Miejsce, w którym rozgrywają się najważniejsze mecze Quidditcha. To tutaj narodowa reprezentacja Anglii walczy z przeciwnikami o tytuł mistrza, to tu kluby próbują pokonać przeciwników z najdalszych zakątków świata. Każdy gracz, który miał okazję stanąć do meczu na tym stadionie, cieszy się niezwykłym prestiżem. Nie dziwne więc, że młodzi czarodzieje tęsknie spoglądając z trybun, wyobrażają sobie, iż za parę lat będą tu występować. Niestety udaje się to tylko najlepszym.
Dzień Quidditcha:
Dzień Quidditcha
Dwudziesty czwarty maja to dzień ogromnej frajdy dla wielu młodych czarodziejów, ponieważ na stadionach narodowych w każdym kraju można spotkać swoich idoli, a nawet z nimi zagrać. Departament Magicznych Gier i Zabaw po dogadaniu się z drużynami i główną reprezentacją swojego kraju organizuje wraz z nimi mnóstwo miotlarskich konkurencji, wywiadów i zabaw. Czasem nawet na koniec dnia odbywa się mecz między najlepszymi zawodnikami, a cały dochód z tego przedsięwzięcia jest przekazywany na cele charytatywne (70%) i organizację kolejnych (30%). W tym roku imprezę rozpoczyna pokazowy mecz Tajfunów z Tutshill, którego zawodnicy przez cały event będą dostępni dla zainteresowanych w strefie V.I.P.
Wystawa nowych modeli i tester mioteł
Dzień Quidditcha zawsze był idealną okazją dla firm, by zaprezentować to, nad czym obecnie pracują. W tym roku aż dwie miotły doczekały się swoich prezentacji, choć żadna z nich nie jest jeszcze oficjalnie wypuszczona do sprzedaży. Producenci liczą, że dzięki pomocy osób, które odważą się przetestować dziś ich najnowsze wynalazki, będą w stanie pozbyć się ostatnich błędów nim wypuszczą modele na rynek.
Błękitny bojler:
Ulepszona wersja Błękitnej Butli - rodzinnej miotły, która stawia przede wszystkim na wygodę i bezpieczeństwo. Bojler został wyposażony nie tylko w dodatkowe czujki, ale też zwiększono o jedno liczbę siedzisk. Niestety przez to straciła nieco na zwrotności i prędkości. Czego jednak nie robi się dla bezpieczeństwa bombelków!
Test Bojlera:
Jeśli zdecydujesz się przetestować ten model rzuć kością k6, by zobaczyć, co Cię czeka!
1- Miotła wydaje się być bez wad, przynajmniej dopóki z niej nie zsiądziesz z ogromnymi odparzeniami na wewnętrznej stronie ud.
2- Lecisz i lecisz na testerze, ale co chwila czujesz pewne opory ze strony miotły, zupełnie jakby nie chciała współpracować. Co przyspieszasz, ona ogranicza Cię, zwalniając do tempa przeciętnego pieszego.
3- Wszystko zdaje się śmigać bez zarzutów. Prędkość i zwrotność oczywiście odbiega od mioteł sportowych, ale czego się spodziewałeś po rodzinnym transporcie?
4- Nie jest za dobrze. Co chwile czujesz jakieś turbulencje, a miotła podskakuje jak byczek na rodeo. W końcu zrzuca Cię z siebie i lądujesz na glebie. Nawet nie zauważasz, że z kieszeni wypada Ci 20 galeonów. Zgłoś stratę w odpowiednim temacie.
5- Coś się zdecydowanie odwaliło. System czujek może i jest bezpieczny, ale nie, gdy odpala się bez powodu! Alarm jest na tyle męczący i głośny, że przez następne 2 posty dzwoni Ci w uszach, a producenci muszą zamknąć tester na pół godziny, by doprowadzić miotłę do porządku.
6- Śmigasz jak urodzona głowa rodziny, próbująca dowieźć rodzinkę na wakacje. Miotła wydaje się słuchać Ciebie bez zarzutu. Jest tylko jeden malutki problem - nawet nie zauważasz, jak w samozachwycie nad tym modelem gubisz jedno z "dzieci", które leci z Tobą.
Nimbus 2022:
Sportowi wymiatacze rynku nie spoczęli na laurach i znów pracują nad udoskonaleniem klasyki, która od pokoleń zachwyca fanów quidditcha. Nimbus 2022 reklamuje się prędkością lepszą niż najlepsza błyskawica i zwiększeniem zwrotności nawet dla osób "niewymiarowych". Wsiądź na tester i sprawdź sam, czy nie są to przypadkiem tylko czcze obietnice!
Test Nimbusa:
Rzuć kostką k6, by sprawdzić, jak lata Ci się na tym prototypie!
1- Nie idzie Ci najlepiej. Już osiągając połowę maksymalnej prędkości widzisz, że coś jest nie tak. Miotła zdaje się Ciebie nie słuchać i choć mknie jak szalona, praktycznie nie masz nad nią kontroli. Dorzuć kostkę k6, jeśli otrzymasz wynik parzysty - tracisz kontrolę i przywalasz w najbliższą ścianę, obijając sobie kilka kości.
2- Nieważne, czy jesteś sportowcem, miotlarzem z pasji, czy amatorem, miotła zdaje się być idealna dla Ciebie! Wygodna i zwrotna jak rasowy rumak prowadzi Cię przez pole testowe zapewniając wiatr we włosach i przyjemną adrenalinę, a Ty zdajesz się zastanawiać, czy wystarczy Ci zaskórniaków na ten model, gdy w końcu wyjdzie na rynek.
3- Pochylasz się nad trzonkiem, chcąc sprawdzić co to cacko potrafi i dać mu po witkach. Zbliżając się do maksymalnej prędkości zauważasz, że drewno coraz intensywniej wibruje między Twoimi nogami, a miotła nieco zbacza z kursu. Producenci zdecydowanie mają nad czym popracować!
4- Pędzisz jak poparzony, ale to bardzo dobrze! Dogadujesz się z miotłą jak z własnym bratem, a przyglądający się temu trener Nietoperzy z Bellycastle bierze Cię na rozmowę, chcąc zgarnąć Cię pod swoje skrzydła, lub jeśli jesteś amatorem, proponując rozwinąć Twój talent. Czyżby otwierała się przed Tobą szansa na sportową karierę?
5- Nie ma znaczenia, czy latasz od dziecka, czy może dopiero zaczynasz przygodę z miotlarstwem. Nimbus 2022 zdecydowanie nie jest dla Ciebie. Brakuje Ci do niego wyczucia, a w dodatku gubisz z prototypu pęczek witek.
6- Idzie Ci świetnie i najchętniej byś z tej miotły nie schodził. Problem jest tylko taki, że kolejna osoba w kolejce nieco się zdenerwowała czekając aż w końcu dasz szansę innym na wypróbowanie tego cacka. Obrywasz więc zaklęciem, które zrzuca Cię z miotły i lekko obija. Nie martw się, kilka "ojojań" i będzie po bólu!
Zawody Aingingein
Aingingein to Irlandzka gra, która w Anglii nie zdobyła aż takiej popularności, choć bywa rozgrywana na różnego rodzaju festynach. Polega na przebyciu drogi przez płonące beczki bez dna tak, by jak najmniej się poparzyć, a na końcu trzeba przerzucić przez ostatnią z nich kozi pęcherz. Choć weszliśmy w XXI wiek, wciąż nie zamieniono tej tradycyjnej "piłki" na bardziej nowoczesną i ekologiczną wersję.
Zasady:
Reguły gry są proste jak sok dyniowy. Rzucasz dwoma kośćmi k100 oraz jedną k6 i patrzysz na swój wynik. Trzy osoby z największą liczbą punktów mogą liczyć na nagrody (1 miejsce: -50% w wybranym sklepie miotlarskim + specjalna pasta do miotły (+2 do GM) , 2 miejsce: komplet nowych witek do miotły (+2 do GM) oraz "Nimbus: Od zapałki do sportowego czempiona" z autografami Angielskiej kadry narodowej, 3 miejsce: limitowany kask do quidditcha (+2 do GM) z własnym grawerem oraz breloczek złotego znicza.
K100:
Pierwsza kość jest Twoją prędkością bazową, do której możesz dodać 5 za każde 10pkt z GM w kuferku (nie więcej niż 30!).
Druga kość k100 wskazuje, jak idzie Ci przelot przez płonące beczki. Jeśli posiadasz cechę gibki jak lunaballa możesz dodać 5 do swojego wyniku. Jeśli zaś posiadasz cechę połamany gumochłon musisz spadasz na poziom niżej wylosowanej kostki:
<25 Jest tragicznie. Może wypiłeś za dużo piwa, albo po prostu to Twój pierwszy raz na miotle. Nieważny powód, ważne jest to, że parzysz się o każdą z sześciu beczek. Wylosuj, które miejsca na Twoim ciele ucierpiały. Zakręć 6 razy i jeśli jakieś miejsce trafi Ci się więcej niż 3 razy musisz napisać jednopostówkę w Mungu lub u innego uzdrowiciela, który wyleczy Twoje dotkliwe poparzenia. Odpadasz z zawodów, bez rzucania k6!
26- 40 Szału nie ma, ale przynajmniej magiczna karetka nie musi zwozić Cię z boiska! Parzysz się o 3 z 6 beczek w wylosowane miejsca. Ból nieco Ci doskwiera, ale dajesz radę ukończyć lot rzutem kozim pęcherzem. Tracisz jednak 20pkt bazowej prędkości!
41-65 Idzie Ci raczej przeciętnie. Większość beczek pokonujesz bez większego problemu, choć dwie z nich pieszczą Cię swoim ogniem url=https://www.czarodzieje.org/t19816-kolo-tluczkowej-zaglady]w wylosowane miejsca.[/url] Tracisz 10pkt bazowej prędkości.
66- 85 Jest naprawdę dobrze! Co prawda otarłeś się o jedną z beczek i poparzyłeś url=https://www.czarodzieje.org/t19816-kolo-tluczkowej-zaglady]w wylosowane miejsca[/url], ale poza tym docierasz do celu bez większego problemu nie tracąc wcale prędkości. Ba, nawet przyspieszasz na ostatniej prostej. Dodaj sobie 10pkt do bazowej szybkości.
>86 Jesteś na miotle urodzony! Nie straszne Ci beczki, płomienie, prędkość i zakręty! Jak strzała docierasz z pęcherzem pod pachą do celu, gdzie będziesz mógł popisać się również swoją celnością! Dodaj sobie 20pkt do bazowej prędkości.
K6:
Ta kość wskazuje na celność rzutu kozim pęcherzem!:
1- Czy Ty się w ogóle starałeś, czy po prostu chciałeś się pozbyć koziego pęcherza spod pachy? Nie trafiasz w cel, przez co tracisz 10pkt.
2- Tak, wiem, to piwo na stoiskach jest pyszne, ale niestety nie pomaga w celności. Trafiasz co prawda w cel ale ledwo, a pęcherz odbija się od ścianek beczki. Dodaj sobie 5pkt za celność, bo za styl zdecydowanie nic Ci się nie należy!
3- Bycie ścigającym nie jest Twoim powołaniem, ale przynajmniej wiesz, że piłka idzie do dziurki. Pęcherz nieco wyślizguje Ci się z dłoni i wszystko dzieje się nieco na farcie, ale poza tym możesz dodać sobie do wyniku 10pkt!
4- Jest naprawdę poprawnie! Rzut przeciętny, ale celny. Dostajesz za niego dodatkowe 15pkt!
5- Zdecydowanie nie jest to Twoje pierwsze rzucanie piłką do dziury. Twój styl i oko przewyższają to, co pokazuje większość innych zawodników, za co zostajesz nagrodzony dwudziestoma punktami!
6- Jesteś chyba z kaflem (a raczej z kozim pęcherzem) urodzony! Bezbłędnie trafiasz w sam środek beczki i zgarniasz westchnienia podziwu ze strony obserwujących Cię gapiów. Przyznano Ci za ten popis aż 30pkt!
Kod:
<zgs> Zawody Aingingein </zgs> <zgs> K100 na prędkość: </zgs> <zgs> K100 na beczki: </zgs> <zgs> K6: </zgs> <zgs>Ostateczny wynik: Suma pierwszej k100 + modyfikatory z kostek, kuferka i cech eventowych</zgs>
Bez względu na to, czy zajmiesz miejsce na podium, czy nie, dostajesz maskotkę jako nagrodę za uczestnictwo. Wylosuj przy pomocy k6, co Ci się trafia!
Maskotka:
1 - Sroka z Montrose 2 - Nietoperz z Ballycastle 3 - Harpia z Holyhead 4 - Osa z Wimbourne 5 - Pustułka z Kenmare 6 - Jastrząb z Falmouth
I miejsce: Julia Brooks - 160pkt. II miejsce: III miejsce:
Creaothceann
Tak, wszyscy wiemy, że ta gra do legalnych nie należy. Jednak z okazji tak pięknego święta opracowano bezpieczną wersję, którą dopuszczono do dzisiejszych obchodów.
Zasady:
Z leciutkimi kociołkami przywiązanymi do głowy łapiecie materiałowe piłeczki, stylizowane na kamienie. Oczywiście wygrywa ten, kto uzbiera ich najwięcej w określonym czasie!
Rzucacie dwoma kośćmi: literkąoraz k100 i patrzycie na swój wynik. Trzy osoby z największą liczbą punktów mogą liczyć na nagrody (1 miejsce: -50% w wybranym sklepie miotlarskim + specjalna pasta do miotły (+2 do GM) , 2 miejsce: komplet nowych witek do miotły (+2 do GM) oraz "Nimbus: Od zapałki do sportowego czempiona" z autografami Angielskiej kadry narodowej, 3 miejsce: limitowany kask do quidditcha (+2 do GM) z własnym grawerem oraz breloczek złotego znicza).
Literka:
Ta kość pokazuje, co Ci się wydarzy ogólnie podczas zawodów.
A,B - Balansowanie kociołka na głowie, latanie i wypatrywanie piłeczek wcale nie jest takie proste, prawda? Co chwila Twój kociołek przechyla się, a Ty gubisz piłeczki. Od ostatecznego wyniku odejmij 20!
C,D - Nie idzie Ci najlepiej. Co chwila na kogoś wpadasz, przez co oboje macie straty w złapanych piłeczkach. Oznacz drugiego gracza, który bierze udział w zawodach i obydwoje odejmijcie sobie 15 od ostatecznego wyniku.
E,F - Chyba za dzieciaka nosiłeś na głowie wodę ze studni, bo idzie Ci naprawdę wyśmienicie! Piłeczki wypatrujesz jak sokół, a łapiesz je jak magnes, aż kończysz z pełnym garem. Do ostatecznego wyniku dodaj sobie aż 30 punktów!
G,H - Niby nie jest wybitnie, ale zdecydowanie nie jest najgorzej! Kilka piłeczek spada szybciej, niż nadążasz je łapać, ale ostatecznie i tak uzbierałeś pokaźną ilość. Zdecydowanie jest to Twój dobry dzień! Dodajesz do ostatecznego wyniku 15pkt.
I,J - Jest mocno przeciętnie. Coś tam łapiesz, tyle samo Ci umyka, no na nikim wrażenia na pewno nie robisz. Plus jest taki, że przynajmniej nie kończysz z pustymi rękoma, ale prędkość działa na Twoją niekorzyść. Wiejący wiatr sponsoruje Ci lebetiusa. Polecamy wizytę u uzdrowiciela!
K100:
Ta kość determinuje, ile piłeczek znajduje się w Twoim garneczku na koniec zawodów. Jeśli masz cechę gibki jak lunaballa na start dodaj sobie 15 piłeczek, a jeśli natomiast jesteś połamanym gumochłonem odejmij 15 piłeczek.
Każdy biorący udział w zawodach losuje sobie przy pomocy k6 nagrodę za uczestnictwo.
Maskotka:
1 - Sroka z Montrose 2 - Nietoperz z Ballycastle 3 - Harpia z Holyhead 4 - Osa z Wimbourne 5 - Pustułka z Kenmare 6 - Jastrząb z Falmouth
Kod:
<zgs> Zawody Creaothceann </zgs> <zgs> Literka: </zgs> <zgs> K100: </zgs> <zgs>Ostateczny wynik: Suma modyfikatorów z kostek i cech eventowych</zgs>
I miejsce: II miejsce: III miejsce:
Jedzenie i Napoje
Oprócz miotlarskich klasyków i gier organizatorzy zadbali również o to, by nikt nie chodził głodny, czy spragniony. Postawiono stoiska, na których można zaopatrzyć się w różnego rodzaju przekąski i napoje.
Jedzenie:
- czekoladowe znicze
- piernikowe pałki
- marcepanowe miotły
- karmelowe kafle
Napoje:
- Dowolne magiczne piwo
- Big Ben
- Jad Kirlija
- Herbata imbirowa mątwa
- Sen memortka
- Drink "Tłuczek" czyli spirytus z sokiem z cytryny w proporcji 50/50, podawany na lodzie. Kwaśny, mocny i wali po głowie jak tłuczek, stąd też jego nazwa.
- Dyptamowy Smakosz
Upominki
Na wydarzeniu nie mogło zabraknąć niewielkich straganów, oferujących upominki dla każdego fana magicznego sportu. Każdy może zaopatrzyć się tu w fanty z logo swojej ulubionej drużyny, lub sprzęt, który akurat potrzebuje wymienić na nowy. Rozliczeń dokonuj w odpowiednim temacie.
Asortyment:
- Dowolna miotła brytyjska o 50 G taniej niż w spisie. - Limitowana edycja koszulek do Quidditcha (+1 do GM) - 40 G - Bryloczek w kształcie dowolnego modelu miotły - 8 G - Bryloczek z logo dowolnej drużyny Q - 10 G - Magiczne naszywki drużyn Quidditcha z całego świata - 20 G - Zestaw do pielęgnacji miotły - 20 G -Frotka treningowa (+1 do GM) - 50 G
Strefa V.I.P
W tym roku gwiazdami wydarzenia są Tajfuny z Tutshill. Za skromną opłatą 30g można zrobić sobie z nimi zdjęcia, przeprowadzić wywiad, czy poprosić o autograf na ulubionej parze bielizny. Jeśli jesteś dziennikarzem/fotografem lub pracujesz w mediach możesz dostać się do zawodników za darmo w ramach pracowniczej jednopostówki.
Niespodzianka:
By sprawdzić, czy masz farta rzuć literką:
A jak AKYSZ! - Zapłaciłeś za wejście, uszykowałeś zdjęcie do podpisu, a tu KLOPS! Drużyna widocznie właśnie jest w trakcie jakiegoś sporu i ochrona przegania Cię z namiotu. Lepiej się posłuchaj, chyba że lubisz szpitalne klimaty londyńskiej placówki.
B jak Bardzo nam miło - Tajfuny okazują się być kulturalnymi i przesympatycznymi ludźmi. Zagadują Cię i przez dłuższy czas prowadzicie rozmowę, która naturalnie kończy się zdjęciem, czy autografem na czymkolwiek sobie wymarzysz.
C jak Chyba nie taki był plan - Na pierwszy rzut oka wszystko wydaje się śmigać. Robicie sobie zdjęcie w objęciach, jak najlepsze ziomeczki, lecz po jakimś czasie zaczynasz zauważać na swoim ciele charakterystyczne plamy. Okazało się, że jeden z zawodników nieświadomie zaraził Cię kiełkującą w nim groszopryszczką. Przez najbliższy wątek musisz uwzględnić swoją chorobę lub napisać jednopostówkę na przynajmniej 2500 znaków, gdzie leczysz przypadłość.
D jak dumni aż zanadto - Okazuje się, że zawodnicy Tajfunów wcale nie są najlepszymi towarzyszami rozmowy. Cały czas nic tylko chwalą się swoimi osiągnięciami i w ogóle nie zwracają uwagi na to, co mówisz.
E jak Ekscytująca schadzka - Okazuje się, że wpadłeś jednemu z zawodników w oko. Oprócz zdjęcia i autografów dostajesz nawet zaproszenie na wieczornego drinka! Skorzystasz z takiej okazji? Jeśli masz ochotę skorzystać z zaproszenia zgłoś się do najbliższego Mistrza Gry po ingerencję związaną z tym wydarzeniem.
F jak farciarz roku - Rozmowa z drużyną kleiła się na tyle, a zawodnicy polubili Cię tak mocno, że postanowili podarować Ci rzadki upominek. Otrzymujesz od nich jedną z niewielu par rękawic do Quidditcha podpisaną przez legendarnego szukającego Plumptona! Po przedmiot zgłoś się w odpowiednim temacie.
G jak Gruba impreza - Trafiasz w sam środek popijawy. Sportowcy w końcu też ludzie i pić coś muszą. Problem jest jednak taki, że niektórzy z nich są już zdrowo nabzdryngoleni. Dorzuć k6 wynik nieparzysty oznacza, że pijany sportowiec postanowił Cię poobrażać i wywalić z namiotu, a wynik parzysty, to zaproszenie do wspólnego picia z Tajfunami.
H jak Histeria fana - Niby wszystko jest w porządku. Widzisz jak Tajfuny się do Ciebie uśmiechają i wokół panuje bardzo przyjazna atmosfera. Mimo wszystko nagle łapie Cię cholerna trema i ledwo jesteś w stanie cokolwiek z siebie wydusić, a dłonie trzęsą Ci się i pocą tak, że upuszczasz wszystko, co masz w rękach.
I jak Imitacja - Podchodzisz do zawodników, robisz sobie z nimi zdjęcie, rozmawiacie i nagle... Coś zdaje Ci się być nie tak. Przyglądasz się lepiej jednemu z Tajfunów i zdajesz sobie sprawę, że to wcale nie zawodnik drużyny, a ktoś cholernie do niego podobny. Widać ktoś był tu zbyt ważny, by osobiście pojawić się na spotkaniu z fanami.
J jak jagodowa przygoda - Tego to się chyba nie spodziewałeś. Po pogawędce z Tajfunami nie dość, że otrzymałeś to, na czym Ci zależało, to jeszcze zawodnicy dorzucili Ci butelkę jagodowego jabola. To się nazywa przyjemne z pożytecznym!
Uwaga! Wyniki konkurencji i rozdanie nagród odbędzie się 8 czerwca! Do tego momentu tabela wyników może ulegać zmianie.
Autor
Wiadomość
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta. Tym „trzecim” były drużyny, w których występowały, bo z każdym takim treningiem zyskiwały coraz to lepsze zawodniczki. Jak tak dalej pójdzie, to wynik mistrzostw świata będzie można ustawiać w ciemno na korzyść Anglii, bo te dwie Krukonki najwyraźniej nie miały żadnych granic, jeżeli chodziło o wyciąganie z siebie tego, co najlepsze. A że kończyło się to zakwasami i siniakami? To było wpisane w zawód, który sobie wybrały. Będąc aurorem trzeba było się liczyć z tym, że można oberwać jakimś nieprzyjemnym zaklęciem. Będąc graczem quidditcha, trzeba było z kolei być przygotowanym na ból i wkurwione tłuczki, gotowe wysłać miotlarza na spotkanie z aniołkami.
- To się jeszcze okaże, bo, nie chwaląc się, ja również jestem ekspertem – odpowiedziała uśmiechem, zanim dodała: - Dobra, to co wybierasz? Papier, nożyce, czy kamień? – zapytała, a właściwie to wyrzuciła z siebie ostatnim tchnieniem, nim to zajęła się zawartością własnego bidonu.
I gdy emocje już opadły, tak jak zmęczenie wywołane tym morderczym biegiem, mogły kontynuować. Dla wielu osób niewtajemniczonych mogło wydawać się dziwne, że zawodnicy biegają jak opętani czy wylewają siódme poty, podciągając się na miotłach lub przewalając żelazo na siłowni. W końcu „tylko” latali na miotłach, ale kiedy w grę wchodziły wysokie prędkości, przeciążenia, próba zapanowania nad miotłą i do tego jeszcze rzucanie kaflem czy machanie pałką, to wszystko stawało się jaśniejsze. Tak więc nie przeciągając, Brooks zaczęła się podciągać na własnym Nimbusie, kątem oka obserwując przy tym Violę. Plan miała prosty. Podciągnąć się więcej razy, niż Krukońska ścigająca, tak więc w myślach odliczała każde kolejne powtórzenie – swoje i Violki.
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Cóż poza nimi dwiema na pewno byli też inni niezwykle zaangażowani i zdeterminowani zawodnicy, którzy przykładali się niezwykle mocno do treningów i mogliby przechylić szalę zwycięstwa w meczu na korzyść swojej drużyny. Jednak Quidditch był sportem niezwykle nieprzewidywalnym i wszystko mogło się w nim zdarzyć. A nadmierne treningi mogły również niezwykle mocno obciążyć ciało i doprowadzić do ciężkich kontuzji. Tak też się stało z niedawną szukającą Nietoperzy z Bellycastle, która oberwała tłuczkiem w meczu i od tej pory nie jest w stanie wrócić na boisko z powodu powikłań związanych z przepracowaniem. Może i one przekroczą w pewnym momencie magiczną barierę, gdy ich ciała nie będą w stanie już więcej znieść. - Teraz na pewno ci tego nie powiem - rzuciła w odpowiedzi, bo z pewnością nie da dziewczynie znać swojego wyboru przed grą. Inaczej z pewnością przegra i będzie musiała iść do Pattona. Nie widząc ani nie słysząc żadnego sygnału do zaprzestania ćwiczenia, po prostu wykonywała kolejne powtórzenia. Swego czasu wykonywała tyle razy wszelkie zwisy leniwca w różnych kombinacjach, że przywykła już do podciągania się na miotle, bo sporo razy po prostu zwisała z niej, zmuszona do tego, by wciągnąć się z powrotem na trzonek. Takie już było życie gwiazdy Quidditcha, którą co raz coś próbowało zrzucić z miotły.
Reszta zawodników mogła być zaangażowana. Brooks nie miała wątpliwości, że inni trenują ciężko. Jednocześni była święcie przekonana, że nikt trenuje ciężej od niej. I zapewne była w tym prawda. Nie po to dawała z siebie 200% za każdym razem, żeby byle „Wędrowiec” czy „Osa” mogli się z nią równać. Była jak 3CPO. Nie bez powodu pokryta złotem. Złoto nie było jednak czymś pewnym. Bywało ulotne. Raz było, raz znikało. Tak więc zasuwała, żeby nie zniknęło. A Strauss była jednym z powodów, żeby właśnie nie zniknęło.
- Aj, oszust. – Skwitowała mrugnięciem oka, kiedy ciemnowłosa ścigająca stwierdziła, że jednak nie odpowie na pytanie. Mądrze. Widać, że Krukonka. Skoro więc nie mogła z niż wygrać w kwestiach intelektualnych, co nie było dziwne, skoro Violka była jebanym geniuszem, to mogła wygrać z nią fizycznie. Tak więc, gdy zauważyła, że Angielka powoli traci siły, przyspieszyła, zwiększając liczbę powtórzeń w podciąganiu się na drążku, do liczby niedostępnej dla zwykłych zjadaczy chleba.
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Można było podejrzewać, że po prostu Brooks nie spotkała nikogo kto mógłby się stać dla niej Nemezis w takim samym stopniu, co ścigająca Srok, z którą co jakiś czas spotykała się w celu sprawdzenia która z nich radziła sobie jednak lepiej na miotle. Obie były cwanymi i mądrymi Krukonkami, co było widać. Owszem zdarzało im się odwalać, ale nie było to w zasadzie tak pozbawione całkowicie pomyślunku, bo dokładnie wiedziały, co robiły. Nawet jeśli dla kogoś zdawało się to być prawdziwym szaleństwem. Kolejne podciągnięcia na miotle były za nimi. Żadna z nich nie odpuściła do samego końca. Tylko po to, by finalnie opaść na ziemię i po chwili zasłużonej przerwy kontynuować swój trening. Chociaż tym razem przeszły już do wcześniej zaplanowanych bardziej lotniczych metod obejmujących ćwiczenie poszczególnych manewrów w powietrzu na miotle, co również zajęło im nieco czasu. Wszystko po to, by po tym finalnie uznać swoją sesję za zakończoną i udać się na przebranie do szatni.
z|t x2
William S. Fitzgerald
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 183,5 cm
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
Przepuszczony tłuczek na szczęście nie wyrządził mu większej krzywdy poza chwilowym bólem i dołożeniem mu prawdopodobnie kolejnego siniaka do dzisiejszej kolekcji, ale to i tak nie powstrzymało rudzielca przed uprzejmym zwróceniem uwagi ziomkowi z drużyny, żeby kurwa bardziej uważał następnym razem. Miał w końcu tylko jedno zadanie i je jeszcze spartolił. Trening trwał i choć nie był on bardzo wymyślny, to i tak znużenie zaczynało wraz z upływem czasu coraz bardziej się na nim odbijać. Ciężkie warunki i wcześniejszy katorżniczy bieg zaczynały w końcu zbierać swoje żniwo – mógł mieć zajebistą kondycję, ale nawet w takim wypadku istniał jakiś limit wytrzymałości, a trener ewidentnie zdecydował się ów limity wystawić na ciężką próbę. Prawie był odetchnął z ulgą, kiedy ćwiczenia dobiegły końca i mężczyzna zgromadził ich wokół siebie, żeby dokonać podsumowania. I wydawać by się mogło, że oto wreszcie nastąpił koniec, że zaraz będzie mógł z siebie zmyć znoje tego dnia pod gorącym prysznicem, ale nic bardziej mylnego – czekała go jeszcze jedna rzecz do odfajkowania nim będzie wolny. Pozbawiony wyboru jedynie skinął głową i w towarzystwie trenera skierował się do biura prasowego, ostatnim tęsknym spojrzeniem zerknąwszy w kierunku szatni. Zwykle raczej nie miał nic przeciw pogadankom z dziennikarzami, można nawet powiedział, że lubił interakcje z nimi, zwłaszcza jako osoba, która chętnie brylowała w towarzystwie, ale nie w momencie, gdy ci z jakiegoś powodu zaczęli się koncentrować na dość prywatnej kwestii, choć jako osoba publiczna za wiele jej nie miał. Cholera, czy to byli poważni dziennikarze z poważnych gazet, czy przedstawiciele pisemek pokroju Czarownicy, że ich tak mocno interesowało jego życie miłosne? Nic dziwnego, że odpowiadał raczej ogólnikowo, nie wdając się w żadne szczegóły i starając się robić dobrą minę do złej gry, byle tylko zaspokoić apetyt pismaków. Konferencja mu się niemiłosiernie dłużyła i aż odczuł niewymowną ulgę, kiedy dobiegła końca, a on mógł wreszcie iść się ogarnąć po tym ciężkim dniu.
| z/t
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Szkolny wyjazd na Malediwy był tym, czego tak bardzo potrzebowała. W przeciwieństwie do wakacyjnych wojaży tym razem nic jej się nie stało. Żadnych klątw, żadnych inferiusów. Żadnego strachu, że zaśnie na miotle i spadnie. Zamiast tego owoce i słońce, piegi i podróże. A także psychiczny luz, jakiego nie czuła od dawna. Zderzenie z rzeczywistością okazało się nad wyraz bolesne. Nie sądziłą, że przez dwa tygodnie można zapomnieć o brytyjskiej pogodzie, a jednak! Coraz częściej myślała o tym, żeby wyrwać się stąd na stałe, bo latanie w mrozie i śnieżnych zamieciach nie należało do przyjemności. Zwłaszcza gdy człowiek zdawał sobie sprawę, że w gdzie indziej ludzie żyją jak w raju, pod palmami. I jedynie mordercze kokosy stanowiły niemiły dodatek. Pierwszy trening po przerwie był dla Krukonki jak policzek od losu. I to siarczysty, tak jak siarczysty był dziś mróz. Zaklęcia rozgrzewające co prawda nieco podnosiły ją na duchu, ale i one nie znaczyły nic przy zimnym wietrze oraz prędkości Nimbusa. Latała więc i marzła, klnąc w duchu na tę trenerkę, siebie, miotłę i właściwie, to cały swiat. Nawet odbijanie tłuczków nie dawało jej dziś ukojenia. Była rozdrażniona i niegotowa na to, by zapomnieć o malediwskim słońcu! Trenerka oraz reszta zawodniczek Harpii nie zdawały sobie sprawy z rozterek towarzyszących ich pałkarce. Ot, Brooks jak Brooks. Po kilkunastu minutach wstępnej gry rozgrzewkowej, mogli przejść do właściwego treningu. Twarze zawodniczek były zaróżowione od mrozu. Co poniektóre szczękały zębami, inne rozcierał zmarznięte członki. Julka nie była wyjątkiem. Dreptała w miejscu, rozgrzewała się, by nie zamarznąć jak sopelek i ze zmarszczonymi w niezadowoleniu brwiami słuchała trenerki. A więc szykował się kolejny zapierdol. Przewróciła oczami, ale nic nie powiedziała. Zdusiła w sobie całą tę irytację i kiedy trzeba było, wsiadła na miotłę, chwyciła za pałkę i wzbiła się w powietrze. Dziś był dzień, kiedy wraz ze swoją partnerką ćwiczyły różne strategie pałkarskie, różne scenariusze. Wymieniały się pozycjami, odbijały między sobą tłuczek, atakują obrane cele. Dzieliły się sektorami boiska, które miały „patrolować”. Rozgrywka była szybka, wymagała skupienia, którego jej dziś brakowało. Tu się spóźniła, tam nie trafiła czysto. Raz czy dwa zdarzyło jej się nie trafić w ogóle i oberwać tłuczkiem w dłonie, które i tak już cierpiały na tym mrozie.
- Psia mać – warknęła pod nosem, zagryzając wargi z bólu. I już wiedziała, że złamała palec, jak nie więcej. Nie czekając na czyjekolwiek słowa, wylądowała obok drużynowego medyka i pozwoliła mu zająć się dłonią. Ta zdążyła już napuchnąć. Bolało jak diabli i nie miała wątpliwości, że dziś już nie będzie w stanie chwycić pałki. Po chwili obok dziewczyny pojawiła się trenerka. Spojrzała na jej dłoń, poklepała ją pocieszająco i wróciła do prowadzenia zajęć. Tymczasem Julka cierpliwie pozwalała uzdrowicielowi na wykonywania swojej pracy. Zaklęcia, usztywnianie, no i obowiązkowo, eliksir wiggenowy. Ten dzień z każdą minutą stawał się coraz bardziej parszywy. Trzeba było mieć jedynie nadzieję, że w miarę szybko uda jej się wyleczyć kontuzję, bo marcowe spotkania były tuż tuż.
/zt
William S. Fitzgerald
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 183,5 cm
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
Z przyczyn osobistych na okres feryjny został zmuszony pozostać na Wyspach, więc zamiast – jak się okazało – grzać cztery litery i popijać drinki z palemkami na Malediwach siedział w skutej lodem, ponurej Anglii. A zdecydowanie przydałby mu się odpoczynek w ciepłych krajach, bo trzymające praktycznie cały luty ujemne temperatury zaczynały się już mocno dawać w kość i Ślizgon tęsknie wyglądał za jakimś ociepleniem, zwłaszcza pod kątem treningów. Mógł kochać to co robi, ale w momencie, kiedy miało się wrażenie, że dłonie lada moment przymarzną do trzonka miotły, a lodowaty wiatr przenikał aż do samych kości i to pomimo izolującego od chłodu ubioru oraz zaklęć rozgrzewających stawało się to naprawdę trudną i wymagającą miłością. A nie było żadnego zmiłuj się – musiał stawiać się na treningach i koniec kropka, kilkanaście kresek poniżej zera nie stanowiło żadnej wymówki, żeby odpuścić latanie, nawet jeśli przy takich warunkach atmosferycznych miało stanowić ono bardzo wątpliwą przyjemność. Jakby nie patrzeć, to była jego praca i uczęszczanie na drużynowe treningi stanowiło jego obowiązek, choć na ogół tego tak nie odbierał. Obecnie jednak dość często skłaniał się ku patrzeniu na to pod takim kątem. Kolejny z rzędu dzień przywitał ich kilkunastoma stopniami poniżej zera i mocnym, zmiennym wiatrem, który jedynie potęgował odczuwanie zimna. Warunki nie były jednak jeszcze tak złe, żeby dzisiejsze spotkanie odwołać, więc chcąc nie chcąc – trzeba było się wbić w strój i wskoczyć na miotłę. Rudzielec zwykle aż kipiał entuzjazmem, dziś jednak po prostu chciał mieć to za sobą, tak jak i zapewne wielu jego drużynowych współziomków. Trener na szczęście miał dzisiaj chyba jakiś dzień dobroci dla zwierząt (a może żona w końcu się nad nim zlitowała, nie miał zamiaru wnikać), bo nie zafundował im takiej katorgi jak zwykle, a troszeczkę stonował, żeby ich przypadkiem nie zajechać na śmierć tuż przed rozpoczęciem wiosennego splitu. Rozgrzewka była dość standardowa – częściowo z ziemi, częściowo w powietrzu, właściwa część treningu też raczej nie zasłużyłaby na miano bardzo wyszukanej, bo głównie opierała się na szlifowaniu znanych manewrów odpowiadających danym pozycjom. Dla ścigających były to Głowa Jastrzębia, Kleszcze Parkina, Porsokowa czy przerzutka. Techniki wszystkim raczej dobrze znane, ale to nie oznaczało, że nie powinno ich się szlifować – zawsze było w końcu miejsce na poprawę. Zwłaszcza przy panujących obecnie warunkach atmosferycznych, które zapewniały dodatkowe utrudnienia. Całość przebiegła jednak bez żadnych większych niespodzianek, nikt bardzo poważnie nie ucierpiał – on sam dorobił się kilku siniaków i nadwyrężył sobie nadgarstek lewej ręki, kiedy źle chwycił kafla przy przejmowaniu podania. Uraz nie był może poważny, ale i tak drużynowy uzdrowiciel zalecił mu kilka dni odpoczynku, żeby nie przeciążać ręki – zwłaszcza, że to była jego dominująca – i go przypadkiem nie pogłębić. Był zbyt cennym zawodnikiem, żeby tak się wyeliminować przed wznowieniem rozgrywek ligowych. Wyjątkowo nawet nie protestował.
| eot
Thaddeus H. Edgcumbe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 195cm
C. szczególne : Zaraźliwy uśmiech, szkocki akcent, drobna blizna obok ust, wielkie dłonie i jeszcze większa muskulatura
Nie sądził, że jeszcze kiedyś będzie sobie robił przerwę od latania w kadrze z powodów rodzinnych. No, przynajmniej nie tak szybko. Co prawda nie mógł sobie treningów odpuścić całkowicie - jego ciało by tego zwyczajnie nie zniosło - ale szata reprezentacji Anglii poszła na chwilę do szafy. Wcale nie na długo, ale wystarczająco, żeby mógł za nią zatęsknić. W końcu to była jedyna stała w jego życiu, dotychczas. Powrót na narodowe boisko nie był bynajmniej bolesny. Thaddeus był w końcu z twardej gliny ulepiony - i kiedy kadra rozpoczęła rozgrzewkę absolutnie nie zamierzał się oszczędzać. Wpadł w wir treningu na pełnych obrotach, zdeterminowany, by pokazać, że nie utracił swoich skrzydeł. Narzucił sobie dodatkowe tempo - robiąc więcej okrążeń niż reszta drużyny, choć w tym samym czasie - dodając nadprogramowe powtórzenia do każdego kolejnego ćwiczenia, tak, że czuł szumiącą mu w skroniach krew, a każdy wdech palił go żywym ogniem. W istocie - nie mógł czuć się bardziej żywy. Zwłaszcza, kiedy w końcu wzbili się w powietrze i ogień starł się z wczesnowiosennym chłodem w jego płucach. Uczestniczył w powietrznych manewrach wraz z resztą - żeby w końcu zawisnąć przy swoich pętlach. Śmiał się ze wszystkimi, że dopiero teraz dadzą mu popalić za tę niezapowiedzianą nieobecność - no i się nie pomylił. Krążąc wokół obręczy musiał niejako na nowo rozszerzyć swoją percepcję, kiedy ścigający natarli na jego pole od skrzydła. Musiał nie tyle być uważny co zwinny - piłka w każdej chwili mogła zostać przerzucona na drugie skrzydło, a on musiał za nią nadążyć. Była to o tyle wymagająca sytuacja, że do obrony miał aż trzy pętle - a nie jedną. Ścigających również była trójka - a on tylko jeden. Nauczył się jednak wykorzystywać własną przewagę i wiedział, że nie jest jedynie biernym pionkiem przy bramkach. On również mógł wywierać presję na atakujących wypuszczając się niemal na sam koniec swojego pola bramkowego - nagle specjalnie odsłaniając jedną z pętli. Mało kto mógł oprzeć się pokusie łatwego punktu - a Edgcumbe skrupulatnie to wykorzystywał. Rzecz jasna nie zawsze działało - a i też nie zawsze Thaddeus był szybszy od kafla. Mimo to zachowywał pozytywny bilans swojej obrony. Rozciągnięty do granic możliwości i bezlitośnie poobijany tłuczkami - zleciał z boiska o własnych siłach, zbijając piątki z resztą drużyny. Brakowało mu tego. Zdecydowanie.
Z tematu
William S. Fitzgerald
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 183,5 cm
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
Znaczną część treningów odbywał wraz z drużyną z Montrose, gdyż przez większość roku był przede wszystkim zaangażowany w rozgrywki ligowe, choć oczywiście nie brakowało w tym zgrupowań kadry narodowej, do której został powołany już ponad rok temu. Zwłaszcza przed jakimiś mniej lub bardziej istotnymi spotkaniami. Zawsze czuł się rozentuzjazmowany prawie niczym jakiś pięciolatek, gdy dostawał informację o kolejnym takim zgrupowaniu. Nawet obecna pogoda pod psidwakiem (czyt. po prostu typowa brytyjska aura pogodowa) czy księżyc, który gdzieś wcięło nie były w stanie pohamować jego entuzjazmu, gdy otrzymał informację o kolejnym zgrupowaniu. Wprawdzie większość treningów pod okiem selekcjonera kadry narodowej nie wyróżniała się bardzo na tle tego, co robił z nimi trener Srok, ale fakt, że na boisku spotykał się z ludźmi, z którymi rywalizował podczas ligowych rozgrywek, sprawiał, iż wszystko wydawało się jakieś takie bardziej… monumentalne? Po obowiązkowej wymianie uprzejmości wraz innymi kadrowiczami, na ogół przybierających formę różnej maści przekomarzanek, trener zebrał ich wokół siebie i przedstawił plan na dzisiejszy trening. Na początek oczywiście obowiązkowa rozgrzewka – nieco biegania, trochę ćwiczeń rozciągających i jeszcze więcej ćwiczeń, ale już w powietrzu. Gdzieś tak mniej więcej w połowie zerwała się dość konkretna ulewa, ale to nie był powód do przerwania – dostali dzięki temu dodatkowe utrudnienie, można rzec. Do właściwej części przeszli przemoczeni do suchej nitki, ale nikt nie narzekał – no, może jedynie żartobliwie – a miast tego cała ekipa w pełni się zaangażowała w ćwiczone manewry, bardziej wymagające przez wzgląd na niekorzystne warunki. Ścigających czekało głównie przetrenowanie kilku formacji ataku w każdej możliwej kombinacji – całą trójką, dwójką, a także i w pojedynkę, gdzie pozostała dwójka przybierała rolę przeciwników i utrudniała zadanie, jak tylko mogła. Rudzielec miał szansę zabłysnąć zarówno po jednej, jak i drugiej stronie i choć śliskiego od wody kafla znacznie trudniej było utrzymać, to zdecydowanie pokazał, że nie bez powodu został częścią kadry narodowej, mając wtedy nieco ponad osiemnaście lat i wciąż się ucząc. Nie mógł się wprawdzie pochwalić stuprocentową skutecznością, niestety, ale i tak była ona godna podziwu oraz aprobaty ze strony trenera. Na murawie wylądował poobijany, nieziemsko zmęczony, ale i niezmiernie zadowolony z tego, że mógł być częścią tej ekipy, ba, tej nietuzinkowej miotłoześwirowanej rodziny.
| eot
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Zdecydowanie mogła się tego wszystkiego spodziewać. Od czasu zniknięcia księżyca było z nią naprawdę kiepsko. Nie potrafiła w nocy zmrużyć oka, a gdy już w zasadzie traciła przytomność, bo zaśnięciem trudno było to nazwać to dręczyły ją koszmary. Nie miała pojęcia czy to wszystko było spowodowane wiszącą w powietrzu magią i dziwną atmosferą, którą tworzyła czy może po prostu bezsenność przekładała się na wycieńczenie organizmu. Jedno było pewne. Coś takiego nie mogło ujść uwadze trenerowi Srok z Montrose. W końcu jak mógłby nie zauważyć tego, że zdecydowanie jej gra straciła na jakości. Stała się mniej uważna, a rzuty, które wykonywała nie zaskakiwały swoją celnością i precyzją. Już samo prowadzenie się miotły wyraźnie świadczyło o tym, że nie znajdowała się w idealnym stanie. Dlatego też nic dziwnego, że czekała ją rozmowa z selekcjonerem, który po krótkiej ewaluacji poprosił ją o to, żeby została jeszcze chwilę w szatni. - Strauss, co z tobą, kurwa? - ostry ton głosu mężczyzny odbił się echem w pustej szatni stadionu tuż po zakończonym treningu. Violetta jedynie oparła się o ścianę za swoimi plecami i spojrzała na stojącego przed nią mężczyznę. Była cała obolała i zlana potem. Miała wrażenie, że jeszcze trochę, a najpewniej wyzionie ducha z przemęczenia. - Chwilowe zmęczenie materiału. Nic poważnego - odpowiedziała, wymuszając ledwo dostrzegalny uśmiech. Oboje dobrze wiedzieli, że było to kłamstwo. I to niezbyt udane, bo chyba w żaden sposób nie dało się ukryć tego, że Krukonka nie była u szczytu swojej formy. Zwłaszcza biorąc pod uwagę jej występ w czasie meczu treningowego. Wiedziała, że było źle. Normalnie uniknęłaby zapewne tego latającego luzem tłuczka, który znalazł się przy niej, gdy starała się przejąć kafla od Johnsona. To był prosty, nieskomplikowany atak, a ona mimo wszystko dała się trafić. Cały lewy bok bolał ją niemiłosiernie. I chociaż nie skończyło się to złamaniem żeber to była pewna, że zostały one mocno stłuczone, a dwa czy trzy mogły pęknąć pod wpływem impetu uderzenia żelaznej kuli. - Wiesz dobrze, że jak tak dalej będzie to będę musiał zastąpić cię na następnym meczu Smith? - pytanie mężczyzny choć wypowiedziane zostało neutralnym tonem to jednak potrafiło wzbudzić w ścigającej masę emocji. - Smith? - powtórzyła, twardo nazwisko koleżanki z drużyny, spoglądając na trenera ze skrywaną wściekłością. - Ona jest tylko tanim zastępstwem. Odstaje wyraźnie poziomem od innych graczy. Pałkarze ją zdejmą przy pierwszym tłuczku! - Jakby z tobą mieli większe problemy? Zmuszasz nas do tego, Strauss. Weź się w garść. Jeśli o siebie nie zadbasz to nie wystartujesz w meczu z Osami. I najlepiej zgłoś się do jakiegoś magomedyka. Mam nadzieję, że wyraziłem się jasno? - Tak, trenerze. Nie zostało jej nic innego jak tylko zacisnąć zęby i przytaknąć czarodziejowi. Wyglądało na to, że tym razem zamiast ostro trenować powinna po prostu zbierać siły i regenerować organizm. I choć naprawdę tego nie lubiła to tym razem zapewne nie obędzie się bez wsparcia ze strony eliksirów. Miała już naprawdę tego wszystkiego dosyć.
z|t
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
W ostatnim czasie nie była sobą. Oczywiście, łatwo było zwalić to na brak księżyca i to, że populacja dementorów zwiększyła się. Prawda była jednak inna. Oczywiście, księżyc jakoś na nią wpłynął, ale nie tak jak na wielu jej znajomych, jak choćby Strauss. Brooks była po prostu zmęczona – głównie psychicznie. Szkoła, treningi, obowiązki na boisku i poza nim. Wszystko to sprawiała, że tęskniła za malediwskim słońcem, pina coladą i żółwiami. Do tego ta cholerna angielska pogoda. Może i było cieplej, ale za to padało i wiało cały czas, a kończenie treningu będąc przemoczonym do suchej nitki nie należało do przyjemności. Wyjścia jednak nie miała i musiała zasuwać na chleb i coś do chleba. Mentalne ogarnięcie się było jej obowiązkiem. Zwłaszcza teraz. W lidze szło im nieco lepiej. Wskoczyły na drugie miejsce, tuż za Srokami, które były w gazie. Sezon był długi, tak więc nie mogły sobie pozwolić na kolejne potknięcia, jeżeli chciały mieć choć cień szansy na obronę tytułu, który wywalczyły przed rokiem. Z wypastowaną i pachnącą lawendą miotłą pod pachą, nafutrowana podwójnym espresso z dyptamowego smakosza, wyleciała nasza dzielna Krukonka na boisko. Humor poprawił jej się nieco widząc, że szukająca, za którą, delikatnie rzecz ujmują, nie przepadała, wyglądała jak pół dupy zza krzaka. Uśmiechnęła się jeszcze szerzej, kiedy trenerka zarządziła mecz i owa szukająca znalazła się po drugiej stronie. Po półgodzinnej rozgrzewce były gotowe do gry. Cel miala dziś prosty, a mianowicie, wyrwać „koleżankę” z siodła. No, z miotły właściwie, ale wiadomo o co chodzi. Julka walczyła z wiatrem i zmęczeniem, a także z tłuczkiem, który dziś stawiał jej zacięty opór i wydawał się jakby cięższy. Wsparcie drugiej pałkarki pozwalało jej nieco w ukryciu własnych niedociągnięć, aż w końcu coś się zmieniło. Może to kawa zaczęła w końcu działać, a może mentalnie się przestawiła na tryb bojowy, ale druga część spotkania stanowiła znaczy kontrast do pierwszej. Brooks zaczęła myśleć szybciej, latać szybciej i nawet machać pałką szybciej, co przełożyło się na jej skuteczność. Raz za razem starała się uprzykrzyć życie szukającej. I wychodziło jej to. Raz tłuczek zahaczył o witki, wyprowadzając miotłę z równowagi. Innym razem trafił dziewczynę w łokieć dominującej ręki. Jeszcze kiedy indziej oberwała w splot słoneczny chroniony skórzanym ochraniaczem. Julka z bananem na twarzy w końcu była w swoim żywiole, a bolesny i wściekły zarazem grymas na twarzy przeciwniczki był dla niej najpiękniejszym widokiem na świecie, przynajmniej w tym momencie. Trenerka chyba dostrzegła ten złowieszczy błysk w jej oku, bo przywołała pałkarkę do siebie. Obyło się bez bury, ale trenerka jasno dała jej do zrozumienia, żeby atakowała wszystkich, nie tylko szukającą, bo ta bardziej przyda im się na boisku niż w Mungu. Brooks mruknęła coś pod nosem o tym, że to rolą pałkarek drużyny przeciwnej jest ochrona szukającej, ale ostatecznie pokiwała tylko głową i wróciła do spotkaniu, skupiając się na nowych celach.. Mecz zakończył się zwycięstwem Julkowej drużyny, po tym jak szukająca zwyciężyła ze swoją poobijaną koleżanką. Teraz, podniesiona na duchu Krukonka mogła w spokoju udać się do szatni, gdzie już czekał na nią wiggenowy i witaminy.
/zt
William S. Fitzgerald
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 183,5 cm
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
Sezon powoli zaczynał dobiegać końca – pozostało jeszcze tylko kilka spotkań, by wyłonić zwycięzcę tegorocznych rozgrywek, choć trzy pierwsze miejsca już na ten moment wydawały się przesądzone. Co bynajmniej nie oznaczało, że będące u szczytu tabeli Sroki mogły sobie pozwolić na większy luz; tym bardziej należało docisnąć pasa, żeby zakończyć z jak największym przytupem i pokazać wszem oraz wobec, że nie bez powodu nadano im tytuł najskuteczniejszej drużyny w brytyjsko-irlandzkiej Lidze Quidditcha. Zwłaszcza, że w przeciwieństwie do poprzedniego sezonu, w którym zarząd dał dupy po całości i wieloma złymi decyzjami sprawił, że znaleźli się na samym dnie, w tym byli na absolutnej fali – jakby nie ten remis z Nietoperzami, który stanowił drobną skazę, byłoby idealnie. Ślizgon mógł sobie w duchu gratulować decyzji o daniu drużynie z Montrose jeszcze jednej szansy i podpisanie z nimi kontraktu na trwający sezon, choć pod koniec zeszłorocznych rozgrywek mocno rozważał transfer do innej drużyny, dla dobra własnej kariery. Podjął duże ryzyko na tym polu, ale zdecydowanie się ono popłaciło. Nic dziwnego, że w obecnej sytuacji trener kładł duży nacisk na treningi i należyte przygotowanie pod kątem czekających ich w kwietniu starć z Osami, a potem Harpiami, które broniły w tym roku tytułu. Generalnie było intensywnie, ciężko, ale i satysfakcjonująco. Gość wprawdzie momentami zdawał się mieć ciągoty do sadyzmu (może żona znów mu nie dawała?), ale mimo wszystko nie próbował ich całkowicie zajechać, bo jednak nie o to chodziło, żeby ledwie byli w stanie ustać na nogach po zejściu z mioteł. Zmęczony zawodnik to rozproszony zawodnik, a z kolei rozproszony zawodnik popełnia więcej błędów, które mogą prowadzić do poważniejszych kontuzji. Tracenie graczy w ich wyniku było zdecydowanie niepożądane na tej ostatniej prostej sezonu. Dziś mężczyzna dał chyba upust swojemu wewnętrznemu sadyście, każąc im wykonywać wszystkie ćwiczenia pod dodatkowym obciążeniem. Trening sam w sobie można było zaliczyć do tych bardziej standardowych składających się z naziemnej i powietrznej rozgrzewki, przećwiczenia kilku zmodyfikowanych manewrów, a potem przetestowania ich „w praktyce”, to znaczy wewnątrzdrużynowym meczu sparingowym. Przez to obciążenie wszystko wymagało przynajmniej dwukrotnie więcej wysiłku, więc choć pogoda temperaturowo wcale nie rozpieszczała – całe szczęście, że nie padało, tego by tylko jeszcze brakowało – to rudzielec w połowie był już praktycznie cały zlany potem, jak zresztą cała reszta. W samym meczu niestety coś źle przekalkulował i okazał się w jednym momencie niewystarczająco szybki (najpewniej przez to cholerne obciążenie), więc celnie posłany tłuczek trafił go prosto w klatkę piersiową, pozbawiając dzierżonego kafla oraz wyduszając powietrze z płuc, co na kilka dobrych sekund pozbawiło go tchu. Po tym zauważalnie stracił na skuteczności i został zmuszony przejść bardziej na rolę asysty do końca starcia, czując cały czas ból promieniujący z klatki piersiowej. Cios był mocny, ale skończyło się jedynie na obtłuczeniu i kilku pęknięciach, jak później zawyrokował drużynowy uzdrowiciel po oględzinach, na które go odesłał selekcjoner po zakończeniu i podsumowaniu treningu. Porcja wiggenowego wystarczyła, żeby w pełni stanął na nogi.
| eot
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
… Yup. Był maj, a to oznaczało, że do końca sezonu pozostały tylko dwa mecze. Dwa mecze, by dogonić i przegonić Sroki z Montrose, które po zeszłorocznym fiasko odbiły się od metaforycznego dna i uleciały wysoko, aż na sam szczyt tabeli. Drużyna Harpii, broniąca tytułu zresztą, była więc w nieciekawej sytuacji, ale na dziewczynach z Holyhead nie można było jeszcze stawiać krzyżyka. CI, którzy robili to w poprzednim sezonie, niemiło się zaskoczyli. A więc był maj i wszyscy w klubie chodzili podminowani, z pieprzem w dupie. Nie było przedtreningowych śmieszków. Było pełne skupienie na czekającym ich zadaniu. Brooks siedziała z łokciami opartymi na udach, wsłuchując się w słowa trenerki, która opowiadała o czekających ich meczach. Chluba Portree i Osy z Wimbourne. Sroki tymczasem grały z Katapultami i Armatami, jak też wspomniała menadżerka. Brooks jednak nie myślała o Srokach. Oczami wyobraźni już była na murawie stadionu, latała na miotle i powstrzymywała ścigających drużyny z Portree. Gdybanie nie miało sensu. „Gdybyśmy wygrały X punktami, a Sroki przegrały z Chudley…”. Gdybanie. Paliwo dla tych, którzy nie biorą losu w swoje ręce, tylko liczą, że ktoś zrobi to za nich.
- Przestańmy gadać o Srokach – Nie wytrzymała w końcu i zwróciła się do jednej z koleżanek. – Gdyby babka miała wąsy, to by była dziadkiem. Po prostu wygrajmy jak najwyżej dwa najbliższe spotkania i niech się dzieje, co ma się dziać. Więcej zrobić nie możemy. – Gdy skończyła, ponownie wbiła wzrok w podłogę, wierzgając nerwowo nogą i nie mogąc się doczekać wylecenia na boisko. Ostatnio była nie w sosie i było to widać. Nie była człowiekiem słów, a czynów. A czyniło się na boisku, nie w szatni. Na resztę posiedzenia wyłączyła się, a gdy w końcu trenerka uznała, że wystarczy, z ulgą chwyciła za miotłę i wyleciała na boisko. Trenerka podzieliła drużynę na dwie części. Ścigający ćwiczyli z obrońcami, a pałkarze z szukającymi. Zadaniem Brooks było ochrona własnej szukającej, przy jednoczesnym atakowaniu przeciwniczki. I robiła to na tyle skutecznie, że nie dała najmniejszych szans dużo bardziej doświadczonej pałkarce, która nie mogła się przebić przez jej defensywę. To mogło skutkować jednym. Julkowa szukająca pochwyciła piłeczkę już po kilkunastu minutach.
- Mogę iść na siłownię? – zapytała trenerkę z zaciętą miną, a ta niechętnie się na to zgodziła, wiedząc, że niekiedy musi dać zadziornej brunetce nieco przestrzeni i czasu na pozbieranie myśli.
Dwudziesty czwarty maja to dzień ogromnej frajdy dla wielu młodych czarodziejów, ponieważ na stadionach narodowych w każdym kraju można spotkać swoich idoli, a nawet z nimi zagrać. Departament Magicznych Gier i Zabaw po dogadaniu się z drużynami i główną reprezentacją swojego kraju organizuje wraz z nimi mnóstwo miotlarskich konkurencji, wywiadów i zabaw. Czasem nawet na koniec dnia odbywa się mecz między najlepszymi zawodnikami, a cały dochód z tego przedsięwzięcia jest przekazywany na cele charytatywne (70%) i organizację kolejnych (30%). W tym roku imprezę rozpoczyna pokazowy mecz Tajfunów z Tutshill, którego zawodnicy przez cały event będą dostępni dla zainteresowanych w strefie V.I.P.
Wystawa nowych modeli i tester mioteł
Dzień Quidditcha zawsze był idealną okazją dla firm, by zaprezentować to, nad czym obecnie pracują. W tym roku aż dwie miotły doczekały się swoich prezentacji, choć żadna z nich nie jest jeszcze oficjalnie wypuszczona do sprzedaży. Producenci liczą, że dzięki pomocy osób, które odważą się przetestować dziś ich najnowsze wynalazki, będą w stanie pozbyć się ostatnich błędów nim wypuszczą modele na rynek.
Błękitny bojler:
Ulepszona wersja Błękitnej Butli - rodzinnej miotły, która stawia przede wszystkim na wygodę i bezpieczeństwo. Bojler został wyposażony nie tylko w dodatkowe czujki, ale też zwiększono o jedno liczbę siedzisk. Niestety przez to straciła nieco na zwrotności i prędkości. Czego jednak nie robi się dla bezpieczeństwa bombelków!
Test Bojlera:
Jeśli zdecydujesz się przetestować ten model rzuć kością k6, by zobaczyć, co Cię czeka!
1- Miotła wydaje się być bez wad, przynajmniej dopóki z niej nie zsiądziesz z ogromnymi odparzeniami na wewnętrznej stronie ud.
2- Lecisz i lecisz na testerze, ale co chwila czujesz pewne opory ze strony miotły, zupełnie jakby nie chciała współpracować. Co przyspieszasz, ona ogranicza Cię, zwalniając do tempa przeciętnego pieszego.
3- Wszystko zdaje się śmigać bez zarzutów. Prędkość i zwrotność oczywiście odbiega od mioteł sportowych, ale czego się spodziewałeś po rodzinnym transporcie?
4- Nie jest za dobrze. Co chwile czujesz jakieś turbulencje, a miotła podskakuje jak byczek na rodeo. W końcu zrzuca Cię z siebie i lądujesz na glebie. Nawet nie zauważasz, że z kieszeni wypada Ci 20 galeonów. Zgłoś stratę w odpowiednim temacie.
5- Coś się zdecydowanie odwaliło. System czujek może i jest bezpieczny, ale nie, gdy odpala się bez powodu! Alarm jest na tyle męczący i głośny, że przez następne 2 posty dzwoni Ci w uszach, a producenci muszą zamknąć tester na pół godziny, by doprowadzić miotłę do porządku.
6- Śmigasz jak urodzona głowa rodziny, próbująca dowieźć rodzinkę na wakacje. Miotła wydaje się słuchać Ciebie bez zarzutu. Jest tylko jeden malutki problem - nawet nie zauważasz, jak w samozachwycie nad tym modelem gubisz jedno z "dzieci", które leci z Tobą.
Nimbus 2022:
Sportowi wymiatacze rynku nie spoczęli na laurach i znów pracują nad udoskonaleniem klasyki, która od pokoleń zachwyca fanów quidditcha. Nimbus 2022 reklamuje się prędkością lepszą niż najlepsza błyskawica i zwiększeniem zwrotności nawet dla osób "niewymiarowych". Wsiądź na tester i sprawdź sam, czy nie są to przypadkiem tylko czcze obietnice!
Test Nimbusa:
Rzuć kostką k6, by sprawdzić, jak lata Ci się na tym prototypie!
1- Nie idzie Ci najlepiej. Już osiągając połowę maksymalnej prędkości widzisz, że coś jest nie tak. Miotła zdaje się Ciebie nie słuchać i choć mknie jak szalona, praktycznie nie masz nad nią kontroli. Dorzuć kostkę k6, jeśli otrzymasz wynik parzysty - tracisz kontrolę i przywalasz w najbliższą ścianę, obijając sobie kilka kości.
2- Nieważne, czy jesteś sportowcem, miotlarzem z pasji, czy amatorem, miotła zdaje się być idealna dla Ciebie! Wygodna i zwrotna jak rasowy rumak prowadzi Cię przez pole testowe zapewniając wiatr we włosach i przyjemną adrenalinę, a Ty zdajesz się zastanawiać, czy wystarczy Ci zaskórniaków na ten model, gdy w końcu wyjdzie na rynek.
3- Pochylasz się nad trzonkiem, chcąc sprawdzić co to cacko potrafi i dać mu po witkach. Zbliżając się do maksymalnej prędkości zauważasz, że drewno coraz intensywniej wibruje między Twoimi nogami, a miotła nieco zbacza z kursu. Producenci zdecydowanie mają nad czym popracować!
4- Pędzisz jak poparzony, ale to bardzo dobrze! Dogadujesz się z miotłą jak z własnym bratem, a przyglądający się temu trener Nietoperzy z Bellycastle bierze Cię na rozmowę, chcąc zgarnąć Cię pod swoje skrzydła, lub jeśli jesteś amatorem, proponując rozwinąć Twój talent. Czyżby otwierała się przed Tobą szansa na sportową karierę?
5- Nie ma znaczenia, czy latasz od dziecka, czy może dopiero zaczynasz przygodę z miotlarstwem. Nimbus 2022 zdecydowanie nie jest dla Ciebie. Brakuje Ci do niego wyczucia, a w dodatku gubisz z prototypu pęczek witek.
6- Idzie Ci świetnie i najchętniej byś z tej miotły nie schodził. Problem jest tylko taki, że kolejna osoba w kolejce nieco się zdenerwowała czekając aż w końcu dasz szansę innym na wypróbowanie tego cacka. Obrywasz więc zaklęciem, które zrzuca Cię z miotły i lekko obija. Nie martw się, kilka "ojojań" i będzie po bólu!
Zawody Aingingein
Aingingein to Irlandzka gra, która w Anglii nie zdobyła aż takiej popularności, choć bywa rozgrywana na różnego rodzaju festynach. Polega na przebyciu drogi przez płonące beczki bez dna tak, by jak najmniej się poparzyć, a na końcu trzeba przerzucić przez ostatnią z nich kozi pęcherz. Choć weszliśmy w XXI wiek, wciąż nie zamieniono tej tradycyjnej "piłki" na bardziej nowoczesną i ekologiczną wersję.
Zasady:
Reguły gry są proste jak sok dyniowy. Rzucasz dwoma kośćmi k100 oraz jedną k6 i patrzysz na swój wynik. Trzy osoby z największą liczbą punktów mogą liczyć na nagrody (1 miejsce: -50% w wybranym sklepie miotlarskim + specjalna pasta do miotły (+2 do GM) , 2 miejsce: komplet nowych witek do miotły (+2 do GM) oraz "Nimbus: Od zapałki do sportowego czempiona" z autografami Angielskiej kadry narodowej, 3 miejsce: limitowany kask do quidditcha (+2 do GM) z własnym grawerem oraz breloczek złotego znicza.
K100:
Pierwsza kość jest Twoją prędkością bazową, do której możesz dodać 5 za każde 10pkt z GM w kuferku (nie więcej niż 30!).
Druga kość k100 wskazuje, jak idzie Ci przelot przez płonące beczki. Jeśli posiadasz cechę gibki jak lunaballa możesz dodać 5 do swojego wyniku. Jeśli zaś posiadasz cechę połamany gumochłon musisz spadasz na poziom niżej wylosowanej kostki:
<25 Jest tragicznie. Może wypiłeś za dużo piwa, albo po prostu to Twój pierwszy raz na miotle. Nieważny powód, ważne jest to, że parzysz się o każdą z sześciu beczek. Wylosuj, które miejsca na Twoim ciele ucierpiały. Zakręć 6 razy i jeśli jakieś miejsce trafi Ci się więcej niż 3 razy musisz napisać jednopostówkę w Mungu lub u innego uzdrowiciela, który wyleczy Twoje dotkliwe poparzenia. Odpadasz z zawodów, bez rzucania k6!
26- 40 Szału nie ma, ale przynajmniej magiczna karetka nie musi zwozić Cię z boiska! Parzysz się o 3 z 6 beczek w wylosowane miejsca. Ból nieco Ci doskwiera, ale dajesz radę ukończyć lot rzutem kozim pęcherzem. Tracisz jednak 20pkt bazowej prędkości!
41-65 Idzie Ci raczej przeciętnie. Większość beczek pokonujesz bez większego problemu, choć dwie z nich pieszczą Cię swoim ogniem w wylosowane miejsca. Tracisz 10pkt bazowej prędkości.
66- 85 Jest naprawdę dobrze! Co prawda otarłeś się o jedną z beczek i poparzyłeś w wylosowane miejsca, ale poza tym docierasz do celu bez większego problemu nie tracąc wcale prędkości. Ba, nawet przyspieszasz na ostatniej prostej. Dodaj sobie 10pkt do bazowej szybkości.
>86 Jesteś na miotle urodzony! Nie straszne Ci beczki, płomienie, prędkość i zakręty! Jak strzała docierasz z pęcherzem pod pachą do celu, gdzie będziesz mógł popisać się również swoją celnością! Dodaj sobie 20pkt do bazowej prędkości.
K6:
Ta kość wskazuje na celność rzutu kozim pęcherzem!:
1- Czy Ty się w ogóle starałeś, czy po prostu chciałeś się pozbyć koziego pęcherza spod pachy? Nie trafiasz w cel, przez co tracisz 10pkt.
2- Tak, wiem, to piwo na stoiskach jest pyszne, ale niestety nie pomaga w celności. Trafiasz co prawda w cel ale ledwo, a pęcherz odbija się od ścianek beczki. Dodaj sobie 5pkt za celność, bo za styl zdecydowanie nic Ci się nie należy!
3- Bycie ścigającym nie jest Twoim powołaniem, ale przynajmniej wiesz, że piłka idzie do dziurki. Pęcherz nieco wyślizguje Ci się z dłoni i wszystko dzieje się nieco na farcie, ale poza tym możesz dodać sobie do wyniku 10pkt!
4- Jest naprawdę poprawnie! Rzut przeciętny, ale celny. Dostajesz za niego dodatkowe 15pkt!
5- Zdecydowanie nie jest to Twoje pierwsze rzucanie piłką do dziury. Twój styl i oko przewyższają to, co pokazuje większość innych zawodników, za co zostajesz nagrodzony dwudziestoma punktami!
6- Jesteś chyba z kaflem (a raczej z kozim pęcherzem) urodzony! Bezbłędnie trafiasz w sam środek beczki i zgarniasz westchnienia podziwu ze strony obserwujących Cię gapiów. Przyznano Ci za ten popis aż 30pkt!
Kod:
<zgs> Zawody Aingingein </zgs> <zgs> K100 na prędkość: </zgs> <zgs> K100 na beczki: </zgs> <zgs> K6: </zgs> <zgs>Ostateczny wynik: Suma pierwszej k100 + modyfikatory z kostek, kuferka i cech eventowych</zgs>
Bez względu na to, czy zajmiesz miejsce na podium, czy nie, dostajesz maskotkę jako nagrodę za uczestnictwo. Wylosuj przy pomocy k6, co Ci się trafia!
Maskotka:
1 - Sroka z Montrose 2 - Nietoperz z Ballycastle 3 - Harpia z Holyhead 4 - Osa z Wimbourne 5 - Pustułka z Kenmare 6 - Jastrząb z Falmouth
I miejsce: William S. Fitzgerlad -> 174pkt. II miejsce: Julia Brooks ->160pkt. III miejsce: Joshua Walsh -> 110pkt.
Creaothceann
Tak, wszyscy wiemy, że ta gra do legalnych nie należy. Jednak z okazji tak pięknego święta opracowano bezpieczną wersję, którą dopuszczono do dzisiejszych obchodów.
Zasady:
Z leciutkimi kociołkami przywiązanymi do głowy łapiecie materiałowe piłeczki, stylizowane na kamienie. Oczywiście wygrywa ten, kto uzbiera ich najwięcej w określonym czasie!
Rzucacie dwoma kośćmi: literkąoraz k100 i patrzycie na swój wynik. Trzy osoby z największą liczbą punktów mogą liczyć na nagrody (1 miejsce: -50% w wybranym sklepie miotlarskim + specjalna pasta do miotły (+2 do GM) , 2 miejsce: komplet nowych witek do miotły (+2 do GM) oraz "Nimbus: Od zapałki do sportowego czempiona" z autografami Angielskiej kadry narodowej, 3 miejsce: limitowany kask do quidditcha (+2 do GM) z własnym grawerem oraz breloczek złotego znicza).
Literka:
Ta kość pokazuje, co Ci się wydarzy ogólnie podczas zawodów.
A,B - Balansowanie kociołka na głowie, latanie i wypatrywanie piłeczek wcale nie jest takie proste, prawda? Co chwila Twój kociołek przechyla się, a Ty gubisz piłeczki. Od ostatecznego wyniku odejmij 20!
C,D - Nie idzie Ci najlepiej. Co chwila na kogoś wpadasz, przez co oboje macie straty w złapanych piłeczkach. Oznacz drugiego gracza, który bierze udział w zawodach i obydwoje odejmijcie sobie 15 od ostatecznego wyniku.
E,F - Chyba za dzieciaka nosiłeś na głowie wodę ze studni, bo idzie Ci naprawdę wyśmienicie! Piłeczki wypatrujesz jak sokół, a łapiesz je jak magnes, aż kończysz z pełnym garem. Do ostatecznego wyniku dodaj sobie aż 30 punktów!
G,H - Niby nie jest wybitnie, ale zdecydowanie nie jest najgorzej! Kilka piłeczek spada szybciej, niż nadążasz je łapać, ale ostatecznie i tak uzbierałeś pokaźną ilość. Zdecydowanie jest to Twój dobry dzień! Dodajesz do ostatecznego wyniku 15pkt.
I,J - Jest mocno przeciętnie. Coś tam łapiesz, tyle samo Ci umyka, no na nikim wrażenia na pewno nie robisz. Plus jest taki, że przynajmniej nie kończysz z pustymi rękoma, ale prędkość działa na Twoją niekorzyść. Wiejący wiatr sponsoruje Ci lebetiusa. Polecamy wizytę u uzdrowiciela!
K100:
Ta kość determinuje, ile piłeczek znajduje się w Twoim garneczku na koniec zawodów. Jeśli masz cechę gibki jak lunaballa na start dodaj sobie 15 piłeczek, a jeśli natomiast jesteś połamanym gumochłonem odejmij 15 piłeczek.
Każdy biorący udział w zawodach losuje sobie przy pomocy k6 nagrodę za uczestnictwo.
Maskotka:
1 - Sroka z Montrose 2 - Nietoperz z Ballycastle 3 - Harpia z Holyhead 4 - Osa z Wimbourne 5 - Pustułka z Kenmare 6 - Jastrząb z Falmouth
Kod:
<zgs> Zawody Creaothceann </zgs> <zgs> Literka: </zgs> <zgs> K100: </zgs> <zgs>Ostateczny wynik: Suma modyfikatorów z kostek i cech eventowych</zgs>
I miejsce: Julia Brooks -> 109pkt. II miejsce: William S. Fitzgerlad -> 78pkt. III miejsce: Violetta Strauss -> 69pkt.
Jedzenie i Napoje
Oprócz miotlarskich klasyków i gier organizatorzy zadbali również o to, by nikt nie chodził głodny, czy spragniony. Postawiono stoiska, na których można zaopatrzyć się w różnego rodzaju przekąski i napoje.
Jedzenie:
- czekoladowe znicze
- piernikowe pałki
- marcepanowe miotły
- karmelowe kafle
Napoje:
- Dowolne magiczne piwo
- Big Ben
- Jad Kirlija
- Herbata imbirowa mątwa
- Sen memortka
- Drink "Tłuczek" czyli spirytus z sokiem z cytryny w proporcji 50/50, podawany na lodzie. Kwaśny, mocny i wali po głowie jak tłuczek, stąd też jego nazwa.
- Dyptamowy Smakosz
Upominki
Na wydarzeniu nie mogło zabraknąć niewielkich straganów, oferujących upominki dla każdego fana magicznego sportu. Każdy może zaopatrzyć się tu w fanty z logo swojej ulubionej drużyny, lub sprzęt, który akurat potrzebuje wymienić na nowy. Rozliczeń dokonuj w odpowiednim temacie.
Asortyment:
- Dowolna miotła brytyjska o 50 G taniej niż w spisie. - Limitowana edycja koszulek do Quidditcha (+1 do GM) - 40 G - Breloczek w kształcie dowolnego modelu miotły - 8 G - Breloczek z logo dowolnej drużyny Q - 10 G - Magiczne naszywki drużyn Quidditcha z całego świata - 20 G - Zestaw do pielęgnacji miotły - 20 G -Frotka treningowa (+1 do GM) - 50 G
Strefa V.I.P
W tym roku gwiazdami wydarzenia są Tajfuny z Tutshill. Za skromną opłatą 30g można zrobić sobie z nimi zdjęcia, przeprowadzić wywiad, czy poprosić o autograf na ulubionej parze bielizny. Jeśli jesteś dziennikarzem/fotografem lub pracujesz w mediach możesz dostać się do zawodników za darmo w ramach pracowniczej jednopostówki.
Niespodzianka:
By sprawdzić, czy masz farta rzuć literką:
A jak AKYSZ! - Zapłaciłeś za wejście, uszykowałeś zdjęcie do podpisu, a tu KLOPS! Drużyna widocznie właśnie jest w trakcie jakiegoś sporu i ochrona przegania Cię z namiotu. Lepiej się posłuchaj, chyba że lubisz szpitalne klimaty londyńskiej placówki.
B jak Bardzo nam miło - Tajfuny okazują się być kulturalnymi i przesympatycznymi ludźmi. Zagadują Cię i przez dłuższy czas prowadzicie rozmowę, która naturalnie kończy się zdjęciem, czy autografem na czymkolwiek sobie wymarzysz.
C jak Chyba nie taki był plan - Na pierwszy rzut oka wszystko wydaje się śmigać. Robicie sobie zdjęcie w objęciach, jak najlepsze ziomeczki, lecz po jakimś czasie zaczynasz zauważać na swoim ciele charakterystyczne plamy. Okazało się, że jeden z zawodników nieświadomie zaraził Cię kiełkującą w nim groszopryszczką. Przez najbliższy wątek musisz uwzględnić swoją chorobę lub napisać jednopostówkę na przynajmniej 2500 znaków, gdzie leczysz przypadłość.
D jak dumni aż zanadto - Okazuje się, że zawodnicy Tajfunów wcale nie są najlepszymi towarzyszami rozmowy. Cały czas nic tylko chwalą się swoimi osiągnięciami i w ogóle nie zwracają uwagi na to, co mówisz.
E jak Ekscytująca schadzka - Okazuje się, że wpadłeś jednemu z zawodników w oko. Oprócz zdjęcia i autografów dostajesz nawet zaproszenie na wieczornego drinka! Skorzystasz z takiej okazji? Jeśli masz ochotę skorzystać z zaproszenia zgłoś się do najbliższego Mistrza Gry po ingerencję związaną z tym wydarzeniem.
F jak farciarz roku - Rozmowa z drużyną kleiła się na tyle, a zawodnicy polubili Cię tak mocno, że postanowili podarować Ci rzadki upominek. Otrzymujesz od nich jedną z niewielu par rękawic do Quidditcha podpisaną przez legendarnego szukającego Plumptona! Po przedmiot zgłoś się w odpowiednim temacie.
G jak Gruba impreza - Trafiasz w sam środek popijawy. Sportowcy w końcu też ludzie i pić coś muszą. Problem jest jednak taki, że niektórzy z nich są już zdrowo nabzdryngoleni. Dorzuć k6 wynik nieparzysty oznacza, że pijany sportowiec postanowił Cię poobrażać i wywalić z namiotu, a wynik parzysty, to zaproszenie do wspólnego picia z Tajfunami.
H jak Histeria fana - Niby wszystko jest w porządku. Widzisz jak Tajfuny się do Ciebie uśmiechają i wokół panuje bardzo przyjazna atmosfera. Mimo wszystko nagle łapie Cię cholerna trema i ledwo jesteś w stanie cokolwiek z siebie wydusić, a dłonie trzęsą Ci się i pocą tak, że upuszczasz wszystko, co masz w rękach.
I jak Imitacja - Podchodzisz do zawodników, robisz sobie z nimi zdjęcie, rozmawiacie i nagle... Coś zdaje Ci się być nie tak. Przyglądasz się lepiej jednemu z Tajfunów i zdajesz sobie sprawę, że to wcale nie zawodnik drużyny, a ktoś cholernie do niego podobny. Widać ktoś był tu zbyt ważny, by osobiście pojawić się na spotkaniu z fanami.
J jak jagodowa przygoda - Tego to się chyba nie spodziewałeś. Po pogawędce z Tajfunami nie dość, że otrzymałeś to, na czym Ci zależało, to jeszcze zawodnicy dorzucili Ci butelkę jagodowego jabola. To się nazywa przyjemne z pożytecznym!
Uwaga! Wyniki konkurencji i rozdanie nagród odbędzie się 8 czerwca! Do tego momentu tabela wyników może ulegać zmianie.
______________________
Ostatnio zmieniony przez Mistrz Gry dnia Sro Cze 08 2022, 12:09, w całości zmieniany 12 razy
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
K100 na prędkość: 62 + 30 (pkt z GM) = 92 K100 na beczki: 58 + 5 (cecha) = 63 K6: 2 = +5 pkt do wyniku Ostateczny wynik: 92 + 63 + 5 = 160 maskotka:Sroczka z Montrose
Jak na zapaloną miotlarę przystało, była jedną z pierwszych osób na wydarzeniu zorganizowanym przez Departament Magicznych Gier i Sportów. Większość osób pomyślałaby raczej, że jest tu służbowo, w końcu była reprezentantką Anglii i zawodniczką Harpii, ale młoda Krukonka pojawiła się tu incognito. Zainspirowana mugolskimi filmami szpiegowskimi, włosy ciasno upięła i schowała pod czapką z daszkiem, a na zadarty nos nasunęła wielkie okulary przeciwsłoneczne. Teraz, z twarzy zupełnie podobna do nikogo, mogła się cieszyć atrakcjami zaserwowanymi im przez organizatorów. Banan nie schodził jej z twarzy, kiedy oglądała nowe modele mioteł, albo gdy obserwowała fanów miotlarstwa przelatujących przez beczki i ciskających pęcherzami. Była w swoim żywiole i czuła się jak małe dziecko wpuszczone do Miodowego Królestwa z sakiewką ciężką od galeonów. Krukonka grzecznie stanęła w kolejce do Aingingein. Kiedy przyszła jej pora, usiadła na miotłę i zatoczyła kilka drobnych kółeczek, aby lepiej się z nią zapoznać. Na komendę wystartowała. Jak jej poszło? Względnie dobrze. Przelatywanie przez beczki poszło jej całkiem sprawnie, podobnie jak rzucanie pęcherzem, choć więcej w tym było szczęścia niż umiejętności. Koniec końców najważniejsze było to, że bawiła się doskonale. Po odebraniu pamiątkowej maskotki Srok z Montrose, Krukonka zahaczyła jeszcze o stoisko z pamiątkami, na którym to, po dłuższych oględzinach towarów, zakupiła frotkę treningową. Dopiero teraz mogła ruszać na dalsze poszukiwania kolejnych atrakcji.
/zt
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Może i wiele razy zwodził i spierdalał sprawy, ale jakby nie było jeśli już coś obiecywał to robił wszystko, by obietnicy dotrzymać. Gdy więc tylko dowiedział się, że Ministerstwo Gier i Sportów urządza Dzień Quidditcha od razu skontaktował się z Darrenem i wyrwał go na Stadion Narodowy, by razem z krukonem oddać się rozrywce i rywalizacji, jakie ten dzień oferował. -Wiem, że mamy wolne, ale mam zamiar przetyrać się jak za starych, dobrych ślizgońskich czasów. Co Ty na to? - Wyszczerzył się, gdy już przywitania mieli za sobą, a pokazowy mecz otwierający event powoli dobiegał końca. -W sumie nigdy nie pytałem, komu kibicujesz w Lidze? - Zapytał z ciekawości, bo choć sam nigdy zawodowym quidditchem się nie interesował specjalnie, tak wiedział, że dyskusje na ten temat bywają naprawdę zacięte w szkolnych murach. Nie raz zresztą widział, jak ktoś trafiał do skrzydła szpitalnego, bo wywiązała się na tym tle bójka, która poszła o krok lub pięć za daleko. -Słyszałem, że mają prezentować nowego Nimbusa. Myślałem, że pokazali już wszystko na co stać te miotły. - Powiedział jeszcze, gdy tłum zawył w ramach wiwatu dla wyjątkowo zgrabnego uniku przed tłuczkiem, jaki zastosował jeden z śmigających po boisku zawodników. Jak wykuriwście brakowało mu tych meczowych emocji...
Nie było opcji, żeby takie święto jak dni Quidditcha miało ominąć uczniów Hogwartu tylko dlatego, że ograniczał ich szkolny regulamin. Kiedy tylko dowiedział się o obchodach tego wyjątkowego święta oraz o miejscu, w którym będzie ono organizowane, rozpoczął całkiem mozolny proces przekonywania dyrektor Wang, że to dobry pomysł. W końcu miała go chyba na tyle dość, że się zgodziła, choć podobno z jakiegoś powodu przeważyła dostawa świeżych kadzidełek do jej gabinetu. Podjął się niełatwego zadania odprowadzenia dzieciaków na miejsce, dopilnowania ich bezpieczeństwa i odstawienia do szkoły w jednym kawałku. Kiedy świstoklik razem z całą wycieczką wylądował na miejscu, Limier zebrał ich wszystkich w jedno miejsce, zupełnie jak przed każdą lekcją miotlarstwa. Wyraz twarzy również miał identyczny. — Cisza! — popatrzył groźnie naokoło i poczekał, aż cała uwaga bezsprzecznie skupi się na jego osobie. Dopiero potem kontynuował. — Daję Wam wolną rękę jeśli chodzi o korzystanie z atrakcji związanych z obchodami dnia Quidditcha. Macie bezwzględny zakaz wychodzenia poza teren imprezy i oddalania się w jakikolwiek inny sposób. Jeśli ktoś go złamie… — rzucę jegomościa dementorom na pożarcie — zaręczam, że będzie tego żałował nie tylko do końca tego, ale jeszcze w następnym semestrze. To mówiąc, dał im znak, że mogą się rozejść.
| od teraz uczniowie mogą pojawić się na obchodach święta, ale wszyscy muszą uznać, że przybyli tutaj i są pod stałą opieką profesora Limiera. Każde złamanie szkolnego regulaminu i poleceń Limiera będzie miało nieprzyjemne skutki.
Cieszył się, że Lea wróciła z Francji, mając mimo wszystko mieszane uczucia, gdy tylko myślał o tym, kto jeszcze tam był. Starał się jednak nie dopytywać siostry, czy panna Brandon planuje wrócić do Anglii. Wiedząc o lęku Victorii, sugerowałby jej, pozostanie we Francji, aby nie musiała mierzyć się z podtopieniami w okolicy Hogsmeade. Nie było to jednak coś, o czym chciał znów myśleć. Nie, teraz gdy razem z siostrą kierowali się na stadion narodowy Quidditcha. Nigdy nie był fanem miotlarstwa i w pewnym sensie znał tylko podstawy, a co za tym idzie, podejrzewał, że nie będzie mieć co robić w takcie obchodów tego dnia. Jednak Leighton to lubiła i chcąc spędzić z nią trochę czasu, nie miał zamiaru wybrzydzać. Był nawet gotów wypróbować jeden z prototypów, wierząc, że w razie problemu zdoła się w jakiś sposób poskładać w całość. Niestety, z powodu swojego właściwie rocznego zawieszenia w próżni, zawalił również zajęcia z uzdrawiania. Czekało go siedzenie nad podręcznikami, żeby w jakikolwiek sposób zaliczyć ostatnie egzaminy. Mimo wszystko nie miał ochoty powtarzać roku. - To, od czego zaczynamy? Idziemy zobaczyć, jak sobie poradzisz z konkurencjami, sprawdzamy te nowe modele mioteł, czy szukamy, czego można się napić? – zapytał siostrę, spoglądając na nią z lekkim uśmiechem. Tłum ludzi na stadionie nie powinien go dziwić, tak jak wiwatujące tłumy na widok jednej z drużyn, której właściwie nie rozpoznawał. Podwinął rękawy koszuli, gotów do wszystkiego, co tylko zarządzi Leighton, obiecując sobie, że nie będzie narzekał.
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Tłum nie był tym, za czym Christopher przepadał, ale w małżeństwie chodziło o to, by czasami sobie wzajemnie ustępować. Nie widział również nic złego w tym, żeby wybrać się z Joshem na obchody Dnia Qudditcha, choć wiedział, że będzie później potwornie zmęczony. Zapowiedział z góry, że kiedy wrócą do domu, zamierza położyć się na kanapie i absolutnie nic nie robić, czytając książki albo po prostu przykrywając się kocem i tkwiąc w błogim spokoju. Bez marudzenia nad głową, bez prób dalszego wyciągania go gdzieś poza dom. Znali się jednak z Joshem na tyle dobrze, by ten przyjął to bez najmniejszego słowa sprzeciwu - Christopher podejrzewał nawet, że kiedy on będzie drzemał zawinięty w koc jak w kokon, jego mąż będzie w tym czasie piekł jakieś ciasto albo szykował dla nich kolację, przy której będzie nieustannie wspominał każdy z ciekawszych momentów tego dnia. I wcale mu to nie przeszkadzało. Teraz jednak trzymał się blisko niego, nie czując się najlepiej pomiędzy innymi ludźmi, tymi atrakcjami, jakie tutaj oferowano, przypominając sobie również o tym, że mogli spotkać tutaj nie tylko studentów, ale i uczniów. Któryś z profesorów miał ich tutaj zabrać, by mogli wziąć udział w świętowaniu, przy okazji zapominając o tym wszystkim, co ostatnio się działo i nie było dla nich najprzyjemniejsze. Z pewnością mecz, czy spotkanie z idolami mogło być tym, co ich ucieszy, skoro nawet Josh sprawiał wrażenie, jakby był pięciolatkiem wprowadzonym do sklepu ze wszystkimi słodyczami świata, na co Chris aż uśmiechnął się pod nosem. O dziwo, to, co najlepiej kojarzył z tego, co ich otaczało, to Aingingein. Być może dlatego, że była spektakularna. A może dlatego, że był Irlandczykiem. Niezależnie od wszystkiego, pokręcił lekko głową, dostrzegając, że była to najwyraźniej konkurencja, która przyciągała chętnych, zaraz więc zwrócił na nią uwagę swojego męża. - Podejrzewam, że też zamierzasz się podpalić. Pytanie tylko: kiedy - stwierdził, orientując się, że zbliżali się do miejsca, gdzie demonstrowano nowe modele mioteł, o których w ogóle nie miał pojęcia i zapewne nie byłby w stanie powiedzieć, czym dokładnie różniły się od innych, które znajdowały się na rynku. Był jednak przekonany, że za chwilę coś na ten temat usłyszy i właściwie nawet się z tego powodu cieszył, ciekaw wszystkiego, co nowe i zaskakujące.
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Joshua Walsh
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : runa algiz za lewym uchem, obrączka z bladoróżowej muszli, bransoletki na lewym nadgarstku
Ich sposoby spędzania wolnego czasu zdecydowanie różniły się od siebie, ale nie wykluczały, co za każdym razem Josh odkrywał z równym zdumieniem i radością. Kiedy tylko usłyszał o Dniach Quidditcha, że nie odwołano ich wymawiając się sytuacją w kraju, nie potrafił nie próbować wyciągnąć męża. Owszem, mógł iść sam i szykował się na to, ale inaczej przeżywało się coś przyjemnego samemu, a inaczej z kimś dla siebie niezmiernie bliskim. Nic więc dziwnego, że idąc spokojnie pomiędzy tłumem, trzymał mocno za rękę męża, raz po raz zaciskając na nim palce, czując, jak ekscytacja jedynie w nim narasta. Joshua uśmiechał się od ucha do ucha, a jego oczy błyszczały szczęściem, jak u dziecka, ale nie przejmował się tym. Nic nie miało w tej chwili znaczenia poza tym, żeby nie zgubić Chrisa i móc skorzystać ze wszystkich atrakcji. - Możemy iść tam od razu… Nie, czekaj, chodźmy tu wpierw - odpowiedział, niemal od razu zmieniając zdanie, gdy tylko dostrzegł prototyp modelu Nimbus 2022. Zadrżał na samą myśl, że mógłby na niej choć przez chwilę latać. - Kit, proszę - powiedział cicho, składając krótki pocałunek na ustach męża, zapominając o tym, że są sami. Liczyła się teraz tylko dzielona radość i ekscytacja. - Nimbus 2022, miotła, którą próbowano dostosować do osób niewymiarowych, czyli w dużej mierze do wyższych osób, jak ja. Dopracowano układ witek i ogólną opływowość miotły, aby zwiększyć jej prędkość i producenci chwalą się, że prześciga nawet Błyskawicę. Jest po prostu cu-do-wna… Można wypróbować? - tłumaczył wszystko mężowi, podchodząc z nim bliżej, ostatnie słowa kierująć już do stojącego przy stanowisku pracownika, a uzyskawszy zgodę puścił męża, podchodząc do sportowej miotły. Niemal czuł jej drżenie pod palcami, jak u żywego organizmu i prawdę mówiąc, w kąciku jego oczu zakręciła się łezka wzruszenia na myśl, że ma możliwość przetestować prototyp. Wsiadł na miotłę i nie czekając na nich wystrzelił w powietrze, kreśląc w nim ósemkę, sprawdzając, czy rzeczywiście NImbus 2022 jest tak zwrotny, jak mówią. Nie miał jednak nic do zarzucenia miotle, na której zdecydowanie dłużej latał niż powinien, z przyjemnością zwisając głową w dół, aż nie został przywołany przez pracownika. Oddał Nimbusa z wyraźnym zakłopotaniem, przepraszając, że zapomniał się i latał zbyt długo, po czym wrócił do męża obejmując go ramieniem, przykładając czoło do jego skroni. - Wiem, że mam miotłę, ale jak tylko wyjdzie na rynek… Pragnę jej… Jest po prostu idealna dla mnie! Odpowiednio długa, zwrotna, siedzi się wygodnie… Chris… - mówił cicho, nie kryjąc swojej ekscytacji, która mogła konkurować jedynie z tą, jaką czuł, gdy byli sami w swoim domu.
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Naprawdę nie wiedziała czemu właściwie dała się wyciągnąć na całe to święto Quidditcha. Jasne był to sport, który uwielbiała, ale w swoim obecnym stanie naprawdę nie miała ochoty na to, by wychodzić z mieszkania częściej niż to było konieczne, ale oczywiście musiała się znaleźć taka Brooks, która stwierdziła, że był to wspaniały pomysł. I weź tu takiej odmów skoro dziewczyna miała tyle tyle energii, że człowiek nie miał siły z nią dyskutować. Po prostu poddała się i pozwoliła się zaciągnąć na stadion, gdzie odbywały się obchody dnia. Oczywiście jak zwykle miała na sobie jakąś niewyróżniającą się szczególnie bluzę z logo Srok z Montrose, która była nadzwyczaj ciepła. Wszystko przez to, że z powodu osłabienia było jej niemal cały czas zimno. Zapewne w dotyku też była zimna jak lód i niektórzy pewnie zastanawialiby się czy przypadkiem nie jest wampirem, który przybył, aby wyssać krew ze sportowych kibiców, którzy chcieli się dobrze zabawić. - Okej, jesteśmy tu. Więc jaki ma pani plan, panno Brooks? - spytała, kierując spojrzenie ciemnych oczu na swoją towarzyszkę, która zapewne miała jakiś plan i to kurwa sprytny. Normalnie pewnie sama zaproponowałaby wypad po drinka w pierwszej kolejności, ale biorąc pod uwagę to w jakim stanie znajdował się jej organizm nieco obawiała się pić. Wiedziała, że alkohol raz dwa ją znokautuje, a tego raczej wolała uniknąć jeśli tylko mogła. Choć niewykluczone, że może sięgnie po jakiegoś jednego tak na próbę, żeby zobaczyć jak właściwie będzie się po nim czuła. Najwyżej Julia będzie musiała ją odeskortować do mieszkania.
Quidditch nie był jej ogromnym zainteresowaniem, ale wydarzenia kulturalne już jak najbardziej. I nie chodziło tutaj o standardową perspektywę Swansea, a raczej czysty zysk, jaki mógł się z nimi wiązać. Tam, gdzie coś się dzieje, pojawiają się ludzie. Znani ludzie. Tam, gdzie z kolei można znaleźć znanych ludzi, z pewnością napatoczą się też fotografowie. Miała genialny plan znaleźć się w co najmniej kilku kadrach, licząc, że ktoś zauważy ją w jakiejś gazecie. Nawet jeśli nie miało to przynieść bezpośredniego zarobku, to na pewno nie zaszkodzi. Zresztą świat już nie raz usłyszał o pełnych uroku dziewczynach, które kradły oko obiektywu i na dłuższy czas budziły w ludziach emocje. Nawet nie próbowała ukrywać, że chętnie zostałaby jedną z nich. To dlatego mimo sportowego charakteru imprezy nie zamierzała zakładać na siebie dresów i swetra (choć w gruncie rzeczy to tak czy inaczej nie był jej styl), a zamiast tego wybrała krótką spódniczkę i obcisłą bluzkę, zakrytą skórzaną kurtką. — Jestem zawiedziona, że nie będzie żadnych wyścigów. — Oznajmiła bratu po szybkim zapoznaniu się z planem imprezy wypisanym na jednej z wielu ulotek. Organizatorzy w tym roku przewidzieli same zabawy, które mogą z łatwością rozwalić twarze, a tego zawsze starała się unikać. W miotlarstwie tak naprawdę najbardziej lubiła prędkość i sam fakt latania, gra była tylko zbędnym dodatkiem. I tak nie miała drużynowego ducha i nie potrafiła zbyt dobrze współpracować. — Napić — odpowiedziała od razu, kiedy padła ta propozycja i stanęła na palcach, aby dostrzec jakieś stanowisko z napojami. — Błagam, niech tu będzie jakiś alkohol. Ooo! Tłuczek brzmi dobrze. Dwa tłuczki poprosimy! — Nawet nie pytała brata o zdanie, ani tym bardziej nie zastanawiała się nad składem, ani nawet nad nazwą, tak zupełnie szczerze mówiąc. Nagrodziła barmana uśmiechem i wręczyła szklankę Larkinowi, przy okazji poprawiając kołnierzyk jego koszuli. — Jaki ty jesteś dzisiaj ładny, nono. Zamierzasz podbijać do jakiejś zawodniczki? Pewnie jest ich tutaj zatrzęsienie — poruszyła znacząco brwiami i zachichotała, a potem napiła się łyka drinka i omal nie wypluła go prosto na brata. Cudem przełknęła palący smak spirytusu.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
- Brzmi dobrze - odpowiedział Solbergowi Krukon, przygładzając nieco marynarkę i poprawiając ciemne okulary na swym nosie - Trzymaj, jest ustawiony na piątą nad ranem. Tylko nie zapomnij wyrzucić jakbyś dał radę jednak dotrzeć do wyra, to świstoklik do Priory - dodał, dając Solbergowi kapsel z majowej edycji piwa kremowego. Jeśli zebrało się dziesięć, to można je wymienić na kopię złotego znicza z finału mistrzostw świata roku '94 - pod sufitem w holu Exham latały już takie trzy. - Ech - żachnął się Shaw, zerkając na logo Tajfunów na plakacie - Tym ciamajdom z Tutshill - dodał mimo wszystko, łapiąc w locie jedną z marcepanowych miotełek i zapijając ją od razu czymś żółto-przezroczystym - okazało się to być jednak błędem, gdyż Krukon cały poczerwieniał i prawie wypluł płuca gdy kaszlał po spróbowaniu tego specyfiku - "Tłuczek"? Co to kurwa jest, czysty... ghh... spirytus? - wysapał, próbując nabrać powietrza i próbując powstrzymać łzy napływające mu do oczu. Mimo wszystko, bezpieczniej chyba było zacząć od zwykłego, magicznego piwa.
Wciąż czuła się nieco dziwnie, zupełnie, jakby została wyrwana z miejsca, w którym zdążyła się zakorzenić, ale nie uważała żeby miało to być coś naprawdę stałego. Ostatecznie nie, zakochała się we Francji na tyle mocno, żeby chcieć się tam przenieść, jej miejsce było tutaj i nie zamierzała zmieniać go w najbliższym czasie. Nawet jeśli działy się dziwne rzeczy, nawet jeśli już zdążyła w nie wpaść, to mimo wszystko nie zamierzała od nich uciekać. Na razie jednak nie zamierzała o tym wszystkim myśleć, próbując mimo wszystko cieszyć się obchodami dnia qudditcha, które ściągnęły na stadion całą masę ludzi, powodując, że dookoła niej panował nieznośny wręcz zgiełk. Nie zwracała na to jednak zbyt wielkiej uwagi, spacerując spokojnie z dłońmi wsuniętymi w kieszenie jasnych, luźnych spodni, rozglądając się za kimś znajomym, do kogo mogłaby podejść. Uśmiechnęła się lekko, gdy w końcu wypatrzyła Violę - jej obecność tutaj była nieco dziwna i może niepokojąca, biorąc pod uwagę to, co się z nią działo, ale być może ona również po prostu próbowała odpocząć - i Julię, do których skierowała się, podwijając rękawy miękkiej, niemalże dresowej marynarki, pod którą miała założoną białą koszulę. Niezależnie od wszystkiego, nie mogła pozwolić sobie na to, żeby wyglądać byle jak, to po prostu zupełnie do niej nie pasowało i nie obchodziło jej nawet to, że w takim stroju będzie zmuszona latać na miotle, skoro zamierzała brać udział w proponowanych konkurencjach. - Zgaduję, że zakłada napicie się czegoś, a później sprawdzenie, kto jest lepszym graczem - odezwała się, uśmiechając się lekko, zatrzymując się przy dziewczynach, mierząc uważnym wejrzeniem Violę, po czym zerknęła na jej towarzyszkę, by przywitać się z nimi nieco bardziej poprawnie.
C. szczególne : Mańkut, Rude włosy, centymetrowa blizna na udzie w kształcie smoka. Na policzkach i nosie ma piegi, które według rodzeństwa dodają mu uroku. Amulet Uroborosa zawsze na szyji +1 ONMS
Krawczyk był wielkim fanem quidditcha,(zwłaszcza że siostra w drużynie) nigdy też jednak nie zaprzeczał, że czas spędzony na stadionie zwłaszcza trybuny może być czasem wyjątkowym. Ze szkolnych rozgrywek opuszczał każdy mecz, również czasem zdarzyło chłopakowi pojawić się na meczu swego domu. Wiktor wtedy zazwyczaj pod pachą miał książkę i obserwował sponad pisanej listy ziół czy zwierząt, których właściwości musiał się akurat nauczyć. Teraz jednak były Dni Quidditcha, gdy więc reakcją łańcuchową dotarła do niego plotka, jakoby jakiś nauczyciel postanowił zabrać młodszych uczniów właśnie pod opiekę. Puchon szybko się na zgodził zwłaszcza że organizowali pokazowy mecz Tajfunów z Tutshill, otwarty dla kibiców, wszystkie książki rzucił w kąt i po owej plotki potwierdzeniu- wyznaczonego dnia pojawił się w grupie czarodziejów i uczniów młodszych zmierzających na różne atrakcje i trybuny. Rudzielec po drodze trafił na jedną z ciekawych atrakcji a co szkodzi spróbować. Po czym tak zaopatrzony w kociołek na głowie ale śmiesznie w tym pewnie wyglądam, nie za bardzo chyba Wiktorowi wychodziło zwłaszcza balansowanie z kociołka na głowie, latanie i wypatrywanie piłeczek to nie jest takie proste, prawda? Zwłaszcza jak się kociołek co chwila przechyla zbierając piłeczki które Krawczyk po jakimś czasie gubi je w dużej ilości. (20) Następnie po szedł dalej szukać kolejnych atrakcji ale bez miotły tak tak ...Dni Quidditcha a Wiktor do dziś pamięta uraz jak spadł. Dlatego stanowczo woli oglądać niż być zawodnikiem.
z/t
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Jedyną rzeczą równie trwałą, co grzywka Krukonki, był upór, z jakim starała się osiągnąć cel. Tak więc gdy jej celem było zabranie mrukliwej przyjaciółki na obchody Dnia Quidditcha, to męczyła ją ta długo, aż Violka w końcu wspaniałomyślnie się zgodziła, zapewne tylko dlatego, żeby Brooks dała jej święty spokój. Czy przeszkadzało to Julce w czymkolwiek? W żadnym wypadku! W przeciwieństwie do swojej towarzyszki, promieniała, kuśtykając z wysiłkiem od stoiska do stoiska i ciągnąc za sobą Strauss.
Plan Brooks faktycznie był kurwa sprytny. Nie mówiła tego jeszcze Violce, ale była tu już wcześniej, tak więc miała okazję zapoznać się z atrakcjami przygotowanymi przez organizatorów. Inna sprawa, że nie zdążyła odwiedzić ich wszystkich. Zamierzała to zmienić, a przy okazji wywołać uśmiech na kwaśnym Straussowym licu.
- Na pewno MUSIMY zobaczyć stoisko Nimbu…
Nie skończyła, bo ktoś im przerwał. Julka najpierw zmarszczyła brwi, starając się rozpoznać osobę w sportowej marynarce, a kiedy już ta sztuka jej się powiodła, oczy rozszerzyły się jej jak skrzatowi na widok skarpetki. W żadnym wypadku nie spodziewała się spotkać tu Brandonówny, jako iż sądziła, że ta wciąż jest we Francji.
- Brandon! – rzuciła radośnie, rozkładając przy tym ręce i zamykając blondynkę w niedźwiedzim uścisku. – Zapomnijmy o Nimbusie. Pomysł Vicky podoba mi się dużo bardziej. Na węża Salazara, nie wiedziałam, że wróciłaś!