Miejsce, w którym rozgrywają się najważniejsze mecze Quidditcha. To tutaj narodowa reprezentacja Anglii walczy z przeciwnikami o tytuł mistrza, to tu kluby próbują pokonać przeciwników z najdalszych zakątków świata. Każdy gracz, który miał okazję stanąć do meczu na tym stadionie, cieszy się niezwykłym prestiżem. Nie dziwne więc, że młodzi czarodzieje tęsknie spoglądając z trybun, wyobrażają sobie, iż za parę lat będą tu występować. Niestety udaje się to tylko najlepszym.
Dzień Quidditcha:
Dzień Quidditcha
Dwudziesty czwarty maja to dzień ogromnej frajdy dla wielu młodych czarodziejów, ponieważ na stadionach narodowych w każdym kraju można spotkać swoich idoli, a nawet z nimi zagrać. Departament Magicznych Gier i Zabaw po dogadaniu się z drużynami i główną reprezentacją swojego kraju organizuje wraz z nimi mnóstwo miotlarskich konkurencji, wywiadów i zabaw. Czasem nawet na koniec dnia odbywa się mecz między najlepszymi zawodnikami, a cały dochód z tego przedsięwzięcia jest przekazywany na cele charytatywne (70%) i organizację kolejnych (30%). W tym roku imprezę rozpoczyna pokazowy mecz Tajfunów z Tutshill, którego zawodnicy przez cały event będą dostępni dla zainteresowanych w strefie V.I.P.
Wystawa nowych modeli i tester mioteł
Dzień Quidditcha zawsze był idealną okazją dla firm, by zaprezentować to, nad czym obecnie pracują. W tym roku aż dwie miotły doczekały się swoich prezentacji, choć żadna z nich nie jest jeszcze oficjalnie wypuszczona do sprzedaży. Producenci liczą, że dzięki pomocy osób, które odważą się przetestować dziś ich najnowsze wynalazki, będą w stanie pozbyć się ostatnich błędów nim wypuszczą modele na rynek.
Błękitny bojler:
Ulepszona wersja Błękitnej Butli - rodzinnej miotły, która stawia przede wszystkim na wygodę i bezpieczeństwo. Bojler został wyposażony nie tylko w dodatkowe czujki, ale też zwiększono o jedno liczbę siedzisk. Niestety przez to straciła nieco na zwrotności i prędkości. Czego jednak nie robi się dla bezpieczeństwa bombelków!
Test Bojlera:
Jeśli zdecydujesz się przetestować ten model rzuć kością k6, by zobaczyć, co Cię czeka!
1- Miotła wydaje się być bez wad, przynajmniej dopóki z niej nie zsiądziesz z ogromnymi odparzeniami na wewnętrznej stronie ud.
2- Lecisz i lecisz na testerze, ale co chwila czujesz pewne opory ze strony miotły, zupełnie jakby nie chciała współpracować. Co przyspieszasz, ona ogranicza Cię, zwalniając do tempa przeciętnego pieszego.
3- Wszystko zdaje się śmigać bez zarzutów. Prędkość i zwrotność oczywiście odbiega od mioteł sportowych, ale czego się spodziewałeś po rodzinnym transporcie?
4- Nie jest za dobrze. Co chwile czujesz jakieś turbulencje, a miotła podskakuje jak byczek na rodeo. W końcu zrzuca Cię z siebie i lądujesz na glebie. Nawet nie zauważasz, że z kieszeni wypada Ci 20 galeonów. Zgłoś stratę w odpowiednim temacie.
5- Coś się zdecydowanie odwaliło. System czujek może i jest bezpieczny, ale nie, gdy odpala się bez powodu! Alarm jest na tyle męczący i głośny, że przez następne 2 posty dzwoni Ci w uszach, a producenci muszą zamknąć tester na pół godziny, by doprowadzić miotłę do porządku.
6- Śmigasz jak urodzona głowa rodziny, próbująca dowieźć rodzinkę na wakacje. Miotła wydaje się słuchać Ciebie bez zarzutu. Jest tylko jeden malutki problem - nawet nie zauważasz, jak w samozachwycie nad tym modelem gubisz jedno z "dzieci", które leci z Tobą.
Nimbus 2022:
Sportowi wymiatacze rynku nie spoczęli na laurach i znów pracują nad udoskonaleniem klasyki, która od pokoleń zachwyca fanów quidditcha. Nimbus 2022 reklamuje się prędkością lepszą niż najlepsza błyskawica i zwiększeniem zwrotności nawet dla osób "niewymiarowych". Wsiądź na tester i sprawdź sam, czy nie są to przypadkiem tylko czcze obietnice!
Test Nimbusa:
Rzuć kostką k6, by sprawdzić, jak lata Ci się na tym prototypie!
1- Nie idzie Ci najlepiej. Już osiągając połowę maksymalnej prędkości widzisz, że coś jest nie tak. Miotła zdaje się Ciebie nie słuchać i choć mknie jak szalona, praktycznie nie masz nad nią kontroli. Dorzuć kostkę k6, jeśli otrzymasz wynik parzysty - tracisz kontrolę i przywalasz w najbliższą ścianę, obijając sobie kilka kości.
2- Nieważne, czy jesteś sportowcem, miotlarzem z pasji, czy amatorem, miotła zdaje się być idealna dla Ciebie! Wygodna i zwrotna jak rasowy rumak prowadzi Cię przez pole testowe zapewniając wiatr we włosach i przyjemną adrenalinę, a Ty zdajesz się zastanawiać, czy wystarczy Ci zaskórniaków na ten model, gdy w końcu wyjdzie na rynek.
3- Pochylasz się nad trzonkiem, chcąc sprawdzić co to cacko potrafi i dać mu po witkach. Zbliżając się do maksymalnej prędkości zauważasz, że drewno coraz intensywniej wibruje między Twoimi nogami, a miotła nieco zbacza z kursu. Producenci zdecydowanie mają nad czym popracować!
4- Pędzisz jak poparzony, ale to bardzo dobrze! Dogadujesz się z miotłą jak z własnym bratem, a przyglądający się temu trener Nietoperzy z Bellycastle bierze Cię na rozmowę, chcąc zgarnąć Cię pod swoje skrzydła, lub jeśli jesteś amatorem, proponując rozwinąć Twój talent. Czyżby otwierała się przed Tobą szansa na sportową karierę?
5- Nie ma znaczenia, czy latasz od dziecka, czy może dopiero zaczynasz przygodę z miotlarstwem. Nimbus 2022 zdecydowanie nie jest dla Ciebie. Brakuje Ci do niego wyczucia, a w dodatku gubisz z prototypu pęczek witek.
6- Idzie Ci świetnie i najchętniej byś z tej miotły nie schodził. Problem jest tylko taki, że kolejna osoba w kolejce nieco się zdenerwowała czekając aż w końcu dasz szansę innym na wypróbowanie tego cacka. Obrywasz więc zaklęciem, które zrzuca Cię z miotły i lekko obija. Nie martw się, kilka "ojojań" i będzie po bólu!
Zawody Aingingein
Aingingein to Irlandzka gra, która w Anglii nie zdobyła aż takiej popularności, choć bywa rozgrywana na różnego rodzaju festynach. Polega na przebyciu drogi przez płonące beczki bez dna tak, by jak najmniej się poparzyć, a na końcu trzeba przerzucić przez ostatnią z nich kozi pęcherz. Choć weszliśmy w XXI wiek, wciąż nie zamieniono tej tradycyjnej "piłki" na bardziej nowoczesną i ekologiczną wersję.
Zasady:
Reguły gry są proste jak sok dyniowy. Rzucasz dwoma kośćmi k100 oraz jedną k6 i patrzysz na swój wynik. Trzy osoby z największą liczbą punktów mogą liczyć na nagrody (1 miejsce: -50% w wybranym sklepie miotlarskim + specjalna pasta do miotły (+2 do GM) , 2 miejsce: komplet nowych witek do miotły (+2 do GM) oraz "Nimbus: Od zapałki do sportowego czempiona" z autografami Angielskiej kadry narodowej, 3 miejsce: limitowany kask do quidditcha (+2 do GM) z własnym grawerem oraz breloczek złotego znicza.
K100:
Pierwsza kość jest Twoją prędkością bazową, do której możesz dodać 5 za każde 10pkt z GM w kuferku (nie więcej niż 30!).
Druga kość k100 wskazuje, jak idzie Ci przelot przez płonące beczki. Jeśli posiadasz cechę gibki jak lunaballa możesz dodać 5 do swojego wyniku. Jeśli zaś posiadasz cechę połamany gumochłon musisz spadasz na poziom niżej wylosowanej kostki:
<25 Jest tragicznie. Może wypiłeś za dużo piwa, albo po prostu to Twój pierwszy raz na miotle. Nieważny powód, ważne jest to, że parzysz się o każdą z sześciu beczek. Wylosuj, które miejsca na Twoim ciele ucierpiały. Zakręć 6 razy i jeśli jakieś miejsce trafi Ci się więcej niż 3 razy musisz napisać jednopostówkę w Mungu lub u innego uzdrowiciela, który wyleczy Twoje dotkliwe poparzenia. Odpadasz z zawodów, bez rzucania k6!
26- 40 Szału nie ma, ale przynajmniej magiczna karetka nie musi zwozić Cię z boiska! Parzysz się o 3 z 6 beczek w wylosowane miejsca. Ból nieco Ci doskwiera, ale dajesz radę ukończyć lot rzutem kozim pęcherzem. Tracisz jednak 20pkt bazowej prędkości!
41-65 Idzie Ci raczej przeciętnie. Większość beczek pokonujesz bez większego problemu, choć dwie z nich pieszczą Cię swoim ogniem url=https://www.czarodzieje.org/t19816-kolo-tluczkowej-zaglady]w wylosowane miejsca.[/url] Tracisz 10pkt bazowej prędkości.
66- 85 Jest naprawdę dobrze! Co prawda otarłeś się o jedną z beczek i poparzyłeś url=https://www.czarodzieje.org/t19816-kolo-tluczkowej-zaglady]w wylosowane miejsca[/url], ale poza tym docierasz do celu bez większego problemu nie tracąc wcale prędkości. Ba, nawet przyspieszasz na ostatniej prostej. Dodaj sobie 10pkt do bazowej szybkości.
>86 Jesteś na miotle urodzony! Nie straszne Ci beczki, płomienie, prędkość i zakręty! Jak strzała docierasz z pęcherzem pod pachą do celu, gdzie będziesz mógł popisać się również swoją celnością! Dodaj sobie 20pkt do bazowej prędkości.
K6:
Ta kość wskazuje na celność rzutu kozim pęcherzem!:
1- Czy Ty się w ogóle starałeś, czy po prostu chciałeś się pozbyć koziego pęcherza spod pachy? Nie trafiasz w cel, przez co tracisz 10pkt.
2- Tak, wiem, to piwo na stoiskach jest pyszne, ale niestety nie pomaga w celności. Trafiasz co prawda w cel ale ledwo, a pęcherz odbija się od ścianek beczki. Dodaj sobie 5pkt za celność, bo za styl zdecydowanie nic Ci się nie należy!
3- Bycie ścigającym nie jest Twoim powołaniem, ale przynajmniej wiesz, że piłka idzie do dziurki. Pęcherz nieco wyślizguje Ci się z dłoni i wszystko dzieje się nieco na farcie, ale poza tym możesz dodać sobie do wyniku 10pkt!
4- Jest naprawdę poprawnie! Rzut przeciętny, ale celny. Dostajesz za niego dodatkowe 15pkt!
5- Zdecydowanie nie jest to Twoje pierwsze rzucanie piłką do dziury. Twój styl i oko przewyższają to, co pokazuje większość innych zawodników, za co zostajesz nagrodzony dwudziestoma punktami!
6- Jesteś chyba z kaflem (a raczej z kozim pęcherzem) urodzony! Bezbłędnie trafiasz w sam środek beczki i zgarniasz westchnienia podziwu ze strony obserwujących Cię gapiów. Przyznano Ci za ten popis aż 30pkt!
Kod:
<zgs> Zawody Aingingein </zgs> <zgs> K100 na prędkość: </zgs> <zgs> K100 na beczki: </zgs> <zgs> K6: </zgs> <zgs>Ostateczny wynik: Suma pierwszej k100 + modyfikatory z kostek, kuferka i cech eventowych</zgs>
Bez względu na to, czy zajmiesz miejsce na podium, czy nie, dostajesz maskotkę jako nagrodę za uczestnictwo. Wylosuj przy pomocy k6, co Ci się trafia!
Maskotka:
1 - Sroka z Montrose 2 - Nietoperz z Ballycastle 3 - Harpia z Holyhead 4 - Osa z Wimbourne 5 - Pustułka z Kenmare 6 - Jastrząb z Falmouth
I miejsce: Julia Brooks - 160pkt. II miejsce: III miejsce:
Creaothceann
Tak, wszyscy wiemy, że ta gra do legalnych nie należy. Jednak z okazji tak pięknego święta opracowano bezpieczną wersję, którą dopuszczono do dzisiejszych obchodów.
Zasady:
Z leciutkimi kociołkami przywiązanymi do głowy łapiecie materiałowe piłeczki, stylizowane na kamienie. Oczywiście wygrywa ten, kto uzbiera ich najwięcej w określonym czasie!
Rzucacie dwoma kośćmi: literkąoraz k100 i patrzycie na swój wynik. Trzy osoby z największą liczbą punktów mogą liczyć na nagrody (1 miejsce: -50% w wybranym sklepie miotlarskim + specjalna pasta do miotły (+2 do GM) , 2 miejsce: komplet nowych witek do miotły (+2 do GM) oraz "Nimbus: Od zapałki do sportowego czempiona" z autografami Angielskiej kadry narodowej, 3 miejsce: limitowany kask do quidditcha (+2 do GM) z własnym grawerem oraz breloczek złotego znicza).
Literka:
Ta kość pokazuje, co Ci się wydarzy ogólnie podczas zawodów.
A,B - Balansowanie kociołka na głowie, latanie i wypatrywanie piłeczek wcale nie jest takie proste, prawda? Co chwila Twój kociołek przechyla się, a Ty gubisz piłeczki. Od ostatecznego wyniku odejmij 20!
C,D - Nie idzie Ci najlepiej. Co chwila na kogoś wpadasz, przez co oboje macie straty w złapanych piłeczkach. Oznacz drugiego gracza, który bierze udział w zawodach i obydwoje odejmijcie sobie 15 od ostatecznego wyniku.
E,F - Chyba za dzieciaka nosiłeś na głowie wodę ze studni, bo idzie Ci naprawdę wyśmienicie! Piłeczki wypatrujesz jak sokół, a łapiesz je jak magnes, aż kończysz z pełnym garem. Do ostatecznego wyniku dodaj sobie aż 30 punktów!
G,H - Niby nie jest wybitnie, ale zdecydowanie nie jest najgorzej! Kilka piłeczek spada szybciej, niż nadążasz je łapać, ale ostatecznie i tak uzbierałeś pokaźną ilość. Zdecydowanie jest to Twój dobry dzień! Dodajesz do ostatecznego wyniku 15pkt.
I,J - Jest mocno przeciętnie. Coś tam łapiesz, tyle samo Ci umyka, no na nikim wrażenia na pewno nie robisz. Plus jest taki, że przynajmniej nie kończysz z pustymi rękoma, ale prędkość działa na Twoją niekorzyść. Wiejący wiatr sponsoruje Ci lebetiusa. Polecamy wizytę u uzdrowiciela!
K100:
Ta kość determinuje, ile piłeczek znajduje się w Twoim garneczku na koniec zawodów. Jeśli masz cechę gibki jak lunaballa na start dodaj sobie 15 piłeczek, a jeśli natomiast jesteś połamanym gumochłonem odejmij 15 piłeczek.
Każdy biorący udział w zawodach losuje sobie przy pomocy k6 nagrodę za uczestnictwo.
Maskotka:
1 - Sroka z Montrose 2 - Nietoperz z Ballycastle 3 - Harpia z Holyhead 4 - Osa z Wimbourne 5 - Pustułka z Kenmare 6 - Jastrząb z Falmouth
Kod:
<zgs> Zawody Creaothceann </zgs> <zgs> Literka: </zgs> <zgs> K100: </zgs> <zgs>Ostateczny wynik: Suma modyfikatorów z kostek i cech eventowych</zgs>
I miejsce: II miejsce: III miejsce:
Jedzenie i Napoje
Oprócz miotlarskich klasyków i gier organizatorzy zadbali również o to, by nikt nie chodził głodny, czy spragniony. Postawiono stoiska, na których można zaopatrzyć się w różnego rodzaju przekąski i napoje.
Jedzenie:
- czekoladowe znicze
- piernikowe pałki
- marcepanowe miotły
- karmelowe kafle
Napoje:
- Dowolne magiczne piwo
- Big Ben
- Jad Kirlija
- Herbata imbirowa mątwa
- Sen memortka
- Drink "Tłuczek" czyli spirytus z sokiem z cytryny w proporcji 50/50, podawany na lodzie. Kwaśny, mocny i wali po głowie jak tłuczek, stąd też jego nazwa.
- Dyptamowy Smakosz
Upominki
Na wydarzeniu nie mogło zabraknąć niewielkich straganów, oferujących upominki dla każdego fana magicznego sportu. Każdy może zaopatrzyć się tu w fanty z logo swojej ulubionej drużyny, lub sprzęt, który akurat potrzebuje wymienić na nowy. Rozliczeń dokonuj w odpowiednim temacie.
Asortyment:
- Dowolna miotła brytyjska o 50 G taniej niż w spisie. - Limitowana edycja koszulek do Quidditcha (+1 do GM) - 40 G - Bryloczek w kształcie dowolnego modelu miotły - 8 G - Bryloczek z logo dowolnej drużyny Q - 10 G - Magiczne naszywki drużyn Quidditcha z całego świata - 20 G - Zestaw do pielęgnacji miotły - 20 G -Frotka treningowa (+1 do GM) - 50 G
Strefa V.I.P
W tym roku gwiazdami wydarzenia są Tajfuny z Tutshill. Za skromną opłatą 30g można zrobić sobie z nimi zdjęcia, przeprowadzić wywiad, czy poprosić o autograf na ulubionej parze bielizny. Jeśli jesteś dziennikarzem/fotografem lub pracujesz w mediach możesz dostać się do zawodników za darmo w ramach pracowniczej jednopostówki.
Niespodzianka:
By sprawdzić, czy masz farta rzuć literką:
A jak AKYSZ! - Zapłaciłeś za wejście, uszykowałeś zdjęcie do podpisu, a tu KLOPS! Drużyna widocznie właśnie jest w trakcie jakiegoś sporu i ochrona przegania Cię z namiotu. Lepiej się posłuchaj, chyba że lubisz szpitalne klimaty londyńskiej placówki.
B jak Bardzo nam miło - Tajfuny okazują się być kulturalnymi i przesympatycznymi ludźmi. Zagadują Cię i przez dłuższy czas prowadzicie rozmowę, która naturalnie kończy się zdjęciem, czy autografem na czymkolwiek sobie wymarzysz.
C jak Chyba nie taki był plan - Na pierwszy rzut oka wszystko wydaje się śmigać. Robicie sobie zdjęcie w objęciach, jak najlepsze ziomeczki, lecz po jakimś czasie zaczynasz zauważać na swoim ciele charakterystyczne plamy. Okazało się, że jeden z zawodników nieświadomie zaraził Cię kiełkującą w nim groszopryszczką. Przez najbliższy wątek musisz uwzględnić swoją chorobę lub napisać jednopostówkę na przynajmniej 2500 znaków, gdzie leczysz przypadłość.
D jak dumni aż zanadto - Okazuje się, że zawodnicy Tajfunów wcale nie są najlepszymi towarzyszami rozmowy. Cały czas nic tylko chwalą się swoimi osiągnięciami i w ogóle nie zwracają uwagi na to, co mówisz.
E jak Ekscytująca schadzka - Okazuje się, że wpadłeś jednemu z zawodników w oko. Oprócz zdjęcia i autografów dostajesz nawet zaproszenie na wieczornego drinka! Skorzystasz z takiej okazji? Jeśli masz ochotę skorzystać z zaproszenia zgłoś się do najbliższego Mistrza Gry po ingerencję związaną z tym wydarzeniem.
F jak farciarz roku - Rozmowa z drużyną kleiła się na tyle, a zawodnicy polubili Cię tak mocno, że postanowili podarować Ci rzadki upominek. Otrzymujesz od nich jedną z niewielu par rękawic do Quidditcha podpisaną przez legendarnego szukającego Plumptona! Po przedmiot zgłoś się w odpowiednim temacie.
G jak Gruba impreza - Trafiasz w sam środek popijawy. Sportowcy w końcu też ludzie i pić coś muszą. Problem jest jednak taki, że niektórzy z nich są już zdrowo nabzdryngoleni. Dorzuć k6 wynik nieparzysty oznacza, że pijany sportowiec postanowił Cię poobrażać i wywalić z namiotu, a wynik parzysty, to zaproszenie do wspólnego picia z Tajfunami.
H jak Histeria fana - Niby wszystko jest w porządku. Widzisz jak Tajfuny się do Ciebie uśmiechają i wokół panuje bardzo przyjazna atmosfera. Mimo wszystko nagle łapie Cię cholerna trema i ledwo jesteś w stanie cokolwiek z siebie wydusić, a dłonie trzęsą Ci się i pocą tak, że upuszczasz wszystko, co masz w rękach.
I jak Imitacja - Podchodzisz do zawodników, robisz sobie z nimi zdjęcie, rozmawiacie i nagle... Coś zdaje Ci się być nie tak. Przyglądasz się lepiej jednemu z Tajfunów i zdajesz sobie sprawę, że to wcale nie zawodnik drużyny, a ktoś cholernie do niego podobny. Widać ktoś był tu zbyt ważny, by osobiście pojawić się na spotkaniu z fanami.
J jak jagodowa przygoda - Tego to się chyba nie spodziewałeś. Po pogawędce z Tajfunami nie dość, że otrzymałeś to, na czym Ci zależało, to jeszcze zawodnicy dorzucili Ci butelkę jagodowego jabola. To się nazywa przyjemne z pożytecznym!
Uwaga! Wyniki konkurencji i rozdanie nagród odbędzie się 8 czerwca! Do tego momentu tabela wyników może ulegać zmianie.
Autor
Wiadomość
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Pamiętacie bajkę o żółwiu i zającu? Tak się właśnie prezentował obecny sezon Os z Wimbourne, plus oczywiście szaleństwo i klątwy. Dla mieszkańców Wysp był to jednak pierdolnik nieróżniący się niczym od codziennego życia, bo jak działo się coś złego i dziwnego, to właśnie na wyspach. Jak w jakiejś grze, w której Admini i Mistrzowie Gry stwierdzili, że graczom będzie nudno, jeżeli nie dostaną po dupie. Tak więc Julka co jakiś czas zmagała się z dziwnymi symptomami i starała się mimo to latać. Szło jej różnie, ale chyba gwiazdy czy tam planety ułożyły się w jedną linię, bo szło szybko i robili postępy. W listopadzie wygrali 3 z 4 spotkań i awansowali do pierwszej trójki. Walcząc o wyższe lokaty, musieli wznieść się ponad przeciętność, a to wymagało pracy. Na szczęście nastroje w drużynie były dobre i każdy dawał z siebie maxa, a nawet więcej. Dlatego też, pomimo chłodu i śniegu, wszyscy siedzieli już na miotłach, zanim pojawił się trener. A gdy już się pojawił, nikt nie dyskutował. Każdy z werwą zajął się tym, czym powinien. 8 punktów to niewiele. Raptem kilka kolejek i fotel lidera mógł być ich. A gdy już go zdobędą? Wtedy wiara w zwycięstwo może przenieść góry. Zaczęli od części taktycznej. Czekał ich mecz z Jastrzębiami, tak więc skupili się w pełni na zachowaniach drużyny z Falmouth. Oznaczało to sporo pracy dla pałkarzy, bo Jastrzębie słynęły z szybkich ścigających. Julka wraz z drugim pałkarzem wychodziła z siebie, żeby dać nie tylko przykład, ale też, żeby pokazać, jak unicestwić zawodników na pozycji ścigającego. Pałka wchodziła w ruch raz za razem, obijając osy po głowach, torsach czy kończynach. Trening trwał jeszcze przez kolejne dwie godziny, ale nikomu nie przeszkadzał ani biały puch, ani mróz. Latali, walczyli i starali się. I co tu dużo mówić, Julka była pewna, że jak tak dalej pójdzie, to może po zimie będą na pierwszym miejscu. Talent był ważny, ale przegrywał z ciężką pracą, a oni pracowali ciężej niż ktokolwiek, również dzięki niej. W końcu jednak trzeba było wrócić do domu, a kiedy ta pora przyszła, Brooks wiedziała, że więcej dziś zrobić nie mogli. A kiedy się kończy trening z takim wrażeniem, to już się wie, że sukces czeka za rogiem.
/zt
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Skłamałaby mówiąc, że z wielką radością wraca do treningów. Ostatnie trzy tygodnie stanowiły dla niej prawdziwe wytchnienie od wszystkiego i nie miałaby nic przeciwko, gdyby mogła to poczucie beztroski zachować na dłużej. Nie dało się jednak odwlec tego, co nieuniknione. Co prawda przez ten czas wsiadała na miotłę i nawet ćwiczyła, ale było to raczej dla własnej rozrywki, nie dlatego, że czekały ich dwa miesiące pracy, zanim to wrócą do ligowych zmagań. Krukonka z torbą zawieszoną na ramieniu i z miotłą w dłoni, przegryzała granolowego batonika idąc powoli w kierunku szatni. W środku już siedziało kilka „Os” i po wyrazach twarzy wnioskowała, że również jeszcze nie doszły do siebie po świątecznych i noworocznych zmaganiach z serniczkami. Dziewczyna zbiła żółwika z zawodnikami, opowiedziała ze szczegółami, jak spędziła wolne i zaczęła się ubierać w ciepłe quidditchowe szaty, odganiając od siebie dreszcze przechodzący ją przez plecy na myśl o lataniu w zimnie. A potem wyszła na boisko.
Całe szczęście, że trener miał dziś dla nich litość. Zamiast zaczynać z grubej rury, pozwolił im łagodnie wejść w zajęcia po tak dlugiej przerwie. Nie było w zespole osoby, która by tego nie doceniła. Na pierwszy ogień poszedł zbijak. Wsiedli na miotły, podzielili się na dwa zespoły i zaczęli w siebie ciskać zmodyfikowanymi tłuczkami, starając się nie wylecieć przy tym poza oznaczony przez trenera fragment boiska. Za każdym razem, kiedy ktoś oberwał w głowę albo krocze, rozlegały się bo stadionie głośne śmiechy „Os”. Po tak przyjemnym wstępie przyszedł czas na nieco ruchu. Kilka okrążeń wokół boiska, klasyka, a potem zgromadzili się na środku i asystent trenera, odpowiadający za motorykę, przygotował dla nich szereg ćwiczeń, mających poprawić ich szybkość. Zmiany kierunku, walka o przechwycenie flagi, gra w głupiego jasia. Biegali, śmiali się, pocili, ale przede wszystkim, doskonale się bawili. I nawet nie wiedzili kiedy, rozległ się gwizdek kończący trening. Julka czuła lekki niedosyt, bo miała ochotę na więcej, ale mimo to razem z resztą udało się z powrotem do szatni. Na zostawanie po zajęciach jeszcze przyjdzie pora. Dziś jednak wiedziała, że co za dużo, to nie zdrowo. Zupełnie jak nie ona!
/zt
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
wątek pracowniczy – luty To był jej ostatni trening przed wyjazdem na ferie. Całe szczęście, że mogła sobie na ten wyjazd pozwolić, bo reszta zespołu będzie w tym czasie ćwiczyła. Bycie zawodniczką ale i studentką rządziło się jednak swoimi prawami. Tak samo, jak fakt, że była Brooks i niekiedy mogła więcej niż reszta, bo i tak wszyscy wiedzieli, że nie przesiedzi tych dwóch tygodni na tyłku. Szukaniem atrakcji na Antarktydzie się póki co nie przejmowała, tak jak pakowaniem czy zakupem nowej kurtki. Zamiast tego wszystkie myśli krążyły wokół murawy, zawodników i czekających ich wyzwań. Uczciwie musiała przyznać, że przez ostatnie tygodnie wylali niemal dosłownie hektolitry potu. Pozycja lidera dodała reszcie os potężnego kopa i motywacja kipiała z sylwetech miotlarzy. Ba, doszło nawet do tego, że zaczęli się regularnie umawiać (najczęściej na boisku Brooks), żeby wspólnie poćwiczyć, a potem wskoczyć do sauny czy jacuzzi, napić się piwa i zjeść stek. Nic więc dziwnego, że zaczynali się rozumieć bez słów, a to się z kolei przekładało na ich formę. Trener drużyny z Wimbourne był nie lada zaskoczony widząc, że wszyscy z uśmiechem na twarzy biorą się za najcięższe ćwiczenia. Robili przysiady ze sztangą, podciągali się na miotłach, biegali, odmrażając sobie nosy na wietrze – bez szemrania. A kiedy już wszyscy ledwo dyszeli, wsiedli na miotły, również bez szemrania i zaczęli koeljny etap zajęć. Tym razem nie było żadnego podziału ze względu na pozycje. Trener postanowił spróbować coś innego. Postanowił zwiększyć uniwersalność swoich graczy, aby w razie kontuzji, móc szybko reagować i łatać luki. Julka porzuciła więc pałkę na rzecz szukania znicza. Doskonały wybór trenera, bo zdarzało jej się grać na tej pozycji w szkole, a do tego była cholernie szybka. Można się nawet pokusić, że najszybsza na wyspach, a starciu ze złotą piłeczką, jest to must-have. Dziewczyna zgrabnie unikała tłuczków i wypatrywała błysku. I dziś szło jej to wyjątkowo topornie, bo niemal nie uprzedził ją kolega, który dostrzegł go znacznie wcześniej. Całe szczęście, że nadrabiała prędkością, bo w innym wypadku skończyłoby się porażką, a tak złota piłeczka zatrzepotała w jej dłoni. /zt
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Dzisiejszy trening był jednym z tych ciekawszych. Zgromadzili się na jednym z boisk treningowych przylegających do stadionu narodowego. Niewielkie trybuny zdolne były pomieścić raptem dwieście osób i właśnie tylu szczęśliwców pojawiło się dzisiaj w tym deszczu, żeby zobaczyć Osy z Wimbourne. Te z kolei miały się zmierzyć z jakimś drugoligowym zespołem - Sikorkami z Gwernymynydd. Ot, zwykły sparingow w przerwie między rundami. Zero presji, stresu, czysta zabawa i formalność. I tak zachowywała się Julka, tak dla odmiany. Po przeżyciach (ponownych) z Avalonu, potrzebowała w swoim życiu nieco pozytywnej energii. Poczucia, że jest częścią całości. Że nie jest sama, a tak się czuła przez ostatnie dni. Kiedy na stadionie, podczas rozgrzewki, rozbrzmiały rytmy muzyki, nie była w stanie skupić się na rozciąganiu z gumami. Zamiast tego zaczęła klaskać, zachęcając fanów do zabawy. I sama doskonale się bawiła, skacząc jak głupia i drobiąc milion kroków w miejscu. Otworyła się, a to pozwoliło jej na moment zapomnieć o lodowym okrutnym, który wysysał z niej magię dzień po dniu. Całe szczęście, że akurat w quidditchu magia nie grała żadnej roli. Zamiast tego liczyła się forma fizyczna i umiejętność zarządzania kawałkiem drewna między nogami. Czas zabawy się jednak skończył wraz z pierwszym gwizdkiem. Wtedy, z ochraniaczem na zębach, kaskiem na głowie i w goglach na oczach, nie była już Julką. Była swoim boiskowym odpowiednikiem, który zapominał o całym świecie, zapominał o tym, że postacie w kolorowych strojach to ludzie. Dla niej zaczynali być celami, które bez drgnięcia powieki okładała tłuczkami, a robiła to dziś zaskakująco brutalnie i skutecznie. Ba. To było tak łatwe, że aż powinno być nielegalne. Przez tyle lat uważała, że nie nadaje się do niczego, że każdy jest lepszy od niej, ale głupia po prostu nie dostrzegała, jak bardzo wybija się na tle reszty. I dziś, niemal bez żadnych wyrzutów, pałowała biednych graczy, którzy raz po raz lecieli do magifizjoteraupetów, leczących potłuczkowe urazy lodem i zaklęciami. Wtedy też dotarło do niej, że przecież potrafi wszystko. A ta wiedza sprawiła, że jeszcze mocniej uwierzyła w siebie, co było zgubne dla Sikorek. Kiedy bowiem zaczynasz wierzyć, to zamieniasz się w swoją najlepszą wersję. Kolejne tłuczki obijały ścigających, szukającego, obrońcy. Nawet pałkarzy, którzy mieli czym się bronić. Z czasem deszcz stał się ich najmniejszym problemem, a nieliczni fani na trybunach co jakiś czas przykładali dłonie do ust, widząc jak ciężkie piłki obijają szczęki, ręce, miotły. Nawet trener Os zwrócił Krukonce uwagę, że powinna trochę przystopować, bo nie grają przecież o mistrzostwo świata. Brooks jednak nie słuchała. Dawała z siebie 100%, a to, że inni nie potrafią nadążyć? To już nie był jej problem. Oni podjęli wybór. Wylecieli na boisku licząc się z tym, że po drugiej stronie są Osy. Mogą się skarżyć, narzekać, ale quidditch to sport. A w tym zawsze należy oddawać całe serce. Jeżeli wylatujesz na boisko i nie starasz się odbić tłuczka, który jest w Twoim zasięgu, przestajesz być zawodowcem i profesjonalistą. Zamiast tego stajesz się hobbystą. Mecz zakończył się błyskawicznie, co fanom mogło nie przypaść do gustu. Ona jednak była dumna. Z siebie, z zespołu. No, przede wszystkim z siebie. Wiedziała bowiem, że z taką wiarą w siebie jest w stanie podbić świat.
/zt
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Sezon wszedł w decydującą fazę. Ostatnia prosta do wygranej lub porażki. Julka wiedziała, jak wygrywać, robiła to już dwukrotnie, ale mistrzostwo z drużyną, której kibicowała od najmłodszych lat? To szczenięcie marzenie, które pchało ją na miotłę nawet wtedy, gdy nie miała na to ochoty? Teraz te marzenia miały szansę się urzeczywistnić i ona nie zamierzała, aby końcowy laur przypadł Nietoperzon. Prawdą było to, że mieli sporą zaliczkę względem drugiej drużyny, ale w quidditchu nic nie było pewno do ostatniego gwizdka. Przykładów było całe mnóstwo i wcale nie trzeba było kartkować historycznych ksiąk. W zeszłym roku to Sroki z Montrose były w identycznej sytuacji, jak dzisiaj Osy, ale ostatnie kolejki odmieniły wszystko i minimalnie zwyciężyły Harpie. Mając tę myśl z tyłu głowy, Krukonka weszła do szatni z miotłą w jednej dłoni i bananem w drugiej. Większość graczy już się przebierała, choć do treningu było jeszcze sporo czasu. Ten mijający sezon przyniósł duże zmiany mentalne w drużynie z Wimbourne, która z ligowego przeciętniaka przeradzała się w kolosa. Umiejętności mieli już wcześniej, ale nie dojeżdżała głowa, żyli w marazmie i brakowało im… ambicji? Pracowitości? Pewnie jednego i drugiego. Teraz wyglądało to zgoła inaczej i można by pomyśleć, że gracze robili sobie konkurs: kto przyjdzie pierwszy, kto wyjdzie ostatni, kto będzie pracował ciężej. Trening, klasycznie zaczął się od przemówienia trenera. To było dłuższe niż zazwyczaj, trwało niemal pół godziny. I cóż się dziwić, skoro każdy żył najbliżsymi spotkaniami oraz słodki soczystym owocem ciężkiej pracy, w postaci mistrzostwa Wysp Brytyjskich. Julka słuchała uważnie i nawet musiała przyznać, że niektóre słowa złapały ją za serce. Nie przyszli tu jednak jedynie gadać. Przyszli tu zasuwać. I to też zrobili. Bieganie, odbijanie tłuczków, latanie slalomem wzdłuż dziesiątek magicznych pętli. Potem znów bieganie, rozciąganie i na koniec wizyta w saunie i solance oraz obowiązkowy masaż i degustacja wiggenowych. Po zakończonych zajęciach czuła się wymięta jak stronica Proroka, ale zdawała sobie sprawę, że jeżeli będą pracować tak ciężko i boleśnie, nikt nie odbierze im tytułu, na który tak ciężko pracowali przez cały sezon.
/zt
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Kres czerwca, zwiastujący nadejście letniej gorączki, przynosił ze sobą obietnicę czegoś nowego. Na boisku, gdzie słońce chyliło się ku zachodowi, pojawiła się Julia Brooks. Ubrana w strój treningowy, z pałką pewnie spoczywającą na ramieniu, patrzyła na puste, jeszcze nieobite tłumem widzów trybuny. Była jednym z kluczowych elementów Os z Wimbourne, drużyny, która wkrótce miała stawić czoła swoim rywalom.
Julia była pałkarką, a jej rolą było odwracać uwagę przeciwników i chronić własnych ścigających. Była to odpowiedzialność, którą nosiła z dumą, ale i zdawała sobie sprawę z jej ciężaru. Każdy trening, każde machnięcie pałką, miało na celu doskonalenie jej umiejętności, aż do granic wytrzymałości.
Trening tego wieczoru miał być inny. Zamiast rutynowych ćwiczeń, trener drużyny zdecydował się na symulację meczu, by zawodnicy mogli przetestować swoje umiejętności w warunkach jak najbardziej zbliżonych do rzeczywistości. Ta decyzja dodatkowo podkręciła atmosferę, a zawodnicy ze zdwojoną energią ruszyli do walki.
Julia była w centrum tego wiru. Wśród rwącej wiatru furii mioteł, mknących w górę i w dół, prawo i lewo, jej sylwetka wydawała się niemal nieruchoma. Zręcznie manewrowała pałką, odbijając tłuczki z drogi swoich ścigających i kierując je w stronę przeciwników. Jej oczy świeciły ogniem determinacji, a usta krzywiły się w triumfalnym uśmiechu, kiedy kolejny tłuczek z hukiem opuszczał pole gry.
Pod koniec treningu pojawił się jednak element zaskoczenia. Ze względu na pojawienie się plotek o niekontrolowanym smoku, który miał przerwać jeden z ostatnich meczów, trener zdecydował o wprowadzeniu symulacji takiego ataku. Choć niespodziewane, to ćwiczenie zmusiło Julię do myślenia o strachu i niepewności, które mogą pojawić się w rzeczywistej sytuacji.
Ale w obliczu niewiadomej, Julia nie pokazała strachu. Właściwie, uśmiechała się szeroko. "To przecież tylko kolejne wyzwanie" - pomyślała, machając pałką z jeszcze większą determinacją. Jej postawa była dowodem na to, że nawet w obliczu niespodziewanych wyzwań, Julia Brooks i jej drużyna Os z Wimbourne są gotowe stawić czoła wszystkiemu, co przyniesie im kolejny sezon.
/zt
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Deszczowy listopadowy poranek na Stadionie Narodowym przynosił ze sobą chłód, który wdzierał się pod każdy kawałek odzieży. Brooks, wchodząc na murawę, czuła każdą kroplę deszczu jak dotkliwe przypomnienie o swojej niedawnej walce ze smokiem. Ostatnie tygodnie na ławce rezerwowych były dla niej trudnym okresem. Wciąż czuła się osłabiona, ale determinacja prowadziła ją z powrotem na boisko.
Dziś jej ruchy były wolniejsze, mniej pewne. Każdy gest, każde machnięcie pałką, było dla niej wyzwaniem. Julia starała się nie okazywać bólu, ale każdy krok był dla niej przypomnieniem o fizycznych i psychicznych ranach, które jeszcze się nie zagoiły. Trener i cała drużyna patrzyli na nią z mieszanką troski i podziwu. Była dla nich nie tylko koleżanką z drużyny, ale teraz także symbolem wytrwałości.
Podczas treningu, kiedy przyszło do symulacji meczowych, Julia została sparowana z jednym z młodszych pałkarzy. Chłopak wydawał się niepewny, ale z każdym ruchem Julka, jego szacunek rósł. Ex-Krukonka, choć walczyła z własnym ciałem, nie ustępowała. Jej pałka, choć cięższa niż zwykle, była wciąż precyzyjna. Mimo bólu, jej oczy świeciły determinacją.
Przerwa w treningu była dla Julii chwilą oddechu, ale nie odpoczynku. Zamiast usiąść z resztą drużyny, pozostała na boisku, wykonując dodatkowe ćwiczenia. Chciała wykorzystać każdą minutę, by wrócić do pełnej sprawności. Każdy dodatkowy ruch był dla niej walką, ale też krokiem do przodu.
Kiedy trening dobiegł końca, Julka mokra od deszczu i potu, schodziła z boiska. Choć zmęczona, czuła wewnętrzną satysfakcję. Dzisiejsze wysiłki były dowodem na to, że mimo przeciwności, nie podda się. Była to długa droga powrotu do formy, ale była na niej coraz bardziej pewna siebie.
W szatni, opuszczając boisko, Brooks miała chwilę na refleksję. Ostatnie tygodnie były dla niej jak rollercoaster emocji i wyzwań. Wiedziała, że droga do pełnego powrotu będzie jeszcze długa i pełna przeszkód, ale była gotowa na nią. Jej determinacja i upór, które pokazała dziś na treningu, były dowodem na to, że jest silniejsza, niż kiedykolwiek wcześniej myślała. Dzisiejszy trening był dla niej nie tylko fizycznym wysiłkiem, ale także mentalnym zwycięstwem. Wiedziała, że każdy kolejny dzień będzie jej przybliżał do pełni sił i powrotu na pozycję, którą kochała – pałkarki Os z Wimbourne, gotowej stawić czoła każdemu wyzwaniu, jakie przyniesie jej przyszłość.
To bylo całkiem ciekawe przeżycie. Nikt z najwyżej postawionych nie pytał Iggy’ego o imię, bo Ci, którzy go tu sprowadzili, już od dawna je znali i tylko czekali na dopełnienie formalności. Jego nazwisko nie było nikomu obce, a część pracowników traktowała go już jak swojego. Był więc dla nich niewidoczny. NIe patrzyli mu na ręce jak reszcie stazystów. Przemykał niezauważony, nie dawali mu zadań, jakby automatycznie założyli, że będzie wiedział, co ma robić, a Iggy, Iggy aż rwał się, żeby dali mu jakieś zadanie specjalne. Trudno było nie widzieć rosłego młodzika, lat dwadzieścia jeden, wyrastającego przed wszystkimi jak ogromne drzewo, ale niezapuszczające nigdzie na dłużej korzeni. Chodził za swoimi bezpośrednimi zwierzchnikami i prosił się o zadania, a oni ciągle pytali, kim właściwie jest, bo nikt im go oficjalnie nie przedstawił, a oni zakładali już, że nie jest jednym z młodych na przeszkoleniu. I tak w kółko. Dopóki nie dowiedzieli się, że to ten Ignatius Honeycott, który ma już nagraną pozycję w reprezentacji, jak tylko dopełni formalności z tym związanych.
Kolejne dni stażu mijały pełne niegasnącego entuzjazmu i energii Ignatiusa. nie brakło też emocji po drodze, w międzyczasie codziennego, nudnego, biurowego życia jego drużyna Quidditcha osiągnęła mały cukces na boisku, zdobywając puchar mistrzostw regionu. Jako pałkarz drużyny przyczynił się w tym, jako nowy gracz, zainspirowany przez kolegów do najlepszej gry w ich wspólnej karierze. Jednak nawet to drobne zwycięstwo nie mogło uratować go od papierkowej roboty całymi dniami, gdzie entuzjazm z każdym dniem nieco mu opadał, brakowało mu emocji, które towarzyszyły mu na boisku. Dlatego dobrze przyjął zmianę, wśród zwykłych zajęć biurowych, kiedy odkrył samonotujące pióro, które odmieniło jego perspektywę na nudne, biurowe życie - nawet w rutynie pracy można odnaleźć małe skarby – zamierzał trzymać się tej myśli.
Brooks obudziła się w parny, duszny poranek. Czuła się wyczerpana, jej ciało protestowało przy każdym ruchu, a w głowie miała mętlik po wyprawie do Inverness. Mimo wszystko miała dzisiaj trening, ostatni przed długo oczekiwanymi wakacjami. Wiedziała, że nie może zawieść Os – nawet jeśli jej własne ciało błagało o odpoczynek.
- Musisz dać radę, Brooks – powiedziała do siebie, podnosząc się z łóżka. - Jeszcze tylko jeden trening i będziesz mogła odpocząć.
Próbując zignorować zmęczenie, Julia przygotowała się do treningu. Ubrała lekką, przewiewną koszulkę i spodenki, ale gorąco i tak sprawiało, że pot spływał jej po skórze. W głowie miała jeszcze obrazy z Inverness – miejsca pełnego mrocznych zakamarków i niebezpiecznych stworzeń. Ta wyprawa wyssała z niej mnóstwo energii, ale nie mogła pozwolić sobie na słabość teraz, gdy drużyna liczyła na jej pełne zaangażowanie.
Na boisku spotkała swoich towarzyszy z drużyny. Wszyscy wyglądali na równie zmęczonych i przegrzanych. Trener, wyczuwając napięcie w powietrzu, zawołał wszystkich na środek.
- Dzisiaj ostatni trening przed wakacjami – zaczął Trener. - Chcę, żebyście dali z siebie wszystko, ale pamiętajcie, żeby nie przesadzić. Zdrowie jest najważniejsze. Julka, podejdź tutaj na chwilę.
Brooks podeszła do Trenera, starając się ukryć swoje wyczerpanie.
- Wszystko w porządku? Wyglądasz, jakbyś nie spała przez tydzień – powiedział z troską w głosie.
- To tylko zmęczenie, Trenerze – odpowiedziała z wymuszonym uśmiechem. - Poradzę sobie. To ostatni trening, ogarnę.
Trener pokiwał głową, choć widać było, że nie do końca jest przekonany. - Pamiętaj, że zdrowie jest najważniejsze. Ale jeśli czujesz, że dasz radę, to walczymy razem do końca.
Trening zaczął się intensywnie. Rozgrzewka była mordercza, a upał nie ułatwiał zadania. Julka czuła, jak każdy mięsień w jej ciele pracuje na granicy wytrzymałości. Pałkarze mieli dziś wyjątkowo trudne zadanie – tłuczki latały z niesamowitą prędkością, a jej zadaniem było chronić pozostałych graczy przed ich ciosami.
- Skup się, Brooks! – krzyknął Trener, widząc, że jej reakcje są wolniejsze niż zwykle.
Wzięła głęboki oddech i skupiła się na piłce. Wiedziała, że musi dać z siebie wszystko, nawet jeśli jej ciało było na skraju wyczerpania. Z każdym kolejnym tłuczkiem, który odbijała, czuła, że odzyskuje trochę siły. Adrenalina i determinacja pozwalały jej przezwyciężyć zmęczenie.
Jednak pod koniec treningu, kiedy słońce było już wysoko na niebie, a gorąco stawało się nie do zniesienia, Brooks poczuła, że jej ciało zaczyna odmawiać posłuszeństwa. Ręce drżały jej z wysiłku, a każdy ruch wymagał ogromnego skupienia.
- Jeszcze tylko kilka minut, Julia. Dasz radę – powiedziała do siebie, starając się zmobilizować do ostatniego wysiłku.
Wtedy to się stało. Jeden z tłuczków uderzył ją z taką siłą, że prawie spadła z miotły. Z trudem utrzymała równowagę, ale ból był przeszywający. Trener natychmiast przerwał trening.
- Brooks, to koniec na dziś. Nie chcemy ryzykować twojego zdrowia – powiedział stanowczo.
Z bólem, ale i ulgą, Julka zgodziła się. Wiedziała, że dała z siebie wszystko, a teraz nadszedł czas na zasłużony odpoczynek.
- Dziękuję, Trenerze. Przepraszam, że nie mogłam dokończyć treningu – powiedziała, z trudem schodząc na ziemię.
- Nie przejmuj się. Ważne, że dałaś z siebie wszystko. Teraz idź do szatni, odpocznij i przygotuj się na wakacje. Zasłużyłaś na nie, jak nikt inny – Trener uśmiechnął się do niej pokrzepiająco.
Brooks skinęła głową i ruszyła w stronę szatni, czując, jak każdy krok sprawia jej ból. Ale w sercu czuła dumę. Wiedziała, że dała z siebie wszystko, a teraz czas na regenerację. Wakacje były tuż za rogiem, a ona zamierzała je wykorzystać na maksimum, aby wrócić na boisko w pełni sił.
Kiedy dowiedziała się o tym, że na Stadionie narodowym zaistniało zapotrzebowanie na pedagogów dla dzieciaków, których pasjonowały miotły, już przez pół wyjazdu do Polski rozmyślała o tym, czy zdążyłaby jeszcze dołączyć do jakiegoś zespołu i wesprzeć młode umysły w rozwijaniu swoich pasji. Sama będąc jeszcze ledwie podrostkiem, pamiętała, że jeździła z mamą na takie pół-kolonie, na których fajni, dorośli ludzie pokazywali jej różne fajne tricki, jakie później z zawziętością maniaka szlifowała na swojej dziecięcej miotełce w ogrodzie za domem. Żałowała, że nie pomyślała o tym wcześniej, bo czuła, że oddawanie swojej społeczności tego, co się od tej społeczności dostało, samemu jeszcze dzieckiem będąc, było szalenie ważną perspektywą i bardzo chciała w tym uczestniczyć. Trudno więc się dziwić, że kiedy tylko powrócili do Anglii, szybko przetransportowała się pod Stadion narodowy i wylegitymowawszy się jako pracownik Hogwartu, zgłosiła swoją zapaloną chęć wsparcia młodych, kto wie, czy nie nowych, dorastających talentów miotlarskich? Ku jej uciesze okazało się, że zajęcia trwały całe wakacje i zawsze były jakieś grupy, w których można było współuczestniczyć jako nauczyciel czy też, jak to głosił napis na jej koszulce, “Letni Trener”, a jej doświadczenie na stanowisku pedagoga zdawało się być ogromnym plusem, zaskarbiającym sobie przychylność innych osób działających w tym przedsięwzięciu. Z radością dołączyła do rozgrzewki, zapamiętując, co też takiego robią, by przez następne dni móc być bardziej samodzielną w kwestii zarządzania taką grupą - oczywistym było, że była gotowa prowadzić zajęcia dzieciaczkom i bez tego, ale wiedząc, że przybyła na tę inicjatywę spóźnioną, wolała trzymać się rygoru i schematów wyznaczonych przez trenerów przez ostatnie dwa miesiące. Po rozgrzewce przyszedł czas na krótki wykład o miotlarstwie, w którym Gwen brała aktywny udział, dopowiadając wraz ze współprowadzącym różne ciekawostki o gwiazdach sportów miotlarskich, kładąc duży nacisk na wymienianie tych najmłodszych, by jeszcze bardziej rozbudzić w tych młodych główkach pasję do tego wdzięcznego sportu. Starała się zachować balans między tym, co warto było przekazać, ale mogło być nudne, a tym, co miało m,niej wartości, ale wzbudzało więcej emocji. Aż przyszedł czas na to, co wszyscy lubili najbardziej - latanie! Hojność Stadionu narodowego nie znała granic, ponieważ zaopatrzeni zostali w komplet dziecięcych mioteł, dzięki czemu można było przeprowadzić pierwsze symulacje gier w drużynie. Okazało się bowiem, że nawet jeśli na początku wakacji pojawili się tu miłośnicy mioteł, którzy nigdy na nich nie siedzieli, to do teraz zdołali nauczyć się nie tylko miotełki przyzywać, ale także i na nich utrzymać w stabilnym locie. Honeycott czuła jakieś głupie wzruszenie taką drobnostką. Pamiętała swoją własną ekscytację, kiedy brała udział w pierwszym, zmyślonym meczu, jaki odgrywała z dwoma misiami i ogrodowym gnomem jako obrońcą, więc zaangażowana we współpracę z innymi współprowadzącymi, dołączyła do opowiadania o tym, czym się zajmuje każdy poszczególny zawodnik, czym się charakteryzuje jego stanowisko i jakie mocne i słabe strony ma jaki członek drużyny. Ważne było, by tak sobie dobrać swoją pozycję, by wykorzystywać swoje atuty, ale nie byłaby gryfonką, gdyby zawzięcie nie dodawała wszędzie i ciągle, że tak naprawdę liczył się żar w sercu i żeby bardzo mocno chcieć, bo sama wiedziała, że wcale nie trzeba było być potężnym koksem, by dobrze wymachiwać pałką, ani drobnym i zwinnym liskiem, by sprawnie szukać znicza. Cała pasja była w środku, w graczu, a Gwen czuła, że jej własna miłość do miotlarstwa rozpala się na nowo, kiedy widziała, jak młode pokolenie zakochuje się w tym pięknym sporcie. zt
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Wakacje minęły równie szybko, co się zaczęły… ku wielkiej uldze Brooks. Nie, żeby beztroska i podlaskie powietrze jej nie służyły, tak jak spędzanie czasu z bliźniakami brata, ale koniec końców, stęskniła się za graniem. To było jak powrót do domu, do czegoś, co dawało jej poczucie celu i jasności. Biorąc pod uwagę, że poprzedni sezon popsuły jej kontuzje będące pokłosiem starcia ze smokiem, w tym roku za punkt honoru postawiła sobie, by być w najlepszej możliwej dyspozycji. Czuła, że jej ciało i umysł potrzebują tej dyscypliny, żeby się odrodzić, żeby zrzucić z siebie wszelkie ciężary przeszłości.
Zaczęła więc swój mały prywatny obóz przygotowawczy, zanim wyruszyła na ten z Osami. Każdy dzień był starannie zaplanowany, każda minuta miała swoje miejsce. Trening na miotle przy wschodzie słońca, rozciąganie w ciszy poranka, intensywne biegi na wydmach, które testowały granice jej wytrzymałości. Efekty były więcej niż zadowalające; czuła, jak jej ciało nabiera siły, jakby wszystkie części układanki, które przez ostatnie miesiące były rozsypane, na nowo układały się w całość. Pełna energii, zmotywowana, uśmiechnięta od ucha do ucha, cieszyła się grą i siała postrach, czując, że ten sezon będzie należał do niej. Czuła, jakby w końcu złapała wiatr w żagle.
W głowie miała porządek, po raz pierwszy od bardzo dawna, a to również był doskonały prognostyk. Myśli, które wcześniej niczym uporczywe tłuczki odbijały się od ścian jej świadomości, teraz płynęły spokojnym, lecz pewnym nurtem. Inauguracja sezonu miała być już za tydzień, więc Angielka, jak i jej koledzy i koleżanki z drużyny, wylewali z siebie ósme poty. Latanie, odbijanie, wyciskanie żelastwa na siłowni, treningi taktyczne. Każda kropla potu była dla niej dowodem na to, że wraca na swoje miejsce, że znów staje się częścią czegoś większego. A po treningach? Wspólne kolacje, rozmowy przy ognisku, śmiech i żarty, które cementowały więzi, przekształcając drużynę w coś więcej. Stali się rodziną, w której każdy miał do odegrania swoją rolę.
Na dzisiejszych zajęciach nie brakowało czasu na śmiech i zabawę. Gra, oparta na quidditchu, w której czterech ścigających stara się wbić gola obrońcy, była dla nich idealnym treningiem z nutką adrenaliny. Popularna „stówa” u nich była dwoma stówami, co tylko zwiększało presję i ekscytację. Żeby było ciekawiej, kafel, którym grali, błyskawicznie się nagrzewał, parząc w dłonie, więc musieli go podawać szybko i często. A Brooks? Przyglądała się temu wszystkiemu, starając się strącić przeciwników z miotły, nie robiąc przy tym nikomu niepotrzebnej krzywdy. Teraz wiedziała, że nie chodzi o to, by wygrać za wszelką cenę, ale o to, by wygrać razem.
Wydoroślała przez te kilka lat zawodowej kariery, nie ma co. Na początku swojej kariery nie przejmowałaby się czymś takim, jak kontuzja kolegi z drużyny, bo to jego obowiązkiem było unikanie tłuczka. Jej własne ambicje były wtedy najważniejsze, każde uderzenie i trafienie były sprawą życia i śmierci. A teraz? Zrozumiała, że są rzeczy ważniejsze niż własne ego — jak wsparcie dla tych, z którymi dzieliła każdą chwilę, każdą emocję, każdą kroplę potu. Drużyna stała się dla niej czymś więcej niż sumą jednostek; była żywym, oddychającym organizmem, który zależał od siły każdego ze swoich członków.