Wspaniale rozgałęzione drzewo rzucające przyjemny cień na znajdujące się pod nim osoby. Dzięki licznym gałęziom idealne do wspinania i przesiadywania na grubych konarach, rozmawiania z przyjaciółmi lub po prostu odpoczywania po mniej lub bardziej ciężkim dniu. Można znaleźć pod nimi duże żołędzie, idealne do prac plastycznych bądź rzucania w innych. Na jesień mieni się wspaniałą czerwienią i brązem, wiosną zaś można nacieszyć oko soczystą zielenią.
Mimo, że było już ciemno, a przede wszystkim zimno, Bell postanowiła się przejść. Nie miała ochoty siedzieć w pokoju wspólnym i odrabiać lekcje, które co prawda były... Szczególnie męczyły ją te z Wróżbiarstwa za które wyjątkowo bardzo nie chciała się brać. Wypuszczała powietrze z ust, patrząc ciepłe powietrze ulatuje ku górze. Niebo było tak zachmurzone, że ani jedna gwiazda, a co dopiero Księżyc, nie oświetlała błoni. Doszła tak aż do Wielkiego Dębu, wpatrując się ciągle w ciemność przed sobą. W pewnym momencie potknęła się o coś i wylądowała na mokrej trawie. Czyżby ktoś wpadł na taki sam pomysł jak ona? Nie myśląc wiele, wyciągnęła różdżkę i zaklęciem "Lumos" zapaliła małe światełko. - Och, sorry... Jest tak ciemno, że cię nie zauważyłam - powiedziała cicho, jakby nie chcąc zakłócać ciszy.
Blair Edwards: Podrapała się po głowie, gdy spotkała się z czyimś kolanem. - Ymm... w porządku. - dodała równie cicho. Atmosfera była tak charakterystyczna, że nie chciała jej zakłócać.
Bell: - Mhm.. - mruknęła tylko i szybko zgasiła różdżkę. Schowała ją do kieszeni. Było jej trochę głupio, że od razu tak zareagowała, jakby pod drzewem siedział co najmniej wilkołak. Ale ostatnio ataki ustały, więc raczej nie było czego się bać. Usiadła tuż pod drzewem, opierając się pień, który o dziwo był suchy. Zastanawiała się kim może być ta dziewczyna. Z tego co zdążyła dostrzec w świetle różdżki, jeszcze jej nie znała.
Usłyszałem kroki, a następnie szepty dwóch dziewczyn. Byłem niemal pewny, że mnie nie zauważyły. W pierwszym odruchu chciałem pozostać tam, gdzie jestem i nic nie robić, ale potem coś mnie podkusiło. Odrzuciłem jednak od siebie tą myśl i czekałem na rozwój wypadków.
Usłyszała szelest niemalże obok siebie. W pierwszym odruchu, chciała zapalić różdżkę i sprawdzić co to jest, ale powstrzymała się. Wyszłoby, że wszystkiego się nie boi, a przecież tak nie było. Prawda? Nie miała jednak zamiaru siedzieć, jak gdyby nic nie usłyszała. Podniosła się na kolana i odwróciła w stronę miejsca z którego wcześniej dobiegł hałas. Wyciągnęła przed siebie rękę, próbując złapać coś lub kogoś, kto mógł tam być. Pustka. Spróbowała jeszcze raz, tym razem trochę dalej. Włosy. Cofnęła szybko rękę. Czyli się nie myliła. I to był ktoś.
Blair: Blair podeszła do dziewczyny i również wbiła wzrok w mrok. - Tam chyba ktoś siedzi. - powiedziała po chwili milczenia. - A tak przy okazji, jestem Blair. - wyciągnęła w jej stronę rękę i uśmiechnęła się.
Bell: - Zdążyłam się zorientować, jednak jak dowiedzieć się kto to, bez zapalania różdżki? - irytowało ją, że ta osoba bawiła się w chowanego. Ale mogła zrobić to samo. Ponieważ było zupełnie ciemno, nie mogła zauważyć ręki Blair. - Potem - szepnęła i dotknęła pnia, próbując znaleźć jakąś gałąź. Gdy jej się to udało, z niemałym wysiłkiem wciągnęła się na górę. - Chodź do mnie.
Przechadzając się bes sensu po Hogwarcie trafiłam na błonia. Szłam jeszcze przez dłuższą chwilę. Zauważyłam z oddali DUże drzewe. Skierowałam się jego stronę. Gdy znalazłam się tuż obok niego usiadłam pod nim. Zamknęłam oczy i zaczęłam myśleć.
Słysząc, że ktoś nadchodzi od strony zamku, zeskoczyła na ziemię. Siedziała na drzewie już tak długo, że zaczęło świtać, a i Blair i ten ktoś najwyraźniej usnęli. Krukonka! - już z daleka ujrzała jej szatę. Zajrzała za drzewo, chcąc zobaczyć kto tam siedział. No tak, Ślizgon. Może się bał? Zaśmiała się na tą myśl. Wszystkiego można się było spodziewać. - Cześć. Ty jesteś Ailla, z ostatniej klasy, prawda? - uśmiechnęła się do dziewczyny.
Słysząc czyjś głos nieco się przestraszyłam. Otworzyłam powoli oczy chcąc sprawdzić kto to jest i odpowiedzieć mu na pytanie. -Tak jestem Ailla z ostatniej klasy- uśmiechnęłąm się- a ty jesteś Bell z szóstej klasy?- zapytałam. Wstałam z ziemi.W sumie jak mogłam jej nie znać. Nie dość, że byłą w moim domu to jeszcze była prefektem naczelnym.
- Prawie zgadlas… Bo jestem z piatej klasy, nie z szostej, mimo, ze cztery dni wczesniej i bylabym rok wyzej. Widze, ze jestes nastepna milosniczka spacerow po sniegu. Tamci wprawdzie przestali sie odzywac… - wskazala ruchem glowy Blair i Slizgona. A moze zamarzli?, przeszlo jej przez mysl. W takim wypadku trzeba bylo od razu dzialac, na przyklad oblac goraca woda… - Myslisz, ze oni sie dpbrze czuja? – spytala Krukonke.
- taak uwielbiam spacery- rozmarzyłam się- nie wiem czemu, ale zima to moja ulubiona pora roku uśmiechnęłam się i spojrzałam na ślizgona. - raczej wątpie, ze się dobrze czyją- podeszłam i zaczęłam macać bladą osobę po policzku.- On jest zimny i blady. Może trzeba coś zrobić?- zapytałam Bell - czemu byłaś w klasie wyżej a potem poszłaś do niższej?
- Em... Źle zrozumiałaś, chyba. Mam urodziny czwartego września, więc wystarczyło, że urodziłabym się cztery dni wcześniej, czyli trzydziestego pierwszego sierpnia i już byłabym w szóstej klasie. Jednak cieszę się, że jest tak jak jest, bo mam więc przed sobą. Wprawdzie czas samej nauki zawsze jest taki sam... przynajmniej w większości przypadków - dodała z uśmiechem. - Ale i tak...
- Em... Źle zrozumiałaś, chyba. Mam urodziny czwartego września, więc wystarczyło, że urodziłabym się cztery dni wcześniej, czyli trzydziestego pierwszego sierpnia i już byłabym w szóstej klasie. Jednak cieszę się, że jest tak jak jest, bo mam więc przed sobą. Wprawdzie czas samej nauki zawsze jest taki sam... przynajmniej w większości przypadków - dodała z uśmiechem. - Ale i tak...
- Dokładnie. Jak widzisz, zaledwie dwa dni mogą zmienić bardzo wiele... Nie smutno ci trochę, że już w tym roku kończysz szkołę? Mimo, że za mną już ponad połowa nauki, nadal nie mogę sobie wyobrazić, że miałabym kiedyś stąd odejść i już nie wrócić. No chyba, że jako nauczyciel... Jednak nie widzę siebie w tej roli.
- W sumie jest mi bardzo smutno- westchnęłąm głośno- Bardzo mi się tu spodobało. I żałuję, że nie urodziłąm się tego 1 września. Już przezwycziłam się do tego stylu życia i do tych codzienności- wzruszyłam się- Zawsze coś się działo. Nigdy nie było nudy, tyle tajemnic i magicznych rzeczy. No ale cóż... zawsze coś się kończy.
- Jest pewien sposób. Możesz spróbować nie zdać... Chociaż mam wrażenie, że zbyt wesoło potem nie będzie, jednak czego się nie robi, żeby przedłużyć bycie uczniem. Usiadł pod drzewem, tak jak wcześniej opierając się o pień. - Wiesz już co chcesz robić potem?
William zamrugał kilka razy, wyrywając się z zamyślenia. Siedział tu tak długo, że stracił poczucie czasu. - Jeszcze żyję. - prawie burknął, podnosząc się spod drzewa. Spojrzał na dziewczyny. - William Blaces, przy okazji. - dodał już milszym tonem.
Odwróciła się gwałtownie, słysząc za sobą głos. Zdążyła już zapomnieć, że ktokolwiek tam siedział. - Świetnie, nie będę musiała zanosić się do Skrzydła Szpitalnego. Z nią niestety może być gorzej - spojrzała na Gryfonkę. - Bell Rodwick, a to Ailla Vestronum- wskazała na koleżankę.
Powędrował wzrokiem za spojrzeniem Bell, aż natrafił na Gryfonkę. - Będzie w porządku. A jak nie, to wtedy będziemy się martwić. - powiedział, chowając ręce w kieszenie. Tak naprawdę wcale go nie obchodził los dziewczyny, co z resztą było dla niego charakterystyczne.
- Mam nadzieję, że sama się ocknie, a jak nie... może ktoś ją znajdzie. Usiadła bokiem do drzewa, tak, że bez oglądania się, mogła patrzeć na chłopaka. - Długo tu siedzisz? Jak jeszcze było tu ciemno, to tu byłeś, prawda? - była pewna, że to było on, ale chciała się upewnić.
Uśmiechnął się delikatnie. - Tak, siedzę tu już trochę. I jeśli to była twoja ręka, to to była moja głowa. - zaśmiał się. - Jesteś przyrodnią siostrą Eff, prawda? - zapytał. Wolał się upewnić.
- Moja? - spojrzała, trochę jakby oskarżycielsko na swoją rękę. - Ach, wtedy. Chyba tak. Dlaczego nie zareagowałeś? - A, no jestem. Co o mnie nagadała? Czemu wszyscy, nawet ci których pierwszy raz zobaczyła już ją znali? Irytujące...
Zaśmiał się, widząc spojrzenie Krukonki, po czym oparł się plecami o pień drzewa. - Tak jakoś wyszło, zamyśliłem się i nie chciało mi się reagować. - wzruszył ramionami, nie znajdując lepszej odpowiedzi na zadane pytanie. - Nic nie nagadała, wolałem się upewnić czy dobrze kojarzę. - powiedział. Dziewczyny nie wydawały się być podobne. Ani z wyglądu, ani z zachowania. Ale może to tylko takie pierwsze wrażenie.
- Mam nadzieję... Po was można spodziewać się wszystkiego, a ona czasem ma typowo Ślizgoński charakter. - Ach, nie chciało... Rozumiem, że może nie chcieć się komuś czegoś zrobić, ale odezwać się, ruszyć? - uniosła nieznacznie brew. - Jej, co to tam się robi u zielonych.
Kąciki jego us uniosły się delikatnie w drwiącym uśmiechu. - U zielonych jest wszystko w jak najlepszym porządku. - stwierdził. - Określenie "Ślizgoński charakter" raczej traktuję jako cechę na plus... A chcieć się może odechcieć. Chciałem poczekać na rozwój wypadków i ewentualnie którąś z was przestraszyć, ale tak jakoś wyszło.
- Ach, tak. Jednak mówią, że to właśnie Ślizgoni są tchórzami, nie Krukoni, jak możliwe, że myślałeś. My myślimy a potem działamy - dotknęła swojej głowy. - Zazwyczaj - dodała po chwili. Zdarzało się jej robić na odwrót, ale nie musiała się tym z nikim dzielić. Szczególnie ze Ślizgonem, jeszcze by to wykorzystał w jakiś niecny sposób.
Zerwałam się z nagłego zamiślenia. - Co? jak? gdzie?- zaczęłąm rozglądać się dookoła- O... już się obudziłeś... A byłeś tak fajnie sztywny- powiedziałam- zapewne Bell mnei już przedstawiła prawda? I wracając do twojego wcześniejszego pytania Bell. W sumei nei wiem co chciałabym robić. A Ty w której klasie jesteś?- zwróciłam się do ślizgona.