Tuż przy wiszącym moście znajduje się to niezwykłe miejsce. Nikt nie wie kto, kiedy i po co ustawił tutaj te kamienie. Możliwie, że były jeszcze nim zbudowano Hogwart. Każdy kto usiądzie w środku, zamknie oczy i w zupełne ciszy wsłuchiwać się będzie w otaczające odgłosy ma szanse usłyszeć ciche szepty zamieszkujących to miejsce duchów.
Wśród szaleńczego warkotu psów, trudno było wyłowić spośród zebranych konkretne osoby. Enzo podarował sobie to już kilka minut temu i teraz zwyczajnie przykucnął przy swoim psidwaku, aby móc w roztargnieniu drapać go za uszami. Może nawet trwałby w tej pozycji i tym zajęciu na tyle długo, aby doczekać rozpoczęcia spaceru, ale ktoś musiał mu przeszkodzić. Otóż nie kto inny jak Shenae. Powoli zaczynało go nużyć ciągłe wpadanie na nią w dziwnych miejscach i na lekcjach. Że też studenci musieli mieszać się z uczniami na zajęciach… - Cześć, Shenae. Z przyjemnością Ci pomogę, nie ma za co. - odparł fałszywie optymistycznie, gdy prawie usiadła mu na plecach i wyprostował się z cichym westchnieniem. Spojrzał na swojego psa i wystawiając przed siebie palec wskazujący, mruknął cicho komendę. Psidwak zastrzegł uszami, ale gdy chłopak rzucił smycz na ziemię, nawet się nie poruszył. - Zobaczmy kogo tutaj masz. - powiedział, ale bardziej do siebie niż do Krukonki i przykucnął przy dużym, wyraźnie zdezorientowanym zwierzaku. Zmierzył go ostrożnym spojrzeniem i po chwili zastanowienia pogrzebał w kieszeni szaty, wyciągając coś, co podejrzanie przypominało ciasteczko dla psa. Prawdopodobnie oczywiście, bo Halvorsen za nic by się nie przyznał, że nosi podobne akcesoria na ONMS. W jedną rękę wziął obroże, w drugą przysmak i pokazał go zwierzęciu. Przez moment trzymał go poza jego zasięgiem, nim zbliżył do pyska psidwaka, zmuszając go do nieznacznego wycięcia się wprzód, jeśli chciał dosięgnąć ciastko. Potem już nie było żadnych problemów. Jeden sprawny ruch drugą ręką, a stworzenie nie dość, że miało na szyi obroże to zaraz dołączyła do niej również smycz. Enzo wyprostował się i po prostu podał She drugi koniec, aby zaraz odzyskać również swojego partnera do spaceru. Nie spodziewał się podziękowań.
Uśmiechnęła się do niego sztucznie, wyraźnie przerysowanie, nazbyt słodko, w ramach skwitowania jego powitania. Splotła ręce na piersi w pozycji absolutnie zamkniętej. W zasadzie, jedyne co miała na celu, to przetestować czy zainteresowania Enzo warte były jej uwagi. Wydawała się wewnętrznie zawiedziona, kiedy chłopak, z niezwykłą łatwością ujarzmił jej psa. Nie powiedziałaby tego głośno, ale naprawdę ją zaskoczył. Zmarszczyła brwi, obserwując w koncentracji jego działania i prychnęła. Wcale nie dlatego, że wzgardziła jego pasją. Próbowała za tym gestem ukryć swoje zażenowanie. Łatwiej było odegrać politowanie niż przyznać się, że Halvorsen miał słuszność uważać, że jego zaangażowanie w opiekę nad magicznymi zwierzętami opłaca mu się znacznie bardziej niż miotlarstwo. Niezadowolona przyjęła od chłopaka smycz z już uwiązanym na niej zwierzakiem i skrzywiła się nieznacznie. — Wiesz, to nie znaczy, ze… — nie dane jej było jednak skończyć, a Enzo dowiedzieć się, co chciała powiedzieć, bo już moment później zwierzę szarpnęło się mocno na uprzęży, a jedyne co spłynęło z ust D’Angelo to siarczyste przekleństwo nieprzystojące damie. Zwłaszcza tej czysto krwistej, która nerwy powinna trzymać, z wychowania, na wodzy. — Kurwa! — pociągnięta chwyciła smycz pewniej w ręce, przekręcając przegub. Zaparła się jedną stopą, a psidwak zatrzymał się gwałtownie, natykając opór. Warknął na nią ponownie. Fakt, że teraz znajdował się na smyczy wcale nie powodował, że krukonka nagle złapała z nim lepszy kontakt. — Przyznaj się, że w tym krótkim czasie zdążyłeś go napuścić przeciw mnie — bąknęła pod nosem. Nie mogła przecież ujawnić mu, że od początku zwierzak nie chciał z nią współpracować. Przechyliła głowę na bok, zerkając na Enzo z boku, zazdroszcząc mu psidwaka, który nie szarpie, nie charczy i generalnie zachowuje ostatki przyzwoitości. Jej bydle było wyjątkowo niewychowane. Pociągnęła sfrustrowana za smycz, czym zwierze jej się odpłaciło. Musiała puścić uprząż, chyba, ze wolałaby żeby wyrwał jej rękę. Zdążyła tylko przydeptać upuszczoną smycz i kucnąć, zanim psidwak sapnął na nią, kłapiąc zębami. Uniosła obronnie ręce do góry, czując się tym bardziej sfrustrowana, że całej sytuacji swobodnie mógł się przyglądać Enzo —Zgaduję, że jest w tym część Twojej winy. Naszczułeś go ciastkami i teraz nie chce współpracować. Musiała znaleźć jakieś sensowne wyjaśnienie dlaczego coś jej nie idzie.
Gdyby cierpliwość potrafiono skrystalizować i sprzedawać w formie, chociażby proszku, Enzo pierwszy ustawiłby się w kolejce po porcję. Tymczasem, gdyby była butelkowana, z całą pewnością rozbiłby sobie właśnie całą jej skrzynię na głowie. Mierzył Krukonkę spojrzeniem, w którym niechęć mieszała się z politowaniem, a które całkowicie przeszły w neutralność, gdy westchnął, jakby zbierając siły do kolejnego starcia. - Nie możesz chociaż raz zachowywać się spokojnie? - zadał pytanie retoryczne, nerwowym ruchem roztrzepując sobie włosy na głowie, po czym przyjrzał się dzikim ekscesom, które wyczyniała Shenae ze swoim psidwakiem. Najlepszy w tym wszystkim i tak, jego zdaniem, był moment, w którym zaczęła go oskarżać o kolaborowanie z psem. Uniósł brew ku górze i przez moment wpatrywał się w nią z nieodgadnionym wyrazem twarzy, nim postanowił przerwać milczenie. - Jak będziesz się tak szarpać to jeszcze trochę, a wylądujesz twarzą w piasku. Poza tym to idiotyczny pomysł. - wskazał ruchem głowy na przydeptywaną przez nią smycz. - Ma dużo więcej siły od Ciebie. Jesteś pewna, że chcesz się z nim mocować? Nawet nie zdawał sobie sprawy, że krzyżował ramiona na piersi, dlatego teraz je rozluźnił, poruszając nerwowo palcami. - Złap go krócej, tak, żeby nawet nie miał okazji się wyrywać. - rzucił dobrą radą, prezentując chwyt na swoim zwierzęciu. - No i poza tym próbuj być trochę milsza. Psidwaki potrafią na swój sposób rozumieć jak się do nich zwracasz, a kiedy warczysz i bez przerwy próbujesz go zdominować to wcale się nie dziwię, że mu się to nie podoba. Pokaż, że Ty tutaj rządzisz, ale nie próbuj tego udowadniać. Zasugerował dziewczynie, chociaż nie był pewien czy jego gadanie cokolwiek da. Zapewne zaraz usłyszy propozycję wymiany psidwaków, jakoby jego był jakiś specjalny, a tylko Shenae musiała trafić na frywolny okaz. No i po co sobie zawracał tym głowę?
Emmet Andy Thorn
Rok Nauki : I
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : Wilkołak, Kapitan Hufflepuffu, Ścigający
Zajęć z opieki nad magicznymi stworzeniami unikał z jednego, zasadniczego powodu - zwierzęta czuły likantropię. Nie wiedzieć czemu, wszystkie uciekały od niego, jakby miał je poparzyć. Ba, nawet sowa Emmeta zachowywała się jak opętana, kiedy próbował wysłać list w czasie pełni, ale ona zdążyła przywyknąć do tego wszystkiego przez lata towarzyszenia chłopakowi, a zwierzaki spotykane raz podczas zajęć po prostu widziały w jego spojrzeniu tę pierwotną dzicz oraz coś, co można by nazwać instynktem drapieżnika. Sam zainteresowany nie widział tego czegoś w lustrze, gdy sprawdzał swój wygląd po pełni, jeśli naprawdę zamierzał opuścić swoje przytulne miejsce. Jednakże był tylko człowiekiem i nie widział wielu rzeczy. Właściwie robił wiele rzeczy w każdej wolnej chwili niepoświęconej intensywnym przygotowaniom do OWuTeMóW, a już szczególnie trzymał się z dala od miejsc, gdzie przebywały mniej rozumne stworzenia. Jednakże musiał nastać moment, kiedy Emmet raczył przyjść na zajęcia w nieco bardziej aktywnym celu, choć nie oczekiwał takiego rozwoju sytuacji. Pytanie zadane przez profesora Withmana zbiło z pantałyku Puchona, ale po krótkiej chwili doszedł do wniosku, że znał na nie odpowiedź. – Ich ogony mają być usuwane po około półtorej miesiąca od dnia narodzin. – Powiedział, starając się nie pominąć żadnej istotnej informacji. Właściwie niewiele wiedział o tych stworzeniach, ale wielokrotnie spotykał je podczas wycieczek z ojcem, gdy ten jeszcze żył. W każdym razie, słysząc polecenie nauczyciela, wziął wszystko, czego potrzebował, niespecjalnie licząc na jakikolwiek sukces. Pierwotne instynkty wilkołaczej natury mogą dać o sobie znać w każdej chwili. Przyklęknąwszy przed pierwszym psidwakiem, jakiego napotkał, zdziwił się, gdy na niego nie zareagował. Najwyraźniej miał dziś lepszy dzień, mogąc w spokoju założyć mu obrożę. Wprawdzie skończył z oślinionymi rękami, ale nie powiedziałby, że to nie było miłe uczucie. Ba, wreszcie znalazł się psidwak, którego nie bał się spotkania z wilkołakiem. Gdyby tylko przystał okazywać swoje zadowolenie w ten dziwny sposób.
Ilosc punktow w kuferku z ONMS: 0 Kostka - odpowiedz na pytanie: 4 Udzielenie poprawnej odpowiedzi:TAK Kostka - przygotowanie psidwaka: 3 Poprawne przygotowanie psidwaka:TAK
Greengrass niespecjalnie dbała o fakt uczestnictwa w tak nudnych zajęciami, za jakie uważała opiekę. Całe szczęście, profesor Withman nie był tym ekscentrycznym nauczycielem, który kazał bawić się ze sklątkami tylnowybuchowym, jednak nie rozumiała zachwytu nad zupełnie zwykłymi psidwakami. Przecież na całym świecie istniało tyle interesujących stworzeń i ze wszystkim musiały zostać wybrane właśnie te. Podejrzewała, że biedny dyrektor dał jakiś przykaz, aby nikt nie skończył z połamaną nogą czy jakimś zadrapaniem hipogryfa, jednak zajęcia z czymś, co wymagało uwagi i odpowiedniego podejścia traktowała jako wyzwanie. Dzisiaj okropnie się nudziła, czego nie omieszkała okazać w odpowiedni sposób, opierając się o jeden z wielkich kamieni. Ostentacyjnie stukała weń obcasem buta, czekając aż cała farsa z odpowiadaniem na pytanie zostanie zakończone. Jednakże i ona straciła cierpliwość, racząc udzielić stosownego wyjaśnienia: – Między szóstym a ósmym tygodniem, panie profesorze. - Wtrąciła mimochodem, wyraźnie znudzonym tonem, po czym bez najmniejszego cienia wątpliwości podeszła do jednego ze zwierzaków i zapięła obrożę tak, jakby robiła to na co dzień. Nic trudnego. Wystarczyła odrobina zdecydowania oraz stosowna dawka pewności siebie, żeby dokonać tego nader trudnego czynu. W parę sekund zapięła również odpowiednią smycz, którą owinęła wokół nadgarstka i z cynicznym uśmieszkiem na twarzy zajęła się obserwacją pozostałych, w szczególności tych nieporadnych uczestników lekcji.
Ilosc punktow w kuferku z ONMS: 0 Kostka - odpowiedz na pytanie: 5 Udzielenie poprawnej odpowiedzi:TAK Kostka - przygotowanie psidwaka: 5 Poprawne przygotowanie psidwaka:TAK
Dokładnie wiedziała, ze uwaga jaką rzucił skierowana była pod jej adresem. Jakby rzeczywiście brak jej było spokoju. W jego towarzystwie i pewnie często w każdym innym rzeczywiście może tak było, ale przecież nie byłaby sobą, gdyby w tak prosty sposób przyznała mu rację. Dlatego uśmiechnęła się ironicznie, obserwując swojego psidwaka, wykorzystując go w tej wymianie słownej jako obiekt obronny dla argumentów, które wysunął Enzo. — Też go cały czas pytam dlaczego musi się tak szarpać — posłała wypowiedź w przestrzeń tak, jakby wcześniejszy komentarz Halvorsena traktował faktycznie o zwierzęciu, a nie o niej. Przecież tego nie sprecyzował. I tyle o ile poznała Enzo, czyli raczej niewiele, to mogła zakładać, ze w wolnych chwilach ten dzikus gadał sobie do zwierząt. Bo czemu by nie? Z ludźmi chyba raczej nie żył w dobrych korelacjach. Co wnioskowała chociażby po tym jak niefortunnie składał słowa. Zmarszczyła brwi na jego uwagę, która miała podburzyć jej pewność siebie z jaką mocowała się z bydlęciem. — Oj już się tak o mnie nie troszcz, Halvorsen, bo jeszcze sobie coś pomyślę — posłała mu ironiczny uśmiech, wbrew temu, ze wcale o jakąkolwiek troskę go nie podejrzewała. Musiała jednak w jakiś sposób jego słowa obrócić przeciwko niemu. Odetchnęła ledwie dostrzegalnie, odrobinę już zmęczona użeraniem się z tym zwierzęciem. Wpatrywała się w niego z góry, dość sceptycznie, co potwierdzało tylko słowa Enzo, że psidwak wyczuwał jej niechęć. Skoncentrowała się na słowach chłopaka, w końcu chwytając smycz i wstała do pionu, na chwilę zapominając o obecności zwierzęcia. Obróciła się przodem do Peruwiańczyka, Norwega, Brytyjczyka, czy cholera wie, jakiego innego mieszańca. — To była rada odnośnie jego, czy ciebie? Nie miała okazji rozwinąć myśli skoro psidwak pociągnął ją za sobą daleko od Enzo.
Chyba zbyt mocno wkręcił się w wir nauki, bo po wygranym Sfinksie postanowił chodzić na większość lekcji. Póki co prawdopodobnie nie ominął żadnej z nich przychodząc nawet na zielarstwo prowadzone przez cycki Vicario. Być może zachęcały go zbliżające się wakacje i chcąc czy nie chcąc odpoczynek od zajęć. Nie no, w jego przypadku pewne było to, że chciał tej przerwy, poza tym był ciekawy gdzie pojadą i jakie atrakcje zapewni im tutejsza szkoła. Miał tylko nadzieję, że nie pojadą w okolice, które już doskonale znał czyli kraje arabskie. Z resztą trochę by się zdziwił tym wyborem, bo nie jest to najlepsze miejsce na urządzanie spędu młodych ludzi, znaczy się wszystko zależało też od kraju, lecz w każdym z nich nawet w Emiratach było prawdopodobieństwo zaginięcia. Były na to szczególnie narażone dziewczyny z wiadomego powodu, ech oby spędzili ten czas gdzie indziej. Wracając do tematu przybycie na ONMS oznaczało również potwierdzenie przyjęcia wyzwania od Enzo, które ten rzucił mu na astronomii. Nie mógł tego olać, no i przecież lubił zajmować się zwierzętami, czasem nawet zastanawiał się dlaczego niebo jest dla niego na pierwszym miejscu. Przebywanie z różnymi stworzeniami dawało sporo satysfakcji, no o ile to nie postanowi cie zjeść. Pozytywnie nastawiony przyderpił do kamiennego kręgu, nie wiedząc czego się spodziewać, jasne, że drugi Halvorsen już tu był i nawet Cordelia... zdawało się, że jest to podstawowy skład na każdej lekcji. Najpierw postanowił podejść do brata, aby ten także zauważył jego obecność - Jestem, zadowolony? - od razu nawiązał do wyzwania nie przejmując się przywitaniami - Ciekawe jak mi pójdzie - dodał już w momencie kiedy nauczyciel zaczął swój monolog. Może i wyglądał na niezbyt ucieszonego faktem, że tu jest jednak naprawdę było inaczej, nie wiedział czemu ostatnimi czasy cierpiał na brak humoru. Może powinien porozmawiać z Enzo? Tylko najlepiej nie na lekcji, bo jakoś spowiadać się przy innych nie zamierzał. Z zaciekawieniem wysłuchał tego co Withman miał do powiedzenia, ale niestety jakoś nie mógł sobie przypomnieć odpowiedzi na jego pytanie, starość nie radość. Za to od razu rzucił się do wykonania następnej części lekcji, nie zastanawiając się długo wybrał pierwszego lepszego psidwaka, bo jakoś nie miał serca do wybierania jakiegoś konkretnego. Ucieszył się kiedy okazało się, że dobrze trafił, zwierze najwyraźniej było bardzo zadowolone z jego postępowania co okazywało ślinieniem mu rąk. Nawet spokojnie przeszedł z nim odległość jaka dzieliła go od Delii, z uśmiechem na twarzy podszedł do niej - Cześć - przywitał się będąc już wystarczająco blisko, podniósł lekko rękę ze smyczą - Widzę, że tobie też się udało, pocieszne zwierzaki, chciałbym mieć jednego z nich. Nie wiedząc (albo wiedząc, hehe) czemu miał potrzebę zagadania właśnie do niej, wtedy nawet mimo złego nastroju czuł się trochę lepiej i był w stanie w miarę normalnie funkcjonować. Taka magia.
Ilosc punktow w kuferku z ONMS: 0 Kostka - odpowiedz na pytanie: 1 Udzielenie poprawnej odpowiedzi:NIE Kostka - przygotowanie psidwaka: 3 Poprawne przygotowanie psidwaka:TAK
Lisa niemalże w podskokach przygalopowała na dzisiejsze zajęcia. I to wcale nie z powodu uroku osobistego profesora Withmana, w żadnym wypadku! Po prostu lubiła zwierzaki. Fakt, że może ją ominąć coś tak ciekawego i pewnie też uroczego (no bo kto wie, może to będą akromantule?), dodał jej rozpędu. Już była odrobinę spóźniona, ale dotarła na miejsce cichaczem, chowając się z lekka za jakimś mniej zainteresowanym uczniem. Wolała nie rozgłaszać wszem i wobec swojego spóźnienia, bo psor mógł mieć jakiś gorszy dzień czy coś. Tak, mimo wszystko to nie zdarza się wyłącznie kobietom. - Ej, co tu tak śmier... - urwała, dostrzegając nieopodal grupę stworzonek zwanych psidwakami. Taka wdzięczna nazwa. No i cóż, nie było wątpliwości, że to od nich unosi się w powietrzu ten specyficzny zapach, nie od spoconej koszulki kolegi przed nią. Kiedy Whitman zadał pytanie, zastanowiła się chwilę nad odpowiedzią. Ale tylko chwilę, bo po chwili już wiedziała doskonale. I to wcale nie dlatego, że wszyscy naokoło zaczęli ja głośno wykrzykiwać, gdzieżby! A kiedy polecono im wziąć jedno ze zwierząt, poczuła nagle jakąś dziką radość i od razu wzięła smycz z obrożą, po czym zbliżyła się do grupy psidwaków, wypatrując odpowiedniego. Z początku nie mogła znaleźć żadnego, który by się czymś szczególnie odznaczał. Zresztą reszta uczniów już powoli sprzątała jej wszystkie sprzed nosa. Chwilę później dostrzegła jednego, który wyraźnie odstawał od grupy, był trochę opasły i leżał sobie w najlepsze. Poszła więc wprost do niego. - Hej, mały. - zero reakcji. Trochę uraził ją ten zupełny brat zainteresowania i mina typu "weźsieodwal". Nawet pomachała mu dłonią tuż przed nosem - ani drgnął. Ukucnęła przy nim, ściszając ton - Rusz ten swój duży tyłek, idziemy na spacer. Może potem dostaniesz coś dobrego do jedzenia - sama nie wiedziała, które z tych słów tak na niego zadziałało, ale wtedy na nią spojrzał i powoli uniósł łeb. W każdym razie, próba przekupstwa wyszła pomyślnie, bo kiedy bez najmniejszego problemu założyła mu obrożę, podniósł się z ziemi, gotów z nią iść.
Ilosc punktow w kuferku z ONMS: 0 Kostka - odpowiedz na pytanie: 4 Udzielenie poprawnej odpowiedzi:TAK Kostka - przygotowanie psidwaka: 6 Poprawne przygotowanie psidwaka:TAK
Nadish Narayanan
Wiek : 30
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 178
C. szczególne : Tatuaż na ramieniu lewej łopatce i szyi.Na lewej piersi ma 5 centymetrową bliznę po odłamku szkła
Ilosc punktow w kuferku z ONMS: 7 Kostka - odpowiedz na pytanie:1 Udzielenie poprawnej odpowiedzi:NIE Kostka - przygotowanie psidwaka:4 Poprawne przygotowanie psidwaka:NIE
Choć pogoda była słońce wyglądało zza chmur tylko na chwilę ,Puchon nie chciał spędzać kolejnego popołudnia za murami zamku. Z drugiej strony przebywanie na błoniach, gdzie wręcz roiło się od zakochanych par i przygłupich dziewcząt sklejonych w nierozłączne grupki, również nie napawało go optymizmem. Co innego miejsce, które przez każdego normalnego człowieka zostałoby użyte jedynie do przejścia na drugą stronę, szybkiego i niezauważalnego. Uczniowie nieczęsto przechodzili koło kamiennego krę, woląc przebywać w częściach zamku bliższym dormitoriom. Stąd też Nadish wpadł na pomysł, by przyjść akurat tutaj, by jak to miał w zwyczaju, pojawić się na zajęciach. Dotarłszy na miejsce, Puchon przyglądał sie chwilę zwierzakom i myślał nad odpowiedzią dla nauczyciela.Głupio byłoby nie znać prostej odpowiedzi, coś gdzieś dzwoni ale to raczej nie tu i nie ten kosciół. Przez kilkanaście intensywnych minut Nadish zastanawia się nad poprawną odpowiedzią, No! ale ostatecznie trzeba się przyznać do porażki .W ogóle chłopak nie ma pojęcia jak powinna brzmieć odpowiedz. Minęło kilka dobrych minut, nim zabrał się do zwierzaków, okazało się, że te małe pieski szczekają najgłośniej. Puchon sądził, że wybór niewielkiego psa sprowadzi na niego małe kłopoty , cóż chyba szybko zmienił zdanie niemalże od razu, gdy tylko chłopak zbliżył się do upatrzonego wcześniej zwierzaka. Psidwak bez przerwy próbował Puchona zaszczekać i dziko ujadał za każdym razem, ale on ciągle próbował otoczyć jego szyję obrożą. Cóż chyba zdaje się, że już od samego początku po prostu nie przypadłeś mu do gustu.
Bardzo się cieszę, że zainspirowała Cię treść kostki, ale następnym razem nie musisz jej kopiować słowo w słowo. ;')
Louise pilnie słuchała każdego słowa nauczyciela, chciała bowiem jak najwięcej wynieść z lekcji na które przyszła. Dziewczyna chciała jak najwięcej wiedzieć o magicznych stworzeniach jak również chciała umieć należycie opiekować się nimi. Twierdziła bowiem, że zwierzęta są o wiele cudowniejsze od ludzi i zasługują na jak najlepszą opiekę. Nie musiała długo czekać nim jej oczom ukazały się piękne psidwaki. Od razu jej wzrok przykuł największy i bardzo dumy psiak. Od razu wiedziała, że to go wybierze, czuła się pewnie i nie pomyślała nawet, że mogłaby sobie z tym nie poradzić. Oczywiście na pytanie nauczyciela odpowiedziała prawie bez zastanowienia, w końcu magiczne zwierzęta niebywale ją interesowały no i oczywiście inspirowały. Gdy na prośbę nauczyciela ruszyła się do wybranego przez siebie psidwaka ten zaczął warczeć. Louise wiedziała, że są to zwierzęta niebywale niebezpieczne więc zostawiła tak jak stał i nie próbowała go nawet denerwować założeniem smyczy.
Ilosc punktow w kuferku z ONMS: 3pkt Kostka - odpowiedz na pytanie: 4 Udzielenie poprawnej odpowiedzi:TAK Kostka - przygotowanie psidwaka: 2 Poprawne przygotowanie psidwaka:NIE
Jeszcze jakiś czas temu pojawiłby się na lekcji ze swoim szkicownikiem, usiadłby gdzieś z tyłu i, udając, że pracuje, rysowałby zwierzęta, o jakich aktualnie by się uczyli. Przygotowałby masę szkiców, żeby później móc do nich wrócić i może któryś przeobrazić w coś bardziej dopracowanego. Ostatecznie wszystkie rysunki odeszłyby w zapomnienie wraz z kolejną lekcją, na której rozpocząłby od nowa. Jeszcze niedawno. Ale niedawno to nie to samo co teraz, a teraz nie miał siły, żeby robić cokolwiek, z rysowaniem włącznie. Nie wziął szkicownika, nie wziął ołówka, nie wziął nawet torby, licząc na to, że w razie potrzeby skorzysta z cudzego podręcznika. Kiedy dotarł na miejsce, w pierwszym odruchu skierował się do Rains. Sam nie wiedział, kiedy i po co wyrobił sobie taki odruch, ale było w tej znajomości coś bezpiecznego, a tego właśnie teraz potrzebował najbardziej - spokoju i poczucia bezpieczeństwa. Dlatego też uśmiechnął się do niej niemrawo, stanął niedaleko i nawet nie starał się udawał, że słucha prowadzącego. Możliwe, że zadał jakieś pytanie, bo Ślizgonka w pewnej chwili się odezwała i to na pewno nie było do niego, ale to nie miało znaczenia. A potem wszyscy ruszyli w stronę psidwaków i tylko dlatego nadążał za tym, co się dzieje. Przygarnął pierwsze stworzenie, na jakie trafił, mając nadzieję, że nie będzie zbyt wymagające. Podczas zakładania obroży psidwak zaczął lizać go po ręce. Nie zdziwiło go to jakoś bardzo. Zwierzęta przecież wyczuwają smutek, prawda? Poklepał go po głowie, uśmiechając się smutno. Potrzebował takich miłych gestów.
Ilosc punktow w kuferku z ONMS: 0 Kostka - odpowiedz na pytanie: 3 Udzielenie poprawnej odpowiedzi:NIE Kostka - przygotowanie psidwaka: 3 Poprawne przygotowanie psidwaka:TAK
Tawka miała tego dnia nadzwyczajne opory, jeśli chodzi o podnoszenie się z łóżka. Gdyby nie samowolka Lokiego, który w przeciwieństwie do Monty'ego nie miał zezwolenia na wspinanie się tam i drażnienie swojej mamy, to i na lekcję Whitmana tęczowogłowa nie zdążyłaby się pewnie załapać. Pupila oczywiście ugłaskała oraz ucałowała, acz prędko przypomniała mu zasady, z pewnym wysiłkiem kierując go z powrotem na podłogę. Wtedy zorientowała się, że dobrze byłoby teleportować się do Hogsmeade, bo do zajęć zostało strasznie mało czasu. Migiem nakarmiła więc całą swoją gromadkę oraz siebie, potem wyskoczyła jak poparzona spod prysznica (co w sumie nie mija się tak bardzo z prawdą - w pośpiechu nawet nie pilnowała, żeby woda miała właściwą temperaturę) i ogarnąwszy ostatecznie wszystko, co ogarnięte zostać powinno, ruszyła do szkockiego miasteczka. Po chwili znowu była w Londynie. Zapomniała przebrać się w szkolne szaty. Ale kiedy już wylądowała tam gdzie trzeba ze stosownym ubraniem, zerwała się do biegu. Musiała jeszcze tłumaczyć się pilnującemu bramy mężczyźnie z tak późnego przybycia, błagać go o nieprzedłużanie, wyrywać sobie włosy przez jego zapominalskość i sprintować przez cały Hogwart, zanim stanęła z innymi w kamiennym kręgu - zdyszana, acz nie spóźniona! Niestety, przybywszy na tak zwany styk, nie zdążyła się nawet przywitać ze znajomymi, skupiła się więc zamiast tego na postawionym przed wszystkimi zadaniu. Pytanie wcale nie przypadło jej do gustu, bo jej wiedza z zakresu Opieki bardziej skupiała się na tajnikach uspokajania zwierzaków i sprawiania, żeby czuły się one kochane, a nie na czystych technikaliach pokroju rozdwajania ogonów. Stała więc jak głupia, krzywiąc twarz w zastanowieniu na wszelkie możliwe sposoby, dopóki okazja na wykazanie się nie uciekła jej pomiędzy palcami. Następna zaginęła niedługo potem, kiedy okazało się, że wybór najmniejszego ze wszystkich psidwaków wcale nie był tak cwany jak się zdawało. Cóż, może powinna kierować się doświadczeniami z trzema sporymi pytonami, zamiast nie do końca tego dnia sprawnym sprytem? - Sooooorze, on mnie zaraz zagryzie! - jęknęła żałośnie do profesora Ralpha, w szczerej nadziei na jakąś pomoc.
Ilosc punktow w kuferku z ONMS: 10 Kostka - odpowiedz na pytanie: 3 Udzielenie poprawnej odpowiedzi:NIE Kostka - przygotowanie psidwaka: 4 Poprawne przygotowanie psidwaka:NIE
Co on robił na ONMSie..? w sumie sam nie wiedział. Ale miał chodzić na wszytkie zajęcia do końca roku, zatem! Trzeba! Jak się podjęło zobowiązania, to trzeba było teraz się z niego wywiązać. Inna sprawa, że chyba nigdy w swojej historii sudenckiej nie uczestniczył w tych zajęciach. Tak sądził przynajmniej. Cóż, kiedyś trzeba było to zmienić i padło na dziś dzień. Sam do końca nie wierzył że udało mu się tutaj przyjść na te zajęcia, zwłaszcza, że wczorajszej nocy dość mocno imprezował, no a teraz pokutował w najlepsze. Także oto przyszedł tam niewyspany z bolącą głową, w dodatku papierosów miał mało i strasznie go suszyło i do tego słońce niemiłosiernie świeciło, a trawa tak szybko rosła. Masakra. Masakra. Miał ochotę umrzeć. A przynajmniej teraz. Ewentualnie odespać w najlepsze i chuj i cześć! Nie wyszło, jak wszystko z resztą ostatnimi czasy. Miał tak bardzo pięknie wyjebane na tych wszystkich ludzi, którzy przyszli na lekcje. Nawet na nauczyciela. Nieco mocniej ożywił się, gdy usłyszał, iż dziś będą się zajmować i bawić z tymi całymi psami z dwoma ogonami.. no. Kurwa. Wszyscy wiedzą o co chodzi. I nawet chciał na pytanie odpowiedzieć, ale nie wyszło. W sensie. Wiedział, że grają. Problem bo nie do końca w którym kościele. Mimo tego nie chciał się poddać, myślał, myślał, myślał, myślał, myślał, ale nie. Nic. Nie wymyślił. A szkoda, szkoda. Ostatecznie dał za wygraną, w końcu kurewsko chciało mu się pić. Szczęśliwie ogarnął ze sobą kilka litrów tego cudownego napoju – zapakował butelki do torby (wspominałem o niej, prawda?). Następnie przyszło co do czego. Trzeba było sobie wybrać paskudę, z którą mieli iść na spacer. No spoko. Chociaż NIE! MOMENT! JAKIE SPACERY?! NIE! WSZYSTKO, TYLKO NIE TO, DO CHOLERY JASNEJ! Profesorze! No naprawdę? A może niektórzy byli zmęczeni, skacowani i niewyspani? Merlinie, dlaczego go tak każesz..? Szybko jednak Piątek zreflektował się mimo tego, że niespecjalnie miał ochotę na te wszystkie spacery, w końcu nie chce mieć chyba nikt na pieńku z nauczycielami, no a on to jakoś przeżyje. Rzucił okiem na te wszystkie Psidwaki. Były takie urocze, naprawdę. Aż chłopak nie miał serca tak zwyczajnie traktować je, niczym jakiś towar w sklepie i po prostu wybrał tego, na którego pierwszego zwrócił uwagę. - No chodź maleńki, chodź.. – mówił, kucając i zapraszając stworzonko do siebie. Niesamowite, ale postanowiło współpracować. Zatem nie było do końca tak źle, los się do niego uśmiechnął. -No, cześć, cześć. Piątek jestem, możesz mi tak mówić właśnie. – kochany stwór, zaczął go lizać po rękach i w ogóle moc. W końcu założył mu tę całą obrożę i zadowolony z siebie czekał na dalsze instrukcje.
Ilosc punktow w kuferku z ONMS: 0 Kostka - odpowiedz na pytanie: 3 Udzielenie poprawnej odpowiedzi:NIE Kostka - przygotowanie psidwaka: 3 Poprawne przygotowanie psidwaka:TAK
Ilosc punktow w kuferku z ONMS:0 Kostka - odpowiedz na pytanie: 5 Udzielenie poprawnej odpowiedzi:TAK Kostka - przygotowanie psidwaka: 2 Poprawne przygotowanie psidwaka:NIE
Atria nie wiedziała też po co była opieka, tak samo jak zielarstwo, albo się miało do tego jakiś rodzaj empatii i się to robiło z własnej woli, albo nie. Ona była zdecydowanie w tej drugiej grupie. Nic to jednak, bo widocznie nikogo nie interesował fakt, że nie obchodzi ją ten przedmiot. Na pytanie profesora znała odpowiedź od razu. Oczywiście, ze tak, zgłosiła się właściwie automatycznie, jakże by inaczej, czekając, aż pozwolą jej odpowiedzieć. Druga część była gorsza. Głownie dlatego, że Atria z uwielbieniem do stawiania wysoko poprzeczek postanowiła wbrać psidwaka tak wielkiego, że właściwie można się było pokusić o stwierdzenie, że był on największym z grona, które można było zaobserwować. Wzięła smycz i ruszyła pewnie do zwierzęcia, które tylko najeżyło się i zaczęło warczeć. Spróbowała podejść go kilka razy, ale z każdą chwilą odchodziło jej trochę pewności siebie. W końcu zrezygnowała stając obok psidwaka z smyczą w dłoni, nie miała pomysłu już na to, co zrobić.
Uwielbiała lekcje ONMS. Ubóstwiała. Mogłaby właściwie nic innego nie robić, tylko siedzieć na błoniach i uczyć się coraz to nowych rzeczy o zwierzętach. A potem spędzić całe życie, zajmując się nimi. To było wymarzone zajęcie i trzymała się tego jako planu już od dawna. Dlatego też nigdy nie opuściła ani jednej lekcji - nie żeby wagarowała na innych zajęciach, skąd. Po prostu czasem, jak każdemu, zdarzało jej się chorować, ale nawet to nie zmusiło jej do nieobecności. Zwykle stawała w pierwszym rzędzie i zwyczajowa niepewność odchodziła gdzieś w niebyt. Najczęściej znała odpowiedzi na pytania, wiedziała, co trzeba zrobić, a jeśli nie, to wiedziała, gdzie szukać podpowiedzi i szybko nadrabiała braki. Taki też był plan na dzisiaj. Nie przyszła jako pierwsza, raczej jako jedna z ostatnich, ale to nie miało znaczenia - nie spóźniła się przecież. Wysłuchała nauczyciela i uśmiechnęła się, słysząc pytanie. To było proste. - Kiedy szczeniaki mają od sześciu do ośmiu tygodni - szepnęła, wiedząc, że profesor pewnie nawet jej nie usłyszy, biorąc pod uwagę ilość osób, jakie odezwały się w tym samym momencie, ale to nie miało znaczenia. Grunt, że znała odpowiedź i wiedziała, że ma rację. Gdy nadszedł czas na wybranie swojego psidwaka, coś ją podkusiło i wybrała jednego z największych. Czuła się pewnie ze zwierzętami, więc nie podejrzewała, że może napotkać jakieś problemy. Przy okazji, gdyby poszło jej bezbłędnie, pewnie nieźle by zapunktowała u profesora Withmana. Niestety. Psidwak odmawiał współpracy i stawał się agresywny, kiedy próbowała do niego podejść i założyć mu obrożę. Próbowała na wszystkie sposoby, ale jakoś nie mógł się do niej przekonać.
Ilosc punktow w kuferku z ONMS: 17 Kostka - odpowiedz na pytanie: mam skilla, nie rzucam Udzielenie poprawnej odpowiedzi:TAK Kostka - przygotowanie psidwaka: 2 Poprawne przygotowanie psidwaka:NIE
Lekcja opieki nad zwierzętami teoretycznie powinna jej się podobać, w końcu dość często tygryskowała sobie z innymi i mniej więcej znała zwyczaje chociażby innych tygrysów. Wyprawy pozwalały na rozwinięcie wiedzy, lecz kiedy chodziło o wykorzystanie jej na lekcji w Hogwarcie to wychodziło jej to jakoś średnio. Jej zamiar chodzenia na wszystkie lekcje omijały właśnie ten przedmiot, no i parę innych, będąc jeszcze w drugiej klasie jakoś nieszczególnie uznawała za ważne zbieranie informacji z różnych dziedzin. Z resztą ostatnimi czasy i tak nie miała do tego głowy, więc nie zdziwiłaby się gdyby musiała powtarzać klasę, a to miało swoje dobre i złe strony. Tak, niezdanie może być dobre, chociażby jeśli chodziło o należenie do drużyny quidditcha, chociażby dlatego, że doskonale wiedziała ile czasu jej pozostało w normalnych warunkach i jakoś ją to nie pocieszało. Oczywiście po szkole chciała dołączyć do reprezentacji, ale nie byłoby to już to samo co szkolne drużyny, które znała, a nawet lubiła ich zawodników. Bycie w teamie z Rekinem i Shenae było idealne, gdyby tylko mogli stworzyć drużynę jeszcze raz... Co do tej dwójki, nawet liczyła na spotkanie z nimi na właśnie tych zajęciach, miała co do nich plany, które chciała zrealizować w najbliższym czasie. Na szczęście jeszcze nie spóźniona przybyła do kamiennego kręgu, najpierw podeszła do D'Angelo, jak to mając w zwyczaju od razu przekazując to co miała jej do powiedzenia - Poczekaj na mnie po lekcji - rzuciła uśmiechając się lekko na odchodne, nie odeszła jednak zbyt daleko w razie gdyby koleżanka chciała jej odpowiedzieć. - Cześć rybko - zbliżyła się do Sharkera z takim oto przywitaniem, po czym do akcji wkroczył Withman ze swoim wykładem. Wysłuchała go, jednak była zbyt zamyślona, aby bardziej zastanowić się nad jego pytaniem, wnioskując po prostu na nie nie odpowiedziała. Od razu przeszła do psidwaków, wybrała jednego z tych mniejszych co postanowiło się na niej zemścić, dziki pieseł nawet nie miał ochoty na to aby ktoś się nim zajmował. Przez cały czas szczekał, co nieco (bardzo) ją irytowało, w pewnym momencie chciała już się przemienić, aby zamknął jadaczkę, jednak wzruszyła tylko ramionami z bezradności. Nie to nie, może sam się wyprowadzisz na spacer co? - pomyślała, a następnie spojrzała w kierunku Rasheeda, który radził sobie bardzo dobrze. - Pomożesz mi z tym miniaturowym pomiotem szatana? - zapytała go, wiedząc, że może liczyć na jego pomoc i śmiechnięcie. W sumie sama to zrobiła patrząc na to co wyczynia She.
Ilosc punktow w kuferku z ONMS: magiczna 1 Kostka - odpowiedz na pytanie: 1 Udzielenie poprawnej odpowiedzi:NIE Kostka - przygotowanie psidwaka: 4 Poprawne przygotowanie psidwaka:NIE
Męczyła się ze swoim psidwakiem konsekwentnie, niewiarygodnie mocno. Syknęła aż w końcu stanęła prosto, całkowicie sobie z nim dając spokój. Zauważyła, że ignorowanie go, co prawda nie przybliżało jej do przejścia się po polanie wokół okręgu, ale przynajmniej też nie powodowało u niego nagłych wybuchów wściekłości. Warczał sobie tylko i w końcu D’Angelo odnalazła nawet w tych warknięciach jakiś rytm, który robił jej za tło na tych zajęciach. Kompletnie nie zwracając uwagi na zwierzaka, usłyszała czyjś głos za sobą. Obróciła się w kierunku dziewczyny, w pierwszym momencie nie rozumiejąc czy blondynka mówiła do niej. Bardzo ukradkiem, rozejrzała się czy nie znajdował się w jej pobliżu jakiś inny Ślizgon prócz samej wspomnianej, ale nie dostrzegając nikogo, uśmiechnęła się do siebie ironicznie. — No popatrz, psino. Chyba się komuś spodobałeś — nie szczędziła w sarkazmie, patrząc za Julką. Udała jakby jej wypowiedź skierowana była do psa, a nie do niej samej. Aż trudno w obecnej sytuacji było wyczuć czy naprawdę planowała po zajęciach czekać na Julkę. Fakt faktem, obejrzała się za nią, długo zawieszając na niej wzrok, dopóki przynajmniej Rekin nie zasłonił jej widoku. Kurewski wężowaty. Prychnęła z roztargnieniem przeczesując włosy, kiedy akurat szarpnął ją pies. Spiorunowała go wzrokiem bez krzyku, utrzymując to spojrzenie na długo, zauważając, że przynajmniej przez pierwsze kilka sekund uspokoiło to tą wstrętną bestię.
Powiedzenie, że małe psy szczekają najgłośniej czy po prostu były najwredniejsze zdecydowanie się sprawdzało. Niestety jej upartość nie pozwalała jej na zrezygnowanie z prób ogarnięcia małego szatana, w sumie typowa Jul nie obawiała się urazów, więc równie dobrze mogła wziąć go na ręce i przenieść przynajmniej trzymając go wystarczająco daleko od twarzy. No nic póki co i tak pozostawiła ten problem dla Sharkera, zastanawiała się tylko co jeszcze będzie musiała zrobić aby przeżyć tą lekcję, oby zabrali psidwaki i dali coś co mogłaby ogarnąć. W tej chwili przypomniało jej się spotkanie z Rekinem w rezerwacie tygrysów w Indiach, te także nie reagowały na nią zbyt dobrze, została podrapana i tyle z tego wyszło. Może po prostu zwierzęta wyczuwały jej umiejętność? Ech, tygrys w sekundę poradziłby sobie z takim małym pieskiem, tylko wtedy Withman by ją zaciukał... dylematy bardzo. Ślęcząc nad piesełem czuła na sobie spojrzenie pewnej osoby, odwróciła się aby odszukać tego ktosia którym okazała się She. Kuźde w zasadzie miło by było usłyszeć czy rzeczywiście miała zamiar poczekać, w końcu ich znajomość była nieco skomplikowana i czasem ciężko było przewidzieć takie rzeczy. Jasne, że usłyszała to co powiedziała po jej prośbie, początkowo pozostawiła to bez odpowiedzi jednak teraz postanowiła do niej wrócić. - To jak psina się zgadza? Widzę, że jest bardzo zadowolona z towarzystwa - zaśmiała się przy czym spojrzała na psidwaka D'Angelo, a potem na nią. Tak, miała ostatnio rozkminy na temat jej relacji z innymi ludźmi w tym tą z Shenae, która głównie opierała się na wspólnych treningach, gdy tylko zaczęła ogarniać życie, uznała, że warto by było rozwinąć to także w innym kierunku.
Wzruszyła nieznacznie ramionami na słowa Julii. Oplotła smycz psidwaka wokół swojej dłoni, upewniając się, że jej nie ucieknie, kiedy ona zwróciła swoją uwagę na dziewczynę. Opuściła jedną rękę obok siebie, drugą opierając na swoim biodrze i przechyliła głow na bok, zastanawiając się, co Heikkonen knuła. Zwykle nie miała nic przeciwko jej towarzystwie, szczególnie jeśli akurat miała szansę namówić ją na wspólny trening. Gra z dobrymi graczami, za którego miała dziewczynę, była wyjątkowo rozwijająca. Tym razem jednak to blondynka z własnej inicjatywy postanowiła coś zasugerować. To akurat była nowość. D’Angelo była jednak zbyt mocno ciekawa przyczyny tej nagłej odmiany, żeby odmówić. Nie byłaby jednak sobą, gdyby nie zgodziła się na to, nie szczędząc sobie kpiny. — Spoko. W końcu jest koniec roku, co mogę mieć lepszego do roboty. Nie to, żebyśmy mieli jakieś OWUTemy czy coś… — i zawiesiła wzrok na ciemnych tęczówkach dziewczyny, spodziewając się w ten wymowny sposób dać jej do zrozumienia, ze dobrze by było gdyby starały się chociaż nie zmarnować tego czasu. Chwilę po tym, zerknęła na swojego zwierzaka, który zdawał się być chyba z tego samego sortu, co ten należący co Julii. Tylko jej w dodatku szczekał jakoś… głośno. Aż skrzywiła się nie mogąc oswoić się z panującym wokół rumorem. Z tego co zauważyła, nie tylko one miały problem ze swoimi psiskami.
Trochę się wycwaniła zostawiając psa pod opieką Sharkera, aby nie musieć się z nim dziko miotać w towarzystwie She, ona to potrafiła się ustawić co nie? Ot taki z niej typowo nietypowy wąż. Mniej więcej znała zachowania koleżanki tak więc potrafiła określić co jest u niej normą, typowa D'Angelo, możnaby powiedzieć. Domyślała się, że Krukonka spodziewa się propozycji treningu, w sumie to też przeszło jej przez myśl, ale tym razem miała ochotę po prostu z nią porozmawiać. Czy kiedyś miały do tego okazję? Raczej nie, a przecież przy okazji trenowania nasuwało się wiele pytań na które miała nadzieję uzyskać odpowiedź. Pamiętała, że na różnego typu imprezach jedynie przechodziły obok siebie witając się krótko, co było raczej dziwne, czemu nie wyglądało to inaczej? No serio, trzeba było to naprawić, najlepiej jak najszybciej. - Jest wiele ciekawszych zajęć niż nauka, a z egzaminami na pewno sobie poradzisz. Poza tym ile można ślęczeć nad książkami, napijmy się Ognistej, chyba że wolisz coś innego. Czy spędzenie w taki sposób czasu było marnotrawstwem? Jasne, że nie, o ile piło się w dobrym towarzystwie z którym można było przeprowadzić rozmowę na poziomie, oczywiście dopóki się nie schleją, bo wtedy to wiadomo jak bywało. - Masz czas dzisiaj czy wolisz spotkać się kiedy indziej?
Od teraz wszyscy, którzy zwracają się do Withmana są proszeni o zaznaczenie tego w poście na czerwono!
Ralph przyglądał się uważnie poczynaniom wszystkich uczniów. Jedni radzili sobie lepiej, a inni zdawali się w ogóle nie wiedzieć co robią. Typowa lekcja opieki nad magicznymi stworzeniami, chciałoby się rzec. Czasami osoby, które doskonale pamiętał z zajęć okazywały się polegać na prostym założeniu obroży, a niekiedy Ci, których raczej nie kojarzył dobrze radzili sobie wyśmienicie. Nigdy nie było reguły i to właśnie Withman lubił w prowadzeniu zajęć. Krążył między uczniami, zamierzając pomóc tym, którym nie wyszło. - Poprawna odpowiedź brzmi: w wieku od sześciu do ośmiu tygodni. Mam nadzieję, że Ci, którzy nie pamiętali tym razem, na następnej lekcji nie dadzą się zaskoczyć. - powiedział Ralph, postanawiając wreszcie wkroczyć do akcji. Zdaje się, że sam nie spodziewał się tego, że tak wiele osób będzie miało problem ze zwykłym założeniem smyczy. Mimo wszystko nie pokazywał po sobie zdziwienia i z uśmiechem podchodził do każdego, kto miał z tym kłopot. Pokazał Riencowi jak powinno się uspokoić psidwaka, gdy ten nie pozwala się do siebie zbliżyć i wspólnie założyli mu obrożę, doczepiając do niej smycz. Następny w kolejce był L. Taeheon Earl. - Nie bój się go. - polecił mu Ralph, który bez wahania zbliżył do psidwaka swoją dłoń. - Zwierzęta czują niepewność. Musisz być trochę bardziej stanowczy. Dał powąchać zwierzęciu swoje palce, nim uchwycił obrożę i jednym, szybkim ruchem zarzucił mu ją na szyję, podając Krukonowi drugi koniec smyczy. Brandon Russeau też zdawał się mieć problemy. - Wszystkie są szczepione. Nawet jeśli Cię ugryzie to wystarczy szybka wizyta u panny Moonlight, a po zębach nie będzie śladu. - poinformował Ślizgona, tak samo jak innym pomagając mu przygotować psidwaka do spaceru. Shenae znalazła już sobie pomoc, więc przeszedł płynnie do Nadisha, a potem kolejno do Louisy, Tavii, Ambroge’a oraz Mii, darując sobie pomoc Julii, skoro najwyraźniej zgłosiła się o pomoc do kolegi. Kiedy wszyscy byli już przygotowani do wymarszu, Withman klasnął krótko w dłonie, zwracając tym samym na siebie uwagę wszystkich psów (chociaż raczej wolał, aby to uczniowie go słuchali). - Teraz czeka nas krótka przechadzka. Każdy z was weźmie swojego psidwaka na spacer po okolicy i spędzi z nim kilkanaście minut. Postarajcie się dobrze bawić i nie narobić kłopotów. Starajcie się nauczyć go chodzenia przy nodze za pomocą odpowiednich ruchów smyczą i to w sumie wszystko. Widzimy się tutaj za kwadrans.
Kostka - posłuszeństwo Rzuć jedną kostką, aby sprawdzić jakie nastawienie miał Twój psidwak do spaceru po błoniach. Tą kością rzucają wyłącznie Ci, którym nie powiodło się zakładanie obroży. Reszta może przyjąć, że ich psidwaki zachowują się tak jak te z kostki parzystej. Parzysta - okazuje się, że teraz, gdy psidwak ma już założoną obrożę i smycz, jest bardzo chętny do spaceru, nawet jeśli wcześniej w ogóle na to nie wskazywało. Na słowo „spacer” strzyże zaciekawiony uszami i napiera na smycz, chcąc już pociągnąć Cię na błonia. Nieparzysta - przyznaj się szczerze sam przed sobą, spodziewałeś się tego, prawda? Wcześniejszy brak powodzenia w przygotowaniu psidwaka zwiastował kłopoty, z którymi musisz zmierzyć się właśnie teraz. Zwierzak absolutnie nie ma ochoty ruszyć się z miejsca, a Ty zaczynasz być coraz bardziej poirytowany brakiem współpracy. Z lekką pomocą Withmana udaje Ci się wyruszyć na spacer, jednak spodziewasz się już, że nie będzie to proste. Odejmujesz jedno oczko od wyniku kostki - spacer.
Kostka - spacer Rzuć kością, aby sprawdzić jak minęło Ci te piętnaście minut spaceru z psidwakiem. Jeśli masz powyżej 10p z opieki nad magicznymi stworzeniami, możesz od razu przyjąć najlepszy scenariusz, nawet jeśli nie powiodło Ci się zakładanie obroży. 1 i 2- Twój spacer z psidwakiem można bez problemu podsumować słowami „zupełna porażka”. Niepokorny dwuogonowy pies za żadne skarby nie chce kierować się ruchami smyczy, jakie pozorujesz, więc powrót do kamiennego kręgu jest dla Ciebie naprawdę ciężką orką. Ciągnie bardzo silnie i w wyjątkowo nieprzewidywalnych momentach, dlatego parę razy zapewne stracisz równowagę lub nawet się przewrócisz, boleśnie tłukąc sobie kolana czy inne części ciała. 3 i 4 - spacer z psidwakiem idzie Ci dwojako. Z jednej strony potrafisz powstrzymać go przed gonieniem ptaków i próbami lizania Cię po uszach, ale z drugiej to on prowadzi Ciebie, a nie Ty jego. Nakłonienie go do powrotu do kamiennego kręgu kosztowało Cię nie tylko dużo wysiłków, ale także sporo nerwów. 5 i 6 - zdecydowanie masz do tego dryg lub po prostu trafiłeś na wyjątkowo spokojną jednostkę. Twój psidwak jest jednym z grzeczniejszych, które spokojnie idą tuż przy Twojej nodze, pozwalając się kierować gdziekolwiek tylko zechcesz. Powrót do kręgu idzie Ci bardzo sprawnie i z całą pewnością można stwierdzić, że jesteś jednym z tych, którzy najlepiej wykonali zadanie.
Psidwa nagle, niespodziewanie klapnął na ziemię, odmawiając współpracy. Zaplatanie smyczy wokół ręki jednak nie było takim genialnym pomysłem skoro w kilka sekund później w niekontrolowanym odruchu klęknęła na ziemi przed snem, patrząc mu pewnie w oczy. Wyraźnie był bardzo oporny. — Słuchaj, ty chcesz się na pewno przejść, a ja chcę skończyć tą farsę. Win/win, więc co ty na to, żeby ruszyć ten Twój dumny tyłek? Gadanie ze zwierzakiem to chyba była pierwsza oznaka jej szaleństwa. Na chwilę rozproszyła swoją uwagę, zerkając na Julkę. Jakiekolwiek wyjście dzisiaj poza mury Hogwartu najlepiej to chyba był całkiem sensowny pomysł. — Jesteśmy umówione, Heikkonen! — zawołała w końcu w momencie, w którym psidwak szarpnął ją przed siebie. Ruszyła za nim, oglądając się za jego dyndającym ogonem, poganiającym jeden drugiego. Ciągnęły się za nim nie tylko te dwa odwłoki, ale także D'Angelo bezwładnie poruszająca się na smyczy. To ona wyprowadzała jego, czy on ją? Nie była pewna. Jakkolwiek to nie miało wyglądać, była zadowolona kiedy w końcu z ulgą dotarła do kręgu. Albo raczej psidwak dotarł, bo była zdana na jego łaskę.
Kostka - posluszenstwo:NIEPARZYSTA Kostka - spacer: 5 Jak poszedl spacer?:ŚREDNIO
Tavia z ogromną ulgą przyjęła pomoc nauczyciela przy swoim wyjątkowo kapryśnym zwierzaku, który teraz, kiedy już poniekąd siłą wciśnięto mu obrożę na szyję, zdawał się szaleć jeszcze bardziej. Podziękowała Whitmanowi, choć nie miała jakiegoś wybitnego do tego powodu, a chwilę potem załamała ręce, usłyszawszy treść następnego zadania. Westchnęła ciężko, spoglądając jeszcze błagalnie w niebo, aby po jakimś czasie przenieść zdecydowane, nieznoszące sprzeciwu spojrzenie na psidwaka. Ten, rzecz jasna, obdarzył ją niemal identycznym wzrokiem. - Idziemy. Na. Spacer. I ma ci się skurczybyku podobać! - rozkazała, choć do zwierzaka zdawało się wcale nie docierać. Przewróciła więc oczyma i ruszyła przed siebie, ale po kilku krokach została niemal pociągnięta wstecz. Nienawidziła ludzi znęcających się nad zwierzętami, ale tak samo nienawidziła zwierząt pastwiących się nad ludźmi. Zaczęła mówić do opornego buntownika wiele różnych rzeczy, od błagań przechodząc do gróźb, z gróźb z powrotem do błagań, aż wreszcie litościwy profesor Ralph wspomógł ją jakimś superkowym sposobem. Rozpoczęto podróż. - No żesz... a myślałam, że to moje trzy pytony będą problematyczne! - skomentowała kolejne opory, których wszyscy się już pewnie spodziewali. Nie miała jednak zamiaru dać się porobić jakiemuś losowemu psidwakowi. Zawinęła więc smycz wokół obu dłoni, założyła ją za ramię i niczym mugolski święty Mikołaj z wielkim worem na plecach, zaczęła się siłować z miniaturową bestią. Parę razy była niesamowicie bliska zaliczenia bliższego spotkania z podłożem. Przeklęty psidwak.
Kostka - posluszenstwo:NIEPARZYSTA Kostka - spacer: 2 (3 - 1 za nieparzystą) Jak poszedl spacer?:ŹLE
Wieczka z psidwakiem zdawała się stawać coraz bardziej problematyczna. Rience nie liczył na to, że w jakikolwiek sposób uda mu się przymusić tego małego gada do współpracy. Zdecydowanie już rozumiał, dlaczego nigdy nie decydował się na posiadanie zwierzaka, nawet jeśli miałby to być jedynie puszek pigmejski. W tej kwestii musiał przyznać jedno Shenae - ona chociaż jakoś się nim zajęła. Patrząc na swoje własne wysiłki nie spodziewał się, że uda mu się ukończyć ten spacer pomyślnie. Withman pomógł mu założyć obrożę temu małemu diabłu, ale to wcale nie sprawiło, że Hargreaves poczuł się jakoś lepiej z tym zadaniem. Wziął smycz i z prawdziwą miną cierpiętnika obejrzał swojego zwierzaka. Wydawał się być podejrzanie spokojny, dlatego półwil już od początku zakładał katastrofę. Okazało się, że zupełnie niepotrzebnie. Spacer tak zaciekawił psidwaka, że opóźnianie wycieczki na błonia dość szybko stało się niewykonalne. Przejście się pomiędzy drzewami z psim towarzyszem na pewno będzie przez blondyna miło wspominane. Mimo początkowej niechęci, psidwak okazał się być grzecznym towarzyszem spaceru, dlatego, gdy przyszedł czas na powrót do Ralpha, chłopak zdawał się być nieco zawiedziony, że te piętnaście minut minęło tak szybko. Może kiedyś to powtórzą?
Kostka - posluszenstwo:PARZYSTA Kostka - spacer: 6 Jak poszedl spacer?:DOBRZE
Rasheed Sharker
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 191cm
C. szczególne : Wysoki wzrost, blizny: trzy linie oplatające jego prawą dłoń
Zdaje się, że Rekin powinien nauczyć Julię jak dobiera się znajomych na lekcji. Zanim zdążył zająć się jej psem lub w ogóle coś jej odpowiedzieć, do rozmowy musiała wciąć się D’Angelo, a Heikkonen wcale nie zdawała się być z tego faktu niezadowolona. Starając się nie patrzeć na Krukonkę, Rasheed po prostu założył smycz temu potworowi, jakim miał zając się tygrysek i zwyczajnie odwrócił się do nich plecami, nie mając najmniejszego zamiaru oglądać tego pokazu… no właśnie, czego? Zaznajamiania się lub czegoś innego, równie nieciekawego. Nie wnikał więc, postanawiając w całości skupić się na wykonywaniu zadania, jakie postawił przed nimi Withman. Zdaje się, że nie musiał specjalnie się starać, aby zjednać sobie zwierzęta. Zadziwiające było to jak dobrze zaczynało mu się powodzić, gdy w grę wreszcie przestawały wchodzić konie. Pegazy, hipogryfy i lodowe konie już mu bokiem wychodziły. Piętnaście minut minęło mu tak szybko, że nawet nie zdążył mrugnąć, a psidwak jak był grzeczny tak był nadal. Łatwizna.
Kostka - posluszenstwo:NIE DOTYCZY Kostka - spacer: nie muszę rzucać Jak poszedl spacer?:DOBRZE
Cordelia nie spodziewała się problemów. Jeśli chodziło o opiekę nad magicznymi stworzeniami to zdecydowanie czuła się w niej wystarczająco dobrze, aby nie musieć specjalnie zastanawiać się nad swoimi poczynaniami. Dobra ręka do zwierząt przydawała się częściej niż czarodzieje mogli przypuszczać, a szkoda… Chociaż może nie szkoda. Z takim ich podejściem, Delia miała o stokroć większe szanse na objęcie dobrze płatnej, ciepłej posady gdzieś w Ministerstwie. Jeśli nie Brytyjskim to przecież żadna szkoda. Bycie Rumunką z dobrego domu otwierało o wiele więcej drzwi niż mogłoby się przypuszczać, zwłaszcza w jej rodzimym kraju. Pojawienie się Ettore, Nashword powitała z lekkim uśmiechem i zabawnym, „dworskim” dygnięciem. - To są dopiero fajni towarzysze. - potwierdziła, gładząc swego psidwaka między uszami i jednocześnie przyglądając się chłopakowi. - Robiłeś już to kiedyś? Całkiem nieźle Ci poszło, zwłaszcza na tle innych. Ostatnie słowo wypowiedziała w taki sposób, jakby Ci wszyscy nieudacznicy, którym się nie powiodło nie zasłużyli nawet na współczucie im ignorancji. Na moment spojrzała gdzieś ponad ramieniem Ettore, najpewniej szukając wzrokiem jego brata. - Twojemu klonowi też nieźle poszło. To chyba rodzinne. - zażartowała i wyciągnęła dłoń w stronę Gryfona. - Może przejdziemy się razem?
Kostka - posluszenstwo:NIE DOTYCZY Kostka - spacer: nie muszę rzucać Jak poszedl spacer?:DOBRZE