Siódme piętro wcale nie odstaje od innych. Posiada również swoją własną pustą klasę. Była tutaj kiedyś klasa numerologi, stąd też na jednej z półek można znaleźć opasłe tomy właśnie od tego przedmiotu, niestety, wraz z biegiem lat straciły one swoją użyteczność. Klasa jest dość obszerna opatrzona w nauczycielską katedrę. Najbardziej rzuca się w oczy ilość pajęczyn i kurzu, bowiem wiadomo, że nikt tu od lat nie sprzątał. Użycie "Chłoszczyść" wyczyści salę, ale po paru godzinach stary kurz i pajęczyny magicznie powracają.
Rzuć kostką, by poznać scenariusz wydarzeń. Uwaga. Rzut nie jest obowiązkowy.
Spoiler:
Parzysta - nawet jeśli postanowiłeś posprzątać to okazuje się, że pominąłeś gęstą pajęczynę, w którą właśnie nieświadomie wszedłeś. Masz ją na twarzy i we włosach i nie byłoby w tym nic strasznego poza dyskomfortem, gdyby nie świadomość, że właściciel tej pajęczyny właśnie drepcze Ci po ramieniu - futrzasty pająk wielkości kciuka paraduje po Twoim ubraniu. Po paru minutach odkrywasz, że jednak Cię dziabnął o czym świadczy ślad na prawej dłoni - przez dwa posty (albo jeśli chcesz to dłużej) jesteś przewrażliwiony na promienie słoneczne - szczypią Cię oczy, boli głowa i czujesz się po prostu źle w świetle dnia.
Nieparzysta - wdepnąłeś/usiadłeś na pudełko z grą "Powtarzalny wisielec". Poza toną kurzu na wierzchu okazuje się działać i możesz sobie zatrzymać zestaw. Mało tego, gdy tylko zatrzymujesz się na chwilę/jesteś w bezruchu to osiada na Tobie kurz i trzeba się go na bieżąco pozbywać.
Westchnęła, tak na prawdę te punkty miała głęboko gdzieś, podobnie jak cały puchar domów, ale niestety przez swoje wybryki już i tak była na cenzurowanym. - Możliwe, chociaż sprawa mugolaków była podnoszona cały czas i teraz się to normuje. Nie ma problemu ze zdolnym mugolakiem zachodzącym gdzieś wysoko, postanowiono jakoś rozliczyć to co zachodziło wcześniej. A ze sprawą irlandzką? - zrobiła pauzę - No sam widzisz, nadal praktycznie nic się nie zmieniło. I raczej się nie zmieni póki nie oddzielimy się od angolskiego ministerstwa...
Kontynuowałaby dalej gdyby nie to, że przerwało jej pierwsze rzucenie kamieniem po zbyt długiej pauzie, prawdopodobnie Rasmus mógł myśleć że już skończyła. Ledwo go uniknęła. - Hej, nie byłam goto... Avifors - wypowiedziała w końcu kiedy podleciał drugi. Kolejne poszły bez problemu, niewielkie ptaszki powoli odlatywały w różne strony podczas gdy przemieniała kamyczek za kamyczkiem.
Rasmus Vaher
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 181,5 cm
C. szczególne : Wyczuwalny estoński akcent, czasem nieodmienianie w angielskim, blizny na lewej dłoni po zdjęciu klątwy.
— Nie będę starał się zmieniać twojego światopoglądu. Chcę tylko powiedzieć, że nie tylko twój naród ma lub miał problemy. Jeśli sądzisz, że to cię pocieszy to mugolscy czarodziejom nawet odbierano różdżki. Więc jakby to powiedzieć - macie coś z nimi wspólnego. Zabierają wam wolność... chyba. — Mówiąc to do niej widział jak kolejne kamienie zamieniały się w ptaki. Widać było, że umiała posługiwać się zaklęciem jeszcze lepiej niż poprzednio. Czyli dobrze szło im trenowanie. Na końcu dodał tylko... — Przeciwnik nie będzie czekał czy jesteś gotowa. Tylko to wykorzysta. — I to mówiąc podrzucał jednym z kamyków w dłoniach. Zaraz jednak przywołał do swoich dłoni z powrotem wszelkie już zamienione z powrotem kamienie i trzymając je w dłoni powiedział. — Dobra, a teraz podzielność uwagi. Rzucę nimi wszystkimi na raz, a ty masz myśleć o każdym z nich w powietrzu jak zamieniają się w ptaki. Jeśli zamienisz połowę z nich - uznaję, że będziemy musieli już tylko zrobić ostateczną próbę i uznam to za koniec naszej nauki. A ty będziesz wolna jak ptak. — Obiecywał, że tak się stanie.
Kostki: Parzyste — Udaje ci się zamienić wszystkie z kamieni w ptaki. Nieparzyste — Brakowało Ci jednego kamienia do osiągnięcia połowy wymaganej do ukończenia zadania.
Tym razem nie dała się podejść by wejść w głębszą dyskusję. Odetchnęła głęboko, poprawiła rękawiczki i gogle, po czym wyprostowała się patrząc przed siebie. Różdżka w pozycji bojowej, jedna ręka wyciągnięta do tyłu, prawa noga przed siebie i czekała na sygnał. W końcu kamienie wzniosły się w powietrze. - Avifors - wypowiedziała z dość wyraźnym irlandzkim akcentem, ale o dziwo zaklęcie zadziałało. Ruch różdżką był nienaganny, postawa również a i skupienia nie brakło. Efektem jednak nie były czyże, ale miniaturowe czajki zwyczajne, które to rozleciały się w różne strony zanim zrobiły niewielkie wzorki w powietrzu. Młodaa odetchnęła. - I jak? - zapytała z szelmowskim uśmieszkiem
Rasmus Vaher
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 181,5 cm
C. szczególne : Wyczuwalny estoński akcent, czasem nieodmienianie w angielskim, blizny na lewej dłoni po zdjęciu klątwy.
— Naprawdę dobre! Udało ci się poprawić swoje zdolności, ale według mnie powinnaś jeszcze... Dobra. Pan pomysł, jeśli udało Ci się zamienić kamienie w ptaki to... teraz zrobimy odwrotnie. Ja używam w twoją stronę Avifors, aby ptaki krążyły wokół ciebie, ale nie atakowały, a ty próbujesz za wszelką cenę użyć na nich zaklęcia odwracającego, czyli chyba to będzie Duro jak dobrze pamiętam. Powinnaś pamiętać to zaklęcie... chyba, ale jeśli nie to cóż... patrz. — Rasmus podrzucił kamienie w górę, zamienił wszystkie kamienie w ptaki, które okrążyły zaraz Aoife. Jeszcze chwile krążyły, kiedy Estończyk rzucił wcześniej wspomniane Duro. I w tym momencie na ziemię opadły kamyki. — Tak właśnie to działa. Więc... Nie przedłużając, szykuj się. Po czym mogła zauważyć, że lecące w jej stronę ptaki miały zamiar "atakować" z wielu stron.
Kostki: Standardowo rzucasz K6+1, jeśli uda ci się zamienić cztery ptaki w kamienie, uznaję to za przejście etapu.
Głębokie oddechy, postawa. Była zdeterminowana, aby tym razem jej się udało. Pierwsze ćwiczenia wychodziły jej opornie, teraz miała zamiar pokazać na co ją stać. Możliwe, że w jej głowie pojawiały się myśli o tym, że ma na celu udowodnienie i sobie i Rasmusowi, że jest w stanie opanować transmutację nie gorzej niż ci przeklęci Angole z innych domów. Cokolwiek jednak nią kierowało, to poradziła sobie znakomicie. Stanęła w lekkim rozkroku, wzniosła różdżkę ku górze i wykonała gest aby objąć wszystkie ptaki jednym zaklęciem. Głośne duro rozbrzmiało w sali, kiedy w końcu te zbliżające się do niej ptactwo zmieniło się w kamyczki. Upadły one na ziemie z serią cichych stuknięć, kiedy ona w końcu wróciła do swojej standardowej postawy - dość luźnych nóg i swobodnych rąk przygotowanych na uniki, cokolwiek mogłoby ją spotkać. Po raz kolejny poprawiła swoje gogle.
Rasmus Vaher
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 181,5 cm
C. szczególne : Wyczuwalny estoński akcent, czasem nieodmienianie w angielskim, blizny na lewej dłoni po zdjęciu klątwy.
— Dobra to już mamy za sobą. A teraz... Sami zagramy o to, kto wygra pojedynek na zmienianie kamieni w ptaki, bo uwaga... Wziąłem ze sobą kolejne kamienie. Więc razem będzie dziesięć kamieni do przemiany. Którekolwiek z nas zdobędzie więcej kamieni przemienionych w ptaki... Ten wygrywa pojedynek. Jeśli jesteś gotowa to na mój znak. — Rasmus wyczekał odpowiednio na moment, kiedy Aoife będzie już gotowa i podrzucił do góry dziesięcioma kamieniami naraz z jednej ręki. Jeśli dziewczyna sobie poradzi lepiej niż on, a raczej miałaby lepszy obecnie refleks - to widocznie czegoś się teraz nauczyła. Spojler, jemu poszło gorzej.
Kostki: Rzucasz kością k100, jeśli przebijesz liczbę swojego przeciwnika, oznacza, że udało się tobie więcej kamieni zamienić w ptaki. Każde dziesięć punktów to jeden ptak. Kość Rasmusa:5 - czyli nic.
Ao postawiła na spryt w swoim przedsięwzięciu. Wiedziała dokładnie, że nijak nie pokona eksperta od transmutacji w jego dziedzinie, więc mogła wykorzystać swoją nowonabytą wiedzę w jej ulubiony sposób. Taki za który prefekci i profesor Beatrycze ochrzaniliby ją od stóp do głów. Poczekała na odpowiedni moment, kiedy to Rasmus miał już brać się do wypowiedzenia inkantacji i zamiast dać mu uczciwie to zrobić, wypaliła z lekkim trachem i głośną inkantacją Aviforsa aby go rozkojarzyć. Efekt był niesamowicie zabawny. Kiedy kamienie opadły, dwie malutkie czajki latały wokół jego głowy, a sam student nie zdążył nawet wypowiedzieć zaklęcia. Aoife wygrała tak jakby walkowerem i niesamowicie wręcz chichotała z tego powodu.
Rasmus Vaher
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 181,5 cm
C. szczególne : Wyczuwalny estoński akcent, czasem nieodmienianie w angielskim, blizny na lewej dłoni po zdjęciu klątwy.
— Czym mam powiedzieć, że jestem z ciebie dumny? Bo tak właśnie określiłbym to co właśnie czuję. Udało Ci się mnie wykiwać. Instynkt już masz, Aoife. Teraz potrzebujesz tylko jeszcze treningu. Ale skoro już na spokojnie jesteśmy w tym momencie... To sądzę... że powinniśmy zrobić jeszcze jedno. Zamienienie teraz wszystkich innych ptaków w kamienie. Ale teraz nie krzycz, poczekaj aż zamienię te wszystkie dziesięć, dobra? — Mówiąc to zaczął zajmować się oczywiście tym o czym wspomniał. Zamienił wszelkie inne kamienie w ptaki, które zaczęły latać i krążyć pod sufitem jak ćmy. Wystarczyło już tylko poczekać aż oboje będą gotowi. Ta cholerna różdżka mogłaby z nim współpracować. Czas ruszył, kto wygra.
Kostki: Ponownie rzucamy kościami k100 i ten kto wyciągnie lepszy wynik zdołał przemienić wszystkie ptaki w kamienie. Kostka Rasmusa:75
Tak na prawdę dla Ao wykiwanie kogokolwiek wychodziło dosyć instynktownie, a kiedy dodatkowo uzyskiwała informację jak coś działa nie omieszkała wykorzystać przewagi jaka za tym szła. Mimo wszystko tym razem poczuła się nieco źle, może dlatego że Estończyk zaoferował się jej pomóc. I to za darmo. Postanowiła więc, że tym razem podejdzie do tego uczciwie. -Cóż, możliwe. Bardziej poszło mi sztuczką niż faktycznym opanowaniem materiału szczerze mówiąc. A w sztuczkach już jestem obeznana... - stwierdziła patrząc jak kamienie znowu zaczęły się unosić. - Dobra, na twój znak... - powiedziała i czekała.
Była wolniejsza, a może to zaklęcie było słabsze. Nie miała żadnych wymówek, Meitei siedział o dziwo grzecznie w drugim końcu sali i po prostu obserwował ich lekko ospałym wzrokiem, rozważając czy czasem nie iść z powrotem w stronę Chantry, nie wydarzyło się nic co mogłoby przerwać jej skupienie, ani tym bardziej nagle jej krawat nie zaczął się znowu palić. To Rasmus był tym, któremu udało się wygrać. - Cóż, wygląda na to, że odczarorwywanie będę musiała jeszcze poćwiczyć sama - stwierdziła.
Rasmus Vaher
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 181,5 cm
C. szczególne : Wyczuwalny estoński akcent, czasem nieodmienianie w angielskim, blizny na lewej dłoni po zdjęciu klątwy.
Od początku ich nauki minęło już trochę czasu, zwłaszcza, że byli wyjątkowo pochłonięci zarówno rozmową jak i ćwiczeniami związanymi z transmutacją. Rasmus musiał przyznać, że odczuwał jakąś śladową dumę względem Ślizgonki, która jeśli będzie tak starannie pielęgnowała naukę transmutacji jak teraz, mogłaby wiele osiągnąć. Jego oczy jeszcze raz przeszły po leżących na podłodze kamieniach... i nawet się nie uśmiechnął. Za to spojrzał na dziewczynę. — Dobra, mam jeszcze przed tobą jedno upewniające mnie zadanie. Powinnaś sobie już z tym poradzić, więc jeśli podołasz - obwołuję Cię dzisiejszą zwycięzcą spotkania. Wybierz jedną dowolną rzecz i zamień ją w kamień lub ptaki. Jedną dowolną.
Kostki: Jeśli Duro: Nieparzyste - Nie jest to zbyt idealne, ale udaje się. Parzyste - Idealna przemiana w kamień.
Jeśli Avifors: Parzyste - Udaje Ci się zamienić przedmiot w ptaka po długiej chwili. Nieparzyste - Udaje Ci się to zrobić natychmiastowo.
Ao pomyślała przez chwilę jak by to najlepiej zrobić na zamknięcie lekcji, aż wpadła na pewien pomysł. - Łap - powiedziała podrzucając w kierunku rąk Rasmusa jeden z większych otoczaków - Rzuć go, przemień w coś, a ja spróbuję wypowiedzieć Duro w locie. - stwierdziła, po czym ustawiła się na pozycji. - Na mój znak, trzy, dwa, jeden... - dała mu nieco czasu na wypowiedzenie zaklęcia, po czym kiedy przemieniony kamień przelatywał jej przed nosem szybko rzuciła przeciwzaklęcie. Kamyczek upadł na posadzkę, a ona sama obróciła swoją różdżką między palcami, po czym chuchnęła na jej czubek w triumfie.
Rasmus Vaher
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 181,5 cm
C. szczególne : Wyczuwalny estoński akcent, czasem nieodmienianie w angielskim, blizny na lewej dłoni po zdjęciu klątwy.
Przemieniony kamień poleciał w górę, aby zaraz zostać przemienionym przez Rasmusa w latające zwierzę, które przez jakiś czas latało sobie spokojnie w powietrzu, dopóty Ślizgonka nie wypowiedziała zaklęcia zmieniające zwierzę z powrotem w kamień. Estończyk był z tego powodu uradowany, ale nie pokazywał raczej tego zewnętrznie. Zamiast tego kiwnął głową i powiedział do niej prostymi słowami. — No, to jest to co chciałaś się nauczyć dzisiaj. Pamiętaj tylko o regularnych treningach i dasz sobie radę. Możemy jeszcze parę razy przed wakacjami się spotkać, o ile egzaminy mnie nie przyszpilą. — A potem poczekał na nią aż wyjdzie z sali. Nie chciał się natknąć z nią na Irytka. Ugh, co to był za dzień. Mógł przynajmniej zrzucić już z twarzy maskę.
[z/t x2]
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Felinusie. Obudź się. Kości już dawno odpoczęły od nadmiernego wysiłku. Jego ciało stało się klatką dla duszy, klatką dla umysłu, kiedy to wiedział, że zahacza o tematy wyjątkowo niebezpieczne, ale zdecydował się, że zanim pozbędzie się zeszytu na zawsze, w jakiś sposób z niego skorzysta. Był to przedmiot wręcz unikatowy - każda strona pergaminu została zalana tekstem o czarnej magii, której nikt nie praktykował w szkole, a która jednak zachęcała swoimi korzyściami do korzystania z niej. Eliksiry, zaklęcia, które mogą z łatwością powalić przeciwnika, aczkolwiek zakazane; nie bał się tej wiedzy. Wiedzy, która mogła z łatwością pozbawić kogoś ludzkiego życia, która mogła łatwo je zepsuć; jeżeli zamierzał się bronić, musiał wiedzieć, z czego korzysta wróg, jak również, w ostateczności, z czegoś takiego skorzystać. Nie bez powodu zatem uczył się tego w sali kompletnie pustej, pozbawionej jakiejkolwiek ludzkiej duszy; mało kto chciał mówić o takich rzeczach. Poza tym, unikając kilku lekcji, mógł zyskać coś, co bardziej by mu się przydało - świadomość istnienia czegoś, przed czym może próbować się bronić. Przed zmiażdżeniem nóg, przed uczuciem duszenia, wykręcania mięśni, przesuwania organów. Musiał być gotowy. Ale czy na pewno robił to tylko dla własnej obrony? Czy może nastawiał się także na atak, zamierzając zatopić kończyny dolne przeciwnika w ziemi i tym samym je zmiażdżyć? Prawidłowa inkantacja powinna dać radę i tym samym uniemożliwić dalszą walkę przeciwnikowi. Ale, jak to zawsze jest, czarna magia to nie tylko zaklęcia. Z poprzedniej lekcji wyniósł to, że naprawdę trzeba mieć chęci, by rzucić czymś takim; zbyt łatwo mu to nie pójdzie, jeżeli będzie miał przed tym jakiekolwiek opory. Może chciał jedynie pokazać, jak panuje doskonale nad własnym losem, przewracając kartki i powoli przyswajając dość trudny materiał, do którego jednak się nie zmuszał? Sam nie wiedział. Dziwne przeczucie nie pozwalało mu pozostawić tego bez jakiejkolwiek krzty zainteresowania - tak wiele ryzykował, idąc do Działu Ksiąg Zakazanych w nocy i z rzuconym Lumosem. Nawet nie wiedział, jak bardzo. Zeszyt ten, tudzież notatnik, był prowadzony przez prawdopodobnie jakiegoś pasjonata. Zawierając najbardziej podstawowe rzeczy, wytłumaczone w rzetelny sposób, po prostu wystarczał; gdyby był zasypany wiedzą znacznie większą i trudniejszą, Felinus najzwyczajniej nie sprostałby zadaniu. Pewien relaks w czytaniu był, wszak rzadko kiedy student sięgał po książki, które kiedyś tak bardzo uwielbiał; kolejne rozdziały dotyczyły głównie zaklęć, z ich prawidłową inkantacją, której nie mógł mimo wszystko i wbrew wszystkiemu przećwiczyć na własną rękę. Cistam Dolorum wydawało się być jednym z najbardziej niepokojących w skutkach. Gdyby ktoś zwyczajnie je rzucił niewerbalnie, można byłoby uznać, iż ofiara ma zwyczajnie zawał serca. W sumie, przypominało to, ale na jak szeroką skalę? Tego nie wiedział. Parę razy przeczytał jeszcze raz zaklęcie na głos, nie trzymając różdżki przy sobie. Robił to jednak szeptem, aby nikt nie posądził go o praktykowanie czarnej magii. Szkoda byłoby zwrócić na siebie jeszcze większą uwagę i stracić notatki. Powinien zrobić jakąś ich kopię... Nie bez powodu chwycił za pergamin, wypisując najważniejsze informacje powolnym, starannym pismem, a przede wszystkim zaklęcia wraz z ich wymową i efektami. Nadal, potrzebował treningu, by móc się nimi pobawić. Jak zawsze, nauka tego wiązała się z pewnymi skutkami ubocznymi. O ile dowiadywał się o Aquasudo, które zdawało się poniekąd go zafascynować (jakby nie było, zaklęcia te były na tyle mocne, iż mogły zszokować drugą osobę), o ile dowiadywał się o tym, że Krwinkowy wymaga dość sporej ilości składników, których nie mógł ze sobą powiązać. Mimo wszystko i wbrew wszystkiemu, nie życzył nikomu śmierci - życzył jej tylko ojczymowi, który już dawno powinien zdechnąć i gryźć piach. Schował zeszyt, przygotował się do wyjścia, czując ciężkość własnej głowy, a następnie opuścił salę, jakoby nie czyniąc niczego złego.
| zt
Elaine J. Swansea
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174 cm
C. szczególne : pomalowane usta, wyprostowane plecy; metamorfomagicznie zwiększony wzrost;
zadanie kółka, inny czas Pomoc woźnemu to dobry sposób na oderwanie myśli od życia codziennego. Miała zdecydowanie za dużo czasu, a nauka nie przychodziła zbyt łatwo zatem zgłosiła się do pomocy. Wspięła się na siódme piętro z różdżką w pogotowiu i otworzyła drzwiczki do nieuczęszczanej sali. Od razu spostrzegła, że ktoś musiał tutaj imprezować i to całkiem niedawno. Oprócz wszędobylskiego kurzu wlało się tu dużo butelek po piwie kremowym i korzennym, a gdy weszła wgłąb sali poczuła jak podeszwa jej butów przykleja się do podłogi. Weszła na coś klejącego, a dźwięk towarzyszący przy tym był nieprzyjemny. Pierwsze co to z pomocą zaklęcia uchyliła otworzyła okiennicę na oścież, aby wpuścić do środka świeże prawie letnie powietrze. Zaczęła od transmutowania lampy oliwnej w worek na śmieci. Trzymając go mocno w palcach zaczęła przywoływać do siebie niestłuczone butelki po alkoholu. Po paru minutach udało się jej dopracować zaklęcie do takiego stopnia, iż przywoływała je bezpośrednio do worka i nie musiała nawet ich łapać. Naliczyła ich bodajże trzynaście. Nie miała pojęcia kto tu tak nasyfił, ale gdyby przyłapała kogoś na gorącym uczynku z pewnością miałaby coś ostrego do powiedzenia. Gdyby chociaż posprzątali jak już postanawiają sobie imprezować… Worek był już na tyle ciężki iż postawiła go na podłodze i rozpoczęła ostrożny spacer po klasie. Zaklęciem "Evanesco" usuwała potłuczone szkło, które w poprzednim wcieleniu musiało być butelką po whiskey. Gdy poruszyła zasłonę to wyskoczyła zza niej nieduża chmara chochlików kornwalijskich, które z chichotem na szczęście wyleciały przez okno. Posprzątanie podłogi zostawiła sobie na sam koniec. Podeszła do zakurzonego fotela, cuchnącego zaniedbaniem. Najpierw usunęła z niego cały kurz, co zajęło jej aż siedem minut. Zapach pozostał, ale nie miała teraz możliwości prania tapicerki. Następnie zreperowała dziury w fotelu, a gdy to zrobiła dostrzegła połamaną nogę od krzesła, rozbity świecznik i połamaną świecę. To też zostało potraktowane zaklęciami reperującymi i aby nie tracić czasu od razu przymocowała świecznik do ściany, czyli tam gdzie było jej miejsce. Z pomocą wszędobylskiej magii wyrzuciła znalezione na podłodze resztki jedzenia, wyłapała nadgryzione czekoladowe żaby i wysłała je do worka na śmieci. Krzesło transmutowała w małą drabinkę, weszła po niej i kilkoma zaklęciami naprawiła żyrandol. Odwiesiła zrzucone na podłogę niezamieszkane obrazy, pozbierała książki klnąc w duchu na tę profanację. Dopiero jak podłoga została oczyszczona ze wszystkich przedmiotów ruszyła do boju z "Chłoszczyść", aby spróbować dostać się do świeższego koloru podłogi. Po paru minutach rozbolał ją nadgarstek, bowiem niektóre zabrudzenia były bardzo stare. Udało się odświeżyć podłogę, jednak gdy dotarła do jednej ściany znalazła zardzewiałą i wygiętą na wszystkie strony sowią klatkę. Przez chwilę zastanawiała się czy warto ratować przedmiot, ale podjęła się próby. Usunęła rdzę dopiero po siódmym zaklęciu, a "Reparo" musiała powtórzyć dwukrotnie. "Chłoszczyść" trochę ją odrestaurowało, ale nie robiło to wcale piorunującego wrażenia. Odlewitowała klatkę na parapet i zajęła się przeganianiem reszty chochlików zasłon. Wyczyszczenie ich z kurzu też pochłonęło trochę czasu, bowiem musiała wspiąć się po drabince aby sięgnąć do karniszy i też doczepić kilka ząbków. Z grymasem obrzydzenia usunęła siedem pajęczyn, a same pająki wyprosiła (oczywiście zaklęciem). Po ogarnięciu sali skinięciem różdżki zawiązała worek na supeł, zmniejszyła go do rozmiaru kieszonkowego i wrzuciła do sakiewki, a śmieci wyrzuci po wyjściu z zamku. Rozejrzała się po sali i musiała przyznać, że widać rażącą różnicę. Zgarnęła bursztynowe włosy za ucho i opuściła salę, aby poinformować Katherine, że ta sala została już ogarnięta.
| zt
Aslan Colton
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 189 cm
C. szczególne : rodowy sygnet na palcu, multum durnych tatuaży
Żeby on się tak garnął do nauki, jak ostatnio do pomocy. Kilka dni temu pomógł bibliotekarce, a dzisiaj zaoferował swą pomocną dłoń woźnemu - ten to był zmęczony życiem. Misja, którą musiał wykonać, polegała na ogarnięciu sajgonu, który zapanował w pustej klasie na siódmym piętrze. Merlinowi dzięki, że miał tak blisko z wieży. A jeszcze bardziej ucieszył się na widok @Jessica Smith, którą właśnie mijał. - Hej, Jess - uśmiechnął się szeroko do Krukonki. - Słuchaj, masz może chwilę? Ten gnój Irytek rozpieprzył całą klasę i woźny prosił mnie, żebym to ogarnął - spojrzał na nią błagalnie, modląc się, aby nie miała innych planów. Zresztą, czy może być coś bardziej ekscytującego niż sprzątanie klasy w towarzystwie Aslana Coltona? No właśnie.
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
Właściwie to im bliżej egzaminów, tym Jessica bardziej znikała z korytarzu Hogwartu - tak, nawet ona, która i tak się po nich jakoś szczególnie nie rozbijała. Tym razem jednak nie przemykała korytarzem z naręczem książek od ONMS, które ostatnio tak ją zafascynowały. Targała ze sobą osiem - dość ciężkich, ale co to dla takiego mola książkowego - tomów dotyczących transmutacji, która ostatnio zadziwiająco dobrze jej wychodziła. Aż wpadła na całkiem dobrze znajomego jej Krukona - przynajmniej na tyle dobrze, żeby nie skręcić w boczny korytarz jak się z nią przywitał - i na Merlina, uśmiechnął. — H-Hej Aslan! — poprawiła chwyt na książkach - i swoje okulary na nosie, słysząc prośbę o pomoc. Cóż ona biedna mogła zrobić? Widząc to spojrzenie skrzywdzonego lwa, zwyczajnie nie mogła odmówić. Transmutacji przyjrzy się dokładniej potem. — Jasne — mruknęła, macając jeszcze spodnie w poszukiwaniu różdżki. Była. Akurat zaklęcia porządkujące jakoś nigdy nie odmawiały z nią współpracy. — Pomogę Ci, prowadź.
Aslan Colton
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 189 cm
C. szczególne : rodowy sygnet na palcu, multum durnych tatuaży
Dopiero po chwili zauważył książki, które targała ze sobą Krukonka. - Pozwolisz, że ja też ci pomogę? - mrugnął i wskazał palcem na stosik, jaki dzielnie trzymała pod pachą. Za chwilę już to on dumnie dzierżył woluminy, uparcie powtarzając sobie w myślach, że to bardzo dobre dla jego (kaszl) muskulatury. - Mam wrażenie, że przez zamek przeszło tornado i epidemia jednocześnie - zagaił, nawiązując do mijającej ich grupy uczniów, którzy bardziej przypominali zombie aniżeli ludzi. Nie żeby on wyglądał w tym momencie lepiej. Odetchnął z ulgą, gdy zauważył, że drzwi do pustej klasy były otwarte. - To tutaj - machnął głową w kierunku sali, dając jej jednocześnie znak, aby weszła pierwsza. Zaraz potem przekroczył próg za nią, odkładając książki Jess na najbliższy, mocno zdezelowany stolik i rozejrzał się po pomieszczeniu. - O kur.. - urwał, w ostatniej chwili powstrzymując przekleństwo. - Ale syf - skrzywił się. - Nie dziwię się, że Fawley sobie nie radzi, bo jak tak wygląda większość pomieszczeń to będzie robił dużo nadgodzin.
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
Bez słowa, acz z delikatnym uśmiechem pełnym - nie tyle speszenia, co wdzięczności - przekazała Coltonowi książki, które dźwigała. Ktoś jej kiedyś mówił, że kiedy chłopak proponował pomoc - to zwyczajnie nie wypadało odmawiać. Bonnie? Chyba Bonnie. Skoro i ona mogła odetchnąć, a Aslan poczuć się bardziej męsko lepiej, to w sumie czemu nie... — Egzaminy tuż za rogiem — przytaknęła rzeczowo - choć akurat ona wyglądała całkiem dobrze i świeżo jak na uczennicę, która od zawsze ślęczała intensywnie nad nauką. Lata praktyk. Zasłoniła usta dłonią, kryjąc uśmiech na niedokończone przekleństwo Krukona, kiedy już weszli do sali i mogli ogarnąć ją spojrzeniem. A rzeczywiście, było co ogarniać - nie tyle spojrzeniem, co jednak zaklęciami. — Nie bardzo rozumiem... To wszystko zrobił Irytek? Jeśli uczniowie, to... — skrzywiła się nieznacznie, naciągając rękawy bawełnianej bluzki na na swoje dłonie. — Przecież za to powinny lecieć punkty. Punkty Domów. Drażliwa sprawa. W pierwszym odruchu chciała chwycić porozwalane na podłodze papiery dłońmi, ale w przebłysku geniuszu - sięgnęła po różdżkę. Szepcząc cicho zaklęcia - bo magia niewerbalna to nie było coś, czego odważyłaby się używać - zaczęła zgarniać wszystkie śmieci porozwalane po drewnianej podłodze na jedną, zgrabną kupkę. Potem może ją spalą. Czy coś.
Aslan Colton
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 189 cm
C. szczególne : rodowy sygnet na palcu, multum durnych tatuaży
- Wiesz już co będziesz zdawać? – uśmiechnął się niepewnie. Dla niektórych temat ten był bardzo drażliwy, gdyż większość osób nie miała zielonego pojęcia co chce robić po szkole i jaką ścieżkę kariery obrać. – Ja to już ostatnio nie wiem jak się nazywam od tej nauki – dodał, tak w razie czego, gdyby jednak faktycznie nie chciała rozmawiać o swoich planach. Oparł dłonie na biodrach, lustrując salę. Co do kurwy tu się wydarzyło. – To nie wygląda na robotę Irytka, który swoją drogą, woli się mierzyć z woźnym twarzą w twarz. Więc musieli to zrobić uczniowie – wydedukował, jak na Krukona przystało. – I podobno tak wygląda o wiele więcej sali w szkole, więc ktoś naprawdę świetnie się bawi – zmarszczył czoło. – Mam nadzieję, że to Ślizgoni – wyszczerzył się. Nie ma jednak co stać i gadać, trzeba brać się do roboty. Skoro Jess zajęła się papierami, to on, mistrz majsterkowania, ogarnie połamane krzesła i stoliki, które nie wiadomo skąd się tu wzięły. Wyciągnął różdżkę z kieszeni i ze skupieniem rzucał Reparo na zepsute przedmioty. A było ich w chuj i jeszcze więcej.
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
Zmarszczyła ciemne brwi, słysząc jego pytanie. Na Merlina, w sumie to nawet się nie zastanawiała co będzie zdawać. W końcu jak już uczyła się to... ze wszystkiego. — Na pewno historię magii i runy — odpowiedziała, ujawniając swój pewnik i jednocześnie nieco się pesząc. To były jedne z tych najmniej popularnych przedmiotów. Ale stricte związanych z przyszłym zawodem w jakim się widziała. — Po studiach mam zamiar zostać tłumaczką w Gringottcie. Jeśli... mi się uda — wzruszyła ramionami, robiąc przerwę na kilka kolejnych inkantacji i zerkając kątem oka na Coltona. — A Ty? Na pewno uzdrawianie, prawda? Tak, Smith była swego rodzaju niegroźnym... stalkerem. Wiedziała dużo, ale zazwyczaj mało czym się chwaliła. Dlatego też zaraz po swoim pytaniu uciekła wzrokiem na bok, wlepiając szare spojrzenia w umierające rośliny w jeszcze bardziej umierających doniczkach na kamiennym parapecie. Podeszła do nich, cichym Reparo łatając donice. — Może by tak rozpytać Duchy? Albo obrazy. W końcu ściany w Hogwarcie mają nie tylko uszy ale i oczy — zauważyła, nie odrywając się od swojej pracy. To było niedorzeczne, żeby uczniowie posuwali się do takiego wandalizmu - i to właściwie w swoim drugim domu. Dla Jess nawet pierwszym.
Aslan Colton
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 189 cm
C. szczególne : rodowy sygnet na palcu, multum durnych tatuaży
- O! – podekscytował się, słysząc jej zainteresowanie historią magii i starożytnymi runami. Wbrew pozorom, to jedyne przedmioty, które go interesowały, a których naukę rozpoczął na długo przed pójściem do szkoły. Skrzywił się delikatnie na samo wspomnienie lekcji, jakie wymuszali na nim rodzice. Zaraz potem szybko parsknął, bo oni dalej łudzili się, że ich syn zostanie aurorem. Ni chuja. – Na pewno ci się uda – pokiwał głową. – Kto jak nie ty, Jess? – posłał jej ciepły uśmiech. Dobrze wiedział, że Smith jest cholernie ambitna i jeśli postanowiła sobie, iż zostanie tłumaczką to z pewnością tak będzie. – Tak, uzdrawianie to priorytet – odparł, nieco zdziwiony skąd znała jego plany. Nie przypominał sobie, żeby się nimi z nią dzielił. Z drugiej strony – czy ktokolwiek w tej szkole nie był poinformowany, że Aslan Colton chce zostać uzdrowicielem? – Poza tym pewnie eliksiry i prawdopodobnie też historię magii, tak dla świętego spokoju – mimo wszystko, nie chciał zostać wydziedziczony przez głupie egzaminy. - Ty wiesz, że to bardzo dobry pomysł? Trzeba przekazać to Fawleyowi, o ile sam na to nie wpadł – przyznał jej rację. – Rzadko zwracam uwagę na portrety, w zasadzie to tylko raz z jednym rozmawiałem, jak mieliśmy zadanie z działalności artystycznej. Miał nadzieję, że Jess nie czuje się przytłoczona jego bezsensownym gadaniem, aczkolwiek musiał przyznać, iż był nadzwyczaj rozluźniony w jej towarzystwie. Naprawa przedmiotów szła mu coraz lepiej (posada woźnego stała dla niego otworem, jak widać!), co obserwował z satysfakcją odmalowaną na twarzy. – Chłoszczyść – mruknął pod nosem, chcąc doprowadzić wszystkie sprzęty do stanu używalności. Pomieszczenie powoli zaczynało wyglądać co najmniej znośnie.
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
Uważnie obserwowała reakcję Aslana na swoje deklaracje egzaminów - i musiała przyznać, że chłopak ma całkiem rozbudowaną mimikę. I nieco nieczytelną - sama już nie wiedziała, czy skrzywił się tak na jej odpowiedź czy raczej na swoje myśli. Bo... chyba się z niej nie śmiał, prawda? Prawda. Słysząc jego słowa, zgodnie stwierdziła, że jednak student był jedną z przychylniejszych jej osób. A na pewno milszych - bo sama nie mogła nie uśmiechnąć się delikatnie na widok jego uśmiechu. — Myślę, że nie jestem aż tak dobra, jak myślisz — mruknęła, nieco tylko speszona. Być może była ambitna - bo walczyła o swoje i o to, żeby utrzymać się w świecie magii, w którym znalazła się czystym zrządzeniem losu - ale pozostawała wobec siebie cholernie krytyczna. — Bo... pracujesz już w Mungu, prawda? Strasznie się stresuję, bo nie wiem, gdzie ja miałabym zacząć pracę od września. Do Gringotta studentki nie wpuszczą... — Widocznie towarzystwo Coltona musiało jej odpowiadać, bo zaczęła się rozgadywać. — Zawsze możemy napisać mu sowę... W sensie, mogę. Albo Ty. Jak chcesz — i zaczęła się plątać w zeznaniach, kiedy zauważyła przyjętą przez siebie formę "my". W tej swojej blond główce stwierdziła, że było to zbyt bezpardonowe w jej wykonaniu. Przygryzła więc policzek i powróciła do donic, kończąc obrzucać je zaklęciami. Biedne kwiatki potraktowała delikatnym Aquamenti, żeby przypadkiem ich nie przelać. Parapet - i wszystkie pozostałe w klasie - potraktowała Chłoszczyć. Przyklękła na jedno kolano, zaglądając pod wyczyszczoną powierzchnię i krzywiąc się na sam widok polepionych gum do żucia. Je także usunęła zaklęciem. — Nie zdziwię się jak zaraz znajdziemy tutaj gumochłony... — zerknęła na drewnianą podłogę pod najbliższą ławką, identyfikując jakiś gwałtowny ruch kątem oka. — Chociaż one nie są takie szybkie... Może szczuroszczety?
Aslan Colton
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 189 cm
C. szczególne : rodowy sygnet na palcu, multum durnych tatuaży
Pokręcił szybko głową, chcąc zaprzeczyć jej słowom; reakcja ta była automatyczna, bo nie rozumiał jak można być tak piekielnie zdolnym czarodziejem, a jednocześnie tak niewierzącym w siebie. – A tam pierdolisz – wypalił bezpardonowo. Zaraz jednak pacnął się w czoło, bo co jak co, ale poziomem cymbalstwa zaskakiwał również samego siebie – ilekroć mu się wydawało, że zaczął być poważnym i rozważnym człowiekiem, od razu wypalał jakieś mało subtelne głupstwo. – To znaczy, po prostu wiem, że nic nie jest w stanie ci przeszkodzić – posłał jej uśmiech z nadzieją, że nie speszył jej po raz kolejny. Ale chyba żeby tak było, musiałby po prostu zamknąć ryj. A na takie poświęcenia nie był jeszcze gotowy (a może po prostu jeszcze się tego nie nauczył). - Tak, ale póki co na recepcji. Po wakacjach chcę się ubiegać o staż i być asystentem uzdrowiciela. Mam nadzieję, że mnie przyjmą, chociaż ostatnimi czasy mamy w szpitalu podobny sajgon jak tu – parsknął śmiechem. – Z miesiąc temu mieliśmy w poczekalni więcej dziennikarzy niż pacjentów, bo przywieźli znanego piosenkarza – wyjaśnił, bo przecież kto normalny interesowałby się szpitalnymi perypetiami? A nie chciał dopuścił do sytuacji, w której poczułaby się w jego towarzystwie nieswojo. - Nie do końca się orientuję jakie są wymagania w banku, ale hej, zawsze możesz spróbować! Ewentualnie poszukać jakiejś pracy dorywczej, ale związanej z tą wymarzoną. Ja na razie czyszczę czyjeś rzygi albo odprowadzam ludzi do odpowiedniego uzdrowiciela - nieudolnie próbował ją pocieszyć i przekazać, że zawsze znajdzie się jakieś wyjście z sytuacji. I że droga do celu wymaga poświęceń. W międzyczasie chodził po klasie, a zaklęcie Tergeo to mu się po nocach będzie śniło – tyle razy padło dzisiaj z jego ust. Mimo tego, nie tracił zapału, a porządki szły im dość żwawo. Podejrzewał, że w pojedynkę zmarudziłby tu o wiele więcej czasu i to nie z powodu podwójnej roboty. Po prostu możliwość luźnego gawędzenia sprawiała, że nie zajmował się narzekaniem – a to zwykle na nim tracił najwięcej czasu. – No jasne, że możemy – forma my ani trochę mu nie przeszkadzała. – W zasadzie to jak będziemy wracać na wieżę, po drodze wejdziemy do sowiarni, co? – spytał uprzejmie czy taka opcja jej pasuje. Wszak nie wiedział czy Krukonka nie ma innych planów i po tej misji nie pójdzie w zupełnie innym kierunku. - Co? – spytał głupio, ale zaraz dotarło do niego, że chodzi jej o coś w okolicach ławki, przy której się pochylała. – Może to tylko pająk? – podszedł bliżej, aby się temu przyjrzeć, trzymając w razie czego różdżkę w pogotowiu. Ta szkoła nigdy nie przestała go zaskakiwać.
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
Nadzieja matką cymbałów - Jessica nie mogła się nie speszyć, kiedy Aslan tak nonszalancko walnął przy niej bluzgiem - i to bezpośrednio tyczącej się jej... pierdolenia. Aż zastygła na krótko w bezruchu. Mimo wszystko - a zwłaszcza spłoszonego sarniego wzroku - zerknęła na Coltona, kiedy ten postanowił się zreflektować, bo uprzednim uderzeniu we własne czoło. Kącik ust uniósł się jej nieznacznie ku górze. — Dziękuję — powiedziała po prostu, puszczając w niepamięć jego pierwszą kwestię. To było... nawet miłe, wiedząc, że ktoś ma ją za... zdeterminowaną? Mogła się tak nazwać? Zawiesiła na chwilę swoje prace renowacyjne przy pomocy zaklęć gospodarczych - wysłuchując z zaciekawieniem tego, czym Krukon chciał się z nią podzielić. Słuchała uważnie, obserwując go kątem oka i z pewnym rozbawieniem przyjmując jego, nie tyle rozemocjonowanie, co wylewność. Kolejne Chłoszczyść i Tergeo wypłynęły szeptem z jej ust, kiedy doprowadzała do porządku blaty zdezelowanych ławek. — Praca w Mungu brzmi z twoich ust jak coś szalenie ciekawego. To dobrze — stwierdziła rzeczowo, poprawiając złote okulary na nosie. Było czuć, że Colton właśnie tam chciał się znaleźć. Nawet pomimo tego, że póki co sprzątał tam skutki defloracji żołądków. — Pozostanie mi jedynie udzielanie korepetycji albo tłumaczenie na konkretne zlecenia... Nie widzę się za ladą Miodowego Królestwa. Albo na kelnerce. — Praktycznie zadrżała na samą myśl. Na Merlina, ona i praca w barze albo pubie? Prędzej zgodziłaby się na dokarmianie kapustą gumochłonów. Nie mogła powstrzymać drugiego kącika ust, który zdradliwie powędrował w górę, gdy Aslan przystał na jej wysuniętą pospiesznie propozycję. Miała wrażenie, że z dnia na dzień, robi się coraz bardziej rozmowna - a inni wręcz ją w tym zachęcali. Traciła swoje dotychczasowo wyrobione hamulce. — C-Chętnie! Możemy przejść do sowiarni, jeśli Ci pasuje! Mam nawet pergamin przy sobie... Mimowolnie podskoczyła gwałtownie, kiedy coś przebiegło po jej trampkach - nie zaczęła jednak krzyczeć, ani piszczeć - tylko wyłapała ruch, śledząc przemykający czarny kształt do stosu papierów, które wcześniej uprzątnęła. Przygryzła wnętrze policzka - zastanawiając się nad rzuceniem Evanesco. Zerknęła na Coltona, który, również z wyciągniętą różdżką podszedł w jej stronę. Dopiero teraz zauważyła, że jest całkiem wysoki. — Bardzo duży pająk. Na akromantulę jednak bym nie liczyła.
Aslan Colton
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 189 cm
C. szczególne : rodowy sygnet na palcu, multum durnych tatuaży
- Pewnie tylko brzmi, bo nie zawsze tak jest. Ale nie narzekam, to dopiero początek – wzruszył ramionami. Prawda była taka, że praca na recepcji była póki co jedną z ciekawszych rzeczy w jego życiu, a to dlatego, iż po raz pierwszy robił to, co naprawdę lubił i chciał. Wiedział, że gdyby dalej kroczył ścieżką wydeptaną przez rodziców, grzałby dupę w Ministerstwie, mając o wiele ciekawsze zadania każdego dnia. Ale czy byłby wtedy szczęśliwy? – No i super, serio, to zawsze coś, co zbliża cię do wymarzonej pracy! – oczy mu błyszczały. – I naprawdę nie musisz pracować w pubie, jeśli szukasz pracy dorywczej. Jest w Hogsmeade księgarnia – bardzo przytulne i spokojne miejsce. Jeśli chcesz sobie dorobić, możesz tam iść, szukali ostatnio pracownika – kto jak nie on znał wszystkie pobliskie sklepy z książkami? W zasadzie to.. Jessica pewnie była w niej o wiele częściej niż on sam, znając jej zamiłowanie do czytania. – Oczywiście nie musisz akurat tam, wiesz o co mi chodzi – zawsze masz jakąś alternatywę – szybko dodał, żeby sobie nie myślała, że tak szybko przestał w nią wierzyć. – A korepetycje to też dobry biznes, jeśli ma się cierpliwość do takich imbecyli jak na przykład ja – uśmiechnął się szeroko. Gdy Krukonka zgodziła się na wspólne pójście do sowiarni, przytaknął jej tylko, zbyt zajęty siłowaniem się z nogą stolika. Merlinie, a przecież niósł dzisiaj te cholernie książki, co dało mu +10 do siły, powinno mu to pójść bez żadnych problemów. Ostatecznie jednak zrezygnował i stolik pozostał lekko wykrzywiony; Reparo również nie zadziałało. W istocie – pająk był dość sporych rozmiarów i choć odważny nie był w prawie żadnym aspekcie swego życia, to akurat tych stworzeń ani trochę się nie bał. Wystarczyło go tylko wykurzyć z tego pomieszczenia i problem będzie rozwiązany. Dopiero przy trzeciej próbie rzucenia Immobulus udało mu się trafić w pająka i go zamrozić. Odetchnął z ulgą, po czym otworzył okno i jednym ruchem różdżki wypierdolił go na zewnątrz, zatrzaskując z hukiem okiennice. – Po problemie! – teatralnie otarł pot z czoła i rozejrzał się po klasie. Wyglądała o wiele lepiej i podejrzewał, że nie są w stanie zrobić tu nic więcej. – To chyba skończyliśmy. Słuchaj, masz u mnie dług wdzięczności. Jak będziesz potrzebowała pomocy to śmiało, wyślij mi list albo napisz na wizzengerze. A skoro o listach mowa to chodźmy do tej sowiarni dać Fawleyowi znać, że odbębniliśmy za niego robotę – schował różdżkę do kieszeni i wyszedł z sali, uprzednio przepuszczając Jessicę w drzwiach, ponownie biorąc jej książki pod pachę.
/zt
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
— Może rzeczywiście masz rację... Księgarnia to byłoby dobre wyjście. Praca przejściowa — rozważała na głos propozycję Aslana, żywo się nad tym zastanawiając. W końcu ona i książki - to coś co pięknie się zgrywało i zawsze rozsądnie razem wyglądało. A gdyby tak... Pracowałaby jako sprzedawca, ale może udałoby jej się zrobić kurs na antykwariusza? W czasie pracy mogłaby czytać - i to pozycje, do których jako szary czytelnik nie miałaby dostępu. To brzmi jak doskonały plan. — Nie wiem czy byłabym dobrą nauczycielką. Chyba, że korepetycje listowne wystarczą? — kącik jej ust drgnął w rozbawieniu. Tak, akurat pisania listów kompletnie się nie bała - dlatego też, widocznie rozpromieniła się, kiedy Colton przystał na jej propozycję wizyty w sowiarni. Kiedy już oswoiła się z czyimś towarzystwem - widocznie się rozwijała, wychylała się jak ten żółw ze skorupy. Pod warunkiem, że nikt jej nie tłukł za to po łebku - a Aslan wykazywał się jednak odpowiednim taktem. Pomijając wypominanie jej pierdolenia. — Do imbecyla Ci jednak daleko... — mruknęła cicho, prawdopodobnie na tyle, że Colton zaabsorbowany walką z ławką nawet tego nie usłyszał. Dziewczyna widząc, jak ten się z nią mocuje - szepnęła krótkie Depulso, żeby mu pomóc. Szczęśliwie nie trafiła w plecy chłopaka, a rzeczywiście w nóżkę ławki, naprostowując ją nieco. Klasa wyglądała już znacznie lepiej pod wpływem ich połączonych sprzątających sił - Jessica na zakończenie podniosła różdżkę i poprzestawiała wszystkie ławki Locomotorem, na koniec traktując je jeszcze wykańczającym Chłoszczyść. Spojrzała krytycznie na ich dzieło. — Skończone — przytaknęła, uśmiechając się do Krukona. — Nie masz za co dziękować, ale... Będę pamiętać! Po czym oboje opuścili salę.