W tej sporej klasie, będącej w lochach mieści się około dwudziestu kociołków, na specjalnych palnikach. Zwykle panuje tu dość niska temperatura, co jest szczególnie uciążliwe zimą. Przez brak okien jedyne światło dają tu lampy wiszące na ścianach. W rogu klasy znajduje się gargulec z którego uczniowie mogą czerpać wodę potrzebną do warzenia mikstur. Przy prawej ścianie natomiast mieszczą się gabloty po same brzegi wypchane różnymi składnikami.
Opis zadań z OWuTeMów:
OWuTeMy - Eliksiry
Wchodzisz do Klasy Eliksirów, być może się denerwując, a być może nie. W każdym razie w tym momencie ważą się Twoje losy jeżeli chodzi o ten egzamin. Wybrałeś Eliksiry. Dobrze. Stajesz więc pośrodku sali, przed tobą znajduje się stolik, przy którym siedzi znana Ci Sava Raynott oraz dwoje nauczycieli ze Szkoły Magii Riverside. Jeżeli jesteś z tej szkoły i ucieszyłeś się, że będziesz mieć fory, to niestety, ale muszę Cię zawieść, bowiem oboje wyglądają na takich, których nie wzruszyła Twoja obecność. To Twoja komisja, która skrzętnie wszystko notuje za pomocą samopiszących piór, więc mają mnóstwo okazji do przypatrywania się Tobie i słuchania tego, o czym mówisz. Także dobrze się zastanów nad odpowiedziami i czynami! Nie zapomnij się także przedstawić na początku. Na biurku oprócz pergaminów i kałamarzy stoją dwie czary, z których unosi się czerwony dym. Na jednej z nich świeci się napis „teoria”, na drugiej zaś „praktyka”. Komisja wyjaśnia Ci, że musisz wylosować jedno pytanie z tej pierwszej i jedno zadanie z drugiej. Możesz zacząć od którejkolwiek chcesz. Gdy sięgasz po kartkę i ściskasz ją w dłoniach, ta zamienia się w coś na kształt wyjca, który jednak nie krzyczy, tylko spokojnie zadaje Ci pytanie bądź wyznacza zadanie. Jak Ci poszło?
Zasady: Rzucasz czterema kostkami w specjalnym temacie do rzutów na egzaminy zgodnie z zasadami owutemów oraz rzutów. W tym temacie powinien pojawić się post z przeżyciami oraz działaniami postaci oraz specjalny kod, podany na dole posta.
Oceny: Ocena z egzaminu to suma punktów za pierwsze i drugie zadanie (plus dodatkowe punkty) według następującej rozpiski: 2-3 - Okropny 4-5 - Nędzny 6-7-8 - Zadowalający 9-10 - Powyżej Oczekiwań 11-12 - Wybitny Dodatkowo, za każde 8 punktów w kuferku z eliksirów można dodać +1 do punktów.
Opis zadan:
teoria:
Pierwsza kostka:
1 – Zidentyfikuj eliksir po składnikach - muchy siatkoskrzydłe, pijawki, ślaz, rdest ptasi, sproszkowany róg dwurożca, skórka boomslanga. (odp - eliksir Wielosokowy) Jakie działanie ma ten eliksir? (na godzinę zmienia osobę, która go wypije, w kogoś innego - kawałek ciała tej osoby musi znaleźć się w wywarze). 2 – Podaj właściwości fizyczne eliksiru Słodkiego Snu. (odp. biały, gęsty, zapach cynamonu) Jak można go podawać? (doustnie, poprzez nasączenie pokarmu lub dolanie do napoju) Jakie są jego skutki? (sen bez snów) 3 – Jak poznać, czy Armortencja jest uwarzona prawidłowo? (odp. blask bijący od wywaru, para unosząca się w charakterystycznych spiralach) Jaki jest zapach Amortencji? (każdy odczuwa go inaczej, woń kojarzona z zapachami, które wydają się dla danej osoby najprzyjemniejsze) 4 – Podaj cztery składniki Eliksiru Skurczającego. (odp. korzonki stokrotek, figi, dżdżownica, śledziona szczura, sok z pijawek) Jakie jest antidotum na ten eliksir? (Wywar Dekompresyjny) Działanie jakiego, innego niż Skurczający, eliksiru niweluje to samo antidotum? (Eliksiru Rozdymającego) 5 – Opisz działanie wywaru Tojadowego i podaj, jaki składnik niszczy działanie eliksiru (odp. działanie - wilkołak podczas przemiany zachowuje świadomość i ludzki umysł; cukier) Przez kogo został wynaleziony? (Damokles Belby) 6 – Ile trwa przyrządzenie Veritaserum? (pełny cykl księżyca) Co to za eliksir? (najsilniejszy eliksir prawdy) Podaj nazwę antidotum. (nazwa antidotum nie jest znana)
Druga kostka:
Oznacza ilość punktów, otrzymanych za odpowiedź. 1 to odpowiednio 1 punkt, 2 - 2, itd.
praktyka:
Pierwsza kostka:
1 – Przyrządź Bełkoczący Napój. 2 – Przyrządź eliksir Młodości. 3 – Przyrządź eliksir Muzyczny. 4 – Pogrupuj składniki według kolejności, w jakiej dodaje się je do eliksiru Ridikuskus. 5 – Ze składników wybierz te, które potrzebne są do uwarzenia eliksiru Gregory'ego. 6 – Przyrządź eliksir Kłopoczący.
Druga kostka:
Oznacza ilość punktów, otrzymanych za wykonane zadanie. 1 to odpowiednio 1 punkt, 2 - 2, itd.
Na końcu posta należy dodać następujący kod:
Kod:
<retroinfo>Kuferek - eliksiry:</retroinfo> wpisz ilość punktów w kuferku z tej dziedziny <retroinfo>Wyrzucone kostki - teoria:</retroinfo> wpisz kostki za teorię <retroinfo>Wyrzucone kostki - praktyka:</retroinfo> wpisz kostki za praktykę <retroinfo>Suma:</retroinfo> wpisz sumę kostek opisujących punkty za praktykę i teorię oraz ewentualnych punktów bonusowych za punkty z kuferka <retroinfo>Ocena:</retroinfo> wpisz ocenę <retroinfo>Strona - losowania:</retroinfo> Wpisz stronę z odpowiedniego tematu, na której były losowane kostki
Dziewczyna nigdy nie była dobra w planowaniu zemst. Albo inaczej, była świetna w planowaniu, ale fatalna w ich organizowaniu. Kiedy ostatnio chciała się zemścić na pewnej osobie po prostu go polubiła i przez to obecnie mieli całkiem w porządku relacje. Tym razem skończyło się trochę gorzej. Zemsta polegała na tym by stworzyć eliksir miłosny i zmusić chłopaka do wypicia. Zebrała więc wszystkie potrzebne składniki i zaraz po tym wybrała się do Klasy Eliksirów. Chwilowo nie odbywały się tu lekcje, więc liczyła, że nikt jej nie będzie przeszkadzał. Rozłożyła swoje rzeczy, między innymi kociołek i wzięła się do roboty. Na początku szło jej całkiem nieźle. Zdawało jej się, że ów eliksir pachnie tak, jak powinien i konsystencję również ma dobrą. Zostało kilka ostatnich ziół. Wtedy zauważyła jednak, że do okna dobija się jej papuga z jakimś listem. Bezmyślnie pozostawiła mieszankę na pełnym ogniu i podeszła otworzyć okno. To był błąd dzisiejszego dnia. Zbyt długo ważony eliksir zaczął zmieniać kolor – z różowego, przez żółty aż do czarnego. A czarna maź poczęła wylewać się z kociołka. Jakby się mnożyła – nie miała końca! Spływała po stole prosto na podłogę. Nie wydawała się żrąca, ale śmierdziała jak zgniłe jaja. Z piskiem dziewczyna wskoczyła na pobliskie krzesło widząc, że na ziemi jest tego coraz więcej i więcej. O cholera! Nabroiła!
Rasheed Sharker
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 191cm
C. szczególne : Wysoki wzrost, blizny: trzy linie oplatające jego prawą dłoń
Zdecydowanie prosiła się o nauczkę. Tego jeszcze brakowało, aby wszyscy prefekci musieli uganiać się po szkole za małolatami, aby ochrzaniać je za różne rzeczy. Prościej byłoby po prostu donieść na nią Hampsonowi, ale wtedy dysponowała listem, który sam jej wysłał. Rety, a trzeba było posłużyć się patronusem. Mniejsza możliwość nakrycia, no ale cóż, Rekiny mądre po szkodzie. Łaził po zamku już od dobrych dwudziestu minut, próbując odszukać Brockway. Kiedy odwiedzał skrzydło Salem, oczywiście uwierzył tym półmózgom, że wyszła i pewnie tym samym dał się zrobić w hipogryfa, ale nie zrażał się. Kiedy chciał, potrafił być naprawdę bardzo wytrwały… chociaż to chyba był jedynie ośli upór. No nic, w każdym razie błądził korytarzami, próbując odszukać dziewczynę. Niemalże w każdym zakamarku, jaki mijał zaczynały szeptać cicho węże. Wspomagał się nimi, idąc za ich sykami i chrząknięciami i w gruncie rzeczy sądził, że oszalały, kiedy nogi zaprowadziły go wprost pod klasę eliksirów. Spojrzał z powątpiewaniem na drzwi. Bonmer go zamorduje, jeśli go tutaj nakryje, ale co tam, raz się żyje. Ledwie zdążył nacisnąć klamkę, a już wiedział, że dobrze trafił. Pisk Vittori był wystarczającym ostrzeżeniem przed niespodziewanym, dlatego ledwie zdążył przekroczyć próg, a już dostrzegł co się święci. Zaklął w swoim ojczystym języku, wskakując na pierwszą z brzegu ławkę. - Zwariowałaś? Chcesz nas otruć? - warknął na młodszą koleżankę, przeskakując z ławki na ławkę, aby znaleźć się bliżej szafy z ingrediencjami. W pewnym momencie poślizgnął się, najpewniej na księżycowej rosie, ale udało mu się złapać równowagę. Ponownie zaklął, celując różdżką w szeregi słojów. Poszukiwał czegoś, ale chyba sam nie wiedział czego. - Co tak stoisz? Szukaj czegoś co to odwróci!
Generalnie słowo „wyszła” byłoby prawdą prawie zawsze nie licząc środka nocy. W pokoju nie spędzała zbyt wiele czasu. Nie miał dobrych relacji z uczniami z Salem. Mimo iż wielu z nich niegdyś było jej dobrymi kolegami, to po wypadku kiedy zniknęła na prawie pół roku... Cóż. Ciężko było odzyskać stare przyjaźnie. Szczególnie, kiedy przez pierwszy miesiąc człowiek ciągle udaje, oszukuje i kłamie. Dobrze, że zmieniło się to niedawno. Tylko to właśnie przez to zapoznała osobę, z której powodu chciała zrobić amortencję. I to przez nią sala eliksirów płynęła właśnie jakimś glutem! Stojąc na krześle i z papugą na głowie przeglądała w głowie wszystkie możliwe zaklęcia. Jednak żadne nie przychodziło jej do głody. Owszem, nie była tumanem w dziedzinie zabawy różdżką. Ale zdecydowanie lepiej czuła się w eliksirach! Czego obecnie nie było widać, ale to... To chwila nieuwagi, nie brak wiedzy! Tak czy siak stała jak durna na tym krześle aż drzwi się otworzyły. Spojrzała w ich stronę i dostrzegła. A kto to? Kojarzyła gościa, ale w Hogwarcie było tak dużo ludzi, że generalnie pewnie by nie odróżniła dyrektora od woźnego. - Ej! To już tak był jak tu przyszłam! - Krzyknęła, ale jej mina pokazywała, że nie ma w tym ani ziarnka prawdy, więc szybko dodała – To przypadkiem!- Spoglądała jak ten zgrabnie jak jakaś gazelka skacze po ławkach i kombinuje co z tym fantem zrobić. Kiedy po raz kolejny się do niej odezwał uniosła lekko jedną brew. Sorki, ale ona nie miała za bardzo pomysłu jak ich poratować w tej sytiacji. - Mój bohaterze! Chciałeś nim być, to teraz kombinuj. Ja nawet nie wiem co to jest za paskudztwo – Odpowiedziała patrząc, czy to czasem nie przepala podłogi. Na szczęście nie. Jedynie strasznie śmierdziało, dlatego zrobiła jedyną mądrą rzecz jaką mogła i pootwierała wszystkie okna będące blisko jej ławki. Boże, dlaczego to cały czas wyłaziło z jej kociołka!
Rasheed Sharker
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 191cm
C. szczególne : Wysoki wzrost, blizny: trzy linie oplatające jego prawą dłoń
Siłą rzeczy, on musiał ją kojarzyć. Salemczycy rozplenili się dla niego jak najgorsze wszy, więc z reguły nie znał nawet ich twarzy, tak szybko pojawiali się i znikali, ale Vittoria zasłużyła sobie na skojarzenie buźki z nazwiskiem. Kiedy ktoś przychodzi do niego, aby zrobił z kimś porządek to z reguły zdarza mu się go zapamiętać, a to, że ona nie kojarzyła jego to w zasadzie nic dziwnego. W Hogwarcie uczyła się masa dzieciaków i ciężko było spamiętać ich wszystkich, zwłaszcza, że w zasadzie wcale nie trzeba było utrzymywać kontaktu z każdym. Jednakowoż, o ile tylko Brockway kojarzy szkolne insygnia, tak powinna zgadnąć z kim na do czynienia. Kiedy tylko znalazł się przed szafką z ingrediencjami, Rasheed odwrócił się w jej stronę, trochę poirytowany, a trochę rozbawiony jej słowami. - Taki ze mnie bohater jak z bahanki broszka. - poinformował, nie mogąc się powtrzymać. Wtedy też na jego piersi dało się zauważyć srebrno zieloną plakietkę z wężem. Odznakę prefekta. Wystarczyło tylko skojarzyć. - Wywal kociołek za okno. - polecił jej nagle, bardzo ciekaw czy naprawdę byłaby w stanie to zrobić. Dał jej kilka sekund na reakcję zanim, z rozbawioną miną, rzucił na kociołek zaklęcie. - Evanesco. Niewerbalnie, bo i dlaczego nie, ale jedno było pewne - czar musiał dać pożądany efekt. Śmierdząca maź zniknęła z kotła, czego jednak nie można było powiedzieć o podłodze. - Co warzyłaś? - dopytał, wybierając na chybił trafił kilka słojów i fiolek, która miały chyba pomóc w pozbyciu się efektów Vittoriowej swawoli. - Dalej, przyznaj się to może usuniemy to zanim wyrzucą nas ze szkoły za Twoją ignorancję na eliksirach. Mistrzem subtelności w takich chwilach to on nigdy nie był, ale teraz chociaż nie można było wyraźnie stwierdzić czy żartuje czy nie, taką miał minę.
Nie wiedziała co takiego złego Anglicy widzą w nich, Amerykanach. Ten konflikt narastał i narastał z dnia na dzień. Zanim i ona się tu przeniosła słyszała o podpaleniach, za które winę zrzucano właśnie na przyjezdnych i uważała to za śmieszne. Niby dlaczego mieli by to robić? Owszem, mało który z nich był tu tak chętnie – woleli swoją szkołę. Jednak to na pewno w niczym by nie pomogło. Wręcz przeciwnie. Akurat ona dałaby wiele żeby móc znowu uczyć się w Salem. Niestety, ale ojczym zamiast jej dać spokój po tej całej tragedii wcisnął ją do Hogwartu. Stać go było na to by ustawiać jej życie jak chciał, czego nie znosiła. Jedno jednak zawdzięczała temu wszystkiemu. Poznała kilka naprawdę ciekawych osób. - To fakt – Odpowiedziała wystawiając lekko język w jego stronę i machając rękami w stronę okna tak, jakby to w jakikolwiek sposób miało pomóc paskudnej woni w ucieczce z tego pomieszczenia. Poza tym nie zamierzała nic więcej robić. Miała tendencję do robienia sobie krzywdy, więc lepiej nie kombinować. Jeszcze ich wysadzi czy coś. - Tak jasne! Żeby ktoś dostał głowę i żebyś miał potem powód do doniesienia na mnie prefekt... O kuźwa – Odznakę zauważyła chwilę temu. Moment w którym przerwała swoją zbulwersowaną wypowiedź i otworzyła szerzej oczy. To była ta chwila kiedy połapała się z kim właśnie rozmawia. Właściwie, to nie przejęła się tym jakoś bardzo jeśli chodzi o jego stanowisko – bardziej o to, że machnęła niezłą głupotę. Poza tym nie bardzo chciała mieć kłopoty. - O, udało się – Zamrugała zaskoczona. Spojrzała na podłogę, a potem ma niego – Z ziemią się nie da tego samego zrobić? - Spytała z cichą nadzieją. Ze znajomości zaklęć nie dostawała nigdy dobrych ocen. Szok, że udało jej się wyczarować patronusa. Jednak teoria i praktyka mało kiedy chodziły w parze w jej przypadku. - Eee... - Podrapała się po policzku nie do końca będąc pewną, czy powinna mu to powiedzieć. Ale może faktycznie nie warto spowodować by zarówno ona jak i on wylecieli ze szkoły. Nie bardzo miałaby gdzie pójść, a tutaj doświadczała pewnego rodzaju wolności od cholernej rodziny – Eliksir miłosny. Ale nie zamierzałam temu nikogo podać! Znaczy zamierzałam, ale on by o tym wiedział – Wytłumaczyła się chcąc uniknąć dalszych nieprzyjemności. Bo może podawanie tego innym uczniom było tutaj nielegalne, czy coś?
Rasheed Sharker
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 191cm
C. szczególne : Wysoki wzrost, blizny: trzy linie oplatające jego prawą dłoń
Nie potrafiłby jej tego wytłumaczyć nawet wtedy, gdyby zapytała na głos. Nigdy nie potrzebował wiele, aby kogoś nienawidzić, więc jaki był problem w tym, aby nie darzyć sympatią wszystkich tych, którzy postanowili zrobić z jego szkoły przytułek dla biednych i przypalonych? Zadzierali wciąż nosa, uważając się za prawdziwą elitę, podczas gdy dla niego byli po prostu podrzutkami i w większości nie zasługiwali nawet na to, aby łazić za nimi i wlepiać im szlabany, co zresztą było chyba walką z wiatrakami. Czy któreś z nich, jak dotąd, przejęło się jakąś karą zleconą przez nauczyciela lub prefekta? Rasheed nie zaobserwował podobnego zjawiska. Od lat pełen był nienawiści i zgorzknienia, którymi bez problemu potrafił obdarzyć innych ludzi, ale Vittoria chyba na razie nie kwalifikowała się do grupy, która wiecznie dostawała od niego po uszach, chociaż w zasadzie to chyba powinna. Zignorowała jego list, czym zasłużyła na jego małą zemstę, którą bardzo prosto było na niej przeprowadzić, zwłaszcza, że sama zdążyła się wkopać. Obserwował jak zmieniał się wyraz jej twarzy, kiedy załapała o co chodzi, a kiedy przyznała się, że próbowała uwarzyć amortencję, jedynie uśmiechnął się przebiegle. - No tak właściwie to się da. - przyznał, zaprzestając pokazowego gmerania w ingrediencjach i po prostu usunął smolistą maź, swobodnie siadając na ławce, po której dopiero co skakał. Zmierzył Vittorię oceniającym, a jednocześnie odrobinkę rozbawionym spojrzeniem. - Teraz już mam dwa powody, aby zaprowadzić Cię do Hampsona. Poinformował ją, chociaż tak naprawdę to miał trzy. Ignorowanie wezwania również mogło zostać ukarane. Nagle zastanowiło go coś jeszcze i po prostu nie potrafił powstrzymać ciekawości. - Poza tym „on wiedziałby o amortencji”? Co za głupota. Po co komuś podawać ten eliksir, jeśli miałby być świadom tego co pije? - i gdzieś między nimi zawisło chyba coś jeszcze. „Nie łatwiej użyć imperio?” Zaklęcie było łatwiejsze do kontrolowania od sztucznej miłości zakrawającej o obłęd, a po co jeszcze warto w sobie kogoś rozkochiwać? Przecież wiadomo, że chodziło o sprawowanie nad kimś władzy.
Chyba tacy byli wszyscy ślizgoni. Jednak choć ona ślizgonką nie była również potrafiła znienawidzić kogoś bardzo szybko. Chodziło tu jednak o to, że Vittoria po prosty oceniała ludzi bardzo pochopnie. Wystarczyło zamienić z kimś jedno słowo (a czasem nawet nie) by wyrobiła sobie na jego temat konkretnie zdanie. Szufladkowała wszystkich na osoby lubiane, tolerowane, zabawne, irytujące i wiele innych kategorii. Później bardzo ciężko było się z tego wyrwać. Co myślała o prefekcie? Że jest sympatyczny i najwyraźniej swoje obowiązki traktuje z przymrużeniem oka. Dobrze, że trafiła na niego. Nie chcę nawet myśleć co by się stało, gdyby ten armagedon zauważył któryś z nauczycieli – np. Bonmer od eliksirów. Miałaby ogromne kłopoty! - O, widzisz jaki jesteś zdolny. Brawo. +20 punktów dla Slytherinu – Powiedziała rozkładając ręce w charakterystycznym ukazaniu słowa „Tadam!”. Czując się już bezpiecznie zeszła z ławki, co by nie wyglądać jak jakaś przyczajona na skale pantera czy inne kocisko. Kobiety podobno właśnie te zwierzęta przypominają, a Titi to już szczególnie (chociaż kotów nienawidziła). Choćby dlatego, że chodziła własnymi ścieżkami i wiele jej zachowań zależało od kaprysu – a raczej od chwili, była po prostu spontaniczna. - Ale po co zakłócać dyrektorowi spokój? Załatwmy to po cichu, między sobą – Zaproponowała podchodząc bliżej i spoglądając na niego błagalnym spojrzeniem. Na prawdę nie chciała robić sobie w tej szkole kłopotów. Póki mało kto traktował ją jak „kolejną wkurzającą dziewczynę z Salem” chciała z tego korzystać. Szczególnie, że w Hogwarcie naprawdę lubiła niektóre osoby. - Z ciekawości? Nie chciałbyś wiedzieć jak zachowujesz się po amortencji? Czy będąc świadomy byłbyś w stanie kontrolować wszystkie swoje odruchy? To dość dziwaczne uczucie – Już zdarzyło jej się być pod wpływem tego eliksiru i wiedzieć o tym. Pamiętała, że jej ciałem targały bardzo silne ochoty, których nie mogła opanować. Była w pełni świadoma wszystkiego co robi i nawet jeśli niektórych rzeczy nie chciała, to jednak jakby nie panowała nad swoim ciałem. Nad tym co mówi, nad tym co pojawia się w jej głowie, a już najbardziej nad tym, co robi. I w tym wszystkim nie chodziło o władze. O malutką zemstę w stylu oko za oko. Dlatego jak będzie miała okazje zrobi ten eliksir. Tylko, że będzie bardziej uważać, żeby nie doprowadzić ponownie do takiej sytuacji.
Rasheed Sharker
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 191cm
C. szczególne : Wysoki wzrost, blizny: trzy linie oplatające jego prawą dłoń
Przyglądał się jej z pewną dozą ciekawości, wymieszanej z niejasną irytacją. Przypominała mu trochę te wszystkie wysoko urodzone Brytyjki, jakie zdarzyło mu się poznać. Wyglądała zbyt niewinnie jak na dziewczynę mającą problemy z alkoholem i zdecydowanie nie chciał jej nie doceniać. Po jej pochlebstwie zmarszczył brwi, jakby nie będąc pewnym w jaki sposób je rozczytać. Może nawet chciałby w jakiś sposób uszczypnąć ją delikatną złośliwością, żeby nie poczuła się za pewnie, ale podarował to sobie, gdzieś wewnątrz swojej głowy machając dłonią jak niezdecydowana kobieta. Dalsza część programu już bardziej mu się podobała. Uwielbiał uczucie, jakie właśnie zaczęło go wypełniać. Poczucie sprawowania nad kimś swego rodzaju władzy i roztaczania kontroli nad jego dalszymi losami. Chyba tylko z tego powodu nie oddał jeszcze swojej odznaki, bo wiara w lepsze jutro oraz prowadzenie przez życie sierotek pokroju Hollywood jakoś niezbyt mocno go wciągały. Ba, można nawet powiedzieć, że zaczynały męczyć. Uśmiechnął się, na pozór miło i układnie, ale gdzieś pod tym pierwszym wrażeniem kryła się podstępność, a może i nawet odrobina kpiny? Ciężko było to wyczuć i rozszyfrować, a Rasheed wcale nie zamierzał w tym pomagać. - Tak? - rzucił pytająco, opierając swobodnie łokcie na udach, a policzek o dłoń. - Więc słucham. Teraz powinna chyba coś zaproponować, prawda? Albo wypowiedzieć jakieś „błagam, oszczędź mnie, a pójdę wypolerować Twoją miotłę”. Cóż, nie w dosłownym znaczeniu, jeśli rozumiecie o co chodzi. W każdym razie był bardzo ciekaw czym teraz się z nim podzieli, skoro już okazał gotowość do współpracy. Skrzywił się nieznacznie, kiedy usłyszał jej pytanie. Czy chciał to wiedzieć? - Nie. - stwierdził, właściwie wcale się nie wahając. Nigdy w życiu nie chciałby utracić kontroli nad swoim zachowaniem, gdyż to była najważniejsza rzecz, jaka trzymała jego psychikę w całości po tych wszystkich odejściach ważnych dla niego ludzi. Kontrola stała się dla niego tak ważna jak oddychanie. - Próbowałaś? - zapytał, chociaż znał już odpowiedź. Zawsze warto było się upewnić, a ciekawość zaprowadziła go nawet jeszcze dalej. - Opowiesz mi? Czy miała jakieś podstawy do zdradzania mu tak prywatnych szczegółów z jej życia? Właściwie to żadnych, ale co mu szkodziło zapytać po dobroci? W razie potrzeby i tak wyciągnie z niej te informacje za pomocą legilimencji. Ciężko było odmówić mu jakiejś informacji odkąd w stu procentach ją opanował.
Wysoko urodzona Brytyjka? No cóż, wprawdzie przez jakiś czas mieszkała w rezydencji ojczyma, który pieniędzmi mógł szastać na prawo i lewo. Jednak nigdy z tego nie korzystała. Nie bardzo mogła, a gdy mogła – nie chciała. Zawsze matka ją uczyła, że powinna sama móc na wszystko zapracować i wpoiła jej tą myśl naprawdę głęboko do głowy. To, że ów kobieta sama teraz żyła na utrzymaniu faceta i miała gdzieś córkę nie zmieniło poglądu Titi na tę sprawę. Dlatego nie mam pojęcia co w nie z wysoko urodzonej panienki. Problem z alkoholem... Oh, to temat rzeka. Obecnie jest na kontrolowanym tylko przez siebie 'odwyku'. I wytrzymała już ponad tydzień, a to całkiem nieźle biorąc pod uwagę fakt, że wcześniej w barach bywała niemal codziennie. O, no to w ten sposób korzystała z pieniędzy ojczyma – dostawała na tyle wysokie kieszonkowe, że mogła sobie pozwolić na to by całe przepić. Teraz starała się pozbyć tego paskudnego nałogu choć gdy zaczynały się problemy często miała ochotę znów ujrzeć dno kieliszka z ognistą. Nie jestem pewna, czy nad Vittorią dało się sprawować władzę. Nie znosiła tego, więc jeśli tylko poczuje, że ktoś chce to robić, to raczej mu na to nie pozwoli. W tej chwili jednak uważała to tylko za przekomarzanki i dlatego też w jej głowie nie podniósł się żaden alarm żeby to prefekt próbował ją kontrolować, czy coś. - To może... - Powiedziała cicho i podeszłą bliżej do chłopaka. Kucnęła sprawiając, że ich głowy były niedaleko siebie, a ona miała wygodniej spoglądać mu w twarz. Przez chwilę trwała tak w milczeniu, ale dość szybko wróciła do pomysłu „jak ukryć ich małą tajemnicę”. - Nie chcesz jakiegoś ciacha, czy coś? - Wypaliła pierwsze lepsze, co przyszło jej do głowy. Przykro mi, ale dziewczyna nie jest raczej z tych, co by osiągnąć jakikolwiek cel pakują się facetowi pod szatę. Nie powiem, żeby nie miała przelotnych znajomości w swoim życiu przez ostatnie 2 lata, a tym więcej pod wpływem alkoholu. Tylko, że będąc tutaj wiele się w jej życiu zmieniło. I chciała być w porządku wobec siebie. - Przypadkiem. Śmieszna sprawa. Masz pełną świadomość tego, co robisz ale się nie kontrolujesz – Nie zamierzała mu opowiadać większej części okoliczności. Do zwierzeń, to raczej nie była pierwsza. Poza tym jeszcze przypadkiem powiedziałaby co dokładnie wtedy robiła i za sprawą kogo amortencja dostała się do jej ust. A to właśnie na tej osobie planowała swoją małą zemstę, która przesunęła się w czasie przez tą małą katastrofę, którą urządziła. Na szczęście kryzys zażegnany. Wystarczyło tylko jakoś wyperswadować chłopakowi (którego imienia ni cholery nie mogła sobie przypomnieć) żeby nikomu na nią nie doniósł.
Rasheed Sharker
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 191cm
C. szczególne : Wysoki wzrost, blizny: trzy linie oplatające jego prawą dłoń
Teatralność gestów i mylące pierwsze wrażenia. Nie była tym, za kogo uważano ją przy pierwszym spojrzeniu, a już samo to przypominało mu bankiety matki. Był na dziesiątkach i za każdym razem przewijał się tam podobny schemat. „Nie, dziękuję, nie piję”, a potem znajdowali je półnagie, gdy rozdarły sukienkę o najdroższą rzeźbę Penelopy, nie będąc w stanie utrzymać równowagi na schodach. Tylko czy tej zasady nie można było zastosować do wszystkich? W zasadzie to tak, ale nie gdy było się Rasheedem. Vittoria już wpadła w pułapkę jego szufladkowania jeszcze przed tym zanim ją poznał. Spodziewał się, że będzie po niej widać zamiłowanie do procentów, o którym usłyszał od informatora, a tymczasem zachowywała się względnie spokojnie, a nawet wdzięcznie. Jeśli już przełknęło się to, że zupełnie zignorowała jego list. Jej propozycja była tym elementem niespodziewanym, którego trochę mu brakowało przez kilka ostatnich chwil. Spodziewał się lamentów lub powoływania się różne idiotyczne powody typu urok osobisty czy przysługi w przyszłym życiu, których nie miałby się nigdy doczekać. Ewentualnie agresji lub wymówek, za które mógłby ją potem wysłać na czyszczenie sreber w Izbie Pamięci. Tak więc, jej propozycja zwyczajnie go rozbawiła. Roześmiał się, odchylając się na moment do tyłu, a potem wracając do wpatrywania się w jej twarz z intensywnością, jaką sama narzuciła, kiedy przy nim kucnęła. Może i wyglądało to trochę tak, jakby zwyczajnie ją wyśmiał, ale jego oczy wszystko zdradziły. Rozchmurzyły się, nieco jaśniejąc i dodając mu odrobiny człowieczeństwa, gdy zalśniła w nich wesołość. - A umiesz zrobić tort? - zapytał ją, idąc o krok dalej. Ciastko mógł dostać w każdej chwili w Miodowym Królestwie, a domowego tortu nie miał w swoim zasięgu od lat. Zresztą, utrafiła w samo sedno, bo Rasheed był ogromnym łasuchem na słodkości i zaprzedałby duszę diabłu za worek czekolady. Ta chwilowa sympatia do Vittori, jaka pojawiła się w nim po jej propozycji, nie przeszkodziła mu w zaspokojeniu ciekawości. Wciąż trzymał w dłoni różdżkę, więc odczytywanie powierzchownych myśli podczas kontaktu wzrokowego nie było specjalnie trudne. Wychwycił skojarzenie z amortencją, którą chciała przed kilkoma chwilami uwarzyć i nagle zobaczył w tym swój własny cel. - To może uwarzymy ją wspólnie, co? - zapytał, sprytnie szukając sobie w niej sojusznika. Sam nigdy nie tworzył tego eliksiru, a skoro Vittoria już próbowała, może miała większe doświadczenie w eliksirowarstwie, ale nie dostrzegła pewnych szczegółów zaburzających proces warzenia? W każdym razie dobrze byłoby mieć na podorędziu buteleczkę, chociażby po to, aby podać porcję D’Angelo i patrzeć jak się przed nim płaszczy.
Najwyraźniej coś ich łączy. Ona również szufladkowała ludzi zbyt szybko. Tylko, że wydaje mi się, że u niej zdecydowanie ciężej było sprowokować zmianę zdania. I przekonywało się o tym bardzo wiele osób, które oceniła negatywnie, gdy te próbowały się w jakiś sposób do niej przymilać. Wtedy denerwowała się jeszcze bardziej, bo po prostu nie znosi takiej namolności. W sumie to jak miałoby wyglądać zamiłowanie do procentów? Spodziewał się, że nawet teraz w szkole będzie ledwo stała na nogach, a pod szatą ma strój imprezowy na wszelki wypadek, jakby ktoś jej zaproponował wypad? Byłą normalną dziewczyną, a fakt, że trochę za dużo czasu spędzała w barach – tego przecież nie widać. Szczególnie, że walczyła ze sobą i naprawdę chciała zostawić ten nałóg daleko za sobą. Urok osobisty miała i bez lamentów, więc liczyła, że ten działa sam za siebie. Co do przyszłego życia, to buddystką nie była więc raczej nie kombinowałaby w ten sposób. Poza tym wiedziała, że nie zrobiła nic aż tak strasznego, żeby musiała się przed nim poniżać. Przed nikim by tego nie zrobiła. A to ciacho było spontanicznym pomysłem, który pojawił się w jej głowie. Dlatego postanowiła go wykorzystać badając jego twarz swoim spojrzeniem. Zaśmiał się, a to oznaczało, że jest dobrze. Rozluźniła się więc choć i tak nie była przy nim jakoś szczególnie spięta. Zdecydowanie lepiej wyglądał kiedy się uśmiechał, niż gdy starał się przedstawiać sobą te cechy, które powinien posiadać odpowiedzialny prefekta. - Nie umiem, ale bardzo szybko się uczę. Więc masz to załatwione – Mało kiedy gotowała czy piekła, nie było takiej potrzeby ani w domu, ani w Hogwarcie. Jednak miała w sobie dwie bardzo ważne cechy – zawziętość i umiejętność uczenia się samemu. To oznaczało, że praktycznie nie było rzeczy, której nie mogłaby zrobić. Swego czasu nauczyła się choćby takich rzeczy jak korzystać z laptopa, zrobić fondant czy uwarzyć kilka interesujących eliksirów. Choć tego ostatniego kompletnie nie było dzisiaj widać. W każdym razie tort to było dla niej kolejne wyzwanie, które na pewno będzie zaprzątać jej myśli przez następne tygodnie, gdy będzie szukać jakiś co ciekawszych przepisów. - No nie wiem... - Zamyśliła się przez chwilę – A nie zalejesz mi całej sali jakąś breją i nie będę musiała Cię potem ratować? - To mówiąc odsunęła się trochę i wstała podchodząc do swoich rzeczy i przeglądając ilość pozostałych przy życiu, starannie spakowanych składników. Policzyła coś, a potem odwróciła w jego stronę głowę – Idziesz czy nie? - To musiało oznaczać zgodę, a nawet co więcej, chęć zrobienia tego razem z nim. Obecność ślizgona powinna sprawić, że będzie się bardziej skupiać chcąc mu pokazać, że ona tak naprawdę potrafi to zrobić. Natomiast jeśli znowu coś zepsuje, to prefekt na pewno zareaguje odpowiednio.
Rasheed Sharker
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 191cm
C. szczególne : Wysoki wzrost, blizny: trzy linie oplatające jego prawą dłoń
Podkrążone oczy i niezdrowa cera. W jego wyobraźni wyglądała na lekko zmęczoną nocnym życiem, może nawet mówiła dość szybko lub właśnie powoli. Nienaturalnie, o. Może, mimo największych starań, ciągnąłby się za nią lekki zapach przetrawionego alkoholu? Nie był pewien jak powinno to wyglądać. Sam często wolał skorzystać z nieprzyjemnego zaklęcia trzeźwiącego, aniżeli na drugi dzień męczyć się z niedogodnościami sprowadzonymi nań przez odwodnienie aka zatrucie alkoholowe, znane lepiej pod nazwą „kac”. Nic już nie mówiąc o tym, jak musiałaby się z tym męczyć osoba nadużywająca procentów. Chociaż może właśnie byłaby zaprawiona w boju? Zakonserwowana, czy jakoś tak? Nie miał pojęcia, liczył raczej, że od razu to wszystko zobaczy i… przeliczył się. To Ci niespodzianka. Czuł na sobie jej spojrzenie. Domyślał się co robi i gdzieś w głębi ducha gratulował jej zaradności. Ocenianie drugiej osoby i uważanie na jej nastroje było w takich chwilach bardzo ważne. Może nawet mogłaby należeć do domu Slytherina, gdyby zdecydowała się pozostać w Hogwarcie? To może miało się niedługo okazać. Nie wszyscy przyjezdni chcieli zostawać w Wielkiej Brytanii, a Salemczycy jak mu się wydawało, a przynajmniej ich większość, raczej nie pałała entuzjazmem na tę myśl. Zresztą, nie znał jej dobrze. Miał tylko pierwsze wrażenia, powierzchowne opinie. Ta ich głupia czapka lepiej odczytywała ludzi od niego, więc porzucił tę kwestię, najwyraźniej chcąc pozostawić to właśnie tiarze przydziału. Kiwnął krótko głową, na potwierdzenie złożenia „zamówienia”, zastanawiając się czy nie powinien jej jakoś… zmotywować do dotrzymania obietnicy. - Tydzień. - rzucił w przestrzeń. - Wystarczy? Chociaż, może to chodziło po prostu o zwykłą niecierpliwość? Sharker nigdy nie potrafił na nic długo czekać, zwłaszcza już, gdy mówimy o słodkościach. Tym razem się nie uśmiechnął. Mimika jego twarzy pozostała stateczna na tyle, że w obliczu tego co zamierzał powiedzieć, zakrawała nawet na zabawną, w pewnym pokręconym sensie. - Wskoczenie Ci w ramiona traktujesz jako ratunek? Kupuje drogie buty, szkoda byłoby je zalać śmierdzącą breją. - zmarszczył lekko brwi, jakby przez chwilę się nad tym zastanawiał, ale tak naprawdę to koncentrował się na magii ulatującej z jego palców. Pozostawiała po sobie lekkie mrowienie, które ustało dopiero po Vittoriowej „zgodzie”, kiedy ostatecznie wycofał się z prób inwigilacji. Teraz i tak nie będzie miał dobrej okazji do czytania w myślach. Wstał z ławki, ale nie spieszył się. Ciężko powiedzieć czy była to zwykła złośliwość, czy tak mu to po prostu wyszło, ale do kociołka wcale nie było mu spieszno. - Tylko ten… nie umiem warzyć amortencji. - przyznał się, najwyraźniej uznając, że lepiej późno niż wcale. - Ale znam się na zaklęciach. I… rozpalił ogień pod kociołkiem. Brawo Rasheed, będziesz przydatny jak diabli.
Dbała o siebie. Nie jakoś przesadnie, ale mimo wszystko starała się nawet po ciężkiej nocy wyglądać dobrze. Poza tym miała jakąś dziwną łatwość w dbaniu o włosy i cerę. Nigdy nawet nie miała trądziku, co było dla niej zdecydowanie zaskakujące. Tyle osób wokół męczyło się, kombinowało z różnymi eliksirami, zaklęciami. Jednak ona miała to szczęście i ominęła całą tą męczarnię. Cóż, pewnie zasługą były geny po ojcu. W malutkiej części była wilą, ale kompletnie nie miała o tym pojęcia, to też nie mogła sobie w ten sposób tłumaczyć. Uważała, że to po prostu szczęście. Raczej nie zamierzała tu zostawać. Chciała wrócić do Salem. Z drugiej jednak strony coraz bardziej przywiązywała się. Może nie do samego zamku, bo jej zdaniem był za duży, zbyt tłoczny. Ale ludzie byli tu wyjątkowi. Wiele cholernie irytujących, ale również sporo tych miłych, serdecznych. Jeśli będzie musiała zdecydować pewnie wewnętrznie targać nią będzie ogromny dylemat. Na razie jednak głośno mówiła, że chce wrócić do swojej dawnej szkoły i tam ukończyć naukę. Choć jest jeszcze jedna sprawa. To ostatnia klasa. Niedługo będzie borykać się z wyborem studiów lub pracy. Może wtedy zastanowi się raz jeszcze? Miała cechy z każdego z domów. Ze Slytherinu nie trudno było zauważyć, skoro nawet prefekt nie znając jej najlepiej uznał iż mogłaby należeć do ich domu. Ravenclaw? Uważała się za osobę dość inteligentną. Poza tym lubiła się dowiadywać nowych ciekawostek, posiadać wiedzę. Gryffindor? Była lojalna wobec tych, którym udało się zaskarbić u niej miano przyjaciela. Za tak bliskimi osobami byłaby w stanie skoczyć w ogień. Puchon? Z jej obserwacji wynikało, że akurat tam pasowali wszyscy. Ale głównie pracowici, a tego nie można jej było wymówić. - Dwa tygodnie – Nabroiła, udało się go jakimś cudem przekupić tortem, a ta się jeszcze licytuje. Trzeba przyznać, że niezły miała wobec niego tupet. A co najlepsze podejrzewam, że do nauczyciela zachowała by się bardzo podobnie, gdyby przyłapał ją na tej małej katastrofie. Różniłoby się to tylko słownictwem, jakie kierowałaby w stronę profesora. - Dobra. To ufam, że potrafisz cokolwiek zrobić – Odpowiedziała. Od kilku minut nie mogła pozbyć się uczucia dziwnego mrowienia. Jakby jej mrówki chodziły po głowie. Szybko jednak je zignorowała. Niemal padła słysząc, że ten nigdy nie warzył eliksiru miłości. Otwartą dłonią uderzyła lekko o swoje czoło w geście „Boże, co ja tu z nim robię?”. - Poważnie? No to my tu dzisiaj zginiemy – Przynajmniej pod kociołkiem rozpalił. Ona natomiast zajęła się odmierzaniem konkretnych składników i dyrygowaniem chłopakowi co konkretnie ma robić. Obecnie to ona rządziła w tym ich dziwnym układzie. W międzyczasie zapytała o jedną rzecz. - Wąchałeś kiedyś taki eliksir? - To nie było dziwne pytanie zważając na to, że dla każdego amortencja pachnie inaczej. Dla niej? Masłem orzechowym, czekoladą i czymś jeszcze czego nie umiała zidentyfikować.
Rasheed Sharker
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 191cm
C. szczególne : Wysoki wzrost, blizny: trzy linie oplatające jego prawą dłoń
Cóż, gdyby tylko Sharker wiedział o jej dalekim pokrewieństwie z wilami, zapewne teraz odetchnąłby z ulgą. Nie znosił tej genetycznej naleciałości i wiążącej się z nią gwałtowności… chociaż tak naprawdę to najmocniej przeszkadzała mu chyba ta oszałamiająca uroda, na którą był niemożliwie podatny. Zaprzedałby swoją duszę za zbliżenie z pełnokrwistą wilą i nawet nie miałby na to wpływu. Wystarczyłoby mu, gdyby nań spojrzała i poruszyła się z tą okropnie porywającą gracją w hipnotycznym tańcu, a on już gotów byłby rzucić jej cały świat do stóp. Tracił głowę dla każdego mieszańca pojawiającego się w murach Hogwartu, więc im więcej napotykał ćwierć i pół wil na swojej drodze, tym szybciej tracił ochotę na kontaktowanie się z nimi. Byłby wdzięczny losowi, że teraz podsuwa mu tylko osoby, których korzenie u magicznych stworzeń sięgają tak daleko, że pozostawiają jedynie nieznaczne wsparcie genetyczne - na przykład wdzięczne starzenie się lub właśnie taka Vittoriowa cera. Ostatnim czego mu w tym momencie brakowało to była powtórka z Sophie Lorrain. To targowanie się nie mogło jej wyjść na dobre. Może byłoby inaczej, gdyby znali się dłużej niż dziesięć minut i wiązało ich ze sobą coś więcej niż jedynie pusty układ prefekt - krnąbrna uczennica, tylko skąd Vittoria mogła to wiedzieć. Nie znała go, a on nie znał jej. - Targujesz się jak stara wiedźma o sterowalne śliwki. - mruknął i zaczesał włosy do tyłu w geście pełnym nieznacznej irytacji. Chyba nauczył się tego od D’Angelo. Ta to już w ogóle bez przerwy tylko szamotała tym swoim czarnym sianem. - Tydzień. - powtórzył, pozostając upartym. Popatrzył w blade oczy dziewczyny, uśmiechając się z pewną dozą zaczepności. - Niech to będzie dla Ciebie wyzwanie. Och tak, dobrze jadłoby mu się ten tort, gdyby wiedział, że musiała się w pośpiechu narobić, żeby tylko był zjadliwy. Zresztą właśnie, mogłaby się też nad tym trochę wysilić. Życie jest nudne, kiedy wszystko przychodzi z łatwością. Jej reakcja w ogóle go nie wzruszyła. Poruszył tylko ramionami w geście podobnym do „no i co z tego?” - Nigdy nie potrzebowałem go warzyć. - przyznał się i w istocie właśnie tak było. Z reguły nie miał problemów ze znalezieniem sobie partnerek lub partnerów na jedną lub więcej nocy, a obsesyjna miłość nie była mu do niczego potrzebna. Już więcej doświadczenia miał, gdy chodziło o Afrodisie. Nie marudził i wykonywał jej polecenia, jednocześnie się przy tym ucząc. Teoria jest jednym, ale praktyka to już zupełnie co innego, dlatego warto było wyciągnąć z tej sytuacji jak najwięcej się dało. Kiedy usłyszał jej pytanie, przez chwilę milczał. - Tak, na lekcjach eliksirów. - odpowiedział szczerze, nie wdając się jednak w szczegóły, skoro ona też się z nim nimi nie podzieliła, a to, że ją piła oczywiście jednocześnie sprawiało, iż zna jej zapach. Zresztą, dla niego amortencja miała dziwny zapach. Na pierwszy plan zawsze wysuwało się coś ostrego, chemicznego, co po krótkiej chwili rozpoznawał jako zapach pasty, którą polerował swoją miotłę, podczas gdy z tyłu była też lekka woń podobna do prochu, pozostawiana przez niektóre udane zaklęcia ofensywne. Dopiero później zaczynało robić się normalniej, kiedy w nozdrza uderzało świeże, szczypiące, ale i delikatnie słone powietrze - zapach prawdziwego domu, a nie tej klitki w Wielkiej Brytanii. Ostatnie elementy zawsze najbardziej go intrygowały. Lekko kwiecista woń, może odrobinę dębowa, zawsze zakończona łagodną wonią kremu do golenia. Rasheed nie musiał być prorokiem, aby móc rozpracować te dwa zapachy, co sprawiało, że często był tylko poirytowany ich obecnością w swojej amortencji. Dwie wonie - dwie ważne dla niego osoby. Wspomnienia przeszłości.
Chwała bogu, że miała tak dalekie pokrewieństwo z wilą. Dzięki temu nie miała tych wszystkich ubytków, które charakteryzowały ów stworzenie. I Rasheed mógł się czuć bezpieczny. Zdecydowanie nie chciała go ani omamić, ani poderwać, ani tym bardziej zaczarować jego duszy. Nawet by nie potrafiła tego zrobić zważając na to, że o niczym nie wiedziała. Tak więc Vittoria była zwykłą dziewczyną, która czasem po prostu trochę bardziej podoba się facetom. Choć zastanawiam się, czy czasem te geny nie objawiają się tym, że to ona ma jakąś niewytłumaczoną ciągotę do facetów. To głównie wśród nich utrzymywała znajomości i z nimi spędzała chętniej swój czas. Również niezobowiązujący flirt był sporą częścią jej życia, szczególnie po alkoholu. Skoro prawdziwe wile uwodziły mężczyzn, to może to coś wrodzonego? Nie ma co gdybać. Nie jest w żadnym wypadku niebezpieczna i to najważniejsze. Kiedy nie dał się przekupić westchnęła cicho, ale jego słowa rozśmieszyły ją. Pierwszy raz słyszała takie porównanie. Jak stara wiedźma o sterowalne śliwki... Musi to zapamiętać. Oczywiście pozostawiając mu wszelkie prawa autorskie. Świetny tekst. - Zgoda – Przyjęła wyzwanie. Jakby dla dodatkowej zgody kiwnęła przy tym głową. Będzie miał swój tort prędzej czy później. Jeszcze nie miała pomysłu jaki konkretnie smak powinna zrobić, jaki wygląd. No i przede wszystkim jak to się robi! Ale planowała to zrobić bez użycia magii, a to oznaczało wizytę w bibliotece na dziale mugolskim. Tam na pewno są jakieś książki cukiernicze, które będą dla niej przydatne. - W sumie ja też nie – Zamyśliła się. To był pierwszy raz, kiedy faktycznie zamierzała go na kimś użyć. Co zabawne, nawet teraz nie było to nic złego skoro ów osobnik miał o tym doskonale wiedzieć. Jednak nie zależało jej na tym, by ktoś nieświadomie nagle się w niej zakochał bez pamięci i chodził za dziewczyną krok w krok. Jeszcze wszedł by w jej strefę komfortu, a to zdecydowanie nie wchodziło w grę. Poza tym nie rozumiała jaki jest sens w uzyskiwaniu 'miłości' w ten sposób. Przecież nie można kogoś tym faszerować przez całe życie, prawda? Skoro sam nie pociągnął tematu, to najwyraźniej nie chciał zdradzić tego konkretnego zapachu, który w rozumieniu jego mózgu oznaczałby miłość. W każdym razie jak widać u chłopaka było to naprawdę bardzo skomplikowane. Widać, że nie jest pierwszą lepszą, płytką osobą, która skojarzyłaby eliksir ze swoją marną miłostką. Ważenie amortencji nie trwało na szczęście zbyt długo. Kiedy eliksir przybrał odpowiedni kolor, a dziewczyna nachyliła się nad nim i poczuła właśnie masło orzechowe była już pewna, że tym razem wszystko poszło po ich myśli. Zebrała do dwóch flakoników potrzebną ilość i zatkała je, po czym schowała do kieszeni. - Powinno działać. Dzięki za pomoc – Pozostałości po robocie przełożyła do torby, z którą tu przyszła i spoglądała na prefekt. Może i tak zrobiła większość rzeczy, ale sama jego obecność na pewno w jakiś sposób ją dziś poratowała.
Rasheed Sharker
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 191cm
C. szczególne : Wysoki wzrost, blizny: trzy linie oplatające jego prawą dłoń
Tak jak i ona, Rasheed kiwnął krótko głową. - Widzisz, wiedziałem, że dasz radę zabrać się za to szybciej. - rzucił jeszcze, nieco zaczepnie, a z drugiej strony uspokojony. Cierpliwość nigdy nie była jego mocną stroną, więc w pewnym sensie obawiał się, że może niekoniecznie wytrzymać te dwa tygodnie, a tak na dobrą sprawę to wcale nie chciało mu się za nią latać i dopytywać się o stan ciasta. Cóż, szkoda, że nie zapytała go jaki smak by chciał, gdyż z pewnością podsunąłby jej mnóstwo pomysłów! W kwestii smakowania miał już pewne doświadczenie, a przy okazji był także wymagającym klientem… chociaż, gdyby się nad tym zastanowić to wymagający mógł być, ale i tak smakowałaby mu większość propozycji. Najwięcej zastrzeżeń miałby chyba tylko wtedy, gdyby zdecydowała się użyć jakichś konkretnych owoców, za którymi niekoniecznie by przepadał. Wzruszył krótko ramionami. Szkoda, że w końcu była do tego zmuszona, ale tak właściwie to wyszło mu to na korzyść. Miał już pewne plany co do dopiero co zdobywanej amortencji i tak właściwie zaczynał uważać to za całkiem zabawne. Jedna, mała buteleczka, a tyle możliwości. Obserwował jak Vittoria uwija się nad eliksirem, notując w pamięci moment, w którym uznała wywar za gotowy. Nie musiał nawet nachylać się nad kociołkiem, aby wyczuć silny zapach prochu, drażniący go w nozdrza i samo to już uznał za dobry znak. Odetchnął z ulgą, kiedy woń rozwiała się w napływie świeżego powietrza z uchylonych okien i nabrał trochę amortencji do kryształowego flakonika, pieczętując go prostym zaklęciem. - Owocnie się z Tobą współpracuje. - poniekąd ją pochwalił, chowając fiolkę do wewnętrznej kieszeni szaty szkolnej i zbierając się do wyjścia. Opróżnił kociołek z reszty eliksiru, dbając o to, aby nieużyte przez nich składniki wróciły do schowka odpowiednio ułożone. Ostatnie czego im brakowało to nauczyciel podejrzewający ich o kradzież. Potem skierował się do wyjścia i przystanął na progu sali. Odwrócił się przodem do Vittorii, posyłając jej ostatnie spojrzenie. - Ach, zapomniałbym. - udał, że naprawdę nagle sobie o czymś przypomniał, teatralnie przykładając dłoń do ust w geście zaskoczenia, graniczącego ze strachem, że coś tak ważnego mogło mu umknąć. - Minus 10p dla Salem za próbę zdemolowania klasy eliksirów. Po tych słowach opuścił klasę, uśmiechając się do siebie nieco złośliwie. Nie mógł sobie odmówić tej małej złośliwości.
[zt]
Katherine Russeau
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170
C. szczególne : kolczyk w języku i pępku, blizna na dłoni od noża, tatuaż jaszczurka na łydce
Katherine nigdy nie była najlepsza z eliksirów, ale lubiła na nie chodzić ponieważ obiecała ojcu, że będzie uczęszczała na wszystkie zajęcia w zamku, jakie tylko będą dla nich wyznaczone. Taki był warunek, jeśli chciała mieć jakiekolwiek profity od ojca po przyjeździe do domu bądź w miesięcznych paczkach, które otrzymywała w prezencie od rodzicieli. Teraz przyszła na zajęcia zapewne jako pierwsza ponieważ w sali było jeszcze pusto. Zajęła puste miejsce w rogu sali mając nadzieję, że przyjdzie ktoś na tyle kompetentny na zajęcia, że będzie mogła z nim spokojnie współpracować i nikt nie sprawi, że coś wybuchnie. Tutaj wybuchnąć może nawet sama Katherine, a jeśli będzie trzeba to i będzie w stanie wylać na kogoś eliksir byle wyjść na swoje. Teraz jednak siedziała grzecznie przy swoim stanowisku i oparła głowę o blat stolika przymykając oczy. Była odrobinę zmęczona, ale mimo wszystko wiedziała, że rozbudzi się, gdy tylko pojawi się w sali więcej osób.
Eliksiry! Cudownie. Po prostu jego ulubiony przedmiot! A tak naprawdę przyszedł tylko dlatego, że wziął sobie za punkt honoru odbębnić wszystkie lekcje, jakie mu oferowano. Tak, był przykładnym studentem. Ale właściwie chciał mieć jakieś opcje w życiu. Jeśli by się przykładał do wszystkich przedmiotów to może i lepiej by wyszedł na koniec studiów, a co za tym idzie zwiększył swoje szanse na dobrą pracę. Z drugiej strony lekcje były bardzo dobrą okazją do poznania nowych ludzi, choćby na przymus. Eliksiry były interesujące, to prawda. To nie była jego wina, że był po prostu kiepski. Te wszystkie składniki… Było ich tyle że nie sposób ich wszystkich spamiętać. A zapamiętać te wszystkie możliwe połączenia… O nie. To za dużo na jego możliwości. Praktyczna strona szła mu dużo lepiej niż ta teoretyczna. Jak właściwie z każdym przedmiotem. Dlatego nie znosił historii magii. Co to za przedmiot, który polega na jedynie zapamiętywaniu suchych, nieistotnych faktów? Wszedł do sali, która znajdywała się w jego rodzimych rejonach, więc czuł się tam bardzo pewnie. Zobaczył jedyną osobę, która jak na razie dotarła na lekcje. @Katherine Russeau… Ciekawe, że ostatnio często na nią wpadał. Jakby los ich ciągle do siebie przyciągał. - Proszę, proszę - powiedział, podchodząc do dziewczyny - Witam panią Russeau. Przy okazji dziękuję za zaproszenie, na pewno się z Tobą wybiorę. Rzucił jej szyderczy uśmieszek i oparł się o ławkę przy miejscu, gdzie stała Katherine.
Och, dzięki Bogu. W końcu jakaś interesująca lekcja. Na tyle żeby przyszła na nią z uśmiechem na ustach. Zabrała wszystkie potrzebne manatki i ruszyła zwiewnym krokiem do sali. Co prawda, nie lubiła się zapuszczać w ślizgońskie tereny, bo czuła się tam osaczona ludźmi, których nie darzyła sympatią. Jednak na eliksiry zawsze miała ochotę przyjść. Miała nadzieję, że nauczycielka okaże się być bardziej zaangażowana w lekcję niż jej współpracownicy, z którymi do tej pory miała lekcje. Weszła do klasy. Wiedziała, że będzie raczej jedną z pierwszych, ale nie spodziewała się, że natrafi jedynie na dwójkę uczniów i to w dodatku ślizgonów. A mogła poczekać… I przyjść dopiero później. Jej zapał na lekcje najwyraźniej wziął górę nad zdrowym rozsądkiem. Postanowiła więc usiąść jak najdalej od nich. Znalazła miejsce w rogu po przeciwnej stronie klasy i po prostu stała gapiąc się w ziemię. Na nic więcej nie było jej stać, a już na pewno nie planowała przedstawiać się starszym studentom ze Slytherinu. Oczywiście, nie oceniała ich po tym, do jakiego domu należą. Po prostu miała w sobie jakiś ukryty strach i przeświadczenie, że tacy ludzie nie mają w zwyczaju rozmawiać z szarymi myszkami z Hufflepuffu. Toteż nie poczyniła żadnych kroków aby do nich choćby podejść. Czekała aż przyjdzie ktoś, z kim mogłaby porozmawiać.
Nie szuka tym razem Cyrusa, by razem z nim pojawić się na lekcji. Może faktycznie nie powinni nieustannie chodzić wszędzie razem? Winnie jest zmęczona po ostatnim meczu i odrobinę przybita niekorzystnym wynikiem, po tak długiej rozgrywce. Na dodatek nie jest dobra w eliksirach, a te całe lochy są wyjątkowo przygnębiające. Wie, że jeden z domów miał tam Pokój Wspólny. Kto chciałby mieszkać w wilgotnych podziemiach? Ponieważ nie spędza większości czasu na przechadzaniu i plotkowaniu, jak to bywa, gdy idzie z grupką Salemczyków, wyjątkowo szybko trafia do sali, w której jest zaledwie kilka osób. Nie zna samotnej, rudowłosej dziewczyny, ale za to kojarzy dwójkę ludzi ze Slytherinu. Winona siada za Katherine, więc słyszy jak Mikkel przyjmuje jej zaproszenie na imprezę. Winnie ma teraz złe zdanie na temat @Katherine Russeau. Jej nazwisko brzmi dziwacznie i najwyraźniej podrywa każdego dookoła. Przecież jeszcze na ostatniej lekcji o mało nie rozbierała Cyrusa na oczach jego dziewczyny, a teraz widocznie zapraszała gdzieś jego najlepszego przyjaciela. Winona wolałaby, gdyby Cy nie zadawał się z takimi zdesperowanymi dziewczynami jak ona, a co za tym idzie jego BFF też nie powinien. Nie podoba jej się też jej uroda, przypisując jej przesadnie angielskie cechy, kimkolwiek by nie była z narodowości brunetka. Winnie przygląda się bez skrępowania dziewczynie przez dłuższą chwilę, po czym odwraca głowę do Mikkela. Lubi nowego przyjaciela Cyrusa. Wydaje się być bardzo w porządku i Wins chce mieć z nim dobre kontakty ze względu na Lynforda. Dlatego uśmiecha się do niego pogodnie i mruga do niego oczkiem. Ściąga z krzesła torbę, jakby chciał usiąść obok, czy coś, bo nie widzi, żeby póki co siadał obok Ślizgonki. Królowa Teksasu żuje beztrosko gumę i bawi się długim blond warkoczem, wyciąga przed siebie nogi, jak zwykle obleczone w kowbojki.
Katherine Russeau
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170
C. szczególne : kolczyk w języku i pępku, blizna na dłoni od noża, tatuaż jaszczurka na łydce
Katherine podniosła głowę z blatu ławki, gdy tylko usłyszała głos nad sobą. Okazało się, że był to dobrze jej znany Ślizgon, jej dobry znajomy Mikkkel. - witam Panie Carlsson. Pracujemy dziś razem?- zapytała chłopaka serdecznym tonem po czym zdjęła swoją torbę z krzesła. Nagle w sali pojawiła się jakaś Puchonka a także dziewczyna z Salem, która kojarzyła jako Winnie. Gdyby tylko wiedziała co ta o niej myśli. Kiedyś coś ją krótko łączyło z Mikkelem i w związku z tym znali się i czasem razem imprezowali. Miała nadzieję, że Salemka zna takie pojęcie jak posiadanie znajomych. Kath miała wielu przyjaciół zwłaszcza wśród chłopaków. -znajoma z mojej drużyny quidditcha organizuje parapetówkę. Chciałam pójść z kimś znajomym. Chwilowo nie każdy był wolny. Cieszę się, że wyraziłeś chęć towarzyszenia mi- powiedziała po czym poslala w jego stronę uśmiech. Miała nadzieję, że zajęcia niedługo się zaczną. -liczę, że zajęcia będą ciekawe. Nie spałam pół nocy i oczy mi się same zamykają. Przypilnujesz chociaż bym nikogo nie wysadziła dziś w powietrze- jej ton był lekko rozbawiony. Tak w ogóle widząc Winnie, uśmiechnęła się do niej.
White tym razem pamiętała o wszystkim, co było potrzebne na lekcje eliksirów. Ten przedmiot lubiła chyba najbardziej, może nie, że lubiła tylko była nawet dobra, zwłaszcza, że znała się na ziołach i w ogóle... Ciekawiło ją co będą dziś robić, dlatego była w dobrym nastroju i nie tylko. Ostatnio polepszyły się jej relacje z Elisabeth, dlatego więc, kiedy weszła do sali i ujrzała puchonkę, niemalże do niej podbiegła. - Cześć Beth! - Uściskała radośnie przyjaciółkę na powitanie. C, zignorowała całkowicie ślizgonów, którzy najwidoczniej mieli swoje sprawy do obgadania, a dziewczyny z Salem nawet nie zauważyła. - W końcu eliksiry. Ciekawa jestem co dzisiaj przygotowała dla nas pani profesor. - Szepnęła do koleżanki.
Beth czekała aż przyjdzie ktoś, kogo znała. Przyszła już też jedna studentka z Salem, więc nie czuła się osamotniona w towarzystwie ślizgonów. Nagle ktoś wbiegł wręcz do klasy i podszedł do niej. Nie kto inny jak @Crystal White! Beth ucieszyła się na jej widok. Odwzajemniła jej uścisk i serdecznie się uśmiechnęła. - Witaj Crystal - przywitała przyjaciółkę - Właśnie. W końcu jakaś lekcja, na której mi zależy - dopowiedziała. Właściwie razem tworzyły idealny zespół na tę właśnie lekcję. Ona znała się na eliksirach, Crystal dodatkowo na zielarstwie to właściwie wszystko musiało im pójść świetnie. - Mam nadzieję, że będziesz moją dzisiejszą partnerką do pracy? - spytała. Ich relacje w końcu się poprawiły. Musiały chyba przeżyć małe katharsis, żeby mogły ruszyć naprzód. I teraz wszystko wyglądało, jakby zmierzało w dobrym kierunku. Beth czuła się przez to o niebo lepiej, że miała jeszcze jedną osobę, z którą mogła porozmawiać w razie potrzeby.
Spojrzał na @Katherine Russeau, gdy pytała o współpracę. - Cóż… Nie jestem pewny, czy tego chcesz. Eliksiry to nie jest mój… - w tym momencie zauważył, że do sali wszedł nie kto inny, jak @Winnie Hensley. Nie zdołał dokończyć tego, co chciał powiedzieć. Dziewczyna usiadła zaraz przed nimi i nawet się z nim nie przywitała, co mocno uderzyło Mikkela. Mogło to nieźle oburzyć Kath. Miał nadzieję, że nie zacznie się teraz na niego złościć. Ale Winona była taką osobowością, do której ciągnęło go jak ćmę do światła. Było to bardzo niegrzeczne przerywać rozmowę, ale dziewczyna z Teksasu odwróciła się do niego i mrugnęła, co sprowokowało biednego ślizgona, który był bardzo w niej zadurzony. Zauważył, że zdjęła z krzesła torbę, co potraktował jako zaproszenie. Mając do wyboru pracować z kobietą z jego marzeń, a dobrą znajomą, do której ciągnęły go jakieś tam sentymenty… Wybór był dość oczywisty. W końcu odzyskał mowę i spojrzał na Katherine, która musiała zauważyć jego dziwne zachowanie. Kurwa, przecież nie mogę tak łatwo dawać po sobie poznać, że coś mnie ciągnie do tej dziewczyny. Zaraz wszyscy będą gadać. - O czym to ja mówiłem? A tak… Eliksiry to nie mój konik - dokończył wreszcie swoją poprzednią wypowiedź. - Ach, jasne. Nie ma sprawy. Lubię imprezy i chętnie z Tobą pójdę jako towarzysz - uśmiechnął się trochę sztucznie i podkreślił słowo towarzysz, aby wszyscy w okolicy 2 m wyraźnie to usłyszeli. Niby rozmawiał z Kath, ale cały czas patrzył na tył głowy Królowej Teksasu. - Na pewno Cię przypilnuje, ale przepraszam na chwilę - rzucił trochę niegrzecznie do ślizgonki. Nie jedna na pewno by się na niego mocno wkurzyła i postanowiła nigdy więcej z nim nie rozmawiać, ale miał nadzieję, że Katherine do takich nie należy. Chłopak przysiadł się do Winony i uśmiechnął się łobuziarsko, opierając się o ławkę. - Witaj Winnie, nie spodziewałem się, że spotkam Cię na eliksirach. Śmierdzi tu trochę ślizgonami i jest trochę nieprzyjemnie. Niekoniecznie miejsce, w którym wyobrażam sobie taką dziewczynę jak Ty - Na brodę Merlina, to był tak jawny flirt, że każdy kto słyszałby tę rozmowę na pewno by go wyśmiał. On, Mikkel Carlsson, a próbuje poderwać dziewczynę na tak prymitywne teksty. Sam się siebie wstydził, ale zachowa dobrą minę do złej gry nie ściągając swojego charakterystycznego półuśmiechu z twarzy.
Zoe bardzo cieszyła się na lekcje elkirów. Od razu popędziła do klasy. Uwielbiała eliksiry. Weszła do klasy. W sali było już pięć osób w tym dwóch ślizgonów, krukonka, dziewczyna z Salem i Elisabeth. - Cześć Beth - powiedziała Zoe. Nie mogła doczekać się rozpoczęćia lekcji. Była ciekawa co będą dzisiaj robić i miała nadzieje, że będzie ciekawie. Problemem było z kim będzie w parze. Oprócz Beth nie znała tych osób. Chyba że z widzenia, ale to nie wystarczy by być z kimś w parze.
Ostatnio zmieniony przez Zoe Everhill dnia 27/3/2016, 20:13, w całości zmieniany 1 raz
Chris lubiła tą klasę, mimo, że znajdowała się ona w podziemiach. Zawsze ją te miejsce fascynowało. Było takie tajemnicze i mroczne, głównie przez brak okien, no też straszne przez tego gargulca, który stał w rogu sali. W pierwszej klasie C, bała się do niego podejść. Nie lubiła tych stworów. No, bo przecież to nawet ładne nie było. - Oczywiście! - Wyszczerzyła białe zęby, cała w skowronkach i tego typu radosnych rzeczach. White, pewnie zapomniałaby o lekcji, gdyby nie zobaczyła na planie eliksiry. Coś ostatnio często jej się zdarzało nie przychodzić na lekcje, albo zasypiać na te najbardziej "ciekawe", wiecie co mam na myśli. Niespodziewanie podeszła do nich, jakaś dziewczyna z puffków, której Crystal, w ogóle nie kojarzyła. - Znajoma? - Zapytała Beth, nie zważając na to, że Zoe stoi obok i im się przygląda.