Czarodzieje
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Share
 

 Amfiteatr na końcu głównej ulicy

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Strona 11 z 13 Previous  1, 2, 3 ... 10, 11, 12, 13  Next
AutorWiadomość


Mistrz Gry
Mistrz Gry

Czystość Krwi : 100%
Galeony : 32737
  Liczba postów : 108777
http://czarodzieje.forumpolish.com/t7560-wielka-poczta-mistrza-gry#211658
4 - Amfiteatr na końcu głównej ulicy - Page 11 QzgSDG8




Specjalny




4 - Amfiteatr na końcu głównej ulicy - Page 11 Empty


Pisanie4 - Amfiteatr na końcu głównej ulicy - Page 11 Empty Amfiteatr na końcu głównej ulicy  4 - Amfiteatr na końcu głównej ulicy - Page 11 EmptyCzw Maj 01 2014, 00:05;

First topic message reminder :


Amfiteatr na końcu głównej ulicy

Leśny amfiteatr, niesamowicie klimatyczny i przyjemny. Akustyka tego miejsca zachwyci nawet największego sceptyka, a wydarzenia rozgrywające się na scenie są doskonale widoczne z każdego miejsca na widowni. Cóż tu więcej mówić, ten amfiteatr jest idealny na wszelakie wystąpienia!



Święto Kolorowych Lampionów:
Powrót do góry Go down

AutorWiadomość


Annabell Helyey
Annabell Helyey

Student Slytherin
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170,5
C. szczególne : intensywnie niebieskie oczy; tatuaż ciągnący się od uda do żeber; węgierski akcent
Galeony : 287
  Liczba postów : 391
https://www.czarodzieje.org/t18101-annabell-mia-helyey
https://www.czarodzieje.org/t18110-listy-do-ann#514950
https://www.czarodzieje.org/t18102-annabell-mia-helyey
https://www.czarodzieje.org/t18304-annabell-helyey-dziennik
4 - Amfiteatr na końcu głównej ulicy - Page 11 QzgSDG8




Gracz




4 - Amfiteatr na końcu głównej ulicy - Page 11 Empty


Pisanie4 - Amfiteatr na końcu głównej ulicy - Page 11 Empty Re: Amfiteatr na końcu głównej ulicy  4 - Amfiteatr na końcu głównej ulicy - Page 11 EmptySro Kwi 29 2020, 17:59;

Nie była pewna jak powinna się zachować. Nieznajomy powiedział, że nie ma się czym przejmować, a jednak niepokój, który odczuwała, wcale nie poluźnił uścisku w jej klatce piersiowej. Była zaciekawiona, temu nie mogła zaprzeczyć. Nieważne jednak jak głupie by to się wydało, nie miała pojęcia, czy jeśli zrobi jakikolwiek gwałtowniejszy ruch, gad się nań nie rzuci. Gdy tylko ta myśl pojawiła się w jej głowie, od razu uznała to za absolutnie irracjonalny strach, który mógł cechować kogoś z ofidiofobią, której Ann definitywnie nie miała. Nigdy jednak specjalnie jej nie ciągnęło do przesadnej opieki nad zwierzęciem i choć swojego kota uwielbiała, to ten chodził swoimi ścieżkami, upominając się tylko co jakiś czas o jedzenie. Czasem położył się też na jej kolanach i była jedyną osobą, której pozwalał się pogłaskać, co zawsze było dlań dziwne. Zastanawiała się momentami, czy być może koty nie są bardziej inteligentne niż się wszystkim wydawało, potem jednak widziała jak Morfeusz biega jak idiota za liściem poruszanym przez wiatr i stwierdzała, że nie, bynajmniej.
Obserwowała chłopaka bystrym wzrokiem, śledząc jego ruchy. Była pewna, ze oprócz typowego small talku nie rozmawiała z nim nigdy wcześniej. Nie miała pojęcia nawet jak ma na imię, więc nie mogła o nim powiedzieć absolutnie nic. Całe szczęście nie należała do osób płochliwych i nie miała problemu z nawiązywaniem nowych znajomości. Nie oznaczało to jednak, że była nader wylewna. Właściwie, o sobie mówiła definitywnie mniej niż większość ludzi od niej tego oczekiwało. Nie lubiła tego robić, przyjechała do Hogwartu, by na nowo nauczyć się oddychać, bez ciężkiego brzemienia przeszłości. Była tutaj anonimowa, ludzie patrzyli na jej osobę, taką jaką im pokazała. Nie mieli pojęcia o skandalu wśród węgierskich rodzin czystokrwistych z jej rodem w roli głównej. Nikt o tym nie wiedział, a ona nie musiała każdego dnia chodzić z wysoko uniesionym podbródkiem, udając, że szepty za jej plecami do niej nie docierają. W Anglii nie była „tą, której ojciec odszedł do innej”, była po prostu przyjezdną z wymiany i bezapelacyjnie jej to odpowiadało.
Zamierzałam zostawić list w butelce. – rzuciła, obrzucając go jeszcze jednym spojrzenie. Chwilę później chłopak wyciągnął paczkę papierosów w jej stronę, zupełnie tak jakby czytał jej w myślach. Przyjęła papierosa. – Dzięki. – odparła i krótkim zaklęciem podpaliła jego końcówkę, zaciągając się nikotyną, rozkoszując się dymem wypełniającym jej płuca. Zawsze odpychała od siebie ideę palenia, wiedząc, że to niezdrowe i przyszłej uzdrowicielce nie przystoi. Czasem jednak miewała takie dni, że było jej bardzo wszystko jedno.
Annabell. – również się przedstawiła, kodując imię chłopaka razem z jego twarzą w swoim umyśle, chcąc mieć pewność, że nie zapomni. Po jego kolejnych słowach wzruszyła ramionami i bez słowa skierowała się w tamtym kierunku, który wskazał, jednocześnie poprawiając torbę na ramieniu. Miejsce było piękne, żałowała, że wcześniej go nie odkryła. Bądź co bądź, jeśli chodziło o Hogsmeade, bywała głównie w pubach.
Przyjechałam z Souhvězdí – odparła, nie przestając iść i jedynie odwracając głowę w kierunku Krukona. – Pochodzę z Węgier. – dodała wraz ze wzruszeniem ramion, a potem znowu kichnęła. Wytarła nos mrucząc po raz kolejny „cholerna alergia”.
Ostatecznie znalazła się dokładnie tam gdzie wcześniej wskazał Shawn i opadła ciężko na kamienną ławkę, by wyciągnąć nogi przed siebie i odetchnąć, a przynajmniej spróbować, świeżym powietrzem.
Nigdy wcześniej tu nie byłam, właściwie niewiele zwiedzam. – powiedziała, myśląc o tym, że Hogwart zwiedziła całkiem nieźle, bowiem sprzyjało temu wiecznie gubienie się. Szkoda tylko, że nie zapamiętywała labiryntu korytarzy. Zaczęła nawet podejrzewać, że to po prostu nie było możliwe.
Powrót do góry Go down


Shawn A. McKellen II
Shawn A. McKellen II

Student Ravenclaw
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 186cm
C. szczególne : hipnotyzujący wzrok, naszyjnik i sygnet z emblematem rodu.
Dodatkowo : Wężoustość
Galeony : 62
  Liczba postów : 599
https://www.czarodzieje.org/t18432-shawn-a-mckellen-ii
https://www.czarodzieje.org/t18733-poczta-shawna
https://www.czarodzieje.org/t18448-shawn-i-mckellen
https://www.czarodzieje.org/t18840-shawn-a-mckellen-ii-dziennik
4 - Amfiteatr na końcu głównej ulicy - Page 11 QzgSDG8




Gracz




4 - Amfiteatr na końcu głównej ulicy - Page 11 Empty


Pisanie4 - Amfiteatr na końcu głównej ulicy - Page 11 Empty Re: Amfiteatr na końcu głównej ulicy  4 - Amfiteatr na końcu głównej ulicy - Page 11 EmptyCzw Kwi 30 2020, 13:36;

Same słowa rzadko kiedy wystarczały, by w pełni zmienić nastawienie drugiej osoby. Mało kto ufa bardziej słowom nieznajomego człowieka niż własnej intuicji i uczuciom, które miały często paraliżującą moc, jeśli chodziło o strach. Nie każdego starałem się przekonać o nieszkodliwości Proximy, dość często wykorzystywałem lęk innych, ku własnym pobudkom, choć najczęściej są one nieistotne w większej skali – głównie pasowało mi jak ludzie okrążali mnie na korytarzach, bali się też mnie zaczepiać ze względu na owiniętego gada, wiecznie będącego u mojego boku.
Proxima też święty nie był, nieraz podejrzewałem go o czerpanie przyjemności z wzbudzania w innych odruchów paniki i chęci natychmiastowej ucieczki. Choć wydawało mi się, że i tak częściej swoją naturę wykorzystywał do zmuszania mnie do interakcji z obcymi, najczęściej ponadprzeciętnie ładnymi, kobietami, do czego oczywiście się nie przyznawał, mimo że było to nader oczywiste. Pomimo tego, jakoś zawsze udawało nam się dobrze dogadywać i widziałem w nim niezastąpionego, mojego osobistego krytyka teatralnego, który zawsze potrafił dobrze mi doradzić, czy skrytykować.
Pewnie nigdy nie byłoby nam dane prowadzić tej, bądź innej rozmowy, gdyby nie ten wąż. Nie byłem zbytnio otwartym w stosunku do obcych osób człowiekiem, zdecydowanie ograniczając się do własnego ścisłego grona znajomych, nie powiększając go zbyt często. Pomimo, że podchodziłem z dystansem do poznawania nowych osób, tak nie znaczyło to, że byłem nieuprzejmy, gdy już do tego kontaktu dojdzie – wyjąwszy moją nieśmiałość, wciąż angażowałem się w dyskusje i nawet chętnie ją prowadziłem, walcząc z własnymi barierami. To była jedna z tych największych różnic między mną, a moim bratem – jemu każda rozmowa przychodziła zdecydowanie łatwiej, przyciągał też do siebie większą ilość osób, wręcz emanując charyzmą, której mi brakowało.
Odpowiedziałem jedynie spojrzeniem, pociągając leniwie dym papierosowy. Papierosy były jednym z niewielu moich uzależnień, zaraz obok różnego sortu używek, które zdarzało mi się brać zdecydowanie za często i za dużo.
Ładne imię – pomyślałem, lekko skinąwszy głową na znak, że zapamiętałem i teraz łatwiej będzie nam się do siebie zwracać. Na chwile odciąłem się od naszej rozmowy, ponownie napawając się urokiem tego miejsca, które było wręcz idealne, nie miało na ten moment żadnych wad, które by mi przeszkadzały. Było tu mało ludzi, można było wykorzystać samą scenę do ćwiczeń i to jeszcze z bliskim kontaktem z przyrodą, która jest bardzo istotna w moim życiu – lubię być z nią jak najbliżej, dbając o nią i poznając specyficzną „więź” między czarodziejem, a lasem, który jak żadne inne miejsce na ziemi pozwala mi wyczyścić umysł.
- I jak wrażenia? Jakbyś miała porównywać. – Zapytałem, ciekawy opinii kogoś spoza Hogwartu. Marzyłem o podróżach w różne zakątki świata, by poznać inne, zupełnie różne kultury i społeczności, dlatego też sama kwestia jej bycia spoza Hogwartu była dla mnie nurtująca i warta zaciekawienia.
Poszedłem za jej przykładem i usiadłem po turecku na kamiennej ławce, swobodnie przyglądając się dziewczynie, poznając ją również oczami.
- Mogę cię kiedyś oprowadzić po ciekawych według mnie miejscach. Tu i w Hogwarcie, w którym sam po ośmiu latach się gubię, więc i dla ciebie musi to być dość ciężkie się połapać. – Przyznałem, wzruszając ramionami. Sam nie wiedziałem co mnie skłoniło do takiej propozycji, chyba zwykła uprzejmość, będąca wynikiem mojego zainteresowania jej osobą, chcąc też lepiej poznać ją i też kraj, z którego pochodziła. Rozglądnąłem się za Proximą, który buszował w trawie, najprawdopodobniej polując nieopodal nas, więc zostawiłem go samemu sobie, wiedząc, że sobie poradzi.
Powrót do góry Go down


Annabell Helyey
Annabell Helyey

Student Slytherin
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170,5
C. szczególne : intensywnie niebieskie oczy; tatuaż ciągnący się od uda do żeber; węgierski akcent
Galeony : 287
  Liczba postów : 391
https://www.czarodzieje.org/t18101-annabell-mia-helyey
https://www.czarodzieje.org/t18110-listy-do-ann#514950
https://www.czarodzieje.org/t18102-annabell-mia-helyey
https://www.czarodzieje.org/t18304-annabell-helyey-dziennik
4 - Amfiteatr na końcu głównej ulicy - Page 11 QzgSDG8




Gracz




4 - Amfiteatr na końcu głównej ulicy - Page 11 Empty


Pisanie4 - Amfiteatr na końcu głównej ulicy - Page 11 Empty Re: Amfiteatr na końcu głównej ulicy  4 - Amfiteatr na końcu głównej ulicy - Page 11 EmptySob Maj 02 2020, 17:51;

Nie była dobrą osobą, by go oceniać. Z własnych pobudek potrafiła zrobić wiele, a prawda była taka, że udawała kogoś kim nie jest, praktycznie każdego dnia, ukrywając zbyt dużo rzeczy, niżby ktokolwiek mógł to udźwignąć. To z własnych pobudek, nie wyprowadzała matki z błędu, udając idealną córkę, o której Nea zawsze marzyła, w której pokładała tyle nadziei, że nie każdy mógłby udźwignąć takie brzemię. Niemniej jednak Annabell się przyzwyczaiła. Była mistrzynią w grze pozorów, ubierania maski, gubienia się w tym co komu powiedziała, a przed kim to ukryła. Nie chodziło o to, że Helyey kłamała, ona zwyczajnie nie mówiła o pewnych aspektach swojego życia, bo i po co? Nie potrzebowała dzielenia się każdą sekundą swojego życia z innymi, właściwie uważała to za absolutną głupotę, bezsens.
Jej najlepszym przyjacielem był brat i chociaż miała też innych znajomych, nawet całkiem bliskich, to nikt nie wiedział o niej tyle co Adrien. Lubiła fakt, że ma w swoim bliźniaku takie oparcie, nie musiała mu wszystkiego mówić, on po prostu wiedział, a brzemię iluzji, którą roztaczała wokół innych ludzi, mogła przy nim zrzucić, stając się zwyczajną Ann, która nie zawsze sobie radziła ze wszystkim. Teraz jednak, fasada kogoś, kto ma absolutnie wszystko pod kontrolą była jej najbliższą przyjaciółką. Nawet jeśli niepokój jej nie opuszczał, kiedy chłopak z wężem, jak podejrzewała, szedł za nią, to nie pokazywała tego. Trzymała emocje w ciasnej klatce, wkładając na twarz zupełną neutralność. Musiała panować nad sytuacją, chore pragnienie kontroli nie pozwalało jej na inną grę pozorów.
Nawet jeśli wcześniej chciała być sama, to w tej chwili było jej już bez różnicy. Nie czuła się skrępowana przy niebieskookim. Wydawał jej się nieco wycofany, ale nie zamierzała w to wnikać. Ona nienawidziła naruszania jej prywatności bez pytania, nie znosiła pakowania się w życie innych z buciorami, bez żadnego ostrzeżenia. Nie była dziewczyną, która potrzebowała nie wiadomo ile uwagi. Zaskoczyło ją jednak jej nastawienie. Kto by się spodziewał, że wszechogarniająca irytacja wszystkim pryśnie jak większość zaklęć po finite. Może to była kwestia papierosa, bowiem po każdym kolejnym buchu czuła się coraz bardziej rozluźniona.
Cisza, która wypełniała przestrzeń pomiędzy ich kolejnymi słowami jej nie przeszkadzała, nie była niezręczna, a Annabell rozkoszowała się muzyką natury – szumem wiatru, śpiewu ptaków, skrzypienia drzew. Łapała przebijające się prze korony promienie słońca, kiedy z półprzymkniętymi oczami siedziała na kamiennej ławce.
Jest w porządku, chociaż na początku nie rozumiałam co do mnie mówicie, przez te dzikie akcenty. – odparła na jego pytanie, zupełnie nie przejmując się faktem, że sama mówiła z dziwnym akcentem, ale przecież ona urodziła się w innym kraju! – No i Hogwart jest sztywny. – dodała, zamykając oczy, oddychając zielenią i dymem papierosowym. Musiała przyznać, że sam fakt, jak daleko od domu się znajdowała jej się podobał, jednakże Hogwart był zgoła inny od jej poprzedniej szkoły. Łapała się na tym, że tęskni za ogromną wieżą astronomiczną i najlepszymi na świcie festiwalami piwa.
Zerknęła na niego z ukosa, kiedy złożył propozycję. Powoli skinęła głową, nie będąc pewną czy się zgadza, czy nie. W głowie wciąż krążyła słowa matki o tym, że ma się wziąć do roboty, bo owutemy były tuż tuż, a jej stopnie zaczynały się pogarszać (co rzecz jasna nie było prawdą – oceny miała takie jak zawsze, powyżej oczekiwań). Nie dość, że przytłaczały ją własne ambicje, to jeszcze czuła na karku oddech ambicji mamy.
Może po owutemach, bo matka zrobi ze mnie halászlé i fakt, strasznie się gubię. – odparła z iskrami rozbawienia w oczach. – Trzymanie węża w zamku jest legalne? – wypaliła, bowiem zżerała ją ciekawość i koniecznie musiała wiedzieć.
Powrót do góry Go down


Shawn A. McKellen II
Shawn A. McKellen II

Student Ravenclaw
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 186cm
C. szczególne : hipnotyzujący wzrok, naszyjnik i sygnet z emblematem rodu.
Dodatkowo : Wężoustość
Galeony : 62
  Liczba postów : 599
https://www.czarodzieje.org/t18432-shawn-a-mckellen-ii
https://www.czarodzieje.org/t18733-poczta-shawna
https://www.czarodzieje.org/t18448-shawn-i-mckellen
https://www.czarodzieje.org/t18840-shawn-a-mckellen-ii-dziennik
4 - Amfiteatr na końcu głównej ulicy - Page 11 QzgSDG8




Gracz




4 - Amfiteatr na końcu głównej ulicy - Page 11 Empty


Pisanie4 - Amfiteatr na końcu głównej ulicy - Page 11 Empty Re: Amfiteatr na końcu głównej ulicy  4 - Amfiteatr na końcu głównej ulicy - Page 11 EmptyNie Maj 03 2020, 03:08;

Udawanie kogoś, kim się naprawdę nie jest było mi dużo bliższe niż się z początku mogło wydawać komuś, kto patrzył na mnie z boku, szczerego, mówiącego to co myślę. Nie było też żadnych tajemnic związanych z moją rodziną, niejedna plotka była o tym jak to najmłodsze męskie pokolenie McKellenów się nienawidziło. Co prawda były to raczej ciche szepty wśród młodych czarodziei postawionych w świecie ekskluzywności i bogactwa, które zapewniał status arystokracji czystokrwistej. Prawda pozostawała jednak bardziej złożona, niż się wydawało – żyłem kłamstwem, kochałem fałsz i przedstawianie tego w jak najczystszej formie, którą kupi każdy widz. Wychodziłem poza strefę własnego komfortu, by poznać każdy szczegół ułudy, tajniki sztuki. Bo czymże było aktorstwo, stworzenie swojej drugiej, albo i trzeciej, czwartej tożsamości jeśli nie kłamstwem? Które nie ograniczało się do samych desek teatru, bynajmniej. Towarzyszyło mi ono w każdym aspekcie mojego życia – dawało mi swobodę wyboru wersji, która była najwygodniejsza dla mnie. Mogło się okazać, że każde spojrzenie, mój gest był tylko grą, którą prowadziłem w towarzystwie innych ludzi.
Podobnie jak u Annabell, moim największym oparciem w życiu było moje własne rodzeństwo – choć to też należałoby skonkretyzować, gdyż mowa tu o mojej siostrze, bliźniaczce. Brat bliźniak był jedyną osobą w całym moim życiu, do której czułem czystą, nienasyconą nienawiść. Wywoływał we mnie tak skrajne uczucia, że widząc go, niemalże własne odbicie w lustrze o innej woli i charakterze, traciłem samokontrolę, powoli opanowywany przez piekielną złość. Z siostrą natomiast nasze relacje opierały się na definicji romantycznych bliźniaczych dusz, bez elementu romantyzmu. Mieliśmy swój własny, wyjątkowy sposób komunikacji, którą dzieliliśmy z naszymi wężami – nikt poza nimi nie potrafił zrozumieć ani jednego naszego słowa, jeśli tego nie chcieliśmy. Obok Proximy, była osobą, która nadawała mojemu życiu towarzyskiemu jakikolwiek byt.
Nie miałem pojęcia jak moja obecność, a bardziej obecność Proximy, wpływała na idącą przede mną dziewczynę, nawet o tym nie pomyślałem. A powinienem, zważywszy, że widok węża owiniętego wokół szyi jakiegoś mężczyzny, siedzącego pośród natury nie należał do powszechnych, co często wypadało mi z głowy, biorąc to za codzienność, tym bardziej jak widzę się z siostrą, która miała własnego węża.
Przyglądałem się z ciekawością dziewczynie, zwinnie unikając kontaktu wzrokowego, choć nie omieszkując przyglądnąć się też i jej oczom, wyjątkowo głębokich w swojej lazurowej barwie, która potrafiła wciągnąć mnie w głębiny myśli i rozważań. Często zdarzało mi się odlatywać w swoich rozważaniach, całkiem zapominając o byciu w towarzystwie, co nieraz wywoływało irytację wśród ludzi, z którymi się zadawałem. W tej chwili, siedząc na świeżym powietrzu, tak niefortunnym dla Annabell ze względu na alergię, nie czułem się w żaden sposób źle, uciekając myślami, bowiem też cisza, która między nami zapadała nie miała w sobie pierwiastka niezręczności, czy niechęci. Zdążyłem się nawet wyłamać z własnego błądzenia po metafizycznych odmętach mojego umysłu i nie zobaczyłem charakterystycznej złości, którą zwykle przyszło mi doświadczać, jak znikałem na jakiś czas z rozmowy w towarzystwie kogoś, kto się jeszcze do tych odlotów nie przyzwyczaił.
- Sztywny? Hm, pewnie zależy od punktu widzenia. A jak jest w... twojej szkole? – Zapytałem, rezygnując z próby wymówienia jej nazwy, gdyż prawdopodobnie połamałbym sobie na tym język, w dodatku coś przekształcając, a nie wiedziałem jak bardzo zżyta była z tym Annabell. Nie wydawała się osobą, która by się wściekała za pomyłkę w nazwie swojej placówki edukacyjnej, acz wolałem nie naruszać granic, które pozostawały mi póki co obce. Mimowolnie uśmiechnąłem się też na wcześniejsze wspomnienie o akcentach, co brzmiało po prostu zabawnie, zważywszy, że pewnie to samo mówi każdy Brytyjczyk o niej i każdym przyjezdnym. Ja też łapałem się czasem na analizowaniu niektórych niewyraźnych dla mnie słów, czasem też kiwając przytakująco głową, udając, że rozumiałem, najzwyczajniej nie chcąc prosić o powtórzenie, co z pewnością było częstym zjawiskiem dla takiego przyjezdnego.
- Nie mam absolutnego pojęcia czym halaszle jest, ale domyślam się, że zdecydowanie nie jest niczym czym ktokolwiek chciałby być. – Odpowiedziałem, pewnie błędnie wypowiadając obcy termin, zapisując sobie go w głowie, by w wolnej chwili sprawdzić co on oznaczał. Przy pytaniu o węża, przytaknąłem twierdząco głową, nie mając tutaj wątpliwości.
- Tak, Proximę mam od czwartej klasy. Z początku, gdy dopiero co odkryłem swoją zdolność porozumiewania się z gadami, myślałem, że nie będzie szans przetrzymywania ich w Hogwarcie, ale okazało się, że można, tym bardziej, że ja z siostrą byliśmy w stanie się z naszymi zwierzakami kontaktować. Póki nie sprawiają zagrożenia dla innych, mogą wałęsać się po zamku, co samo tworzyło różne komplikacje, tym bardziej dla tych co dopiero poznają naszą szkołę i społeczność – odpowiedziałem, ostatnimi słowami podkreślając, że czasem zdarzały się problemy, głównie z młodszymi klasami i przyjezdnymi, którzy nie wiedzieli o tym, że wąż też mógł być zwierzakiem domowym, powodując nieraz panikę na całym korytarzu.
- Więc jakbyś chciała nabyć swojego, to droga wolna, mógłbym zostać waszym osobistym tłumaczem rozmów. – Zażartowałem, coraz śmielej pozwalając sobie przyglądać się Annabell, starając się jednak, by wciąż nie było odebrane to w niepożądany, dziwny sposób.
Powrót do góry Go down


Annabell Helyey
Annabell Helyey

Student Slytherin
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170,5
C. szczególne : intensywnie niebieskie oczy; tatuaż ciągnący się od uda do żeber; węgierski akcent
Galeony : 287
  Liczba postów : 391
https://www.czarodzieje.org/t18101-annabell-mia-helyey
https://www.czarodzieje.org/t18110-listy-do-ann#514950
https://www.czarodzieje.org/t18102-annabell-mia-helyey
https://www.czarodzieje.org/t18304-annabell-helyey-dziennik
4 - Amfiteatr na końcu głównej ulicy - Page 11 QzgSDG8




Gracz




4 - Amfiteatr na końcu głównej ulicy - Page 11 Empty


Pisanie4 - Amfiteatr na końcu głównej ulicy - Page 11 Empty Re: Amfiteatr na końcu głównej ulicy  4 - Amfiteatr na końcu głównej ulicy - Page 11 EmptySro Maj 06 2020, 14:34;

Nigdy nie chciała takiego życia. Obarczonego iluzją, nieprawdziwego. Gra pozorów nie sprawiała jej radości, zakładanie maski jej ciążyło – a jednak nie potrafiła zerwać pętających ją łańcuchów nieprawdy. Czuła ogromny ciężar na jej barkach, każdego dnia zmagała się z nim tak samo mocno i nie wiedziała jak zrzucić go ze swych ramion. Ułuda utopijnego marzenia jej matki, że to właśnie Annabell będzie tą osobą, która zmyje brudy Helyey’ów, ponownie wyniesie ich na szczyt szacunku wśród innych czystokrwistych rodów. Żałość jej życia sprawiała, że miała serdecznie dość, bo mimo że wyjechała z Węgier, że opuściła też szkołę w Czechach… to wszystko było na nic. Czuła się tak samo zmęczona jak wcześniej, a pragnienie wolności doskwierało jej coraz bardziej. Nie wiedziała co ma zrobić, nie wiedziała jak, nie wiedziała nic, a przecież wymagano od niej, by wiedziała wszystko. Tak bardzo pożądana przez jej rodzinę erudycja, nie pozwalała na posiadanie odpowiedzi na pytania, które ją dręczyły. Czuła, że się od wszystkich oddala, choć była niemal pewna, że zrobiła to w chwili odejścia ojca. Zamknęła się na cztery spusty, stawiając wokół siebie ogromny mur, za który wstępu nie miał nikt poza nią, nawet Adrien. W jej życiu nigdy nie było sielanki. Sztywne zasady w domu, równoważyła wyścigami i luzem w szkole, choć wciąż uparcie dążyła do najlepszych stopni, byleby mieć spokój, byle zapewnić spokój swojemu bratu. Nic jednak nie trwa wiecznie, a ułuda, która towarzyszyła jej na co dzień, którą roztaczała przed samą sobą, że wszystko jej w porządku, że sobie radzi perfekcyjnie, mając nad wszystkim kontrolę – znikała, przytłaczając młodą Helyey rzeczywistością. Tkwiła w jakiejś cholernej bańce, była tak bardzo naiwna, sądząc, że da radę wszystko podnieść w pojedynkę. Nie przyznawała się, że rady nie daje, był to jej największy koszmar, potwierdzenie, że sprawy wymknęły się spod kontroli. Najgorsze było to, że tak bardzo się starała. Starała się zadowolić wszystkim wokół, zapominając o samej sobie, gubiąc się. Może była zbyt słaba na to wszystko, choć oszukiwała samą siebie, że tak nie jest?
Nie przeszkadzało jej spojrzenie chłopaka, było jej absolutnie wszystko jedno. Jej dzień był podły, więc nie zamierzała dokładać sobie jeszcze, przejmując się co Krukon sobie o niej pomyśli – niech myśli co chce. Czuła się bezsilna wobec zbliżających się owutemów, wobec alergii, a uczucie bezsilności było najgorszym, które mogło ją spotkać. Miała ochotę krzyczeć w eter, bez żadnych słów, byle tylko zedrzeć sobie gardło, dać upust emocjom, które skrywała głęboko w sobie, które nigdy nie ujrzały światła dziennego. Zamiast tego jednak, siedziała spokojnie na ławce, w towarzystwie nowopoznanego Shawna, jakby nigdy nic, jakby burza w jej umyśle nie istniała. Delikatny uśmiech błądził w kąciku jej ust, lubiła słońce i chociaż pyłki uprzykrzały jej życie, to ta ulotka chwila była naprawdę przyjemna, pozwalała jej odetchnąć od upierdliwej codzienności.
Czy jeśli powiem, że szkoła organizuje wielkie festiwale browarnicze, to dostatecznie będzie świadczyło o mniej sztywnych zasadach? – parsknęła śmiechem, a jej głowę zalały wspomnienia beztroski z tamtych momentów. Annabell była przekonana, że żadne piwo na świecie nie jest lepsze od tego czeskiego. – Nie ma też tych irytujących mundurków. Chociaż teraz moją szkołą jest Hogwart, jeśli mi pozwolą, chcę zostać na studia. – wzruszyła ramionami i poprawiła się na ławce, siadając ze skrzyżowanymi nogami. Naprawdę tego chciała, jeszcze nie mówiła matce o swoich planach, ale jeśli zda owutemy dostatecznie dobrze, nie powinno być problemów. Przecież nie jest to nowina na miarę „nie zamierzam iść na studia wcale i mam w dupie całą rodzinę”, prawda? Ot co, chciała zostać na Wyspach Brytyjskich, bowiem powoli zaczynała układać tu swoje życie na nowo.
Spojrzała na niego z błyskiem rozbawienia w oczach. Czasem zapominała, że zupełnie naturalne rzeczy dla niej, dla miejscowych były absolutnie nieznane. Łapała się na porównaniach, które rozumiała tylko ona.
To zupa rybna. – wyjaśniła więc. Właściwie jej nie cierpiała, więc przerobienie na nią wydawało się być jeszcze bardziej okrutne.
Wsłuchała się uważnie w jego słowa, patrząc nań bystrym wzrokiem. Ciekawość to pierwszy stopień do piekła, jednak jej wrodzona ambicja, by wiedzieć wszystko co ją interesowało, nie pozwoliła jej nie zadać tego pytania. Oczy jej się rozszerzyły w zaskoczeniu, gdy poinformował ją, że potrafi rozmawiać z gadem.
Na Merlina! Jesteś wężousty? – nigdy wcześniej nie spotkała czarodzieja o tej zdolności. Była więc pod ogromnym wrażeniem. Przy jego kolejnych słowach pokręciła głową. – Nie, to nienajlepszy pomysł. Mój wredny kot, by mnie za to zabił we śnie. Zresztą, nie jestem zbytnią specjalistką w temacie zwierząt. – wzruszyła ramionami.
Powrót do góry Go down


Shawn A. McKellen II
Shawn A. McKellen II

Student Ravenclaw
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 186cm
C. szczególne : hipnotyzujący wzrok, naszyjnik i sygnet z emblematem rodu.
Dodatkowo : Wężoustość
Galeony : 62
  Liczba postów : 599
https://www.czarodzieje.org/t18432-shawn-a-mckellen-ii
https://www.czarodzieje.org/t18733-poczta-shawna
https://www.czarodzieje.org/t18448-shawn-i-mckellen
https://www.czarodzieje.org/t18840-shawn-a-mckellen-ii-dziennik
4 - Amfiteatr na końcu głównej ulicy - Page 11 QzgSDG8




Gracz




4 - Amfiteatr na końcu głównej ulicy - Page 11 Empty


Pisanie4 - Amfiteatr na końcu głównej ulicy - Page 11 Empty Re: Amfiteatr na końcu głównej ulicy  4 - Amfiteatr na końcu głównej ulicy - Page 11 EmptyCzw Maj 07 2020, 19:51;

Moje życie dotyczyło kłamstwa, zawodowo się nim zajmowałem, choć było to zgoła inny rodzaj fałszu. Moja rodzina była dość liczna, nie brakowało też i takich, o których najchętniej bym zapomniał, udawał, że nie istnieją. Rodzice nie mieli wobec nas żadnych wymagań, a przynajmniej wynikowych. Zależało im, byśmy znaleźli pasję w życiu i dążyli ku niej, pod tym kątem nie mogłem trafić na bardziej liberalną i zdrową rodzinę, tym bardziej wywodzącą się z arystokracji. Nasza rodzina przez to była mniej zapraszana przez inne, konserwatywne rody Wielkiej Brytanii, co nigdy nie było niczym, co by zabolało głowę mojej rodziny, mojego ojca. Ivarowi bliżej było do innego typu przyjęć, które przypominały bardziej wielką biesiadę, gdzie jedyne czego było pod dostatkiem to jadła i miodu. Tak, jakby zbyt poważnie wziął swoje imię i zaczął się poniekąd utożsamiać z skandynawską modą.
Problem w naszej rodzinie, dotyczył mnie. Ja byłem po części tym problemem, razem z moim bratem. Energia między nami była wręcz mordercza, każdy kto przebywał w naszym towarzystwie odczuwał napiętą atmosferę między nami. Czysta nienawiść… niczym chaos, powstała z nicości, równie chaotycznie przewracała moje życie do góry nogami. Widząc brata, nie jestem w stanie swobodnie myśleć, moimi decyzjami rządziła chęć przezwyciężenia, stłamszenia bliźniaczego brata. Gdybym tylko potrafił czytać w myślach Ann, uświadomiłbym sobie jak infantylnymi kierowałem się emocjami w zestawieniu z jej problemem. Co nie zmieniało faktu, kim chciałem się stać – reżyserem, aktorem, muzykiem, tancerzem, eliksirowarem. Ile w tym pragnieniu było mnie, a ile żądzy przewyższenia tego, kim był dla mnie mój brat?
Nie wiem.
Patrząc na nią, doceniałem jej „egzotyczną” urodę w stosunku do brytyjskiej, która została jeszcze doprawiona ciekawym akcentem, który od tego dnia kojarzył mi się tylko z nią. Nie było po niej widać żadnej radykalnej emocji, nie widziałem tu szczęścia, ani gniewu. Była tak idealnie pośrodku, że stało się to dla mnie wręcz intrygujące. Neutralność w mojej opinii nigdy nie była neutralna. Dążenie do niej wydawało się najlepszym sposobem na ukrycie własnej tożsamości, prawdziwości, choć to było złudne uczucie. Ciężko być neutralnym – bez emocji. Kamienna maska nieposiadająca wymalowanych uczuć zawsze będzie wydawać się nienaturalna. Co więc drzemało w dziewczynie? Nie wiedziałem tego i nie zamierzałem dociekać. Każdy człowiek miał swoje myśli i problemy, które można kamuflować, bądź też wyrzucać z siebie. Ja leżałem pomiędzy – nienawidziłem ukazywać własnych uczuć, co jednak nie tyczyło się prawie każdej sytuacji, co miała związek z moim bratem. Przerastało mnie to, nie potrafiłem utemperować własnego organizmu, który przejmował nade mną kontrolę.
Odwróciłem w końcu wzrok, wcześniej wbity w dłonie dziewczyny, porzucając swoje myśli, które nieustannie mnie odcinały od rzeczywistości.
Zmarszczyłem czoło z niedowierzania, usłyszawszy o jej szkole.
- Nie gadaj, serio? Już widzę jak w Hogwarcie organizują coś podobnego. – Dopowiedziałem, cofając się myślami do wydarzeń na zamku. Bo tak naprawdę czy tutaj możliwym było w ogóle zarzucenie takim pomysłem? Hampson, dyrektor tej placówki, sprawia wrażenie liberalnego, co poniekąd było prawdą, choć niepełną. Pewnie gdyby mu wyperswadować podobny pomysł, on może i by uległ, gorzej z całą resztą kadry, Ministerstwem czy Merlin wiedział czym jeszcze. W dodatku Hogwart dosłownie przyciągał kłopoty. Postawiłbym pięćdziesiąt galeonów na to, że gdyby został zorganizowany podobny event, ktoś skończyłby ranny.
- Tutaj też powoli już z nich się rezygnuje. Znaczy, nawet nauczyciele przestają zgrywać pozory odizolowanych od świata dziwaków i mało który kara punktami za nieregulaminowy ubiór. Ja swoją szatę lekko „zmodyfikowałem”. – Zerknąłem na nią, coraz śmielej potrafiąc utrzymać kontakt wzrokowy z rozmówcą. W kwestii poznawania nowych ludzi, musiałem stawiać malutkie kroczki, powoli pnąc się do góry, by czuć się w pełni swobodnie w ich towarzystwie. – A u was nie ma formatu studiów? Bo słyszałem, że nie wszędzie jest taka możliwość. – Zapytałem, zaciekawiony czemu zdecydowała się porzucić swoje miejsce zamieszkania, wszystkich swoich znajomych, przyjaciół dla nowej szkoły. Oczywiście, jeśli takich posiadała, choć w moich oczach Annabell nie wyglądała na osobę, wokół której nie kręciło się wielu osób. Z pewnością niejeden próbował, choć już po samych spojrzeniach i aurze wokół jej sylwetki potrafiłem poznać, że nie była osobą uległą.
Uśmiechnąłem się lekko, rozbawiony jej wyjaśnieniem, którego się nie spodziewałem.
- Cóż, mało kto chciałby skończyć jako rybna zupa bez procenta ryby. – Zażartowałem, przez chwile nawet wyobrażając to sobie, ale szybko zaniechałem odpłynięciu w te absurdalne myśli.
Jej nagłe zaskoczenie, zaskoczyło i mnie, cały czas zapominając, że nie zawsze było to tak oczywiste jak w mojej głowie.
- Miałem to szczęście odziedziczyć tę zdolność, tak. – Powiedziałem, wzruszając lekko ramionami. Z całej trójki rodzeństwa, tylko mój brat nie odziedziczył tego daru. Lekko się uśmiechnąłem na jej skwitowanie mojej propozycji i przeczesałem włosy dłonią.
- A co chcesz robić po studiach? – Nagle wypaliłem, nawet nie zastanawiając się nad tym pytaniem. Luźna myśl podyktowana zwyczajną ciekawością.

@Annabell Helyey
Powrót do góry Go down


Annabell Helyey
Annabell Helyey

Student Slytherin
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170,5
C. szczególne : intensywnie niebieskie oczy; tatuaż ciągnący się od uda do żeber; węgierski akcent
Galeony : 287
  Liczba postów : 391
https://www.czarodzieje.org/t18101-annabell-mia-helyey
https://www.czarodzieje.org/t18110-listy-do-ann#514950
https://www.czarodzieje.org/t18102-annabell-mia-helyey
https://www.czarodzieje.org/t18304-annabell-helyey-dziennik
4 - Amfiteatr na końcu głównej ulicy - Page 11 QzgSDG8




Gracz




4 - Amfiteatr na końcu głównej ulicy - Page 11 Empty


Pisanie4 - Amfiteatr na końcu głównej ulicy - Page 11 Empty Re: Amfiteatr na końcu głównej ulicy  4 - Amfiteatr na końcu głównej ulicy - Page 11 EmptySob Maj 09 2020, 18:50;

Ostatnimi czasy bardzo często przyłapywała się na myśleniu o swoim życiu jako czymś, co w gruncie rzeczy nie było jej. Dyktowanie każdego kroku przez matkę, i nie tylko, sprawiało, że zupełnie zapominała, że to ona sama powinna w dużej mierze, jeśli nie całkowicie, pisać swój własny scenariusz, według którego stawiała każdy krok. Nie potrafiła stwierdzić dlaczego tak było, szukała popełnionego przez siebie błędu, a może nawet kilku, tak niechętnie, bowiem zawsze starała się ich zwyczajnie nie popełniać. Nie przemawiała do niej ogólna myśl, że była tylko czarownicą, tylko człowiekiem, w dodatku tak bardzo młodym – w jej życiu nie było miejsca na błędy, czy to w zwyczajnych, codziennych czynnościach, czy w jego szkolnych aspektach, wszystko musiało być perfekcyjne, a to potrafiło być niszczące, naprawdę niszczące. Gdzieś w głowie zawsze miała to, że skoro nie było możliwości pozbycia się wpływów matki, to powinna nauczyć się żyć z nimi w zgodzie, dlaczego więc jej się tonie udawało? Była zła na siebie, w tak wielu rzeczach zdenerwowana, ponieważ jej idealny plan się nie powiódł, a ona cierpiała, chociaż nikt nie mógł o tym wiedzieć. Iluzja uśmiechu, nawet delikatnego, potrafiła zdziałać cuda. Nikt nie zadawał pytań, a na krótkie pytania co u niej, odpowiadała, że w porządku. Nikt nie doszukiwał się w tym fałszu, tak perfekcyjnie nakładała swoją maskę, że jeśli ktoś nie znał jej naprawdę dobrze, nie miał szans, nawet najmniejszych, znaleźć cokolwiek, a przecież ona nie dopuszczała do siebie ludzi zbyt blisko. Nie cierpiała zobowiązań i obietnic, tych wypowiedzianych i niemych. Próbowała być wolna w każdym innym aspekcie swojego życia, skoro w tym najważniejszym nie mogła. To wszystko było cholernym kłamstwem i ciężarem, a ona przede wszystkim oszukiwała samą siebie. Czy nie powinniśmy być szczerzy przede wszystkim przed samym sobą? Jesteś żałosna, Annabell. Utrzymywała, tak wytrwale, że nienawidzi kłamstwa, a sama tkwiła w nim po uszy.
Coraz ciężej dostrzegała pozytywne aspekty rzeczywistości. Widziała szklankę w połowie pustą, a im dłużej była z dala od domu, tym ciężej było jej udawać, że jest dobrze. Być może patrzenie w oczy matce, utrzymywało ją w przekonaniu, że to co robi jest słuszne. Niemniej jednak słowa pisane ciemnym atramentem, na kawałkach pergaminu, pisanie listów, coraz bardziej jej ciążyło. Na Merlina, czy naprawdę nie mogła urodzić się w cudownie kochającej się rodzinie, która wcale nie pragnęła za wszelką cenę pokazać wszystkim jaka to jest idealna? Gdzie zawiniła?
Sięgnęła na dół i zerwała kilka źdźbeł trawy, obracając je między palcami, przenosząc swoje skupienie na ten roślinny kawałek w swojej dłoni, zamiast ponurych myślach i wspomnieniach z dzieciństwa, których szczerze nienawidziła. Lekko mrużyła oczy ze względu na słoneczne promienie, zupełnie nie przejmując się wzrokiem chłopaka, w ogóle udawała, że niczym się nie przejmuje, a przecież nadmiernie myślała o wszystkim. Neutralna mina zawsze przychodziła jej najłatwiej. Liczne spotkania z dalszą rodziną i innymi czystokrwistymi rodami, wyuczyły ją chłodnej uprzejmości, bez żadnych zbędnych uczuć, które przecież nikogo nie obchodziły.
Parsknęła na jego słowa, jednocześnie kiwając głową, by potwierdzić prawdziwość swoich. Uwielbiała ten czas w Souhvězdí, kiedy nikt nie mówił jej, że powinna się uczyć, więcej i więcej, bo tradycja festiwali była jednak zbyt głęboko zakorzeniona w tej szkole. Chwile oddechy, którego tak desperacko pożądała. Nawet jeśli dyrektor Hogwartu wydawał się być człowiekiem sympatycznym, to taka tradycja Annabell do angielskiej szkoły magii zwyczajnie nie pasowała. Hogwart miał swoje uroki, był sztywniejszy od Souhvězdí, ale tak samo piękny, to się liczy, prawda?
Zmodyfikowałeś? Będę musiała się temu przyjrzeć koniecznie, bo naprawdę brakuje mi chodzenia na lekcje w bluzach, co prawda miały na sobie herb, ale Merlinie, nie musiałam chodzić pod krawatem! – Helyey generalnie miała raczej luźny styl noszenia się, co niekoniecznie spotykało się z aprobatą matki, bowiem stawiała przede wszystkim na wygodę. Oczywiście istniały wyjątkowe sytuacje, ale codzienność doń nie należała. – Są studia, są. Po prostu skoro już tu przyjechałam i w gruncie rzeczy czuję się tutaj dobrze, to dlaczego miałabym wracać? – odparła, pomijając fakt, że nie zamierzała wracać w ciasne sidła swojej rodziny, nie zamierzała wracać do miejsca, które stale jej przypominało o zdradzie ojca, do miejsca, w którym już zawsze miała być „tą dziewczyną, której ojciec uciekł do innej” co w rodach czystokrwistych nie powinno mieć miejsca, nigdy.
Uśmiechnęła się na jego żartobliwe słowa, co sprawiło, że w kącikach jej oczu pojawiły się malutkie, mimiczne zmarszczki. Z uznaniem pokiwała głową, zastanawiając się jakie szczęście musiała mieć, że spotkała osobę o tak rzadkim darze. Gdzieś z tyłu głowy miała, że ten nie zawsze dobrze się kojarzył, chyba w szczególności w Anglii, jednak nigdy nie podejrzewała, że kiedykolwiek spotka taką osobę.
Mocniej zacisnęła zęby, kiedy zadał jej pytanie. Nienawidziła tego typu pytań, „co chcesz robić”, „kim chcesz zostać” etcetera etcetera. Wiedziała co powinna odpowiedzieć. Słowo „uzdrowicielką” ugrzęzło jej jednak w gardle. Czy naprawdę tego chciała? Wiedziała, że jest w tym naprawdę niezła, wiedziała, że się nadaje, ale jednocześnie wiedziała, że tym spełni wszystkie te durne oczekiwania swojej rodziny, a one będą wówczas coraz większe. Nie chciała zostać zamknięta w bańce Helyey’ów, bała się tego najbardziej na świecie, a jednak…
Może uzdrowicielką, ale nie wiem jeszcze. – odparła, udając, że nic się nie stało, a ona zastanawia się jeszcze jak większość osób w jej wieku, to przecież było normalne, nie wiedzieć. – A ty? – dodała, chcąc jak najszybciej zejść z tematu o niej. Mówienie o sobie nie było czymś, co przynosiło jej ulgę, bynajmniej.
Powrót do góry Go down


Shawn A. McKellen II
Shawn A. McKellen II

Student Ravenclaw
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 186cm
C. szczególne : hipnotyzujący wzrok, naszyjnik i sygnet z emblematem rodu.
Dodatkowo : Wężoustość
Galeony : 62
  Liczba postów : 599
https://www.czarodzieje.org/t18432-shawn-a-mckellen-ii
https://www.czarodzieje.org/t18733-poczta-shawna
https://www.czarodzieje.org/t18448-shawn-i-mckellen
https://www.czarodzieje.org/t18840-shawn-a-mckellen-ii-dziennik
4 - Amfiteatr na końcu głównej ulicy - Page 11 QzgSDG8




Gracz




4 - Amfiteatr na końcu głównej ulicy - Page 11 Empty


Pisanie4 - Amfiteatr na końcu głównej ulicy - Page 11 Empty Re: Amfiteatr na końcu głównej ulicy  4 - Amfiteatr na końcu głównej ulicy - Page 11 EmptySob Maj 09 2020, 23:51;

Nie potrafiłem wyobrazić sobie życia w innej rodzinie, a tym bardziej w takiej, gdzie cała moja tożsamość była przypisywana komuś innemu – w której rodzic pełniłby raczej rolę twórcy lalek, którymi sterował za pomocą nici wymagań i własnych wyobrażeń.
Moja rodzina pozytywnie odebrała moje artystyczne zapędy, które skategoryzowali pod zainteresowania mojej matki, co już spodobało mi się odrobine mniej. Nie znosiłem być przyrównywany do kogokolwiek, a sam to sobie ciągle robiłem, nie mogąc wyjść poza rywalizację z bratem, która napędzała moją ambicje i podejmowanie różnych kroków. Jedyną taką częścią mnie, która była prawie niezależna od mojego brata było właśnie aktorstwo i tworzenie – bycie artystą. Po swojemu, nie bazując na nikim innym, dlatego każde stwierdzenie o podążaniu drogą matki, której obrazy porozwieszane były po całym domu, było dla mnie krzywdzące i irytujące. Wolałem zamknąć się w sferze własnej wyobraźni i tworzyć coś, co w pełni należało do mnie, aniżeli kierować się wyborami innych ludzi, przynajmniej w kwestii artystycznej.
Dlatego też byłem człowiekiem pełnym przeciwności, który nie znosił porównań, a samemu ciągle dążyłem do przewyższenia bliźniaka we wszystkim, nawet w dziedzinach, o których specjalnie nie myślałem, ani nie sądziłem, by mi się przydało. To samo robił on, więc wiedziałem, że była to ciągła walka i pogoń za zwycięstwem. W środku wszystkiego była jeszcze moja siostra, rozdarta między nami, a my nie dostrzegaliśmy jaką toksyczność na nią wylewaliśmy i jak niszczyliśmy ją skrawek po skrawku, nie potrafiąc sobie tego uzmysłowić. A jednocześnie uznawaliśmy ją za najbliższą osobę w naszych życiach, oboje w tym samym stopniu, choć każdy z nas uważał, że bardziej – kolejny powód do dziecinnego sporu, w którym siostra nie chciała brać udziału, a jednak była jego bezpośrednim źródłem. Nie dostrzegałem, że swoimi dążeniami do bycia tym lepszym, niszczyłem to, a raczej kogoś, kto był dla mnie najcenniejszą osobą w moim życiu, bardziej niż mój własny wąż, z którym się nie rozstawałem.
Odwróciłem wreszcie wzrok, czując, że dla dziewczyny moje ciągłe przyglądanie się mogło być niezręczne, choć wcale żadnym gestem tego nie okazywała. Wzrokiem biegłem po całej lokacji, mogąc ponownie wzdychać nad kamiennymi zdobieniami, które miały ilustrować typowo greckie teatralne maski i sceny rodzajowe. Wciąż myśląc o swojej towarzyszce rozmowy, zastanawiałem się nad czym myślała, pozostawiając mi pełen neutralności obraz, co czyniło go w moich oczach tajemniczym, gdyż uważałem neutralność za mechanizm obronny przed czynnikami zewnętrznymi, do którego sam nieraz uciekałem. Nie wchodziłem jednak buciorami w jej sferę prywatności, samemu nienawidząc, gdy ktoś tak robił mnie.
Jej szkoła wydawała mi się niezwykle ciekawa, chciałbym kiedyś zrobić sobie objazd po wszystkich magicznych placówkach na świecie – to, jak sposób nauczania zmieniał się w kontekście kulturowym było dla mnie niezwykle ciekawe, zważywszy na fakt, że już same różnice kulturowe były dla mnie niesamowitym tematem dla rozmów, co jednocześnie czyniło Annabell znacznie ciekawszą osobą w moich oczach, jednak próbowałem odrzucać od siebie tego typu myśl – była ona dla dziewczyny w mojej opinii krzywdząca i nieprawdziwa, gdyż sama rozmowa i nawiązywanie znajomości z brunetką nie odnosiły się jej pochodzenia, a całej jej osoby, której miejsce urodzenia był jedynie dodatkiem.
- Ta, lekko go podrasowałem paroma naszywkami zespołów i różnymi dodatkami, co niektórych nauczycieli niezwykle irytuje, ale regulaminu przecież nie złamałem. – Wzruszyłem ramionami, jakby podkreślając swoją obojętną postawę wobec takich nieotwartych na jakiekolwiek odstępstwo, nawet artystyczne, siedząc w swojej zaściankowości. – Jeśli ci się spodoba, twój też możemy wspólnie jakoś zmodyfikować, tak żeby lepiej ci się podobał. – Rzuciłem ot tak, uznając to za ciekawe spędzenie czasu, a jednocześnie przy projekcie wyróżnionym dla niej mógłbym odrobinę bardziej zaszaleć, gdyż miałem możliwość odniesienia się do jej szkoły.
- Hm, w sumie słuszna postawa, choć wielu na pewno wolałoby wrócić do znajomych, rodziny. – Zamyśliłem się na chwile, zastanawiając się jak wyglądałoby to z mojej perspektywy. – Cóż, gdybym ja znalazł przyjemną dla mnie placówkę gdzieś poza wyspami, to myślę, że też bym tam został. – Ostatecznie poparłem jej decyzję, jednocześnie z przyjemnością odbierając nagłą myśl, że w takim razie nasza nowa znajomość miała szansę utrzymać się nieco dłużej.
Natychmiastowo jednak zauważyłem nagłą zmianę na jej twarzy, widząc, że temat przyszłości nie był dla niej zbyt przyjemny. Czynników mogło być wiele, wolałem o nie jednak nie dociekać, gdyż zwykłem nie wplątywać się w cudze sprawy z własnej inicjatywy.
- U mnie sprawa się nieco komplikuje, bo również nie wiem. Znam dokładny kierunek, ale jest on masakrycznie wszechstronny. Obecnie skupiam się na aktorstwie i reżyserce teatralnej. Ale czy chce się do tego ograniczyć? Malowanie jest równie przyjemne, śpiew i taniec także, w każdej z tych dziedzin widzę coś wspaniałego i gdyby się dało, chciałbym w każdej się spełniać. Ale oddzielnie, bo musicale nie są moją ulubioną kategorią, jak wybieram spektakle. Ogólnie dużo mógłbym o tym opowiadać, ale nie chce cię zanudzać na śmierć, bo zanim bym skończył, przywitałby nas księżyc. – Odpowiedziałem z lekkim uśmiechem. Nie kontynuowałem tego tematu, bowiem widziałem, że jest on niekoniecznie przyjemny dla Annabell.
Z biegiem dalszych dyskusji, tematy na dziś się powoli kończyły i oboje mieliśmy różne plany na dzisiejszy wieczór, tak więc powoli wycofywaliśmy się z amfiteatru i jeszcze wspólnie wróciliśmy do Hogwartu, tam już kierując się do zupełnie różnych dormitoriów.

zt

@Annabell Helyey
Powrót do góry Go down


Perpetua Whitehorn
Perpetua Whitehorn

Nauczyciel
Wiek : 45
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 161
C. szczególne : Styl vintage i aura wesołości | Wspiera się na artefakcie: Jarzębinowej Feruli | Na lewym nadgarstku - srebrna bransoletka z tancerką zmieniającą się w łanię; na prawym - bransoleta Wielkiej Wezyrki | Gdy Hux jest obok - mimowolnie roztacza wokół urok
Dodatkowo : Półwila
Galeony : 552
  Liczba postów : 1570
https://www.czarodzieje.org/t18317-perpetua-whitehorn#521196
https://www.czarodzieje.org/t18325-sowiszcze-pet#521411
https://www.czarodzieje.org/t18316-perpetua-whitehorn#521191
https://www.czarodzieje.org/t18547-perpetua-whitehorn-dziennik#5
4 - Amfiteatr na końcu głównej ulicy - Page 11 QzgSDG8




Gracz




4 - Amfiteatr na końcu głównej ulicy - Page 11 Empty


Pisanie4 - Amfiteatr na końcu głównej ulicy - Page 11 Empty Re: Amfiteatr na końcu głównej ulicy  4 - Amfiteatr na końcu głównej ulicy - Page 11 EmptyPią Cze 25 2021, 15:39;

Przez ostatnie miesiące nie zaznała takiego spokoju - błogostanu właściwie - jaki ogarniał ją teraz. Żyła w ciągłym napięciu, nie tyle przez swoją sytuację prywatną (biologiczną zwłaszcza) co również przez pracę dyżurnego uzdrowiciela - a to tworzyło dosłownie mieszankę wybuchową. Jej ciało zużyło już praktycznie wszystkie siły i całą energię, żeby utrzymać się we względnym zdrowiu. Ona z kolei robiła wszystko, żeby się wręcz zapracować i nie myśleć zbyt wiele... Ale okazało się, że myśli, które ją tak napadały i od których nie mogła spać po nocach, jedynie wydają się takie straszne. Przynajmniej, kiedy do jej uszu dochodził ten wesoły, ciepły ton, jaki wiązała jedynie z samymi... pozytywnymi odczuciami.
Odpoczywała, w końcu.
Hmm, mam od razu wystawiać oceny i podrabiać twój podpis? — rzuciła pytanie w eter, podnosząc jasne tęczówki - w których pełgały już powoli żywotne ogniki - znad pliku pergaminów na poprawiającego piknikowy koc Huxleya.
Bez przerwy się na nim kręciła (kocu, nie Huxie). Nie mogła wygodnie usadowić się w kępach trawy. Z przyczyn oczywistych na brzuchu się nie położy, na boku nie było mowy o sprawdzaniu egzaminów (których swoją drogą Williams nie powinien z Hogwartu wynosić, ale Whitehorn zadbała o bezludny kawałek trawy i odpowiednie zaklęcia wyciszające 'w razie W'), a leżeć na wznak, na płaskim podłożu również nie mogła. Tragedia.
Tragedia — powtórzyła swoje własne myśli na głos, ponownie kręcąc się niespokojnie i ponownie zawijając niemal cały koc pod siebie. Próbowała go poprawić, choć troszkę, odrobinkę, ale miała wrażenie, że jest równie bezbronna i niemrawa jak żółw wywrócony na plecy. I równie pękata, choć jasna, lniana sukienka leżała na niej jak druga skóra. Odsłonięte, białe ramiona pod wpływem słońca obsypały srebrne piegi, których ścieżki zbiegały się w pełnym dekolcie. W końcu zaczęła jeść coś więcej niż krakersy i suchary w biegu - jej ciało jakby tylko na to czekało, wręcz od razu odzyskując krągłości. Magia.
Ściągnęła idealnie skrojone, złote brwi niemal w jedną linię w wyrazie irytacji.
Jestem starym, pękatym potworkiem — rozżaliła się nagle, choć tonem podszytym swego rodzaju rozbawieniem. Próbowała z piknikowego koszyka i swojego kardiganu zrobić dla siebie podparcie przy lędźwiach, jednak i to spełzło na niczym.
Powrót do góry Go down


Huxley Williams
Huxley Williams

Nauczyciel
Wiek : 45
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 183
C. szczególne : biegające po ciele tatuaże, w pracy przykryte długimi rękawami, chociaż wychodzą na ręce i czasem na szyję | pojedynczy kolczyk szeherezady w uchu
Galeony : 1889
  Liczba postów : 1550
https://www.czarodzieje.org/t19615-huxley-butcher-williams#583118
https://www.czarodzieje.org/t19619-rzeznik#583498
https://www.czarodzieje.org/t19616-huxley-butcher-williams#583130
https://www.czarodzieje.org/t19753-huxley-butcher-dziennik#59438
4 - Amfiteatr na końcu głównej ulicy - Page 11 QzgSDG8




Administrator




4 - Amfiteatr na końcu głównej ulicy - Page 11 Empty


Pisanie4 - Amfiteatr na końcu głównej ulicy - Page 11 Empty Re: Amfiteatr na końcu głównej ulicy  4 - Amfiteatr na końcu głównej ulicy - Page 11 EmptyPią Cze 25 2021, 19:16;

Od kiedy zabrałem Perptę ze szpitala została wykarmiona, ogarnięta, umyta... No, może nie do końca, ale zwyczajnie oprócz swoich zwykłych szkolnych obowiązków przyjąłem również opiekę nad Perpą i prędko pomogłem jej znaleźć dawną stabilność. Okazało się, że wcale nie było wiele do tego potrzeba. A może po prostu mi się tak wydawało, bo byłem od tego specem. Oczywiście nadal od czasu do czasu pałętała się jak duch, ze zgorzknieniem zawieszała się na chwilę we własnym umyśle. Ale wtedy jeśli tylko byłem w okolicy starałem się ją czymś zająć.
- Jak możesz - odpowiadam na podrabianie mojego podpisu bez skrupułów, kiwając głową. Po poprawieniu kocyka wracam na swoje miejsce. Rozkładam długie nogi obleczone w krótkie spodenki, w poruszające się zielone liście, przed siebie i opieram się plecami o ławę amfiteatru. Stawiam z niezadowoleniem niespecjalnie dobrą ocenę Gryfonowi z lekkim skrzywieniem.
Odrywam się na chwilę od egzaminów i patrzę się jak Perpa ponownie zawija cały koc, starając się w miarę wygodnie ułożyć. Ponieważ kiedy macha materiałem na którym siedzę nie mogę się skupić na sprawdzaniu, wykorzystuję ten moment na chwilę odpoczynku. Nieszczególnie pomagam kręcącemu się obok mnie wielorybowi. Pyrgam przyjaciółkę chudą łydką, po której leniwie pływa kilka tatuaży.
- Na dodatek dwukrotnie rozwiedzionym - podpowiadam uprzejmie, zerkając na przepiękną pół-wilę, która teraz w słońcu wyglądała jeszcze lepiej. Jęczę nad kolejnym beznadziejnym egzaminem kładąc go sobie na chwilę na głowę. Osuwam się na kocyk tak, że leże teraz obok Perpy i wyciągam rękę, by złapać jej drobną dłoń i złożyć delikatny pocałunek.
- Już niedługo wakacje, ty odzyskasz swoją figurę, koniec roku, dziecko oczywiście... Nie mogę się doczekać. Może nawet pewnego dnia opowiesz mi jak wyrzuciłaś z domu Shitcliffe'a i co się wydarzyło - mówię jakże sprytnie z uśmiechem, podnosząc na chwilę czarne okulary przeciwsłoneczne, które mam na nosie.

______________________

 Courage is not living without fear
Courage is being scared to death and doing the right thing anyway

Powrót do góry Go down


Perpetua Whitehorn
Perpetua Whitehorn

Nauczyciel
Wiek : 45
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 161
C. szczególne : Styl vintage i aura wesołości | Wspiera się na artefakcie: Jarzębinowej Feruli | Na lewym nadgarstku - srebrna bransoletka z tancerką zmieniającą się w łanię; na prawym - bransoleta Wielkiej Wezyrki | Gdy Hux jest obok - mimowolnie roztacza wokół urok
Dodatkowo : Półwila
Galeony : 552
  Liczba postów : 1570
https://www.czarodzieje.org/t18317-perpetua-whitehorn#521196
https://www.czarodzieje.org/t18325-sowiszcze-pet#521411
https://www.czarodzieje.org/t18316-perpetua-whitehorn#521191
https://www.czarodzieje.org/t18547-perpetua-whitehorn-dziennik#5
4 - Amfiteatr na końcu głównej ulicy - Page 11 QzgSDG8




Gracz




4 - Amfiteatr na końcu głównej ulicy - Page 11 Empty


Pisanie4 - Amfiteatr na końcu głównej ulicy - Page 11 Empty Re: Amfiteatr na końcu głównej ulicy  4 - Amfiteatr na końcu głównej ulicy - Page 11 EmptyPią Cze 25 2021, 20:15;

Jak możesz
Oczywiście, że mogła, też pytanie. Obecnie niewielu rzeczy była specjalnie pewna - ale akurat swoich zdolności uzdrowicielskich i umiejętności kaligrafii jak najbardziej. Zwłaszcza, że pismo Huxa mogła spokojnie odtworzyć z zamkniętymi oczami - ileż to już razy w swoim życiu wypełniała coś za niego. Nie zliczyłaby razów, gdy oboje siedzieli pochyleni nad raportami czy spisami eliksirów w szpitalu... tak jak teraz nad egzaminami hogwartczyków. A ona zawsze lubiła pisać, co też Williams skrzętnie wykorzystywał. Absolutnie nie miała mu tego za złe.
Toteż z niejaką satysfakcją oceniała egzaminy Puchonów na naprawdę wysokie noty 'ręką Huxleya'. Oczywiście, nie faworyzując nikogo! W przypadku przyszłych - być może - medyków, była niezwykle rzetelna.
Słysząc przytyk Huxleya o jej tragicznym życiu uczuciowym, naburmuszyła się jeszcze bardziej - choć za srogą miną i kurtyną złotych rzęs błyszczały iskierki rozbawienia. Z teatralnym zacięciem wróciła do poprawiania kocyka. Zdecydowanie, było z nią coraz lepiej.
Do trzech razy sztuka — rzuciła krótko, cierpko. Kolejne małżeństwo było ostatnim o czym teraz mogłaby myśleć, a co dopiero marzyć. Złapała się jednak na tym, że z nieodmienną przyjemnością reagowała na wszelkie czułostki Williamsa. Jego drobne, czułe pocałunki nie zamieniały jej w słup soli, a rozlewały ciepłe fale po klatce piersiowej.
Zerknęła na niego nieco podejrzliwie, słysząc jak 'subtelnie' podpuszcza ją w końcu do rozmowy - prychając cicho, z rozbawieniem przyjmując 'przydomek' jej świeżego-eksmęża... Choć jakiś cień bólu przemknął po rozświetlonej słońcem twarzy.
Czego najbardziej nie możesz się doczekać? — podjęła, również osuwając się na kocyk i układając - wzorowo - na lewym boku, tuż przy wyciągniętym na całą długość Williamsie. Skoro przerwa, to przerwa. Podłożyła sobie pod głowę swój zrolowany sweter - drobną dłonią sięgając ku twarzy Huxleya. Opuszkami palców przejechała po nasadzie jego nosa, delikatnie. — Na nasze rozstanie... czy wyrzucenie z domu, jak już powiedziałeś, złożyło się kilka sporych spraw — zaczęła cicho, odnajdując na chwilę wzrok przyjaciela i jednocześnie cofając dłoń. Jej przylepstwo również już powoli wracało na swoje miejsce. — W sumie to wszystko było wręcz bajkowe, aż... nienaturalne, ale to jak zawsze po ślubie. — Parsknęła krótkim śmiechem, unosząc spojrzenie gdzieś w korony drzew. — Wiem co mówię.
Zamilkła na chwilkę, mieląc w ustach słowa - dalej trudno jej było o tym mówić, zwłaszcza, jeśli chciała przedstawić to wszystko z sensem.
Wiesz, ja... Jestem wyrozumiała. Dużo, bardzo dużo wybaczam, ale od czasów Quilla nie miałam problemów z asertywnością. A teraz... to znowu się powtarzało, znowu wpadłam w złotą klatkę — próbowała wytłumaczyć o co jej chodzi, żywo gestykulując jedną ręką - podczas gdy drugą ściskała dłoń Huxleya. — I... no, zdawałam sobie z tego sprawę, póki koło mnie nie pojawiał się Caine. Głupiałam wręcz, gdy stawał obok, nic innego się nie liczyło, tylko, żeby to on był zadowolony... — przerwała na moment, zerkając na przyjaciela z miną 'daruj sobie teraz dwuznaczności'. — Przystałam na przeprowadzkę. Właściwie to na wszystko, nawet na imię dla... — Wolną ręką pogładziła się po brzuchu. — Namówiłam go na zmianę pracy. Nie chciał wrócić do Wizengamotu, ale dostał propozycję od MACUSA. I na taką wyprowadzkę też się zgodziłam...
Wdech, wydech - Perpetua Shercliffe za wielką wodą, amerykański sen? Bynajmniej nie jej.
... na rzucenie pracy też. I zerwanie z Tobą kontaktu.
Powrót do góry Go down


Huxley Williams
Huxley Williams

Nauczyciel
Wiek : 45
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 183
C. szczególne : biegające po ciele tatuaże, w pracy przykryte długimi rękawami, chociaż wychodzą na ręce i czasem na szyję | pojedynczy kolczyk szeherezady w uchu
Galeony : 1889
  Liczba postów : 1550
https://www.czarodzieje.org/t19615-huxley-butcher-williams#583118
https://www.czarodzieje.org/t19619-rzeznik#583498
https://www.czarodzieje.org/t19616-huxley-butcher-williams#583130
https://www.czarodzieje.org/t19753-huxley-butcher-dziennik#59438
4 - Amfiteatr na końcu głównej ulicy - Page 11 QzgSDG8




Administrator




4 - Amfiteatr na końcu głównej ulicy - Page 11 Empty


Pisanie4 - Amfiteatr na końcu głównej ulicy - Page 11 Empty Re: Amfiteatr na końcu głównej ulicy  4 - Amfiteatr na końcu głównej ulicy - Page 11 EmptySob Cze 26 2021, 00:48;

Uśmiecham się lekko na jej słowa. Faktycznie w tym wypadku często wykorzystywałem Perpetuę. Nawet jak byliśmy młodzi i moje notatki, czy wypracowania miały sporo do życzenia, skwapliwie poprawiała mi wszystko. Nie wspominając o późniejszych latach w pracy.
Osobiście dałbym niesamowite noty Gryfonom, ale czasem nie miałem z czego. A jeśli bym im podwyższał na papierze musiałbym innym, więc byłem w totalnej kropce. Pewnie Perpa akurat przeglądała egzamin jakiegoś Felinusa, że z taką zadowoloną miną stawiała dobrą ocenę.
- No, jeśli za trzecim razem nie trafisz to... wyprowadzam się - mówię lekko parskając śmiechem na dość idiotyczny warunek, który miałby zostać spełniony. Zakładam, że wcale aż tak nie byłaby na to zła. Do tej pory nie wiem dlaczego nie szukałem mieszkania od razu po ich ślubie i zostałem w domu Perpy. To nie tak, że nie byłoby mnie stać. Lubiłem po prostu otaczać się rzeczami przyjaciółki. Tak samo jak lubiłem jej dotyk i bliskość w dowolnym momencie naszego życia. To nigdy się nie zmieniło, cokolwiek nie działo się u nas. Moja żona nigdy nie była fanką mojej przyjaźni z Perpetuą, więc może dobrze, że mieszkałem wtedy daleko od Whitehorn.
Otwieram usta, żeby powiedzieć, że to nie tak, że nie mogę się czegoś doczekać. Jednak rozpraszam się delikatnym dotykiem przyjaciółki na który uśmiecham się czule, pomimo przystąpienia do poważniejszego tematu. Słucham co mówi, nie przerywając jej w tej chwili,by mogła powiedzieć spokojnie co się wydarzyło.
- Ja też - kiwam skwapliwie głową kiedy mówi o początkach małżeństwa. W końcu to jest coś co obydwoje przeżyliśmy. A teraz, mamy tyle lat i nadal leżymy na kocyku opowiadając o swoich życiowych niepowodzeniach. Nie tak wyobrażałem sobie naszą przyszłość dwadzieścia lat temu. Również przewracam się na bok, by leżeć naprzeciwko przyjaciółki.  
Słucham dalej co mówi, coraz bardziej marszcząc brwi. Próbuję zrozumieć o co chodzi, ale nie bardzo pojmuję tego wszystkiego. Gdzieś tam w tyle głowy może miałbym wspomnienie o innym wyrazie twarzy Perpetui kiedy zakłada obrączkę, moje zastanowienie. Ale w tej chwili nie potrafię wszystko logicznie złożyć do kupy. Lekko dotykam brzucha Perpy kiedy mówi o imieniu dla jej dziewczynki i cmokam do brzucha, jakby mała mogła cokolwiek usłyszeć czy pamiętać.
- Nic nie rozumiem, Perpetua. Wiem, że czasem ponosi cię euforia i przesadne zauroczenie. Ale dlaczego rezygnowałaś z takich rzeczy? Na których ci zależy?- pytam zaintrygowany patrząc w tak dobrze znane, niebieskie tęczówki. Ale po chwili spuszczam wzrok jakby lekko zawstydzony, co bardzo rzadko mi się zdarza. - Nie wiem, ktoś musiałby rzucić na mnie imperiusa, żebym przystał na kompletne porzucenie znajomości z tobą... - mówię, splatając bardziej obydwie dłonie, patrząc w ich kierunku.

______________________

 Courage is not living without fear
Courage is being scared to death and doing the right thing anyway

Powrót do góry Go down


Perpetua Whitehorn
Perpetua Whitehorn

Nauczyciel
Wiek : 45
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 161
C. szczególne : Styl vintage i aura wesołości | Wspiera się na artefakcie: Jarzębinowej Feruli | Na lewym nadgarstku - srebrna bransoletka z tancerką zmieniającą się w łanię; na prawym - bransoleta Wielkiej Wezyrki | Gdy Hux jest obok - mimowolnie roztacza wokół urok
Dodatkowo : Półwila
Galeony : 552
  Liczba postów : 1570
https://www.czarodzieje.org/t18317-perpetua-whitehorn#521196
https://www.czarodzieje.org/t18325-sowiszcze-pet#521411
https://www.czarodzieje.org/t18316-perpetua-whitehorn#521191
https://www.czarodzieje.org/t18547-perpetua-whitehorn-dziennik#5
4 - Amfiteatr na końcu głównej ulicy - Page 11 QzgSDG8




Gracz




4 - Amfiteatr na końcu głównej ulicy - Page 11 Empty


Pisanie4 - Amfiteatr na końcu głównej ulicy - Page 11 Empty Re: Amfiteatr na końcu głównej ulicy  4 - Amfiteatr na końcu głównej ulicy - Page 11 EmptySob Cze 26 2021, 16:10;

Nie strasz mnie, bo już nigdy nie będę strzelać — odbiła, również pozwalając sobie na krótki śmiech. Czy byłaby zła, gdyby rzeczywiście się wyprowadził? Na pewno nie, przecież od zawsze miał wolną drogę. Druga kwestia, to - czy byłoby jej smutno z tego powodu? Nawet bardzo, zwłaszcza teraz. A nawet po swoim - tragicznym - ślubie, z chęcią wracała do domku w Hogsmeade, wiedząc, że może zastać tam Williamsa w jednym z jego ekstrawaganckich szlafroków i puchatych kapciach. Że ma w swoim otoczeniu człowieka, z którym praktycznie rozumiała się bez słów - choć nie milczeli właściwie nigdy, zabawiając się rozmówkami o zwykłych pierdołach. Z Cainem... rozmawiało się ciężko - Whitehorn przy Shercliffie musiała wytężać wszystkie swoje empatyczne zmysły. Nie można powiedzieć, że prawnik nie próbował jej zrozumieć i tej całej otwartości, jaką obdarzała wszystkich - a szczególnie Huxleya. On po prostu nie był w stanie tego zrozumieć.
Huxley z kolei nadawał dokładnie tymi samymi falami co ona - tak jak teraz, słuchał, kiedy powinien słuchać, naciskał odpowiednie struny, żeby zachęcić ją do mówienia. Nie czuła presji i przymusu, mówiła, bo chciała mówić - i rozjaśnić także spojrzenie mężczyzny na tę jej... tragedię, bo inaczej nazwać tego nie szło. No, może tak - głupotę. Niesamowity popis naiwności. Ślepego pragnienia miłości i stabilizacji.
Zadawałam sobie identyczne pytania, Huxy — przyznała, z roztkliwieniem przyjmując drobne gesty przyjaciela skierowane do niczego nieświadomej (choć wybitnie spokojnej) Florence. Czując jak gula żółci staje jej w gardle, gdy Williams opuścił wzrok na ich dłonie. Odwzajemniła jego uścisk. — Wiem, że... jestem emocjonalna. Bardzo. Zwłaszcza prywatnie i żadna ze mnie racjonalna głowa, ale... To wszystko było wbrew mnie Huxley. Ja tego nie chciałam — podkreśliła z zadziwiającą mocą i pewnością, próbując przykuć wzrok przyjaciela na nowo. — I kiedy tylko zostawałam sama, to wariowałam. Chciałam prosić Sterlinga o konsultację psychiatryczną, bo miałam wrażenie, że są dwie Perpetuy - Ja i Ona. Ta sama, która Quillowi dała się zamknąć w domu i pozrywała wszystkie kontakty w imię 'uczucia' — aż żachnęła się na wspomnienie tamtej siebie - przecież zmądrzała od ostatniego razu. Dlaczego więc teraz ponawiała schematy? Huxley doskonale znał historię jej pierwszego małżeństwa i tego jak się skończyło.
Obiecywałam sobie, że kiedy będę rozmawiać z Cainem, to wszystko naprostuję, bo nie chcę działać wbrew sobie — zniżyła na chwilę głos, teraz samej uciekając wzrokiem do ich dłoni. Przygryzła wargę. — Nie zliczę ile razy kłóciliśmy się o Ciebie... Dopiero co wróciłeś, nie chciałam znów tracić Cię na lata. Listy to nie to samo. A wtedy... zgodziłam się praktycznie od razu, bez refleksji. Szalałam z bezradności — mruczała nieprzerwanie, dając w końcu upust tym wszystkim myślom i słowom - stawiając im czoła, z dłonią Williamsa na swojej.
Wiesz, że zawsze bardzo źle reagowałam na amortencję. W Hogwarcie nie mogłam warzyć jej na lekcjach, bo mi odbijało. Jakby mi mózg uszami wyparował. — Nagle zupełnie zmieniła temat, jednak tylko pozornie, bo zaraz wróciła: — I kiedy przyszło co do czego... Znowu tylko potakiwałam. Wiesz... Wiesz, że źle funkcjonuję, jeśli krew mi się burzy. — Perpetua zgodę ze swoją dziką częścią wypracowywała latami. Harpii nie da się uciszyć, można się z nią tylko pogodzić - a działanie wbrew samej sobie to coś, co wzbudzało w niej furię.
Przemieniłam się i zniszczyłam moją obrączkę. — skrzywiła się nieco na samo wspomnienie. Pełny gniew harpii w jej przypadku był naprawdę niebezpieczny. — Tę Caine'a również, choć po... krótkiej walce.
Dopiero zaczęła dotykać najbardziej bolesnej części swojej opowieści.
Powrót do góry Go down


Huxley Williams
Huxley Williams

Nauczyciel
Wiek : 45
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 183
C. szczególne : biegające po ciele tatuaże, w pracy przykryte długimi rękawami, chociaż wychodzą na ręce i czasem na szyję | pojedynczy kolczyk szeherezady w uchu
Galeony : 1889
  Liczba postów : 1550
https://www.czarodzieje.org/t19615-huxley-butcher-williams#583118
https://www.czarodzieje.org/t19619-rzeznik#583498
https://www.czarodzieje.org/t19616-huxley-butcher-williams#583130
https://www.czarodzieje.org/t19753-huxley-butcher-dziennik#59438
4 - Amfiteatr na końcu głównej ulicy - Page 11 QzgSDG8




Administrator




4 - Amfiteatr na końcu głównej ulicy - Page 11 Empty


Pisanie4 - Amfiteatr na końcu głównej ulicy - Page 11 Empty Re: Amfiteatr na końcu głównej ulicy  4 - Amfiteatr na końcu głównej ulicy - Page 11 EmptySob Cze 26 2021, 16:52;

Osobiście nigdy nie lubiłem mieszkać sam, może też dlatego tak uparcie trzymałem się domku Perpy, albo przesiadywałem w Hogwarcie. Jedynym minusem przesiadywania u przyjaciółki był najpierw Caine i jego obecność, a obecnie fakt, że mogę palić jedynie na strychu i na dworze. Byłem od dawna  przyzwyczajony, że palę wszędzie gdzie mieszkam, ale teraz musiałem chodzić to tu, to tam. Oczywiście nie narzekałem na głos. Prędzej sąsiedzi mogli mieć dosyć widoku moich obnażonych łydek i klaty, gdy wychodziłem w barwnych szlafrokach z kawą kilka razy dziennie.
Wiem dobrze, że głównie niesamowita empatia Perpy sprawiała, że mogła dogadać się z kimś takim jak Caine. Chociaż nie miałem pojęcia dlaczego to robi, skoro z pewnością mogłaby znaleźć kogoś łatwiejszego w obyciu. Czasem kiedy obserwowałem ich jako parę zastanawiałem się, czy Perpa po prostu nie jest z nim tylko dlatego, że jest bardzo przystojnym facetem. Nie chciałem myśleć, że przyjaciółka jest na tyle płytka, po prostu zwyczajnie nie rozumiałem jak mogła pokochać kogoś takiego jak on. Za co? Miłość nie mogła być aż tak ślepa.
Teraz jednak słucham wszystkiego ma do powiedzenia Perpa, jedynie od czasu do czasu dopytując coś i wtrącając. W tej chwili patrzę się na nasze dłonie i kiedy przyjaciółka podkreśla, że tego nie chciałam zwracam na nią wzrok. Też przez chwilę pomyślałem, że wróciła do dawnych zwyczajów, mimo że powtarzała tyle razy, że tak nie będzie i tak nagle zatopiła się w uczuciu na sto procent. Potrafiła to zrobić już raz, może bardzo łatwo było wrócić do starych przyzwyczajeń. I  zakładam, że to mi chce przekazać nie chciała, ale nie umiała inaczej.
- Nie był moim fanem - bełkoczę pod nosem. Odrobinę mi głupio, że tyle kłócili się o mnie. Niekoniecznie też go winię, może sam czułbym się zagrożony obecnością mojej krzywej mordy. Kiedy jednak Perpa wspomina o amortencji z lekkim szokiem patrzę w jej kierunku. Do tego dążyła? Czyli to nie był powrót do przyzwyczajeń? Wszystkie jej dziwne decyzje spowodowane były amortencją? Szczerze mówiąc to wszystko końcu brzmi racjonalnie, może poił ją tym odkąd wrócił do szkoły, dlatego nie przejmowała się jego gburowatością, brakiem poczucia humoru, niską empatią... No...
- To była amortencja? Może wcześniej już ją ci dawał? Nie, zniszczyłaś obrączkę... w niej coś było? Caine umiał takie zaklęcia miłosne? - pytam cicho, ale bardzo szybko wypowiadając na głos słowa i odpowiadając sobie poniekąd. Jeszcze jestem całkiem spokojny, jakby nie dochodziło do mnie co to oznacza do końca.

______________________

 Courage is not living without fear
Courage is being scared to death and doing the right thing anyway

Powrót do góry Go down


Perpetua Whitehorn
Perpetua Whitehorn

Nauczyciel
Wiek : 45
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 161
C. szczególne : Styl vintage i aura wesołości | Wspiera się na artefakcie: Jarzębinowej Feruli | Na lewym nadgarstku - srebrna bransoletka z tancerką zmieniającą się w łanię; na prawym - bransoleta Wielkiej Wezyrki | Gdy Hux jest obok - mimowolnie roztacza wokół urok
Dodatkowo : Półwila
Galeony : 552
  Liczba postów : 1570
https://www.czarodzieje.org/t18317-perpetua-whitehorn#521196
https://www.czarodzieje.org/t18325-sowiszcze-pet#521411
https://www.czarodzieje.org/t18316-perpetua-whitehorn#521191
https://www.czarodzieje.org/t18547-perpetua-whitehorn-dziennik#5
4 - Amfiteatr na końcu głównej ulicy - Page 11 QzgSDG8




Gracz




4 - Amfiteatr na końcu głównej ulicy - Page 11 Empty


Pisanie4 - Amfiteatr na końcu głównej ulicy - Page 11 Empty Re: Amfiteatr na końcu głównej ulicy  4 - Amfiteatr na końcu głównej ulicy - Page 11 EmptySob Cze 26 2021, 18:59;

Miłość była niesamowicie ślepa i kompletnie alogiczna - na to nie było rady. Tak samo jak i na to, że Perpetua była skończoną altruistką, która najwięcej uwagi poświęcała najbardziej potrzebującym, a cóż... Shercliffe pochłaniał całą jej uwagę - chciała go naprawić, pokochać, uwrażliwić. I była naprawdę przekonana, że jej się to udaje. Przynajmniej... do czasu. A jego powierzchowność miała w tym naprawdę najmniejszy udział - Whitehorn jako półwila w ogóle nie zwracała na ten aspekt uwagi. Tak jak i kompletnie w tym wszystkim zapominała o sobie - przyzwyczajona do rozdawania pełnymi garściami, nie brała dla siebie nic.
Chyba, że ktoś sam z siebie obdarowywał ją troską - jak Huxley, na przykład.
Gwałtownie pokręciła głową na hipotezy, które właśnie wygłaszał.
Ciepło, ale nie gorąco — podjęła ostrożnie, podciągając pod siebie nogi i zwijając się w kłębek. Ciągle jednak leżała na wysokości twarzy Williamsa - wolną dłonią sięgnęła do jego policzka, gładząc go powoli. W niemej prośbie, żeby się teraz nie rozpraszał. I w ramach uspokojenia samej siebie, kiedy serce boleśnie tłukło jej się o mostek. — Caine był teoretykiem, żaden z niego zaklęciarz — sprostowała, dodając jeszcze z przekąsem: — Eliksirowar również.
Wzięła głęboki wdech - pierwszy raz dzieliła się tą historią na głos. A brzmiała jednak wybitnie absurdalnie. Choć sama w sobie sytuacja z pierścieniami była tylko iskrą do dalszego rozpadu, nie jego powodem.
Obrączki zrobiła Éléonore, a zaklął je Alex - ale skąd mógł wiedzieć, że na zaklęcia z tej sfery reaguję jak bezmyślny gumochłon? — Usprawiedliwiła niejako swojego ulubieńca. Nie wierzyła w jakikolwiek podstęp ze strony Voralberga. Ze strony Shercliffe'a z resztą również. — Chciał łagodzić nasze... spięcia. — Westchnęła ciężko. — To wszystko było zwyczajnie nieszczęśliwym zbiegiem okoliczności. Z tą obrączką głupiałam przy Cainie, jak przy oparach z amortencji. Nie łagodziła moich myśli i pretensji, ona je po prostu... Puf! Znikała.
Zrobiła jakiś szalenie skomplikowany gest ręką przed nosem Huxleya, jakby i jej dłoń miała zaraz zniknąć po takiej sekwencji ruchów.
Tylko do tego doszłam już po fakcie, wcześniej nie sądziłam, że jest coś z nimi nie tak — wyjaśniła. Cóż, inaczej obrączkę by zdjęła po prostu przed rozmową z byłym już małżonkiem. — Więc jak już mówiłam... — zakłopotała się nieco. Nigdy nie była dumna z momentów, kiedy traciła nad sobą kontrolę i wychodziła z niej magiczna część jej jestestwa. — Zniszczyłam obrączkę swoją i Caine'a i... No, złamałam mu ze dwa palce, przy okazji — dodała, zarumieniona z żenady, poczucia winy i... złości niejako. — Potem się zaczęło. Gniew mi przeszedł jak ręką odjął, a Caine... Cóż, stałam się potworem, w jego oczach już prawdziwym. Nieobliczalnym, jak to wspaniale ujął. Niezrównoważonym — wymieniała z bólem kolejne epitety, którymi została obdarowana, uciekając wzrokiem gdzieś w okolice obojczyka Williamsa. — Niebezpiecznym — dodała jeszcze cicho, próbując opanować drżący z emocji głos. — Gdyby nie próbował mnie obezwładnić zaklęciami nic bym mu nie zrobiła, j-ja... Potrafię panować nad harpią — próbowała się wytłumaczyć przed samym Huxleyem, szukając zrozumienia w zielonych, tak ciepłych przecież oczach. — Chciałam wyjaśnić te wszystkie dotychczasowe jednostronne decyzje. Nastawiłam mu palce, kajając się po tym co zrobiłam i... Cóż. Usłyszałam tylko: "Myślałem, że w końcu zmądrzałaś".
Ściągnęła usta w wąską linię, powstrzymując drżenie podbródka.
Jeśli stanowienie o sobie to głupota, to wolę pozostać głupia — mruknęła, smakując na języku gorycz, gdy obrazy początku końca jej małżeństwa znów błyskały jej przed oczami.
Powrót do góry Go down


Huxley Williams
Huxley Williams

Nauczyciel
Wiek : 45
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 183
C. szczególne : biegające po ciele tatuaże, w pracy przykryte długimi rękawami, chociaż wychodzą na ręce i czasem na szyję | pojedynczy kolczyk szeherezady w uchu
Galeony : 1889
  Liczba postów : 1550
https://www.czarodzieje.org/t19615-huxley-butcher-williams#583118
https://www.czarodzieje.org/t19619-rzeznik#583498
https://www.czarodzieje.org/t19616-huxley-butcher-williams#583130
https://www.czarodzieje.org/t19753-huxley-butcher-dziennik#59438
4 - Amfiteatr na końcu głównej ulicy - Page 11 QzgSDG8




Administrator




4 - Amfiteatr na końcu głównej ulicy - Page 11 Empty


Pisanie4 - Amfiteatr na końcu głównej ulicy - Page 11 Empty Re: Amfiteatr na końcu głównej ulicy  4 - Amfiteatr na końcu głównej ulicy - Page 11 EmptyNie Cze 27 2021, 05:49;

Teoretycznie miłość wcale nie była ślepa, wręcz przeciwnie. Dotyk, smak, wzrok, wszystko co odczuwamy w naszym ciele sprawia, że czujemy pociąg do drugiej osoby. Więc powiedzenie, że jest ślepa jest naszym wytłumaczeniem na wiele niemądrych rzeczy, które robiliśmy przez jakieś feromony; może my po prostu ulegamy głupiemu uleganiu naszym zmysłom, które pchają nas w ramiona pociągającej dla nas osoby. Niekoniecznie dobranej z charakteru. I kiedy to połączy się z altruizmem Perpy, z pewnością trudno z czegoś takiego wybrnąć. Ja to tak postrzegam, jako uzdrowiciel i pewnego dnia może skonfrontuje to z Perpą, ale nie dziś. Teraz próbuję przeanalizować co się dokładne wydarzyło między nią a Cainem.
Zamiast jej słuchać chcę dalej analizować co się wydarzyło, ale Pepetua kładzie rękę na moim policzku, próbuje skupić na sobie swoją uwagę, a ja widząc ten gest prędko z powrotem odwracam twarz w jej kierunku, czekając na wytłumaczenia, nie zaś niepotrzebnie gdybać. Kiwam prędko głową przy dłoni Perpy. Oczywiście, Caine nic by nie umiał zrobić sam, co ja sobie wyobrażam. W napięciu czekam co powie po swoim głębszym oddechu i na to co mówi, cały spinam się lekko. Oczywiście, ona próbuje jak zwykle tłumaczyć Alexa, ale ja czuję tylko i wyłącznie czystą wściekłość na głupotę pary, która stworzyła takie obrączki. Komu coś takiego wpada do głowy? Jak bardzo chcieli uratować ten związek i dlaczego? Zaciskam zęby, by nie powiedzieć nic jeszcze, dopóki Perpa nie skończy, chociaż trudno mi nie wybuchnąć w tym momencie. Zanim to robię, moja przyjaciółka mówi dalej. A ja czuję żal, złość, współczucie, wszystko zmieszane ze sobą w dziwny sposób. Chcąc nie chcąc ściskam odrobinę mocniej dłoń pół-wili, nadal próbując stłamsić swoją natychmiastową, agresywną postawę; którą miałbym, gdyby nie chęć wysłuchania wszystkiego. Krzywię się lekko kiedy widzę jak bolą Perpę wspomniana wyłamanych palców, czy słowa Caine'a. I kiedy kończy, już nie mogę się powstrzymać natychmiast wtrącam się w słowa Perpy. Zbyt zły i agresywny.
- Zabiję tego szmaciarza, który uważa się za kogoś, kto wie wszystko, a wie gówno o relacjach międzyludzkich. Kto, kurwa, daje takie obrączki, nawet jakby nie miały na ciebie aż tak wielkiego wpływu. Powiem ci kto. Debil.
Rzadko przeklinam czy denerwuję się, ale w tej chwili nosi mnie. Wstaję ze swojego miejsca na którym leżałem, gotowy pójść ukatrupić Volarberga w tym momencie. Moje tatuaże z furią poruszają się po całym ciele. Ja zaś jestem gotowy dosłownie zabić porządnego wychowawcę Ravencalwu. Jednak zanim podnoszę się do pionu, by pobiec do mężczyzny, orientuję się, ze jest coś ważniejszego w tym wszystkim. Uświadomienie Perpy, że jest równie niemądra co mężczyzna, który chciał zrobić przyjemny prezent, nie myśląc o tym, że równał on się z amortencją.
Już prawie podnosiłem się na nogi, ale rozgorączkowany wracam na chwilę, by położyć obok Perpy. - Nie jesteś żadnym potworem. Jesteś ideałem. Którego on nie potrafił docenić. To wszystko było kwestią nieszczęśliwego wypadku, do którego nigdy by nie doszło, gdyby nie zbyt wiele magii i chore żądania Caine'a byś się do nie przystosowała - mówię patrząc prosto w oczy przyjaciółki, mając nadzieję, że dobrze to tłumaczę. Lekko wyciągam głowę, by pocałować gładki policzek Perpy,, równocześnie głaszcząc ją po nim. Przez chwilę leżę blisko Perpy, niemal stykając się z nią nosami.
- Muszę nakopać Voralbergowi - mówię cicho, z powrotem coraz bardziej spięty, nie patrząc na to, że jestem sporo niższy oraz znam znacznie mniej zaklęć ofensywnych, wobec tego obydwie rzeczy skazują mnie na przegraną. Już lekko się podnoszę, by wyruszyć na tę przygodę życia.

______________________

 Courage is not living without fear
Courage is being scared to death and doing the right thing anyway

Powrót do góry Go down


Perpetua Whitehorn
Perpetua Whitehorn

Nauczyciel
Wiek : 45
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 161
C. szczególne : Styl vintage i aura wesołości | Wspiera się na artefakcie: Jarzębinowej Feruli | Na lewym nadgarstku - srebrna bransoletka z tancerką zmieniającą się w łanię; na prawym - bransoleta Wielkiej Wezyrki | Gdy Hux jest obok - mimowolnie roztacza wokół urok
Dodatkowo : Półwila
Galeony : 552
  Liczba postów : 1570
https://www.czarodzieje.org/t18317-perpetua-whitehorn#521196
https://www.czarodzieje.org/t18325-sowiszcze-pet#521411
https://www.czarodzieje.org/t18316-perpetua-whitehorn#521191
https://www.czarodzieje.org/t18547-perpetua-whitehorn-dziennik#5
4 - Amfiteatr na końcu głównej ulicy - Page 11 QzgSDG8




Gracz




4 - Amfiteatr na końcu głównej ulicy - Page 11 Empty


Pisanie4 - Amfiteatr na końcu głównej ulicy - Page 11 Empty Re: Amfiteatr na końcu głównej ulicy  4 - Amfiteatr na końcu głównej ulicy - Page 11 EmptyPon Cze 28 2021, 08:06;

Nie spodziewała się, że Huxley zareaguje tak... ostro na jej słowa. Choć milczał i po prostu uważnie jej słuchał, ona widziała o wiele więcej - zwłaszcza, że leżał tuż przy niej, na wyciągnięcie ręki. Czuła wręcz jak nagłe napięcie i... wściekłość wręcz, przechodzi z jego wytatuowanej skóry na jej, obsypaną piegami. Rezonowała niespokojnie jego aurą, tak nietypową w jego przypadku - naprawdę na palcach jednej ręki mogła zliczyć momenty, gdy leżący przy niej przyjaciel wręcz kipiał gniewem. Odwzajemniła jego mocny uścisk dłoni, jakby chcąc zatrzymać go w miejscu - nie przerywała swoich słów jednak ani na moment. Albo powie to teraz, albo już nigdy. Nie chciała wyprowadzać Williamsa z równowagi, ale... Pocieszał ją jednak jeden szczegół, dość ważny.
Czuła, że Huxley nie gniewa się na nią. Choć była pełna obaw co takiego teraz dzieje się w jego głowie... i nie musiała długo czekać na odpowiedź.
Zabiję tego szmaciarza, [...]
Aż ją zmroziło, kiedy usłyszała takie słowa z ust Williamsa - chyba najbardziej łagodnego i wyrozumiałego człowieka (prócz niej) jakiego znała w swoim prawie-że półwiekowym życiu. Jasne tęczówki rozszerzyły jej się w szoku, gdy mężczyzna zerwał się z koca obok. Przerażenie ścisnęło jej gardło.
Huxy, nie, przecież... — próbowała coś wybełkotać, podnosząc się na łokciu, by powstrzymać przyjaciela. Przecież to nie tak - przecież właśnie wytłumaczyła mu, że był to tylko nieszczęśliwy zbieg okoliczności. Gdyby nie reagowała tak na magię miłości, zaklęte obrączki w przypadku jej i Caine'a naprawdę byłyby... jedynie szczegółem. Problem leżał w niej - przynajmniej tak właśnie uważała. Nikt, a zwłaszcza Alexander nie chciał dla nich źle. A z Cainem... więcej ją jednak dzieliło niż łączyło, choć bardzo starała się, żeby było inaczej. Ale nie kosztem siebie.
Miała się zerwać na nogi, żeby powstrzymać Huxleya - ale nie musiała, bo ten, jak trafiony piorunem, nagle wraca do niej. Złotowłosa, dalej w szoku, z błaganiem wypisanym w jasnych tęczówkach, opadła na koc.
I doznała szoku po raz kolejny, słysząc kolejne słowa Williamsa. Łzy momentalnie sperliły się na jej rzęsach, choć robiła wszystko, by nie potoczyły się w dół - nie mogła oderwać wzroku od oczu przyjaciela, tak szczerych. Nie kłamał, mówił dokładnie to co myślał, wiedziała o tym aż za dobrze. Wiedziała również, że jeśli chodzi o ocenę sytuacji... Powinna bardziej ufać jemu niż sobie.
Naprawiał ją, słowami i gestami - powolny, ciepły dreszcz przewędrował po jej ramionach i kręgosłupie, gdy Hux ucałował jej policzek. Wtuliła się lekko w jego dłoń - przymykając delikatnie powieki, wdzięczny, nieco zamglony wzrok skrywając za kurtyną złotych rzęs. Napawała się tą krótką chwilą, chłonęła tę bliskość, której tak bardzo potrzebowała.
Nienienienie! — zareagowała jednak szybko, gdy Williams wrócił do swoich samobójczych planów. Zadziwiając nawet siebie swą szybkością, usiadła razem z nim, kurczowo chwytając go za ramię i przyciągając do siebie. Złożyła głowę na kołysce męskiego obojczyka, kiwając nią w wyrazie zaprzeczenia. Jeśli chciał wstać, musiał najpierw pozbyć się jej.
Nie musisz — podjęła gwałtownie, drżąc z emocji. — Sam mówiłeś, że to nieszczęśliwy wypadek. Musimy sprawdzić resztę egzaminów, jeszcze ich trochę zostało, nie mamy dużo czasu... — Rzucała jakieś naprawdę mało ważne wymówki. Przynajmniej póki nie podniosła jasnego, szklanego spojrzenia na Huxleya. — Nie zostawiaj mnie, proszę — mruknęła już ciszej. Czując jak serce boleśnie tłucze się w jej piersiach. — Zostań ze mną, potrzebuję Cię — rzadko wypowiadała swoje pragnienia tak szczerze i bezpośrednio. Egoistycznie. I bynajmniej nie chodziło jej o zostanie z nią na kocu, w oblanym słońcem amfiteatrze.
Poczuła jak coś w niej pęka.
Dosłownie.
Spojrzała przerażona w dół, na mokrą sukienkę.
Powrót do góry Go down


Huxley Williams
Huxley Williams

Nauczyciel
Wiek : 45
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 183
C. szczególne : biegające po ciele tatuaże, w pracy przykryte długimi rękawami, chociaż wychodzą na ręce i czasem na szyję | pojedynczy kolczyk szeherezady w uchu
Galeony : 1889
  Liczba postów : 1550
https://www.czarodzieje.org/t19615-huxley-butcher-williams#583118
https://www.czarodzieje.org/t19619-rzeznik#583498
https://www.czarodzieje.org/t19616-huxley-butcher-williams#583130
https://www.czarodzieje.org/t19753-huxley-butcher-dziennik#59438
4 - Amfiteatr na końcu głównej ulicy - Page 11 QzgSDG8




Administrator




4 - Amfiteatr na końcu głównej ulicy - Page 11 Empty


Pisanie4 - Amfiteatr na końcu głównej ulicy - Page 11 Empty Re: Amfiteatr na końcu głównej ulicy  4 - Amfiteatr na końcu głównej ulicy - Page 11 EmptyPon Cze 28 2021, 13:24;

Pamiętam kiedy ostatnio zareagowałem tak na gwałtownie na coś związanego z Perpą. Biegłem przez korytarze w kierunku skrzydła szpitalnego. W przypływie złości, kiedy kolega z drużyny próbował mnie zatrzymać i przeprosić, uderzyłem go pałką, którą ktoś nierozsądnie pozostawił w moich dłoniach. Istnym cudem dotarłem do łóżka najbliższej przyjaciółki i nawet członkowie Puchonów pozwolili mi przejść w spokoju. Tylko wtedy byłem zły, napięty, wściekły i rozgoryczony z powodu kompletnej bezsilności. Dziś jednak teoretycznie mogłem coś zrobić, nie była to kompletna bezsilność. Może Alex był znacznie większy i silniejszy, ale no... wygarnąć mu chociaż wypada.
Szczególnie, że nie było do końca tak, że urodziłem się z wrodzoną łagodnością i pacyfizmem. W młodości byłem skłonny do niewinnych bójek. Potrzebowałem czasu, mądrości, która przychodzi z wiekiem i pewnie fakt, że spędzałem tyle czasu z łagodną, uprzejmą wilą miało wpływ na to, że obecnie z mojego bycia marnym bad boyem, zostało tylko umiłowanie do tatuaży.
- Przecież co! Na każdy związek wpłynęłyby niezdrowo i tyle. Skoro tego nie wie, może dlatego tyle się grzebie ze swoją nastoletnią aktorką! Każdy przecież wie, że trafiło mu się jak ślepemu żądlibąkowi - mówię nadal poirytowany, teraz też faktem, że Perpa robi wszystko, byle go broni, oczywiście siebie stawiając jako złą i słabą. Coraz bardziej już mnie to denerwowało, ale jeszcze nie na tyle by kompletnie wybuchnąć.
Również fakt, że zobaczyłem jak Perpa mozolnie próbuje się zerwać z miejsca, a potem wraca na nie jak wieloryb, sprawia, że wracam do niej jak najszybciej. Również chwilę napawam się jej zapachem, dotykiem bladej skóry, nawet mokrymi rzęsami, którymi muska mnie przypadkiem. Przymykam oczy, by odetchnąć chwilę przy tak dobrze znanej mi dziewczynie. Ile razy leżeliśmy tak na błoniach? Kto wierzył, że jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi? Mam wrażenie, że pod koniec już nawet nikt nie próbował wchodzić między nas, przekonani, że i tak skończy się tym samym - powrotem do siebie.
Zanim uderza mnie kolejna fala nienawiści, Perpa łapie mnie znienacka i wtula się we mnie. Cóż mogę innego zrobić, jak nie przytulać ją do siebie, objąć lekko i po prostu zostać na miejscu. Milczę przez chwilę, ale w końcu ze zrezygnowaniem kiwam głową.
- Jestem. Nigdzie nie pójdę bez ciebie - mówię cicho i spotykam tęczówki Perpetuy. I po chwili rozszerzam swoje oczy ze zdziwienia, bo chcąc nie chcąc przez naszą bliskość, byłem na linii strzału. Podnoszę chudą łydkę pod którą dotarła mokra plama. Tatuaże uciekły na piszczel w panice.
- Rodzisz - oznajmiam spokojnie i rzeczowo, nie rzucając tekstu o sikaniu; jak prawdziwy uzdrowiciel z wieloletnim stażem. - Ja nas przeniosę - dodaję jeszcze i podnoszę się z kocyka, wyciągając rękę, by podnieść wielką Perpę.

______________________

 Courage is not living without fear
Courage is being scared to death and doing the right thing anyway

Powrót do góry Go down


Perpetua Whitehorn
Perpetua Whitehorn

Nauczyciel
Wiek : 45
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 161
C. szczególne : Styl vintage i aura wesołości | Wspiera się na artefakcie: Jarzębinowej Feruli | Na lewym nadgarstku - srebrna bransoletka z tancerką zmieniającą się w łanię; na prawym - bransoleta Wielkiej Wezyrki | Gdy Hux jest obok - mimowolnie roztacza wokół urok
Dodatkowo : Półwila
Galeony : 552
  Liczba postów : 1570
https://www.czarodzieje.org/t18317-perpetua-whitehorn#521196
https://www.czarodzieje.org/t18325-sowiszcze-pet#521411
https://www.czarodzieje.org/t18316-perpetua-whitehorn#521191
https://www.czarodzieje.org/t18547-perpetua-whitehorn-dziennik#5
4 - Amfiteatr na końcu głównej ulicy - Page 11 QzgSDG8




Gracz




4 - Amfiteatr na końcu głównej ulicy - Page 11 Empty


Pisanie4 - Amfiteatr na końcu głównej ulicy - Page 11 Empty Re: Amfiteatr na końcu głównej ulicy  4 - Amfiteatr na końcu głównej ulicy - Page 11 EmptyPon Cze 28 2021, 16:20;

Intuicyjnie doskonale wiedziała, że Huxley ma rację.
W końcu kto jak kto, ale ten człowiek nigdy, n i g d y  nie chciał dla niej źle. Nie życzył jej źle, był naprawdę jej dobrym duchem, przystanią i opoką - i bez względu na okoliczności, to nigdy się nie zmieniło. Był dla niej, kiedy go potrzebowała - tak jak ona zawsze była dla niego, obojętnie ile nosów kręciło się nad ich decyzjami. A ich decyzje były... Bardzo trudne jednak do pojęcia dla osób postronnych. Najzabawniejsze w tym wszystkim było również to, że sami zainteresowani zapewne nie byliby w stanie klarownie odpowiedzieć na proste pytanie "Dlaczego?".
W imię przyjaźni? Oczywiście, to na pewno.
I chyba tylko postronni widzieli w ich dwójce coś zdecydowanie więcej - pokrewieństwo dusz być może, namacalny ślad ich wzajemnej relacji kładł się w końcu cieniem na wszystko. Oboje w tym cieniu znajdowali jednak wytchnienie - złotowłosa teraz szczególnie. Nawet jeśli zdanie Huxleya tak bardzo różniło się od jej - on był jednak racjonalny, ona aktualnie niezbyt. Zbyt pokiereszowana przez własne wybory - naprawdę potrzebowała logiki Williamsa. Powoli dochodziło do niej to, że powinna go słuchać. Że nie wszystko sprowadza się do jej winy, obojętnie jak bardzo nie nadstawiałaby drugiego policzka.
Przeżywała prawdziwy rollercoaster emocji - ale ostatecznie w bezpiecznych ramionach Huxleya, gdy ten zaczął ją tulić do siebie. Jego słowa były jak balsam dla jej sponiewieranej duszy - wierzyła, że naprawdę nigdzie bez niej nie pójdzie, całą sobą. Właśnie takiego zapewnienia potrzebowała...
No ale spokój nie trwał długo, bo tak jak zauważył Williams - zaczęła rodzić. Oblała ją naprawdę fala strachu, gdy w wyrazie gwałtownego zawstydzenia starała się zasłonić mokrą plamę drobnymi dłońmi.
Za wcześnie — wykrztusiła, starając się oddychać spokojnie. Tyle lat spędzonych w Szpitalu, ale na własny poród absolutnie nie była gotowa. Zrobiło jej się zwyczajnie słabo. — Przecież jeszcze dwa tygodnie...
Była jednak na tyle trzeźwa, żeby chwycić dłoń Williamsa i dać podnieść się na równe (choć miękkie jak z waty) nogi. Mocny, bordowy wręcz rumieniec przejęcia wypłynął jej na dekolt i szyję, a z gardła wydobył się nerwowy śmiech.
Obiecaj mi tylko, że jak będę na sali porodowej, to nie pójdziesz do Alexa! — lekka, absurdalna głupawka chwyciła ją razem ze skurczami, gdy po raz kolejny czepiła się przedramienia mężczyzny.

+
Powrót do góry Go down


Huxley Williams
Huxley Williams

Nauczyciel
Wiek : 45
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 183
C. szczególne : biegające po ciele tatuaże, w pracy przykryte długimi rękawami, chociaż wychodzą na ręce i czasem na szyję | pojedynczy kolczyk szeherezady w uchu
Galeony : 1889
  Liczba postów : 1550
https://www.czarodzieje.org/t19615-huxley-butcher-williams#583118
https://www.czarodzieje.org/t19619-rzeznik#583498
https://www.czarodzieje.org/t19616-huxley-butcher-williams#583130
https://www.czarodzieje.org/t19753-huxley-butcher-dziennik#59438
4 - Amfiteatr na końcu głównej ulicy - Page 11 QzgSDG8




Administrator




4 - Amfiteatr na końcu głównej ulicy - Page 11 Empty


Pisanie4 - Amfiteatr na końcu głównej ulicy - Page 11 Empty Re: Amfiteatr na końcu głównej ulicy  4 - Amfiteatr na końcu głównej ulicy - Page 11 EmptyPon Cze 28 2021, 23:51;

Rzadko też ktokolwiek wchodził między nas. Raczej ludzie nie ingerowali mocniej w nasz związek i parę razy ktoś mnie zapytał czemu po prostu nie jestem z Perpą; patrzyli podejrzliwie kiedy zawsze byłem przy niej w trudnych sytuacjach, czasem zostawiając z tyło coś co może niekoniecznie powinienem. Ale od zawsze unikaliśmy jak mogliśmy odpowiadania na te wszystkie pytania zgodnie stwierdzając, że my wiemy co dla nas najlepsze i nie jest to nikogo sprawa.
Oczywiście, byliśmy naprawdę świetni w podejmowaniu decyzji.
Mało kto był łagodny w ocenie naszej dwójki. Nasi partnerzy za którymi byliśmy w dorosłym życiu również potrafili wściekać się na nas, grozić, mówić o zerwaniu znajomości. Dopiero moja wyprowadzka sprawiła, że mogliśmy być obydwoje w stabilniejszych związkach. Tęskniąc za sobą, ale może podświadomie wiedząc, że tylko w ten sposób może to zadziałać. Wbrew pozorom musieliśmy dać sobie wytchnienie, by być główną osobą dla kogoś innego. Inaczej nie potrafiliśmy odłożyć naszej relacji na dalszy plan.
Dziś jednak nie musimy się niczym przejmować - tylko dzieckiem.
- To nic, to nic. Chodź Perpetka, musimy lecieć - mówię tylko podnosząc kobietę i zbierając zaklęciem wszystkie egzaminy z powrotem do torby. Zbieram wszystko i parskam śmiechem na je żarcik na koniec.
- Obiecuję. Inaczej nawet z porodówki byś mnie goniła - stwierdzam łapiąc Perpę za rączkę i obracając się miejscu, by wyruszyć do szpitala.

zt

+

______________________

 Courage is not living without fear
Courage is being scared to death and doing the right thing anyway

Powrót do góry Go down


Yuuko Kanoe
Yuuko Kanoe

Absolwent Hufflepuffu
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 166cm
C. szczególne : azjatycka uroda, zawsze na nadgarstku ma bransoletkę z wiecznych fiołków i drugą czarno-żółtą z zawieszką borsuka
Galeony : 4778
  Liczba postów : 1942
https://www.czarodzieje.org/t17924-yuuko-kanoe#507792
https://www.czarodzieje.org/t17975-yuuko
https://www.czarodzieje.org/t17925-yuuko#507797
https://www.czarodzieje.org/t19163-yuuko-kanoe-dziennik#561975
4 - Amfiteatr na końcu głównej ulicy - Page 11 QzgSDG8




Gracz




4 - Amfiteatr na końcu głównej ulicy - Page 11 Empty


Pisanie4 - Amfiteatr na końcu głównej ulicy - Page 11 Empty Re: Amfiteatr na końcu głównej ulicy  4 - Amfiteatr na końcu głównej ulicy - Page 11 EmptyWto Sie 31 2021, 22:18;

Znalazła sobie po raz kolejny zaciszne miejsce, w którym mogła się na spokojnie rozsiąść z książką poświęconą uzdrawianiu. Otworzyła ją na odpowiedniej sekcji, odszukując interesujące ją fragmenty, które dotyczyły zaklęć z zakresu magii medycznej dla zaawansowanych. Tym razem skupiała się na zaklęciu Vulnera Arcuatum, które już kiedyś opisywała w ramach zadania domowego. Całkiem dobrze pamiętała pracę zleconą swego czasu przez Whitehorn, ale tym razem poza dosyć podstawowymi informacjami, chciała nieco bardziej poszerzyć swoją wiedzę i doczytać dokładniej o tym jakie różnice występowały pomiędzy wyżej wymienionym zaklęciem, a zdecydowanie silniejszym Vulnera Sanentur, które, jak czuła, znajdowało się wciąż poza jej zasięgiem. Całe szczęście trafiła na wzmiankę, że akurat Vulnera Arcuatum jest całkiem dobrym wstępem do nauki Vulnery Sanentur, która niejako jest bardziej trwałym i mocniejszym zaklęciem o niemal takich samych efektach.
Śledziła uważnie kolejne wersety, wodząc niekiedy palcem po stronicach, aby nie zgubić się, gdy tylko obok pojawiała się jakaś ilustracja, która przedstawiała chociażby jak prezentowały się zasklepione rany po użytym zaklęciu Vulnera Arcuatum. Widok nie był zbyt przyjemny i miała wrażenie, że faktycznie przy nieco gwałtowniejszym ruchu otworzyć się na nowo. Możliwe tylko, że w mniej drastycznym stanie, nie tak głęboka jak oryginalnie.
Poniżej znajdowała się także lista wszelkiego rodzaju wskazówek zarówno dla medyka jak i pacjenta, która wykazywał czego należy się wystrzegać, aby nie doprowadzić do odtworzenia urazu po zastosowaniu zaklęcia i jak długo należy zwracać szczególną uwagę na swoje postępowanie i dbać o to, by nie przeciążać zbytnio organizmu.
Następnie jak zwykle zresztą sięgnęła po swoją różdżkę i uważnie śledząc jakie ruchy wykonywała dłoń na zdjęciu poglądowym, przestawiającym odpowiedni dla Vulnera Arcuatum ruch, który starała się naśladować. Z początku jej ruchy były niepłynne, nieco niezgrabne i czuła się lekko zagubiona. Po jakimś czasie jednak odnalazła odpowiedni rytm i wyrobiła sobie odpowiedni gest, gdy tylko powtórzyła go wystarczającą ilość razy, zerkając co jakiś czas kontrolnie na infografikę poglądową.
Następnie skupiła się na wymowie, która była już nieco trudniejsza niż w przypadku wcześniej ćwiczonych zaklęć. Musiała pamiętać o tym, by pilnować swojej artykulacji, która w przypadku niektórych głosek mogła być nieco zgubna. Całe szczęście, że obok znajdowała się transkrypcja fonetyczna, która pomogła jej się zorientować w tym, gdzie powinna położyć akcent i w jaki sposób wymówić widniejącą na papierze inkantację. Z każdym kolejnym powtórzeniem czuła, że formuła zaklęcia coraz lepiej leży w jej ustach, układając się w coraz zgrabniejsze dźwięki, które opuszczały jej gardło przy każdej próbie wymówienia go. Dopiero, gdy uznała, że jej starania można uznać za wystarczające, zamknęła znajdującą się przed nią książkę i podniosła się z miejsca, aby wrócić do puchoniego domku, mając poczucie, że dobrze wykorzystała swój czas.

z|t

+
Powrót do góry Go down


Mistrz Gry
Mistrz Gry

Czystość Krwi : 100%
Galeony : 32737
  Liczba postów : 108777
http://czarodzieje.forumpolish.com/t7560-wielka-poczta-mistrza-gry#211658
4 - Amfiteatr na końcu głównej ulicy - Page 11 QzgSDG8




Specjalny




4 - Amfiteatr na końcu głównej ulicy - Page 11 Empty


Pisanie4 - Amfiteatr na końcu głównej ulicy - Page 11 Empty Re: Amfiteatr na końcu głównej ulicy  4 - Amfiteatr na końcu głównej ulicy - Page 11 EmptyWto Mar 08 2022, 23:43;


 

Święto Kolorowych

Lampionów



Święto to ma swój początek w 1798 roku, kiedy to na stanowisko Ministra Magii została wybrana pierwsza kobieta w dziejach, Artemizja Lufkin. Dało to wszystkim czarownicom nadzieję na to, że mają szansę być partnerkami, a nie służącymi mężczyzn, a ponadto że wszystkie ich marzenia mogą się wtedy spełnić. Tradycją tego dnia jest wypuszczanie przez kobiety własnoręcznie pomalowanych lampionów, które mają symbolizować posłanie ich pragnień do nieba, by tam mogły trwać do momentu spełnienia.

• Święto skierowane jest przede  wszystkim dla kobiet. Mężczyźni mogą wziąć udział jeżeli podlinkują zaproszenie od jakiejś z Pań.
• W evencie może wziąć udział każdy kto ukończył 13 lat.

Wykonanie Lampionów
Wykonać lampion mogą tylko kobiety. Do dyspozycji są wszelkie formy plastyczne: magiczne kredki, farby, papiery kolorowe i przede wszystkim MAGIA! Dajcie ponieść się swojej kreatywności i poślijcie swoje pragnienia prosto do nieba!

Wykonanie lampionu:

Zaklinanie:


Taniec Wokół ogniska
W miejscu, gdzie kiedyś stała scena amfiteatru tej wyjątkowej nocy płonie magiczne ognisko, wokół którego unoszą się dźwięki charakterystycznej muzyki. Według dawnych wierzeń ten zaczarowany płomień miał zapewnić bezpieczeństwo, spokój i ducha walki. Każdy bez względu na wiek i płeć proszony jest do tańca. Jest tylko jeden wyjątek, ognisko odstrasza od siebie każdego o nieczystym sercu tak więc jeżeli masz 5 lub więcej punktów Czarnej Magii w kuferku iskry parzą Twoją skórę, a Ty zostajesz wypchnięty z kręgu.

Taniec:
Kod:
<zgs> Partner z lewej: </zgs>
<zgs> Partner z prawej: </zgs>
<zgs> Wydarzenie: </zgs>


Loteria
Firma Magbelline zorganizowała loteria, której środki idą na biedne zwierzęta magiczne, na których firma z pewnością NIE testuje swoich produktów. Należy strzelać zaklęciami do biegających maskotek, które mają w kieszeniach szminki lub kosmetyki. Oczywiście wszystko jest BARDZO sprawiedliwe i nie jest to żadna ustawka. Przecież nikt by magicznie nie robił bariery by utrudnić zadanie uczestnikom... prawda?
Los kosztuje 10 galeonów. Każdy zawiera 5 rzutów. Wobec tego po zakupie jednego losu rzucacie 5 razy literką, by sprawdzić czy wygraliście. Możecie kupować karnet nieskończoną ilość razy.

Wygrywacie jeśli wylosujecie literkę A. Tylko i wyłącznie. Jeśli wam się uda rzucie dwa razy kostką k6, by sprawdzić jaka maskotka biegła z jakim przedmiotem. Zgłaszacie się po obydwie z tych rzeczy w upominaniach.

Maskotka:
Zdobycz:


Jedzenie i Napoje
Oprócz harcy i tworzenia lampionów można się tutaj uraczyć kilkoma czarodziejskimi potrawami.

Jedzenie:
Napoje:


Upominki
Na wydarzeniu nie mogło zabraknąć niewielkich straganów, oferujących upominki, przypominające o tym wspaniałym dniu i tym, co powinien oznaczać. Starsza czarownica zachęca do zapoznania się z asortymentem, rekomendując dosłownie każdą rzecz.
Rozliczeń dokonuj w odpowiednim temacie.

Lampion wspomnień - Drobiazg, który rozświetli mroki nocy. Wystarczy go zapalić i puścić w powietrze, a w naszej pamięci pojawi się jedno piękne wspomnienie.
Cena: 40g
Perfumy z nutą amortencji - Perfumy z delikatną nutą, zdecydowanie bez przesady, ale mimo małej ilości eliksiru bez wątpienia są przydatne.
Cena: 40g
Perfumy ochronne - Ich zapach dopasowuje się do perfumowych preferencji noszącej je osoby, zwykle jednak niosą choćby delikatną kwiatową nutę. Użycie perfum ochronnych broni przed niechcianym dotykiem, wywołując niewidzialną barierę, od której można się odbić. Niestety, ten urok nie chroni przed zaklęciami i ogólnie utrzymuje się dość krótko. (+1 do zaklęć na 3 użycia)
Cena: 60g
Amortamulet - Naszyjnik lub breloczek w najprzeróżniejszych kolorach i kształtach, zawsze zawierający jakiś kryształ - to właśnie w nim zaklęta jest magia tego amuletu. Działa tylko będąc w posiadaniu kobiety, dając jej moc poznawania największych pragnień innych osób: wystarczy, że zapyta, a każdy będzie musiał jej szczerze odpowiedzieć.
Cena: 120g
Zaczarowane szminki - nowiutka, limitowana kolekcja słynnej marki! Można kupić zestaw wszystkich czterech w promocyjnej cenie 120g, albo każdą oddzielnie.
- #1 Color me surprised - szminka w sztyfcie lub płynie, która do momentu nałożenia na usta pozostaje bezbarwna; ostatecznie zmienia kolor w zależności od nastroju noszącej ją osoby. Dokładne odcienie i znaczenia u każdego mogą być inne!
Cena: 20g
- #2 Kiss and tell - ma kilka odcieni, raczej ciemniejszych, a przy tym wszystkich równie magicznych. Urok nie działa na osobę, która tę szminkę nosi, ale na innych jak najbardziej - wystarczy kontakt osoby postronnej z formułą szminki, by wymusić chwilową prawdomówność.
Cena: 60g
- #3 Playful - klasyczna szminka, która nigdy się sama nie ściera i nie traci wyrazistego koloru - ten zaś może zmieniać w zależności od upodobania noszącej ją osoby!
Cena: 10g
- #4 Watch me - ta szminka ma niezwykły efekt przyciągania uwagi - wystarczy się nią pomalować, a żadne twoje słowo nie umknie w tłumie niedosłyszane.
Cena: 30g
Lakiery do włosów:
- I believe I can fly - Kiedy nałożysz go na włosy możesz lecieć... W najbardziej nieoczekiwanym momencie. Koniecznie psiknij go na kogoś innego, by go zaskoczyć!
Cena: 15g
- Superwomen - Twoje włosy trzymają się w odpowiedniej fryzurze przez 24 h (dosłownie). I nie porusza się żaden włosek. Jeśli kogoś uderzysz głową - ktoś może zemdleć, tak ciężka jest Twoja głowa!
Cena: 25g
Lakiery do paznokci:
- Magic hands - spotykany tylko w ciemnych odcieniach. Tworzony jest z drzew do magicznych różdżek, więc zanim wybierzesz kolor - podaj drewno swojej różdżki. Dzięki dziwnej nici porozumienia, którą producenci nie chcę wyjawić - lakier tak dobrze koegzystuje z różdżką, że mając go na paznokciach zaklęcia idą znacznie lepiej. Niestety nie działa on wiecznie! +1 do zaklęć 5 razy. Uwaga! Wpisz w kuferku datę zakupu przedmiotu, bo po roku będzie nieużyteczny.
Cena: 80g
- Chwalona Pani Domu - dzięki temu lakierowi Twoje umiejętności gotowania są niesamowite! Zaklęcia kuchenne znacznie bardziej się Ciebie słuchają. Występują w najróżniejszych odcieniach różu. Seksistowskie? Może! Przydatne? Też! +1 do Magicznego Gotowania 5 razy. Uwaga! Wpisz w kuferku datę zakupu przedmiotu, bo po roku będzie nieużyteczny.
Cena: 55g






lokalizacja: amfiteatr na obrzeżach Hogsmeade

______________________

4 - Amfiteatr na końcu głównej ulicy - Page 11 Tumblr_myxyl0JKkN1s94thyo1_500


Ostatnio zmieniony przez Mistrz Gry dnia Sob Mar 12 2022, 21:48, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down


Mererid Tew
Mererid Tew

Uczeń Gryffindor
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 155
C. szczególne : królicze ząbki | kolorowe ubranka | pachnie wypiekami
Galeony : 188
  Liczba postów : 295
https://www.czarodzieje.org/t20866-mererid-tew
https://www.czarodzieje.org/t20873-gruba-sowka-mer#668081
https://www.czarodzieje.org/t20868-mererid-tew
4 - Amfiteatr na końcu głównej ulicy - Page 11 QzgSDG8




Moderator




4 - Amfiteatr na końcu głównej ulicy - Page 11 Empty


Pisanie4 - Amfiteatr na końcu głównej ulicy - Page 11 Empty Re: Amfiteatr na końcu głównej ulicy  4 - Amfiteatr na końcu głównej ulicy - Page 11 EmptySob Mar 12 2022, 21:37;

Lampion: 97 i 6

-  Mam nadzieję, że to wszystko w jednym wielkim lampionie, bo bardzo już mnie irytuje to zimno - mówię do Ruby, którą trzymałam radośnie pod rękę kiedy razem kierowałyśmy się do Amfiteatru. Jeśli były rzeczy magiczne, które wyjątkowo lubiłam, to właśnie to były takie mniejsze czy większe festyny, które zawsze wyglądały widowisko. - Nawet puszczenie lampionów wydaje się być lepsze niż u mugoli - mówię z westchnieniem, kiedy rozglądam się dookoła, odnosząc się do swoich bardzo niemagicznych korzeni. - Zaczniemy od lampionów? Mam nadzieję, że głowa mi się nie zapali - mruczę i dotykam swoich loków, które mają na sobie kilka ton magicznego lakieru do włosów, więc jeśli nie będę ostrożna ktoś będzie próbował mnie wypuszczać w niebo. Szczególnie, że nawet moja figura to taki okrągły lampion. Ciągnę Ruby do pracowni lampionowej i stykam się z nią kolanami, by być jak najbliżej przyjaciółki. Niestety, ponieważ chciałam być piękna, pokutuje to przejmującym zimnem; nie mam na głowie żadnej czapki, mój pastelowo różowy płaszczyk nie jest tak ciepły jak moja wielka, (również różowa) kurtka zimowa. A mimo marca, nadal ani widu ani słychu wiosennej pogody. Nikt też nie wymyślił tej ciepłej kulki.
- Co tu narysować? Ruby, chyba nie jesteś najlepsza w DA? Ja liczę na to, że to będzie jak ozdabianie babeczek - mówię i z zastanowieniem rozglądam się po wszystkich rzeczach wokół. Decyduję się na kolorowe papiery. Skrupulatnie wybieram z nich wszelkie odcienie różu i fioletu i zaczynam wycinać kawałki, z który tworzę niewielkie kwiatki, po czym przyczepiam do swojego lampionu. - Jest jakiś konkurs na to? Może wygramy! - mówię kiedy zwracam uwagę, że sporo osób w sumie robi te lampiony, a nie znam dobrze tego całego zwyczaju. Czy to zwykły konkurs? Czy może na pewno spełni życzenie? Po coś musi być ta runa. - Jak Ci idzie? - pytam Rubsona znad swojego śmiesznego dzieła, które dosłownie było oblepione kwiatkami.
Powrót do góry Go down


Ruby Maguire
Ruby Maguire

Student Gryffindor
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160
C. szczególne : golden retriever energy | irlandzki akcent | duże oczy | zapach cytrusów
Dodatkowo : kapitanka drużyny Gryfonów
Galeony : 1215
  Liczba postów : 1754
https://www.czarodzieje.org/t20263-ruby-echna-maguire
https://www.czarodzieje.org/t20265-poczta-ruby#632863
https://www.czarodzieje.org/t20264-ruby-echna-maguire
https://www.czarodzieje.org/t20266-ruby-maguire-dziennik#632872
4 - Amfiteatr na końcu głównej ulicy - Page 11 QzgSDG8




Moderator




4 - Amfiteatr na końcu głównej ulicy - Page 11 Empty


Pisanie4 - Amfiteatr na końcu głównej ulicy - Page 11 Empty Re: Amfiteatr na końcu głównej ulicy  4 - Amfiteatr na końcu głównej ulicy - Page 11 EmptyNie Mar 13 2022, 12:44;

wykonanie lampionu: 59 + dorzut: 1 4 - Amfiteatr na końcu głównej ulicy - Page 11 1754368413

Szła sobie z Mer przez Hogsmeade w doskonałym nastroju, bo Ruby wprost kochała wszelkiego rodzaju święta. Każdy powód, żeby móc się bawić i cieszyć i wypić przy okazji może jakieś piwerko – chociaż okazja wcale nie była taka konieczna – był dobry, nawet jeśli było to Święto Lampionów. Pokiwała głową, zgadzając się z przyjaciółką, bo też już miała powyżej uszu tej pogody, która jawnie ją oszukiwała i chociaż było wprost pięknie, to dosłownie zamarzała za każdym razem, kiedy wychodziła z zamku. Teraz jednak okazała się mądrzejsza, zakładając turkusową kamizelkę i pomarańczowo-różową kurtkę, nawet czapkę miała! Wyglądała trochę jak pappar, bo czapka była równie niebieska co niebo, ale niespecjalnie się tym przejmowała.
Myślę, że jednak na zewnątrz, wiesz — powiedziała, kiedy właściwie już dotarły na miejsce i Mererid mogła wszystko sama zobaczyć, ale Ruby jak zwykle okazywała się niebywale pomocna w tych swoich błyskotliwych komentarzach. — O tak, koniecznie, mam milion życzeń, które muszą się spełnić! — odparła i już ciągnęła drugą Gryfonkę w stronę miejsca, gdzie mogły przygotować swoje lampiony.
Klapnęła sobie na trawie i zabrała się do pracy. No w każdym razie próbowała, bo przypomniała sobie, że jej zdolności artystyczne były tak okropne, że nie bez powodu nie pojawiała się za bardzo na lekcjach z działalności artystycznej, nie chcąc nikogo krzywdzić swoim beztalenciem. Pozerkiwała na to co wyczyniała Tew i krzywo się uśmiechnęła na jej pytanie.
Nie, jestem totalnie beznadziejna — wyszczerzyła się do dziewczyny i ostatecznie chwyciła za pędzel, przyciągając do siebie jakieś przypadkowe farby i zaczęła malować coś. Tu dała kropkę, tu kreskę, tutaj jakieś kółko, uznając, że to będzie po prostu sztuka współczesna, której nigdy za bardzo nawet nie rozumiała. — Nie ma chyba, ale może im lepiej ci pójdzie, tym większa szansa, że życzenie się spełni? — rzuciła, wciąż niesamowicie skupiona na tym, co wyczyniała z kolorowymi farbami. Nie miała pojęcia co przedstawia jej dzieło, wiedziała za to, że jest niesamowicie okropne, ale jakoś tak niespecjalnie się tym przejmowała. — Tragicznie — odsunęła się od swojego i w dodatku najbrzydszego lampionu w zasięgu jej wzroku i wzruszyła ramionami. W każdym razie gdyby tylko był jakiś konkurs – zajęłaby pierwsze miejsce, z tym że od końca. Podniosła się jednak z klęczków i wzięła różdżkę w dłoń, żeby móc puścić lampion w przestworza, gdzie jedynymi świadkami jej braku talentu będą jakieś ptaki. Nie przemyślała jednak tego, że używając samych farb – lampion stanie się za ciężki. Jedno incendio wystarczyło, żeby nagle cały lampion zajął się ogniem.
OCHOLERA — zanim się zorientowała co robi, już lała na swoją kilkunastominutową pracę aquamenti, kompletnie wszystko niszcząc. Co za beznadzieja, nawet lampionu puścić nie umiała. — Chyba nie mam co liczyć na spełnienie jakiegokolwiek życzenia — kwaśno stwierdziła, krytycznie patrząc na wpół spalony i całkowicie mokry lampion. Ani myślała wykonywać jeszcze jednego, jakoś tak się niedojrzale obraziła na to wszystko.


______________________

without fear there cannot be courage
Powrót do góry Go down


Irvette de Guise
Irvette de Guise

Absolwent Slytherinu
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Dodatkowo : Hipnoza
Galeony : 1557
  Liczba postów : 2884
https://www.czarodzieje.org/t19796-irvette-lavena-de-guise
https://www.czarodzieje.org/t19821-poczta-irvette#601307
https://www.czarodzieje.org/t19797-irvette-de-guise
https://www.czarodzieje.org/t19820-irvette-de-guise-dziennik#601
4 - Amfiteatr na końcu głównej ulicy - Page 11 QzgSDG8




Gracz




4 - Amfiteatr na końcu głównej ulicy - Page 11 Empty


Pisanie4 - Amfiteatr na końcu głównej ulicy - Page 11 Empty Re: Amfiteatr na końcu głównej ulicy  4 - Amfiteatr na końcu głównej ulicy - Page 11 EmptyNie Mar 13 2022, 23:13;

Święto Kolorowych Lampionów znała jedynie ze słyszenia. Nigdy wcześniej nie miała okazji uczestniczyć w jego obchodach, ale zdecydowanie podobało jej się całe przesłanie tego dnia, więc zrobiła wszystko, by wygospodarować w tym roku czas tak, żeby móc udać się do Hogsmeade i poświętować wraz z innymi kobietami. Co prawda nie miała zbyt wielu damskich przyjaciółek w Hogwarcie, ale jakoś specjalnie jej to nie martwiło. Początkowo chciała nawet zaprosić Hariela, ale ostatecznie i z tego pomysłu zrezygnowała stawiając na wieczór dla siebie.
Trafienie na miejsce obchodów nie było wcale trudne i Irv musiała przyznać, że organizatorzy naprawdę dali z siebie wszystko. Opuszczony amfiteatr wyglądał przecudnie rozświetlony lampionami i innymi światełkami, a różnorodne stoiska zapraszały do siebie kusząc ciekawą ofertą. Oczywiście uwadze ślizgonki nie umknęło także stojące na środku sceny ognisko, ale coś odpychało ją od tego miejsca. Skupiła się więc na innych rzeczach i choć była zdeterminowana puścić dzisiaj swój lampion ku niebiosom, to jednak w pierwszej kolejności skierowała się do stoiska Magbelline, by zapoznać się ze specjalną linią kosmetyków, jaką przygotowali na tę okazję.
Ruda musiała przyznać, że naprawdę ciężko jej było trzymać sakiewkę przy sobie, gdy widziała te wszystkie szminki, które kusiły swoimi soczystymi barwami i magicznymi właściwościami.
-Jak myślisz, którą powinnam wziąć? - Zapytała pierwszą osobę pod ręką, potrzebując kobiecej rady, która nie była opinią osoby próbującej upchnąć jej towar. Zastanawiała się nad serią Watch me i Playful, ale zdecydowanie potrzebowała pomocy w wyborze, choć przecież stać ją było na cały wystawiony tutaj asortyment. Jak się jednak okazało, osoba którą zaczepiła była chyba ostatnią, którą podejrzewałaby o dogłębną opinię na temat makijażu, choć tak naprawdę z Julią Brooks znały się głównie z widzenia i z boiska.

@Julia Brooks

______________________



 
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Powrót do góry Go down


Julia Brooks
Julia Brooks

Absolwent Ravenclawu
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Dodatkowo : (ex)Kapitanka Krukonów
Galeony : 1554
  Liczba postów : 4966
https://www.czarodzieje.org/t19470-julia-brooks
https://www.czarodzieje.org/t19475-julia-brooks
https://www.czarodzieje.org/t19471-julia-brooks#576533
https://www.czarodzieje.org/t19697-julia-brooks-dziennik#589978
4 - Amfiteatr na końcu głównej ulicy - Page 11 QzgSDG8




Gracz




4 - Amfiteatr na końcu głównej ulicy - Page 11 Empty


Pisanie4 - Amfiteatr na końcu głównej ulicy - Page 11 Empty Re: Amfiteatr na końcu głównej ulicy  4 - Amfiteatr na końcu głównej ulicy - Page 11 EmptyPon Mar 14 2022, 09:45;

Wraz z upływem kolejnych dni, coraz częściej czuło się w powietrzu wiosnę. Oczywiście, poranki wciąż bywały chłodne, a szron pokrywał trawę, ale za to dni były słoneczne. No stopy mogły więc wrócić trampki, grubą puchówkę zastępowała podbita barankiem jeansowa kurtka, a na nosie lądowały przeciwłoneczne okulary. Do tego wszystkiego w Hogsmeade zorganizowano jakieś obchody lampionów i choć Krukonka nie przepadała za tym sennym miasteczkiem, to przepadała za miejscami, gdzie dobrze karmią i coś się dzeje. Z paczką płetwalków w dłoni przemierzała stragany, przeglądając nowości na rynku kosmetycznym. Zahaczyła również o loterię, na której wydała kilkadziesiąt geleonów tylko po to, by postrzelać do pluszaków. Jej celem padł langustnik, który to, po oberwaniu zaklęciem, zgubił lakier do paznokci, wywołując tym samym uśmiech na krukoński licu. Zainteresowana kolekcją pomadek magbelline, zaczęła przyglądać się opisom, jak i odcieniom szminek, zastanawiając się jednocześnie nad zakupem którejś konkretnej. Równie zastanawiający był fakt, czy szminki faktycznie miały magiczne właściwości, czy był to jedynie chwyt marketingowy, skok na kasę naiwnych nastolatek. Z tych rozmyślań wyrwała ją dziewczyna obok, która najwyraźniej uznała, że julkowe zdanie może jej pomóc w dokonaniu właściwego wyboru. Los chciał przy tym, by tą osobą okazała się te ruda zołza ze Slytherinu. Francuska Pani Prefekt, która rozstawiała wszystkich po kątach. Ughh.

- Obie. Po co wybierać? – odpowiedziała nieco oschle, po czym sama wzięła obie pomadki i zapłaciła za nie sympatycznej wiedźmie.
Powrót do góry Go down


Sponsored content

4 - Amfiteatr na końcu głównej ulicy - Page 11 QzgSDG8








4 - Amfiteatr na końcu głównej ulicy - Page 11 Empty


Pisanie4 - Amfiteatr na końcu głównej ulicy - Page 11 Empty Re: Amfiteatr na końcu głównej ulicy  4 - Amfiteatr na końcu głównej ulicy - Page 11 Empty;

Powrót do góry Go down
 

Amfiteatr na końcu głównej ulicy

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 11 z 13Strona 11 z 13 Previous  1, 2, 3 ... 10, 11, 12, 13  Next

Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Czarodzieje :: 4 - Amfiteatr na końcu głównej ulicy - Page 11 JHTDsR7 :: 
hogsmeade
-