Bogaty asortyment dla wielbicieli płatania dowcipów, przyciąga wielu uczniów Hogwartu. Wewnątrz jest bardzo kolorowo i zawsze jest w nim pełno klientów, w końcu to jedyny tego rodzaju sklep w miasteczku. Na wielu półkach widać łajnobomby, cukierki wywołujące czkawkę czy mydełka z żabiego skrzeku, oraz wiele innych akcesoriów uwielbianych przez uczniów.
Cennik:
► Łajnobomba – 30 g ► Wrzeszczący kalendarz - 15 g ► Durnostojka - 40 g (należy doprecyzować w co się zamienia) ► Pióro głupca - 50 g ► Transmutacyjny psikus - 80 g
Kostki na przedmioty trudne do zdobycia:
1, 6 - chyba przypadłeś sprzedawcy do gustu, bo bez problemu podaje ci to, czego chcesz 2, 3 - sprzedawca twierdzi, że obecnie nie mają tego przedmiotu na stanie, ale możesz spróbować za tydzień 4, 5 - sprzedawca dziwnie na ciebie patrzy i twierdzi, że nigdy czegoś takiego nie oferowali
Uwaga! Przedmiotów trudno dostępnych nie można kupować listownie!
Skierowały ku sklepowi. Przed wejściem tłoczyło się kilkoro, młodszych uczniów Hogwartu, szczególnie Ci, którzy słynęli z robienia kawałów. - Wiesz już co chcemy kupić? Ja jestem tu pierwszy raz. Jakoś wcześniej nie miałam ochoty na robienie kawałów.
- Ja też jestem tu pierwszy raz. I też nigdy nie miałam okazji robić kawałów. Wiesz, ja to zawsze taka grzeczna kujonica byłam - roześmiała się. - Hmm... na pewno łajnobomby - powiedziała, patrząc na jedną z półek. - A może kubek gryzący w nos? Albo cukierki wywołujące czkawkę? - zapytała.
- Ja też jestem tu pierwszy raz. I też nigdy nie miałam okazji robić kawałów. Wiesz, ja to zawsze taka grzeczna kujonica byłam - roześmiała się. - Hmm... na pewno łajnobomby - powiedziała, patrząc na jedną z półek. - A może kubek gryzący w nos? Albo cukierki wywołujące czkawkę? - zapytała.
- Kubek gryzący w noc... rzucimy Olivera nim na OPCM - wybuchnęła śmiechem. - Na pewno nie domyśli się, że to było specjalnie. Przeszła kilka razy między półkami. Było tu tyle rzeczy, że nie mogła się zdecydować co kupić. - A co powiesz na to? - wskazała na speje. Są różnego rodzaju... - zaczęła oglądać jeden z nich. - Do czego służy mydełko z żabiego skrzeku? - zamyśliła się.
- No z tym kubkiem to trochę chyba zły pomysł... - zamyśliła się. - A co robią te spreje? - zapytała. Podeszła do półki z asortymentem sprowadzanym z Magicznych Dowcipów Weasleyów. - Co powiesz na gigantojęzyczne toffi? Albo - i tu roześmiała się - Q-py blok? Uszy Dalekiego Zasięgu? Muszę to mieć! Wzięła do ręki jedno z uszu.
- Spreje mają różne zastosowania. Zobacz! Ten sprawia, że odpadają uszy - wzięła go do ręki. - Muszę to mieć. Pacz, inne sprawiają, że odpada nos, ręce, nogi. Podeszła do Gabi. Do ręki wzięła opakowanie z pięcioma sztukami wymiotków pomarańczowych. Obok także leżały krwotoczki truskawkowe. - Jeszcze trzeba coś kupić - dodała. - Nie będę przychodziła tutaj, dopóki nie będzie wiosny - wytłumaczyła.
- Ja też nie mam zamiaru tu więcej przychodzić. Hmm... może peruwiański proszek natychmiastowej ciemności i detonatory pozorujące? - wzięła do ręki po dwie sztuki. Poszła też po cukierki wywołujące czkawkę. - Ja już chyba mam wszystko, jak na razie. A jednak nie! - krzyknęła, widząc Zaklęcia Wywołujące Sny Na Jawie. Zabrała z półki jedną sztukę. I dwa spreje - jeden powodujący odpadanie uszu, a drugi - oblepiający. - A ty Rose? Co kupujesz?
- Krwotoczki truskawkowe, wymiotki pomarańczowe, trzy spreje, gigantojęzyczne toffi, łajnobombę, omdlejki grylażowe - ośmieszymy go tym na OPCM, że zemdlał podzzzas pojedynku - wymieniała. - To chyba wszystko...
- Chyba tak... Tylko jak mu to podamy? - zapytała. Podeszła do sprzedawcy, pokazała zakupy (1 gigatnojęzyczne toffi, 2 spreje, Uszy Dalekiego Zasięgu, Peruwiański Proszek Natychmiastowej Ciemności, Detonatory Pozorujące, Zaklęcia Wywołujące Sny Na Jawie) i podała pieniądze. Po chwili czekania dostała resztę. Podeszła do wyjścia. - Rose, kupujesz coś jeszcze?
- Nie, nie. Mam tego za dużo. Nie będę się mściła cały miesiąc i to codziennie. Podeszła do kasy i zapłaciła za zakupy. Dobrze, że wzięła więcej pieniędzy, bo mogłoby jej nie starczyć. Podziękowała za zakupy i obie wyszły ze sklepu.
Weszła do sklepu Zonka i rozejrzała się po półkach. W Hogwarcie od kilku dni panował niezachwiany spokówj, ani jednej dobrej akcji. Nikt nie robił nikomu kawałów. Właśnie dlatego się tu znalazła. Chyba po prostu zaczęła narzekać na brak dramatyzmu w życiu. Wzięła do ręki coś niebieskiego co na pierwszy rzut oka przypominało rolkę papieru toaletowego i zaczęła tym energicznie potrząsać.
Wszedł do sklepu i rozejrzał się ujrzał ładną dziewczynę zobaczył że ma coś w ręce Podszedł do niej i wybełkotał -Cześć jestem yyyy David -Pomóc Ci?? mogę ponieść Uśmiechnął się -Komu robisz psikus??
-July - przedstawiła się i uśmiechnęła się do chłopaka - Ja? Właściwie zastanawiam się nad kupieniem tego czegoś... jeszcze żebym wiedziała do czego to służy, to było by fajnie - powiedziała - Na razie nie myślałam nad tym czy w ogóle chcę zrobić komuś psikus, jak to określiłeś, ale na wszelki wypadek zawsze warto coś mieć.
Gdy weszłam do sklepu, wiedziałam czego szukam. Pewnym krokiem podeszłam do półki z eliksirami i zaczęłam się rozglądać. -Eliksir natychmiastowego łysienia..... spuchnięcia twarzy..... odpadania ust....mam....-szeptałam prawie bezgłośnie do siebie. Przez chwile oglądałam, małą, różową fiolkę w rekach. Wyglądała tak niewinnie. A podobno zawartość potrafiła zauroczyć każdego. -Cześć-odwróciłam się i zobaczyłam uśmiechniętego i przystojnego chłopaka. Wyglądał na ucznia Ravenclawu-Kogo chcesz oczarować? -Ja...-popatrzyłam na buteleczkę-nie, to nie dla mnie. Tylko mojej ciotki, jest samotna i zdesperowana.-uśmiechnęłam się by wyglądało to przekonywająco.
Popatrzył na uroczo wyglądającą dziewczynę i szybko domyślił się ze kłamie. -hmmm...Eliksir Miłosny..Kupuje go wiele dziewczyn takich jak ty. Ładnych, młodych z chęcią zdobycia starszego i popularnego chłopaka.
Nonszalancko oparł się o ścianę, a na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech. - Racja, wcześniej widziałem cie tylko raz. Gdy wpadłaś na Snape, jak biegłaś po korytarzu w stronę łazienki. Jestem Adrian. Ravenclaw.
Ojć... Pamiętam to. Mimowolnie sie zarumieniłam Noo tak jest z Ravenclawu.To wiele tłumaczy. Dla tego domyślił się, że kłamię i przez to mnie pamięta. Z resztą i tak musze iśc. -Miło było mi cie poznać ale muszę już iść. A co do eliksiru, ciocia sama go sobie kupi.-Odstawiłam flakonik i wyszłam.
Adrian zaśmiał się w duchu spojrzał na flakonik i zaczął przechadzać się po sklepie. Nie bywał tu często ale coś podkusiło go by tu zajrzeć. Nawet nie miał w planie kupowanie czegoś, po prostu intuicja podpowiedziała mu, że powinien tu być.
Weszła pewnym krokiem do Sklepu Zonka. Ah, uwielbiam po prostu ten sklep! Co by tu kupić... Aha! Podeszła do półki. Wzięła z niego 10 Cukierków wywołujących czkawkę i 5 Łajnobomb. Podeszła do kasy i zapłaciła 5g, 30s i 65k. Wyszła ze sklepu i poszła w stronę Hogwartu.
Nad czym się tu zastanawiać? Oczywiście, że Zonk odwiedzi jako pierwszy! Pchnęła więc drzwi i przywitała się ze sprzedawcą. Rozejrzała się chwilę po sklepie i złożyła krótkie zamówienie: - Trzy łajnobomby poproszę. Wyjęła z kieszeni 3 galeony i wręczyła je sprzedawcy, czekając na towar. Otrzymawszy go pożegnała się i wyszła,
Otworzyła drzwi sklepu, tuż za nią weszła Davis. Dzwoneczek nad nimi zadzwonił cichutko. Coldwater zawsze denerwował taki dzwonek w sklepach, jednak w Zonku, nie mogła oprzeć się wrażeniu, że jest jakiś inny, weselszy. Zaczęła rozglądać się po półkach, już wiedziała co chce kupić. Sięgnęła po dwie pary łajnobomb i spojrzała na Angie, czekając co ona wybierze. - A wiesz już jakbyś nazwała Feniksa? - Zapytała z trudem siląc się na obojętny ton, by ukryć ciekawość.
W Zonku było czuć jakiś niemiły zapach, ale co się dziwić skoro pełno tu było łajnobomb. Dziewczyna nie mogła uwierzyć, że ludzie wytrzymują tu całe dnie pracując. Melanie sięgnęła po łajnobomby, sama także po chwili wzięła stamtąd to samo, tylko, że mniej. Nie cztery, a dwie. - Mam nadzieję, że upuszczą do dwóch galeonów, nie chce mi się wydawać drobnych. - Zwęziła usta. - Ach, no nieee wiem. Moja sowa nazywa się błyskawica, a jak ty byś go nazwała? Jakoś żądna nazwa na razie nie krąży mi po głowie... może już będą mieć imiona? Zrobiła kilka kroków i spojrzała na jakąś rękę, która wyglądała jak czekolada, ale zauważyła, że się poruszała. Odeszła od niej, jakoś nie miała ochoty na bliższe spotkanie. - A ty masz jakiegoś zwierzaka? - Zaciekawiła się.
Zapłaciła za swój towar i spojrzała na Angi z zamyśleniem. -Sama nie wiem. Nigdy nie umiałam wybierać imion. A już zwłaszcza dla Feniksa. - Uśmiechnęła się. - Zawsze wychodziło z tego coś w stylu "Born", "Fiery" i inne angileskie słówka. - Schowała łąjnobomby do torby. - Miałam kota, Frankiego. - Zamyśliła się. - Ale to już było dawno, miałam zaledwie 9 lat gdy widziałam do po raz ostatni... Gdzie teraz pójdziemy?
- A co mu się stało? - Zapytała w związku z kotem i sama zapłaciła za zakup. Miała rację, sprzedawca zeszedł do dwóch galeonów. Oni tutaj zbijali nieziemski utarg. - A teraz może menażeria? Oglądniemy te feniksy i inne zwierzęta! - Ucieszyła się, przy okazji rozglądając się jeszcze za innymi rzeczami w sklepie. Zrobiła kilka kroków w stronę drzwi, a przy otwieraniu znowu usłyszały dźwięk dzwonka. Może ten dźwięk byłby przyjemny, gdyby nie fakt, że co chwilę ktoś wchodził, albo wychodził. - Chyba, że masz inne plany? Zjadłabym lody, ale pewnie Miodowe Królestwo jest całe zapchane...