Polana przed zakazanym lasem, na której zwykle pasą się pegazy. Są w miarę udomowione, lecz niechętnie przychodzą do obcych, są wobec nich nieufne. Występują tu głównie Aetonany, pegazy o gniadym umaszczeniu sierści i ciemnych, niemal czarnych grzywach. Zamieszkują całe wyspy Brytyjskie. Pegazy w zależności od punktów w kuferku z ONMS mogą się różnie zachowywać.
kostki:
0-4 pkt z ONMS - są nieufne, nie podchodzą zbyt blisko i lepiej też do nich nie podchodzić. Mogą być płochliwe i uciekać lub też zaatakować. Jeśli chcesz podejść bliżej rzuć kostką. Parzysta - pegaz spłoszył się i uciekł. Nieparzysta - zostałeś zraniony przez pegaza, musisz odwiedzić skrzydło szpitalne. 5-9 pkt z ONMS - pegaz pozwala podejść do siebie, nawet pogłaskać po łopatce lub nakarmić, jednak uważaj, to nadal dzikie zwierzę. 1, 3 - zwierzak stoi spokojnie, wydaje się zachowywać naturalnie i nie zwracać większej uwagi na to co robisz. 2 - pegaz spłoszył się i uciekł. 4 - zwierzak posłusznie poddaje się twoim próbom oswajania, pozwala się zbliżyć i reaguje neutralnie. 5 - pegaz zastrzygł uszami, a gdy próbowałaś/łeś się zbliżyć kopnął cię, musisz odwiedzić skrzydło szpitalne. 6 - dzięki swojej intuicji i zwierzęcej empatii, pegaz nie miał najmniejszych oporów by z tobą się zaprzyjaźnić. Otrzymujesz 1 pkt do ONMS. 10+ pkt z ONMS - Na tym etapie możesz pozwolić sobie na większe obcowanie z tym niezwykłym zwierzęciem, może spróbujesz pojeździć? Lub wyczyścić? 1, 5 - pegaz bez najmniejszych oporów przyjął cię na swój grzbiet i możesz się cieszyć jazdą na nim. Podczas spaceru znajdujesz gumową piłeczkę. (Gumowa piłeczka służy do zabaw z pegazem i dodaje +1 do ONMS) 2, 4 - coś najwyraźniej poszło nie po twojej myśli, bo koń spłoszył się i uciekł. 3 - pegaz przyjął cię na grzbiet, jednak z krańca lasu dostrzegł jakieś niebezpieczeństwo i pognał z tobą przez błonia. Rzuć ponownie kostką: Parzysta- upadasz boleśnie, bezzwłocznie udaj się do skrzydła szpitalnego. Nieparzysta- koń mimo trudności dał się po chwili opanować, a ty otrzymujesz +1 do ONMS. 6 - nie wiesz co było nie tak, ale pegaz zwyczajnie cię kopnął i uciekł. Udaj się do skrzydła szpitalnego.
Autor
Wiadomość
Freja Nielsen
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 169cm
C. szczególne : śnieżnobiałe włosy; pojedyncze rzemyki na nadgarstkach
- Chyba nie będzie – potwierdziła z uśmiechem, mając nadzieję że w istocie, Olivia bazując na posiadanej przez siebie wiedzy zdoła zabłysnąć intelektem w tym duecie. Freja nie bardzo znała się na walecznych rumakach; były piękne, cieszyły oko i zachwycały posiadaną gracją. Do tego – jak się okazało – były też niezwykle wybredne. - Coś nasz podopieczny kręci nosem – Westchnęła zrezygnowana, kiedy za sugestią Gryfonki podsunęła Anzandowi (czy na pewno dobrze wszystko ustaliły?) soczystą marchewkę pod nos. Pomachała mu nią jeszcze chwilkę przed oczami, ale stworzenie nie wyrażało jakiegokolwiek większego zainteresowania trzymanym przez nią w dłoni warzywem. Więcej, zaczynało wyglądać na szczerze poirytowanego. Szybko odrzuciła nieposmakowane nawet papu na bok i zaczęła przemawiać do zwierzęcia spokojnym głosem; musiały na nowo zdobyć jego zaufanie. - Na pewno nie ma w podręczniku ani słowa o tym, co jest rarytasem dla tego uprzejmego jegomościa? - zapytała @Olivia Callahan cichutko, gładząc jednocześnie pegaza po łbie. Spojrzała z uwagą na rozstawione skrzynie z owadami, mięsem i roślinnością. Może należało przygotować im jakąś proteinową mieszankę? - Dobra, to na pewno roślinożerca - dodała po chwili, kiedy ich kobyłka charknęła z niesmakiem na widok soczystego steka. Ziomek nie miał pojęcia co traci! - Jeśli to graniano - aetonan, to może łapie w locie jakieś przekąski? To musi być męczące schodzić co rusz na ziemię, gdy tylko głód w oczy zajrzy. - Mówiła bez większego przekonania, bo ich pierwsza próba nakarmienia zwierzęcia okazała się być jedną wielką klęską. - Może zmieszamy mu coś zielonego z czymś latającym. O, może z tym chrabąszczem? - zasugerowała z nadzieją, że w główce Callahan również zawita jakaś myśl, która pozwoli im rozwikłać tę trudną zagadkę.
Nikola Brandon
Rok Nauki : VII
Wiek : 21
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : Dość niedbały wygląd, ubranie często połatane kolorowymi materiałami. Szeroki uśmiech z dołeczkami. Świeża blizna na prawej łydce.
-Dzięki... -rzucił nieśmiało w kierunku Ślizgonki, jednocześnie zafascynowany jej zdolnościami z dziedziny transmutacji, ale i ciut zawstydzony własną gafą. Świadom tego, jak żałośnie musiał wyglądać w jej oczach, zebrał się w sobie i już miał kontynuować rozmowę, kiedy wśród zebranych pojawił się nauczyciel. Posłał więc dziewczynie przepraszające spojrzenie, by następnie ruszyć za Swannem przez ogromne drzwi wejściowe. Pogoda na zewnątrz zachęcała do spędzania czasu na świeżym powietrzu - mimo początku września nadal utrzymywały się całkiem wysokie temperatury, słońce świeciło, a nieliczne chmury zapobiegały nieludzkim upałom, które naprzykrzały im się w Nowym Orleanie. Na trawie nadal znajdowała się poranna rosa, którą mogli poczuć, podążając przez szkolne błonia w kierunku Zakazanego Lasu. Niko nie podejrzewał, żeby ich pierwsze w tym roku zajęcia wymagały wejścia między gęsto rosnące drzewa, choć nie pogardziłby równie ciekawą niespodzianką. Im bliżej wejścia do lasu się znajdowali, tym większą nadzieję jawił, w pewnym momencie nauczyciel odbił jednak nieco w bok, prowadząc ich przed ogrodzenie zagrody pegazów. Też niczego sobie tematyka jak na pierwszą lekcję w roku szkolnym... Starał się słuchać uważnie tego, co Swann miał im do powiedzenia, stał jednak ciut za daleko, by dobrze słyszeć wyjątkowo słaby dziś głos profesora. Rozpraszały go także same zwierzaki, które zaciekawione pojawieniem się tak dużej ilości ludzi, podchodziły niepewnie w ich stronę, wprawiając w podziw obserwującego ich Puchona. Na ziemię sprowadził go dopiero ruch otaczających go uczniów, którzy zdążyli dobrać się już w pary i teraz rozchodzili się w kierunku zwierzaków. Nikola jęknął cicho, zdając sobie sprawę, że nie ma pojęcia, kogo przydzielił mu nauczyciel, ani nawet jakie zadanie mieli wykonać. Rozejrzał się gorączkowo dookoła, starając się znaleźć jakieś koło ratunkowe w całej tej beznadziejnej sytuacji, nie chcąc tracić punktów już w pierwszym tygodniu nauki.
A co było złego w drineczkach? Biorąc pod uwagę, że abraksany lubowały się w alkoholu, to przyrządzając napitek zawierający taką substancję, istniała wysoka szansa, że uda im się nakarmić zwierzaka. – Zawsze możemy przygotować taką mieszankę, że zaczną się mienić na wszystkie kolory tęczy. Przy odrobinie szczęścia wpadnie parę dodatkowych punktów – zasugerował niewinnie, uśmiechając się pod nosem. – Skoczę po składniki i coś wykombinujemy. Po tych słowach ruszył w stronę szopy, wskazanej uczniom chwilę wcześniej przez profesora. Chłopak skorzystał z okazji, że akurat kręciło się przy niej mało osób i wepchnął się do środka, zaczynając niemalże od razu przeszukiwać jej wnętrze w poszukiwaniu fantów. Zamiast skupić się na znalezieniu znajomych składników, wrzucał tylko do koszyka losowe próbki karmy i różnego rodzaju napitki, które mogliby wykorzystać. W końcu im więcej opcji będą mieli do wyboru, tym łatwiej przyjdzie dostosowanie się do sytuacji, która mogła się zmienić w niemalże każdej chwili, w zależności do tego, w jakim nastroju były abraksany. Kiedy Ignacy stwierdził, że już ma wszystko, co będzie im potrzebne, wrócił do Morgan, kręcącej się w okolicach skrzydlatych koni. – Już się z którymś zaprzyjaźniłaś? – spytał, pokazując dziewczynie, co ze sobą przytargał.
kostka:71 + 36 + 10 od Yuu = 117, czyli udaje się za trzecim razem
Uniosła zaskoczona brwi, kiedy dotarli na miejsce, bo co jak co, ale jak na pierwsze po wakacjach zajęcia, to Swann rzucił ich trochę na głęboką wodę. Zwłaszcza że - jak się okazało - mieli zajmować się nowymi okazami tych cudownych stworzeń. Nie chciała nikogo obrażać ani nic z tych rzeczy, ale była pewna, że niektórym osobom przydałaby się najpierw jakaś lekcja teoretyczna, a nie taka samowolka, jaką mieli tu mieć. Niby nauczyciel miał nad nimi czuwać, ale przecież i on nie ma oczu dokoła głowy i nie upilnuje kilkudziesięciu osób... - Czekaj, czy ja dobrze zrozumiałam, że mamy eksperymentować z jedzeniem dla tych pegazów? - zwróciła się z marsem na twarzy do @Yuuko Kanoe, z którą przypadło jej dzisiaj współpracować. - Nie wiem, czy to rzeczywiście taki super pomysł, przecież któryś z nich może się zatruć, jak jakiś idiota dla żartu poda mu coś nieodpowiedniego! - wyrzuciła z siebie z niemałym oburzeniem i aż wyrzuciła ręce w powietrze, fukając przy tym z bezsilności. Nie podobało jej się to, ale co miała zrobić? Nie pójdzie się kłócić z profesorem, że to chyba nie jest najlepszy pomysł na zajęcia; ten był w końcu dorosły i już dobre kilka, o ile nie kilkanaście lat grzał stołek, więc powinien wiedzieć, na co dokładnie się pisze. I miała nadzieję, że faktycznie tak jest. Zgodnie jednak z instrukcjami sięgnęła do torby po podręcznik i wciąż mrucząc coś pod nosem, zaczęła przewracać kartki, aż natrafiła na odpowiedni rozdział, choć szczerze powiedziawszy, nawet za bardzo nie potrzebowała tego robić - w końcu ONMS było jej ulubionym przedmiotem i całe życie obracała się w otoczeniu zarówno magicznych, jak i tych zwykłych zwierząt, więc bez większego trudu rozpoznała, z jaką rasą pegaza mają do czynienia. Z racji jednak, iż nadal była nieco zaspana, wolała mieć pewność, że przypadkiem to one nie podadzą koniowi czegoś, co tylko spowoduje u niego nagłą agresję czy jeszcze coś innego. - Okej, nie będzie tak źle. Może zaczniemy od tej paszy? - spytała, podbródkiem kiwając w kierunku wielkiego wora stojącego w kącie, kiedy już dotarły do szopy. Oczywiście dużo też zależało od tego, czy pegaz, którym miały się zająć był granianem czy może jakąś krzyżówką - to by wtedy komplikowało sprawę. - Powinno być dobrze, to wydaje mi się być dość bezpieczną opcją - stwierdziła, wychodząc z powrotem na zewnątrz ramię w ramię z Puchonką i kierując się do swojego podopiecznego. Szybko jednak się okazało, że wcale tak łatwo im nie pójdzie, a Aralgan błyskawicznie oddalił się na drugi koniec polany, dziko przy tym parskając. - Albo i nie - westchnęła, nawiązując tym samym do swojej wypowiedzi sprzed dosłownie chwili.
Yuuko Kanoe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 166cm
C. szczególne : azjatycka uroda, zawsze na nadgarstku ma bransoletkę z wiecznych fiołków i drugą czarno-żółtą z zawieszką borsuka
Cóż chyba obie miały pewne obiekcje odnośnie pewnych eksperymentów. Jeśli chciały wszystko zrobić tak jak należało to musiały działać naprawdę ostrożnie i uważać, by nie podać swojemu podopiecznemu czegoś, co mogłoby mu zaszkodzić. Chociaż miała wrażenie, że nie każdy będzie na tyle rozważny. Z drugiej strony jednak to ufała, że Swann wiedział, co robi i nie mieli do dyspozycji czegoś, co doprowadziłoby do kłopotów zdrowotnych, a jedynie paszę, którą zwierzę jadłoby o wiele mniej chętnie. - Mam nadzieję, że są na tyle wybredne, by nie zjeść nic nieodpowiedniego. Poza tym... nie wydaje mi się, by profesor Swann przygotował coś, co mogłoby im zaszkodzić - powiedziała jeszcze, mając nadzieję, że to chociaż nieco uspokoi oburzoną Krawczyk. Z pewnością nie mogło stać się nic złego, prawda? Tak samo jak Aleksandra postanowiła skorzystać z pomocy podręcznika choć z tego, co pamiętała to kiedyś zajmowała się już pewnym pegazem w czasie zajęć koła przyrodniczego. Co prawda może i był to inny gatunek, ale miała nadzieję, że miały podobne upodobania. - Myślę, że to dobra opcja - stwierdziła, gdy tylko Krawczyk podała jej pierwszy z pomysłów na wyżywienie ich graniana. Niestety ten wzgardził podaną paszą i odsunął się jeszcze dalej. Kanoe przez jakiś czas przyglądała się paszy, którą wybrały i pochyliła się nad nią, by powoli przemieszać ją palcami. Cóż nie wyglądała ona zbyt apetycznie. - Może trzeba ją jakoś urozmaicić? Może wtedy chętniej to zje? - zaproponowała, oficjalnie chcąc podejść do próby numer dwa, licząc, że może tym razem efekt będzie lepszy.
C. szczególne : blizna z pazurów wzdłuż kręgosłupa do połowy pleców; na ramionach tatuaże run nordyckich wpisanych w islandzką, mistyczną symbolikę i zarys skalnych grani
Nie spóźnił się dlatego, że chciał, a dlatego, że nie wyrobił się z prefekciarskimi obowiazkami. Co jednak nie było żadną wymówką. Pognał z tego powodu biegiem do wyjściowej sali, ale nie napotykając żadnej żywej duszy, postanowiła zaryzykować wyjście na zewnątrz. Otwierając drzwi, cieżkimi wrotami przydzwonił w tyłek @Levi O. R. Dare kląc siarczyście pod nosem: — Krukon, rusz się! Jesteśmy spóźnieni! Nie pytając Leviego gdzie szedł i czy na pewno podążał śladami znikających im z horyzontu sylwetek, szarpnął go za fikuśny kołnierzyk, wlekąc za sobą kilka metrów, zanim go puścił, pozwalając mu o własnych siłach dobiec na zajęcia. Sam się zmęczył, nawet nie dlatego, ze nie dbał o kondycję, a przez ostatnie zaniedbanie zdrowia obniżył swoją odporność. Dlatego zgiął się w pół, łapiąc dech, z trudnością, przez ból w krtani. Odkaszlnął krwią, popychając swojego nowego kolegę lekko za ramię w kierunku jedynego pegaza bez przydzielonych mu opiekunów. Łudzil się, że profesor Swann nie zauważy dwójki spóźnionych, ale jeśli nie zdradziło ich przyjście po czasie, być może mógłby zdradzić fakt, ze zanim Gunnar przystapił do zadania, stanął przy skrzydlatym koniu, zwyczajnie gładząc go po karku, nie wiedząc jeszcze na czym polega ich zadanie. — Krukon, ty jesteś ten bystrzejszy. Co mamy zrobić?
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
W zasadzie na niewtajemniczonych jej zachowanie można było uznać za naprawdę irytujące, dziwne i co najmniej nietaktowne aby nie powiedzieć sukowate. W każdym razie starała się tym nie przejmować i robić swoje. Jedyne na co było ją stać to jedynie dawanie pewnych dosyć subtelnych sugestii czy znaków językiem ciała, którego raczej nie opanowała perfekcyjnie. Przynajmniej jeśli nie było mowy o Quidditchu. Głównie w jej nowym leksykonie mowy niewerbalnej znajdowały się takie sygnały jak kiwnięcie czy pokręcenie głową oraz wzruszenie ramionami. Trzy najczęściej używane. Poza oczywiście dosyć oczywistym wskazywaniem czegoś palcem. W momencie, gdy @Cassian H. Beaumont spytał ją o to czy sądzi, że ich wybrany pegaz należy do Aetonów posłała mu jedynie krótkie spojrzenie, które mówiło, że oczywiście dokładnie to miała na myśli. Na jego kolejne pytanie przesunęła jedynie palcem po tekście szukając wzrokiem jakiejś wzmianki, by kolejno postukać w nią palcem. Chyba znalazła. Tak jej się zdawało. Teraz tylko wypadało odpowiednio zidentyfikować składniki paszy, którą mieli w pobliżu i wybrać odpowiednią, co jak się okazało wcale nie było takie proste, bo ich rumak wyraźnie wzgardził wysypaną mu karmą, odchodząc gdzieś na bok i trącając kubełek końskiego żarcia ogonem. Chyba muszą jeszcze nieco pokombinować nim w końcu im się uda.
Levi O. R. Dare
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Ok. +5cm wzrostu przez eleganckie buty na obcasie; dołeczki w policzkach; dużo pierścionków; pomalowane paznokcie; tatuaże
Nic nie wyrywa z zamyślenia tak, jak solidne trzepnięcie masywnych drzwi Hogwartu. Odskakuję gwałtownie do przodu, klnąc już w ambitnej mieszance przekleństw angielskich, francuskich i rosyjskich, w końcu zawieszając się w próbie przypomnienia sobie jeszcze jakiegoś wschodniego odpowiednika "kurwa", ledwo orientując się, że biegnę, a ktoś mnie ciągnie za fraki jak niegrzecznego dzieciaka. Trochę się wyrywam, a trochę ulegam, zaskoczony tą stanowczością nieznajomego i, słodka Morgano, piekielnie nią zaciekawiony. Przystaję obok niego, dysząc ciężko i żałując tych cynamonowych bułeczek, które zjadłem na śniadanie w wyjątkowo haniebnej ilości. W końcu udaje mi się złapać oddech i patrzę na swojego prześladowcę z zaciekawieniem, nie wiedząc jak poinformować go, że wcale nie zamierzałem gonić profesora Swanna i jego zagubionych uczniaków, a profesorkę Vicario i jej roślinki. - Ślizgon, dobrze ty się czujesz? - Pytam, odsuwając się o pół kroku na widok krwistych plamek, które ten odkaszlnął, zaraz łącząc kropki z jego dziwnym głosem i dochodząc do wniosku, że facet nie tylko próbuje mnie porwać, ale jeszcze przy okazji pewnie zabić tajemniczym choróbskiem. - Skąd ja mam... - Ale zamiast burzyć się, że ten cały niebieski kolor mundurka to tylko farsa, a ja na Ravenclaw nie narzekam jedynie z powodu ładnego dopasowania kolorystycznego do mojej karnacji (ale już oczu niezbyt - zieleń zdecydowanie lepiej by podkreśliła seledynowe tęczówki!), po prostu zabieram się za robotę. Jest nią nic innego jak podsłuchiwanie, więc przysuwam się w stronę nieznanych sobie dziewcząt i niby poprawiam buta, którego nawet nie mogę wiązać, bo przecież to eleganckie sztyblety na trzycentymetrowym obcasie. Nie łudzę się jednak co do mojej dyskrecji, bo ani bieganie, ani kasłanie nie mogło zapewnić nam szczególnej niewidzialności, więc kiedy tylko mam okazję, to uśmiecham się ciepło do Puchonek (@Yuuko Kanoe, @Aleksandra Krawczyk). - Dobra, więc chyba mamy rozkminić co to za pegaz i go nakarmić? - Strzelam, to drugie wnioskując po rozmowie dziewczyn, a pierwsze rzucając zupełnie luźno na widok innych uczestników zajęć, którzy przeglądają podręczniki i przyrównują zdjęcia do swoich zwierzęcych podopiecznych. - Znasz się na tym? Skoro tak ganiasz na ONMS... - Zerkam na Ślizgona, który chyba ma dobrą rękę zwierząt, albo zerowy instynkt samozachowawczy, bo już zagarnął kopytnego ptaka dla siebie.
Kostki: Gunnar - 98 Levi - 22 Kuferek - 70pkt od Gunnara Razem - 190
Gunnar Ragnarsson
Wiek : 26
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 188 cm
C. szczególne : blizna z pazurów wzdłuż kręgosłupa do połowy pleców; na ramionach tatuaże run nordyckich wpisanych w islandzką, mistyczną symbolikę i zarys skalnych grani
Skrzydlaty koń wydawał się bardziej niespokojny niż zwykle, kiedy Ragnarsson miał do czynienia ze zwierzętami. Z początku ledwie niecierpliwie tupnął kopytem o ziemię, ale dostrzegając, że to islandczyka nie spłoszyło, chwilę obserwował go jednym ślepiem, zachowawczo, zanim nie zaczął się bardziej niecierpliwić. Gunnar, podejrzewając jakie może być źródło jego zaniepokojenia, uniósł ręce w górę, pokazując zwierzęciu, że wcale nie próbuje go skrzywdzić, ani na siłę narzucić mu się ze swoją obecnością. Cofnął się nawet o krok, zerkając przez ramię, co w tym czasie robił jego nowy kolega. Zmarszczył brwi, patrząc, jak wiąże sobie niewidzialne sznurówki, wgapiając się w tyłki niewinnych puchonek. Odchrząknął wyraźnie. Musiał zwrócić Kanoe honor (kiedy raz podczas zajęć z trytońskiego nie docenił jej urody), ponieważ tyłek miała naprawdę zgrabny. Móglby bez wątpienia konkurować z pośladkami Aleksandry, jednakoż, nie spodziewał się, że Krukon tak bezczelnie zajmie się teraz podrywaniem młodszych (?) koleżanek. Na pewno w stosunku do Ragnarssona. — Ty żartujesz? Naprzód z masłem*, Krukon! — syknął na niego zanim ten zdążył się wyprostować i dać do zrozumienia, że obczajanie dziewczyn w istocie było podstępnym wyciąganiem informacji o treści ich zadania. Cofnął się kolejnych kilka kroków, kiwając głową na chłopaka. — Zajmij się lepiej pegazem, zamiast nieudolnego wyrywania lasek. Wyczuwa ode mnie krew i nie chce mi zaufać. Kucnął w niewielkiej odległości od pegaza, zamiast bezpośredniego nakarmienia go, postanawiając po prostu zdać się na dwie Lewe ręce. Wydając mu wyraźnie polecenie. — Nieważne co mu podasz. Nic mu nie zaszkodzi. Jeśli wyczuje w Tobie przyjaciela, zeżre wszystko, o ile to nie kilogram cukru, który może go zabić. Co nie wyjaśniało dlaczego wszyscy karmili konie kostkami cukru... — I Gunnar. Nie Ślizgon. Skoro Levi był zajęty. Zastąpił go w obserwowaniu Yukoo i Aleksandry. Dlatego na jakiś czas oderwał od niego spojrzenie, zerkając swobodnie w bok, w kierunku puchonek. Zdejmując z palca pierścień atlantów, bawił się nim teraz w dłoni, licząc na to, że szczęśliwy amulet odgoni ból gardła, uporczywe duszności i co rusz odkaszliwaną ropę zakrapianą odrywającą się od krtani krwią. Nawet głos mu wysiadał, przez co wydawanie poleceń Leviemu zdawało się większym wyzwaniem, kiedy ton łamał mu się, zaraz przy pierwszej głosce. Nie zdążył ostrzec kolegi, że pegaz wydaje się jeszcze poddenerwowany obecnością Ragnarssona i w odwecie, zamiast kopnąć oddalonego islandczyka, huknął kopytem krukoński piszczel. Gunnar parsknął krótkim, gardłowym śmiechem i tylko dlatego, że wyrzucił go z siebie ciężko, stłumił go prawie w tym samym momencie. — Nie oswajałeś nigdy dzikich koni, co?
*bezpośrednie przetłumaczenie z islandzkiego na angielski: Áfram með smjörið (Naprzód z masłem, w znaczeniu: Koniec obijania, rusz się do roboty!
- Masłem? - Dziwię się cichym mamrotem, który pewnie i tak umyka uszom mojego rozmówcy, jakiegoś dziwnie rozkojarzonego, albo po prostu nieszczególnie skoncentrowanego na mnie. Próbuję jakoś zorientować się, czy rzeczywiście aż tak pasjonuje się Opieką Nad Magicznymi Stworzeniami, czy może chodzi o coś innego. Wydaje mi się poddenerwowany, niespokojny, może gwałtowny? Ale jest szansa, że bredzę bezmyślnie, bo przecież perspektywę zakrywa mi chrypa ślizgoniego głosu. - Wyrywania? Ależ skąd! Nie mógłbym, przecież jestem tu z tobą - zauważam z rozbawieniem, po puszczeniu mu oczka zerkając przez ramię na Puchonki, by sprawdzić, czy nie słyszały tych okrutnych oszczerstw i nie potrzebowały kolejnego uśmiechu pokrzepienia. - To wyczuwanie od ciebie krwi to akurat mnie też niepokoi. Może się dogadam z tą kobyłą... - Stwierdzam, grzecznie słuchając mojego napastnika, oprawcy i szefa, po jakimś niezgrabnym pogłaskaniu sprawdzając jak wyglądają przygotowane przez Swanna karmy. Nie mam pojęcia co jest czym, więc sypię trochę na ślepo, chcąc sprawdzić, która pasza zainteresuje pegaza. - A miło mi, miło. Levi - przedstawiam się, na chwilę dając się rozproszyć tym zapoznaniem nowego kolegi, by przypłacić to bólem w lewej nodze. Odskakuję jakoś odruchowo, prawie potykam się i wywracam tę karmę, którą pegaz wzgardził; od razu łapię się za nogę i strzepuję ziemię z pulsującego bólem piszczela, szczerym oburzeniem zakrywając wszelki dyskomfort. Boli, ale tragedii nie ma, a skoro nie mam problemu ani ze staniem, ani z chodzeniem, to też nie planuję robić problemów. - No nie, ale chyba raczej nie jest to podstawowa umiejętność każdego czarodzieja... chociaż wychodzi na to, że może powinna być. Weź nasyp jakiegoś innego żarcia- i nie wiem, odsuń się? Po co przylazłeś na ONMS, jak płoszysz zwierzaki, co? - Ufam mu już trochę mniej, bo jego polecenia nie przyniosły mi do tej pory niczego dobrego, ale w moim głosie nie czuć żadnej wrogości, bo daję się zaintrygować tej wzmiance o oswajaniu koni.
Gunnar Ragnarsson
Wiek : 26
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 188 cm
C. szczególne : blizna z pazurów wzdłuż kręgosłupa do połowy pleców; na ramionach tatuaże run nordyckich wpisanych w islandzką, mistyczną symbolikę i zarys skalnych grani
Gunnar wyrwany z obserwacji uniósł brwi patrząc na krukona. Potraktował, szczęśliwie, jego słowa jako żart. Dlatego zareagował na niego swobodnie, bez szczególnego skrępowania. Gdyby wiedział, że Levi rozgląda się tak samo po płci pięknej, jak i po swoich kolegach, być może zareagowałby zupełnie inaczej. Albo dokładnie tak samo. Ciężko było stwierdzić. Gunnar bywał tak samo konserwatywny co liberalny, łącząc oba stanowiska w zadziwiająco dziwnych proporcjach. — Dzięki, stary… ale nie jesteś w moim typie. Chciał siąść na trawce, schodząc Ajaxowi z radaru, i jednocześnie zapewniając sobie większy komfort, ale jego nowy kolega widocznie pojawił się na tych zajęciach typowym przypadkiem, bo nie wyglądał na miłośnika magicznych stworzeń. Dla Gunnara, który wychował się na obserwowaniu naturalnego środowiska zwierząt, to było aż zaskakujące. Mimo wszystko, podźwignął się z westchnieniem z kucek, przeszukując karmy w poszukiwaniu jakiejś, która wydałaby się najbardziej uniwersalna, przeznaczona do podniebienia skrzydlatego konia. Zamiast jednak nasypać karmy do odpowiedniego naczynia, poderwał cały worek z ziemi, ciskając nim w Leviego bez litości dla jego perfekcyjnego stroju. — Lekcja pierwsza. Na ONMS nie przychodź w ciuchach, na których może Ci zależeć. Miał jeszcze spytać, czy krukon ma w sobie siłę, żeby złapać lecący w jego kierunku, ważący dziesięć kilo worek, ale uznał, że zabawniej będzie to sprawdzić w praktyce, dlatego nie ostrzegł go przed rzutem. Był ciekawy, czy jego refleks był tak samo szybki jak uciekanie przed parzystokopytną odnogą konia. — Żeby poduczyć takich laików jak ty z wiedzy niezbędnej dla każdego, szanującego się czarodzieja, a co? — odpowiedział momentalnie, od razu mając w głowie gotową ripostę. Tak naprawdę… obecność stworzeń magicznych go uspokajała. Nie mógł odpuścić sobie lekcji ONMS. Każde inne, owszem, ale wiedza praktyczna podczas zajęć, to coś na co czekał za każdym razem, a czego w Hogwarcie wyjątkowo mu brakowało. — A ty? Wydaje się, że totalnie tu nie pasujesz. Co właściwie tu robisz? Nie to żeby sam go tu zaciągnął siłą… Zwyczajnie nie zauważył możliwego, innego kierunku jaki Levi mógł chcieć obrać, wychodząc przed zamek, zanim Gunnar pokrzyżował mu plany. Uwagę o stanie jego krtani zignorował. Założył ręce na tors, jedną z nich sięgając do swojej krtani, żeby ją rozmasować i zwyczajnie wzruszył ramionami. Nie chcąc się przyznać, ze nasilające się duszności, w końcu i jego samego też zaczynały niepokoić.
Gabrielle Levasseur
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : długie, blond włosy, w okresie letnim - piegi na nosie i policzkach, tatuaż kwiatu niezapominajki na prawym obojczyku
Kostka na karmienie: [url=https://www.czarodzieje.org/t19623p364-kostki#584571] 32 + 18 z ONMS = 50 + 28 @Nikola Brandon
Zaśmiała się cicho słysząc, że wypiła tyle, co on. Lucas chyba naprawdę miał ogromne braki w pamięci jeśli chodziło o ten przedostatni wieczór spędzony w Luizjanie. Przygryzając dolną wargę uśmiechnęła się chytrze, kręcąc przy tym przecząco głową, by dać mu do zrozumienia, że mija się z prawdą. Mógł jej nie wierzyć, jednak to w żaden sposób nie wpływało na rzeczywistość, w której to ona i Max mieli nad Ślizgonkę przewagę. Widząc w kogo kierunku ucieka wzrok przyjaciela, posłała mu wymowne spojrzenie, choć nie skomentowała w żaden sposób jego szerokiego uśmiechu, bo uniemożliwiło jej to pojawienie się nauczyciela. O ile Gabrielle zajęcia z opieki nad magicznymi stworzeniami uwielbiała, o tyle za pegazami przepadała już mniej; nie wiązało się to z żadną przykrą historią czy strachem, po prostu w ich towarzystwie czuła swego rodzaju dyskomfort. Z tego powodu, gdy nauczyciel oznajmił, że dziś przyjdzie im z nimi pracować, a co gorsza karmić je Puchonka zbladła nieco, nie wykazując entuzjazmu, który towarzyszył reszcie uczniów. Zacisnęła dłonie na materiale czarnej szaty, patrząc niepewnie na koniowatego, który został jej przydzielony. Dopiero ruch sprawił, że wyrwana została z dziwnego rodzaju zamyślenia, widząc jak pozostali zaczynają dobierać się w pary, zaczepiając osobę znajdującą się najbliżej niej zapytała z kim ma współpracować i z uśmiechem przyjęła informację, że jest to Brandon. Wiedziała, że w obecności drugiego Puchona poczuje się dużo pewniej. Dlatego nie czekając zbyt długo podeszła do Niko. - Jesteśmy razem w parze - oznajmiła wesoło - Mam nadzieję, że znasz się na pegazach… wiesz co jedzą? - zapytała z wyraźną nadzieją w głosie - Bo wiesz… Ja za nimi nie przepadam i vice versa - dodała.
Lara Burke
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175 cm
C. szczególne : Kolczyk w nosie, oraz obok dolnej wargi, bardzo jasne włosy często ma przy sobie swojego nieśmiałka. Powoli wraca na właściwe tory
Nie spodziewała się, że dziś przyjdzie im bawić się z pegazami przeróżnej odmiany. Nawet nie zamierzała narzekać. Dokładniej mówiąc, nie zamierzała robić nic ponad to, do czego była zmuszona, bądź zobligowana, bo pojawiając się na zajęciach, powinna reprezentować jakiś poziom. Człapała się za uczniami w stronę polany i narzuciła kaptur bluzy na głowę. Następnie głęboko wetknęła swoje dłonie w kieszenie, ignorując wszystko i wszystkich. Nie zwracała uwagi na otoczenie, nie reagowała negatywnie, pozytywnie czy gniewem. Po prostu była, nie reprezentując sobą kompletnie nic. Wysłuchała instrukcji nauczyciela i ruszyła w stronę, gdzie miał znajdować się ich pegaz. Przyglądała mu się przez chwilę czekając na to, jak w polu widzenia pojawią się jej dzisiejsi współtowarzysze. O ile Loulou kojarzyła, tak ze ślizgonem było trochę gorzej. Niemniej, nie zamierzała jakoś szczególnie skupiać się na tym fakcie. Byle odbębnić i wrócić do dormitorium gryfonów... -Więc... - zaczęła bez większego przekonania w głosie. - Macie jakiś pomysł na to, czym je nakarmić? - zapytała, bo sama nie dysponowała żadnym konkretniejszym pomysłem. Jedyne co jej siedziało w głowie to Whisky, bo w sumie każdy lubił Whisky. Ale czy pegazy też? -Może Whisky?
- W porządku, może pójdziemy na jakiś spacer po lekcji? - odpowiedział @Olivia Callahan. Nie wiedział, o czym właściwie chce z nią rozmawiać, ale jakieś towarzystwo było mu potrzebne. Skupił się na tym, co mówił Swann. Pegazy... Mają karmić konie? Ale nudy... - Mhm - zdobył się na tylko taką odpowiedź na zachwyt pani prefekt. Owszem, niektóre były dość niezwykłe, zwłaszcza te z trzema parami kopyt, ale nie wzbudzały w nim aż takiego zainteresowania, na jakie, być może, zasługiwały, zwłaszcza w oczach Gryfonki. Wysłuchał, co Swann mówił, odliczył zgodnie z jego poleceniem i trafił do pary razem z jakąś Krukonką, której nie kojarzył. - Cześć! - przywitał się z @Alise L. Argent, rzucając jej blady uśmiech. - To... idziemy, nie?
Levi O. R. Dare
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Ok. +5cm wzrostu przez eleganckie buty na obcasie; dołeczki w policzkach; dużo pierścionków; pomalowane paznokcie; tatuaże
Śmieję się krótko, nie dając się zrazić odpowiedzią Ślizgona, chociaż muszę przyznać, że pozostawia mi temat do rozmyśleń. Z jednej strony, jest to dość oczywista formułka heteryków, z drugiej strony... po dotychczasowej bezpośredniości swojego rozmówcy jestem w stanie podejrzewać go również o stuprocentową szczerość, w takim wypadku rozważając odebranie jego komentarza jako prawdziwie negatywnego. - No wiesz! Lojalność nie jest w twoim typie? - Obruszam się, chwytając teatralnie szaty na swoim sercu, trzymając się tylko tego, co już ustaliliśmy, czyli mojemu wiernemu wyrywaniu jedynie obecnego partnera. Trochę ignoruję jego słabe samopoczucie, bo przecież bez Gunnara nie byłoby mnie na tych zajęciach. Nie chcę odwalać za nas obu całej ciężkiej - i lekkiej też - roboty, w zamian słuchając tylko jego chrapliwych wskazówek, które niewiele dobrego mi przynoszą. I może trochę księżniczkowo prycham z tym razem prawdziwym oburzeniem, uginając się pod ciężarem odruchowo złapanego worka. Cofam się o krok w celu złapania równowagi i prawie wpadam na tego nieszczęsnego pegaza, ale on tylko szturcha mnie skrzydłem i przysuwa się bliżej. Chyba jest gotów wybaczyć mi niedelikatność, zaintrygowany zapachem trzymanej przeze mnie karmy. - Kto powiedział, że są ciuchy, na których mi nie zależy? - Rzucam już luźniej, zadowolony z wyczuwanego już sukcesu. Sypię pegazowi karmę i zaraz potem rozcieram sobie dłonie, próbując pozbyć się nieprzyjemnego pieczenia dookoła pierścionków, które wbił w palce niezgrabnie złapany worek. - Aaa, czyli odciążasz profesora Swanna. Słusznie, słusznie - mamroczę ironicznie, zaraz z uśmiechem odwracając się do swojego partnera. - Nieudolnie wyrywam krwawiących Ślizgonów, czyli taki mój typowy poniedziałek. - Zerkam jeszcze, czy ta podstępna kobyła faktycznie je, ale wygląda na zadowoloną, więc mogę przysunąć się bliżej Gunnara. - Chociaż dzisiaj, tak dla odmiany, planowałem wybrać się na Zielarstwo, bo profesorka Vicario obiecała zajęcia teoretyczne. A ja... nie jestem za bardzo przygotowany do jakichkolwiek praktycznych... - Zauważam, przyglądając mu się z wyraźnym zaciekawieniem, bo nawet jeśli chwilami wydaje mi się bucem, to jestem gotów założyć się, że coś w nim jest. Ale prawda jest taka, że nawet jeśli nie, to nic straconego, bo przynajmniej mogę uznać, że próbowałem.
Dopóki było w miarę spokojnie i nikt nie rozrabiał bądź nie zachowywał się wobec pegazów zbyt nieostrożnie, Swann siedział na kawałku pnia przy ogrodzeniu, zaciskając szal wokół szyi i od czasu do czasu głośno charcząc. Chyba faktycznie będzie musiał porozmawiać z Perpetuą... - No no, nieładnie się spóźniać, panowie! - skarcił, choć dość łagodnie, @Bruno O. Tarly, @Gunnar Ragnarsson i @Levi O. R. Dare. Gdyby miał więcej siły w sobie, pewnie reprymenda byłaby bardziej ostra i zarobiliby dodatkową pracę, ale ponieważ dziś ledwo nadawał się do prowadzenia tych zajęć, nie mówiąc już o tworzeniu wymyślnych kar, postanowił spojrzeć na to przez palce. - Dobra, dzisiaj wam się upiecze... - dodał słabym głosem, po czym kaszlnął donośnie, odzyskując na chwilę swój normalny, tubalny, magicznie wytworzony głos. - Będziecie pracować we trójkę, dostaniecie Alorkina - powiedział Swann i gwizdnął w charakterystyczny sposób, a za moment spośród drzew Zakazanego Lasu na polanę wybiegł kolejny pegaz, krzyżówka aetonana z granianem. - Spytajcie kolegów, na czym polega wasze zadanie - dodał, bo on sam nie czuł się na siłach, aby powtórzyć cały swój monolog sprzed kilkunastu minut.
Gunnar Ragnarsson
Wiek : 26
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 188 cm
C. szczególne : blizna z pazurów wzdłuż kręgosłupa do połowy pleców; na ramionach tatuaże run nordyckich wpisanych w islandzką, mistyczną symbolikę i zarys skalnych grani
Gunnar stracił już pewność, czy domniemane żarty, które pociagnął faktycznie były żartami, skoro krukon pociągnął je tak daleko i w dalszym ciągu kontynuował. Dlatego właśnie opuścił dłoń z szyi, zaplatajac ręce ciaśniej na torsie. Wpatrywał się w niego w zastanowieniu, ale zaraz, dla rozluźnienia, mimo wszystko zareagował żartem. — Więc wygląda na to, że na następną lekcję będziesz musiał przyjść nago. Gdyby Levi był dziewczyną, zapewne Ragnarsson poczułby jakąś chociaż drobną nutę wyrzutów sumienia, że z impetem cofnęła się w tył, łapiąc worek, ale był facetem, dlatego nie przejął się zbytnio jego reakcją, prostując w ramiona, zanim opuścił je w rozluźnieniu wzdłuż ciała. Prychnął, nie wiedząc, czy następny komentarz chłopaka powinien potraktować poważnie, czy jako kolejny dowcip. — Tiaa? Faktycznie. Nie za dobrze Ci idzie. I korzystając z okazji, że @Bruno O. Tarly w końcu zaszczycił ich swoją osobą, przy opiece nad krzyżóką graniana, Gunnar łupnął z łokcia Leviego, być może używajac do tego więcej siły niż to było konieczne, ale obserwowanie jak krukon wygina się mimochodem pod wpływem impetu w bok, wydawało się szczególnie zabawne. — Uważaj, Levi. Właśnie pojawiła się konkurencja. To mówiąc zwrócił twarz do Gryfona. — Hej, Tarly! Nakarmiliśmy bestię. Masz trzy próby na zidentyfikowanie krzyżówki. Ragnarsson już teraz miał pewne podejrzenia, oceniając głównie anatomię pegaza.
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Wzrok brązowych oczu początkowo wylądował na Swannie. Profesor zawsze słynął z narażania uczniów, nawet jeśli jego egzamin był stosunkowo łatwy, o tyle jednak w tym przypadku mieli się zająć pegazami. Felinus mimowolnie poprawił koszulkę oraz spodnie z czarnego materiału, by następnie spojrzeć, gdy dotarli wszyscy na miejsce, na chodzące, kopytne stworzenia, którymi mieli się dzisiaj zająć. Pytanie na temat pegazów, kiedy to pisał test teoretyczny z Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami, troszeczkę zdawało się go uwalić - a teraz miał jeszcze do czynienia z kolejnymi, zdającymi się wykraczać poza ramy codzienności, poprzez mieszanki krwi. No cóż, trzeba będzie się tym zająć - pomyślawszy, kiedy to przeniósł spojrzenie czekoladowych tęczówek na swoją partnerkę, przywitał się z nią i tym samym zaczął rozmyślać, dlaczego ma do czynienia z prefektem na zajęciach. Czy następne przyniosą mu to samo? Będzie miał na zawsze naklejoną łatkę tego sprawiającego problemy, mimo że tak naprawdę zdarzyło mu się to tylko jeden raz? Westchnięcie, niezbyt wyczuwalne, niezbyt zauważalne, wydostało się z jego ust, kiedy to mury spowijające sylwetkę zdawały się nie ustępować w żaden szczególny sposób. Zawsze taki był. Nieuchwytny. Pozostający poza zasięgiem ciekawskich, być może nawet i wścibskich oczu, kiedy to zdawał się kompletnie nie nawiązywać żadnych głębszych relacji. Chroniący samego siebie, zdający się trzymać w klatce, byleby uczucia nie wyszczerzyły kłów i nie zaatakowały. — Spokojnie, ja też się średnio na nich znam. — zapewniwszy ją z własnym spokojem, zastanawiał się nad wyglądem przydzielonego im kopytnego. Długo to nie trwało, choć momentami marszczył brwi, jakoby analizując wszystkie cechy wyglądu stworzenia. — Mi się wydaje, że ma coś z Graniana. — powiedział i tym samym brązowe oczy wylądowały na rumaku, którego próbował z Victorią nakarmić, ale im to po prostu nie wyszło. Zwierzę było niezadowolone i wydawało się mieć wyrafinowane gusta smakowe, kiedy to wypuszczało powietrze z charakterystycznych dla koni nozdrzy. Niezadowolone. — Z tego, co pamiętam, to Abraksany piją w sumie niemieszaną whisky - gdyby nasączyć nim karmę, jak myślisz? — zaproponował pani prefekt.
Olivia Callahan
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 173
C. szczególne : lekka wada wzroku; zmuszona jest przez nią nosić okulary, wąskie usta, gęste i długie włosy
Mimo koszmarnego nastroju, ciężko było jej odmówić spotkania z Noahem, z tego powodu przytaknęła godząc się na jego prozpozycję zanim nauczyciel zaprowadził ich na polanę pegazów, gdzie zostali podzieleni na pary. Czy jej wydawało czy Freja mimo pozytywnego wydźwięku słów, które opuściły jej usta nie brzmiała zbyt pewnie? Gryfonka zmarszczyła delikatnie czoło patrząc to na swoją partnerkę, to na pegaza. - Będzie dobrze - powtórzyła zdecydowanie zbyt wcześnie, bo kiedy inne pegazy z apetytem zajadały się smakołykami, jakie dawali im uczniowie, ich zaczął prychać z niezadowolenia, gdy Krukonka podsunęła mu marchewkę pod nos. - Może trafił się nam… Czekaj - zamyśliła się na chwilę, w odmętach umysłu próbując znaleźć określenie, którego Fiona - jej młodsza siostra używała zawsze wobec najmłodszego z braci - Francuski piesek - zaśmiała się, choć położenie dziewczyn było dość tragiczne, a większość pegazów została już nakarmiona. Mimochodem na wspomnienie o podręczniku, podeszła do swojej torby, którą odrzuciła nieco dalej od ogrodzenia. Wyjęła z niej opasłe tomiszcze, w spisie treści odnajdując odpowiednią frazę, a następnie stronę. Szybko prześledziła tekst, jednak nie było tam niczego odkrywczego. - Jest tylko informacja o tym, że jest roślinożerny - oznajmiła z cichym westchnięciem rezygnacji. Ponownie chowając książkę i podchodząc do Freji @Freja Nielsen. - To jest jakiś pomysł, ale w jaki sposób zmusić go do lotu? Jeśli rzucimy mu jedzenie możemy spłoszyć resztę zwierzaków. Może po prostu poprośmy Swanna o pomoc - zaproponowała, choć dla niej samej było to niejako ujmą, bo nigdy nie miała problemu z koniowatymi - teraz trafił się ten uparciuch.
Freja Nielsen
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 169cm
C. szczególne : śnieżnobiałe włosy; pojedyncze rzemyki na nadgarstkach
kość na powodzenie: 89 + 10 ONMS = 99 + 56 od Olivki = 155 efekt: po 15 punktów na głowę, sukces za drugim podejściem
Rozglądała się po zgromadzonych sylwetkach z rosnącym niedowierzaniem; jakim cudem poszło im tak łatwo? Przydzielony Krukonce i Gryfonce francuski piesek (zaśmiała się wdzięcznie, gdy Oli użyła tego określenia) patrzył na uczennice z niecierpliwym oczekiwaniem na codzienną porcję szamki, którą powinien już dawno temu dostać. - No już, pyszczku, właśnie kombinujemy... - Uspokajała stworzenie, bo powszechnie wiadomo było, że ten, co głodny, to i groźny. Frei również nie uśmiechało się proszenie o pomoc profesora Swanna; uważała, że na to jest zdecydowanie za wcześnie. Przecież miały za sobą dopiero jedną nieudaną próbę. Nauczyciel najprawdopodobniej zareagowałby w momencie, w którym szykowałyby dla swojego marudnego rumaka coś, co mogłoby mu zaszkodzić. Teraz robił obchód wśród uczniów i uważnie przypatrywał się ich działaniom. Nie mogły dłużej stać jak widły w gnoju - trzeba było działać. - A gdyby tak mu to po prostu... podrzucić? - zapytała, łapiąc w garść trochę uskrzydlonych robaczków, których pancerzyki chrupały dźwięcznie podczas konsumpcji. Dodała do tego trochę siana. Podeszła bliżej parzystokopytnego i podsunęła mu przygotowaną mieszankę pod nos; powąchał ją z zainteresowaniem, ale nie zdecydował się na uszczknięcie choćby odrobiny z frejowej dłoni. Może po prostu jej nie ufał? Nie miała pojęcia; podrzuciła po chwili pokarm delikatnie w powietrze, a zwierzę (szok i niedowierzanie) złapało pyskiem tę pełnowartościową paszę. Czy mogły właśnie odnotować sukces za drugim podejściem?
Przerwróciła oczami, gdy tylko @Alise L. Argent podziękowała jej za opiekę nad Maxem. To, że był wrzodem na tyłku, było za mało powiedziane i Lou miała ochotę zacząć się buntować, ale była poniekąd świadoma, że po części robiłaby to wbrew sobie. W końcu, choć nie chciała się do tego przyznać, lubiła kretyna. Na swój dziwny sposób dał się lubić, choć irytował ją jak mało kto. - Pisał ci? O przysłudze, którą byłam mu winna i jak to wykorzystał? - spytała ostrożnie, przyglądając się badawczo dziewczynie. Owszem, wiedziała, że byli przyjaciółmi, ale nie podejrzewała, żeby chciał pisać o tym, jak wywoływal wizję sam. Z drugiej strony nie znała go aż tak dobrze, mogła się mylić. - Wiesz może, kiedy ma urodziny? Mam coś, co chciałabym mu dać, a wolałabym mieć ku temu powód, żeby nie irytował mnie dogadywaniem, bo skończy z podpalonym tyłkiem - dopytała jeszcze, w temacie Maxa, po czym uśmiechnęła się szerzej i opowiedziała dziewczynie o duchu, który jej towarzyszył w trakcie wakacji. Duch muzyka, przystojny pięćdziesięciolatek, grający na saksofonie. Czasem tęskniła za nim i żałowała, że nie mogła wyslać mu listu. Później przypominała sobie jego gadulstwo i cieszyła się, że wróciła do zamku. Obserwowała, jak Krukonka przesuwa spojrzeniem po pozostałych osobach i miała już dopytać o to zerkanie w jednym kierunku, gdy pojawił się Swann i trzeba było ruszać za nim. - Wolałabym coś o wodnych stworzeniach, bo je przynajmniej znam, a reszta... Nie dajesz korepetycji? - spytała jeszcze dziewczynę z cichym śmiechem, zanim dotarli na polanę, gdzie profesor podzielił ich na pary, dając każdej jednego pegaza. Uśmiechnęła się lekko do @Lara Burke i @Maximilian Felix Solberg, zastanawiając się, czy mają lepszą wiedzę, co do stworzeń, niż ona. Oby, bo jeśli nie, to będą w tyłku trolla. Przyglądała się koniu, starając się przypomnieć sobie, co pamiętała o pegazach, a nie było tego wiele. - Można spróbować z whisky, jeśli weźmie, to będziemy znać, choć po części kim jest... W końcu tylko abraksany ją piją, prawda? - spytała tonem, który jasno wskazywał, że tylko tyle pamiętała. Jakieś konie były super szybkie, testrale raczej niewidzialne... Cóż, to nie były wodne stworzenia, więc nie przykładała większej uwagi do nich. Westchnęła lekko, sięgając po whisky i próbując podać ją koniu. Ten wyciągnął głowę, powąchał, co próbuje mu podać i wytrącił jej miskę z ręki. Tak zmarnować dobry trunek! - No to mamy odpowiedź, czego nie lubi... - westchnęła lekko, spoglądając za rozlanym alkoholem.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Kostka: 6 :) + 7 za mój kuferek +16 od Lary za kostkę + 7 za kuferek Lary + 87 od Lou za kostkę + 6 za kuferek Lou = 129pkt.
Pegazy, które były tematem dzisiejszej lekcji nie były do końca obce Maxowi. Podczas szlabanie w Domu starości w Dolinie Godryka, miał okazję trochę zapoznać się z tymi stworzeniami. Nie był jednak ekspertem w tej dziedzinie i zdecydowanie nie miał pojęcia, co one spożywają. Podszedł do stojących już przy pegazie @Lara Burke i @Loulou Moreau. Kojarzył dziewczyny ze szkolnych korytarzy, ale to by było na tyle. Pamiętał, że z jedną z gryfonek był kiedyś w grupie na innych zajęciach. Przywitał się z nimi i od razu przeszli do myślenia, czym te pegazy nakarmić. -No tak, ta rasa może nie być fanem whisky, ale spróbować nie zaszkodzi. - Zgodził się na pomysł Lary. Okazało się, jednak, że nie do końca próba ta była udana. -Może jakieś mięso? - Zaproponował patrząc na znajdujący się nieopodal stos padliny. Jak nie alkohol to może to zadziała.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Cassian H. Beaumont
Rok Nauki : VI
Wiek : 21
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 170
C. szczególne : Średniej wielkości znamię w kształcie krzyża pod okiem; Silny, szkocki akcent
Cassian obserwował każdy ruch swojej rówieśniczki, z którą właśnie wykonywał zadanie z przedmiotu, którego wręcz nienawidził. Wiedział, że zrozumienie tego co dziewczyna robi pozwoli im uniknąć niepotrzebnych nieporozumień, a tych biorąc pod uwagę pewną niedyspozycję dziewczyny... Mogło być całkiem sporo. Niemniej jednak język ciała potrafił być znacznie bardziej złożony i skomplikowany w rozumieniu niźli jakikolwiek inny. Dlatego też, chociaż sygnały i gesty zdawały się być niesamowicie proste i łatwe w odbiorze, zwłaszcza biorąc pod uwagę mimikę Violetty, to nastawiał się na to, że niedługo mogą przestać takie być.
Zrozumiał delikatną aluzję odnośnie tego jak dokładnie komentuje wszystko to co dziewczyna robi... sam nie wiedział, dlaczego, ale właśnie to uważał za słuszne, choć faktycznie - mogło być to odrobinę idiotyczne. Postanowił więc szczędzić sobie niepotrzebnych słów na przyszłość doceniajac w końcu walory ciszy.
Ponownie jego wzrok spoczął na sylwetce dziewczyny, kiedy ta sporządziła własną paszę dla pegaza. Miał wewnętrznie nadzieję, że to poskutkuje i będą mogli zakończyć to personalne fiasko chłopaka. Niemniej jednak... Szybko się rozczarował. Aeton bowiem niemiłosiernie wzgardził pokarmem dobranym przez krukonkę odwracając się do niej tyłem. Cassian czuł, że teraz jego kolej na to by jakkolwiek zareagować.
Działał instynktownie komponując mieszankę owocowo-liściastą. Taką, która bez wątpienia posmakowałaby zwykłemu, domowemu koniowi. Żałował w tym momencie, że nie ma przy sobie kostki cukru, która w przypadku tych bardziej przyziemnych stworzeń sprawdzała się wręcz idealnie... Najwidoczniej jednak - nie można było mieć wszystkiego. Jakże mocno rozczarował się, kiedy ten ponownie wzgardził posiłkiem przygotowanym przez uczniów. Gryfon nie spodziewał się, że te stworzenia potrafią być aż tak bardzo wyrafinowanymi. Niemniej jednak... Musieli w końcu wypełnić zadanie. - Jakieś dalsze pomysły? - Spytał niepewnie.
Widząc minę Lou, nie mogła ukryć rozbawienia. Gryfonka była tak szczerą i bezpośrednią osobą, że mimika jej twarzy zdradzała absolutnie wszystko. Zresztą, dokładnie pamiętała ich rozmowę nad brzegiem jeziora, która miała miejsce jeszcze przed wakacjami. Już wtedy uprzedzała ją, że Maa nie dało się po prostu nie lubić, bo na swój sposób, miał mnóstwo uroku. Brzydki też nie był. - Hmm? W takie szczegóły się nie wdawał. Powinnam o czymś wiedzieć? - zapytała z uniesioną brwią i błąkającym się na ustach uśmiechem, lustrując błękitnymi oczyma twarz opatuloną wijącymi się lokami. Niczym lwia grzywa. Bardziej syrena czy lew? Alise nie mogła zdecydować. Max pisał, że miał jej sporo do opowiedzenia, jednak nie wdawał się w szczegóły. Wiedziała o wizji, ale nie zdradził nic konkretnego i nie mogła powiązać faktów. - Tak. Miał 14 Sierpnia, jak byliście w Luizjanie. Też muszę wybrać termin i przygotować mu zaległą niespodziankę. Wzruszyła ramionami, mając już prezent dla swojego ukochanego braciszka praktycznie skończony. Bardziej jednak od podarków zależało jej, aby spędzili ze sobą trochę czasu. Powędrowała wzrokiem w stronę Lucasa, przyglądając się mu chwilę w milczeniu, zerkając również na stojącą obok Gabrielle. Jakim cudem ta dziewczyna była taka ładna? Wydała z siebie ciche „hmm”, wracając uwagą do przyjaciółki, na jej wzmiankę o lekcji. - Mogę, jeśli chcesz. Chętnie posiedzę z Tobą nad magicznymi stworzeniami. Wakacje w rezerwacie dały mi naprawdę sporo. - odparła z uśmiechem, zaciskając donie na jej ręku, gdy ruszyły za Profesorem na polanę. Poprawiła torbę na ramieniu, zadowolona z tematu lekcji. Miała z nimi doświadczenie, jej matka miała stadninę i rodzina z jej strony zajmowała się pegazami oraz końmi od pokoleń. Posłała Lou jeszcze uśmiech, zanim ta ruszyła do swojej pary i rozejrzała się w poszukiwaniu własnej.
- Cześć! - powiedziała na dźwięk głosu chłopaka, przesuwając spojrzenie w jego stronę. Uśmiechnęła się na przywitanie, wyciągając dłoń w jego kierunku. - Alise. Miło mi. Tak, pewnie. Nasz to Aetonan, tak? Cofnęła dłoń, gdy je uścisnęli i rozejrzała się dookoła, odkładając torbę na bok. Nic trudnego, pochodziły z Wielkiej Brytanii oraz Irlandii, mieli je w swoich stajniach. Bez problemu dostrzegła brunatnego osobnika, który zawzięcie czyścił sobie skrzydła. Ruszyła w jego stronę. - Zwykle są dość łagodne, chociaż młode samce bywają charakterne, zwłaszcza w okresie największego wzrostu hormonów. Może się zdenerwować, jeśli będziesz zbyt gwałtowny. Spróbujmy klasycznie, jabłko, cukier lub owies. Można posypać jabłko cukrem. Wyjaśniła łagodnie, mając nadzieję, że nie miał nic przeciwko temu, że się odrobinę rządziła. Miała pojęcia na ten temat, była też dobra z ONMS i pracowała z magicznymi stworzeniami. Schylając się po jabłko, przetarła je i odgryzła kawałek, a następnie sypnęła trochę cukru. Nie był dla nich zdrowy, ale kilka ziaren nikogo nie zabije. Podchodząc bliżej, któreś z nich nadepnęło na gałąź i początkowo koń się spłoszył, nie dając im się zbliżyć i tym samym nakarmić. Nie wyglądał na zachwyconego, zarżał pod nosem. Zacisnęła usta, marszcząc brwi i mówiąc uspokajająco, cicho w stronę Pegaza, wyciągnęła dłoń. Z początku powąchał, trącił owoc nosem, aby ostatecznie poruszyć uszami i łakomie sięgnąć po jabłko, zaraz po przełknięciu kierując łeb w stronę Noah'a, po kolejny owoc. Ostrożnie przesunęła palcami po jego szyi, klepiąc następnie delikatnie. Te stworzenia lubiły tego typu pieszczoty. - Ależ Ty jesteś uroczy. - mruknęła cicho, nie mogąc powstrzymać uśmiechu. Rozejrzała się dookoła, jak radzili sobie inni. Chciała przekonać się, na jakie zwierzęta trafili. Dostrzegając Lucasa, przekręciła głowę z zainteresowaniem – nie była pewna, czy miał jakiekolwiek pojęcie o pegazach, a nie miała, jak dać mu wskazówek. Następnie przyjrzała się Lou, której koń miał wyjątkowo ładne umaszczenie.
Olivia Callahan
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 173
C. szczególne : lekka wada wzroku; zmuszona jest przez nią nosić okulary, wąskie usta, gęste i długie włosy
Trzeźwy umysł Freji okazał się wybawieniem dziewczyn - Olivia - choć wydawała się być skoncentrowana na wykonywanym zadaniu - myślami błądziła zupełnie gdzie indziej, w świecie rzeczywistym pozostawiając jedynie swoje ciało. Była osobą, która rzadko prosiła kogoś o pomoc, musiała znajdować w naprawdę patowej sytuacji żeby to zrobić, tymczasem chciała poddać się już po pierwszej, nieudanej próbie, co było zupełnie niepodobne do Gryfonki. Na szczęście towarzysząca jej w dzisiejszej lekcji blondynka nie miała o tym pojęcia, dzięki czemu Callahan uniknąć mogła niepotrzebnych pytań. - Zgadzam się na wszystko - oznajmiła, patrząc jak urocza Krukonka tworzy nieco bardziej - niż zwykle marchewki - skomplikowaną mieszankę, na którą pegaz zareagował entuzjazmem, zaraz łapiąc ją w locie. - Merlinie! Udało się - powiedziała uradowana, widząc jak koniowaty z zadowoleniem zjadła przygotowane jedzenie. - Chyba zaliczyłyśmy zadanie, co nie? - zapytała dla pewności.
Obserwował poczynania Wiktora, z zadowoleniem zauważając, że pegaz pozwolił mu się do siebie zbliżyć. To zwiastowało dobre wykonanie zadania, a co najważniejsze – uniknięcie jakiejś kontuzji czy obrażeń. - Nie wiem, serio. Wydaje mi się, że to jakaś krzyżówka z granianem, bo jest bardzo szybki. Spróbuję podać mu jakąś karmę – stwierdził i ostrożnie podszedł do pegaza, uprzednio biorąc z szopy trochę końskiego żarcia. Wyciągnął przed siebie dłoń, pozwalając zwierzęciu się obwąchać, które może i pozwoliło mu zmniejszyć dystans, ale jedzeniem pogardziło, wytrącając je z ręki swoim pyskiem. – Jedyne, co wiem o pegazach to to, że abraksany żywią się whisky. Może sprawdzę czy zeżre tę karmę nasączoną alkoholem i jeśli tak, to możemy śmiało założyć, że to mieszanka graniana i abraksana – zastanawiał się na głos, kierując swoje słowa do Puchona, w którego spojrzeniu widział dużą fascynację magicznymi stworzeniami. Jak powiedział, tak zrobił i z zaskoczeniem dotarło do niego, że prawdopodobnie miał rację, bo pegaz wpieprzał karmę nasączoną whisky jakby to był najlepszy posiłek w jego życiu. - Chyba nam się udało - posłał triumfalny uśmiech w stronę Wiktora, jednocześnie obserwując czy koń nie zamierza zrobić im krzywdy. Ostrożności nigdy za wiele!