Tuż przy wiszącym moście znajduje się to niezwykłe miejsce. Nikt nie wie kto, kiedy i po co ustawił tutaj te kamienie. Możliwie, że były jeszcze nim zbudowano Hogwart. Każdy kto usiądzie w środku, zamknie oczy i w zupełne ciszy wsłuchiwać się będzie w otaczające odgłosy ma szanse usłyszeć ciche szepty zamieszkujących to miejsce duchów.
Cecilly wyszła z Zamku by pooddychać świeżym, cudownie znajomym powietrzem. Niewątpliwie przywiązywała się do miejsc, Hogwart stał się dla niej drugim domem - byłby tym jedynym, gdyby był tu Wintrop, jednak jej serce w pierwszej kolejności wyrywało się tam, gdzie był jej brat. Jednak Hogwart był jednak miejscem, gdzie nauczyła się najwięcej - nie tylko zdobywała wiedzę, ale i doświadczenie życiowe. Poznała ludzi, i z tych dobrych, jak i tych drugich, którzy przede wszystkim przejmowali się sobą. Co by się nie zdarzyło, to właśnie ten zamek kojarzył się jej najlepiej. Chłodny podmuch wiatru owinął się wokół niej, wdzierając brutalnie do rękawów płaszcza i gryząc chłodem odsłoniętą szyję. Cess uniosła dłonie i owinęła wokół niej szalik, który do tej pory zwieszał się luźno z jej ramion. Nie patrzyła, dokąd prowadzą ją nogi. Wkrótce znalazła się w pobliżu kamiennego kręgu. Co prawda nigdy nie była przywiązana do tego miejsca - zazwyczaj, kiedy jeszcze była uczennicą Hogwartu, w chwilach wolnych można było ją spotkać w pobliżu Bijącej Wierzby. Dziewczyna westchnęła głośno i pogrążyła się w rozmyślaniach o przeszłości - nie odpychając tych najboleśniejszych wspomnień - w końcu były częścią niej - i zaczęła iść slalomem między kamieniami.
Elizabet wzdychając wyszła z budynku. Chłodne powietrze sprawiło, że zadrżała, ubrana nieadekwatnie do pogody. Niemalże się przewróciła na schodach, łamiąc obcas. Klnąc pod nosem wolno szła po trawie uważając, by się nie potknąć. Usiadła przy jednym z wielu krzewów. Wyjęła książkę, ale nie zagłębiła się w lekturze. Jej uwagę przykuła lśniąca tafla jeziora. Dziewczyna podeszła i zanurzyła rękę w lodowatej wodzie.
Lilyanne Wayland
Rok Nauki : I
Wiek : 29
Czystość Krwi : 90%
Dodatkowo : fachowe robienie zdjęć lucjanowi pod prysznicem ♥
Lily siedziała pod sosną, i szkicowała kamienne kręgi, kiedy zauważyła dziewczynę o długich włosach, która kierowała się w stronę pobliskich krzewów. Chyba jakaś nowa, nie widziałam jej wcześniej... - pomyślała. Wytężyła wzrok szukając szalika, czy plakietki o barwach jednego z domów Hogwartu. Nie zauważyła nic takiego. Cóż, ciekawość i w tym przypadku wzięła górę. Dziewczyna zamknęła zeszyt i wrzuciła go razem z ołówkiem do torby, po czym ruszyła w stronę dziewczyny. - Cześć - posłała dziewczynie nieśmiały uśmiech. Skierowała wzrok na jej ubranie. Nic. - Jesteś nowa? Dokąd Ciebie przydzielili? - zapytała. Chciała usiąść obok niej, ale nie zrobiła tego. W razie gdyby dziewczyna nie chciała z nią rozmawiać - wycofałaby się, nie żałując swojego postępowania.
Dziewczyna uśmiechnęła się mocząc dłoń w jeziorze. Rozejrzała się i zauważyła jak jakaś dziewczyna o czekoladowych włosach zbliża się do niej. Wyjęła rękę z wody i wytarła ją o wodą, gdy nieznajoma podeszła i spytała: - Cześć. Jesteś nowa? Dokąd ciebie przydzielili? Elizabet nie odwzajemniła uśmiechu. - Nie jestem nowa i chodzę do Slytherinu. Tak w ogóle, co ty robisz?
Lilyanne Wayland
Rok Nauki : I
Wiek : 29
Czystość Krwi : 90%
Dodatkowo : fachowe robienie zdjęć lucjanowi pod prysznicem ♥
-Ou. Jakoś wcześniej Ciebie nie zauważyłam - zmieszała się. Dziewczyna o mało nie pacnęła się w czoło. Możliwe, że Ślizgonka chciała pobyć sama, a Lil jej tylko zawadzała. - Cóż, miałam dość murów zamku i pomyślałam, że może najdzie mnie wena, kiedy je opuszczę, a wtedy... Nie dokończyła. Nie lubiła opowiadać o tym, że w wolnym czasie sobie rysuje. Cóż, postanowiła ponowić próbę nawiązania kontaktu z dziewczyną, ale obiecała sobie, że jeżeli teraz jej się nie uda, to da sobie spokój i odejdzie. Możliwe, że nie jest tu mile widziana. - Lily jestem, z Gryffindoru - przedstawiła się. Mówiąc o tym, że należy do domu Godryka skrzywiła się nieco, co chyba nie uszło uwadze szatynki. - Nie przeszkadzam ci? - spytała.
- Tak właściwie to nie robiłam nic interesującego - Elizabet odparła spokojnie. Nie chciała, by ktoś się dowiedział o tym, że pisze. Co prawda dziewczyna nie szukała przyjaciół, ale nie była na tyle ograniczona, żeby od razu zamykać się na innych. To robiła dopiero po drugim spotkaniu. - Jestem Elizabet - przedstawiła się.
Lilyanne Wayland
Rok Nauki : I
Wiek : 29
Czystość Krwi : 90%
Dodatkowo : fachowe robienie zdjęć lucjanowi pod prysznicem ♥
- Miło mi Ciebie w końcu poznać - przykucnęła na sporym kamieniu. Wolała na razie trzymać odpowiedni dystans. Miała wrażenie, że Eli... pardon, Elizabeth, jest osobą niezbyt ufną, i aby ją bliżej poznać trzeba się trochę namęczyć. Gryfonce imponowały takie osoby, sądziła, że są odważne, a przez swoje zachowanie otaczają się tylko prawdziwymi przyjaciółmi. - Nie wiem, jak to się stało, że jesteśmy z tego samego rocznika, a wcześniej się nie spotkałyśmy - powiedziała. Nagle jej przyszło na myśl, że dziewczyna się trochę izolowała i unikała znajomości z innymi, zwłaszcza z Gryfonami. Mimo wszystko nie zraziło to Lil, chciała bliżej poznać tę Ślizgonkę.
Dziewczyna patrzyła, jak gryfonka siada na kamieniu i twardo prowadzi rozmowę. Widać, była bardzo upartą osobą. Elizabet dyskretnie starała się schować zeszyt do torby, aczkolwiek nie była pewna, czy Lily to zauważyła. Jednak nadal uważnie słuchała słów nowej znajomej. - Nie lubię być w centrum uwagi - odpowiedziała na niezadane pytanie, rozsiadając wygodniej.
Lilyanne Wayland
Rok Nauki : I
Wiek : 29
Czystość Krwi : 90%
Dodatkowo : fachowe robienie zdjęć lucjanowi pod prysznicem ♥
- Cóż, pod tym względem chyba nie jesteś typową Ślizgonką? - uniosła brew i spojrzała na Elizabet z zainteresowaniem. - W sumie to uważam, że Slytherin musi być ciekawym domem. U was na pewno zawsze się coś dzieje i jest ciekawie. Ktoś komuś dokuczy, czy coś powie, a druga osoba się odgryzie... - uniosła kącik ust w półuśmiechu. - Podoba ci się tu? Nie tęsknisz czasem za domem? - spytała dziewczynę i spojrzała w jej bystre, niebieskie oczy. W tym momencie zdała sobie sprawę, że Ślizgonka jest naprawdę ładną dziewczyną, ale żeby to odkryć , trzeba jej się bliżej przyjrzeć. Z zewnątrz wygląda na osobę trochę oschłą i zimną, która ma wszystko gdzieś, jednak w środku jest trochę zamknięta w sobie. Tak, Eli była naprawdę intrygującą osobą.
- Nigdy nie tęsknie za domem. Wolę być tu - odpowiedziała Eli. Nie bardzo lubiła opowiadać o swoim domu i właściwie nigdy tego nie robiła. Bo w gruncie rzeczy czuła, jakby nie miała domu. Spojrzała gryfonkę próbując odgadnąć, czemu zdecydowała się zagadać. Ślizgonka już z daleka wyglądała na kogoś samotnego. Nie zależało jej na nowych znajomościach. - A co, w Gryffindorze jest tak nudno? - spytała, wracając do poprzedniego tematu.
Lilyanne Wayland
Rok Nauki : I
Wiek : 29
Czystość Krwi : 90%
Dodatkowo : fachowe robienie zdjęć lucjanowi pod prysznicem ♥
Słysząc odpowiedź dziewczyny, uśmiechnęła się w duchu. No proszę, nie tylko ona nie tęskniła za rodziną. Teraz jej domem był Hogwart, tu przynajmniej nie musiała się interesować i przejmować kłótniami domowników, nikt jej nie rozkazywał, ani nie zawracał głowy. W szkole czuła się sobą. - Cóż, Gryffindor niby jest w porządku... ale brakuje mi takiej adrenaliny. Tutaj wszyscy są dla siebie cholernie mili, nawet, jeżeli nie bardzo darzą się sympatią. No i nawet, jak sobie po prostu sama siedzisz, to zaraz znajdzie się ktoś z pytaniem: „Czy coś się stało?" , chociaż nie wyglądasz na zmartwioną. Wolałabym, żeby normalnie zagadali, to przecież nie takie trudne. - Lubisz OPCM? - spytała, ni stąd, ni zowąd. Elizabet wyglądała po prostu Gryfonce na dziewczynę z charakterem, która twardo stąpa po ziemi. I miała pewność, że jeżeli dziewczyna będzie chciała zakończyć rozmowę, to po prostu to zrobi, co w jakiś sposób sprawiało, że Lil już ją polubiła. Tak, Gryfonka chyba nie była normalna...
Na dworze robiło się coraz zimniej, mimo to dwie uczennice Hogwartu twardo próbowały rozmawiać. I nawet się to im udawało. Jedna z nich, o długich, brązowych włosach i w złamanym obcasie podziwiała upór towarzyszki. Gryfonka twardo dalej ciągnęła dziwną konwersacje. Ewidentnie nie zrażały jej skąpe odpowiedzi rozmówcy. - OPCM jest ciekawym przedmiotem... - odpowiedziała ślizgonka. Było coś urokliwego w Lily, wydawała się godna zaufania, jednak żeby przekonać do siebie Eli, trzeba było dokonać niemal cudu. - A ty, lubisz obronę? - zapytała.
Lilyanne Wayland
Rok Nauki : I
Wiek : 29
Czystość Krwi : 90%
Dodatkowo : fachowe robienie zdjęć lucjanowi pod prysznicem ♥
- Ja ogólnie jakoś w ogóle nie przepadam za przedmiotami szkolnymi. Nie lubię się uczyć, to marnowanie dnia. W końcu można w tym czasie zrobić wiele bardziej interesujących rzeczy... chociaż chyba wszystko jest ciekawsze, niż nauka, hm? - spojrzała na swoją towarzyszkę zza kurtyny czekoladowych loków. Długo się nad tym zastanawiała i stwierdziła, że nadszedł czas, aby zadać to pytanie. Dziwne, Lily była zawsze otwarta i śmiała, ale przy Ślizgonce jakoś się... zamykała? Stresowała? Może dlatego, że od dziewczyny biła aura niezależności, silnego charakteru. Albo dlatego, że Elizabet była całkowicie nieprzewidywalna, Lily nie umiała jej rozgryźć. Imponowało jej to. - Słuchaj, Eli... - pomyślała, że dziewczynie mogło się nie spodobać to, jak ją nazwała i od razu tego pożałowała. - Miałabyś ochotę wybrać się na kremowe piwo, czy coś innego? Robi się już zimno - uśmiechnęła się do niej. Tak, coraz bardziej wiało, a obie nie były ubrane adekwatnie do pogody. Lily nie chciała, żeby któraś z nich się przeziębiła. W sumie to obojętne jej było, gdzie się wybiorą ( o ile, oczywiście, Elizabet przystanie na jej propozycję, co było wielką niewiadomą! ). Ważne, żeby były w jakimś ciepłym pomieszczeniu, a wtedy Gryfonka dalej mogłaby podtrzymywać rozmowę. Może inni uznaliby tą konwersację za niezbyt ciekawą, ale dla dziewczyny ona wiele znaczyła. Nie na co dzień poznaje się takie charakterystyczne osoby.
To był cudowny zachód słońca, i niesamowicie byłoby obejrzeć go z bliska, mimo lodowatego wiatru. Jednak pewna brązowowłosa dziewczyna była zbyt zaskoczona, by mogła podziwiać to zjawisko Zawsze stroniła od ludzi, więc jakie było jej zdziwienie, gdy towarzyska wyskoczyła z tym pytaniem. Wiatr owiewał jej twarz, gdy, nie dając po sobie poznać zaskoczenia, zgodziła się. Co ma do stracenia? - To gdzie idziemy? - spytała, wstając.
Świeże powietrze było przesycone tajemniczą, aczkolwiek fascynującą aurą. Śnieg dodawał miejscu magii, kamienne bloki wyglądały niesamowicie pomimo swej prostoty. - Och, witaj panie Anubisie. - powiedział Matias widząc, jak jego kot siedzi sobie w pobliżu kręgu. - Niech pan wybaczy nam przerwanie pańskiej kontemplacji. Odpowiedziało mu miauknięcie i zarzucenie ogona na drugi bok; Matias rozpoznał w tym zaproszenie do prowadzenia ,,konwersacji" o ile z kotem dało się rozmawiać. Tak naprawdę była to zgoda na głaskanie i pieszczoty od których kocur był uzależniony. Wyciągnął jeszcze łapkę w kierunku dziewczyny, aby dać do zrozumienia, że ją też zauważył.
Morgane Charpentier
Rok Nauki : III
Wiek : 31
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
Morg bardzo kochała koty! Jak zobaczyła Anubisa musiała aktorsko udawać, że wcale tak się nie cieszy jak się cieszyła, ale jednak cały czas miała uśmeich na swojej twarzy. - Witaj koteczku. - powiedziała przesłodzonym głosem. Od razu go zaczęła głaskać po grzbiecie. Musiało to wszystko uroczo wyglądać, bo Morg każdy ruch swojej ręki musiała przepełnić swoim oddaniem, powołaniem do zwierząt. - Masz ślicznego kota - stwierdziła. - Czemu go nazwałeś Anubis? - spytała zaciekawiona. W ogóle bardzo ciekawiła ją postać Matiasa. Mogłaby cały dzień słuchać co on do niej mówi. W dodatku bez przerwy. Na jej twarzy znowu pojawił się rumieniec. Dobrze, że dzisiaj się nie jąkała biedulka..
Mina Matiasa była nie do opisania. To właśnie przy tej dziewczynie jego postać wydawała się nad wyraz komiczna. Wszyscy, którzy by go zobaczyli w jej towarzystwie, od razu zatrzymaliby się zdumieni. Ona powiedziała... do pana Anubisa: ,,koteczku". Wydawać by się mogło, że Matiasowe milczenie będzie trwało bez końca, a on sam nigdy nie zacznie mrugać - w ten sposób wypuści korzenie, stanie się jednym z tych kamiennych bloków (aha! - pomyślał Matias. - to stąd się wzięły te magiczne kamienie!), będzie tu sterczał przez wieki. - Dziękuję. - powiedział, powoli przytykając dłoń do skroni, jakby chciał powiedzieć: ,,o matko, czuję się, jakby mnie kto wrzucił do lodowatej wody!" - Cóż... - zaczął w końcu przedstawiać to co wiedział. - Pan Anubis często przyjmuje pozę na egipskiego sfinksa, a i boskiej godności mu nie brakuje... Na potwierdzenie usłyszeli miauknięcie oraz mruczenie, bo kotu głaskanie się bardzo podobało. - ...tak więc Anubis... to takie imię pełne godności... - wzruszył ramionami. - Nie takie jak moje, wieśniackie.
Morgane Charpentier
Rok Nauki : III
Wiek : 31
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
Nigdy nie chciałaby zrobić Matiasowi nic złego a napewno nie zmienić go w kamienny blok. Chociaż... kto wie? może jest seryną "zakomieniarką" ludzi! Żart, żart. Jednak bardzo chciała, dążyła do zawstydzania swojego kolegi. - Ciekawy pomysł na imię dla tak kochanego kotka - stwierdziła szybko. Gdy usłyszała słowo "wieśniackie" zostawiła kota i odwróciła się w kierunku Matiasa i głupio się uśmiechnęła. - Jeśli ty tak na serio mówisz o swoim imieniu to nawet nie wiesz jak bardzo mi się ono podoba! - pokazała mu język. Po chwili miała wielką ochotę na przytulenie się do towarzysza, ale po kilku sekundach przemyślenia stwierdziła, że tego nie zrobi. Brakowało jej pewności.
,,Kochany kotek". Matias starał się nie okazywać jakichś większych emocji, pan Anubis chyba w ogóle nie zrozumiał o co chodzi. Kot głównie czytał z emocji, więc zerknął tylko podejrzliwie na chłopaka, który zachowywał się dosyć podejrzanie. - Matiasów jest tysiące. - mruknął. - Imię pospolite i... nieładnie brzmiące. - zrymował, chociaż nie miał takiego zamiaru. Znowu w tle słychać było miauknięcie, tym razem buntownicze. Jakby Anubis grzmiał: ,,Jesteś beznadziejny! Już nie ma mnie kto głaskać, to przez ciebie!". Co do przytulania... Matias nie miał jakichś sprzeciwów. W końcu nazywał ją Siostrą, a siostry z natury mogą mieć ,,przytulaśne" skłonności. Bracia się wtedy nie obrażają, a nawet jeszcze obejmują. No przynajmniej z Sisi Sol tak było.
Morgane Charpentier
Rok Nauki : III
Wiek : 31
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
- Imię jeszcze nie znaczy nic. Ważny jest właściciel ów imienia. A ten właściciel jest nietypowy, a przynajmniej dla mnie. Nie liczy się jak Ciebie nazywają, a co o tobie myślą i jak Ciebie ludzie traktują. Czyż nie? - powiedziała bardzo powoli. Podeszła do kota i znowu go pogłaskała. - Po za tym wspominałam. Twoje imie mi się podoba, ale nie za imiona się lubi ludzi - Uśmiechnęła się najbardziej uroczo jak tylko mogła. Siostra przytula lekko inaczej...
Sam Matias wyciągnął w jej kierunku rękę i objął tą małą istotkę jak prawdziwą siostrę. Chciała go pocieszyć, czyż nie? W siostrach najważniejsza jest ta słodycz niewinności połączonej z chęcią czynienia samego dobra. Anubis poczuł się udobruchany, więc pozwolił na chwilowe przytulanie się dwojga ludzi. Może ten sługa, Matias, da mu wieczorem całe opakowanie mugolskiego Whiskas? Imię Matias oznaczało tyle, co dar od Pana. Ten jednak kto zaznał jego gniewu, nigdy nie nazwałby go w ten sposób. Matias kiedy chciał był wcielonym diabłem, który zamiast palić - zamrażał. Także w dosłownym tłumaczeniu tego słowa. Dziwne, że w Japonii wierzono, iż piekło to kraina skuta lodem...
Morgane Charpentier
Rok Nauki : III
Wiek : 31
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
Oparła swoją głowę na nim. Chyba się wystarczająco wygadała. Może to była forma "przekupstwa", by się zamknęła? Oj.. chyba nie. Jednak marmurem chyba nie był? Bo jednak gdy się go przytulało było czuć jakieś ciepło. Morgane jadła tą chwilę. Szkoda, że on miał ją tylko za przyjaciółkę. Wypuściła z siebie troszeczkę głośno powietrze. - To jak chcesz bym Ciebie nazywała kolego? - mówiła te słowa komicznie poważnym tonem. Zdjęła swoją aktorską maskę i wtuliła się w niego bardziej. Chyba kompletnie zapomniała, że był przy nich kot.
Matias lubił jak ktoś mówił dużo, mówił za niego. To mu bardzo odpowiadało, bo nie miałby szansy się wtrącić. Tak, tak - Matias był ciepły i szczycił się temperaturą ciała równą 36,5 stopni C. Najwyższą w życiu miał 41,2 C, pamiętał wtedy, że czuł jak umiera rozłożony na łopatki. To była najkoszmarniejsza noc jego życia, całe szczęście, że rano gorączka spadła do 37. - Nie wiem... - odpowiedział mruknięciem, ale uśmiechnął się znowu lekko, kiedy usłyszał jak go nazywa. - Bo w końcu nic innego do mnie nie pasuje... Zerknął na nią z góry, jakby chciał powiedzieć: ,,jestem skazany na ten los". Poprawił obejmujące ją ręce i spojrzał w zimowe niebo.
Morgane Charpentier
Rok Nauki : III
Wiek : 31
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
Otworzyła usta ze zdziwienia. - Nie przesadzaj! - powidziała dość głośno - okey imię imieniem, ale ważne jest to co ma się w środku. To tak jak z twoim kotem! Reaguje na imię. Na tak szlachetne i "boskie" imię, ale to ty je właśnie mu nadałeś - zadowolona ze swojej przemowy wyszczerzyła się. Strzeliła taki swój zadowolony uśmiech. Jednak w duszy była szczerze wkurzona na swojego kolegę. Nie chciała, by tak o sobie mówił co miała nadzieję, było widać. Morgane bardzo go lubiła, bardzo och bardzo i nie pozwoli mu tak o sobie mówić. Nawet o jego imieniu.
- Miałem go nazwać Tofik? - zapytał Matias, a odpowiedziała mu nie ona, tylko protestujące kocie prychnięcie. Wyrafinowane, eleganckie prychnięcie kota syjamskiego. Tofik nie pasował. Nawet Pimpuś. A nawet Felek nie pasował. Jakoś Matias nie wyobrażał sobie innego imienia dla tego kota. Co jeśli rodzice tak samo pomyśleli o Matiasie? Nie pasuje mu Cassius! Nie pasuje mu Romulus! Niech zostanie tym zwykłym Matiasem do końca życia! Matias próbował zmienić imię w Urzędzie, ale oni nie zaakceptowali jego podania. Zgrozo. - Nie złość się... - wymamrotał nie puszczając jej. - ...Po prostu jakoś mi to się dobrze nie kojarzy.
Morgane Charpentier
Rok Nauki : III
Wiek : 31
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
Zaczęła się śmiać z propozycji "Tofika". Było to dla niej zabawne. No tak słodki kot to i tak okropne imię. Jednak Anubis idealnie pasował do pozy jakiej właśnie owy kociak strzelał. Gdy usłyszała słowa "nie złość się" miauknęła buntowniczo jak kot. Miała nadzieję, że towarzysz zrozumie ostrzeżenie. - Nie złoszcze się - lekko złamał jej się głos. To chyba to mruknęcie. Morgane posiadała zdolności czytania w myślach, lecz nie robiła tego przy koledze. Sądziła, że to jakieś pogwałcenie jego prywatności myśli. Może nie chciała przeczytać czegoś za dużo? Lęk? Strach? Nie. Szacunek. - Może zmieńmy temat? - zaproponowala. Nadal się mocno wtulała.