Tuż przy wiszącym moście znajduje się to niezwykłe miejsce. Nikt nie wie kto, kiedy i po co ustawił tutaj te kamienie. Możliwie, że były jeszcze nim zbudowano Hogwart. Każdy kto usiądzie w środku, zamknie oczy i w zupełne ciszy wsłuchiwać się będzie w otaczające odgłosy ma szanse usłyszeć ciche szepty zamieszkujących to miejsce duchów.
Hanna westchnęła cicho. Gruby sweter jaki miała na sobie nie dawał jej dostatecznego ciepła. Może to przez cienkie leginsy jakie przykrywał tylko do połowy. Ruszyła w stronę jednego z kamieni. Oparła się o niego i z zamkniętymi oczami zjechała w dół. Ukucnęła nadal opierając się o niego. Zignorowała fakt, że nogi powoli zaczęły jej drętwieć. Teraz niewiele ją to obchodziła. Nagle uświadomiła sobie, że tak dawno nie miała okazji widzieć się z Cass. Ostatnio często się mijają. Westchnęła cicho i odgarnęła rude włosy z twarzy.
Nie mogła spać, przez co też postanowiła wyrwać się na poranny, wiosenny spacer na błonia. Wyszła w swoim ulubionym, czarnym płaszczu i oczywiście trampkach. Zbliżając się do kamiennego kręgu zobaczyła, że ktoś już tam jest. Westchnęła i tak nie miała co robić, więc podeszła bliżej. - Hej - odparła do ślizgonki siadając na jednym z kamieni. Na chwilę przymknęła oczy, kiedy wiatr zaczął się wzmagać.
Uchyliła oczy chcąc dojrzeć kto taki jest źródłem głosu, który przed chwilą usłyszała. Spostrzegła dziewczynę o ciemnym ubarwieniu włosów, o ile Hanna się nie myliła była ona puchonką. Uśmiechnęła się radośnie na myśl o Hufflepuff, dom Cassandry. - Hej. - Odpowiedziała jej cichym lecz zdecydowanym głosem. - Poranny spacer ? Tak dawno z nikim nie rozmawiała, że możliwość nawiązania konwersacji stała się dla niej wręcz zbawienna. Wiatr uderzył ją w twarz z niezwykłą brutnalnością, przez co z jej oczu popłynęły łzy. Przechadzały się po jej policzkach, po czym opadły i zgubiły się w jej swetrze. Otarła miejsca pod oczami i oblizała wysuszone wargi koniuszkiem języka.
Odgarnęła niesforne kosmki rudych włosów za ucho i otworzyła oczy. - Można tak powiedzieć... Ciągle krzyczeli w Pokoju Wspólnym, przez co nie mogłam spać.- pokręciła głową marszcząc czoło. Jak ona nie lubiła, gdy ją ktoś budził ze snu, zwykle była rozdrażniona, dlatego wybrała się na spacer. Dzisiaj przeszło jej wyjątkowo szybko. - Już chcę lato - powiedziała i uśmiechnęła się szeroko myśląc o tej porze roku. Zakręciła się niespokojnie na kamieniu i poprawiła swój płaszcz tak, aby nie wiało jej w szyję.
- Krzyczeli ? U nas ciągle się kłócą. - Stwierdziła krzywiąc się delikatnie. Ciągłe kłótnie były dla niej męczące czasami tak bardzo, że nie mogła ich wytrzymać. Kiedyś spędzała tam więcej czasu niż obecnie. Ten ciągły hałas wykańczał ją, dlatego tak często uciekała na błonia. Tu było spokojnie, niezależnie od pory roku. No chyba, że latem nad jeziorem hałas był nie do wytrzymania. - Też bym chciała lato. Uwielbiam słońce i ciepło. - Stwierdziła uśmiechając się delikatnie. - Choć wiatr też jest przyjemny. Przymknęła powieki i delektowała się uczuciem delikatnego chłodu na jej twarzy. Otworzyła je leniwie i obserwowała jak powiewy wiatru bawią się jej kosmykami włosów, które dziś pozostawiła rozpuszczone.
Założyła teatralnie nogę na nogę unosząc brew. - Nie myśl czasem, że mam jakiś stereotyp dotyczący ślizgonów, ale... - tu urwała, po minucie otworzyła usta, by znowu coś powiedzieć - Myślałam, że ślizgonom to nie przeszkadza - ścisnęła usta, które utworzyły się w prostą linię. Wyszczerzyła się do dziewczyny. - To tak jak ja... Uwielbiam wiatr - dodała znów mrużąc oczy, gdy wiatr buchnął w jej twarz. Opuściła brew i oparła się dłońmi za sobą, na kamieniu. Zaczęła coś nucić pod nosem, sama do końca nie wiedząc co.
Przez chwilę jej słowa do niej nie docierały lecz po chwili z jej ust wydał się głośny dźwięk. Zaśmiała się głośno. Jej głos zabrzmiał melodycznie i spojrzała na dziewczynę. - Jak widać nie wszystkim. - Stwierdziła wzruszając ramionami. - Mnie tylko to irytuje, czasami wręcz mam ochotę wynieść się stamtąd. Założyła kosmyk włosów za ucho. - Ładnie śpiewasz. - Stwierdziła słysząc jej cichy, ale piękny głos. Słyszała tylko pojedyncze wersy, ponieważ ledwo mogła dosłyszeć co śpiewa. Robiła to tak cicho. Chwyciła w dłoń kosym włosów i bawiła się nim przez krótką chwilę.
Kiedy wspomniała o jej śpiewie parsknęła głośnym śpiewem. - Ja ? Śpiewać ? Brzmi to jak jeżdżenie paznokciami o tablicę - usiadła na brzegu kamienia. Jak zwykle żałowała, że zaczęła śpiewać. Teraz czuła się zdezorientowana, nie wiedziała w końcu jaki ma głos. Jedni twierdzili, że piękny, drudzy, że powinna się chować z nim. Westchnęła cicho przypominając sobie moment kiedy była nad jeziorem i spotkała ślizgona. Z reguły nie odnosili się do niej miło, co nie było dla niej dziwne. - Lepiej gram, niż śpiewam - odparła kładąc dłonie na trawie. Przejechała po nich delikatnie i krótko opuszkami palców.
- Śpiewasz też dobrze. - Stwierdziła, uśmiechając się delikatnie. Jej oczy nadal pozostawały zamknięte i usta delikatnie rozchylone tak, że wiatr sam się do nich pchał. - Grasz na czymś ? - Zapytała unosząc brwi w górę. - Kiedyś chciałam grać na perkusji, jednak to był zły pomysł. Mam słomiany zapał. U Hanny wszystko, co ją interesowało przemijało wraz z wysiłkiem jaki przychodził gdy trzeba było wykonać owe hobby. Rudowłosa nic jednak nie mogła na to poradzić, lenistwo jakie się w niej kształtowało od dziecka było silniejsze od niej. Wzruszyła ramionami, kiedy w jej głowie odezwał się cichy głosik oznajmiający, że ta cecha niedługo zrujnuje jej życie.
Położyła się plecami na kamieniu patrząc na dziewczynę "na odwrót". - A tak w ogóle... Zagadałyśmy się - pokazała jej język jednocześnie uśmiechając się do niej - jestem Christine Davis. Usiosła delikatnie głowę i odwróciła się. - Ja kiedyś grałam na pianinie - odparła kładąc łokcie na kamieniu, jednocześnie opierając dłońmi głowę - jednak nie był to instrument dla mnie... Wolę gitarę - wyszczerzyła się i uniosła dłonie, tak, jakby grała na gitarze. Zaśmiała się perliście w jej stronę. - Perkusja ? No co ty, jak się czegoś chce to nie ma rzeczy, która by Cię powstrzymała. Właśnie tak odkryłam,że pianino nie jest dla mnie. Jak się nauczysz grać to daj znać - mrugnęła do niej prawym okiem.
Zaśmiała się cicho. - Jestem Hanna Glau. - Przedstawiła się dziewczynie i wyciągnęła do niej rękę. Uścisnęła ją delikatnie i cofnęła ją chowając ją w kieszeni swojego grubego swetra, który swoją drogą zaczął dawać jej ciepło. - Gitara to świetny instrument, ale nie dla mnie. - Stwierdziła, uśmiechając się delikatnie. - Musisz mi kiedyś zagrać. - To się raczej nie zdarzy. Marzenia o zostaniu muzykiem, zostawiłam już dawno za sobą. - Stwierdziła, śmiejąc się perliście.
Odwzajemniła uścisk i przeniosła wzrok na niebo. - Miło mi - powiedziała marszcząc śmiesznie nos - hmmm... Może kiedyś złapiesz mnie nad jeziorem jak gram. Ostatnio często tam przebywam - zachęciła ją. Spojrzała na jej płomiennie rude włosy, które rozwiewał wiatr. - Czemu ? -zapytała z nutą ciekawości w głosie. Czuła, że chciała znów usiąść w ciepłym zamku. Wiatr robił się powoli natrętny.
- Uwielbiam przesiadywać nad jeziorem, więc na pewno się spotkamy. - Powiedziała rozkoszując się słońcem, które w tym momencie wyjrzało za chmury i przyjemnym ciepłem pieściło jej twarz. To cudowne, że mimo iż całkiem straciła nadzieję na przyjście wiosny, ona objawiała się jej w tak małych ale pięknych szczegółach. - Przeszło mi. Szybko się nudzę nowymi doświadczeniami. Dlatego nie mam konkretnego hobby, są tylko te przejściowe, niestety niezbyt trwałe. - Wzruszyła delikatnie ramionami. Jedyne co ją interesowało od zawsze to czarna magia, dziedzina którą niestety mogła poznać tylko teoretycznie. W końcu praktykowanie jej było niebezpieczne. I zakazane.
Dobrze wiedziała o czym mówi Hanna, też często odkładała swoje "hobby" na bok. - Też tak miałam, jednak on gitary wcale nie mogę się odgonić, to coś w rodzaju nałogu, im więcej grasz, tym bardziej jesteś uzależniona- odparła wzruszając ramionami. Wstała i usiadła pod kamieniem podciągając kolana pod brodę. Z kieszeni spodni wyciągnęła gumkę do włosów i związała je jednym, szybkim ruchem. Pojedyncze kosmki porywał wiatr, po chwili jednak się uspokoił.
Zaśmiała się słysząc jej porównanie. - Nie uważasz, że to dziwne ? - Zapytała unosząc brew w górę. - Dla każdego inna rzecz lub zajęcie może stać się czymś w rodzaju uzależniania. Uśmiechnęła się blado. Od jakiegoś czasu coraz częściej zbierało się jej na głębsze przemyślenia. Zazwyczaj odpychała takie myśli na bok ciesząc się życiem. A teraz siedząc pod drzewem lub w innym miejscu rozmyślała o życiu, co nie znaczy, że na rozmyśleniach się skończyło. Ostatnio zainteresowała ją jej przyszłość. Często siedziała w dormitorium i wgłębiała się w lekturę o magicznych zawodach. Może niedługo znajdzie odpowiedni dla siebie.
Wstała z trawy, ręką przeczesując swoje rude włosy. - Wiesz, jednak nie wierzę, że Cię nic nie interesuje - dodała po chwili. Otrzepała spodnie z ziemi i podeszła do dziewczyny wolnym krokiem. - Niestety muszę już iść. Rozmowę należałoby dokończyć, ale kiedy indziej. Na razie - rzuciła do niej uśmiechając się perliście. Ruszyła w stronę zamku myśląc o szkole, już tak dawno nie była na zajęciach... Wzruszyła ramionami obiecując sobie, że nareszcie się na jakiś pojawi.
- Na razie. - Mruknęła do swojej rozmówczyni i odchyliła głowę do tyłu, rozkoszując się słońcem, które nadal wyglądało za chmury. Na szczęście pogoda ta była dla Hanny niemal zbawienia, bo od początku zimy tęskniła za ciepłem i swoimi krótkimi spodenkami, które zakładała w każdy dzień wiosny.
Nim zdążył zaprotestować był już na błoniach w kręgu. Czasami bywał tutaj, ale tylko wtedy kiedy chciał pomyśleć. - Dlaczego tutaj mnie przyprowadziłaś? - usiadł na jednym z kamieni i wystawił twarzy w stronę słońca. - Mogliśmy wejść po drodze do kuchni po coś do jedzenia.Głodny jestem - pomasował się po brzuchu.
Wywróciła oczami śmiejąc się pod nosem. No tak, też myślała o kuchni, ale szkoda byłoby marnować tak piękną pogodę na siedzenie w zamku. - Wprawdzie mogliśmy pójść nad jezioro, bo pogoda jest dzisiaj obiecująca - zamyśliła się, podnosząc i opuszczając brwi, co musiało wyglądać dość śmiesznie. Usiadła na kamieniu, na przeciwko Princa i obejrzała swoje dłonie, które były umazane z farby. - Nie wiem, po co marnować taką pogodę ? - zapytała wskazując na słońce, które mocno ogrzewało ich twarze. Chwilę potem stała na kamieniu próbując przeskoczyć na drugi. No tak, wreszcie pojawił się entuzjazm, mogła powiedzieć, że przy Princu czuła, że nie musi kryć się ze swoim prawdziwym, roztrzepanym charakterem.
- Eeee tam nad jeziorem pewnie nie ma nawet miejsca żeby usiąść, zawsze tak jest kiedy wyjdzie pierwsze słońce. Ale już niedługo większość się tym znudzi - klasnął w dłonie i zaśmiał się. - Ale to by zajęło tylko chwilkę. A teraz na pewno umrę z głodu. - uśmiechnął się do Christine i stanął na kamieniu. Podobnie jak ona starał się przeskoczyć na drugi, nie udało mu się to jednak, źle stanął i ześlizgnął się z niego lądując na ziemi. - Lepiej uważaj! - krzyknął do niej i powoli wstał. - Chyba nie chcesz podzielić mojego losu?
- Biedaczysko, teraz będziesz mi głodować - powiedziała, dostosowując swój głos, by zabrzmiał jak pełen troski. Wywróciła teatralnie oczami, a zaraz potem usłyszała huk. Kiedy zorientowała się, że ktoś ześlizgnął się z kamienia odwróciła głowę w stronę zamieszania patrząc na leżącego Princa. Nie mogąc się powstrzymać wybuchnęła śmiechem i sama przez przypadek potknęła się przy kolejnym postawionym przez nią kroku. Wylądowała na lewym policzku, który momentalnie zaczął mocno ją boleć. Zaklęła pod nosem i usiadła opierając się o kamień krzywiąc się nieco. - Na gacie Merlina ! Za późno - mruknęła łapiąc się za policzek - karać mnie za śmiech... Nie ładnie.
Javier: Dość niedaleko siebie usłyszał czyjąś rozmowę, podniósł głowę i niemal od razu się skrzywił. - Chris, cóż za spotkanie - uśmiechnął się do niej złośliwie i spojrzał na chłopaka, który leżał na ziemi. - Właśnie utwierdziłeś mnie w przekonaniu, że puchoni są beznadziejni. - rzucił przed siebie, chowając swoje rzeczy do torby. - Zresztą robicie to na każdym kroku - mruknął, wstając z miejsca. Spojrzał wymownie na dziewczynę, która zaraz za swoim kolegą wylądowała na kamieniu. - No właśnie - machnął na nią ręką. Przeciągnął się i zaczął iść przed siebie. Najwyraźniej nie odpowiadało mu to ‘towarzystwo’.
- No i masz za swoje - zaśmiał się przyjaźnie, ale zaraz podbiegł do niej. - Zaraz będziesz spuchnięta, nie nauczyli, że nie można policzkiem lądować na kamieniu? - dopiero teraz doszedł go głos chłopaka, odwrócił się w jego kierunku i o mało nie wyśmiał go. Wyglądał tak zniewieściale, że nie trudno by mu było pomylić go z dziewczyną. - Nie przejmuj się nim - szepnął do Christine - Powinnaś przyłożyć jakiś lód czy coś zimnego do policzka.
Od razu poznała głos Javiera, którego zwyczajnie zignorowała. Obrzuciła go zimnym spojrzeniem. Zaraz przeniosła spojrzenie na Princa uśmiechając się delikatnie. - No właśnie nie nauczyli, jest to poważny brak w mojej wiedzy - zauważyła ciągle się chichrając. Chwilowo się cieszyła, że nie wylądowała na nosie, bo z pewnością byłby już złamany. - Ale skąd ja teraz lód wytrzasnę ? -zapytała rozglądając się dookoła, jakby tak szukała odpowiedzi. Machnęła ręką na jego słowa o ślizgonie, nie miała zamiaru psuć sobie dzisiaj humoru.
Zaśmiał się razem z nią. Spojrzał jeszcze na plecy odchodzącego chłopaka, z tego co zdążył zauważyć nie pałali do siebie miłością. - Chyba nie przepadacie za sobą? - spytał - A co do Twojej wiedzy, musisz szybko uzupełnić takie podstawowe braki dla swojego własnego bezpieczeństwa - starał się mówić poważnie, ale z każdym słowem zdradzał go powiększający się uśmiech. Nie lubił tego, że nie umiał zapanować nad własną twarzą. Niektórzy umieli zachować powagę, czy przybrać minę nieadekwatną do wypowiedzianych słów. On miał z tym duży problem. - To coś zimnego! Skąd mam wiedzieć. Wiem! - uśmiechnął się do niej i wyciągnął z kieszeni chusteczkę - Aquamenti - skierował różdżkę na nią i wycisnął mocno. - O jest trochę wilgotna ale i zimna - powiedział przykładając jej chusteczkę do policzka. - Może pomoże.
Beznamiętnie pokiwała mu głową w odpowiedzi. - Mówi do mnie...Chris - gdy powiedziała zdrobnienie, które wymyślił Javier skrzywiła się. Miała kiedyś kolegę o takim imieniu, za którym nie bardzo przepadała, nawet zdarzyło jej się rzucić na niego urok, przez który rosły przednie zęby. No cóż... Nie odzywał się do niej od tamtej pory. Christine zauważyła, że gdy mówi sili się na poważną minę. - Śmiej się ! Ja tu konam, umieram, podczas gdy chłopak z którym malowałam pokój wspólny się ze mnie wyśmiewa - odparła i zrobiła poważną miną, Christy zawsze była dobrą aktorką. Uśmiechnęła się kącikowo, gdy chłopak przyłożył do jej policzka mokrą chusteczkę - Ał - mruknęła, gdy poczuła kolejną, niemiłą falę bólu - póki co, nie pomaga... Zmarszczyła czoło patrząc na odchodzącego ślizgona, którego już po chwili nie było widać.