Miejsce, w którym rozgrywają się najważniejsze mecze Quidditcha. To tutaj narodowa reprezentacja Anglii walczy z przeciwnikami o tytuł mistrza, to tu kluby próbują pokonać przeciwników z najdalszych zakątków świata. Każdy gracz, który miał okazję stanąć do meczu na tym stadionie, cieszy się niezwykłym prestiżem. Nie dziwne więc, że młodzi czarodzieje tęsknie spoglądając z trybun, wyobrażają sobie, iż za parę lat będą tu występować. Niestety udaje się to tylko najlepszym.
Dzień Quidditcha:
Dzień Quidditcha
Dwudziesty czwarty maja to dzień ogromnej frajdy dla wielu młodych czarodziejów, ponieważ na stadionach narodowych w każdym kraju można spotkać swoich idoli, a nawet z nimi zagrać. Departament Magicznych Gier i Zabaw po dogadaniu się z drużynami i główną reprezentacją swojego kraju organizuje wraz z nimi mnóstwo miotlarskich konkurencji, wywiadów i zabaw. Czasem nawet na koniec dnia odbywa się mecz między najlepszymi zawodnikami, a cały dochód z tego przedsięwzięcia jest przekazywany na cele charytatywne (70%) i organizację kolejnych (30%). W tym roku imprezę rozpoczyna pokazowy mecz Tajfunów z Tutshill, którego zawodnicy przez cały event będą dostępni dla zainteresowanych w strefie V.I.P.
Wystawa nowych modeli i tester mioteł
Dzień Quidditcha zawsze był idealną okazją dla firm, by zaprezentować to, nad czym obecnie pracują. W tym roku aż dwie miotły doczekały się swoich prezentacji, choć żadna z nich nie jest jeszcze oficjalnie wypuszczona do sprzedaży. Producenci liczą, że dzięki pomocy osób, które odważą się przetestować dziś ich najnowsze wynalazki, będą w stanie pozbyć się ostatnich błędów nim wypuszczą modele na rynek.
Błękitny bojler:
Ulepszona wersja Błękitnej Butli - rodzinnej miotły, która stawia przede wszystkim na wygodę i bezpieczeństwo. Bojler został wyposażony nie tylko w dodatkowe czujki, ale też zwiększono o jedno liczbę siedzisk. Niestety przez to straciła nieco na zwrotności i prędkości. Czego jednak nie robi się dla bezpieczeństwa bombelków!
Test Bojlera:
Jeśli zdecydujesz się przetestować ten model rzuć kością k6, by zobaczyć, co Cię czeka!
1- Miotła wydaje się być bez wad, przynajmniej dopóki z niej nie zsiądziesz z ogromnymi odparzeniami na wewnętrznej stronie ud.
2- Lecisz i lecisz na testerze, ale co chwila czujesz pewne opory ze strony miotły, zupełnie jakby nie chciała współpracować. Co przyspieszasz, ona ogranicza Cię, zwalniając do tempa przeciętnego pieszego.
3- Wszystko zdaje się śmigać bez zarzutów. Prędkość i zwrotność oczywiście odbiega od mioteł sportowych, ale czego się spodziewałeś po rodzinnym transporcie?
4- Nie jest za dobrze. Co chwile czujesz jakieś turbulencje, a miotła podskakuje jak byczek na rodeo. W końcu zrzuca Cię z siebie i lądujesz na glebie. Nawet nie zauważasz, że z kieszeni wypada Ci 20 galeonów. Zgłoś stratę w odpowiednim temacie.
5- Coś się zdecydowanie odwaliło. System czujek może i jest bezpieczny, ale nie, gdy odpala się bez powodu! Alarm jest na tyle męczący i głośny, że przez następne 2 posty dzwoni Ci w uszach, a producenci muszą zamknąć tester na pół godziny, by doprowadzić miotłę do porządku.
6- Śmigasz jak urodzona głowa rodziny, próbująca dowieźć rodzinkę na wakacje. Miotła wydaje się słuchać Ciebie bez zarzutu. Jest tylko jeden malutki problem - nawet nie zauważasz, jak w samozachwycie nad tym modelem gubisz jedno z "dzieci", które leci z Tobą.
Nimbus 2022:
Sportowi wymiatacze rynku nie spoczęli na laurach i znów pracują nad udoskonaleniem klasyki, która od pokoleń zachwyca fanów quidditcha. Nimbus 2022 reklamuje się prędkością lepszą niż najlepsza błyskawica i zwiększeniem zwrotności nawet dla osób "niewymiarowych". Wsiądź na tester i sprawdź sam, czy nie są to przypadkiem tylko czcze obietnice!
Test Nimbusa:
Rzuć kostką k6, by sprawdzić, jak lata Ci się na tym prototypie!
1- Nie idzie Ci najlepiej. Już osiągając połowę maksymalnej prędkości widzisz, że coś jest nie tak. Miotła zdaje się Ciebie nie słuchać i choć mknie jak szalona, praktycznie nie masz nad nią kontroli. Dorzuć kostkę k6, jeśli otrzymasz wynik parzysty - tracisz kontrolę i przywalasz w najbliższą ścianę, obijając sobie kilka kości.
2- Nieważne, czy jesteś sportowcem, miotlarzem z pasji, czy amatorem, miotła zdaje się być idealna dla Ciebie! Wygodna i zwrotna jak rasowy rumak prowadzi Cię przez pole testowe zapewniając wiatr we włosach i przyjemną adrenalinę, a Ty zdajesz się zastanawiać, czy wystarczy Ci zaskórniaków na ten model, gdy w końcu wyjdzie na rynek.
3- Pochylasz się nad trzonkiem, chcąc sprawdzić co to cacko potrafi i dać mu po witkach. Zbliżając się do maksymalnej prędkości zauważasz, że drewno coraz intensywniej wibruje między Twoimi nogami, a miotła nieco zbacza z kursu. Producenci zdecydowanie mają nad czym popracować!
4- Pędzisz jak poparzony, ale to bardzo dobrze! Dogadujesz się z miotłą jak z własnym bratem, a przyglądający się temu trener Nietoperzy z Bellycastle bierze Cię na rozmowę, chcąc zgarnąć Cię pod swoje skrzydła, lub jeśli jesteś amatorem, proponując rozwinąć Twój talent. Czyżby otwierała się przed Tobą szansa na sportową karierę?
5- Nie ma znaczenia, czy latasz od dziecka, czy może dopiero zaczynasz przygodę z miotlarstwem. Nimbus 2022 zdecydowanie nie jest dla Ciebie. Brakuje Ci do niego wyczucia, a w dodatku gubisz z prototypu pęczek witek.
6- Idzie Ci świetnie i najchętniej byś z tej miotły nie schodził. Problem jest tylko taki, że kolejna osoba w kolejce nieco się zdenerwowała czekając aż w końcu dasz szansę innym na wypróbowanie tego cacka. Obrywasz więc zaklęciem, które zrzuca Cię z miotły i lekko obija. Nie martw się, kilka "ojojań" i będzie po bólu!
Zawody Aingingein
Aingingein to Irlandzka gra, która w Anglii nie zdobyła aż takiej popularności, choć bywa rozgrywana na różnego rodzaju festynach. Polega na przebyciu drogi przez płonące beczki bez dna tak, by jak najmniej się poparzyć, a na końcu trzeba przerzucić przez ostatnią z nich kozi pęcherz. Choć weszliśmy w XXI wiek, wciąż nie zamieniono tej tradycyjnej "piłki" na bardziej nowoczesną i ekologiczną wersję.
Zasady:
Reguły gry są proste jak sok dyniowy. Rzucasz dwoma kośćmi k100 oraz jedną k6 i patrzysz na swój wynik. Trzy osoby z największą liczbą punktów mogą liczyć na nagrody (1 miejsce: -50% w wybranym sklepie miotlarskim + specjalna pasta do miotły (+2 do GM) , 2 miejsce: komplet nowych witek do miotły (+2 do GM) oraz "Nimbus: Od zapałki do sportowego czempiona" z autografami Angielskiej kadry narodowej, 3 miejsce: limitowany kask do quidditcha (+2 do GM) z własnym grawerem oraz breloczek złotego znicza.
K100:
Pierwsza kość jest Twoją prędkością bazową, do której możesz dodać 5 za każde 10pkt z GM w kuferku (nie więcej niż 30!).
Druga kość k100 wskazuje, jak idzie Ci przelot przez płonące beczki. Jeśli posiadasz cechę gibki jak lunaballa możesz dodać 5 do swojego wyniku. Jeśli zaś posiadasz cechę połamany gumochłon musisz spadasz na poziom niżej wylosowanej kostki:
<25 Jest tragicznie. Może wypiłeś za dużo piwa, albo po prostu to Twój pierwszy raz na miotle. Nieważny powód, ważne jest to, że parzysz się o każdą z sześciu beczek. Wylosuj, które miejsca na Twoim ciele ucierpiały. Zakręć 6 razy i jeśli jakieś miejsce trafi Ci się więcej niż 3 razy musisz napisać jednopostówkę w Mungu lub u innego uzdrowiciela, który wyleczy Twoje dotkliwe poparzenia. Odpadasz z zawodów, bez rzucania k6!
26- 40 Szału nie ma, ale przynajmniej magiczna karetka nie musi zwozić Cię z boiska! Parzysz się o 3 z 6 beczek w wylosowane miejsca. Ból nieco Ci doskwiera, ale dajesz radę ukończyć lot rzutem kozim pęcherzem. Tracisz jednak 20pkt bazowej prędkości!
41-65 Idzie Ci raczej przeciętnie. Większość beczek pokonujesz bez większego problemu, choć dwie z nich pieszczą Cię swoim ogniem url=https://www.czarodzieje.org/t19816-kolo-tluczkowej-zaglady]w wylosowane miejsca.[/url] Tracisz 10pkt bazowej prędkości.
66- 85 Jest naprawdę dobrze! Co prawda otarłeś się o jedną z beczek i poparzyłeś url=https://www.czarodzieje.org/t19816-kolo-tluczkowej-zaglady]w wylosowane miejsca[/url], ale poza tym docierasz do celu bez większego problemu nie tracąc wcale prędkości. Ba, nawet przyspieszasz na ostatniej prostej. Dodaj sobie 10pkt do bazowej szybkości.
>86 Jesteś na miotle urodzony! Nie straszne Ci beczki, płomienie, prędkość i zakręty! Jak strzała docierasz z pęcherzem pod pachą do celu, gdzie będziesz mógł popisać się również swoją celnością! Dodaj sobie 20pkt do bazowej prędkości.
K6:
Ta kość wskazuje na celność rzutu kozim pęcherzem!:
1- Czy Ty się w ogóle starałeś, czy po prostu chciałeś się pozbyć koziego pęcherza spod pachy? Nie trafiasz w cel, przez co tracisz 10pkt.
2- Tak, wiem, to piwo na stoiskach jest pyszne, ale niestety nie pomaga w celności. Trafiasz co prawda w cel ale ledwo, a pęcherz odbija się od ścianek beczki. Dodaj sobie 5pkt za celność, bo za styl zdecydowanie nic Ci się nie należy!
3- Bycie ścigającym nie jest Twoim powołaniem, ale przynajmniej wiesz, że piłka idzie do dziurki. Pęcherz nieco wyślizguje Ci się z dłoni i wszystko dzieje się nieco na farcie, ale poza tym możesz dodać sobie do wyniku 10pkt!
4- Jest naprawdę poprawnie! Rzut przeciętny, ale celny. Dostajesz za niego dodatkowe 15pkt!
5- Zdecydowanie nie jest to Twoje pierwsze rzucanie piłką do dziury. Twój styl i oko przewyższają to, co pokazuje większość innych zawodników, za co zostajesz nagrodzony dwudziestoma punktami!
6- Jesteś chyba z kaflem (a raczej z kozim pęcherzem) urodzony! Bezbłędnie trafiasz w sam środek beczki i zgarniasz westchnienia podziwu ze strony obserwujących Cię gapiów. Przyznano Ci za ten popis aż 30pkt!
Kod:
<zgs> Zawody Aingingein </zgs> <zgs> K100 na prędkość: </zgs> <zgs> K100 na beczki: </zgs> <zgs> K6: </zgs> <zgs>Ostateczny wynik: Suma pierwszej k100 + modyfikatory z kostek, kuferka i cech eventowych</zgs>
Bez względu na to, czy zajmiesz miejsce na podium, czy nie, dostajesz maskotkę jako nagrodę za uczestnictwo. Wylosuj przy pomocy k6, co Ci się trafia!
Maskotka:
1 - Sroka z Montrose 2 - Nietoperz z Ballycastle 3 - Harpia z Holyhead 4 - Osa z Wimbourne 5 - Pustułka z Kenmare 6 - Jastrząb z Falmouth
I miejsce: Julia Brooks - 160pkt. II miejsce: III miejsce:
Creaothceann
Tak, wszyscy wiemy, że ta gra do legalnych nie należy. Jednak z okazji tak pięknego święta opracowano bezpieczną wersję, którą dopuszczono do dzisiejszych obchodów.
Zasady:
Z leciutkimi kociołkami przywiązanymi do głowy łapiecie materiałowe piłeczki, stylizowane na kamienie. Oczywiście wygrywa ten, kto uzbiera ich najwięcej w określonym czasie!
Rzucacie dwoma kośćmi: literkąoraz k100 i patrzycie na swój wynik. Trzy osoby z największą liczbą punktów mogą liczyć na nagrody (1 miejsce: -50% w wybranym sklepie miotlarskim + specjalna pasta do miotły (+2 do GM) , 2 miejsce: komplet nowych witek do miotły (+2 do GM) oraz "Nimbus: Od zapałki do sportowego czempiona" z autografami Angielskiej kadry narodowej, 3 miejsce: limitowany kask do quidditcha (+2 do GM) z własnym grawerem oraz breloczek złotego znicza).
Literka:
Ta kość pokazuje, co Ci się wydarzy ogólnie podczas zawodów.
A,B - Balansowanie kociołka na głowie, latanie i wypatrywanie piłeczek wcale nie jest takie proste, prawda? Co chwila Twój kociołek przechyla się, a Ty gubisz piłeczki. Od ostatecznego wyniku odejmij 20!
C,D - Nie idzie Ci najlepiej. Co chwila na kogoś wpadasz, przez co oboje macie straty w złapanych piłeczkach. Oznacz drugiego gracza, który bierze udział w zawodach i obydwoje odejmijcie sobie 15 od ostatecznego wyniku.
E,F - Chyba za dzieciaka nosiłeś na głowie wodę ze studni, bo idzie Ci naprawdę wyśmienicie! Piłeczki wypatrujesz jak sokół, a łapiesz je jak magnes, aż kończysz z pełnym garem. Do ostatecznego wyniku dodaj sobie aż 30 punktów!
G,H - Niby nie jest wybitnie, ale zdecydowanie nie jest najgorzej! Kilka piłeczek spada szybciej, niż nadążasz je łapać, ale ostatecznie i tak uzbierałeś pokaźną ilość. Zdecydowanie jest to Twój dobry dzień! Dodajesz do ostatecznego wyniku 15pkt.
I,J - Jest mocno przeciętnie. Coś tam łapiesz, tyle samo Ci umyka, no na nikim wrażenia na pewno nie robisz. Plus jest taki, że przynajmniej nie kończysz z pustymi rękoma, ale prędkość działa na Twoją niekorzyść. Wiejący wiatr sponsoruje Ci lebetiusa. Polecamy wizytę u uzdrowiciela!
K100:
Ta kość determinuje, ile piłeczek znajduje się w Twoim garneczku na koniec zawodów. Jeśli masz cechę gibki jak lunaballa na start dodaj sobie 15 piłeczek, a jeśli natomiast jesteś połamanym gumochłonem odejmij 15 piłeczek.
Każdy biorący udział w zawodach losuje sobie przy pomocy k6 nagrodę za uczestnictwo.
Maskotka:
1 - Sroka z Montrose 2 - Nietoperz z Ballycastle 3 - Harpia z Holyhead 4 - Osa z Wimbourne 5 - Pustułka z Kenmare 6 - Jastrząb z Falmouth
Kod:
<zgs> Zawody Creaothceann </zgs> <zgs> Literka: </zgs> <zgs> K100: </zgs> <zgs>Ostateczny wynik: Suma modyfikatorów z kostek i cech eventowych</zgs>
I miejsce: II miejsce: III miejsce:
Jedzenie i Napoje
Oprócz miotlarskich klasyków i gier organizatorzy zadbali również o to, by nikt nie chodził głodny, czy spragniony. Postawiono stoiska, na których można zaopatrzyć się w różnego rodzaju przekąski i napoje.
Jedzenie:
- czekoladowe znicze
- piernikowe pałki
- marcepanowe miotły
- karmelowe kafle
Napoje:
- Dowolne magiczne piwo
- Big Ben
- Jad Kirlija
- Herbata imbirowa mątwa
- Sen memortka
- Drink "Tłuczek" czyli spirytus z sokiem z cytryny w proporcji 50/50, podawany na lodzie. Kwaśny, mocny i wali po głowie jak tłuczek, stąd też jego nazwa.
- Dyptamowy Smakosz
Upominki
Na wydarzeniu nie mogło zabraknąć niewielkich straganów, oferujących upominki dla każdego fana magicznego sportu. Każdy może zaopatrzyć się tu w fanty z logo swojej ulubionej drużyny, lub sprzęt, który akurat potrzebuje wymienić na nowy. Rozliczeń dokonuj w odpowiednim temacie.
Asortyment:
- Dowolna miotła brytyjska o 50 G taniej niż w spisie. - Limitowana edycja koszulek do Quidditcha (+1 do GM) - 40 G - Bryloczek w kształcie dowolnego modelu miotły - 8 G - Bryloczek z logo dowolnej drużyny Q - 10 G - Magiczne naszywki drużyn Quidditcha z całego świata - 20 G - Zestaw do pielęgnacji miotły - 20 G -Frotka treningowa (+1 do GM) - 50 G
Strefa V.I.P
W tym roku gwiazdami wydarzenia są Tajfuny z Tutshill. Za skromną opłatą 30g można zrobić sobie z nimi zdjęcia, przeprowadzić wywiad, czy poprosić o autograf na ulubionej parze bielizny. Jeśli jesteś dziennikarzem/fotografem lub pracujesz w mediach możesz dostać się do zawodników za darmo w ramach pracowniczej jednopostówki.
Niespodzianka:
By sprawdzić, czy masz farta rzuć literką:
A jak AKYSZ! - Zapłaciłeś za wejście, uszykowałeś zdjęcie do podpisu, a tu KLOPS! Drużyna widocznie właśnie jest w trakcie jakiegoś sporu i ochrona przegania Cię z namiotu. Lepiej się posłuchaj, chyba że lubisz szpitalne klimaty londyńskiej placówki.
B jak Bardzo nam miło - Tajfuny okazują się być kulturalnymi i przesympatycznymi ludźmi. Zagadują Cię i przez dłuższy czas prowadzicie rozmowę, która naturalnie kończy się zdjęciem, czy autografem na czymkolwiek sobie wymarzysz.
C jak Chyba nie taki był plan - Na pierwszy rzut oka wszystko wydaje się śmigać. Robicie sobie zdjęcie w objęciach, jak najlepsze ziomeczki, lecz po jakimś czasie zaczynasz zauważać na swoim ciele charakterystyczne plamy. Okazało się, że jeden z zawodników nieświadomie zaraził Cię kiełkującą w nim groszopryszczką. Przez najbliższy wątek musisz uwzględnić swoją chorobę lub napisać jednopostówkę na przynajmniej 2500 znaków, gdzie leczysz przypadłość.
D jak dumni aż zanadto - Okazuje się, że zawodnicy Tajfunów wcale nie są najlepszymi towarzyszami rozmowy. Cały czas nic tylko chwalą się swoimi osiągnięciami i w ogóle nie zwracają uwagi na to, co mówisz.
E jak Ekscytująca schadzka - Okazuje się, że wpadłeś jednemu z zawodników w oko. Oprócz zdjęcia i autografów dostajesz nawet zaproszenie na wieczornego drinka! Skorzystasz z takiej okazji? Jeśli masz ochotę skorzystać z zaproszenia zgłoś się do najbliższego Mistrza Gry po ingerencję związaną z tym wydarzeniem.
F jak farciarz roku - Rozmowa z drużyną kleiła się na tyle, a zawodnicy polubili Cię tak mocno, że postanowili podarować Ci rzadki upominek. Otrzymujesz od nich jedną z niewielu par rękawic do Quidditcha podpisaną przez legendarnego szukającego Plumptona! Po przedmiot zgłoś się w odpowiednim temacie.
G jak Gruba impreza - Trafiasz w sam środek popijawy. Sportowcy w końcu też ludzie i pić coś muszą. Problem jest jednak taki, że niektórzy z nich są już zdrowo nabzdryngoleni. Dorzuć k6 wynik nieparzysty oznacza, że pijany sportowiec postanowił Cię poobrażać i wywalić z namiotu, a wynik parzysty, to zaproszenie do wspólnego picia z Tajfunami.
H jak Histeria fana - Niby wszystko jest w porządku. Widzisz jak Tajfuny się do Ciebie uśmiechają i wokół panuje bardzo przyjazna atmosfera. Mimo wszystko nagle łapie Cię cholerna trema i ledwo jesteś w stanie cokolwiek z siebie wydusić, a dłonie trzęsą Ci się i pocą tak, że upuszczasz wszystko, co masz w rękach.
I jak Imitacja - Podchodzisz do zawodników, robisz sobie z nimi zdjęcie, rozmawiacie i nagle... Coś zdaje Ci się być nie tak. Przyglądasz się lepiej jednemu z Tajfunów i zdajesz sobie sprawę, że to wcale nie zawodnik drużyny, a ktoś cholernie do niego podobny. Widać ktoś był tu zbyt ważny, by osobiście pojawić się na spotkaniu z fanami.
J jak jagodowa przygoda - Tego to się chyba nie spodziewałeś. Po pogawędce z Tajfunami nie dość, że otrzymałeś to, na czym Ci zależało, to jeszcze zawodnicy dorzucili Ci butelkę jagodowego jabola. To się nazywa przyjemne z pożytecznym!
Uwaga! Wyniki konkurencji i rozdanie nagród odbędzie się 8 czerwca! Do tego momentu tabela wyników może ulegać zmianie.
outfit W odróżnieniu od swojej siostry, Larkin lubił latać jednak jedynie na pegazach. Nie przepadał za miotłą i zajęcia z quidditcha niezbyt chętnie wspominał. Nie przeszkadzało mu więc, że na obchodach brakowało wyścigów, czy innych zabaw, choć jednocześnie widział, że można było przetestować modele mioteł, czy dać się podpalić w trakcie rzutem czymś. Co najwyżej mógłby przetestować miotły sportową i rodzinną, ale nie dałby się namówić, nawet Lei, na wzięcie udziału w zabawach. Co innego picie… Nie zdążył jeszcze rozejrzeć się uważnie i sprawdzić, co znajduje się w ofercie stoisk, kiedy dostał szklankę pełną czegoś. - Tłuczek? – spytał retorycznie, unosząc lekko brew ku górze, uśmiechając się lekko kącikiem ust. Mógł się spodziewać, że nazwy będą równie miotlarskie, co cały dzień. Chciał już skomentować kolejne słowa siostry, które nie wiedział, czy miały być komplementem, czy lekkim wyśmianiem, ale nie zdążył, widząc, jak niewiele brakowało, aby został opluty. Uniósł szklankę do ust, chwilę wąhając jego zawartość, aby samemu pociągnąć łyk, mrużąc oczy, gdy tylko poczuł jak alkohol pali jego gardło. Chyba zaczynał rozumieć skąd ta nazwa. - Po pierwsze, zawsze chodzę tak ubrany, a po drugie… Jeśli ja miałbym podrywać zawodniczki, to ty chyba planujesz całe męskie grono tej imprezy, co? – odpowiedział, odrobinę zachrypniętym od drinka głosem. - Jak myślisz, ile trzeba wypić, żeby uderzyło do głowy? Może wtedy sam wsiadłbym na miotłę – dodał śmiejąc się cicho, upijając kolejny łyk, marszcząc przy tym brwi, Nie spodziewał się, że będą mieć równie mocny alkohol na tego typu wydarzeniu, ale nie narzekał. Rozejrzał się wokół nich, nie zwracając większej uwagi na ludzi, skupiając się na ulotkach i tablicach informacyjnych. Wyglądało na to, że została otwarta strefa VIP z jakąś drużyną. Spojrzał na swoją siostrę, zastanawiając się, czy zamierzała tam iść. Wstyd się przyznać, ale nie był pewny, czy miała swoją ulubioną drużynę, której kibicowała i akurat była to ta, czy jednak nie. - Idziemy za moment spotkać się z drużyną i zrobić jakieś zdjęcie, czy szukamy miejsc, gdzie będzie mogła przypadkiem pozować? – spytał, z odrobiną złośliwości w głosie, za którą kryła się cała nadzieja w to, że Leighton kiedyś będzie znaną modelką.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Spojrzał z zaciekawieniem na podarowany mu kapsel, po czym roześmiał się, choć musiał przyznać, że zrobiło mu się miło na serduszku. -Mówisz, że mogę aż tak zabalować? - Zapytał ironicznie, po czym schował świstoklik do kieszeni. -Dzięki stary, naprawdę doceniam. - Powiedział już poważniej, klepiąc się jeszcze po miejscu, gdzie ulokował kapsel. Zdecydowanie lepiej byłoby, gdyby w razie czego go wyrzucił, albo będzie miał niespodziewaną podróż prosto do Dareczkowego zamku. -No to widocznie wygrałeś na loterii skoro w tym roku to oni tu rządzą. Ponoć za jakąś tam opłatą można wbić im do namiotu i popatrzeć jak przebierają spocone tyłki po meczu. Hajs idzie na jakąś instytucję charytatywną, czy coś w ten deseń. - Przyszedł przygotowany, ale też ciężko było nie widzieć tego wielkiego, rażącego po oczach napisu na plakacie, który głosił o tej jakże honorowej i niepowtarzalnej okazji, jaką Tajfuny łaskawie tutaj stwarzały dla swoich fanów i ewentualnych wrogów, którzy gotowi są zapłacić kilkadziesiąt galeonów za przyjebanie im w mordę. -Spirytus? Mam nadzieję, że mnie nie okłamujesz! - Prychnął widząc, jak Darrenowi wykrzywia się morda, po czym sam złapał za kieliszek i od razu go opróżnił. -Ja pierdolę, faktycznie jebie po ryju. - Otrząsnął się, zagryzając piernikową pałką, choć szczerze średnio to pomogło, bo palące uczucie było zbyt intensywne. -Jak na odpowiedzialnych dorosłych przystało, nie zostaje nam teraz nic innego, jak walnąć po jeszcze jednym i wsiąść na któryś z testerów. Jestem ciekaw, co też stajnia Nimbusa ma nowego. - Podał Shawowi kolejny kieliszek, stukając się z nim, po czym znów wlał sobie spirytus do gardła czując, że wzrok na chwilę odmówił mu posłuszeństwa. -No to komu w drogę temu kij między nogi! - Powiedział z wyraźnie większym i wyraźnie porobionym uśmiechem, po czym klepnął Darrena po plecach i udał się do stanowiska testowego.. Błękitnego bojlera. Cóż, mogło mu się co nieco popierdolić po tym spirytusie, co zrozumiał dopiero gdzieś w połowie lotu, gdy zdał sobie sprawę, że jakoś tak wolno mało ekscytująco mu się leci. Bawił się jednak świetnie i nawigował nawet lepiej niż na trzeźwo, choć jednak producenci mogli mieć nieco inne zdanie, gdy kukły imitujące rodzinę powoli zaczynały lądować na ziemi. Cóż, na ojca to Max zdecydowanie się nie nadawał.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Oj tak tego nie dało się zaprzeczyć, że upór Brooks był ogromny, ani tego że po raz kolejny Strauss godziła się na coś tylko po to, aby w końcu mieć święty spokój i móc wrócić do swoich zajęć, które w większej mierze obejmowały po prostu próby nie zwariowania i robienia czegoś konstruktywnego. Niemniej teraz mogła jedynie łazić za koleżanką i trzymać ją pod ramię, aby ta mogła nieco swobodniej kuśtykać i w miarę potrzeby opierać się na niej, aby odciążyć bolącą kończynę. Co i tak jakoś średnio wychodziło, bo głównie to Violetta była ciągana za panią kapitan w różnych kierunkach. Julia już zaczynała jej mówić o swoim wielkim planie, gdy nagle tuż obok nich odezwał się kolejny niezwykle znajomy głos. Ścigająca uśmiechnęła się delikatnie na widok Brandon chociaż ostatnie ich spotkanie było... dziwne. Zresztą to było mało powiedziane. Sama nie wiedziała czy cieszy się na jej widok czy jest jej niezręcznie po poprzednim razie. - Cześć, Vic - przywitała się krótko, a następnie spojrzała na Brooks, która już zaczynała wprowadzać poprawki do swoich planów. - Test Nimbusa to nie jest taki zły pomysł. Mam nadzieję, że będziesz mnie łapać jeśli się spierdolę z miotły. Ups, zapomniała na chwilę o tym, że Victoria znajdowała się w pobliżu. Podobne rozmowy z Julią należały w zasadzie do codzienności, ale biorąc pod uwagę charakter byłej pani prefekt i to w jakim stanie widziała ją ostatnim razem jakoś nie sądziła, aby była wielką entuzjastką prób latania na miotle. Dlatego też jeszcze krótko zerknęła w jej kierunku. Czemu w ogóle czuła taki respekt do niektórych koleżanek z domu. Coś było w tych Krukonkach.
- Nie za wcześnie cię trzasnęło? - spytał Shaw po wypiciu drugiego "Tłuczka", nieco zdziwiony już osiągniętym stanem. Szybko otrzymał jednak odpowiedź, bo spirytus z cytrusami zaczął nagle szumieć też w jego uszach, a po karku rozlała mu się nagła fala gorąca. - No to idziemy, ale najpierw się przelecę na Nimbusie - oznajmił niecierpiącym sprzeciwu głosem Shaw - Na coś muszę przejebać wygraną z ligi - dodał ze wzruszeniem ramion, łapiąc w locie kolejne piwo, tym razem jakieś irlandzkie, pokolorowane na zielono. Krukon nie powtórzył błędu Solberga - być może jeszcze nieco lepiej przyjmował wpływ alkoholu na funkcje motoryczno-poznawcze - i skierował się od razu do stanowiska Nimbusa, omijając nowy model Butli, który obchodził go tyle co zeszłoroczny śnieg. Miotła była wprost perfekcyjna - idealnie odpowiadała na nawet najdelikatniejsze ruchy Shawa, gładko przyśpieszając i jeszcze płynniej hamując. Co prawda z powodu dość sporej liczby osób fruwającej nad głowami to nie mógł rozwinąć pełnej prędkości - w tym coraz bardziej wskazującym stanie to i tak było niewskazane - ale był pewien, że gdyby czekała go jeszcze jakaś kariera na polu quidditcha amatorskiego, szkolnego, to zapewne zainwestowałby w ten model. Czasy hogwarckie powoli jednak dobiegały końca i nowa miotła nie była mu potrzebna. Kiedy prędkość zaczęła coraz bardziej szumieć mu w uszach, Shaw zdecydował się wylądować i znaleźć ponownie Solberga. - Przeleć się tym sprzętem, stary - powiedział, wciskając mu do ręki kolejny drink - Tylko nie pokoloruj boiska - dodał, zabierając się za uspokojenie żołądka małą dawką alkoholu.
Uśmiechnęła się lekko, zdając sobie sprawę z tego, że właściwie nikt nie spodziewał się jej tak wcześnie w kraju, w końcu rok akademicki nie dobiegł jeszcze tak naprawdę końca. Jednakże istnieli studenci wybitni, którzy swoim urokiem osobistym byli w stanie zmusić profesorów do tego, by pozwolili przystąpić im do egzaminów we wcześniejszym terminie, o czym zaraz powiadomiła Julię, wzruszając lekko ramionami i odpowiadając na jej uścisk. Musiała przyznać, że brakowało jej tego, tak samo, jak Lei, kiedy została sama we Francji i zaczęła dostrzegać, jak bardzo nudziła się jednak bez odpowiedniego towarzystwa. - Więc, melduję, że od kolejnego roku wracam do drużyny - dodała jeszcze, a jej oczy błysnęły, gdy tylko zdała sobie sprawę z tego, że naprawdę będzie miała możliwość znowu zagrać w odpowiednich barwach, że będzie mogła znowu nie przejmować się tłuczkami i wpadać na drzewa, jak jej się to tylko podobało. Sprawiało jej to wielką przyjemność, a skoro mogła do tego wrócić, jednocześnie całkowicie świadomie poświęcając się pracom nad miotłami, musiała przyznać, że była szczęśliwa. Zaraz też spojrzała spod przymkniętych powiek na Violę, a w kącikach jej ust pojawił się lekki, ledwie dostrzegalny uśmiech, gdy zapytała ją, czy powinna wyczarować mydło i przeczyścić jej usta. Wyjazd do Francji zmienił ją jednak nieznacznie, powodując, że przestała reagować w idiotyczny sposób na niektóre rzeczy, że jej gorset, w który sama się zapięła, rozluźnił się, pozwalając jej dostrzegać rzeczy, jakich nie widziała wcześniej. I była za to niezmiernie wdzięczna Lei, która krok po kroku wyciągała ją z mroków, w jakich sama się zamknęła. - Będę cię łapać w swoje wątłe ramiona - obiecała, biorąc obie dziewczyny pod ramię, wsuwając się pomiędzy nie. - Ale skoro już zaproponowałam, że najpierw się napijemy, to chodźmy. Uznajmy, że to z mojej strony propozycja urozmaicenia tego dnia - dodała, zdając sobie sprawę z tego, że zapewne jej poziom picia nie mógł równać się ich, ale nie zamierzała sobie odmawiać dobrej zabawy, czując się naprawdę niesamowicie swobodnie, dopytując jednocześnie, co tak właściwie działo się w ostatnim czasie, co byłoby ciekawsze od wszystkich problemów, o jakich już czytała.
Brandonówna faktycznie była wybitna, i to nie tylko z transmutacji. Miała bowiem wybitną zdolność irytowania Brooks, w czasach kiedy to Vicky pełniła jeszcze funkcję prefekta. Julka zastanawiała się niekiedy, jak ktoś tak młody może zachowywać się tak dorośle. Zwykła nawet czasem żartować, że Vicks musiała za młodu usiąść na miotle złą stroną i tak już jej zostało. Dziś jednak naprawdę cieszyła się na jej widok. Koniec końców grały ze sobą w jednej drużynie przez lata i gdzieś tam w głębi serce naprawdę ją lubiła.
- No, kolejne dobre wieści! – ucieszyła się na wieści o powrocie do drużyny. – Trzeba odzyskać tytuł i zmazać ryżemu z twarzy ten cwaniacki uśmieszek. „Włożyłem sporo wysiłku i serca, żeby postawić tą drużynę z powrotem na nogi.” Pfff… "Tę" drużynę, nie "tą"- parsknęła jeszcze, przedrzeźniając słowa Fitza z ostatniej lekcji u Walsha i dosrywając się do gramatyki, jak na dobrą Krukonkę przystało. – W każdym razie! Tak jak Vicksa mówi. Najpierw drinki, a potem postaramy się nie zabić na nowym Nimbusie. Słyszałam, że jest szybszy o całe 8 mil od modelu z 2015 roku, a obręcze i podnóżek zrobiono z elektrum, dzięki czemu jest jeszcze lżejszy, a przy tym bardziej odporny na podmuchy wiatru – zajarała się momentalnie opowiadając o nowym dziele brytyjskiej firmy miotlarskiej, która od dekad wyznaczała nowe trendy w miotlarstwie i popychała naprzód całą branżę, ciesząc przy tym serce miotłozjebów, takich jak te trzy Krukonki.
Kuśtykając boleśnie, aczkolwiek radośnie i podpierając się o ścigającą Srok, ruszyły w kierunku stoiska z napojami. Okazja do świętowania była niemała, tak więc Julka postanowiła, że nie powinny się rozdrabniać, tylko od razu zacząć z wysokiego „ce”. Odebrała więc od barmana trzy „tłuczki”, które to następnie podała dziewczynom. – No to co? Za powroty. I za Ravenclaw! – wzniosła toast z wyszczerzem, szybko wypijając zawartość kubeczka. I na Merlina, od razu pożałowała swojej łapczywości. Alkohol był tak mocny, że z miejsca zaczęła kaszleć, a oczy zaszły jej łzami. Prychając jak rogogon starała się odegnać od siebie opary spirytusu, ale bezskutecznie. Kiedy już jednak poczuła się lepiej, wybuchła po prostu śmiechem. Ten dzień zapowiadał się wyjątkowo zajebiście.
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Obserwowanie Josha sprawiało Christopherowi wiele przyjemności. Musiał jednak przyznać, że uśmiechał się również pod nosem z rozbawienia, nie mogąc się do końca przed tym powstrzymać. Widział, jaki ten był podekscytowany, czuł, jak zaciskał palce na jego dłoni, jak sprawiał wrażenie, że jeszcze chwila i zacznie kręcić się dookoła własnej osi, niczym dziecięcy bączek, byle tylko zobaczyć wszystko, co się dookoła nich działo. Był przez to zdecydowanie słodki, choć jednocześnie Christopher obawiał się, że cała ta impreza skończy się na niejednym guzie, ale tę myśl zatrzymał dla siebie. Ostatecznie bowiem jego ostatnie przygody w rezerwacie były dowodem na to, że nawet będąc doświadczonym w danej dziedzinie nauki, można popełnić nieprawdopodobnie wręcz głupie błędy. Pokręcił lekko głową na wszystkie te uwagi Josha, które wypowiadał chyba na jednym wdechu, odnosząc wrażenie, że właśnie znalazł konkurentkę do serca swojego męża. Zarumienił się dość mocno, kiedy Josh tak bezpardonowo pocałował go pomiędzy tymi wszystkimi ludźmi, ale nie skomentował tego, nie zaczął go strofować, jedynie mocniej zacisnął palce na jego dłoni, chcąc dać mu znać, że wciąż nie do końca czuł się z tym pewnie. Później zaś po prostu skrzyżował ręce na piersi, pozwalając na to, żeby jego mąż faktycznie robił to, na co miał ochotę. Uprzejmie odmówił, gdy zapytano go, czy i on zamierza brać udział w tych testach. - Zaraz zacznę się zastanawiać, czy na pewno mówimy o miotle - mruknął zaczepnie w odpowiedzi, spoglądając na Josha ponad oprawkami okularów, a w kąciku jego ust czaił się lekki, ledwie dostrzegalny uśmieszek. - Chodź, zanim zacznę być zazdrosny. Pokaż mi lepiej, jak idzie ci z moim narodowym sportem - dodał, wracając do wcześniejszego tematu, doskonale wiedząc, że nie do końca mówił prawdę. Nie nazwałby bowiem Aingingein grą, z której słynęła Irlandia, ale mimo wszystko wychodził z założenia, że może to zrobić w tej chwili, być może nieco drażniąc się z Joshem, być może jedynie zachęcając go do tego, żeby faktycznie skoncentrował się dosłownie na wszystkim, co tutaj oferowano. - To prawda, że można spotkać się dzisiaj z członkami jednej z drużyn? - zapytał jeszcze nieco niepewnie, rozglądając się po okolicy, będąc przekonanym, że w pobliżu na pewno były rzeczy, którymi warto było się zainteresować. Nie był do końca pewien, co dokładnie sprawiłoby Joshowi przyjemność, ostatecznie wydawało się, że ten miał wszystko, co chcieć miał - poza najnowszym modelem miotły - ale Chris nie zamierzał poddawać się tak łatwo, zakładając, że jeszcze dostrzeże coś, co mógłby wręczyć Joshowi.
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Powrót Victorii do ojczyzny z pewnością ucieszył niejedną osobę z jej otoczenia. W końcu wszyscy niezwykle przeżywali fakt, że Brandon postanowiła przenieść się do Francji. Jak widać jednak nie tak łatwo było uciec od Hogwartu i ludzie wracali do niego, gdy tylko jakoś ułożyli sobie własne sprawy. Uśmiechnęła się jedynie na zapewnienie dziewczyny, że wkrótce powróci do drużyny. Na pewno była to dobra wiadomość. Brakowało im zdecydowanie dobrej szukającej. Co prawda jakoś jeszcze dawali sobie radę, ale z pewnością wkład ich byłej, ale już wkrótce obecnej zawodniczki okaże się decydujący. - Użyli elektrum? No nieźle. W takim razie na pewno muszę wypróbować tę miotłę - odezwała się wreszcie, gdy tylko Brooks przeszła na temat najnowszego modelu Nimbusa. Jakby nie patrzeć cała trójka tutaj była niezwykle zafascynowana nie tyle samym Quidditchem, ale i miotłami jako środkami transportu i sprzętem sportowym. Wyglądało również na to, że Brandon pomysł testowania nowego modelu też przypadł do gustu i nawet nie krzywiła się na myśl, że mogą sobie przy tym zrobić krzywdę. Prawdziwy sukces. Brandon w końcu im nie matkowała. Chociaż przynajmniej wtedy ktoś wybiłby jej z głowy chociażby takie pomysły jak picie Tłuczka w towarzystwie pozostałych Krukonek. Oczywiście, że Julia musiała się zdecydować akurat na tego jednego konkretnego drinka. Nieważne co było w składzie, bo była pewna, że Brooks i tak zamówiłaby to przez wzgląd na samą nazwę. Tak więc Strauss przyłączyła się do krótkiego acz niezwykle prawilnego toastu po czym sama przystawiła swoją szklankę do ust. I już od pierwszego łyka wiedziała, że picie czegoś tak mocnego i to jeszcze tak łapczywymi haustami było zdecydowanym błędem. Sam w sobie drink był niezwykle mocny, a dodając do tego jeszcze ogólne osłabienie organizmu Strauss sprawił, że faktycznie poczuła się jakby została trafiona tłuczkiem. Zarówno w głowę, jak i w brzuch. Zachwiała się i momentalnie poleciała w kierunku stojącej obok Brandon, szukając w niej schronienia. Przynajmniej ona mogła jej służyć za oparcie. - O kurwów sto, chujów tysiące - wyjąkała jakoś, jeszcze przynajmniej składnie i ukryła twarz w zagłębieniu szyi Victorii. Wzięło ją. Naprawdę ją wzięło. Kto to jeszcze widział, żeby Violetta została pokonana i to tak momentalnie przez jednego tylko drinka? Potrzebowała zdecydowanie chwili dla siebie, aby odetchnąć i dać alkoholowi wyparować z organizmu, co mogło jednak zająć dłuższą chwilę.
47, 3; 5 Zawody Aingingein K100 na prędkość: 47 + 30(kuferek) = 77 K100 na beczki: 3 + 5(cecha) = 8 (łydka p, skroń, skroń, łydka l, nos, stopa l) K6: 5 +20 = 25 Ostateczny wynik: 110 Uśmiech na twarzy miotlarza jedynie się poszerzył, gdy usłyszał słowa męża, zwracające mu uwagę na to, jak brzmiały jego własne. W połączeniu ze spojrzeniem znad oprawek okularów dawały piorunujące wrażenie, sprawiając, że przez plecy Josha przebiegł dodatkowy dreszcz, nie mający nic wspólnego z quidditchem, a przez który miał ochotę teleportować ich do domu. Szczęśliwie Christopher zdołał odwrócić jego myśli od zgoła innych przyjemności, wspominając o grze, którą przygotowano niewiele dalej. - Ja i cokolwiek z ogniem związanego to nie jest dobre połączenie… Na Celtyckiej Nocy skacząc przez ognisko podpaliłem sobie kurtkę i Alex musiał mi ją naprawiać – odpowiedział mężowi, ale nie stawiał się. Wręcz przeciwnie! Gdy tylko dotarli na miejsce, upewnił się, jak długo muszą czekać na swoją kolej, zgłaszając swoją chęć we wzięciu udziału. W międzyczasie rozglądał się jeszcze wokół, dostrzegając stoisko, gdzie można było kupić pamiątki, na które już teraz cieszyły mu się oczy. - Tak, można iść do Tajfunów, żeby zrobić sobie z nimi zdjęcie… Nie wiem czy chcę, chyba że ty im kibicujesz – odpowiedział, wracając spojrzeniem do męża, którego nagle objął znów ramieniem. Powstrzymywał się od pocałowania go znów, pamiętając reakcję zielarza sprzed testowania Nimbusa 2022 i nie chciał niepotrzebnie go peszyć. Ostatecznie mieli obaj dobrze się bawić, a taki tłum był sam w sobie męczący. - Tam sprzedają wszystko, czego może zapragnąć fan miotlarstwa… Mam nadzieję, że niektóre dzieciaki pójdą tam po rękawice, albo koszulki. Fajna sprawa. Ja nie miałem na studiach, potem latałem w klubowym stroju, a teraz jestem właściwie profesorem i jakoś… Mam gogle – zaśmiał się, machnąwszy ręką, wyraźnie nie zamierzając pochylać się dłużej nad tym, dlaczego nie miał niektórych rzeczy, choć zdecydowanie poprawiłyby jego komfort latania na miotle w trakcie prowadzenia zajęć. Nie zdążył nawet nic więcej dodać, gdy został wywołany do zawodów Aingingein. Wsiadł na miotłę, czując, że ten lot będzie trudny. Po locie na Nimbusie 2022 wyraźniej odczuwał problemy wysokich przy standardowego rozmiaru miotle, gdzie kolana dziwnie odstawały. W trakcie zwykłego meczu Quidditcha nie stanowiło to problemu, ale teraz, kiedy miał przelecieć przez płonące beczki, nie był taki pewny. Usłyszał sygnał do startu i ruszył przed siebie, lecąc przez płonące beczki i od samego początku czuł, że to nie był dobry pomysł. Sześć beczek i sześć poparzeń. Pierwszym, gdzie poczuł ból, była prawa łydka, a kiedy próbował odwrócić się, żeby nie zahaczyć ponownie nogą o ogień, płomienie dwukrotnie liznęły jego skroń. Głowa była jednak ważniejsza do obrony, nic więc dziwnego, że przy czwartej beczce poparzył sobie lewą łydkę, zaliczając również dwie kolejne płonące obręcze i przypalony nos oraz lewą stopę. Cisnął kozim pęcherzem trafiając do celu i prędko lądował na ziemi, zamierzając ugasić płonące ubranie, nie tracąc jednak uśmiechu z twarzy. - To był ostatni raz, kiedy biorę udział w twoim narodowym sporcie – zaśmiał się do męża, rzucając proste aquamenti na płonące nogawki spodni. - Jesteś w stanie mi to naprawić? – poprosił, wiedząc, że z nich dwóch, to właśnie Christopher ma większe zdolności transmutacyjne.
— Szerze mówiąc, wolałabym wybierać w pełnym składzie, no ale skoro już zgodziłeś się tutaj ze mną przyjść, to panie zostawię Tobie. Tak pewnie będzie sprawiedliwie. — Nie brzmiała na przekonaną i na koniec wydęła smutno wargi, ale był to smutek tak ogromny i głęboki, że w ciągu sekundy zupełnie o nim zapomniała. Nie chciała też burzyć światopoglądu braciszka i uświadamiać go, że na wydarzenia sportowe ludzie zwykle ubierają się, no, sportowo. No i co też miała niby do gadania w tej ciasnej kiecce, w której ledwo dałaby radę usiąść porządnie na miotle? — Jeśli mam być szczera, myślę, że samo powąchanie może nieźle namieszać w głowie. Wleję w Ciebie odpowiednią ilość, ukradniemy najnowsze miotły i polecimy w cholerę, po drodze urządzając sobie wyścig. Deal? — uniosła brew i roześmiała się w głos, absolutnie beztrosko. O jakże brakowało jej Anglii, to właśnie w domu czuła się tak naprawdę sobą. We Francji zawsze kogoś udawała, a to wielką modelkę, a to niezwykłą Krukonkę, a to zimną sukę, wszystko, żeby przetrwać. Teraz mogła rzucać głupimi żartami, doskonale wiedząc, że zostaną zrozumiane, albo przynajmniej zaakceptowane. Tęskniła za LJ bardziej, niż ośmieliłaby się przyznać. — Poważnie? — spojrzała na brata roziskrzonymi oczyma. W kieszeniach miała zaledwie parę galeonów bo wszystko przepieprzyła na nowe farby, pędzle i podobrazia i nawet nie proponowała pójścia do strefy vip, bo nie chciała naciągać Larkina, który z kolei na bank zamierzał wyposażyć się w jakieś absolutnie niezbędne dłuta – jak zawsze. Sprzedała mu kuksańca łokciem w bok, kiedy sobie z niej zażartował, ale sama również się zaśmiała, trochę rozczulona tym, że tak po prostu ją przejrzał – jakby sama podzieliła się z nim swoimi myślami i zamiarami. — Wejdźmy i się przekonajmy! — uśmiechnęła się szeroko, bo wyszła z założenia, że skoro nie mają skonkretyzowanych planów, to najlepiej będzie płynąć z prądem. Prąd za to oznajmił im, że to czas na imprezę, bo właśnie na tej aktywności zastali członków drużyny – na ostrym chlaniu i jeszcze ostrzejszej imprezie; no, w każdym razie na tyle, na ile pozwalały im okoliczności. Nie spodziewała się tego, ale absolutnie nie dała tego po sobie poznać – pozwoliła, by jej kroki nabrały lekkości i nieco rytmu odpowiadającemu płynącej tu muzyce. Uśmiechnęła się czarująco do kilku zawodników i, cóż, pozwolono im tu zostać. — Wiesz co, tutaj chyba mogę bawić się i pozować jednocześnie, gdzie będą najchętniej robić zdjęcia, jeśli nie tutaj? — wyciągnęła szklankę ku górze, by stuknąć się szkłem z LJem i skrzywiła się jeszcze zanim dotknęła wargami jej brzegu.
opłacona strefa VIPF - farciarz roku Larkin uśmiechnął się jedynie kącikiem ust na jej uwagę, dziękując od razu za wspaniałomyślność swojej siostry. Kusiło go zaproponować, żeby zwyczajnie wspólnie znaleźli jakąś dziewczynę, z którą Lea mogłaby się zabawić, a on mógłby wykorzystać to do rzeźby, jaka krążyła w jego myślach od jakiegoś czasu. Powstrzymał się jednak od tego, uznając, że nie będzie myślał teraz o niczym, a zwyczajnie bawił się w towarzystwie siostry tak, jak tylko będą mieć ochotę. - Oboje wiemy, że wygrasz, a ja skończę gdzieś w krzakach połamany – odpowiedział prosto, spoglądając mimo wszystko w stronę nowych modeli mioteł. Taka ucieczka z miejsca imprezy, będąc pod wpływem alkoholu… Pokręcił głową, zgadzając się na układ, choć wiedział, że nie dojdzie do niczego podobnego. Mimo to jego myśli przez chwilę jeszcze krążyły wokół ewentualnej przygody, jaką z pewnością byłaby ucieczka przed pozostałymi członkami imprezy. Podejrzewał, że dość szybko ktoś z Ministerstwa Magii zapukałby do ich drzwi. Ostatecznie chyba miotły miały jakiś namiar na siebie nałożony, prawda? Zaraz też napił się kolejny łyk tłuczka, mrucząc pod nosem, że zdecydowanie zbyt wiele myśli. - Poważnie. W końcu nie powiesz mi, że w tej spódniczce planowałaś wsiąść na miotłę…? Czy jednak poczucie wolności nie ogranicza się tylko do wiatru we włosach? – odpowiedział, unosząc lekko brew ku górze, gdy kierował się za siostrą w stronę odpowiedniego namiotu. Miał nadzieję, że będzie mieć o czym porozmawiać z członkami drużyny, których nawet nie znał z imienia. Odnosił jednak wrażenie, że wystarczy okazywać lekkie zainteresowanie i pozwalać mówić sławnym osobom, aby te nie dostrzegały, że właściwie nie ma się bladego pojęcia o temacie rozmowy. Zapłacił za nich oboje za wejście do strefy VIP i już po chwili mógł widzieć, jak jego siostra zachowuje się jak ryba w wodzie. Nie zdziwił się za bardzo, gdy zaproszono ją do picia, samemu wdając się na moment w rozmowę, z której niewiele potrafiłby powtórzyć, a po której otrzymał rękawice podpisane przez legendarnego szukającego, jakiegoś Plumptona. Wyraźnie źle zrozumieli tłumaczenie Larkina, gdy mówił, że od drewna często ma drzazgi w dłoniach. Cóż, być może zrobiło im się go żal? A może go polubili? Tak, czy inaczej, już po chwili LJ miał na swoich dłoniach rękawice, o dziwo pasujące mu rozmiarem, którym przyglądał się z lekkim zdziwieniem. - Poca spesa, tanta resa! Jak dla mnie możemy tu zostać tak długo, jak będziesz chciała. Jest… dziwnie, ale nie najgorzej – odpowiedział siostrze, stuknąwszy się z nią szklanką, zaraz też chwaląc się jej rękawicami, próbując zobaczyć jej reakcję i wiedzieć, czy ma je sobie zostawić, czy może Leighton przydadzą się bardziej.
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Christopher doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jakie robił wrażenie na Joshu, był świadom tego, jak potrafił na niego działać i całkiem dobrze szło mu wykorzystywanie tego, gdy akurat przyszła mu taka chęć. Teraz jednak nie zamierzał się w to zbyt długo bawić, otoczony przez nadmiar ludzi, których nawet nie kojarzył, mając poczucie, że po prostu coś podobnego nie wypadało i byłoby dla niego samego czymś oburzającym. Poza tym miał się na czym skupiać, wywracając oczami na uwagę swojego męża, by zaraz nieco go podpuścić, dopytując, czy w takim razie zamierzał stchórzyć. Wiedział oczywiście, że Josh nie odpuści możliwości wzięcia udziału w jakiejkolwiek konkurencji, ale nie widział niczego złego w tym, by nieco się z nim podroczyć, zaraz jednak parsknął z rozbawienia. - To mniej więcej tak, jakbym cię zapytał, czy lubisz zajmować się krylicą - zauważył, po czym dopytał Josha, czy ten na pewno nie chciał mimo wszystko spotkać się z zawodnikami. Co prawda miał do tego zdecydowanie więcej okazji i szans, niż osoby zebrane obecnie na stadionie i nie musiało to być dla niego aż tak fascynujące, ale to nie oznaczało, że nie mógł mieć na coś podobnego po prostu zwyczajnie ochoty. Ostatecznie qudditch i wszystko, co z nim związane, było dla niego niewątpliwie tak samo fascynujące, jak dla Chrisa zielarstwo. Skoro zaś on nie przepuściłby żadnej okazji obcowania z roślinnością, ewentualnie z magicznymi stworzeniami, śmiał twierdzić, że dokładnie tak samo było z jego mężem. Zaraz też Christopher zainteresował się wskazanym przez męża stoiskiem i zapewne ruszyłby w tamtą stronę, by znaleźć dla niego coś odpowiedniego, czy raczej po prostu kupić wszystko, co tam mieli, kiedy wywołano Josha do wzięcia udziału w zawodach. Pozostał zatem na miejscu, krzywiąc się lekko, widząc, jak wspaniale szło Joshowi, odnosząc wrażenie, że mimo wszystko nie powinien namawiać go do czegoś podobnego, potem zaś właściwie od razu ruszył mu z pomocą, sięgając po odpowiednie zaklęcia. - Trzeba będzie zawinąć cię w bandaże, jak jakąś mumię - stwierdził, starając się brzmieć nieco zaczepnie, ale mimo to w jego spojrzeniu widoczna była troska i cień niepewności, jakby obawiał się, że mimo wszystko mężczyzna wyrządził sobie zdecydowanie większą krzywdę, niż zamierzał to przyznać.
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
Victoria, z czego zdawała sobie w pełni sprawę, miała wybitny talent do drażnienia całego swojego otoczenia, do tego, by patrząc na nią, wywracali oczami, by mieli jej serdecznie dość. Niewiele mogła jednak poradzić na to, iż była naprawdę surowa w swoich zachowaniach, że nie znosiła nieposłuszeństwa, że nie podobało jej się, gdy ktoś nadmiernie próbował wyłamywać się ze schematów. Nosiła sztywny gorset, ale ten nieznacznie się poluzował; jej horyzonty na pewno zostały poszerzone, przestała być aż tak nudna, jak do tej pory i nie miała już w zwyczaju zachowywać się, jakby miała lat niemalże czterdzieści, nie ledwie dwadzieścia. - Obiecuję ćwiczyć tak wytrwale, jak tylko to możliwe. A jeśli będzie trzeba, to zdobędę dla nas odpowiedni sprzęt, nie sądzę, żeby tata miał coś przeciwko temu - stwierdziła, marszcząc lekko nos, ale uśmiechnęła się ponownie na słowa Brooks, ciesząc się z jej zapału, z tego, jak podchodziła do kwestii związanych z grą i miotlarstwem jako takim. Słowa, jakie wypowiadała, brzmiały niemalże jak poemat pochwalny, co szczerze Victorię rozbawiło, ale jej jasne oczy błysnęły na te wszystkie rewelacje, gdy spoglądała w stronę, gdzie odbywały się prezentacje nowych mioteł. - Podobno jest też bardziej zwrotna. Kusi sprawdzić, czy to prawda, bo jeśli tak, pościg za zniczem będzie na niej prawie jak spacer - dodała, gdy Viola uznała, że koniecznie musi przetestować wspomnianą miotłę. W chwilę później przyjęła podany drink, unosząc nieco brwi, zastanawiając się, czy była faktycznie gotowa na to, by wypić go całego. Nie znała tak naprawdę swoich możliwości, aczkolwiek wiedziała, że niektórych alkoholi nie lubiła, daleka była jednak od tego, żeby uciekać od propozycji, jaką sama złożyła. - Za Ravenclaw. I za zmazanie ryżemu z twarzy tego cwaniackiego uśmieszku - odparła, mrugnąwszy do Brooks, a w chwilę później przytuliła do siebie Violę, starając się upewnić, że tej nic nie jest, jednocześnie podejrzliwie zerkając na trzymanego wciąż drinka, jakby spodziewała się, że ktoś wlał do niego truciznę albo coś podobnego. Nie mając wprawy w faktycznym spożywaniu alkoholu, upiła niewielki łyk tłuczka, by momentalnie poczuć, jak oczy zachodzą jej łzami i zakaszlała, odnosząc wrażenie, że gardło właśnie spłonęło jej żywcem. - Merlinie, co to jest? Jad skorpiona?
Świat nie był utopią, w której każdy musiał lubić każdego. Brooks z całą pewnością również irytowała całe zastępy ludzi, którzy mieli zupełnie inne podejście do życia, niż ona. Fakt, że nie zawsze było jej po drodze z Vicks nie znaczył przecież, że już zawsze tak musiało być. Minął prawie rok od wyjazdu dziewczyny do Francji, a przez ten czas zmieniło się naprawdę sporo. Cóż, na pewno zmieniła się sama Julka, która w końcu nabrała nieco ogłady. Ten powrót mógł oznaczać dla nich czystą kartę. A co z tego wyniknie? Czas pokaże.
- Sprzętu mamy pod dostatkiem, ale dodatkową miotłą, zwłaszcza „Brandonową” nie pogardzimy, tak więc dziękuję. Gorzej jest z Krukonami chętnymi do gry. Ich nie można kupić w „Scopie” – podzieliła się z blondynką opłakaną sytuacją kadrową niebieskiej drużyny, choć ostatnio wyudawało się, że w końcu coś się zmieniło na lepsze. A od września miało być jeszcze lepiej, bo wracała Brandonówna. Jedno zmartwienie mniej do kolekcji!
Miotła faktycznie duuuużo ułatwiała szukającym, ale nie była wszystkim. Przekonała się o tym sama Julka, która przegrała Krukonom mecz ze ślizgonami. Na lepszej miotle, z amatorem, który ledwo potrafił utrzymać się na miotle. Przez długi tydzień się tym zadręczała, a wstyd jej było do dziś.
- Możesz nam zdradzić, czy Twój tata planuje jakąś odpowiedź na nowego Nimbusa? Bo szczerze mówiąc, chętnie bym przetestowała nową „brandonkę” – rzuciła do Vicky. Choć nie zbierała mioteł jak choćby Strauss, to uwielbiała oblatywać wszystkie nowości, niezależnie od ich obchodzenia. Ostatnio nawet kupiła sobie zapasowy kawałek drewna wprost z Japonii, który zamierzała podrasować u starego Zory, który zajął się również jej „Boydenem”. Jej styl gry ewoluował z każdym miesiącem i Yajirushi miał cechy, które naprawdę były skrojone pod jej potrzeby. No i nie oszukujmy się, wyglądał obłędnie.
Nie mogła się nie wyszczerzyć, słysząc toast Panny Brandon. Tym bardziej ochoczo zapragnęła zobaczyć dno własnego kubeczka, co skończyło się tak, jak się skończyło, czyli rechotem i łzawiącymi oczami. Kiedy jej jednak przeszło, poczuła znajome ciepło na twarzy i już wiedziała, że oblała się rumieńcem. Do tego drineczek faktycznie walnął ją mocno jak tłuczek i do tego zrobiło jej się błogo.
- Właśnie, Strauss! – wyrzuciła z siebie nieco za głośno i zbyt żywiołowo, machając przy tym kubeczkiem jak różdżką. – Powiesz mi wreszcie, na Merlina, co mam zrobić, żeby Cię namówić na przyjście do Harpii? Serio, dziewczyno, zrobię wszystko! Mamy ograniczone szanse, potrzebujemy takiej zaciętej kaflary jak Ty. Vicky, weź jej powiedz, że w Karpiach, znaczy w Harpiach, rozłożyłaby te, no, skrzydła. No i zgadnij, kto by Cię chronił przed tłuczkami? Żeby nie było wątpliwości, miałam na myśli siebie. Byłabyś nietykalna jak… Vicky, kto jest nietykalny? – rozgadała się, gestykulując przy tym zawzięcie, jak gdyby spirol z cytrusami wyzwolił ukrytą gdzieś głęboko w niej Włoszkę.
Maskotka4 - Osa z Wimbourne Josh uśmiechnął się ciepło do swojego męża, zapewniając go, że naprawdę nie miał ochoty na spotkanie z drużyną Tajfunów. Nie kibicował im, choć kto wie, czy nie cieszyłby się większą ilością zwycięstw do uczczenia, gdyby im kibicował niż teraz, gdy pozostawał fanem Katapult. Jednak nie należał do tych, co pragnęli rozmowy z zawodnikami. Miał ich w swoim życiu aż nadto i odczuwał większą ekscytację wobec kolejnej lekcji, niż na myśl o uściśnięciu ręki, albo napiciu się z Tajfunami. Dodatkowo skoro Chris nie był ich fanem, nie widział większego powodu, aby tam się kierować i wydawać galeony na zdjęcie z zawodnikami. Później nie miał już czasu o tym myśleć, gdy próbował skupić się na tym, aby nie spaść z miotły i nie zahaczyć o płonące beczki. Cieszył się, że nic mu się nie stało, choć widząc niepewność w spojrzeniu swojego męża wiedział, że musi jeszcze bardziej pokazać, że wszystko jest w porządku. Owszem, poparzenia bolały, nie był w stanie udawać, że tak nie było, ale nie chciał również, żeby jedna głupota zniszczyła im radość z całego dnia. - Nic się nie stało, poważnie. Teraz nawet znów wyglądam porządnie, a Mędrka nie będzie narzekać, że mam kolejne spodnie z dziurami – odpowiedział, uśmiechając się ciepło do Chrisa, po czym odwrócił się jeszcze do prowadzącego zawody, który oznajmił mu, że ma nagrodę za sam udział, wręczając mu pluszową maskotkę Os z Wimbourne. Josh podziękował za nią, po czym chwycił znów męża za dłoń, odchodząc byle dalej od stanowiska z płonącymi beczkami. - Pamiętam, że kiedyś przyszedłeś na moje zajęcia, więc w jakiś sposób latać potrafisz. Nie chciałbyś sam przetestować miotły, albo wziąć udział w tej drugiej konkurencji? – spytał, wskazując ruchem głowy odpowiednie kierunki, nim przysunął się bliżej, aby niezauważenie przytulić się do Chrisa, opierając czoło o jego skroń. Czuł się szczęśliwy tak prosto i zwyczajnie, jednocześnie nie przestając odczuwać ekscytacji na widok każdej atrakcji. Chciał spróbować wszystkiego, choć wiedział, że powinien się chociaż odrobinę uspokoić i nie zachowywać jak dzieciak. Z tym było jednak trudniej.
Oderwała się na sekundę od dziewczyn, musząc po prostu pójść na stronę za potrzebą. Długo szukała toalety, ale w końcu jej ta sztuka się powiodła. Wciąż wstawiona po „tłuczku” odświeżyła twarz przy umywalce, umyła dłonie, poprawiła zwichrowaną grzywkę i ruszyła w drogę powrotną. Kiedy po raz drugi tego dnia przechodziła obok stoiska z upominkami, coś ją natknęło. Uśmiechnęła się szeroko do sprzedawcy, puściła mu oczko i kompletnie nie przejmowała się faktem, że mężczyzna był oniemiały na widok pijaniutkiej gwiazdy Harpii z Holyhead. Wcześniej mógł jej nie poznać, bo celowo schowała się za okularami i czapką z daszkiem. Krukonka chwyciła siedem sportowych frotek w pięknym, niebieskim kolorze, wygrzebała z sakiewki odmierzoną kwotę, po czym schowała upominki do plecaka i odeszła, kierując się w kierunku dziewczyn. W takim stanie znalezienie ich może trochę zająć.
/zt
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Christopher mimo wszystko nie był do końca przekonany tymi wyjaśnieniami męża. Czuł się nieco dziwnie ze świadomością, że to z powodu jego pomysłów Josh był obecnie poparzony, ale nie zamierzał z tego powodu panikować. Przynajmniej tak długo, jak długo ten nie czuł się źle, jak długo nie krzywił się z bólu i nie pokazywał, że jednak nie czuł się najlepiej. Oczywiste było, że po powrocie do domu Chris zajmie się tymi drobnymi ranami, oraz innymi, o ile Josh jeszcze takich się nabawi, a Mędrka mu w tym pomoże. Skrzatka zachowywała się nieco, jakby chciała zastąpić im obu matkę, marudziła na niektóre ich zachowania i pilnowała na każdym kroku, upewniając się, że niczego im nie brakowało. Dlatego też zielarz był przekonany, że kiedy tylko Mędrka zobaczy, w jakim stanie był Josh, posadzi go przy stole i marudząc na czym świat stoi, zajmie się każdym zadrapaniem, każdym poparzeniem, każdą najmniejszą nawet raną. - Daj spokój, ostatnie naprawdę pięknie zacerowała - zauważył, uśmiechając się lekko pod nosem, a później zacisnął palce na dłoni Josha, wciąż bacznie go obserwując, jakby obawiał się, że ten mimo wszystko nie czuł się najlepiej. Wyglądało jednak na to, że starszy mężczyzna tak bardzo cieszył się tym, co się dookoła niego działo, że naprawdę nie dostrzegał małych niedoskonałości, zapewne ignorując również ból, albo nie zwracając na niego zbyt wielkiej uwagi, przyzwyczajony do różnych kontuzji i otarć, których jako zawodnikowi nie brakowało mu właściwie na żadnym kroku. - Ostatnie, na co mam ochotę, to robić z siebie głupka przed tymi wszystkimi ludźmi - mruknął, marszcząc lekko brwi. Nie lubił podobnych rzeczy i o ile był w stanie zdecydować się na nie w szkole, tak nie był w stanie przemóc się do czegoś podobnego tutaj. Było tutaj zdecydowanie zbyt wielu ludzi, zbyt wiele osób mogło na niego patrzeć, czy w jakikolwiek sposób zwracać na niego uwagę. Nie liczyło się dla niego to, że większość z nich go nie znała, że nie miała pojęcia, kim był; chodziło po prostu o to, że przyciągałby ich spojrzenia, to zaś go krępowało, dusiło i uniemożliwiało cieszenie się z tego dnia. Wiedział jednak, że Josh chciał jeszcze tutaj zostać, że kolejna konkurencja bardzo go korciła, nic zatem dziwnego, że skierował się w miejsce, gdzie odbywały się zawody, dochodząc do wniosku, że za upominki z tego dnia wezmą się w ostatniej chwili. To było zresztą rozsądne, kupić je tuż przed tym, jak skierują się do domu, by niepotrzebnie nie nosić ich w każde miejsce, w które chcieli się skierować.
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Joshua Walsh
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : runa algiz za lewym uchem, obrączka z bladoróżowej muszli, bransoletki na lewym nadgarstku
Zawody Creaothceann Literka: A K100: 40 Ostateczny wynik: 40 +15 (cecha) -20(literka) = 35 pkt
Joshua wybuchnął śmiechem, gdy tylko przypomniał sobie jedne ze swoich bardziej mugolskich, podobno modnych, spodni, które cechowały się licznymi, zrobionymi przy produkcji, dziurami. Prawdę mówiąc nie do końca rozumiał dlaczego to było akurat modne, czemu miały służyć te dziury, ale posiadał takie spodnie, w których zbyt często nie chodził. Niedługo po tym, jak Mędrka dołączyła do składu domu 39 w Hogsmeade, który zasługiwał na jakąś wdzięczną nazwę, skrzatka przyniosła mu owe spodnie tak zacerowane, że nie było śladu po dziurach. Nie wiedział wtedy jak powinien zareagować, ostatecznie próbując przyzwyczaić się do tego, że wszelkie ponadprogramowe dziury szybko miał naprawiane w ubraniach. Pokręcił lekko głową, wyrażając nadzieję, że jednak nie znajdzie jeszcze kilku jego ubrań, które również miały dziury jako ozdoby, po czym odwzajemnił uścisk męża. Miał ochotę powiedzieć mu, żeby się nie przejmował nim tak bardzo, bo naprawdę nic się nie stało, ale pamiętał, jak sam reagował, kiedy Chris miał brzytwówkę. - W takim razie chętnie polatam z tobą innym razem – powiedział cicho, uśmiechając się szeroko do męża, a jego spojrzenie błysnęło jedynie mocniej, gdy ostatecznie skierowali się ku drugim zawodom. Nie wiedział, czy Chris zna historię tego sportu, ale i tak nie potrafił przestać mówić, opowiadając wszystko od początków miotlarstwa, skupiając się głównie na Creaothceann i tym, jak śmiertelnie niebezpieczna była to gra oraz jak świetnie, że znaleźli sposób, aby stała się bezpieczniejsza. Nie miał do tej pory okazji spróbować sił w tym sporcie, z raczej oczywistych względów, przez co niemal podskakiwał w miejscu, gdy czekał na swoją kolej. Kiedy tylko wsiadł na miotłę i dostał kociolek na głowę, poczuł, jak zły był to pomysł. Tak, poczuł, gdyż mocowanie kociołka uwierało jego poparzoną skroń, zaś spodnie od razu zaczęły ocierać się o poparzenia na łydkach, gdy tylko dobił się od ziemi. Mimo to, próbował dać z siebie wszystko, manewrując tak miotłą, żeby złapać jak najwięcej piłek w wyznaczonym czasie, orientując się dość szybko, że przez swoje manewry zdołał zgubić część z piłek. Nie zmniejszyło to jednak uśmiechu na twarzy Josha, gdy ostatecznie musiał lądować, kończąc swój udział w konkurencji. - Poproszę o buziaka w nagrodę – powiedział cicho do Chrisa, odmawiając maskotki za wzięcie udziału, mówiąc, że jedna już mu wystarczy.
______________________
Peace in your gardens and light from your eyes
No one can hold me the way you do
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Przyrzeczenie Brandon odnośnie treningów z pewnością nie było zwyczajnym rzucaniem słów na wiatr. Wiedziała, że Victoria należała do tych zarówno słownych jak i ambitnych osób, które z pewnością nie spoczywały na laurach i wiecznie dążyły do samodoskonalenia. Najlepiej świadczył o tym chociażby fakt, że pomimo braku ciągoty do zostania zawodowcem, była prefekt naprawdę ciężko trenowała swego czasu w towarzystwie Strauss. Może i nie miały ze sobą takiej rywalizacji jaką ścigająca dzieliła z Brooks, ale z pewnością ćwiczyły razem intensywnie i widać było tego efekty na szkolnych meczach.- Sprzętu z pewnością starczyłoby do wyposażenia całej drużyny, a i tak większość z poważnie grających graczy ma już własny sprzęt. Problem leży w tym, że spora część graczy skończyła już szkołę, a nowi chętni jakoś się nie znajdują - przytaknęła Julii, która również narzekała na braki kadrowe w szkolnej drużynie. No, ale trudno na razie nie mogą nic na to poradzić. W końcu nie będą łaziły i wyłapywały przypadkowych Krukonów na korytarzu, by potem zesłać ich do szkolnej ligi jak do gułagu. Choć to również był jakiś pomysł. Sama była niezwykle ciekawa planów różnych twórców mioteł i postępu ich prac nad nowymi modelami. Zawsze wydawało się, że jednak nic nowego to już chyba nie można wymyślić i nie ma sposobu na jeszcze większe poprawki w funkcjonowaniu mioteł bez poświęcenia jednej z jej cech. No, ale często jednak producenci potrafili zaskoczyć swoimi wymysłami, stosując w swoich pracach czy to inne, bardziej innowacyjne materiały i rozwiązania techniczne lub też używając bardziej skomplikowanych zaklęć. Kto więc wie jak mogło być tym razem. Na kogo jak na kogo, ale z pewnością akurat na Brandon to Strauss mogła zawsze liczyć. Mruknęła jedynie coś niezrozumiałego w momencie, gdy poczuła jak dziewczyna obejmuje ją ramieniem i przytula do siebie. Było źle. Świat zawirował i to bynajmniej nie dlatego, że ją ktoś pokochał i w ogóle ta piosenka zawsze ją drażniła. Musiała wziąć głęboki oddech, aby poczuć się odrobinę lepiej. Świeże powietrze zwykle pomagało w takich sytuacjach choć nie było idealnym lekarstwem. Było jej w tym momencie niezwykle słabo i miała nadzieję, że wkrótce nie zwróci drinka gdzieś na uboczu. Lub co gorzej na środku całego wydarzenia, przykuwając do siebie uwagę zgromadzonych wokół niej czarodziejów. - Nie wiem, ale okropne - odpowiedziała niezbyt wyraźnie na pytanie Vic, która zastanawiała się nad tym, co takiego znajdowało się w drinku. Równie dobrze mógł być tam jad mantykory, miąższ raptuśnika i najczystszy rosyjski spirytus choć kiedyś nie miała takich wielkich kłopotów z piciem go. Dunia była na zawsze w serduszku jako najlepsza krukońska alkoholiczka ze względu na swoje wschodniosłowiańskie korzenie. Ach to były czasy. Beztroskie hulanki i zabawy bez zamartwiania się tym czy przypadkiem nie umrze od zatrucia alkoholowego po jednym drinku. Niech ten jebany księżyc wróci. Zaraz też jęknęła z boleścią, gdy tylko usłyszała pytanie Brooks na temat jej drużyny. Naprawdę nie raz już pałkarka starała się ją nakłonić do zmiany barw klubowych. I jak można się było domyślić po bluzie, którą miała aktualnie na sobie, próby te dotychczas były niezwykle nieskuteczne. Violetta czuła się naprawdę mocno związana ze swoim teamem. Tym bardziej, że grała u boku Willa i Thada, z którymi dzieliła również mieszkanie. Naprawdę nie miała ochoty na zostawianie Srok i podobne rozmowy były dla niej coraz bardziej męczące i uciążliwe. A i propozycja kontaktu u Harpii nie wydawała się aż tak kusząca. - Będę jak Tommy Lee Jones w Ściganym? - zapytała niewyraźnie, ale tak naprawdę nie miała pojęcia kim był właściwie Tommy Lee Jones ani Ścigany. Wiedziała natomiast, że mugolaki często używali tego określenia, gdy tylko mówili o tym, że ktoś będzie naprawdę super i niezawodny. Nie można było jednak z pewnością zarzucić jej aktualnym pałkarzom, że nie sprawowali się dobrze na boisku. Co prawda Julka należała do topowych graczy na tej pozycji, ale z pewnością nie każdy jej tłuczek dosięgał celu. Podobnie można było powiedzieć o innych zawodnikach. Naprawdę nie miała okazji do tego, by jakoś szczególnie narzekać na tłuczkową zagładę w czasie meczów ligi i dlatego tym bardziej nie kusiło ją przeniesienie się dla lepszego bezpieczeństwa. Plus czym byłby Quidditch bez odpowiedniej porcji ryzyka? - Vics, powiedz jej coś. Nie zamierzam przechodzić do Harpii. Będę grać w Srokach do samego końca - zwróciła się do Brandon, licząc na to, że być może ona będzie w stanie przemówić Julii do rozumu i raz na dobre zakodować w jej głowie, że dalsze próby namawiania ścigającej nie przyniosą żadnych efektów. Przynajmniej miała nadzieję, że podobne rozwiązanie okaże się tym właściwym. Sama nie miała już większej siły na to, by dyskutować w tej materii. Kiedy tylko Brooks oddaliła się od nich na jakiś czas, Viol oparła się nieco już trzeźwiejsza o ramię swojej koleżanki i spojrzała na nią swoimi zdecydowanie nie świadczącymi o niskiej zawartości alkoholu we krwi oczami. Cud w zasadzie, że trzymała się jeszcze na nogach choć zapewne była to też zasługa Brandon, która jakoś utrzymywała ją w pionie. - Hej, Vica... To co? Idziemy testować tego Nimbusa? - zapytała jeszcze, ciekawa odpowiedzi koleżanki.
Była absolutnie przekonana, że jej brat za mało wierzy we własne umiejętności i możliwości; w każdym razie tak to wyglądało kiedy zestawiało się go z nią – osobą, która z kolei zachowywała się tak, jakby pozjadała wszystkie rozumy, choć w gruncie rzeczy nie potrafiła zbyt wiele. — Przetransmutujesz mi ją w jakieś szorty. — Powiedziała beztrosko, przedstawiając mu to jako rzecz przesądzoną. Nie prosiła, nie pytała czy będzie chciał z nią polecieć. Nie nie, ona wlewała w niego alkohol i po prostu informowała, że trzeba będzie coś takiego zrobić. Lubiła imprezować i rzeczywiście czuła się tutaj jak ryba w wodzie, ale też nie znała żadnej z tych osób, które tak ochoczo zapraszały ją do wspólnej zabawy, cokolwiek mieli na myśli. Trzeba przyznać, że z tego względu dość szybko zaczęło ją to nużyć. No bo co jej z tego, że byli sławni, skoro nie bardzo miała nawet o czym z nimi pogadać? Wolałaby poimprezować z Julią, jej kariera też całkiem nieźle hulała, a przynajmniej wiedziała, że dziewczyna ma coś w głowie i potrafiła znaleźć z nią wspólny język. — Co to jest? Dostałeś rękawiczki? — zdziwiła się całkiem szczerze, patrząc na zdobycz brata. Wyciągnęła dłoń, bo chciała je dokładnie obejrzeć i przy okazji przymierzyć. Były ciut za duże, ale może gdyby zmodyfikować je transmutacją... transmutacją, z której nigdy nie była wybitna... — Ale bajer. Nie znam typa, ale pewnie są dużo warte. Nono, LJ, czy to początek twojej sportowej kariery? Już widzę te nagłówki — przeczesała dłonią powietrze, wizualizując mu nieistniejącego proroka codziennego —Swansea na dniu Quidditcha – czy młody rzeźbiarz porzuci dłuta na rzecz kafla? — zaśmiała się z własnej wizji — może dobrze zrobiłoby to naszej rodzinie, mam wrażenie, że ostatnio o nas ucichło. Tym bardziej muszę doprosić się dziadka o jakąś wystawę, chociaż kilka obrazów. Westchnęła ciężko. Do tej pory niespecjalnie upubliczniała swoje prace, głównie dlatego, że wyjazd do Francji ograniczył malowanie obrazów do minimum. Czuła, że starszy Swansea ma jej to trochę za złe, tak jak zwykle, kiedy ktoś przedkładał ponad sztukę cokolwiek innego. Obawiała się rozmowy z dziadkiem, ale jednocześnie zależało jej na tym, żeby brnąć naprzód. — Wiesz co? Chodźmy stąd. Tutaj wcale nie jest tak super, a fotografowie i tak mają mnie w poważaniu. Nie wiedzą co tracą — wzruszyła ramionami i posłała ostre spojrzenie jednemu z mężczyzn dzierżących w rękach aparat. Ewidentnie nie mieli gustu, przecież tak ładnie ustawiała się do zdjęć! No i chodziło też o to, czego nie powiedziała na głos – że miała wrażenie, że jej brat wcale nie czuje się tutaj najlepiej. Miało to dla niej większe znaczenie, niż potrafiłaby przyznać. Wypiła resztę tłuczka na hejnał, świadoma, że pewnie nieźle uderzy jej to do głowy i złapała bratowe przedramię, wyprowadzając ich ze strefy vip, w której jednak wiało nudą. Już-już miała iść oglądać najnowsze miotły, kiedy zauważyła niezwykle znajomą złotoblond czuprynę zmierzającą w dokładnie tym samym kierunku. — Hej, LJ — zatrzymała się i uśmiechnęła do brata niezwykle niewinnie — Zobacz, kogo tutaj przywiało. Chodź, przywitamy się — wskazała mu na Victorię i to całkiem bezczelnie, bo palcem. Wyszła z założenia, że w takim tłumie i tak nie ma to większego znaczenia. Udała zaskoczoną i oczywiście przyglądała się wyraźnie ekspresji brata, bo jego głupia mina była tym, na co dzisiaj zdecydowanie czekała.
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Chris uśmiechnął się lekko pod nosem, z prawdziwą przyjemnością przyglądając się swojemu mężowi, dostrzegając, jak bardzo ten się zmienił. Dla innych wciąż był taki sam, wciąż był tym samym człowiekiem, który zjawił się, żeby uczyć dzieciaki, jak powinny grać, jak utrzymać się na miotle, wymyślając przy tej okazji coraz to idiotyczniejsze sposoby na to, żeby sprawdzić ich siły, żeby przekonać się, czy będą w stanie grać w najbardziej niespodziewanych warunkach. On jednak wiedział doskonale, jak daleko Josh się zmienił, jak bardzo spoważniał, jednocześnie zachowując swoją niepowtarzalna radość życia, jak bardzo dorósł, wciąż będąc tym samym dzieciakiem zamkniętym gdzieś na dnie serca. Zapewne właśnie dlatego obserwowanie go, gdy tak zwyczajnie się cieszył, gdy tak prosto opowiadał mu o rzeczach, o których nie miał zbyt wielkiego pojęcia, powodowało, że czuł się tak zadziwiająco szczęśliwie. Widział również, jak wiele radości to wszystko, co się działo, dawało Joshowi, więc pozwalał mu mówić o wszystkim, o czym tylko miał ochotę, zachęcał go do brania udziału w kolejnych konkurencjach, kręcąc z niedowierzaniem głową, gdy mu się przypatrywał. Niemniej jednak powoli zaczynał odczuwać zmęczenie tym dniem, rozentuzjazmowanymi ludźmi, kręcącymi się wszędzie, gdzie to było możliwe. Zapewne właśnie dlatego starał się w pełni skoncentrować jedynie na Joshu, przyglądając się z pewnym niedowierzaniem temu, co ten wyprawia, by kiedy w końcu do niego dołączył, posłać mu nieco karcące spojrzenie. Zaraz jednak, ku własnemu zaskoczeniu, pociągnął go do siebie, by faktycznie go pocałować, przy tej okazji znowu idiotycznie się rumieniąc, ale uznał, że nie będzie się tym w ten chwili przejmować. - Myślę, że zasługujesz też na inne nagrody - stwierdził Chris, ciągnąc go za sobą w stronę, gdzie wcześniej widział stoiska z różnymi akcesoriami miotlarskimi. Pamiętał, co powiedział wcześniej Josh i nie zamierzał pozwalać na to, żeby ten wracał do domu jedynie z maskotką. Która z całą pewnością była przyjemną, całkiem miłą nagrodą, ale nie mogła równać się właściwemu, sportowemu ubraniu. Poza tym, skoro Josh mógł go rozpieszczać, on mógł robić dokładnie to samo dla niego, więc nie zamierzał słuchać najmniejszego nawet słowa sprzeciwu. - Nie chcesz się czegoś napić? - zapytał go jeszcze, gdy mijali stoiska z napojami i jedzeniem, samemu mając jedynie chęć usiąść na kanapie i wypić chłodnej, białej herbaty.
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
- W takim razie wiem, jakie mamy wyzwanie na te wakacje. I początek roku. Znaleźć jakieś nowe diamenty - stwierdziła nieco ubawiona, aczkolwiek jej mina świadczyła o tym, że jest zdeterminowana i zamierza to zrobić, że wykopie kogoś choćby i spod ziemi albo zrobi coś podobnego, by znaleźć dla nich odpowiednich graczy. Zawsze była ambitna, a jeśli chodziło o kwestie związane z ich domem, nie zamierzała się poddawać. - Na pewno, Julia. Nie ma mowy, żeby przepuścił taką okazję, ale nie sądzę, żeby powierzył to zadanie akurat mnie. Będziesz musiała poczekać, bo woli mieć rozeznanie i atakować dokładnie w czuły punkt - stwierdziła, a jej oczy lekko błysnęły, gdy spróbowała upić jeszcze jeden łyk tłuczka, nabierając przekonania, że prędzej umrze, niż sobie z tym poradzi, dochodząc do wniosku, że nigdy więcej nie spróbuje pić czegoś podobnego, wstawiając to w kategorię rzeczy, jakich nie dało się nawet powąchać, nie mówiąc w ogóle o próbach przełknięcia. - Będziesz jak co? - zapytała nieprzytomnie, nie mając bladego pojęcia, o czym właściwie mowa, ale zaraz wysłuchała tyrady Brooks, zdając sobie sprawę z tego, że zdecydowanie nie powinna próbować pić dalej słynnego tłuczka. Wyrwana do odpowiedzi, zmarszczyła brwi, starając się znaleźć jakieś właściwe porównanie, ale nie przychodziło jej to zbyt łatwo, zatem nim Julia się od nich na chwilę oddaliła, zdążyła jedynie wyrzucić: - Testral. Testral jest nietykalny. Nie rozwinęła jednak za bardzo tej myśli, za chwilę zapytana, czy idą testować Nimbusa, na co od razu przystała, bo musiała się przekonać, z czym dokładnie ma rywalizować. Wylała resztę tłuczka przez ramię, kiedy Viola nie widziała i zaciągnęła ją we właściwe miejsce, gdzie wkrótce mogły faktycznie przystąpić do testów, które zapewne obie je niesamowicie fascynowały. Choć w różnej mierze. Skoro już zamierzała się przekonać, co nowy Nimbus potrafi, nie zamierzała się ograniczać. Zdjęła marynarkę, którą wręczyła Violi, a później przeciągnęła się, mając nadzieję, że przez rok spędzony we Francji nie zapomniała, jak się lata i do czego jest zdolna. Zapewne alkohol, który buzował w jej krwi, był również doskonałym wyznacznikiem tego, jak bardzo rwała się do tej próby, niejako podburzając ją do tego, żeby naprawdę przekonała się, co takiego jest w tym nowym cacku. Zamierzała je przetestować nie tylko dla własnej przyjemności, ale również po to, by Brandonowie mogli stworzyć coś o wiele lepszego, coś, co spowoduje, że wszystkim szczęki opadną. Nic zatem dziwnego, że Victoria postanowiła wyciągnąć dosłownie wszystko, co możliwe z Nimbusa. Nie bała się rozwinięcia maksymalnej prędkości, nie bała się tego pędu, huku wiatru, nie bała się tego, że nie będzie w stanie wykonać odpowiedniego manewru, toteż po prostu pochyliła się jak najmocniej, pozwalając na to, żeby miotła mknęła przed siebie. Uśmiechnęła się ironicznie pod nosem, z pewnym triumfem, gdy zaczęła wyczuwał coraz to większe drżenie i wibracje drewna, co nie powinno mieć miejsca. Nie musiała długo czekać, by zdać sobie sprawę z tego, że Nimbus zaczął nieznacznie zbaczać z kursu, jaki mu wyznaczyła, co świadczyło o tym, że ktoś musiał nad nim jeszcze mocno popracować. Wróciwszy na ziemię, odgarnęła rozczochrane włosy z twarzy, zdając sobie sprawę, że latanie w cienkiej koszuli zapewne nie było dobrym pomysłem, bo zdążyła przemarznąć, ale machnęła na to ręką. Wymieniła się uprzejmymi, aczkolwiek dość zaciętymi, uśmiechami z przedstawicielem firmy, dla siebie zostawiając przemyślenia dotyczące konieczności zmian w Nimbusie. - Wskakuj, a potem podziel się wrażeniami - powiedziała do Violi, posyłając jej lekki, nieco triumfalny uśmiech i odebrawszy od niej marynarkę, zarzuciła ją na ramiona.
Uśmiechnął się nieco szerzej, kręcąc jednocześnie głową, gdy tylko usłyszał jej wyjście z sytuacji. Rzeczywiście szybka zmiana spódniczki w szorty załatwiała sprawę i nie trzeba było rezygnować z żadnej przyjemności. Szczególnie gdy aktualny strój z pewnością przypadał go gustu sporej części osób w strefie VIP. Larkin dostrzegał spojrzenia posyłane za jego siostrą, ale nie reagował, póki dziewczyna nie wydawała się z czegoś niezadowolona. Kiedy znów wspólnie rozmawiali i pokazywał jej rękawiczki, powoli dochodził do wniosku, że już wie, co z nimi zrobi, choć nie zamierzał jeszcze się z tym zdradzać. - Ja i latanie? Już prędzej będę hodować pegazy niż grać w quidditcha - odpowiedział z rozbawieniem w głosie, choć, prawdę mówiąc, hodowla testrali krążyła mu po głowie. Uniósł jednak ledwie dostrzegalnie brwi, gdy usłyszał o planowanej wystawie. Czy raczej o planach na nią. - Zdecydowanie powinnaś z nim porozmawiać. Wystawienie twoich obrazów mogłoby napędzić twoją karierę, czy to poprzez chętnych na obrazy, czy jako nowy zapał do tworzenia, kiedy usłyszysz opinie odwiedzających - wyraził swoje poparcie dla pomysłu, uśmiechając się szczerze. Życzył siostrze jak najlepiej, a wiedząc, że ma talent, którego jemu zdecydowanie brakowało w malarstwie, chciał, żeby i reszta świata mogła to dostrzec. Czasem denerwowało go założenie, że skoro każdy Swansea jest uzdolniony, nie musi się tak bardzo starać, aby się wybić. Było wręcz przeciwnie, a nie raz wymagania rodziny przerastały aktualne możliwości jej członków. Mimo to, był zdania, że wystawa jej obrazów była świetnym pomysłem i liczył na to, że dziadek nie będzie mieć nic przeciwko, a ojciec nie będzie próbował wybić się przy pomocy córki. - Widać, że nie znają się na pięknie, przyzwyczajeni do robienia zdjęć jedynie latającym za piłkami członkom drużyny. Zupełnie jakby zapomnieli, do czego miała służyć fotografia - odpowiedział na tyle głośno, żeby i jego słyszeli fotografowie, którzy spojrzeli na nich z odrobiną niezrozumienia. Z pewnością nie należało im się dziwić, skoro mieli robić zdjęcia wszystkim, którzy chcieli mieć pamiątkę po spotkaniu z Tajfunami, ale jednak czuł cień zawodu. No cóż, pożywki dla Lei jako modelki będą musieli szukać w innym miejscu. Spojrzał nieco podejrzliwie na siostrę, kiedy tylko dostrzegł na jej twarzy jeden z niewinnych uśmiechów, mając wrażenie, że to nie zwiastuje niczego dobrego. Zaraz też powędrował spojrzeniem ku osobie, o której Leighton mówiła, w jednej chwili zatrzymując się w miejscu. Nie musiał podchodzić bliżej, aby rozpoznać @Victoria Brandon, czując, jak w jednej chwili jego serce zaczyna nieco mocniej uderzać, co od razu zrzucił na efekt wypitego alkoholu. Ile czasu minęło, odkąd mógł ją po prostu zobaczyć, choć każdy taki raz kończył się wzajemnym irytowaniem i docinaniem sobie? Zaledwie kilka miesięcy, a mimo to miał wrażenie, jakby nie widział jej od naprawdę dawna. - Przyjechała na Dni Quidditcha? - spytał cicho, dziwnie miękko, z czego nawet nie zdawał sobie sprawy. Tak jak z tego, że nie odrywa od niej spojrzenia, uśmiechając się lekko rozchylonymi ustami. Widział, jak wsiada na Nimbusa i jak leci na nim z pewnością z najwyższą prędkością. Otrząsnął się z zaskoczenia po chwili, marszcząc nieznacznie brwi, aby znów spojrzeć na siostrę. - Chciałaś sprawdzić miotłę, tak… To chodźmy - powiedział, przeciągając dłonią przez włosy, za które odrobinę szarpnął, próbując zapanować nad dziwnym uczuciem, jakie go ogarnęło i choć mógł jasno je nazwać, wolał tego nie robić. - I nie wierzę, że nie wiedziałaś o tym - dodał jeszcze cicho, kiedy w końcu ruszył dalej, mimowolnie wbijając znów spojrzenie w pannę Brandon.
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Diamenty. To określenie brzmiało zbyt dumnie. Im by wystarczył nawet kawałek szkła wygładzony przez morskie fale czy jakiś ładniejszy plastik. Po prostu ktoś stały z kim można byłoby nawiązać dłuższą współpracę, bo nie uciekłby tak po prostu po jednym tłuczku przyjętym na klatę. Lub inną część ciała, bo z tymi piłkami to różnie bywa. Podejście papy Brandona do produkowania mioteł również wydawało się być odpowiednie. Cóż najpierw musiał bardzo dobrze poznać konkurencję i zobaczyć jak prezentowały się modele innych marek. Tym bardziej, że teraz nowe wchodziły na rynek. Przynajmniej dzięki temu mógł zastosować rozwiązania, które eliminowałyby problemy, z którymi zmagali się inni. - Jak Tommy Lee Jones? - powtórzyła na pytanie Victorii chociaż podobnie jak ona nie wiedziała dokładnie o co chodziło. Najważniejsze jednak było to, że koleżanka zaraz znalazła dla niej inne określenie. - O to jest lepsze. Lubię testrale. Może i niewiele osób za nimi przepadało, ale Strauss jakoś darzyła je sympatią. Może to był jakiś spaczony gust, ale podobał jej się ich wygląd i w ogóle były niezwykłymi stworzeniami. No i tylko wyjątkowi ludzie mogli je widzieć. Choć jakoś nie czuła wielkiego prestiżu z tego tytułu. Posłusznie dała się zaciągnąć w miejsce, gdzie odbywały się testy nowych mioteł i przyjęła marynarkę dziewczyny, aby następnie obserwować to jak właściwie Brandon radzi sobie w powietrzu. Z pewnością było na co popatrzeć, bo patrzyła na w zasadzie urodzoną zawodniczkę. Naprawdę szkoda, że nie zdecydowała się na zawodowstwo choć Violetta była pewna, że kiedyś spod jej ręki wyjdą naprawdę wspaniałe miotły. Całe szczęście przez ten czas zdążyła przetrzeźwieć i chyba nadawała się już nieco lepiej do latania. Chociaż może lepiej byłoby jej i tak nie ufać z podobnym sprzętem. Tym bardziej z tym całym osłabieniem, które wciąż ją męczyło. No, ale przytaknęła koleżance, gdy tylko ta znalazła się obok i zachęciła ją do wskoczenia na Nimbusa. Pierwszym co zauważyła było oczywiście to jak prezentował się nowy model, gdy chodziło o kwestie związaną z wyglądem. Dobrze leżał w dłoniach, oferował dobre podparcie dla stóp na podnóżkach i pozwalał się naprawdę dobrze ułożyć na trzonku. Teraz wystarczyło tylko sprawdzić jak prezentował się w locie. Oderwała się od ziemi i wzbiła się w powietrze. Z każdą chwilą zyskiwała na prędkości, starając się wycisnąć maksimum potencjału miotły, ale po jakimś czasie zorientowała się, że Nimbus nie był tak responsywny na jej działania i nie chciał jej słuchać jeśli chodziło o kierunek lotu. Nie pozwalał jej na swobodne skręcanie i zmianę wysokości. O mało nie uderzyła przez to w ścianę jednej z wież obserwacyjnych. Dosłownie w ostatnim momencie udało jej się zyskać panowanie nad miotłą i zawrócić, aby wylądować na miejscu. Czując, że ma nogi jak z waty, zeszła z miotły i skierowała się od razu do Brandon. - Czy... u ciebie też była tak uparta? Nie mogłam nad nią zapanować - powiedziała, gdy tylko znalazła się obok Vic. Może było to jakoś związane z tym, że był to model testowy? Całkiem możliwe, że czasami mógł zawodzić i ignorować czarodziejów, bo raczej nie sądziła, by wina leżała całkowicie po jej stronie. Latała od dziecka i raczej teraz nie miałaby nagle problemów, które miewali początkujący. W końcu była zawodowcem i powinna się odnajdować na każdej miotle bez większego problemu. Nie chciała też zrzucać od razu wszystkiego na wpływ braku księżyca, bo ta wymówka powoli robiła się już naprawdę nudna. Nawet jeśli faktycznie związana była z pogorszeniem się jej umiejętności przez wyczerpanie organizmu. - Dobra, to gdzie teraz? Testujemy Bojler czy może masz ochotę na jakieś inne atrakcje? - zapytała jeszcze swoją towarzyszkę, mając nadzieję na to, że ta zdecyduje za nią. Miały na razie naprawdę sporo opcji i Strauss nie żałowała już tak mocno tego, że dała się zaciągnąć na tę imprezę.
Nie spodziewał się, że rzeczywiście zostanie nagle pocałowany pośród wszystkich ludzi. Chociaż odwzajemnił pocałunek, nie próbował go przedłużać, a tym samym jeszcze bardziej zawstydzać swojego męża. Josh wiedział, że nie należało mimo wszystko przekraczać pewnych granic, a i ta drobna czułość sprawiła, że uśmiechnął się jeszcze szerzej i gdyby mógł, lewitowałby teraz nad ziemią czując się usatysfakcjonowany całym dniem. Nie liczyły się poparzenia i ból, jaki wywoływały, ani to, że zdecydowanie nie popisał się zdolnościami w trakcie konkurencji. Uniósł brwi nieco zdziwiony, słysząc słowa męża, aby po chwili zorientować się, że musiał mówić o pamiątkach z tego dnia. Kiedy tylko to do niego dotarło poczuł się dziwnie. Nie ulegało wątpliwości, że zrobiło mu się niesamowicie miło i ciepło na sercu. Była jednak jeszcze druga strona, która nie miała często okazji do dawania o sobie znać - nieśmiała. Josh nie był przyzwyczajony do otrzymywania prezentów od innych i to zupełnie bez okazji. Czym innym była chociażby Celtycka Noc czy urodziny, a czym innym Dni Quidditcha. Wiedział jednak, że nie powinien w żaden sposób powstrzymywać Chrisa przed zabraniem go w miejsce sprzedawania upominków. Zatrzymał się jedynie, gdy rzeczywiście przechodzili obok stoiska z jedzeniem i napojami. - Karmelowe kafle poprosimy! Jeśli nie będzie ci smakował, zjem za ciebie - poinformował męża, zanim ten mógł zaprotestować. Josh zamówił dla siebie jeszcze kremowe piwo, aby po chwili z rozanielonym uśmiechem iść w kierunku stoisk z pamiątkami. Uwielbiał słodkości, a w postaci piłek do quidditcha smakowały o wiele lepiej. Do tej pory był fanem czekoladowych zniczy, ale karmelowe kafle były równie smaczne. Ledwie skończył jeść, kiedy dostrzegł wiszące breloczki w postaci wszystkich wypuszczonych modeli mioteł. - Chris, Chris! Jak myślisz, potrafiłbyś pomniejszyć je odpowiednio, żeby były zawieszkami do bransoletki? - zapytał podekscytowany, przesuwając spojrzeniem po breloku błyskawicy, słynnych nimbusach 2000 i 2001. Nie wiedziałby, do czego powinien doczepić brelok, ale gdyby były w mniejszej wersji jako zawieszki do bransoletki, szybciej znalazłby odpowiedni rzemyk, na który mógłby je zawiesić. Jednak nie ufał na tyle swoim umiejętnościom, więc zwykle w kwestii transmutacji zwracał się do męża, na którego spoglądał roziskrzonym wzrokiem.
______________________
Peace in your gardens and light from your eyes
No one can hold me the way you do
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Wzruszył ramionami na pytanie. Faktycznie nie był to jego najbardziej dumny moment, ale biorąc pod uwagę woltaż drinka, prędkość w jakim wychylił dwa i to w jakim stanie fizycznym się znajdował mógł zrozumieć, że nieco mu zaszumiało w takim tempie. Choć był to wstyd dla rodu Solbergów bez wątpienia. -No tak, zapomniałem, że jesteś jeszcze bogatszy od kiedy mnie rozjebałeś na arenie. Nadal mnie bawi, że tak daleko zaszedłem, ale to chyba kwestia dobrego nauczyciela. - Wyszczerzył się na wspomnienie Ligi Pojedynków, która zdecydowanie potoczyła się inaczej niż Max się tego spodziewał. Był z siebie dumny, ale nie oznaczało to, że uważał się za lepszego czarodzieja. Miotły mu się popierdoliły nieco, ale nie przejął się tym za specjalnie szczególnie, kiedy Shaw postanowił skierować go na lepsze tory. -A podzielisz się opinią nim wsiądę? Raczej jestem przywiązany do mojego Pioruna, ale nie odmówię Nimbusom stylu. Pytanie, czy mają do zaoferowania jeszcze coś czego nie widziałem. - W widocznie lepszym nastroju włożył kija między nogi i rozpoczął test uprzednio zapewniając, że nie ma zamiaru wypuszczać niczego z żołądka. Przynajmniej w teorii. Lot był... Cóż o dziwo dużo gorszy niż ten na Bojlerze. Choć prędkość faktycznie powodowała łzy w oczach i gęsią skórkę na ciele, to jednak Max czuł, że coś jest nie tak, a im szybciej leciał tym gorzej było. Najpierw miotła zaczęła nieco zbaczać z kursu, co jeszcze można było zwalić na nietrzeźwego kierowcę, ale gdy zaczęła wibrować jak pojebana, Solberg pomyślał, że to chyba nie spirytus a jednak kwestia prototypu. -No powiem tak, jako wibrator sprawdza się idealnie, ale ja bym tego jeszcze na rynek nie wypuszczał. - Zwrócił się zarówno do Darrena jak i do osób pilnujących stanowiska, gdy w końcu zszedł na ziemię czując niewielkie odrętwienie w lędźwiach od tego wyjątkowego lotu. -To co Daruś, po maluszku i w ogień? - Wskazał głową strefę, gdzie ludzie przelatywali przez płonące beczki widocznie dobrze się bawiąc. Oczywiście wszystko było już dla niego dobrym pomysłem, nie bacząc na to, że mogą się nieźle podpalić jeśli przesadzą z tłuczkami w organizmie. -Joshua! Pan Walsh! - Przywitał się z @Joshua Walsh oraz @Christopher Walsh, których minął gdy szli na miejsce. -Wszystko w porządku? Spodziewałem się was tu zastać. Próbowałeś już nowego Nimbusa? Coś mi w nim nie gra, ale może to mnie po prostu miotła nie lubi. - Słowa kierował oczywiście do tego bardziej lotnego z małżonków. Może nie był napierdolony w szpadel, ale był już po trzech szotach spirytusu, co nieco odbijało się na jego aparycji. -Panowie wybaczą idę sprawdzić, czy jeszcze mam jakieś zdolności motoryczne. Miłej zabawy! - Odszedł od nich, przygotowując się do startu w zawodach. -To co Darren, kto wyjdzie mniej poparzony stawia pamiątki z imprezy? - Hazardzista Maxio się obudził, bo oczywiście latanie bez żadnego zakładu byłoby nudne. Tak już go Brooks nauczyła i chyba miało to już zostać z nim na wieki. No i oczywiście, że latanie w tym stanie przez PŁONĄCE BECZKI nie było najlepszym pomysłem. Choć start Max miał nienajgorszy, to jednak im dalej w las tym bardziej chwiejnie wlatywał w kolejne dziury, w efekcie czego nim doleciał z kozim pęcherzem do końca miał poparzony dość ładny kawałek twarzy. Rzut w wyniku tego był zdecydowanie koślawy choć jakimś trafem "piłka" ostatecznie trafiła do celu, a nastolatek mógł zlecieć na ziemię i wyczarować sobie chłodzące bąble w okolicach nosa i szczęki, by nieco złagodzić ból, choć musiał przyznać, że był on w jakiś sposób miło oczyszczający. -Powiem Ci, że to ciekawa odmiana od Quidditcha. Może powinni wprowadzić płonące beczki na boisku. - Wyszczerzył się do Darrena, czego szybko pożałował, gdy twarz znów go zapiekła z bólu. Nie było to jednak na tyle złe, żeby miał iść szukać profesjonalnej pomocy medycznej. Miał jeszcze wieeeeele do zrobienia niż będzie mógł choć na chwilę stąd wyjść i zająć się takimi pierdołami.