Siódme piętro wcale nie odstaje od innych. Posiada również swoją własną pustą klasę. Była tutaj kiedyś klasa numerologi, stąd też na jednej z półek można znaleźć opasłe tomy właśnie od tego przedmiotu, niestety, wraz z biegiem lat straciły one swoją użyteczność. Klasa jest dość obszerna opatrzona w nauczycielską katedrę. Najbardziej rzuca się w oczy ilość pajęczyn i kurzu, bowiem wiadomo, że nikt tu od lat nie sprzątał. Użycie "Chłoszczyść" wyczyści salę, ale po paru godzinach stary kurz i pajęczyny magicznie powracają.
Rzuć kostką, by poznać scenariusz wydarzeń. Uwaga. Rzut nie jest obowiązkowy.
Spoiler:
Parzysta - nawet jeśli postanowiłeś posprzątać to okazuje się, że pominąłeś gęstą pajęczynę, w którą właśnie nieświadomie wszedłeś. Masz ją na twarzy i we włosach i nie byłoby w tym nic strasznego poza dyskomfortem, gdyby nie świadomość, że właściciel tej pajęczyny właśnie drepcze Ci po ramieniu - futrzasty pająk wielkości kciuka paraduje po Twoim ubraniu. Po paru minutach odkrywasz, że jednak Cię dziabnął o czym świadczy ślad na prawej dłoni - przez dwa posty (albo jeśli chcesz to dłużej) jesteś przewrażliwiony na promienie słoneczne - szczypią Cię oczy, boli głowa i czujesz się po prostu źle w świetle dnia.
Nieparzysta - wdepnąłeś/usiadłeś na pudełko z grą "Powtarzalny wisielec". Poza toną kurzu na wierzchu okazuje się działać i możesz sobie zatrzymać zestaw. Mało tego, gdy tylko zatrzymujesz się na chwilę/jesteś w bezruchu to osiada na Tobie kurz i trzeba się go na bieżąco pozbywać.
Autor
Wiadomość
Drake Lilac
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 218 cm
C. szczególne : Bardzo wysoki i barczysty. Praktycznie cały czas nosi na palcu pierścień tojadowy - tak na wszelki wypadek.
Kości: Ćwiczenie wymowy i ruchu:5 -> 6 Na rzucanie zaklęcia:3, 88 - Wyszło za drugim razem Ile czasu minęło:4 = 20 minut
Smutną prawdą było to że zdecydowanie musiał popracować nieco nad ruchami różdżką. Nie dość że gest robił za szybko, to czasem zdarzało mu się wykonać o jeden zygzak za dużo przez co całe zaklęcie mogło iść w diabły a przynajmniej nie zadziałać poprawnie. Wymowę za to na szczęście udało mu się w miarę szybko poprawić. Musiał się po prostu wykuć inkantacji na pamięć, żeby przez przypadek nie poprzestawiać literek podczas wymawiania jej. Po kilku długich chwilach był gotowy przetestować to zaklęcie na manekinie. -Tonitrus Esn...- No i ugryzł się w język. Oczywiście zaklęcie nie wypaliło, bo nawet nie zdołał wypowiedzieć słów zaklęcia. Na szczęście niczego sobie nie zrobił. No... Tylko nieco bolało, ale to nie pierwszy ani ostatni raz kiedy przez przypadek się ugryzł. Poza tym... Wilkołak bolał bardziej. Duuużo bardziej. Kiedy język przestał go boleć zabrał się za rzucanie zaklęcia po raz kolejny. Na spokojnie. Nikt go przecież nie gonił. Jedyne co musiał zrobić to rzucić zaklęcie poprawnie. Nie gryźć się po języku, ani nie poprzestawiać liter. -Tonitrus Esnaro- Tym razem się udało. Runa się pojawiła, a liny zacnie poraziły Ziutka wywołując u niego drgawki. Efektami był nieco zadowolony, chociaż miał dosyć ciekawe pytanie. -Da się nałożyć tę runę na czymś no wiesz... żywym?- Jeśli tak, to może i znalazłoby się dla tego zaklęcia jeszcze kilka zastosowań oprócz zostawiania pułapki albo zabezpieczeń. Chociaż miał małe wątpliwości. W przypadku podstawowej wersji tego zaklęcia, którą właśnie opanował mogłoby zrobić ono niemałą krzywdę gdyby nałożyć tę runę bezpośrednio na kogoś. No bo przecież mogłaby odpalić się samoistnie przy najmniejszym poruszeniu się.
Na szczęście każdej rzeczy można się nauczyć. Co prawda niektóre z nich znajdują się poza zasięgiem ludzkiej, być może wymęczonej życiem dłońmi, niemniej jednak opanowanie perfekcyjnego ruchu nadgarstkiem to tylko i wyłącznie kwestia czasu oraz ćwiczeń. Doskonale o tym wiedział, dlatego nie napierał - błędy owszem, poprawiał, ale też, nie przyczyniał się do jakiegokolwiek uczucia wyższości w wyniku podejmowanych akcji. Rady były po prostu nauczycielskie - raz po raz pokazywał, gdzie Drake popełnia błąd i nad czym powinien poćwiczyć w przypadku właśnie tego zaklęcia. W międzyczasie też monitorował te runy, które najwidoczniej działały stabilnie, w związku z czym mógł odetchnąć z ulgą. Zawsze to potrafiło skończyć się o wiele gorzej, a jednak los postanowił się do niego uśmiechnąć, pozwalając na to, by karmazynowe wargi podniosły się lekko ku górze, udowadniając to, że nie zawsze jest taki zły oraz nieprzewidywalny. Prowadzone stosownie notatki, które to posiadał, czasami przypominały istny karambol, z którego tylko on potrafił się odczytać. Na szczęście te obserwacje mógł notować w ciszy i spokoju, co jakiś czas badając natężenie magii w miejscu na wpływ stabilności poszczególnych liter alfabetu futharku starszego. Inskrypcje nie żyły własnym życiem, które mogłoby być zgubne oraz przeświadczone wieloma problemami. Słuchały się - niczym wierne własnemu właścicielowi psy - w związku z czym jeden z eksperymentów, czyli użycie niestabilnej magii, mógł zostać uznany za zakończony. Odpowiednia kreska, długopis poszedł w ruch, no i oddzielony został pewien rozdział wytwarzania zaklęcia. Teraz tylko przeprowadzić ostateczne próby, by móc uznać je za bezpieczne dla użytkownika oraz stosunkowo solidne. Wszystko szło w dobrym kierunku. Kiwnąwszy głową, pogratulował tym samym efektu końcowego. Elektryczne liny nadal powodowały u niego skręt żołądka, ale kontrolował go na tyle skrupulatnie, by nic nie przedostało się do otoczenia. Chromatyczne tęczówki, zmieniające barwę w zależności od światła, z jakim to miał do czynienia, przybierały w tej sali, gdzie panował półmrok, chłodniejsze oblicze. - Jeżeli chodzi o zastosowanie na czymś żywym... - zastanowiwszy się, przyłożył palce do podbródka, wszak podręcznikowe przykłady mówiły stanowczo "nie", jeżeli chodzi właśnie o runy na ludzkim ciele, w szczególności takie runy. Musiał przez parę sekund naprawdę tę sprawę przemyśleć, zanim to nie powrócił do rozmowy. - Nikt ci nie zabroni, ale nie wiem, czy jest to do końca możliwe. Na pewno byłoby bardzo nieprzyjemne w skutkach, choć ja bardziej preferowałbym użycia ich na ubraniu czy czymkolwiek. - choć idąc takim tokiem rozumowania, można przeciwnika zmusić do paradowania nago po polu bitewnym. Brzmiała jak kusząca opcja ośmieszenia kogoś, kto jednak nie chciałby się własnoręcznie porazić, niemniej jednak dość szybko ją odgonił. - Polecałbym ogólnie sprawdzić pierwsze na szczurach czy tam gumochłonach, jak to będzie wyglądało. Nigdy wcześniej się nad tym nie zastanawiałem. - odpowiedział zgodnie z prawdą, by tym samym uleczyć biednego Ziutka, który był dzisiaj zamęczany dość specyficznymi zaklęciami. Wszystko wskazywało na dość owocny wieczór. Sam Lowell nie liczył, ile czasu upłynęło, ale nie wątpił, że całkiem sporo. Nie bez powodu zerknąłby na pobliski zegar, aczkolwiek jedyne, z czym miał do czynienia, to w sumie zakurzona sala, nic więcej. Nie pozostało nic innego, jak zabrać pod pachę biedny fantom i ruszyć we własnym kierunku. - Poćwicz jeszcze na błoniach ruchy nadgarstkiem. I najlepiej na materii nieożywionej. - przytaknąwszy, spojrzał na niego spokojnie, by tym samym zamknąć drugą dłonią dziennik, który następnie schował do własnej torby znajdującej się na lewym ramieniu. - Masz jeszcze jakieś pytania? - zapytał na odchodne, bo jednak wiedział, że ciekawość ludzka nie zna granic i być może w tym przypadku Lilaca jeszcze coś zastanawiało.
Na pewno mógł się cieszyć z tego że zaklęcie które rzucił, nie postanowiło się w niego odbić i porazić go elektrycznością, bo było to coś co wolałby uniknąć chyba każdy. No chyba że znalazłby się jakiś pasjonat rażenia się prądem. Dobrze że Felinus był dosyć cierpliwym i pogodnym nauczycielem, który nie komentował głośno i chamsko jego błędów albo innymisłowy, dobrze że nie był Pattonem Crainem. Co do rzucania na kogoś tego zaklęcia bezpośrednio na ciało... Postarał się to wyrzucić z głowy. Wolałby tego na niczym żywym nie testować, bo mogło równie dobrze jak reparo rzucone na rany, które kończyło się poważnymi obrażeniami. Może i tylko o tym czytał, ale zdecydowanie wolał tego nie widzieć na własne oczy. Zwłaszcza że w książce napisano o poważnych obrażeniach, co ciężko mu było zwizualizować. Bo skąd miał wiedzieć co autor uważał za poważne obrażenia bo skala wahała się od dużej rany do urwanej kończyny. -Myślałem o tym w czystej teorii. Raczej tego nie sprawdzę...- Rzucił z delikatnym uśmiechem. W sumie to więcej pytań nie miał. -To chyba wszystko. Dzięki wielkie za pomoc przy zaklęciach. - Prawdopodobnie gdyby nie on musiałby prosić o pomoc nauczycieli, a wolał nie popisywać się przed nimi dosyć głupimi błędami takimi jak "Arresto Monumentum". -To ja już lecę. I jeszcze raz... Dzięki.- Po tych słowach zabrał swoją torbę i znalezione pudełko, po czym ruszył w kierunku wyjścia z sali wiecznego kurzu. Chyba pójdzie się zdrzemnąć.
/zt 2x
Caesar U. Badcock
Rok Nauki : I
Wiek : 15
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : Kilka pieprzyków na lewym policzku, randomowe blizny/obtarcia/zadrapania
Nie był tak do końca pewny jak działają szkolne kółka zainteresowań - był na jednym spotkaniu, ale głównie dlatego, że cały Hogwart o nim huczał i wszyscy mówili, że będzie super. Ostatecznie, cóż, chodziło głównie o kiszenie ogórków, co dalej nieco Caesara konfundowało... Ale przecież to nie tak, że go to zraziło! Dalej chciał czegoś spróbować, więc kiedy tylko ogarnął, że niektórzy nie robią spotkań, a zamiast tego przygotowują zadania, to postanowił sprawdzić się właśnie w tym. Koło Magicznych Wyzwań wydawało się idealne na początek, bo też Caesar uznał, że w ten sposób sobie poćwiczy przynajmniej troszkę rzucanie zaklęć. A to, że miał to robić w jakiejś starej, nieużywanej sali i jeszcze bez widowni, przed którą mógłby się zbłaźnić, to była prawdziwie bajkowa okoliczność! Nie miał pojęcia, że pusta klasa na siódmym piętrze ma jakieś magiczne właściwości, które ciągle pokrywają ją kurzem i pajęczynami. Myślał, że to jakiś zwykły nieużytek, który akurat jest blisko dormitorium, więc nadaje się dla niego - młodego, pewnego siebie Gryfona - wręcz idealnie. Najpierw postanowił zacząć od zaklęcia Chorus Omnia, ale problem był taki, że tylko o nim czytał i właściwie nigdy nie widział go na oczy... więc samo wymówienie formułki nic nie dało, a i wygibasy z różdżką okazały się nieskuteczne. Raz wydawało mu się, że w powietrze buchnął kurz w formie dymu, ale szybko okazało się, że to tylko rękaw jego szaty, który nieustannie maltretowała męcząca chłopaka klątwa. Przygasił pierwsze płomyki ognia i zdecydował się na Chłoszczyść, dużo powszechniejsze i jakieś takie bardziej oczywiste. Też nie wychodziło mu za każdym razem, musiał kręcić się po całej sali i raz testować Reparo przy krześle z połamanym oparciem... ale ostatecznie był całkiem pewny, że sala wygląda o wiele lepiej, a on trochę poćwiczył. Próbował wyczyścić też okna, przy pomocy Tergeo pozbywając się kurzu i brudu z framug i fug, ale tutaj szybko doszedł do wniosku, że nie dawało to nawet w połowie takich rezultatów, jakie sobie wymarzył. Fakt faktem, gdy wychodził z pomieszczenia, to wyglądało nieźle!
Z pierwszakami mógł się bawić, ale czemu by nie miał podobnie luźno podejść do starszych uczniów? Oczywiście od nich wymagał więcej i nie miał zamiaru raczyć ich aż tak łatwymi zadaniami. Początek roku miał jednak na sprawdzenie tego, czy powinien przykręcić im śrubę, czy jednak mógł być tym sympatycznym Adenem, za jakiego niektórzy, którzy nie widzieli jeszcze jego pokazu wyższości, go uważali. -Witajcie. Na dzisiejszych zajęciach znajdujemy się w innej sali z bardzo prostego względu - tu nic nie będzie was rozpraszać, ani podpowiadać i możecie posiłkować się jedynie tym, co mam nadzieję, wynieśliście z poprzednich lat nauki. Na początek mała kartkówka. - Machnął różdżką, by rozdać im pergaminy z pytaniami. -Jeśli ktoś będzie miał z nią poważny problem, to chyba musi zastanowić się, czy ten przedmiot jest na pewno dla niego. Macie dziesięć minut. Czas START! - Rozpoczął odliczanie czasu, przekręcając klepsydrę, po czym oparł się o stół uważnie ich obserwując. Miał tylko nadzieję, że nikomu nie przyjdzie na myśl ściągać.
Mechanika Etap I::
Zasady banalne jak budowa gumochłona. Każdy z was rzuca k6 na to, jak wam poszło. Kartkówka dotyczy byłych Ministrów Magii. Za każde 10pkt możecie podnieść sobie ocenę o 1 oczko!
Jeżeli ktoś decyduje się ściągać rzuca k100. Wynik z przedziału 40-75 oznacza udane ściągi. W innym przypadku Aden was przyłapuje i tylko od was zależy, czy wygadacie się jakoś z tego czy nie ;)
Kod:
<zg> Punkty w kuferku z HM: </zg>Tutaj Wpisz <zg> Kostka K6: </zg> Tutaj podlinkuj <zg> Kostka na ściąganie: </zg> Tutaj podlinkuj
Punkty w kuferku z HM: 2 Kostka K6: 1 Kostka na ściąganie: nie dotyczy
Historia była jej konikiem od małego, jej matka była w końcu historyczką na Uniwersytecie w Southampton. Problem tkwił w tym, że interesowała ją ta mugolska część historii, a wiedza na temat tej magicznej, ograniczała się do krótkich notek na czekoladowych żabach oraz znajomości historii quidditcha do czasów, kiedy to za miotły służyły jeszcze zwykłe gałęzie lub pieńki drzew. Dziś jednak nie było nic z quidditcha, bo Morris przygotował dla nich kartkówkę ze znajomości Ministrów Magii. I tu się zaczynały schodki. Krukonka kojarzyła Knota, który wsławił się tym, że był pierdołą. Słyszała również o tym ostatnim, a właściwie – przedprzedostatnim, który spadł z rowerka. Nie było więc zaskoczeniem, że kiedy otrzymała sprawdzian, pozostało jej podrapanie się piórem po brodzie i lanie wody. Kocopołów, które umieściła w pracy, nie powstydziłby się Bard Beedle. Przez chwilę miała w planach ściągnięcie od kogoś, ale tak po prawdzie, czy coś by to zmieniło? Mogła jedynie zarobić ujemne punkty dla domu, a przyszła tu w zupełnie przeciwnym celu. Kiedy więc uwinęła się w pięć minut, wstała, oddała pracę nauczycielowi i wróciła na swoje miejsce, przyglądając się poczynaniom innych.
Doireann Sheenani
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 158
C. szczególne : Jest drobna i wygląda zdecydowanie młodo. | Na lewym barku ma blizny po Sectumsemprze, a pomiędzy łopatkami ma tatuaż. | Posiada kolczyk w nosie. | Końcówki włosów pofarbowane są na żółto.
Punkty w kuferku z HM: 7 Kostka K6:4 Kostka na ściąganie: nie dotyczy
. Początek roku szkolnego nie miał w sobie za grosz finezji, czy delikatności. Dla samej Doireann powrót do zamczyska był wystarczająco stresujący, jednak teraz, kiedy na każdym rogu czaił się ktoś z mniej lub bardziej niebezpieczną klątwą, te pierwsze tygodnie przerodziły się w prawdziwy koszmar. Z duszą na ramieniu przemieszczała się pomiędzy pomieszczeniami, starając się naj najrzadziej opuszczać ściany dormitorium, wbijając wzrok prosto w podłogę - bo widok samozapalających się uczniów, czy całej fontanny krwi bryzgającej komuś z nosa w żadnym wypadku nie był dla niej łatwy. Dziewczynie ostatecznie udało się dostać na lekcję Historii Magii, tylko po to, by zostać przywitaną kartkówką. Bogowie, Morris naprawdę nie miał w sobie nawet krzty litości, skoro oczekiwał od uczniów pilności w przygotowywaniu się w t a k i c h okolicznościach. Niemniej, była jedynie sobą - cichą i nieśmiałą Sheenani, która nie pomyślałaby nawet o tym, by głośno powiedzieć, że czynnik stresowy, pod którym obecnie wszyscy się znajdują, w żaden sposób nie sprzyja nauce. A przez to wyniki mogą być znacząco zaniżone. Po prostu wzięła pióro w dłoń i z całych sił próbowała skoncentrować się na pytaniach, starając się jak najlepiej wykorzystać powierzone jej dziesięć minut.
Hariel Whitelight
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 184
C. szczególne : podobny do Camaela, wręcz myląco gdyby nie oczy i pieprzyk nad górną wargą | pachnie perfumami z nutą sosny | nosi super buty, które tworzą za nim kwiatkowy korowód | zawsze ma kolorowe okularki na nosie
Punkty w kuferku z HM: 10 Kostka K6: 5 +1 za kufrr Klątwa: aktywna nie ściągam
Historia Magii był jednym z nielicznych przedmiotów na którym nie byłem kompletnym osłem. Wiedziałem, że Franka również całkiem lubiła tę lekcję, a jej koleżanka (i teraz już moja) Jess - tym bardziej. Dlatego z miłą chęcią dołączyłem do nich na obiedzie. No może akurat wspólne jedzenie nie było mądrym pomysłem w związku z klątwą Smith, która była bardzo niepokojąca, a jak wiemy po lekcji uzdrawiania, nie byłem szczególnie wytrzymały w takich kwestiach. A mimo to zerkam z ciekawością na ręce Jess kiedy widzę jej skrzywienie i próbę zatuszowania ogromnego bólu zaklęciami. Klepię ją po ramieniu jakby mogło ją to jakkolwiek pocieszyć. - Naprawdę, istna tragedia. Myślicie, że będziemy musieli z nimi się bujać do końca życia? To byłoby wielce niewygodne - pytam i sam z zafrasowaniem pocieram swoją szyję. Na lewej stronie wystawała mi ta czarna łapa, dziś wychodząc nawet zza mundurka i nie mogłem nic z nią zrobić. Niczym naznaczony. Bardzo niefajnie jak dla kogoś kto uważa swój wygląd za sporą zaletę, ale jak może się to równać ze schodzącymi co jakiś czas paznokciami? Gdyby nie fakt, że szliśmy na historię byłbym bardziej przybity moją ciemną ręką w tak widocznym miejscu. Jeszcze się nie przyzwyczaiłem do ciągłego oszpecenia. Wchodzimy we trójkę do sali, siadając w tylnych ławkach. Ja na samym końcu sadowię się za dwójką koleżanek i wyciągam pióro wraz z innymi potrzebnymi bzdetami. Kiedy wchodzi do sali Irvette macham do niej lekko, by ta siadła obok mnie. Okazuje się, że zaczynamy od kartkówki. Może byłbym niezadowolony, ale tematyka tego była dla mnie banalna. W końcu byłem Whitelightem. Prędko skupiam się jak nigdy i bazgrzę prędko po papierze wszelkie informacje w ekspresowym tempie zamieszczając tyle ile się da. Naprawdę niesamowity widok; ja przykładający się do czegokolwiek.
Punkty w kuferku z HM: 10pkt Kostka K6: 3 +1 za kuferek = 4pkt Kostka na ściąganie: n/d Kostka: działa
Całe szczęście kadra zaczęła reagować i sztućce w Wielkiej sali nie były metalowe, a co za tym szło, Irvette nie przyszła na lekcję głodna i miała dość dobry humor. Jak zwykle pojawiła się w mundurku, wyglądając nienagannie, ze spiętymi w niechlujny kok włosami i makijażem przykrywającym jej liczne piegi na twarzy. Historia magii była czymś, na czym znać się powinna, a jednocześnie we Francji nauczano zupełnie innych jej elementów, więc tutaj miała niewielkie problemy z tym przedmiotem. Weszła do sali, rozglądając się za wolnym miejscem. Minęła pierwsze ławki i właśnie wtedy dostrzegła machającego do niej @Hariel Whitelight.Odruchowo uśmiechnęła się, unosząc rękę w geście przywitania i już chciała siadać w kompletnie innym miejscu w obawie, że chłopak może ją rozpraszać, gdy usłyszała świst powietrza, a w jej dłoń uderzyło coś metalowego, co okazało się być, o zgrozo, paskiem Whitelighta. Merde! - Przeklęła w myślach, a na jej twarzy automatycznie pojawił się rumieniec, nieco osłabiony mocą jej dzisiejszego makijażu. Nie straciła jednak rezonu, tylko pewnym krokiem podeszła do ślizgona zajmując miejsce obok niego. -Mam tylko nadzieję, że spodnie nie zlecą Ci jak wstaniesz, bo tak prędko go nie odzyskasz. - Przywitała się z nim tymi uprzejmymi słowami, po czym musiała skupić się na wejściówce. Temat niby zahaczał o jej specjalizację, bo oczywiście w polityce była tresowana od dawna, jednak brytyjscy Ministrowie wciąż mieli przed nią kilka tajemnic i ostatecznie nie udało jej się bezbłędnie odpowiedzieć na wszystkie zamieszczone na kartce pytania.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Drake Lilac
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 218 cm
C. szczególne : Bardzo wysoki i barczysty. Praktycznie cały czas nosi na palcu pierścień tojadowy - tak na wszelki wypadek.
Klątwa:Jestem Magnes Punkty w kuferku z HM: 8 Kostka K6: 3 Kostka na ściąganie: -
Czy lubił Historię Magii? Tak średnio, bo nie wszystko co się wydarzyło interesowało go aż tak. Ale były też wydarzenia i osobistości które go niezmiernie ciekawiły. Można było więc uznać że lubi ją zależnie od tego czego ta historia właściwie dotyczy. Zwłaszcza że jakiś czas temu grzebał w poszukiwaniu informacji o twórcach zaklęć tak na wszelki wypadek. Spotkanie w pustej klasie nie wróżyło niczego dobrego i nie musiał być mistrzem wróżbiarstwa albo jasnowidzem żeby o tym wiedzieć. No i na dzień dobry okazało się że miał słuszne podejrzenia... Kartkówka. Na początku roku. Podejrzewał o to Profesor Dear, ale widocznie to Morris postanowił sprawdzić czy nie lecieli przez cały rok tylko i wyłącznie na ściagach. Dobra! Sytuacja 50|50. Albo będzie coś na temat czego coś napisze, albo polegnie w boju. No i humor mu się nie poprawił jak zobaczył czego kartkówka dotyczyła. Ministrzy magii... Ściągi nie miał i nie zamierzał mieć. W końcu nie czuł się aż tak okropnie żeby niczego nie pamiętać. Napisał po trochu o każdym ministrze jakiego kojarzył, ale i tak wyglądało to mocno średnio. Oddał pergamin nauczycielowi i nieco zawiedziony tym jak nudne pytania dostali, wrócił smętnie do ławki. Wolał już pisać o babce co odkryła skrzeloziele. Tak jak pod koniec poprzedniego roku.
Cassandra Walker
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 1.71 m
C. szczególne : włosy przeważnie układają się w fale, farbowane na lato na blond, kolczyki w uszach i pomalowane usta, pierścionki na palcach
Klątwa:(nie aktywna) Punkty w kuferku z HM: 10 pkt Kostka K6: 1 + 1 = 2 Kostka na ściąganie: -
Nie przygotowała się na zajęcia. Ostatnio nie czuła się za dobrze, bojąc się dotykać galeonów — to przez te klątwy. Martwiła się też o Liama, który zdecydowanie miał gorzej, no i o tatę. Te klątwy podobno dotknęły wszystkich, bo coś nie poszło z tą wyprawą, o której było tak głośno. Naprawdę nawet zapewnienia dyrektorki i wprowadzenie specjalnych środków ostrożności, w żaden sposób nie mogło uspokoić Cassandry. Chodziła ostatnio jakaś struta i nieswoja, jakby bojąc się własnego cienia. Wiedziała, że kartkówka pójdzie jej beznadziejnie, gdy zobaczyła jaki temat został w niej poruszony. No trudno, ledwo wymieniła dwóch byłych Ministrów Magii, czując ogromną pustkę w głowie, nie za wiele była wstanie napisać, co bardzo pogorszyło jej nastrój.
Hope U. Griffin
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 165 cm
C. szczególne : Piegi na twarzy i ciele. Kilka blizn po szponach na ramionach i jedna na skroni, skrupulatnie zakrywana włosami.
Punkty w kuferku z HM: 1 Kostka K6: 2 Kostka na ściąganie: 80so close, no matter how far.... Klątwa:nieaktywna
Do historii magii miała ambiwalentny stosunek. Po części wynikało to chyba z jej pochodzenia – kiedy przez jedenaście lat wierzysz w jedno, a potem ktoś nagle przedstawia Ci całą wszechstronną drugą stronę medalu, można nieco się pogubić. Tak więc o ile szczerze lubiła historię będąc jeszcze w mugolskiej szkole, tak w Hogwarcie nie sprawiała jej już tyle przyjemności – wiązała się głównie z frustracją. Wymagała od niej nadprogramowej pracy i pokładów pamięci zaśmieconej wcześniej zupełnie odmiennymi faktami. I choć wiele z tych wydarzeń przeplatało się ze sobą i nawet się uzupełniało, często po prostu jej się to myliło. Kiedy weszła do sali i postawiła w niej pierwsze kroki, poczuła znajome pociągnięcie w miejscu, gdzie przypiętą miała odznakę prefekta. — Uważaj, Magneto! — zawołała do @Drake Lilac, pieszczotliwie przezywając go mugolskim pseudonimem; przylgnął do niego od czasu wróżbiarstwa. Nie wiedziała co prawda w jaki sposób miałby uważać, ale przynajmniej próbowała go ostrzec. — Teraz jesteś na mnie skazany, dopóki nie oddasz odznaki, prefekcie Lilac — uśmiechnęła się i zajęła miejsce obok niego, z opóźnieniem witając się z będącym już w sali nauczycielem. — Gdybym też była magnesem, moglibyśmy stoczyć pojedynek o tę odznakę — zauważyła z rozbawieniem i wyciągnęła ołówek. Chciała sięgnąć też po książkę, ale Morris nie dał jej na to szansy, bo oto rozpoczął lekcję niczym innym jak kartkówką. Nie miała siły kląć nawet w myślach, po prostu przyjęła pergamin ze zbolałą miną i początkowo naprawdę zamierzała uzupełnić go samodzielnie – po prostu w pewnym momencie okazało się, że jest to absolutnie niemożliwe i jeśli nie chce zacząć roku z trollem na koncie, musi jakoś kombinować. Starała się więc dyskretnie podpatrzeć coś u siedzącej przed nią @Cassandra Walker, ta jednak miała tak bujne loki, że z każdym ruchem głowy zasłaniała jej widok z nieco innej strony, zmuszając Griffin do ryzykownych manewrów...
Punkty w kuferku z HM: 9 Kostka K6: 1 Kostka na ściąganie: -
Początek roku postanowił nie być łaskawy dla Sevcia. Miał nadzieję na fajną, luźną lekcję z jakimiś przypominajkami, a tu przywitała go kartkówka. Pozostawało mu siedzieć i przez chwilę stukać się w czoło ołówkiem w celu pobudzenia szarych komórek, co ostatecznie niewiele dało. Wstyd było się przyznawać, że z HM był całkiem dobry, a tutaj pokona go jakaś kartkówka na dzień dobry. I znowu sprawdziło się to, co mu kiedyś powtarzała babcia, że nieużywany mięsień zanika. Przynajmniej do czasu aż się dowiedział, że mózg jednak nie jest mięśniem i cały czar babcinego cytatu prysł. Potraktuje tą kartkówkę jako motywacyjnego kopniaka na rozruch, a ocenę jakoś przeboleje. Oby tylko nauczyciel nie pamiętał, jak czasami Puchon potrafił się popisywać odpowiedziami na lekcjach, czym nieraz zwracał na siebie uwagę i czasami nawet niemiło przerywał panu Morris. Przez chwilę nawet zastanawiał się, czy by nie ściągać, w końcu całkiem blisko niego siedziała osoba, która pisała po kartce tak, że prawie się zapaliła, ale szybko z tego zrezygnował. Pozostawało mieć nadzieję, że oceny nie zostaną wzięte na poważnie. Kartkówek przecież raczej nie da się poprawić.
Jewgienij Ilja Krawczyk
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 187 cm
C. szczególne : Obojętny wyraz twarzy, bladość, zimne spojrzenie, piegi, rude włosy i zarost, wschodni akcent.
Punkty w kuferku z HM: 17 pkt Kostka K6:5 + 1 = 6 Kostka na ściąganie: --- Klątwa:aktywna
Gdy dowiedział się o zajęciach z Historii Magii nie było opcji, by się na nich nie pojawił. W końcu był to jego najukochańszy przedmiot. Jedyny, na którym mógł błysnąć czymś więcej niż rudą czupryną, rzucającą się w oczy, jak to zwykle z rudością było. Wszedł do sali, witając się z profesorem. A chwilę potem guziki jego marynarki postanowiły znów się zbuntować. Westchnął. Przez tę klątwę połowa jego najlepszych ubrań nie nadawała się teraz do noszenia. Kto to słyszał, by urzędnik świecił bielizną w miejscu pracy? No to było nie do przyjęcia. Dlatego Krawczyk musiał ubierać się w jakieś tandetne rzeczy bez zapięć w formie guzików, zamków czy zatrzasków. I tak oto zamienił spodnie garniturowe na takie z, o zgrozo, elastyczną gumką, koszule zastąpił koszulkami, a buty na jakieś wsuwane dziadkowe mokasyny. Wstyd na całego. Tematyka kartkówki wyjątkowo przypadła mu do gustu. W końcu jako pracownik Ministerstwa sporo wiedział o byłych ministrach. Szybko więc napisał wszystko, co tylko należało do tematyki zagadnień, a potem siedział ze wzrokiem wbitym w okno.
Punkty w kuferku z HM: 10 Kostka K6: 1;) + 1 Kostka na ściąganie: 98
klątwa: aktywna
Droga do klasy minęła jej bardzo przyjemnie na pogaduszkach o klątwach i niewinnych szkolnych ploteczkach z Harrym i Jess; była w wyjątkowo dobrym humorze, wyjątkowo bawiły ją durne żarty ślizgońskiego kompana i ciekawostki Krukonki, a do tego już od kilku dni nie dręczyły jej krwotoki i zaczynała mieć cichą nadzieję, że może to już koniec jej cierpień. Nie miała pojęcia, dlaczego Morris kazał im się wspinać aż na siódme piętro i w dodatku zgromadził ich w jakiejś obrzydliwej, zakurzonej, starej klasie prawdopodobnie nieużywanej od czasów, o których zaraz będą się uczyć na lekcji historii; skwitowała to niezbyt przyjemne otoczenie, które zafundował im profesor zdegustowaną miną i westchnięciem, po czym usiadła w ławce, podążając za Harrym gdzieś na tył klasy, niezbyt zadowolona, bo akurat na historii wolałaby pierwszy rząd i dokładne skupienie na słowach nauczyciela. Nie miała już zbyt wiele czasu na rozmowy (nie to co na transmutacji), bo chwilę później zajęcia się rozpoczęły, w dodatku sprawdzeniem wiedzy, a w momencie, w którym przyłożyła pióro do pergaminu i usiłowała sobie przypomnieć dokładne lata rządów Perseusa Parkinsona, na kartkę skapnęła jej kropla krwi. To by było na tyle ze spokoju od klątwy; zacisnęła zęby, przycisnęła rękaw swetra do nosa i wyciągnęła rękę do torby, by wyjąć z niej chusteczkę, ostatnimi czasy niezbędny jej atrybut - a przy okazji, korzystając z tego, że ta dosłownie sama się nadarzyła, zerknęła na znajdujące się w tej samej przegródce notatki, z nadzieją, że znajdzie w nich jakąś inspirację i przełamie pustkę w głowie - którą zawdzięczała rozpraszającej uwagę klątwie i niezbyt dużemu zainteresowaniu polityką.
Punkty w kuferku z HM: 0 Kostka K6: 6 Kostka na ściąganie: Nie ściągam
Biorąc pod uwagę to, że ostatnio nawet udało mu się przysiąść do Historii Magii nie był nawet specjalnie zaskoczony faktem, że gdy po przekroczeniu progu usłyszał słowo kartkówka. Na spokojnie wiedział, że mógł to zdać śpiewająco. Faktem było jednak to, że stało się tak tylko i wyłącznie za sprawą szczurów, które tak bardzo uniemożliwiały mu sen, że ten wolał ślęczeć po nocach nad książkami niż być wybudzany ruchem zwierząt. Powoli je akceptował, ale proces ten zachodził stopniowo. Na okoliczność niesamowitej pomyślności na kartkówce wynikał jeszcze fakt tego, że w ostatnim czasie Rylan... Wykazywał wręcz niezdrowe zainteresowanie przedmiotem jakby chciał KOMUŚ zaimponować swoją wiedzą. Właśnie dlatego w swoim codziennym schemacie odnalazł miejsce, dla w gruncie rzeczy, dość pomijanego przez uczniów przedmiotu. Oczywiście w żadnym wypadku nowopoznany asystent nie był tego przyczyną, a przynajmniej młody Coulter nie chciał się sam przed sobą do tego przyznać. Chłopak jak też się spodziewał, napisał pracę bardzo dobrze i nie ominął nawet jednego zadania. Nazwiska byłych ministrów magii same jakby napływały do głowy a wszelkie pytania odnośnie osiągnięć przez nich wywołanych rozwiązywały się praktycznie same. Już po chwili odłożył swoje pióro na bok rozglądając się po sali i sprawdzając jak idzie reszcie. Oczywiście przekrój był całościowy i byli tak podobni jemu, jak i ci, którym kartkówka nie szła tak dobrze.
Ruby Maguire
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160
C. szczególne : golden retriever energy | irlandzki akcent | duże oczy | zapach cytrusów
Punkty w kuferku z HM: 3 Kostka K6: 2 Kostka na ściąganie: 92 Klątwy:obie działają
Były dwie rzeczy, których Ruby nienawidziła w Hogwarcie: eliksirów i historii magii, rzecz w tym, że te pierwsze były jej potrzebne i nawet, z bólem na sercu, mogła przyznać, że całkowicie przydatne, za to historia magii polegała na idiotycznym wkuwaniu durnych rzeczy, które właściwie nikogo nie interesowały, a już na pewno nie ją. Drugą sprawą był fakt, że ojciec całe życie jaj gadał, że musi się uczyć historii, żeby była dobrym prawnikiem jak cała ich rodzina, a jej się chciało rzygać na samą myśl o tym. Wlepiała jednak wzrok w swoją rękę, na której pojawiła się jakaś czarna odciśnięta dłoń, której jeszcze nigdy wcześniej tam nie widziała i mogła przysięgać przed Wizengamotem i pod wpływem veritaserum, że wcale nie robiła sobie żadnego tatuażu. W dodatku było jej znowu cholernie zimno, cała dygotała, ponownie, nie mogąc się rozgrzać i dosłownie mając w nosie szkolny mundurek, zarzuciła na siebie cztery różne swetry, żeby te właściwie jej w niczym nie pomagały. Jej myśli jednak były całkowicie poświęcone bratu, który leżał w szpitalu i wciąż nie miała żadnych wieści od ojca, co doprowadzało ją do szewskiej pasji. Weszła do klasy, ociągając się niemiłosiernie i gdy tylko ujrzała @Hope U. Griffin, podeszła do niej, przeszczęśliwa, że już ze sobą rozmawiają i podwinęła rękaw, podsuwając jej rękę pod same oczy – trzęsąc się z zimna przy tym oczywiście. — Patrz, mam dwie klątwy na sobie, to jakieś żarty są! — była absolutnie oburzona i westchnęła poirytowana, ale za to skinęła @Drake Lilac, z którym rudowłosa siedziała na powitanie i jemu rzecz jasna też pokazała ten swój nowy tatuaż, a zaraz potem jej jeden metalowy pierścionek pofrunął w jego stronę. — O, sory, możesz go sobie zatrzymać, kosztował mnie dwa sykle. — machnęła ręką, naciągając mocniej rękawy i podskakując w miejscu, jakby łudząc się, że to jej cokolwiek pomoże na ten okropny chłód, przeszywający całe jej ciało. Babci w końcu zawsze jej powtarzała, że jak się czeka na błędnego rycerza zimą, to trzeba trochę poskakać. Odeszła jednak od Gryfonów i widząc @Rylan A. Coulter, wyszczerzyła swoje szczękające zęby w uśmiechu, by chwilę potem zająć miejsce obok niego, nawet nie pytając czy czeka na kogoś i czy na pewno jest wolne, bo przecież na pewno było, a jak nie – trudno, Ruby i tak przylazła dosłownie dwie minuty przed rozpoczęciem lekcji. — Patrz jakie mamy szczęście, że trafiamy na siebie na najgorszych przedmiotach jakie w ogóle istnieją. — rzuciła tylko i owinęła się bardziej szalem, czując, że zaraz umrze z wychłodzenia. Całą sobą próbowała ukryć to, jak bardzo martwiła się o brata, tuszowała to żartami, łudząc się, że uśmiech obejmuje też jej zielone tęczówki. Potem do klasy wszedł nauczyciel, oznajmił, że piszą kartkówkę, a Maguire całkowicie zbladła. — Myślisz, że mogę jeszcze stąd uciec? — mruknęła do Krukona, ale ten już zabierał się za pisanie, za to Ruby miała minę jakby właśnie wdepnęła w gówno hipogryfa. Patrzyła tępo w pergamin, maczając pióro w kałamarzu, próbując przypomnieć sobie cokolwiek, by ojciec nie rzucił w nią jakąś klątwą, a przecież już dwie nie dawały jej spokoju. Bardzo chciała podpatrzeć co nieco od Coultera, który pisał jak natchniony, ale gdy tylko wypisała jakieś dwa przypadkowe nazwiska, zupełnie niefortunnie przewróciła kałamarz i rozlała atrament na pół stolika. — Ocholeraniedobrze — rzuciła spanikowana, widząc jak atrament zalewa jej pergamin i zbliża się niebezpiecznie do kartkówki jej towarzysza niedoli na tym przedmiocie.
______________________
without fear there cannot be courage
William S. Fitzgerald
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 183,5 cm
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
Punkty w kuferku z HM: 16 Kostka k6:6 Kostka na ściąganie: nie ściągam Klątwa:aktywna ofc, czyli laserowe ślepia mode on
Kartkówka na dzień dobry, dokładnie o tym marzył, wybierając się na zajęcia z historii magii, za którymi nawet jakoś bardzo nie przepadał ze względu na ich zwykle mocno teoretyczną formę. Jeszcze z nich nie zrezygnował tylko dlatego, że coś potem zdawać na egzaminach musiał, a historia ostatecznie nie była aż tak zła i na ogół jakoś mu tam na niej szło, bo coś mu w głowie najwyraźniej zostało z czasów, gdy był nią katowany przez rodziców. Chcąc nie chcąc przysunął sobie bliżej pergamin otrzymany od Morrisona i przesunął spojrzeniem - na całe szczęście w pełni funkcjonującym pomimo czerwonego poblasku wynikającego z uaktywnionej klątwy - po pytaniach, które... wcale nie wyglądały na takie trudne? Ostatni raz z jakimkolwiek podręcznikiem związanym z magiczną historią miał na czerwcowej sesji egzaminacyjnej, ale mimo tego był w stanie odpowiedzieć na wszystkie. Czy dobrze? To już inna kwestia, ale był raczej dobrej myśli, kiedy oddawał arkusz.
Tiernán E. Aguillard
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 193 cm
C. szczególne : heterochromia | kolczyk w prawym uchu - na ogół zwyczajna, posrebrzana obręcz | rozwichrzona czupryna | sprawia wrażenie jakby był wiecznie zblazowany
Punkty w kuferku z HM: 0 Kostka k6:3 Kostka na ściąganie: nie ściągam Klątwa jest stale aktywna, więc nie rzucam.
Trzeba przyznać, że nie spodziewał się kartkówki zaraz na wstępie, a niestety inne zajęcia pochłonęły go na tyle, że nawet nie przejrzał podręcznika przed lekcją, żeby sobie odświeżyć pewne fakty. Pamięcią szczycił się dobrą, ale historia magii nigdy nie miała wysokiego priorytetu, no i interesowały go jedynie konkretne elementy, a nie całość, więc jego wiedza mogła zardzewieć. Akurat kwestia Ministrów Magii nie była tematem, który byłby w stanie określić jako fascynujący dla niego w jakimkolwiek stopniu, a tego niestety tyczyły się pytania widniejące na otrzymanym pergaminie. Napisał to co mu gdzieś tam pozostało w pamięci z minionych lat, ale była tego ledwie połowa; starał się maksymalnie wykorzystać czas i przypomnieć sobie jeszcze coś, ale w jego głowie panowała pustka, a lać wody nie zamierzał. Ściągać też nie, bo i nawet nie miałby z czego, skoro o tym małym sprawdzianie wiedzy nie miał nawet pojęcia. Z posmakiem popiołu w ustach - trochę nawet dosłownie, bo taką właśnie postać przybrała sałatka, którą usiłował zjeść na obiad - oddał swój pergamin, gdy minął wyznaczony przez nauczyciela czas, dobrze sobie zdając sprawę, że się w ogóle nie wykazał. Cóż, bywa.
Percival d'Este
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 203cm
C. szczególne : Piegi, tatuaże na całym ciele, kolczyki. Chorobliwie biała cera. Krzyż Dilys na łańcuszku na szyi. Szmaragdowa blizna na dłoni, która jawi się zielonkawym świetle przy ludziach z genetyką, blizna na nodze po złamaniu.
Historia magii nigdy nie była przedmiotem, który wielbiłem ponad inne, raczej brałem tą lekcję za taki zapychacz, który nie dawał nam, czyli uczniom, dużo radości. Bo ci, którzy lubią ten przedmiot, należą do zdecydowanej mniejszości, która zapewne wyobraża siebie w przyszłości jako jeden z sędziów czy prawników w Wizengamocie. Spoko, cool, ale to nie dla mnie. Lecz, mimo tych wszystkich przeciwskazań, udałem się na lekcje, z nieznanych sobie przesłanek. Trochę czułem w sobie taki wyrzut sumienia, że opuszczam za dużo zajęć, skupiając się jedynie na obronie przed czarną magią i zaklęciach, a że opieka nad magicznymi stworzeniami jest totalną porażką z mojej strony, to wybrałem ten przedmiot, który jest jak msza w kościele – musisz przesiedzieć tą godzinkę, żeby mieć odhaczone i ewentualnie babcia się będzie cieszyć. Trochę to trwało, żebym ruszył dupsko z kanapy w dormitorium i ruszył w końcu do klasy, gdzie mają się odbyć zajęcia, nawet jeśli były one na tym samym piętrze. Westchnąłem cicho, do samego siebie, nawet nie licząc, że spotkam kogokolwiek znajomego w drodze do klasy, ponieważ najpewniej wszyscy już tam byli. Wziąłem ze sobą jeszcze różdżkę i wyczarowałem patronusa, który hasał sobie w powietrzu zaraz obok mnie. Ten lis był jedynym zwierzęciem, które nie miało do mnie negatywnego nastawienia, no może jeszcze wilk z zaklęcia, którego nauczył mnie Felek w poprzednim semestrze. Popatrzyłem jeszcze na swoje dłonie, których paznokcie były pomalowane na czarno, najmocniej przykuwał moją uwagę palec serdeczny prawej dłoni, ponieważ to na nim paznokieć lubił sobie nagle obumierać i odpadać. Dziś się tak jednak nie działo, co było dość dobrą wiadomością, bo mnie samego ten widok całkiem brzydził. Zdecydowanie też psuł mi potencjalną bajerę, bo chyba nikt nie lubi jak komuś odpada w tak nieprzyjemny sposób paznokieć. Potencjalną, bo jeszcze musiałbym zrobić jakieś ruchy w kierunku kogokolwiek. Z gryfońskiego trio to Hope zdecydowanie pobijała nas na głowy, mnie i Ruby znaczy się. Wszedłem do klasy, praktycznie na styk, bo już miała się zacząć i… no tak, natrafiłem na kartkówkę, jak ja się cieszę. Trochę tam kojarzyłem, ale nie za bardzo, ponieważ no jak już wspominałem, w dupie mam ten przedmiot i się nim nie interesuje. Usiadłem szybko na jakimś wolnym miejscu, odwołując patronusa i wzrokiem zauważając Hope i Ruby, nieco zaskoczony, że się one tutaj zjawiły – rozumiem, że nie chcą za bardzo opuszczać jakichkolwiek lekcji, ale serio? Nawet tutaj? W obliczu kartkówki moim obowiązkiem jest ściąganie. Chuj z tym, że totalnie się błaźnie za każdym razem kiedy próbuje, ale jest to na swój sposób zabawne, nie ma co więc nie spróbować i tym razem. Wyciągnąłem pióro z kałamarza i starałem się wzrokiem sięgnąć kartek innych, co nie było aż tak trudne jak w przypadku niższych mi osób – jako gryfońska żyrafa potrafiłem naprawdę wysoko unieść głowę. Lecz i przy tym bardzo łatwo mnie wyczaić, ja zaś zawsze mało perków przeznaczałem w skradanie się, więc łatwo mnie było zauważyć. Taki to już był mój los.
Christina Grim
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 152 cm
C. szczególne : Niski wzrost, chorobliwa bladość, blizny po poparzeniu na lewej stronie ciała, blizny na lewej ręce po nocy z Drejczim. Dziecinny wygląd. Ubrania z motywami mugolskimi.
Punkty w kuferku z HM: 0 Kostka K6: 5 Kostka na ściąganie: --- Klątwa: aktywna
Nigdy nie była fanką Historii Magii, o czym znakomicie świadczyły jej oceny z tego przedmiotu. Tym razem jednak z ciekawości postanowiła zajrzeć ma zajęcia. Idąc do sali przypadkiem na kogoś wpadła. Już chciała za swoją nieuwagę przeprosić, a zamiast tego ugryzła się w język. No tak, typowe. Akurat na zajęciach musiało to się zacząć po raz kolejny. Ostatecznie na zajęcia wpadła chwilę przed rozpoczęciem. I oczywiście na samym wejściu przywitała ją informacja o kartkówce. Najpewniej zaklęłaby pod nosem gdyby nie fakt, że z jej szczęściem odgryzłaby sobie przy tym język. Usiadła w pierwszej lepszej ławce, nawet nie patrząc czy się do kogoś przysiada, i wzięła się za pisanie. O dziwo cos tam zdołała nawet nabazgrać! To był jej osobisty sukces.
Kartkówka nie była według niego jakoś specjalnie trudna szczególnie, jak na poziom studentów, który po tylu latach powinni reprezentować. Jak się miało okazać jednak, to tylko jemu się tak wydawało. Nie minęło wiele, jak zauważył już pierwsze próby ściągania i to zdecydowanie nie dyskretne. -Panno Griffin, następnym razem polecam się przygotować, a nie liczyć na lepszą fryzurę koleżanki. - Odebrał @Hope U. Griffin pergamin, stawiając przy nim odpowiedni dla siebie znaczek i odłożył go na swoje biurko. Widać te kilka cennych sekund, kto inny postanowił wykorzystać na próbę szczęścia podczas posiłkowania się notatkami. -Panno Moses, nie sądzę, by tamowanie krwotoku podręcznikiem do Historii Magii było bardziej skuteczne niż kilka wprawnych zaklęć. Potrzebuje Pani wizyty u szkolnej pielęgniarki? - Choć lekcja była ważna, to jednak stan uczniów był nieco ważniejszy, dlatego najpierw upewnił się, że @Frankie Moses nie potrzebuje natychmiastowej interwencji, (a jeżeli takowej potrzebowała, to jej udzielił), by dopiero potem potraktować jej kartkówkę tak samo, jak pergamin jej gryfońskiej poprzedniczki. Dźwięk przewróconego na ławkę kałamarzu rozległ się w sali tuż po tym, gdy zauważył kolejną uczennicę, próbującą pozyskać wiedzę od kogoś innego. Wziął głębszy oddech, bo zaczynało się ich trochę robić, po czym podszedł do @Ruby Maguire. -Proszę się nie przejmować, Pani praca i tak jest już skończona. - Odebrał jej pergamin, który cały zalany był atramentem i choć mógł go wyczyścić, nie zamierzał się teraz tego podejmować. Prawdą było, że nie miał zamiaru ich dziś oceniać, a chciał tylko sprawdzić, co pamiętają w tych swoich głowach, po wakacyjnej przerwie. Stanął ponownie na froncie klasy, obserwując zmagania pozostałych uczestników jego zajęć. Jedni wydawali się bardziej skupieni, inni spanikowani, a jeszcze inny mieli czystą pustkę w oczach. Typowy widok podczas jakiegokolwiek testu wiedzy młodych ludzi. Piasek w klepsydrze już praktycznie cały się przesypał, wskazując na kończący się uczniom czas, gdy kolejny gryfon zwrócił jego uwagę. Merlinie, co jest dzisiaj z nimi? - Pomyślał sobie, podchodząc do @Percival d'Este -Przewaga wzrostu nie upoważnia Pana, do wykorzystywania go w celu ściągania od innych. - Pouczył chłopaka, by i jemu odebrać pergamin. Całe szczęście resztę czasu, jaki pozostał do końca testu spędził bez kolejnych takich przypadków i mógł w spokoju przejrzeć te prace, które zdecydowanie przedwcześnie znalazły się na jego biurku. Może i dobrze, że im je odebrał, bo i tak nic specjalnie mądrego się tam nie znajdowało, choć d`Este poradził sobie nawet nieźle. -Dobrze moi drodzy. Czas się skończył, poproszę o wasze prace! - Powiedział, gdy cały piasek już przesypał się do drugiej komory, po czym uniósł różdżkę, a pergaminy spokojnie pofrunęły prosto do jego dłoni. -Nie miałem zamiaru oceniać tej wejściówki, jako że miała mi posłużyć, jako czyste sprawdzenie, ile zdołaliście przez te wakacje zapomnieć, ale dzięki waszym koleżankom i koledze... - Tu spojrzał na każdego ze "ściągaczy" z osobna. -Postanowiłem zdanie zmienić. Pod koniec lekcji otrzymacie oceny za to, co się tutaj znalazło. - Stuknął palcem w stosik kartkówek leżący już na jego biurku, a następnie nonszalancko się o nie oparł, zakładając ręce na piersi i wodząc wzrokiem po zgromadzonych. -Panny Griffin, Moses, Maguire oraz Pan d`Este tracą każdy po dziesięć punktów dla swoich domów, a dla uzupełnienia brakującej im wiedzy przygotują mi na następne zajęcia referat o Damach Orderu Merlina Pierwszej Klasy. Ostrzegam, że jeśli jeszcze raz przyłapię któregoś z Państwa na oszustwie, zostaną Państwo poproszeni o opuszczenie moich zajęć. - Skoro formalności miał już za sobą, mógł przejść do kolejnej części lekcji. Po raz kolejny podczas tych zajęć uniósł różdżkę, a na każdej z ławek pojawiły się dwa stosiki kart, które obecnie lewitowały delikatnie rewersem ku górze tak, że uczniowie nie byli w stanie podejrzeć, co kryje się po ich drugiej stronie. -Proszę Państwa o opuszczenie miejsc i ustawienie się pod ścianą, teraz dobiorę was w pary, w których będziecie pracować do końca zajęć. - Powiedział, by następnie cierpliwie czekać, aż wykonają jego polecenie. Następnie zaczął po kolei przydzielać im pary, w których mogli już na swobodnie zająć miejsca przy ławkach, a gdy każdy został rozdzielony, ponownie się do nich wszystkich zwrócił. -Jak widzicie, każdy ma przed sobą talię kart. Na ich odwrotach znajdują się wizerunki znanych z historii postaci. Każdy z was otrzyma jedną postać, jako "własną" i na podstawie reszty talii, która jest identyczna dla obydwu osób z pary, będziecie musieli odgadnąć, jaką postać ma wasz przeciwnik. Możecie tego dojść zadając sobie pytania, jednak muszą być one tak sformułowane, by odpowiedź na nie mogła brzmieć tylko "TAK", bądź "NIE". Celem jest dojście do postaci przeciwnika w jak najmniejszej liczbie tur. Pytacie się na zmianę. Jeżeli traficie na jakiś trop, postaci będą się stopniowo wygaszać, zbliżając was do poprawnej odpowiedzi. Wszystko jasne? To zaczynamy! - Gdy rozdał już instrukcje zachęcił ich do rozpoczęcia zabawy, a sam zabrał się za sprawdzanie wejściówek, raz po raz spoglądając, czy przypadkiem ktoś znów czegoś nie kombinuje.
Mechanika:
Gra ma dokładnie te zasady co "Zgadnij Kto to". Po kolei zadajecie sobie w parach pytania, na które odpowiedź może być tylko „TAK” bądź „NIE”. Następnie, gdy obie osoby z pary przejadą swoją kolejkę, czekacie na mój post, by zobaczyć, które karty się dezaktywują i postępujecie dalej zgodnie z moimi wytycznymi. Po rzucie literką na "swoją postać" proszę oprócz umieszczenia jej w kodzie, wysłać mi ją na pw do@Maximilian Felix Solberg, bym mogła poinformować was, jaka postać wam się trafiła, dzięki czemu będziecie mogli odpowiadać na pytania partnerów.
Dodatkowo rzucacie k6 na zdarzenie losowe przy każdym poście:
2- Wasza klątwa nagle się aktywuje przeszkadzając wam w rozgrywce. Tracicie kolejkę. 1 - Cisza, spokój, delikatny wiaterek w tle. Nic się nie dzieje. 3,4- Czy to ptak? Czy to samolot? Nie, to Aden w przypływie miłości rzuca wam cukierek na poprawę koncentracji. Dorzućcie k6: Parzysta – niestety obrywacie w ryj i nic słodycz się marnuje zjedzona przez przebiegającego właśnie szczurka Nieparzysta– Możecie w tej turze zadać dodatkowe pytanie! 5,6 – Próbujecie podejrzeć, co za kartę ma wasz partner. >Jeżeli macie 5 – Nic się nie dzieje, ale też nie udaje wam się podejrzeć kart. >Jeżeli macie 6 – Karty partnera składają się w talię i biją was po łapach
Modyfikatory: Za 10 lub więcej pkt w kuferku z HM macie jedną dodatkową zacienioną postać na start. By zobaczyć którą, rzucacie i linkujecie kostkę z literką.
Żeby było sprawiedliwie, Irvette będzie papugować każde pytanie swojego partnera.
Ściągacze: Za ściąganie, na którym przyłapał WSZYSTKICH KUFA, macie -10pkt na łebka. Jeżeli wylosujecie w pierwszej kolejce zdarzenie losowe z podglądaniem karty partnera wylatujecie i otrzymujecie szlabanik. Dodatkowo poproszę od każdego esej na pocztę Morrisa na temat Dam Orderu Merlina Pierwszej Klasy. Przynajmniej 1500 znaków.
UWAGA! Żeby przyspieszyć rozgrywkę, pierwsza osoba z pary ma 24h na wrzucenie posta, następna tyle samo na odpowiedź itd... W innym wypadku uznaję, że wasza kolejka przepada i posta wrzuca wasz partner. Im szybciej odgadniecie swoją postać tym lepiej! Ofc Proszę o uczciwą grę
Obowiązkowy kod:
Kod:
<zg> Partner: </zg> <zg> Kostka na zdarzenie losowe:</zg> Tu wpisz wylosowaną literkę <zg> Literka: </zg>
//skargi, zażalenia, niejasności i wyrazy miłości proszę składać na pw do Maxia, albo na mojego dsicorda Caaarl#7023
Ostatnio zmieniony przez Aden Morris dnia 29.09.21 16:43, w całości zmieniany 1 raz
Cassandra Walker
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 1.71 m
C. szczególne : włosy przeważnie układają się w fale, farbowane na lato na blond, kolczyki w uszach i pomalowane usta, pierścionki na palcach
Nie miała pojęcia, że @Hope U. Griffin starała się od niej ściągnąć. Puchonki bujne, kręcone włosy i skupienie na beznadziejności pytań, na które nie znała odpowiedzi, spowodowało to, że tym bardziej zasłoniła się włosami, jakby chcąc ukryć się przed całym światem. Dopiero profesor wypowiadający nazwisko gryffonki sprawił, że ta odwróciła się w stronę Hope, ale zaraz to znowu zasłoniła się włosami, wpierw czując, jak cała twarz piecze ją ze wstydu. Co ona sobie musiała myśleć o biednej Casandrze? Zapoznanie na kółko Realizacji Twórczych było takie żenujące — dziury w spodniach, jeszcze to przedstawienie i zdziwiona mina Oberona. Straszne naprawdę straszne. Jeszcze przecież była z tego samego domu co Liam, jeszcze gorzej. Ale nie tylko to dało powody Cassandrze do wpadania w wir dramatu. Jakby tego było mało, profesor Morris postanowił sprawdzić kartkówki, a miał tego nie robić! I to przez to, że większość ściągała. Walker miała ochotę się pobeczeć, ale z całych sił wstrzymywała łzy, aby nie wyjść na gorszą wariatkę, niż już jej się wydawało, że była. Uśmiechnęła się nieśmiało do @Rylan A. Coulter, co wyglądało bardziej nie na uśmiech, tylko wyraz twarzy sugerujący "zaraz się chyba popłacze". Zresztą starsi chłopcy bardzo ją peszyli i nie wiedziała, czy przypadkiem nie zacznie się zaraz jąkać, jak będzie zadawać pytania krukonowi w związku z postacią, którą musiała zgadnąć. Spojrzała na swoje talie, wybierając osobę, w którą się wcieli, a następnie... A następnie dostała cukierkiem prosto w łeb i gdyby to był kamień, to pewnie by straciła przytomność. Tak ją to zaszokowało, że nie miała pojęcia, co się właściwie stało. Profesor Aden rzucał cukierkami i pewnie miał na myśli tylko dobro swoich podopiecznych to Walker już i tak zmasakrowana przez dzisiejszy dzień i kółko Realizacji Twórczych wybuchła płaczem. Nie głośno, ale łzy poleciały jej strumieniem, gdy rozmasowywała sobie czoło ze śladem, który zostawił cukierek Morrisa. - Ałaa...- Pociągnęła nosem i wytarła rękawem od mundurka twarz, która zrobiła się bardziej czerwona niż była na początku. - Przepraszam. - Wyszeptała cicho, starając się nie zwracać już na siebie uwagi i resztkami sił powstrzymując się od kolejnej ucieczki z zajęć. Na pewno lekcje były traktowane poważniej niż kółka, gdzie można było sobie przychodzić i wychodzić. Jeszcze z całych tych dramatów, które robiła wokół siebie Cassandra — mogłaby mieć problemy. - Czy twoja postać to kobieta? - Zadała pytanie drżącym głosem @Rylan A. Coulter, błagając w duchu, żeby w szkole wybuchł pożar i żeby nastąpiła ewakuacja z tego miejsca, a najlepiej w ogóle przerwanie dzisiejszych lekcji.
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Kiedy ten festiwal żenady w jej wykonaniu dobiegł końca, a nauczyciel porozdawał minusowe punkty za ściąganie, Brooks mogła na chwilę zastanowić się nad własnym życiem. Jak to się stało, że zamiast biegać po błoniach, pić kremowe u Irka albo grać w dormitorium w karty, ona siedziała tutaj, w zakurzonej salce, starając się przypomnieć znane osobistości ze świata polityki? Czemu ona, osoba o zerowym zainteresowaniu polityką, ba, gardzącą nią i uważającą, że jest skupiskiem skurwysynów, starała się wykrzesać to minimum wiedzy z tematu, który kompletnie ją nie interesował? Jak na Krukonkę, zdarzało jej się podejmować wyjątkowo mało logiczne decyzji i jedna z nich zaprowadziła ją na tę właśnie lekcję. Po rozdzieleniu ich na pary Julka podeszła do wysokiego Gryfona, któremu sięgała ledwie do piersi. Miała cichą nadzieję, że pójdzie jej znacznie lepiej, niż podczas kartkówki, choć szanse na to były niewielki.
- Czy to kobieta? – zapytała chłopaka, wbijając w niego skupione, świdrujące spojrzenie. Ten jednak nie zdążył nawet odpowiedzieć, bo po chwili uwaga Krukonki przeniosła się w zupełnie inne miejsce.
- Na węża Salazara. Czy komuś padło na mózg? – zapytała ostro, obserwując szczurka, który gdzieś spierdalał z cukierkiem w pyszczku. Cukierkiem, którym to oberwała prosto w potylicę. – Lekcja jest, ogarnijcie się – dodała jeszcze, marszcząc brwi i wracając do Persiego. – To jak, czy to kobieta? – powtórzyła pytanie, czekając na odpowiedź.
Percival d'Este
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 203cm
C. szczególne : Piegi, tatuaże na całym ciele, kolczyki. Chorobliwie biała cera. Krzyż Dilys na łańcuszku na szyi. Szmaragdowa blizna na dłoni, która jawi się zielonkawym świetle przy ludziach z genetyką, blizna na nodze po złamaniu.
Partner: @Julia Brooks Kostka na zdarzenie losowe: 6 XD Literka: nie ma to znaczenia w tym momencie!
Cóż, nie poszło po mojej myśli, ciężko by też rzec, że nie było to oczywiste, że Morris zauważy moje dość karkołomne ściąganie. Zapytałbym pana profesora "a co mnie upoważnia?", ale powstrzymałem się na czas, chcąc jeszcze zostać na dzisiejszych zajęciach. Wiecie, kto by nie chciał opanować wiedzy tajemnej o dawno już martwych goblinach, dziadach czy innych mądrych ludzi, którzy marzyli tylko o tym, by być w książkach od historii, której nie lubi prawie każdy. Jednakże, kolejne zadanie było naprawdę ciekawe! Podzielono nas w pary, ja byłem z Brooks, z którą kontaktu raczej nie miałem, ale kojarzyłem. - Siema, piłkarzyk - przywitałem ją tymi oto słowami i gryfońskim uśmiechem. Nim się spostrzegłem, Brooks zadała już swoje pytanie, na które to chciałem odpowiedzieć przecząco, gdy nagle dziewczyna dostała cukierkiem po twarzy, co nieco mnie też rozbawiło. - Uważaj, bo to mógł być tłuczek - uśmiechnąłem się szeroko, mając nadzieje, że Julia nie ma kija w dupie i nie obrazi się za ten żarcik - nie, to całkiem potężny mężczyzna, bardzo męski. - Odpowiedziałem na jej pytanie i zacząłem zastanawiać się na swoje, gdy totalnie ukradkiem, przypadkowo i niechcąco ponownie wykorzystałem swoją różnicę wzrostu i tylko zerknąłem na jej kartę. Cóż, karty okazały się zaczarowane i zaczęły mnie bić po łapach, co też zauważył Morris i szybko wyprosił mnie z klasy. Prychnąłem, skrzywiony i przez ramię zagadałem do Brooks: - Wygrałaś, byłem naprawdę spoko gościem i w dodatku gejem! - Tymi słowami opuściłem klasę, mając nadzieje, że nie będę jedynym, bo przecież trio Gryffindoru nie mogło pozostawać w takich sprawach rozbieżne. Poczekałem jeszcze pod salą, ciekaw czy ktoś jeszcze z niej wyjdzie, po czym udałem się do dormitorium czy Merlin wie gdzie.
z/t
Hope U. Griffin
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 165 cm
C. szczególne : Piegi na twarzy i ciele. Kilka blizn po szponach na ramionach i jedna na skroni, skrupulatnie zakrywana włosami.
Powinna przyzwyczaić się do tego, że nie jest najlepsza w ściąganiu. Z drugiej strony zważywszy na to, że zdarzało jej się to stosunkowo często, to może ogólny wynik nie był taki tragiczny... po prostu kiedy już się to zdarzało, to było zawsze wyjątkowo upokarzające. Czerwona jak burak oddała kartkę nauczycielowi i westchnęła, rozsiadając się na swoim krześle. No bo co miała innego do roboty, skoro reszta jeszcze pisała? Nie minęło dużo czasu, kiedy Morris przyłapał na ściąganiu również inne osoby, w tym oczywiście dwójkę jej przyjaciół, jakżeby inaczej. Gdyby nie ten troll, którego jej wręczył, nawet by ją to rozbawiło. W odpowiednim momencie posłusznie ustawiła się w szeregu i uśmiechnęła się przyjaźnie do swojego partnera, kiedy już ich sparowano. — Jestem beznadziejna w takie gry — oznajmiła mu z rozbawieniem, wyciągając kartę. I w tym właśnie momencie poczuła, że coś boleśnie uderza ją między łopatkami. Zupełnie zaskoczona otworzyła szerzej oczy, tłumiąc okrzyk i błyskawicznie odwróciła się, szukając wzrokiem dowcipnisia. Okazało się jednak, że to jej własna odznaka odnalazła do niej drogę w dość nagły i bolesny sposób. — Och, dzięki, Drake. Te klątwy nas wykończą — mruknęła pod nosem, najpierw do siebie, potem do Tiernana. Była już naprawdę gotowa do tego, żeby poważnie zabrać się do ćwiczenia i solidną pracą odkupić swoje winy, kiedy zauważyła ruch na podłodze. Długi, tłusty ogon ciągnął się za puchatym ciałkiem. Griffin pisnęła i natychmiast wskoczyła na ławkę, strącając z niej pozostałe karty. — Cassie, szczur. SZCZUR! TAM PRZY TOBIE! — wrzasnęła. Nigdy nie lubiła się z gryzoniami, zwłaszcza takimi wielkimi, które jak gdyby nigdy nic szły sobie przez salę, żeby wpieprzyć cudzego cukierka. Spanikowała, zadziałała odruchowo i nie zastanawiała się, że jest na lekcji – to było silniejsze od niej.