Tuż przy szkolnym teatrze, znajduje się niewielki pokój niegdyś służący za garderobę dla aktorów. To właśnie tutaj osoby występujące na scenie, przebierały się do występów. Także to właśnie tutaj trzymano kostiumy, a także zasiadano przy stolikach z lustrami, poprawiając swoją charakteryzację. Kiedy szkolny teatr podupadł, miejsce to przestało być odwiedzane. Pozostały tu jedynie wieszaki pełne wiekowych, teatralnych kostiumów, czekając na lepsze czasy Hogwarckiego teatru. Z pokoju tego jest także bezpośrednie przejście do teatru, tuż przy jego scenie.
Po niedawnych szkolnych przedstawieniach w garderobie zrobił się niemały bałagan i ktoś koniecznie musiał to posprzątać. Stroje powinny być odpowiednio ułożone, tak samo rekwizyty, może trzeba było je nieco naprawić i przywrócić im świetność, jaką przypadkiem straciły. Było co robić! Właśnie o to zostałeś poproszony przez profesora Forestera, który spotkał cię gdzieś po drodze - na korytarzy, w Wielkiej Sali, czy może po jakiejś lekcji, to nie było ważne. Liczyło się to, że nauczyciel bardzo w ciebie wierzył i miał nadzieję, że spełnisz jego prośbę! Garderoba faktycznie wygląda na mocno zagraconą. Stroje leżą na ziemi, podobnie jest z rekwizytami, pędzlami, przyborami do makijażu i wszystkim, co można sobie wyobrazić, a znajduje się w tym właśnie pomieszczeniu. Mówiąc prosto - pomieszczenie wygląda mniej więcej tak, jakby przeszedł przez nie nieoczekiwany tajfun i trudno powiedzieć, jak do tego doszło. Czyżby faktycznie uczniowie byli aż takimi bałaganiarzami i nie mieli pojęcia, jak należy się zachować po zakończonych przedstawieniach? Co robisz?
Zastanawiające było to, że największe w szkole przedstawienie odbyło się bez obecności Rasmusa, któremu tak naprawdę mało co obecnie zależało na jakimkolwiek przedstawieniu. Znużony był wszelkiego rodzaju strojami, barwnymi kolorami czy faktem, że wszyscy byli tam uśmiechnięci. Nie wiedział czemu go to drażniło. Po prostu tak się działo. Jakby sama sztuka go trochę denerwowała. A raczej ten konkretny rodzaj — teatr. Cholera, co w nim takiego było. Nie potrzebował go i tyle. Z lekko naburmuszoną miną, acz nie aż tak, aby widzieć to z daleka - Rasmus został zaczepiony przez profesora Forestera, aby wykonał dla niego pracę. Pracę? Nie, raczej prośba o ogarnięcie garderoby po tym całym harmidrze zwanym przedstawieniem. Rasmusowi nie kwapiło się do współpracy obecnie, ale kiwnął głową. W końcu... nie odmawia się nauczycielowi. Tym bardziej ruszył do garderoby. Tak, tutaj przeszedł ewidentnie tajfun brudasów, którzy nie potrafią zająć się porządkiem. Jakby wszystko miały wykonywać skrzaty. Tak, słyszał o nich. I o tym, że sprzątają też czasem w Hogwarcie. Albo gotują dla szkoły. Albo skarpetki na święta. Różne rzeczy. Rasmus postanowił, że nie pozostawi to w takim syfie i starał się rzucić oczywiście zaklęcie Chłoszczyść. Może się uda. Co będzie mógł wyczyścić zaklęciem to tak zrobi.
Owszem, wszystko w okolicy wyglądało tak, jakby zostało wyrzucone z miejsc, jakie powinno zajmować, część przyborów do makijażu była wyraźnie zniszczona albo połamana. Stroje leżały w nieładzie, to miejsce nawet nie przypominało garderoby, nawet jej cienia, bardziej chlew, w którym ktoś postanowił urządzić sobie jakieś niemądre zawody, które zakończyły się w sposób wręcz tragiczny. W pomieszczeniu panował również zaduch, widać nikomu nie przyszło nawet do głowy, by nieco tutaj przewietrzyć, więc kiedy Rasmus znalazł się w środku otoczyło go dość gęste i ciężkie powietrze. Chłoszczyść było dobrym zaklęciem, to prawda, właściwie z miejsca podłoga nieco się oczyściła, pokruszone pudry zaczęły zmiatać się w jedno miejsce, a kilka strojów zaszeleściło, gdy zaczęły wracać na swoje miejsce... I właśnie wtedy z tego kłębowiska ubrań dobiegło do ciebie coś dziwnego, jakiś dźwięk, który nie kojarzył ci się z niczym znanym - czy to mógł być jakiś ukryty tutaj czarodziej? A może zwierzę, które zaplątało się tutaj całkiem niespodziewanie i uznało, że to cudowna kryjówka? Co robisz?
To oczywiste, że po wielkich przedsięwzięciach zostaje syf, który nie chce się uprzątnąć żadnemu z uczestników. Albo chociaż zadbać o to, aby miejsce opuszczane przez nich było doprowadzone do przynajmniej przyzwoitego stanu. Cóż mieli oni w głowach? Wielką sławę i karierę, ale czy tak naprawdę wszyscy z nich będą aktorami, tancerzami? Odniosą sukces? Według Vahera może tylko kilka osób miało czysty potencjał w tej szkole, aby zostać gwiazdą magicznego showbiznesu. Ale też nie wiedział czy naprawdę chcą się podjąć tego zadania. Ponoć... to wielki stres. A zresztą, nie zamierzał się tym przejmować. Miał własne problemy. Rasmusa od dłuższego czasu trapiły złe myśli, jakby świat zaczynał tracić swoje normalne barwy i przybierał zimniejsze tonacje. Dla niego każdy osobny dzień był bardziej chłodniejszy i pochmurny, a szklanka soku dyniowego z Wielkiej Sali była do połowy pusta. Jakby wszystkiego mu ostatnio żałowali. A ilekroć chciał wykonać jakiś śmielszy projekt związany z jubilerstwem, jego głowa okrutnie bolała go od jakiegokolwiek myślenia, które nie przynosiło skutku. Nic, kompletna pustka. Rozpaczliwe wołanie o choćby drobne natchnienie. Rozświetlenie dnia. Nic. Żmudne były jego troski. I zaciskanie zębów czy podgryzanie warg nie pomagało. Nie wiedział co robić. Kiedy tylko usłyszał coś niepokojącego jego uwagę, ręka instynktownie wyjęła różdżkę w gotowości, tak jakby obawiał się, że zaraz znowu coś go zaatakuje. Nie, nie chciał ryzykować tego, że znowu oberwie od jakiegoś nieznanego stworzenia czy czegoś czarnomagicznego. Rasmus trzymając różdżkę jedynie wypowiedział niewerbalnie zaklęcie, które miało odgarnąć na bok wszelkie przedmioty znajdujące się w zasięgu źródła dźwięku. Nadal będąc gotowym na wszystko.
Jakiekolwiek było to zaklęcie - nie wyszło. Najwyraźniej chłopak w ogóle się na nim nie koncentrował, bo jego różdżka wyrzuciła z siebie jedynie kolorowe gwiazdki, które posypały się po okolicy, jednak nie wydarzyło się nic więcej. Koncentracja to podstawa, inaczej efekty są raczej marne. Cokolwiek siedziało w ubraniach, poruszyło się najwyraźniej, bo teraz stroje znowu zaczęły się mierzwić, część z nich spadła z miejsca, na które przed chwilą zostały odłożone i nie było mowy o tym, żeby sobie z tym jakoś poradzić. Przynajmniej w tym dokładnie momencie, bo cokolwiek tam siedziało, zachowywało się, jakby zamierzało zagrzebać się o wiele głębiej. Było w takim miejscu, że nie dało się dostrzec, co się tam dokładnie kryło, a i w garderobie najjaśniej nie było, do tego ten zaduch! Niezbyt przyjemne miejsce na spotkanie z czymkolwiek. Co dalej?
Różdżka. Znowu go zawodziła. Od ostatniego czasu ciągle mu się to zdarzało i nie wiedział jak mógł sobie z tym poradzić. Ilekroć zaciskał dłoń na niej i starał się rzucić zaklęcie, nic się nie wydarzyło. Nawet słowem nie odezwał się w tym samym momencie. Był zdenerwowany na siebie. Jego ręka pobielała, gdy tylko zaciskał palce na drewnie różdżki. Był tak zdesperowany, że jego zdecydowanie poszło już tylko w jednym, nie do końca pewnym kierunku. Wyciągnął przed sobą rękę i wydobył ze swojej gardzieli magiczną inkantację "Depulso", które miało odrzucić ubrania na różne strony, wydobywając spod nich źródło całego problemu.
Zaklęcie podziałało, aczkolwiek niestety nie tak perfekcyjnie, jakby pewnie chciał. Ubrania zostały rozrzucone na boki, w tym również na niego, został więc zakręcony w jakąś suknię, szatę albo coś innego, co na pewno krępowało jego ruchy, a już z całą pewnością - nie było zbyt przyjemne. To, że okolica wyglądała teraz na jeszcze bardziej zabałaganioną, to już zupełnie inna kwestia, z którą pewnie mógł poradzić sobie później. Na razie jednak faktycznie odsłonił, przynajmniej częściowo, źródło całego problemu. Dostrzegł bowiem coś, co przypominało całkiem sporą białą kulę bilardową. To coś wydobywało z siebie niepewne dźwięki, a kiedy tylko okazało się, że nie jest już skrępowane ubraniami, ruszyło nagle przed siebie, tocząc się dość wściekle po okolicy, by wpaść na pierwszą ze ścian, odbić się od niej i ruszyć w kierunku przeciwnym. Przy okazji nadal robiło niezłe zamieszanie i całkiem niezły dalszy bałagan. Co robisz?
Chciała korzystać ze wszystkich hogwarckich możliwości, dopóki tylko mogła. Z bólem powitała początek trzeciego roku studiów, orientując się w tym, że jednak zaczynało brakować jej czasu. Pozostało jedynie kilka miesięcy, dopóki nie zostanie absolwentką i nie opuści bezpiecznych murów tego miejsca, w którym przeżyła tak wiele. I ze świadomością, że "teraz albo nigdy", dała radę przekonać się nawet do szkolnych kółek pozalekcyjnych, do których niby zapisywała się też we wcześniejszych latach... ale koślawy podpis na podsuniętym przez entuzjastycznego przewodniczącego w oczach Cherry nie miał wcale zbyt dużego znaczenia. Nic dziwnego, że kiedy już zabrała się za robotę, to zaczęła od tej, która zdawała się brzmieć najprzyjemniej. Nie była w Luizjanie. Ominęła te szkolne wakacje, potrzebując oczyścić głowę z atmosfery, za którą niedługo miała zatęsknić. Nie chciała widzieć tych samych twarzy i słuchać tych samych głosów - i nie było to wcale winą ludzi, a jej samej. Bo to Wiśnia nie była w stanie przeskoczyć ponad pewne sytuacje, za bardzo dobijając się na każdym kroku. Tym chętniej przyjęła informację o tym, że Koło Realizacji Twórczych, choć już nawiązywało do hogwarckiego wyjazdu, przynajmniej nie wymagało pracy w grupie. Cherry mogła w spokoju zaszyć się w garderobie teatralnej, zachwyconym westchnieniem witając porozwieszane tu kostiumy. Nie musiała się nikomu tłumaczyć ze swojej nieobecności i tego, że wróciła... nieco odmieniona? Chciała zahaczyć o te lata dwudzieste, mając w głowie obrazek pięknych pań z opaskami na głowach i sukienkami ozdobionymi we frędzle. Za zgodą nauczycieli, mogła korzystać z materiałów dostępnych w szkole, więc w pewnym momencie zorientowała się, że tonie w możliwościach; zamazała cztery fragmenty pergaminu, by w końcu porzucić projekty i zorientować się, że największy problem w tym wszystkim stanowi coś tak banalnego, jak kolor. I rozwiązała sprawę w jakieś dziesięć sekund, dochodząc do wniosku, że nie podejdzie do zadania w sposób banalny, a nieco namiesza - przygotuje strój inspirowany nowoorleańską modą ze wspomnianego okresu, dopasowując go jednak do ślubnych standardów. Postawiła na biel i przepych. Długa kreacja o barwie kości słoniowej spływała aż do samej ziemi, obfita w cienkie paseczki pieczołowicie nawlekanych własnoręcznie frędzli. Cherry pomagała sobie różdżką i najprostszymi przyborami, ograniczając je w celu osiągnięcia precyzji, której magią jeszcze nie wyćwiczyła. Pamiętała rady matki i chociaż wiedziała, że za ten szew od spodu dostałaby po głowie, a krzywość połyskujących na materiale ozdób zapewniłaby jej solidne kazanie, to po prostu robiła co mogła. I, prawdę mówiąc, była z siebie zadowolona. Przymierzyła suknię, chcąc jeszcze dopasować do niej rękawiczki i sprawdzić, czy ta prowizorycznie zaszyta opaska w ogóle utrzyma się na głowie. Lustrzane odbicie nie przypominało Cherry. Ciemnowłosa dziewczyna z rumianymi policzkami wyglądała dużo poważniej, spokojniej, pewniej. Gdzieś w zieleni jej oczu można było dostrzec ślady zakłopotania, ale kiedy poprawiała zsuwający się materiał jednej z rękawiczek, nawet one zniknęły. I chociaż Puchonka planowała jeszcze dopasować do tego boa z zabarwionych na biało, sztucznych piór wzorowanych na tych należących do wielkiego nawałnika burzowego, to zrezygnowała. Kreacja była już gotowa.
/zt
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Jak zwykle nie mógł znaleźć spokojnego i wolnego miejsca w tej szkole. Umówił się z @Keyira Shercliffe, że pomoże jej w warzeniu kilku eliksirów. Nie miał w zwyczaju odmawiać takim propozycjom, a teraz, gdy odebrano mu możliwość uczestniczenia w spotkaniach kółek dodatkowych, tym bardziej chętnie pomagał innym. Z samego rana odebrał z domu Felinusa swój samomieszający się kociołek, by usprawnić sobie trochę pracę. Robienie kilku porcji w zwykłym, cynowym kociołku było katorgą. Na miejscu zjawił się pierwszy. Od razu zabrał się za tradycyjne przygotowywanie stanowiska. Zabezpieczył wszelkie przedmioty, które mogły ewentualnie ulec zniszczeniu, by aktorzy nie skakali mu później do gardeł i zaczął rozkładać potrzebne im dzisiaj składniki.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Keyira Shercliffe
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168 cm
C. szczególne : magiczny tatuaż w formie węża | blizn zbyt wiele, by można je było zliczyć | tęczówki w odcieniu sztormu | jakieś zwierzę jako częsty towarzysz
Składniki na eliksiry podesłała Maximilianowi już wcześniej, tak więc nie musiała teraz paradować po szkolnych korytarzach obładowana małymi pakunkami, wzbudzając niepotrzebną ciekawość i podejrzliwość. Nie lubiła, gdy ludzie wciskali nosy w cudze sprawy albo plotkowali o nich nie upewniwszy się nawet co do słuszności lub też prawdziwości przekazywanych znajomym i przyjaciołom informacji. Samotna postać przemykająca z piętra na piętro, z jednego skrzydła do drugiego nie wzbudzała takiego zainteresowania, więc Keyira mogła spokojnie dotrzeć na umówione miejsce spotkania nie niepokojona pod drodze przez nikogo. Wślizgując się przez drzwi do starej garderoby, chwyciła biały patyczek od lizaka i przytrzymała go z dala od ust, by oblizać wargi z owocowej słodyczy. Wolną dłonią machnęła Solbergowi na powitanie i opadła lekko na najbliższe krzesło, wcześniej obracając je oparciem do przodu. — Jeszcze raz wielkie dzięki za pomoc — mruknęła na wstępie i wsparła łokieć na drewnie, rozglądając się po pomieszczeniu. — Ale przypomnij mi dlaczego właściwie spotykamy się w tej norze? — zagadnęła z rozbawieniem, chociaż bez obrzydzenia, o którym mogły świadczyć jej słowa. Tak naprawdę salka w niczym jej nie przeszkadzała. — Na pewno mamy wszystko, czego potrzebujesz?
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Uśmiechnął się, gdy Key weszła do pomieszczenia. Akurat był w trakcie rozkładania flakoników w taki sposób, by mieć je pod ręką i to w odpowiedniej kolejności. -Nie ma sprawy. Pisałem Ci, że zawsze chętnie pomogę, a uwierz mi że ostatnio robię to jeszcze chętniej. - Przyznał szczerze i poniekąd tajemniczo, bo nie miał zamiaru się chwalić dlaczego obecnie cierpi na nadmiar wolnego czasu. -Dlatego, że wszystkie użyteczne sale są zajęte przez mniej lub bardziej kompetentne osoby. - Wyjaśnił szybko. Już dawno przestał przejmować się tym, gdzie warzy eliksiry. Ważne, że miał miejsce rozłożyć potrzebne mu sprzęty i względny spokój. -Dobra powiedz mi, jak stoi Twoja ogólna wiedza? Nie miałem okazji aż tak dobrze przyjrzeć Ci się na ostatnim spotkaniu LabMedu, a eliksir chroniący przed ogniem należy do bardziej zaawansowanych wywarów. - Zapytał przechodząc od razu do konkretów. Miał nadzieję, czegoś dziewczynę przy okazji nauczyć, a nie tylko robić i pozwalać jej patrzeć. -Oczyścisz mi brodawkolep? - Poprosił na wstępie, a sam zajął się przygotowywaniem bazy pod docelowy eliksir.
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Keyira Shercliffe
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168 cm
C. szczególne : magiczny tatuaż w formie węża | blizn zbyt wiele, by można je było zliczyć | tęczówki w odcieniu sztormu | jakieś zwierzę jako częsty towarzysz
Wzruszyła z wolna ramionami, wciąż mając wątpliwości co do tego czy aby mu się jednak nie narzuca, a on pomaga jej jedynie przez wzgląd na fakt, że przynależą do jednego domu. Z drugiej jednak strony Solberg nie wyglądał na kogoś, kto mógłby kierować się przy podejmowaniu decyzji podobnymi motywami. Nie w sytuacji, gdy przyjaźnił się z Felinusem, co zauważyła podczas kilku ostatnich zajęć. Skoro jednak Maximilian nie widział problemu ani w zleconym mu zadaniu, ani w miejscu jego realizacji - Keyira także nie miała żadnych zastrzeżeń. — Moja ogólna wiedza ogranicza się do teoretycznych podstaw. No, może trochę wykracza ponad podstawy jeśli mam do czynienia z eliksirami, które opierają się na składnikach odzwierzęcych — odpowiedziała, marszcząc brwi. Nie widziała sensu, by podwyższać swoje kwalifikacje. Gdyby je posiadała, nie prosiłaby nikogo o pomoc. — Jasne — odpowiedziała, wciskając sobie lizaka do ust i podnosząc się ze swojego miejsca. Już miała sięgnąć do pudełka, opisanego odpowiednią etykietą, kiedy w ostatniej chwili przypomniała sobie o działaniu brodawkolepu i cofnęła ręce. Z tylnej kieszeni spodni wyciągnęła rękawiczki, które dzięki zaklęciu dopasowywały się do kształtu jej dłoni. Żeby nie było, że podeszła do ich zadania nieprzygotowana... Zaraz potem przesiała odpowiednią ilość substancji na kawałek pergaminu i podsunęła drugiemu Ślizgonowi. — Wystarczy?
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Przechylił lekko głowę ciekaw, jak dziewczyna określi swoje umiejętności i z zadowoleniem zauważył, że nie miała zamiaru robić z siebie księżniczki kociołka. Max bardzo cenił, gdy ktoś potrafił przyznać się do tego, że nie był w jakiejś dziedzinie mistrzem. W wypadku eliksirów, porwanie się na zbyt trudne zadania mogło skończyć się naprawdę tragicznie. -No to dziś spróbujemy włożyć Ci do głowy trochę praktyki. - Posłał jej uśmiech i już zaczął zajmować się swoim kociołkiem. Kątem oka zobaczył reakcję Keyiry na brodawkolep. -Nieźle. Gdybym był prefektem aż bym Ci dodał kilka punktów za myślenie, bo uwierz mi nie każdy weźmie rękawiczki przy kontakcie z tym składnikiem. - Rzucił w stronę dziewczyny krótką pochwałę. On sam raczej znał wszystkie zasady BHP, ale czasem, zdarzyło mu się zrobić coś głupiego przez zwykłą nieuwagę. -Świetnie. - Powiedział jeszcze, oglądając, czy brodawkolep jest na pewno dobrze oczyszczony. -Weź teraz krew salamandry i odmierz mi trzy miarki. Dwie te większe i jedną standardową. - Poprosił, w tym samym czasie dodając do mieszanki kilka liści piołuna i śluz gumochłona.
2 p.n
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Keyira Shercliffe
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168 cm
C. szczególne : magiczny tatuaż w formie węża | blizn zbyt wiele, by można je było zliczyć | tęczówki w odcieniu sztormu | jakieś zwierzę jako częsty towarzysz
Księżniczka kociołka. Roześmiałaby się na głos, gdyby tylko coś podobnego usłyszała. Wiele można było o niej powiedzieć i wiele określeń pod swoim adresem już słyszała, ale zdecydowanie nie można jej było nazwać ekspertką w warzeniu eliksirów. Nie chodziło nawet o to, że nie potrafiłaby sobie w tej dziedzinie poradzić, bo prawdopodobnie była wystarczająco zdolna czy bystra, ale wychodziła z założenia, że lepiej było skupić się w przedmiotach, które faktycznie lubiła, bo czarodziej specjalizujący się we wszystkim - nie specjalizował się tak naprawdę w niczym. — Dzięki — odpowiedziała, posyłając partnerowi zdawkowy uśmiech. — Jestem w stanie uwierzyć ci na słowo. W każdej dziedzinie znajdą się jakieś asy ignorancji — dodała, przesuwając lizak do jednego policzka, by mogła wyraźnie mówić. Powstrzymała się od otrzepania rękawiczek, mając na uwadze, że znajdowali się w garderobie pełnej strojów i rekwizytów, które być może ktoś potem będzie nosił. Zamknęła pudełeczko i użyła do oczyszczenia różdżki. Potem sięgnęła po wskazaną przez Maximiliana krew salamandry. Odmierzyła porcje według jego polecenia i ustawiła na blacie. — Często dostajesz takie zlecenia? — zapytała, zerkając Ślizgonowi przez ramię i śledząc jego ruchy.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Może po kilku wspólnych godzinach nad kociołkiem, Max zacząłby tak na nią mówić. Narazie jednak zbyt mało się znali, a zbyt mocno trzeba było się skupić na poprawnym uwarzeniu mikstury. -Dokładnie. Niektórzy po prostu nie lubią myśleć przy względnie prostych czynnościach. - Dodał jeszcze, częstując się brodawkolepem. Uważnie pilnował temperatury, która nie mogła być zbyt wysoka podczas dodawania krwi salamandry. Mimo użycia śluzu, mogło to doprowadzić do katastrofy, której żadne z nich tutaj nie chciało. -Rzadziej niż bym chciał. - Odparł na pytanie o to, jak bardzo jest rozchwytywany. Może nudziło go warzenie regeneracyjnych codziennie, ale mógłby zacząć trzepać za to dobry pieniądz. Obecnie robił to bardziej dla siebie i bliskich nie obciążał zbędnym rachunkiem. Gdy krew leniwie bulgotała już w kociołku, mieli chwilę na przygotowanie reszty. -Pokarzę Ci, jak najlepiej przygotować korzeń mandragory. Normalnie wszyscy używają do tego standardowego sztyletu, ale jeżeli użyjesz mniejszego... - Przerwał, by zademonstrował dziewczynie, co miał na myśli. -Widzisz? Dużo mniej powłoki idzie do śmieci a jest ona naprawdę cenna. - Różnica była dość widoczna, a że Max naprawdę nie lubił marnować cennych substancji, wiele metod redukcji odpadów już wypróbował. -Masz, spróbuj sama. - Powiedział, podając jej ostrze, by mogła na własnej skórze doświadczyć różnicy.
3 p.n.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Keyira Shercliffe
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168 cm
C. szczególne : magiczny tatuaż w formie węża | blizn zbyt wiele, by można je było zliczyć | tęczówki w odcieniu sztormu | jakieś zwierzę jako częsty towarzysz
Naprawdę doceniała fakt, że Solberg chciał nie tylko uwarzyć dla niej eliksiry, ale przy okazji przekazać jej także jakąś konkretną wiedzę. To było bardzo miłe z jego strony i dziewczyna zamierzała to sobie zapamiętać na przyszłość... Tym bardziej, że Ślizgon nie oczekiwał za to żadnej zapłaty. Robił to w ramach przysługi i zamierzała mu się za nią kiedyś odwdzięczyć; nawet jeśli obecnie nic nie wskazywało na to, by mogła mu w jakikolwiek sposób pomóc. — Dlaczego właśnie eliksiry? — zapytała w pewnym momencie. Owszem, musieli skupić się na poszczególnych procedurach, by niczego nie spieprzyć, ale Keyira miała wystarczająco podzielną uwagę, by móc przy okazji poprowadzić luźną, niezobowiązującą pogawędkę. — To znaczy... W moim przypadku wybór był raczej dość oczywisty, ale jak to było z tobą? — doprecyzowała, cofając się i pocierając czoło skrawkiem odkrytego przedramienia. Kiedy tylko Max zwrócił jej uwagę, nachyliła się nad blatem, lokując spojrzenie w uniesionym przez niego nożyku. Skinęła głową, a gdy wręczył jej go, by spróbowała, uważniej przyjrzała się ostrzu. — To w sumie całkiem logiczne — przyznała, starając się jak najwierniej odwzorować jego działania. — Pewnie zdążyłeś wypracować sporo własnych metod — mruknęła z uznaniem, jednocześnie pracując w skupieniu. Nie wyszło jej to może tak wprawnie i idealnie jak Solbergowi, ale nie brak jej było zdolności manualnych.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Zawsze starał się pomagać inaczej niż tylko przez suche przekazywanie faktów, czy odwalanie roboty za innych. Nie każdy był fanem takiego podejścia, ale zaskakująco wiele osób korzystało z pomocy Maxa i naprawdę go to cieszyło. Może niektóre rzeczy, które robił były dość kontrowersyjne, ale dopóki działały, ślizgon nie patrzył na opinię innych. Wyciągał pomocne dłonie do każdego. Bez względu na wiek, płeć czy dom. -Dlaczego eliksiry? - Zaskoczyło go to pytanie. Mało kto je zadawał, a dla niego było to już tak naturalne, że przestał się nad tym zastanawiać. Dzisiaj jednak musiał otworzyć drzwi umysłu do przeszłości i trochę za nimi pogrzebać. Skupił się na przygotowywaniu składników, by kupić sobie chwilkę, czy dwie nim odpowiedział. -Eliksiry może nie są tak szybkie w kryzysowych sytuacjach jak zaklęcia, ale mają naprawdę duży potencjał. Potrafią to, czego zwykłe inkantacje nie zrobią, a do tego pozwalając Ci naprawdę zrozumieć. - Dzięki tej dziedzinie naprawdę rozwinął się w zielarstwie, ONMS oraz transmutacji. Zrozumienie poszczególnych elementów wywaru było niesamowicie ważne i uważał, że bez tego nie da się być dobrym eliksirowarem. -Czasem najłatwiejsze rozwiązania przychodzą najtrudniej. - Puścił jej oczko, patrząc, jak zajmuje się mandragorą. -Wiele pomogło podglądanie innych. No i ciągła praca, bez tego nic bym nie osiągnął. - Powiedział szczerze. Godziny spędzone nad kociołkiem dawały widoczne efekty. -Dobra, chodź tutaj i mieszaj. Czternaście razy w lewo i siedem w prawo. Trzy rundki. - Przepuścił Keyirę, by zajęła miejsce przy kociołku. Miał zamiar pilnować, by nie pomyliła się w liczeniu, ale musiał w tym czasie zająć się resztą przygotowań.
4 p.n.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Keyira Shercliffe
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168 cm
C. szczególne : magiczny tatuaż w formie węża | blizn zbyt wiele, by można je było zliczyć | tęczówki w odcieniu sztormu | jakieś zwierzę jako częsty towarzysz
Doceniała to. Doceniała takie podejście, bo sama też starała się przekazywać swoim ewentualnym podopiecznym tyle wiedzy, ile tylko była w stanie. Problem z ONMS polegał na tym, że wymagała z reguły trochę więcej zaangażowania niż inne dziedziny, gdyż zazwyczaj było się z odpowiedzialnym nie tylko za siebie, stanowisko pracy i ucznia, ale także o jakieś stworzenie, którym - zgodnie z nazwą - należało się zaopiekować. Nie umniejszało to jednak wartości pozostałych przedmiotów, nawet jeśli za jakimś nie przepadała. — Trudno się z tym nie zgodzić — odpowiedziała, zastanawiając się nad otrzymaną od Maximiliana odpowiedzią. Okrajała mandragorę, nie zerkając na partnera. W takiej sytuacji łatwo było o utratę palca, a chociaż znała kogoś, kto mógłby takiemu ubytkowi zaradzić, nie było to nic przyjemnego. — To o wiele bardziej doprecyzowana, skondensowana dziedzina magii. Nie można jej odmówić plusów — podsumowała, kilkukrotnym kiwnięciem głowy dając wyraz swojego zrozumienia. I aprobaty dla takiego toku myślenia. Wyglądało na to, że Solberg jest naprawdę wierny swojej pasji. Taki zapał i zaangażowanie ją cieszyło. Był to dowód na to, że Hogwart jeszcze niezupełnie zszedł na psy. — Praktyka czyni mistrza dosłownie we wszystkim — zauważyła, wycierając dłonie w rękawiczkach o robocze spodnie nim posłusznie zajęła miejsce przed kociołkiem. Chwyciła łyżkę i rozpoczęła mieszanie. Liczyła w myślach każde okrążenie we wnętrzu gara, dokładnie tak, jak zalecił Max. Czuła, że od czasu do czasu się jej przygląda. Uśmiechnęła się pod nosem, rozumiejąc doskonale dlaczego jest taki czujny, a potem szerzej, gdy zakończyła proces i uniosła wzrok, podchwytując jego spojrzenie. — Skończyłam.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Praca ze zwierzętami diametralnie różniła się od tej, która nie wymagała opieki nad inną istotą żywą. Trzeba było brać pod uwagę to, że stworzenie nie zawsze będzie chciało współpracować i może zachowywać się zupełnie nieprzewidywalnie. Cieszył się, że mimo pogawędki, Keyira skupia się na wyznaczonym jej zadaniu. Nie chciał jej tutaj składać tylko dlatego, że przez nieuwagę odcięła sobie palec, czy pięć. Jego wiedza z uzdrawiania nie była na tyle obszerna, by być w stanie coś takiego naprawić, dlatego też zachowywał wszelkie środki ostrożności. -Minusów tym bardziej. - Rzucił pół żartem, pół serio. Nikt nie miał raczej zamiaru oszukiwać się, jak niebezpieczne było igranie z eliksirami. Wystarczyła sekunda nieuwagi, źle przygotowany składnik, czy zbyt długie mieszanie, by spotkać naprawdę tragiczne konsekwencje. -To prawda. Chyba, że nie masz szczęścia i Cię ona zabije. - Musiał patrzeć realistycznie. Wiedział, że stąpa po cienkiej linii z niektórymi swoimi eksperymentami, ale nie potrafił tego powstrzymać. Dodatkowa adrenalina z tym związana jeszcze bardziej sprawiała, że kochał to co robił. -A Ty zawsze chciałaś kontynuować rodzinną tradycję? - Zapytał zainteresowany tym, czy Keyira zaczęła pasjonować się zwierzętami z przymusu, czy jednak był to głos jej własnego serca. Siekał zawzięcie jagody jemioły, gdy dziewczyna oznajmiła, że skończyła mieszanie eliksiru. Zajrzał do kociołka, który miał odpowiedni kolor i pokiwał z zadowoleniem głową. -Weź proszę uszykuj flakoniki. Zaraz będziemy przelewać. Tylko upewnij się, że nie ma w nich żadnego brudu, bo ten eliksir silnie reaguje z wieloma rzeczami. - Poprosił, a sam przeszedł do ostatniego etapu warzenia eliksiru. Jemiołę wymieszał z wybuchającymi muchomorami, które musiał chwycić przez rękawiczki by zmniejszyć ryzyko zatrucia się.
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Keyira Shercliffe
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168 cm
C. szczególne : magiczny tatuaż w formie węża | blizn zbyt wiele, by można je było zliczyć | tęczówki w odcieniu sztormu | jakieś zwierzę jako częsty towarzysz
Przekrzywiła głowę analizując jego słowa, ton głosu i mimikę twarzy, by stwierdzić w ten sposób na ile Max podchodził do tematu ewentualnych zagrożeń poważnie, a na ile je sobie lekceważył. Różne plotki krążyły na jego temat po korytarzach Hogwartu - szczególnie ostatnio, ale Sherlicffe nie należała do tej grupy osób, które osądzały kogoś wyłącznie na podstawie wyssanych z palca bajeczek. Wolała sama przekonać się o ich ewentualnej prawdziwości. — Ryzyko jest chyba nieodłącznym elementem magii — zauważyła, stukając lizakiem po wargach w rytmie tylko sobie znanej melodii. Zamyśliła się. — Jakby nie patrzeć... To żywa energia, którą nauczyliśmy się częściowo ujarzmiać. Aż dziwne, że samoistnie nie wybuchamy, ale chyba sprawdzamy się jako przewodnik — mruknęła, po czym wsadziła sobie resztkę cukierka na patyczku do ust i zgodnie z prośbą Solberga przysunęła ku sobie flakoniki. Nachyliła głowę i przyjrzała się ich zawartości przez szkło, a gdy dostrzegła jakiś paproch, czyściła naczynka zaklęciem. Przez chwilę nie odpowiadała, szukając w głowie odpowiednich słów. — Nikt mnie nigdy do tego nie przymuszał, jeśli o to pytasz — oznajmiła w końcu, ruchem dłoni wskazując Ślizgonowi przygotowane i sprawdzone pojemniczki, gotowe to wypełnienia eliksirem. — Dla dziecka rezerwat stanowi nieograniczone pole do przeżywania wspaniałych, choć czasem naprawdę niebezpiecznych przygód... Spędzałam tam tyle czasu i w końcu szczerze to pokochałam. To znaczy - zwierzęta. Fascynuje mnie ich zachowanie, nie są tak fałszywe jak ludzie. Ekscytuje mnie myśl, że jestem w stanie odczytać ich zamiary na podstawie zachowania i sygnałów, jakie wysyłają. To wielka odpowiedzialność, ale też wielka satysfakcja.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Kwestia zagrożeń była dla Maxa tematem dwojakim. Z jednej strony zawsze pilnował bezpieczeństwa, szczególnie podczas pracy z innymi. Z drugiej jednak adrenalina i nieoczekiwane skutki własnych działań, nakręcały go i pchały do przodu. Nie było to może najbardziej rozsądne podejście, ale gdyby nie kilka takich porażek na pewno nie byłby teraz w tym miejscu w którym się znajdował. -Masz rację. Teoretycznie my powinniśmy być poddani jej, a jakimś cudem wszystko jest na odwrót. - Ludzie nie raz próbowali ujarzmić coś, nad czym nie mieli kontroli. Magia w tym aspekcie zachowywała się wyjątkowo. Pozwalała niektórym do siebie podejść, a jednocześnie wielokrotnie broniąc się przed całkowitym zamknięciem jej w klatce. Podczas, gdy muchomory z jemiołą lądowały w kociołku i leniwie osiągały odpowiednią temperaturę, fiolki powoli stawały się zdatne do użycia. Wszystko zwiastowało na udaną współpracę. -Nie wiem, czy jest on dla Ciebie, ale pamiętaj, żeby go nie nadużywać i stosować z rozwagą. Domyślam się, że mi ufasz, ale najpierw sprawdź na małym płomyku, czy faktycznie eliksir działa nim wskoczysz w jakiś zajebiście wielki pożar. - Nie mógł się powstrzymać przed ostatnim pouczeniem, gdy już wspólnie przelewali eliksir do fiolek. -No tak, zdecydowanie potrafię wyobrazić sobie ten dreszczyk emocji, jak uciekasz przed jakąś sklątką tylnowybuchową, nim potrafisz wymówić jej nazwę. - Zaśmiał się na tę wizję. -Ale masz rację. W zwierzętach jest coś szczerego. - Pokiwał głową, zabierając się powoli do sprzątania stanowiska.
6 p.n.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Keyira Shercliffe
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168 cm
C. szczególne : magiczny tatuaż w formie węża | blizn zbyt wiele, by można je było zliczyć | tęczówki w odcieniu sztormu | jakieś zwierzę jako częsty towarzysz
Przyglądała się jak Solberg dodaje do wywaru ostatnie składniki, w ten sposób przeistaczając bezkształtną ciecz w konkretny eliksir. Przelali go do przygotowanych przez nią fiolek, po czym odczekali moment by się upewnić, że nic nie wybuchnie im prosto w twarz. Wstyd było przyznać, ale ostatnio zdarzało jej się to dosyć często. — Chyba wszystko w porządku — mruknęła i z głośnym chrupnięciem rozgryzała ostatni kawałek słodyczy na patyczku. Nie wyrzuciła go jednak, a zagryzła na nim zęby, zbyt skupiona na efekcie ich wspólnej pracy, by w ogóle to zauważyć. Na to drobne upomnienie ze strony Solberga uniosła wzrok i posłała chłopakowi uśmiech, mający świadczyć o jej niewinności. Wyszedł jej jednak bardziej cwaniacki grymas, więc zaraz odchrząknęła i wyprostowała się. — Jest dla mnie — powiedziała, by Ślizgon miał co do tego jasność. Istniało raczej małe prawdopodobieństwo, że poprosiłaby go o pomoc w warzeniu jako pośredniczka. — Możesz być pewien, że go sprawdzę — zapewniła, zgarniając fiolki z porcjami eliksiru. — Bardzo ci dziękuję. To co, jutro w tym samym miejscu? — upewniła się, po czym pomogła Maxowi zetrzeć blat i dopiero wtedy ruszyła do wyjścia, machając mu na pożegnanie.
2xzt
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Zgodnie z tym, jak się umówili, następne spotkanie wypadło 24 godziny później w tym samym miejscu. Max ponownie nałożył czary zabezpieczające i wraz ze swoim samomieszającym kociołkiem, którego nie oddał jeszcze Felkowi, zaczął rozkładać się do pracy. Wiedział już, jak mniej więcej Keyira pracuje i miał nadzieję, że dzisiaj trochę więcej jej nauczy. W końcu wiggenowy nie był aż tak skomplikowanym eliksirem jak ten, którym zajmowali się wczoraj. -Gotowa na kolejne godziny w moim towarzystwie? - Przywitał się ze ślizgonką z uśmiechem, gdy ta weszła do garderoby. Może i miejsce pracy mieli osobliwe, ale przynajmniej działało i żadnych niepożądanych gości nie miewali, co znaczenie ułatwiało i usprawniało sprawę. -Szczerze poradzę Ci robienie dzisiaj notatek, bo wiggenowy czasem łyka się jak dropsy, a swoje jakoś lepiej przechodzą przez gardło. - Rzucił pół żartem, pół serio. Po przygodach z Felkiem wiedział, że akurat ten eliksir bardzo dobrze zawsze mieć w zapasie, bo nie wiadomo kiedy akurat zacznie być potrzebny.
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Keyira Shercliffe
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168 cm
C. szczególne : magiczny tatuaż w formie węża | blizn zbyt wiele, by można je było zliczyć | tęczówki w odcieniu sztormu | jakieś zwierzę jako częsty towarzysz
Tym razem dotarła na miejsce nieco wcześniej. Zaraz po zakończeniu dodatkowych zajęć przewiesiła przez ramię torbę i pognała do garderoby teatralnej na umówione spotkanie, zjawiając się pod drzwiami niedługo po Solbergu. Wpadła do salki z lekką zadyszką, którą opanowała, wspierając dłonie na biodrach i odchylając kręgosłup w tył. Uniosła głowę i odetchnęła głęboko. — Jasne — odparła, podchodząc bliżej. Zerknęła na mundurek, który wciąż miała na sobie i otrzepała spódniczkę z niewidzialnego pyłu. — Można tak powiedzieć — dodała, po czym wyciągnęła różdżkę i kilkoma zaklęciami transmutacyjnymi zamieniła dolny element garderoby na spodnie. — Od razu lepiej — mruknęła i zdjęła torbę, by w następnej chwili położyć ją na wolnym krześle. Zgodnie z zaleceniem Maximiliana, z jej wnętrza wyjęła notes i samonotujące pióro. — No dobra, jestem gotowa — oznajmiła, odwiedzając pelerynę na najbliższy wieszak. — Od czego zaczniemy?
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Patrzył, jak Keyira przygotowuje się do pracy i naprawdę był zadowolony. Dziewczyna coraz bardziej go zaskakiwała i to w pozytywny tego słowa znaczeniu. Widać miała więcej oleju w głowie niż wiele uczniów tej szkoły. -Samonotujące? Idealnie! To zaciągam Cię do roboty. - Powiedział, wskazując głową gotowy już do działania kociołek. Wziął jeden z flakoników, który był wypełniony po brzegi krwią salamandry i zaczął wlewać składnik powoli do kociołka. -Najpierw dolewasz aż eliksir zrobi się czerwony. - Zaczął ją instruować. -A teraz Twoja działka, mieszasz aż kolor będzie przypominał dojrzałą dynię. - Może i instrukcje wydawały się nudne, ale poprawne wymieszanie składników naprawdę było czymś, co wymagało uwagi i precyzji.
1 p.n
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Keyira Shercliffe
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168 cm
C. szczególne : magiczny tatuaż w formie węża | blizn zbyt wiele, by można je było zliczyć | tęczówki w odcieniu sztormu | jakieś zwierzę jako częsty towarzysz
Tchnięta nagłym wspomnieniem ostatnich "zajęć" z profesorem Solbergiem, cofnęła się jeszcze raz do torby, by po krótkiej szperaninie wyciągnąć z jej wnętrza także parę rękawiczek, które wsunęła sobie do tylnej kieszeni spodni, by mieć je pod ręką. Ciężko było stwierdzić, w którym dokładnie momencie mogą jej się przydać, a nie chciała marnować czasu na bezsensowne latania w tą i z powrotem. Mogło się przecież zdarzyć tak, że nie będzie mogła sobie pozwolić na zwłokę w działaniu, bo tak, jak Maximilian nieraz podkreślał - warzenie eliksirów jest sztuką zacną, ale nieprzewidywalną. Należało być dokładnym i działać według ściśle określonych instrukcji. — To raczej ja zaprzęgłam do roboty ciebie, więc to sprawiedliwy układ — odpowiedziała z uśmiechem, podchodząc do samomieszającego kociołka. Przyglądała się, jak chłopak dodaje do niego jeden ze składników, jednocześnie nakazując pióru, aby rozpoczęło notowanie jej przemyśleń i spostrzeżeń. W odpowiednim momencie Shercliffe przejęła łyżkę i zaczęła mieszać zawartość magicznego garnka, obserwując kolor znajdującej się w nim cieszy. Stosowała miarowe, jednostajne ruchy, by się przypadkiem nie zagalopować. Kiedy wywar przybrał barwę wspomnianej dyni, Ślizgonka podniosłą wzrok i odnalazła spojrzenie partnera. — Taki? Czy ciemniejszy? — dopytała dla pewności.