Tuż przy wiszącym moście znajduje się to niezwykłe miejsce. Nikt nie wie kto, kiedy i po co ustawił tutaj te kamienie. Możliwie, że były jeszcze nim zbudowano Hogwart. Każdy kto usiądzie w środku, zamknie oczy i w zupełne ciszy wsłuchiwać się będzie w otaczające odgłosy ma szanse usłyszeć ciche szepty zamieszkujących to miejsce duchów.
Spojrzał na osóbkę, która zjawiła się znienacka, Oj Lugh masz na mnie zły wpływ, zaczynam zapominać o otoczeniu, a to się może źle dla nas skończyć. Odwrócił się i spojrzał na dziewczynę która właśnie przyszła: -A kim bym był gdybym chował to piękno ukryte, Pstrykaj jeśli chcesz, przy okazji miło poznać- Wstał i skłonił się- Aleksander, a ten latający gagatek to Lugh- Podniósł rękę a Feniks wylądował z gracją na jego ramieniu.- Pozwól że przedstawię Lugh Elliot Elliot Lugh.- Uśmiechnął się, gładząc feniksa po głowie.
Spokojnie, z jej strony nie grozi mu nic poza... eee... lepiej nie uprzedzać. Z czasem sam się domyśli. Nie trzeba nikogo straszyć. - Miło mi. - Uśmiechnęła się do Aleksandra, jak się prze chwilą dowiedziała. Miała nadzieję, że zapamięta jego imię. Nie, żeby jej to nie obchodziło. Wręcz przeciwnie. Problem w tym, że nigdy nie miała pamięci do imion. Poza tym uważała je za zbędne. W końcu nie oddawały charakteru osoby, która je nosi, ot co! - Witaj Lugh - pogłaskała feniksa po łebku. Odsunęła się trochę i wyłączyła lampę, żeby nie odstraszyć stworzenia. Pstryknęła parę zdjęć. Nooo... wyszły przyzwoicie. Model oczywiście był wspaniały, chodziło o jej wątpliwy talent do fotografii. Ale dość o tym. - Jest piękny. Gdzie go wynalazłeś?
- Ujmijmy że można go nazwać, darem miłości- uśmiechnął się mówiąc to- A udało mi się go dorwać w małym sklepiku w Londynie, ale to mało istotne. Wzruszył ramieniem wypuszczając Lugha by mógł polatać- Tak jest piękny, szczególnie w locie- powiedział patrząc na latającego w górze feniksa- Mam nadzieje na odbitki zdjęć, miła panno. Tak przy okazji co sprowadziło Cię tu w tak rześki poranek.- Mówił patrząc na Elliot.
Dar miłości? Ładnie powiedziane. Zapamięta to sobie i kiedyś użyje. Może tak powiedzieć o... o... coś się wymyśli. Zawsze miała sentyment do tych ptaków. - Musiałabym tam kiedyś zajrzeć, skoro można tam kupić takie cuda. - Ciekawe czy sklepik mieścił się na Śmiertelnym Nokturnie czy też nie... byłoby ciekawie, gdyby jednak tam właśnie był, ot co. - Oj tak, jest przepiękny - przyznała Aleksandrowi rację zadzierając rudą główkę i obserwując feniksa. - Ależ nie ma sprawy. Prześlę ci je najszybciej jak się da. - Uśmiechnęła się do studenta. - Dobre pytanie. A najlepszą odpowiedzią byłby chyba "przypadek". Albo raczej intuicja. O Panu Psychologu wspominać nie będzie. Jeszcze by pomyślał, że jest wariatką. - Coooo studiujesz? - przekręciła głowę na bok i spojrzała badawczo na mężczyznę. Na jej oko coś z eliksirami, o.
- Jestem na WMK jeśli to trochę rozjaśni twoją niewiedze- Spojrzał na Elliot- Może usiądziemy, chyba że preferujesz stać- wskazał dwa obalone menhiry stojące opodal kręgu- Co do sklepiku, jeśli pragniesz takiego ptaszka, oj uprzedzam nie należy do tanich- A jeśli będziesz mi chciała przesłać te zdjęcia masz tu moją wizytówkę- podał kartelusik z treścią Aleksander Brendan Anglesey a pod światło drobnym drukiem alchemik.
Oj rozjaśniło, rozjaśniło. Czyli miała rację, proszę państwa. Miała rację! Nie, żeby się tego nie spodziewała, ale miło jednak usłyszeć coś z wiarygodnego źródła. - A owszem, rozjaśniło. - Uśmiechnęła się na swój sposób rozbrajająco. - Chętnie usiądę. Jak powiedziała, tak też zrobiła i przysiadła sobie na wskazanym przez studenta menhirze. - Zdaję sobie sprawę z tego, że dużo kosztują. Ale są takie piękne i użyteczne. Warto zainwestować. - Nie mogła oderwać wzroku od Lugh. Wzięła z ręki Aleksandra karteluszkę i schowała ją do torby razem z aparatem. Najpierw jednak przyjrzała się jej dokładniej i zauważyła malutki napis "Alchemik". Nie chciała stwierdzać rzeczy oczywistej, więc nie powiedziała niczego w stylu "Oooo.... jesteś alchemikiem". - W jakich eliksirach się specjalizujesz? - Kto wie, może w przyszłości skorzysta z jego usług?
- Głownie w tych eksperymentalnych, po prostu zajmuje się pozyskiwaniem, modyfikacją przywracaniem starych przepisów, czasem na ich podstawie tworząc nowe, po części też kolekcjonuje stare receptury, bądź też jakieś specyficzne- Spojrzał na Elliot- mam nadzieję że nie przynudzam i w ramach uprzedzenia mówię, że zapłata za moje usługi bywa nietypowa-spojrzał na jej reakcje, i po chwili ciszy kontynuował: - Za swe usługi proszę jeno o przepis bądź recepturę której nie znam, a jeśli takowej nie znasz to opłatę przyjmuję w złocie- uśmiechnął się znów spoglądając na latającego Lugha-
O! Eksperymenty to ona wręcz uwielbiała. Od czego była pracownia tatusia, bezpiecznie oddalona od domu i żywych istot? Trzeba przyznać... parę razy o mało się tam nie zabiła, ze dwa razy całe pomieszczenie opaćkała, a przynajmniej raz przez nią wybuchło. Ale przecież to tylko dziecinne zabawy. Po co komu eliksir powodujący zmianę koloru oczu na fiolet? Chyba tylko jej. Albo taki... ja wiem... zlepiający sznurówki. Owszem, były różne kleje itp, ale jej "dzieło" sklejało wyłącznie sznurówki i to nieodwracalnie. Idealnie nadawał się do robienia kawałów nadzianym gościom, he he. Jej tata to co innego. Wynalazł parę na serio pomocnych, ale nie mogła się nimi dzielić od tak. Wcale a wcale jej nie zanudzał. Słuchała go bardzo uważnie, wpatrując się w latającego nad nimi feniksa. - A masz może eliksir na kaca? - Przechyliła lekko głowę na bok. Owszem, miała go od ojca, ale jakoś dziwnie było go prosić o więcej w wieku 16 lat, czyli bądź, co bądź niepełnoletnim.
Zaczął się śmiać- Do czego to dochodzi mówię o eliksirach o znacznej mocy a tu wyskakują mi o eliksir na kaca- spojrzał na Elliot- całą gamę takich eliksirów mam w zanadrzu, wszystko zależy od siły kaca, i czasu potrzebnego na rekonwalescencje-uspokoił się- od zwykłych detoksykujących, po wersje które są ekstremalne, i postawią nawet upojonego w stanie totalnego zamroczenia że w ciągu 5 minut będzie wyglądał jak uczeń szkółki niedzielnej, przestrzegający abstynencji- Na jego twarzy zagościł dziwny grymas- ale to środek ostateczny, no i oczywiście znam też przepisy na środki kaca powodujące, nauka w Durmstrangu niesie korzyści.
Bo ona łatwo skacze z tematu do tematu, choć pozornie od niego tak bardzo aż nie odbiega. - Oj tam... to tylko taka mała różnica. - Zaśmiała się. - W takim razie... kiedy zdarzy mi się taki przypadek i upiję się tak, że nie będę pamiętać jak mam na imię, to się do ciebie zgłoszę. Nie, żeby takie coś zrobić chciała. Nie w tym rzecz. Ale wiadomo... przypadki chodzą po ludziach. Być może niedługo schleje się przepyszną sherry, kto wie? A w razie czego, mogłaby też wziąć i ten kaca powodujący. Taki mały, niewinny psikus. - Jesteś z Durmstrangu? Jak tam jest? - Spojrzała na niego uważnie. Baardzo ją to interesowało, gdyż iż kiedyś miała tam być. Chciała wiedzieć, co straciła.
- Jest tam dużo zieleni, rześki klimat, interesujący tryb nauczania, i rozwinięta sieć zajęć pozalekcyjnych- zastanowił się- Trudno o tym opowiedzieć osobie która nigdy tam nie była, a tym bardziej nie zna tamtych rejonów, specyfika klimatyczna nie ta ale w jądrze to szkoła magiczna o trochę innym programie nauczania i innym podejściu jest znacznie bardziej elastyczna w pewnych sprawach.
Hm... dużo zieleni - to dobrze. Ale i tak za nic nie zamieniłaby Hogwartu na Durmstrang. A już tym bardziej poznanych tutaj ludzi. Owszem, tam również ludzie mogli być interesujący, ale kurde... tu ma swoich przyjaciół, ot co. - A kto powiedział, że nie byłam nigdy w tamtych okolicach? - spytała zaczepnie, ale z uśmiechem na twarzy. Tak, trudno to sobie wyobrazić, ale jak się wysilicie, to to zobaczycie. - Kiedyś odwiedziłam tamtejsze okolice, ale raczej w celach rekreacyjnych, a nie edukacyjnych.
- To po cóż człowieka męczysz, jeśli wiesz jak wygląda okolica- pokiwał głową, naprawdę ciekawa osóbka, przyjemnie się tu siedziała ale muszę rozprostować kości, spotykałem coraz zabawniejsze postacie. Wstał wyprostował się- Wybacz przyjemnie się gawędzi a trza ruszyć tyłek na śniadanie, i Lugha nakarmić, Liczę że kiedyś znów się spotkamy- Pokłonił się uprzejmie, i wziąwszy laskę w dłoń ruszył przez błonia w kierunku zamku, a w ślad za nim leciał Lugh.
- Tak z ciekawości - uśmiechnęła się szeroko - miło poznać zdanie kogoś innego. Słyszała jego słowa, a jakże. Ale jakoś tak przez chwilę nadal siedziała nie zdając sobie sprawy, że dotychczasowy towarzysz się z nią żegna. Dopiero jak Aleksander się pokłonił, zorientowała się, o co chodzi. - A, tak. Jasne. Nie ma sprawy. Do zobaczenia - pomachała do niego, kiedy zaczął się kierować w stronę zamku. Siedziała jeszcze tak bez określonego celu, bawiąc się wyciągniętą z torby wizytówką studenta. Klapnęła się w głowę i ruszyła do zamku. Przecież musi wywołać zdjęcia Lugha!
Nie było łatwo odnaleźć to miejsce, w sumie zawsze miałem problemy ze znalezieniem jakiegokolwiek miejsca w tej szkole. Nie żebym się nadmiernie śpieszył, ale nienawidziłem spóźniać się, lekko sfrustrowany wszedłem w krąg. Rozejrzałem się i spostrzegłem nadchodzącego Aleksandra, a więc nie spóźniłem się! Już lekko rozluźniony zacząłem rozmowę. - Witaj Aleksandrze, wybacz, że ponownie zajmuję twój czas. Przebywam w szkolę już od około miesiąca i zaobserwowałem kilka ważnych dla mnie spraw. Jedną z nich jest to, że nawet jeśli jestem w stanie posługiwać się magią, jestem w tym słaby, po prostu nie nawykłem do korzystania z zaklęć. Chciałbym dowiedzieć się więcej na ten temat, szczególnie interesują mnie moje ograniczenia i jak je przezwyciężyć. - sądzę, że rozmowa z doświadczonym studentem może mi w tym wszystkim pomóc, ostatnio w wielu sprawach polegam na innych osobach, ale doszedłem do wniosku, że muszę się rozwijać, a to jedyna droga jak dla mnie. Przynajmniej innej nie widzę.
- Ach więc o to Ci chodzi dobrze, z zaklęciami sobie jakoś radze, nawet całkiem dobrze. Więc pomogę ale co dokładnie rozumiesz przez ograniczenia,- podszedł do menhira i usiadł na nim - Jak rozumiem nie przechodziłeś standardowego szkolenia magicznego- Spojrzał na swojego możliwie przyszłego ucznia- I nie znasz tych książek- wyciągnął z torby podręczniki poniszczone z używania ich, - wziąłem je ze sobą na wszelki wypadek może pomogą, w której jesteś klasie
- Masz rację nie uczęszczałem do żadnej szkoły wcześniej. Szkoliła mnie moja rodzina dokładnie jej żeńska część. - wziąłem książki które pokazał mi student i zacząłem je wertować by sprawdzić czy rzeczywiście miał rację. - Nie sądzę bym na swój wiek odstępował od reszty uczniów, przynajmniej tiara przydziału tak zadecydowała. Jestem w szóstej klasie, a dom do którego należę to Slytherin nie wiem czy to ma jakieś głębsze znaczenie, ale nie pojmuję tego podziału na domy. - zmieniłem książkę na następną, muszę przyznać, że nie poznawałem żadnej z nich jak do tej pory – Co do ograniczeń o jakich wspominałem, sam nie jestem pewien. Jednym z nich jest moje wzbranianie się przed używaniem zaklęć, wychowywałem się w dużym kontakcie z mugolami dlatego często nie wolno mi było posługiwać się magią. To jeden z moich problemów, prędzej poszukam rozwiązania które uwzględni fizyczną działalność jak walka bronią białą niż użycie magii. Drugą rzecz zaobserwowałem jeszcze w rodzimych stronach, podczas treningów moje starsze siostry używały zaklęć bez słów. Zresztą większość kobiet w mojej rodzinie które ukończyły dwudziesty rok życia to potrafiły, chciałbym wiedzieć czy to powszechna umiejętność i czy jest dostępna także dla mnie. - skończyłem przegląd podręczników, niestety nie wiele zyskałem poprzez to – Poznaję tylko tą książkę innych nie znam. - podałem jeden z większych woluminów.
- Ach czyli spotkałeś się z niewerbalnymi zaklęciami- uśmiechnąl się -faktem jest że nauczyć się tego sposobu rzucania zaklęć mogą wszyscy czarodzieje nie znaczy że wszyscy to robią, lub im się udaje odpowiednio dobrze to opanować, musisz wiedzieć, że akurat to wymaga większego skupienia i woli by rzucić zaklęcie, ale ma to swoje plusy, jak już uda ci się raz wiedzieć będziesz jak rzucić inne bez użycia słów, zróbmy test praktyczny o poćwiczymy z czymś prostym- Rozejrzał się i skierowawszy różdżka gałąź użył niewerbalnie Accio i przyciągnął ją do siebie- Znasz mam nadzieje Vingardium Leviosa- to zaklęcie wypowiedział lewitując gałąź- spróbujemy z tym na początek, potem użyjemy tego na trochę innych warunkach w ramach pojedynku na zaklęcia.
Zaklęcie było podstawowe, ale praktycznie nie stosowane przeze mnie, niby w jaki celu miałbym je używać? Ale prawdą też było, że należało do najprostszych, więc Aleksander miał rację to dobry wybór. - Dobrze, więc co mam robić? Samo zaklęcie nie sprawia mi problemów chociaż, bardzo rzadko je używam. - wyciągnąłem różdżkę i czekałem na dalsze instrukcje, nie miałem pojęcia co powinienem robić. Ale najważniejsze było to, że byłem w stanie opanować tą zdolność, więc posiadałem cel który zamierzałem osiągnąć.
Opuścił gałąź na ziemię- Dobrze od czego by tu zacząć, jak wiesz wypowiedzenia zaklęcia na głos jest jakby wyzwalaczem uwalniasz moc w sposób w jaki opanowałeś, a słowa zaklęcia są po prostu jakby kierunkowskazem, który pozwala Ci ukształtować moc, w wypadku niewerbalnego zaklęcia czynisz to samo co z werbalnym tyle że nie wypowiadasz słów a skupiasz się i wskazujesz wolą efekt jaki chcesz uzyskać, w skrócie musisz z wizualizować sobie że wypowiadasz to zaklęcie ale go nie wypowiadając użyj teraz swojej woli i determinacji, a to w ramach pomocy- rzucił w Yavana niewerbalnie Językolep.- nie możesz nic mówić więc jedynie niewerbalnie użyjesz magii, tu dużo się nie tłumaczy a więcej ćwiczy, miło że się zgadzasz milcząc, a teraz spraw by gałąź zaczęła lewitować, ja w tym czasie sobie usiądę i poczytam.
Zaskoczyła mnie reakcja studenta, ale już po chwili się uśmiechałem w jego kierunku. Zawsze wolałem wymagających i niezbyt miłych nauczycieli, byłem do nich przyzwyczajony. Poczułem się prawie jak w domu kiedy moje siostry i reszta nauczających znęcali się nade mną, do dzisiaj miałem pamiątki w postaci blizn prawie na całym ciele po tych wydarzeniach. Wytłumaczenie było krótkie i proste, miałem polegać na wizualizacji, starym ćwiczeniu które było często wykorzystywane w moim toku nauki. Więc zaczynajmy, spojrzałem na gałąź i skupiłem się, przed wizualizacją musiałem oczyścić umysł praktycznie przechodząc w stan medytacji co zajęło mi niewiele czasu, natomiast próby rzucenia zaklęcia to już całkiem inna historia. Trudno było tego dokonać ponawiałem próbę za próbą, już od godziny może dwóch nie byłem pewny, pot zalewał mi oczy kiedy pojawił się pierwszy efekt lekkie zauważalne drgnięcie gałęzi. Odetchnąłem głębiej i spojrzałem na Aleksandra, musiałem odpocząć przynajmniej kilka minut inaczej kontynuowanie nie miało sensu.
Od czasu do czasu spoglądał na Yavana, widzę że się męczy, eh po tych dwóch godzinach czas mu dać chwile wytchnienia, wstał i otrzepał się, podszedł do wymęczonego Chłopaka, wyciągnął różdżkę i używając Finite zdjął językolepa z niego- Chyba już podstawy zrozumiałeś, ale nie przejmuj się , mi udało się dopiero po paru dniach podobnych ćwiczeń tyle że ćwiczyliśmy na sporym mrozie ale przynajmniej nauczyli. Jak już uda ci się użyć niewerbalnego przy tym zaklęciu pojmiesz ogólną zasadę, potem będzie lepiej co powiesz na mały posiłek, mam ze sobą akurat trochę prowiantu.
Skinąłem głową akceptując z wdzięcznością propozycję posiłku. Rzeczywiście byłem bardzo głodny i zmęczony, tego typu zaklęcia są trudne i wymagające ogromnego skupienia, ale za to dają niezwykłe korzyści. Podszedłem do Aleksandra, muszę z nim omówić jeszcze jedną sprawę. - Jest to trudne, ale wykonalne za jakiś czas będę w stanie tego dokonać. Martwi mnie coś innego nawet jeśli będę w stanie użyć zaklęcia nie werbalnego na nic mi się to zda ponieważ nie mam doświadczenia w używaniu nawet werbalnych zaklęć. Czarowałem tylko i wyłącznie podczas treningów nigdy w normalnym życiu. - to była wielka przeszkoda, jak miałem walczyć w pojedynku magicznym jeśli nigdy tak naprawdę nie toczyłem żadnego. To co robiłem podczas ćwiczeń się nie liczyło zawszę powtarzałem odpowiednie sekwencje ze znanymi mi osobami. - Ale to zostawmy na kiedyś indziej, nie powinienem skupiać się na zbyt wiele sprawach.
- Dobrze masz tu spis zaklęć które ci pomogą w walce naucz się ich, i ćwicz dość wytrwale a może kiedyś będzie z Ciebie czarodziej w pełnej krasie bo widzisz, gdy poznasz zaklęcia, i zrozumiesz ich naturę, nic nie zdoła ci przeszkodzić i będziesz w stanie nawet wpływać na efekty działania popatrz większość ludzi kojarzy zaklęcie Aquamenti z tym -wystrzelił delikatny strumień wody- kiedy osiągniesz odpowiedni poziom skupienia możesz uzyskać to -wyciągnął różdżkę i wycelował w gałąź używając Vingardium Leviosa uniósł ją wysoko w górę po czym szybkim gestem rzucił Aquamenti wystrzelił z różdżki cienkim strumieniem wody pod dużym ciśnieniem przecinając gałąź w locie.
Przyglądałem się małemu pokazowi przygotowanemu przez Aleksandra, musiałem przyznać, że byłem pod wrażeniem. Oczywiście wiedziałem że trening czyni mistrza i ćwiczenie danych zaklęć prowadzi do ich wzmocnienia, ale i tak miło było zobaczyć przykład na własne oczy. Tak muszę przyznać, że obowiązków zaczyna mi przybywać co sprawiało mi niewypowiedzianą radość. Dlaczego? Ktoś by zapytał, a odpowiedź była by zaskakująco prosta dzięki obowiązkom czułem się pewnie oraz przypominało mi to dom. - Będę się ich uczył, chociaż zakładam że większość znam tylko nie stosowałem ich często. Pożyczyłbyś do tego kilku książek? - jak zawsze odnalezienie niewielkiej butelki z korzennym winem które przeważnie nosiłem przy sobie zajęło mi sporo czasu. Kiedy już miałem w dłoni ów przedmiot podałem go studentowi i na powrót moje dłonie zagłębiły się w kieszeniach kurtki poszukując mojej ulubionej czekolady.
-A bierz jak znasz rosyjski a notki odczytasz po walijsku- uśmiechnąłem się- bo podręczniki mam jeszcze z Durmstrangu ale raczej da się załatwić podręczniki z Hogwartu, dodatkowo będziesz musiał nadrobić zaległości ale da się to zrobić w pigułce w końcu są to proste zaklęcia. Usiadłem spokojnie koło Yavana, biorąc od niego butelkę przelałem wino do kubka niech się napowietrzy.