Miejsce, w którym rozgrywają się najważniejsze mecze Quidditcha. To tutaj narodowa reprezentacja Anglii walczy z przeciwnikami o tytuł mistrza, to tu kluby próbują pokonać przeciwników z najdalszych zakątków świata. Każdy gracz, który miał okazję stanąć do meczu na tym stadionie, cieszy się niezwykłym prestiżem. Nie dziwne więc, że młodzi czarodzieje tęsknie spoglądając z trybun, wyobrażają sobie, iż za parę lat będą tu występować. Niestety udaje się to tylko najlepszym.
Dzień Quidditcha:
Dzień Quidditcha
Dwudziesty czwarty maja to dzień ogromnej frajdy dla wielu młodych czarodziejów, ponieważ na stadionach narodowych w każdym kraju można spotkać swoich idoli, a nawet z nimi zagrać. Departament Magicznych Gier i Zabaw po dogadaniu się z drużynami i główną reprezentacją swojego kraju organizuje wraz z nimi mnóstwo miotlarskich konkurencji, wywiadów i zabaw. Czasem nawet na koniec dnia odbywa się mecz między najlepszymi zawodnikami, a cały dochód z tego przedsięwzięcia jest przekazywany na cele charytatywne (70%) i organizację kolejnych (30%). W tym roku imprezę rozpoczyna pokazowy mecz Tajfunów z Tutshill, którego zawodnicy przez cały event będą dostępni dla zainteresowanych w strefie V.I.P.
Wystawa nowych modeli i tester mioteł
Dzień Quidditcha zawsze był idealną okazją dla firm, by zaprezentować to, nad czym obecnie pracują. W tym roku aż dwie miotły doczekały się swoich prezentacji, choć żadna z nich nie jest jeszcze oficjalnie wypuszczona do sprzedaży. Producenci liczą, że dzięki pomocy osób, które odważą się przetestować dziś ich najnowsze wynalazki, będą w stanie pozbyć się ostatnich błędów nim wypuszczą modele na rynek.
Błękitny bojler:
Ulepszona wersja Błękitnej Butli - rodzinnej miotły, która stawia przede wszystkim na wygodę i bezpieczeństwo. Bojler został wyposażony nie tylko w dodatkowe czujki, ale też zwiększono o jedno liczbę siedzisk. Niestety przez to straciła nieco na zwrotności i prędkości. Czego jednak nie robi się dla bezpieczeństwa bombelków!
Test Bojlera:
Jeśli zdecydujesz się przetestować ten model rzuć kością k6, by zobaczyć, co Cię czeka!
1- Miotła wydaje się być bez wad, przynajmniej dopóki z niej nie zsiądziesz z ogromnymi odparzeniami na wewnętrznej stronie ud.
2- Lecisz i lecisz na testerze, ale co chwila czujesz pewne opory ze strony miotły, zupełnie jakby nie chciała współpracować. Co przyspieszasz, ona ogranicza Cię, zwalniając do tempa przeciętnego pieszego.
3- Wszystko zdaje się śmigać bez zarzutów. Prędkość i zwrotność oczywiście odbiega od mioteł sportowych, ale czego się spodziewałeś po rodzinnym transporcie?
4- Nie jest za dobrze. Co chwile czujesz jakieś turbulencje, a miotła podskakuje jak byczek na rodeo. W końcu zrzuca Cię z siebie i lądujesz na glebie. Nawet nie zauważasz, że z kieszeni wypada Ci 20 galeonów. Zgłoś stratę w odpowiednim temacie.
5- Coś się zdecydowanie odwaliło. System czujek może i jest bezpieczny, ale nie, gdy odpala się bez powodu! Alarm jest na tyle męczący i głośny, że przez następne 2 posty dzwoni Ci w uszach, a producenci muszą zamknąć tester na pół godziny, by doprowadzić miotłę do porządku.
6- Śmigasz jak urodzona głowa rodziny, próbująca dowieźć rodzinkę na wakacje. Miotła wydaje się słuchać Ciebie bez zarzutu. Jest tylko jeden malutki problem - nawet nie zauważasz, jak w samozachwycie nad tym modelem gubisz jedno z "dzieci", które leci z Tobą.
Nimbus 2022:
Sportowi wymiatacze rynku nie spoczęli na laurach i znów pracują nad udoskonaleniem klasyki, która od pokoleń zachwyca fanów quidditcha. Nimbus 2022 reklamuje się prędkością lepszą niż najlepsza błyskawica i zwiększeniem zwrotności nawet dla osób "niewymiarowych". Wsiądź na tester i sprawdź sam, czy nie są to przypadkiem tylko czcze obietnice!
Test Nimbusa:
Rzuć kostką k6, by sprawdzić, jak lata Ci się na tym prototypie!
1- Nie idzie Ci najlepiej. Już osiągając połowę maksymalnej prędkości widzisz, że coś jest nie tak. Miotła zdaje się Ciebie nie słuchać i choć mknie jak szalona, praktycznie nie masz nad nią kontroli. Dorzuć kostkę k6, jeśli otrzymasz wynik parzysty - tracisz kontrolę i przywalasz w najbliższą ścianę, obijając sobie kilka kości.
2- Nieważne, czy jesteś sportowcem, miotlarzem z pasji, czy amatorem, miotła zdaje się być idealna dla Ciebie! Wygodna i zwrotna jak rasowy rumak prowadzi Cię przez pole testowe zapewniając wiatr we włosach i przyjemną adrenalinę, a Ty zdajesz się zastanawiać, czy wystarczy Ci zaskórniaków na ten model, gdy w końcu wyjdzie na rynek.
3- Pochylasz się nad trzonkiem, chcąc sprawdzić co to cacko potrafi i dać mu po witkach. Zbliżając się do maksymalnej prędkości zauważasz, że drewno coraz intensywniej wibruje między Twoimi nogami, a miotła nieco zbacza z kursu. Producenci zdecydowanie mają nad czym popracować!
4- Pędzisz jak poparzony, ale to bardzo dobrze! Dogadujesz się z miotłą jak z własnym bratem, a przyglądający się temu trener Nietoperzy z Bellycastle bierze Cię na rozmowę, chcąc zgarnąć Cię pod swoje skrzydła, lub jeśli jesteś amatorem, proponując rozwinąć Twój talent. Czyżby otwierała się przed Tobą szansa na sportową karierę?
5- Nie ma znaczenia, czy latasz od dziecka, czy może dopiero zaczynasz przygodę z miotlarstwem. Nimbus 2022 zdecydowanie nie jest dla Ciebie. Brakuje Ci do niego wyczucia, a w dodatku gubisz z prototypu pęczek witek.
6- Idzie Ci świetnie i najchętniej byś z tej miotły nie schodził. Problem jest tylko taki, że kolejna osoba w kolejce nieco się zdenerwowała czekając aż w końcu dasz szansę innym na wypróbowanie tego cacka. Obrywasz więc zaklęciem, które zrzuca Cię z miotły i lekko obija. Nie martw się, kilka "ojojań" i będzie po bólu!
Zawody Aingingein
Aingingein to Irlandzka gra, która w Anglii nie zdobyła aż takiej popularności, choć bywa rozgrywana na różnego rodzaju festynach. Polega na przebyciu drogi przez płonące beczki bez dna tak, by jak najmniej się poparzyć, a na końcu trzeba przerzucić przez ostatnią z nich kozi pęcherz. Choć weszliśmy w XXI wiek, wciąż nie zamieniono tej tradycyjnej "piłki" na bardziej nowoczesną i ekologiczną wersję.
Zasady:
Reguły gry są proste jak sok dyniowy. Rzucasz dwoma kośćmi k100 oraz jedną k6 i patrzysz na swój wynik. Trzy osoby z największą liczbą punktów mogą liczyć na nagrody (1 miejsce: -50% w wybranym sklepie miotlarskim + specjalna pasta do miotły (+2 do GM) , 2 miejsce: komplet nowych witek do miotły (+2 do GM) oraz "Nimbus: Od zapałki do sportowego czempiona" z autografami Angielskiej kadry narodowej, 3 miejsce: limitowany kask do quidditcha (+2 do GM) z własnym grawerem oraz breloczek złotego znicza.
K100:
Pierwsza kość jest Twoją prędkością bazową, do której możesz dodać 5 za każde 10pkt z GM w kuferku (nie więcej niż 30!).
Druga kość k100 wskazuje, jak idzie Ci przelot przez płonące beczki. Jeśli posiadasz cechę gibki jak lunaballa możesz dodać 5 do swojego wyniku. Jeśli zaś posiadasz cechę połamany gumochłon musisz spadasz na poziom niżej wylosowanej kostki:
<25 Jest tragicznie. Może wypiłeś za dużo piwa, albo po prostu to Twój pierwszy raz na miotle. Nieważny powód, ważne jest to, że parzysz się o każdą z sześciu beczek. Wylosuj, które miejsca na Twoim ciele ucierpiały. Zakręć 6 razy i jeśli jakieś miejsce trafi Ci się więcej niż 3 razy musisz napisać jednopostówkę w Mungu lub u innego uzdrowiciela, który wyleczy Twoje dotkliwe poparzenia. Odpadasz z zawodów, bez rzucania k6!
26- 40 Szału nie ma, ale przynajmniej magiczna karetka nie musi zwozić Cię z boiska! Parzysz się o 3 z 6 beczek w wylosowane miejsca. Ból nieco Ci doskwiera, ale dajesz radę ukończyć lot rzutem kozim pęcherzem. Tracisz jednak 20pkt bazowej prędkości!
41-65 Idzie Ci raczej przeciętnie. Większość beczek pokonujesz bez większego problemu, choć dwie z nich pieszczą Cię swoim ogniem url=https://www.czarodzieje.org/t19816-kolo-tluczkowej-zaglady]w wylosowane miejsca.[/url] Tracisz 10pkt bazowej prędkości.
66- 85 Jest naprawdę dobrze! Co prawda otarłeś się o jedną z beczek i poparzyłeś url=https://www.czarodzieje.org/t19816-kolo-tluczkowej-zaglady]w wylosowane miejsca[/url], ale poza tym docierasz do celu bez większego problemu nie tracąc wcale prędkości. Ba, nawet przyspieszasz na ostatniej prostej. Dodaj sobie 10pkt do bazowej szybkości.
>86 Jesteś na miotle urodzony! Nie straszne Ci beczki, płomienie, prędkość i zakręty! Jak strzała docierasz z pęcherzem pod pachą do celu, gdzie będziesz mógł popisać się również swoją celnością! Dodaj sobie 20pkt do bazowej prędkości.
K6:
Ta kość wskazuje na celność rzutu kozim pęcherzem!:
1- Czy Ty się w ogóle starałeś, czy po prostu chciałeś się pozbyć koziego pęcherza spod pachy? Nie trafiasz w cel, przez co tracisz 10pkt.
2- Tak, wiem, to piwo na stoiskach jest pyszne, ale niestety nie pomaga w celności. Trafiasz co prawda w cel ale ledwo, a pęcherz odbija się od ścianek beczki. Dodaj sobie 5pkt za celność, bo za styl zdecydowanie nic Ci się nie należy!
3- Bycie ścigającym nie jest Twoim powołaniem, ale przynajmniej wiesz, że piłka idzie do dziurki. Pęcherz nieco wyślizguje Ci się z dłoni i wszystko dzieje się nieco na farcie, ale poza tym możesz dodać sobie do wyniku 10pkt!
4- Jest naprawdę poprawnie! Rzut przeciętny, ale celny. Dostajesz za niego dodatkowe 15pkt!
5- Zdecydowanie nie jest to Twoje pierwsze rzucanie piłką do dziury. Twój styl i oko przewyższają to, co pokazuje większość innych zawodników, za co zostajesz nagrodzony dwudziestoma punktami!
6- Jesteś chyba z kaflem (a raczej z kozim pęcherzem) urodzony! Bezbłędnie trafiasz w sam środek beczki i zgarniasz westchnienia podziwu ze strony obserwujących Cię gapiów. Przyznano Ci za ten popis aż 30pkt!
Kod:
<zgs> Zawody Aingingein </zgs> <zgs> K100 na prędkość: </zgs> <zgs> K100 na beczki: </zgs> <zgs> K6: </zgs> <zgs>Ostateczny wynik: Suma pierwszej k100 + modyfikatory z kostek, kuferka i cech eventowych</zgs>
Bez względu na to, czy zajmiesz miejsce na podium, czy nie, dostajesz maskotkę jako nagrodę za uczestnictwo. Wylosuj przy pomocy k6, co Ci się trafia!
Maskotka:
1 - Sroka z Montrose 2 - Nietoperz z Ballycastle 3 - Harpia z Holyhead 4 - Osa z Wimbourne 5 - Pustułka z Kenmare 6 - Jastrząb z Falmouth
I miejsce: Julia Brooks - 160pkt. II miejsce: III miejsce:
Creaothceann
Tak, wszyscy wiemy, że ta gra do legalnych nie należy. Jednak z okazji tak pięknego święta opracowano bezpieczną wersję, którą dopuszczono do dzisiejszych obchodów.
Zasady:
Z leciutkimi kociołkami przywiązanymi do głowy łapiecie materiałowe piłeczki, stylizowane na kamienie. Oczywiście wygrywa ten, kto uzbiera ich najwięcej w określonym czasie!
Rzucacie dwoma kośćmi: literkąoraz k100 i patrzycie na swój wynik. Trzy osoby z największą liczbą punktów mogą liczyć na nagrody (1 miejsce: -50% w wybranym sklepie miotlarskim + specjalna pasta do miotły (+2 do GM) , 2 miejsce: komplet nowych witek do miotły (+2 do GM) oraz "Nimbus: Od zapałki do sportowego czempiona" z autografami Angielskiej kadry narodowej, 3 miejsce: limitowany kask do quidditcha (+2 do GM) z własnym grawerem oraz breloczek złotego znicza).
Literka:
Ta kość pokazuje, co Ci się wydarzy ogólnie podczas zawodów.
A,B - Balansowanie kociołka na głowie, latanie i wypatrywanie piłeczek wcale nie jest takie proste, prawda? Co chwila Twój kociołek przechyla się, a Ty gubisz piłeczki. Od ostatecznego wyniku odejmij 20!
C,D - Nie idzie Ci najlepiej. Co chwila na kogoś wpadasz, przez co oboje macie straty w złapanych piłeczkach. Oznacz drugiego gracza, który bierze udział w zawodach i obydwoje odejmijcie sobie 15 od ostatecznego wyniku.
E,F - Chyba za dzieciaka nosiłeś na głowie wodę ze studni, bo idzie Ci naprawdę wyśmienicie! Piłeczki wypatrujesz jak sokół, a łapiesz je jak magnes, aż kończysz z pełnym garem. Do ostatecznego wyniku dodaj sobie aż 30 punktów!
G,H - Niby nie jest wybitnie, ale zdecydowanie nie jest najgorzej! Kilka piłeczek spada szybciej, niż nadążasz je łapać, ale ostatecznie i tak uzbierałeś pokaźną ilość. Zdecydowanie jest to Twój dobry dzień! Dodajesz do ostatecznego wyniku 15pkt.
I,J - Jest mocno przeciętnie. Coś tam łapiesz, tyle samo Ci umyka, no na nikim wrażenia na pewno nie robisz. Plus jest taki, że przynajmniej nie kończysz z pustymi rękoma, ale prędkość działa na Twoją niekorzyść. Wiejący wiatr sponsoruje Ci lebetiusa. Polecamy wizytę u uzdrowiciela!
K100:
Ta kość determinuje, ile piłeczek znajduje się w Twoim garneczku na koniec zawodów. Jeśli masz cechę gibki jak lunaballa na start dodaj sobie 15 piłeczek, a jeśli natomiast jesteś połamanym gumochłonem odejmij 15 piłeczek.
Każdy biorący udział w zawodach losuje sobie przy pomocy k6 nagrodę za uczestnictwo.
Maskotka:
1 - Sroka z Montrose 2 - Nietoperz z Ballycastle 3 - Harpia z Holyhead 4 - Osa z Wimbourne 5 - Pustułka z Kenmare 6 - Jastrząb z Falmouth
Kod:
<zgs> Zawody Creaothceann </zgs> <zgs> Literka: </zgs> <zgs> K100: </zgs> <zgs>Ostateczny wynik: Suma modyfikatorów z kostek i cech eventowych</zgs>
I miejsce: II miejsce: III miejsce:
Jedzenie i Napoje
Oprócz miotlarskich klasyków i gier organizatorzy zadbali również o to, by nikt nie chodził głodny, czy spragniony. Postawiono stoiska, na których można zaopatrzyć się w różnego rodzaju przekąski i napoje.
Jedzenie:
- czekoladowe znicze
- piernikowe pałki
- marcepanowe miotły
- karmelowe kafle
Napoje:
- Dowolne magiczne piwo
- Big Ben
- Jad Kirlija
- Herbata imbirowa mątwa
- Sen memortka
- Drink "Tłuczek" czyli spirytus z sokiem z cytryny w proporcji 50/50, podawany na lodzie. Kwaśny, mocny i wali po głowie jak tłuczek, stąd też jego nazwa.
- Dyptamowy Smakosz
Upominki
Na wydarzeniu nie mogło zabraknąć niewielkich straganów, oferujących upominki dla każdego fana magicznego sportu. Każdy może zaopatrzyć się tu w fanty z logo swojej ulubionej drużyny, lub sprzęt, który akurat potrzebuje wymienić na nowy. Rozliczeń dokonuj w odpowiednim temacie.
Asortyment:
- Dowolna miotła brytyjska o 50 G taniej niż w spisie. - Limitowana edycja koszulek do Quidditcha (+1 do GM) - 40 G - Bryloczek w kształcie dowolnego modelu miotły - 8 G - Bryloczek z logo dowolnej drużyny Q - 10 G - Magiczne naszywki drużyn Quidditcha z całego świata - 20 G - Zestaw do pielęgnacji miotły - 20 G -Frotka treningowa (+1 do GM) - 50 G
Strefa V.I.P
W tym roku gwiazdami wydarzenia są Tajfuny z Tutshill. Za skromną opłatą 30g można zrobić sobie z nimi zdjęcia, przeprowadzić wywiad, czy poprosić o autograf na ulubionej parze bielizny. Jeśli jesteś dziennikarzem/fotografem lub pracujesz w mediach możesz dostać się do zawodników za darmo w ramach pracowniczej jednopostówki.
Niespodzianka:
By sprawdzić, czy masz farta rzuć literką:
A jak AKYSZ! - Zapłaciłeś za wejście, uszykowałeś zdjęcie do podpisu, a tu KLOPS! Drużyna widocznie właśnie jest w trakcie jakiegoś sporu i ochrona przegania Cię z namiotu. Lepiej się posłuchaj, chyba że lubisz szpitalne klimaty londyńskiej placówki.
B jak Bardzo nam miło - Tajfuny okazują się być kulturalnymi i przesympatycznymi ludźmi. Zagadują Cię i przez dłuższy czas prowadzicie rozmowę, która naturalnie kończy się zdjęciem, czy autografem na czymkolwiek sobie wymarzysz.
C jak Chyba nie taki był plan - Na pierwszy rzut oka wszystko wydaje się śmigać. Robicie sobie zdjęcie w objęciach, jak najlepsze ziomeczki, lecz po jakimś czasie zaczynasz zauważać na swoim ciele charakterystyczne plamy. Okazało się, że jeden z zawodników nieświadomie zaraził Cię kiełkującą w nim groszopryszczką. Przez najbliższy wątek musisz uwzględnić swoją chorobę lub napisać jednopostówkę na przynajmniej 2500 znaków, gdzie leczysz przypadłość.
D jak dumni aż zanadto - Okazuje się, że zawodnicy Tajfunów wcale nie są najlepszymi towarzyszami rozmowy. Cały czas nic tylko chwalą się swoimi osiągnięciami i w ogóle nie zwracają uwagi na to, co mówisz.
E jak Ekscytująca schadzka - Okazuje się, że wpadłeś jednemu z zawodników w oko. Oprócz zdjęcia i autografów dostajesz nawet zaproszenie na wieczornego drinka! Skorzystasz z takiej okazji? Jeśli masz ochotę skorzystać z zaproszenia zgłoś się do najbliższego Mistrza Gry po ingerencję związaną z tym wydarzeniem.
F jak farciarz roku - Rozmowa z drużyną kleiła się na tyle, a zawodnicy polubili Cię tak mocno, że postanowili podarować Ci rzadki upominek. Otrzymujesz od nich jedną z niewielu par rękawic do Quidditcha podpisaną przez legendarnego szukającego Plumptona! Po przedmiot zgłoś się w odpowiednim temacie.
G jak Gruba impreza - Trafiasz w sam środek popijawy. Sportowcy w końcu też ludzie i pić coś muszą. Problem jest jednak taki, że niektórzy z nich są już zdrowo nabzdryngoleni. Dorzuć k6 wynik nieparzysty oznacza, że pijany sportowiec postanowił Cię poobrażać i wywalić z namiotu, a wynik parzysty, to zaproszenie do wspólnego picia z Tajfunami.
H jak Histeria fana - Niby wszystko jest w porządku. Widzisz jak Tajfuny się do Ciebie uśmiechają i wokół panuje bardzo przyjazna atmosfera. Mimo wszystko nagle łapie Cię cholerna trema i ledwo jesteś w stanie cokolwiek z siebie wydusić, a dłonie trzęsą Ci się i pocą tak, że upuszczasz wszystko, co masz w rękach.
I jak Imitacja - Podchodzisz do zawodników, robisz sobie z nimi zdjęcie, rozmawiacie i nagle... Coś zdaje Ci się być nie tak. Przyglądasz się lepiej jednemu z Tajfunów i zdajesz sobie sprawę, że to wcale nie zawodnik drużyny, a ktoś cholernie do niego podobny. Widać ktoś był tu zbyt ważny, by osobiście pojawić się na spotkaniu z fanami.
J jak jagodowa przygoda - Tego to się chyba nie spodziewałeś. Po pogawędce z Tajfunami nie dość, że otrzymałeś to, na czym Ci zależało, to jeszcze zawodnicy dorzucili Ci butelkę jagodowego jabola. To się nazywa przyjemne z pożytecznym!
Uwaga! Wyniki konkurencji i rozdanie nagród odbędzie się 8 czerwca! Do tego momentu tabela wyników może ulegać zmianie.
Autor
Wiadomość
Antosha Avgust
Wiek : 46
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185
C. szczególne : mocny rosyjski akcent, niski głos; poważny, nieprzystępny i mało ekspresyjny
Wbrew pozorom Antek widział w swoich uczniach coś więcej niż talent do quidditcha lub jego brak i nie traktował ich tylko jak kukły do orania boiska; gdzieś w środku, głęboko, w sekrecie, naprawdę się o nich troszczył, nawet jeśli okazywał to w szorstki sposób. Albo wcale. Kiedy jednak otrzymał list od Maxa, proszącego o pomoc w powrocie do formy, poczuł, że to jest właśnie ten moment, w którym należałoby okazać uczniowi trochę serca (nie za dużo, ale odrobinę) - bo słyszał o tym co się stało, wiedział jakie wsparcie otrzymał chłopak po traumatycznych wydarzeniach i widział jak od czasu do czasu snuje się po zamku, głównie w okolicach lochów, wyglądając jak trzy ćwierci do śmierci. Nie był aż tak nadgorliwy, żeby samemu wyciągać do niego rękę, ale poproszony o pomoc nie tylko się zgodził ale i postanowił że sprezentuje młodemu pałkarzowi trening na stadionie narodowym; dla niego to było tylko wysłanie jednej sowy, więc żaden problem, a miał nadzieję, że sprawi tym Solbergowi chociaż trochę radości. I zmotywuje do dalszych treningów, by wycisnąć z siebie tyle ile tylko się da. Teleportowali się spod bramy zamku z samego rana pod stadion narodowy i Antek bez zbędnych ceregieli ruszył na murawę, nie patrząc nawet na swojego podopiecznego i na to czy ta niespodziewana wycieczka zrobiła na nim jakiekolwiek wrażenie. - Chodź, Maksim, chodź. Ty słuchaj mnie. Po pierwsze: ty więcej jeść musisz. Dobre rzeczi, nie jakieś śmieci. I spać. Osiem godzin. W nocy. Bez tego nigdy nie będziesz dobri sportowci tak samo jak bez ćwiczeń. - oznajmił surowym tonem i choć wcale nie chciał mu mówić takich oczywistości, to patrząc na jego mizerną postać z cieniami pod oczami po prostu czuł się w obowiązku mu to przypomnieć. - I pamiętaj, że jak lecisz, jak wchodzisz na miotłę, wszystkie problemi, jakie złe by nie byli, zostawiasz na dole. A najlepij poza boiskiem. W powietrzu jesteś tylko ty i tłuczek i inne gracze, jasne? Maksim. Musisz być silni tu, w głowi, nie tylko w mięśni. - dodał niczym prawdziwy trener nie tylko quidditcha ale i rozwoju osobistego, po czym obrzucił Solberga uważnym spojrzeniem spod zmarszczonych srogo brwi i zdecydował: - Jeszcze jedno kółko pobiegniemi szybko, a potem weźmiesz pałki i pokażesz mi jaką technikę masz i zobaczymy czy będzie z ciebie coś jeszcze. Potem polatami i pobijemy tłuczkami. - zarządził, klepnął Solberga w łopatkę i rozpoczął bieg po murawie, bo nie miał zamiaru stać jak kołek na mrozie i czekać aż chłopak skończy. Po przebieżce, która dla niego była przyjemna i orzeźwiająca, zgodnie z zapowiedzią podał pałkę Maxowi, wyczarował majaczącą w oddali tarczę, wypuścił tluczek i obserwował jak ten z ziemi odbija atakującą go piłkę.
rzuć se k6:
1 - pałujesz jakbyś nie miał ręki, ledwo trafisz w piłkę i nie celujesz w cel, OGARNIJ SIĘ 2 - kiepsko, ale przynajmniej trafiasz w krawędź celu, ale zahaczasz przy okazji o Antka pałą jak bierzesz zamach:/ 3 - twoja technika nie jest najlepsza, ale trafiasz i w piłkę i w cel. yay 4 - jest dobrze, jakaś drobna rzecz jest do poprawy, ale celujesz bezbłędnie 5,6 - BDB prawidłowo, nie ma się do czego przyczepić
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Miało być tak pięknie. Miał iść na trening z nadzieją i radością w sercu, czując że w końcu robi coś, by naprawdę powrócić do formy. Miał... Jednak życie miało dla niego inne plany. Nie dość, że przespał zaledwie dwie godziny, to jeszcze późniejsza rozmowa z Felkiem poniekąd sprawiła, że jego psychika ponownie zaczęła błądzić po obszarach, których tak uparcie się wystrzegał. Wiedział, że sam był sobie winien i nie powinien był brnąć w te tematy, a jednak dążył do tego i podpuszczał coraz to bardziej, aż w końcu sam nie wiedział, kiedy stracił kontrolę. Popędził na przygotowane mu przez Gwizdka śniadanie, które z tego wszystkiego ledwo przełknął. Wiedział jednak, że akurat u Avgusta nie ma miejsca na głód i osłabienie, dlatego też doprawił sobie herbatę paroma eliksirami, które miały pomóc mu jako tako ten dzień przetrwać. Momentalnie poczuł się nieco lepiej, choć z zewnątrz wciąż wyglądał jak chodzące gówno. Zgodnie z zaleceniami profesora, podjął próbę przebiegnięcia od wejścia z zamku do bramy. Nie było to łatwe, gdy miał na sobie kask, ochraniacze i jeszcze musiał targać na ramieniu Pioruna. Kilka razy zatrzymał się po drodze, by złapać oddech, ale na szczęście dotarł do bramy na czas choć musiał bardzo mocno postarać się, by nie zwrócić śniadania prosto na sportowe buty nauczyciela. Przywitał się z Antoshką i ze zdziwieniem dał się poprowadzić w nieznane poprzez teleportację łączną. Nie miał pojęcia, gdzie profesor go zaciągnie, więc ogromnie się zdziwił, gdy wylądował na stadionie. I to nie byle jakim bo na samym Narodowym. Nie mógł powstrzymać krótkiego "wow", które wyrwało się z jego ust, ale Avgust już zmierzał ku murawie, więc nie było czasu na wycieczkę krajoznawczą. -Proszę mi wierzyć, próbuję. Mam ułożoną dietę i skrzaty codziennie przyrządzają mi posiłki w kuchni. - Na temat snu wolał się nie wypowiadać. Mimo, że łapacz snów spełniał swoje zadanie, to wciąż nie potrafił porządnie wypocząć. Co chwila się budził, a w dzień łaził zmęczony, jakby jego organizm nie potrafił się naładować. -Tylko ja i tłuczek. Jasne. Tylko jak to zrobić...? - Zapytał bardziej do siebie niż do profesora. W końcu nie wina Antoshki, że Max miał wyjątkowo chujowy dzień. Ślizgon za to, jakkolwiek by się nie czuł zrezygnował z zażycia eliksiru spokoju. Chciał jak dawniej poczuć, jak sport oczyszcza jego umysł, a zmęczenie fizyczne zastępuje to, które siedziało w jego głowie. Avgust był człowiekiem konkretnym, zupełnie jak jedna krukońska pałkarka, którą Max znał, więc ślizgon po prostu skinął głową, na znak przyjęcia zadania. Czuł respekt do nauczyciela, a do tego jeszcze okoliczności, w których się znaleźli nieco chłopaka przytłaczały, więc nie był specjalnie rozmowny. Zamiast tego po prostu ruszył przed siebie, gdy poczuł klepnięcie w łopatkę. Długo nie musiał czekać, by zostać daleko w tyle, ale nie przejmował się tym. Nie przyszedł tutaj zdobyć mistrzostwa, a po prostu ruszyć z miejsca. Miał dość tej bezczynności, dość swojego słabego stanu i myśli, których miał nadzieję choć na chwilę się pozbyć, zatracając całą uwagę w wysiłku. O ile Avgust po kółeczku wyglądał przystojnie jak zawsze, o tyle Max miał wrażenie, że zaraz padnie na murawę i zdechnie u stóp jedno z najwybitniejszych pałkarzy o jakich słyszał. W sumie, gorsze scenariusze na własną śmierć już obmyślał. Nie miał jednak zamiaru się tak łatwo poddawać. Chwycił podaną mu przez mężczyznę pałkę i pewnie zacisnął na niej dłoń. - Sam jestem ciekaw, czy jeszcze coś ze mnie będzie. - Zażartował lekko, po czym starał się skupić na atakującym go tłuczku. Starał to było dobre określenie, bo myślami wciąż był gdzie indziej. Pudło, za pudłem kompromitował się kompletnie nie mogąc wczuć się w to, co robił. Był rozproszony i albo omijał tarczę, albo wcale nie trafiał w piłkę. Miał ochotę kląć na siebie głośno, lub znowu oberwać pięcioma tłuczkami naraz. Wszystko przez pierdolnik panujący w jego umyśle. Gorzej byłoby chyba tylko wtedy, gdyby po jednej stronie Antoshki stał jednoręki Boyd, a w drugiej dłoni profesor trzymałby wkurwionego pustnika na smyczy.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Antosha Avgust
Wiek : 46
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185
C. szczególne : mocny rosyjski akcent, niski głos; poważny, nieprzystępny i mało ekspresyjny
Pokiwał już tylko głową na znak aprobaty gdy chłopak zapewnił go, że próbuje doprowadzić się do porządku i dba o dietę z pomocą skrzatów i mógł tylko mieć nadzieję, że to prawda a nie tylko puste słowa, żeby się od niego odczepił, po czym powstrzymał cisnące się mu na usta westchnięcie, gdy Max zadał kluczowe pytanie - jak uwolnić umysł od dręczących go myśli. Bardzo chciałby mu na nie odpowiedzieć i z pewnością by to zrobił, gdyby tylko znał jakiś niezawodny sposób; problem polegał na tym, że taki nie istniał i każdy musiał znaleźć swój. - Próbuji, aż się uda i aż zamieni wszystkie myśli na słowi tłuczek - mruknął i przemknęło mu przez myśl, że może jak po rozgrzewce i wstępnym ćwiczeniom wypuści Maxa w powietrze razem z czterema albo sześcioma tłuczkami, to będzie nimi tak zaabsorbowany, że nie będzie miał innego wyjścia niż skupić na nich całą swoją uwagę. A jeśli nie, to może dostanie od piłek taki łomot, że wyleczy się ze wszystkich traum i problemów - to też była jakaś opcja. Po przebieżce jego podopieczny przez moment wyglądał, jakby zaraz miał paść trupem, co zdecydowanie świadczyło o tym, że nie przesadzał, gdy uprzedzał Antka o swojej kiepskiej kondycji; mimo tego nie narzekał ani słowem (co się chwali, cierpieć należy w milczeniu, przynajmniej na antkowych treningach) i wziął się do roboty. Czy raczej do kompromitacji, bo szło mu gorzej niż pierwszoroczniakowi na pierwszej lekcji miotlarstwa. Antoszek przyglądał się Maxowi w milczeniu i z najbardziej neutralną miną, jaką tylko mógł posiadać, rejestrując wszystkie popełniane przez niego błędy i tworząc w głowie całą bogatę listę rad, których należy mu udzielić, żeby przestał w końcu partaczyć. Gdy wreszcie pałkarska farsa dobiegła (na ten moment) końca, unieruchomił tłuczek i zwrócił się do chłopaka. - No dobrzi, ty mi pokazał jak uderza się jak się patałachem jest to ja ci pokażę teraz jak pałkarz uderza, bo ty chyba zapomniał. - oznajmił - Po pierwszi, SKUP SIĘ. Zamknij oczi, popatrz sobi w niebo, w trawi, czy gdzie tam chcesz, pooddichaj sobi, rozluźnij, bo masz spięti mięśni i dlatego nie wychodzi tobie. No? To teraz pałka niżej, łokci bardzij zgięti, zamach większi... - poinstruował go jeszcze w kilku technicznych kwestiach, które powinny zapewnić mu lepszą skuteczność, choć był przekonany, że chłopak doskonale o nich wie, tylko stres i kiepska forma nie pozwalają mu w pełni z tej wiedzy skorzystać; po udzieleniu swoich złotych rad kazał mu jeszcze chwilę pomachać kijem w powietrzu, żeby się upewnić, że załapał i poprawił chwyt i zamach, po czym ponownie wypuścił tłuczek i zarządził serię strzałów do tarczy.
dawaj maksiu:
RZUĆ 10 KOSTEK NA 10 PAŁOWAŃ, OTO SKALA OCEN: 1 - żenada 2 - kiepsko 3 - przeciętnie 4 - dobrze 5 - git 6 - NO PAŁUJESZ JAK SAM ANTOSZA po piątym strzale w ramach postępu możesz sobie dodać +1 do kolejnych kostek i błagam nie wyrzuć samych jedynek bo Antek wyjdzie na złego nauczyciela
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
2,6,4,5,2,3,3,1,6,2 Korzystam z moda i dodaję sobie +1 więc ostatecznie ---> 2,6,4,5,2,4,4,2,6,3
Gdyby chciał, żeby Antoshka się po prostu odczepił nie starałby się aż tak wymyślać. Po prostu odburknąłby, że "przecież je", czy inny ogólnik i tyle. Naprawdę się starał. Może nie szło mu to jeszcze zbyt dobrze, ale zdecydowanie lepiej niż jeszcze kilka tygodni temu. -Takie trochę pranie mózgu? W sumie przyda się. - Starał się wyciszyć tak, jak tylko potrafił, ale jego starania zdawały się spełznąć na niczym bo o ile kółka wokół stadionu przeżył - jakoś, o tyle już z trafianiem do celu kompletnie mu nie wyszło. Pierwszy raz w życiu było mu chyba wstyd spojrzeć na nauczyciela. Nawet, gdy odważył się pocałować profesor Whitehorn nie czuł się aż tak głupio jak teraz, gdy mimo stażu w szkolnej drużynie robił z siebie pajaca. Nie miał zamiaru jednak marudzić. Ani razu jeszcze na treningach nie powiedział słowa, gdy obił sobie mordę, czy coś szło nie po jego myśli. Wyzywał się w duchu, ale na tym poprzestał. Odetchnął zdyszany, gdy Antosha zatrzymał w końcu tłuczek, dając mu chwilę wytchnienia. -Obserwuje Pan naszych zawodników na szkolnych meczach, ciężko powiedzieć żeby ślizgoni nie byli patałachami. - Zażartował lekko, choć wciąż uważał, że szło im dość mocno chujowo, a brak wspólnych treningów zdecydowanie sytuacji nie poprawiał. Kiwnął głową i spróbował rozluźnić mięśnie i oczyścić głowę. Uspokoił nieco oddech skupiając się na tłuczku i pracy ciała zamiast na całej reszcie problemów, które w nim siedziały. Musiało to zadziałać bo poczuł się nieco lżej. -W ten sposób? - Zapytał przyjmując pozycję zgodnie z instrukcjami, jakie Avgust mu dawał. Czuł, że ma nieco pewniejszy chwyt i nie dziwiło go, jak wielu technicznych kwestii nie miał jeszcze opanowanych. W końcu quidditch zawsze był dla niego bardziej hobby niż czymś, w co chciał iść profesjonalnie. Machnął kilka razy pałką uważając, by przypadkiem nie wyjebać z niej Avgustowi, a gdy ten uznał, że jest git ponownie zabrał się za celowanie do tarczy. Początek nie poszedł mu najlepiej, ale gdy tylko Max wziął głębszy oddech skupiając całą swoją uwagę na tłuczku, ten trafił do celu praktycznie idealnie. Ślizgona nieco podniosło to na duchu i zaczął pewniej machać dzierżoną w dłoniach pałką. Generalnie radził sobie nieźle. Więcej piłek udało mu się wycelować w tarczę niż nie, a i uderzenia były jakby mocniejsze przez bardziej poprawny chwyt, jak dzięki Avgustowi zastosował. -Kto by pomyślał, że taka niewielka zmiana chwytu może tyle pomóc... - Mruknął, gdy ostatni raz posłał tłuczek przed siebie. Ramiona nawalały go niemiłosiernie ze względu na długą przerwę w treningach, ale nie pokazywał tego. Machał rękoma, zaciskając zęby i próbując wyciszyć cały świat, który nie był śmigającą w jego stronę piłką. Zastanawiał się, czy wzięcie eliksiru spokoju przed meczem nie polepszyłoby jego osiągnięć na boisku. -Profesorze, jakie eliksiry tak dokładnie uważane są za doping podczas meczy? - Zapytał ciekawy, bo nie miał zamiaru co prawda oszukiwać, ale nie lubił nie mieć odpowiedzi na niektóre pytania.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Antosha Avgust
Wiek : 46
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185
C. szczególne : mocny rosyjski akcent, niski głos; poważny, nieprzystępny i mało ekspresyjny
Zgromił Maxia wzrokiem, gdy ten pozwolił sobie na żarcik o słabej formie ślizgońskiej drużyny i szturchnął gniewnie w ramię swoją pałką. - O nie. Nie mówimi tak, Maksim; przez to, że wy za takich uważacie siebie - i nie szanujecie siebie wzajemni - to tak to wygląda. Patałachi? Zobacz no: u was jest Fitzgerald, co jest profesjonalni ścigający i na tym stadioni strzela punkti jak szatan. I Cellachain, zawodowi szukająci. I ti, wielki i groźni, co powinien wycierać przeciwnikami murawi. Macie dużo dobri graczi, ale nie jesteście drużyni. Wiesz, dlaczego inni zespołi są od was lepsi? Wyobraź sobi, że jedna osoba z każdi drużyni wlatuje w ogni. Gryfony to głupki, ale lojalni wobec siebie, polecieliby wszyscy solidarnie spalić się. Puchony pobiegliby prędko po pomoci, Krukony sami rzuciłyby Aquamenti, a wy? Wy byście stali z boku i śmiali się, że tamtemu się pali dupa. I każdy jeden z was by cieszył się, że to nie jemu przydarzyło się. Jesteście indywidualiści, ja rozumiem to, ale nie da się bez współpraci nic osiągnąć. Wy w ogóle trenujecie razem coś? Rozmawiacie ze sobą? Wspieracie siebie? Cokolwiek? Potrzebujecie silni lideri, Maksim. Bez tego równie dobrze możecie się wypisać ze szkolni ligi i znaleźć inne hobbi bo tylko zajmujecie miejsce w tabeli bez sensu. Szacunek i współpraca, Maksim, bez tego nie ma drużyni. Można nie lubić siebie, można nie zgadzać z inni członki, ale jak wy nie będziecie traktować siebie jako grupę, jako jedno, to nic nie będzie z tego. - wyrzucił z siebie potok słów - To się musi zmienić, Maksim! Wszyscy widzą to, tylko nikt nie robi nic. Ti też, tylko się śmieje, że idzie kiepsko wam, a pomyślał ty kiedy, że może w takim razie trzeba się tym zająć? Hm? Co, najłatwiej siedzieć, narzekać i czekać, aż ktoś inni odwali za ciebie roboti, nie? No więc widzisz, nikt tego nie zrobi - na pewno nie ta wasza, pożal się Merlinie, kapitan. - dodał gniewnie, bardzo poruszony całą tą sytuacją i naprawdę, gdyby tylko miał taką możliwość, sam by się z powrotem zapisał do szkoły, trafił do Slytherinu i przywdział kapitańską opaskę żeby poprowadzić tę bandę do zwycięstwa. Niestety, taka opcja nie wchodziła w grę, więc pozostało mu tylko wygłaszanie Maxowi motywacyjnych przemów. Po tym kwiecistym monologu machnął ręką na chłopaka, by ten pokazał mu jeszcze raz, jak powinno się pałować, i ponownie przyglądał się jego poczynaniom, które ewidentnie były teraz lepsze od poprzednich. Do pełnej perfekcji było mu jeszcze daleko, ale zdarzyło się kilka takich uderzeń, których sam Antosha by się nie powstydził. - No, a co ty myślał, że ja ci źle doradzi? - odparł, gdy chłopak wyraził aprobatę swoim postępem; sam nie miał zamiaru zbyt mocno go chwalić oczywiście. - Uderzaj za każdi razi tak jak teraz przedostatni, to będzie dobrzi. - ocenił powściągliwie, po czym zadecydował, że to dobry moment, żeby w końcu przesiąść się na miotły. Machał właśnie różdżką, żeby szybkim zaklęciem wyczarować parę przeszkód do ominięcia podczas drugiej trzeciej rozgrzewki - tym razem w powietrzu - gdy uczeń zadał mu pytanie. - Każdi, który w jakikolwiek sposób wpływa na wydolność psychiczni albo fizyczni - wyrecytował - Grom, euforii, spokoju. Felix Felicis oczywiści też. I różni dziwni miksturi, co robią szybki przyrost mięśni i siłi albo poprawiają skupieni... Maksim. Ja wiem, że ty umiesz różne eliksiri ważyć, ale nawet nie próbuj się bawić w żadni dopingi bo to nie tylko nieuczciwi ale też niebezpieczni. - pouczył go surowym tonem, w myślach dodając, że jak chłopak postanowi odwalić coś takiego, to osobiście go złapie za chabety i wyrzuci ze szkoły. - Wskakuj na miotły i rób kilka okrążeń w powietrzu. Omijaj przeszkodi i tłuczki. Pamiętaj, że jak zimni powietrzi jest, to masz słabszi zwrotność w miotli, musisz pilnować żeby za późno nie skręcać i uważaj, jak pod wiatr lecisz. - zarządził, po czym wypuścił tłuczki i sam też wzniósł się w górę, by krążyć w pobliżu Solberga i obserwować, jak idzie mu zwrotność i zwinność.
kosteczki:
k6 na to, ile przeszkód udaje ci się ominąć k6 na to, ile razy obrywasz tłuczkiem k6 na szybkość (im więcej tym bardziej zapierdalasz) no i literka na tłuczka! A, B - noga ; C, D - morda; E, F - ręka ; G, H - plecy ; I, J - brzuch
Jak jakimś cudem wypadnie ci 3x tłuczek w brzuch to dorzuć k6 i jeśli wylosujesz parzystą to znaczy że się porzygasz : D
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Automatycznie rozmasował sobie ramię, w które Avgust pierdolnął go pałką. Widać trenerowi nie spodobał się żarcik o ich chujowej kondycji, bo zaczął walić taką przemowę, że Max mógł tylko stać i słuchać. Prawdą było jednak, że Antoshka miał rację. Poczekał cierpliwie, aż ten skończy swój wywód, po czym westchnął ciężko i zabrał głos w tej sprawie. -Ma Pan całkowitą rację, chociaż to nie tak, że nie zdajemy sobie z tego sprawy. Rozmawialiśmy o tym i faktycznie brakuje nam zgrania. To, że połowa osób to zawodowi gracze nie znaczy nic. Wbrew pozorom jednak niektórzy potrafią zostawić swoje urazy poza boiskiem. Przyszły rok możliwe, że da nam szansę na poprawę, choć wiele dobrych graczy odejdzie bo pokończy szkołę. - Westchnął ponownie, gdy zdał sobie sprawę, że ślizgoni zostaną pozbawieni połowy zawodników i to niestety tych najlepszych. -Mam swojego typa na nowego kapitana, ale proszę mi uwierzyć ja się na to nie nadam. - Dodał jeszcze. Wiedział doskonale, że nie wszyscy w drużynie tak chętnie przyjęliby jego przewodnictwo. Do tego miał inne obowiązki na głowie, do których nie wiedział jeszcze jak wróci. Tak Antosha z pewnością spowodowałby, że ich drużyna spięłaby poślady i zaczęła coś ze sobą robić, tylko mało kto miał tyle siły i woli, by spróbować naprawić to, co obecnie działo się w zielonej drużynie. Druga próba pałowania była zdecydowanie lepsza i nawet Avgust pochwalił to na swój skromny sposób. Max już dawno nauczył się, że nauczyciel nie jest najbardziej wylewnym człowiekiem, ale niektóre słowa w jego ustach znaczą naprawdę wiele. -Prędzej, że nie uda mi się do tych rad zastosować. Taka pozycja naprawdę ogranicza niepotrzebne ruchy. - Dodał krótko, w duchu zauważając analogię między eliksirami i pałowaniem. Przecież od Dear nauczył się podobnej rzeczy - jak zrobić więcej ograniczając zużycie niepotrzebnej energii do minimum, by przekuć ją w lepszą pracę. W końcu przyszło im wskoczyć na miotły, co Solberg przyjął nawet z ulgą. Mógł dać odpocząć nogom, które powoli naprawdę mocno dawały o sobie znać. Na widok przeszkód uśmiechnął się pod nosem - kolejny tor Antoshki, to było to, co uwielbiał. -Profesorze, ja wiem, że krążą legendy o mojej głupocie w Hogwarcie, ale musiałbym naprawdę stracić ostatnie komórki mózgowe, żeby czegoś takiego spróbować. Przecież to by było zbyt oczywiste. - Przyznał mu rację, choć z nutką zawodu w głosie, gdy na liście znalazł się jego ulubiony ostatnimi czasu eliksir. - Chciałem się tylko upewnić, co dokładnie jest zakazane. Proszę mi uwierzyć, że wiem iż latanie po jakiejkolwiek używce nie jest najbezpieczniejsze i raczej tego nie praktykuję, a już na pewno nie na meczach. - Zapewnił, wyobrażając sobie nakoksowaną Gromem drużynę ślizgonów. W takiej formie na pewno wygraliby puchar jeszcze w przedbiegach. -Słabsza zwrotność i uwaga na tłuczki, jasne! - Podsumował krótko, po czym próbując się skupić na zadaniu rozpoczął lot. Początek zapowiadał się dobrze. Pierwsze przeszkody ominął praktycznie bez problemu, omijając przy okazji lecącego na niego tłuczka niestety, źle obliczył jak bardzo cierpi jego zwrotność i nie udało mu się uskoczyć przed kolejną piłką. efekcie oberwał potężnie w brzuch i wpadł na jedną z przeszkód. Jęknął cicho, kontynuując trening. Od jednego wpierdolu nie miał zamiaru zeskakiwać z miotły. Prędkości nie miał może zawrotnej, ale dzięki temu mógł na spokojnie omijać stojące na jego drodze przeszkody. Kolejny tłuczek musnął jego nogę, ale na szczęście ochraniacze złagodziły ten cios. Dopiero ostatnia piłka, która z impetem przywaliła w mordę Solberg sprawiła, że wleciał na przeszkodę i wyhamował. Wychylił się lekko w prawą stronę i ledwo widząc na oczy zwrócił część śniadania na Narodową murawę. O takim wpierdolu dzisiaj marzył. Trzeba było przyznać, że przynajmniej skutecznie zapomniał o tym, co działo się tej nocy.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Antosha Avgust
Wiek : 46
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185
C. szczególne : mocny rosyjski akcent, niski głos; poważny, nieprzystępny i mało ekspresyjny
- Jak stracicie w tym roku dobri graczi, no to już teraz się postarajcie, żeby mieć w zapasu nowych, porządni rezerwi. Im szybciej, tym lepiej. - fuknął w odpowiedzi na słowa chłopaka, bo choć zdawał sobie sprawę, że skończenie szkoły przez część zawodników pewnie nie odbije się najlepiej na formie całej drużyny, to jednocześnie uważał, że może to być szansa na wpuszczenie do niej nieco świeżej krwi, która, oczywiście odpowiednio wyszkolona przez porządnego kapitana organizującego regularne treningu i dostrzegającego słabe i mocne strony swoich graczy, będzie mogła się okazać równie dobra albo i lepsza. - No ty to nie, do tej roli odpowiedzialni i rozsądni trzeba być. Zaangażowani w stu procenti. Kogo ty na myśli masz? - zapytał, krzyżując ręce na piersiach i lustrując chłopaka srogim wzrokiem; sam też miał pewien typ, i wiedział że na pewno będzie on dobry i że Max nie wpadnie na żaden lepszy pomysł, ale i tak chciał poznać zdanie kogoś ze środka ślizgońskiej drużyny. Skinął w milczeniu głową na słowa Maxa o podsuniętej mu przez Antka lekko zmodyfikowanej pałkarskiej pozycji, która w moment zrewolucjonizowała jego pałowanie i wzniosła je prawie na wyżyny, a gdy temat rozmowy zszedł na niedozwolone eliksiry i chłopak zaczął bardzo gorliwie zapewniać, że nigdy by tego nie zrobił, Antoszek zerkał na niego ze sceptycznie uniesioną brwią - bo choć nie uważał go za bezmyślnego głupka, to jednak średnio mu się chciało wierzyć, by to pytanie padło ot tak, bez powodu. Dobrze wiedział, że mówi mu oczywiste rzeczy, ale jeśli czegoś nauczyła go pracaw w szkole, to zdecydowanie tego, że dużo lepiej jest dla spokoju własnego sumienia powtórzyć komuś oczywistości tysiąc razy niż nie zrobić tego i potem patrzeć, jak uczniowie robią głupoty, wymawiając się tym, że nie wiedzieli, że czegoś nie wolno. - Ty nie raczij nie praktikiuj takich rzeczi, tylko bezwzględni nigdy - odpowiedział szorstko, od razu wyłapując to drobne słówko, które znacznie zachwiało rozsądnym wydźwiękiem wypowiedzi chłopaka; po zakończeniu tej dyskusji krótko wyjaśnił mu, co ma robić i obserwował jego lot. Szło mu dosyć przeciętnie - źle jak na członka drużyny, ale nieźle jak na kogoś po tak długiej przerwie i w kiepskim stanie fizycznym (i psychicznym), dlatego gdy chłopak skończył ostatnie okrążenie, Antoszek bez słowa wydobył różdżkę z dresu i szybkim Chłoszczyściem pozbył się z trawy niezbitego dowodu na to, że Max faktycznie zjadł śniadanie. - Dobrzi, że nie leciał za szybko na pierwszi raz, ale na przyszłość będziesz musiał pracować nad szybkości, bo nie dogonisz tłuczki. - pouczył go i zarządził: - No... to teraz celność w locie. Twoim celem jestem ja. A moim ti. - podrzucił nonszalancko pałkę w górę i poszybował na drugą część stadionu, a gdy piłka podleciała w jego stronę, zamachnął się i posłał ją w stronę Maxa. I... nie trafił w niego, choć ambitnie celował prosto w twarz. Ups? Może nie powinien był dziś pić do śniadanka tej herbatki z rumem?
napierdalanka:
Osoba atakowana: 1,2,3,4 - obrywasz 4 - robisz unik 6 - bronisz się odbiciem
Osoba atakująca: 1,2 - nie udaje się 3,4,5 - udaje się 6 - jest tak spektakularny że druga osoba nie rzuca kostki na unik tylko od razu obrywa
k100 na siłę, gdzie im więcej tym mocniej, 90+ to już normalnie ŚMIERĆ I ZŁAMANIE
literka na miejsce: A, B - noga ; C, D - morda; E, F - ręka ; G, H - plecy ; I, J - brzuch
(moje kostki: 1, 50, D)
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Przytaknął na słowa Antoshki, choć szczerze nie miał pojęcia, jak wyglądał stan ich drużyny po świętach. Musiał na nowo wbić się w tę całą szkolną codzienność i zaangażować nie tylko w sport, ale i resztę obowiązków, które znów na niego spadną. Miał jednak nadzieję, że kilka świeżych twarzy się na boisku pojawiło. -Dziękuję, że mnie Pan docenia. - Zaśmiał się krótko, bo ciężko było odmówić Avgustowi racji. Choć nie były to jedyne powody, dla których Max nie powinien być kapitanem ślizgonów. -Moim typem jest Fitzgerald. Może długo by nie zagrzał miejsca, ale przez ten rok, co mu u nas został na pewno wyprowadziłby nas na prostą. A przynajmniej taką mam nadzieję. - Bez zbędnego owijania w bawełnę wyłożył, kto jego zdaniem najlepiej sprawdziłby się w roli ich lidera. Will miał nie tylko umiejętności i wiedzę na temat gry, ale też Solberg uważał, że potrafiłby trzymać tę hałastrę razem no i z integracją poza boiskiem też na pewno nie miałby najmniejszego problemu. Czasem jednak Solberg poruszał tematy, z których nie chciał wynieść swojej korzyści i mimo, że widział jak profesor sceptycznie podchodzi do jego wypowiedzi, ślizgon miał czyste sumienie. Ani razu nie wyleciał na mecz pod wpływem i zamiaru takiego nie miał. Posłusznie przytaknął jednak na zdecydowane pouczenie nie ciągnąc już tematu. Jego kondycja na boisku powinna mówić sama za siebie. Wskoczył na swojego Pioruna VII i rozpoczął od kilku kółeczek, po czym zabrał się za ten tragiczny tor przeszkód. Niezbyt był dumny z siebie. Wiedział, że powinien reprezentować dużo więcej niż te marne latanki, które tutaj pokazywał szczególnie, że zazwyczaj był naprawdę w szczycie formy, ale nie był w stanie wykrzesać zbyt wiele więcej z siebie. Był wdzięczny profesorowi, że posprzątał jego bałagan, bo sam Max nawet nie kwapił się by zabrać ze sobą różdżkę. Nie po to przecież tutaj przyleciał, by rzucać zaklęcia. -Szybkość nigdy nie była moją mocną stroną. Szczególnie przy tych wymiarach. Ma Pan jakąś radę, jak ją poprawić ogólnie? - Zapytał, bo bardzo dobrze wiedział, że miotła to jedno, ale przy jego prawie dwóch metrach wzrostu niewiele da się w tym temacie zaradzić. Niezbyt miał ochotę napierdalać w Avgusta tłuczkami, ale skoro i tak miał cela, jakby mu wydłubali obydwoje oczu uznał, że nie ma nic do stracenia, a jedynie może dostać niezły wpierdol. Jakby nie patrzeć miał na przeciwko siebie najlepszego pałkera o jakim słyszał. To właśnie Antosha miał zacząć ten festiwal obijania sobie wzajemnie mord jednak specjalnie bądź nie nie trafił w Maxa i ten już brał zamach, by się odwdzięczyć. Starał się zapamiętać wszelkie rady, jakie dzisiaj usłyszał i posłał tłuczek prosto w Avgusta. Piłka musnęła rękę trenera choć Solberg zastanawiał się, czy ten w ogóle cokolwiek poczuł. Miał jednak nadzieję, że kolejny cios nie będzie już tak łaskawy. Dla żadnej ze stron.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Luty, luty, ty… chłodny miesiącu. O ile styczeń nie sprzyjał grze w quidditcha, to co mówić o lutym? Zdecydowanie zaczął się najmniej lubiany przez Krukonkę okres w roku. Trzeba było być skończonym idiotą, żeby z własnej woli marznąć, walczyć z zimnym, porywistym wiatrem i nazywać to przyjemnością. Osoby kochające zimę nie mają duszy ani rozumu, takie było zdanie Brooks w tej materii. Sama nie ukrywała, jakie jest jej podejście do lutowych treningów. Czy to jednak w jakikolwiek sposób wpływało na jej zaangażowanie? W żadnym wypadku. Może i mniej mówiła i częściej chodziła z marsowym licem, ale machała pałką z taką samą zawziętością, co zawsze. No i wzrosły jej rachunki za zużycie wody, bo teraz każdy trening wiązał się z odtajaniem w wannie z gorącą kąpielą. Jak na osobę, która nienawidziła zimna, spędzała na nim mnóstwo czasu, a miała spędzać jeszcze więcej, i to w miejscu, przy którym Wielka Brytania jest ciepła jak mleko pite przed spaniem. Kiedy okazało się, że szkolne ferie spędzą w Norwegii, coś w niej umarło. Co gorsza, miała dziś odebrać od trenerki szczegółowy plan treningowy na najbliższe dwa tygodnie, które miały zapobiec spadkom formy. Coś czuła, że jeszcze zatęskni za pogodą na Wyspach, i to prędzej niż później. Ostatni trening przed wyjazdem stanowił idealne odbicie tego, co działo się na zewnątrz. W skrócie – jedno wielkie ZŁO. Zaczęły od ćwiczeń zwrotnościowych i na balans ciała. Pierwszym zadaniem było utrzymanie się na miotle w pozycji stojącej przez jak najdłuższy czas. Było to jedno z ulubionych ćwiczeń Krukonki, ale nie dziś. Porywisty wiatr smagał ją boleśnie po twarzy i wysysał resztki ciepła, skryte gdzieś tam głęboko pod szatami. Palce miała tak przemarznięte, że nawet ich nie czuła. Teraz nie stanowiło to żadnego problemu, ale kiedy przyjdzie jej do machania pałką i odbijania tłuczków, to może być nieciekawie. I tak właśnie było, bo po staniu na miotle, miała chwycić właśnie za pałkę. Wraz ze swoją drużynową partnerką zajęła pozycję, i gdy trenerka wypuściła tłuczki, zaczęły ćwiczyć przekazywanie sobie tej złowrogiej piłki, o której można było powiedzieć wiele, ale nie to, że chciała się słuchać. Tłuczek co rusz wracał w ich kierunku, a następnie znikał w oddali, zgrabnie odbijany przez którąś z pałkarek. Ćwiczenie może i nie było specjalnie skomplikowane, ale za to wyjątkowo męczące, zwłaszcza w takich warunkach. Kolejnym ćwiczeniem, również pałkarskim, które przyszło im wykonywać, było ćwiczenie zagrań specjalnych. Przerzucanie pałki z jednej dłoni do drugiej, odbijanie tłuczka za plecami, czy też wysyłanie do do tyłu. Jedynym ograniczeniem była wyobraźnia, a tej Krukonce nie brakowało. Wynajdowanie nowych sposobów na zaskoczenie rywala i spuszczenie mu łomotu, było częścią tej pracy, i to tą bardziej przyjemną częścią. Nim się zorientowała, dwugodzinny trening dobiegł końca. Nie było włosa na jej głowie, którego nie pokrywałyby sople, a twarz miała suchą i zaczerwienioną. Jeszcze tylko kilka miesięcy i wróci upragnione ciepło, ale teraz zostało jej zaciskanie zębów i odliczanie. Może pewnego dnia w końcu przywyknie do niepogody, choć raczej nie nastąpi to zbyt prędko.
Dzisiejsza rozgrywka była jedynie formą treningu przed poważniejszymi meczami. Twoja drużyna miała grać przeciwko lokalnej grupie "Brzęczących Żądlibąków" z Walii. Trener polecił ścigającym wykorzystać jak najwięcej manewrów w tej potyczce. Zaznaczył też, że ten który strzeli najwięcej bramek dostanie sporą premię.
Rzuć kością 1k6 oraz Literą.
1-3 - jeden ze ścigających z "Brzęczących Żądlibąków" prawie cały czas siedział Ci na ogonie. Dawał się mocno we znaki, nie odpuszczał nawet na moment i musiałeś z nim ostro pogrywać, aby oczyścić sobie pole do podań czy strzelenia bramki. Widać jak na dłoni, że gość próbuje sprowokować Cię do faula, ale też raz na jakiś czas próbuje wyeliminować Cię z gry. Dorzuć kość Litery: Samogłoska - udało Ci się go pozbyć w bardzo wymyślny sposób. Możesz zaszaleć z opisem! Gość został wyeliminowany z gry, musieli go zdejmować do szatni i zastępować rezerwowym. Spółgłoska - ścigający z "Brzęczących Żądlibąków" postanowił Cię sfaulować. Zepchnął Cię mocno w kierunku trybun, gdzie wpadłeś w drewnianą obudowę. Prędkość Twojego lotu sprawiła, że roztrzaskałeś jej sporą część, raniąc drzazgami i odłamkami swoją twarz. Miotła też trochę ucierpiała. Jesteś nieźle poturbowany co się przełożyło nieco na Twoją dalszą rozgrywkę. Nie była zbyt imponująca, ale nienajgorsza. Potrzebujesz oczyszczenia twarzy z drzazg i z pewnością nie zaszkodzi zaklęcie lecznicze.
4-6 - udało Ci się zaprezentować wszystkie manewry, zgrałeś się ze swoją drużyną znakomicie, mogliście pokazać się ze świetnej strony, a i udało Ci się wbić kilka imponujących bramek. Dorzuć kość Litery. Samogłoska: - gdy trzeci raz przerzuciłeś kafel przez bramkę, oberwałeś tłuczkiem prosto w głowę. To zrzuciło Cię z miotły, musiałeś przytrzymać się jej jedną ręką, a i tak byłeś na granicy utraty przytomności. Doznajesz lekkiego wstrząsu mózgu - dostałeś na to tygodniowy przymusowy urlop od treningów. Dowiadujesz się jednak, że kwalifikujesz się do premii w wysokości 30 galeonów. Brawo. Zgłoś się po nie w odpowiednim temacie. Spółgłoska - do swojej gry nie możesz mieć żadnych zarzutów, ale niestety szukający "Brzęczących Żądlibąków" złapał znicza. Gdy zlatywaliście wszyscy na murawę, zauważasz między ławkami trybun coś błyszczącego - to tłumaczki, a i sprawnie działają. Jeśli chcesz je zatrzymać, zgłoś się po nie w odpowiednim temacie.
Antosha Avgust
Wiek : 46
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185
C. szczególne : mocny rosyjski akcent, niski głos; poważny, nieprzystępny i mało ekspresyjny
Antek nie widział nic zabawnego w tym, że Maksio nie nadaje się na kapitana drużyny, wręcz uważał, że naprawdę szkoda, bo gdyby ten wziął się za siebie, ogarnął i spoważniał, to pewnie miałby większe szanse, żeby osiągnąć w życiu sukces. Czy to jako kapitan drużyny czy jako ktoś inny; tego jednak już nie powiedział na głos, tylko cierpliwie czekał, aż rozmówca skończy chichotać i zdradzi mu nazwisko osoby, którą sam widziałby w roli lidera zielonych. A gdy je usłyszał, pokiwał głową z aprobatą - bo dokładnie tego samego kandydata wytypował on sam. Nie żeby to był jakiś trudny wybór i musiał się długo wahać między kilkoma osobami, ale i tak uznał, że ta jednomyślność to dobry znak. - Ja zgadzam się, on byłby dobri. Jest teraz na ósmi roku, więc ma jeszcze dwa i pół roki w szkole. Matematika, Maksim, to też ważna dziedzina nauki. - powiedział, dzieląc się przy okazji kolejną ważną mądrością życiową - Ja nie powinien w składy drużin mieszać się, ale ti... Pogadaj z Williamem, jeśli chcecie mieć szansę na jakieś sukcesi. - polecił mu i na tym zamierzał poprzestać w kwestii pomagania ślizgońskiej drużynie w wyjściu na prostą, bo przecież nie chciałby być oskarżony o nadmierne ingerowanie czy faworyzowanie jednego z domów. Gdy Max wylądował po kilku okrążeniach i rzyganku i padło pytanie o szybkość, Antek pokręcił głową. - Każdi strona jest mocną, jeśli postarasz się. - upomniał go surowym tonem, a był to jeden z frazesów, które zawsze powtarzano jemu w szkole, gdy z powodu zwyczajnego braku talentu niektóre rzeczy wychodziły mu słabiej. Nie do końca zgadzał się z prawdziwością tego stwierdzenia, ale pamiętał, że ta myśl doskonale motywowała go do tego, żeby pracować nad sobą i nie usprawiedliwiać w przypadku porażek. - Najwięksi roboti robi miotła oczywiście. Spróbuj bardziej pochylić się do trzonki, tylko nie za bardzi, żeby też wycelować w tłuczki. - doradził, w głębi duszy zadowolony, że chłopak wykazuje zaangażowanie i ma pytania do prawie każdej jego uwagi; świadczyło to o tym, że naprawdę mu zależało i brał sobie je do serca, a nie tylko wpuszczał jednym uchem i wypuszczał drugim. Początek ich starcia na tłuczki i pałki nie zaczął się zbyt spektakularnie, bo Antoszek w ogóle nie trafił, Max zaś... odbił piłkę, nawet w dobrym kierunku, bo zahaczyła o ramię przeciwnika, ale moc, z jaką to zrobił, pozostawała wiele do życzenia. - Może jakbi nie wyrzygał śniadania, to by miał siłi, żeby w tłuczka uderzyć, a nie dotknąć! - zawołał do niego bardzo motywująco, podleciał kawałek w stronę zbliżających się dwóch piłek jednocześnie i wykonał manewr uderzenia jednej w drugą, jak kulami bilardowymi; pierwszy tłuczek, uderzony niezbyt mocno, poleciał w stronę twarzy Solberga, drugi zaś, popchnięty przez towarzysza, nabrał takiej mocy że pomknął niemalże z prędkością światła, po drodze nieco zmieniając tor i trafiając w brzuch.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Sprawność fizyczna i opracowanie treningów nie było wszystkim, co decydowało o dobrym kapitaństwie. Przede wszystkim trzeba było potrafić zjednać sobie ludzi i stworzyć z nich prawdziwy zespół, a to Solbergowi wychodziło różnie. Szczególnie wśród węży miał wiele wrogo nastawionych do siebie mordek, które pewnie średnio chętnie słuchałyby jego poleceń na boisku i właśnie z tego powodu uważał, że na kapitana drużyny zdecydowanie się nie nadaje. Widać obydwoje typowali tę samą osobę, bo Antek wydawał się zadowolony z odpowiedzi obecnego podopiecznego. -Tak, tak oczywiście, że dwa i pół. Zawsze mi się wydaje, że jest starszy. - Szybko przyznał się do tak trywialnego błędu. Z jakiegoś powodu Wiliam zawsze jawił mu się dojrzalej, więc nic dziwnego, że umysł Maxa wpychał go do innej kategorii wiekowej. -Może i nie powinien Pan, ale zawsze warto usłyszeć dobrą radę, a ta wydaje się być słuszna. Już z nim o tym gadałem i mówił, że chętnie przejmie pałeczkę po Heav. Tylko, no , ta musi najpierw zrezygnować. - Dodał, przypominając sobie rozmowę z Ryżym podczas meczu puchonów z gryfonami. Widać Fitzgerald był naprawdę skory do wzięcia na siebie odpowiedzialności za stan ich drużyny. Czego innego spodziewał się po Antoshce niż konkretnej, chłodnej porady? Otóż dokładnie niczego. Liczył na to, że ten bez zbędnego pierdolenia wytknie mu błędy i nakieruje, jak je skorygować i właśnie to dostał. Avgusta w czystej postaci. -Niżej nad trzonkiem, ale bez macania go klatą, zrozumiałem. - Przyjął radę, mając zamiar zastosować ją w ciągu najbliższych minut. Chciał wyciągnąć z tego treningu jak najwięcej, nie zwracając uwagi na to, że prawdopodobnie bierze na siebie zbyt wiele w tym stanie. Uśmiechnął się krótko na komentarz Antoshy co do jego pierwszej próby odbicia tłuczka. Cieszył się, że w ogóle udało mu się trafić w cokolwiek, ale moc faktycznie pozostawiała wiele do życzenia. Nie było jednak czasu jęczeć, bo kolejny tłuczek leciał już w jego stronę, a konkretniej ponownie w stronę jego ryja. Piłka przywaliła w kask, choć nie tak mocno jak ta, która spowodowała zabrudzenie stadionu. Max posłał piłkę w stronę nauczyciela zdecydowanie mocniej celując w jego ramię i już widział rozpędzoną w chuj drugą piłkę, która leciała w stronę jego brzucha. Biorąc sobie do serducha rady Antoshki, ograniczył ruchy, wziął porządny zamach i.... Udało mu się obronić, posyłając tłuczek w brzuch Avgusta. Widać było, że mimo ciężkiego początku, coś tam szło do przodu, choć spodziewał się, że profesor poradzi sobie z tak lekkim odbicie i bez większego problemu ochroni swoje kiszki przed oberwaniem nieprzyjemną piłką.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Antosha Avgust
Wiek : 46
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185
C. szczególne : mocny rosyjski akcent, niski głos; poważny, nieprzystępny i mało ekspresyjny
obrona: 6, 3 atak: 2(+1) / D / 93 atak: 2(+1) / F / 95 bogu dzieki za moj modyfikator supergwiazdy bo bym ani razu nie trafiła no nie wiem co te dwójki XDDD
- Zrezygnować z czegoś, czym i tak nie zajmuje się nie powinni trudno być. - stwierdził krótko; był zadowolony z przebiegu rozmowy i z tego, że w Fitzgeraldzie kiełkuje już pomysł na przejęcie dowództwa nad drużyną. Teraz pozostaje tylko czekać, aż odważy się doprowadzić sprawę do końca i faktycznie to zrobić, a nie tylko gdybać, a w międzyczasie można zająć się dbaniem o to, by reszta drużyny była w jak najlepszej formie. Max oczywiście prezentował poziom totalnego patałacha, ale jak na osobę, która od miesięcy nie widziała na oczy pałki i miotły oraz nie dbała ani o ruch ani o dietę, to naprawdę nie było źle, czego oczywiście Antek nie miał zamiaru mówić na głos, żeby chłopaka nie zniechęcać do dalszej pracy. A tej miał przed sobą jeszcze naprawdę sporo. Max elegancko przyjmował jego rady i był pojętnym uczniem nawet jeśli nie umiał liczyć , co tylko utwierdzało go w przekonaniu, że dobrze zrobił, organizując dla niego ten trening. A Max dobrze zrobił, prosząc go o tę przysługę. Wzajemne celowanie w siebie było oczywiście najbardziej interesującą częścią treningu; jego uczeń celował w powietrzu znacznie lepiej niż z ziemi - albo wziął sobie do serca antkowe rady albo po prostu służyła mu miotła i prędkość. Po sprytnej zagrywce dwoma tłuczkami, Antoszka sprawnym ruchem odbił mocno posłaną przez Solberga piłkę, jednocześnie chroniąc swoje lewe ramię przed siniakiem oraz z jeszcze większą siłą odbijając atak na chłopaka. Do drugiej piłki, która natarła na niego z mniejszą mocą, ale pod kątem ktory go zaskoczył, już nie zdążył podsunąć pałki ani zrobić uniku i oberwał w żołądek. Nie na tyle mocno, żeby pójść w ślady Maksa i zapaskudzić murawę, ale na tyle, by na chwilę zostać wytrąconym z równowagi. - Dobri cel nadrabia za mały siły. - skomentował bez przesadnej aprobaty, ale tak całkiem pozytywnie; po tych słowach akurat pod pałkę nawinął mu się drugi tłuczek. Skorzystał z okazji, a że Max odleciał na drugi koniec boiska, zamachnął się naprawdę porządnie, licząc na to, że piłka lecąca z zawrotną prędkością uniemożliwi mu - czy raczej chociaż mocno utrudni i zmusi do większego wysiłku - unik.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Obrona I :5 Obrona II: 6 Atak I: 6,16, J - brzuch Atak II: 3,33,B -noga
W pewnym sensie czuł ulgę, że to nie była tylko jego paranoja i faktycznie dało się w dość prosty sposób ulepszyć ich ślizgońską drużynę. Wiedział, jak dużo na głowie ma Heav, szczególnie z małym dzieckiem. Nie miał jej za złą pałkarkę, ale obecnie zieloni potrzebowali mocniejszego kapitana, a Will wydawał się być idealnym kandydatem na jego miejsce. Do tego grał zawodowo, więc wiedział, jak wyglądają treningi poważnych drużyn i mógł naprawdę ułożyć im mocne treningi. Max miał zamiar wesprzeć jego kandydaturę, gdy ten w końcu sięgnie po ten tytuł. Kwestia Solberga była bardzo prosta. Jeżeli sam się na coś decydował, to nie podchodził do tego na wyjebce. Nie fatygowałby Antoshy, gdyby nie chciał porządnego treningu, na którym będzie mógł dać z siebie wszystko, a nawet więcej. Po części co prawda wciąż gonił za pewną formą ukarania samego siebie, a wpierdol od tłuczków sprawdzał się w tej roli idealnie, ale powoli zaczynało to schodzić na dalszy plan. Wyglądało na to, że początkowe spierdolenie sprawy powoli zmieniało się na coś, co z daleka mogło wyglądać jak pałowanie. Może i nie posyłał tłuczków w stronę Avgusta z zawrotną siłą, ale na pewno odbicia były w większości celne, a do tego był w stanie obronić praktycznie każdy cios rosyjskiego zawodnika. Kolejne piłki również odgonił od siebie, choć musiał przyznać, że nie odbyło się to bez wysiłku. W końcu Avgust miał więcej pary w łapach i nadawał im dużo większej prędkości szczególnie, że byli teraz w znacznej odległości od siebie. Max jednak nie miał zamiaru pozwolić, by dodatkowe metry mu przeszkodziły i machał pałką, posyłając tłuczki w stronę nauczyciela z zadziwiającą celnością i żałosną siłą. Jedna z piłek leciała prosto w nogę, a druga ponownie w brzuch nauczyciela, który przed chwilą dosłownie oberwał żelastwem w żołądek. Trening trwał jeszcze długie minuty. Tłuczki latały między uczniem i jego mentorem, raz po raz powodując mniejszy uszczerbek w postaci siniaka. W końcu Avgust zarządził koniec, co Max przyjął z wielką ulgą. Nie chciał tego po sobie pokazywać, ale ledwo już dychał i potrzebował odpoczynku. Wylądował na murawie i od razu musiał chwycić ramienia nauczyciela. Nogi pod ślizgonem najzwyczajniej w świecie ugięły się, jakby ktoś wyciął mu wszystkie mięśnie. Był wykończony, ale zadowolony. -Dziękuję za dzisiaj profesorze. Naprawdę wiele mi to dało do myślenia. - Przyznał, gdy już nabrał trochę więcej powietrza w płuca i był w stanie jako tako samodzielnie stanąć. Miał cichą nadzieję, że rosjanin nie będzie mu kazał biec od bramy do zamku, choć znając Maxa ten i tak pewnie by to zrobił, wywalając się po drodze milion razy lub mdlejąc z wysiłku.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Antosha Avgust
Wiek : 46
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185
C. szczególne : mocny rosyjski akcent, niski głos; poważny, nieprzystępny i mało ekspresyjny
[kosteczki: 3,3 no szkoda że nie jestem szukającym]
Miał wrażenie, że im trudniejsze i mocniejsze piłki posyła w stronę Maksia, tym bardziej motywuje go do podjęcia większych starań i tym samym zwiększa ich poziom - który zdawał się wzrastać wraz z każdym uderzeniem, a to, co robił teraz, bezproblemowo oddając antkowe rzuty, było bez powrównania lepsze do żałosnych odbić, które wykonywał wcześniej z murawy. Antek był bardzo zadowolony, gdy oberwał w nogę i w brzuch (może sam powinien poćwiczyć uniki... gibkość miał już nie tą...); odwdzięczył się chlopakowi kolejnym tłuczkiem, tym razem podkręcając piłkę i pałowali sobie wesoło, aż Max zaczął wyglądać jakby lada moment miał się zsunąć z miotły prosto w śnieg, a Antoszek dostał zadyszki. Wtedy też zarządził koniec na dziś, a gdy wylądowali i uczeń oparł się o niego, jakby nagle zniknęły mu kolana, poklepał go po ramieniu w ramach pochwały. - No, i czemu na meczu ty nie może odbijać tak? - rzucił (i owszem, był to komplement), po czym ruszył powoli w stronę brzegu boiska, jednocześnie różdżką odsyłając szalejące wciąż tłuczki do skrzyni, a skrzynię - do schowka. Przemknęło mu przez myśl, żeby dla żartu powiedzieć Maksiowi, że ma teraz biec z tym kufrem z ekwipunkiem dookoła stadionu, ale uznał, że lepiej nie, bo jeszcze biedak zejdzie na zawał na samą myśl o tym. - Jak ti chcesz wrócić do formi, musisz regularnie ćwiczyć teraz. Częścij, a mniej intensywni, a potem coraz bardzij. Jak ty chcesz, mogę to rozpisać tobie, żeby wiedział co i jak. I ćwicz porozumieni z drugi pałkarzi, im bardziej będziecie zgrani, to lepij, to też jest ważni. Teraz ja powiem tobie, co najbardziej poprawić musisz... - i przez resztę drogi do zamku, z przerwą na szybką teleportację rzecz jasna, dawał Maksiowi kolejne złote rady i wytyczne, jak ma pracować, żeby wyciągnąć jak najwięcej ze swojego potencjału. Który niezaprzeczalnie miał. To był dobry trening.
/ztx2
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Musiała się naprawdę przyłożyć do treningów. Tym bardziej, że obecnie poza regularnymi spotkaniami ze Srokami, dochodziły jej jeszcze co jakiś czas zgrupowania reprezentacji. Może i nie grali wspólnie zbyt wielu meczy, ale musieli wspólnie pracować nad tym, by się zgrać i dać z siebie wszystko w czasie ewentualnych meczy towarzyskich, do których zostaliby wystawieni. Zdawała sobie sprawę z tego, że wciąż była naprawdę młodą zawodniczką, ale patrząc na to jak radziła sobie dotychczas w czasie meczy ligowych to wiedziała, że ma w sobie wystarczająco wiele sił, by móc wystąpić na jeszcze wyższym zawodowym szczeblu. Nie licząc pewnych wpadek radziła sobie naprawdę nieźle, wciąż się rozwijała, uczyła się cały czas czegoś nowego i wysłuchiwała uważnie tego, co za każdym razem miał jej do przekazania trener. Brała sobie do serca jego słowa i starała się do nich zastosować za każdym razem, gdy tylko wsiadała na miotłę. Podobnie było i tym razem. Tylko, że nareszcie po wielu miesiącach mogła wdać się w może i nieco zdawkową, ale za to dwustronną normalną rozmowę z mężczyzną i odnieść się do jej dotychczasowych wyników oraz tego, co powinna zmienić w swojej grze. Wciąż były rzeczy, które jej nieustannie umykały, samodzielnie nie była w stanie dostrzec wszystkich swoich słabości, na których mogłaby się skupić. Dlatego też w trakcie nadchodzącego treningu skupiała się głównie na takich szczegółach jak chociażby sprytniejsze markowanie obręczy w celu zmylenia obrońcy i różne techniki rzutu kaflem. Przez prawie dwie godziny bez przerwy wykonywała kolejne najazdy na pole bramkowe, raz za razem. Wiedziała, że w czasie prawdziwego meczu będzie panował większy chaos i będzie musiała uważać na więcej rzeczy niż znajdujący się przed nią obrońca, ale dodatkowo ze względu na to, że znajdowali się aktualnie w powietrzu we dwójkę to ten był w pełni skupiony na jej ruchach, odczytując je i przewidując jej kolejne zagranie. Musiała się wysilić, zrobić wszystko, aby jej rzut okazał się celny i przeleciał przez obręcz. Nie chciała szaleć za bardzo z wszelkiego rodzaju kombinacjami. Nie zawsze byłaby w stanie je wykonać, nie mając na to czasu czy potrzebnej przestrzeni. Dlatego też skupiała się na jak najprostszych, ale efektywnych technikach, których opanowanie do mistrzostwa miałoby podnieść jej szanse na zdobycie dziesiątek punktów dla swojej drużyny. Skupiała się jedynie na znajdującym się z nią na boisku obrońcy, na kaflu, który trzymałą w dłoni. Jedną ręką trzymała się mocno trzonka swojego Nimbusa, chcąc się na nim utrzymać. Pęd powietrza przy ogromnych prędkościach, które rozwijała miotła wcale nie pomagał w sterowaniu nią, co wymagało od niej naprawdę sporego wysiłku, aby poprowadzić ją tak jak tego chciała. W końcu jednak trener obwieścił, że wystarczająco już się natrudzili. Z ulgą przyjęła fakt, że w końcu mogła wylądować na murawie. Wszystko bolało ją po tak intensywnym wysiłku. Musiała odsapnąć. Napić się nieco wody i wziąć gorący prysznic. Nim jednak do tego przystąpiła, wysłuchała jeszcze końcowych uwag mężczyzny i dopiero wtedy udała się do szatni.
z|t
William S. Fitzgerald
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 183,5 cm
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
Sparingi treningowe z pomniejszymi drużynami były dość częstą formą sprawdzenia umiejętności, wyłapania potencjalnych błędów mogących mocno wpływać na grę w tych poważniejszych starciach czy też przetestowania w praktyce rozmaitych manewrów; nie wszystko dało się przerobić podczas treningów wyłącznie we własnym gronie. Dziś ich sparingowymi przeciwnikami miała zostać jakaś lokalna drużyna z Walii – Brzęczące Żądlibąki i choć był to jedynie mecz treningowy, to presja zdawała się być tak naprawdę niewiele mniejsza niż na meczach ligowych. Trener polecił im wykorzystywać w trakcie tego spotkania możliwie jak najwięcej manewrów, a dodatkowo oznajmił, że ścigający z największą ilością wbitych bramek na swoim koncie otrzyma premię do wypłaty. Dobra motywacja, żeby dać z siebie jak najwięcej. Wprawdzie William był pasjonatem i po prostu kochał to co robił, zawsze dając z siebie wszystko i jeszcze trochę, a na wypłatę narzekać przy tym zdecydowanie nie mógł, ale nie da się ukryć, że dodatkowy zastrzyk galeonów nigdy nie zaszkodzi. Lepiej mieć niż nie mieć, prawda? No i nigdy nie wiadomo, kiedy trafią się jakieś dodatkowe i zupełnie niespodziewane wydatki. Znicz wraz z tłuczkami zostały wypuszczone, kafel poszedł w górę i gra się rozpoczęła. Oczywiście sam skupił się przede wszystkim na tym ostatnim, szybko sobie uświadamiając, że jeden ze ścigających Żądlibąków wyjątkowo się na niego uwziął, czemu – tego nie był w stanie stwierdzić. Z gościem praktycznie non stop siedzącym mu na ogonie musiał nieźle się nagimnastykować, żeby móc oddać jakikolwiek strzał na pętle oponentów czy też wykonać podanie do któregoś ze swoich współgraczy, gdy znajdował się na zbyt niekorzystnej pozycji, żeby ryzykować sam atakiem. Mało tego – typ ewidentnie próbował go sprowokować do faula, samemu stosując zagrania niemal na granicy tych nieczystych, z jakiegoś powodu chcąc go wyeliminować z rozgrywki. To powoli zaczynało się męczące i frustrujące, ale rudzielec dzielnie się trzymał i nie dawał, choć powoli zaczynała się w nim tlić chęć najzwyczajniejszego przyłożenia temu idiocie w pysk, szczególnie w momentach, gdy tamten próbował w mniej subtelny sposób sprawić, żeby skończył mecz przed czasem. I jedna z takich prób mu się niestety w końcu powiodła. W jakimś stopniu. W pewnym momencie gość przestał się pierdolić w tańcu i zepchnął go prosto na trybuny. Przy jego obecnej prędkości uniknięcie czołowego z ich drewnianą konstrukcją było w zasadzie niemożliwe, mógł jedynie postarać się jakoś ograniczyć szkody po swojej stronie do minimum. Wpadł w nie z dość dużym impetem, kasując całkiem pokaźną ich część, prawie niczym Verey na Mistrzostwach Świata w 2018 roku. Sam też na tym dość konkretnie ucierpiał – wprawdzie jakimś cudem udało mu się utrzymać na swojej Błyskawicy, która niestety też nie wyszła z tego bliskiego spotkania trzeciego stopnia z trybunami zupełnie bez szwanku, ale czuł, że cała twarz go piecze od licznych ran, zadrapań i wbitych drzazg, a także promieniuje bólem od najwyraźniej rozbitego nosa. Obtłukł sobie też przy tym prawdopodobnie żebra, być może też jakieś mu pękło, bo musiał spłycić oddech, żeby ograniczyć tępy ból w klatce piersiowej. Mimo wszystko nie było jednak na tyle źle z nim, żeby musiał momentalnie zejść z boiska – na miotle się trzymał, więc mógł dalej grać, choć ten wypadek wpłynął zauważalnie na jego dalszą rozgrywkę. Nie było może bardzo tragicznie, ale zdecydowanie był daleki od szczytu swoich możliwości. Premia go ominęła, zwłaszcza, że od tamtej chwili grał bardziej w roli asysty dla pozostałych ścigających Srok, ale to nie miało większego znaczenia – grunt, że bardziej nie ucierpiał, bo takie wpadnięcie w trybuny mogło się skończyć znacznie gorzej. Tuż po zakończeniu sparingu został oddelegowany do drużynowego magomedyka, który z pomocą odpowiedniej inkantacji oczyścił jego twarz z drzazg – bardzo wątpliwa przyjemność – i zastosował wszelkie inne potrzebne zaklęcia leczące, żeby przywrócić go do stanu pełnej używalności.
| z/t
Arthemis D. Verey
Wiek : 31
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 185
C. szczególne : Długa blizna po złamaniu prawego obojczyka, której nie chciał usuwać, ciekawy kolor oczu podchodzący pod opal.
Pogoda nadal nie była wybitnie dobra. Czekał z niecierpliwością aż w końcu pojawi się przedwiośnie i będzie można zrzucić grubsze stroje na te bardziej przystępne, a przynajmniej jeśli chodziło o jakość ruchów. Mało kiedy zakładał zimowy outfit, ale mrozy w tym roku dały tak o sobie znać, że zamarzające dziurki w nosie nie były na tyle dobrym sygnałem aby się rozbierać publicznie. Czuł się w nim jak buchorożec owinięty w warstwy tłuszczu – niby nadal się ruszał, ale ze zgrabnością nie miało to nic wspólnego. Coś jak ubieranie przez mamę w dzieciństwie – jeszcze to, jeszcze tamto… a czapkę założyłeś? Oj Mamo… Tak więc w tym całym kożuchu, ubraniu więc na cebulkę mknął po boisku w poszukiwaniu złotego znicza. Ostatni grupowy trening z inną drużyną nie wyszedł najlepiej, tak więc dzisiaj postanowili pobawić się samodzielnie, a sam Verey nawet nie próbował kolaborować z drużyną. Ot, taki kaprys. Nie, nie miał zamiaru ćwiczyć żadnych nowych ruchów czy zwodów, ale po prostu ostatnio miał dosyć ludzi. I co prawda złota piłeczka mogła znajdować się gdzieś niżej, tak on latał dziś w wyższych partiach stadionu, czekając aż sama zaprosi go do zabawy (bo i tak bywało). Czy była to już buta? A co miał do stracenia? Nowy narybek, który miał dzisiaj łapać przeciwko niemu i ledwo odróżniał znicz od tłuczka? Wzniósł się bardzo wysoko, wręcz leniwie leżąc na miotle i równie beznamiętnie rozglądając się za skrzydlatym. Stażysta – no bo jak miał go nazywać – latał gdzieś wokół niego i zastanawiał się prawdopodobnie co Verey robił, bo na pewno nie miało to nic wspólnego z szukaniem. Wykaże inicjatywę czy będzie tak czekał razem z nim? W sumie to nie wiadomo, ale Arthemisa to kompletnie nie obchodziło. Niczym chmurka, lawirował sobie pomiędzy kolejnymi prądami wiatrów i choć miał wrażenie, że ta chwila trwała nieskończoność, a znicz da mu trochę czasu, to i istocie po zaledwie paru minutach pojawił się przed jego nosem, szukając zaczepki. Verey chwycił miotłę pewniej i skierował ją ku dołowi, tuż za piłeczką – bo choć było naprawdę błogo i wspaniale, to im szybciej skończą tym szybciej pójdzie do domu – i zanurkował za swoją zdobyczą, pozostawiając w tyle nowego, prawdopodobnie zaskoczonego szybkością z jaką zadziały się następstwa. Szukający Armat przyspieszył, lawirując pomiędzy zaskoczonymi jego istnieniem i przebudzeniem zawodnikami. Lekki slalom między ścigającymi chyba nigdy nikomu nie zaszkodził, chyba, że chodziło o czołówkę to wtedy tak. Najwyżej zginą, ale jakoś był dobrej myśli. Kilka minut i było po wszystkim. Co prawda reszta postanowiła jeszcze grać, ale jego jakoś to nie obchodziło. Obrócił piłkę kilka razy w palcach, po czym lekko rzucił ją do nowego i puścił mu oczko z cichym „popróbuj teraz sam”. Wylądował gdzieś z boku, coby przypadkiem nie dostać tłuczkiem i ostatni raz omiótł spojrzeniem boisko, oddalając się stamtąd czym prędzej. Naprawdę nie miał dziś ochoty patrzeć na ludzi, a im prędzej wróci do domu, tym prawdopodobniej prędzej przejdzie mu ta awersja. pzt[
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Marzec był dla młodej pałkarki Harpii z Holyhead, słodko-kwaśnym miesiącem. Wydarzyło się w nim bowiem wiele pozytywnych rzeczy, ale również wiele tych mniej przyjemnych. Powrót z ferii nie odbił się jej czkawką. Właściwie, to w przeciwieństwie do większości swoich znajomych, cieszyła się na powrót. Norwegia była śliczna, a przygód, które ją spotkały, nie sposób opowiedzieć na jednym wdechu, ale jednak normalność, rutyna oraz ciepło były tym, za czym niewątpliwie tęskniła. Również debiut w roli szukającej zakończył się dla niej w najlepszy z możliwych sposobów, bo złapaniem znicza po zaledwie kilku minutach spotkania ze Slytherinem i wygrana w wyścigu szukającym „Pustułek”. O ile jednak wydarzenia meczowe można było uznać za coś pozytywnego, to z kolei pomeczowa bójka i jej następstwa sprawiły, że przez ostatnie dni Krukonka chodziła wściekła i podminowana. 210 ujemnych punktów dla domu Roweny, szlaban od Hampsona i zawieszenie w drużynie Krukonów, z powodu którego nie mogła trenować, ani wziąć udziału w następnym meczu. A w międzyczasie doszły jeszcze poszukiwania Solberga, który zaginął gdzieś w Wielkiej Brytanii. Daleko jej było do spokoju ducha, choć próbowała pozbyć się negatywnych emocji, trenując jak opętana. Na szczęście na tym gównianym torcie wyrosła niewielka pieczarka. Brooks dostała powołanie do angielskiej drużyny narodowej, co stanowiło jej odwieczne marzenie. Dawniej myślała co prawda, że będzie ścigającą, nie pałkarką, ale to nie pozycja była istotna, a hymn rozbrzmiewający w uszach. Żałowała co prawdę, że jej rodzice nigdy nie zobaczą jej w narodowych barwach, szczególnie ojciec, wielki miłośnik sportu, jednak była pewna, że będą z niej dumni, tak jak ona była z samej siebie. Na pierwszym treningu od powołania do kadry narodowej, pojawiła się dużo wcześniej. Była zestresowana i podekscytowana jednocześnie. Takie powołanie to w końcu wielki prestiż nie tylko dla gracza, ale i dla drużyny. Krukonka wysłuchała w szatni wielu ciepłych słów, kiedy jednak wyszła na boisko, nie mogła sobie pozwolić na rozkojarzenie i szalejące emocje. Musiała się skoncentrować, gdyż czekały ich dwa marcowe mecze i to po dłuższej przerwie. Wiedziała, że przepracowały ten okres należycie, ale to mogło dotyczyć każdej drużyny w lidze, tak więc musiały być zwarte i gotowe. A także musiały zasuwać, ile fabryka dała. I to właśnie robiły. Trenerka była tego dnia wyjątkowo mało rozmowna. Kazała stanąć im w jednej linii na środku boiska i odliczyć do dwóch. Kiedy zostały podzielone na dwie drużyny, mogły rozpocząć sparing. Żeby było trudniej, menadżerka wpadła na pomysł, aby zmienić właściwości sprzętu, którym Harpie ćwiczyły. Cięższy by więc kafel, którym rzucały ścigające, większe były pętle, bronione przez obrońców. Pałki były cięższcze, znicz zaś jeszcze mniejszy i zwinniejszy. Szczerze mówiąc, było to jeden z najcięższych spotkań, w jakim Krukonka brała udział. Grały długie godziny, niemal do północy, gdyż szukające nie mogły złapać mikroskopijnego znicza. Co się zaś tyczy Brooks, to dłonie miała tak zmęczone, że pod koniec ledwo co podnosiła pałkę do właściwej pozycji. Ostatecznie spotkanie zakończyło się przedwcześnie, gdyż znicz nie został złapany, a Harpie, o ironio, wraz z końcowym gwizdkiem, niemal nie pospadały z mioteł z wyczerpania. Brooks wylądowała nieco na uboczu, aby mieć chwilę prywatności. A potrzebowała jej, bo z wysiłku rzygała jak jej kot Harry po zjedzeniu tłustej makreli. Kiedy w jej żołądku nie było już dosłownie nic, półprzytomna wsiadła na miotłę i poleciała do drużynowego medyka. Ten podał jej z kolei całkiem mocną mieszankę eliksirów zdrowotnych, po których poczuła się nieco lepiej, a także złagodził ból mięśni zaklęciami. Nie miała jednak wątpliwości, że jutrzejszy poranek będzie szorstki. O ile zdoła się w ogóle obudzić po tym dzisiejszym koszmarze. Jeżeli tak będą wyglądać ich przygotowania do najbliższego meczu, to nie miała wątpliwości, że dojdzie do jednej z dwóch rzeczy. Albo rozniosą konkurencję w drobny mak, albo nie będzie miał kto grać, bo taki zajob spowoduje plagę kontuzji.
Swój przedwyborczy wiec, partia SLM postanowiła zorganizować absolutnie nietypowo – w postaci koncertu. Zadbali, by każdy znalazł tutaj coś dla siebie i chociaż Ain Eingarp nie udało się ściągnąć, to można posłuchać takich wykonawców jak: Amortentia West, Calm, Felix Felicis i Łzy Feniksa (więcej o wykonawcach można przeczytać w odpowiednim spisie). Zanim jednak zabawa się zaczęła, na pokaźną scenę, postawioną na Narodowym Stadionie specjalnie na tę okazję, weszła sama Salma Grant, by przywitać wszystkich zebranych. — Witam wszystkich na wiecu Sojuszu w ten piękny, marcowy wieczór! - powiedziała do mkrofonu tymczasowa Minister Magii, przekrzykując coraz bardziej rozhukany tłum, który na estradzie wolałby widzieć Felix Felicis niż przewodniczącą SLM - Chciałabym jedynie życzyć państwu dobrej zabawy i mile spędzonego czasu! - obwieściła ostatecznie z szerokim uśmiechem, słusznie wyczuwając że czas ustąpić miejsca prawdziwym gwiazdom wieczoru.
Obowiązkowy rzut kostką k6 dla każdego biorącego udział w wydarzeniu:
1 – krzątając się między stoiskami, trafiasz na tyły stoiska z watą cukrową, która czarowana tam jest w odpowiedni sposób by uzyskać swoje metamorfomagiczne efekty. Po opisaniu w jednym poście na 2000 znaków obserwacji tych działań, otrzymujesz 1 punkt kuferkowy w dziedzinie Transmutacji. 2 – w jednej z bardziej oddalonych od sceny części boiska rozłożył się protest ideologicznych dziedziców WESZ-y, a więc stronnictwa walczącego o prawa skrzatów domowych. Jeden z nich ukradkiem przyczepia zaklęciem Zlep odznakę, która przed odklejeniem się za dwa posty wykrzykuje wciąż hasła dotyczące emancypacji skrzatów. 3 – mimo otoczki dobrej zabawy, SLM nie daje zapomnieć że jest to wiec stricte polityczni. W wielu miejscach rozlokowane są stoiska zajęte przez członków partii, głoszących ich racje oraz nakłaniających do oddania odpowiedniego głosu w nadchodzących wyborach. Dotarłeś najwyraźniej do części wiecu, gdzie jest ich wyjątkowo dużo, gdyż miną dwa posty zanim znajdziesz miejsce, gdzie nie będziesz słyszeć ich ciągłych, oratorskich popisów. 4 – po spędzeniu nieco czasu w okolicy sceny jesteś przekonany, że dymiarki "podrasowane" były za pomocą odrobiny eliksiru euforii. Dobry nastrój nie opuszcza cię przez trzy kolejne posty, chyba że postanowisz przedłużyć go za pomocą oferowanych na koncercie dropsów! 5 – wśród tłumu dostrzegasz parę osób, chodzących ze stertami zaczarowanych książek mugolskich autorów. Woluminy podlatują do głów losowych przechodniów i zaczynają recytować im fragmenty z dzieł takich jak "Hrabia Monte Christo", "Oliver Twist", "Winnetou", "Gra o tron" i wiele innych, z różnych epok, stylów i kategorii. Przez dwa posty podobna książka fruwa także nad twoją głową, po czym opada bezwładnie prosto w twoje ręce. Brawo, twoja biblioteczka właśnie się powiększyła. 6 – przepychając się pod sceną, nie możesz uniknąć ani rozwrzeszczanych fanek, ani stojących tam stoisk z merchem grających zespołów. W rękę wciśnięta ci zostaje ulotka z informacjami o jednym z zespołów. Jeśli wspomnisz o jej czytaniu w co najmniej dwóch wątkach, otrzymasz punkt z Działalności Artystycznej.
Stoiska z jedzeniem
Na wydarzeniu takim jak to, nie mogło zabraknąć stoisk z szeroką gamą przekąsek i napojów, co więcej, SLM postanowiło, że wszystko jedynie za jednego sykla!
Jedzenie:
•Kolorowa wata – Nie jest jednak niczym zwyczajnym, w zależności od tego jaki kolor tej waty cukrowej wpadnie Wam w ręce, właśnie takie stają się Wasze włosy.
rzuć kostką k6, by dowiedzieć się jaki kolor Ci przypadł:
Czas trwania efektu: 3 posty •Dropsy z eliksirem euforii – Nie należy się jednak bać! Eliksiru w dropsach jest tak mało, że jedynie pozwoli na lekkie poprawienie humoru i świetną zabawę, bez niepotrzebnych skutków ubocznych i zbyt mocnego działania. Czas trwania efektu: 1 post •Rymujące dropsy – Cytrynowe dropsy, które sprawiają, że po rozgryzieniu przez kwadrans mówisz wierszem. Czas trwania efektu: 1 post •Śpiewające czekoladki – Czekoladki o malinowym nadzieniu, które sprawiają, że przed następne kilka chwil mówisz jedynie tekstami piosenek, nieważne jak bardzo będziesz się strać, by tego nie robić. Czas trwania efektu: 2 posty •Wybuchające cukierki – Szalenie popularne w czarodziejskim świecie i sprowadzone prosto z Miodowego Królestwa. •Cukrowe Demimozy – Cukierki w kształcie demimoza, spiesz się z ich jedzeniem, zanim znikną niczym prawdziwe stworzenia w obliczu zagrożenia! Czas trwania efektu: cukierki znikają już w następnym poście od postu zakupienia
Napoje:
•Pląsający sok jabłkowy – Kto nie lubi soku jabłkowego? Ten jednak nie jest taki zwyczajny, bowiem zaraz po wypiciu orientujesz się, że możesz chodzić tylko podskakując! Czas trwania efektu: 2 posty •Tęczowe Americano – Kawa kojarzona tylko z cierpkim i mocnym smakiem nie ma nic wspólnego z tym, który możesz tutaj dostać. Mieni się bowiem wszystkimi kolorami tęczy, a po jej wypiciu Twoje paznokcie również przybierają jej kolory, dodatkowo jest szalenie słodka. Czas trwania efektu: 3 posty •Kremowe Piwo – Czym byłoby to wydarzenie bez najpopularniejszego w czarodziejskim świecie kremowego piwa? •Piwo Dverga – Podawane wedle uznania na zimno lub podgrzane. Druga opcja przybiera czerwoną barwę, nadającą trunkowi wygląd lawy. •Herbata z nutą amortencji – W marcu nie jest wcale tak ciepło, choć atmosfera rozgrzewa, pozwól by rozgrzały Cię jeszcze uczucia! Nuta amortencji jest piekielnie delikatna, a jednak pozwala zwiększyć Twoim towarzyszem zainteresowanie na krótki okres czasu. Czas trwania efektu: 2 posty •Piwo bezalkoholowe z Ridiskusem – Niewielka domieszka tego eliksiru sprawia, że czy tego chcesz, czy też nie, zaczynasz śmiać się i tańczyć bez opamiętania! Czas trwania efektu: 1 post
Ustrzel sobie nagrodę
Partia nie skąpiła w atrakcjach, które miały umilić to wydarzenie. Z tego względu postawili specjalne stoisko na stadionie, które pozwalało na zdobycie nagrody. Sterta butelek została ustawiona w odpowiedniej odległości, by móc zrzucić je za pomocą zaklęć. Ilość zrzuconych butelek, odpowiada nagrodzie, którą możecie zdobyć. Przeczytać o nagrodach możecie w tym temacie. By dowiedzieć się ile butelek udało Ci się zrzucić – rzuć literką:
A – Udało Ci się zrzucić jedną butelkę! Twoją nagrodą jest pluszowa akromantula. B – Udało Ci się zrzucić dwie butelki! Twoją nagrodą jest bzyczek. C – Udało Ci się zrzucić trzy butelki! Twoją nagrodą jest dementor. D – Udało Ci się zrzucić cztery butelki! Twoją nagrodą jest kwintoped. E – Udało Ci się zrzucić pięć butelek! Zdobywasz lipną różdżkę. F – Udało Ci się zrzucić sześć butelek! Zdobywasz przypominajkę. G – Udało Ci się zrzucić siedem butelek! Zdobywasz proszek natychmiastowej ciemności. H – Udało Ci się zrzucić osiem butelek! Twoją nagrodą są dwa kamyki ukrycia. I – Udało Ci się zrzucić dziewięć butelek! Zdobywasz omniokulary. J – Udało Ci się zrzucić dziesięć butelek! Twoją nagrodą są uszy dalekiego zasięgu.
Po nagrodę zgłoś się w odpowiednim temacie. Udział w tej zabawie można wziąć jeden raz.
Atmosfera
Rzuć kostką k100, by przekonać się jak bardzo dałeś się ponieść koncertowej atmosferze:
0-20% – Nie wszyscy przyszli się tu dobrze bawić, nawet jeśli nie należysz do tych ponurych osób, to wpadasz na jedną z nich. Czarodziej w kapturze krzyczy coś w Twoją stronę, ale przez głośną muzykę nic nie słyszysz. Dopiero po jakimś czasie orientujesz się, że z Twojej kieszeni zniknęło 20 galeonów! Stratę odnotuj w odpowiednim temacie. 21-40% – Coś w tym wydarzeniu jest dziwne, a przynajmniej takie masz wrażenie. Może to ta grupka ciemno ubranych czarodziejów, którzy wyglądają jakby za moment mieli zacząć strzelać zaklęciami? Choć prawdopodobnie jesteś tylko jakiś przewrażliwiony tego wieczoru, zdecydowanie powinieneś postarać się rozluźnić. 41-60% – Jest w porządku, ale masz wrażenie, że coś jest nie tak. Może to ta cała idea? W końcu kto miesza politykę z jakimiś koncertami, może to jednak trochę na siłę? Nie pozostaje Ci nic innego jak spróbować się dobrze bawić, albo zwyczajnie opuścić stadion. 61-80% – Bawisz się dobrze i nie pozwalasz, by cokolwiek pokrzyżowało Ci plany. W pewnym momencie zauważasz jak z rąk jednego uczestnika coś wypada - to pluszowa Lunaballa! Zanim zdążyłeś ją podnieść, czarodziej gdzieś zniknął, po zdobycz możesz zgłosić się w odpowiednim temacie. 81-100% – Trzeba przyznać, że dałeś się ponieść koncertowej atmosferze, nogi same Ci się rwą do tańca, a szeroki uśmiech nie schodzi z Twojej twarzy. Bawisz się tak dobrze, że zaczynasz podejrzewać, że ktoś rozpylił wokół Felix Felicis. W pewnym momencie zauważasz na ziemi złote monety, kiedy je podniosłeś okazało się, że to 20 galeonów! Zgłoś się po nie w odpowiednim temacie.
Kostką można rzucić tylko raz.
______________________
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Mimo członkostwa w partii - raczej jedynie formalnym, na zlecenie Zagumova - o wiecu Darren dowiedział się z niedawnego wydania Proroka Codziennego. Koncert wydawał się być mu średnio skutecznym pomysłem, choć całkiem logicznym, jeśli SLM celowało w nieco młodszych wyborców - a biorąc pod uwagę, że wiele starszych osób popierało KC, tylko tacy im zostali. Między stoiskami i sceną Shaw chodził - razem z Jess oczywiście - ubrany na półsłużbowo, gdyż na wpółformalnie w ogóle się tu znajdował. Biuro Bezpieczeństwa wsparło event częścią swoich sił, a kilkunastu czarodziejów w oficjalnym prochowcu BB kręciło się głównie w okolicy oczywiście sceny i loży VIP, gdzie znajdowała się wierchuszka Sojuszu oraz Ministerstwa. Darren tymczasem ubrany w swój "cywilny" płaszcz, który od codziennego stroju różnił się jedynie herbem Ministerstwa Magii przypiętym do klapy. Z kuflem podgrzanego piwa Dverga w dłoni, Darren nachylił się do ucha Smith, nie chcąc przekrzykiwać muzyki, tłumu ani osób namawiających do głosowania na SLM, porozstawianych tu i ówdzie. - Jak ci się podoba? - spytał, słysząc nad swoją głową cichy szelest, który przerodził się w szeleszczące papierowo słowa, mówiące o jakimś dzielnym kawalerze pędzącym do Paryża by zawieźć list polecający komendantowi tamtejszej królewskiej straży. - "Trzech... muszkieterów"? - powiedział pytająco Krukon, zadzierając głowę do góry i spoglądając na książkę w kremowej, twardej okładce, która kłapała nad jego głową z różaną zakładką służącą jej za język, wygłaszając kolejne to ustępy z powieści spod znaku płaszcza i szpady. Ostatecznie wzruszył ramionami - mógł trafić gorzej, sądząc po jakiejś czarownicy uciekającej od całego stadka podobnych książek.
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
Smith trzymała się od polityki z daleka - ze względów czysto osobistych co prawda, dla zdrowia własnego i bezpieczeństwa zwierząt pod jej opieką. W końcu było nieco dymów związanych z uroczymi sympatykami SLM - a choć sama Krukonka była mugolaczką, tak trzeba przyznać, że obracała się głównie w towarzystwie 'nieco bardziej magicznych' osób. Shaw, Strauss, Argent, Brandon, Colton, Swansea... Bynajmniej - ona nie zwracała na to najmniejszej uwagi. Szczególnie, że tą poświęcała w większości stricte Shawowi - i dlategoż się tutaj znalazła. Inaczej w życiu nie opuściłaby bezpiecznych murów Exham - gdyby Darren nie 'powinien' (choć oboje wiedzieli, że się tego od niego wymagało) pojawić się na koncercie SLM. Polityczny koncert. Naprawdę. Niemniej po zobaczeniu co się z Krukonem wyrabiało w Torsvårg, kiedy zniknął jej z oczu, wolała służyć mu za bransoletkę niż odchodzić od zmysłów. — Wiesz, że nie przepadam za takim spędem — odpowiedziała na pytanie Shawa, ściskając kurczowo jego ramię. Upiła łyk kremowego piwa ze swojego zgrabnego kufla - błyskając szarym spojrzeniem na boki. Czuła się nieswojo. Wcale nie jednak przez olbrzymią ilość osób znajdujących się na stadionie, ani przez polityczny podtekst stojący za tym wydarzeniem. Mogłaby naprawdę nieźle się bawić na tym koncercie - gdyby jej oczy nie wyłapywały co rusz podejrzanych jegomości, i to nie w prochowcach BB. A może już po prostu dopadała ją paranoja i powinna częściej wychodzić w miejsca publiczne... Nawet nie zauważyła, kiedy jakiś chłystek przykleił na klapę jej granatowego płaszcza plakietkę - gdyby ta nie zaczęła się zaraz wydzierać piskliwie: KAŻDY SKRZAT ZASŁUGUJE NA SKARPETKĘ!!! — Wymowne — skomentowała krótko, uśmiechając się kącikowo na takie działanie WESZy. Jeśli chodzi o politykę i ideologię, żadne rozwiązanie nie było proste - nawet ignorowanie wszystkiego naokoło. Choć zdecydowanie trudno było puścić mimo uszu nie tylko naklejkę Smith - ale i tomik przyczepiony nad głową Shawa. — Nigdy przyszłość nie wydaje się tak różowa jak wtedy, gdy się na nią spogląda poprzez szklankę... kremowego piwa — przekręciła nieco cytat z Trzech Muszkieterów, teatralnie patrząc na Darrena przez swoją szklanicę i uśmiechając się lekko. Uśmiech ten jednak nie sięgał oczu - był nieco spięty. Jak sama Jess. — Coś mi tu nie gra i nie jest to perkusista Felix Felicis — przyznała, wzdychając krótko.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
W przeciwieństwie do Jess, która wydawała się być wyjątkowo spięta, Darren czuł się całkiem nieźle. Może to czarodziejskie przeboje, do których był przecież przyzwyczajony, może to obserwowanie jak pod wpływem waty cukrowej innym osobom zmienia się kolor włosów, a może to piwo trzymane przez niego w dłoni - tak czy siak, koncert Sojuszu przynajmniej sam Shaw chętnie zaliczyłby jako udany. Nie miał zamiaru jednak opuszczać Smith, więc jedynie mocniej złapał ją za rękę, wciskając wcześniej znalezioną przed chwilą maskotkę lunaballi. - Może poprawi ci humor - powiedział z uśmiechem Shaw, chichocząc pod nosem kiedy plakietka przyklejona do stroju Jess zaczęła wykrzykiwać proskrzacie hasła - Ciekawe, co na to Grzywka - zagadnął, zmieniając lekko ich kierunek i rozpoczynając długą podróż w kierunku stoiska, gdzie można było - za pomocą czarów, oczywiście - spróbować rozbić piramidę z butelek. - "D'Artagnan, który przez godzinę z niecierpliwością obgryzał paznokcie, zaczął się już zabierać do palców" - odbił cytat za cytat Krukon - Może czeka na wyniki owutemów - dodał, jego twarz nabrała jednak zaraz surowego, pochmurnego odcienia, kiedy usłyszał kolejne słowa dziewczyny. Sam Shaw niczego niepokojącego nie zauważył - jednak co dwie pary oczu to nie jedna, i nie zamierzał wątpić w osąd Smith. Szczególnie, że ludzie byli zwierzętami stadnymi - a co do zachowań wszelkich watah, grup i band Jessica na pewno miała o wiele lepsze oko. - O co chodzi? - spytał, nachylając się nieco bliżej do twarzy Smith i podążając za jej wzrokiem, lustrując spojrzeniem tłum zgromadzony na koncercie.
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
— Ojej, pluszowa lunka — aż westchnęła cicho, a oczy na krótko jej rozbłysły. Cóż poradzić, Smith miała kilka słabości: Darrena Shawa, słowniki runiczne (i nie tylko) oraz magiczne stworzenia. — Selune będzie miała towarzyszkę do tańca — stwierdziła z lekkim uśmiechem. I choć przycisnęła wyłupiastooką lunaballę do piersi i rzeczywiście na chwilę się rozpromieniła - tak na granicy widzenia znów mignęła jej jedna z zakazanych mord smutnych czarodziejów. Spięła się ponownie, chociaż próbowała nie przerzucać swojego zaniepokojenia na Darrena - który w przeciwieństwie do niej wydawał się ogarnięty nastrojem odpowiednim do młodzieżowego koncertu, na którym byli. — Podejrzewam, że albo nie przyjęłaby skarpetki, albo przyjęła, żeby i tak zostać w Exham — stwierdziła, starając się nie zwracać uwagi na drącą się plakietkę, a wręcz przyciszyć ją dzierżonym pluszakiem. Grzywka, skrzat Shawa Priory była ich pełnoprawną domowniczką i trudno było sobie wyobrazić poranka bez jej śniadań - i towarzystwa, nawet jeśli dość cichego. Parsknęła krótko - nerwowo - śmiechem, na uwagę mężczyzny skierowaną do D'Artagnana, sama siebie zaczynała irytować tym ogarniającym ją napięciem. Naprawdę powinna się rozluźnić. Była na koncercie, wśród świetnie bawiących się ludzi - ba! - trzymając pod rękę Darrena, z którym nawet gapienie się na drzemiącego Tic Tac Toe było przednim zajęciem. Nic nie mogła poradzić jednak na ucisk w dołku, który nie dawał jej spokoju. — Mam chyba paranoję. Wszędzie widzę podejrzanych typów — skrzywiła się na pytanie Shawa, obdarzając go przepraszającym spojrzeniem. — Nie przejmuj się, może to aurorzy incognito, tylko zapomnieli o uśmiechaniu się. — Sama chyba zapomniała jak się uśmiechać, bo znów wyszedł jej grymas, który szybko zasłoniła kuflem z piwem kremowym, z którego pociągnęła spory łyk. Aż musiała wytrzeć śmietanową piankę z nosa. Szare oczy próbowały patrzeć wszędzie, tylko nie na ludzi - spoczęły więc na stoisku z nagrodami. — Zagramy? — rzuciła, siląc się na swobodny ton. Nie czekając na odpowiedź Krukona - podsunęła się do stanowiska, odstawiając na ladę piwo i lunaballę. Dobyła różdżki, rzucając niewerbalne Depulso - kompletnie niecelnie jednak, bo plakietka WESZy pozbawiona maskotkowego knebla, znów zaczęła się wydzierać. Strąciła... aż jedną butelkę, na co uśmiechnęła się kwaśno. Chyba łatwo ją było rozgryźć, bo prowadzący stoisko czarodziej wręczył jej za ów wyczyn pluszową akromantulkę.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Krukon ucieszył się z prezentu prawie tak samo jak Jess, a to przecież ona została obdarowana. Ukrył szeroki uśmiech pod pozorem odwrócenia się i sięgnięcia po cukrowego demimoza, który bardzo starał się zniknąć - i z wielką przyjemnością Darren mu w tym pomógł, chowając go w swoich ustach. - Miło, że tak uważasz - powiedział Shaw. Co prawda Grzywka nie przejawiała - do tej pory - ochoty na opuszczenie Priory, nie znaczyło to jednak że Krukon nie denerwował się lekko tym, czy rezydencja sprawuje się jako dobre miejsce zatrudnienia, szczególnie biorąc pod uwagę że od paru dekad traktowanie skrzatów domowych było w społeczności czarodziejskiej jednym z tematów dyskusji wypływającym na powierzchnię często podczas politycznych debat - jak widać było choćby teraz, w przypadku pojawienia się stoiska WESZ-y na koncercie Sojuszu. Darren zmrużył oczy na kolejne słowa Jess. Podejrzane typy? - Z tego co wiem, nie miało to być aurorów - mruknął, podążając za przykładem dziewczyny i wyciągając różdżkę, choć tylko po to by zaraz po Smith - która za swoją próbę otrzymała pluszową akromantulę - Locomotorem strącić siedem butelek i otrzymać za to saszetkę wypełnioną proszkiem natychmiastowej ciemności - upominek drobny, acz przydatny, nawet jeśli nie na tak otwartej przestrzeni jaką był stadion. - Może się przejdziemy... nieco dalej, proszę? - spytał Shaw, odciągając dziewczynę z dala od sceny i największych tłumów kręcących się pomiędzy stoiskami czy strefą muzyczną. Trzech muszkieterów odesłał jako świstoklik do Exham, kufel zostawił na którymś ze stoisk - mógł zająć się w całości Smith i jej obawami dotyczącymi koncertu. - Chcesz znikać? - zapytał Krukon, samemu będąc coraz bardziej zaniepokojonym przez obawy dziewczyny. Spacerowali teraz na granicy świateł, stąpając powoli po murawie boiska. Darren schował różdżkę do rękawa, skupiając się całkowicie na wyraźnie nieswojej Jess - 'Pyk' i jesteśmy w Priory.
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
Zgarnęła lunaballę i akromantulę w ramiona - pozostawiając na wpół dopite kremowe piwo na stoisku. Pluszowy pajączek przyczepił się do jej przedramienia, a naklejka WESZy odpadła od materiału płaszcza, ginąc pod stopami innych koncertowiczów. Smith wcale się nie uspokoiła na słowa Darrena odnośnie nieobecności aurorów. Oczywiście, zdawała sobie sprawę, że obstawa koncertu politycznego to była ostatnia sprawa dla łowców czarnoksiężników - ale nie potrafiła znaleźć innego wytłumaczenia na obecność niewesołych typów. Shaw jednak sam pracował w Biurze Bezpieczeństwa i jego informacje były rzetelniejsze niż jej domysły. — Mam złe przeczucia Darren — jęknęła, nie mogąc uspokoić irracjonalnie rozedrganej intuicji tłukącej jej się o mostek. — To podobne uczucie do... Chwili przed wybuchem Armitage'a — próbowała porównać swoje wrażenia do czegoś im znajomego. — Tylko nie wiem kiedy buchnie płomień — dodała, bez protestów podążając z Krukonem na skraj boiska. Kurczowo zaciskała dłoń na miękkim futerku lunaballi, uparcie patrząc pod nogi - nie na boki. Czuła się odrobinę winna temu, że nie stoją teraz pod sceną i nie bawią się razem z resztą - tylko błądzą gdzieś między halogenami na zadeptanej murawie stadionu narodowego. Mimo to, czuła wdzięczność, że Shaw tego nie zbagatelizował - choć sama próbowała machnąć ręką na swoje przewidzenia. — Znikać? — powtórzyła za Krukonem, mrugając przez chwilę w niezrozumieniu. — Nie, nie — zaprzeczyła kręcąc głową - i po raz kolejny siląc się na delikatny uśmiech. — Przepraszam i... dziękuję, naprawdę. Ale jesteś tu też w pracy — uniosła wolną dłoń, przejeżdżając opuszkami po herbie Ministerstwa na piersi Darrena. — Może zaraz mi przejdzie, musiałam tylko wyjść z tłumu. Zostańmy jeszcze.