Leśny amfiteatr, niesamowicie klimatyczny i przyjemny. Akustyka tego miejsca zachwyci nawet największego sceptyka, a wydarzenia rozgrywające się na scenie są doskonale widoczne z każdego miejsca na widowni. Cóż tu więcej mówić, ten amfiteatr jest idealny na wszelakie wystąpienia!
Święto Kolorowych Lampionów:
Święto Kolorowych
Lampionów
Święto to ma swój początek w 1798 roku, kiedy to na stanowisko Ministra Magii została wybrana pierwsza kobieta w dziejach, Artemizja Lufkin. Dało to wszystkim czarownicom nadzieję na to, że mają szansę być partnerkami, a nie służącymi mężczyzn, a ponadto że wszystkie ich marzenia mogą się wtedy spełnić. Tradycją tego dnia jest wypuszczanie przez kobiety własnoręcznie pomalowanych lampionów, które mają symbolizować posłanie ich pragnień do nieba, by tam mogły trwać do momentu spełnienia.
• Święto skierowane jest przede wszystkim dla kobiet. Mężczyźni mogą wziąć udział jeżeli podlinkują zaproszenie od jakiejś z Pań. • W evencie może wziąć udział każdy kto ukończył 13 lat.
Wykonanie Lampionów
Wykonać lampion mogą tylko kobiety. Do dyspozycji są wszelkie formy plastyczne: magiczne kredki, farby, papiery kolorowe i przede wszystkim MAGIA! Dajcie ponieść się swojej kreatywności i poślijcie swoje pragnienia prosto do nieba!
Wykonanie lampionu:
Aby zobaczyć, jak pięknie idzie wam praca rzućcie 1xk100. Jeśli masz powyżej 15pkt z DA w kuferku, przysługuje Ci +10pkt do wykonania lampionu. :
<30 Jest tragicznie! Lampion jest cały podziurawiony, pomazany i pomarszczony jakby dorwał się do niego niemowlak. Zdecydowanie nigdzie nie poleci! Może spróbuj szczęścia w przyszłym roku? Ze względu na porażkę, kostka na zaklinanie Cię nie dotyczy!
31-65 Coś tam pomazałaś, coś pokleiłaś i poczarowałaś, ale wieje straszną amatorszczyzną. Jest jednak szansa, że Twoje życzenia dotrą do nieba. Rzuć k6 na rozpalenie lampionu.
Dorzut:
1-3 Po rozpaleniu lampionu Twoja praca zajęła się ogniem. Niestety, to nie jest Twój dzień! Ze względu na porażkę, kostka na zaklinanie Cię nie dotyczy!
4-6 Rozpaliłaś lampion i choć początkowo nie wyglądało to najlepiej, ostatecznie udało mu się polecieć do nieba!
66-85 - Idzie Ci naprawdę nieźle! Lampion wygląda estetycznie i w dodatku jest na tyle mocny, byś mogła unieść go do nieba wraz ze swoim pragnieniem.
86-100 - Prawdziwa z Ciebie artystka i lampionowa arcyksiężna! Twoja praca przykuwa uwagę wszystkich wokół zapierając dech w piersiach, a lampion delikatnie lewituje jeszcze nim puścisz go ku gwiazdom. Zdobywasz 1pkt Działalności Artystycznej.
Zaklinanie:
Pięknie wykonany lampion to jeszcze nie wszystko. Prawdziwej mocy nadają mu runy, które należy wyrysować i uaktywnić. Rzuć k6, by sprawdzić, jak Ci to idzie. Za każde 10pkt z Run w kuferku przysługuje Ci 1 przerzut!
Parzysta - Wyrysowałaś potrzebne runy, rzuciłaś zaklęcie i.....tyle. Oprócz ozdobionego lampionu, który uniesie się dzięki magii fizyki nic więcej się nie dzieje.
Nieparzysta - Runy rozbłysły, a Ciebie ogarnia błogostan. Najbliższy wątek jesteś pozytywnie nastawiona i pełna energii. Nic nie jest w stanie Cię pokonać!
Taniec Wokół ogniska
W miejscu, gdzie kiedyś stała scena amfiteatru tej wyjątkowej nocy płonie magiczne ognisko, wokół którego unoszą się dźwięki charakterystycznej muzyki. Według dawnych wierzeń ten zaczarowany płomień miał zapewnić bezpieczeństwo, spokój i ducha walki. Każdy bez względu na wiek i płeć proszony jest do tańca. Jest tylko jeden wyjątek, ognisko odstrasza od siebie każdego o nieczystym sercu tak więc jeżeli masz 5 lub więcej punktów Czarnej Magii w kuferku iskry parzą Twoją skórę, a Ty zostajesz wypchnięty z kręgu.
Taniec:
By zobaczyć, jak działa na Ciebie magiczny ogień rzuć literką.
A jak Asięnaebaem - Może to zbyt dużo kłębolota, może magiczna atmosfera, a może to Maybelline. W każdym razie strasznie kręci Ci się w głowie i co chwilę wypadasz z rytmu i potykasz się o własne stopy.
B jak było minęło - Płomienie i muzyka hipnotyzują Cię do tego stopnia, że zapominasz o wszystkich krzywdach wyrządzonych przez partnera, którego trzymasz za dłoń. Opuszczacie ognisko ze zdecydowanie poprawioną relacją. Rzuć k6 by sprawdzić, komu wybaczasz krzywdy:
Dorzut:
Nieparzysta - Osoba po prawej stronie
Parzysta - Osoba po lewej stronie
C jak ciemna nocy - W trakcie tańca nagle wysiada Ci wzrok. Muzyka jednak koi wszystkie Twoje obawy i czujesz się silniejszy. Rzuć k6 na to, jak idzie Ci dalszy taniec.
Dorzut:
1-3 - Wszystko jest w porządku! Może to partnerzy z obydwu stron, a może masz po prostu talent, ale tańczysz jakby wzrok wcale nie był Ci potrzebny!
4-6 - Niestety brak zmysłu wytrąca Cię kompletnie z równowagi, a Ty potykasz się i upadasz.
D jak do kitu z tym wszystkim - Nagle ogarnia Cię smutek i melancholia. Widać ognisko uznało, że nie do końca masz czyste serce. Przez następne 3 posty czujesz się wyjątkowo osamotniony i smutny.
E jak energia Artemizji Lufkin - Dostajesz nagłego zastrzyku energii i pewności siebie! Efekt ten utrzymuje się przez następny wątek jaki rozegrasz, a Ty jak prawdziwy dyplomata wychodzisz z każdej opresji!
F jak finezyjne fikołki - Nie wiesz co Ci strzeliło do głoy, ale nagle masz ochcotę na nieco bardziej ekstremalne harce. Próbujesz zrobić salto przez ognisko. Dorzuć k6 by zobaczyć, jak Ci to wyszło.
Dorzut:
Parzysta - Salto wyszło perfekcyjnie, a wszyscy są pod wrażeniem! Pamiętaj, że jesteś teraz po drugiej stronie i musisz zmienić partnerów po obydwu stronach! Dostajesz +1 do GM
Nieparzysta - Niestety nie jesteś mistrzem akrobacji. Co prawda znajdujesz się po drugiej stronie, ale upadasz, a kilka iskier parzy Cię przez ubranie. Warto zastosować kilka zaklęć magii leczniczej jeżeli chcesz dalej bawić się tej nocy!
G jak galopująca gazela - Twoja osoba musiała nie spodobać się magicznemu ognisku. W Twoim sercu nagle rodzi się panika, a Ciebie ogarnia chęć ucieczki jak najdalej, która utrzymuje się przez kolejne 3 posty!
H jak harce do białego rana - Muzyka i ogień tak Cię porwały, że nie ma opcji żeby Cię od tego odciągnąć. Tańczysz do ostatniej skrzącej się iskry. Jeżeli jesteś oklumentą lub posiadasz cechę silna psycha możesz spróbować oprzeć się temu urokowi. W tym celu dorzuć literkę.
Dorzut:
Spółgłoska - Niestety magia ognia jest zbyt silna i nie udaje Ci się przerwać uroku. Jesteś wycieńczony i musisz udać się do uzdrowiciela, u którego napiszesz jednopostówkę na min. 1500 znaków, gdzie dochodzisz do siebie.
Samogłoska - Choć nie było łatwo, jakoś udało Ci się oprzeć ogromnej chęci harcy do białego rana! Możesz cieszyć się innymi eventowymi atrakcjami!
I jak idź pan w ch...aszcze - Zdecydowanie nie jesteś osobą czystego serca. Z ogniska zaczyna unosić się czarny, gęsty dym, który szczelnie Cię otula i wypycha poza krąg, by dopiero tam Cię opuścić. Tańce dla Ciebie skończone.
J jak Jestem królową świata! - Wchodząc w taneczny krąg czujesz wzbierającą w Tobie magię, a Twoje ubrania zmieniają się w elegancką suknię i szpilki. Ognisko nie dba, jaka jest Twoja płeć, liczy się bycie zjawiskowym!
Kod:
<zgs> Partner z lewej: </zgs> <zgs> Partner z prawej: </zgs> <zgs> Wydarzenie: </zgs>
Loteria
Firma Magbelline zorganizowała loteria, której środki idą na biedne zwierzęta magiczne, na których firma z pewnością NIE testuje swoich produktów. Należy strzelać zaklęciami do biegających maskotek, które mają w kieszeniach szminki lub kosmetyki. Oczywiście wszystko jest BARDZO sprawiedliwe i nie jest to żadna ustawka. Przecież nikt by magicznie nie robił bariery by utrudnić zadanie uczestnikom... prawda? Los kosztuje 10 galeonów. Każdy zawiera 5 rzutów. Wobec tego po zakupie jednego losu rzucacie 5 razy literką, by sprawdzić czy wygraliście. Możecie kupować karnet nieskończoną ilość razy.
Wygrywacie jeśli wylosujecie literkę A. Tylko i wyłącznie. Jeśli wam się uda rzucie dwa razy kostką k6, by sprawdzić jaka maskotka biegła z jakim przedmiotem. Zgłaszacie się po obydwie z tych rzeczy w upominaniach.
Wszystkie przedmioty są wyjaśnione w spisie poniżej. A - Amroamulet B - Szminka #2 Kiss and tell C - Szminka #3 Playful D- Perfumy ochronne 3/3 (+1 do zaklęć na 3 użycia) E - Szminka #1 Color me surprised F- Lakier do paznokci Magic Hands 5/5(+1 do zaklęć na 5 użyć) G- Lakier I believe I can fly H- Szminka #4 Watch me I- Lakier do paznokci Chwalona Pani Domu 5/5 (+1 do zaklęć na 5 użyć) J- Lakier Superwomen
Jedzenie i Napoje
Oprócz harcy i tworzenia lampionów można się tutaj uraczyć kilkoma czarodziejskimi potrawami.
Jedzenie:
- płetwalki
- gały czekoladowe
- karmelkowe muszki
- kierowe orzechy - dorzuć literkę, by sprawdzić, czy czeka Cię lewitacja. Samogłoska oznacza, że efekt działa!
Napoje:
- kłębolot - Dorzuć k6, by sprawdzić, czy winko wybucha Ci w rękach. Wynik parzysty oznacza eksplozję! Jeśli posiadasz genetykę jasnowidza rzucasz dodatkowo k100 na to, czy pod wpływem napoju pojawi się wizja. Wynik z przedziału 40-80 oznacza przepowiednię!
- Herbata imbirowa mątwa - Jej barwa odzwierciedla Twój nastrój
- Magiczna lemoniada miodowo-miętowa - Daje Ci kreatywności i dodaje 10pkt do kostki na konstrukcję lampionów!
Upominki
Na wydarzeniu nie mogło zabraknąć niewielkich straganów, oferujących upominki, przypominające o tym wspaniałym dniu i tym, co powinien oznaczać. Starsza czarownica zachęca do zapoznania się z asortymentem, rekomendując dosłownie każdą rzecz. Rozliczeń dokonuj w odpowiednim temacie.
•Lampion wspomnień - Drobiazg, który rozświetli mroki nocy. Wystarczy go zapalić i puścić w powietrze, a w naszej pamięci pojawi się jedno piękne wspomnienie. Cena: 40g •Perfumy z nutą amortencji - Perfumy z delikatną nutą, zdecydowanie bez przesady, ale mimo małej ilości eliksiru bez wątpienia są przydatne. Cena: 40g •Perfumy ochronne - Ich zapach dopasowuje się do perfumowych preferencji noszącej je osoby, zwykle jednak niosą choćby delikatną kwiatową nutę. Użycie perfum ochronnych broni przed niechcianym dotykiem, wywołując niewidzialną barierę, od której można się odbić. Niestety, ten urok nie chroni przed zaklęciami i ogólnie utrzymuje się dość krótko. (+1 do zaklęć na 3 użycia) Cena: 60g •Amortamulet - Naszyjnik lub breloczek w najprzeróżniejszych kolorach i kształtach, zawsze zawierający jakiś kryształ - to właśnie w nim zaklęta jest magia tego amuletu. Działa tylko będąc w posiadaniu kobiety, dając jej moc poznawania największych pragnień innych osób: wystarczy, że zapyta, a każdy będzie musiał jej szczerze odpowiedzieć. Cena: 120g •Zaczarowane szminki - nowiutka, limitowana kolekcja słynnej marki! Można kupić zestaw wszystkich czterech w promocyjnej cenie 120g, albo każdą oddzielnie. - #1 Color me surprised - szminka w sztyfcie lub płynie, która do momentu nałożenia na usta pozostaje bezbarwna; ostatecznie zmienia kolor w zależności od nastroju noszącej ją osoby. Dokładne odcienie i znaczenia u każdego mogą być inne! Cena: 20g - #2 Kiss and tell - ma kilka odcieni, raczej ciemniejszych, a przy tym wszystkich równie magicznych. Urok nie działa na osobę, która tę szminkę nosi, ale na innych jak najbardziej - wystarczy kontakt osoby postronnej z formułą szminki, by wymusić chwilową prawdomówność. Cena: 60g - #3 Playful - klasyczna szminka, która nigdy się sama nie ściera i nie traci wyrazistego koloru - ten zaś może zmieniać w zależności od upodobania noszącej ją osoby! Cena: 10g - #4 Watch me - ta szminka ma niezwykły efekt przyciągania uwagi - wystarczy się nią pomalować, a żadne twoje słowo nie umknie w tłumie niedosłyszane. Cena: 30g •Lakiery do włosów: - I believe I can fly - Kiedy nałożysz go na włosy możesz lecieć... W najbardziej nieoczekiwanym momencie. Koniecznie psiknij go na kogoś innego, by go zaskoczyć! Cena: 15g - Superwomen - Twoje włosy trzymają się w odpowiedniej fryzurze przez 24 h (dosłownie). I nie porusza się żaden włosek. Jeśli kogoś uderzysz głową - ktoś może zemdleć, tak ciężka jest Twoja głowa! Cena: 25g •Lakiery do paznokci: - Magic hands - spotykany tylko w ciemnych odcieniach. Tworzony jest z drzew do magicznych różdżek, więc zanim wybierzesz kolor - podaj drewno swojej różdżki. Dzięki dziwnej nici porozumienia, którą producenci nie chcę wyjawić - lakier tak dobrze koegzystuje z różdżką, że mając go na paznokciach zaklęcia idą znacznie lepiej. Niestety nie działa on wiecznie! +1 do zaklęć 5 razy. Uwaga! Wpisz w kuferku datę zakupu przedmiotu, bo po roku będzie nieużyteczny. Cena: 80g - Chwalona Pani Domu - dzięki temu lakierowi Twoje umiejętności gotowania są niesamowite! Zaklęcia kuchenne znacznie bardziej się Ciebie słuchają. Występują w najróżniejszych odcieniach różu. Seksistowskie? Może! Przydatne? Też! +1 do Magicznego Gotowania 5 razy. Uwaga! Wpisz w kuferku datę zakupu przedmiotu, bo po roku będzie nieużyteczny. Cena: 55g
Nadszedł wielki dzień! Oto przybył do magicznej wioski Festiwal Błogosławieństw! To czas radości, spokoju i miłości, gdzie wszyscy powinni być dla siebie mili i życzliwi. Powinni nieść podziękowania do niebios za swoje życie. Nawet, jeśli się wam nie wiedzie – otrzyjcie łzy. To piękny czas, który na pewno przyniesie poprawę waszym umęczonym duszom. Dziś nie płaczemy, nie złościmy się – dziś się bawimy! Takie jest hasło przewodnie Festiwalu, który będzie trwał przez kilka najbliższych dni i będzie połączony z rocznicą pokonania Voldemorta. W tym czasie wszystkie puby i sklepy w Hogsmeade oferują swoje produkty i usługi za połowę ceny! Jeżeli chcesz skorzystać z oferty, napisz na dole posta opisującego zakup/zamówienie hasło „Festiwal Błogosławieństw” a otrzymasz zniżkę! Promocja ta kończy się wraz z ostatnim postem Mistrza Gry, który was także poinformuje o tym w temacie „sesje i eventy”. Z samego rana na głównej ulicy wioski zostały ustawione stragany z różnymi pysznościami oraz magicznymi przedmiotami. Czym chata bogata! Zaś na jej końcu został postawiony amfiteatr, który na środku posiada podest, gdzie występują magiczne trupy teatralne. Nawet jedna przybyła ze Szkoły Magii Volshebnik! A niedaleko trybun znajduje się ogromne stoisko, gdzie najlepsi kucharze ze Szkoły Magii Calpiatto udostępniają możliwość nauki magicznego gotowania! I co godzinę można spróbować jakiejś innej potrawy, nie tylko z kuchni śródziemnomorskiej! Dodatkowo, największą atrakcją dnia dzisiejszego (i tylko dzisiejszego) jest parada Festiwalu Błogosławieństw, na której czele idą cztery dziewczyny, każda ubrana za inny żywioł. Astrid Westerberg ubrana była na jasnoniebiesko, z lekko natapirowanymi włosami i okręcającą się delikatnie spódniczką – symbolizowała powietrze. Shane Villadsen prezentowała się w zieleni, we włosach mając liście i kwiaty, które raz się zamykały, raz otwierały – była Matką Ziemią, Naturą. Jej siostra Sheila z kolei ubrana była w tonacji ciemnego granatu, gdzie z jej kreacji kapała woda, lecz sama tkanina była suchutka – to było ucieleśnienie wody. Ingrid Westerberg wyglądała jak ogień – jej strój był czerwony, gdzie na jej spódniczce tańczyły małe ogniki, zupełnie nieparzące i niepalące. Dziewczyny te otwierały cały Festiwal, zachęcając przybyłych do zabawy. Rozdawały także niewielkie upominki! Oprócz tego w paradzie brała udział cała społeczność magiczna, poprzebierana w różne kolorowe stroje, oraz orkiestra, która gra cały czas na żywo! Chcesz zgarnąć nagrodę za najlepszy strój Festiwalu? Przebierz się i ty! U GÓRY POSTA napisz, że bierzesz w nim udział i daj link do obrazka z kostiumem twojej postaci. Pod koniec Festiwalu Mistrz Gry wyłoni trzy najlepsze kreacje!
Zapraszamy bardzo serdecznie, do zdobycia różne nagrody rzeczowe, punkty do kuferków lub nowe umiejętności!
Kosteczki na różne festiwalowe eventy!
Upominki od Czterech Żywiołów (jedna osoba może wziąć upominek od 1 dziewczyny! Używki dawane są tylko pełnoletnim (17 lat) czarodziejom!) – można je zdobyć tylko 1 maja!
Próbowanie magicznych potraw: 1 – udało ci się spróbować Czarodziejskich Blinów według ukraińskiego przepisu! 2 – udało ci się spróbować Omdlałego Merlina według tureckiego przepisu! 3 – udało ci się spróbować steka z Kołkogonka w bąbelkowym musie według argentyńskiego przepisu! 4 – udało ci się spróbować zupy ogonowej z Reema według kanadyjskiego przepisu! 5 – udało ci się spróbować Bouillabaisse według francuskiego przepisu! 6 – udało ci się spróbować Hopków-Ukropków według rosyjskiego przepisu!
Nauka magicznego gotowania (rzucasz dwiema kostkami. Pierwsza mówi, co takiego gotowałeś – według spisu powyżej, druga zaś, czy ci się powiodło):
parzysta – udało się! Stworzyłeś naprawdę ładną i pyszną potrawę. Częstujesz nią wszystkich ludzi w koło, a kucharze są z ciebie zadowoleni. nieparzysta – niestety, coś poszło nie tak. Albo coś przypaliłeś, albo źle doprawiłeś, albo nie dogotowałeś. W każdym razie nie jest to smaczne. Kucharze klepią cię pocieszająco po plecach i mówią, że może kiedyś się uda!
Masz ochotę wystąpić na scenie? Oto kostki dla ciebie (chodzi o teatr bądź muzykę – śpiewanie i granie na jakimś instrumencie. Jeśli chcesz możesz także zadeklamować swój wiersz lub fragment swojej książki, o ile piszesz)!
1 – występ nie był za bardzo udany. Może za bardzo się denerwowałeś? Albo za mało ćwiczyłeś? W każdym razie w końcu doczekałeś się braw, ale zdajesz sobie sprawę ze swej nieudolności. 2 – twój występ nie był totalną klapą, ale nie ma się też czym poszczycić. Zrobiłeś parę błędów, ale nikt nie rzucał w ciebie jedzeniem, więc nie jest chyba tak tragicznie. 3 – okej, odbębniłeś swoje, publiczność klaskała, ale zabrakło tu tego czegoś. Może następnym razem spróbuj wczuć się nieco bardziej w to, co robisz? 4 – było całkiem nieźle. Zdaje się, że publiczność była całkiem zadowolona z twojego występu. Możesz czuć się dumny! 5 – hej, to było super! Chyba nawet dostałeś oklasków na stojąco. Gratuluję! 6 – publiczność świetnie się bawiła. Nie dość, że dostałeś klasków na stojąco, to poprosili cię o bis. Chyba im nie odmówisz?
Loteria:
1 – wygrałeś kociołek z logiem Festiwalu Błogosławieństw! 2 – wygrałeś kufer z logiem Festiwalu Błogosławieństw! 3 – wygrałeś podręczny gramofon w barwach czterech żywiołów! 4 – wygrałeś tablicę Quija z logiem Festiwalu Błogosławieństw! 5 – wygrałeś perfumy z nutką amortencji – o zapachu rześkiego powietrza, orzeźwiającej bryzy, skoszonej trawy lub aromatycznego ogniska – do wyboru! 6 – wygrałeś kryształową kulę na poduszce z logiem Festiwalu Błogosławieństw!
Jako, że jestem kosmicznie leniwa to napisze króciaczka z dwóch dni od razu, proszę mnie nie jeść, ani tym bardziej mi nie grozić śmiercią z tego powodu. No to ten, Sheila postanowiła wziąć udział w festiwalu, który organizowano. Zaproponowano jej możliwość przysłużenia się i robienia za… hmm… hostessę? Nie wiedziała jak ma to nazwać, jednak zgodziła się i właśnie teraz wciskała się w strój wody. Bardzo się jej podobał i chciałaby móc zabrać go potem ze sobą. No w każdym razie przypadło jej w udziale rozdawanie eliksirów i bardzo jej to odpowiadało. Nie dałaby sobie rady z promocją papierosów, albo alkoholu, więc z ulgą przyjęła to, że Shane rozdawała jakieś podejrzane zioła, zresztą sama nawet od niej wzięła ususzony asfodelus. Lepsze to od procentów! W każdym razie cały dzień sobie stała, rozdając chętnym podarunki, by pod koniec dnia móc wrócić do szkoły i wypocząć. Tymczasem ledwie otworzyła oczy jak wstała, a wróciła tam, aby samemu się pobawić. Wzięła udział w loterii, wygrywając podręczny gramofon i… to chyba tyle, bo ta beztroska przypomniała jej, że ma zadanie do wykonania. Miała skwaszoną minę, ale czym prędzej uciekła z festiwalu, aby zając się czymś bardziej pożytecznym niż zabawą.
[loteria - 3, prezencik - 1]
Ingrid Westerberg
Rok Nauki : VII
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : ścigająca, UWAGA! Oszukana orientacja :||||
/kreacja na konkurs i następny dzień festiwalu + zaczarowane czerwone włosy (eliksir od Sheili), które wyglądają, jakby płonęły/
Duecik RidRid bardzo entuzjastycznie przyjął propozycję prowadzenia parady na Festiwalu Błogosławieństw. Oczywistym jest, która z dziewczyn bardziej się całym tym wydarzeniem przejęła, ale nie należy wcale stwierdzać, że zapał drugiej był o wiele mniejszy. Zwłaszcza, że to Ingrid przypadło symbolizować ogień, czyli żywioł tak bardzo związany nie tylko z grupą, do której trafiła na Sfinksie, ale też z nią samą. Można się na ten temat rozwodzić przez dobrych kilka godzin, ale w tej chwili bardziej interesuje nas parada, którą miały poprowadzić i panny Westerberg, i panny Villadsen. Nie ma to jak stawiać na rodzinę! Ings ochoczo wrzuciła na siebie czerwony strój, z radością stwierdzając, że ogniki na nim tańczące są bardzo wesołe, ożywiając tym niesamowicie całą kreację. Prowadząc więc resztę ludzi razem z trzema dziewczynami, Szwedka szczerzyła się do wszystkich tak ciepło, jak tylko potrafiła - ogień przecież zobowiązywał. Oczywiście nie do końca cieszył ją fakt rozdawania ludziom alkoholu, ale z drugiej strony, nie było do tego lepszej osoby, ponieważ ona - jako zaprzysiężona abstynentka - bardzo dokładnie pilnowała, aby wszyscy byli pełnoletni. Smutno, bo już dwóm małolatom musiała kategorycznie odmówić, ale to pewnie dlatego, że chłopcy nie mieli pojęcia, co takiego Ingrid rozdawała. W każdym razie, widząc jak ludzie chętnie brną zarówno do niej, jak i do reszty "hostess", postanowiła to wykorzystać. Rzucając na tacę z alkoholami kilka zaklęć zabezpieczających, uwieńczyła wiązankę "Wingardium Leviosa", ruszając potem naprzód, aby odwiedzić praktycznie wszystkie stoiska. Po drodze zgarnęła od Sheili eliksir Zmieniający Kolor Włosów, wypijając go momentalnie, aby dodać do swojego stroju ognistoczerwone, połączone z pomarańczowymi akcentami, włosy. Następnie zatrzymała się przy stoisku kucharzy, zachęcając wszystkich do próbowania potraw. Sama zjadła trochę Omdlałego Merlina, ale natychmiast musiała przestać - nie dlatego, że sama prawie omdlewała, a dlatego, że niedługo pochłonęłaby go całego, a przecież coś musi zostać dla reszty gości, tak? Mając delikatne poczucie winy, bowiem tak czy inaczej zjadła trochę zbyt dużo, postanowiła spróbować się w magicznym gotowaniu. Och, jaką ona tym kucharzom zrobiła dobrą reklamę, tworząc wybitny wręcz stek z Kołkogonka! Następnym przystankiem była scena, gdzie obecnie nie działo się zbyt wiele, a przecież taki stan nie mógł się utrzymywać. Plan, który Ruda sobie właśnie wymyśliła, delikatnie kłócił się z jej ogólnym stylem życia, ale tak czy inaczej była w stu procentach pewna, że Astrid już i tak wygadała całej szkole, jak to pięknie jej siostra potrafi śpiewać. Tak więc panna Westerberg, ta starsza duchem, wylądowała tacą z alkoholami na krawędzi sceny, tak, aby każdy mógł sobie brać w międzyczasie upominki, a sama zaczęła coś ustalać z kapelą. Niedługo potem na cały amfiteatr rozeszły się dźwięki jednej z najżywszych piosenek Veritaserum - Draco of Fire (błagam, wymyśl ktoś lepszy tytuł). Nie ma co się oszukiwać, czerwonowłosa dała naprawdę niezły pokaz umiejętności. Czarując iluzorycznym, niegroźnym ogniem na prawo i lewo w przerwach między swoimi kwestiami, śpiewając jak profesjonalna wokalistka, zachęcając wszystkich do wspólnej zabawy, tak mocno porwała publiczność, że kiedy piosenka dobiegła końca - została poproszona o bis. Najpierw dosyć skromnie próbowała się wykręcić, ale zaraz potem, za namową kapeli, postanowiła ów bis dostarczyć. Tym razem padło na Spiral Staircase. Wyszło tak samo dobrze, jednakże siedemnastolatka, nieprzyzwyczajona za bardzo do takiego śpiewu prędko się zmęczyła, a kolejnego bisu po prostu nie dała rady zaśpiewać. Podziękowała publice dygnięciem, następnie zabierając powtórną Leviosą tackę z alkoholami (czyżby ich trochę ubyło?) i wędrując gdzieś, gdzie będzie mogła nadal zachęcać ludzi do zabawy. Poszła więc na loterię, gdzie razem z paroma innymi osobami wyciągnęła los. Ktoś wygrał tablicę Quija, ktoś kociołek, ktoś kryształową kulę, a ona - magiczny gramofon. Wyglądało na to, że wszyscy doskonale się bawią! Następnego dnia, kiedy już miała trochę mniej obowiązków na Festiwalu, Westerberg przyszła tylko i wyłącznie dla zabawy. Znowu proszono ją o śpiewanie, ale dawała radę zwinnie się z tego wykręcać, nieco zawstydzona takim sukcesem. Chodziła więc dookoła, ze świecącą jak lawa sukienką oraz zaczarowanymi włosami, które nadal były czerwone po wypiciu eliksiru od Sheili, ale teraz wyglądały, jakby płonęły. Nie ma to jak umieć zaklęcia!
/ upominek - 5, potrawy - 2, gotowanie - 3 i 4, występ na scenie - 6, loteria - 3 / /namieszałam w kostkach, bo rzuciłam tam gdzie się losuje różdżkę, wybaczcie :c/
Biorę udział w konkursie na kostium, a co.KOSTIUM, MASKA W KOLORZE SUKIENKI, NASZYJNIK.
Katniss postanowiła wziąć udział w Festiwalu Błogosławieństw. Przyszła przebrana za sfinksa albo sfinksównę, jeżeli coś takiego w ogóle istniało. Zamysł był taki, że jej strój ma być powiązany z odbywającym się w Hogwarcie projektem. Dziewczyna oglądała paradę pięknych dziewczyn, symbolizujących żywioły. Podeszła do Pani Wody, bo z tym żywiołem utożsamiała się najbardziej. Była to dziewczyna z wymiany. Uśmiechnęła się do niej i wzięła jeden z eliksirów. Jej wybór padł na eliksir Ridikuskus. O, bardzo fajnie. Jak będzie jej tu bardzo źle, to chociaż będzie mogła się pocieszyć. Gryfonka nagle poczuła boskie zapachy i zaczęła się rozglądać w poszukiwaniu ich źródła. Zagraniczne potrawy! Musiała tego spróbować. Podeszła do stoiska i skosztowała Bouillabaisse, jakiegoś francuskiego dania. Nie zawiodła się, potrawa była pyszna. Na tyle pyszna, że sama postanowiła coś przyrządzić, korzystając z okazji, że kucharze ze Szkoły Magii Calpiatto pokazywali, jak co zrobić. Miała przygotować jakieś ukraińskie placki. Dziewczynę to zadowalało, bo nie musiała babrać się z mięsem. Prawie ubrudziła sobie sukienkę, polewając niecałą godzinę później powstałe placuszki śmietaną z, jak się dowiedziała, mleka lulaballi. Poczęstowała kucharzy w ramach podziękowania i jednocześnie sprawdzenia, czy jej danie było jadalne. Postępowała zgodnie z przepisami, ale nie miała złotej rączki do gotowania. Konsumenci stwierdzili jednak inaczej, bo danie bardzo im smakowało. Katniss uśmiechnęła się do nich i, podziękowawszy, oddaliła się. Od samego początku wzrok dziewczyny przykuwała scena. Postanowiła zaprezentować publiczności kawałek swojego wiersza. W końcu je przecież pisała! Z taką myślą doszła do sceny, która aktualnie była wolna. Odchrząknęła i wzięła głęboki wdech.
Pozwoliła odpłynąć marzeniom, bo tak bardzo kochała. Dawała się ponieść wspomnieniom, kiedy na niego czekała...
Skończywszy wiersz pytaniem, czy mimo odległości można kochać tylko Jego, ukłoniła się i rozejrzała po słuchających. Chyba nie było tak źle, prawda? Niektóre osoby uśmiechały się do niej, klaskając. Odmachała im i zeszła ze sceny. W tłumie usłyszała coś o loterii i tam właśnie skierowała swe kroki. Na razie nie widziała nikogo znajomego, ale to było pewnie kwestią czasu. Czemu by nie skorzystać z okazji?Może uda jej się coś wygrać? Warto spróbować. Katniss wygrała tablicę Quija z logiem Festiwalu Błogosławieństw. Nie wiedziała, czy ma ona jakieś praktyczne zastosowanie, więc usiadłszy na którymś ze stopni amfiteatru, zaczęła ją badać. Miała nadzieję, że wpadnie na kogoś znajomego, a raczej ktoś znajomy na nią. Po chwili jednak zmieniła zdanie i wróciła do Zamku, musiała przecież jeszcze coś załatwić.
[3, 5, 1, 2, 4, 4. Też rzuciłam w różdżkach :c]
zt
Ostatnio zmieniony przez Katniss Johnson dnia Czw Maj 01 2014, 21:18, w całości zmieniany 1 raz
[Biorę udział udział w konkursie na najlepszy strój Festiwalu. https://2img.net/h/s24.postimg.cc/e5rofyi5x/roze.png]
Wszystko było tak wyjątkowe ostatnimi czasy dla Puchonki. Tak jak prosił Merlina zmierza ku lepszemu, więc miała za co dziękować. To było dla niej niezwykłę. Nabrała przekonania, że jest dobrze. Uwierzyła w to, a idąc na Festiwal Błogosławieństw w wymarzonej sukience z płatków róż czuła się piękna pierwszy raz od dawna. Niektóre płatki unosiły się w okół niej wesoło wirując z każdym jej krokiem. Wcale nie przeszkadzało jej to, że gdy jej włosy się rozwieją będzie widać znienawidzoną bliznę. Przyszła się bawić i nic nie mogło jej tego popsuć! Na samym początku otrzymała miły upominek w postaci rdestu ptasiego co bardzo jej się podobało. Poczuła się na prawdę magicznie w takiej atmosferze. Piękny zapach posiłków, które są przygotowywane, a także konsumowane przez czarodziejów, emocje przy scenie. Leah miała świetny humor do zabawy i robienia rzeczy, których nikt by się po niej nie spodziewał (mimo, że niczego nie wypiła!). Normalnie praktycznie niemożliwym jest zmusić ją do śpiewania gdy ktoś ma słuchać, a tego dnia jakby wszystkie bariery opadły i wpadła na scenę jak szalona. Przedstawiła publiczności jeden ze swoich ulubionych utworów "Rozczochranych Hipogryfów", a gdy zakończyła wiedziała już, że nie było źle, bo ludzie wstawali i bili jej brawo. Schodziła dumnie wiedząc, że nie tylko nie była tragiczna, a wręcz przeciwnie była świetna. Dalej kręcąc się po całym terenie festiwalowym przyglądała się uważnie każdemy straganowi. Pomyślała, że to bardzo miła odmiana od siedzenia z nosem w książkach. Za długo siedziała i nic nie robiła i prawie zapomniała jak to jest się bawić, a przecież to sprawia taką przyjemność! Chyba od nadmiaru wrażeń zaburczało jej w brzuchu, więc powróciła po zapachu do stanowisk kucharskich i miała okazję spróbować Czarodziejskich Blinów według ukraińskiego przepisu jednak odmówiła nauki przygotowania jakiegokolwiek dania wiedząc z góry , że skończyłoby się to po prostu katastrofą i odeszła aby wziąć udział w loterii. Wygrała perfumy z nutką amortencji, które miały piękny zapach. Uśmiechnięta poszła dalej spacerować licząc na to, że może spotka kogoś znajomego, a nawet jeśli nie to i tak ma zamiar dalej się dobrze bawić, aż do samego powrotu do dormitorium.
Leonardo przyszedł tutaj właściwie nie wiedząc za bardzo po co. Chciał na chwilę oderwać się od transmutacji i od tego głupiego Złotego Sfinksa, który zaczynał go powoli przerastać. Nie miał ochoty po raz kolejny wysłuchiwać jak komu poszło w zadaniu, z którym on męczy się chyba już piąty dzień. Makabra. Tak więc, chciał odrobinę zapomnieć o całym świecie. Na sam początek, widząc Sheilę, popędził w jej stronę, coby wylosować sobie jakiś bajerancki upominek. Stwierdził, że chce mieć ze sobą Bełkoczący Napój, jeśli ktoś za bardzo będzie go denerwował. Wtedy wystarczy wlać tylko kropelkę eliksiru do napoju danej osoby i ubaw po pachy gwarantowany! Tak przynajmniej zdawało się Leosiowi. Pożegnał się z dziewczyną krótkim kiwnięciem głowy i popędził w stronę posiłków! Jego ulubiona część każdego festiwalu - JEDZENIE. Może nie wyglądał, ale uwielbiał jeść. Potrafił w siebie wpakować tak dużo, że wszyscy wokół byli zdziwieni, gdzie on to może zmieścić. Stwierdził, że może sam coś ugotuje? Na swój przepis wybrał stek z Kołkogonka w bąbelkowym musie według argentyńskiego przepisu. Podobno wyszedł mu tak pyszny, że każdy chciał go spróbować! To znaczy, wiadomo, częstował nim każdego kto tylko chciał uwierzyć w talenty kucharskie Leonardo, jednak nie sądził, że wszyscy będą aż tak zachwyceni jego daniem głównym. Dobrze dla niego. Teraz przyszedł czas na występ na scenie. Niestety, ten okazał się kompletną klapą. Jak widać, aktorstwo nie jest czymś, co powinien robić Leo. Wiedział o tym od początku, ale pomyślał, że może uda mu się chociaż rozśmieszyć publiczność swoim nierozgarnięciem. Jednak.. nie wyszło tak, jak się tego spodziewał. Nie wydobył od nich żadnej reakcji. Zszedł ze sceny zrezygnowany, udając się w stronę loterii. Udało mu się wygrać kociołek z logiem Festiwalu Błogosławieństw! Świetnie, bo jego kociołek został w poprzedniej szkole, a sam chciał niedawno zakupić sobie nowy! Idealnie. Tak więc, może ten dzień nie był taki zły?
(2 - prezent od Sheili, 3 i 2 - spróbowanie posiłku i magiczne gotowanie, 1 - występ, 1 - loteria)
Rasheed Sharker
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 191cm
C. szczególne : Wysoki wzrost, blizny: trzy linie oplatające jego prawą dłoń
Jezu, nie mogłam się powstrzymać jak to zobaczyłam! Biorę udział w konkursie - Kostium(tak, to wciąż mój model).plus zaczarowanie bluzy w taki sposób, aby wzory na niej poruszały się jak woda muskana wiatrem.
Rasheed przechadzał się pomiędzy stoiskami, a jedyną myślą, jaka przechodziła mu teraz przez głowę brzmiała mniej więcej jak: „Po cholerę ja tutaj przyszedłem?”. No cóż, nie oszukujmy się, nie miał on w zwyczaju tego, aby chadzać na jakiekolwiek festiwale, dlatego tym razem zrobił to chyba z ciekawości. O ile tak prostą pobudkę jak zwykłą, ludzką ciekawość można łatwo wytłumaczyć, tak to, że przebrał się w jakieś ciuchy, leżące na dnie jego szafy już… niekoniecznie. Uznał to chyba jednak za całkiem spory dowcip, żeby Sharker ubrał się w koszulkę z rekinem i bluzę z wodnym wzorem, zwłaszcza, że niektórzy zebrani również mieli na sobie jakieś wyjątkowe ciuchy. Zdążył nawet na otwarcie, dlatego pierwszą rzeczą, a właściwie osobami, na których skupił uwagę były cztery dziewczyny, otwierające festiwal. Trzy z nich kojarzył z teatru u Nickodema, przy czym jedna była z jego grupy w Sfinksie, a drugiej nie polubił od pierwszego wejrzenia. Dobra, to na pewno nie miało nic wspólnego z tym, że zamieniła jego węże w świnie, prawda? No oczywiście, nieuzasadniona nienawiść jest ciekawsza! W każdym razie, zmęczony po wykonaniu zadania z duchem i zmolestowany przez aloes na zielarstwie, a także trening Quidditcha, potrzebował chwili, ewentualnie kilku odpoczynku. Postanowił najpierw odebrać upominek, bo zdaje się, że śliczne panienki w super strojach coś takiego rozdawały. Podszedł do wody, bo jakżeby inaczej, skoro był REKINEM? Uśmiechnął się do niej zalotnie, a ona spojrzała na niego przestraszona, wciskając mu w ręce eliksir Ridikuskus. Roześmiał się w odpowiedzi na jej reakcję i pomachał jej jeszcze zanim odszedł. Nie wiedział czemu tak się zachowała, ale była śliczna, więc mógł jej to wybaczyć. Potem ruszył dalej, docierając do stoiska, przy którym można było kosztować jedzenia. - O! Bouillabaisse - mruknął wtedy zaskoczony, a jeden z ludzi przy stoisku, zainteresowany niespodziewaną wiedzą Rasheeda, przyciągnął go do siebie, zachęcając do spróbowania. Z początku oponował, wszak nigdy nie był przekonany do francuskiej kuchni, stawiając raczej na szwedzką, tylko i wyłącznie, ale mimo wszystko dał się skusić i… nie pożałował. Było naprawdę wyśmienite! Zachęcony umiejętnościami kucharzy, postanowił pod ich czujnym okiem także stworzyć coś własnoręcznie. Przypadło mu w udziale przyrządzenie argentyńskiego steku z Kołkogonka w bąbelkowym musie. Dla kogoś kto nigdy nie gotował to musiało wręcz stanowić wyzwanie, jakże dobrze, że dopuszczano użycie różdżek! Z pomocą swojej, wciąż nowej i dziwnej w obliczu jego starej, do której przywykł, przygotował jednak zaskakującą, bo przepyszną potrawę! Nawet ładnie wyglądała, więc tym bardziej należały mu się pochwały. Ułożył ją ładnie na stoliku, częstując chętnych i szczerząc zęby, ciesząc się ze swojej wyjątkowo dobrej passy. W końcu, kucharz był z niego żaden, a dzisiaj nawet nie doprowadził do tragedii! Jego skrzatka byłaby z niego dumna… jak już przestałaby się dusić ze śmiechu. Napuszony jak paw po ostatnim sukcesie i zdecydowanie zamroczony tym, że zbyt dobrze mu dzisiaj szło, skierował swoje kroki ku scenie. Boże, czy on właśnie zamierzał zaśpiewać? W normalnych warunkach poleciłabym wszystkim ucieczkę i schowanie się w schronie, wszak Sharker NIGDY nie śpiewał, nawet pod prysznicem robił to w wężomowie, a teraz…? Wdrapał się na podest i bezgranicznie przekonany o własnym talencie, którego nikt wcześniej u niego nie odkrył, zaśpiewał jedną z piosenek Głodnych Pufków. Poszło mu wręcz rewelacyjnie! Porwał publiczność, nawet mimo tego, że muzyka, którą stworzył była dość ciężka i nie każdy ją lubił. Dostał nawet owacje na stojąco i prośby o bis. OCZYWIŚCIE, ŻE IM NIE ODMÓWIŁ! Jakże by mógł, wszak talent trzeba wykorzystywać! Także zaśpiewał jeszcze dwa razy, nagle czując się na scenie naprawdę wspaniale, a gdy z niej zszedł, zaliczył jeszcze magiczną loterię i… wygrał perfumy z nutą amortencji. Taki stan rzeczy był mu nawet bardziej niż na rękę, wszak coś co zawierało w sobie kropelkę najsilniejszego eliksiru miłosnego na świecie, musiało dobrze mu służyć, nieprawdaż? Sięgnął po flakonik z zapachem orzeźwiającej bryzy, przypominając sobie niemalże natychmiast wielogodzinne spędzanie czasu nad jeziorami i morzem w swojej rodzinnej Szwecji. Uwielbiał wodę, więc nikogo kto o tym wiedział, nie powinna dziwić jego decyzja. Potem zaczął przechadzać się bez celu po terenie festiwalu, chcąc wypatrzeć w tłumie kogoś znajomego.
[Prezent - 3 - eliksir ridikuskus. Próbowanie potrawy - 5 - Bouillabaisse Nauka gotowania - 3 i 2 - stek z Kołkogonka, udane. Występ - 6 Loteria - 5 - perfumy z nutą amortencji, orzeźwiająca bryza dla rekina, hehs.]
Morpheus też miał ochotę wybrać się na Festiwal Błogosławieństw, bo co, należało mu się. Na miejscu pozdrowił znanych sobie uczniów machnięciem ręki i szerokim uśmiechem, chociaż ciężko było ich wyłapać spośród morza przyjezdnych. Ale to nic, Morph bardzo chętnie i z nimi się zapozna! Po prezent wybrał się do dziewczyny symbolizującej powietrze. - Fajna kiecka - powiedział wesoło, patrząc na jej zaczarowaną spódniczkę. Poprosił ją o paczkę Wizz-Wizzów Platinium, bo akurat skończyły mu się fajki. Przyjął od dziwnookiej dziewczyny papierosy w srebrnym papierku, o bardzo ostrym smaku i zapalił jednego. - Nie sądzisz, że do papierosów bardziej pasowałby ogień? - zapytał, spoglądając na ucharakteryzowaną płomiennie dziewczynę. Chociaż ta targała ze sobą skrzynki i torby pełne ciężkich butelek z Ognistą, zatem może jednak faktycznie bardziej pasowała. - Ach, bo ty masz dużo lżejsze przedmioty, więc powietrze? - skonkludował, spoglądając na Astrid i szczerząc zęby w uśmiechu.
Była tak bardzo powietrzem! Prawdę mówiąc Astrid była bardzo zdziwiona propozycją wystąpienia na paradzie w roli hostessy i poniekąd przedstawicielki święta, ale zaproponowana jej rola, a przede wszystkim strój, przekonały ją. Przed paradą ćwiczyła sobie nawet zwiewność, żeby móc być powietrzem w stu procentach. Jedynym mankamentem całego zadania był fakt, że do rozdawania przydzielili jej papierosy i niezbyt wiedziała jak ma się wziąć za ich reklamę. Powinna promować czyste powietrze, a dostała coś, co je zanieczyszczało. Gdzie natura, halo? No nic, musiała to jakoś zaakceptować. Starała się nie myśleć zbyt wiele o produkcie, który odbierały od niej przeróżne osoby. Wirowała sobie wesoło i lekko pomiędzy ludźmi, kręcąc się w kółko. Musiała wyglądać niezbyt przytomnie, gdy zatrzymywała się i dawała światu swobodnie wirować, ale była szczęśliwa. Właśnie zamierzała zakręcić się jeszcze kilka razy, bo cudowne uczucie ulatywało powoli z jej głowy, kiedy podszedł do niej pan profesor kapitan. Zakręciła się, dygając pod koniec lekko, dziękując za komplement. Chciałaby mieć dzwoneczki we włosach, ale niestety nie można było mieć wszystkiego. Przekazała Phersu paczkę Wizz-Wizzów. - Prawda, ogień jest mniej zdrowy niż powietrze - mruknęła, kiwając głową. Nie chciała komentować tego, że drugi żywioł trafił się jej siostrze. Dziś, właśnie przez to przebranie, nie miała ochoty zbliżać się do Ingrid i było jej z tego powodu bardzo smutno. Zamiast martwić się strojami i żywiołami obserwowała zwierzęta, formujące się z dymu. Nie wiedziała, że to przez papierosy, bo niestety nie znała się na nich. - Da się tak robić bez fajek? - zapytała, unosząc lekko rękę, żeby dotknąć chochlika kornwalijskiego, który rozmył się w powietrzu. Pewnie to Aurelia tak manipulowała swoim żywiołem! Tak przynajmniej sądziła. - A inny profesor wydychałby inne rzeczy? Na przykład pan Brendan kociołki? - zapytała, przerzucając wzrok z mantykory na kapitana.
Czy to był jakiś fatum, ze wszędzie gdzie się nie obróciła, znajdowali się przyjezdni? Pałętali się pod nogami, jak głupi, aż ciężko było ich wymijać. Szczególnie jeśli to oni rozdawali upominki wynikające z Błogosławieństwa Czterech Żywiołów. Skrzywiła się znacząco, podchodząc do pierwszej z brzegu dziewczyny, jaką okazała się jakaś Sheila, czy ktokolwiek. Jak dla niej to imię jak dla psa, nie dla szanującej się dziewczyny. Ale cóż poradzić. Przecież nie sama dobierała sobie imię. Zgarnęła od niej eliksir, posyłając jej coś, co miało przypominać wdzięczny uśmiech, a bliższe chyba było grymasowi niezadowolenia. Dobra, D'Angelo, czas odwalić tą farsę. Zjawić się, przewinąć przez festiwal, udać, że świetnie się bawisz. Może coś ugotować. Tak. Ugotuj coś. Zatruj wszystkich tym, co Ci wyjdzie. Omdlały Merlin? Tak, brzmi jak coś, czym można dostatecznie mocno potruć ludzi. Według tureckiego przepisu. Jeszcze lepiej. Nikt nie zarzuci Ci, że zrobiłaś to specjalnie. Więc do dzieła. Jeden składnik, drugi, nieważne czy robiłaś wszystko zgodnie z przepisem, nic nie wyszło. Zawsze nie wychodziło. Tak samo było z Eliksirami. Miałaś jedną wrodzoną zdolność partaczenia wszystkiego, do czego trzeba było trzymać się durnych receptur. I git. Tym razem się przydało. Niech ludzie wychodzą stąd z rozstrojem żołądka. Ty na ich miejscu wcale nie próbowałabyś swojego specjału. Jeszcze tylko loteria. Zajęcie miejsce gdzieś na uboczu, z chłodem w spojrzeniu, w zgodzie ze swoim zimnym, wyrafinownanym strojem, poobserwować otoczenie i... możesz zmiatać. Choć może obejrzyj się jeszcze dookoła czy nie widzisz nikogo znajomego, dla kogo mogłabyś zostać?
6 – eliksir Zamroczający 6 – wygrałeś kryształową kulę na poduszce z logiem Festiwalu Błogosławieństw! 2 – Omdlały Merlin, 1 – nieudany
Nie można było powiedzieć żeby była szczególnie podekscytowana festiwalem. Zainteresowana, prędzej. Wszystkie uroczystości ciekawiły ją w umiarkowanym stopniu. Tylko dlatego, że w swoim życiu, podróżując dużo po globie, nie było już chyba wielu rzeczy, które mogły ją zdziwić. Brała kiedyś udział w festiwalu żywiołów. Musiała przyznać, ze ten, w porównaniu do jej doświadczeń z Japonii prezentował się całkiem skromnie. Podeszła do stoiska z upominkami, odbierając od ogniście wystylizowanej dziewczyny butelkę Miętowego Memrotka z lekko ironicznym, a lekko wdzięcznym uśmiechem na ustach: — Dziękuję — skinęła jej głowa, zahaczając też o loterię. Musiała przyznać, że los jej sprzyjał. Najpierw Miętowy Memrotek, teraz buteleczka per fumów z amortencji. Nie mogła narzekać, ale szukała jakiejś iskry, czegoś, na czym mogłaby zawiesić na dłużej wzrok. Coś co wywoła to bardzo lubiane przez nią podniecenie, gdy coś ją zaskakiwało, fascynowało. Ale nic takiego nie miało miejsca. Zatrzymała się dopiero przy stoisku z jedzeniem, decydując się na skosztowanie potrawy z rosyjskiego przepisu. Z sentymentu. Dawno już nie jadła kuchni ani węgierskiej, ani ukraińskiej, rosyjskiej… no dobra. W niczym nie miało się to co prawda do prawdziwych Hopków-Ukropków, jakie miała okazję skosztować, ale… ale właśnie. Co stało jej na przeszkodzie, żeby pokazać tutejszym kucharzom, jak powinna ta potrawa pierwotnie wyglądać? Nie była geniuszem kulinariów, zwłaszcza magicznego gotowania, ale widocznie motywację miała dostatecznie mocną. Jedzenie wyszło bez zarzutu. Do tego stopnia, że kobieta mogła serwować je przechodzącym obok niej ludziom. Wyszukała wzrokiem nawet Gai, chcąc jej zademonstrować trochę uwielbianej przez nią historii, tym razem w postaci domowej kuchni bliskiej jej rodzimych stron.
4 – liście raptuśnika 3 – wygrałeś podręczny gramofon w barwach czterech żywiołów!
W typowy dla siebie sposób opierał się ramieniem o względnie prostą, pionową płaszczyznę, w tym przypadku to była jakaś kolumienka blisko sceny. Ręce splótł na piersi w granicznym znuzeniu obserwując mijających go ludzi. W końcu, i ta pozycja wydawała się zbyt upierdliwa, kiedy na scenę zaczęli wchodzić próbujący swoich sił w śpiewie i tańcu ludzie. Spojrzał przez ramię na wywijającego się na scenie Sharkera. Byłby mu nawet skinął głową, gdyby nie fakt, że jakieś jego nowe psychofanki odepchnęły go daleko od sceny. Sam wierzył, że odszedł stamtąd z nieprzymuszonej niczym woli. Tak się akurat złożyło, że nie miał dłużej ochoty stać w tym tłumie gapiów. Ruszył przed siebie, po drodze zgarniając od jednej z dziewczyn jakiś upominek. Liście raptuśnika. Trzeba przyznać, że i takie festiwale miały swoje plusy. Z tym jednym składnikiem przydatnym do eliksirów i gramofonem w czterech odcieniach, opuścił Festiwal, nie widząc powodu, żeby tu ślęczeć, szukając sobie rozrywki.
Więc i jej przypadło jakże zacne zajęcie rozdawania różnych rzeczy na festiwalu, Sheila tyle ją męczyła z tym aby też się do tego zgłosiła, że po prostu zgodziła się poniekąd dla świętego spokoju. Szczerze mówiąc ostatnimi czasy z pewnego powodu była nieco zamknięta w sobie, oczywiście nikomu nie chciała zdradzić co się działo jak zawsze uważała iż poradzi sobie z tym sama. Tak czy inaczej potrafiła świetnie ukrywać zły nastrój, więc po prostu przebrała się w swój strój i ruszyła do amfiteatru, aby rozdawać zioło. Noo dobra były to zwykłe roślinki, ale może dałoby się z tego zmajstrować coś ciekawego? Nie ważne. Swoją drogą miejsce w którym miała się odbywać ta cała impreza było całkiem ładne, w sumie tak jak i kilka innych miejsc, które zdążyła już zwiedzić. W każdym razie pierwszy dzień spędziła derpiąc po placu rozdając prezenty, przy okazji sama wzięła od siostry eliksir rozśmieszający. Bo czemu nie. Przybyła tu także następnego dnia, tym razem już w normalnym stroju, aby spędzić trochę czasu z Sheilą i wziąć udział w loterii w której zdobyła kufer z logiem festiwalu. Po wszystkim ruszyła w sobie tylko znanym kierunku.
[loteria 2, prezent 4] Również post z dwóch dni.
Katherine Russeau
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170
C. szczególne : kolczyk w języku i pępku, blizna na dłoni od noża, tatuaż jaszczurka na łydce
Katherine na Festiwal Błogosławieństw planowała przyjść ze swoim nowym kolegą pochodzącym ze szkoły w Australii, zjawiła się jednak tutaj już przed nim. Umówili się bowiem, że każde zjawi się na miejscu o określonej porze i tutaj się odnajdą. Nie mówiła mu za kogo się przebierze, więc fajnym efektem dnia będzie to, że on będzie musiał ją znaleźć. To jej się bardzo podobało. Ona przebrała się za pielęgniarkę, która zajmuje się smokami, a w dłoni trzymała jakąś małą smoczą, albo też należącą do innego stworzenia łapkę. Strój był schludny ale także odrobinę seksowny. Wyprostowała nawet i ładnie uczesała włosy, a także postarała się o delikatny makijaż. Po drodze do amfiteatru odebrała od Sheili bełkoczący napój, jednakże nie witała się z nią zbytnio. Posłała w jej kierunku tylko słodki uśmeich i pomachała jej łapką. Od razu ruszyła do stolika z jedzeniem, gdzie jak się dowiedziała po chwili można było coś dobrego ugotować. -Omdlały Merlin po turecku? Czy to naprawdę może smakować?- zapytała kucharza po czym zabrała się za gotowanie. Nie wyglądało to w jej wykonaniu bezpiecznie jednakże po posmakowaniu potrawy okazało się że wyszła ona doskonale. -Komu Omdlałego Merlina?! Komu?!- zawołała, a gdy jej się po drodze napatoczył Rekin, to po prostu wpakowała mu do ust spory kawałek tej potrawy. -Smacznego przyjacielu- przywitała się z nim po czym przytuliła się do niego na powitanie. Później ruszyła dalej przed siebie by wystąpić na scenie? Co ona tam robiła? Zaśpiewała jakąś piosenkę, najprostszą jaka mogła jej wpaść do głowy, jednakże głos miała ładny, a ludziom się podobało więc dostała oklaski na stojąco. Uradowana z tego wszystkiego, kłaniała się chyba ze trzy razy a woda sodowa wręcz uderzyła jej z tego wszystkiego do głowy. Potem na loterii wygrała gramofon. Przyda jej się, ponieważ lubiła słuchać muzyki, a nie miała nigdy takiego sprzętu u siebie w dormitorium. Później jeszcze wróciła się do stoiska z jedzeniem by spróbować steka z kołkogonka w bąbelkowym musie, co po prostu doprowadziło ją do podniebiennego szaleństwa, tak jej smakowało że wybłagała dokładkę i tak najedzona po prostu usiadła gdzieś przy stoliku.
2- bełkoczący napój, prezent 2- Omdlały Merlin 4- gotowanie udane! 5- występ i oklaski na stojąco 3- wygrany podręczny gramofon 3- 3 – udało ci się spróbować steka z Kołkogonka w bąbelkowym musie według argentyńskiego przepisu!
Scarlett nie lubiła takich zabaw i z pewnością nie zamierzała tu długo zostawać. A przynajmniej tak jej się zdawało. Nie rozumiała tych wszystkich kolorowych pajacy, którzy krzątali się niczym mróweczki na głównej ulicy Hogsmeade. Nawet nie miała pojęcia, że tyle osób tu mieszka. Przystanęła gdzieś, spokojnie obserwując paradę i czując, jak powoli głuchnie od tej orkiestry. Ludzi było zdecydowanie za dużo i w dodatku nikt jej nie podziwiał, więc tym bardziej do bani. Szła wzdłuż ulicy, zerkając ze zrezygnowaniem na te wszystkie stragany, aż doszła w końcu do dziewczyn, które rozdawały jakieś upominki. Saunders, jak to ona, zatrzymała się przy Ingrid i zabrała z jej koszyka Malinowego Znikacza, którego umieściła w torebce, a potem poszła dalej, nie siląc się na żadne uprzejmości. Tak samo jak na to, aby cokolwiek gotować, choć zapachy z tego stanowiska były naprawdę kuszące. Owszem, uwielbiała pichcić, ale zazwyczaj kończyło się to katastrofą, zatem postanowiła po prostu czegoś spróbować. I to był pierwszy błąd, ponieważ podstawili jej pod nos tą okropną, francuską potrawę, od której robi się niedobrze. Wcisnęła kawałek tego specyfiku na siłę do buzi, lecz jej grymas na twarzy mówił wszystko. Czy ta cholerna Francja musi ją prześladować także tutaj? Dramat. Odstawiła widelec, którym jadła, a kucharze chyba byli zdziwieni tym, że to danie tak bardzo jej nie smakowało. - Coś obrzydliwego. Chcecie potruć ludzi? - mruknęła niezadowolona, czym prędzej ulatniając się z tego miejsca. Wolała oglądać jakieś fajne występy, więc klapnęła na jednym z wolnych miejsc amfiteatru, wsłuchując się w zmagania innych. O dziwem wszystkim szło sprawnie, nawet Sharkerowi, choć bardziej się z niego śmiała, niż cieszyła jego sukcesem, taka to okropna dziewczyna z niego była. Nie mniej natchnął ją do tego, aby i ona spróbowała swoich sił. Weszła zatem na scenę, a kiedy dostała gitarę do ręki, zaczęła ją stroić. Po paru minutach postanowiła coś zagrać i choć jej osobiście się to podobało, tak publiczność po prostu była zadowolona i nic poza tym. Ewidentnie coś tu nie kleiło, ale SMS dostała swoje brawa i to jej wystarczyło. Szczególnie, że zauważyła, iż odbywa się loteria, więc to tam poszła, biorąc swój numerek. Wylosowała... kryształową kulę. Serio? Nie dało się wygrać nic mniej pożądanego niż to gówno. Już chyba wolała tablicę Quija. Wywróciła zatem oczami, postanawiając, że odnajdzie Rasha, który mógłby ją pocieszyć, nie miałaby nic przeciwko! Trochę tułając się raz w jedną, raz w drugą stronę po zatłoczonej ulicy, dostrzegła go. A raczej jego zabawny strój. Od razu przypomniało jej się ONMS. - Cześć rekinku, chyba nie gryziesz dziś? - spytała jakże kusząco, kiedy już stanęła obok niego, uśmiechając się lekko. Pod jedną pachą miała torebkę z alkoholem, pod drugą tą głupią kulę. Może powinna ją sprzedać? Tylko kto kupiłby takie dziadostwo? Masakra.
3,5,3,6
Ostatnio zmieniony przez Scarlett Maya Saunders dnia Czw Maj 01 2014, 15:38, w całości zmieniany 1 raz
Amelia przyszła sobie tutaj wolnym krokiem, nie mając nic ciekawszego do roboty w zamku. Miała nadzieję, że znajdzie tutaj odrobinę rozrywki i nie pomyliła się! Nie liczyła tylko na jakiekolwiek prezenty. Była miło zaskoczona, że na wejściu mogła podejść do jednej z dziewczyn, przebranych za cztery żywioły i wybrać sobie coś z ich stolika. Stwierdziła, że fajnie byłoby mieć w swojej kolekcji eliksir zmieniający kolor włosów. Podeszła więc do Sheili, którą jako tako kojarzyła, pewnie z jakiejś lekcji. Przyjezdni byli wszędzie, więc ciężko było zapamiętać ich imiona, dziewczyna może czuć się wyróżniona, że panna Wotery zapamiętała akurat ją. Porozmawiała z nią chwilę i odeszła od stolika, udając się w stronę stoisk z magicznymi potrawami. Postanowiła ugotować, tak po prostu, dla zabawy i zabicia czasu, Hopków-Ukropków według rosyjskiego przepisu. Zdziwiła się, że taka potrawa w ogóle istnieje, ale postanowiła stawić jej czoła! No i udało się. Jej niezaprzeczalny talent w gotowaniu był tylko jedną z rzeczy, której nie pokazywała światu. Potrawa stała się tak dobra, że częstowała nią każdego, kto przechodził, no i oczywiście wszystkim smakowała. Świetnie! Po chwili Amelia zobaczyła, że może wystąpić na scenie. Uwielbiała być w centrum uwagi, toteż od razu ruszyła na scenę, stając się główną atrakcją tego festiwalu przez jakieś pięć minut. Podobno wszystkim się spodobało, co było dla Amelii wielkim zaskoczeniem. Poszło całkiem nieźle, ale zawsze mogło być lepiej. Na koniec swojej wycieczki ruszyła wolnym krokiem do loterii, coby wylosować sobie coś interesującego. Co takiego dostała? Kufer z logiem Festiwalu Błogosławieństw. Czy opłacało się tu przychodzić właśnie po te nagrody? Z pewnością tak!
(5 - eliksir Zmieniający Kolor Włosów, 6 i 4 - gotowanie, 4 - występ, 2 - kufer z logiem Festiwalu Błogosławieństw)
Mimo tego, że na drugim treningu z rzędu udało jej się nie połamać, a nawet nie popełniła żadnego błędu jej humor niestety się stracił. Od rana włóczyła się po Hogsmeade ponieważ nie mogła już wytrzymać siedząc w domu. Nie liczyła na to, że spotka kogoś znajomego, właściwie to nawet tego nie chciała, ot taki odludek się z niej zrobił. Najprawdopodobniej był to tymczasowy stan, bo przecież ileż można wytrzymać bez towarzystwa? A no właśnie, i tak oto przechadzając się w pobliżu amfiteatru usłyszała, że coś się tam dzieje. Gdy tylko zjawiła się na skraju placu zobaczyła swoiste zgromadzenie narodowe. Na początku nie wiedziała o co w ogóle chodzi, jednak po chwili ogarnęła życie i uświadomiła sobie, że dziś jest dzień kiedy to rozpoczyna się festiwal błogosławieństw. Aby potwierdzić swoje myśli powiedziała pod nosem 'Aha, fajnie' i zaczęła się rozglądać. Zauważyła iż kilka dziewczyn w ciekawych strojach, rozdawały prezenty. Alkohole, zioło, fajki i takie tam. No niezła impreza... oczywiście nawet nie pomyślała o tym (no może jednak przez chwile), aby wziąć sobie jakieś tajemnicze roślinki o których nie wiedziała zbyt wiele, no ale zapewne miały różne ciekawe właściwości prawda? Po chwili zdecydowała się na paczkę Błękitnych Gryfów i ruszyła dalej w stronę miejsca gdzie odbywała się loteria. Na co dzień nie paliła papierosów, jednak te miały cudowne właściwości odstresowywujące, co było jej teraz potrzebne. Mogła wciąć whisky jednak nie chciała nadużywać alkoholu, bo różnie się to mogło skończyć. Poza tym słyszała, że Błękitne mają ciekawy smak, więc po prostu chciała spróbować. Paląc papierosa dotarła do następnego punktu przechadzki, gdy już otrzymała perfumy z amortencją znalazła sobie miejsce w którym mogła sobie spokojnie posiedzieć i przyglądać się temu całemu zgiełkowi.
Levee czuła się trochę nieswojo w związku z tym całym tłokiem i przepychem. Parada jednak była niesamowita, machała nawet do sióstr Villadsen, które jej przewodziły, a potem podeszła do Shane, kiedy ta rozdawała upominki. Wzięła od niej jagody jemioły, uznając, że może jej się kiedyś przydadzą. Cały czas się uśmiechała, bo w gruncie rzeczy miała dobry humor. Tylko to poczucie totalnego wyobcowania... szczególnie, że oprócz swoich kuzynek nie widziała tu nikogo znajomego. No, skłoniła się jeszcze profesorowi Phersu, ale ogółem to by było na tyle. Westchnęła, oddalając się od tego miejsca i zaczęła kontemplować nad tym, co mogłaby robić. W końcu ośmieliła się podejść do kucharzy z Calpiatto, jednak nie próbowała od nich żadnych potraw, tylko spytała się, czy może spróbować przygotować swoją. Ci oczywiście się zgodzili, więc pod ich czujnym okiem upichciła Omdlałego Merlina, którego o dziwo nie przypaliła ani nic z tych rzeczy. Co więcej smakował naprawdę wyśmienicie. Zadowolona więc ruszyła dalej, chwilę przyglądając się występom innych, zaraz jednak sama postanowiła zagrać coś na skrzypcach. To był impuls, nie przemyślała tego. Kiedy stanęła po drugiej stronie z instrumentem w ręku i patrzyła na tych wszystkich ludzi, którzy oczekują tego, iż im zagra coś fajnego, ogarnęła ją trema. W rezultacie jej gra wychodziła trochę koślawo, zrobiła parę błędów i choć doczekała się oklasków, wiedziała, że poniosła porażkę, która ugodziła w jej ego. Zeszła zatem ze sceny, mając nadzieję, że loteria poprawi jej humor. Wygrała gramofon. Fajnie. Nie mniej wciąż czuła się przytłoczona byciem artystyczną niedorajdą, dlatego klapnęła na jakąś ławkę, przyglądając się swojej nagrodzie, dotykając opuszkami palców jej faktury. Chciała tu być z Chuckiem. Z nim wszystko wydawało się prostsze. A teraz? Siedzi sama, nie mając odwagi patrzeć na tych wszystkich szczęśliwych ludzi. Żałosne.
2,2,4,2,3
Rasheed Sharker
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 191cm
C. szczególne : Wysoki wzrost, blizny: trzy linie oplatające jego prawą dłoń
Kręcił się po okolicy szukając sobie zajęcia i w sumie nie powinno nikogo dziwić to, że już praktycznie nie miał co robić, wszak zaliczył wszystkie atrakcje, jakie tylko zobaczył i teraz się nieco nudził. Całe szczęście ludzie nie pozwolili mu na to, aby popadał w jakiś dołek, bo niemalże natychmiast jak pomyślał o tym, aby sobie pójść, dopadła go Katherine, która wcisnęła mu coś do jedzenia. Może wcześniej by się z nią przywitał, gdyby nie to, że łyżka, którą wcisnęła mu do ust, zawierała tyle jedzenia, że niemalże się nią udławił. Przełknął jednak wszystko dzielnie, czego zaraz pożałował. Nie dlatego, że było niesmaczne, ale ze względu na to, że Rasheed z reguły mało jadł, a teraz… teraz nie dość, że próbował wcześniej francuskich specjałów, to jeszcze przypadło mu w udziale zjedzenie łychy Omdlałego Merlina. Danie było bardzo sycące, więc jak na jego standardy to właśnie w tej chwili powinien zwymiotować. - Ojezusmarian - jęknął tylko, chwytając się za brzuch i posyłając Kath zadziwione spojrzenie. Nie miał jednak czasu na to, aby cokolwiek więcej powiedzieć, bo uściskała go serdecznie i zaraz gdzieś zniknęła. To było… dziwne, ale cóż, nie wnikał! W każdym razie jeszcze gdzieś po chwili zaczepiła go SMS, a DAMY NIE POWINNO SIĘ IGNOROWAĆ. Roześmiał się krótko, bo był dzisiaj w wyjątkowo szampańskim nastroju, po czym pocałował ją krótko w policzek na powitanie. - Nie, nie gryzę. - odpowiedział tylko, obrzucając jej sylwetkę spojrzeniem - Za to widzę, że się obłowiłaś. Będziesz wróżyć? Spytał z zaczepnym uśmiechem, a potem objął ją krótko w talii i pociągnął dalej. - Chodź, chyba widziałem Heikkonen. - powiedział wtedy i zaciągnął ją w jakieś ustronne miejsce, wybrane przez Julkę. Paliła właśnie jakiegoś papierosa, co nie przeszkodziło mu w tym, aby puścić Scarlett, zabrać jej Gryfa i pocałować ją krótko w policzek. - Poimprezujmy razem! - zarządził, zaciągając się jej papierosem i z zadowoleniem stwierdzając, że smakują jak chili! W dodatku były ostre, więc tym lepiej. - Saunders ma alkohol, ty masz fajki, a ja mam fejm, więc wszystko na swoim miejscu!
Nareszcie wolne... Arienne nie do końca wiedziała co ma z taką ilością czasu zrobić. Ostatnio w końcu wyszła z ciągłego chalania, zajmując się głównie pracą, bo w szkole jakoś to będzie. Zawsze było. W ubiegłym miesiącu nawet trafiła na cały tydzień zajęć, ona szalona. Pewnie to tylko dlatego, że wszyscy byli zalatani za jakimś projektem od siedmiu boleści, przez co ich wszystkich gdzieś wypłoszyło. Dodatkowo brała udział w sesji fotograficznej dłoni, taka hipsteriada. Tak wiec w skrócie można powiedzieć, że całkiem przyzwoicie się jej wiodło. Przez swoją trzeźwość, a może przez zmęczenie, postanowiła wziąć udział w festiwalu błogosławieństw. Wstała jednak lewą nogą, więc przebrała się niczym straszydło w sukienkę, która wyglądała jak sterta liści związanych razem. Znaczy dla niej była świetna, w końcu nie miała się w co ubrać, w swoim mniemaniu. Te problemy! Po dorobieniu tony makijażu i innych porannych pierdół, była gotowa do wyjścia. Oczywiście, nie miała towarzystwa, ale miała nadzieje, że to ono znajdzie ją. W końcu ludzie przychodzili, odchodzili, a ona jak zawsze pozostawała sobą. Tak więc nie mogła się zniżyć do poziomu, w którym to ona nachalnie starała by się o kompana. Takich rzeczy nie będzie, nie ma tolerancji dla frajerstwa. Hogsmade odstawili, jakby nie mieli lepszych rzeczy do roboty. W sumie widząc to nie dziwiła się, czemu właściciel na te parę dni otwiera sklep tylko na pół etatu. To jednak nie ważne, bo chcąc nie chcąc natrafiła na jakąś dziewczynę, która rozdawała upominki czy coś w tym stylu. Czemu by nie wziąć? Od ognistej dziewczyny otrzymała podarek, który okazał się butelką ognistej. Naprawdę? Ironia losu, przecież ona starała się nie brnąć znowu w swój nałóg! Jednakże prezent zatrzymała, mając nadzieje, że spotka kogoś, z kim będzie mogła się wymienić np.: na fajki. Palić w końcu nie przestanie, na coś trzeba umrzeć. Zaczęła szukać sobie dobrej miejscówki. Pierwszym punktem jej superhiperfajnegodnia okazało się próbowanie magicznych potraw. Jak nie trudno się domyślić, taka artystka jak Arienne za cholerę nie kojarzyła, co na talerzach się znajduje. Spróbowała omdlałego merlina, który nie specjalnie przypadł jej do gustu. Poczuła się przy tym tak strasznie nasycona i ciężka, że po wysyczeniu paru przekleństw pod nosem o tym, jak bardzo chciała wszystkiego spróbować, postanowiła brnąć dalej przez tłumy obchodzących święto. jeszcze tam wróci. Zobaczycie.
Tanner długo zastanawiał się, po co tak właściwie tu przychodzi. Nie widział w tym żadnego celu ani nie miał najmniejszej ochoty na tego typu festiwale. Miał ochotę na coś mocnego do picia. Może myślał, że właśnie tutaj znajdzie takie rarytasy? Nieważne. Po prostu tu przyszedł. Na samiutkim początku skierował się do jakiejś dziewczyny, która chyba była wodą. Wziął od niej eliksir zamroczający, zastanawiając się, komu mógłby dodać go do napoju. Zaśmiał się na samą myśl o tym i przekrzywił głowę, rozglądając się w poszukiwaniu kolejnych atrakcji. Zobaczył! Magiczne gotowanie. Ekstra! Postanowił więc pobiec do stoiska i ugotować dla każdego, kto tylko miał ochotę na jego kulinarne specjały Bouillabaisse według francuskiego przepisu. Nie wiedział co z tego wyjdzie, ponieważ bardzo rzadko zdarzało mu się gotować, ale.. wyszło idealnie! Każdy, kto tylko spróbował jego potrawy wydawał się być w siódmym niebie. Ekstra. Z talerzem jego dania, coby zjeść sobie samemu spokojnie, udał się prosto na scenę. Publiczność była wniebowzięta jego występem, dostał oklaski na stojąco i nawet prośbę o bis! Nie mógł odmówić im tego zaszczytu i pokazał swój popisowy numer. Świetnie! Później udał się do loterii, gdzie udało mu się wylosować kryształową kulę na poduszce z logiem Festiwalu Błogosławieństw. Ciekawe czy kiedykolwiek w życiu mu się to przyda? Idąc tak, miał zamiar udać się już do zamku, jednak nagle spostrzegł Katherine. Może do niej podejść i porozmawiać? Uśmiechnął się pod nosem i ruszył w jej stronę. - Cześć ślicznotko. Marnie wyglądasz. To poprawi Ci humor - powiedział, stawiając przed dziewczyną talerz z parującym jedzeniem. - Moje wykonanie, nie martw się, nie otrujesz się - zaśmiał się cicho pod nosem, siadając obok niej na ławce. Miał ochotę położyć się spać. Pięć minut rozmowy jednak go nie zbawi, prawda?
(6 - eliksir, 5 i 6 - gotowanie, 6 występ i 6 loteria)
Jaroslava nie miała okazji brać udziału w Festiwalu Błogosławieństw w Czechach. Dopóki jeszcze mieszkali z mamusią, nie wiedziała, że coś takiego w ogóle istnieje. W czasie jej pobytu w szkole, obchodziła ten dzień razem z kolegami ze szkoły, nie było sensu zwalniać się do domu i ciągnąć biedna matkę mugolkę na festiwal. Tak więc ta cała impreza niezmiernie Czeszkę interesowała. Przyszła więc wraz z innymi i oniemiała już na początku. Było wspaniale! tak kolorowo, miło, głośno, cudownie! Zewsząd otaczały ją różności wydające niesamowite dźwięki, czy wonie. Jaroslava oczarowana, przechadzała się wzdłuż straganów, nie mogąc zdecydować się na nic konkretnego. Chciała po prostu wszystko. Już miała spróbować nieznanej sobie potrawy, na którą się zdecydowała, zauważyła cztery dziewczyny ucieleśniające żywioły, które rozdawały jakieś upominki. Porzucając stragan z jedzeniem, Jarka przecisnęła się do dziewczyny z ognikami na kostiumie. Uśmiechnęła, się do niej, gdy ta podarowała Czeszce butelkę Sherry. Jaroslava była trochę zaskoczona podarkiem, podziękowała jednak grzecznie i wtopiła się w tłum. Postała trochę tak, po środku tych wszystkich ludzi, nie próbując nawet szukać jakiś znajomych. Atmosfera tego miejsca była po prostu niesamowita. Jaroslava, trochę oszołomiona, udała się w kierunku stoiska z jedzeniem, które wcześniej porzuciła. Postanowiła zjeść, jak się okazało Kołkogonka, tego cholernego szkodnika, z którym w swoim czasie szkoła Jarki miała przejścia. Z przyjemnością więc go pałaszowała, czując się trochę jak Tusia, jej ulubiony biały pies, jeden z tych, które miały wytępić Kołkogonki. Uśmiechnęła się na to porównanie. Swoja droga, brak jej tutaj tej dużej, kochanej suczki. Gdy już opędzlowała argentyński przysmak, postanowiła pokręcić się przy pozostałych stoiskach. Przy jednym z nich znalazła loterie. Stanęła grzecznie w kolejce, a gdy przyszła na nią kolej, wylosowała... kufer z logiem Festiwalu Błogosławieństw! Ktoś mógłby być zawiedziony, Jarka jednak odetchnęła z ulgą. Jej budżet nie będzie musiał przeżywać mąk z końcem roku szkolnego. Jaroslava musiałaby kupić sobie nowy kufer, bo obecny ledwo się nie rozleciał w drodze do Hogwartu. Jaroslava zadowolona zmniejszyła kufer do rozmiarów pudełka po zapałkach i schowała go do torby. Dobrze byłoby o nim nie zapomnieć! Następnym przystankiem okazało się stoisko z nauka gotowania. Jaroslava jednak postanowiła usiąść sobie na pobliskim wolnym kawałku tych półokrągłych schodów-ławek. W tym czasie obejrzała sobie dostaną butelkę trunku, myśląc o zagubionym bracie, który pewnie tu teraz błądzi i jej szuka.
6 – butelka Sherry 2 – wygrałeś kufer z logiem Festiwalu Błogosławieństw! 3 – udało ci się spróbować steka z Kołkogonka w bąbelkowym musie według argentyńskiego przepisu!
[udział w konkursie na przebranie- strój Aniołka ]
Angelus wybierając się na ten festiwal po prostu przeszedł samego siebie. Trochę czasu spędził zastanawiając się jak sprawić by wyrosły mu skrzydła, a gdy już to osiągnał to pozostało mu tylko założyć czarne ubrania i przefarbować magicznie włosy na czarny kolor. Teraz był już prawdziwym upadłym aniołem. Od razu przy wejściu stwierdził, że będzie się dobrze bawił bo dostał od ślicznej dziewczyny o imieniu Ingrid całą butelkę ognistej Whiskey, a przecież dla niego zabawa bez alkoholu często nie była nawet dobrą zabawą, teraz więc mógł się bawić przednio. Ruszył w stronę stoisk z jedzeniem, spróbował czarodziejskich Blid, o dziwo były smaczne więc poprosił nawet o dokładkę. Po zjedzeniu uznał, że skoro już ma taki dobry humor a w dodatku alkohol przy sobie to sobie troche pogotuje, przecież z niego był taaaki "dobry" kucharz. Wszystko jednak skończyło się tym, że coś zaczęło płonąć, coś zamieniło się w węgiel, a jakieś francuskie danie, którego nazwy nie potrafił nawet wymówić nie było zdatne do jedzenia i Angelus został wyrzucony z namiotu przez kucharzy, którzy błagali go by tu już więcej nie wracał. Angelus zasalutował im i ruszył w kierunku sceny, pociągając swoją whiskey z butelki. MMMM, cudowne ciepło rozchodziło się po jego gardle. Odrobinę piekące ale takie właśnie lubił. Jako iż był muzykiem, to dał cudowny pokaz na scenie swoich talentów. Co prawda zagrał na czyjejś gitarze, ale to nie miało znaczenia bo i tak wszyscy zapamiętali jego występ. Potem znowu upił łyk whiskey, a dostrzegając że w pobliżu jest loteria i czarodzieje nawołują do kupna losów i wyboru fantów to nie mogło i jego tam zabraknąć. Otrzymał od ślicznej damy jakieś perfumy z nutką amortencji o zapachu orzeźwiającej bryzy. No cóż, mina mu odrobinę zrzędła no ale co miał powiedzieć. Wziął fant i udał się w sobie tylko znanym kierunku. Nagle jednak dostrzegł znaną mu istotę Amelię. Ruszył więc w jej kierunku zachodząc ją od tyłu. -Zgadnij kto to?- zapytał zasłaniając jej oczy, wcześniej jednak pryskając ją lekko tymi perfumami. Gdy już pozwolił jej się odwrócić to dał jej lekkiego buziaka w usta a potem podarował jej te perfumy. -Proszę, dostałem na loterii, a ja takich nie używam- powiedział ni to żartem ni to serio. Normalnie skrzydła miał tak wielkie że mógł sam się w nich schować i jeszcze objąć nimi Krukonkę.
2- ognista whiskey 1- bliny czaro 5- udało ci się spróbować Bouillabaisse według francuskiego przepisu! 3- nieudane 5- udane, oklaski 5- wygrałeś perfumy z nutką amortencji – o zapachu rześkiego powietrza, orzeźwiającej bryzy, skoszonej trawy lub aromatycznego ogniska – do wyboru!
To piękny dzień, w którym narodził się Thiago Cabrera! Wszyscy więc powinni cieszyć się właśnie z tego powodu, a nie jakiegoś festiwalu. Nie mniej jednak zapewne był błogosławiony, skoro przyszedł na świat tego, a nie żadnego innego dnia. Zadowolony więc wstał w dormitorium tego śmiesznego, żółtego domu i z rozczarowaniem stwierdził, że nie czekają na niego góry listów z życzeniami! Pokręcił głową z dezaprobatą, po czym jednak się ogarnął i ruszył na paradę. Była fantastyczna, cieszyła oko, zdecydowanie. Uśmiechał się do swoich koleżanek, które były na samym jej początku, a potem im pomachał. Kiedy dostrzegł w ich koszykach upominki, nie mógł przepuścić takiej okazji. Podszedł sprężystym krokiem w stronę Astrid, którą powitał, tak jak stojącego obok nauczyciela, a następnie odebrał od niej paczkę Boginów. Cóż, każdy, kto go zna, nie spodziewał się chyba, iż zgarnie coś innego jak papierochy, czyż nie? Nie chciał tej dwójce przeszkadzać w pogawędce, więc zmył się czym prędzej na stoisko z jedzeniem. NARESZCIE COŚ DLA NIEGO. Oczywiście uprzejmie patrzył na uczniów z Calpiatto, jednak nie mógł się doczekać, aż sam coś przygotuje. Postanowił o dziwo nie robić steków, a postawić na zupę ogonową z Reema, prosto z Kanady. Nigdy jej nie robił, ale uznał, że czas próbować nowych rzeczy. I to było strzałem w dziesiątkę, bowiem zupa wyszła mu wyśmienicie. Zadowolony z siebie częstował nią wszystkich w koło, a potem jego uwagę przykuły liczne występy w amfiteatrze. Zasłuchał się i zaoglądał w nich, a potem coś go tknęło i stwierdził, że się trochę powygłupia na scenie. Wolał tańczyć, bo teatru nie znosił (w sensie odgrywania jakiejś roli), więc ostatecznie zadeklamował wiersz, który kiedyś wymyślił. Pamiętał go, bo to był jedyny wiersz, który wyszedł spod jego pióra. Sądził, iż publiczność go wyśmieje, a jednak całkiem ochoczo biła mu brawo. Szaleńcy! Potem skoczył szybko na loterię, gdzie wygrał... kryształową kulę. Cabrera wzruszył ramionami, stwierdzając, iż odda ją Malakiasowi, na pewno bardziej mu się przyda. Kątem oka dostrzegł w tłumie Jarkę, do której podszedł, nie zważając, czy nie jest przypadkiem zajęta. - Cześć. Jak ci się tu podoba? Strasznie głośno i kolorowo, ale nawet fajnie. Wygrałem kulę. I zgarnąłem papierosy. I nawet wystąpiłem na scenie, dasz wiarę? Mówiłem jakiś wiersz. Nieważne. W ogóle to mam urodziny, a krzątam się sam jak idiota. Masz jakieś plany na dziś? - paplał, odpalając jedną z fajek, ponieważ miał niesamowitą potrzebę. Nie odpalił jednak Boginów, nie chciał się bać przy tych wszystkich ludziach!
Także Farai znalazła się na głównej ulicy Hogsmeade, kiedy odbywał się Festiwal Błogosławieństw. Lubiła patrzyć na kolorowe morze osób, które wyglądały na szczęśliwa. Ona także miała dziś dobry humor, głównie ze względu na to, że mogła się wreszcie odprężyć. Obserwowała zadowolona paradę, aby potem przywitać się z Ingrid, którą ostatnio przyjęła do drużyny. Nie wzięła jednak od niej podarunku, bowiem alkohol jej nie kręcił, podeszła za to do Shane, od której wzięła księżycową rosę. Tą samą, którą kiedyś załatwiła Leah. Nie myślała teraz jednak o tym, tylko udała się do stoiska z kulinariami, aby spróbować swych podbojów kuchennych. Spróbowała przygotować Czarodziejskie Bliny, jednak nie doprawiła ich zbyt dobrze, w rezultacie potrawa nie wyszła, bowiem była zbyt mdła. Pokiwała głową, kiedy kucharze z Calpiatto ją pocieszali, a ona odnalazła powołanie jednak w występach. Stanęła na podium amfiteatru, by zaskoczyć wszystkich. Nie zamierzała odgrywać żadnych scenek, śpiewać, grać na instrumencie czy czegoś deklamować. Po prostu... odtańczyła taniec brzucha. I choć organizatorzy nie przewidzieli takiego scenariusza, to publika była zachwycona. Zaczęła jej bić brawo, a ona się do nich uśmiechnęła. Bisu? Serio? No dobrze, powywijała jeszcze trochę, znów zgarniając moc oklasków. Widocznie to było zbyt egzotyczne jak na te standardy i stąd to wszystko! Zadowolona z siebie wzięła udział także w loterii, w której wygrała perfumy z nutką amortencji. Wybrała te o zapachu aromatycznego ogniska, ponieważ najbardziej jej się podobały. Kiedy zamierzała już wracać do domu, spotkała Leah, do której podeszła. - Hej i jak tam? Pomogła rosa? Nawet jedną zgarnęłam, gdybyś nadmiernie się denerwowała - zaczęła rozmowę, pokazując paczuszkę z rośliną.