Tuż przy szkolnym teatrze, znajduje się niewielki pokój niegdyś służący za garderobę dla aktorów. To właśnie tutaj osoby występujące na scenie, przebierały się do występów. Także to właśnie tutaj trzymano kostiumy, a także zasiadano przy stolikach z lustrami, poprawiając swoją charakteryzację. Kiedy szkolny teatr podupadł, miejsce to przestało być odwiedzane. Pozostały tu jedynie wieszaki pełne wiekowych, teatralnych kostiumów, czekając na lepsze czasy Hogwarckiego teatru. Z pokoju tego jest także bezpośrednie przejście do teatru, tuż przy jego scenie.
Okaz piękności... Lau nie wiedziała, co Marlene brała(!), ale powinna zmienić dealera, zdecydowanie. Krukonka na pewno miała dość... oryginalną urodę, ale czy nikt nie rozumiał, że teraz jej zdanie o sobie było poważnie uszkodzone? Że była pewna, iż się już do niczego nie nadaje? Że jest okropna, szczególnie wewnątrz. Pieprzeni faceci. - Mało jaki człowiek. To w Hogwarcie nie chodzą same piękności? - udała, że się zastanawia. - No tak, ja jestem tym wyjątkiem. - rzuciła z satysfakcją. Szczerze mówiąc, już się nie przejmowała swoją samooceną. Po prostu ją miała, ona z nią była. Odczuwała ją normalnie, nie dołowało jej to już tak bardzo. Oczywiście wtedy, jak się o tym nie mówiło. I teraz właśnie, Lene uderzyła w czuły punkt. Cichocichocicho! Gdyby mogła, przycisnęłaby palce du uszu, zamknęła oczy i zaczęła się drzeć, ale nie chciała, aby ją wzięto za całkowitą wariatkę. Chociaż... pomieszczenie bez klamek było kuszące. Zresztą, i tak jest teraz w swoim prywatnym psychiatryku. Nic, tylko ona i jej myśli. Przemilczała więc słowa Brodeur, przybierając na twarzy tak zwanego „ poker face'a”. Cudowne włosy. To, że ma ładne włosy zaraz oznacza, że cała jest ładna?! Proszę was... to na pewno była nieudolna próba pocieszenia jej! Luke patrzył na nią, kilka minut przed tym feralnym... a zresztą, nie wspominajmy tego. Marlene, nie każ mi myśleć! Dlaczego? Bo zaraz by widziała rozmazany obraz przed sobą. Tak więc całą siłą woli skoncentrowała się na tym, aby sobie tych włosów nie wyrwać. Z wściekłości, oczywiście. Tak wiec przejdźmy dalej. No proszę, na Lau nie zwracają uwagi mężczyźni... czy ona wygląda na lesbijkę?! Świetnie, cudownie. Lepszego pocieszenia nikt nie mógłby jej zagwarantować. Gdyby tylko Marl powiedziała to na głos, spowodowałaby natychmiastowy wybuch wulkanu. Albo nie, raczej Krukonka by opadła z sił i ponurym głosem oznajmiłaby, że teraz już zna powód, dla którego Gryfon ją zostawił. Chociaż... takie związki są chyba na jakiś sposób fascynujące, nie? Może powinna się na to przestawić, skoro żaden osobnik płci przeciwnej jej nie chciał? To pewnie dlatego studentka się zlitowała, i chce zrobić z niej „ ładną dziewoję”. Mallory patrzyła z obojętnością, jak ekspertka biega po całej garderobie i przeszukuje szafy. Wiedziała, że ta nic dla niej nie znajdzie. Bynajmniej nic, co by na niej ładnie leżało. Zresztą.. to garderoba teatralna. Czy miała zamiar wyciągnąć strój clowna? To by było niezłe. I całkowicie zgadzałoby się z resztą. No, wtedy by mogła ją posądzić o to, że zna swój fach doskonale! Jednak zamiast tego jakże interesującego przebrania wyciągnęła... sukienkę. Z dużym dekoltem. Co więcej, na jej twarzy gościł przy tym tak promienny uśmiech, który mówił, iż jest z siebie zadowolona! To jakaś komedia, doprawdy. Czy tu jest jakaś ukryta kamera? Chwila, co? Przymierzaj?! Popatrzyła na nią jak na wariatkę i postukała się w czoło. - Chyba żartujesz. - powiedziała stanowczo, opierając się dziewczynie, ale ta miała w sobie mnóstwo siły, mimo, że wyglądała jak chucherko. Tak więc zarzuciła na siebie sukienkę i wyszła z miną, która wyrażała jej całkowitą degustację i zażenowanie. A raczej zrobiła tylko krok, i od razu usłyszała, że to nie to, czego oczekiwała Marlene. Nie przejęła się tym zbytnio i wzruszyła ramionami. Wiedziała, że jak wyjdzie nikt nie będzie bił jej brawo i jakoś specjalnie się zachwycał. Tak więc przysiadła na stołku w nadziei, że to wszystko. Niestety, modelka zniknęła znowu wśród ubrań. To była chyba jej pasja. Stylizowanie innych. Tylko zapewne wcześniej trafiała na „ klientów ” szczęśliwych, którzy zachwycali się jej gustem i z uśmiechem na twarzy przymierzali kolejne stroje. Co jak co, ale Lauren musiała być dla niej niezłym wyzwaniem! Toteż pewnie dlatego uparcie ją wysyłała za parawan. Czekoladowa sukienka. Znowu czarna. Ciemny granat. Butelkowa zieleń. Na ramiączka, bez ramiączek, za kolana, do kostek... Wyszła w sukience z bufkami i przeplotem ze znudzoną miną. W ogóle jej to nie bawiło. Ani trochę. Co więcej, zaczynało ją to coraz bardziej irytować. A kiedy ujrzała jej skrzywioną minę, miała ochotę czymś rzucić w dziewczynę. Czego ona się spodziewała?! Że ujrzy przed sobą modelkę? Żenua. Miała już dość tego całego przedstawienia, i chciała jej ostro i stanowczo zakomunikować, że niestety, ale fachowcowi się nie udało. Ale Lene nie dała jej dojść do słowa, rzuciła jej czarną sukienkę i popatrzyła się na nią groźnie, po czym oświadczyła, że to ostatnia. Tak więc czarnowłosa ze zrezygnowaniem wróciła za parawan i przymierzyła tą jakże delikatną sukienkę. Wylazła słabym krokiem i ujrzała przed sobą... siebie. Zamrugała zdezorientowana, bo nie wiedziała, co się dzieje. Odszukała wzrokiem Marlene i zobaczyła, że ta opiera się o lustro z uśmiechem. Czyli dalej jest w garderobie. Przeniosła wzrok z powrotem na swoje odbicie i na jej twarzy pojawił się mimowolny uśmiech. A wcale nie miała zamiaru okazywać radości! Jej, ta dziewczyna jednak się zna na rzeczy. Cóż, Lauren musiała sobie przyznać iż wyglądała całkiem całkiem. A to było już coś, bo przez ostatnie tygodnie nie dopuściłaby do siebie takiej myśli! Za nic. A skoro ona twierdziła, że wygląda nieźle... to jak musieli postrzegać ją inni? Momentalnie pożałowała, że tylko teraz wygląda ładnie, że za moment będzie musiała zrzucić z siebie to cudo i wrócić do starego życia. Przecież kraść nie będzie. Aż tak się nie poniży. - Coś tam wspominałaś... - powiedziała do niej ze szczerym uśmiechem, który pierwszy raz pojawił się na jej twarzy, od tak długiego czasu. Obejrzała się jeszcze kilka razy, podeszła do dziewczyny i uściskała ją, szepcząc podziękowania. Lene wyglądała na dziewczynę, która osiągnęła wielki sukces, która miała poczucie dobrze wykonanej misji. I tak trzymać, Lene.
Marlene nic nigdy nie brała i nie zamierza brać. Chyba, że tabletki przeczyszczające, to jest już norma. Prawie jak witaminki! Alkohol ? Jedynie okazyjnie, jako modelka nie mogła sobie pozwolić na choćby łyk wódki czy innego mocniejszego napoju. Wszak i ta miała swoje kalorie. Narkotyki ? Wrr. Nic nie wspominaj o środkach odurzających przy Lene. Wystarczy jej to, że musi odciągać swojego przyjaciela od marihuany. Okropne. Ćpać ? Mieć wory pod oczami ? Chcice ? Kraść, poniżać, kłamać i niszczyć swoje ciało oraz psychikę dla jakiegoś proszku, który nic nie wnosi do twego życia ? Pannie Brodeur nie mieściło się to w głowie. Nie umiała sobie wyobrazić, że miałaby to brać, wciągnąć się w jakikolwiek nałóg. Zwłaszcza papierosy. Gryzący dym, dziurawe płuca, rak i ten cholerny, duszący zapach. Nie, nigdy w życiu. Lene po chwili zorientowała się, że zdanie, które wypowiedziała mogło zabrzmieć dwuznacznie. W ogóle źle je wymówiła. - Cholerny język - mruknęła do siebie. Nie sądziła, aby Lau tego nie usłyszała. Z resztą, było jej to obojętne. Tak bardzo chciałaby porozmawiać z kimś po francusku! - Le choléra, inaczej powiedziałam niż myślałam. Chodziło mi o to, że jesteś wyjątkowa, Lau - szepnęła. - Nie widzisz tego ? Tu i teraz. Patrz na to lustro - krzyknęła. Jak można wątpić w swoje możliwości i urodę ? Jak można myśleć, że jest się brzydkim ? Jak można...? To było dla niej zupełnie niezrozumiałe. Marlene nie potrafiła czytać w myślach, ba! Nawet nie chciała. Uważała to za największe świństwo. Dlatego też nie widziała, że wywołała gwałtowne wspomnienia w głowie Lau. Nie miała takich planów. Ciągle mówię coś nie tak. Mam problemy z wymówieniem porządnego zdania. Chyba powinnam obciąć sobie język. Może wtedy bym nie raniła, nie sprawiała bólu. Nikt by nie cierpiał. Zwłaszcza przyjaciele. Właśnie, nawet im nie potrafię pomóc. Jestem beznadziejna. Tak, przypomniała sobie scenę, kiedy to próbowała namówić bliską sobie osobę na operację. Nie chciała, nie zgodziła się. Charlotte powiedziała wtedy jej tak: "Nie, Lene. Nie zmieniaj świata. Nie dasz rady..." To były ostatnie słowa. Trzy dni później.. Och, momentalnie w oczach modelki pojawiły się łzy. Szybko je otarła. Nie będzie ukazywała swoich słabości, problemów, wspomnień. Lotte była najdroższą jej osobą i co ? Zostawiła. Odeszła bez przeprosin. Być może siedzi teraz z tym biednym mugolem tam do góry.. W Niebie. Piekła nie brała pod uwagę. Ciekawe czy ktoś przyszedłby na mój pogrzeb ? To dobre pytanie, na które zdobędę odpowiedź, gdy nadejdzie ta chwila. Kolejnego pożegnania. Tym razem ze światem, życiem, modą. No i oczywiście z lupą! Nie gadaj bzdur, Brodeur! Masz przyjaciół, znajomych, rodzinę. Wrogów... Wiesz co ? Skończyłabyś rozmawiać sama ze sobą. Lauren weźmie cię za niepoczytalną. Będziesz w jej oczach de-bil-ką. - Coś tam wspominałam ?! - krzyknęła oburzona. Po chwili roześmiała się i dała Krukonce sójkę w bok. A co! Trzeba się rozruszać. Przecież nie będą tu tak stały przez pół godziny i podziwiały Lauren. O nie, wtedy popadną w samouwielbienie. A to jest najgorsze. I bardzo zgubne, zwłaszcza w modelingu. Doskonale pamiętała przypadek pewnej dziewczyny. Jak to ona się nazywała ? Ach tak, Juliette. Była piękna, to prawda, aczkolwiek bardzo pewna siebie. Chciała, aby jej twarz podziwiali na całym świecie. Żeby ją szanowano, a jednocześnie ona sama gardziła innymi. Sama sobie zrujnowała karierę. Marlene było to na rękę - widziała w niej ogromną konkurentkę, a ta... Wykończyła się sama. Życie potrafi być okrutne. - Chodźmy się przejść po korytarzach Hogwartu - zaproponowała. Nie sądziła, aby panienka Mallory zrozumiała ostatnie słowo. W końcu francuski akcent będzie miała do końca życia. Nie pozbędzie się go nigdy! Nawet nie miała zamiaru, o! - W tych strojach. Zaraz, chwileczkę. Przecież czarnowłosa może sobie pomyśleć, że modelka chce ukraść te stroje. O nie! W życiu. Miała za dużo ubrań w szafie, a codziennie mama przysyłała jej nowe. Jak to nazywała - "próbki kolekcji". - A potem przyjdziemy, przebierzemy się i posprzątam - dodała szybko. To chyba jasne, że Lenka będzie musiała sprzątać. W końcu ona sama zapragnęła przebieranek Lauren. Ale wyszło jej to na dobre. A jakie cudowne podziękowania dostała! Kochała Lau jak siostrę. I chyba tylko tak. To nie była jeszcze przyjaźń. Niestety, hy hy.
Marlene chyba nie zdawała sobie sprawy, że "przypadkiem" sama wpadła w nałóg. I to jeden z tych najgorszych. No bo czym jest nałogowe tworzenie, bądź słuchanie muzyki, przy anoreksji, ćpaniu, bądź paleniu? Czymś całkowicie pozytywnym. Każdy ma swój nałóg, coś, co mógłby robić do końca życia, czemu się oddaje całkowicie i to kocha. Tylko, że niektórzy potrzebują pomocy w związku ze swoimi namiętnościami. Ciekawe, jak by zareagowała Brodeur na słowa: - Hej, wiesz, że jesteś za chuda? Czy przypadkiem nie kombinujesz tak, aby nic nie brać do ust, a jeżeli już, to jakieś specjalne kapsułki, popijane wodą? A wiesz, że na anoreksje się UMIERA? Naprawdę! Więc zrób coś do cholery ze swoim życiem, bo się zmarnujesz i odejdziesz z tego świata wcześniej, niż inni. Zapewne jesteś strasznie podatna na złamania, częściej chorujesz, mdlejesz. Modeling. Nie wszystkie modelki wyglądają jak chodzące trupy, więc może ty też powinnaś przestać? Cóż, studentka zapewne zamordowałaby tą osobę, a później zakopała jej zwłoki gdzieś pod stertą nieużywanych ubrań. Przecież nie można mieć na sobie dwa razy tej samej rzeczy! To przestępstwo! Inaczej powiedziała, niż myślała. Cóż, wybaczmy jej ten drobny błąd. W sumie, to Lau nic nie obchodziło. Nawet to, co inni o niej myślą. Miała to całkowicie gdzieś. Wyjątkowa. No oczywiście! BYŁA wyjątkowa. Czy teraz nie starają się odbudować jej wyjątkowości na nowo? Kto tam może wiedzieć. Z drugiej strony... Może by tak zatrudnić Lene na stałe? Byłaby jej prywatną stylistką, bo szczerze mówiąc, Mallory czuła się naprawdę dobrze, w wybranych przez nią kreacjach. I naprawdę dobrze wyglądała. Jednak panna Brodeur zapewne nie będzie miała czasu na takie rzeczy. Wchodzi w to jeszcze zapłata, chociaż z tym to chyba nie byłoby tak źle. Jednak zachowała swe myśli dla siebie, i nie zmieniając wyrazu twarzy przeniosła wzrok na lustro. Kto by pomyślał, że taka niewinna istotka potrafi podnieść głos? Cóż, skoro już do tego doszło, trzeba jej posłuchać! Dziwne. Kto by się TERAZ przejmował swoim pogrzebem? Krukonka nie dopuszczała do siebie takich czarnych myśli, nawet podczas jej prywatnej "żałoby". Gdyby popełniła samobójstwo, okazałoby się, jaka jest słaba! A nie była. Dlatego nie brała tej możliwości pod uwagę. Chciała po prostu iść z uniesioną do góry głową, nie oglądać się za siebie, nie wspominać przeszłości. Bo nie warto wciągać siebie samej w wielki, czarny dół, z którego nie wiadomo, kiedy się umknie. Pogrzeb Lene... Cóż, to na pewno byłoby coś wielkiego. Nie wypadało o tym myśleć, nikt nie życzył jej śmierci, ale to by wyglądało zupełnie inaczej, niż śmierć zwykłego człowieka, który nie miał żadnych wpływów na biznes. Zapewne mnóstwo tabloidów trąbiłoby o śmierci Tap Madl. Pewnie powstałyby różne hipotezy, co do jej odejścia. A to, że popełniła samobójstwo, kupiła leki odchudzające i przedawkowała, ktoś ją zamordował z zazdrości, zniszczyła ją anoreksja, zabiła wieść o tym, że nie jest już Numerem Jeden. Okropność. Już lepiej odejść w spokoju, wiedząc, że było się kochanym, że miało się przyjaciół. Sława niszczy, to nie są same zalety. W samouwielbienie Krukonka na pewno by nie popadła. Nie jest taka. Nie uważa się za najlepszą, za najładniejszą, za najmądrzejszą. Po prostu stara się dbać o siebie, aby nie zostać w tyle, za innymi. Dostosowywanie się do otoczenia, tak to się nazywa. Jednak ze swoją trupią cerą ledwo jej to wychodzi, gdy naokoło same opalone, a bynajmniej nie tak blade, szatynki, czy brunetki z dużymi, niebieskimi oczętami, biegające w miniówach, za dużych dekoltach i innych takich. Do tego typu ludziów nie będzie się dostosowywała, ot co! - Po korytarzach Hogwartu? - spytała z lekką paniką w głosie. - A po co? - dodała, ale Lene wzięła ją już pod ramię. Momentalnie zrobiło jej się wstyd, na myśl o kradzieży. Przecież to oczywiste, że takie coś nie miałoby miejsca! Idiotka, skarciła się w myślach. Co do francuskiego akcentu... On zawsze gdzieś tam był, jednak Lau udało się w miarę opanować sztukę "normalnego mówienia". Przecież mademoiselle Mallory też pochodziła z Francji, prawda? - O nie, sama sprzątać nie będziesz. Co dwie ręce... No, w każdym bądź razie, razem będzie weselej, i pójdzie szybciej. - rzuciła, z uśmiechem. Co więcej, poruszała się z gracją! Nie tak wielką, jak Mar, ale szła płynnie i delikatnie! Tak działało na Laurenne towarzystwo tejże cudownej panienki!
Powiedzmy sobie szczerze - Marlene nie potrafiła uwierzyć w to, że jest chora. Że znika z dnia na dzień. Że jest prawdopodobnie najlżejszą osobą w Hogwarcie. Nie umiała. Patrząc w lustro widziała słonia, a nie anorektyczkę. W zasadzie nie czuła już swojego ciała, nie miała nad nim pełnej kontroli. W każdej chwili mogła upaść i już nie wstać. Połamać się i po prostu umrzeć z bólu. Nie była to ciekawa wizja i daleka od prawdy. Nic na to nie można poradzić, jak tylko namówić ją do leczenia. Warto wiedzieć, że jest to rzecz trudna. Przecież już raz leżała w szpitalu i co ? Dalej maltretuje swój żołądek tabletkami i brakiem pożywienia. Oczywiście, że będzie żyła krócej, jednakże jakoś jej to nie przeszkadzało. Chwila, jak to ktoś kiedyś powiedział ? Że piękni żyją krócej ? Nie, już wiem! To.. to był jej menadżer, który doprowadził do choroby. Piękni umierają szybciej, aby pozostali zapamiętani jako wiecznie młodzi. Urocze, prawda ? Brodeur mocno wzięła sobie te słowa do serca i teraz mamy skutki! Droga Lauren, nie radzę, abyś wymówiła te słowa do modelki. Nie w tym momencie życia, w chwili szczęścia. A owszem, czuła się przy niej szczęśliwsza. Jakby wszystkie problemy wyparowały. Zostały tylko wyrzuty sumienia, które mimo wszystko są zawsze. Choćby była w ogromnej euforii nic ich nie wyciszy. Wszędzie są. Cóż poradzić, skoro na to zasługuje ? Prosta odpowiedź - nic. Jednak lepiej nie wspominajmy wypadku i bezmyślności Marlene. Za dużo cierpienia. I wstydu przede wszystkim. Tak, tak! Panienka Brodeur z chęcią zostałaby stylistką Lau. Co sprawia jej większą przyjemność niż misterne układanie włosów, robienie delikatnego makijażu, szukanie stroju odpowiedniego do sylwetki i dobieraniem do całości dodatków ? Chyba tylko szukanie przestępców (pierwsza najważniejsza pasja!) i chodzenie po wybiegu. Jednak zamierzała zostać w modelingu do końca. Dopóki nie pojawi się pierwsza zmarszczka. Potem może nawet projektowanie ubrań bądź doradzanie innym, młodszym i.. niestety ładniejszym modelkom ? Tak, to z pewnością jedna ze wspaniałych wizji przyszłości. Ale zaraz, czy nie myślała kiedyś o wyspie z palmami i JUŻ rodziną ? Zawsze lepiej być przygotowanym, Lauren. Na każdą okoliczność. Niezależnie od humoru czy też okoliczności. Po prostu lepiej wiedzieć, że kiedyś się umrze. Najgorsze jednak są myśli, że to bliska nam osoba może nas pożegnać. Na zawsze... I, cry, when angels deserve to die. Śpiewał to mugolski zespół. Mądre, mądre. Jednak nie znała osoby, która zasługiwałaby na śmierć bardziej od siebie. Zabiła człowieka! O nie, właśnie to sobie przypomniała. Pięknie, teraz będzie kilka dni rozpaczania, a potem pustki. Może jednak Lau nieświadomie wypełni ją ? Sprawi, że ponownie się uśmiechnie. Nie trudno było nie zauważyć momentalnej zmiany nastroju Brodeur. - Tak, po korytarzach, beauté. Ktoś w końcu musi cię zauważyć - odparła. Cały entuzjazm z niej wyparował, jednakże nie chciała psuć całego spotkania. Taka była. Nawet gdy nie chciała czegoś robić, poświęcała się dla innych, bliskich jej osób. Cieszyła się gdzieś w głębi, że zbliżyła się do Lauren. To dar od Boga mając taką przyjaciółkę, powierniczkę sekretów, tajemnic, smutków, bólu i szczęścia! Ale kim ona była dla Krukonki ? Zwykłą znajomą czy też dobrą kumpelą ? Nie wiedziała. Nie potrafiła odpowiedzieć na to pytanie. I nie chciała go zadawać widząc, że Mallory się czymś martwi. Nieustannie myśli o bliżej niezidentyfikowanej rzeczy. Ależ tak! Całkowicie zapomniała, że Lau pochodziła z Francji! I ty uważasz się za inteligentną osobę, Mar ? Była urocza rozmawiając sama ze sobą. Wiecie jakie to cudowne ? Jesteś chora. - Cieszę się, że mi pomożesz - dodała. I do cholery z udawaniem! Po prostu nie umiała.
To, że nie potrafiła uwierzyć w swoją chorobę było widać na pierwszy rzut oka. Lau nie miała serca jej tego wypominać, bo było widać, że Marlene cieszy się każdym dniem, no, bynajmniej teraz jest szczęśliwa, uśmiechnięta. Albo się świetnie maskuje, w końcu modelki to też na jakiś sposób aktorki. Nie łatwo je przewidzieć. Jednak Lau chciała jej pomóc. Pozwoliłaby jej nawet na tą jej niedowagę, ale nie taką ogromną! Wmusiłaby w PRZYJACIÓŁKĘ chociaż połowę połowy kromki chleba! Najlepiej by było zacząć od czegoś lekkiego, i ją przekonać, że to wcale nie zawiera tak dużo kalorii... Może jedna czwarta kromki chleba z twarożkiem i szczypiorkiem? Może kawałek jabłka? Do picia oczywiście woda, ale czasami mogłaby łyknąć smakowej! Na Ognistą by się ją wyciągnęło raz na ruski rok... Kochana Mar, czemu uważasz, że piękni umierają szybciej? A jak myślisz, z jakiego powodu? Przecież nigdzie nie było zapisane, że tak musi być. Prawda, ludzie wyjątkowi muszą znosić ludzką zazdrość, ale przecież mają też oddanych przyjaciół, u których mogą szukać wsparcia w każdym momencie! Co więcej, powinni z dumą zaszczycać innych swą obecnością i dawać nadzieję na lepsze dni, a nie po prostu znikać. Nie zgadzajmy się więc ze słowami durnego menadżera, który i tak bierze kasę za twą sławę. Oczywiście, że dziewczyna wiedziała, iż kiedyś nadejdzie jej dzień, dzień w którym zakończy swój żywot, ale miała nadzieję, że do tamtego czasu zdąży się pomarszczyć, poznać swoje wnuki i prawnuki, nakarmić kota oraz uzupełnić akwarium dla rybek. Rozmyślanie o śmierci nie jest dobrym sposobem na spędzenie dnia. Kto by cały czas się nad tym zastanawiał? Bez przesady! Można popaść w depresję. Zresztą, takie myśli bardzo ograniczają. Kto by skoczył na bungee, gdyby cały czas myślał, że tak skończy swe życie? Nikt. Oczywiście, wypadki się zdarzają... Ale tak nas skonstruowano, abyśmy się uśmiechali, brali z życia wszystko co najlepsze. Zabiła człowieka? Gdzie, jak, kiedy? To niemożliwe! Krukonka by na pewno w to nie uwierzyła. Ten piękny promyk, który niesie innym pomoc, odciąga od problemów? Na to się nie nabierze! Zwykłe kłamstwo, głupia plotka, rozesłana przez zazdrosne dziewczyny z Hogwartu. Nie warto w nie wierzyć. Oczywiście, że Lauren zechce poprawić nastrój panience Brodeur! Bardzo przyjemnie spędza przy niej czas, nawet ból dotyczący Luke'a znacznie słabnie, podczas ich rozmów, przebieranek i śmiechów. - Och... - westchnęła, poddając się. - No dobrze... ale przy tobie nikt nie zwróci na mnie uwagi, poważnie! Zresztą, nikt nie musi. Ważne, że ja dobrze się czuję w swojej skórze, prawda? - spytała, patrząc na nią błagalnie. Ciekawe, czy studentka przyzna jej rację, nie? Ojej, po co się tak martwić? Oczywiście, że Krukonka uważała Marlene za powierniczkę swoich sekretów, za kolejną osobę, bliską jej sercu. Nie chciała, aby to się zmieniło. Nie ważne, co Lene sobie myślała, czym się martwiła, i tak wokół niej panowała aura ciepła i spokoju, która wypełniała u Lauren tą pustkę, zwaną sercem. To był największy lek, jaki spotkała. Była jej z tego powodu bardzo wdzięczna, bardzo. - Ja też się cieszę. To co, idziemy? A dokąd masz zamiar iść najpierw? A zresztą... prowadź! - zawołała dziarsko, podała rękę Brodeur i pozwoliła się prowadzić. Prowadzić, bez względu na wszystko, bez względu na to, co na nie czekało. Zaufanie jest przecież najważniejsze.
Elizabeth dużo słyszała o skrzydle studenckim, więc postanowiła je dogłębniej pozwiedzać. Trafiła właśnie tu, do pomieszczenia, które wypełnione było kolorowymi strojami, kosmetykami i lustrami. Istny raj! Teraz w sklepie nie znajdzie się takich ubrań! Krukonka bardzo żałowała, że szkolny teatr upadł, uwielbiała sztukę i chyba była niezłą aktorką. Ubrana była dziś w zwiewną, czarną sukieneczkę. Na stopy założyła buty w tym samym kolorze, oczywiście na wyysokim obcasie. Uwielbiała tak się stroić, czuła się wtedy bardzo kobieco. Stanęła przed lustrem i uwolniła swoje włosy od koczka, potrzepała głową jak gwiazda filmowa reklamująca szampon do włosów. Uśmiechnęła się szczerząc swoje białe, równe ząbki. Była tu sama, więc czuła totalną swobodę ale przydałby się ktoś to wspólnych wygłupów. Samotność jest fajna ale gdy się ma doła. Nagle dostrzegła niebieską maskę, ozdobioną srebrnymi cekinami, brokatem. Idealnie nadawała się na jakiś bal. Chwyciła patyczek przymocowany do niej i przystawiła ją do twarzy. Bardzo żałowała, że nie zabrała ze sobą swojego magicznego aparatu. Było tu tyle rzeczy wartych uwagi, już miała przed oczami te kolorowe zdjęcia. Zrobiła obrót wokół własnej osi, jej sukienka zaczęła lekko falować. To miejsce było cudowne, usiadła na małej pufie wyobrażając sobie zabieganych ludzi, którzy przymierzali stroje, ćwiczyli swoje role. Ciekawe ile lat miało to miejsce, pewnie sporo, bo przecież Hogwart był taką starą szkołą! Odłożyła ostrożnie starą maskę i powróciła do rozglądania się. Zauważyła dość zabawną, kolorową bluzkę, miała ochotę ją przymierzyć i powiedzieć jakiś wierszyk ale powstrzymała się, może później...
Z racji, że nigdy jakoś specjalnie nie zaglądała do Skrzydła Studenckiego, nie miała pojęcia, gdzie znaleźć Garderobę Teatralną. A szukała jej, gdyż iż chciała sobie pomalować pazurki. Jej lakier niestety się już wykończył, a dzisiaj wyjątkowo nie miała ochoty wychodzić poza obręb zamku. I tak, po parogodzinnych poszukiwaniach znalazła się w końcu przed owym pomieszczeniem. Dopiero teraz naszło ją pytanie, dlaczego szkolna trupa się rozpadła. Nigdy jakoś się tym nie interesowała, choć na ich spektakle zdarzało jej się chodzić. Nie była jakąś wielką pasjonatką teatrów, ale z kulturą i sztuką trzeba mieć stały kontakt. To wiedziała na pewno. Alladynki i bluzka, która odsłaniała jedno ramię z pewnością nie były wielce wyszukanym strojem i Ridż na sto procent by ją za to złajał, ale mniejsza z tym. Nadusiła na klamkę i weszła do pomieszczenia, w którym o dziwo, ktoś się znajdował. Myślała, że teraz garderoba jest zapomnianym pokojem, ale najwyraźniej się myliła. Odgarnęła z oczu niesforny loczek i z uśmiechem weszła do środka. Na najbliższym krześle położyła swoją torbę z całym mnóstwem mniej lub bardziej potrzebnych rzeczy i skierowała się do owej osóbki, która właśnie siadała na pufie. - Cześć - spojrzała z zaciekawieniem na dziewczynę i uśmiechnęła się do niej szeroko. - Widzę, że nie tylko ja narzekam dzisiaj na nudę. No... chyba, że źle oceniłam sytuację. Mrugnęła do dziewczyny i zaczęła rozglądać się po garderobie. W końcu jej wzrok padł na różnokolorowe lakiery, do których czym prędzej podeszła i po chwili trzymała w dłoni jeden z nich. O tak... ten fiolet będzie idealny.
To miejsce miało klimat, o tak. Z rozmyślań wyrwał ją głos Gryfonki. Automatycznie wstała i opuściła lekko podwiniętą sukienkę. Na jej twarzyczce zagościł uroczy uśmiech, nareszcie ktoś się pojawił! - Heej - Powiedziała z wyczuwalnym entuzjazmem w głosie. Zmierzyła dziewczynę wzrokiem. Była ładna, taka naturalna. Zrobiła kilka kroków do przodu i stanęła przed lustrem. Przygryzła dolną wargę przyglądając się swojemu odbiciu. - Siedząc tu sama zaczynałam się powoli nudzić ale Ty przybyłaś mi z pomocą - Oznajmiła szczerząc białe ząbki. Wzięła do ręki jakąś kolorową sukienkę, przyszyte były do niej różnej długości frędzelki, wyglądała trochę jak firanka. To tego podniosła jakieś bajeczne buty na wysokim obcasie. - Można tu znaleźć wiele zabawnych rzeczy. Niektóre wyglądają jak z filmu moulin rouge, na przykład tamte kabaretki - Powiedziała pokazując na otworzoną szufladę wypełnioną różnymi badziewiami. Po chwili przeniosła wzrok na fioletowy kolor do paznokci. - Śliczny kolor, też muszę pomalować moje pazurki...tylko nie umiem się zdecydować na barwę, może mi doradzisz? - Zapytała i podeszła do Elliott. Oparła się biodrem o toaletkę z lustrem przy której leżało pełno kosmetyków. Istny raj dla dziewczyn!
Jej usta nadal były wygięte w szerokim uśmiechu. Przyglądała się poczynaniom Eliz i zaśmiała się cichutko. Sama zawsze miała podobną minę przyglądając się swojemu odbiciu w lustrze. Jeju... chyba zaraz zacznie tu komuś zazdrościć oczu. Bo kogo, jak kogo, ale Krukonki miały niesamowity kolor. Taki... bursztynowy. Kiedy była w Polsce, wstała raz bardzo wcześnie i ruszyła na plażę, by pozbierać trochę tych cudownych kamieni. Tak pięknie mieniły się wtedy w słońcu. W jednym z nich znalazła nawet robaczka, z czego była dumna jak paw. - Otóż to. Przybywam na ratunek, mówiąc stanowczo "Nie!" nudzie. - Mrugnęła do dziewczyny. Dopiero, kiedy schowała lakier do kieszeni, mówiąc sobie, że pomaluje pazurki jak będzie miała chwilę czasu, a potem go tu odniesie, zauważyła wiele fikuśnych strojów. Tu to się można zabawić w przebieranki! Ubierze się jak panienka z dobrego domu z któregoś tam wieku albo jak Satine z Moulin Rouge, o którym wspomniała Eliz. - Dokładnie. Albo coś w stylu Zakochanej Jane czy Dumy i Uprzedzenia. - Wskazała zwiewne, długie sukienki i śmieszne kapelusze. Zarzuciła sobie przez szyję jakieś pierzaste boa. I popatrzyła w lustro z wyzywającą miną. - Pomyślmy... Może... morski albo jakiś odcień czerwieni? - Przechyliła głowę, przyglądając się Krukonce. Przy okazji trąciła łokciem jakąś buteleczkę z perfumem, która upadła z cichym trzaskiem na blat i o mało nie sturlała się na podłogę. Jednak w ostateczności udało jej się złapać owy flakonik. Niech żyje zgrabność!
-Chyba nikt nie lubi się nudzić - Powiedziała z błyskiem radości w oku i zerknęła na półkę z kapeluszami. -Chciałabym aby w zamku odbył się bal przebierańców, podobno już kiedyś taki był ale ja niestety nie pojawiłam się na tej imprezie. Tu jest ogromny wybór strojów. Od skąpych sukieneczek po wieelkie bezowe kreacje - Zaśmiała się cichutko. - Co do pazurków to chyba zdecyduje się na krwistoczerwony kolor. Odwiesiła tę zakręconą sukienkę na swoje miejsce, buty również odstawiła. Była tu pierwszy i na pewno nie ostatni ! Czasami brakowało jej jakiegoś dodatku aby uzupełnić swój ubiór, tu było ich pełno. Chwyciła śliczny złoty medalion z ciemnozielonym oczkiem. Na dodatek to cudeńko się otwierało, w środku było zdjęcie młodej kobiety, jeszcze czarno-białe. Pewnie było bardzo stare. - Zobacz, to pewnie była własność aktorki tego teatru - Powiedziała i wystawiła do Elliott dłoń z medalionem. Chciałaby dowiedzieć się kto to jest, może była nawet z tą kobietą spokrewniona? Tego nie wie nikt. - Pewnie osoba z fotografii była kimś ważnym dla właściciela tej błyskotki. - Stwierdziła z uśmiechem. Bardzo spodobał jej się ten pomysł ze zdjęciem, to było takie...romantyczne. Nagle zauważyła spadający flakonik, ona też chciała go uratować, więc się schyliła ale zakończyło się to zderzeniem głów obu dziewczyn...ale perfum jest cały! -Ałłał - Powiedziała nieco rozbawiona tą sytuacją. - Nic Ci nie jest?
- Coś mi się też tak wydaje. - Nie znała osoby, dla której nuda była czymś przyjemnym. I chyba nie chciałaby poznać, szczerze mówiąc. No bo przeprasza bardzo, ale komu radość sprawiałaby świadomość, że nie ma kompletnie nic do roboty i nie może się za nic zabrać, ani chociażby nie ma powodu do najmniejszego uśmiechu. Nie mylić z celowym leniuchowaniem, czy też człowiekiem nieszczęśliwym, jeśli łaska. - O tak, bale przebierańców to jest to. Zawsze marzyłam, żeby być Kobietą Kotem. - Poruszyła zabawnie brwiami. - Chociaż strój piętnastowiecznej hrabiny też jest kuszącą propozycją. W walentynki był co prawda Bal Maskowy, ale to nie to samo. I w dodatku tegoroczny okazał się porażką, ot co. - Potrząsnęła głową, żeby pozbyć się obrazów ze Święta Zakochanych. To z pewnością nie był dzień, który chciała pamiętać do końca życia. Chociaż pewnie właśnie tak się stanie. - Będzie ci pasował - uśmiechnęła się do Eliz, po czym przeniosła wzrok na medalion. Był P-R-Z-E-P-I-Ę-K-N-Y. A ta młoda kobieta na zdjęciu jeszcze piękniejsza. - Bardzo możliwe. Takich medalionów nie widuje się w dzisiejszych czasach za wiele. A szkoda. - Przyjrzała się dokładniej twarzy dziewczyny. W pierwszej chwili wydawała jej się znajoma, jednak po dłuższym zastanowieniu doszła do wniosku, że jej się wydawało. Już miała odłożyć flakonik na miejsce, już się podnosiła, a tu nagle bęc. - Ała - Będzie guz nie będzie guza, oto jest pytanie. Ale odpowiedź na nie znajdzie już niedługo. I miała nadzieję, że będzie to ta pierwsza wersja. - Wszystko w porządku. Mam mocną głowę. Zaśmiała się cichutko i odłożyła flakonik na jego miejsce. - A z tobą, wszystko okej?
Cóż bynajmniej Griogri nie odetchnął z ulgą kiedy poszedł Steve, ale przynajmniej nie miał już tej nieodpartej chęci do kolejnego natarcia na chłopaka. Szczególnie, że Effie stała przed nim i magnetycznym wzrokiem próbowała go zatrzymać. Co jej się całkiem udało, właśnie dzięki boskim genom. Cóż i z pewnością dzięki charakterowi, bo w końcu nie każda potrafiłaby stanąć pomiędzy rozjuszonym Rosjaninem, a stękającym Howardem. Cóż póki co Grig również nie chciał myśleć o tym jak będzie wygladać kolejne spotkanie, w zasadzie w ogóle nie chciał myśleć o Howardzie przez najbliższy czas. Tak, w tym wypadku integracja w zupełnie nie zadziałała. Ale za to można powiedzieć, że relacje z panną Fontaine Grig wziął sobie bardzo do serca. Faktycznie, Grigori był zdecydowanie nieprzewidywalnym piromanem, a teraz postanowił podreptać sobie z wilą u boku, aby zapomnieć o poprzedniej sytuacji. Co prawda szło to też w słabą stronę, bo skupiał się na całej osobie Effie na jej słodkim zapachu i ślicznej buzi, ukrytej pod maską i zastanawiając się po co ktoś chciał stworzyć tak idealną istotę by kusić i tak już podatnych na kobiet mężczyzn. W zasadzie on sam nie wiedział dlaczego zamiast robić cokolwiek innego zabrał do tańca ślizgonkę. Ale nie chciał uciekać a dalsze siedzenie i picie nie miało dla niego sensu. I oczywiście również nie spodziewał się, że będzie chciał tańczyć z kłótliwą blondynką kiedykolwiek. I nie, zdarzenia w chacie, zupełnie nie odgrywały żadnej roli w ich obecnych relacjach. - Można powiedzieć, że czasem na coś się przydajesz – powiedział, poczym uśmiechnął się zadowolony ze swojego stwierdzenia, które zabrzmiało dość dwuznacznie w świetle ostatnich wydarzeń. Cóż, Orlov pomimo upojenia alkoholowego dość dokładnie pamiętał jak ostatnio spędzali czas i też chciał to odsunąć od siebie. Wydawało mu się, że zobaczył Lottę w tłumie i zaczął się rozglądać, ale wtedy Effie zmusiła go do spojrzenia na nią i oznajmiła, że muszą porozmawiać. - O czym? – zapytał robiąc pełną zainteresowania minę, bo średnio mu się teraz chciało stąd wychodzić, ale ta pociągnęła go w stronę jakiś drzwi i Grig nie zdążył zobaczyć Lotki. Mógł mieć nadzieję, że ona również nie zauważyła jak znika w drzwiach, bo okazało się, że była to może i przestronna, ale jakaś intymna garderoba, w której wcześniej znalazł swoje magiczne pudło. Spojrzał na kobietę kot czekając aż coś powie. W końcu to ona chciała o tym rozmawiać. Zapalił sobie w międzyczasie spokojnie papierosa.
Effie wychodząc z pomieszczenia zupełnie nie rozglądała się już dookoła, a i przez chwilę miała nadzieję, że niewiele osób odnotowało, iż znika ona w jakimś małym pomieszczeniu z szalonym piromanem. Choć już teraz, w owej chwili miała w myślach tak właściwie tylko tyle, że pilnie muszą porozmawiac. Jakoś to wszystko zgrabnie ułożyc i rozgonic, czyż nie? Naturalnie blondynka także doskonale pamiętała tamtą noc, jednakże nadal nie potrafiła odpowiedziec sobie na kluczowe pytanie. Jakim cholernym cudem w ogóle do czegoś takiego doszło?! Kiedy weszli do pomieszczenia pełnego przeróżnych ubrań, Effie pierw dokładnie zamknęła za sobą drzwi, następnie przeszła parę kroków po pomieszczeniu spoglądając na podniszczone ubrania. Ostatecznie zatrzymała się przy jakimś wieszaku pełnym kapeluszy i przeróżnych nakryć głowy, będących integralnymi częściami jakichś przebrań. Zdjęła z twarzy kocią maskę i przewiesiła ją na brzegu wieszaka. W owej chwili do niczego nie była jej potrzebna, a ukrywanie się pod nią, na dłuższą metę było średnio wygodne. Kolejno wzięła w dłoń jakiś kapelusz, jak się zaraz okazało, z wielką dziurą na wierzchu. Przewróciła go parę razy w dłoniach, po czym podniosła spojrzenie i wreszcie utkwiła zielone tęczówki w palącym Rosjaninie. - Może ustalmy jasno, przy czym zostajemy po tych ostatnich wydarzeniach – odrzuciła na bok dziurawy kapelusz, po czym sięgnęła po nakrycie będące najwyraźniej częścią przebrania jakiegoś zielonego stroju. Gdyby tylko trochę lepiej znała mugolskie bajki, pewnie szybko zorientowała się, że to czapka Piotrusia Pana. Przeszła dwa kroki w prawo zatrzymując się przed wielkim lustrem. Założyła na głowę ową dziwną czapkę, a w odbiciu lustrzanym spojrzała ponownie na Grigoriego. - Czy wracamy do stanu rzecz sprzed walentynek i puszczamy resztę w niepamięc jako wyjątkowo silne odurzenie alkoholowe – powiedziała pierwszą wersję tego jak mogą przyjąć, po czym sięgnęła po kolejne nakrycie głowy, będące jakimś pirackim kapeluszem. - Czy też przyjmujemy nieco bardziej pokojowe stosunki i powiedzmy, że próbujemy się zaprzyjaźnić – rzekłszy to zrobiła parę kroków w stronę Orlova po czym na rozczochrane włosy założyła mu owy granatowy kapelusz piracki. Ostatecznie stanęła przed nim podpierając się jedną ręką w pasie i oczekując na jakieś słowa z jego strony. Będąc przed nim nie mogła sobie odpuścic krótkiej obserwacji chłopaka, a zwłaszcza tych jego oczu w których tak odbijało się jakieś szaleństwo. Inne, słabsze niż to, kiedy postanowił pobić Amerykanina, niezaprzeczalnie jednak, nadal jego nuta niczym zupełnie na stałe wyryta, tam tkwiła.
No cóż bynajmniej Grigowi nie widziała się rozmowa z Effie, ale wiedział, że będzie musiał w końcu z nią odbyć rozmowę. Chociaż może niekoniecznie na imprezie. Albo w sumie niekoniecznie w ogóle… Jednak skoro ona jest skłonna do przeprowadzenia jej teraz, cóż innego miał zrobić. Dlaczego miała nadzieję, że mało osób to odnotowało? Powinna raczej liczyć na to, że ktoś to zauważa. W końcu jaka renoma! Ale cóż on również nie miał pojęcia jak do tego doszło i wcale się tym przesadnie nie szczycił. Wmawiał sobie, że uległ po prostu urokowi wili. Użyła tej swojej śmiesznej magii czy coś w tym stylu. Był prawie o tym przekonany! Patrzył jak panna Fontaine bawi się starym kapeluszem, powoli paląc papierosa. Wyciągnął rękę i złapał jej maskę, pobawił się nią chwilę i już sznurek od niej był przerwany. Póki dziewczyna była odwrócona szybko odłożył kocią maskę na szufladę obok siebie, czy tam jakiś kufer, cokolwiek to było. Kiedy zadała mu pytanie już spokojnie wciąż palił swojego papierosa na tym na czym usiadł. Przypomniał sobie, a propo ich ostatniego spotkania, że zostawił butelkę wódki w Sali głównej. Najchętniej poszedłby po nią z powrotem, ale teraz musiał się w końcu skupić na sprawach wagi państwowej, czyli jego relacjach z wilą. Oczywiście on również nie zorientował się czyja to jest czapka, ale nie przeszkodziło mu to krótkim śmiechu nad obecnym wyglądem Effie. Słuchał jakie są jej propozycje i zrobił niewinną minę. - Możemy zawsze wrócić do tego co było we wrzeszczącej chacie – powiedział całkiem poważnie, wcale nie speszony czekając na to jak zareaguje, po chwili milczenia uśmiechnął się po swojemu w końcu i wzruszył ramionami. - Myślę, że możemy się nazwać póki co dobrymi znajomymi – stwierdził wybierając jednocześnie drugą opcję. – Tylko nie wiem czy uda nam się oprzeć chociaż drobnym kłótniom – dodał uśmiechając się pod nosem i pozwalając jej założyć kapelusz na głowę. Zaciągnął się po raz kolejny papierosem. Celowo nie częstował ją, bo chociaż nie przeszkadzało mu jak dziewczyna paliła, miał wrażenie, że Effie jakoś lepiej wygląda bez tej używki w gładkiej rączce. Może i w jego oczach odbijało się ciągle szaleństwo, w różnej formie. I nie dziwne, że Ślizgonka to zauważyła. Większym pytaniem było dlaczego, mimo to że w miarę zaczęła poznawać Rosjanina, to i tak zamiast przestać się z nim zadawać i kazać mu się od niej odczepić po ostatnim spotkaniu, oraz po tym co zobaczyła kiedy Steve wyprowadził go z równowagi, proponuje mu lepsze stosunki. Oczywiście on nie miał nic przeciwko. I sam wiedział, że niektórzy ludzie trzymają się z nim chociaż wiedzą jaki być, czasem jest to wręcz magnetyczne. Ale nie wiedział dlaczego delikatna pół- wila nie miała nic przeciwko zacieśnianiu kontaktów. Orlov zobaczył czerwony, elegancki kapelusz i do tego szal z jakiś czarnych piór. Wstał ze swojego miejsca, zdjął Effie jej czapkę i założył to co wcześniej wypatrzył, po czym uśmiechnął się zadowolony z siebie, kiedy okręcał Efkę szalikiem z piór.
Natomiast blond włosa chciała mieć tą rozmowę jak najszybciej za sobą, skoro byli razem na jednej imprezie, był to wprost idealny moment, by ją przeprowadzić, mieć za sobą i nigdy do niej nie wracać. Najprostszym wyborem oczywiście byłoby wrócenie do stanu sprzed ich nietypowego wieczoru we wrzeszczącej chacie. Wszakże jak widać, sprzeczanie się miedzy sobą mieli bardzo dobrze opanowane i na pewno nie stanowiłoby problemu jak najszybsze ich przywrócenie. Czekała, aż coś wybierze, aż w końcu Grigori oświadczył, że zawsze mogą wrócić do tego co było w chacie. Oczywiście przyjęła ten żart z milczeniem, czekając aż wybierze którąś z dwóch przez nią wymienionych propozycji. A jak po chwili się okazało, Rosjanin był za opcją „powiedźmy, że próbujemy się zaprzyjaźnić” oczywiście tylko czas mógł zweryfikować na ile możliwe jest to między tą dwójką. - Nie zamierzam sobie tego odmawiać – dodała z lekkim uśmieszkiem na ustach, kiedy Orlov wspomniał o tym, iż mało prawdopodobne, że ta dwójka miałaby mieć zupełnie bezkonfliktowe, choć w delikatnej wersji, kontakty. Biorąc pod uwagę trudność tematu przeprowadzanej rozmowy, rzeczywiście mogłaby chcieć zapalić, zwłaszcza kiedy Rosjanin siedział z papierosem, jednakże idealnie się składało, że tuż przed zamierzaniem wypaliła papierosa, a teraz w jej drobne dłonie wędrowały poszczególne stare kapelusze. Zbyt trudno byłoby znaleźć jej obecnie odpowiedź na pytanie, dlaczego ona właściwie zgadza się na tych dobrych znajomych, a nie tak naprawdę, od razu przechodzi do zaproponowania by wrócili do tego co było sprzed walentynek. Choć najprostszym, aczkolwiek ignorowanym przez blondwłosą faktem było, że w jakiś pokrętny sposób, zupełnie niezrozumiały i skomplikowany niczym tabele numerologiczne na poziome studenckim, tak na prawdę darzyła Rosjanina jakąś sympatią. Aczkolwiek póki co wolała tak właściwie się nawet przypadkiem nad tym nie zastanawiać. Obserwowała Rosjanina, który to zaraz założył jej jakiś okropny czerwony kapelusz, właściwie zupełnie kojarzył się jej z przesadnie upudrowanymi starymi babami, które zajmowały miejsca w eleganckich herbaciarniach. W chwili gdy zaczął ją do tego obwijać równie szałowym szalem, postanowiła cos z tym faktem zrobić. Dlatego tez kiedy tak okręcał ją, w końcu złapała brzeg szalika i pociągnęła za niego, chcąc wyrwać chłopakowi go z ręki. - Ciekawe jednak jestem jak rzeczywiście byś zareagował, gdybym przyjęła Twoją propozycję – zapyta z pewnym przebiegłym błyskiem w oku i nim chłopak cokolwiek rzekł, ta wyrwała mu ostatecznie owe gustowne pierzaste boa. Szybkim ruchem ręki odwiązała je z siebie i korzystając z chwili, że chłopak musi być zaskoczony jej nagłym pytaniem, zarzuciła mu je zwinnie na szyję. Nim pióra w owym boa nieco opadły, dziewczyna zrobiła kolejną rzecz, jaką było wykradnięcie jego pejcza. Ponieważ miał je przyczepione do paska, blondynka zaledwie mocnej pociągnęła za owy przedmiot, a ten się odczepił. Szybko odsunęła się na parę kroków od Rosjanina, by nie odebrał jej czasem owej zdobyczy. Właściwie cały czas miała ochotę się roześmiac na mysl jaki dodatek do przebrania wybral sobie Orlov. - Mamy pejcze na wyposażeniu szkoły, czy to może Twój prywatny asortyment z Rosji? – Zapytała z lekkim uśmieszkiem, kiedy na moment obróciła się w stronę Grigoriego. Zaraz jednak znów przemierzyła kilka kroków przyglądając się temu zdobytemu przedmiotowi.
No dobrze, skoro jej zdaniem był to idealny moment Grigori nie będzie się o to kłócił. Oczywiście o ile spełni swoją obietnicę i nie będą o tym więcej rozmawiać. Co do tego, że mogliby przywrócić poprzedni stan… Cóż nawet bez tej rozmowy Orlov wcale nie stanąłby z powrotem na poprzedniej pozycji. O ile wcześniej chciał jej unikać resztę swojego życia, orientując się, że to nie bardzo by wyszło po prostu byłby dla niej denerwująco miły i rzucający aluzjami, z którymi co prawda sam nie może sobie za dobrze poradzić mając je przed oczami, ale to już inna sprawa. Grig uśmiechnął się jeszcze szerzej, po swojemu kiedy nie odpowiedziała na jego wyjątkowo sprytną zaczepkę. Teraz wszystko to co wtedy się zdarzyło wydawało mu się nierealne, szczególnie kiedy patrzył na chłodną pannę Fontaine i porównywał ją z jej poprzednim wcieleniem, które objawiła w wannie. - Tylko tego? – zapytał po raz kolejny rzucając dziś aluzję. Ach, ależ on ma dziś cięty dowcip! Prawdopodobnie fakt, że sprał Steve’a tak bardzo poprawił mu humor. Swoją drogą, że też Effie nie boi się siedzieć w nim w zamkniętym pomieszczeniu, skoro widziała jak agresywny może być Rosjanin. Cóż to dobrze, że wcześniej zapaliła i teraz nie kopciła przed Orlovem. Chociaż dość dziwne jest, że Griga w ogóle obchodzi fakt czy pali, czy nie pali. Ale w tej chwili zdecydowanie nie chciał o tym rozmyślać. No cóż, najwyraźniej okazało się, że pomimo wszelkich różnic pomiędzy tym dwojgiem, faktem, że Effie jest piękną pół wilą, Grig dzikim Rosjaninem, który cały czas jedynie próbuje odpędzić się od jej uroku oraz wszystko razem wzięte zadziałało odwrotnie niż powinno. I oto teraz siedzieli sobie sami w garderobie rozmyślając o tym, że mogą być przyjaciółmi, po wspólnie spędzonej nocy. I Orlov też w ogóle nie chciał się zastanawiać nad sympatią względem panny Fontaine. A tam od razu okropny kapelusz, zupełnie się nie znała. Wszystko co wybierał Grig było gustowne i eleganckie, nawet jeśli przypominało trochę czasy ich babć. I wcale mu się nie spodobało, że Ślizgonka postanowiła się wyplątać z tego uroczego kompleciku. Zrobił niezadowoloną minę, kiedy zaczęła okręcać mu boa wokół szyi i po chwili uśmiechnął się pod nosem, kiedy wspomniała o tym, że mogłaby przyjąć propozycję. Faktycznie był zbyt zajęty rozmyślaniem co by zrobił, dlatego tej paskudnej blondynce udało się wykraść mu jego super rekwizyt i z nim trochę uciec. - Prywatny asortyment – powiedział, robiąc wyraz twarzy godny szalonego mordercy, który z pewnością Efka uwielbiała. Wyciągnął rękę i złapał swój pejcz, zgrabnie okręcił go wokół dziewczyny usiadł na miejsce i przyciągnął do siebie. - A ty swój strój masz tylko na dziś czy wykorzystujesz go też w innych sytuacjach? Bo jeśli to drugie to nie wiem czy nie przystałbym na to, że przyjmujesz propozycję – wspomniał mając na myśli wcześniejsze pytanie. Zaciągnął się po raz ostatni papierosem i rzucił go na ziemię, nie wypuszczając jej z objęć pejcza.
Mogłaby prowadzić długą dyskusję na temat tego, czy to co wybrał Grigori było gustowne, oczywiście tym samym mieliby kolejny powód do sporu, całe jednak szczęście, w owej chwili temat ten nie był poruszany. Ich odmienne poglądy jak widać miały wypływać przy każdej okazji, a przynajmniej na to się zapowiadało. Cóż, przynajmniej wyglądało na to, że ich znajomość nie będzie nudno przebiegać. Choć właściwie było to dość oczywiste, a tymi myślami nie odkrywało się żadnych nieznanych dotychczas zagadnień. I tym bardziej nie było sensu więcej tego nawet rozważać. Rzeczywiście, logicznie myśląc, gdy widziała Rosjanina atakującego Steva powinna była zapewne jak najszybciej się oddalić. Tylko, że tu już pojawiała się chyba jej charakterystyczna ciekawość. Coś co sprawiało, że mimo iż Rosjanin teoretycznie był dla niej jakimś szaleńcem, miała ochotę wejść z nim sam na sam do opuszczonej garderoby. Co więcej to przekomarzanie, ciągłe się sprzeczanie wydawało się jej jeszcze bardziej pociągające. Może po prostu panna Fontaine wyjątkowo lubiła igrać z ogniem? O tak, to chyba było idealne określenie. Blondynka jednak przemilczała jego kolejną zaczepkę, a zaledwie pozwalając sobie na lekki uśmiech, który mimo wszystko na moment zagościł na jej ustach. Swobodnym krokiem, uderzając obcasami o drewnianą posadzkę, przemierzała fragment garderoby sunąc po podłodze i swoim kocim ogonem i pejczem z przebrania Orlova. Oczywiście to wszystko do czasu, aż Rosjanin zabrał jej ową zdobycz, szybko ją obwiązał i przyciągnął do siebie. Nawet nie zdążyła w międzyczasie powiedzieć choć słowa, zaprotestować czy zwinnie się wywinąć. I znów była przy Grigorim. To było cos zbyt dziwnego, w jakiś sposób absurdalnego. Poddawała się tej grze, choć było pewnym, że później doszłyby do niej myśli na temat sensu swojego postępowania. Oczywiście rozpatrzyłaby to średnio pozytywnie. Jednakże w takich chwilach jak te, dziwnym trafem zupełnie nie to było jej w głowie. W wyobraźni niczym machnięciem ręki odganiała jakieś przemyślenia brzmiące jak „co ja do jasnej cholery robie?!” i co więcej, owe odganianie ich było dziecinnie proste. Niepokojące. Słysząc pytanie Rosjanina spojrzała na niego z pewnym błyskiem w oku. Prawdę rzekłszy, nigdy wcześniej nie miała na sobie tego kompletu. Jednakże to nie miało w tej chwili zupełnie znacznie. Wolała nawet nie analizować co jeszcze może się znajdować w prywatnym asortymencie tego piromana. A przynajmniej nie teraz. Ponieważ Rosjanin siedział, a ona ciągle obwiązana stała tuż przed nim, nawet nie wahając się usiadła mu na kolanach. Najwyraźniej wyglądało na to, że zamierzała sobie jednak nie odmawiać tylko sprzeczek z Orlovem. - To zależy jakie to są sytuacje – rzekła niby to z zastanowieniem, dopiero po odpowiedniej chwili. Po tych słowach nachyliła się do Rosjanina, by szepnąć mu do ucha – Chociaż nie planuje w najbliższym czasie znów go ubrać – przy samym nachylaniu się i wypowiadaniu tych słów, dłonią powędrowała do jego reki i cóż, oczywiście odebrała mu pejcz. Było to jak zabawa, może trochę walka charakterów, w której żadne nie zamierza się poddać. I prawdę powiedziawszy, to właśnie było elementem, który nadawał temu takiego smaku i pewnej niecodzienności. Blondynka szybko wyswobodziła się z więzów i zwinnie wstała z kolan Grigoriego.
Oczywiście, że byłoby można, ale ostatnie na co Grig miał ochotę do dyskutowanie o tym co jest gustowne, a co nie. On sam zawsze bezpiecznie ubierał się w ciemne, w miarę obcisłe spodnie i koszule z kamizelką. Nigdy nie wyskakiwał spoza wybranego przez siebie szablonu i nie miałby ochotę na ubieranie kobiety. Z pewnością nie będzie nudno przebiegać, ale nich Effie sobie nie myśli, że Grig będzie się z nią kłócił w sprawach mody. Owszem, jeśli chodzi o poglądy jest gotowy się z nią nie zgadzać w każdej dyscyplinie, ale póki co i tak chyba chcieli osadzić się na podstawie nazywanej jako taką przyjaźnią. Oczywiście, powinna się od niego oddalić. Ciekawe czy zrobiłaby to wiedząc do czego kiedyś tam zdolny był Grigori? Może panna Fontaine, która mogła mieć każdego mężczyznę na pstryknięcie palców chciała właśnie kogoś nietypowego, osoby, nieprzewidywalnej, którą nawet ona, pół wila ledwo mogła poskromić. I tak, widocznie lubiła „igrać z ogniem”. W końcu po co jej ktoś zupełnie przewidywalny? W zasadzie to było naprawdę absurdalne. W końcu on również, robił wszystko by wpływ wili na niego nie działał, a i tak prowadził tą dziwną grę. Przyciągał ją pejczem, igrał ze słowami, by, mimo że tego nie chciał, flirtować z nią w dziwny jak na tego Rosjanina sposób. I kiedy on sam myślał „przestań, co ty wyprawiasz, to irytująca ślizgonka, skończ z tym” przypominało mu się co się działo na ostatnim spotkaniu i wręcz zastanawiał się czy mogłoby się do powtórzyć. Jakby mózg nakazywał mu siedzieć w miejscu, a ciało, bo serce to wręcz niemożliwe, kręcić się koło blondynki. Usiadła mu na kolanach. Gest, którego Orlov zazwyczaj nie lubił wydawał mu się fajny, uprzejmy, pozytywnie kokieteryjny. Cóż za ironia losu. Już dawno stwierdził, że zapach wili jest charakterystyczny, taki by jeszcze bardziej mącić w głowach mężczyznom. Dlatego starał się unikać jej woni. Ale nie mógł, kiedy ona bawiła się nim, równocześnie nawet szepcząc do ucha i pochylając się nad nim. Pozwolił sobie nawet zabrać pejcz. Cóż za szczyt. - A jeśli cię poproszę też nie ubierzesz? – zapytał z lekkim uśmiechem patrząc jak oddala się niego. O tak, walka charakterów tak urocza i dziecinna, kręcąca dwójkę dość specyficznych ludzi. Dziewczyna oddalała się od niego, kiedy z cwaniackim uśmiechem zadawał pytanie. W końcu sam wstał i zaczął przechodzić się po garderobie ignorując dziewczynę. Przymierzał co rusz nowe ubrania, aż w końcu wyjął z kieszeni papierosy. Po raz drugi zapalił w tym ciasnym, śmiesznym pomieszczeniu. - Paliłaś kiedyś po studencku? – zapytał nagle właśnie przymierzając strój pirata.
Ależ oczywiście, że nie zamierzała się kłócić z Grigiem w sprawach mody, a przynajmniej nie w tej chwili, kiedy miała o wiele ciekawsze tematy do poruszenia. I oczywiście doceniała, iż Orlov był gotów we wszystkim się z nią nie zgadzać. Swoją drogą, czy oni mogliby się jeszcze bardziej przeciwnie dobrać? Zazwyczaj panna Fontaine wybierała osoby z którymi miała nieco wspólnego, gdzie istniały pewne zbieżności czy to w charakterach, czy to nawet w wyglądzie. Chociaż z drugiej strony silnie nią teraz kierowała ciekawość. Zainteresowanie czymś nowym i zupełnie innym, a ona wszakże była wyjątkowo ciekawską personą. Szczęśliwie się składało, że Effie nie wiedziała za wiele o jakiejkolwiek przeszłości chłopaka i póki co było to zdecydowanie idealnym zbiegiem okoliczności. To była prawda, ani nie był jej potrzebny ktoś przewidywalny, ani takich osób nie lubiła. Wszakże cóż ciekawego mogło tkwić w przebywaniu z osobą, której każdy gest potrafiłaby przewidzieć? Chyba o to w tym wszystkim chodziło, aby być jakoś zaskakiwanym i przeżywać coś nowego, zupełnie niespodziewanego, a przynajmniej póki co bardzo jej to odpowiadało. Ale czy i u panny Fontaine tak nie było? Jej myśli zdecydowanie upominały, z tym, że gdy już blondwłosa znajdowała się w towarzystwie owego szalonego Rosjanina i tak robiła zupełnie co innego. No cóż, trudno! Przecież nie będzie uparcie i zażarcie walczyć, skoro już jakiś czas temu zupełnie przypadkiem się z tym poddała. Odchodząc od Grigoriego uderzyła z ciekawości pejczem o ziemie, ten zaraz wydał charakterystyczny dźwięk po zderzeniu się z drewnianą podłogą. - Możesz spróbować - odparła z lekkim uśmieszkiem, który pojawił się na jej ustach. kiedy chłopak poszedł spacerować po garderobie, Effie także zajęła się przeglądaniem kostiumów. Założyła na nos jakieś żółte okulary przeciwsłoneczne, które to znalazła przyczepione do jednego z przebrań, po założeniu jak się okazało, niektóre rzeczy zmieniły swój kolor. Ich działanie pozostawiało wiele do życzenia, jednakże nie było to niczym zaskakującym, kiedy spróbowało się przybliżyć datę ich wyprodukowania. Okulary przesunęła na włosy, a wzrok skierowała ku chłopakowi, który wspomniał o paleniu w studencki sposób. Podeszła w jego kierunku zauważając, iż odpalił kolejnego papierosa, zatrzymała się dopiero tuż przed nim. - Nie - odparła zaraz, czy to ważne było, czy rzeczywiście paliła kiedyś w taki sposób? W tej chwili zupełnie nie. Na ten moment przyjęła, że nie miała dotychczas okazji. Bo owszem nie miała, a przynajmniej nie z Orlovem. Zapach papierosów unosił się w powietrzu, tym samym nałóg panny Fontaine, który posiadała już od dawna, silnie przypominał o sobie. Chęć zapalenia papierosa wzbierała, jednakże jedynie stała i obserwowała chłopaka zza swych długich czarnych rzęs.
To całe szczęście, że nie miała takiego zamiaru. Bo on nie dość, że zażarcie trzymałby się swojego zdania, to jeszcze zapewne byłoby ono błędne. Bo w końcu Rosjanin zakładał to co lubił i sam ustalał, że wygląda nieźle. Czyli raczej niezbyt modnie. Chociaż zawsze było mu jakoś do twarzy w tym co się ubierał. Nie wyglądał w każdym razie jak ostatnie niedojda, wręcz przeciwnie. Ale chyba nie ma sensu rozważać teraz gustu co do ubrań Orlova. W każdym razie owszem, mogli się jeszcze bardziej przeciwnie dobrać. Wystarczy spojrzeć na miłą, dobrą, słodką Colette. Effie przynajmniej miała równie cięty język co Grig i lubiła się kłócić jako tako. Co w pewnym sensie można było uznać za rzecz wspólną. Ach no tak ciekawość. Była to cecha, którą zazwyczaj kierowali się inni, kiedy zachciało im się poznać Grigorija. Bo cóż innego ciągnęłoby innych do tego nadpobudliwego piromana? Faktycznie, osoby przewidywalne były nudne. A dla takiej piękności jak panna Fontaine, która mogła brylować wśród przystojnych mężczyzn, o których większość kobiet tylko śni, któż inny mógł się nadawać na kogoś bliskiego niż całkowicie nieobliczalny człowiek. Taki jak Grigori, któremu nie wiadomo co może wpaść do głowy w każdej chwili. I na dodatek rzeczywiście, Orlov miał specyficzny wpływ na ślizgonkę, wyzwalając w niej zachowania, które z pewnością zazwyczaj chowała głęboko w sobie. Nie będziemy w końcu tutaj po raz kolejny wspominać ostatniego spotkania, które było ich bardzo dobrym przykładem. Rosjanin aż wzdrygnął się kiedy usłyszał jak jego pejcz uderza o ziemię. Odwrócił się na chwilę by spojrzeć cóż ta kobieta robi z jego elementem ubrania. Póki co zignorował jej kolejną wypowiedź. W końcu teraz nie musiał o to pytać, ale dokładnie zapisał sobie w głowie to co teraz powiedziała. Było to wręcz w końcu zaproszeniem do tego, by Orlov faktycznie spróbował namawiać Effie na przebieranie się za kobietę kota. A może nawet nie tylko za nią, a też za wszelkie inne postacie. Blondynka zbliżyła się do Orlova ze śmiesznymi okularami na głowie. Rosjanin zdjął jej ten śmieszny przedmiot i rzucił w kąt. - To trzeba kiedyś spróbować – powiedział uśmiechając się cwaniacko. Odgarnął z twarzy Effie kosmyk włosów i wsadził je za ucho, równocześnie wypuszczając w powietrze dym z papierosów. Na początku bardzo delikatnie dotknął jej podbródka i pociągnął do dołu, przez co otworzył jej buzię. Zaciągnął się dość dużo i dość niespodziewanie przywarł ustami do jej wargi, wdychając dym. Powoli odsunął się od niej i ponownie zaciągnął się papierosem. Cóż tam, że jego ręka znalazła się nagle na biodrze pół- wili, a oni znowu znaleźli się dziwnie blisko. - I jak? – zapytał wciąż czując w nozdrzach pomieszany jej słodki zapach ze swoją ognistą otoczką.
Rzeczywiście, to była wspólna cecha ich kłótliwość, więc i owszem jeszcze bardziej przeciwnie byliby dobrani, gdyby jedno z nich miało charakter zupełnie ugodowy. Co oczywiście obróciłoby ich znajomość kompletnie, bowiem ta głównie bazowała na mniejszych bądź większych sprzeczkach, które to wszystko nakręcały. Tym samym, na Slytherina! całe szczęście, że tą jedną, jakże tak na prawdę w tym wszystkim ważną cechę, mieli wspólną. Z drugiej strony, właściwie Effie zawsze traciła głowę dla mężczyzn w jakiś sposób niezależnych. Choćby porównując tu jej stare zauroczenie nauczycielem, który to nie dość, że był od niej mocno starszy, to jeszcze wydawało się iż nie dostrzegał, bądź nie zwracał uwagi na to, że panna Fontaine zamiast skupiać się na lekcji, totalnie skupiała się na ją prowadzącym. Albo i miał jakąś żelazną wolę. Działali niewątpliwie na siebie wzajemnie, bo i Effie zachowywała się jak wila, a nie zapominajmy, iż mimo wszystko nieczęsto ukazywała tą stronę siebie. Szczególnie już w uprzednich latach, gdy nawet tuszowała swoje pochodzenie. Zwykle mniej bądź bardziej skutecznie. Tak czy owak, Rosjanin najwyraźniej mimo chęci poddawał się urokowi wili, a i zrozumiałym byłby problem z jego odepchnięciem, jednakże Orlov jak widać dalej prowadził gry, już nie wykazując się równą niechęcią. Fontaine bardzo lubiła wszelakie droczenia się, dlatego też bardzo chętnie zapraszała Grigoriego, by choćby próbował ją poprosić o przebranie się w jakieś dziwne stroje. Czy zamierzałaby zrealizować takową prośbę? To już pokazałby czas. Nie zaprotestowała kiedy chłopak zrzucił jej okulary, podparła się tylko ręką w pasie, obserwując, co zamierza uczynić. Nim cokolwiek więcej powiedziała, a z resztą nawet nie chciała nic dodawać, chłopak zademonstrował jej owy studencki sposób palenia papierosa. I nagle znów poczuła jego usta, i znów była niepoprawnie blisko niego i znów miała jakaś okropną ochotę wcale się stąd nie odsuwać. Wciągnęła do płuc dym, który podał jej Rosjanin, a po chwili powoli wypuściła go z ust, cały czas przy tym obserwując z uwagą chłopaka. Gdy zapytał jak było, uniosła lekko brwi i sięgnęła ku jego dłoni, po jego zapalonego papierosa. - Interesująco, ale za mało nikotyny - powiedziała z lekkim uśmieszkiem i zaciągnęła się parę razy jego papierosem, nie zamierzając dłużej męczyć się z odzywającym się nikotynowym głodem. Zaraz po tym oddała Grigoriem jego papierosa. Właściwie w co oni pogrywali? Prowadzili jakieś wyjątkowo mało niewinne gierki zamknięci w garderobie, po tym jak jeszcze godzinę temu unikali się i właściwie mieli nadzieję, że na siebie nie wpadną. O tak, to im zdecydowanie się udało.
Ale w zasadzie, gdyby jedno z nich miało chociaż trochę bardziej ugodowy charakter, równocześnie nie nakręcaliby się wzajemnie kłótniami. Jedna strona byłaby tą, która łagodzi drugą. Tak jak jest w normalnych związkach z normalnymi relacjami, gdzie jedna osoba jest zawsze jakaś bardziej… zwyczajna. A tutaj? Cóż za ironia, dwie zupełnie różne osobowości, nieustannie sprzeczające się. W zasadzie może to i byłoby całkiem normalne. Gdyby nie to, że na dodatek ktoś wrzucił między nich jakąś nutę pociągu seksualnego, z którego żadne z nich nie mogło się uwolnić. Cóż gdyby Effie powiedziałaby Grigowi o tym, że traci głowę dla bardziej „niezależnych” zapewne roześmiałby się, przypominając jej Alexa, który był wyjątkowo szablonową pół- wilą, bardzo podobną do samej panny Fontaine. Ale ponieważ Orlov nie wiedział nic ani o nauczycielu, ani o jej poprzednim chłopaku, nie mógł tego w żaden sposób komentować. Swoją drogą, ileż oni o sobie nie wiedzą. I to raczej prowadzący miał żelazną wolę, że mógł spokojnie uczyć Effkę, która pałała do niego uczuciem. Tak. I Rosjanin chcąc nie chcąc podlegał urokowi wili. I to wcale mu się nie podobało. Nic a nic. Ale po cóż ona używa tego swojego czaru! Bardziej lub mniej mimowolnie. O nie, Orlovowi się to bardzo nie podobało, kiedy orientował się co robi, żeby tylko być blisko niej. A ta, zamiast krzyczeć, protestować, dzięki czemu Grig może zaprzestałby takich zagrywek pozwalała mu się objąć, palić po studencku. Z tym niewyżytym Rosjaninem, którego wcześniej widziała w akcji, jak bił Amerykanina. Czy nie widziała, że jest nieobliczalny? I może być niebezpieczny, więc powinna zając się innymi, spokojniejszymi mężczyznami? - Interesująco - Ni to prychnął, ni to powiedział Orlov, pozwalając jej łaskawie zaciągnąć się swoim papierosem. A właśnie w co pogrywali? Po co te wszystkie gierki? I dlaczego Grigori wciąż trzymał w ramionach tą przeklętą pół- wilę. Rosjanin przeklął siarczyście i odsunął się gwałtownie od dziewczyny. - Czemu to robisz? Jak to robisz, że chociaż nie chcę, wciąż szukam twojego towarzystwa. Że chociaż mnie denerwujesz, lubię z tobą przebywać. Czemu działają na mnie te zagrywki. Z każdym słowem Grigori mówił coraz głośniej był coraz bardziej zdenerwowany, oraz jak najwięcej próbował zaciągać się papierosem. - Możesz mieć każdego, a sprawiasz, że ja nie mogę po prostu wypuścić cię z ramion, kiedy palimy po studencku – Ostanie słowa już krzyczał. Cóż panno Fontaine. Sama się pani z nim zamknęła! Orlov zaś z furią złapał wieszaki na kółkach stojące przy wyjściu i… przewalił je na ziemie. Równocześnie odcinając ewentualną drogą ucieczki. Ubrania rozsypały się na ziemi, a sam wieszak wywołał wielki huk. Zaś zły Orlov odwrócił się ze złowrogim błyskiem oku w stronę blondynki. Paroma dużymi krokami zbliżył się do niej. Złapał jej nadgarstki, wręcz trzęsącymi się ze złości dłońmi z tym okropnym szalonym błyskiem w oku. I nagle zamiast zrobić jakikolwiek agresywny ruch… Zwyczajnie przytulił się do ślizgonki. Wsunął twarz na jej ramię i przytulił ją do siebie, kładąc wyjątkowo delikatnie dłonie na jej talii.
Oj to pożądanie mocno tutaj namieszało. Nagle za sprawą jednego wieczoru wszystko wywróciło się do góry nogami, a czy nie prościej było, gdyby po prostu dalej ze sobą walczyli, pokazując, że jedno ma więcej racji od drugiego? Otóż na pewno prościej, jednakże czy równie ciekawie? I Slytherinie dzięki, że Orlov tego nie komentował na głos, bo panna Fontaine szybciutko by się zezłościła. Swoją drogą, czy mówiąc iż Eff była podobna do Alexa, co nie jest niczym zbyt odkrywczym, było sugestią, że owa pół wila jest niby szablonowa? Och już ona chętnie by mu pokazała szablonową wilę, tracąc na moment głowę i wpadając w złość, przy tym ukazując swoje geny harpii. Oczywiście, że wedle panny Fontaine Grigori po raz kolejny się mylił. I jak zapewne by rzekła, cóż mógł wiedzieć chłopak, który zapewne znał te istoty tylko z opowiadań? Teoretycznie używała uroku umyślnie, jednak z drugiej strony, wcale nie chciała prowadzić tych gier z Rosjaninem. Oczywiście nie chciała do momentu, aż ponownie znajdowała się w jego towarzystwie. Wówczas najzwyczajniej uprzednie postanowienia szlag trafiał i robiła zupełnie co innego. Po prostu nagle zupełnie naturalnie używała tego swojego nieszczęsnego wilowatego uroku. Kiedy to wszystko już się kręciło, nie potrafiła przerwać i odmówić, bo z jakiegoś powodu cała ta gra bardzo się jej podobała. Każde z tych drobnych zagrań, które tylko podsycało atmosferę było dla niej wyjątkowo ciężkie do odpuszczenia. Może jednak była bardziej szablonową wilą niż sama mogłaby kiedykolwiek przypuszczać? Może i powinna zainteresować się kimś spokojniejszym, panna Fontaine powinna wiele rzeczy, ale na mało które z tych "powinna", miała ochotę. A póki co kierowała się w wyborach właśnie chęciami. Do czego miało ją to zaprowadzić, czas pokaże. A właściwie już zaczął pokazywać... Nim cokolwiek dodała więcej, jak tylko oddała mu papierosa, chłopak gwałtownie się odsunął do tego ostro przeklął na co blondwłosa zrobiła wielkie oczy i obserwowała jego nagłą zmianę. Nie długo musiała czekać na wyjaśnienia, co takiego się stało. Chłopak bowiem zaraz zaczął wypominać, dlaczego Effie cały czas prowadzi te gry i jak to robi. Początkowo sama się zezłościła, zupełnie na Grigoriego. Zaczęła się zastanawiać czy przy poznaniu powinna mu była wręczyć notatkę z ostrzeżeniem "nie igraj, jestem córką wili"?! Zdenerwowana skrzyżowała ręce i patrzyła co chłopak wyrabia. Cała złość względem Rosjanina szybko wróciła, jakby ukrywana tylko czekała na jakiś wybuch. Oczywiście chciała się odezwać i zacząć się z nim najzwyczajniej kłócić i zrobić jeszcze większa aferę, tylko, że Orlov nagle pociągnął cały wieszak z ubraniami i rozwalił go na ziemi robiąc hałas i blokując wyjście. Zaskoczona cofnęła się bezpiecznie o parę kroków do tyłu, tak jakby trochę będąc zaniepokojoną tą złością w którą popadł. W końcu to był szalony piroman! Właściwie... wycofałaby się stąd najchętniej na odchodnym dodając tylko, że wiedział z kim się zadaje i szybko oddaliłaby się do swoich lochów. Tylko, że to było niemożliwe. Po pierwsze zablokował wyjście wieszakiem. Po drugie, właśnie zmierzał w jej kierunku. Otworzyła tylko usta by coś powiedzieć i zaprotestować, ale ten złapał ją za nadgarstki, co jeszcze bardziej ją zdezorientowało. Początkowo oczywiście chciała się wyszarpać i nawet spróbowała, ale chłopak zaraz zrobił coś zupełnie sprzecznego. Po prostu się do niej przytulił. Początkowo nie wiedziała, czy to tak na chwilę i zaraz spróbuje ją podpalić czy Slytherin wie, co jeszcze innego wykonać. Niepewnie przez chwilę czekała na jakiś jego kolejny gwałtowny ruch, ale on nic takiego nie wykonał. Chłopak wręcz złagodniał, a dodatkowo się do niej przytulił. Miała już wolne nadgarstki, więc zupełnie niepewnie i powoli przesunęła dłonie na ramiona Grigoriego. - To tylko urok, którym manipuluje – zaczęła spokojnie, chociaż sama wcale taka nie była, aczkolwiek postanowiła objaśnić parę rzeczy - bo wcale nie chcę żebyś mnie wypuszczał z ramion, bo mimo wszystko chcę, żebyś szukał mojego towarzystwa i nie robię tego dla zaspokojenia własnej próżności, a dlatego, że nie potrafię się uwolnić od tych myśli, póki ich choć nie spróbuję zrealizować. – Wymieniała z lekkim wahaniem nadal nie wiedząc czemu tak się właściwie dzieje. Była to najwyraźniej jakaś zaawansowana chemia, która przypadkiem jakoś tak sobie po prostu zaistniała. - I naprawdę nie interesuje mnie kogo mogę mieć, bo póki co nikogo innego nie próbuje tak przy sobie zatrzymać. – Dodała jeszcze nie mogąc pominąć tego zwrotu, który w złości wykrzyczał chłopak. - I nie pytaj mnie dlaczego tak się dzieje, bo nie umiem odpowiedzieć na to pytanie. – Wyjaśniła wprost, przerywając swoje gry na chwilę i osuwając wszystko inne. Niby była spokojna, niby mówiła to bez nerwów do przytulonego chłopaka, a jednocześnie jej palce nerwowo, lekko wybijały rytm o ramie chłopaka, jak to zwykle miała w zwyczaju robić.
Więc wszystko zgodnie zwalmy na alkohol i pożądanie. Coś co w połączeniu daje niebywałą mieszankę, nie do okiełznania. Szczególnie kiedy ściera się to między personami takiego typu jak Effka i Grig. Oczywiście prościej byłoby, żeby w kółko docinali sobie na każdym kroku. Ale nie chodzi o to, że ciekawie, tylko po prostu kiedyś to musiało pęknąć. I cóż, że w taki właśnie sposób, że trafili razem do łóżka? Życie. Czy jest szablonowa? Cóż w porównaniu do Griga, możliwe była trochę „zwyczajna”. Ale jednak nie, jej wygląd jednak dyskwalifikował ją tej pozycji, miała szczęście. No tak, nic o nich nie wiedział. Ale raz udało mu się doprowadzić pannę Fontaine do wyglądu harpii, więc chyba był całkiem niezły w obcowaniu z tymi istotami! Właśnie na tym polegał ich problem. Kiedy byli osobno, unikali się jak mogli. Gdy byli razem, coś w nich skłaniało ich do jakiś dziwnych gierek. A samą Effkę, wręcz do manipulowania biednym Orlovem. W końcu czy myślała, że on ze wszystkimi potrafił tak flirtować? Może i potrafił, ale nie miał w zwyczaju. Grig nigdy nie był Casanovą, bo zupełnie nie bawiła go ta rola. Wolał już bawić się ogniem. Grig nie patrzył na zachowania Effie, bo był całkowicie skupiony na demolowaniu pomieszczenia i wyładowywaniu swojej złości. W końcu jak to jest, że przy tej cholernej pół- wili nie zachowuje się tak jak zawsze. Ale cóż, skończyło się jak się skończyło i tak oto wtulony w dziewczynę Grig bez słowa słuchał co ma mu do powiedzenia. Dziwił się, że jest tak szczera. Nie przerywał jej, ale równocześnie zauważył zapalniczkę tuż za plecami dziewczyny. Kiedy ona zwierzała mu się jak to z tym wszystkim jest, Rosjanin zaczął podpalać strój wiszący za nią. Zapalniczka miała ogromny płomień, w końcu ulepszana przez Grigorija, dlatego ubranie dość szybko zajęło się ogniem. W czasie kiedy Effie kontynuowała swój wywód, chłopak próbował delikatnie dmuchać na materiał, jakby nie wiedząc, że przez to jeszcze bardziej zaczyna się palić. Kiedy dziewczyna przerwała odsunął się od niech i wlepił swoje szalone spojrzenie w jej zielone tęczówki. W zasadzie przyznała mu się do takich rzeczy, których nie wypowiedziałaby, gdyby nie ten jego nagły wybuch. Orlov, po raz kolejny pewnie dość niespodziewanie pocałował Effie. Wyjątkowo namiętnie zaczął obdarowywać pocałunkami dziewczynę. Jego ręce masowały jej talię, a sam Grig po raz kolejny poddał się pożądaniu, które nie wiadomo skąd miał, wobec tej złośliwej blondynki. Jednak tym razem nie oddali się totalnej rozpuście. Zresztą, kto wie, może i doszłoby to do skutku, gdyby nie to, że Orlov nagle odepchnął od siebie Effkę i zanim cokolwiek powiedziała ściągnął z wieszaka od połowy palące się ubranie. Zaczął po nim skakać, wyciągając też różdżkę i krzycząc Aquamenti. Kiedy w garderobie został już tylko dym, bez śladu po ogniu, Rosjanin spojrzał na Effie i uśmiechnął się pod nosem. - Miło mi było tego słuchać. A co byś zrobiła jakbym poprosił cię o chodzenie? – zapytał z błyskiem w oku, trochę plącząc się w ostatnim pytaniu, bo nie wiedział jak to nazwać po angielsku. W międzyczasie spychał spalone ubranie gdzieś w kąt. Po chwili wrócił do panny Fontaine i objął ją od tyłu w dość mocnym uścisku.
Właściwie panna Fontaine póki co nie miała okazji zastanawiać się czy Grigori flirtuje tak z wszystkimi, oraz jak zachowuje się w stosunku do innych kobiet. Ba, ona nawet nie miała pojęcia czy on się z kimś może jeszcze spotyka. Wszystko to działo się tak szybko, że oni tak naprawdę nie mieli kiedy zbyt dobrze się poznać. Effie rozmawiała z Rosjaninem może trzy razy w życiu, z tym, że jeden z tych razów zakończył się dośc namiętnie. Ewentualny etap poznawania się to oni mogli mieć dopiero przed sobą. Swoją drogą interesujące było, na ile zmieniłoby ich stosunek względem siebie, gdyby w jakiś niezwykły sposób nagle dowiedzieli się bardzo wiele informacji wzajemnie na swój temat. Oczywiście wszystko byłoby zależne od tego jakie to byłyby wiadomości, jednakże jak wiadomo, Grigori miał w swojej przeszłości kilka takich perełek, które niezaprzeczalnie panna Fontaine uznałaby za interesujące w bardziej, bądź raczej mniej pozytywny sposób. Powiedziała wszystko co uważała za słuszne, z resztą niezaprzeczalnie wybuch gniewu Grigoriego spowodował, że dziewczyna w ogóle pomyślała o tym, iż ma mu coś jasno i dość otwarcie powiedzieć. W innym przypadku zapewne dalej prowadziłaby tą grę. Przez chwilę miała okazje wpatrywac się w jego oczy pełne szaleńczego blasku oscylując między dalszą chęcią wycofania się z tego pomieszczenia, a niebezpiecznie rosnącym pragnieniem, jak najdłuższego pobytu tam. Nim zdążyła wyczuc, która z tych stron jest silniejsza, Rosjanin pocałował ją namiętnie. Wtenczas wszelakie myśli o wycofaniu zostały zalane falą porządnia. Bowiem czemuż miała w ogóle rozważac wyjście, skoro tak naprawdę działo się to, po co właściwie tu przyszła? Ale nim zdążyła się zapomniec tak jak ostatnio w chacie, Rosjanin znów uczynił coś przewrotnego. Niespodziewanie odepchnął Effie na bok, a gdy tylko ta obejrzała się by zorientowac się, co takiego się stało, dostrzegła palące się ubrania. Oczywiście nie było mowy o żadnym przypadku. Jakiekolwiek choc mały pożar w miejscu gdzie znajdował się Grigori nie był zbiegiem okoliczności z czego doskonale zdawała sobie sprawę. Cofnęła się o parę kroków kręcąc przy tym lekko głową. Początkowo stała i obserwowała jego poczynania i to jak gasi ogień, nawet nie chciała zastanawiać się ile właściwie dzieliło ją od tych płomieni. Zapewne bardzo niewiele. W tym czasie zastanawiała się nad paroma sprawami. Po chwili Orlov do niej podszedł, a jak zauważyła, ogień był już ugaszony, jedyne co po nim pozostało to unoszące się jeszcze niewielkie kłęby dymu i spalone ubrania zajmujące podłogę, które to chwilę później wylądowały gdzieś w kącie. W momencie gdy chłopak zadał swoje hipotetyczne pytanie, a do tego objął blondynkę od tyłu, ta mimo wszystko wywinęła się z jego uścisku. - Prawie mnie podpaliłeś – odpowiedziała zamiast tego obracając się i stając naprzeciw niego. Podparła się ręką o biodro i wbiła w Rosjanina swoje zielone tęczówki z nieco wojowniczym spojrzeniem. – Czy czasem możesz mieć na uwadze, że ja, a myślę że i inni ludzie, nie chcą zostać spaleni, tym samym sądzę, że nie będą zbytnio zadowoleni gdy będziesz im podpalać tuż za plecami jakieś ubrania? – Zapytała z lekką złością w głosie, następnie przeszła parę kroków, by po chwili znów coś dodać – Co prawda nie sadzę bym miała tu zostać spalona, a przynajmniej mam taką nadzieje, ale lekkie podpalenie, też raczej nie należy do moich marzeń. – Czyżby role się odwróciły i teraz Eff zamierzała trochę się posprzeczać? No tak, zdecydowanie dawno żadne z nich nie podnosiło głosu w tym pomieszczeniu. Jednakże Eff nie była tak zła jak uprzednio Rosjanin, zachowywała się tak jak zwykle, była stonowana, aczkolwiek mówiła wszystko w swój złośliwy sposób. Kolejno dziewczyna podeszła do owego szalonego piromana, by znów stanąć tuż przed nim i spojrzeć w te oczy pełne szaleństwa. - A jak myślisz? - Zapytała zupełnie wprost. - Powiedziałabym, że to zbyt szalony i destrukcyjny pomysł, że przedstawiamy skrajne postacie zupełnie innych rzeczywistości, a że poza kłótliwością nic na nie łączy. Na końcu bym powiedziała, że jeśli miałabym spróbować czegoś szalonego, to przypuszczalnie czegoś takiego, że jeśli przedstawiamy skrajne światy, to pewnie chciałabym zasmakować balansowania między nimi, a jeśli to kłótliwość nas łączy, cóż uparłabym się, że jest choć jeszcze jedna jakaś taka rzecz, ba już jestem tego pewna. - Wreszcie odpowiedziała na jego poprzednie pytanie, którego nie zapomniała, jedynie chwilowo ominęła. O dziwo wszystko to ciągle mówiła z jakimś ukłuciem złości, może właściwie tylko dlatego zaczęła tą odpowiedź?
No cóż, prawdopodobnie nie będzie miała okazji się zastanowić, bo Grig nie ma w zwyczaju „flirtować”. Nie wiedział jak to się działo, że mimo wszystko dość sporo kobiet przemknęło w jego życiu. Po prostu samo tak się działo, że z kimś zaczął być. Albo wychodziło od strony dziewczyny, albo zupełnie przypadkiem. Czasem po alkoholu, ale wtedy również nie flirtował, tylko po prostu super zwierzęcym instynktem widział, która dziewczyna jest nim zainteresowana i znikał z nią gdzieś. Chociaż nawet wtedy wolał szaleć niż szlajać się z dziewczynami. Chociaż w wypadku Effki chyba połączył te dwie rzeczy. On raczej się z nikim nie spotykał! I faktycznie, bardzo dużo o sobie nie wiedzieli. W zasadzie raczej mało co w ogóle wiedzieli, a mimo wszystko jakimś trafem nie potrafili się od siebie oderwać. Niby się omijali, a jednak za każdym razem jakimś sposobem spotykali. Gdyby były to jakieś informacje, Grig na pewno nie wymieniłby jako pierwszej „no spaliłem parę wsi”. Tego może się dowie… Kiedy będą w bardzo zaawansowanej znajomości, o ile w takowej będą. Zresztą Effie też nie była święta na pewno! Ale to już nieważne. Bo teraz właśnie widzą, że ciągnie ich do siebie nieustanne, osadzone na dziwnych warunkach pożądanie. Nie dość, że teoretycznie, które nie ma prawa bytu, to jeszcze tak nieuchronne, że chociaż oboje marzą o wyjściu z tej ciasnej garderoby, to wolą tutaj przesiadywać, by po raz kolejny całować się, nie wiadomo dlaczego. Grig nie był aż tak przystojny! Poza tym nigdy nie szukał idealnej z wyglądu dziewczyny! Raczej zwyczajnie charakterystycznej! Którą można było zobaczyć w tłumie. Oczywiście nie chodzi o sposób, w jaki wszyscy zauważają Effie. Ale ta dziwna chwila została przerwana, przez jego niedbalstwo. W końcu pozostawił na pastwę losu płonące ubranie. Ależ to był przypadek! Przecież nie chciał podpalać ubrania, by zakończyć tę chwilę. A może po części chciał? Sam nie wiedział. W każdym razie Effie była bardzo pochmurną osobą! Nawet nie rozbawił ją taniec Griga na gazetce. W każdym razie Orlov mógł spokojnie udawać, że nic się nie zdarzyło, ale ta oczywiście od razu się oburzyła. Same problemy z tymi pół- wilami. - Trochę przesadzasz. Byłem po prostu zestresowany, a kiedy się stresuję bawię się ogniem. A ty mnie tak rozproszyłaś swoim nagłym zachowaniem, że zupełnie zapomniałem o palącym się ubraniu – powiedział równocześnie dając jej do zrozumienia, że to ona zaaranżowała cały ten pocałunek, a nawet pewnie i chatę, znając Grigorija! Posłał jej jednocześnie niewinny uśmiech, na tyle na ile mógł być niewinny z tym szaleńczym błyskiem w oku. Nie przejął się zbytnio na jej zmianę nastroju. W końcu co najwyżej może zmienić się w tę harpię czy coś. Ale raczej nie zacznie podpalać i rozwalać rzeczy jak on. Najwyżej się trochę poobraża. No i co najważniejsze panna Fontaine nie należy do osób, które płaczą. Gdyby tak było prawdopodobnie już dawno biegłby na najwyższe piętro zamku, by być jak najdalej od dziewczyny. Poza tym usłyszała jego pytanie i się całkiem uspokoiła. A nawet znowu się przybliżyła i zaczęła swoją odpowiedź. Bynajmniej była ona dość skomplikowana i musiał analizować ją w głowie. Czemu kobiety nie mogą powiedzieć wprost tylko tak kręcą? Na dodatek mówiła z taką złośliwością, że miał wrażenie, że odmawia, dopiero kiedy to zanalizował zorientował się, że mówi, iż mogłaby być w takim związku z czystej przekory. - Jesteś strasznie skomplikowana panno Fontaine – powiedział w końcu patrząc na nią po chwili milczeniu, kiedy próbował zrozumieć co do niego mówi. Jakby on był najprostszym do rozgryzienia charakterem! W każdym razie sam Orlov zrozumiał, że owe skomplikowanie Effki całkiem mu się podoba, a co gorsza, ma ochotę ją pocałować ponownie! Przez chwilę gapił się na nią, aż w końcu po raz kolejny pocałował! Cóż za skomplikowana relacja. Dodatkowo nie pocałował ją nagle i agresywnie jak zawsze. Zrobił to wręcz… z czułością i delikatnością? Na początku jedynie muskając jej wargi, a potem kładąc dłonie na jej biodra. Dopiero po chwili, jakby czekając na przyzwolenie zaczął coraz namiętniej ją całować. Cóż najwidoczniej stwierdził, że czas skończyć te zabawy z ogniem i trzeba zachowywać się bardziej dorośle!