W tej sporej klasie, będącej w lochach mieści się około dwudziestu kociołków, na specjalnych palnikach. Zwykle panuje tu dość niska temperatura, co jest szczególnie uciążliwe zimą. Przez brak okien jedyne światło dają tu lampy wiszące na ścianach. W rogu klasy znajduje się gargulec z którego uczniowie mogą czerpać wodę potrzebną do warzenia mikstur. Przy prawej ścianie natomiast mieszczą się gabloty po same brzegi wypchane różnymi składnikami.
Opis zadań z OWuTeMów:
OWuTeMy - Eliksiry
Wchodzisz do Klasy Eliksirów, być może się denerwując, a być może nie. W każdym razie w tym momencie ważą się Twoje losy jeżeli chodzi o ten egzamin. Wybrałeś Eliksiry. Dobrze. Stajesz więc pośrodku sali, przed tobą znajduje się stolik, przy którym siedzi znana Ci Sava Raynott oraz dwoje nauczycieli ze Szkoły Magii Riverside. Jeżeli jesteś z tej szkoły i ucieszyłeś się, że będziesz mieć fory, to niestety, ale muszę Cię zawieść, bowiem oboje wyglądają na takich, których nie wzruszyła Twoja obecność. To Twoja komisja, która skrzętnie wszystko notuje za pomocą samopiszących piór, więc mają mnóstwo okazji do przypatrywania się Tobie i słuchania tego, o czym mówisz. Także dobrze się zastanów nad odpowiedziami i czynami! Nie zapomnij się także przedstawić na początku. Na biurku oprócz pergaminów i kałamarzy stoją dwie czary, z których unosi się czerwony dym. Na jednej z nich świeci się napis „teoria”, na drugiej zaś „praktyka”. Komisja wyjaśnia Ci, że musisz wylosować jedno pytanie z tej pierwszej i jedno zadanie z drugiej. Możesz zacząć od którejkolwiek chcesz. Gdy sięgasz po kartkę i ściskasz ją w dłoniach, ta zamienia się w coś na kształt wyjca, który jednak nie krzyczy, tylko spokojnie zadaje Ci pytanie bądź wyznacza zadanie. Jak Ci poszło?
Zasady: Rzucasz czterema kostkami w specjalnym temacie do rzutów na egzaminy zgodnie z zasadami owutemów oraz rzutów. W tym temacie powinien pojawić się post z przeżyciami oraz działaniami postaci oraz specjalny kod, podany na dole posta.
Oceny: Ocena z egzaminu to suma punktów za pierwsze i drugie zadanie (plus dodatkowe punkty) według następującej rozpiski: 2-3 - Okropny 4-5 - Nędzny 6-7-8 - Zadowalający 9-10 - Powyżej Oczekiwań 11-12 - Wybitny Dodatkowo, za każde 8 punktów w kuferku z eliksirów można dodać +1 do punktów.
Opis zadan:
teoria:
Pierwsza kostka:
1 – Zidentyfikuj eliksir po składnikach - muchy siatkoskrzydłe, pijawki, ślaz, rdest ptasi, sproszkowany róg dwurożca, skórka boomslanga. (odp - eliksir Wielosokowy) Jakie działanie ma ten eliksir? (na godzinę zmienia osobę, która go wypije, w kogoś innego - kawałek ciała tej osoby musi znaleźć się w wywarze). 2 – Podaj właściwości fizyczne eliksiru Słodkiego Snu. (odp. biały, gęsty, zapach cynamonu) Jak można go podawać? (doustnie, poprzez nasączenie pokarmu lub dolanie do napoju) Jakie są jego skutki? (sen bez snów) 3 – Jak poznać, czy Armortencja jest uwarzona prawidłowo? (odp. blask bijący od wywaru, para unosząca się w charakterystycznych spiralach) Jaki jest zapach Amortencji? (każdy odczuwa go inaczej, woń kojarzona z zapachami, które wydają się dla danej osoby najprzyjemniejsze) 4 – Podaj cztery składniki Eliksiru Skurczającego. (odp. korzonki stokrotek, figi, dżdżownica, śledziona szczura, sok z pijawek) Jakie jest antidotum na ten eliksir? (Wywar Dekompresyjny) Działanie jakiego, innego niż Skurczający, eliksiru niweluje to samo antidotum? (Eliksiru Rozdymającego) 5 – Opisz działanie wywaru Tojadowego i podaj, jaki składnik niszczy działanie eliksiru (odp. działanie - wilkołak podczas przemiany zachowuje świadomość i ludzki umysł; cukier) Przez kogo został wynaleziony? (Damokles Belby) 6 – Ile trwa przyrządzenie Veritaserum? (pełny cykl księżyca) Co to za eliksir? (najsilniejszy eliksir prawdy) Podaj nazwę antidotum. (nazwa antidotum nie jest znana)
Druga kostka:
Oznacza ilość punktów, otrzymanych za odpowiedź. 1 to odpowiednio 1 punkt, 2 - 2, itd.
praktyka:
Pierwsza kostka:
1 – Przyrządź Bełkoczący Napój. 2 – Przyrządź eliksir Młodości. 3 – Przyrządź eliksir Muzyczny. 4 – Pogrupuj składniki według kolejności, w jakiej dodaje się je do eliksiru Ridikuskus. 5 – Ze składników wybierz te, które potrzebne są do uwarzenia eliksiru Gregory'ego. 6 – Przyrządź eliksir Kłopoczący.
Druga kostka:
Oznacza ilość punktów, otrzymanych za wykonane zadanie. 1 to odpowiednio 1 punkt, 2 - 2, itd.
Na końcu posta należy dodać następujący kod:
Kod:
<retroinfo>Kuferek - eliksiry:</retroinfo> wpisz ilość punktów w kuferku z tej dziedziny <retroinfo>Wyrzucone kostki - teoria:</retroinfo> wpisz kostki za teorię <retroinfo>Wyrzucone kostki - praktyka:</retroinfo> wpisz kostki za praktykę <retroinfo>Suma:</retroinfo> wpisz sumę kostek opisujących punkty za praktykę i teorię oraz ewentualnych punktów bonusowych za punkty z kuferka <retroinfo>Ocena:</retroinfo> wpisz ocenę <retroinfo>Strona - losowania:</retroinfo> Wpisz stronę z odpowiedniego tematu, na której były losowane kostki
Od ważenia eliksirów Andrea wolała zielarstwo, uważając je chyba za mniej skomplikowane. Zresztą, czuła się dość niepewnie bez nauczyciela w sali, który mógłby skontrolować ich poczynania - ufała oczywiście Dulce, która chyba wiedziała co robi, jednak wolała nikogo nie otruć. Na pytanie dziewczyny wzruszyła ramionami. - To się jeszcze okaże - uśmiechnęła się pod nosem, zastanawiając się komu w zasadzie mogłaby podać Amortencję. Mogła bez problemu sobie kogoś znaleźć, ale jednak kusiło ją, żeby posiadać w swojej kolekcji fiolkę z takim eliksirem. I oczywiście z antidotum, kiedy zabawa jej się znudzi. Była Ślizgonem. A Ślizgoni mieli specyficzne i poronione poczucie humoru, nie wspominając już o samej Jeunesse. Przeglądnęła podręcznik, zastanawiając się czy chociaż te kwiatki zostały faktycznie zebrane w pełnię, ale idąc niezbyt skomplikowanym tokiem myślenia uznała, że inaczej nie znalazłaby żadnych. Ewentualnie im się nie uda, czego nawet nie brała pod uwagę. - Lepiej waży się eliksiry z kimś, kto może cię skontrolować. Ostatecznie dobrze mieć partnera w zbrodni - położyła książkę na blacie, spoglądając do tygielka. - A przy okazji jak się waży z kimś, to szybciej leci czas w oczekiwaniu - wskazała podbródkiem na kwiatki, którym brakowało dłuższej chwili na oddanie aromatu. Ślizgonka chwyciła w dłoń pomarańcz, obracając ją w palcach. - Od dawna interesujesz się eliksirami? - spytała, oglądając dokładnie owoc.
The author of this message was banned from the forum - See the message
Partner w zbrodni? Przecież nikogo nie zamierzały otruć, a tym bardziej pozbawić życia. W dodatku nauczyciele wiedzieli, że Dulce tu przebywa, a co robi nie interesowało ją w żadnym stopniu. - Nie tam zbrodni - mruknęła dodając sproszkowany korzeń mandragory uprzednio obliczając ile suchej masy potrzebuje. W przepisie była mowa o świeżej, jednak takiej nie posiadali, a w każdym razie Krukonka nie chciała wychodzić z Hogwartu do szklarni po jeden wrzeszczący korzeń. - Przecież nic się nie dzieje - Puściła do niej oczko. Przyjrzała się fiolkom, a właściwie zawartości jakie miały dodać do eliksiru. Werbena i paproć. Eliksir powoli się gotował na palniku i zaczął przyjemnie pachnieć. - Od dawna, lubię to, jest proste. Ludzie często nie doceniają profitów jakie płyną z tej umiejętności - o braku talentu w innych dziedzinach milczała.
Przewróciła oczami, wzdychając cicho pod nosem. Tylko żartowała, ale jak widać chyba nie dogadają się w tej kwestii. Ona miała spaczony humor, czasami aż za mocno, podczas gdy Dulce była zbyt poważna jak na swój wiek. Czasami podziwiała ją w tej kwestii, ona jednak chyba wolała na razie robić z siebie debila i korzystać z życia chociaż minimalnie, zamiast tracić je na bycie poważną. Na to zawsze była pora. Przyglądała się tygielkowi, z którego powoli unosił się uwolniony aromat kwiatów. Jedynym minusem warzenia było to, że czasami trzeba było czekać wieczność. - To prawda. Zielarstwo też się bardzo przydaje - uśmiechnęła się, podzielając jej zdanie w tej kwestii. - Ja akurat wolę te zajęcia, niż latanie na miotle - dodała jeszcze, odkładając podręcznik na stolik. Gdy minęło kilka minut, spojrzała porozumiewawczo na Dulce. - Mogę je dodać? - i kiedy uzyskała aprobatę, ostrożnie dorzuciła sproszkowaną zawartość fiolek w odpowiedniej proporcji.
The author of this message was banned from the forum - See the message
- Chodziło mi o eliksiry - mruknęła bardziej do siebie niż do niej i kiwnęła przytakująco głową by dziewczyna czyniła powinność. Całość zaczynała przyjemnie pachnieć, lukrem z cytrusami, ciastem śliwkowym, świeżo wyprawioną skórą, benzyną i czymś podobnym do zapachu drożdży. Chyba się im powiodło, bo z nad eliksirów wydobywały się spiralne opary. Zestawiła tygielek na chłodny, kamienny blat. - No dobra, niech przestygnie, później przelejemy w fiolki, teraz trzeba zrobić antidotum - wyszperała zwój, który gdzieś położyła. - O to będzie wiele prostsze - znowu mówiła do siebie i dodała oleju rycynowego na bazę alchemiczną. Spoglądała co jakiś czas ukradkiem na dziewczynę i jej poczynania, sama nie wiedziała czemu to robi, ale tak na prawdę jej nie znała, nie bardzo miały o czym rozmawiać a mimo wszystko tu była. Dziwne zbiegi okoliczności. - Jak ci minął dzień? - chciała jakoś zagaić i przełamać tą zalegającą, niezręczną ciszę.
Ślizgonka miała ten problem, że nie nawiązywała na siłę rozmów a cisza, która zapadła wcale nie była dla niej niezręczna. Po prostu siedziała sobie na stołeczku wąchając jak w kociołku wszystkie składniki zaczynają się ze sobą łączyć, tworząc przyjemnie pachnącą całość. Gdy Dulce zarządziła, że eliksir jest gotowy i teraz należało zrobić odtrutkę, pokiwała głową na znak, że rozumie. - Cudownie - odparła z przekąsem przypominając sobie jak rano wystraszyła jakieś pierwszoroczne dziecko na korytarzu przepowiadając jej śmierć zwierzaczka. Nie pamiętała tego faktu, dlatego gdy ujrzała płaczące puchoniątko była nie dość, że w szoku, to i zniesmaczona. Przecież nic jej nie zrobiła, tak? - Próbowałam nauczyć się nowego zaklęcia, nie mogę się doczekać klubu pojedynków - dodała szybko z uśmiechem na ustach. Zaklęcia, czyli coś co kochała. A jeszcze bardziej kochała pojedynki. Gdy eliksir przestygł przelała go do dwóch fiolek a potem przejęła pałeczkę w robieniu antidotum. Razem z książką pod czujnym okiem Dulce zaczęła dodawać do kociołka składniki, w odpowiednim czasie, proporcjach, również odpowiednio je mieszając. Wyglądało na to, że wszystko idzie po ich myśli, do czasu w którym prawie(!) strąciła tygielek tygielek z palnika. Na szczęście obyło się bez ofiar a antidotum na eliksir miłości wyglądało na gotowe. Rozlała je do kolejnych fiolek a na koniec każda z nich pokierowała się w swoją stronę, w poszukiwaniu królików doświadczalnych.
Sala eliksirów jej się podobała. Było tu zawsze nieco chłodniej, niż w innych częściach zamku, a w powietrzu czuć było zatęchłą wilgoć. Miła odmiana dla schludnej, czystej i wiecznie świeżej pościeli czy przewietrzonych korytarzy na piętrach. Maddie czuła się jednak nieswojo. Nie była nigdy mistrzynią eliksirów - za dużo było w tym zapamiętywania, a na efekty zbyt długo trzeba było czekać. Wolała rzucać zaklęcia, choć niektóre wywary wydawały się jej arcyciekawe. - Panno Swinton. Pani pierwszym zadaniem będzie określenie jak poprawnie sprawdzić, czy eliksir Amortencji został prawidłowo uwarzony? - Pytanie chyba trafiło po złości i taki też wyraz twarzy prezentowała teraz Maddie. - To eliksir miłości i tyle mi wystarczy, żeby wiedzieć, że nie interesuje mnie on za bardzo. - Skwitowała. Niestety nie potrafiła trzymać języka za zębami. - Nie tego dotyczyło pytanie panno Swinton, chociaż cieszy mnie, że pamięta Pani chociaż do czego ten eliksir służył. Proszę jednak się nie cieszyć - to akurat wie większość dziewczyn w Pani wieku. - Kąśliwa uwaga trafiła jednak gdzieś w ścianę, bo Maddie nie słuchała jej w tej chwili, a skupiona była na grzebaniu różdżką w blacie osmalonej ławki. - PANNO SWINTON! Ostatnia szansa! - Dziewczyna podniosła w końcu wzrok i znów dało się dojrzeć błysk gniewu w jej oczach. - No więc... no ten eliksir to pachnie tak inaczej dla każdego kto go powącha. - Tyle pamiętała, ale reszta szczegółów umknęła z jej wiecznie zaprzątniętej psotami pamięci. Widziała jak nauczyciel wpisuje prawie najniższą notę na arkuszu. Niedobrze. - MOŻE Z DRUGIM ZADANIEM PÓJDZIE PANI LEPIEJ... PROSZĘ MI UWAŻYĆ ELIKSIR MŁODOŚCI. WSZYSTKIE SKŁADNIKI SĄ DOSTĘPNE NA REGAŁACH - to akurat było jeszcze możliwe do zrobienia, więc ślizgonka natychmiast wzięła się do pracy. Ubrudziła sobie twarz, oczy jej łzawiły, ale szybko i sprawnie udało jej się stworzyć przyzwoitej jakości wywar. Egzaminator pokiwał głową z aprobatą. - Gdyby się Pani tak nie spieszyła, to wyszedłby idealny. - Mimo tego czuła się zadowolona widząc prawie najwyższą oceną z praktyki, która była dla niej dużo ważniejsza, a już w ogóle, kiedy zauważyła, że udało jej się wybrnąć na Zadowalający
Na eliksiry poszła prawie, że przypadkowo. Wybrała je spośród przedmiotów, które będzie zdawać, bo ma taki kaprys. Nie bardzo jej zależało, ale sama ambicja nie pozwalała jej tego zaliczyć od tak. Pomimo, że się do nich nie bardzo przygotowywała, to jednak zależało jej na dobrym zaliczeniu. Praktyka kompletnie jej nie poszła i chyba właśnie to zmotywowało ją do działania, w końcu nie mogła sobie odpuścić skoro już się za to zabrała. Podczas praktyki użyła wszelkich swoich magicznych zdolności, żeby wyszło jej najlepiej. Może nie było dobrze, ale zadowalająco. I właśnie to Zadowalająco było jak najbardziej zadowalające.
Fire niecierpliwiła się na tę lekcję. W końcu nie bez powodu ruszyła swój chudy tyłek nawet na zielarstwo, żeby zdobyć odpowiednie składniki. Miała nadzieję, że czeka ich jakieś wyzwanie. Blaithin nie dopuszczała do siebie myśli o jakiejkolwiek porażce - była skupiona i gotowa do akcji. W dłoni trzymała kwiat bawełny, jaki udało jej się zebrać. Blaithin nie odczuwała wyjątkowej fascynacji w stosunku do kwiatów, tak jak większość dziewczyn... Ale ten był całkiem ładny. Nie zauważyła w klasie wielu osób, więc bez słowa zajęła miejsce gdzieś z boku. Na eliksiry zawsze przychodziła wcześniej, dlatego spokojnie czekała na rozpoczęcie zajęć. Kwiatek położyła przed sobą, zastanawiając się czy będzie miała szansę jeszcze z kimś zamienić słowo. Ostatnio nawet polubiła to przebywanie wśród ludzi i nie odtrącała potencjalnych rozmówców. Tym lepiej, może w końcu się uspołeczni.
Daniel, w przeciwieństwie do wróżbiarstwa, uważał eliksiry za bardzą przydatną, lecz dość zagmatwaną i często skomplikowaną. I bardziej niebezpieczne lekcje, na wróżbach można zasnąć. Dlatego Schweizer nie olał tej sprawy tak jak tamtą lekcję. Do klasy udał się dużo przed czasem, dzięki czemu się o dziwo nie spóźnił, a to rzadko się zdarzało. Po drodze oczywiście stracił trochę czasu na zapalenie papierosa, przyglądanie się trochę nieobecnym wzrokiem przechodzącym przez korytarz, dziewczynom. Oczywiście, jak to on ostatnimi czasy, był lekko nietrzeźwy, dwie godziny przed lekcją wypił jakiegoś drinka, by się "orzeźwić". No cóż. Ale na lekcje trzeba się wybrać, gdyż Niemiec musiał się jakoś za siebie wziąć. Schodząc do lochów od razu poczuł zmianę temperatury, tak samo jak lekki zapach zgnilizny. W sali ten zapach zmieszał się z odorem składników, eliksirów. Szybko rozejrzał się po klasie, po twarzach nielicznych, a raczej po tyłach głów. Dopiero po chwili rozpoznał rude włosy Fire. Do póki lekcja się nie zaczęła, przyniósł sobie krzesło i dosiadł się do ławki dziewczyny. - Liczyłem, że prezent świąteczny bardziej się postara i raz na jakiś czas podpali ci te bujne włosy, a tu nic. Jestem rozczarowany. - Całe zdanie dedukował bardzo poważnym głosem, gdyby się nie znali to może by uwierzyła w jego rozczarowanie.
Wcale nie zamierzał przyjść na tę lekcję. Gdyby sympatyczna Krukonka nie użyczyła mu soku z samosterowalnych śliwek z taką łatwością, w ogóle by go tutaj nie było. Zwyczajnie, miał ochotę siedzieć cały dzień bezpiecznie zamknięty w dormitorium, z łbem Colly na kolanach i książką w ręku. Ewentualnie ruszyłby się do kuchni, ale i wtedy przemknąły niespostrzeżony (na tyle, na ile dałby radę). Dyrektor nie odpowiadał mu w sprawie pozwolenia na trzymanie psidwaka w tym semestrze... Z drugiej strony, skoro poprzednio pozwolił, a Collardo od tamtej pory nic nie zbroiła, to czemu miałoby być inaczej? A jednak, tajemnicze poczucie obowiązku pchnęło go do działania. Ominął zielarstwo, bo musiał wrócić na parę dni do domu, gdzie jego starsza siostra zachorowała. Może i nie był najlepszą osobą do pomocy (raczej on sam jej częściej wymagał, niestety), ale młodsze rodzeństwo nie mogło opuszczać tak lekcji. A Fuck potrzebował chwili wytchnienia w znajomym, naprawdę znajomym miejscu. Dowiedział się, że może dostać się na eliksiry, jeśli tylko zdobędzie składniki, jakie pozostali uczniowie otrzymali w cieplarni. Wyszukał szybko osobę z nadmiarem owych substancji i... No i szedł korytarzem, z psidwakiem na krótko ściągniętej smyczy drepczącym wiernie tuż przy nodze i fiolką śliwkowego soku w torbie. Wszedł do sali spokojnym, miarowym krokiem. Jak zawsze próbował ocenić, ile osób znajduje się w pomieszczeniu. Nie dobiegł go hałas mieszających się rozmów większej grupy ludzi, dzięki czemu nieco mu ulżyło. Zluzował nieco smycz Colly, pozwalając jej na nieco większą swobodę. Kojarzył tę salę, skierował się więc nieco w lewo. Sunia poprowadziła go do wolnego stanowiska, obrzucając przy tym czujnym spojrzeniem rudowłosą uczennicę stojącą obok. Usiadła, zasłaniając się blatem a jednocześnie nie oddalając się od swojego pana. Felix podparł się lekko o blat, przymykając powieki. Po cholerę przychodził tak wcześnie?...
Na eliksirach pojawiła się przed czasem, najwidoczniej oczekując tej lekcji najbardziej ze wszystkich innych. Czuła się trochę źle z faktem, że olała wróżbiarstwo, które w zasadzie powinno być bliskie jej sercu - jednak ten nowy nieopierzony nauczyciel jej nie przekonywał. Słyszała co robili i prawie się zaśmiała słysząc marne interpretacje. Co poradzić. Weszła do sali powolnym krokiem, trzymając dwie zdobyte fiolki z sokiem ze śliwek w bezpiecznym miejscu a potem bez słowa powitania rozsiadła się na tyłach. Nie miała zamiaru z nikim rozmawiać, bo nie miała najlepszego humoru. Znowu miała kilka wizji; te jednak od pewnego czasu stały się wizjami "codziennego użytku", co męczyło ją dwukrotnie.
Thomas bez wątpienia nie wyspał się, co sygnalizowały chociażby jego potargane włosy. Spędził więc kilkanaście minut więcej by się doprowadzić do jakiegoś ogólnego porządku. Uśmiech jednak mu nie znikał z twarzy chociażby przez fakt, jakie przygody i towarzyszki go dopadły. Musiał jednak się teraz skupić i skoncentrować na tym, co osobiście traktował jako pasję. Jak więc można się domyślić, problemu z tym nie miał. Oczywiście Ecclestone usłyszawszy o zajęciach z eliksirów chciał się zapisać niemalże od razu. Ze złowieszczym jednak wzrokiem spoglądał parę dni temu na dopisek wymogu uczestnictwa w klasie zielarstwa. Nie miał możliwości się zjawić i było ku temu kilku powodów. Nie akceptował jednak faktu, że to miałoby mu udaremnić nauczenie się czegoś nowego. Na szczęście Ślizgona, jeżeli we własnym zakresie zdobędzie się nadmiar substancji przygotowanych przez innych uczniów, zgoda na przyjście będzie udzielona. Zielonooki zwrócił się do panny Amparo, którą lubił określać mianem lwicy. Podzieliła się i nie wymagała niczego w zamian, co oczywiście pozwoliło jej zdobyć mentalny plus na temat samej siebie w jego własnej głowie.
Spojrzawszy na zegarek był przed czasem, ale po wejściu do sali dostrzegł, że nie był pierwszy. Nie widział w tym jednak żadnego problemu, miał przecież mnóstwo wolnych miejsc i doskonale wiedział, które zajmie. Jego uwadze nie umknęła dwójka członków jego domu jak i oczywiście płomiennowłosa Blaithin. Jakie relacje miała między sobą ta dwójka? Ciekawe.. tak by to określił, gdyby został przez kogoś spytany. Istniała między nimi na pewno forma rywalizacji chociażby na tych zajęciach. Młody mężczyzna jednak już lata temu doszedł do wniosku, że bardziej irytuje ją jego opanowane nastawienie. Kiedy starała się go sprowokował, zachowywał spokój co pewnie doprowadziło ją nie raz do szłu. Czasami nawet w ruch szły różdżki ale oczywiście na to też miał odpowiedni komentarz. Posłał jej delikatny uśmieszek i usiadł dokładnie po jej przeciwnej stronie. Dzieliła więc ich bezpieczna odległość ale mogli się mieć wspólnie na widoku...
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Lubiła przebywać w lochach, nawet jeśli było tu zimno, wilgotno i ciemnawo. Może to całe mnóstwo różnorakich buteleczek z eliksirami działało na Fire tak dobrze, że nawet zyskiwała jeszcze więcej sił do dania z siebie wszystkiego? Spoglądała na miseczki i słoiki ze składnikami, z nudów rozpoznając prawie wszystkie po kolei. Mogła zabrać ze sobą Ignis, przynajmniej miałaby jakąś rozrywkę, chociaż ostatnio i tak mocno ryzykowała przyłapanie na lekcjach z salamandrą. A właśnie jeśli o tym mowa! - To chyba dlatego, że nie da się spalić ognia. - odparła z delikatnym uśmiechem, słysząc tak poważny ton. Różnicę wzrostu było widać nawet kiedy tak siedzieli obok. Blaithin chyba miała szczęście do kumplowania się z niebywale wysokimi mężczyznami. No może jeden był normalniejszego wzrostu, ale relacji z nim jako kumplowanie się by nie określiła. - A więc Ignis miała być twoim podstępem, tak? Coraz sprytniejszy jesteś, Casanovo. Tak do niego mówiła, bo lubiła i mogła. Nie przyglądała się Ślizgonowi zbyt długo, ale zdążyła zauważyć ogólnie kiepski stan Daniela. Ostatnio wszyscy mieli się gorzej, wszystko się sypało... Pomyślała o truciźnie, o swoim odejściu z pracy. Spojrzała na Daniela uważnie - wiedział już o tym, że nie będą razem serwować drinków w Oasis? Miała nadzieję, że nie. Zresztą list, w którym Cassie zasugerował, że żartuje wkurzył Blaithin. No bo jak mówiła żartem to brali to na serio, a jak chciała być poważna to uznawali, że to tylko kawał. Poprawiła sobie swój wysoki kucyk, z którego pojedynczego kosmyki wymknęły się już na czoło dziewczyny. Ktoś tylko spróbowałby tknąć jej włosy. - No świetnie... - mruknęła, rozpoznając od razu w drzwiach pewnego kretyna. Odruchowo skrzywiła się, widząc jak się uśmiecha. Uśmiecha. DO NIEJ. Gdyby nie fakt, że ćwiczyła ostatnio kontrolowanie swoich emocji, jak i że to akurat eliksiry, więc zależało jej na w miarę grzecznym zachowaniu, to pewnie już cisnęłaby w stronę Ślizgona jakiś nieprzyjemny komentarz. Ograniczyła się więc do morderczego spojrzenia. Prowokowanie Fire nigdy nie przynosiło niczego dobrego, ale Thomas najwyraźniej to ignorował. W końcu dojdzie do tego, że Hogwart znowu spłonie jak w 1998 i CIEKAWE PRZEZ KOGO. Obecność Ecclestone'a sprawiła tylko, że Fire musiała się naprawdę postarać. Będzie najlepsza i tyle. Tak się skupiła na tym kretynie, że nawet nie zauważyła kolejnego chłopaka siadającego obok. Kompletnie nie kojarzyła twarzy nieznajomego, więc zmrużyła oczy nieufnie. Jednocześnie poczuła jakąś obecność pod stolikiem - co do cholery? - Nie wiedziałam, że można tu wchodzić z psidwakami. - Fire odezwała się trochę ciszej. Nie zwróciła mu uwagi, dlatego, że na jej piersi lśniła odznaka prefekta. Zrobiła to dlatego, że się zirytowała, a na Daniela nie chciała od razu najeżdżać. Pozostawał ten jegomość z psidwakiem. - Czemu tu się zjawiają sami Ślizgoni? - rzuciła zaraz po tym, krzyżując ramiona.
Oczywiście, jego szczęście zaraz musiało się skończyć. Liczył na jakąś sporą grupkę spóźnialskich, albo kameralną lekcję... Jednak do sali zaczęło wchodzić coraz więcej osób, a przecież do rozpoczęcia zajęć było jeszcze sporo czasu. Fuck zdusił westchnięcie, wyjmując z torby fiolkę soku zdobytego nieco kanciarsko, bowiem wbrew dokładnej woli nauczycielki. Co miał poradzić na to, że nie było go na tamtych zajęciach? Eliksiry to nie zielarstwo, chociaż trochę trzeba rozróżnić! Postawił torbę na podłodze, przy okazji muskając dłonią Colly. Sunia siedziała grzecznie, niemalże nieruchomo. Jedynie co jakiś czas poruszała lekko uszami lub przekręcała głowę, czujnie obserwując każdą osobę, jaka pojawiła się w jej polu widzenia. Cóż, skoro Felix nie mógł tego robić... Niezbyt kulturalnie, ale za to bardzo niewinnie przysłuchiwał się rozmowie, która toczyła się tuż obok niego. Nie znał tej dziewczyny, niezbyt wiedział o co chodzi. Po prostu wychwytywał to, co do niego docierało i starał się ułożyć jakiś zarys tej postaci. Lubił zbierać informacje na temat osób ze swojego otoczenia. Nie miał tego komfortu polegającego na obserwowaniu czyichś działań - nie, on musiał pamiętać suche fakty i tyle. Teraz starał się zrobić przynajmniej tyle... ...aż nieznajoma się do niego odezwała, o zgrozo. Bo o ile przyjścia na lekcję nie planował, to rozmawiania z kimkolwiek już w ogóle nie miał w spisie rzeczy do zrobienia. Nie otworzył oczu - dla niego nie było żadnej różnicy, a ludzi ponoć peszyło jego nieobecne spojrzenie. Dlatego dalej siedział tak pochylony, jakby zmęczony. - Bo nie można. - Odparł krótko, zgodnie z prawdą. Obracał w dłoniach szczelnie zakorkowaną fiolkę z sokiem śliwkowym, jakby potrzebując zajęcia dla własnych dłoni. - Cóż, mieszkamy w lochach. Mamy bliżej, dlatego wcześniej docieramy do sali. To ty tutaj jesteś ewenementem. - Dodał, a wcale nie brzmiało to nieuprzejmie. Bynajmniej, nawet kącik jego ust podjechał nieco do góry, jak zawsze gdy Fuck miał doczynienia z przedstawicielką płci pięknej. Mógł wyjść na gbura, który nawet na nią nie zerknął... Jednak postępował normalnie, o ile patrzyło się na jego pojęcie normalności.
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Obserwowała uczniów jedynie kącikiem oka. Więcej konkurencji, to dobrze, o ile nie trafi się ktoś lepszy. Ale takiej myśli Blaithin nawet do siebie nie dopuszczała. Oby ten dzień okazał się łaskawy, inaczej wszyscy odczują skutki porażki Gryfonki. No chyba, że jakimś cudem się opanuje, ale dzisiaj akurat wychodziło to jakoś łatwiej. Kiedy Fire była zirytowana, raczej nie dało się załagodzić sytuacji. Dosłownie wszystko tylko bardziej denerwowało Gryfonkę. Jedynym rozwiązaniem było zaszycie się gdzieś z daleka od każdego, najlepiej z dobrą muzyką i ciepłym kakaem. Gdyby jeszcze istniała taka osoba, która hamowałaby jej ognisty temperament... Zapewne świat miałby się dużo lepiej. - Rób jak chcesz. - wzruszyła ramionami, odpowiadając mrukliwym tonem. Nadal nie mogła znieść faktu, że ile razy tylko podniosła wzrok widziała głowę Ecclestone'a. Mimowolnie zacisnęła dłoń w pięść na ławce, jednak już po chwili ją rozluźniła. - Ale lepiej byłoby się przesiąść tam. Mniej widać cię od strony nauczyciela. - mówiąc to, Fire wskazała przeciwny kąt sali, tuż obok gabloty ze słojami, w których pływały dość ohydne części ciała poszczególnych zwierząt. Nic dziwnego, że psorka nie chciała zerkać w tamtą stronę. Idealna kryjówka dla kogoś ze zwierzakiem. Dlaczego w ogóle radziła temu chłopakowi? Nawet na nią nie zerknął. Blaithin nie miała żadnego problemu z wyczuwaniem pewnych oczywistości, a ten czarnowłosy wydawał się dziwny od pierwszego wejrzenia. Zawsze wpadała na dziwaków, psycholi albo ćpunów. Ewentualnie wszystko naraz, bo czemu nie? Rozwalmy życie Fire jeszcze bardziej! - Mówisz rozsądnie, jesteś pewien, że ty też ze Slytherinu? - spytała Blaithin, unosząc brew. Widziała przecież zielony krawat i sama odruchowo poprawiła swój. Przeniosła wzrok na psidwaka pod ławką. Pierwszy raz widziała, żeby ktoś miał takie zwierzę w Hogwarcie. W końcu do tego potrzebna była licencja! Ten typ albo łamał zasady (co już bardzo spodobało się Szkotce) albo... Albo? - Jak się wabi? - Fire zdawało się, że pies patrzy na nią w taki sposób, w jaki nigdy nie patrzył na nią żaden pies. Nawet magiczny. Dosłownie jakby ją badał. Ale nie odczuwała tego jako dyskomfort. Wręcz przeciwnie - dziwnym sposobem spokój psidwaka wpływał też na Gryfonkę. Zmrużyła oczy. Kto właściwie koło niej usiadł? Zobaczymy.
Zabawnie było obserwować reakcję panny Blaithin. Już przy samym wejściu skrzywiła się na jego widok a jej twarz zdradziła pewne poddenerwowanie. Była to reakcja na posłany w jej kierunku uśmiech. Zrobił to oczywiście celowo, prowokując delikatnie. Przez te wszystkie lata doskonale wiedział co wpływało na nią najintensywniej. O ironio, bardziej takie spostrzeżenia powinni mieć sobie bliscy ludzie, dzielącym się pozytywnym uczuciem... a tutaj jednak kompletne przeciwieństwo. Nie był w stanie usłyszeć co mówiła do towarzysza obok ale nie specjalnie go to obchodziło. Odruchy ciała wystarczyły jako małe show dla Thomasa. Była spięta? Bez dwóch zdań. Zamykała się po części w sobie? Skrzyżowanie rąk to potwierdziło. Była zdeterminowana? To mógł powiedzieć z zamkniętymi oczami, bo niczego innego się po niej nie spodziewał. Ślizgon zdawał sobie jednak sprawę, że przewyższa ją w kwestiach eliksirów niemalże dwukrotnie. Miała potencjał i głowę do mikstur, lecz nie posiadała naturalnego talentu czy daru, który w nim siedział i ujawnił się już na początku kariery w Hogwardzie.
Swoją drogą, czasami zielonooki wpadał w pewne przemyślenia... oczywiście kiedy miał od niej większą przerwę a wspomnienia o wymianie zaklęć ofensywnych na korytarzu zaczynały blaknąć. Czy ta agresja nie była jednak spowodowana chęcią uzyskania jego aprobaty? Tworzyło się tutaj napięcie co widziało wielu, ale znaleźli się też tacy, którzy zakwalifikowaliby je do pierwszego stadium natury seksualnego? Lubił myśleć o tym w takich kategoriach, co zdradzał czasami swoimi oczami. A. Dear jednak głupia nie była i wyłapała to raz czy dwa, pewnie odbierając to jako solidny policzek. Czy rzeczywiście było im dane być niczym woda i olej?
Głos nieznajomej należał do tych ciekawych, nieoczywistych. Oprócz charakterystycznego szkockiego akcentu Felix wyłapał lekko ukrytą drwiącą nutę, która najwyraźniej w dość pretensjonalny sposób nie opuszczała wypowiedzi. Te z kolei, przynajmniej dotychczas, opierały się głównie na pomrukach, ostrych i jakby ustawiających do pionu. Ślizgon czuł, że gdyby tylko widział, miałby do czynienia z tą osobą, która wygrywa w pojedynkach spojrzeń. Tak, to musiała być zadziorna istota o uśmiechu, którego nie da się zapomnieć. Swoją drogą, jego uśmiech poszerzył się, gdy dziewczyna dała mu radę co do ukrywania zwierząt. - Znawczyni? - Nie chciał tak od razu niszczyć jej misternego planu i uświadamiać jej, że kompletnie nie wie gdzie jest "tam", z dobroci swego serca postanowił tak jej tego na początku znajomości nie wytykać. - Podobno. - przytaknął. Ten cały podział na domy dalej był dla niego trochę obcy. W Salem nie robili takich szopek... Podczas gdy tutaj jakby chcieli uwydatnić każdą wadę i zaletę, jaką skrywano na dnie serca. Fuck nie uważał, że w pełni idiotyczne czy bezsensowne, jednocześnie nie mógł nie zwracać uwagi na szkopuły utworzone przez ten system. Rywalizacja bywała dobra, ale bywała również zła - a granica lubiła się zacierać. - Tak twierdzi gadająca czapka, więc... Nie wnikam, co się będę kłócił? Rozmowa wcale się nie ucięła, nauczycielka wcale nie wparowała do sali (co nie było takie dziwne, bo wciąż pozostawała im masa czasu), świat się nie zawalił ani nic. Ciemnowłosy w końcu odstawił fiolkę na blat i przekręcił głowę w stronę swojej rozmówczyni, po raz pierwszy zaszczycając ją możliwością dojrzenia krystalicznie błękitnych tęczówek, utkwionych teraz w niewidziany przez ich właściciela punkt. - Collardo. - Nie było to zbyt popularne imię, toteż Fuck z zaintrygowaniem oczekiwał reakcji nieznajomej. Znała to zaklęcie? Nie zdziwiłby się, gdyby tak nie było. A jednak, już po tej krótkiej chwili rozmowy wyczuwał, że w postaci jego rozmówczyni jest coś więcej. Miała w sobie coś, co przyciągało uwagę. Nie mógł wiedzieć o sporze między swoim kolegą z domu, a nowopoznaną dziewczyną. Nie wiedział nawet, jak wiele znaczących spojrzeń go omijało, jak dużo gestów umykało jego uwadze... Ale przyzwyczaił się do tego. Zakładał, że tak właśnie będzie, zawsze gdy wychodził z jakiejś bezpiecznej kryjówki. Każda konfrontacja z ludźmi przebiegała podobnie.
Daniela w tamtym moemncie nie interesowali inni uczniowie od Fire, dlatego ledwo co zauważał, że przybywało coraz więcej żądnych wiedzy studentów i uczniów. Skupiwszy się na słowach dziewczyny, mimiką nie wyraził żadnych konkretniejszych emocji. Podniósł jedynie lekko brwi na słowa dziewczyny. - Czyli rozumiem, że następnym razem mam Ci kupować jakieś wodne zabawki? By ostudzić twój zapał do wszystkiego? - Co prawda to prawda, znali się na tyle, że mógł spokojnie opisać charakter pani Blaithin jako wybuchowy i pełen... Niekontrolowanych emocji. Dlatego nie zdziwił się, widząc nagłe spięcie mięśni Gryfonki po wejściu jakiegoś chłopaka. - To twój eks, że się tak spinasz? Trzeba go zabić, czy co? Bo wyglądasz jakbyś miała zaraz rzucić mu się na szyję. Tylko ja Ci niekoniecznie pomogę, wiem, że dasz sobie z nim radę sam. - Aby podkreślić swoje słowa, wyciągnął różdżkę zza pazuchy płaszcza i schował ją w głąb torby, którą miał zawieszoną na boku. Wrócił do tematu salamandry przpominającssobie pewien szczegół. - Nazwałaś go Ignis? Bardziej kreatywnie się nie dało? Liczyłem po Tobie więcej, ale i tak nie jest źle. Daniel nie przyglądałby się nowoprzybyłym, gdyby nie fakt, że pomiędzy ich nogami przebiegał jakiś kundel. Przypatrzył się panu ślizgonowi, który zaczął dialog z Fire, przysiadając się do nich. Niemiec siedział cicho, zauważając, że na sali znalazła się również i Andrea, z którą parę tygodni temu miał okazję spotkać się na błoniach. Teraz nie podchodził do niej, ani ona nie miała nastroju, ani on nie miał ochoty teraz wstawać z miejsca. Przysłuchiwał się rozmowie tej dwójki siędzącej obok niego, gdy ponownie zwrócił uwagę na jakąś dziwną aurę wokół Blaith, jakby miała zaraz wybuchnąć. Zbliżył się do jej ucha i szepnął: - Dziewczyno, uspokój się, on to wszystko widzi. Nie dawaj mu tej zasranej satysfakcji bo mnie to zaczyna wkurwiać. - Odsunął się od jej ucha, przyglądając się ponownie Felixowi. Jego wzrok był dziwny. I nie chodzi o typ spojrzenia tylko o to, że w ogóle nie patrzył im w oczy, patrzył gdzieś w martwy punkt, jakby nieobecny. I jeszcze ten pies. Tylko raz na krótką chwilę poświęcił mu uwagę, szybko oceniając psa na niegodnego większej uwagi. Wszyscy, albo prawie wszyscy mięli jakieś kwiatki czy fiolki ze sobą, a on nie miał niczego. Zadanie domowe z poprzedniej lekcji? Nie było go. A może coś trzeba było przynieść? Kompletnie był nieświadomy całej sytuacji. - Niespalona, trzeba było się przygotować na tą lekcję? Bo macie jakieś listki czy cokolwiek innego, a ja mam kompletne nic. O co tu chodzi?
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Taki długi post, bo musiałam wszystko uwzględnić, ale i tak mnie kochacie <3
- A po co go ostudzać? - odparła, odgarniając rude włosy z ramienia. - Wolałbyś mnie taką spokojną i nudną? - Blaithin zadała pytanie w tonie retorycznym i nawet nie oczekiwała od Daniela jakiejkolwiek odpowiedzi. W końcu nie byłaby sobą bez tej całej aury gorąca, jakie buzowało od Gryfonki. Najśmieszniejsze to, że bardzo zależało jej na utrzymywaniu nad sobą kontroli. Czas chyba na jakieś poważne zajęcia medytacji albo picia ziółek uspokajajacych. Daniel stanowił w tym przypadku duże przeciwieństwo Fire. Czasami go przez to podziwiała... Ale oczywiście, nigdy przenigdy się do tego nie przyzna. - MÓJ EKS? - podniosła głos tak, żeby chyba cała klasa usłyszała, ale zaraz zganiła się za to. Po prostu te słowa uderzyły ją z takiego zaskoczenia, że aż zapomniała na chwilę o złości. Otworzyła usta oburzona, wpatrując się w czarnookiego Ślizgona. Sama myśl o tym... Merlinie, nigdy w życiu! Fire nie mogła z siebie nic wydusić na ten temat, pozwalając, żeby czerwień oblała jej policzki. - To nie jest mój eks. - zmusiła się nadludzkim wysiłkiem do opanowania i nie patrzenia w stronę Thomasa. - Nie potrzebuję twojej pomocy. Zresztą przyszłam tu na lekcję, a nie jakieś pojedynki spojrzeń z tamtym kretynem. Dopóki nic jej nie robił ani się nie odzywał - było okej. Tylko to ciągłe zerkanie... Nie, jednak nie było okej, ale myślała, że jakoś wytrzyma. W końcu wytrzymywała poprzednie lekcje z nim. Teraz stał się bardziej nieznośny czy co? No i dlaczego się czerwieniła, nie znosiła tego. Chyba pierwszy raz w życiu wolałaby, żeby nauczycielka już się pojawiła. - Myślałam też nad Incendio, ale jeszcze przypadkiem bym coś podpaliła. - rzuciła tylko. Ważne, żeby imię było powiązane z ogniem, a to się Szkotce udało. Odetchnęła głębiej, skupiając się na nieznajomym. W końcu siedział tak blisko, że słyszał każde słowo. Świetnie, Dear, świetnie. Zazwyczaj Blaithin nie zwracała szczególnej uwagi na czyjś wygląd od razu. Nie panowała nad odruchem ocenienia aparycji kogoś, w końcu tak działał ludzki umysł. Ale różnicom i gestom przyglądała się dopiero po chwili. Lubiła to. Badanie zachowań, wyłapywanie kłamstw stanowiło całkiem niezłą zabawę, a przy tym sama uczyła się, jak należy zachowywać pokerową twarz. A ten nieznajomy Ślizgon stanowił zagadkę. Nie dość, że nie mogła zerknąć w jego oczy, a one w końcu wyrażały zawsze najwięcej emocji, to jedynie lekko się uśmiechał. Wydawał się zmęczony, może po ciężkim dniu. Wypadałoby nie męczyć rozmową, ale Fire to Fire. - Niezbyt. Ale nie muszę uważać na ONMSie, żeby wiedzieć, że są rzadkie i przeznaczone tylko dla wyjątkowych ludzi. - rzadko kiedy nazywała kogoś wprost "wyjątkowym". Bardziej chodziło jej o tych, którzy mają specjalną licencję. W Hogwarcie tym bardziej było to niespotykane. - No tak, polemika z kapeluszem nie ma zbyt wiele sensu. - westchnęła, przypominając sobie, kiedy sama pierwszy raz nałożyła Tiarę Przydziału. Tak bardzo nie chciała dostać się do Slytherinu. Czapka to proponowała. Może wcale nie należało się dziwić, że siedzi teraz otoczona Ślizgonami... W każdym razie uważała, że nie pasuje do nich ani trochę. Słowa, w jaki nieznajomy określił Tiarę coś Fire przypomniały. Często w taki sposób wyrażali się o niej uczniowie, którzy przyjechali tu z innych szkół. To by tłumaczyło, dlaczego w ogóle go nie kojarzy. Fakt, oczy Ślizgona były bardzo hipnotyzujące i wyjątkowo błękitne. Dużo bardziej krystaliczne i czyste niż te Blaithin, zmącone tego dnia gniewem. Przez chwilę nie mogła oderwać od nich oczu, zagłębiając się coraz bardziej. Dlaczego miała wrażenie, że patrzy na nią, ale jej nie widzi? Collardo. Zaklęcie, którego skutków doświadczyła nieraz na własnej skórze. Czemu nazwał psa czarem, który dusi? Odruchowo miała ochotę dotknąć swojej szyi, poluzować krawat. Odchrząknęła. - Ładnie. - powiedziała, ukrywając zbędne emocje w głosie. - I masz... ciekawe oczy. - nagła ochota, żeby coś sprawdzić dopadła Fire i już miała zamiar unieść dłoń, kiedy ktoś szepnął jej prosto do ucha. Naruszając jej sferę prywatną, więc odruchowo się odsunęła. Zawsze kiedy Daniel był blisko, Blaithin zdawało się, że wyczuwa krew. - Staram się. - warknęła cicho. Czy to było aż tak widoczne? Thomas nadal tu zerkał, więc Blaithin wyciągnęła sobie kartkę pergaminu i umoczyła pióro w atramencie. Bynajmniej nie po to, żeby być gotową do zanotowania czegoś. - Wybacz, że nie jestem takim bezuczuciowym głazem jak ty, ale dopiero się uczę. - posłała Danielowi krzywy uśmiech, zauważając że również i on zainteresował się Ślizgonem. Wymieniła z nim porozumiewawcze spojrzenie. Chciałaby, żeby później powiedział co wie na temat ciemnowłosego, bo raczej ma jakieś informacje. Naskrobała pochyłym, dobrze czytelnym pismem "Przestań się gapić". - No tak, nie było cię na zielarstwie. Zbieraliśmy śliwki i jakieś kwiatki, ja mam tylko jeden. Gwizdnij komuś albo coś. - Fire wzruszyła ramionami. Wiedziała, że Daniel sobie poradzi z tak prostym zadaniem, jak zdobycie materiału na lekcję. Może zagadać do jakiejś ładnej dziewczyny ze swoim uroczym uśmiechem i zdobyć, co zechce. Albo szybkie accio i po sprawie. Blaithin zrobiła z kartki całkiem ładnego kruka. Odrobina magii i był niemal jak żywy. Przyjrzała się swojemu dziełu z lekkim uśmiechem, ale natychmiast zmazała go z twarzy. Zaklęciem posłała kruka w górę. Trzepocząc skrzydłami i kracząc bezgłośnie opadł prosto przed nos Ecclestone'a. - Tak poza tym, jestem Fire. - zwróciła się do nieznajomego, nie zwracając już większej uwagi na Thomasa.
Chyba rzeczywiście dobrze się znali, gdyż nawet nie zamierzał odpowiadać na pytanie Fire. Uznał je za nieważne i niewarte odpowiedzi. Nie spodziewał się też, by Blaithin miała się z tego powodu oburzać, powinna się już do tego przyzwyczaić. Nie stanowił wielkiego przeciwieństwa Fire jeśli chodzi o samokontrolę. A nawet by powiedział, że ją rozumie w bólu i cierpieniu. Dziś jedynie ma dość spokojny dzień, przeciętny dzień Daniela wyglądał równie chaotycznie co jej. Miał tak od czasu śmierci sióstr i szybko mu się to nie zmieni. Przynajmniej wiedział jakie to uczucie, chęć zamordowania kogoś. Dan prawie podskoczył, kiedy Fire nagle krzyknęła przy nim, po jego zdaniu. Uśmiechnął się, widząc jej reakcję, pełne oburzenia oczy i teraz tylko czekał, aż zacznie dziesięć razy zaprzeczać, że to nie jest jej eks, że bue i jak można się w ogóle zbliżyć Ślizgona. Prawie się nie pomylił, bo na szczęście Blaith skończyła na samym zaprzeczeniu. - Skoro przyszłaś na lekcję to zachowuj się jak na lekcji, a nie będziesz się darła, pełna oburzenia bo jakiś chłopczyk cię zdenerwował. - Skończył, widząc jej zaczerwienione policzki. Uśmiechnął się pod nosem na ich widok, rzadko się zdarzał mu widzieć taki widok. - No, dobrze, że tak nie nazwałaś, byłoby jeszcze mniej kreatywne. No aż prawie jestem z Ciebie dumny, Fire.- Po tym zdaniu, znów przeniósł wzrok na Felixa, studiując każdy cal jego ciała. Kolejna przeciwność, która różniła go od swojej koleżanki. Schweizer zawsze zwracał uwagę na wygląd, nie wiedział czy nawet nie w pierwszej kolejności. Cóż, podobno powinno się patrzeć sercem, lecz dlaczegoż miałby tak robić, skoro obraz z oczu jest bardziej wiarygodny i ciekawszy? Więcej informacji można się dowiedzieć, patrząc oczami. Ale podsłuchując rozmowę tej dwójki, obok której siedział, nawet troszkę podziwiał chłopaka, że mu się chciało zdawać licencję na zwierzaka, tylko po to, by móc mieć jakiegoś magicznego kundla co je śmieci. Wszystko miało za sobą drugie dno, którego jednak nie chciało się w tamtej chwili Danielowi zgłębiać. Jeszcze raz utkwił wzrok w Andrei, cały czas myśląc, czy może nie podsiąść się do niej, skoro Fire miło rozmawia z Ślizgonem i nie był już tyle potrzebny. Przerwał rozmyślania, kiedy usłyszał dźwięczny ton Gryfonki. - No widzę jak się starasz, krzycząc na cały głos, że nie jest twoim byłym. Żeby tak nie robić, nie musisz być bezuczuciowym głazem, jak mnie określiłaś. Wystarczy jedynie krzty samokontroli. Dla chcącego nic trudnego, prawda płomyku-który-się-nie-pali? - Wymienił spojrzenie z dziewczyną, odgadując o czym myślała. Wzdychnął głęboko i uciekł wzrokiem, by nie patrzyć w jej oczy. Nic nie wiedział o tym chłopaku, interesował go jedynie dlatego, że ona tak na niego reagowała. Nie była to zwykła nienawiść, zdawało mu się, że uczucie jest równie silne jak jakieś wielkie big love. Po jej słowach dotyczących roślinki, miał wreszcie pretekst by sobie wstać. Tak też uczynił, szturchnął lekko dziewczynę i dodał: - To ja was tutaj zostawię. Tylko mi nie oblej jakimś eliksirem tamtego faceta, pokaż mu, że się nie interesujesz, jeśli się nie interesujesz. Albo nie chcesz by to widział. Zacznij się bawić swoimi emocjami, jesteś zbyt przejrzysta. No,a teraz żegnam was - Ostatnie spojrzenie rzucił chłopakowi, który rzeczywiście miał dziwnie błękitne oczy. Odetchnął głęboko i ruszył w stronę pani jasnowidz. Usiadł naprzeciwko niej i patrząc jej w oczy, początkowo nie mówił nic, dopiero po dłuższej przerwie, odezwał się: - Nie wyglądasz najlepiej. Dalej masz koszmary? - Mówił ściszonym głosem, lecz nie na tyle, by musiała się szczególnie starać by go usłyszeć, ani też by nie wydawało się to jakieś podejrzane dla jakiegoś innego ucznia.
Andrea właśnie była w stanie głębokiej medytacji, z której "wybudził" ją Daniel. Spojrzała nań wielkimi, błękitnymi oczami, mrugając kilkukrotnie a potem wzruszyła ramionami. - Jest w porządku. Poza tym, że teraz mam wizje częściej i dotyczą one naprawdę wszystkiego. Nawet największych pierdół - odpowiedziała, kręcąc się przez chwilę na stołku. Nie cierpiała szkolnych krzeseł - ani nie były wygodne, ani tym bardziej nie zachęcały do przychodzenia na lekcje. Od czasu, kiedy Daniel był świadkiem jej super-wizji nie rozmawiali ze sobą i Andrea nie do końca wiedziała czym to było spowodowane. Nie unikała go, w zasadzie nie robiła nic inaczej. No, poza tym, że teraz podobno była w związku a i tak ciągnęło ją w jakiś bliżej nieokreślony sposób do tego Ślizgona przed nią. - O co chodziło? - spytała, wskazując podbródkiem w stronę rudzielca i chłopaka z psem. Nie przysłuchiwała się ich rozmowie, jednak już dawno zdążyła zauważyć, że dziewczę jest wyjątkowo niepokorne i przewinęło jej się nie raz w wizjach. Potem przypomniała sobie, że przecież Ślizgon był nieobecny na zielarstwie, dlatego wspaniałomyślnie pokazała mu jedną z dwóch fiolek pełną soku ze śliwek. - Przyda ci się - wsunęła mu fiolkę w dłoń, po czym skrzyżowała ręce na szacie, przypatrując się przez kilka sekund psiakowi.
Aleksander Cortez
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 194
C. szczególne : Kruczoczarne, kręcone, długie włosy (od ostatniego pobytu w szkole jeszcze dłuższe) luźno opadające. Ubrany w wszystko co wygodne i swobodne - brak garniturów. Karnacja skóry znacznie ciemniejsza. Opalił się w tym Meksyku.
W końcu do niewielkiej grupy uczniów dołączył i Cortez. Po zajęciach w cieplarniani odłączył się na chwilę. Miał coś do załatwienia, później przebrał się w jakieś luźniejsze łachmany. Kto wie, może on będzie kolejnym celem soku ze śliwek? Wiedział już dobrze jak to się może skończyć, więc wolał ominąć przykre zdarzenie jakie miała okazję doświadczyć profesorka. Wszedł do klasy i rozejrzał się po niej badając twarze wszystkich w panującym lekkim półmroku - jakże charakterystycznym dla pomieszczeń w lochach. Przyzwyczaił się już do tego, więc bez problemu rozpoznał twarze. - Cześć wam - odezwał się do kolegi i dziewczyny. Innym rzucając jedynie skinienia głową. Nie miał za wiele ochoty by dzisiaj sobie poplotkować, zwłaszcza kiedy to pewna dziewczyna go wkurzyła na poprzednich zajęciach. Wbił swoje spojrzenie w rudzielca, który tak bardzo mu tutaj nie pasował. - A ona co? Zgubiła się? - odezwał się lekko mrużąc oczy. Jak tak dalej pójdzie i inne domy będą miały taką frekwencję to szybko nadrobią punkty i nawet ich prześcigną.
- Nie w tym sensie "znawczyni". Chodziło mi raczej o to, że najwyraźniej wiesz, gdzie chować zakazane zwierzęta. - Poszerzył uśmiech, po czym pochylił się powoli o pogłaskał Collardo. Z początku posiadanie psidwaka - przewodnika wydawało mu się trochę naciągane. Miał wrażenie, że to zwyczajnie się nie uda... A potem sunia stała się jego oczkiem w głowie. Nie opuszczała go na krok, jeśli wyraźnie nie rozkazał jej zostać samej. Jeszcze nigdy błędnie go nie poprowadziła, nigdy nie sprawiła kłopotu i nigdy go nie zawiodła. Prawdę powiedziawszy, Felix ufał jej bardziej niżby się tego spodziewał. Życie bez jednego zmysłu potrafiło nieźle wyczulić pozostałe. Sama intuicja jakby działała ze zdwojoną siłą - dlatego Fuck doskonale wiedział, kiedy ktoś próbował ukryć emocje, albo go oszukać. Czuł, że dziewczyna rozpoznała imię jego zwierzaka. Zamiast zdziwienia ukrywała raczej... Jakieś bolesne doświadczenie? Cóż, może była zrażona do czarnej magii. Nie każdy akceptował tę dziedzinę... - Dziękuję. Zauważyła, ale nie zauważyła. Brakowało jeszcze tylko chwili, aby do Gryfonki dotarło, z kim rozmawia, ale Felix wcale nie zamierzał ułatwiać jej sprawy i po prostu wtrącać "To dlatego, że oślepiła mnie klątwa". Przysłuchiwał się rozmowie prowadzonej tuż obok niego, starając się przy tym nie być zbyt oczywistym. Słuchał jak skrzypi jej pióro i jak zgina pergamin. Ach, pewnie zaczarowany liścik. Chociaż bardzo chciał się dowiedzieć kim był ten "nieznośny" Ślizgon, który tak denerwował rudowłosą, nie zamierzał pytać tak bezpośrednio. Ciekawe, co takiego jej zrobił... Skinął lekko głową, kiedy towarzysz Fire pożegnał się nie tylko z nią, ale w pewnym stopniu i z nim. Nie mógł sobie przypomnieć jego imienia, ale z całą pewnością kojarzył jego głos. Nic dziwnego, byli w tym samym domu. - Fuck - przedstawił się w zamian, po czym nie mając pojęcia o awersji Fire względem dotyku, wyciągnął w jej stronę rękę. Zwykle wolał przedstawiać się pierwszy, aby uniknąć niewygodnych sytuacji. Teraz jednak miał nadzieję, że dziewczyna nie czeka z wyciągniętą ręką, podczas gdy on nie miał szans jej dotrzeć. - Jeśli to nie jest przezwisko, to masz najkreatywniejszych rodziców na świecie.
Eliksiry, eliksiry, będą zaraz eliksiry! To nie tak, że panienka Månen uwielbiała ten przedmiot. Był przeciętny, a ona nie była nim jakoś zbytnio zainteresowana, jednakże! Na eliksirach używali roślin, którymi się pasjonowała! Tak więc i lekcja zaczynała mieć o wiele ciekawszą perspektywę. Weszła do klasy z szerokim uśmiechem, przy okazji rozglądając się po obecnych. Czy mi się wydaje, czy tu byli sami ślizgoni! No wiecie co? Musi w końcu wstąpić do pokoju wspólnego puchonów i okrzyczeć wszystkich nierobów i leni. Tak nie może być! Ona na to nie pozwoli! O ile będzie pamiętać o tym postanowienie, a z tym to mogło być różnie. Nie zwracając większej uwagi na kogokolwiek, usiadła w pierwszym wolnym miejscu, jakie znalazła i wyciągnęła zabezpieczony wcześniej kwiat bawełny. Mój skarbek. Jak ona się o niego troszczyła. Taki delikatny kwiat może w każdej chwili ulec zniszczeniu, więc takie zachowanie było na miejscu, a wręcz wymagane. Alice rozłożyła się na ławce, rozciągając się jak zaspana kocica i ziewając przy okazji. Panie i panowie, ona idzie spać, obudźcie ją kiedy pojawi się profesor.
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Fire nie znosiła upomnień, ale Daniela najwyraźniej mało obchodziło to, czy będzie na niego krzywo patrzeć czy nie. Nie uważał na swoje słowa, co Gryfonka często doceniała - mógł szczerze i prosto w twarz powiedzieć co o niej myśli. Ale z drugiej strony też naprawdę ciężko przyjmowała krytykę i brak racji. Jakby tak popatrzeć to rzeczywiście, Szkotkę można było zdenerwować niemalże wszystkim. - Nie pouczaj mnie. - burknęła jedynie, dostrzegając ten uśmiech na twarzy Ślizgona. Czasami przypominała naburmuszone dziecko, któremu ktoś zabrał ulubioną zabawkę. Tyle, że potrafiła całkiem nieźle rzucać podpalającymi zaklęciami, dlatego lepiej nie przekraczać pewnych granic. Przewróciła oczami na jego słowa o dumie. Kolejne słowa Niemca prowokowały otwarcie Gryfonkę, ale nie dała im się tak łatwo. Wypuściła powietrze z płuc i wytrzymała wzrok Daniela całkiem spokojnie. Wiedziała, że zachowuje się nie na miejscu i chciała to zmienić. Z pewnością wolała grać niewzruszoną i zachowywać zimną krew w takich sytuacjach. - Chyba będę cię zabierać na jakieś specjalnie lekcje opanowania... - stwierdziła, nawet nie reagując na to szturchnięcie, chociaż to już wymagało wiele wysiłku. Dotknęła swojego ramienia, rzucając Danielowi tylko spojrzenie pełne wyrzutu. Oczywiście, z tymi lekcjami żartowała i nie oczekiwała jakiejkolwiek pomocy od nikogo. Daniel sam musiał poradzić sobie także ze swoim temperamentem. Jakby oboje mieli gorszy dzień, prawdopodobnie roznieśliby Hogwart w pył. Nie przerywała mu tej "przemowy mobilizującej". Na razie Thomas nie musiał obawiać się Fire. Skąd w ogóle pomysł, że się nim interesowała, skoro jedynie ją denerwował? - Sam jesteś zbyt przejrzysty, bucu. - mruknęła Blaithin tak, żeby Daniel już nie dosłyszał. Swoją uwagę przekierowała na Fucka, zauważając mimowolnie, że ma całkiem ładny uśmiech. Zwłaszcza, że najwyraźniej był on szczery. - Nie mam bladego pojęcia o czym mówisz. - stwierdził, chrząkając cicho. Bardzo często zabierała ze sobą Ignis, przemycając ją albo w kieszonce albo w torbie. Po prostu wiedziała, że salamandra nie wytrzyma długo bez ognia i się martwiła, kiedy zostawiała ją samą. A akurat na tym prezencie bożonarodzeniowym Gryfonce zależało mocno. - Ugryzie, jeśli ja spróbuję? - spytała, kierowana nagłą chęcią pogłaskania psiaka. Co prawda, wiedziała, że lepiej spytać właściciela o pozwolenie. Nie chciała iść do skrzydła szpitalnego bez paru palców... ominęłaby ją ta lekcja! Poza tym coraz częściej natykała się na osoby, które potrafiły łatwo ją rozgryźć. Czy wszyscy nagle stali się tacy spostrzegawczy czy po prostu nie umiała już udawać? Postać nieznajomego Ślizgona obudziła w Fire ciekawość, którą skutecznie hamowała. Nikt nie lubił być zarzuconym mnóstwem pytań na sam początek, a do tego Szkotka wolała udawać, że jednak wszystko jest jej obojętne. Spojrzała na tę wyciągniętą najnormalniej w świecie rękę i przełknęła ślinę. Jeden z niewielu powodów dla których nie lubiła zawierania nowych znajomości. Mogłaby delikatnie uścisnąć dłoń Fucka, ale zapewne chciałby jeszcze jak na dżentelmena przystało ją ucałować. Tego już by nie zniosła. - Nie obrazisz się, jeśli nie uścisnę ci dłoni? - spytała ze zwykłej uprzejmości, bo tak naprawdę miała gdzieś czy się obrazi czy nie. - I z pewnością moi rodzice nie byli tak kreatywni jak twoi, Fuck. Zgaduję, że oboje mamy po prostu kreatywne umysły. Nikt normalny nie nazwałaby dziecka "Fuck", "Fire" też wydawało się dziwaczne. Dlatego uznała, że chłopak również sam sobie wymyślić tę ksywkę. Zazwyczaj to Blaithin musiała wysilać się przy przezwiskach jakie nadawała znajomym. Fucka zaakceptowała tak po prostu - jako Fucka. - Przyszła Puchonka. Od razu mi lepiej. - stwierdziła dziewczyna, zerkając na zaspaną Alice.
Zabawnie było tak słuchać Fire i Daniela, nawet gdy się ich nie znało i nie wiedziało się, o czym dokładnie rozmawiając. Felix przynajmniej miał czym zająć myśli. Jednocześnie próbował zarejestrować co dzieje się w innych częściach sali, to znaczy czy ktoś przyszedł, zmienił miejsce, usiadł obok, rzucił jakąś uwagę. Jak narazie było dość bezpiecznie, ale ciężko mu było po prostu przestać się tym przejmować. Musiał wiedzieć, co się dzieje w jego otoczeniu. - To zależy. Powinna? - Uniósł lekko jedną brew. Wiadomo przecież, że zwierzęta wyczuwają intencje ludzi. Gdyby Gryfonka okazała się być złą osobą, nieprzyjemną lub mającą po prostu nieodpowiednie zamiary... Cóż, Collardo potrafiła bronić zarówno siebie, jak i swojego pana. Samo jednak zadanie pytania sprawiło, że Fuck uznał, że jego rozmówczyni sobie poradzi. Cofnął rękę, skonsternowany jej wypowiedzią. No, to go jeszcze nie spotkało. Bywało, że nie reagował na czyjąś wyciągniętą rękę, ale zawsze udawało mu się znaleźć łatwą i skuteczną wymówkę pod tytułem "nie zauważyłem". Raczej nikt jednak nigdy go tak nie odtrącał. Dotyk był dla niego niesamowicie ważny, po tym jak stracił wzrok. Inni zapamiętywali najczęściej twarze, a on... Wbijał sobie do głowy głosy, rytmiczność kroków, miękkość skóry, siłę uścisku. Miał zdecydowanie zbyt miękkie serce, jeśli chodziło o przedstawicielki płci pięknej. Skinął lekko głową, chociaż miał wrażenie, że Fire wcale nie przejęłaby się, gdyby przeszkodziło mu jej zachowanie. - W moim przypadku wszystko wzięło się od inicjałów. - Zdradził, żeby troszkę usprawiedliwić i siebie i swoją matkę, która przecież zawsze zwracała się do niego wszystkimi imionami. On dostawał szału, a ona... Ona napawała się i pierwszym, i drugim, i trzecim. Rozpływała się nad tym, jak dostojnie brzmiały i jak oryginalną osobą go czyniły. Zmarła ze świadomością, że jej syn wolał mówić o sobie "Fuck". Obrócił się delikatnie w stronę kolejnej osoby, która zawitała w sali. Nie po to, aby się jej przyjrzeć - na to nie miał szans. Tak po prostu, z przyzwyczajenia, głowa poleciała mu w tamtym kierunku. O dziwo, Fire w swojej wypowiedzi wyjaśniła jako tako, kim ona była. Puchonka... No proszę. Czyżby to oznaczało, że dostrzegła już przykrą przypadłość Felixa? - Och, no nie. Skoro przyszła Puchonka, to już nie możemy cię zaatakować. - Westchnął ciężko, kręcąc głową z niedowierzaniem.