Polana przed zakazanym lasem, na której zwykle pasą się pegazy. Są w miarę udomowione, lecz niechętnie przychodzą do obcych, są wobec nich nieufne. Występują tu głównie Aetonany, pegazy o gniadym umaszczeniu sierści i ciemnych, niemal czarnych grzywach. Zamieszkują całe wyspy Brytyjskie. Pegazy w zależności od punktów w kuferku z ONMS mogą się różnie zachowywać.
kostki:
0-4 pkt z ONMS - są nieufne, nie podchodzą zbyt blisko i lepiej też do nich nie podchodzić. Mogą być płochliwe i uciekać lub też zaatakować. Jeśli chcesz podejść bliżej rzuć kostką. Parzysta - pegaz spłoszył się i uciekł. Nieparzysta - zostałeś zraniony przez pegaza, musisz odwiedzić skrzydło szpitalne. 5-9 pkt z ONMS - pegaz pozwala podejść do siebie, nawet pogłaskać po łopatce lub nakarmić, jednak uważaj, to nadal dzikie zwierzę. 1, 3 - zwierzak stoi spokojnie, wydaje się zachowywać naturalnie i nie zwracać większej uwagi na to co robisz. 2 - pegaz spłoszył się i uciekł. 4 - zwierzak posłusznie poddaje się twoim próbom oswajania, pozwala się zbliżyć i reaguje neutralnie. 5 - pegaz zastrzygł uszami, a gdy próbowałaś/łeś się zbliżyć kopnął cię, musisz odwiedzić skrzydło szpitalne. 6 - dzięki swojej intuicji i zwierzęcej empatii, pegaz nie miał najmniejszych oporów by z tobą się zaprzyjaźnić. Otrzymujesz 1 pkt do ONMS. 10+ pkt z ONMS - Na tym etapie możesz pozwolić sobie na większe obcowanie z tym niezwykłym zwierzęciem, może spróbujesz pojeździć? Lub wyczyścić? 1, 5 - pegaz bez najmniejszych oporów przyjął cię na swój grzbiet i możesz się cieszyć jazdą na nim. Podczas spaceru znajdujesz gumową piłeczkę. (Gumowa piłeczka służy do zabaw z pegazem i dodaje +1 do ONMS) 2, 4 - coś najwyraźniej poszło nie po twojej myśli, bo koń spłoszył się i uciekł. 3 - pegaz przyjął cię na grzbiet, jednak z krańca lasu dostrzegł jakieś niebezpieczeństwo i pognał z tobą przez błonia. Rzuć ponownie kostką: Parzysta- upadasz boleśnie, bezzwłocznie udaj się do skrzydła szpitalnego. Nieparzysta- koń mimo trudności dał się po chwili opanować, a ty otrzymujesz +1 do ONMS. 6 - nie wiesz co było nie tak, ale pegaz zwyczajnie cię kopnął i uciekł. Udaj się do skrzydła szpitalnego.
Przysłuchiwał się jej z uwagą. Spędzanie czasu z uczniami było dla niego przyjemnością, nie tylko na lekcjach ale i poza nimi - taka rola pedagoga, którym Atlas nie był z przypadku. Rozwój pasji do nauki współpracy z braćmi mniejszymi był czymś, co zawsze chciał w ludziach zaszczepiać, ale kiedy spotykał się z osobami takimi jak młoda Brandonówna, ta przyjemność zdawała się większa. Nie oszukujmy się, wielu było uczniów, którym przyswajanie wiedzy szło dość opornie, by nie powiedzieć, że nie szło wcale. - Prawda? W moich stronach uczyliśmy się głównie pracy z abraxanami. - przyznał, a choć zdawać by się mogło, że jeden i drugi gatunek to przecież po prostu skrzydlaty koń, to opieka nad nimi była zupełnie inna - Powiem Ci w sekrecie, że zawsze marzyłem o tym, by rzucić wszystko, kupić mały, cygański wóz, parę abraxanów i żyć w drodze. - -zwierzył jej się żartobliwie, konspiracyjnym szeptem. Kiedy wybrała marchewkę, dokładnie tłumacząc swój wybór, pokiwał z uznaniem głową. - Doskonały wybór. Jestem pełen podziwu tego, jak dobrze odnajdujesz się w tym temacie. - pochwalił- Śmiało, chwytaj marchew, zobaczmy, czy któryś zechce dziś z nami się zaprzyjaźnić. - zachęcił, pakując resztę smaczków do sakwy przy pasku. Powolnym, spokojnym krokiem ruszył w stronę zwierząt, nie zakradając się, nie zakusami, tak, by od razu go widziały i wiedziały, że się do nich zbliża. Niektóre zdecydowały odwrócić się bokiem, inne odeszły kilka kroków sygnalizując, że nie mają ochoty na kontakt, jeden z pegazów jednak podniósł głowę i postawił uszy do przodu, przyglądając się dwójce czarodziejów. Atlas wyciągnął do niego dłoń, dotykając lekko jego białego ganasza i szepcząc czułe, ciche bzdurki, by go oczarować. - Powiedz mi, na czym polegają Twoje zajęcia z hipoterapii? - zapytał Anny, kiedy dołączyła.
Anna Brandon
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 156
C. szczególne : Odznaka prefekta naczelnego na piersi i bransoleta Urqharta na ręce
Atlas żartował, ale Aneczka w pierwszej chwili wzięła to na poważnie. Nie mogła pojąć skąd u jej ukochanego takie swawolne pomysły. Ale oczywiście! Przecież byl półwilem, miał dzikiego, nieokiełznananego ducha i z pewnością takie cygańskie fantazje były mu potrzebne. Poza tym sami, z dala od innych w powozie... - To z pewnością szalenie romantyczna wizja! - powiedziała z zachwytem i zaczęła rozmyślać nad tym, czy można to rzeczywiście zrealizować nie rujnując ich przyszłości. - A w wakacje nawet całkiem realna. Bo przecież nie porzuciłby pan swoich uczniów, prawda? Jest pan nauczycielem pełnym pasji, nie takim za karę, prestiżu albo galeonów, to widać na lekcjach! Bardzo żałuję, że nie dałam rady rok temu pójść na te zajęcia w lesie... Westchnęła i w jej oczach pojawił się autentyczny żal. Uwielbiała las, a nawet jeśli ten był zakazany i niebezpieczny, to z Atlasem przecież nic by jej nie groziło, prawda? Kiedy pochwalił jej wybór, cała się rozpromieniła, chociaż starała powstrzymać swe wzniosłe emocje. Wdech i wydech. Pegazy nie mogły czuć od niej przesadnej energii, bo przecież to też mogło je zaniepokoić. Tak jak nauczyciel Aneczka podeszła zgodnie ze sztuką do wierzchowców. Upatrzyła sobie spokojną i zdaje się nieco ociężałą klacz, która dawała pewne nadzieje. Panienka Brandon ze swoją chorobą nie mogła sobie pozwolić na rozbrykanego młodzika, który podnosiłby jej ciśnienie samą zabawą. Podała gniadej marchewkę i upewniwszy się, że jest przychylnie nastawiona, zaczęła ją głaskać po szyi. - W moich zajęciach chodzi o rozładowanie stresu i ukojenie. Dzięki nim rzadziej się denerwuję i nie muszę sięgać po eliksir spokoju aż tak często. - wyjaśniła usłużnie, a potem rozwinęła temat. - Wszystko zaczyna się od opieki nad koniem, czyszczenia, przygotowania do jazdy. Nic w pośpiechu. Sam kontakt z tymi zwierzętami jest bardzo kojący. Z samą jazdą jest różnie. Czasem to tylko przejażdżka, przy czym nie do końca służy mi kłus anglezowany. Ćwiczebny jest bardziej wskazany, a najlepszy jest spokojny galop. Żadnego ścigania, na skoki czasem mogę sobie pozwolić. W stępie często robię ćwiczenia z woltyżerki rehabilitacyjnej. Trochę gimnastyki, nic spektakularnego. Sporo czasu to praca nad doskonaleniem podstaw i komunikacji z koniem. Ach, no i latając nie wolno mi gwałtownie zmieniać wysokości. Chyba opisała wszystkie najważniejsze rzeczy? Tak jej się w każdym razie wydawało. Wpatrywała się chwilę w klacz, głaszcząc ją z czułością i rozmyślając nad pewną sprawą, aż wreszcie zwierzyła się z nurtujących ją myśli. - Według terapeutki powinnam mieć własnego konia i z nim doskonalić więź. To by przynosiło najlepsze efekty. Ale mama powiedziała, że skoro w Hogwarcie nie można trzymać swoich pegazów, to byłby to zbędny wydatek. Myśli pan... Tak się zastanawiam... Czy jest szansa by mi udzielono zgody na trzymanie tutaj pegaza? Ma sowę, ale żadnego kota ani ropuchy nie posiadam. Gdyby była szansa...
Uśmiechnął się na jej radosny odbiór jego pół-żartem pół-serio zwierzenia. Było mu niezwykle miło, kiedy uczniowie prawili mu takie komplementy, po części dlatego, że to była prawda - został pedagogiem z powołania, a jego największą pasją było zapoznawanie ludzi z urokami życia wśród zwierząt, ale po części dlatego, że był Atlasem. A Atlas bywał okropnie próżny. Komplementami można było, niestety, bardzo wiele u niego zdziałać. - Czy, jeśli chodzi o ukojenie, musi to być praca z końmi? - zainteresował się - Wszak wiele jest zwierząt przy których można pracować w ramach rozładowania stresu. Coś o tym wiem. - zażartował, ale prawdą było, że sam kiedy się czymś kłopotał, chętniej uciekał do towarzystwa zwierząt niż innych ludzi. Wysłuchał jednak jej wypowiedzi do końca, kiwając głową i notując w pamięci jej potrzeby. - W Dolinie mam zaprzyjaźnionego hodowcę, który prowadzi stadninę pegazów. Jeśli Twój wychowawca wyrazi zgodę, następnym razem wybierzemy się właśnie tam. Te pegazy są dzikie. - podkreślił - Możemy spróbować przy nich poobcować, ale nie czułbym się spokojny, gdybyś miała ich dosiadać, a co dopiero wykonywać na nich konkretne ćwiczenia. Do tego zapewne potrzebujemy zrównoważonych koni, wprawionych w takiej pracy. - głaskał jednego z pegazów, który z ciekawością skubał sakwę wiszącą mu przy pasku, wyraźnie wyczuwając ukryte tam smakołyki. Zamyślił się na zadane mu pytanie. - Mógłbym porozmawiać z dyrektor Wang w tej sprawie. - przyznał po chwili zastanowienia - W razie większych kłopotów, mogłabyś go trzymać na moim ranczo, znajduje się pod Doliną Godryka. Niedługo będziesz studentką i do Doliny będziesz mogła chadzać nawet sama. - zauważył i uśmiiechnął się zachęcająco. - A teraz spróbuj zachęcić ją, by podążyła za Tobą. Możesz posłużyć się smaczkiem. - zaproponował podstawową pracę ze zdobywaniem uwagi konia.
Rzuć k6 na to czy klacz idzie za Tobą. Parzysta to sukces. Za każde 3 pkt z ONMS możesz przerzucić kostkę.
Anna Brandon
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 156
C. szczególne : Odznaka prefekta naczelnego na piersi i bransoleta Urqharta na ręce
- Doraźnie oczywiście różne inne stworzenia również bywają pomocne. I nie tylko one, praca z roślinami też mnie uspokaja. Ale to z pegazami i końmi nawiązałam szczególną więź. One... One są wyjątkowe, panie profesorze. Dumne, szlachetne, piękne. Gdyby była zwierzęciem, z pewnością byłaby gorącokrwistą klaczą z solidnym rodowodem. Wszystko się zgadzało. Dalsze słowa nauczyciela jednak kompletnie wytrąciły ją z mentalnej równowagi. Miała ochotę skakać i piszczeć z radości i ekscytacji, ale po pierwsze nie wolno jej było tego robić, a po drugie była damą z Brandonów. - Och, profesorze Rosa! Byłabym zobowiązana! Jeśli rzeczywiście mogłabym go trzymać na pana ranczo... To byłoby wprost idealnie! Nie chciałabym jednak zawracać głowy pani dyrektor na początku roku, z pewnością jest teraz mocno zabiegana. Jestem panu szalenie wdzięczna i z pewnością chciałabym wrócić do tematu w bardziej... Taktownym momencie. Trzymanie swojego pegaza na ranczo Atlasa było dla Aneczki jednoznaczną deklaracją. Jeśli wcześniej miałaby jakiekolwiek wątpliwości (a nie miała), to teraz właśnie by się ich pozbyła. Przecież to było niemal dosłowne zaproszenie do czegoś zdecydowanie poważniejszego! Oczywiście wiedziała, że są sobie pisani, ale ekscytował ją każdy, nawet maleńki kroczek przybliżający ją do przeznaczenia. Polecenie, które wydał Atlas nieco sprowadziło ją na ziemię, ale Aneczka wciąż nie mogła powstrzymać myśli, które sprawiały, że jej oczy błyszczały szaleńczo. Pogłaskała raz jeszcze klacz, a potem odeszła kawałek, zachęcając ją, by do niej podeszła. W pierwszej chwili pegazowa panna nie wydawała się szczególnie przekonana, by do niej podejść, ale szybko zmieniła zdanie, kiedy zobaczyła położoną płasko na dłoni marchewkę. Smaczek zachęcił ją by podejść do puchonki, a ta z zachwytem się temu przyglądała, by ostatecznie znów pogłaskać stworzeniem i zachęcić do dalszego spaceru. Klacz wydawała się całkiem skora do współpracy, choć trzeba było ją przekupić by nie zwalniała tempa i dalej podążała za uczennicą. W końcu jednak przekonała się do niej na tyle, że smaczki pojawiały się coraz rzadziej, aż wreszcie puchonka spacerowała krok w krok ze skrzydlatym konikiem, udowadniając, że rzeczywiście ma rękę do zwierząt.
Pokiwał głową, wysłuchując jej słów. Zgadzał się z tym, że konie miały w sobie pewną dumę i piękno, zaklęte w ruchach i budowie ciała, ale byłby w stanie wymienić przynajmniej pięć innych gatunków, przy których praca przynosiła mu niezwykle wiele satysfakcji i odprężenia, w tym swoich własnych uczniów ze szkoły, w której oboje przebywali. - Bez obaw, wrócimy do tego tematu w szkole. - powiedział posyłając puchonce łagodny, ciepły uśmiech, jasnymi oczyma przyglądając się temu, jak radziła sobie z klaczą, którą wybrała. Dłonią gładził miękkie futro tego, który stał obok niego, stado wydawało się być spokojne i zrelaksowane, nie widząc w ich dwójce żadnego zagrożenia. Być może oboje sprawiali dobre wrażenie, a nie tylko obecność półwila i jego uroku wpływała na ten przyjemny widok. - Świetnie Ci idzie, Aniu. - pochwalił - Widać, że masz doświadczenie w pracy z tymi zwierzętami. Wygląda na to, że klacz Ci ufa. - ocenił - Czy wiesz po czym można poznać, że koń jest spokojny i zrelaksowany? - zapytał, wskazując na jej kompankę- Bardzo wiele o osobowości i samopoczuciu koniowatych można wyczytać z ruchu ich ciała, ułożenia głowy, uszu, czy nawet dolnej wargi. - naprowadził na to, o co pytał, chcąc by wyniosła z tych zajęć dodatkowych najwięcej jak tylko mogła. Rozważał posadzenie ją na jednego z tych pegazów, powoli przekonując się do ich spokojnego usposobienia dzisiejszego dnia.
Rzuć kością na to, czy klacz dalej spokojnie z Tobą współpracuje. Zasady takie jak wyżej, parzysta to sukces. Nieparzysta - klacz podnosi głowę i zaczyna czegoś nasłuchiwać w lesie.
Anna Brandon
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 156
C. szczególne : Odznaka prefekta naczelnego na piersi i bransoleta Urqharta na ręce
Kostka: 3 przerzucone na 3 i znów przerzucone na 3 xD
- Kiedy koń jest zrelaksowany, na obwisłe uszy. Nadstawianie ich naprzód oznaczałoby zaciekawienie, a skulone, położone po sobie akcesję. - zaczęła opowieść Aneczka, dumna z pochwał i chcąca się jeszcze bardziej wykazać. - Ogon zrelaksowanego konia swobodnie się kołysze, chrapy też są rozluźnione. Chciała opowiedzieć więcej, ale klacz nagle straciła nią zainteresowanie i zaczęła nasłuchiwać czegoś w lesie. Panienka Brandon usiłowała odciągnąć jej uwagę w swoją stronę, ale widząc, że nie przynosi to rezultatów, odpuściła, nie zmuszając klaczy do reaktywności. Ostatecznie nie dało się ukryć, że tutejsze pegazy były dzikie i tylko kaprys oraz poczucie dobrobytu sprawiało, że tolerowały obecność czarodziejów. - Moja towarzyszka jest wolnym duchem - powiedziała Ania z rozmarzeniem, dając klaczy nieco przestrzeni. - Wydaje mi się, że wyczerpała swoje zasoby uwagi dla mnie. Dlaczego są ogrodzone? Przecież są dzikie, w każdej chwili mogą odlecieć, prawda? Aneczka przeniosła całe skupienie na profesora, choć oczywiście miała się na baczności i nie dała się podejść żadnemu ze skrzydlatych rumaków.
Pokiwał głową, obserwując jej obcowanie ze zwierzęciem. Rzeczywiście mógł zauważyć, że dziewczyna wydaje się dużo bardziej spokojna i zrelaksowana w towarzystwie tego majestatycznego stworzenia, jakim jest pegaz. Posłał jej łagodny, piękny uśmiech Atlasa w odpowiedzi na jej słowa, widząc, że doskonale rozumie jak czytać nastrój koniowatych i przechylił głowę, kiedy klacz zwróciła głowę w stronę lasu. - Rzeczywiście. Jak na pierwsze spotkanie i tak dała nam wiele cierpliwości, nie sądzisz? - podszedł do uczennicy bardziej dla pewności, gdyż pegazy rzeczywiście zaczęły skupiać się na czymś, czego jeszcze niedane było ich dwójce ani zobaczyć ani usłyszeć - Może to też być sygnał dla nas, byśmy się stąd powoli zbierali. -spojrzał na Puchonkę i znów się uśmiechnął - To ogrodzenie jest, jak sama dobrze zauważyłaś, raczej symboliczne. Ponadto, nie zawsze ogrodzenie służy restrykcji ruchów zwierzęcia. Czasem jest ono po prostu do ochrony. Wewnątrz tego padoku są bezpieczniejsze niż poza nim, a jak sama zauważyłaś, mają swobodę odlecieć kiedy tylko uznają za stosowne. - skinął głową i wskazał jej wyjście z terenu - Chodź, z daleka będzie lepiej widać, jak lecą. - zachęcił, mrugając do niej na zachętę, a kiedy tylko przedostali się przez płot rzeczywiście stado zaczęło kłusować, by po chwili przejść w lekki galop i jeden po drugim zacząć wzbijać się w powietrze. +
Anna Brandon
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 156
C. szczególne : Odznaka prefekta naczelnego na piersi i bransoleta Urqharta na ręce
- Całkowicie się zgadzam, profesorze Rosa. - powiedziała Aneczka z dystyngowaną powagą, starając się zatuszować emocje, które wywołał u niej ten obłędny uśmiech nauczyciela. Już się nie mogła doczekać tych słodkich poranków, w które będzie się budzić w jego ramionach, obdarowywana tym właśnie uśmiechem, gdy będzie jej mówił "dzień dobry, moja piękna", albo coś równie romantycznego. Westchnęła z rozmarzonym uśmiechem, ale spokojnie mogła to zrzucić na zachwyt skrzydlatymi końmi, więc wcale się nie przejęła, że Atlas to widzi. Wszystko, co najważniejsze i okryte największą tajemnicą zachowywała bezpiecznie w swoim sercu. - Można też powiedzieć, że ogrodzenie chroni bardziej uczniów, którzy by tu przychodzili, a nie same pegazy. Jest wiele osób, które nie potrafią prawidłowo obchodzić się z tymi stworzeniami, tak jak wspomniał pan na początku. Ogrodzenie jest sygnałem, że dalej nie powinni wchodzić, więc są bezpieczni przed osobnikami dzikszymi niż ta klacz. Ale... To świadczy o niebywałej mądrości koni. Są dzikie, a jednak wiedzą, że warto tu wracać. To więcej niż potrafiliby ocenić niektórzy czarodzieje. Nie precyzowała, co dokładnie ma na myśli, ale raczej nie było takiej konieczności. Razem z Atlasem wyszła za ogrodzenie i z zachwytem oglądała, jak stado wzbijało się w powietrze. Cóż za piękne zwierzęta. I w jak pięknym towarzystwie mogła je oglądać! A w przyszłości będą im towarzyszyć jeszcze piękniejsze dzieci na absolutnie najpiękniejszym na świecie ranczo! Świat był cudownym miejscem, kiedy się znalazło wreszcie Tego Jedynego! A cała ta hipoterapia z Atlasem przyniosła jeszcze lepsze efekty niż wszystkie dotychczasowe spotkania pod inną opieką.
ZTx2
+
Kate Milburn
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 173
C. szczególne : karminowe usta, nosi pierścień uznania, jej spódnice bywają krótkie i jest to eufemizm, kolczyk w pępku
Gdy nadeszło sobotnie popołudnie, postanowiła poszukać zajęcia poza murami zamku. W ostatnim czasie dość dużo zajęć odbywało się na błoniach i musiała przyznać, choć pogoda nie zachęcała do wychodzenia, że weszło jej to w krew! Zaliczyła już dwie kąpiele w jeziorze, a była ledwie połowa listopada! Atmosfera tego dnia była dość sprzyjająca jak na to, co działo się wczoraj. Deszcz ustał, choć zimny, porywisty wiatr nie tracił na sile. Ubrała się ciepło, bo nie mogła ryzykować kolejnymi wizytami w skrzydle szpitalnym. Zmieniła szatę na ciepły, długi, czarny płaszcz, pod którym chował się bordowy golf i ocieplane, granatowe spodnie o obcisłych nogawkach. Odziane w grube skarpety stopy wbiła dziś w wysokie do kolana, wąskie kozaki bez obcasów, które zdecydowanie lepiej sprawdzały się w plusze i głębszych kałużach. W wewnętrznej pole płaszcza miała kieszeń przeznaczoną na chowanie różdżki i to właśnie tam ją zatknęła, by nie ciążyła jej w dłoni, a przede wszystkim by mogła schować ręce w kieszenie. Przechadzała się wzdłuż błoni bez jakiegoś konkretnego celu podróży. Choć pierwsze piętnaście minut było całkiem przyjemne, kolejne nadchodzące zaczynały jej przysparzać większych problemów. Jej plan miał jedną wadę, o której nie pomyślała - zostawała sama ze sobą. Ciekawi ludzie ponoć nie nudzą się w samotności - jej jednak bardzo doskwierał brak drugiej gęby i trzymanie własnej na kłódkę okazało się być ogromnym wyzwaniem. Zaczęła nucić pod nosem bliżej nieokreśloną melodię, aż w oddali zaświtała jej ogrodzona polana. Pegazy! Bingo! Nic tak nie poprawiało humoru jak łączenie się z naturą, a oglądanie majestatycznych pegazów z pewnością zapełni pustkę, którą zaczęła odczuwać. Przyspieszyła kroku, by finalnie oprzeć łokcie o ogrodzenie. Westchnęła z zachwytem nad pięknymi stworzeniami.
kostki: przedział 5-10pkt onms; 4, do rozegrania później w wątku
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Sobota była dzień relaksu. Nie dla Maxa, ale dla większości ludzi zdecydowanie. Dziś miał na głowie trzy miliardy spraw związanych z Luxem, więc od rana nawalał papierki, tabelki, pieniążki i inne ważne pierdoły, aż w końcu poczuł, że ma kurwa dość. Wstał i nawet nie oglądał się za siebie, po prostu wyszedł z dormitorium i poleciał prosto na błonia. Nogi zaniosły go do pegazów, a stres jakby sam od razu zniknął, gdy tylko pogłaskał po szyi pierwszego z latających koni. Ciekawiło go, czy ten da się dosiąść. Dawno nie siedział w siodle, choć akurat teraz żadnego pod ręką nie miał, ale podjął próbę wspięcia się na zwierzaka na oklep. Ze zdziwieniem zorientował się, że mu to wyszło. Pochylił się nad miękką szyją istoty, chwilę ją głaszcząc i gadając do niej, by jakoś pogłębić tę krótką więź, po czym włożył stopy pod skrzydła i ścisnął łydki, a pegaz ruszył, najpierw powoli, po ziemi, po czym przeszedł w kłus i wbił się w powietrze, z Solbergiem trzymającym się grzywy na swoich plecach. Wszystko wydawało się być miodzio, gdy nagle pegaz stwierdził, że poszaleje, ale zapomniał dać Maxowi o tym znać. Zapikowali w dół, lądując twardo na trawie, skrzydłem nokautując jakąś biedną dziewczynę. Jak tylko ślizgon połapał się gdzie jest i co się stało, podszedł do czarownicy, przejęty jej stanem. -Wszystko w porządku? Rumak mi się wyrwał. - Zapytał, jednocześnie żartując bardzo w swoim stylu.
Kate miała w ostatnim czasie niezłego pecha i można by rzec, że wszystkie stworzenia na ziemi - i teraz najwyraźniej też na niebie - uwzięły się i postanowiły jej dokopać. Od początku tego roku szkolnego praktycznie każde magiczne i niemagiczne stworzenie, z którym miała kontakt, atakowało ją. Chyba tylko jej kot Gizmo traktował ją normalnie i nie wyżywał na niej swojej agresji, chociaż to też różnie bywało, jako że był rudy i miał mocną orange cat energy. Stała sobie przy ogrodzeniu, z zachwytem przyglądając się dostojnym sylwetkom pegazów, obserwując ich lśniącą w jesiennym słońcu sierść i ich olbrzymie, imponujące skrzydła. Wzdychała sobie pod nosem i może nawet w przypływie radości zaczęła coś nucić... Aż nagle znalazła się w cieniu. Podniosła zaskoczona głowę i nie spodziewała się, że zobaczy nad sobą dwie pary kopyt i to ogromne skrzydło, które chwilę później przesłoniło jej cały świat. Uderzona upadła na lekko wilgotną glebę, na moment nie wiedząc gdzie jest i co tam robi. Zamrugała gwałtownie, grzebiąc się nieco w błocie. Zobaczyła zbliżającą się w jej stronę ludzką sylwetkę, a gdy wzrok jej się wyostrzyła, poznała w chłopaku równolatka z domu węża. @Maximilian Felix Solberg. - Rumak Ci się co? - zapytała w pierwszej chwili, dotykając głowy i sprawdzając, czy na pewno nie krwawi. Nic takiego jednak nie miało na szczęście miejsca.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Nie planował dzisiaj morderstwa, ani nawet lekkiego wpierodlu dla nikogo, ale jak widać los trochę znów mu te zamiary musiał zepsuć i napatoczyć mu pod skrzydła gryfonkę. Cóż, spokoju w tym zamku nigdy nie zaznał i chyba nie miało się to prędko zmienić. -Wyrwał. - Zaśmiał się lekko, po czym, jeśli tylko dziewczyna pozwoliła, sam obadał jej głowę, czy nie ma tam niczego do szycia, czy tam innego zaopiekowania. -Myślałem, że się dogadujemy, ale postanowił w połowie lotu zmienić zdanie i ni cholerę mnie nie chciał słuchać. - Wyjaśnił jeszcze, rzucając pegazowi urażone spojrzenie, choć koń miał już go gdzieś, skubiąc sobie beztrosko trawkę, gdzieś nieopodal. -W każdym razie wybacz. - Powtórzył jeszcze, bo czuł się winny i to raczej słusznie tym razem, co wcale nie było przy nim oczywiste. Pewnym było jednak, że w tej chwili weźmie i zapali, co też uczynił, wyciągając szlugi kupione w venetii i jak zawsze częstując drugą osobę, nim sam zaciągnął się nikotyną. -Skoro już wiemy, co doprowadziło mnie do tego momentu, zapytam Ciebie. Co Cię sprowadza w te mroczne strony? Przyszłaś szkolić własnego pegaza zabójcę? - Mimo wypadku, humor miał naprawdę dobry. Nic więc dziwnego, że z luzem opierał się o najbliższe drzewo, przyglądając się dziewczynie i żartując sobie, jakby nigdy nic. Hogwart wyciągał z tego chłopaka coś, czego poza tymi murami ciężko było tak po prostu uświadczyć. Szczególnie, od kiedy go stąd wyjebali te kilka lat temu. Eh... Jak ten czas zapierdalał. Jeszcze niedawno biegał tu jak pojebany, szukając nocą składników po zakazanym lesie, a teraz? Kulturalnie palił szluga obok kobiety, której o mało co nie zabił pegazim skrzydłem. Jednak nawet on dorastał...
- Ach tak - skwitowała, jeszcze nie do końca łącząc wątki w głowie, jakoby właśnie oberwała pegazem z nieba. Na szczęście uderzyło ją wyłącznie skrzydło, a nie na przykład kopyto - przypałowo byłoby chodzić z blizną w kształcie podkowy na czole. Oczywiście dała się zbadać, ale nic się tam na tym czerepie nie działo. Bardziej ucierpiała jej duma i to inne na de, kiedy z hukiem runęła na ziemię. Nie mówiąc już o jej spodniach, ubłoconych i mokrych w miejscach, gdzie nikt nie chciałby kąpieli w wilgotnej glebie. Mimo to postanowiła jeszcze przez chwilę posiedzieć na chłodnej ziemi, obawiając się zbyt szybkiego podniesienia do pionu. Kto wie, może jednak doznała wstrząsu mózgu? - Nie, dzięki - odmówiła papierosa, kręcąc głową. Normalnie by się poczęstowała, ale w obecnej sytuacji bała się, że nikotyna przyspieszy jakieś nieprzyjemne skutki uderzenia, jak chociażby mdłości. Mogła przeżyć siedzenie w błocie, ale rzygać damie nie przystoi. Zaraz potem parsknęła śmiechem, który przerodził się w prawdziwą salwę chichotu. - Nie wierzę, że właśnie zostałam stratowana przez pegaza. Z powietrza! - rzuciła, jakby to był najlepszy żart, jaki w życiu słyszała. - Ja wiedziałam, że jesteś bezpośrednim człowiekiem, ale chyba trochę przesadziłeś. Można mnie zagadać bez uszczerbku na zdrowiu - dodała, po czym zaczęła się pomału zbierać do wstania. - A wiesz, nudziło mi się, to przyszłam popatrzeć na pegazy. Just girly things - odparła. Niestety nie miała ciekawej historii, którą mogła odpowiedzieć na zadane przez niego pytanie. - A Ty często szkolisz pegazy na assassinów? - odbiła pałeczkę.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Gdyby dostała z kopyta, zdecydowanie by teraz nie rozmawiali, a Max mógłby szykować swoją skrytkę u Gringotta na poważne uszczuplenie zasobów, ze względu na konieczność wypłaty odszkodowania. W wypadku, gdy było to tylko skrzydło liczył, że obędzie się absolutnie bez podobnych akcji. Fajki odmówiła, więc jej strata, choć Max nie potrafił tego zrozumieć, bo on to na jej miejscu pewnie by zapalił zanim jeszcze powstałby z ziemi. Uzależnienia to nie takie wesołe sprawy i wiedział o tym bardzo dobrze. -Pierwszy raz? Polecam się na przyszłość. - Zapytał, gdy sama się zaśmiała, po czym delikatnie się przed nią sam skłonił. Widać nie było tak tragicznie, skoro mogła obrócić to w coś zabawnego i Maxowi ulżyło, bo za wiele razy już krzywdził ludzi. Nie miał zamiaru kolejny raz komuś dokładać. Nawet przypadkowo. -Po prostu mam Cię za rozsądną osobę, która bez urazu mózgu nie będzie chciała ze mną porozmawiać. - Rozbawiony już zdecydowanie mocniej, wzruszył ramionami, jakby faktycznie to było powód całego tego nieporozumienia. Wiele dziwnych taktyk na podryw próbował, ale taka jeszcze mu do łba nie wpadła. Do dzisiaj, ma się rozumieć. Podał jej dłoń, by wesprzeć gryfonkę we wstawaniu z twardej ziemi. Chyba nie spodziewał się innej odpowiedzi, a i tak był zawiedziony brakiem nutki potrzeby adrenaliny w jej spacerowych planach. -Średnio co wtorek, ale bywają wyjątki. - Sam odpowiedział żartobliwie, bo choć lubił wszelkie koniowate, to nie czuł aż takiej potrzeby socjalizacji z nimi. -Szczerze wolę zwykłe konie, ale coś mi dzisiaj podpowiedziało, że świetnie będzie polatać na czymś innym niż miotła. No i już wiem, żeby intuicji nie słuchać. - Wyjaśnił troszeczkę, jak znalazł się w tej sytuacji, wciąż łypiąc spod byka na niesfornego pegaza.
Jeśli dostałaby kopytem, to pewnie jego skrytka uszczupliłaby swoje zasoby nie na odszkodowanie, ale na płytę nagrobną i wieniec, bo pewnie nie byłoby po niej co zbierać, jak się nad tym zastanowić. I mimo że było to wyłącznie skrzydło, impet uderzenia i skołowanie, jakie teraz odczuwała, skutecznie powstrzymywały ją przed chęcią zapalenia. Robiłaby to tylko w celach towarzyskich, bo do tej pory "nie udało" jej się uzależnić. Nigdy też nie próbowała wpaść w nałóg, a papierosy akurat wydawały się mało atrakcyjnym przyzwyczajeniem do posiadania. Większość śmierdziała, a te, które roztaczały przyjemniejsze zapachy, pochłaniały dużo galeonów. Dźwignęła się przy jego pomocy z ziemi ze szczerym śmiechem. Sporo osób czuło opory w stosunku do jego postaci - pewnie dlatego, że był cholernie wysoki, bardzo przystojny i nie owijał w bawełnę. Kate zawsze podejrzewała, że rzeczą, której inni się tak bali, nie była jego postura czy silne ręce - raczej język i intelekt. Solberg był prawdopodobnie jednym z bardziej uzdolnionych studentów, przynajmniej jeśli o eliksiry chodziło (choć słyszała, że pojedynkował się też niczego sobie...), taki mózg słusznie budził respekt. Ale teraz przełamali lody na tylu płaszczyznach, że Kate nie czuła żadnego dyskomfortu wynikającego z przebywania z tym ślizgońskim wielkoludem. Szczególnie gdy tak zabawnie żartował i uśmiechał się perliście białymi zębami. - Och, nie doceniasz mnie! - stwierdziła radośnie, bo akurat należała do osób, którym nie potrzeba było urazu mózgu, by robić rzeczy głupie czy ryzykowne. Ot, taki defekt, z którego wyciskała ile się dało. I może szkoda, że na jego pytanie zaoferowała tak prostą, pozbawioną adrenaliny odpowiedź. - To już wiem, co będę robiła w każdy wtorek miesiąca - podsumowała z lekkim wzruszeniem ramionami. - A tak serio to dobrze jeździsz konno? Bo czy dobrze latasz na pegazach to już wiem... - powiedziała, robiąc nieco wymowną minę i dając mu lekkiego kuksańca w ramię.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
W kwestii pogrzebu byłoby mu zdecydowanie łatwiej, ale przecież nie mógł nikomu życzyć śmierci. A już na pewno nie z własnej ręki, chociaż los zazwyczaj drwił sobie z jego próśb i życzeń. Dzisiaj mieli szczęście, ale następnym razem, Max już planował założyć jakieś gumowe ochraniacze na pegazowe kopytka, czy podjąć inne środki ostrożności. Wiele nie mógł sam powiedzieć na temat Kate, bo znał ją głównie z widzenia. Wydawała się jednak być dość inteligentną osobą, co wśród gryfonów było raczej rzadko spotykane. Nie kojarzył ją z wcześniejszych lat nauki, ale to pewnie przez różnicę wieku, jaka ich dzieliła. Sam też bardzo zdawał sobie sprawę z faktu, że reputację to miał różną, choć od kiedy przestał brać i chlać, znów mógł cieszyć się swoją przystojną mordką i posturą, która z dnia na dzień coraz bardziej krzyczała "ogarnięty sportowiec" niż "zombie na skraju śmierci". -Chętnie pozwolę Ci wyprowadzić się z błędu. - Nie tracił rezonu, coraz bardziej zapominając o wypadku, jaki miał miejsce i po prostu rozkoszując się uroczym towarzystwem. Dziewczyna była skłonna do żartów i wyluzowana, a z takimi ludźmi Max zawsze potrafił się dogadać. -Teraz to zaczynam myśleć, czy nie wprowadzić biletów na pokaz pegazowych assassinów. - Prychnął, gdy obudziła się w nim żyłka do interesów. Skoro była chętna regularnie się pojawiać, mógł zaoferować jej piękną zniżkę, ale tak całkiem rezygnować z dochodu? Tu już by było ciężej. -Czy dobrze to nie wiem, ale rzadko spadam. Od większego dzieciaka, rodzinka robiła wspólne wypady w siodle, wokół Loch Ness. Polecam w chuj. - Odpowiedział na jej pytanie, z pewną nostalgią w oczach. Wspomnienia tych biwaków zawsze były dla niego miłe i lubił do nich wracać. -A Ty? Masz jakieś doświadczenie, czy raczej wolisz mniej gabarytowe zwierzaki? - Skierował piłeczkę w jej stronę ciekaw, czy była raczej typem obserwatora, czy jednak szukała adrenaliny również na końskim grzbiecie.
Nie była głupia, ale też nie należała do grona tych wybitnych. Niczym się nie wyróżniała, może poza urodą, ale to też dyskusyjne, bo w Hogwarcie było wiele piękniejszych, a jeśli nie piękniejszych to tych o bardziej oryginalnej aparycji, co by nie rzec inaczej. Była zupełnie zwyczajna, ale mimo wszystko przebywanie w jej towarzystwie było miłym doświadczeniem. Lubiła pożartować i pośmiać się, nawet jeśli przedmiotem żartów była ona sama. O Maxie sporo słyszała i pewnie jej obraz jego osoby był zaburzony całym szeregiem plotek, które obiły się jej o uszy. Sama jednak starała się nie oceniać ludzi przez pryzmat tego, co mówili inni. O niej może nie krążyło zbyt wiele historii, ale gdyby krążyły, a część mijałaby się z prawdą, byłoby jej przykro, jeśli ktoś inny brałby je za pewnik. Odpowiedziała mu po prostu promiennym uśmiechem. Cieszyła się, że mieli tak luźną atmosferę między sobą, nic pompatycznego, napompowanego, nadętego. Ot, zwykła pogawędka, może nawet lekko podszyta kryto-flirtem. - Myślę, że to pomysł na całkiem owocny biznes - pociągnęła temat, kiwając z uznaniem głową, ale długo nie wytrzymała, zanim parsknęła śmiechem. - Ma tylko jeden minus - musiałyby kogoś atakować, żeby było widowiskowo i żeby się sprzedało. A ja już się nie piszę na powtórkę z wrażeń! - dodała, unosząc ręce w geście mówiącym tylko tyle, że umywa się od tej roli ofiary. - Parę razy jeździłam konno, ale dawno temu i już nieprawda - podsumowała swoją krótką przygodę z jeździectwem. Nie miała zbyt dużo doświadczenia, więc ujeżdżanie wierzchowca pokój Loch Ness bardzo jej imponowało - Ale skoro mam zaklinacza nieparzystokopytnych, może jeszcze dziś mi się poszczęści - rzuciła, ale bardziej żartem niż na poważnie, bo dosiadać pegaza nie zamierzała. Ale podejść do któregoś już może miała w planach. - A wiesz, że nieparzystokopytne nazywają się tak, bo mają tylko jeden palec? - zagaiła jeszcze, chociaż podejrzewała, że Max raczej o takich rzeczach miał pojęcie. - I to jeszcze środkowy... Skubańce całe życie galopują na fuckach i uchodzi im na sucho!
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
On zdecydowanie był wniebowzięty tym spotkaniem, wypierając już z pamięci jego początek. Kate była dokładnie osobą, której potrzebował w tych murach. Miał wrażenie, że w wypadku nudy, pomoże mu pokonać ten problem nawet przez zwykłą pogawędkę. -Ma się ten łeb. - Wyszczerzył się, po czym roześmiał głośno, gdy Kate też wybuchnęła śmiechem. -Spoko, ofiar w tym zamku nie brakuje. Zawsze możesz przejść na ciemną stronę mocy i trenować je ze mną. - Zaproponował, puszczając dziewczynie oczko. Nie myślał o tym za bardzo, ale skoro teraz temat wyszedł, to w jego głowie pojawiła się lista przynajmniej dziesięciu osób, które by z takimi pegazami wpuścił na ring i patrzył, jak sobie radzą. A najlepiej jakby sobie nie radzili, oczywiście. -Jakby wpadło Ci żeby do tego wrócić, to zapraszam. Zawsze chętnie się przejadę. - Zapewnił dziewczynę, jednocześnie zapraszając do wspólnego spędzenia czasu w bliżej nieokreślonej przyszłości. -Jesteś gotowa na dosiadanie asasyna? - Zapytał już zdecydowanie weselej, bo był gotów ją posadzić na tego pegaza. -Tylko siodeł nie mam. - Ostrzegł jeszcze, żeby wyjaśnić sytuację. Był hobbystą, nie profesjonalistą i zdecydowanie nie łaził po świecie z potrzebnym ekwipunkiem. Uniósł brew na sprzedaną mu ciekawostkę, po czym popluł się słysząc końcowe wnioski. Potrzebował chwili, żeby się uspokoić ze śmiechu, bo tym to go dziewczyna zabiła. -To się nazywa podejście do życia. Nie kuś, bo coraz bardziej chcę zostać koniem! - Dla dodania komizmu zarżał, a przynajmniej spróbował.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Kate Milburn
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 173
C. szczególne : karminowe usta, nosi pierścień uznania, jej spódnice bywają krótkie i jest to eufemizm, kolczyk w pępku
Prawdopodobnie gdyby nie błoto pokrywające jej postać, Kate też szybko wyrzuciłaby z pamięci ten niefortunny początek spotkania. A Max z każdą chwilą zyskiwał w jej oczach. Ten chłopak był naprawdę zabawny! Już ją nieco bolały policzki od ciągłego rozciągania ust w uśmiechu, który sam się na nie cisnął. Jego wyluzowane podejście udzielało się jej samej, a jako że była towarzyską gąbką chłonącą energię otoczenia, sama też zupełnie już odpuściła. - Będziesz miał ręce pełne roboty z taką nowicjuszką jak ja! Wiesz, nigdy jeszcze nie targnęłam się na cudze życie - poinformowała go z powagą, ale nie utrzymała jej przez długi czas. Zamiast tego wpakowała się na padok, przechodząc może trochę mało zgrabnie przez ogrodzenie, ale na szczęście skutecznie i nie podziurawiła sobie gaci. Nie miała w planach podchodzenia do pegazów, w zasadzie zamierzała początkowo tylko z daleka podziwiać ich umięśnione, błyszczące w słońcu ciała i rozłożyste, silne skrzydła. Skoro jednak była w towarzystwie Solberga, jak widać przynajmniej średniozaawansowanego w komunikacji z tymi stworzeniami, może faktycznie powinna z tego skorzystać? Nie zdążyła jednak podejść do żadnego z pegazów, bo Max wybuchnął takim śmiechem, że chyba wszystkie ze zwierząt uznały ich dwójkę za prawdziwych pomyleńców i postanowiły zwiększyć dzielącą ich odległość. Z całych sił powstrzymała się od wybuchu w reakcji na jego rechot, za to niestety nie była w stanie wstrzymać słów gromadzących się na jej języku. wytoczyły się z jej ust zanim zdążyła je przemyśleć. - Czyli lubisz być ujeżdżany? Merlinie, świeć nad jej duszą. Spróbowała jednak podejść tych kilka kroków, żeby się z którymś z pegazów przywitać. Wciąż walczyła z ciągle nawracającymi napadami śmiechu, toteż raczej nie sądziła, że będzie jej dane dosiąść czego/kogokolwiek dzisiejszego dnia. Stanęła przy łopatce pegaza, dłonią delikatnie dotykając jego lśniącej sierści. Stworzenie pozwalało się głaskać, ale nie wydawało się chętne do niczego innego. - Ten rumak mnie nie porwie - skwitowała, zerkając przez ramię na Maxa.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Parę checkpointów dobrego towarzystwa już zaliczyli i wiele nie brakowało, a Max rozkręciłby dawnego siebie po całości. Pewne istotne szczegóły chwilowo wyleciały mu z głowy, gdy tak tu sobie gadali i zaśmiewali się z głupot. -Lepiej na cudze niż na swoje, zapamiętaj i nie pojeb. - Przekazał prastarą mądrość Maximilianów, z którą sam nie zawsze się zgadzał, ale jakby to wyznał, to by wyszedł w jej oczach na debila. Przynajmniej na większego niż teraz. -A poza tym, jak pierwszy raz to tylko pod tym adresem. - Błysnął do niej ząbkami, wskazując oczywiście na własną osobę. Ta rozmowa skazana była na zejście na podobne tematy, to wszystko zostało tylko kwestią czasu i choć zwykle to Solberg zapierdolił tekstem, który rozbrajał na łopatki, tak teraz Kate go wyręczyła, a on jak się zakrztusił, to nie było co ratować. No prawie, bo jakoś rezon odzyskał. -Akurat odpowiedź na to pytanie, podaję tylko empirycznie. - Wrócił do swojej roli, choć nie było już mowy o jakiejkolwiek powadze. Sam przeskoczył przez płot, by znaleźć się po drugiej stronie zagrody i znalazł jakiegoś konia, który nie wyglądał na specjalnie obrażonego. Obserwował stojącą nieopodal Kate i gdy tylko słowa opuściły jej usta, żaden hamulec nie był w stanie go powstrzymać. -Ten nie wydaje się specjalnie zainteresowany. Ale ten już tak. - Bezczelnie wziął kobitkę na ręce, posyłając jej dwuznaczne spojrzenie i przetrzymał w niepewności przez kilka długich sekund, nim bezceremonialnie usadził jej tyłeczek bokiem, na grzebiecie jednego z pegazów, który prychnął tylko, jakby też nie do końca tak planował spędzić resztę dnia.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Kate Milburn
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 173
C. szczególne : karminowe usta, nosi pierścień uznania, jej spódnice bywają krótkie i jest to eufemizm, kolczyk w pępku
- Got it - powiedziała, salutując na znak pełnego zrozumienia zasady, która bądź co bądź zawierała w sobie bardzo ważną mądrość życiową. Czyli jak żyć to nam, a nie innym. Dokładnie to Kate wywnioskowała. - Cholera, tylko pierwsze razy? Beznadzieja - wywróciła oczami żartobliwie, zanim zdążyła się opanować, by nie szerzyć wszem i wobec statusu dokonanego swojego pierwszego razu. Ani to nikomu potrzebne do szczęścia... No chyba że potrzebne, to inna sprawa. Dziewczyna już jakiś czas temu straciła zazwyczaj utrzymywane panowanie nad swoją chaotycznością i nieraz absurdalnie prymitywnym poczuciem humoru - dokładnie w chwili uderzenia o ziemię. Może jednak odkleiła jej się któraś klepka? Była pod naprawdę dużym wrażeniem, że Solberg doszedł do siebie na tyle, by tak błyskotliwie udzielić jej odpowiedzi. I to takiej, której echo jeszcze chwilę łaskotało ją w środek ucha. Odwróciła się na moment, by sprawdzić, jak się ma jej rumak, ale niewiele się zmieniło w ciągu tych kilkunastu sekund. Wciąż pozostawał akceptujący, ale niespecjalnie chętny na cokolwiek więcej - typowy chłop, wszystko fajnie, tylko po co się angażować? Dotykała go jeszcze chwilę, czując pod palcami ciepło bijące z tego muskularnego, włochatego ciała, gdy nagle jej nogi oderwały się od podłoża. Wydała z siebie zduszony okrzyk, instynktownie oplatając Maxa ramionami, by umocnić swoją pozycję w jego rękach. Ale że tu? Teraz?! Na tym padoku? Hold your horses, dude! - Cholera, na poważnie wziąłeś to empiryczne sprawdzanie?! - wyrzuciła z siebie ze śmiechem, zanim została bezceremonialnie posadzona na koniu.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Bystra była z niej dziewczyna i szybko podłapywała żarty. Uwielbiał takich ludzi i ciągnęło go do nich, jak muchę do gówna. Z każdym kolejnym słowem robił się coraz bardziej ciekaw dziewczyny i jej historii, czy też po prostu charakteru. Postawił sobie za cel honoru odkryć to, co te piękne oczy ukrywały i niespecjalnie tracił czas na pierdolety. Kaliber mieli obydwoje mocny i nie wyglądało na to, by drugiej osobie jakkolwiek to przeszkadzało. I dobrze, sami swoi. Aktorstwo miał opanowane, więc tutaj sam się nie zdziwił. Jak już mógł marudzić, że zajęło mu to za wiele czasu i w ogóle dał się wyprowadzić z założonej postawy, ale przecież gadał tylko z dziewczyną, a nie spierdalał przed aurorami, więc nie była to aż tak ważna sprawa, jak bywało. Więcej radości znalazł w okrzyku zaskoczenia Kate. Uwielbiał te reakcje. Los wiedział co robi dając mu taką, a nie inną sylwetkę. To hobby musiał mieć w genach, był o tym święcie przekonany. -Jestem najpoważniejszym człowiekiem, jakiego znajdziesz w tym zamku. - Odpowiedział śmiertelnie poważnie, po czym prychnął, bo takiej bzdury to nie mógł wytrzymać. -No dobra, najpoważniejszym mężczyzną obecnie na tej polanie. - Poprawił się, gdy siedziała już na pegazie i patrzyła sobie na niego z góry. -Ale słowa akurat dotrzymuję. Spacerek? - Przeszedł niespodziewanie do pytania. Nie chciał jej do niczego zmuszać, (wcale nie porywając jej przed sekundą z ziemi) więc wolał się upewnić, czy siedzi jej się tam na tyle dobrze, by koniem ruszyć. Zawsze mogła poprosić o pomoc w zejściu, albo zeskoczyć mu na ten pusty łeb i odwdzięczyć się za wcześniejszy atak skrzydłem.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Kate Milburn
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 173
C. szczególne : karminowe usta, nosi pierścień uznania, jej spódnice bywają krótkie i jest to eufemizm, kolczyk w pępku
Kate może nie była najbystrzejsza w szkole i nie zbierała wybitnych przy każdej możliwej okazji, ale była bardzo inteligentna społecznie. Potrafiła wmiksować się w praktycznie każde towarzystwo, bardzo łatwo podłapywała cudzą energię i umiała poruszać się swobodnie w towarzystwie obcych jej osób, zarówno tych młodszych, jak i starszych. Byłaby idealną osobą do zabrania na obiad z rodzicami, gdyby nie fakt, że takie imprezy często przynajmniej w małym stopniu były zakrapiane alkoholem - a on już całkowicie wypłukiwał z niej resztki zdrowego rozsądku. Nie wiedziała, czy bardziej podobało jej się bycie trzymaną w ramionach przez silnego, postawnego Ślizgona, czy siedzenie na grzbiecie pegaza. Jedno z drugim wywołało olbrzymi przypływ adrenaliny, przez którą jej serce waliło jak oszalałe. Nie wiedziała, co miała zrobić z rękami, więc wplotła palce w grzywę pegaza, mając nadzieję, że jej pociągnięcie nie spowoduje nagłego buntu skrzydlatego konia. Co jak co, ale nie była gotowa na szybowanie. Już fakt bycia na wysokości sprawiał, że zaczynała obawiać się o swoje zdrowie - co pegaz zaczął, tylko pegaz może zakończyć... Na szczęście do ramion Maxa nie miała tak daleko. Przynajmniej liczyła, że w kryzysie by ją złapał. - Widzę, że nie pozwolisz mi się w pełni rozmarzyć - stwierdziła, śmiejąc się. Dobrze, że trzymał rękę na pulsie i nie pozwalał jej oczekiwaniom wejść na zbyt wysoki poziom. - Jeśli będzie naziemny, można spróbować. Bo takiego podniebnego mogę nie przeżyć. I masz mnie złapać, jak coś, okej?! - postawiła swoje warunki, "wygrażając" mu paluszkiem, ale oczywiście wszystko w żartobliwym tonie. Normalnie koń by się uśmiał.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Według ślizgona, umiejętności społeczne były o wiele więcej warte niż wiedza książkowa i choć sam miał ambicje wyjebane w kosmos, przez co zgarniał stypendia i dobre oceny, to jednak nie uważał, by to było mu w życiu aż tak potrzebne, jak złoty język i dobra gra aktorska. Przeszłość wiele go nauczyła i choć niektóre wspomnienia chętnie by wyparł, tak nabytych umiejętności w życiu by nie oddał. Najmniejsza nie była z dziewczyn, które nosił w ramionach, ale usadził ją w końcu na tym koniu, czekając, jaką decyzję podejmie. Sam chętnie by jeszcze popatatajał, ale chyba już się wjebał i musiał przyjąć zupełnie inną rolę. -Nie mam w zwyczaju rozczarowywać kobiet. - Ponownie posłał jej oczko, nie mogąc się powstrzymać. Samo to z niego wychodziło i nawet jakby chciał, to i tak było już za późno żeby zamilknąć. -Jakie wymagania. - Prychnął, niby to oburzony. -Jasne, że złapię. Nie mogę dać się tu przyłapać z Twoimi zwłokami. - Dodał jeszcze, jakby było to oczywiste, że robi to tylko dla tego, choć iskierki w oczach zradzały zupełnie co innego. Max przeszedł więc nieco bliżej końskiej szyi i klepnąć pegaza licząc na jakąkolwiek nić porozumienia. -Weź mu zasadź łydę. - Jednak na Kate mógł liczyć bardziej, więc musiał poprosić ją o interwencję, a gdy to zrobiła, koń w końcu ruszył po zagrodzie, ale wciąż wyglądał, jakby mu ktoś wpierdolił ostatnią szklankę bourbonu.
Kate:
Rzuć k6. Nieparzysta znaczy, że pegazik się wyrywa i Cię zrzuca, parzysta to spokojny spacerek.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Kate Milburn
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 173
C. szczególne : karminowe usta, nosi pierścień uznania, jej spódnice bywają krótkie i jest to eufemizm, kolczyk w pępku
To prawda, Kate na pewno nie była najmniejszą dziewczyną, jaką mógł nieść w ramionach. Nie należała do super wysokich niewiast, ale zdecydowanie przerastała połowę studentek. I choć była szczupła, nie była filigranowa - regularnie ćwiczyła i lubiła jedzenie, szczególnie to słodkie. Nie miała jednak wątpliwości, że kiedy podpychał ją rękami na grzbiet pegaza, nie żałował dotknięcia miejsc, na których położył swoje dłonie. And that's a fact! - O tym się jeszcze przekonamy - stwierdziła ze śmiechem, odpowiadając oczkiem za oczko. Podobała jej się ta jego flirciarska energia i błyskotliwy sposób przekomarzania się z nią. Aż dziw brał, że kiedyś podświadomie uważała go za strasznego Ślizgona... Kto by pomyślał, że ich energie będą tak kompatybilne? - No tak, ciężko byłoby mnie pogrzebać na padoku w świetle dnia - przyznała mu, łapiąc nieco mocniej grzywę pegaza. Nie wiedziała, jak się lepiej ułożyć. Wiedziała, że w przeszłości damy jeździły konno bokiem, ale jakoś tak jej było niewygodnie. Z drugiej strony nie wierzyła obecnie w swój balans i to, że byłaby w stanie przełożyć nogę bez fiknięcia. Spojrzała na niego z lekką niepewnością, gdy wspomniał o tej łydzie, ale przecież się znał, co nie? Zaufała Maxowi i władowała w koński bok mocnego kopniaka. Przyniosło to tylko częściowo skutek, jakiego chcieli. Pegaz owszem, ruszył do przodu, ale po kilku krokach zerwał się, stanął dęba i zaczął galopować po padoku. Niestety Kate już dawno nie było na jego grzbiecie, pobiegł samotnie, podczas gdy Gryfonka niebezpiecznie zbliżała się do ziemi...
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Spojrzał na nią wymownie, bo wiele da sobie powiedzieć, ale że nie umie kobiety zadowolić? No dobra, jego matka nie była za bardzo szczęśliwa z samego faktu, że oddycha, ale poza nią, raczej nie miał większych problemów. -Tutaj? Założę się, że nikt by się nie przejął. Nadal jesteśmy w Hogwarcie i tu na takie rzeczy nie zwraca się uwagi. No chyba, że idzie po herbatę po 22 to wtedy nie ma zmiłuj. - Wytknął brak logiki w tym miejscu. Co jak co, ale on akurat znał tutejsze zasady karania uczniów bardzo dobrze i do dzisiaj nie potrafił zrozumieć, jakim cudem zamek jeszcze funkcjonuje z czymś takim. Ocena sytuacji Maxa raczej rzadko była trafna i tym razem też się pomylił, gdy zwierzę zerwało się jak głupie. Czego się wystraszyło, nie wiedział, bardziej skupiając się na amortyzacji upadku gryfonki. Kończyny miał długie, więc dobiec zdążył, ale niestety spadania plus waga to nie najlepsze równanie i sam zajebał glebę. Przynajmniej Kate upadła na niego, co drastycznie zmniejszało szanse na złamany kręgosłup i wylewającą się czaszkę. Niestety bark Maxa nie wytrzymał tego tak dobrze. Ze względu na liczne urazy, których ślizgon doświadczał, był w tej części osłabiony i usłyszał oraz poczuł, jak coś tam się przesunęło. Cóż, przynajmniej potrafił się sam z tego poskładać, więc nie miał zamiaru narzekać. -Nie do końca to miałem na myśli w temacie ujeżdżania. - Klasycznie najpierw zareagował humorem, i tak nie mogąc się podnieść, póki Kate tego nie zrobi. -Żyjesz? - Zapytał dla jasności, żeby wiedzieć, czy faktycznie iść po łopatę, czy tym razem obejdzie się bez kopania grobu.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees