Tuż przy szkolnym teatrze, znajduje się niewielki pokój niegdyś służący za garderobę dla aktorów. To właśnie tutaj osoby występujące na scenie, przebierały się do występów. Także to właśnie tutaj trzymano kostiumy, a także zasiadano przy stolikach z lustrami, poprawiając swoją charakteryzację. Kiedy szkolny teatr podupadł, miejsce to przestało być odwiedzane. Pozostały tu jedynie wieszaki pełne wiekowych, teatralnych kostiumów, czekając na lepsze czasy Hogwarckiego teatru. Z pokoju tego jest także bezpośrednie przejście do teatru, tuż przy jego scenie.
Nie powiem, że nie, Leah była mile zaskoczona brakiem żywszej reakcji na zdjęcie przez nią swetra. Jednak było powszechną rzeczą, że gdy dwoje młodych ludzi się upija, szybko przechodzi do tego i owego, a następnie rozchodzą się, unikając się w dniach następnych. Tak więc ciekawa odmiana. Może i Leah pokusiłaby się o jakąś bardziej dogłębną analizę owych zachowań, ale że wypiła więcej, by zatrzymać się na stacji "Kontemplacja", powędrowała dalej. Już chciała wstać, by ubrać się w jeden z kostiumów, które nagle zaczęły wyglądać ładnie i całkiem zachęcająco, gdy jego pytanie odsunęło tą decyzję na dalszy plan. W ramach pozornego zastanowienia złożyła usta w dziobek i podrapała się po głowie. - Eeee. Wróżką. - powiedziała poważnym głosem, mając nadzieję, że player załapie dowcip. Niestety, nie wytrzymała "napięcia" i już po jakiś siedmiu sekundach, uprzednio przykrywając usta dłonią, roześmiała się perliście. Wstała chwiejnie, a na jej twarzy wymalował się rozkoszny uśmiech zadowolonego dziecka. Podpierając się o głowę towarzysza udało jej się wstać, co zademonstrowała postawą na kulturystę, unosząc lekko w górę obydwa ramiona, napinając prawie nieistniejące bicepsy. Chociaż nieco zarzuciło ja na sosnową toaletkę, za miejsce docelowe obrała wieszak z kostiumami, do którego wreszcie udało jej się dotrzeć. Przejrzała z udawanym przejęciem kreacje, zarówno żeńskie jak i męskie, by wreszcie wybrać strój baletnicy. Szybko zdjęcia spodnie i koszulkę, po czym wciągnęła na siebie opięte, czarne body, połyskującą, muślinową spódniczkę, koloru bladego różu, koronkowe pończochy i puenty. Spięła włosy wstążką, którą miała na ręce i stanęła na palcach. Przypomniało jej się, jak jeszcze niedawno chodziła na balet i jak piękne były to wspomnienia. Wykonała jakiś BEZPIECZNY piruet, lądując na obu stopach, kierując ramiona ku górze. - Ale pięknie by było, gdybym, hipopotetycznie, została baletnicą magicznego światowego teatru. - powiedziała nieco niemrawo. Jak widać alkohol spowodował już problemy z normalną mową.
Chłopak obserwowała dziewczynę. Z początku potraktował na poważnie jej odpowiedź. Było by to miła odskocznia, oraz jeszcze przyjemniejsze zaskoczenie. W końcu sam studiował, tą jakże ścisłą dziedzinę magii. Tak naprawdę wybrał ją, bo zdawała mu się najłatwiejsza, lecz szybko się okazało że ma, do tego jako taki talent. No nie taki, jak na przykład Nigan. Lecz nie był w te klocki najgorszy, i gdyby się do tego przyłożył to kto wie. Lecz to miało być tylko i wyłącznie, wyjściem awaryjnym. Gdyby się okazało że jego rodzina zbankrutowała, a on nie może grać w quidditcha. To drugie, mogło być jeszcze prawdą. Nie wykluczajmy kontuzji lub stracenia, swego talentu. Lecz to pierwsze, było całkowitym absurdem. Prędzej ojciec zaakceptuje jego, jako homoseksualistę. Niż by zbankrutował. Latif jednak nie miał zbyt wiele, czasu na namysłu, bo dziewczyna postanowiła się podnieść. Ojć jest nie dobrze! Nie dla tego, że dziewczyna wstała, bo to jej się udało. Lecz dla tego że chłopak czuł, iż sam nie jest w stanie wstać. A mówiłem żeby nie pił! Z rozbawieniem patrzył na wyczyny dziewczyny. Kiedy skończyła zaczął klaskać, w pozycji pół siedzące. - Br-r-r-a-w-w-w-o- Powiedział, z szczerym, chociaż już pijanym uśmiechem. Jego mowa wskazywała że nie jest już trzeźwy, ale co tam! Bawmy się! Co do faktu jej rozebrania, zostało one potraktowane jak gdyby, go nie było. Żadnych pożądliwych spojrzeń, żadnych gwałtownych ruchów, lub napięcie. Nic, a nic. I miejmy nadzieje że dziewczyna przez to się nie obrazi, i nie straci wiary w siebie. Gdyby tutaj znajdował się kto inny niż on, zapewne sprawy potoczyły by się, nieco inaczej. W sumie pewnie, tak jak zwykle w takich sytuacjach. I na pewno, nie jeden, lub nie jedna by chciała być tutaj zamiast niego. A to peszek... - T-o-o Cemuuuuu nie puldzies tancyc? - Wyjąkał z siebie. Jego mowa, zaczynała przypominać bełkot. Litery zaczynały mu się mylić, mówienie stawało się ogromnym wysiłkiem. A samo chodzenie pewnie by przyszło z trudem. Pewnie musiałby się podnosić, nie wiedząc nawet że upadł. Dugmesi przyglądał się dziewczynie, która wydawała się trzeźwiejsza od niego. Co zresztą nie było żadnym wyczynem. Włosy spadły mu na twarz, przykrywając jego lewe oko, a on nie miał siły ich poprawiać. Opadł z powrotem na plecy, bo już najzwyczajniej nie miał, siły tak siedzieć. Pozostawało jedynie mieć, nadzieje że dziewczyna nie zmusi go do obserwowania jej kolejnych wspaniałych wyczynów. Chyba że sprawi, by mógł leżeć i obserwować. W takim wypadku, chętnie poogląda przyszłą gwiazdę, naszego teatru! Co do jej mowy, to student nawet tego nie zauważył, żeby stała się ona niemrawa. Sam był gorzej pijany od niej samej, mimo iż mniej wypił. I dla niego, dziewczyna sprawiała wrażenie całkowicie trzeźwej. Latif głośno, dwa razy mlasnął. Jak dziecko które oczekiwało na mleko, tak on oczekując na alkohol. Chciał pić! Chociaż patrząc na niego, to jeszcze jeden kieliszek, i nie będzie w stanie mówić. Ale co tam, darujmy mu to dzisiaj. Jutro sam, siebie będzie gnębił, jak się obudzi, i dojdzie do niego cudo zwane kacem.
Nie uszły uwadze Leah wyczyny, świadczące o próbie podniesienia swego ciała przez chłopaka. Wysiłki podczas względnego ogarniania swej egzystencji podczas upojenia alkoholowego, były sportem iście wyczynowym, co czuła przez nieudane spinanie, aż nazbyt rozluźnionych mięśni. A jutro szkoła, cóż za szkoda, że najprawdopodobniej ominie jedną, dwie, ewentualnie wszystkie jutrzejsze lekcje, spędzając cały dzień namiętnie romansując z cysterną wody tudzież z wiadrem. I wcale nie mam na myśli specyficznego sposobu palenia zioła. Niestety takie tańcowanie, w TAKIM stanie było męczące, więc ponownie opadła na poduszki, tym razem tuż obok towarzysza i położyła mu głowę na torsie. - Nie mogę teraz pójść tańczyć. - wysapała - Nie przyjmują pijanych ludzi przecież. - zaśmiała się i otworzyła szeroko oczy. Czemu na syficie nie ma gwiazd? Byłoby o NIEBO lepiej, gdyby ktoś zaczarował ten nieszczęsny sufit i sprawił, by zaiskrzyło tysiącami gwiazd. Zaiskrzyło tak, jak jej spódniczka. Westchnęła głęboko. Dlaczego jest tak dziwnie? Może przywykła do spontanicznego seksu, lub przynajmniej całowania się pod wpływem... czegoś. Może przywykła do tego, że takie zjawisko było na porządku dziennym w tym środowisku? Może to ten szkodliwy rodzaj wpływania na ludzkie osobowości, przez zbiorowość, tudzież złe, równie masowe wzorce. Może dlatego Villemo była taka skryta i pogrążona w problemach. Może tak właśnie było modnie... Sama nie wiedziała, czemu jej myśli ponownie nakierowały się na temat rzeczonej Ślizgonki. Miała ochotę zacząć się rzucać, skakać i bić samą siebie, by wreszcie o tym nie myśleć. - Dlaczego nie powiedziałeś jak masz na imię? - zapytała, mówiąc bardzo powoli. Zapewne na trzeźwo bez problemu przytoczyłaby całą treść godności chłopaka, jednak teraz miała pewien problem z przypomnieniem sobie niektórych faktów. Ups.
Dziewczyna ponownie się położyła, obok niego. A ściślej rzecz ujmując, to na nim. No w sumie tylko miała, głowę na jego torsie, lecz od tego zwykle w filmach się zaczyna. Tak. Tak, w filmach, tak właśnie ukochane osoby idą spać. On leży, ona ma głowę na jego torsie, i wszyscy żyli długo i było im zajebiście. No, niestety to było życie, i dziewięćdziesiąt pięć procent ludzi, żyło nazbyt krótko, i nazbyt nieszczęśliwie. Najciekawszym paradoksem życia, jest chyba fakt. Że każdy chce żyć, jak najdłużej. Lecz nikt nie chce się starzeć. Latif westchnął i zamknął oczy. Szybko tego pożałował, bo niemal na natychmiast dostał darmowy bilet, na diabelski młynek. Z reguły nie bywał bystry, a przynajmniej takie sprawiał wrażenie, a po pijanemu to już tym bardziej. Dla tego nie zauważył, iż dziewczyna myśli teraz zupełnie o kimś, innym niż on sam. Oczywiście nie poczułby się owym faktem urażony, lecz jeżeli dziewczyna chciała się wygadać, to niech wali jak w dzwon! - Ni-iee jesteśśś pijannnaa! - Powiedział uparcie, sam nie wiedząc po co. To znaczy po co zaprzeczać. Pewnie że dziewczyna, nie była bardziej pijana od niego, ale też nie była zupełnie trzeźwa. No, ale on stracił nieco rozeznanie. Dugmesi otworzył oczy, i zmarszczył swoje brwi, wpatrując się w dziewczynę. Nie przedstawił się? No tak, może faktycznie o tym zapomniał. Chociaż nie. On chyba celowo tego nie zrobił. Ale po co? Myśl...Myśl...Myśl... A chrzanić to! - Latif Dugmesi. Do usług. - Powiedział nawet się nie jąkając. Dziwne nie uważacie? No ale nawet pijani potrafią, się płynnie przedstawić. Chłopak przeniósł swoje spojrzenie, ponownie na sufit, i za wszelką cenę starał się nie zamykać oczu. Nie chciał wracać na tą diabelską kolejkę. Żeby nie zamykać oczy, student zaczął sobie gwizdać. Z początku był to jedynie świst powietrza. Nie zbyt mu to wychodziło po trzeźwemu, a co dopiero teraz. Lecz po wielu próbach, i błędach, zaczął gwizdać i nucił jakaś nieznaną mu melodię. Pewnie gdzieś ją usłyszał, i teraz sobie o niej przypomniał. Lecz gdzie i kiedy? Tego nawet, po trzeźwemu nie będzie w stanie skojarzyć. Jego ręka obejmowała ramię dziewczyny. Sama znalazła się w owym położeniu, a chłopaka nie miał z tym nic wspólnego! Po prostu tak się stało, a jemu się tak wygodnie leżało. Gorzej będzie jak trzeba będzie wstać. Oho już to widzę! " Latif Dugmesi! Gwiazda Quidditcha zalana w trupa!" O rany! Ale by była sensacja! W tedy dopiero nie miałby życia! Chyba jednak poczeka tutaj, aż do momentu jak nieco wytrzeźwieje. Nie chodziło o jego reputacje. Bo akurat tym od zawsze przejmował się najmniej. Za to strasznie przejmował się, zdaniem ojca. A ten nie byłby zachwycony takim czymś. A jego trener? Chyba by zrobił z niego miazgę, za to że się upija tuż przed tak ważnymi spotkaniami! Latif mimo woli uśmiechnął się na myśl o swym trenerze. Przypominając sobie jego wyraz twarzy, gdy się żegnali. No, ale nie warto o tym wspominać. Chłopak wrócił na ziemię, która kręciła się w jego głowie z zawrotną prędkością, i spojrzał na dziewczynę. - A tobie jak na imię? - Zapytał ponownie się nie jąkając. Szło mu coraz lepiej! Jeszcze trochę, i może będzie w stanie usiąść!
Z perspektywy prawie obiektywnego obserwatora, taka scenka wyglądałaby wręcz romantycznie. Leżą sobie, pijanie, uśmiechając się bez wyraźnego powodu. Tak, to mogło zostać odebrane. A dlaczego by nie mogło. Bo NIC się między nimi nie stało... Leah powróciła (chwiejnie i przyprawiając się o mocne zawroty głowy i zaburzenia orientacji, nawet tej pionowo-poziomej) do pozycji siedzącej, jedną nogę podkurczając pod brodę. Wpatrywała się w niego swymi stalowymi oczami, jednak dla odmiany przysłoniętymi ciężkimi, jak się jej wydawało, powiekami. - Jestem. - powiedziała z lekkim wyrzutem, czując napływające kichnięcie. Zrobiła minę, która z pewnością nie zostałaby uznana za korzystną i kichnęła zamaszyście, wywołując pogłos w małej garderóbce. - Wiedziaam, że to ty - powiedziała niewyraźnie - Znany, uwielbiany, pożądany, utalentowany. - dokończyła beznamiętnie, próbując wstać, jednak nie powiodło jej się, Po raz kolejny targnęła się na zdrowie Latifa, gdyż upadła z powrotem na jego tors, lądując kilka centymetrów od jego twarzy. Patrzyła chwilę na niego, a w wyniku średniej koordynacji ruchów swego ciała, wargi miała lekko uchylone, a ciało było wiotkie i lekkie. Czuła się, jakby zaraz miała odlecieć, w dosłownym tego słowa znaczeniu. Wręcz czuła, jak się podnosi, jak grawitacja zaczyna zwalniać swój żelazny uścisk z jej ciałem. Swoją drogą może tak czułą się dusza, opuszczając ciało w momencie śmierci? Leah nie lubiła myśleć o śmierci, bo to było jedyne, czego bała się najbardziej. Ale wiedziała, że powinna się przyzwyczajać, z każdym dniem coraz bliżej... Tak, była urodzoną optymistką. W wyniku odruchu, który przerwał jej kontemplacje, złożyła na jego ustach pocałunek. Chociaż uściślając to dwa. Jeden dłuższy, czulszy, a drugi krótki, jedynie muskający jego górną wargę.
Znany, uwielbiany, pożądany, utalentowany. Latif jedynie się roześmiał wesoło, na te słowa czy też pochwałę. - Nie. Ja jestem jedynie jego bratem bliźniakiem. Tym nie utalentowany, nie znanym i nie uwielbianym. A już całą pewnością, nie pożądane. - Odpowiedział wesoło. Jednak dziewczyna nadal nie powiedziała, mu kim jest. To znaczy nie powiedziała, jak się nazywa. Lecz czy to teraz miało znaczenie? Czy cokolwiek miało znaczenie, w chwili upojenia alkoholowego. Nic a nic. Dugmesi przestał myśleć, martwić się czy też nad czymś zastanawiać. Pozwolił by wszystko co jest, powoli przemijało, pozwolił dać się sponiewierać alkoholowi. A zmartwienia, wyrzuty sumienia, rozsądek i cała gama reszty. Przyjdzie dopiero jutro, kiedy już będzie za późno. Kac alkoholowy i moralny, pognębią go na kilka godzin, dni lub nawet miesięcy. Różnie bywa. Zresztą z skąd pewność, że w ogóle cokolwiek, zapamięta z tego co się tutaj dzieje? Student poczuł na swych ustach, inne usta. Damskie. Miękkie i kuszące. Oddał pocałunek, nie wiedząc czemu i nie zastanawiając się nad tym. Na wszystkie pytanie i odpowiedzi, przyjdzie czas później. W tedy dopiero będzie się zastanawiać, czy został wykorzystany, czy to jedynie upojenie alkoholowe. W tedy przyjdzie pytanie czy dobrze postąpił, i jak miał postąpić. Dopiero w tedy przyjdzie moralniak, i będzie się umoralniał. Teraz nie było niczego. Niech nie będzie niczego, niech rządzi alkohol. Chłopak w czasie pocałunku, zamknął oczy, i dotknął lewą rekom jej policzka, zaś druga bezwładnie, delikatnie i być może czule zjechała z ramienia, na dół. Zatrzymując się dopiero na biodrach dziewczyny. Swoją drogą do twarzy jej było, w stroju baletnicy. Kiedy pocałunek się skończył, uśmiechnął się lekko nie pewnie jak gdyby na próbę. Spojrzał jej w oczy i już chciał coś powiedzieć, lecz nie zdążył. Bo na jego ustach zawitał drugi, dużo delikatniejszy pocałunek. Który wywołał w nim, nie potrzebne dreszcze emocji. Może to pożądanie, chociaż to jest, bardzo wątpliwe. Lecz był pijany, i miał wszystko w... W każdym bądź razie nic go nie obchodziło. Robił to, na co miał ochotę w tej chwili. Lecz na co miał ochotę? Przez umysł chłopaka, przebłysnęła myśl że nie powinien tego robić, z bardzo wielu powodów. Lecz jakie to były powody? Czemu nie powinien? Zresztą jego ojciec nie chce syna Homoseksualistę. Nawet jeżeli on jest gwiazdą. Lecz nie mógł poradzić na to że nic nie czół. Nie mógł nic poradzić, iż był całkowicie nie czuły na wdzięki i urodę dziewczyny. Mógł się z nią przespać, i zaspokoić zachciankę dziewczyny. Lecz co z nim samym? Kolejny dobijający dowód na to kim jest. - Jeżeli to zrobimy. Przestaniesz widzieć w we mnie gwiazdę. A tego chyba nie przeżyję. - Zażartował chłopak z szczerym uśmiechem, jednak nadal patrząc jej się w oczy. Czy zawsze pijąc z kimś trzeba, szukać przygód? Bójek lub seksu? Najwidoczniej tak, przynajmniej w jej świecie. Chłopak nic nie straci jeśli ją zaspokoi. Szkoda jedynie że też nic nie zyska. Chociaż może zyskać kochankę, do której będzie mógł zawsze przyjść, i wobec której nie będzie czuł pewnego żalu że ją tym skrzywdzi. Tak jak przy summer. Summer była zbyt szczęśliwa i radosna. Zbyt pełna życia i pasji, żeby móc ją tak obojętnie krzywdzić. Lecz Latif nie potrzebował kobiet, a bynajmniej nie w łóżko. Jednak był zbyt pijany, żeby nad tym wszystkim myśleć. By móc kontrolować swoje ciało i umysł. Wisiało mu wszystko co było i co jest. Każdy ma prawo do chwil zobojętnienia, słabości i zapomnienia. Nawet a może przede wszystkim on.
Leah roześmiała się, w śmieszny sposób pojmował on sławę. Powinien być dumny z tego co osiągnął, a nie kryć się, wręcz nieśmiało, za tym czarującym uśmieszkiem. Jakoś w alkoholowym upojeniu umknął jej moment, w którym powinna wystosować jakąś odpowiedź. Zastanawiała się nad jedną rzeczą. Oczywiście, fakt, że oddał pocałunek, był znaczący. Jego ręka na jej biodrze również. Ale coś jej nie pasowało. Odsunęła się od jego twarzy na kilka cali i zmarszczyła czoło. Był zabawny, uroczy, nie był zboczony, natarczywy czy nachalny. Jego ruchy były zawsze wyważone, nawet po alkoholu i ani razu nie spojrzał na nią w taki sposób. Otworzyła szerzej oczy, czując zalewające ją fale naprzemiennego gorąca i zimna. W jednym momencie zrozumiała o co chodzi. To by tłumaczyło, dlaczego nigdy w gazetach nie było zdjęć, jak przechadza się zakochany po uszy, obejmując jakąś tajemniczą blondynkę. Albo romantycznych spacerków z rudą modelką. Ewentualnie wspólne plażowanie w towarzystwie seksownej brunetki. A przecież taki chłopak jak on mógł mieć każdą dziewczynę! Nie chciała nawet w myślach przywołać słowa: gej. Dotarło do niej jaki skandal by wybuchł, gdyby dostało się to do informacji publicznej. Odsunęła się na odległość dobrych dwóch stóp i usiadła skulona po turecku. - Nie chciałam cię do niczego zmuszać - powiedziała już całkiem trzeźwo. Uświadomienie sobie takiej rzeczy ocuciło ją całkiem - Ale też nie będę okazją do poruchania, chociaż śmiem wątpić iż miałeś taki zamiar - spojrzała na niego z uśmiechem. Ponieważ, mimo despotycznego i nietolerancyjnego ojca, ona nic do odmienności nie miała. Akceptowała ją, chociaż trafniej byłoby powiedzieć, że miała to absolutnie w dupie. O ile czystokrwistość jest zupełnie innego kalibru, homoseksualizm, czy kolor skóry to indywidualna sprawa każdego. - O ile zapamiętasz, mam na imię Leah.
Dziewczyna w jednej chwili go całuje. Dosyć jednoznacznie, swoją drogą. W drugiej, się odsuwa i przeprasza. Ciekawy tym kobiety, nie ma co. Lecz Dugmesi nie jest na tyle głupi, i pijany by wyczuć iż pali mu się grunt pod nogami. Musiał coś z tym zrobić, bo naprawdę dojdzie do złych zdarzeń! - Nie widzę, żebym był do czegoś przywiązany. - Stwierdził oglądając, swoje nadgarstki z rozbawieniem. - Więc, nie sądzę żebyś mnie do czegoś zmuszała. - Powiedział lekko. Zbliżył się do Leah i dotknął jej policzka. Może istniało inne rozsądniejsze rozwiązanie, lecz ono gdzieś się skryło, przed chłopakiem. Widział jedynie takie wyjście, z owej sytuacji. Po woli namiętnie, lecz czule, pocałował ją. To że kobiety go nie pociągały, nie oznaczyło, iż nie potrafi być kochankiem. Wręcz przeciwnie! Latif położył ją na plecach, całując czulę. Nagle jednak spoważniał, i spojrzał się na dziewczynę. - Nie przejmuj się moją narzeczoną. Jesteśmy razem jedynie z rozsądku, i woli naszych rodziców. Po za przyjaźnią, nic nas nie łączy. Ona ma swych kochanków, więc ja też mam prawo. - Wyszeptał całkowicie poważnie. To była jego broń ostateczna. Nikt nie uwierzy że jest gejem, wiedząc że ma narzeczoną. A powiedział to w ten sposób, jak gdyby wiedział że ona wie. Zresztą mało kto nie wiedział. Lecz teraz to on usiadł po turecku, patrząc się na dziewczynę. - Lecz nie chce cie zmuszać. - Powiedział z miłym uśmiechem, przyglądając się dziewczynie. Taka sytuacja potrafi sprawić, iż cały alkohol gdzieś wyparował. A szkoda, bo mogło być tak fajnie! Dlaczego ludzie zawsze traktują go inaczej? Wręcz ulgowo? Nie chciał czegoś takiego, lecz nie miał na to wpływu. Chciał być sobą, nie żadną gwiazdą. Ludzie jak go widzą, dają mu taryfę ulgową. W szkolę lepsze oceny. Jak tutaj się znalazł? Po prostu sobie tego zażyczył. Żadnych egzaminów. Żadnych podań o przyjęcie. Nic, a nic. Latif chciałby być jedynie zwykłym uczniem. Za to że robił to co kochał, jest traktowany jak jakiś zbawiciel świata. To chyba najbardziej go przygniatało. Chłopak opadł luźno na poduszki, i przymknął oczy. Spodziewał się jakiś szalonych wirów w głowie, i tym podobnych. Niestety. Nic z takich rzeczy, nie miało miejsca. Stał się trzeźwy, pod wpływem obecnej sytuacji. Szkoda! Miał szanse na rozluźnienie się, na chwile zapomnienia. Bez obowiązków, fleszy i kamer. Czy przyjdzie mu także umrzeć, w światłach jupiterów? Jeden marzy o sławie, drugi jej nie na widzi. Ciekawa jest ta ironia. Leah. Tak miała na imię. Dugmesi z całą pewności, go nie zapomni. Cicho, lecz ciężko westchnął...
Chyba resztka alkoholu dalej dawała o sobie znać, bo Leah uległa jego pocałunkom, Oddawała je namiętnie, a gdy położył ją na plecach, zdążyła nawet lekko opleść jego pas własnymi nogami. Dlatego poczuła niedosyt i wręcz rozczarowanie gdy przestał. Jednak kobieca intuicja nie dawała za wygraną, ciągle powtarzając w jej głosie słowo na 'g'. Pod jej nosem wykwitł półuśmiech. - Narzeczona - powiedziała bezbarwnie i podniosła brew - Nie chciałabym sprawiać Ci kłopotów tym, czego, póki co, jedynie się domyślam. - stwierdziła i uśmiechnęła się ironicznie. Straciła wszelką ochotę na baraszkowanie. Jedyne czego brakuje, to żeby się rozgadał o cieniach sławy, o tym, jak jego rodzina absolutnie nie zaakceptuje jego orientacji i jak jest beznadziejnie zakochany w jakimś uczniaku, który nie zwraca na niego uwagi. Leah też miała problemy, każdy je miał. Poczuła w zachowaniu Latifa, w tej jego uprzejmości i sympatii, jakiś niewysłowiony fałsz. Dyskretny, ale wyczuwalny. Oczywiście, o niej samej też można by powiedzieć, że jest nieco okłamana, ale to tylko wrażenie odebrane przez to, że Leah jest schowana za wyjątkowo grubym murem, okalającym jej prawdziwą osobowość. Jakoś przez światem trzeba się bronić, a skoro nie ma na tyle silnego charakteru, by był on jej tarczą, należało było się schować, zaszyć w bezpiecznym kącie. Jego westchnienie wyczuła aż nadto. Zapewne właśnie ubolewał nad tym, jak bardzo chciałby wieść normalne życie i jak okropna jest popularność na skalę niemal światową. Już całkiem trzeźwa wstała i sięgnęła do spodni po papierosa i różdżkę. Odpaliła zgrabnym ruchem i przytrzymując fajkę w zębach, schowała różdżkę powrotem. - Zgaduję iż ciężko jest znaleźć osobę, która widzi w tobie prawdziwego Ciebie, a nie słynnego sportowca... - powiedziała leniwie, opierając się o toaletkę.
Latif leżąc na poduszkach rozmyślał o różnych rzeczach i osobach. Niby nic konkretnego, ale jednak. Jakoś tak go napadło na głębokie refleksje i przemyślenia, zaś cały humor i rozbawienie gdzieś wyparował. - Domyślasz się? - Zapytał się, śmiejąc się przy tym uroczo. Naprawdę mogło, być między nimi tak miło! A przynajmniej dla niej. Zamiast tego, nadeszła chwila na głębokie przemyślenia i refleksie. Super. Dugmesi usiadł po turecku, i spojrzał się na dziewczynę. - Nikomu, bym nie życzył być mną. - Powiedział z uśmiechem i żartobliwie się przy tym śmiejąc. Naprawdę był przy tym uroczy. Jego uśmiech dodawał, lub też dawał mu ów niesamowitego uroku, wręcz wdzięku. Chłopak popatrzy się na dziewczynę. - Wiesz. My jesteśmy zmuszeni do tego związku. Ona tak naprawdę ma kogoś innego. A bynajmniej mi się tak zdaje. Nie to żebym miał jej to za złe. - Powiedział chłopak z uśmiechem. Naprawdę nie miał swojej narzeczonej na złe, tego że kogoś ma. (O ile ma) Tak naprawdę życzył jej szczęścia i powodzenia w związku, z kim by nie była. - Ciężko jest się z kimś związać, bez obawy iż ta druga osoba jest z tobą, ze względu na sławę a nie prawdziwego ciebie.. - Powiedział patrząc się w jakiś martwy punkt, który był gdzieś poza Leah. Szkoda było zmarnować taką chwilę, na takie głębokie lecz nie istotne przemyślenia. Ale cóż stało się! Pewnie gdyby mieli jeszcze jakąś flaszkę, to by ją wypili i dobrze się ze sobą zabawiali. Niestety nie mieli jej i stali się trzeźwi. Co oznaczało że niczego nie dojdzie. Czy chłopak żałował? W pewnym sensie tak. Naprawdę się rozkręcił, a nawet czuł w ową rolę. Chociaż niebyt jego to kręciło. To wcale jednak nie oznaczało, że na chwilę nie mógł zmienić swych poglądów. Mógł to zrobić w tedy. Jak był w upojeniu alkoholowy. Lecz teraz już za późno, a może nie? Student potrząsnął głową, jak gdyby chciał ogonić od siebie wszystkie złe myśli. Co powinien teraz zrobić? Wyjść czy zostać? Kontynuować coś co mogło mieć jakieś większe znaczenie, czy nic nie robić i niemo się przyznać do tego kim jest? Ciężkie życie, jest bycie odmieńcem. Chociaż prawda jest taka, iż sam sobie utrudniał. Mógł przecież wykrzyczeć całemu światu, to kim jest i mieć wszystko w głębokim poważaniu. Lecz tego by najpowiewniej jego ojciec nie zniósł. Strach pomyśleć jaka by była jego reakcja. Samo wydziedziczenie nie było złe, lecz to iż by się go wyrzekł? Tego najpewniej by chłopak nie przeżył. Latif nagle wzruszył ramionami, na znak że sam nie wie. Tylko nie wie czego? - Nie myślę o swej sławie czy też popularności. Prawdę mówiąc zwisa mi to. Po prostu chce być sobą. Każdy powinien być sobą, nie uważasz? - Zapytał, patrząc się z uśmiechem na dziewczynę.
Potrząsnęła głową z aprobatą. Zdecydowanie nie mogło to być lekkie, w sensie poszukiwania TEJ osoby, tej jedynej, która kocha nas mimo wszystko, a nie za coś. Zaciągnęła się głęboko swoim czekoladowym papierosem. Podniosła przy tym lekko język, by poczuć smak dymu. Zmrużyła oczy i odpłynęła na kilka sekund w odległe zakątki własnej świadomości. Zrozumiała, że nie może być zakochana w Villemo. W sumie odetchnęła z ulgą, była wręcz przekonana że tego nie chce, poza tym, utwierdziło ją to w przekonaniu o własnej heteroseksualności. Wypuściła dym i zakaszlała, coś tutaj nie zadziałało. Niestety jakiekolwiek bóstwo wyższe rozdawało talenty, Leah nie umiała robić kółeczek, a szkoda, bo uważała je za całkiem efektowne. Poza tym, poskładała w głowie kilka faktów (ponownie). Ominięcie tematu, który Leah dyskretnie rozpoczęła, było najlepszym potwierdzeniem dla jej przypuszczeń. Jest chyba nawet takie powiedzenie, prawda? - Jesteś gejem? - zapytała cicho, ale stanowczo, wpatrując się w żarzący się na pomarańczowo koniec papierosa, po czym zaciągnęła się ponownie. W sumie sama nie wiedziała, po co ta stanowczość i upór w głosie, skoro nawet jej to nie obchodziło. Niech robi co chce, a ona nie z tych, by rozprzestrzeniła tego niusa na cały świat czarodziejów. Więc mógł nawet powiedzieć, że pieprzy się z jakimś innym gejem każdego dnia, właśnie o nim rozmyśla i chyba ma ochotę na bzykanko. Zdecydowanie miała to gdzieś. W sumie żałowała, że już wytrzeźwiała, bo było całkiem zabawnie. Kolejny buch. Doszła do szybkiego wniosku, iż mogłaby już zdjąć strój baletnicy. Szybko zdjęła jeszcze trzy buchy i zgasiła papierosa w porcelanowej miseczce, zapewne pierwotnie była ona miejscem na spinki do włosów, bo leżała tam jeszcze jakaś wsuwka z wpół obdarta z brokatu. Stanęła na palcach i uniosła wątłe ramiona do góry. Przymrużyła oczy i zrobiła obrót głową, by lekkim krokiem przemieścić się na środek niewielkiej garderoby i wykonać delikatny piruet, który zakończyła wykopem w górę i wygięciem tułowia w łuk. Gdy stanęła już w normalnej pozie, był przy swoich ubraniach, więc szybko zdjęła strój baletnicy, chociaż odwiązywanie point trochę jej zajęło, były o jakiś rozmiar za duże. - Kiedyś tańczyłam naprawdę dobrze, rama nie ta - z jej płuc wydobył się rzężący kaszel - Kondycja nie ta - dodała z uśmiechem. Gdy miała już ubrane jeansy i koszulkę, a w rękach trzymała sweter, wlepiła spojrzenie w Latifa, jednocześnie mierzwiąc sobie włosy. - Chodźmy - powiedziała, lekko wyginając kąciki drobnych ust.
Pytanie dziewczyny zdecydowanie zbiło go z tropu. Lecz trwało to znacząco zbyt krutku, by zostało zauważone. Spojrzał się na dziewczynę i roześmiał się wesoło. - Gejem? - Zapytał dalej się śmiejąc. Oczywiście mógł się przyznać, i tak istniała jakaś możliwość, iż to wypieranie się nie ma sensu. Z drugiej strony, dziewczyna znała go zbyt krótko, by móc go tak przejrzeć. Lecz może dziewczyna, była jednym z tych osób, którym to się udawało zaraz po kontakcie wzrokowym? Była krukonem więc na pewno, nie należała do głupich. - Z drugiej strony to całkiem niezłe. Powiem ze jestem gejem i może uda mi się zerwać te zaręczyny. - Powiedział, nie przestając się śmiać. Przy czym klasnął głowę, i przybrał minę. Która świadczy o głębokim zamyśleniu. Czyli w sumie, całkiem komiczna postawa. Fakt iż trochę go martwiło, że dziewczyna odkryła o nim prawdę, nie oznaczał że się tym głębiej przejął. Nawet jeśli zechce to ogłosić wszem i wobec. To raczej nikt jej nie uwierzy. On zaś był kryty. Po pierwsze miał narzeczoną. Po drugie mógł się tłumaczyć, że Leah jest na niego wściekła, bo się nie przespali. Proste, a skuteczne. Z drugiej strony dziewczyna nie wyglądało, na taką co by chciała zrobić takie świństwo. Lecz to nie zmieniało, faktu że w głowię Latifa zaczynał układać się gotowy plan awaryjny. Student obserwował dziewczyny, bez zmieszania na twarzy. Może właśnie ta jego nieczułość, i brak jakiś reakcji naprowadziły ja na ów trop? Może gdyby rzucił się na nią, zaśliniony w momencie kiedy była bez ubrań, zmienił by jej poglądy? Lecz naprawdę Dugmesi nie miał na takie coś ochoty, zwłaszcza teraz. Jakoś mu się tak humor pogorszył. Wstał z ciężkim westchnieniem, i powędrował za dziewczyną.
Nogi same przyprowadziły tu Tamarę. Szła po prostu przed siebie - nie pamiętała, gdzie znajduje się sala teatralna, choć tu już była. Kiedyś. Nie zatrzymała się na długo w sali, tylko, gdy znalazła drzwi, przeszła tu, do garderoby. Początkowo chwilę kaszlała - panujący w pomieszczeniu zaduch sugerował, że rzadko kto tu przebywał. Jednak już niedługo płuca przyzwyczaiły się do panującej tu zawartości tlenu w powietrzu (mniejszej niż normalnie) i mogła oddychać normalnie. Stroje zaciekawiły ją, zaczęła oglądać je, każdy bardzo dokładnie. Nie wiedziała, ile zajmie jej to czasu, jednak miała na tyle siły, by przebywać tu nawet kilka godzin. Teraz patrzyła na suknię, która miała krój, jakiego używano na początku dziewiętnastego wieku. Dziewczyna złapała się na tym, że ma w swojej garderobie podobną sukienkę, tylko w innym kolorze. I przypomniała sobie, kiedy miała ją ubraną. Przeklęła soczyście. Dlaczego wspomnienia musiały wracać ze zdwojoną siłą właśnie wtedy, gdy tego nie chciała?
Czasami, kiedy w dormitorium panował zbyt duży gwar i w ogóle cały Hogwart zdawał się być po brzegi wypełniony trajkoczącymi, denerwującymi ludźmi, Mia przychodziła do garderoby. Była na tyle oddalona, ze nawet nie dochodziły do niej dźwięki setek rozmów i można było spokojnie odpocząć, poczytać lub zasnąć, układając się na stercie kostiumów. Z tych powodów Mia dość często tu przebywała - zawsze, kiedy musiała pobyć sama. Teraz nie odczuwała takiej naglącej potrzeby, chyba po prostu skierowała się tu z przyzwyczajenia. Przemierzyła kilkadziesiąt załomów korytarzy, by odkryć, ze stoi przed drzwiami prowadzącymi właśnie tam. Pchnęła drzwi. Uderzyło ją ciężkie powietrze, ale byłą już do tego przyzwyczajona; żeby trochę przewietrzyć, zostawiła drzwi uchylone i gdy tylko odwróciła się w stronę wnętrza pomieszczenia, usłyszała siarczyste przekleństwo. Zajrzała za rząd wieszaków ze strojami i zobaczyła ciemnowłosą, znajomą dziewczynę. - O - powiedziała. - Tamara.
Powtarzała sobie jak mantrę to już przeszłość, dasz radę, musisz zacząć nowe życie, doskonale przy tym wiedząc, że od przeszłości nie ucieknie. Ona zawsze będzie częścią niej. A do Rosji nie wróci, tam już nie było dla niej miejsca. I choć wiedziała, że zawsze będzie inna, że tak trudno będzie jej choćby pozbyć się tego nieznośnego akcentu, to ułoży sobie jakoś życie tu. Nie tam. Dopiero po chwili doszło do niej, że nie była już tu sama, że ktoś tu był. Spojrzała w stronę, z której doszedł ją głos. - Mia? - zapytała. Tak, wiedziała, że to ona, jednak była zdziwiona jej obecnością. Mimo wszystko myślała, że będzie mogła choć chwilę tu być sama. Jednak z drugiej strony... może przynajmniej wspomnienia nie będą wracać choć przez chwilę. Nie mogła się od nich uwolnić. - Przepraszam za to niezbyt miłe powitanie - zreflektowała się.
Mia spojrzeniem i lekkim uśmiechem dała Tamarze do zrozumienia, że nie przejęła się tym i wszystko jest w porządku. Za takie rzeczy nie trzeba było nigdy Ursulis przepraszać. Dziewczyna wolnym krokiem podeszła do Rosjanki, lustrując wzrokiem suknię, na którą ta wcześniej patrzyła, a potem pogładziła materiał opuszkami palców. - Ładna - powiedziała, przenosząc spojrzenie na Tamarę. Nie znała jej na tyle długo i na tyle dobrze, by wiedzieć, dlaczego widok tej części garderoby wywołał u dziweczyny taką reakcję. W ogóle przypuszczenia, że to jego wina zdawały się być dość dalekoidące, ale może to przeczucie mówiło, że tak właśnie jest. - Co jest z nią nie tak? - spytała. Zawsze ciekawiło ją to bijące od Tamary rozedrganie, niestabilność, które dało się wyczuć już z daleka, wyłącznie patrząc na jej ruchy lub mimikę.
Odsunęła się trochę w bok, jakby bała się bliskości. A prawdą było, że nie chciała widzieć tej sukienki, nie mogła już jej dotykać, widzieć, czuć, nie mogła, nie, bo znowu wracało i było gorzej, coraz gorzej z nią. A od ostatniej dawki eliksirów minęło już kilka godzin. Nie lubiła ich pić, miały okropny smak, poprzednie były lepsze, tych się odechciewało pić, zmuszała się, a raczej magiczne czujniki, które zaalarmowałyby, gdyby nie wzięła dawki, a nie chciała trafić do psychiatryka. Nie trzeci raz. Tam już skończyłaby ze sobą definitywnie. - Ona... ona jest w porządku. To ja... to moja wina, ja jestem przyczyną i skutkiem, to przeze mnie, to moja wina - mówiła chaotycznie, jakby chcąc nadal się tłumaczyć. Wyrzuty sumienia znowu wracały, a tak chciała je zagłuszyć.
Dla Mii wizyty Tamary w psychiatryku były tylko treścią jakichś pogłosek, w które niekoniecznie wierzyła. Ale kiedy ostatnio ją widziała, dziewczyna była w zupełnie innym stanie, niż teraz, nie wyglądała na tak... przerażoną? W tym momencie przypomniała sobie o plotkach, które kiedyś słyszała i wydały jej się o wiele bardziej prawdopodobne. - Przyczyną i skutkiem czego? - zapytała cicho dziewczyna. Nie była typem osoby, której można było się zwierzyć, licząc na ramię, w które możnaby się wypłakać, dziewczynę raczej przerażały takie sytuacje, ale tym razem była ciekawa. I może po części chciała pomóc, ale... po części. Bardziej interesował ją ten tajemniczy woal szaleństwa i co się pod nim ukrywa.
Nie, to nie były żadne plotki, ona była w piekle, raz wróciła z piekła, ale ono wezwało ją do siebie, zabrali ją tam, znowu, teraz wyrwała się ostatkiem sił stamtąd. Ale chyba nie umiała już żyć normalnie. Zawsze będzie inna, zawsze będzie pamiętać, zawsze będzie miała blizny, na rękach, na sercu, na duszy. - Choroby, nieszczęścia, chaos, zniszczenie, moja wina, moja wina - mamrotała jak w amoku. Uczepiła się jednej z sukienek, innej, ciemnej. Straciła siły, czuła się słaba, bardzo słaba. Drżała cała. Ale to trwało jakiś czas, tylko, to minęło, była normalna. Chyba. Pozornie. - Przepraszam. Gdy dotarło do niej, co się stało, powiedziała to cicho, najciszej, jak się dało, znów przeszkadzał jej tylko kurz, ale tylko trochę. - Przepraszam, za siebie, nie powinnaś tego widzieć.
Mii trudno było wyobrazić sobie jej sytuację, może poniekąd dlatego, że wzbraniała się przed silniejszymi emocjami. Dlatego też zachowanie Tamary wydało jej się irracjonalne, abstrakcyjnie dziwne i wręcz ją przeraziło. Z ulgą przyjęła więc moment, w którym dziewczyna uspokoiła się przynajmniej względnie, a wcześniejszy niepokój odbił się tylko trochę w jej oczach. - Nie przepraszaj - mruknęła cicho Mia, sięgając po wieszak z suknią. Wzięła ją i przewiesiła w inne miejsce, bardziej odległe, jakby to miało zapewnić to, że taka sytuacja się nie powrórzy. - Długo tu jesteś? - zapytała, żeby w garderobie nie zapadła cisza. Było lepiej, kiedy jakiekolwiek słowa snuły się między drobinkami kurzu, o wiele lepiej. - Często tu bywasz? - Nawet nie zastanawiała się zbytnio, o co pyta, byle coś mówić.
To się nie zdarzy. Jeśli tylko tam nie wróci i tego nie zobaczy. Znowu. Czy wszystko wróci? Nie wiem. Oby nie, to będzie przyjemny widok. - Nie, chyba nie, raczej niedługo, nie wiem - odparła wciąż niepewnie, jakby bała się, że znowu powie zbyt dużo. Słowa, słowa, słowa, zdradliwe, złe, mówiły zbyt dużo, ona nie chciała, nie mogła mówić dużo. - Nie, na szczęście - dodała już spokojniej. Nie mogłaby przebywać tu zbyt często, skoro wspomnienia wracały z taką siłą. Nie mogła się narażać. - A ty? - zapytała, żeby choć raz nie mówić tylko o niej. Czuła się inwigilowana, jakby każdy ją znał, każdy o niej plotkował, znał jej największe tajemnice. To nie było przyjemne uczucie.
Słowa. Cóż, one akurat zazwyczaj były po stronie Mii. Ursulis panowała nad tym, co mówi, przynajmniej jak dotąd. Nie obawiała się, że wymsknie jej się coś, czego nikt nie powinien wiedzieć, miała zbyt dużą kontrolę. Gorzej z czynami. Czy to nie za ich pomocą nie tak dawno zniszczyła znajomość, na której tak bardzo jej zależało? A wszystko przez zbyt silne emocje, nad którymi nie potrafiła zapanować. - Całkiem często - przyznzała Mia. - Przeważnie nikogo tu nie ma - dodała, jakby wyjaśniając swój nawyk. Ostatnio gościła tu nawet trochę częściej, chociaż czasami nie dało się wręcz oddychać. - Nie znasz jeszcze Hogwartu zbyt dobrze, prawda? - Wprawdzie Tamara już dość długo przebywała w Hogwarcie, drugi rok, jeśli Mia dobrze pamiętała, ale to i tak mało czasu na poznanie tak ogromnej budowli jak ta szkoła, po siedmiu latach Mii zdarzało się jeszcze znaleźć nowe miejsca.
No to miały ze sobą coś wspólnego. Tamara również zepsuła relację, która stanowiła dla niej pewną stabilizację, tylko i wyłącznie przez swoją głupotę. Emocje, zniecierpliwienie. Doprowadziła siebie do tego stanu przez głupie zachcianki. Kamyk, który spowodował lawinę. - Dzisiaj jest inaczej - stwierdziła oczywisty fakt, po to, by nie zapanowała cisza, mówić cokolwiek, by tylko nie wróciły wspomnienia, jakieś bzdury, aby tylko nie... - Nie do końca, nie, za duży jest ten zamek, by go znać w całości - odparła. Tym bardziej, że bywaly okresy, gdy w Hogwarcie jej nie było. Albo leżała całymi dniami w łóżku, czekając na koniec. To i tka dobrze, że dziś tu była. Wykazała wolę walki. O siebie.
No proszę. Być może w bardziej sprzyjających warunkach mogłyby sobie jakkolwiek pomóc. Teraz jednak Mia nie wyobrażała sobie nawet, że jej sytuacja może w jakiś sposób przypominać sytuację Tamary, wręcz odwrotnie, była przekonana o tym, że jest zupełnie inna. W końcu ona ze wszystkim sobie radziła, była panią sytuacji, jakżeby inaczej, prawda? Sama myśl, że kiedyś może doprowadzić się przez swoje obecne postępowanie do takiego stanu, w jakim znajdowała się Rosjanka, prawdopodobnie wpędziłaby ją w szaleństwo. - No tak. A właściwie dlaczego? - Dziwne, zadane bez zastanowienia pytanie. Nieważne. - Fakt, za duży. Ale to bardzo dobrze. - Mia też wolała, by do Tamary nie powróciły wspomnienia, dlatego wyjątkowo, nietypowo dla siebie mówiła o błahostkach, na które normalnie żałowała śliny.
Tamara kiedyś również myślała, że byłą panią sytuacji. Bo kiedyś była. Rządziła innymi... Jedną osobą nie rządziła i to właśnie uczucie do tej osoby ją zgubiło. Zaczęła popełniać błędy, które naznaczyły się tak zgubnie na jej psychice. Do tej pory jeszcze się z tego nie podniosła. - Bo jesteśmy tu dwie - podchwyciła pytanie i musiała na nie odpowiedzieć. Czuła taki przymus, musiała to zrobić. - Można się ukryć i nikt cię nie znajdzie - podzieliła się z Mią swoją refleksją. Chciała się schować, żeby nikt jej nie widział, nie słyszał o niej, żeby wszyscy zostawili ją w spokoju. Ale zawsze ktoś ją znalazł. Prędzej, czy później. Modlitwy zdały się na nic. Przestała wierzyć. Nie wierzyła już w nic.
Ostatnio zmieniony przez Tamara Markowa dnia 22/4/2012, 16:07, w całości zmieniany 2 razy
To brzmi przerażająco wręcz znajomo... oprócz tego, że w gruncie rzeczy Mia nikim nie rządzi, nad nikim nie ma takiej kontroli, jakby chciała. Abstrachując zupełnie od tego, że zupełny brak kontroli nad rozwojem sytuacji między nią i Fabiano ją paraliżował. Ale może dla Mii ratunkiem było to, że ucieka od takich spraw. Może dzięki temu nie trafi do tego piekła, z którego Tamarze ledwo udało się wydostać. - Ale dlaczego? - Nie obchodziło jej to nawet, po prostu kontynuowała zupełnie jałowy temat, by cokolwiek mówić. Powoli zaczynała ją frustrować też ta sytuacja. Ale nie odeszła, została, nie wiadomo dlaczego. - To znaczy, dlaczego akurat dzisiaj tu przyszłaś? - Och, łatwo. Na przykład moja kryjówka jest właśnie tutaj - powiedziała, szerokiem machnięciem ręki wskazując pomieszczenie.