W tej sporej klasie, będącej w lochach mieści się około dwudziestu kociołków, na specjalnych palnikach. Zwykle panuje tu dość niska temperatura, co jest szczególnie uciążliwe zimą. Przez brak okien jedyne światło dają tu lampy wiszące na ścianach. W rogu klasy znajduje się gargulec z którego uczniowie mogą czerpać wodę potrzebną do warzenia mikstur. Przy prawej ścianie natomiast mieszczą się gabloty po same brzegi wypchane różnymi składnikami.
Opis zadań z OWuTeMów:
OWuTeMy - Eliksiry
Wchodzisz do Klasy Eliksirów, być może się denerwując, a być może nie. W każdym razie w tym momencie ważą się Twoje losy jeżeli chodzi o ten egzamin. Wybrałeś Eliksiry. Dobrze. Stajesz więc pośrodku sali, przed tobą znajduje się stolik, przy którym siedzi znana Ci Sava Raynott oraz dwoje nauczycieli ze Szkoły Magii Riverside. Jeżeli jesteś z tej szkoły i ucieszyłeś się, że będziesz mieć fory, to niestety, ale muszę Cię zawieść, bowiem oboje wyglądają na takich, których nie wzruszyła Twoja obecność. To Twoja komisja, która skrzętnie wszystko notuje za pomocą samopiszących piór, więc mają mnóstwo okazji do przypatrywania się Tobie i słuchania tego, o czym mówisz. Także dobrze się zastanów nad odpowiedziami i czynami! Nie zapomnij się także przedstawić na początku. Na biurku oprócz pergaminów i kałamarzy stoją dwie czary, z których unosi się czerwony dym. Na jednej z nich świeci się napis „teoria”, na drugiej zaś „praktyka”. Komisja wyjaśnia Ci, że musisz wylosować jedno pytanie z tej pierwszej i jedno zadanie z drugiej. Możesz zacząć od którejkolwiek chcesz. Gdy sięgasz po kartkę i ściskasz ją w dłoniach, ta zamienia się w coś na kształt wyjca, który jednak nie krzyczy, tylko spokojnie zadaje Ci pytanie bądź wyznacza zadanie. Jak Ci poszło?
Zasady: Rzucasz czterema kostkami w specjalnym temacie do rzutów na egzaminy zgodnie z zasadami owutemów oraz rzutów. W tym temacie powinien pojawić się post z przeżyciami oraz działaniami postaci oraz specjalny kod, podany na dole posta.
Oceny: Ocena z egzaminu to suma punktów za pierwsze i drugie zadanie (plus dodatkowe punkty) według następującej rozpiski: 2-3 - Okropny 4-5 - Nędzny 6-7-8 - Zadowalający 9-10 - Powyżej Oczekiwań 11-12 - Wybitny Dodatkowo, za każde 8 punktów w kuferku z eliksirów można dodać +1 do punktów.
Opis zadan:
teoria:
Pierwsza kostka:
1 – Zidentyfikuj eliksir po składnikach - muchy siatkoskrzydłe, pijawki, ślaz, rdest ptasi, sproszkowany róg dwurożca, skórka boomslanga. (odp - eliksir Wielosokowy) Jakie działanie ma ten eliksir? (na godzinę zmienia osobę, która go wypije, w kogoś innego - kawałek ciała tej osoby musi znaleźć się w wywarze). 2 – Podaj właściwości fizyczne eliksiru Słodkiego Snu. (odp. biały, gęsty, zapach cynamonu) Jak można go podawać? (doustnie, poprzez nasączenie pokarmu lub dolanie do napoju) Jakie są jego skutki? (sen bez snów) 3 – Jak poznać, czy Armortencja jest uwarzona prawidłowo? (odp. blask bijący od wywaru, para unosząca się w charakterystycznych spiralach) Jaki jest zapach Amortencji? (każdy odczuwa go inaczej, woń kojarzona z zapachami, które wydają się dla danej osoby najprzyjemniejsze) 4 – Podaj cztery składniki Eliksiru Skurczającego. (odp. korzonki stokrotek, figi, dżdżownica, śledziona szczura, sok z pijawek) Jakie jest antidotum na ten eliksir? (Wywar Dekompresyjny) Działanie jakiego, innego niż Skurczający, eliksiru niweluje to samo antidotum? (Eliksiru Rozdymającego) 5 – Opisz działanie wywaru Tojadowego i podaj, jaki składnik niszczy działanie eliksiru (odp. działanie - wilkołak podczas przemiany zachowuje świadomość i ludzki umysł; cukier) Przez kogo został wynaleziony? (Damokles Belby) 6 – Ile trwa przyrządzenie Veritaserum? (pełny cykl księżyca) Co to za eliksir? (najsilniejszy eliksir prawdy) Podaj nazwę antidotum. (nazwa antidotum nie jest znana)
Druga kostka:
Oznacza ilość punktów, otrzymanych za odpowiedź. 1 to odpowiednio 1 punkt, 2 - 2, itd.
praktyka:
Pierwsza kostka:
1 – Przyrządź Bełkoczący Napój. 2 – Przyrządź eliksir Młodości. 3 – Przyrządź eliksir Muzyczny. 4 – Pogrupuj składniki według kolejności, w jakiej dodaje się je do eliksiru Ridikuskus. 5 – Ze składników wybierz te, które potrzebne są do uwarzenia eliksiru Gregory'ego. 6 – Przyrządź eliksir Kłopoczący.
Druga kostka:
Oznacza ilość punktów, otrzymanych za wykonane zadanie. 1 to odpowiednio 1 punkt, 2 - 2, itd.
Na końcu posta należy dodać następujący kod:
Kod:
<retroinfo>Kuferek - eliksiry:</retroinfo> wpisz ilość punktów w kuferku z tej dziedziny <retroinfo>Wyrzucone kostki - teoria:</retroinfo> wpisz kostki za teorię <retroinfo>Wyrzucone kostki - praktyka:</retroinfo> wpisz kostki za praktykę <retroinfo>Suma:</retroinfo> wpisz sumę kostek opisujących punkty za praktykę i teorię oraz ewentualnych punktów bonusowych za punkty z kuferka <retroinfo>Ocena:</retroinfo> wpisz ocenę <retroinfo>Strona - losowania:</retroinfo> Wpisz stronę z odpowiedniego tematu, na której były losowane kostki
No wreszcie coś, co zainteresowało Pannę Carstairs w tym wiekowym zamku. A mianowicie, lekcja eliksirów. Uwielbiała je. Mieszanie różnych składników, obserwowanie jak dany eliksir wpływa na czarodzieja... O tak! Mogłaby siedzieć tutaj całymi godzinami. Jednak nie dziś. Dziś miała tyle planów, że nawet jej ulubiona lekcja nie była skora zmienić biegu jej myśli. Ciągłe planowanie, załatwianie i organizowanie. Tylko to robiła. Nawet z Lucasem czy Titi nie miała czasu się spotkać. Cudem było iż wyrwała się na parę godzin potrenować, spotkać z Ruth czy Maxem. A właśnie... Od ich ostatniego spotkania w Klacie nie było dnia aby nie pomyślała o bracie. To, w jaki sposób potraktowała go Des było karygodne i nawet dla niej nie do wybaczenia. Nie podejrzewała, że jej przyjaciółka, wręcz siostra, byłaby do tego zdolna. Miliony wysłanych listów i zero odpowiedzi chociażby na jeden. W przypływie złości zacisnęła swoje ręce w pięści. Jak tak dalej pójdzie to wyląduje w świętym mungu. Na oddziale zamkniętym. Wariactwo zbliżało się do niej wielkimi krokami. Może właśnie dlatego nie zwróciła uwagi na nikogo w klasie, nawet ślizgonów. Wybrała ostatnie stanowisko zaraz przy wyjściu i nie rzucając się nikomu w oczy usiadła po cichu.
Weszła tutaj trochę spóźniona? Spojrzała po zgromadzonych i chyba wyglądało na to, że przyszła na czas. Oczywiście, pierwsza myśl zrodziła się z samego faktu, iż na miejscu zastała parę osób, w tym swoją przyjaciółkę Fire i tego, jak mu tam było - Thomasa? W każdym razie nie pomyślała, że zjawi się przyjaciel jego brata, jakoś nie pałała do niego wielką sympatią. Mniejsza oto, po przekroczeniu progu drzwi, znalazła sobie stołek prawie przed panną Blaithin. Miała gdzieś, czy ją rozpozna, zwyczajnie zajęła ,,swoje" miejsce (co z tego, iż znajdowało się ono koło @Thomas Ecclestone) i przypatrzyła się innym osobom. Nie miała zwyczaju witać się z innymi, ale teraz jakoś zapragnęła odnaleźć punkt zaczepienia. Wsłuchując się w przebieg dyskusji, która się chyba nawiązała, było to nawet możliwe. Gdyby tylko wiedziała, czym się ona zaczęła. - Co mnie ominęło? - podpytała przyjaciółkę, odwracając się w jej stronę. Szkoda tylko, że nie dane im było wcześniej się spotkać. W sumie, pewnie gdyby w terminie przyszła na zielarstwo, to i by porozmawiały. Tak, jednak nie mogła liczyć na łaskę losu. Zapomniała zwyczajnie o tych zajęciach, a jak przyszło, co do czego to musiała prosić Ettie o przysługę. Ale cieszyła się, naprawdę jej humor znacznie się poprawił. Mimo, że po lekcji, będzie musiała spisywać notatki dla miłej Gryfonki. Cóż, jako, że zawsze notuje nie powinno to dla niej być problemem. Najwyżej użyje trochę magii, by sobie dopomóc, tak gdyby ręka zaczęła ją boleć. Wracając do rzeczywistości, Madds zaczęła latać wzrokiem od jednej osoby do drugiej. Ciekawe, kiedy przyjdzie nauczyciel. Może zaraz?
Ostatnio zmieniony przez Maddie Armstrong dnia Pon Sty 30 2017, 17:18, w całości zmieniany 2 razy
Tak niewiele zostało do skończenia studiów i Ruth z każdym dniem przekonywała się coraz bardziej, że nic z jej nauki eliksirów przez całą edukację nie wyszło. I prawdopodobnie już nie wyjdzie, aczkolwiek po ostatnich korepetycjach (bo chyba można to tak nazwać) z Thomasem doszła do wniosku, że byłaby ostatnim leserem i migaczem, a przy okazji hipokrytką, tak obiecując, że się podciągnie z eliksirów i ostatecznie na nie nie przychodząc. No i halo, była na zielarstwie, żeby zdobyć składniki! To wyczyn na miarę zapisania w CV, jeśli chodzi o Ruth i jej chęci do uczestnictwa w nieprzydatnych z punktu widzenia jej 'kariery' przedmiotach. Weszła do sali, o dziwo, jeszcze przed nauczycielem. Cóż, to był chyba pierwszy raz od dłuższego czasu, nie licząc mugoloznawstwa i zaklęć, kiedy się nie spóźniła. I oczywiście - jak na lekcję eliksirów przystało - aż zrobiło jej się zielono w oczach, kiedy tylko przekroczyła próg sali. Ślizgon na Ślizgonie, a jakby tego było mało jeszcze Blaith. Ruth nie była samobójczynią i z tego tytułu nawet nie próbowała zająć miejsca bliżej niż na samym końcu, bo wolała uniknąć urwania głowy przez Fire za umieszczenie jej zdjęcia na wizbooku (jakkolwiek spektakularne by nie było - w końcu stanęła w ogniu dla tej sesji). Stąd też dosiadła się do dziewczyny siedzącej w ostatniej ławce, dopiero po chwili rozpoznając w niej @Oriane L. Carstairs. Jednak żeby nie przeszkadzać i tak pochłoniętej myślami dziewczynie tylko puknęła ją delikatnie w ramię, żeby zaznaczyć swoją obecność i bezpiecznie wyciągnęła książkę. Prawdę mówiąc lekcja powoli powinna się już zaczynać, więc chyba dużo się nie naczyta...
Kiedy ostatecznie dowiedział się gdzie znajduje się sala eliksirów, ruszył pospiesznym krokiem w jej kierunku. Myślał, że się spóźni, że wejdzie już w trakcie omawiania zadania, które zostanie zadane przez nauczyciela. Prawie zgubił się w lochach. Naprawdę przydałaby mu się mapa z rozkładem korytarzy. Kiedy w końcu zjawił się w Sali, rozejrzał się po uczniach, oczekując rozpoczętej już lekcji. Jednak zdążył. Nie było tak źle, jedyne do czego mogliby się przyczepić to jego nietypowy ubiór – otóż ubrany był w czarną bluzę z kapturem oraz szare dresy z dużym krokiem. Dość mugolski styl, jednakże szaty czarodziejskie zostały mu na ten moment zabrane, skradzione, Neró do końca nie wie co się z nimi stało. Wiedział, że na lekcję potrzebował jednego, bardzo potrzebnego składnika. Jakieś zioła czy fiolka jakiegoś pieprzonego gówna, którego Cheney nie miał przy sobie. Liczył, że ktoś miał na zapas, dlatego kierując swoje kroki w głąb klasy, pytał każdego ucznia, którego minął czy takowy zapas posiada. Coraz bardziej tracił nadzieje na jakąkolwiek pomoc od reszty uczniów. No nie ma co się dziwić, nie każdy był tak wybitny z zielarstwa by udało mu się wysączyć, czy cokolwiek oni tam robili z tym sokiem. Mogli być również i tacy, którzy po prostu nie chcieli mu dać tego soku. Neró rozumiał doskonale ich intencję i nie był jakkolwiek zły. W końcu podszedł do pewnej ślizgonki (@Maddie Armstrong), której nie kojarzył, ale była ostatnią osobą, jaka mogła mieć przy sobie to, czego Cheney potrzebował. I może zechce się podzielić. - Witam.. – usiadł przy tej ławce co ona, patrząc w jej oczy. – Masz może zapasową fiolkę tego ustrojstwa, które jest potrzebne? Przydałoby mi się. – Armstrong mogła zauważyć błysk w jego oczach i lekki uśmiech na jego twarzy. Chciał dostać ową rzecz i ona była jego ostatnią nadzieją. Lata poznawania ludzkich umysłów dały mu pewną wiedzę jak wyciągać informację od ludzi, teraz akurat nie stosował się do żadnych schematów, po prostu mu zależało. Przy okazji mógł się dokładniej przyglądnąć Ślizgoncę, której nie można było odmówić urody, jednak piękno fizyczne dla Cheneya nie równało się pięknu psychicznemu, sile umysłu i intelektu. Byłby rad, gdyby trafił na Ślizgonkę, która jednak miała trochę oleju w głowie.
W pierwszym momencie, nie uznała, że musi robić cokolwiek dodatkowego. Siedziała sobie grzecznie, nawet milczała, by nie przeszkadzać sąsiadowi. Myślała, że może w takiej formie uda mu się ją przetrawić, ale chyba to nie wystarczyło. Pospiesznie odwróciła się w jego kierunku i rzucając mu słodki uśmiech, tyknęła @Thomas Ecclestone w ramię. Może i brakowało jej dozy kultury, ale to tylko w jego przypadku! Wszystko przez to, że się zadaje z Aidanem. - Pozwól, że sprostuję mój błąd. Po pierwsze to cześć, a po drugie jestem Maddie. Wiesz, nie przedstawiono nas oficjalnie - mruknęła, lekko kiwając głową. Następnie jak gdyby nigdy nic, wyciągnęła średniej wielkości notesik oraz pióro do niego. Mimo, że nie lubiła używać stalówki, to jej ciotka Bon Bon zachęciła ją do tej formy pisania. A po wielu próbach szło jej to naprawdę nieźle. Jeszcze tylko otworzyła go na konkretnej stronie, przekartkowując tym samym wszystkie notatki z zaklęć. Gdy znalazła miejsce, od razu zagięła róg i odłożyła przedmiot z powrotem. Teraz dopiero mogła dalej rozmawiać. Tylko, chwila! Kątem oka zauważyła jak do pomieszczenia wchodzi @Neró Cheney. Czarodziej wyglądał jak zbłąkana owieczka, poszukująca czegoś. Chodził tak od ławki do ławki, gdy nagle padło na nią. Nie spodziewała się takiego obrotu spraw, więc pierwsze, co zrobiła to nieco się odsunęła. Szkoda tylko, że przez to, niechcący się oparła o Ślizgona. Gdy poczuła jego ramię, odwróciła na moment główkę i z oczkami kociaka, wyszeptała słodkim głosem: ,,Sorry". - Hmmm, może i mam, ale co ja z tego będę mieć? Nawet się nie znamy - nachyliła się do nowego z chytrym uśmieszkiem na buzi. Spojrzawszy w jego oczka, lustrowała go tak przez moment (dopóki nie zareagował), aż na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Zdecydowanie nie była taka, a droczyć to się lubiła, nawet bardzo. Sięgnęła, więc do swojej torby i do jego ręki przekazała mu probówkę. W sumie to dziwnie wyszło, bo zamiast go puścić, to tak trzymała jego dłoń, nawet nie wiedząc, czemu to robi. Z lekkim rumieńcem, w końcu go puściła, by oprzeć się łokciami o swoją ławkę. Splatając swoje palce, zerknęła w stronę Thomasa. - Chyba nie masz mi za złe, nie? - zapytała z ciekawości. Może nie zrobi jej wyrzutów? Przynajmniej miała taką nadzieję...
Czekali tak i czekali, aż zjawi się nauczyciel by poprowadzić zajęcia. Czy przyszli za wcześnie? A może jednak osoba z kadry się spóźnia? Nie miało to większego znaczenia. Najważniejsze, to przyswoić sobie nową wiedzę i pokazać zarazem reszcie, jak dobrze mu idzie w tej dziedzinie. Oczywiście dość długo przetrzymywał uśmieszek na twarzy, wszystko po to by chociaż delikatnie rozdrażnić pewną gryfonkę. Podniesiony głos i zwracanie na siebie uwagi były sygnałem, że pewien sukces na tej linii zdobył. Nie działał jednak sam, reszta jak widać podsycała ten ogień. Śmieszyła go oczywiście ta mała rywalizacja i spięcie, jakie mieli między sobą. Więcej negatywnych rzeczy wychodziło od panny Blaithin, ale zdołał się do tego przyzwyczaić. Najlepszą bronią jaką miał pod swoją ręką, to pewność siebie, opanowanie, zadowolenie wypisane na twarzy no i rzecz jasna lepsze wyniki. Trzy pierwsze z wymienionych miał praktycznie zawsze, czwarte i ostatnie zarazem zależało głównie od przedmiotu. Teraz jednak byli na eliksirach i coś mu podpowiadało, że górował nad całą resztą. Był to jego konik i się tego nie wstydził. Każdy miał przecież swój własny talent, czyż nie?
Dostrzegł kilka znajomych twarzy, między innymi Ruth i mrugnął do niej okiem. Czy zauważyła? Tego nie był pewien, ale maniery jednak utrzymywał. Poznali się dość niedawno, ale mieli już odbyte dwie przygody. Byli również posiadaczami tego samego magicznego artefaktu, ale fakt ten ukrywali przed innymi. Obiekt był zbyt potężny, by wiedza ta o tak mogła być rozpowiadana na korytarzach Hogwardu. Wspólnie jednak należeli do grona ostrożnych, więc zabezpieczyli przedmiot odpowiednią dawką różnorakich zaklęć. Przezorny zawsze ubezpieczony, tak chyba mawiają..
Kolejną rzeczą na jaką zwrócił uwagę, to pewna Ślizgonka, która dosiadła się do jego ławki. Początkowo zupełnie go zignorowała i zaczęła rozglądać się za innymi osobami, próbując nawiązać z nimi kontakt. Dostrzegł oczywiście, że nie było to jej pierwsze miejsce wyboru. Irytował go jednak to, że nawet się nie przywitała. Jeżeli tak jej tu niby źle, to niech idzie gdzieś indziej. Pomocy nie potrzebował a tym bardziej pasożyta, który zaraz by kopiował jego pracę. Czy się jednak znali? Kojarzyli jedynie z widzenia, mając świadomość jednego elementu, który ich łączył. O co chodzi? A dokładniej.. o kogo? Aidan. Jej brat a jego bardzo dobry kumpel. Takie więc przemyślenia dopadły go na początku ale w ogóle ich nie okazywał. Darował sobie je również, kiedy dziewczyna w końcu się ogarnęła i postanowiła naprawić swój błąd. Nowe podejście a więc nowa reakcja. Kiwnął głową w jej kierunku i odparł: -Thomas Ecclestone, miło, że w końcu można dopasować imię do twarzy. - pierwsze koty za płoty. Po paru sekundach doszedł do nich jednak jakiś krukon, który na krzywą twarz chciał wyżebrać składniki niezbędne do tutejszego uczestnictwa. Zielonooki chciał mu już coś wygarnąć ale wstrzymał się, dostrzegając jak towarzyszka obok entuzjastycznie podchodzi do tej konwersacji. Nie będzie więc chamem i nie będzie przerywał jej możliwego flirtu. Na pytanie odpowiedział: -W żadnym wypadku, korzystaj z okazji. Kim ja jestem, by udaremniać romanse. - wyszczerzył białe zęby w zadowoleniu spoglądając na nich a później dla samego aktu odwrócił niby to głowę, udając że go tu nie ma.
Syd po ostatnim Zielarstwie niezbyt miała ochotę na kolejną lekcję i najzwyczajniej chciała olać eliksiry, jednak zgodnie z przeczytanym ostatnio poradnikiem, wywiązywanie się z obowiązków i przebywanie z innymi ludźmi miało pozytywnie wpłynąć na jej podejście do świata, więc przywlekła się na zajęcia. No i nie bez przyczyny mordowała się dwa razy z tym latającym cholerstwem, aby teraz zwyczajnie sobie odpuścić. Weszła do klasy mając nadzieję, że za bardzo się nie spóźniła. Gdy jednak nie zauważyła nauczyciela, cicho ruszyła do ławki. Przynajmniej nie musiała wymyślać żadnej badziewnej historyjki na usprawiedliwienie. A coś zmyślić by musiała, bo usprawiedliwienie typu bo nie miałam ochoty tu przychodzić, ale zmieniłam zdanie raczej nie było dla profesorów przekonujące. Napięcie wiszące w powietrzu, doskonale wyczuwalne już od progu sali, tylko wzrosło na intensywności, gdy zajęła miejsce w wolnej ławce blisko innych. Z obserwacji Syd wynikało, że pochodziło ono od kilku osób patrzących na siebie z niechęcią, lub wymieniających, w przekonaniu Krukonki, rozkochane spojrzenia. Nie mając nic lepszego do rooty wyjęła podręcznik i zaczęła czytać kolejną recepturę. Chwilowo miała gdzieś polecenia poradnika co do grzecznego zagadywania potencjalnych znajomych.
Słuchając jej pytania z uwagą, na jego buzi pojawił się lekki uśmieszek. Nic z tego nie będzie miała i o to w tym chodzi. By Neró mógł coś zyskać, nie dając niczego w zamian. - Czy musimy znać swoje imię, swój głos czy zainteresowania, by spełnić życzenie drugiej osoby? Bezinteresowna pomoc może być bardziej korzystna dla ciebie, gdyż ja będę o tym pamiętać. - Długo lustrowali się wzrokiem, aż dziewczyna się uśmiechnęła i wtedy Neró odwrócił wzrok, przypatrując się reszcie czarodziejom, którzy zebrali się w sali. Kiedy akurat przyglądał się jakiejś dziewczynie, Maddie, która siedziała obok niego zwróciła jego uwagę, dając mu fiolkę z interesującą go zawartością. Czując jej ciepły dotyk, nie miał nic przeciwko temu. Lekko go zaskoczyła tym, że przetrzymała jego dłoń dłużej, niż powinna. Nie dawał żadnych widocznych znaków, by mu to przeszkadzało, gdyż byłaby to nieprawda, nie czuł w tym ani negatywnych, ani pozytywnych. Kiedy ten krótki, lecz dosadny moment minął, Neró spojrzał jej w oczy i podziękował ładnie: - Jestem rad, że mnie wysłuchałaś i zrobiłaś tak, jak chciałem. Jestem ci naprawdę wdzięczny, gdyż gdyby cię tu nie było, musiałbym stąd raczej wyjść... a tego bym nie chciał - uśmiechnął się ponownie, a kiedy Maddie zagadała do chłopaka, który był za nią, Cheney przerzucił swój wzrok na drzwi wejściowe do sali. Czy lekcja nie powinna się już zacząć? Cóż, może gdy nauczyciel przyjdzie spóźniony, on nie będzie musiał się tłumaczyć dlaczego jest niestosownie ubrany. Nauczyciel mógł tego nie zauważyć, prawda? Słysząc ostatnie zdanie Ślizgona, uśmiechnął się do samego siebie i nie patrząc na mężczyznę, odpowiedział mu, mimo że jego słowa nie były skierowane do Neró. - Entuzjastyczny dialog między dwoma osobami nie zawsze definiuje się romansem, ani flirtem. Mam nadzieję, że nie wszystko twoje rozmowy się kończą na flircie. Bo to jest trochę kurewskie, nieprawdaż? - Dopiero teraz zwrócił na niego wzrok, patrząc w jego zielone tęczówki. Może nie powinien ujawniać swoich myśli, jednak nigdy nie owijał w bawełnę. Chyba, że chodziło o chorych ludzi, a takim raczej Ślizgon nie był.
Nigdy by nie pomyślała, że lekcja eliksirów, a raczej jej zalążek może być tak żywy. Nie chodziło o samych ludzi, co ze sobą ,,miło" gawędzili. Zwyczajnie spodobał jej się zbieg wydarzeń, które i ją otoczyły. Patrząc na Thomasa, wiedziała, iż z ich relacji wyniknie coś nietypowego. Nie powiedziałaby, że wpadł jej w oko, czy coś podobnego. Również nie darzyła go nienawiścią. Zwyczajnie wpieniał ją fakt, iż ten chłopak został zaklepany przez jej brata Aidana. No cóż, przybrała dobrą minę do złej gry i kontynuowała. - Mi również, chociaż czemu nie poznaliśmy się wcześniej? - zagadnęła go od tak z ciekawości, przyglądając mu się z wysoko uniesionymi brwiami. W końcu tyle razy mijali się na korytarzu, również nieraz przyglądała się mu, gdy rozmawiał z jej bliźniakiem. Pomyśleć, że ani razu nie zagadał, nie machnął ręką, również jak był sam, to nie podszedł. Miał najwidoczniej lepsze zajęcie w postaci omamiania swoich panienek. Kręcił się z jedną, to z drugą. Widać było, iż był lubiany, a może to coś innego? Pokręciła szybko głową, a następnie oderwała wzrok. Przyłapała sama siebie, że za długo się na niego gapi. Z resztą miała ciekawsze rzeczy do roboty. Młody chłopak, ubrany w dość różny od innych uczniów strój, sprawiał wrażenie kogoś ciekawszego. Nie miała z nim do czynienia jakoś wcześniej. Na korytarzu mogła go minąć z dwa razy, tak to jej głowa była pusta. Brakowało w niej wspomnień o nim. A był inny, niż osoby, które pamiętała. Wystarczyło chwilę z nim pogadać, poobserwować go w chwili, gdy reagował. Nawet kątem oka przyglądała mu się, co robi, gdy ona wyciągała próbkę. Jak widać był zainteresowany publiką. - Drobiazg. Z resztą, dzięki temu możesz uczestniczyć w lekcji, a nie chciałabym żebyś wyszedł - dodała przymykając lekko oczy, by później w szerokim uśmiechu pokazać białe zęby. Jednak zawsze, ktoś lub coś musi zmienić jej humorek. Osobą, która do tego doprowadziła był oczywiście jej sąsiad (@Thomas Ecclestone). Jego komentarzyk o romansie nie spodobał się młodej czarodziejce. Ta, zamiast się odegrać, odważyła się jedynie na spiorunowanie go wzrokiem. Na szczęście miała kogoś po swojej stronie. Krukon, można rzec - odwrócił pałeczkę, co wywołało w Maddie nagły przypływ dobrego humoru. By za głośno się nie śmiać, musiała zakryć swoje usta dłonią. Drugą, zaś położywszy na blacie, stabilizowała swoją pozycję. Przerzuciła, więc ciekawskie spojrzenie na Thoma, myśląc jak się zachowa w tej sytuacji. Wyjdzie z twarzą, czy zostanie pokonany? Zegar zaczął tykać, gdy pierwsze słowo już się rzekło, dlatego przeczuwała, iż dane jej będzie zobaczyć niezwykłe przedstawienie.
Rozmowa między Maddie a krukonem trwała nieprzerwanie. Wszystko za sprawą ogólnego zezwolenia ślizgona, który miał na tyle kultury by nie wcinać im się w zdanie. Młodszy jednak chłopak jak widać źle odebrał jego słowa i dało się zauważyć pewną wrogą reakcję. Nie tylko od niego ale i od osoby siedzącej obok. Panna Armstrong mimo, iż urażona, najwidoczniej szybko dołączyła do tego frontu, ciesząc się z takiego a nie innego stwierdzenia, posłanego właśnie do Thomasa. Spojrzał się więc wpierw na nią a później na niego i wyszczerzył delikatnie białe zęby. Prowokacja? Różnica wiekowa między nimi była niewielka, dlatego ta powinna stać na dobrym poziomie. Czy jednak takowa była? Niespecjalnie. Nie dostrzegł tutaj niczego, co mogłoby mu zagrozić a tym bardziej sprawić, że nagle poczułby się gorzej.. pomijając fakt, że mało czyje zdanie oprócz jego własnego miało znaczenie... uroki hedonizmu jak widać. -Wygadany jesteś, nie powiem. Szkoda tylko, że kiedy podszedłeś do naszej ławki, zabrakło Ci manier by przywitać z osobą siedzącą obok tej, do której miałeś jakiś interes. - zaczął ale szybko dodał -A co do Twojej uwagi to masz rację, nie każda musi się na tym kończyć. Zwróciłeś się jednak do pięknej i utalentowanej kobiety, która dodatkowo pozytywnie reaguje na Twoją obecność. Ignorowanie więc czegoś takiego osobiście uważam za karygodne... twierdzisz, że nie jest więc godna Twojej uwagi? Nawet jeżeli nie jesteś zainteresowany, powinieneś ją bardziej docenić. Taka mała rada na przyszłość, uwierz mi, kiedyś Ci się przyda. - skończył i wyraźnie to zaznaczył. Nie miał zamiaru wdawać się w bezsensowne dyskusje z kimś, kogo nie znał i w ogóle go nie zaciekawił. Zaraz też miała odbyć się lekcja, więc jak miał ochotę ewentualnie dokończyć, mogą się zawsze spotkać po klasie.
A jak odbierze to wszystko siostra jego przyjaciela? To już zależało tylko od niej. Miała prawo do jakichkolwiek wniosków. Gdyby jednak nie pasowało jej towarzystwo, zawsze mogła zmienić ławkę. Nikt jej nie bronił. Przyszedł tu w jednym celu i zamierzał go spełnić, reszta to jedynie dodatki.
Nikt nie miał z nim do czynienia, przynajmniej jeśli chodziło o jakieś ważniejsze sprawy, niżby rozmowa na korytarzu. W ciągu miesiąca nie udało mu się poznać wiele osób. Było kilkoro miłych czarodziejek, które skore były, żeby oprowadzić go po zamku, jednak to była tylko zwykła uprzejmość dla nowego ucznia w szkole. W znajomości Neró się jeszcze nie zdążył pobawić. Dziewczyna dla chłopaka zaskarbiła sobie bezinteresowną pomocą i rzeczywiście było tak, jak wcześniej jej powiedział. Neró zapamięta to i w razie czegokolwiek, był skory do pomocy. Tak działał ludzki umysł, który był poprawnie ucywilizowany. Nie mógł powiedzieć, że na chwilę obecną dziewczyna go konkretniej zainteresowała, rozmawiali ze sobą od pięciu minut. Był specjalistą od poznawania nowych charakterów i przydzielania im różnych cech, jednakże w tym momencie tego nie robił. Czemu? Sam nie wiedział, po prostu jakoś nie miał ochoty. Wolał się teraz zająć wszystkim dookoła. Słysząc słowa dziewczyny, zmarszczył czoło, zastanawiając się nad nimi. Nie chciała by wyszedł? Dlaczego? Co by jej to zmieniło? - Jeśli mógłbym ładnie spytać.. czemu nie chciałabyś bym wyszedł? Dziękuje, to dla mnie bardzo miła wiadomość, jednak bardzo mnie zadziwiająca. - Mówił wyniośle, gdyż Neró często lubił tak mówić do płci żeńskiej. Nie było to niczym związane z jakimś poczuciem wyższości, gdyż tak nie było, lecz z szacunku do ogółu kobiet. Widział reakcję Maddie na słowa Thomasa i pod nosem lekko się uśmiechnął. Nie powiedział tego, by walczyć słownie z Ślizgonem, chciał poprowadzić zwykłą dla niego rozmowę. A wyszło, że drugi chłopak myślał, że chce z nim walczyć. Neró przewrócił oczami, słysząc resztę słów Thomasa. Faktycznie, nie przywitał się z chłopakiem, jego błąd. (Wcale nie dlatego, że nie doczytałem, że tu siedzisz, hehe). Następne słowa chłopaka go zaskoczyły, słysząc jak mocnymi słowami komplementował Ślizgonkę, siedzącą obok. Słuchając jego wywodu, coraz bardziej przekonywał Neró, że ten postąpił pewien błąd, który zwykle mu się nie zdarzał - nie zwracał uwagę na uczucia. A przecież Cheney robił to zawsze, bez wyjątku. Co więc się dziś stało? I nie chodziło tu nawet o brak zainteresowania kobietą obok, lecz zbyt krótką rozmową. Neró był pewien, że gdyby dłużej porozmawiali, bardziej doceniłby atuty Maddie. Teraz wpadła mu do głowy inna myśl, że ciekawe dla niego było to, że chłopak nie mówił mu tego na osobności. No, nie miał w tym momencie jak tego zrobić, gdyż niegrzeczne byłoby odejście teraz od Ślizgonki. Jednak mówiąc takie pochlebstwa, może zaimponować jej. Neró dłużej się nad tym zastanawiając, doszedł do takiego właśnie wniosku. Co nie znaczy jednak, że sam źle zrobił. Teraz nie wiedział co dokładnie ma odpowiedzieć chłopakowi. - Przepraszam Cię, że nie przywitałem się z tobą, byłem myślami gdzie indziej, pytając o bardzo istotną dla mnie rzecz, sam nie chciałbym stąd wyjść po bardzo długim szukaniu sali. Nie przeczę, że zwróciłem się do pięknej kobiety i rad jestem, że wzbudziłem jej zainteresowanie, tak jak i ona moje przyjacielu. W ciągu pięciu minut nie zawsze da się zauważyć wszystkie emocje i uczucia, które towarzyszą drugiej osobie. Trzeba trochę czasu, ale dziękuje za tę parę uwag i koleżanka obok pewnie również jest zadowolona w duchu, że ktoś ją tak bardzo ładnie komplementuje. - Uśmiechnął się do chłopaka, mówiąc szczerze. Nie chciał prowadzić wojny słownej z jakimś innym uczniem, w dodatku, że ich rozmowa nie była na złym poziomie. Neró cieszył się, że nie trafił na jakiegoś innego Ślizgona, który po paru sekundach zacząłby na niego wrzeszczeć i cisnąć przekleństwami. Spotkał ludzi na poziomie i to go bardzo cieszyło. Co do Maddie, to może chłopak obok miał rację. Nie mógł potwierdzić, ani zaprzeczyć słowom utalentowanej..., gdyż nigdy przedtem nie miał okazji zobaczyć dziewczyny w akcji. Za to jej aparycja rzeczywiście pozytywnie odróżniała się od reszty, Neró miał oczy i potrafił ocenić inną osobę. Nie tylko potrafił, ale lubił to robić. Jednak nigdy pochopnie tego nie robił.
Na brak odpowiedzi na jej pytanie tylko fuknęła. Nie chcąc mu robić awantur, a tym samym nie próbując skierować ich relacji na złe tory. Miał czystą kartę, póki co, więc czemu miałaby to zniszczyć przez ciekawość, jaka się w niej zrodziła? Czarodziejka i tak już miała napięty kontakt z jego przyjacielem, a konkretniej mówiąc - jej bratem. Teraz, gdy siedziała sobie na eliksirach i prawie, że w ciszy oczekiwała nauczyciela, musiała skupić się na czymś zupełnie innym. Pytanie Nero, który zwyczajnie chciał wiedzieć, co jej po głowie chodziło, nie wywołało w niej zaskoczenia. Spodziewała się takiego obrotu wydarzeń, wszakże w ogóle się nie znają. Do tego rozmawiają od paru minut, a ona już wygłosiła coś, co chyba nie powinno mieć miejsca. Możliwe, że się zagalopowała lub poszła o krok za daleko. Jednakże pannie Maddie, to nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie. Czyż nie tak, zdobywa się zainteresowanie innych osób? Lubiła być w centrum uwagi, nawet bardzo, a teraz jej to dobrze wychodziło. Przynajmniej na razie... - Pewnie, że możesz wiedzieć. Nie ukrywam takich rzeczy - powiedziała serdecznie, przechodząc do tłumaczenia swojego stanowiska - W momencie, którym zawitałeś do środka przypominałeś mi zagubioną owieczkę. Zgaduję, że byłoby Ci przykro, gdybyś musiał raptem opuścić salę z powodu braku ważnego składnika. Nie lubię jak ludzie się starają, a potem są smutni. Emanują taką negatywną aurą. Dlatego chciałam Ci tego zaoszczędzić. Stąd stwierdzenie, iż nie chciałabym żebyś wyszedł. W chwili mówienia, Armstrong cały czas patrzyła w oczy Krukona. Chcąc nawiązać kontakt wzrokowy, starała się bliżej go poznać. Nie myślała o jakiś romansie, ale poznanie jego typowych reakcji, charakteru, w obecnej chwili było dla niej priorytetem. Mógł grać, lecz jej oczy pozostały cały czas otwarte. Gotowe, by zarejestrować każdą zmianę. Oczywiście, wzrok swój oderwała w momencie, gdy był chwilę po zetknięciu się z jej słowami. Potrzebowała przysunąć sobie swój notesik, w którym miała zamiar notować oraz pióro, którym pisała. Mając pod ręką obie te rzeczy, była gotowa na niezapowiedziane wejście nauczyciela. Mógł przyjść, nasłuchiwać ich rozmów, a ona by zaczęła pisać, gdy tylko przeszedłby do tematu lekcji. Nic jej nie mogło umknąć, nie tym razem. Kolejny etap, a raczej potok z ust Thomasa sprawił, iż się lekko zarumieniła. Przeniosła wzrok na jego postać, nie śmiejąc się już wcale. Była oszołomiona, nie wiedząc, czy sypie prawdą, czy rzuca kłamstwem prosto w jej twarz. Praktycznie się nie znali, również siedziała tu od paru minut. A ten, zdobył się na takie coś, co nie dość, że jej pochlebiło, to jeszcze ruszyło jej serce. Na moment chyba znieruchomiała, lecz z jej ust wydarł się cichy szept: - Akurat... Zupełnie tak, jakby nie dowierzała jego słowom. Jednak w środku, była nim zabsorbowana. Na skutek tego, w pewnej chwili straciła kontakt ze światem zewnętrznym. Pozostała tylko ich trójka, wymieniając się opiniami. Wiedziała, że jeszcze utnie sobie pogawędkę ze Ślizgonem, chociażby w samotności, lecz teraz swoją uwagę skupiła na drugim sąsiedzie. Oboje ją dzisiaj zatykali. Od zwykłej Maddie, stała się piękna i utalentowana, a przecież nie wiedzieli o jej zdolnościach. Chyba, że Aidan zdążył wypaplać jej zamiłowanie do muzyki oraz drugi sekret, którego nikomu nie chciała zdradzić. Zainteresowana tym faktem, dopisała sobie w myślach, by zagadnąć go o tą jedną rzecz. Chciała mieć to jasne i przejrzyste. - Nie uważacie, że coś długo nie ma nauczyciela od eliksirów? - zmieniła zgrabnie temat, by na moment z niej zeszli. Nie czuła się z tym nieswojo, lecz ciekawiła ją jeszcze ta sprawa. Może mieli jakieś informacje, których ona nie posiadała? Zamierzała to sprawdzić.
Dobra, to już było absolutnie niedopuszczalne. Spóźniła się. Nie tyle, co na umówione spotkanie z Sagą, ale jednak. A była cały czas w zamku i nawet nie zajęła się tworzeniem nowych przepisów lub ich testowaniem. Odpuściła sobie nawet pielenie roślinki, którą dostała od rodziców na święta i która stała przy jej łóżku w dormitorium. Nie zajmowała się absolutnie niczym, co mogłoby ją pochłonąć, a jednak ocknęła się akurat w chwili, kiedy według zegara miały się zacząć zajęcia. Chyba się zamyśliła, tak bardzo, że nie zauważyła, że jej współlokatorki już dawno poszły na zajęcia (i że żadna jej szturchnęła?). W pośpiechu szukała podręcznika do eliksirów, a jak wiadomo, wtedy wszystko ginie i w magiczny sposób znajduje się wtedy, gdy jest niepotrzebne. Kolejne minuty spędziła na przeszukiwaniu swoich szafek i półek, zajrzała nawet do kufra i pod łóżko, a podręcznik odnalazła zaplątany w kołdrę. Wrzuciła do torby, a z krzesła zgarnęła czarny sweterek – w lochach było stanowczo za zimno. Przynajmniej nie miała problemu z kwiatem bawełny – leżał w słoiczku na szafce, zakręcony, ale miał dopływ świeżego powietrza przez zrobione ręcznie dziurki. Wpadła spóźniona, tak jej się wydawało, ale… profesor wciąż nie było. Była gotowa przepraszać, nabrała nawet odpowiednią ilość powietrza, którą… po prostu wypuściła. Prawie sami Ślizgoni, jedna śpiąca Puchonka i jedna Gryfonka i reszta Krukonów. Zobaczyła dziewczynę, z którą ostatnio gadała, więc się do niej dosiadła. Niestety, imienia nie pamiętała (o ile ta się w ogóle przedstawiała). – Wreszcie się dowiemy, co wyjdzie z mojego kwiatu – powiedziała do @Sydney Torres i pokazała biały kwiat w słoiku. Gdyby ta roślinka nie była tak niebezpieczna, pewnie chciałaby mieć ją w domu.
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
Leonardo nie wszedł do sali, on do niej wpadł. Był pewien, że się spóźni. Poprzedniego dnia trochę za bardzo wczuł się na treningu i skończyło się na tym, że cały był poobijany. Jakby tego było mało, postanowił wybrać się ze swoimi mugolskimi znajomymi po treningu na piwko... I wrócił cholernie późno. Wstanie po czymś takim? Cóż, były drobne problemy. A potem usłyszał w Salonie Wspólnym, jak ktoś rozmawiał o zbliżającej się lekcji eliksirów, o której Leosiek oczywiście kompletnie zapomniał. Wcale by się nie spóźnił, gdyby nie fakt, że najpierw wybiegł z dormitorium bez szaty, potem bez torby... Potem cofnął się jeszcze po odznakę prefekta, którą podobno powinien nosić. Kiedy nie znalazł nigdzie przy sobie fiolki z cholernym śliwkowym sokie, przypomniał sobie o cudnym zaklęciu przywołującym. Składnik dogonił go w połowie drogi, nie było więc tego złego. - Prze... - Zaczął, prawie upuszczając nieszczęsną odznakę. Rozejrzał się po sali i doszedł do błyskotliwego wniosku - żadnego nauczyciela tutaj nie było. Zaśmiał się cicho, machnął lekceważąco ręką i usiadł na byle jakim wolnym miejscu. W międzyczasie dostrzegł Fire, do której szczerze się uśmiechnął. Nie chciał się wcinać, bo dziewczyna gadała z jakimś Ślizgonem - mrugnął do niej i wskazał na niego, niezbyt dyskretnie ale za to znacząco. Może i Gryfonka do podrywaczy nie należała, ale Leo nie tracił nadziei. No cóż, teraz mógł nieco się ogarnąć w oczekiwaniu na rozpoczęcie zajęć. Jaka była szansa, że jeszcze czegoś zapomniał? Duża, niestety.
Syd nieźle się zdziwiła, gdy ktoś się do niej dosiadł. Gdy podniosła głowę zobaczyła znajomą Krukonkę, z którą ostatnio snuła dosyć interesujące plany w Pokoju Wspólnym. Po chwili przeniosła spojrzenie na ławkę, na której dziewczyna postawiła słoik z dosyć niepozornym kwiatkiem. Na zajęciach pracowała z piekielnymi, chorymi na ADHD śliwkami, więc nie widziała śnieżnej bawełny, ale kwiat wyglądał dosyć normalnie. To było aż dziwne, jeśli wziąć pod uwagę obrażenia, które roślina zapewniła niektórym uczniom na zajęciach. - Miejmy nadzieję, że coś bardziej ciekawego niż z tego - odpowiedziała, wyciągając z kieszeni fiolkę z sokiem i stawiając ją obok słoika. Zdobyła trochę tego cholerstwa w bólach, męczarniach i tracąc bluzę, więc miała nadzieję, że chociaż eliksir jej wyjdzie. Po ostatniej lekcji zielarstwa i przygodach z tymi nawiedzonymi owocami zrozumiała dosadnie, czemu nigdy za tym przedmiotem zbytnio nie przepadała. Wróciła wzrokiem do otwartej książki, w której czytała właśnie o miksturze, którą będzie musiała przyrządzać. Chyba jednak nie skupiła się na tekście wystarczająco, bo niewiele z niego zapamiętała. - Miejmy tylko nadzieję, że tym razem niczego nie wysadzę - mruknęła pod nosem, zamykając książkę, której czytanie i tak szło jej opornie.
Faktycznie, Candida zrobiła to dość gwałtownie i z zaskoczenia, mogła najpierw się przywitać albo chociaż zagadać do dziewczyny. Jednak nie pamiętała jej imienia i nie miała gwarancji, że dziewczyna zorientuje się, że to o niej. Dlatego wybrała bezpieczniejsza opcję – najpierw należało zwrócić na siebie uwagę, a dopiero potem mówić. Krwawa bawełna może i wyglądała niepozornie, ale Candy do śmierci będzie opowiadała innym (a nuż swoim potencjalnym uczniom), jak niebezpieczna jest ta roślina i na pewno będzie odradzała niektórym obcowanie z nią. Bądź co bądź dbała o ludzi. – Aż tak nie podoba ci się idea warzenia eliksiru lewitacji? Podobno jest dość trudny, a nazwa sugeruje, że przy tym całkiem przydatny. – Chyba nie rozumiała podejścia dziewczyny do swojej zdobyczy. W ostateczności mogły się przecież wymienić, dla Candy nie było różnicy, co uwarzy. Candy podparła głowę na ręce i spojrzała w książkę Sydney. Och, czyli już teraz czytała, co ją czeka. Hiszpanka kolejny raz pomyślała, że to nie fair, że o kwiecie bawełny w książkach było tak mało, a o zastosowaniu w eliksirach kwiatu – absolutnie nic. – Jeżeli coś takiego się wydarzy, obiecuję zmienić stanowisko – zażartowała.
Rozejrzała się po sali. Wszyscy byli już widocznie zirytowani spóźnieniem nauczyciela. W sumie im się nie dziwiła. Większość padała do sali jak po biegu maratońskim, a okazywało się, że ich pośpiech był niepotrzebny. Gdy jej rozmówczyni wspomniała o eliksirze lewitacji wzruszyła ramionami. Fakt, najłatwiejszy nie był, ale też nie jakiś wybitnie skomplikowany. No i jego efekt średnio do niej przemawiał. - W sumie lewitację można sobie zrobić latając na miotle - odpowiedziała, przyglądając się fiolce. Ona sama nigdy nie czuła pociągu do latania. A już zwłaszcza na miotle. Dla niej był to przedmiot pomagający w sprzątaniu, a nie możliwy pojazd. Wolała swoją deskę czy już nawet rolki od tego niemożliwego wynalazku czarodziejów. Syd ledwie powstrzymała się od żartu w stylu O ile będziesz w stanie to zrobić. Nie wszyscy lubili czarny humor tak jak ona, więc wolała nie zrażać do siebie potencjalnych znajomych. - Nie no. Mam nadzieję, że dzisiaj nie będzie tak źle - powiedziała, z przyzwyczajenia wyłąmując kostki w palcach, alby się rozluźnić.
Harriette Wykeham
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168
C. szczególne : za duży, powyciągany wełniany sweter na grzbiecie, łańcuszek z obrączką na szyi
Jak burza wparowała do klasy i ulgą stwierdziła, że jest przed nauczycielem. Rozejrzała się po ludziach szukając jednej Ślizgonki - długie, brązowe włosy, jej wzrostu... Znała ją tylko z tego opisu. I z charakteru pisma. W końcu zobaczyła dziewczynę pasującą do charakterystyki. Podbiegła do @Maddie Armstrong. - Cześć. Maddie, prawda? Masz może jeszcze tę zapasową fiolkę? Tak jakby, zmieniłam zdanie - zrobiła zawiedzioną minę patrząc to na chłopaka, który okrężną drogą wszedł w posiadanie jej soku, to na Ślizgonkę - No dobra, trudno. Uśmiechnęła się do Maddie, dając do zrozumienia, że nic się nie stało. To była wyłącznie jej wina. Jej leniwego tyłka i tego, że nie potrafiła podjąć decyzji, która trwałaby dłużej niż 10 minut. Na siebie zaś długo gniewać się nie umiała. Już miała wyjść z klasy i wykorzystać wolną godzinę na jakieś gargulki czy coś, kiedy zaświtał jej w głowie genialny plan. Zatrzymała się przy drzwiach, analizując chwilę wszystkie za i przeciw. Ostatecznie wypadła z sali równie gwałtownie co do niej wpadła.
Wróciła po kilku minutach z podekscytowaniem wypisanym na twarzy. Gdzie była? W schowku ze składnikami. Proste metody są zawsze najlepsze. Wyjęła z kieszeni ukradzioną fiolkę i przyjrzała jej się z mieszaniną dumy i wyrzutów sumienia. Otrząsnęła się z tego drugiego. Nie ważne - cel uświęca środki. Usiadła w pierwszym lepszym miejscu i pomachała zdobytym sokiem do Maddie, żeby na 100% nie przejmowała się już tym, że Ette została bez składnika. Rozejrzała się po obecnych i z zaskoczeniem stwierdziła, że nie ma wśród nich @Saga Demantur. A przecież przyszła tu tylko z jej powodu. Była pewna, że jeżeli nie było jej na zielarstwie, to i na eliksirach się nie pojawi. Potem niestety doszły ją słuchy, że Herbata, gdzieś wyposażyła się w sok ze śliwek. Ettie nie mogła oczywiście dopuścić do tego, że jej nemezis nauczy się czegoś, co ją ominie i mimo tego, że bardzo jej się nie chciało, zmusiła się do przyjścia. Ba, nawet się kradzieży dopuściła. A teraz jej nie było... Niech to!
Znowu spóźniona. I choć wcześniej modliła się, by nauczyciela nie było jeszcze w klasie, to kiedy zobaczyła, że faktycznie go nie ma, bardzo się zawiodła. W końcu zdążyła sobie opracować całkiem niezłą wymówkę. Z drugiej jednak strony ucieszyła się. Niektórzy opowiadali o przypadkach, gdy nauczyciele zamykali salę zaraz po rozpoczęciu lekcji, nie wpuszczali spóźnialskich, albo bardzo surowo ich karali. Nieco absurdalne biorąc pod uwagę rozmiary zamku, powinni być nieco bardziej wyrozumiali. Szczególnie dla nowych. Tak, Saga nadal uznawała się za nową i mało prawdopodobne by kiedykolwiek się to zmieniło. Choć Hogwart siłą rzeczy stał się jej drugim domem, wciąż pozostawał odrobinę obcy. - Czeeeść Haaat! - zawołała irytująco wysokim głosem, przechodząc obok Gryfonki. Przeciągnęła każdą samogłoskę, jak dzieci w przedszkolu witające swoją wychowawczynię. Wcześniej miała jakąś cichą nadzieję, że jednak się tutaj nie spotkają. Bo to w końcu eliksiry, więc gdyby znowu skończyły razem w parze mogłoby być nieciekawie (albo właśnie ciekawie, jak kto woli). Ale teraz, podnosząc wysoko głowę i ignorując ją całą swoją postawą, była jeszcze bardziej zadowolona, że zdobyła tę fiolkę z sokiem. Będzie mogła pokazać Wykeham, że jest lepsza. Podeszła do Cándidy, która rozmawiała z jakąś krukonką. - Caramelo. - Zwróciła się do niej pseudonimem chyba tylko dlatego by zaznaczyć ich bliskie relacje przed krukonką. Może czuła się odrobinę zagrożona? - Saga - przedstawiła się, kierując uśmiech w stronę nieznajomej. - O czym sobie rozmawiacie?
Widać było, że dziewczyna i eliksiry się nie lubią i Candy nie miała siły z nią dyskutować. Miała wrażenie, że młodsza dziewczyna jest tu tylko po to, żeby… narzekać? Być? Pokazać, że istnieje? Według Candy było to niepraktyczne i męczące, ale Sydney pod wieloma względami się od niej różniła i Hiszpanka nie powinna się niczemu dziwić. Nawet nie komentowała wypowiedzi o lataniu na miotle. Zaraz do sali wpakowała Ettie. Nie dość, że spóźniona, to jeszcze bez składnika i… znowu zniknęła. Candy pokręciła rozbawiona głową i nie zastanawiała się dłużej nad sposobem życia Gryfonki. Znowu spojrzała na Sydney. – Najwyraźniej masz dzisiaj bardzo dobry humor – odpowiedziała. Ironizowała i miała nadzieję, że Krukonka to wyłapie. Zdążyły wymienić kilka słów, a Ettie wróciła, rozpromieniona. Najwyraźniej znalazła zaginiony składnik. Usiadła jednak dalej, więc Candy nie miała się nawet jak przywitać. – Obiecujesz, że nie będę zbierać twoich resztek z podłogi? – upewniła się. Daleko jej było do Dulce, która uwielbiała krew i wszystkie możliwe wnętrzności. Gdy pomyślała, że musiałaby pobrudzić koszulkę, skrzywiła się. Profesor spóźniła się i to tak bardzo, że Candy nabierała coraz większej ochoty, żeby po prostu wyjść. Trzymała ją tu jedynie chęć wiedzy. Niechże jej wreszcie powiedzą, do czego potrzebuje tej morderczej bawełny! – Leynum! – powiedziała podekscytowana. Nie widziała jej na zielarstwie, dlatego tym bardziej zdziwiła się, że dziewczyna pojawiła się tutaj. – Jak zwykle potrafisz kogoś przekabacić, co? – zażartowała. Chciałaby dziewczyny sobie przedstawić, ale…. Lepiej niech Sydney sama to zrobi, o tak. Najlepiej. Bez żadnych błędów. – Chwalimy się swoimi osiągnięciami w eliksirach – rzuciła zamiast tego.
Przybiegłem tak szybko się dało do Klasy Eliksirów. Nie miałem ochoty znowu się spóźnić jak ostatnim razem, jednakże zajęcia odbywały się z samego rana, a budzik znów mi nie zadzwonił o odpowiedniej porze. Nieco roztrzepany i zaspany wbiegłem z impetem do klasy zastanawiając się jak wielki opiernicz dostane... Na moje szczęście nauczycielki jeszcze nie było. Co za ulga. Szybko przywitałem się ze wszystkimi zgromadzonymi. Rozejrzałem się po klasie i coś mnie tchnęło. Walnąłem typowego FacePalm'a i oparłem się nieco zrezygnowany o ławkę. Zapomniałem... Nosz zapomniałem tego cholernego soku. Fuuuuuck. Miałem dwa wyjścia: albo wrócić do pokoju po sok, albo od kogoś pożyczyć. Pierwsza opcja niestety odpada bo wtedy nie zdążę na zajęcia. Przełknąłem ślinę i zapytałem głośno:- Emmm... Przepraszam.... Nie ma ktoś pożyczyć może soku śliwkowego albo bawełny? Troszkę mi się zapomniało... - W między czasie trochę zawstydzony zacząłem się drapać ręką po głowie. Mogłem się spodziewać, że ludzie teraz mogą pomyśleć o mnie jak o jakimś imbecylu, ale cóż. Bywa... Tak czy siak pozostało mi jedynie czekać na jakąś dobrą duszyczkę i mieć nadzieję, że ma ona bądź on zapasowe składniki na zajęcia... Jeśli nie, to będę musiał szybko wyjść z sali by pani profesor mnie nie zobaczyła. W innym wypadku mogę dostać niezły ochrzan.
Rzeczywiście się spóźniła, ale jej spóźnienie wynikało z tego, że zorientowała się, że ktoś myszkował w jej schowku ze składnikami. Doskonale wiedziała, ile, czego i gdzie ma, więc szybko wywnioskowała, że zaginął flakon soku ze śliwek. Nie musiała się starać, żeby odnaleźć sprawcę. Wiedziała, że znajdzie go na swoich zajęciach. Początkowo chciała go ukarać, ale jednak musiała przyznać, że powinna też pochwalić determinację tej osoby. Większość czasu spędziła na zbieraniu składników do dwóch eliksirów, które uczniowie będą dzisiaj na zajęciach warzyć. Do eliksiru leczącego rany potrzebowała soku z pijawek, żółci pancernika, proszku z kła węża, korzeni stokrotek, liści grimerowca i kwiatu bawełny (o ostatni składnik nie musiała się starać), a do eliksiru lewitacji proszku z chochlików kornwalijskich, wody, listków mięty i, oczywiście, soku ze samosterowalnych śliwek. Zeszło jej się, zanim zebrała odpowiednią ilość i zapakowała do koszyka. Starała się nie potłuc flakonów, żeby składniki nie wymieszały się i nie wybuchły przypadkiem. Gdy weszła do sali, uczniowie wyglądali na porządnie zniecierpliwionych, dlatego Sava od wejścia zaczęła mówić. – Witam wszystkich i proszę o ciszę. Siadać. Mam nadzieję, że każdy z was ma albo kwiat bawełny, albo sok ze samosterowalnych śliwek. Jeżeli nie, proszę o opuszczeni sali – poinformowała i dała im chwilę, żeby przetrawili informację i podjęli tę ciężką decyzję o wyjściu. Po tym jakby się uspokoiło. – Jak się pewnie domyślacie, śliwki potrzebne będą do eliksiru lewitacji, który wcale nie tak łatwo uwarzyć. Bawełna przyda się natomiast do eliksiru leczącego rany. Istnieją dwie wersje tego wywaru. Słabsza, wtedy kwiat bawełny jest zbędny, i mocniejsza. Nauczę was drugiego sposobu, ale musze uprzedzić, że bawełna bywa niewdzięczna – wyjaśniała wszystko rzeczowym tonem. Jednocześnie wyjmowała składniki i ustawiała je na wielkim biurku. Nie posegregowała ich, układała tak, jak jej się trafiło. – Listę składników potrzebnych do waszych eliksirów znajdziecie w podręcznikach, jeden na stronie 124, wśród eliksirów zwykłych, drugi na 240, w dziale z eliksirami leczniczymi. Potem podejdźcie do biurka i wybierzcie to, czego potrzebujecie. Mam nadzieję, ze dla wszystkich starczy – powiedziawszy to, odsunęła się i zniknęła na zapleczu.
KOSTKI NA SKŁADNIKI:
1 – Zapomniałeś podręcznika? Fatalnie! Zerknąłeś pobieżnie do kolegi obok, na szczęście ma przyrządzić ten sam eliksir. Wydawało ci się, że zapamiętałeś wszystko, ale kto go tam wie? Dopiero potem orientujesz się, że to jednak nie było wszystko… 2 – Nie zabrałeś ze sobą swojego cennego składnika, kiedy szedłeś po resztę i gdy wróciłeś, okazało się, że go nie ma! I co teraz zrobisz? Rzuć jeszcze raz kostką. Parzysta – w kolejnym poście szukasz zguby i o kradzież oskarżasz pierwszą lepszą osobę. Nieparzysta – panikujesz, nie wiesz, co robić i gdy widzisz okazję, podkradasz składnik drugiej osobie (która fabularnie jest na lekcji, konkretna postać), niestety to widziała i kończycie skłóceni do końca zajęć. Nieważne, co wyrzuciłeś – na razie pozostajesz bez składnika. 3 – Tak się przeraziłeś, że zabraknie dla ciebie składników, że wyrwałeś się pierwszy. Zabrakło ci jednak ogłady i stłukłeś flakon z proszkiem z chochlików kornwalijskich/proszkiem z kła węża, przez co ucierpiała osoba pod tobą (to była jej fiolka) i, niezależnie od kostek, musi to uwzględnić. Przypomnij jej o tym. Na szczęście ty masz wszystko, czego potrzeba. 4 – Farciarz. Zdobyłeś wszystko, ustawiłeś już na swoim stanowisku, ale przypłaciłeś to nadpalonymi włosami. Ktoś ze strachu, że spłoniesz, rzucił na ciebie Aquamenti. Podziękujesz mu? 5 – No i co z tego, że wyrwałeś się do przodu, zgarnąłeś wszystko, co było ci potrzebne, kiedy… pomyliłeś eliksiry? I jak zamierzasz uwarzyć wywar bez najważniejszego składnika? Szukaj kogoś, kto pomylił się tak jak ty, może się wymieni… 6 – Poszedłeś ostatni, może dlatego, że nie wiedziałeś, co wziąć, ale okazało się, że wszystkiego dla ciebie starczyło. Wracałeś ze składnikami, ale… wyrżnąłeś się o czyjąś torbę i jeden flakon pękł. Zaznacz w poście, co straciłeś.
CZAS NA ODPIS MACIE DO 12.02.
Ostatnio zmieniony przez Sava Raynott dnia Wto Lut 07 2017, 22:35, w całości zmieniany 1 raz
Już myślała, że nigdy nie doczeka się tej lekcji. Osób robiło się coraz więcej, a nauczyciela ani widu ani słuchu. Nie mając zamiaru uczestniczyć w żadnej z rozmów prowadzonych w dość chaotyczny sposób zajęła się rysowaniem. Nie była aż tak utalentowana jak jej narzeczony, jednak potrafiła zrobić odpowiednie cienie i zmniejszyć daną rzecz do odpowiednich rozmiarów po samym przyglądaniu się jej. Dzisiejszym jej celem był obraz wiszący niecały metr od niej. Przedstawiał mały dworek. Ciemne kolory świadczyły, że został on przedstawiony o zmierzchu. Gołe drzewa i zgniła zieleń trawy przyprawiały jedynie o dreszcze. Głównie skupiła się na dworku chcąc ukazać go w innym świetle. Szło jej nawet nieźle, jednak musiała przerwać swoje "arcydzieło". Do klasy weszła nauczycielka rozpoczynając od razu eliksiry. Zdezorientowana dziewczyna zerwała się biegiem do półki ze składnikami, chodź nie miała do niej daleko. W sumie to nawet nie musiała do niej biec. Była prefektem i każdy normalny uczeń przepuściłby ją aby tylko nie zarobić ujemnych punktów dla swojego domu. Pogrążona w swoim myślach nie zauważyła momentu w którym to stłukła słój z proszkiem z kła węża. Nie wytrąciło jej to jednak z równowagi. Ona nie ucierpiała. Krzywiąc się lekko spojrzała na osobę stojącą obok niej. Unosząc brwi do góry nie ruszyła się nawet z miejsca. Czy miała zamiar przepraszać? Nie. - Następnym razem uważaj. - zimny ton głosu mógł świadczyć o jednym Nawet nie waż się mówić czegokolwiek. Zabierając swoje składniki wróciła na stanowisko. Na szczęście miała wszystko. Teraz dopiero mogła odpowiedzieć na pytanie jednego z gryfonów. Mogło być ciekawie, tym bardziej, że przyszło jej coś do głowy. Spojrzała niewinnie na @Arthur Black. - Mogła bym się podzielić bawełną. Tak się składa, że mam dwie. - od niechcenia zaczęła się bawić swoją drugą probówką. - Jednak aby ją dostać musisz ładnie poprosić. - zatrzymała swoje palce spoglądając z chytrym uśmieszkiem na chłopaka.
kostka: 3
Osoba pode mną musi napisać, że została poszkodowana i jej fiolka z proszkiem ze skrzydeł wróżebnika/ proszek z kłów węża została stłuczona. Nie ma tego do sporządzenia eliksiru.
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Fire też lubiła mieć świadomość tego, jak zmienia się otoczenie, aczkolwiek nie zwracała na to aż takiej uwagi. Czujna stawała się dopiero, kiedy wyczuwała zagrożenie, a aktualnie raczej nikt jej nie niepokoił. Na spojrzenia Thomasa udawało się Blaithin nie zwracać uwagi, po wysłaniu liścika powinien odpuścić. Zauważała to, jak Fuck odczytuje dosłownie każdy bodziec. Za to w ogóle się nie rozglądał. Domyśliła się już, że nieobecne spojrzenie nie jest wynikiem charakteru marzyciela bujającego w obłokach, ale najprawdopodobniej ślepoty... Nie wiedziała, jak ma się czuć ani do tego podchodzić. Nigdy nie zetknęła się z osobą niepełnosprawną, sądziła, że w świecie czarodziejskim niemal wszystko da się naprawić. Dlatego postanowiła Ślizgona traktować tak, jak najzwyczajniejszą w świecie osobę - z dużą dozą ironii i dystansu. - Trudne pytanie. - odparła, zastanawiając się nad tą kwestią dłużej. Intencje Blaithin raczej można było określić jako neutralne... Ale zawsze uważała, że zezwolenie na dotyk to pewnego rodzaju wyraz zaufania, chociażby takiego bardzo, bardzo nikłego. Szkotka natomiast sama sobie nie ufała, a co dopiero miała myśleć o osobach jej ufających. Wpatrywała się w oczka Collardo, myśląc również o tym, jak niebezpieczne imię posiada (nie)zwykły pies... - Po prostu zrobię to, co wychodzi mi najlepiej. Zaryzykuję. Mogła najwyżej stracić parę palców. Sięgnęła pod ławkę, żeby ostrożnie musnąć sierść zwierzaka. Nie okazywała strachu w żaden sposób, bo się nie bała. Nawet mimowolnie uśmiechnęła się lekko, czując miękkość futerka psidwaka. Przesunęła dłonią po pyszczku psa i cofnęła dłoń, całą i zdrową. Obserwowała uważnie reakcję chłopaka, zauważając wiele szczegółów. Zresztą samo patrzenie na kogoś tak obdarzonego urodą było dla Fire całkiem przyjemne. Najwyraźniej mimo wszystko odrobinę go uraziła. Właściwie to się nie dziwiła. On nie widział, a ona nie pozwalała się dotykać, pozostawał mu jedynie głos Blaithin, co tylko pogłębiało przepaść między tą dwójką. Poczuła potrzebę powiedzenia czegoś więcej, więc już po chwili dość swobodnie wpadła w zakłopotany ton. - Na ostatnim zielarstwie pracowaliśmy z jakimś paskudnym chwastem przez co mam teraz całe dłonie w takich brzydkich plamach. Wolę nie ryzykować, że pojawią się też na twojej skórze, Fuck. Zerknęła na swoje blade dłonie, a zaraz potem na swojego towarzysza. Ciekawiło ją, czy tym razem też tak łatwo odkryje kłamstwo. W końcu w tonie Blaithin raczej nic go nie zdradzało. Było bardzo neutralne, a zaraz po tym, jak już powiedziała swoje, wpadła na pomysł, że mogła wymyślić jakieś rozległe poparzenia na dłoniach i wmówić mu, że to od tego ma taką ksywkę... Ciekawe. - A na pierwsze imię masz Frederick, prawda? - podparła się brodą o dłoń leniwie. - Z moich inicjałów wychodzi BAD. Też do mnie pasuje. Natomiast ogień... lepsze to niż Blaithin. - stwierdziła beznamiętnie Gryfonka i dostrzegła jedną ze swoich nielicznych przyjaciółek, do której posłała szczery uśmiech. Czy cieszyła się, że ją widzi? Raczej tak, towarzystwo Maddie rzadko przeszkadzało Fire. - Cześć, Księżniczko. Ten palant obok ciebie jest jednym z największych kretynów, jakich Hogwart widział, uważaj. Ale nie przeszkadzajcie sobie - zerknęła na Thomasa, do którego przysiadła się Ślizgonka. Tego spojrzenia nie dało się opisać inaczej niż "nieprzyjemne". Zaczęła bujać się niebezpiecznie do tyłu na krześle. Do sali wpadł Olbrzym, więc Fire pokręciła z politowaniem głową. Zdecydowanie stanowili parę najbardziej nieodpowiedzialnych prefektów w historii tego zamku. No i co to głupie spojrzenie miało znowu znaczyć? Blaithin położyła dłoń na swojej twarzy na chwilę, żeby pokazać jak bardzo żenuje ją postawa Leo. - Jaka szkoda. Chętnie poćwiczyłabym zaklęcia na paru Ślizgonach. - stwierdziła ironicznie Fire, odnotowując wejście nauczycielki. Wcale jej się nie spieszyło do rozpoczęcia zajęć. Obracała kwiatek bawełny w dłoniach, słuchając poleceń psorki. Eliksir leczący rany - nic prostszego. Ruszyła po składniki, zatrzymując się jednak na chwilę i zerkając na Fucka. - Jakby co mogę ci mówić, których rzeczy potrzebujemy, a których nie. - stwierdziła swobodnie, a po kilku minutach mieli już wszystko idealnie dobrane i odmierzone. Blaithin nie potrzebowała nawet zerkać cały czas na instrukcję, bo słyszała o tym eliksirze. Tyle, że nagle ktoś rozbił jej proszek z kłów węża. Z prawdziwą żądzą mordu podniosła spojrzenie na jakąś Ślizgonkę. - Tak się składa, że to ty masz problemy z koordynacją albo najadłaś się eliksiru dezorientacji, kretynko. Doradzam wyjście z sali zanim jeszcze coś zniszczysz. Pięć punktów od Slytherinu. - powiedziała wyjątkowo lodowatym tonem, wbijając w nią wzrok. Nie miała ważnego składnika i już chciała się tym w jakiś sposób zająć... Nagle coś się rozlało, ktoś machnął różdżką, ktoś krzyknął i Fire zorientowała się, że jej włosy buchają prawdziwym ogniem. Gorąco liznęło policzek dziewczyny, przyprawiając ją o szybsze bicie serca. Płomienie jednak nie przerażały Szkotki na tyle, żeby zaczęła panikować. Jak najszybciej sięgnęła po swoją różdżkę, ale już ktoś chlapnął na nią zaklęciem i kilka wiader wody ugasiło Gryfonkę. Poczuła przejmujące zimno i nieprzyjemnie ciasno przylegającą do niej szatę. Uświadomiła sobie, że Fuckowi też mogło się coś stać i zwróciła w jego stronę. - W porządku? - po czym zgarnęła mokre kosmyki włosów z czoła... Z niepokojem pomacała, czy dużo spłonęło. Mimo wszystko wiedziała, że da się to naprawić odpowiednimi eliksirami. - Co za kretyn nie potrafi panować nad swoimi łapami, do jasnej cholery?! Gotowa odjąć danej osobie 50 punktów, powiodła wzrokiem po każdym po kolei, zatrzymując go dłużej na tamtej ciemnowłosej Ślizgonce (Ori). Fakt, że cała ociekała wodą trochę psuł efekt grozy.
Ona naprawdę była kiepska z eliksirów. I właściwie to była też przerażona całą ideą tych zajęć, bo czuła się niepewnie nie tylko w warzeniu magicznych wywarów, a tak naprawdę czymkolwiek, co było z eliksirami związane. Ruth zdawała sobie sprawę, że będą prawdopodobnie pracować samodzielnie, toteż od początku lekcji zamiast uskuteczniać pogaduszki ze znajomymi, zbierała się w sobie, żeby być maksymalnie skupiona. Przyszła Raynott, wstępnie przekazała plan lekcji i ludzie poderwali się do góry po składniki. I w tym momencie plan bycia skupionym na eliksirach szlag trafił. Ruth miała przy sobie tylko sok ze śliwek, a nie była niestety osobą, która przebojem wyrwałaby się do przodu, rozpychając łokciami, żeby pozostałych składników także jej starczyło. No, może w niektórych aspektach życia była dość...bezkompromisowa, ale lekcje praktyczne na pewno nie były jednym z nich. Niemniej jednak trochę zdjął ją strach, że nie zostanie dla niej składników ( z czego nawet by się pewnie ucieszyła, jeśli musiałaby teraz opuścić salę), bo w końcu obiecała sobie, że podciągnie się z tego wymagającego przedmiotu na koniec studiów. Mijając rząd uczniów jakoś udało jej się zdobyć swoje rzeczy konieczne do sporządzenia wywaru, a że była też przy okazji typowym słoniem w składzie porcelany, strąciła niechcący czyjąś fiolkę. Ta rozbiła się na kawałeczki marnując innemu uczniowi jego składnik. Brawo Ruth! Jak widać mogłaś przebić runięcie biustem prosto w twarz Ministra Magii, niszcząc komuś szanse na uwarzenie eliksiru. Tak trzymaj, a wszyscy będą cię kochać. Jak obskurusy. Przepraszającym wzrokiem spojrzała na właściciela fiolki. -Wybacz - zaczęła, przygryzając z zakłopotania wargę. Jakby jej przeprosiny miały teraz coś dać.
kostka: 3 (osoba pode mną straciła flakon z proszkiem z chochlików kornwalijskich/proszkiem z kła węża)
Kiedy nauczycielka pojawiła się w sali, Andrea wysłuchała uważnie jej słów a potem rzuciła wzrokiem na przepis w książce. Wyrwała się przed szereg i lecąc jak na złamanie karku po składniki nie wzięła pod uwagę drobnego faktu... pomylenia eliksirów. Zorientowała się dopiero wtedy, gdy wróciła na swoje miejsce. Na domiar złego, kiedy chciała odłożyć te składniki z powrotem na stolik, Ruth rozbiła jej jedną z fiolek... - Nic się nie stało - machnęła ostatecznie ręką, siadając na swoim miejscu. Wzrokiem jednak szukała kogokolwiek, kto będzie się z nią w stanie wymienić a do tego będzie posiadał bonusowy proszek z kła węża. Znając jednak galerię zebranych osobistości wiedziała, że to nie będzie wcale takie proste.