Apsley ma zamiar namalować. I co więcej - otrzymała od swojego przyszłego modela zgodę! Ostatnio malowała same krajobrazy, a okazja uwiecznienia na blejtramie człowieka była dla niej wielką szansą na to, by zażyć tak jakby... odskoczni od rutyny. A jak wiadomo, rutyna zabija, dlatego trzeba ją usunąć, zanim ta zaatakuje nas w pełni. Nie obchodziły jej pytające spojrzenia innych uczniów, kiedy ta biegła bez opamiętania. Miała to gdzieś, zresztą tak, jak zwykle. Ruda pannica uważała się zresztą za kogoś ponad ich wszystkich, za kogoś nadzwyczajnego, najmądrzejszego, najpiękniejszego... można by tak wymieniać w nieskończoność. Zresztą, ten kto zna panienkę Apsley dość dobrze, zdaje sobie z tego sprawę. W końcu, po jakimś czasie Antoinette mogła otworzyć drzwi do łazienki jęczącej Marty. Z tymi wszystkimi rzeczami mogło się to wydawać niewykonalne, acz ruda pannica poradziła sobie z tym zadaniem wręcz wzorowo. Wchodząc, była przygotowana że zaraz usłyszy jęki ducha dziewczyny, ducha który zamieszkuje to pomieszczenie, ale... nie usłyszała. Niczego. Odetchnęła z ulgą i oparła torbę, blejtram i sztalugę o ścianę, by podejść do Diny i uśmiechnąć się. W tym uśmiechu były wymieszane ze sobą sympatia z poczuciem wyższości. Wybuchowa mieszanka, nie ma co... ale u Antoinette było to jak najbardziej wykonalne. - Ta sukienka zdecydowanie cię pogrubia, ale cóż, może dzięki temu obraz będzie ciekawszy? - powiedziała, każąc jej usiąść na podłodze, a jeśli Dina wykonała polecenie, Antoinette zaczęła chodzić po pomieszczeniu, nie odrywając wzroku od koleżanki, chcąc wyłapać najlepszą perspektywę, by kompozycja była ciekawa. A kiedy już się zdecydowała, uśmiechnęła się przebiegle pod nosem i podeszła do dziewczyny i zaczęła układać fałd sukni w ciekawy sposób, oraz taki, by namalowanie tego wszystkiego było wykonalne. Jednak... młodszej z dziewcząt coś nie pasowało. Coś jej się nie podobało. Ale zanim to odkryła, zaczęła się jeszcze zastanawiać nad kompozycją i ujęciem, a kiedy była już w pełni pewna, jak ma wyglądać obraz, uznała że chodzi jej o... włosy. Dokładnie tak. Dlatego już po chwili powiedziała to, co powiedziała: - Mogłabyś rozpuścić włosy? Nawet jeśli masz przetłuszczone, co by mnie nie zdziwiło, nie przejmuj się, nie pokażę tego na obrazie. - uśmiechnęła się ponownie tą samą mieszanką co wcześniej - była to sympatia wraz z poczuciem wyższości. Jeśli Dina spełniła jej prośbę, Antoinette podeszła do młodej kobiety i lekko potargała jej włosy. Potem stanęła tam, gdzie wcześniej. Sięgnęła po sztalugę, kilkoma sprawnymi ruchami rozłożyła ją, postawiła blejtram... a następnie z torby wydobyła farby temperowe, paletę, szmatę, pędzle oraz słoiczek, który wypełniła wodą. W sumie, stanęła na chwilę tylko po to, by zdobyć wodę, a już po chwili siedziała skrzyżnie na podłodze, przed sztalugą. Westchnęła głęboko, wycisnęła kilka kolorów tempery na paletę, wymieszała je i spojrzała uważnie na swojego modela. - Spokojnie, możesz oddychać, możesz mrugać. Tylko się nie ruszaj. Na razie nie ruszaj się w ogóle, bo będę tworzyła wstępny, ogólny szkic, potem, jak będę pracowała nad danym elementem twojej osoby, powiem ci, czym możesz ruszać, dobrze? - i nie czekając na odpowiedź, sięgnęła po pędzelek ze szczeciny i położyła pierwszą kreskę... I to był początek wielkiej przygody. Malowanie człowieka... ah, jak bardzo ona do tego tęskniła! Dopiero teraz odkryła, jak bardzo.
Trzeba przyznać, że przy całej złośliwości natury blondynki trzeba było się bardzo nastarać, by doprowadzić ją do bladej gorączki. Owszem, złościła się i przekomarzała z całym światem na porządku dziennym, w rzeczywistości jednak do szewskiej pasji czy autentycznych wybuchów potrafił doprowadzić ją mało kto. Dosłownie kilka może osób. Może nawet jedna tylko. Poziom irytacji i złośliwości utrzymywał się na równi stałej, eskalując tylko w towarzystwie jednego bezbrzeżnego kretyna więc na uśmiech sympatii zmieszanej z wyższością odpowiedziała złośliwym uśmieszkiem chochlika. - I tak będzie ciekawszy, bo ja na nim będę. - wzruszyła ramionami, na polecenie by usiadła na podłodze jednak skrzywiła paskudnie twarz. Podłogi były brudne, na dodatek to była podłoga w łazience, a nie raz i nie dwa przecież wylewały tu kibelki i zlewy i ona miała usiąść na tym skażonym gruncie? Przecież jej dupa uschnie i odpadnie! Wyjęła różdżkę by rzucić chłoszczyść i zgrabnie potem usadowiła się z nogami na bok, mrucząc pod nosem, że brud z ziemi Apsley może sobie domalować jak jej na tym zależy. Obserwowała młodszą koleżankę, kiedy tak krążyła w koło jak jakiś szalony, wygłodzony sęp nad padliną i zmarszczyła lekko brwi, by udawać niezadowolenie. Bardzo nie chciała pokazać po sobie, że uwaga z jaką przygląda jej się Apsley bardzo jej odpowiada i czuje się akurat spełniona kiedy znajduje się w centrum czyjegoś świata. Może powinna pozować zawodowo? - Może Tobie się to zdarza, w moim przypadku nigdy. - powiedziała ściągając z włosów gumkę. Chyba by umarła, gdyby wyszła do ludzi z brudną głową. Albo brudnym ubraniem. Albo w ogóle czymś brudnym. W całym kuriozum postaci Harlow najśmieszniejsza była jej bakterio fobia. Prychnęła na to potarganie, jednak zachowała komentarz dla siebie. Nie wiadomo, może Anti w rzeczywistości planowała namalować nastroszoną miotłę albo kurę trzaśniętą przez piorun - kto wie co w tej rudej głowie mogło się uroić. Odprowadziła ją wzrokiem składając dłonie na podołku. - No jakbyś chciała malować coś co nie oddycha i nie mruga to musiałabyś poszukać trupa. - posłusznie jednak, nie chcąc jej psuć koncepcji ani przygotowań znieruchomiała patrząc na nią z lekko podniesionym podbródkiem. Była ciekawa tego obrazu, zawsze darzyła lekką fascynacją malarzy - ciekawe ile w tym zasługi (bądź winy) łabędziowatego padalca.
Antoinette nie skomentowała jej pierwszych jak na tę chwilę słów. Nie skomentowała tego, jak Dina poradziła sobie z brudną posadzką, na której ruda pannica kazała jej usiąść. W sumie, nic jej do tego, póki siedzi, co dla Apsley tu i teraz było najważniejsze. Mogła nawet wyczarować sobie tron, a Antosi to nie powinno obchodzić. Teoretycznie. Chociaż... a jednak, rudzielec postanowił po jakimś czasie rzucić pewien mało przyjemny komentarz na temat tego, co zobaczyła. - Oho, księżniczka nie będzie siedzieć na samej posadzce? W sumie, dobra, niech sobie księżniczka siedzi na czym chce, byle to nie zepsuło kompozycji. - skwitowała to uśmieszkiem, z którego trudno było cokolwiek odczytać. Aczkolwiek cichego komentarza nie dosłyszała. Może to i nawet lepiej? Mówiliśmy o tym, co Antoinette skomentuje, a czego nie. A jednak, nie powiedziała nic na temat tego, co Dina jej odpowiedziała na temat włosów. Cóż, najważniejsze że ta młoda, urodziwa (chociaż ruda nigdy by tego nie przyznała, nawet jeśli ma takie zdanie o Dinie) kobieta zrobiła to, o co ją poproszono, nie? I powinna się z tego cieszyć. Ale dosyć tego. Teraz Antoinette postanowiła poświęcić całą siebie na namalowanie koleżanki, o ile koleżanką może ją nazwać. Ruda pannica nie miała w zwyczaju robienia szkicu ołówkiem na oddzielnej, małej kartce. Nie dzieliła płótna na sześć elementów, by w każdej kratce zawrzeć dany element obiektu, który ma namalować. Obiektu - w tym przypadku był to człowiek, z krwi i kości, z czego dziewczyna bardzo się cieszyła. Ona od razu robiła szkic na płótnie. A jeśli kolor, który utworzyła do stworzenia pierwszych linii nie będzie odpowiadał danemu elementowi, wówczas zamaluje. To właśnie (poniekąd) dlatego wybrała tempery. To jej ulubione farby. Westchnęła głęboko i wstała, by odejść nieco od blejtramu i krytycznym okiem przyjrzeć się pierwszemu szkicowi na przemian zerkając na swoją modelkę. Uznawszy, że wszystko, te proporcje są dobrze odtworzone, uśmiechnęła się pod nosem i ponownie zasiadła przed sztalugą. Westchnąwszy ponownie, spojrzała na Dinę. - Dobra. Wstępny szkic skończony. Teraz będę pracowała nad ramionami. Możesz ruszać wszystkim, tylko nie lewym, bo teraz skupię się na prawym. Kapewu? - spojrzała na kobietę i uniosła nieznacznie lewą brew do góry.
Nie była to najlepsza cecha charakteru Harlow, choć przyznać należy, że w ogóle dobrych cech charakteru nie miała zbyt wiele. Obrzydzenie jakie ją ogarniało w związku z brudem i bakteriami przerastało jednak wszelkie inne fobie i lęki, które składały się na tę spektakularne nieszczęście jakim była jej postać. Wydęła niezadowolona usta na słowa młodszej koleżanki, ale zgodnie z wcześniejszym założeniem nie poruszyła się wcale. - Nie jestem zwierzęciem, żeby się czołgać po glebie. - ucięła sucho, unosząc brwi- Nawet nie próbuj. - może i nie była teraz w nastroju do kombinatoryki stosowanej, ale zasadniczo gdyby konkretna osoba użyła konkretnych argumentów, prawdopodobnie wiłaby się po tej obleśnej posadzce jak piskorz po błotnistym brzegu. Łazienkę wypełniła cisza, wspierana nieśmiało akompaniamentem wody płynącej orurowaniem i cichym szumem bulgoczącej kanalizacji. Gdyby miała sobie wyobrazić swój pierwszy raz jako modelka, pewnie przyszły by jej do głowy całkiem inne możliwości i okoliczności. Pewnie byłby to jakiś romantyczny półmrok, dużo draperii, jakieś poduchy - nikt przecież ni znał jej mrocznego sekretu, jakim było uwielbienie wszelkich, najgłupszych nawet romansideł. Rzeczywistość byłą jednak całkiem inna, miała bowiem podejrzenie, że gdyby nie Apsley to jej pierwsza sesja pozowania odbyłaby się w ciemnej, zimnej piwnicy, gdzie ona byłaby przykuta do ściany. Wzdrygnęła się. - Co? - spojrzała na rudowłosą gdy ta się odezwała i skinęła głową.- Nie będę się ruszać, spokojna Twoja głowa. - westchnęła ciężko. To tak jakby Apsley zakładała, że Dina może ma jakieś owsiki albo ekstatyczną osobowość gryfona i nie idzie jej usiedzieć w jednym miejscu. Faktycznie, zdarzały się chwile zrywu kiedy młoda ślizgonka eskalowała i miotało nią niemiłosiernie jak szmatą na wietrze ale to tak odosobnione przypadki, że trudno się nimi sugerować. - Dużo malujesz portretów? - zagadnęła rzeczowo, bo to w zasadzie dobre jest pytanie, okaże się zaraz, że nie i że pewnie nigdy nie malowała człowieka, a Dina na obrazie będzie przypominać lizaka z oczami i bananem zamiast ust.
- Spokojnie, spoookojnie - Antoinette wykonała wymowny gest rękami, by podkreślić wagę właśnie wypowiedzianych słów, trzymając w palcach jednej dłoni długi pędzel stworzony do odtwarzania szczegółów - A se siedź, jak ci się podoba. Dla mnie najważniejsze, że kompozycja jest odpowiednia. - uśmiechnęła się kącikiem ust. A ona malowała dalej. Tym razem poprosiła, by nie ruszała nogami, gdyż teraz przejdzie do elementu, który jest jej ulubionym - do sukni, a raczej odtworzenia tych wszystkich gnieceń i fałd, jednakże nie zdradziła Dinie, że to jej ulubiony moment. No, może coś wspomniała w liście, aczkolwiek w śladowej ilości. Dość długo męczyła się z paletą, zanim znalazła odpowiedni odcień zieleni, identyczny do tego, jaki widnieje na stroju modelki. A jednak - udało jej się! Wyprodukowała więcej takiej farby, dodała czegoś ciemniejszego i zaznaczyła gniecenia. Miała wielką ochotę w jakikolwiek sposób obrazić znajomą. Ale jak? Nie, nie, teraz to ona skupi się na pracy. Potem może jej dopiec, chyba, że nagle ją oświeci i tym samym odezwie się niezbyt uprzejmie. Cóż, pożyjemy, zobaczymy, a raczej: popatrzymy, jak z banalnych kresek farb tworzy się istne arcydzieło. Bo obraz - co by tu owijać w bawełnę - był naprawdę dobry. - Czy dużo maluję portretów? Przyznam ci się, że ostatnio nie, dlatego kiedy zobaczyłam cię po raz pierwszy, zapragnęłam do tego powrócić. A ostatnimi czasy tworzę obrazy oparte głównie na krajobrazie i martwej naturze. - powiedziała. W końcu, skończyła odtwarzać suknię. Oczywiście, zaraz powiadomiła Dinę, że może już ruszać dolnymi partiami swego ciała. A teraz? Za co się weźmie? Antoinette wstała, cofnęła się o kilka kroków i spojrzała krytycznym wzrokiem na to co do tej pory stworzyła. Tak, spoglądała krytycznym wzrokiem, widząc kilka błędów, których przeciętny pożeracz chleba raczej by nie zauważył. Dla takiej osoby to było po prostu tworzące się dzieło sztuki. Ale nie dla Antoinette. A to dziwne, z reguły jest narcystyczna...
Podobał się jej wyraz twarzy rudzielca, kiedy ta zajmowała się malowaniem. Wydawało się jej bowiem, że dziewczyna przestaje na chwile szczerzyć kły i tryskać jadem, zbyt wciągnięta w swoje malarstwo. Harlow prychnęła jedynie cicho, bo co jej będzie jakaś siksa dawać pozwolenia, żeby siedzieć jak se chce! I tak będzie siedzieć! Głupia, przekorna kuna miała ochotę powiedzieć "A nie, będę się wiercić jak mysza w norze!" ale przecież jej jako modelce też zależało na tym żeby wypaść jak najlepiej na tym malowidle, a nie jak jakieś straszydło. Dostawszy przyzwolenie na ruszanie rękoma podparła się lekko, leniwie rozplatając dłonie i założyła pejs włosów, które wymknęły się jej na twarz za ucho. Rzeczywiście wspomniała w liście o lejących się materiałach, stąd też taki a nie inny wybór sukni studentki. Gdyby mogła wybrać z kufra cokolwiek sama by chciała pewnie byłoby to kompletnie innego kroju. Materiału. I zamysłu. Fakt, że Apsley nie skorzystała z okazji do obrażania Diny mógł być smutnym, ponieważ kto wie, kiedy znów nadarzy się okazja do takiego docinania sobie sam-na-sam? Harlow mimo braku popularności zazwyczaj albo kręciła się w pobliżu innych ślizgonów, albo przypadkiem ktoś kręcił się w pobliżu niej więc taki moment odosobnienia gdzie można byłoby sobie z nią nawytykać wzajemnie i nazwyzywać się od krów zdarzał się raczej rzadko. - No nie da się zaprzeczyć - uniosła brwi z dumą zadzierając podbródek, jakby chciała powiedzieć, że taki już jej nieodparty urok. W rzeczywistości jednak dokończyła zdanie dużo bardziej ponuro- że jestem jak martwa natura. - parsknęła. Martwa w środku. Czuła się pusta od bardzo dawna, nie potrafiąc znaleźć niczego, co mogłoby ją wypełnić. Do czasu. - Chcę zobaczyć inne Twoje obrazy. - powiedziała prostując nogi, gdy Antoinette jej na to zezwoliła. Przeciągnęła zesztywniałe od siedzenia mięśnie pleców i podniosła się z ziemi nie słysząc innych ważnych komend kierowanych w swoim kierunku- Czy mogę mieć kaprys? - zapytała opierając się o umywalkę i spoglądając gdzieś z zamyśleniem w głąb łazienki- Domaluj mi drugą parę ramion. - powiedziała nie wiadomo skąd- Chcę trzymać w nich jabłko i pióro. - nie miała pojęcia czy młodsza koleżanka zgodzi się na taki wymysł, a tym bardziej liczyła na to, że jeśli tak to nie będzie zadawała pytań.
Nie skomentowała w żaden ze sposobów tego, co Dina powiedziała o martwej naturze. Może nawet to i lepiej? Może nawet to i dobrze? Antosia nie będzie miała żadnego punktu zaczepienia, by rozpocząć kłótnię. Zwłaszcza że uznała iż teraz zdecydowanie nie czas na jakiekolwiek docinki, bo musi się skupić na malowaniu. Szło jej dobrze, ba - nawet więcej, niż zwyczajne "dobrze"! A rudowłosa tworzyła. Przez jakiś czas panowała cisza, ale ten stan nie zachował się zbyt długo, gdyż zaraz modelka podjęła wątek innych dzieł Antoinette. Ta ostatnia na chwilę oderwała wzrok, spojrzała na towarzyszkę i zamrugała powiekami. - Pewnie, możesz obejrzeć, mam ich kilka w Dormitorium. Jak będziemy wracały, mogę ci pokazać. - i puściła ku niej porozumiewawcze oczko - Dobrze są ukryte, pewni ślizgoni są na tyle tępi i ograniczeni, że nie potrafią ich znaleźć. Jestem ciekawa, czy i ty należysz do tej grupy, jeśli tak, nie byłabym w szoku. - a jednak, nie wytrzymała. Musiała jej dopiec, w końcu w ten oto sposób ruda się odpręża, nie można zaprzeczyć. A usłyszawszy kolejne słowa blondynki, Antoinette aż upuściła pędzel z włosiem naznaczonym zieloną farbą, pędzel który upadł na posadzkę wyłożoną kafelkami, a kolor tempery zabrudził je. Rozległo się nieznaczne echo, poprzedzone cichym brzdękiem. A sama malarka... no cóż, zaniosła się głośnym śmiechem. No bo po prostu nie wiedziała, jak odebrać te słowa. Żart, prowokację... a może rzeczywiście to było szczere? - Jak chcesz takie dodatki, to leć se do innego artysty, nie do mnie. - skwitowała krótko swój atak śmiechu.
/krótko, bo nie miałam zbytniej ochoty się rozpisywać.
Spojrzała na koleżankę jasnymi oczami, w których zagrała jakaś śmieszna iskierka. - Nie byłam w Twoim dormitorium, to raczej ich nie mogłam znaleźć. - powiedziała z rozbawieniem. Sama w pokoju ukrywała różne skarby i tajemnice, większości z nich zasadniczo wolałaby jednak nikomu nie pokazywać, a już z pewnością nie przypadkowym znajomym z domu. Przejechała palcem po krawędzi ceramiki jednej z umywalek po czym przyjrzała mu się z uwagą i zniesmaczeniem. Skrzaty zajmujące się porządkami powinny lepiej wykonywać swoją pracę, gdyby ona miała skrzata nigdy nikt nie powiedziałby, że źle wykonuje swoje zadania. Była urodzoną cesarzową, doskonałą do rozporządzania podwładnym. Przynajmniej sama lubiła w to wierzyć. Dlatego też z wielkim zniesmaczeniem, ale i zawodem zareagowała na śmiech Apsley. To takie dziwne, że miała jakieś widzi-mi-się związane z tym jak będzie wyglądała na tym obrazie? Zwinęła niezadowolona usta w dzióbek, bo cóż, przyznać się mogła jedynie, że poza nią zna tylko dwójkę innych artystów malarzy - jednemu prędzej rzuciłaby pożogę do pracowni, a druga raczej nie malowałaby kobiet z rogami i mnogością dłoni. - To takie trudne? - zmrużyła nieco złośliwie oczy- Jeśli nie umiesz to wystarczy się przyznać. - również się zaśmiała, choć dużo oszczędniej niż rudowłosa.
No tak. Fakt. Antoinette zupełnie zapomniała, że nie mieszkają razem. No ale cóż, nie rozpacza się nad rozlanym mlekiem, jak to Apsley ma w zwyczaju mówić. Zrobiła z siebie pośmiewisko? Trudno. Chociaż trzeba przyznać, że ta myśl nieco... zbrukała jej opinię o sobie samej. Ale... czy oby na pewno można zmniejszyć jej narcystyczne podejście, to, że siebie uwielbia i uważa za byt najdoskonalszy? To kwestia na pewno godna przemyślenia. Tak czy owak, Antoinette tworzyła dalej. Manewrowała umiejętnie pędzlami po płótnie rozciągniętym na blejtramie, a każdy (pędzel) był inny od poprzednich, Sama "artystka" co rusz wybierała inny rodzaj, grubość i długość włosia, gdyż nie od dzisiaj wiadomo, że chyba każda praca jest różnorodna pod względem faktur, grubości przedmiotów (w tym przypadku - chodzi głównie o ciało młodej ślizgonki, studentki na dodatek). A rudzielec wiedział o tym aż nazbyt dokładnie. To dobrze - dzięki takiej wiedzy mogła poszerzać swoje horyzonty, jeśli chodzi o sztuki plastyczne. Kto wie, może kiedyś przerzuci się na... rzeźbę chociażby? Albo na linoryty? Kto to wie... Nagle z transu, jakim było uwiecznianie na blejtramie swojej znajomej z Domu, wyrwały ją słowa tej ostatniej. Antoinette spojrzała na nią z ewidentnym zniesmaczeniem. Nie, nie, nie powinna być uważana za kogoś, kto czegoś nie umie, zwłaszcza jeśli chodzi o malarstwo. Spojrzała na nią z rozbawieniem na twarzy, chociaż w środku była pełna niepokoju. - Dobra - Antoinette wręcz wrzuciła pędzel do słoiczka z wodą i spojrzała na Dinę z wyższością. Podniosła się i położyła dłonie na biodrach, w ten oto sposób eksponując swoją pewność siebie. W sumie, często tak robiła. W sumie, to był dla niej dobry sposób na pokazanie swojej wyższości innym, bardziej przeciętnym zjadaczom chleba. - To co chcesz, bym jeszcze domalowała?
/ Przepraszam że tak długo kazałam Ci czekać, ale życie mi nie pozwoliło by w ogóle odpalić laptopa.
To domena wychowanków domu węża, by siebie samego stawiać na piedestale i samego siebie mianować królem całego świata. Nic więc dziwnego, że Apsley zakładała, że każdy winien znać jej dorobek, tak jak nic dziwnego w tym, że Harlow wykorzystała jakikolwiek moment by móc się odgryźć złośliwością młodszej koleżance. Antoinette nie pozostawała jej przecież wcale dłużna przez to stałe popołudnie, jakby jedynie oczekiwała i szukała okazji by blondynce dopiec. Taka już ich natura i taka już ich relacja. Obserwowanie artystki przy pracy było ciekawym doświadczeniem, szczególnie po tym jak zbombardowała ją kąśliwymi uwagami. Nie od dziś wiadomo przecież, że Dina uwielbiała gryźć się z każdym z kim popadnie, a kiedy już natrafiała na kogoś chętnego by w tych złośliwościach się zabawić - jedynie nakręcała się bardziej. Uważała Antoinette za godną rywalkę w grze w złośliwości i z zadowoleniem przyjęła tę zniesmaczoną minkę malującą się na twarzy dziewczyny. - Nie wiem, muszę zobaczyć jak wyszło. - powiedziała kapryśnie jak księżniczka i zaśmiała się, trochę zbyt wesołkowato jak na kapryśną księżniczkę. Podeszła do płótna którym Apsley zajmowała się przez ostatni czas i splotła ramiona na piersi by ocenić jej pracę. Nie była wielkim znawcą sztuki, kiedy patrzyła na obrazy interesowało ją głównie to, czy obraz jej się podoba czy nie, bo przecież miała znikome pojęcie o tym czy jest wykonany prawidłowo, czy kolory ze sobą odpowiednio się mieszają, czy jest zachowana dynamika i proporcja. Z obrazu spoglądała na nią blond-włosa dama w zielonej, lejącej się sukni i Dina naprawdę nie umiała znaleźć powodu by się do czegoś przyczepić. Światło grało pięknie w dobranej palecie barw, a po zdecydowanych pociągnięciach pędzla można było poznać, że Apsley wie co robi. - Podoba mi się. - powiedziała dość oczywistym tonem i uśmiechnęła się do rudowłosej ślizgonki- Serio, super praca. Nic bym tu nie zmieniła. - naciągnęła szkolną szatę na balową suknie jaką miała na sobie.
Ależ ona to wiedziała. I to aż nazbyt doskonale. Zdawała sobie sprawę, że jej praca jest świetna. I że najlepiej nic w niej nie zmieniać. Tak, Antoinette była świadoma swojego talentu, i wcale się z tym nie kryła. Po jej wargach przemknął lekki uśmieszek satysfakcji zmieszanej z samozadowoleniem. A jej poprzednia wpadka? Cóż, ruda zdążyła o tym (prawie) całkowicie zapomnieć. Tak - prawie. Prawie robi dużą różnicę, jak powiadają. Ale nie ona. Nie Antoinette. Kiedy Dina była o krok od płótna, zanim jeszcze zdążyła tam zajrzeć, by ujrzeć to istne dzieło sztuki, ruda pannica udawała że nie widzi, co robi jej model (a raczej modelka), dlatego zupełnie ją zignorowała, jasnowłosą piękność odzianą w zieloną suknię, udając, że jest pochłonięta kładzeniem kolejnych plam barwnych na blejtram. Co rusz przysuwała się i odsuwała nieznacznie od swojego dzieła, by ocenić, jak bardzo realistycznie to wygląda. W końcu, kiedy panienka Apsley usłyszała jej słowa, uniosła nieco głowę i spojrzała na koleżankę. Przez chwilę milczała. Jakby oczekiwała, że Dina powie coś jeszcze, ale że wyglądało na to, iż to wszystko, co na chwilę obecną miała do powiedzenia swojej rudej znajomej, ta ostatnia wreszcie zdecydowała się, by pokazać jej, za pomocą słowa mówionego, że usłyszała i zrozumiała. - Kochana moja - zaczęła jakby niepewnie, acz było to raczej złudzenie. Miraż, iluzja. - Ja wiem, że jest dobrze. A nawet lepiej, niż dobrze, i ja też bym nic tu nie zmieniała. - skwitowała, ale pod koniec jej słowa były już wypowiedziane z ewidentną pewnością siebie. Nagle wpadło jej do głowy coś jeszcze - Słuchaj, a jak skończę, chciałabyś sobie wziąć ten obraz do siebie? Bo widzisz, ja mam już sporawą kolekcję, a tobie może się przydać, by chociażby powspominać czasami. Na przykład mnie. - chwila wahania, która nie trwała jednak dłużej niż trzy sekundy. Trzy marne sekundy - I żebyś pamiętała, jak bardzo uzdolniona jestem. Wkrótce potem dziewczęta rozeszły się, każda w inną stronę.
z/t x2
Olivia Callahan
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 173
C. szczególne : lekka wada wzroku; zmuszona jest przez nią nosić okulary, wąskie usta, gęste i długie włosy
Celtycka noc była dla czarodziei niemal tak ważnym wydarzeniem, jak Wielkanoc dla niemagicznych, wiązała się ona z wieloma tradycjami, a jedną z nich było dekorowanie kwiatami pomieszczeń w domu. Z tego powodu, ale również dlatego, że Olivia po prostu kochała kwiaty zaraz po przebudzeniu wybrała się na spacer po terenach zielonych wokół szkoły, aby uzbierać do koszyka, który pożyczyła od skrzatów z kuchni kolorowych chabazi. Zamierzała udekorować nimi nie tylko dormitorium dziewczyn czy Pokój Wspólny Gryfonów - postanowiła ich o krok dalej i udekorować łazienkę Jęczącej Marty. Może wybór młodej Gryfonki był dość szalony, wszakże większość osób omijało to miejsce szerokim łukiem, lecz jej zwyczajnie było szkoda tego płaczliwego ducha, a przecież była ona dziewczyną i pewnie też kochała kwiaty! Z tą myślą w te pędy pokonała ruchome schody, stając w progu łazienki. - Marta! Marta, jesteś tu? - krzyknęła, sprawdzając czy pomieszczenie jest puste. Nie słysząc odpowiedzi weszła do środka, czując dziwną ulgę. Oczywiście nie miała nic do Marty, jednak pewniej się czuła, gdy nie było jej w pobliżu. Położyła koszyk z kwiatami na kamiennej podłodze, dając sobie chwilę na zastanowienie, w jaki sposób upięknić to ponure miejsce.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Darren wracał właśnie z zajęć - szkicował mapy nieba z zaznaczonymi ruchami gwiazd - gdy w okolicach starej, damskiej łazienki usłyszał jakiś żeński głos. Z tego co chłopak wiedział, to była ona opuszczona, gdyż nawiedzał go duch jakiejś niegdysiejszej uczennicy Hogwartu. Dlatego zdziwiło go też, że ktoś był w środku - być może rozgrywały się tam jakieś sprawki spod ciemnej gwiazdy. Powodowany ciekawością uchylił więc drzwi i zajrzał do środka. To co tam zastał nieco go zdziwiło, ale po chwili przypomniał sobie jakie święto się zbliżało. Nieznana mu dziewczyna - widział ją może raz czy dwa w Wielkiej Sali, przy okazji któregoś z posiłków - stała tam z koszykiem pełnych kwiatów, nawołując ducha. Upiększanie łazienki - szczególnie tej opuszczonej - wydawało się Darrenowi nieco dziwnym pomysłem, jednak nie mógł zaprzeczyć temu że ujęła go nieco troska o jedne z najbardziej zapomnianych w Hogwarcie miejsc oraz jego prawie-umarłego rezydenta. Chłopak wślizgnął się do środka i chrząknął, patrząc na dziewczynę lekko rozbawionym wzrokiem. - Celtycka noc w łazience? - powiedział, chichocząc pod nosem - Może pomóc?
Olivia Callahan
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 173
C. szczególne : lekka wada wzroku; zmuszona jest przez nią nosić okulary, wąskie usta, gęste i długie włosy
Z wyraźnym zastanowieniu wymalowanym na dziewczęcej twarzy przyglądała się pomieszczeniu, starając się zwizualizować, jak chciałaby, aby wyglądało. Palcem wskazującym poprawiła okulary spoczywające na jej nosie , które mimochodem osunęły się w momencie, kiedy odstawiała ciężki kosz. Nie przepadała za tymi dużymi oprawkami, uważając, że przesłaniają jej połowę twarzy, niestety była zmuszona nosić je przynajmniej od czasu do czasu. Teoretycznie wzrok się jej poprawiał, jednak wieczorową porą wciąż miała pewne problemy, które przeszkadzały jej w normalnym funkcjonowaniu; nie potrafiła zliczyć ile to razy podtknęła się w dormitorium tylko dlatego, że nie chciało jej się ubrać okularów. Tym razem wolała nie ryzykować. Przez to, że zbyt mocno pochłonięta była wizją jaka rodziła się w jej głowie, nie usłyszała, że ktoś wchodzi do łazienki. Podskoczyła co góry z cichym piskiem strachu, który rozszedł się po pomieszczeniu odbijając się od jego pustych ścian. Odwróciła się, robiąc kilka kroków w tył, z dłonią zaciśniętą na różdżce. Zmarszczyła nos, kiedy w progu ujrzała znanego sobie z widzenia Krukona, choć nawet nie wiedziała, jak chłopka ma na imię. - Wystraszyłeś mnie! - oznajmiła oskarżycielskim tonem, patrząc na niego z wyraźnym zdenerwowaniem, która po chwili ustąpiło. Wzięła głęboki wdech, kręcąc głową. - I co się tak uśmiechasz hm? - zapytała, chociaż i jej kąciki ust uniosły się subtelnie ku górze, a sekundę później twarz brunetki rozjaśnił szczery uśmiech. - Każde miejsce jest dobre, tak myślę - odparła ze wzruszeniem ramion, gdyż dla niej dormitorium czy Wielka Sala, a nawet łazienka Jęczącej Marty nie robiło znaczenia. - A chcesz? - odpowiedziała pytaniem na pytanie, widząc przytaknięcie chłopaka klasnęła podekscytowana w dłonie - To super! - oznajmiła. Podeszła do niego, chwytając za rękę i pociągnęła do miejsca, w którym postawiła kosz z kwiatami. - Tak w ogólne jestem Olivia, ale możesz mówić do mnie Oli - przedstawiła się, jak nakazywały zasady dobrego wychodzenia, obdarzając chłopaka uroczym uśmiechem. - A dlaczego tu właściwie trafiłeś? - zapytała, marszcząc delikatnie czoło, zaskoczona tym, że Krukon trafił do łazienki dziewcząt skąd zazwyczaj chłopcy byli poganiani przez Martę.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
- Przepraszam - powiedział Darren, ledwo powstrzymując śmiech - Straszeniem tu chyba zajmuje się kto inny - dodał, rozglądając się po kabinach, oczekując w każdej chwili niematerialnej głowy wynurzającej się z którejś z nich. - Bardzo chętnie - odpowiedział na pytanie dotyczące chęci pomocy w dekorowaniu opuszczonej łazienki. Po zostaniu dociągniętym w okolice kosza z kwiatami, nieznajoma Gryfonka przedstawiła się - okazało się, że nazywa się Olivia. - Darren Shaw - rzekł Krukon, kłaniając się dwornie i wyciągając różdżkę z rękawa - Orchideus - dodał, po czym teatralnym gestem podał jej wyczarowany bukiet kwiatów... który na pewno przyda się też do udekorowania łazienki - Piękne kwiaty dla pięknej panienki - rzekł, podając jej przywołane storczyki. W końcu Olivia spytała też o to, jak to się stało że Shaw w ogóle się tu znalazł. W odpowiedzi wzruszył ramionami i podszedł do kolumny pośrodku łazienki w której znajdowało się kilka umywalek - oczywiście pełno było na nich zacieków i zaschniętego mydła. Opuszczona - i nawiedzona - łazienka zapewne nie była najwyżej na liście woźnego w kolejności do sprzątnięcia. - Chłoszczyść - mruknął Shaw, machając krótko różdżką i zerkając kątem oka na podnoszącą się powoli pianę, walczącą z brudem na gałkach od wody - Przechodziłem obok i usłyszałem że ktoś tu jest - a to w końcu OPUSZCZONA łazienka - więc zajrzałem do środka... i oto jestem - powiedział, odwracając się i szczerząc zęby do Olivii - Póki Marta mnie nie wyrzuci, chyba mogę ci nieco potowarzyszyć - dodał, mierząc dziewczynę wzrokiem. Nie skłamał gdy nazwał ją "piękną", a opadające na czubek nosa okulary tylko dodawały jej uroku. Ostatecznie wizyta w damskiej łazience mogła nie być takim złym pomysłem.
Olivia Callahan
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 173
C. szczególne : lekka wada wzroku; zmuszona jest przez nią nosić okulary, wąskie usta, gęste i długie włosy
Skierowała na chłopaka spojrzenie mówiące "nic się nie stało", kwitując je uroczym uśmiechem, który mimowolnie uniósł oprawki okularów dziewczyny nieco do góry. Poprawiła je kolejny raz, teatralnie wywracając oczami, z irytacją większą niż zwykle manifestując swoje niezadowolenie z ich powodu. - Marta wcale nie jest taka zła, po prostu czuje się samotna - od razu stanęła w obronie upierdliwego, jęczącego ducha i o ile niejako cieszyło ją to, że przeźroczystej postaci nie ma teraz w łazience, to w gruncie rzeczy czasem lubiła zamienić z nią kilka słów, a przynajmniej do czasu, kiedy płacz Marty, nie zaczynał zbyt mocno oddziaływać na zmysł słuchu. Wzruszyła ramionami, pochylając się w stronę kosza; wzięła w dłonie azalie oraz cyklamen, łącząc je ze sobą za pomocą nitki, która zabrała z dormitorium zanim tu przyszła. - To tak nie do końca jej wina, że musi siedzieć w tej zapyziałej łazience, myślę że każdy z czasem stały się taki jak ona - dodała jeszcze, próbując postawić się w sytuacji nielubianego przez innych ducha, lecz ostatecznie wzruszyła ramionami, nie wiedząc czy ma rację czy jednak są to jej subiektywne odczucia. Gdy chłopak zgodził się pomóc, od razu wręczyła mu związane ze sobą kwiaty. - Te zawiesimy na drzwiach każdej kabiny - oznajmiła - Ale najpierw musimy przygotować wszystkie, żeby poszło sprawniej - dodała, trzeba było przyznać, że w takich rzeczach Oli odnajdywała się idealnie, a dodatku znała się na kwiatach na tyle, by wybrać tylko te z dobrym przesłaniem. Może to w jakiś sposób wpłynie na Martę? Mimochodem zarumieniła się nieco, kiedy Krukon przedstawiając się, wręczył jej bukiet orchidei, które wręcz ubóstwiała. - Darre, a wiesz że orchidee są alegorią zmysłowej, czystej miłości? - zapytała z uśmiechem zatapiając twarz w kwiatach. Przymknęła na chwilę oczy, czując ich cudowny zapach, który pobudzał zmysły. Nie sądziła by chłopak znał symbolikę jakiegokolwiek kwiatka, jednak nie robiło jej to różnicy, wszakże chodziło jedynie o pomoc w strojeniu, a nie doszukiwaniu się znaczenia czy przesłania jakie miało nieść ze sobą to pomieszczenie. - O świetny pomysł - przyznała, kiedy Krukon za pomocą zaklęcia postanowił posprzątać łazienkę, ona zupełnie nie pomyślała by zabrać ze sobą różdżkę, gdyż była fanką ręcznego strojenia aniżeli używania magii. Sama zabrała się do wykonywania kolejnych, takich samych wiązanek. - No cóż, wiem trochę dziwny ten mój wybór - zaśmiała się. Niemniej jednak ucieszyło ją to, że właśnie zyskała pomoc. - Marta naprawdę nie jest taka zła, ale prawda, mogłaby cię wyrzuć - przytaknęła na jego słowa, dlatego jej nieobecność cieszyła Gryfonkę bardziej. Zmarszczyła delikatnie nos widząc, jak Darren mierzy ją swoim spojrzeniem. - Mam coś na twarzy? - wypaliła, wstając z klęczek i podchodząc bliżej niego. Bo przecież bez powodu nie przyglądałby się jej tak badawczo, prawda?
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
- Pewnie masz rację - powiedział Darren, przyjmując od Olivii jedną ręką bukiet kwiatów, drugą kończąc szorowanie umywalek. Empatia, którą dziewczyna okazywała duchowi była naprawdę godna podziwu - choć Shawowi było akurat łatwo ją zrozumieć i przyznać rację, biorąc pod uwagę to, że od swojej babki usłyszał przynajmniej dziesięć razy historię o tym, jak to dziadek Darrena zrobił jej awanturę o wywiezienie części księgozbioru na drugi koniec Brytanii, by wyposażyć tam nawiedzoną przez ducha-bibliofila bibliotekę. - Nie miałem najmniejszego pojęcia - odpowiedział z uśmiechem na pytanie o orchidee, szybkimi ruchami różdżki wiążąc przyniesione kwiaty w girlandy, bukiety i ozdobne wieńce, które miały zawisnąć na drzwiach kabin. Co prawda wzorował się głównie na wiązance, którą Gryfonka już przygotowała, jednak i tak szło mu to przynajmniej znośnie. - Mam nadzieję, że jak już się pojawi, to pozwoli mi tutaj nieco zostać - powiedział, wieszając pierwszy z bukietów na drzwiach, które potraktować też musiał szybkim Reparo, gdyż wisiały na tylko jednym zawiasie. Od razu przejechał też po wszystkich Renevo, by poprawić choć nieco łuszczącą się farbę i rdzewiejące, metalowe fragmenty. Gdy dziewczyna podeszła bliżej, Krukon skończył akurat ozdabianie trzecich drzwi i zabierał się za czwarte. - Nie - powiedział, udając że nie wie o co jej chodzi - Skąd pytanie? - dodał, jednocześnie za pomocą różdżki umieszczając kilka orchidei w kubku na wodę stojącym na pobliskiej umywalce.
Olivia Callahan
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 173
C. szczególne : lekka wada wzroku; zmuszona jest przez nią nosić okulary, wąskie usta, gęste i długie włosy
Olivia nie potrafiła inaczej, jak okazać troskę nawet o ducha, który większość uczniów irytował. Taka już po prostu była - opiekuńcza wobec wszystkich i ciężko było tą cechę z niej wyplenić. Było to zaskakujące, zwłaszcza, że rodzice nigdy nie okazywali wobec niej tego typu emocji, oni po prostu byli i choć w jakiś sposób dziewczyna ich kochała, to nie czuła z nimi takiej więzi, jak chociażby z Boydem. W odpowiedzi na słowa chłopaka, uśmiechnęła się do jego uroczo. Wydawało się, że on rozumie postawę, jaką prezentowała Gryfonka nawet wobec jęczącego ducha. Była to naprawdę miła odmiana, od tych innych ludzi, którzy wciąż powtarzali, że Marta jest upierdliwa i niemiła, jednak żadna z tych osób nie spróbowała postawić się w sytuacji ducha. - W takim razie chyba muszę cię podszkolić - zaśmiała się - Wiesz, żebyś przypadkiem nie powiedział poprzez kwiaty czegoś niemiłego - wyjaśniła, zdając sobie sprawę z tego, że jednak dziewczyny w przeciwieństwie do chłopców zwracają uwagę na takie rzeczy, zwłaszcza w czasie trwania celtyckiej nocy. Darren powinien mieć się w takim przypadku na baczności. Widząc jak chłopak zaczął przy pomocy różdżki związywać kolejne bukieciki zmierzyła go spojrzeniem niebieskich oczu. Podeszła do niego, chwytając za nadgarstek. - Jeśli chcesz wiązać kwiaty, to używaj do tego rąk, nie różdżki - powiedziała pouczająco, patrząc na niego z prośbą wymalowaną na twarzy, po czym wręczyła mu drugi kłębek nici. - Myślę, że uda mi się ją przekonać - oznajmiła, puszczając Darrenowi oczko. Widząc, jak świetnie radzi sobie z uprzątnięciem łazienki nie potrafiła powstrzymać szerokiego uśmiechu, teraz jeśli ktoś przyjdzie tu po nich zapewne nie pozna tego miejsca. - Świetnie wychodzą ci wszystkie zaklęcia - zauważyła, wracając do swojego zajęcia, przeplatając tym razem różowe kwiaty, niebieskimi niezapominajkami, tych rosło wokół zamku naprawdę dużo. Zmarszczyła nos, dając sobie chwilę na zastanowienie, kiedy zaprzeczył. - Bo jakoś tak dziwnie się na mnie patrzysz - oparła, ponownie poprawiając te durne oprawki okularów.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
- Przez kwiaty da się powiedzieć coś niemiłego? - spytał Darren, strojąc kolejne drzwi wiankiem stokrotek - Sądziłem, że mają raczej jedynie pozytywne znaczenia. Shaw nie zastanawiał się nigdy nieco głębiej nad tym, co poszczególne rośliny mogą oznaczać. Oczywiście był świadomy tych raczej powszechnych interpretacji, takich jak róże będące symbolem miłości czy przebiśniegi nowego życia i odrodzenia. Ale orchidee i zmysłowa miłość? Chłopak pierwsze słyszał o czymś takim. - Czekam więc na pierwszą lekcję - powiedział w odpowiedzi na wspomnienie o szkoleniu z kwiatoznawstwa, śmiejąc się. Na prośbę o nieużywanie różdżki Krukon odpowiedział jedynie kiwnięciem głowy, po czym wsunął kawałek drewna do rękawa i przyjął od dziewczyny nici, przez co szybkość jego pracy oczywiście mocno spadła. Zaczął związywać kwiaty manualnie, co jakiś czas zerkając na Olivię, by nieco popodziwiać jak sprawnie szło jej ozdabianie łazienki bez użycia zaklęć. - Z zaklęć jestem nienajgorszy - rzucił Darren, kończąc wiązanie pierwszego bukietu - oczywiście o wiele bardziej krzywego niż te związane za pomocą czarów - Co innego z tego - dodał nieco skwaszonym głosem, wskazując na pozostawiający wiele do życzenia kłąb roślin. Na kolejne zdanie Gryfonki - brzmiące prawie jak zarzut, szczególnie w połączeniu ze zmarszczeniem nosa - Krukon wzruszył ramionami. - Sam uznałbym to za komplement gdyby ktoś na mnie patrzył, mając za konkurencję tyle pięknych kwiatów - powiedział, próbując jakoś poprawić bukiet, by w końcu poddać się i wziąć się za wiązanie drugiego, który po odrobinie treningu miał minimalne szanse na wyglądanie lepiej niż jego poprzednik.
Olivia Callahan
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 173
C. szczególne : lekka wada wzroku; zmuszona jest przez nią nosić okulary, wąskie usta, gęste i długie włosy
- Ależ oczywiście, że tak! - odpowiedziała prawie od razu, wyciągając z kosza goździki , po czym podała je chłopakowi. - Na przykład te białe goździki oznaczają słodki i uroczy, zaś ten sam kwiat w kolorze żółtym symbolizuje pogardę - wyjaśniła, podając zaledwie jeden z wielu przykładów, uśmiechając się przy tym nieznacznie. -Kwiaty potrafią stworzyć między dwójką ludzi niemy dialog, chociaż chłopcy rzadko kiedy zdają sobie z tego sprawę, a dziewczyny zwyczajnie kochają róże, czego nie potrafię zrozumieć - wzruszyła ramionami na własne słowa, ponieważ naprawdę nie potrafiła swoim umysłem pojąć - być może była na to za głupia? - dlaczego spośród tylu pięknych kwiatów, większość przedstawicielek jej płci wybiera czerwoną róże, która dla niej samej była bardzo oklepana i wymagająca najmniej wysiłku ze strony chłopaka, co czyniło go w oczach Oli mało interesującym. Panienka Callahan naprawdę kochała kwiaty, nie tylko ze względu na to, że niosły ze sobą przesłanie, ale również dlatego, że były bardzo delikatne a ich zapach potrafił działać pobudzająco na zmysły. Była w nich też odrobina magii, która przyciągała nie tylko owady, ale również kobiety. - Myślę, że dzisiejszą część naszej lekcji masz zaliczoną, znasz już symbolikę trzech kwiatów, a więc znacznie więcej niż Twoi ewentualni rywale w kolejce do serce dziewczyny - odparła, zaplątując kilka kolejnych wiązanek, jednak tym razem w innych kombinacjach, które chciała zawiesić na starych umywalkach. Wstała z miejsca, podchodząc do nich, będąc bardzo zadowoloną z tego, że Darren uszanował jej prośbę. I o ile brunetce taka forma tworzenia wiązanek sprawiała najwięcej radości, tak wydawało się, że dla Krukona stanowi ona nie lada wyzwanie. Widząc, że brunet ewidentnie sobie z tym nie radzi, podeszła do niego.-Spokojnie, pokażę ci - powiedziała, chwytając jego dłonie w swoje. - Bierzesz wszystkie kwiatki w jedną dłoń, a nitkę w drugą, następnie kilka razy łodygi kwiatów oplątujesz wokół nitką, na koniec robisz pętle, jak przy zwykłym wiązaniu i kokardkę - mówiła, krok po kroku kierując jego dłońmi jak wykonuje się w prosty sposób takie wiązania, a kiedy im się udało, uśmiechnęła się szeroko do chłopaka - Poszło ci naprawdę dobrze - pochwaliła go i nim zdążyła się zastanowić dała mu w nagrodę buziaka w policzek. Zaraz potem puściła jego dłonie, sama wracając do przerwanej pracy. - Ale jeśli nadal ci za bardzo nie wychodzi, to ja mogę wiązać, a ty będziesz wieszał, jesteś ode mnie wyższy, będzie ci łatwiej - zaproponowała, nie chcąc znęcać się czy też zamęczyć chłopaka. Wszakże postanowił pomóc jej z własnej, nieprzymuszonej woli, co było naprawdę urocze. - Ja nie powiedziałam, że nie uznaje tego za komplement, chciałam to po prostu usłyszeć z twoich ust, żeby mieć jasność - wyszczerzyła się patrząc na niego z wesołymi iskierkami w niebieskich tęczówkach - Lubię jasne sytuacje - dodała, nieco poważniejszym tonem, zgodnie z prawdą jaką wyznawała. Chciała powiedzieć coś jeszcze, kiedy nagle w łazience rozległ się głośny huk.
Rzuć kostką:
Spoiler:
1,5 okazało się, że Marta postanowiła wrócić do swojej łazienki, a towarzyszyły temu głośne jęki, niestety zanim Olivia zdążyła cię ukryć przed jej wzrokiem, duch cię dostrzegł. Rzuć raz jeszcze Parzysta nie słuchając ewentualnych wyjaśnień, co robisz w łazience dziewcząt, przypuściła na ciebie atak odkręcając kurki z wodą, która wymierzona była prosto w ciebie - jesteś teraz cały mokry, obyś tylko się nie przeziębił! Nieparzysta słysząc błagania Olivii i przez sympatię, jaką darzy Gryfonkę postanowiła się nad tobą ulitować i kazała wyjaśnić całą sprawę, dokładnie! Lepiej coś wymyśl!
2,4 okazało się, że Marta postanowiła wrócić do swojej łazienki, jednak Olivia w porę zareagowała chowając cię za umywalkami.
3,6 to był fałszywy alarm, trzasnęły drzwi, które zapomniałeś zamknąć, ale strach cię obleciał, co nie uszło uwadze Oli, przyznasz się czy może będziesz zgrywał odważnego?
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Dzięki poradom Olivii kolejna wiązanka wyszła Darrenowi nieco lepsza - jednak "nieco lepszy" bukiet Krukona i tak wyglądał o wiele gorzej niż każdy z przygotowanych przez dziewczynę. Shaw zdecydował się więc na wycofanie się z części przygotowującej bukiety i zaczął po prostu wieszać te, które zdążyli już przygotować. - Nie ma sprawy - powiedział, śmiejąc się - Zresztą, z tego co pamiętam, w regulaminie nie ma punktu zabraniającego spoglądać na przedstawicielki płci pięknej - dodał z udawaną powagą Krukona zaznajomionego z każdym kawałkiem tekstu znajdującym się w tym zamku. Zdążył przystroić kilka kolejnych drzwi od kabin i z dwie umywalki, gdy usłyszał głośny huk, a nad jego głową pojawiła się wrzeszcząca zjawa wyglądająca na kilkanaście lat - i widocznie niezadowolona z tego, że w jej łazience znajduje się mężczyzna. Na szczęście, dzięki wstawiennictwu Olivii, Marta zgodziła się wysłuchać tłumaczeń Darrena, który tak naprawdę nie musiał przecież nic ukrywać i uznał, że w tym przypadku prawda była najlepszym rozwiązaniem - a więc, usłyszenie wrzasków w zwykle opuszczonej łazience, zajrzenie do środka i postanowienie pomóc uroczej koleżance w przystrojeniu miejsca, które zwykle przecież w czasie celtyckiej nocy było puste. - Mam nadzieję, że kilka kwiatów ci nie będzie przeszkadzać, Marto - powiedział Shaw, wskazując na przystrojone kabiny i wyszorowane do połysku umywalki - Obiecuję, że pozbieram wszystko jak już zaczną usychać - dodał, przykładając rękę do piersi i mrugając Olivii jednym okiem. W końcu po przystrojeniu pewnie trzeba będzie to kiedyś posprzątać - a woźny znów mógł nie zaglądać tutaj przez długi czas.
Olivia Callahan
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 173
C. szczególne : lekka wada wzroku; zmuszona jest przez nią nosić okulary, wąskie usta, gęste i długie włosy
Olivia oczywiście nie miała za złe Darrenowi tego, że postanowił odpuści wiązanie kwiatów. Musiała przyznać - szczerze- że nie szło mu to najlepiej, nie miał zdolności manualnych, jednak i tak mocno przysłużył się on do tego, że łazienka będzie wyglądała pięknie w czasie celtyckiej nocy za co już była mu wdzięczna. Zaśmiała się słysząc słowa opuszczające usta Krukona, dotyczące regulaminu - A jestem tam jakiś punkt dotyczący przedstawicielek płci pięknej? - zapytała, pół żartem pół serio, przyglądając mu się uważnie. Mimo, iż sama była prefektem nie znała na pamięć całego regulaminu, uważała, że jest to niepotrzebne, zwłaszcza kiedy można było po niego bez problemu sięgnąć w każdej chwili. Czy powinna to nadrobić w związku z obejmowaną funkcją? Być może, ale to była Olivia Callahan - większego lenia niż ona nie ma. Pojawienie się Marty było dużym zaskoczeniem nawet jeśli Gryfonka wciąż z tyłu głowy miała myśl, że duch pojawić się może w każdym momencie, lecz nie sądziła, iż nastąpi to tak szybko. Oburzenie przezroczystej dziewczyny było uzasadnione, z regulaminu jasno wynikało, że chłopcy nie mają tu wstępu. Na szczęście korzystając z dobrych relacji z Martą, dziewczyna udobruchała ją, a Darren musiał jedynie się wytłumaczyć. Oli skrzywiła się nie będąc do końca pewną czy duch dziewczyny przepada za kwiatami, ale przecież każda z nich kocha kwiaty, prawda?! Brunetka pokiwała pokrzepiająco głową. - Dobrze Ci poszło - stwierdziła, unosząc kciuki ku górze, teraz pozostało im czekać tylko na reakcję Marty.
Rzuć kostką:
Spoiler:
1,5 Marta z założonymi na przezroczystych biodrach dłońmi słuchała twoich wytłumaczeń i wydawała się być przekonana, kiedy dostrzegła, jak puszczasz oczko do Olivi: Rzuć raz jeszcze: Parzysta: zmarszczyła czoło, jednak nie powiedziała na to zupełnie nic "Tylko ma być ładnie, postaraj się" oznajmiła. Nieparzysta: duch zrobił kwaśną minę: "Ty niewdzięczny padalcu!" warknęła "Jak, jak możesz taaaak mamić mnieeee, co ciiii zrobiłam?!" załkała głosem wywołującym gęsią skórkę. Co jej odpowiesz?
2,4 okazało się, że w przeciwieństwie do Olivii Marta nie przepada za kwiatami, ani czystością w tym miejscu "Dlaczego tu tak czysto? Poza tym te kwiaty śmierdzą.." powiedziała. Jaka będzie twoja odpowiedź?
3,6 duch wzruszył jedynie ramionami i po prostu uważniej zaczął ci się przyglądać, ale nie myśl że to koniec.