Tuż przy wiszącym moście znajduje się to niezwykłe miejsce. Nikt nie wie kto, kiedy i po co ustawił tutaj te kamienie. Możliwie, że były jeszcze nim zbudowano Hogwart. Każdy kto usiądzie w środku, zamknie oczy i w zupełne ciszy wsłuchiwać się będzie w otaczające odgłosy ma szanse usłyszeć ciche szepty zamieszkujących to miejsce duchów.
Zgadzała się z Gryfonką, jeśli chodzi o dobre i złe strony. No przecież to w końcu jest oczywiste. Każdy je ma, tylko niektórzy mają więcej tych dobrych, a inni tych złych. Czasami też zdarza się, że ludzie nie są tego świadomi i myślą, że są we wszystkim najlepsi. Jakie ona miała dobre strony, hm. Zastanowiła się przez chwilę -Wiesz jestem niezdarna, ale nie przejmuję się tym, bo w końcu jestem optymistką, no i dzięki temu poznałam wiele wspaniałych ludzi-uśmiechnęła się do Alphy, w końcu ona też była w tej grupie. Gdy dziewczyna krzyczała z góry i próbowała ją zachęcić, ona nadal unosiła się zaledwie metr nad ziemią. No przecież to oczywiste, że jak się pozbędzie swojego lęku to będzie lepiej. Ale przecież to nie jest takie trudne, nieco się zdenerwowała. -Czy ty kiedykolwiek miałaś jakiś lęk, bałaś się czegoś?-zapytała. Gdy dziewczyna zaczęła jej mówić, że jest tchórzem, nie wytrzymała. Nie trzeba jej było więcej. Może była w domu Borsuka, ale tchórzem na pewno nie jest. O nie ! Nie ona. Chwyciła mocno miotłę i uniosła się w górę. Na początku lekko się zachwiała i prawie spadła, ale szybko odzyskała równowagę. -Nie ma aż tak źle-powiedziała do Gryfonki, lecz ręce nadal miała mocno zaciśnięte na miotle.
Na jej twarz wpłynął tryumfalny uśmiech, kiedy Clara wreszcie uniosła się ku górze. Ach, każdy ma swój czuły punkt, nie? Taki, że jak go wyczujesz, to wygrałeś. Teraz możesz rzucać setki wyzwań, a każde zostanie przyjęte właśnie z tego względu. Takim punktem Clarissy była pewnego rodzaju duma. Znała swoją wartość, wiedziała, kim jest i chciała za wszelką cenę to udowodnić. - Świetnie! - Pochwaliła ją, widząc, że nie spanikowała nawet wtedy, kiedy prawie spadła z miotły. - Widzisz, to się nazywa pokonywanie strachu. Tak, ja też mam lęki, odpowiadając na twoje poprzednie pytanie. Zabrzmi to w chuj dziecinnie, ale boję się ciemności. Mimo to, zawsze, jak mi kuzyni rzucali wyzwania, to szłam do tej pieprzonej, ciemnej piwnicy, żeby pokazać im, że nie jestem tchórzem. - Uśmiechnęła się lekko. - Udowodniłaś już, że nie jesteś typową Puchonką, więc jeśli chcesz, możesz zejść. - Chciałoby się powiedzieć ,, dzięki za pozwolenie '', prawda? Ach, ta Alfa. - Chyba, że masz chęć jeszcze ze mną polatać? - Rzuciła, unosząc brwi w odrobinę prowokującym geście, wszak dobry kompan zawsze się przyda, a mimo wszystko, Kayden polubiła Clarę. Choć może tą sympatię wyrażała w dość niecodzienny sposób, ale cóż. Każdy uzewnętrznia się na tyle, na ile potrafi, prawda? A Alfa z pewnością nie była mistrzynią uprzejmości, czy też delikatności. Ach, przecież należała do rodu Chaismorów, którzy od zawsze reprezentowali dość specyficzny styl bycia. Może w tym ich urok?
Tak dziewczyna doskonale trafiła w jej czuły punkt. Clara nie pozwalała by ktokolwiek ją umniejszał. Ona zna swoją wartość i nie pozwoli sobie by ktoś inny o niej decydował. Denerwowało ją, że często uczniowie z innych domów uważają Puchonów za tchórzliwych i niezdarnych. Przecież to są bzdury. Wychowankowie domu borsuka przede wszystkim są uczciwi i sprawiedliwi. Uśmiechnęła się szeroko,gdy Alpha ją pochwaliła. Gryfonka nieźle ją zaskoczyła, gdy powiedziała, że boi się ciemności. Ale w sumie może nie było to aż takie dziwne. W końcu dużo ludzi ma taki lęk. - Wiesz strasznie fajnie jest i w ogóle, ale jeszcze dużo pracy przede mną. - uśmiechnęła się smutno. - Możemy to kiedyś powtórzyć, chętnie jeszcze kiedyś z tobą polatam. - zaproponowała. Clara chętnie by jeszcze spędziła trochę czasu z Alphą, ale w domitorium czekała na nią sterta prac do wykonania. Na samą myśl o nich robiło się jej niedobrze. Nie miała dzisiaj na to ochoty. Najchętniej olałaby je i polatała trochę z Alphą. Może to zabrzmi dziwnie, ale Clarze spodobało się latanie. Mimo swojego wcześniejszego lęku, była pewna, że po jakimś czasie na pewno sama będzie chodziła latać. Bez udowadnianiu nikomu jaka jest i na co ją stać.
Kamienny krąg był miejscem jakby stworzonym z myślą o Blacku. Przez większość czasu nikogo tu nie było. W zasadzie praktycznie nigdy tu jeszcze nikogo nie spotkał. Zadowolony rozsiadł się, opierając o jeden z kamieni, i wyciągnął szkicownik. Przed nim dwa kruki - które chyba "wyczuwszy swego" nie zwróciły na niego uwagi - walczyły o kawałek mięsa. Mimo wciąż chłodnej aury, Will siedział w krótkich spodenkach i zwykłej koszulce. Po dotarciu na miejsce ściągnął również buty, przesuwając stopami po kiełkującej, wilgotnej trawie. Po dłuższej chwili rysunek zaczął nabierać kształtów. Skupiony tracił powoli rachubę czasu. Miał go dzisiaj na szczęście pod dostatkiem.
Marcela szła przez błonia, docierając powoli do kamiennego kręgu. Owinięta ogromną bluzą skradzioną Aidenowi trzęsła się z zimna. W torbie gdzieś pod piórnikiem i szkicownikiem miała schowany sweter, ale postanowiła go wyjąć dopiero na miejscu, żeby w drodze nie wyrzucić wszystkiego na ziemię. Pod koniec drogi, gdy już widziała kamienie, przyspieszyła kroku. Pleneru się zachciało. Dziewczyna była tak zaabsorbowana swoimi myślami, że dopiero gdy znalazła się praktycznie tuż obok swojego ulubionego miejsca... zauważyła, że ktoś je już okupuje. Zatrzymała się, patrząc na chłopaka przez krótką chwilę. Kojarzyła go z roku, jednak nigdy nie mieli okazji porozmawiać, więc poza imieniem i nazwiskiem nie wiedziała o nim nic. Chyba jej nawet nie zauważył, bo zagapiony był w swój rysunek - ale to dobrze, bo oznaczało, że mogli się dogadać. Kolejna rzecz jednak ją zaniepokoiła - były to mianowicie krótkie spodenki chłopaka, bose stopy i koszulka, która raczej nie dawała zbyt wiele ciepła. Mimo to temperatura zdawała się nie robić na nim wrażenia. A jej na sam widok robiło się zimniej. Może się przeziębiła? - Cześć - odezwała się. - Jak ty to robisz, że nie zamarzasz? - spytała pogodnie, odgarniając włosy na plecy i otulając się mocniej ramionami. Marcela usiadła na trawie obok chłopaka, wyrzucając z torby szkicownik i piórnik-żyrafkę, żeby dogrzebać się do swetra. Gdy tylko go znalazła, pospiesznie wciągnęła go przez głowę. Spojrzała w stronę Willa krótko. - Co rysujesz? - spytała, a następnie zerknęła mu przez ramię, by zobaczyć szkic na własne oczy.
- Cześć... - odparł zaskoczony. Nie spodziewał się najścia. W zasadzie, jakby się zastanowić, nie było to nic dziwnego. Większość uczniów i studentów Hogwartu, a także lwia część kadry, jeśli już opuszczała mury zamku, wybierali raczej brzeg jeziora, boisko do Quidditcha, ewentualnie Hogsmeade. Naprawdę niewielu zachodziło aż tutaj. Uśmiechnął się jednak do dziewczyny, słysząc jej pytanie - Magia - mruknął tajemniczo. Po chwili jednak pospieszył z wyjaśnieniami - Jakoś tak to już mam, że zimno nie jest mi prawie nigdy, zaś umieram, kiedy robi się ciepło. Przywykłem w zasadzie. Black przesunął się, robiąc więcej miejsca dziewczynie, a w zasadzie ustępując jej nagrzany i suchy (za przyczyną jego zadka) kawałek ziemi. Zerknął jak naciąga na siebie sweter, a potem jego spojrzenie wróciło do rysunku. Jego krucze modele odleciały, więc nie miał na czym się już wzorować, choć na dobra sprawę niewiele już mu zostało do dokończenia. Pociągnął po pergaminie jeszcze kilka razy ołówkiem. Kiedy dziewczyna zadała pytanie przechylił szkicownik w jej stronę, nie odpowiadając jednak. W zamian zerknął na jej akcesoria. - Widzę, ze również przybyłaś w podobnym celu, co ja? Ptaki odleciały, ale... może będę mógł je godnie zastąpić? - zapytał żartobliwie
- Cholera, zazdroszczę. Też nie lubię, jak jest za ciepło, ale fajnie byłoby przy okazji trochę lepiej znosić chłód. - stwierdziła, podkurczając nogi i obejmując je ramionami, żeby zrobiło jej się choć trochę cieplej. Po chwili zrobiło jej się trochę cieplej, a wtedy sięgnęła po raz kolejny do torby i wyjęła z niej szkicownik, który położyła sobie na kolanach. Wyjęła z piórnika-żyrafki dwa ołówki, twardy i miękki. Ten drugi założyła sobie za ucho. Przekartkowała szkicownik w poszukiwaniu rysunku z tego miejsca. Kiedy była tu ostatnim razem, ledwie zaczęła rysunek, bo w ciągu kwadransa się strasznie rozpadało, ale teraz na deszcz się nie zanosiło, więc mimo chłodu Marcela postanowiła ten szkic dokończyć. Czego się nie robi dla sztuki? Kiedy chłopak pokazał jej rysunek, przyjrzała mu się dokładniej. Uznawała, że po rysunkach można określić nie tylko czyjeś umiejętności i technikę, ale także pewną wrażliwość - nie tylko tę artystyczną. Szkic kruków, choć nieskończony, całkiem przypadł jej do gustu. Kreska była dość łagodna i lekka, a to był jej ulubiony typ - nie lubiła tych topornych, ostrych, naznaczonych grubymi liniami. - Podoba mi się. Fajna kreska. - wyraziła na głos swe myśli, po czym skupiła się na chwilę na rysunku. Na kartce pojawiło się kilka kolejnych kresek, a wtedy Will odezwał się ponownie. Dziewczyna spojrzała na niego kątem oka, poprawiając ołówek za uchem. - Tak, byłam tu ostatnio, ale musiałam uciekać przed deszczem - potwierdziła jego domysły, uzupełniając je o kolejną informację. - No, wiesz. Jeśli potrzebujesz modelki, to ja mogę się przesiąść tam! Wskazała ręką na kamień naprzeciwko i pokazała mu język. Właściwie tylko żartowała, ale jeśli chłopak chciałby stworzyć taki rysunek, to czemu nie? Ona sama lubiła rysować wszystko i wszystkich, bo nawet jeśli nie były to poważne projekty, stanowiły dobre ćwiczenie.
Komplement na temat kreski wywołał na nim pewne wrażenie. Długo pracował nad poprawieniem stylu. Kiedyś jego rysunki były bardzo "ciężkie", jedyny ich walor to była poprawność. Obecnie starał się trochę złagodzić kreskę. Jak tak teraz patrzył w sumie nawet mu się udało... - Dziękuję - powiedział zaskoczony w sumie. Dziewczyna go intrygowała. Sam zaczął się zastanawiać, dlaczego jeszcze nigdy nie rozmawiali, mimo, że byli na tym samym roku. Oczywiście, Will nie gadał przeważnie z nikim, więc nie było to nic nowego, jednak od czasu do czasu mógł przecież uczynić wyjątek. - Często tu przychodzisz? - zapytał zaskoczony - niewiele osób odwiedza to miejsce. Większość woli... mniej ponure? I bardziej tłoczne. Co do deszczu, dla mnie to akurat plus. Choć taka pogoda średnio nadaje się do rysowania, to prawda - przyznaje po chwili - i jasne, możesz być moją modelką. Hej, może narysujemy siebie nawzajem? Rzadko mam okazję rysować ludzi - zasugerował
Słysząc zaskoczenie w głosie chłopaka, Marcela sama trochę się zdziwiła. Może po prostu Will był bardzo samokrytyczny? Cóż, jeśli chodzi o Gryfonkę, to ona zdecydowanie nie miała z tym problemów - po prostu rysowała, ćwiczyła, gdy coś jej się nie podobało to pracowała nad tym bez zbędnych rozmyślań. Po prostu poprawiała niedociągnięcia i cieszyła się, gdy coś jej dobrze wyszło, bez sztucznej skromności. - No, taka łagodna. - uzupełniła komplement, uśmiechając się. Zawsze wychodziła z założenia, że kiedy miało się coś miłego do powiedzenia, to nie można było się powstrzymywać. A jeśli chodzi o rysunek, to sama wiedziała, jak to wygląda - w końcu parę miłych słów, szczególnie od kogoś, kto też się tym zajmuje, stanowiły dobrą motywację. To samo miało się również wobec konstruktywnej krytyki, ale w przypadku tego rysunku Marceline nie miała żadnych zastrzeżeń. - Hm, nie tak znowu często - stwierdziła, po czym zrobiła krótką pauzę. - Ale czasem mi się zdarza. Wiesz, raz na jakiś czas fajnie oderwać się od ludzi i posiedzieć w ciszy, porysować, pomyśleć. Albo po prostu spotkać się z kimś na odludziu bez obawy, że ktoś ci przeszkodzi. Na propozycję chłopaka uśmiechnęła się szeroko. Od razu wstała, otrzepała spódnicę, podniosła torbę i przeniosła się przed wcześniej wskazany przez nią kamień. Rozłożyła wszystkie swoje rzeczy, oparła się wygodnie o kamień, położyła szkicownik na kolanach i przewróciła kilka stron, by dotrzeć do pierwszej pustej kartki. - Wiesz, mi rysowanie ludzi idzie całkiem szybko. Swego czasu strasznie dużo ćwiczyłam anatomię i rysowałam ludzi tak normalnie, więc się nauczyłam. Spojrzała w stronę chłopaka, którego całkiem dobrze było widać z tej perspektywy. Nie był za blisko, więc swobodnie mogła przełożyć całą jego postać na kartkę, ale nie był również zbyt daleko, zatem rozmowa nie sprawiała problemów i nie trzeba było nawet mówić głośniej. Zresztą wkół panowała idealna cisza, którą jedynie czasem przerywały ich głosy. Dziewczyna zaczęła szkicować ogół sylwetki Krukona. - Wiesz, Will, to trochę dziwne - zaczęła, podnosząc na chwilę wzrok znad szkicownika. - W sensie być rysowaną. Zwykle to ja rysuję innych, a nie przypominam sobie, żeby ktoś mnie rysował. No, chyba że kiedyś babcia, ale jeśli już, to bardzo dawno... W każdym razie nie przywykłam. Marceline czuła się właściwie dość swobodnie w towarzystwie Willa, o czym świadczył fakt, że powoli zaczynała się rozkręcać z mówieniem. Zresztą, zauważyła, że chłopak był dość cichy, więc próbowała jakoś go ośmielić. Wydawał jej się ciekawą osobą, więc fajnie byłoby się dowiedzieć czegoś więcej, prawda?
Na drugi komplement tylko skinął głową. Zatem jego praca nie poszła na marne. Rzeczywiście, wiele razy słyszał już pochwały od obcych ludzi, ale rzadko kiedy trafiał na artystów. A dziewczyna z pewnością nie od dziś parała się rysunkiem. Komplement od kogoś takiego miał szczególną wartość. Posłał dziewczynie zaciekawione spojrzenie, kiedy mówiła o "chwili dla siebie". Miał podobne odczucia, choć raczej częściej niż rzadziej. - Nie wyglądasz mi na typową samotniczkę - powiedział, kiedy ta przenosiła się na kamień. Uśmiechnął się do siebie, obserwując jej długie, jasne włosy, poruszające się na delikatnym wietrze. Dziewczyna była zgrabna, miała interesujący styl i - na gacie Merlina - musiałby być ślepy, by tego nie zauważyć. Zawiesił na niej spojrzenie na dłużej, obserwując, jak usadawiała się na kamieniu. - Też się uczyłem anatomii swego czasu, ale nie zauważyłem, by to się szczególnie przełożyło na moje umiejętności rysownicze - przyznaje - choć może tak w istocie było, a jedynie nie zwróciłem na to większej uwagi? Cóż... Zobaczymy - uznał, odrywając od niej niechętnie spojrzenie, by przygotować swój szkicownik. Przerzucił kilka stron, by znaleźć czystą kartkę i wyciągnął ołówek. Sam po chwili zmienił swoją pozycję, układając się i wygodniej, i tak, by móc być i dla niej godnym modelem. - Ja również jestem pierwszy raz rysowany. Nigdy wcześniej nikomu nie pozowałem. Może siostrze, w sposób zupełnie nieuświadomiony - uśmiechnął się i zabrał się do rysowania - rzeczywiście dziwne uczucie - przyznał. Skupił się na tworzeniu. Na szczęście niebo było zachmurzone, więc jego światłowstręt nie dawał się zbytnio we znaki. Z ej odległości mógł objąć spojrzeniem całą postać gryfonki. Po chwili zdał sobie sprawę, że zaproponowanie jej tego było dobrym posunięciem także z innego powodu: mógł się dziewczynie bezkarnie przyglądać, i było to jak najbardziej w porządku. Zamrugał zakłopotany na tę myśl, i chcąc ją od siebie odsunąć, zagadnął - Od jak dawna zajmujesz się rysunkiem?
- No, do samotniczki mi raczej daleko - stwierdziła Marcela zgodnie z prawdą. W końcu zazwyczaj wszędzie było jej pełno. Czasami wydawało się, że znała wszystkich; z większością zamieniła choć słowo, była ogólnie lubiana, a gdy przechodziła bardzo zatłoczonym korytarzem musiała mówić "cześć" średnio co piętnaście sekund. - Ale wiesz, każdy potrzebuje chwili wytchnienia. Tylko niektórzy potrzebują tego częściej. Dziewczyna mówiła wpatrując się w rysunek. Przeniosła wzrok na Williama na kilka sekund i zrobiła skupioną minę. Nie zgadzało jej się coś w proporcjach. Porównała jeszcze raz modela z tym, co udało jej się narysować, po czym wyciągnęła w jego stronę ołówek na wyprostowanej dłoni i odmierzyła coś. Jej wyraz twarzy pozostawał niezmienny, a ten w gruncie rzeczy uchodzić mógł za uroczy. - Na pewno się przełożyło. Jeśli nie jest się kompletnym beztalenciem w jakiejś dziedzinie, to każde działanie rozwija w jakiś sposób. Zresztą, zobaczymy! - uśmiechnęła się, powtarzając jego ostatnie słowo, bo oddawało istotę rzeczy. Sama jednak była przekonana, że rysunek nie wyjdzie chłopakowi źle - może przez to, że już widziała próbkę jego talentu, a może przez jej wiarę w zdolności innych? - O, masz siostrę? Starsza czy młodsza? - spytała. Ciekawiło ją, czy może Will zainteresował się rysunkiem przez swoją siostrę, czy może ona przez niego? Albo może w całkowicie inny sposób. Dziewczyna dalej rysowała, tym razem już jednak wszystko jej pasowało. Zaczęła powoli zarysowywać kończyny delikatnymi pociągnięciami ołówka. - Ojej, odkąd pamiętam! - odparła bez dłuższego zastanowienia. W końcu często zadawano jej to pytanie, więc odpowiedź miała już wypracowaną. - Dziadkowie mi mówili, że kiedy tylko umiałam wziąć do ręki kredkę, to rysowałam. Siłą odciągali mnie od ścian, ale... - uśmiechnęła się na samo wspomnienie. Właściwie, nie do końca udało im się powstrzymać małą Marcelinkę przed dewastacją ścian, bo ślady jej działalności artystycznej wciąż widoczne były na jednej ze ścian w jej pokoju. Tyle tylko, że za szafą. - A ty? Od jak dawna? - spytała, nie odrywając wzroku od rysunku. Uśmiech nadal nie schodził jej z twarzy.
- Jestem Twoim całkowitym przeciwieństwem pod tym względem. Ale to już chyba zauważyłaś - uśmiechnął się. Gdyby było inaczej, już prawdopodobnie dawno zapoznaliby się bliżej. Jednakże on - odludek, samotnik, introwertyk - nie był w stanie zbyt długo wytrzymać towarzystwa innych. Może, od czasu do czasu, w miejscach takich jak to, z pojedynczymi osobami. Najlepiej wyciszonymi. Pamiętał jak wyglądały jego relacje z ojcem, po którym odziedziczył znaczną część osobowości. Długie spacery lub praca, daleko od ciekawskich spojrzeń innych, rozwrzeszczanych tłumów. Cisza. Obaj kochali ciszę. Ich bliskość polegała na milczącym porozumieniu, intelektualnej więzi, wzajemnym nie wchodzeniu sobie w drogę. Rozmyślania przerwał mu kolejny komentarz dziewczyny. Spojrzał na to na swój rysunek. W zasadzie tak, można było z pewnością uznać, że studia książek anatomicznych nie poszły na marne. Pod skórą narysowanej postaci widać było mięśnie, kości, wszystko w odpowiednich miejscach i dobrze dobranych proporcjach. Nie musiał patrzeć na nią samą, by wiedzieć, gdzie się znajdują przyczepy poszczególnych mięśni. Złapał się na myśli, czy nie rysował jej z pamięci, co byłoby już dużym błędem. Spojrzał na nią i porównał z rysunkiem. Wydawało się, że wszystko było dobrze. - Mam młodszą siostrę. Również uczęszcza do Hogwartu. Innes Black, nie zdziwię się, jeśli ją kojarzysz. Choć jest sporo młodsza, to trzeba zaznaczyć. Sam bardzo rzadko widział się z siostrą. Najczęściej przelotem, kiedy pędziła z rozchichotanymi koleżankami z klasy do klasy. Raczej jej nie zaczepiał, od dawna nie rozmawiał. Zastanowił się, czy przypadkiem rozluźnienie ich kontaktów nie jest jego winą. Prawdopodobnie tak, lecz nie mógł się nigdy przezwyciężyć, by do niej podejść i porozmawiać z nią. - A czy Ty... masz jakieś rodzeństwo? -zapytał, chcąc sobie jeszcze dać chwilę na przemyślenia. - Ale? - zagadnął - mam rozumieć, że nie zawsze się im to udawało? Mi się nie zdarzało malowanie po ścianach, wolałem jednak papier. Choć ołówki zbierali po mnie wszędzie. Z jakiegoś powodu nigdy nie lubiłem kredek, choć do farb się przekonałem jakiś czas temu. Niestety nie mam okazji zbyt często ich używać. ...i podobnie jak ty, również rysuję odkąd pamiętam - usmiechnął się - swoją drogą co rysujesz najchętniej? Czy jak leci?
- Zauważyłam - przyznała - Ale to przecież nie szkodzi. Fakt, że Marcela uchodziła za osobę otwartą (choć nie do końca było to zgodne z rzeczywistością, bo tak naprawdę ludzie wiedzieli o niej niewiele) nie sprawiał, że zadawała się tylko z osobami podobnymi do niej charakterem czy usposobieniem. Lubiła poznawać różnych ludzi, a różnice czyniły ich w jej oczach bardziej wyjątkowymi. Bo przecież jak było chociażby z Woodsem? Kiedyś nawet się nie lubili, a kiedy się na siebie natknęli i Nath pomimo marudzenia na jej towarzystwo nie wyszedł z jej pracowni, zaczęli normalnie rozmawiać pomimo różnic, jakie ich dzieliły nie tylko ze względu na domy, ale także charaktery. Nie przeszkodziły one również w kolejnych spotkaniach i spędzeniu całego popołudnia na rozmowie, paleniu jednego papierosa za drugim i byciu o wiele bliżej, niż przeciętny Ślizgon z Gryfonką. Marcela uśmiechnęła się do szkicownika, przypominając sobie o tej sytuacji, by następnie zbesztać się za to w myślach i skupić całą swoją uwagę na rysowaniu. Dokładnie zaznaczała łagodny kontur kończyn, wyrysowywała mięśnie. Tak jak Will mógł sobie darować większość takich szczegółów z uwagi na to, że dziewczyna była ubrana w spódnicę do kolan i otulona wielkim swetrem ze zbyt długimi rękawami, tak Marcela musiała uważać na każdą kreseczkę. No, chociaż rysowanie tkaniny dość skutecznie wyrównywało poziom trudności... Kiedy Will odpowiedział na pytanie Marceline, ta zastanowiła się przez dłuższą chwilę. - Nie kojarzę jej - odparła w końcu, po raz kolejny robiąc zamyśloną minę. - Na którym jest roku? Jak się dogadujecie? Na pytanie o to, czy ma rodzeństwo jedynie pokręciła głową przecząco. No cóż, była pierwszym dzieckiem, a jej rodzice zginęli niedługo po tym, jak się urodziła, więc nawet nie było takiej możliwości. - Ale i tak mam całą ścianę w tych dziełach. Tyle tylko że za szafą. Na kolejną część jego wypowiedzi ożywiła się nieco. - O, jakimi farbami? Też zaczęłam jakiś czas temu! Ja maluję albo olejnymi, albo akrylami i chyba wezmę się niedługo za akwarele. Bo kredkami akwarelowymi już rysowałam, wiesz jakie to świetne? Marcela przypomniała sobie kilka prac, które stworzyła za pomocą tych właśnie kredek i obiecała sobie, że niedługo wróci do tej techniki. - Wiesz, różnie. Zależy od weny i nastroju, ale na ogół mogę rysować wszystko. Od całkowitych abstrakcji poprzez pejzażyki i ludzi aż po doniczki stojące w klasach. Jeśli chodzi o te ostatnie to były one swoistą tradycją na nudnych lekcjach. Ile tego powstało na numerologii! - A ty? - spytała, podnosząc wzrok znad szkicownika i patrząc na chłopaka.
Uśmiechnął się. Temperamentu się nie wybiera, a jednak wiele osób miała problem z tym, że William nie jest duszą towarzystwa. Nie miał z tym jednak problemu, opinia ludzi nie była czymś, przez co mógł popaść w depresję czy inny kompleksy. Większość takich zwyczajnie go nie interesowała. W rzeczywistości niewiele osób go znało dość dobrze, by móc powiedzieć cokolwiek. Tak naprawdę, dogłębnie - nikt. Skoro zaś nikt go nie znał, nie miał zamiaru się przejmować opiniami powierzchownymi. - Jest w tej chwili na drugim roku. Mówiłem: jest młodziutka. Choć dość żywiołowa i uchodzi za popularną. Co do drugiego pytania, szczerze mówiąc nie rozmawiamy dość często. Nie zdarza nam się kłócić, ale i nasze osobowości są zbyt różne, by umożliwić nam wytworzenie jakiejś głębszej relacji. To po prostu siostra. - Tak po prostu. Tylko siostra. Czy trzeba było więcej komentarzy? Choć po prawdzie William nie pozwoliłby jej skrzywdzić. Była to młoda, szalenie uzdolniona czarownica, i choćby z tego powodu powinna mieć możliwość rozwoju. Mimo, że obecnie była nieco w cieniu starszego brata, William sądził, że ta niechybnie go prześcignie. Na tę myśl zdał sobie sprawę, że znowu złapał się w pułapkę racjonalizowania swoich uczuć. Zmarszczył brwi. Nie było rady jednak, niestety niewiele wiedział o świecie emocji. Westchnął cicho, zastanawiając się ile traci. - Prawdę powiedziawszy zwykłymi plakatówkami... tylko w tubach. Miałem okazję jeszcze korzystania z farb olejnych, ale po prawdzie nie mam do nich cierpliwości. Zbyt długo schną. Korzystałem również z kredek akwarelowych, mam cały zestaw. Rzeczywiście efekty wychodzą bardzo... interesujące, choć mój problem polega na tym, że traktuję je bardziej jako kredki, niż farby, zatem nie do końca poważnie. Zawsze miał awersję do kredek. Dla niego były to narzędzia dzieci i osób infantylnych. Mimo, że w późniejszym czasie miał okazję zobaczyć prawdziwe dzieła sztuki wyczarowane kolorowymi ołówkami, sam nigdy więcej po nie nie sięgnął. - Tak samo. Choć przeważają zwierzęta (głównie ptaki), oraz martwa natura. A także budynki, które wychodzą mi całkiem przyzwoicie. Mam dość dobre wyczucie przestrzeni, lubię rysowanie w perspektywie. Jest taka bardzo... solidna, pewna, logiczna... - wyjaśnił zakłopotany. Zarumienił się nagle - Czy uważasz, że ja za bardzo wszystko racjonalizuję?
- Wiesz, nie wydaje mi się, że różnica temperamentów to przeszkoda - zaprotestowała, podnosząc wzrok znad szkicownika i przyglądając się chłopakowi badawczo. - Właściwie to zadawanie się tylko z osobami bardzo podobnymi do siebie jest nudne. Chyba o to w tym wszystkim chodzi, żeby poznawać i lubić kogoś innego, a nie swojego klona, prawda? - uśmiechnęła się. - No i jakoś nie widzę tego, że okropnie ciche i nieśmiałe osoby nawiązują ze sobą kontakt. Bo niby jak? Marcela przyglądała się chłopakowi jeszcze przez chwilę, a następnie znów spojrzała na kartkę i kontynuowała rysowanie. Kontur powoli nabierał konkretnych kształtów, a dziewczyna powoli zaczynała zabierać się za szczegóły, choć cały czas poprawiała coś w całym rysunku. Nie wypuszczała z rąk gumki do mazania. - Więc może spróbuj akrylek? Schną szybko, więc wiele cierpliwości nie potrzeba. Z drugiej strony potrzeba ciut więcej precyzji, bo nie można przez zbyt długi czas poprawiać, ale z upływem czasu ma się coraz więcej wprawy i zaczyna wychodzić dobrze. Zresztą jak patrzyłam na ten twój szkic to wydaje mi się, że z tym nie miałbyś większych problemów. - wplotła w zdanie komplement, uśmiechając się i patrząc cały czas na swój szkic. Lubiła ludziom mówić miłe rzeczy, zawsze mogło to kogoś podbudować, prawda? A że nie cierpiała kłamać, to zawsze mówiła je szczerze, zgodnie z tym, co myśli - dlatego nie brzmiały sztucznie, tak jakby chciała się przymilić. Na odpowiedź Willa Marceline jedynie skinęła głową, podnosząc wzrok znad rysunku, a gdy zadał jej pytanie, zrobiła zamyśloną minę. Odgarnęła włosy na ramię i poprawiła ołówek za uchem. - Cóż, może odrobinkę - stwierdziła zgodnie z prawdą - Ale chyba nie jest tak źle. Zresztą, nie wszystko da się racjonalizować. Uczuć się nie da, choć może ci się wydawać, że jest odwrotnie. Emocji się nie da. W sumie tego co ci się podoba również nie. A że lubisz, jak coś jest logiczne i z siebie wynika, to tylko cecha jak każda inna. Marcela postanowiła zrobić sobie kilka minut przerwy; odłożyła szkicownik na kolana, ołówki schowała w piórniku i strzeliła kostkami w palcach u obu rąk. Oparła się o kamień wygodniej i po raz kolejny odgarnęła włosy, które wiatr zawiał jej na twarz.
Zamyślił się nad odpowiedzią przez chwilę, przypatrując się jej - Czy różnica temperamentów nie przeszkadza? Wiesz, myślę, że to mocno zależy. Niekiedy zbyt głośne czy żywiołowe zachowanie mnie odstręcza. Nie mówię, że zadawanie się z klonem byłoby przyjemne czy miało jakikolwiek sens, jednak... Zamyślił się na tyle długo, że zapomniał skończyć wypowiedzi. Dziewczyna już wyraziła kolejną myśl, zatem porzucając poprzedni wątek skupił się na nowym zaintrygowany. - Wiesz, w świecie czarodziejów to rzeczywiście jest dość trudne, ale mugole znaleźli na to niezły sposób. Internet, wiesz. Mam mieszkanie w mugolskiej części Londynu, mam tam łącze. ...to dość niesamowite, ale bardzo łatwo jest poznawać ludzi w ten sposób. Choć jak mają osoby nieśmiałe to nie wiem, ja się do nieśmiałych nie zaliczam. Jestem po prostu samotnikiem - uśmiechnął się, przyglądając jej jasnym kosmykom opadającym na ramiona. Naszkicował odpowiedni kształt i poprawił owal twarzy minimalnie. - Właśnie o tę precyzję się rozchodzi. Nie czuję sie na tyle pewien w rękach, by próbować. Choć może i mój błąd? Było wiele technik, jakimi Black się jeszcze nie bawił, i zdawał sobie sprawę, jak wiele mógł przez to potencjalnie stracić. Jednak ołówek i kartka to było zawsze jedyne, co potrzebował, i z czystego przyzwyczajenia (wygodnictwa? lenistwa?) nie chciał się przesiadać na nic nowego. Słowa dziewczyny go uspokoiły nieco. Więc nie był chodzącym autyzmem, jak się tego obawiał. Mimo, że miał do tego tematu dużo dystansu - nie można przecież pogrążać się w rozpaczy z powodu rzeczy, na które miało się ograniczony wpływ - jednak było w nim trochę związanego z tym niepokoju. Przypatrzył się dziewczynie, kiedy ta postanowiła odpocząć. Jej długie włosy zawiewały jej na twarz. Krukon, siedząc na przeciwko niej nie miał tego problemu - wiatr włosy zwiewał mu z twarzy. Niemniej jednak rozumiał ten ból. Zaryzykowałby nawet stwierdzenie, że lepiej, niż niejedna dziewczyna. - Utrapienie z tymi kłakami, nie? - zażartował miękko. Utrapienie utrapieniem, swoich nie da sobie ściąć. Nigdy.
Ralph nie mógł doczekać się przyszłych zajęć z opieki nad magicznymi stworzeniami. Wybrał dla swoich uczniów łatwy, lekki i przyjemny temat, który, jak miał nadzieję, powinien przypaść im do gustu i zachęcić do częstszego korzystania z dobrodziejstw nauki. Miał szczerą nadzieję, że przygotowane przez niego zajęcia nie tylko pozostawią w pamięci uczniów odrobinę wiedzy, ale również umilą im popołudnie, bo tak się składało, że z typową lekcją nie miały aż tak wiele wspólnego. Żadnych wykładów, a przynajmniej zbyt długich, a raczej więcej pracy praktycznej w oparciu o przedstawione informacje. Krótka teleportacja pozwoliła Withmanowi na szybkie zjawienie się w okolicach kamiennego kręgu, a po nieznacznym poprawieniu płaszcza przyszło czekać mu na spragnioną wiedzy młodzież. Kiedy wybiła godzina odpowiednia dla rozpoczęcia się zajęć, Ralph uśmiechnął się dobrodusznie do zebranych wokół niego uczniów i przemówił. - Witajcie, moi drodzy. Cieszę się, że zebraliście się tu, aby dokształcać się z zakresu opieki nad magicznymi stworzeniami. Wiele z was ma już SUMy dawno za sobą, ale, jak zapewne większość z was wie, nawet na studiach przydają się powtórki z dawno omawianych tematów, nic już nie mówiąc o pożyteczności takich zajęć dla klas zdających w tym roku OWUTEMy. Dzisiejszego dnia zajmiemy się zwierzętami, z którymi każde z was miało już do czynienia. Sprawdzę jak sobie radzicie z szybką powtórką informacji. - tutaj machnął krótko różdżką, a w powietrzu przed nim zmaterializował się srebrny gwizdek. Ralph przytknął go do ust i dmuchnął krótko, ale nie rozległ się absolutnie żaden odgłos. Zdaje się, że nauczyciel spodziewał się takiego efektu, bo niczym nie dał po sobie poznać ewentualnego zaskoczenia takim przebiegiem zdarzeń i po prostu cierpliwie czekał. Nie trwało to długo, gdyż już po kilku chwilach przed uczniami zmaterializowało się stado psidwaków. Withman wskazał na nie otwartą dłonią, a drugą, na której nagle znikąd pojawiły się obroże i smycze, wystawił przed siebie. - Oto psidwaki. Psy z rozdwojonymi ogonami. Te pochodzą ze specjalnej, magicznej hodowli, która wyjęta jest spod obowiązku Ministerstwa Magii nakazującemu rozdzielanie im ogonów. Może ktoś z was pamięta w jakim wieku rozdziela się psidwakom ogony? - zadał pytanie, spoglądając ile osób zgłosi się do odpowiedzi i wysłuchawszy ich nim kontynuował. - Dzisiaj zabierzecie je na spacer. Niech każdy weźmie sobie smycz i obrożę oraz wybierze sobie swojego własnego psidwaka. Na początek przygotujcie je do spaceru, ale nie lekceważcie tego zadania, bo niektóre potrafią być wyjątkowo kapryśne.
Kostka - odpowiedź na pytanie: Rzuć kostką, aby dowiedzieć się czy Twoja postać znała odpowiedź na pytanie profesora. Jeśli masz powyżej 10p z ONMS w kuferku, możesz założyć, że znasz odpowiedź bez rzucania kością. 1, 2, 3 - coś dzwoni, ale chyba nie w tym kościele. Przez kilka boleśnie intensywnych minut zastanawiasz się nad poprawną odpowiedzią, ale ostatecznie musisz przyznać się do porażki. Nie masz pojęcia jak powinna brzmieć. 4, 5, 6 - nie jest łatwo Ci się skupić, gdy nagle wokół Ciebie wystrzeliwują w górę ręce osób znających odpowiedź. Przez moment marszczysz czoło nad zadanym pytaniem, aż tu nagle spływa na Ciebie odpowiedź na to banalne pytanie i ochoczo włączasz się w udzielanie odpowiedzi.
Kostka - przygotowanie psidwaka: Rzuć kostką, aby sprawdzić jak Twoja poradziła sobie z przygotowaniem zwierzęcia do spaceru. Jeśli masz powyżej 20p z ONMS w kuferku, możesz założyć, że nie masz z tym żadnych problemów i nie musisz rzucać kością. 1, 2 - nie masz pojęcia co Tobą kierowało, gdy decydowałeś się na największego psidwaka z całej sfory. Może pomyślałeś, że spacer z tak dorodnym okazem okaże się największym wyzwaniem, dzięki któremu uda Ci się wybić z grupy? Może i tak by się stało, gdyby nie to, że zwierzak wcale nie ma ochoty wybierać się na spacer. Za każdym razem, gdy się do niego zbliżasz warczy głośno i nie pozwala założyć sobie obroży i smyczy. 3 - nie miałeś serca przebierać w zwierzętach, dlatego wybrałeś pierwszego psidwaka, na którego padł Twój wzrok. Okazało się, że to prawdziwy strzał w dziesiątkę. Nie dość, że zwierzę siedzi spokojnie i bez problemu daje sobie założyć obrożę to jeszcze nieustannie liże Cię po rękach, jakby było bardzo wdzięczne, że to właśnie Ty wyjdziesz z nim dzisiaj na spacer. 4 - okazuje się, że to małe pieski szczekają najgłośniej. Sądziłeś, że wybór niewielkiego psa sprowadzi na Ciebie najmniej kłopotów, ale zmieniłeś zdanie niemalże od razu, gdy tylko zbliżyłeś się do upatrzonego wcześniej okazu. Psidwak bez przerwy próbował Cię zaszczekać i dziko ujadał za każdym razem, gdy próbowałeś otoczyć jego szyję obrożą. Zdaje się, że już od samego początku po prostu nie przypadłeś mu do gustu. 5, 6 - przygotowanie psa do spaceru nie nastręczyło Ci najmniejszego problemu. Okazało się, że psidwak w gruncie rzeczy jest obojętny na obrożę i smycz, ale okazuje pewne zainteresowanie na brzmienie słowa „spacer”. Niemniej jednak zakończyłeś ten etap sukcesem.
Obowiązkowy kod do umieszczenia w poście:
Kod:
<zg>Ilosc punktow w kuferku z ONMS:</zg> WPISZ <zg>Kostka - odpowiedz na pytanie:</zg> WPISZ <zg>Udzielenie poprawnej odpowiedzi:</zg> [color=#00cc66][b]TAK[/b][/color] / [color=#cc0033][b]NIE[/b][/color] <zg>Kostka - przygotowanie psidwaka:</zg> WPISZ <zg>Poprawne przygotowanie psidwaka:</zg> [color=#00cc66][b]TAK[/b][/color] / [color=#cc0033][b]NIE[/b][/color]
Sam już nie widziałem, co mam ze sobą zrobić, bo chociaż w Hogwarcie siedziałem już prawie rok, to i tak niezbyt orientowałem się w terenie, a do tego wciąż nie potrafiłem zapamiętać, na które lekcje mam obowiązek chodzić, a na które nie. W każdym razie, kroczyłem wolno w stronę błoni, aby zabić jakoś czas, a może nauczyć się czegoś z ONMS - w końcu nie była to moja mocna strona. Ubrany odpowiednio do pogody, w jeansy, jasną koszulkę z nadrukiem i jakieś niemarkowe adidasy w końcu dotarłem na miejsce, tym razem nie spóźniony aż tak bardzo. Najwyraźniej robiłem postępy, bo wzrok profesora Whitmana nie był aż tak ostry jak zazwyczaj. W spokoju go wysłuchałem - miał rację w stu procentach. Ciekaw byłem tylko jak poradzę sobie z tym tajemniczym stworzeniem, o którym była mowa. W końcu nauczyciel zadał pytanie, a ja próbowałem sobie przypomnieć prawidłową odpowiedź, co przychodziło mi z niemałym trudem. Zmarszczyłem brwi, spojrzałem po wszystkich zebranych i w końcu postarałem się coś wydukać. - To... W wieku piętnastu lat? - spojrzenia uczniów, którzy wyraźnie znali odpowiedź, ale nie chcieli mi niczego podpowiedzieć, tylko utwierdziły mnie w fakcie, że jednak nie powinienem był przychodzić na tę lekcję - Yyy... Nie, chyba nie. Nie wiem. - Podrapałem się w tył głowy i spojrzałem w dół, aby nie czuć na sobie wzroku Whitmana. Zdziwiłem się, gdy usłyszałem, że sami mamy zająć się tymi istotami. Przecież nie miałem żadnego doświadczenia w zajmowaniu się... Stop. A jednak może nie było tak źle. Czym mogły różnić się psidwaki od owiec? Albo od zwykłych psów, które pomagały mi w pilnowaniu mojego stadka? Zawołałem do siebie jednego z nich, po czym ostrożnie zacząłem nakładać mu na szyję obrożę, z czym - o dziwo - nie miałem najmniejszego problemu. - No tak, kto pójdzie zaraz na spacer? - spytałem, głaszcząc psiaka po głowie. Ten ożywił się i zaczął energiczniej merdać ogonami, jednak w końcu jakoś udało mi się przywiązać do jego obroży smycz. Uff, może winy zostaną mi wybaczone?
Ilosc punktow w kuferku z ONMS: 0 Kostka - odpowiedź na pytanie: 2 Udzielenie poprawnej odpowiedzi:NIE Kostka - przygotowanie psidwaka: 5 Poprawne przygotowanie psidwaka:TAK
Enzo podejrzanie dużo czasu musiał czekać na jakąkolwiek lekcję opieki nad magicznymi stworzeniami. Czasami miał wrażenie, że w tej szkole nauczyciele podchodzą do nauczania ze zbyt dużym luzem, dlatego naprawdę się ucieszył, gdy profesor Whitman wreszcie zaprosił ich do kamiennego kręgu. W opinii Halvorsena, nie było ważne o czym będzie lekcja, bo już sam fakt jej istnienia był wystarczający do poprawienia mu nastroju. Szybko się okazało, że nie będzie uczył się niczego nowego, a chociaż powinno mu to zepsuć humor to wcale tak się nie stało. Powtórki zawsze mile widziane. Odpowiedź na pytanie nie nastręczyła mu większych trudności. Przecież chyba każdy wie, że psidwakom rozdziela się ogony, gdy mają od sześciu do ośmiu tygodni, prawda? Tak samo banalne okazało się być zakładanie zwierzęciu obroży i smyczy. Zresztą, Halvorsen nie spodziewał się innego efektu niż oszałamiającego sukcesu, dlatego gdy już jego zwierz był gotowy na wycieczkę, obserwował jak radzi sobie reszta uczniów.
Ilosc punktow w kuferku z ONMS: 35 Kostka - odpowiedź na pytanie: nie muszę rzucać Udzielenie poprawnej odpowiedzi:TAK Kostka - przygotowanie psidwaka: nie muszę rzucać Poprawne przygotowanie psidwaka:TAK
Rasheed Sharker
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 191cm
C. szczególne : Wysoki wzrost, blizny: trzy linie oplatające jego prawą dłoń
Oto i wreszcie lekcja opieki nad magicznymi stworzeniami, na którą Sharker nie bał się przyjść. No dobrze, może stwierdzenie, że odczuwał lęk przez zajęciami byłą wyolbrzymieniem, aczkolwiek wcale nie żałował, że odbędzie się ona z Withmanem. Co jak co, ale do tego gościa zawsze czuł większą sympatię niż do wszystkich tych, którzy na temat zajęć wybierają konie. Odkąd pamiętał ma do nich pecha, dlatego liczył na to, że dzisiaj obędzie się bez nich i w gruncie rzeczy to był strzał w dziesiątkę. Zajmowanie się psidwakami było dla Rasheeda pewną nowością. Nawet w roku zaliczeń SUMów, raczej unikał osobistego wyprowadzania ich czy pielęgnowania, dlatego mimo, że teorię już od dawna miał w małym palcu, praktyka mimo wszystko mogła nastręczyć mu odrobiny problemów, zwłaszcza już, jeżeli pamiętamy, że ze zwierząt to nasz drogi Ślizgon toleruje jedynie koty oraz węże. Szybko okazało się, że odpowiedź na zadane pytanie nie stanowiła dla niego większego kłopotu (nie spodziewał się nawet przez chwilę, że będzie inaczej, a i samo założenie obroży oraz smyczy również było dość proste. Zwierzak wydawał się być raczej średnio zainteresowany jego osobą, a to było im obojgu na rękę, bo już po chwili był gotów do spaceru.
Ilosc punktow w kuferku z ONMS: 11 Kostka - odpowiedź na pytanie: nie muszę rzucać Udzielenie poprawnej odpowiedzi:TAK Kostka - przygotowanie psidwaka: 5 Poprawne przygotowanie psidwaka:TAK
Kolejna lekcja to następna okazja do poszerzenia horyzontów. Gdyby Hargreaves nie motywował się w ten sposób to jak nic nie znalazłby dzisiaj odpowiedniej wymówki na wyjście z zamku. Zdaje się, że typowy „leniwy dzień” dopadał każdego, nawet Krukonów, ale poczucie obowiązku musiało być silniejsze. Wślizgnął się w tłum odrobinę spóźniony, mając nadzieję, że ujdzie mu to płazem i zdołał załapać się akurat na pytanie profesora. Może kierowała nim wrodzona chęć do odpowiadania na pytania, a może po prostu akurat na to znał odpowiedź. Trudno to określić bez pytania o to samego blondyna. Nie było to jednak ważne, bo udzielona przez niego odpowiedź okazała się poprawna, co w sumie niespecjalnie go zdziwiło. Takie ciekawostki wchodziły w głowę z niesamowitą łatwością, dlatego większego problemu można było spodziewać się dopiero przy praktycznej części zajęć. Rience nie chciał użerać się z wielkim, być może trudnym do opanowania psidwakiem, dlatego chcąc zminimalizować straty, zdecydował się na najmniejszego, jakiego tylko mógł wypatrzeć w tłumie. Nie miał doświadczenia ze zwierzętami, dlatego zupełnie nie spodziewał się dzikiego szczekania, które zaraz wydarło się z pyska rzeczonego stworzenia. Gdyby tylko szczekał to dałby sobie radę, tego był pewien, jednak pies wcale nie chciał mu pomóc. Wzbraniał się przed założeniem obroży wszelkimi możliwymi sposobami tak długo, że Rience postanowił odpuścić, machnąwszy na to ręką. Może Withman mu w tym pomoże?
Ilosc punktow w kuferku z ONMS: 0 Kostka - odpowiedź na pytanie: 6 Udzielenie poprawnej odpowiedzi:TAK Kostka - przygotowanie psidwaka: 4 Poprawne przygotowanie psidwaka:NIE
Lekcje opieki nad magicznymi stworzeniami uspokajały Cordelię. Może mało osób zdawało sobie sprawę z tego jak kojące potrafi być przebywanie wśród zwierząt, ale Ślizgonka całkowicie potrafiła to docenić. Po zajęciach z Vicario, czuła, że szczerze tego babska nienawidzi. Kto to słyszał, żeby rżnąć Ślizgonom punkty jak leci? Bezczelność, oj bezczelność. W każdym razie irytacja trzymała ją tak długo, że przeszło jej dopiero teraz, gdy zbliżała się do kamiennego kręgu, ponownie nerwowo miętosząc szkolną szatę. Wiadomość o tym, że będą uczyli się o psidwakach była dla niej swego rodzaju błogosławieństwem. Mimo, że chciałaby się nauczyć czegoś nowego, bardzo doceniała taką powtórkę w roku poprzedzającym OWUTEMy. Kto wie co ją czeka w przyszłym? Warto być gotowym na każdą ewentualność. Odpowiedź na pytanie była bardzo łatwa. Tego zdecydowanie uczyła się w zeszłym roku i dobrze to pamiętała, dlatego nie minęła chwila, a przyłączyła się do grona osób, które celowały dłońmi w niebo. Potem wybrała sobie psidwaka. Ot nie kierowała się przy tym żadnymi specjalnymi kryteriami, ale utrafiła naprawdę wspaniale. Zwierzę nie tylko pozwoliło sobie założyć obrożę oraz smycz, ale nawet dziękowało za ten gest liżąc ją po dłoniach. Delia z uśmiechem głaskała psidwaka po głowie i w ten sposób umilała sobie oczekiwanie na kolejne instrukcje profesora.
Ilosc punktow w kuferku z ONMS: 25 Kostka - odpowiedź na pytanie: nie muszę rzucać Udzielenie poprawnej odpowiedzi:TAK Kostka - przygotowanie psidwaka: nie muszę rzucać Poprawne przygotowanie psidwaka:TAK
Najważniejsze, to chcieć się rozwijać. W przypadku L'a to nic trudnego, skoro nadrabiał zaległości z niektórych przedmiotów, jeśli rzeczywiście pragnął coś osiągnąć. Nie chodziło już tylko o rywalizację w jednej dziedzinie, a o zwykłe ambicje. Chcąc nie chcąc, brał udział w szkolnym wyścigu szczurów nawet, jeśli nie był wielkim fanem wiedzy o magicznych stworzeniach. Chociaż, tak prawdę mówiąc, bardziej bał się, że je skrzywdzi własną niezdarnością, niż w jakikolwiek sposób się zbłaźni. Przywykł do tego, tak po prostu. Zajęcia w kamiennym kręgu zawsze kojarzyły mu się z runami, jednak tym razem musiał przemóc własne myśli, kiedy zaczął przysłuchiwać się słowom nauczyciela. Generalnie nie miał wielkiego problemu ze zrozumieniem tego, co przekazywał profesor, jednak nie był obyty w tego typu wiedzy i nie zdołał odpowiedzieć na pytanie. Wolał w ciszy i bez wychylania się przeczekać całą tę dziwną burzę na dodatkowe punkty, po czym przystąpił do zadania. Oczywiście, jak to w jego przypadku bywa, nie mógł wykonać go normalnie jak wszyscy. Wybrany przez Laverna psidwak, wyjątkowo wielki okaz, ciągle warczał i nie wiedział już, czy to przez to, co jadł dzisiaj na śniadanie, czy może zwierzęta go nie lubiły?
Ilosc punktow w kuferku z ONMS: 0 Kostka - odpowiedź na pytanie: 1 Udzielenie poprawnej odpowiedzi:NIE Kostka - przygotowanie psidwaka: 1 Poprawne przygotowanie psidwaka:NIE
Zajęcia z ONMS? Czemu by nie, zwłaszcza, że odbywały się na świeżym powietrzu. Co prawda on nie za bardzo przepadał za zwierzętami i one najwidoczniej to wyczuwały bo i za nim nie przepadały. Jedyne zwierzęta jakie lubił to te które jedyne dźwięki jakie z siebie wydawały to syk. W końcu jednego takiego gada trzymał w pokoju. Szczerze jednak wątpił w to by nauczyciel kazał zajmować się jakimiś wężami i najprawdopodobniej stanie się to tylko podczas jakiegoś szlabanu, a to i nawet wtedy co najwyżej będzie musiał posprzątać terrarium tych zwierzątek. To on już wolał pomęczyć się z innymi zwierzętami. - Dzień dobry - przywitał się z profesorem i skinięciami z pozostałymi osobami. Stanął sobie gdzieś i przysłuchiwał się słowom mężczyzny. A więc dzisiaj miał się pomęczyć z psidwakami. Kiedy je zobaczył nieco się uśmiechnął, dostrzegł bowiem, że miały dwa ogonki. - Przez mugoli, prosta sprawa. Przez niemagicznych musimy niszczyć ich wyjątkowość, by to nie zwracały na siebie ich uwagi - odpowiedział na pytanie, nie bardzo starając się nawet ukryć tą pogardę dla tamtych ludzi. Późniejsza część okazała się być trudniejsza, miał wyprowadzić psidwaka na spacer. Wybrał jakiegoś małego szczeniaka, który to spokojnie sobie siedział i wydawał się grzeczny, ale już po pierwszym spojrzeniu jakie Brandonowi posłał wiedział, że wybrał złego osobnika. Zachowywał się jak opętany, nie dał mu się do siebie zbliżyć, a co dopiero przygotować go na spacer. - Ten aby na pewno był szczepiony? Bo wygląda jakby był gotów się na mnie rzucić i zagryźć - mruknął zniechęcony ni to do nauczyciela ni do kogoś z uczniów czekając na kolejne polecenia nauczyciela.
Ilosc punktow w kuferku z ONMS: 2 Kostka - odpowiedz na pytanie: 5 Udzielenie poprawnej odpowiedzi:TAK Kostka - przygotowanie psidwaka: 4 Poprawne przygotowanie psidwaka:NIE
Po zielarstwie z Vicario nadszedł czas na nieco mniej ulubionego nauczyciela Rains - Withmana. Och, no dobra, to wcale nie było tak, że go nie lubiła. Był dobrze wykształcony i radził sobie na swoim stanowisku, czego nie można było powiedzieć o kilku nauczycielach, którzy przewinęli się przez Hogwart podczas Złotego Sfinksa. A to było wystarczającym powodem, by co najmniej go szanować. Dlatego właśnie Nashword nawet przez myśl nie przeszło, że mogłaby się spóźnić. Przy kamiennym kręgu była jeszcze przed czasem, ale natrafiwszy na Withmana, przywitała się z nim. Potem już wszystko potoczyło się z górki i było równie nijakie, jak zwyczajne zajęcia szkolne. Withman zadał pytanie, a po chwili niepewności Rains uniosła rękę. - Ogony rozdziela się między szóstym a ósmym tygodniem - rzuciła bezbłędnie, po czym dalej słuchała nauczyciela, zastanawiając się, co też będą musieli zrobić biednym psidwakom. Nie, żeby jakoś szczególnie przepadała za wszystkimi zwierzakami, które chciały mieć w dzieciństwie jej walnięte koleżanki, ale ten jeden był tak bardzo przyjebany, plącząc się i potykając o własne łapy. Podeszła do niego i wzięła go na ręce, a on zdawał się totalnie nie ogarniać, co się wokół niego dzieje. Merdał tylko ogonem w radosnym podnieceniu, które z wolna udzieliło się Rains, więc posłała mu niewielki uśmiech, który chętnie posyłała także nieco głupszym kolegom. Bez problemów założyła mu obrożę, oczekując dalszych instrukcji nauczyciela.
Ilosc punktow w kuferku z ONMS: 0 Kostka - odpowiedź na pytanie: 4 Udzielenie poprawnej odpowiedzi:TAK Kostka - przygotowanie psidwaka: 5 Poprawne przygotowanie psidwaka:TAK
Weszła odrobinę spóźniona na zajęcia, z wejścia trafiając akurat na pytanie profesora. Zerknęła na Eugeniusa, próbującego udzielić poprawnej odpowiedzi i aż uniosła brew zdziwiona. Piętnaście lat? Dobry strzał. Zakładając, ze część z tych psów będzie wtedy jeszcze żyć… Mimo, że nie była znawcą w opiece nad magicznymi stworzeniami, znaczną część książek czytanych na zajęciach znała już na pamięć. Zakładając, że nie widziało jej się na boisku, na pewno siedziała przed jakąś lekturą, żeby w momentach takich jak ten, móc udzielić poprawnej odpowiedzi. — W około trzecim tygodniu — rzuciła pewnie, chociaż wcale nie była przekonana do odpowiedzi. Coś jej się wydawało, że taka liczba rzuciła jej się w oczy, ale mogła się mylić. Kierując te słowa do profesora, akurat zrzucała z siebie torbę, kładąc ją na ziemi pod stopami. Ledwie zdążyła oprzeć się wygodnie ramieniem o stojący w pionie kamień, kiedy padła informacja o wyprowadzaniu psidawków na spacer. Odetchnęła ciężko, łapiąc za obrożę i smycz. Podeszła do jednego z większych osobników. Uznała, że ktoś tak wyrafinowanie prezentujący się na tle innych rozwydrzonych psów, powinien traktować temat odpowiednio poważnie, żeby nie robić problemów przy spacerze. Pomyliła się. Ledwie postąpiła kilka kroków przed siebie w kierunku zwierzęcia, a usłyszała chorobliwie dzwoniący w uszach warkot. Pies nastroszył się do tego stopnia, że kiedy zmniejszyła między nimi odległość jeszcze bardziej, miała wrażenie, że zaraz odgryzie jej rękę. Może udzielił się mu jej podły nastrój. Zmarszczyła brwi patrząc na niego wściekła, a on szaleńczo na nią warcząc. Też się dobrali. — Cholera. Stop — wycedziła w jego kierunku przez zęby, podchodząc jeszcze bliżej. Warkot stał się jeszcze intensywniejszy i głośniejszy. Spróbowała to zignorować, zakładając mu obrożę, co skończyło się wyjątkowo brawurowym chapnięciem. Cofnęła ręce przed zębami małej wrednej bestii, marszcząc brwi. — Chyba ze mnie kpisz… — mruknęła niezadowolona, spoglądając na Rience’a, który stał niedaleko. Zawiesiła na nim wzrok, spodziewając się, ze może jeśli zajął się swoim skubańcem, zajmie się też jej? Zero szans. Jemu zadanie szło prawdopodobnie jeszcze gorzej niż jej. Odchyliła sfrutrowana głowę do tyłu, patrząc wymownie w niebo. — Ughhh — syknęła, zamachnąwszy się z frustracją smyczą, co pies potraktował jako atak na jego osobę, bo warknął jeszcze głośniej. Aż odskoczyła do tyłu, wpadając nie na kogo innego, jak Enzo. Właśnie, @Enzo Halvorsen… — Cześć, mistrzu. To może pokażesz mi, co jest takiego świetnego w opiece nad magicznymi stworzeniami, czego nie ma w miotlarstwie? — spróbowała go sprowokować, wystawiając w jego kierunku smycz.
Ilosc punktow w kuferku z ONMS: 3 Kostka - odpowiedz na pytanie: 3 Udzielenie poprawnej odpowiedzi:NIE Kostka - przygotowanie psidwaka: 1 Poprawne przygotowanie psidwaka:NIE