W samym centrum błoni rozciąga się ogromne jezioro. Uczniowie często tu przychodzą, szczególnie w gorętsze dni, gdy chłodna woda jest wprost idealnym sposobem by choć odrobinę się ochłodzić. Jest to również idealne miejsce, by przy cichym plusku małych fal obijających się o brzeg, odrobić lekcje, bądź poczytać książkę. Czasem można zaobserwować tu ogromną kałamarnicę, leniwie przebierającą swoimi mackami.
Weszła na błonia, wkładając ręce do kieszeni. Po chwili skierowała się w stronę jeziora. Z daleka zobaczyła jakąś dziewczyne leżącą na śniegu. Może coś się jej stało? Nie wahając się już dłużej podbiegła do niej. - Hej, coś Ci się stało? - zapytała potrząsając nią lekko. Odkopała ja ze śniegu. Po szaliku rozpoznała, że to krukonka. - Niby taki inteligentny dom. - mruknęła pod nosem, próbując ją posadzić na jakimś pobliskim kamieniu. W końcu zauważyła łzy na jej twarzy. - Dlaczego płaczesz? - zapytała zdziwiona.
Bezwłądnie oparłam się o kamień. Przypatrywałam się tępo gdzieś w dal i popatrzyłam się na dziewczynę, która zapewne była Gryfonką. Otarłam łzy. - Nie nic. Tak sobie tylko płacze. - powiedziałam bez zastanowienia tylko by sprawdzić czy jeszcze żyje. Może to był sen? Otrzepałam się ze śniegu.
Dziewczyna z pewnością zachowywała się dziwnie. Bardzo dziwnie. - Nie, ale naprawdę powiedz coś się stało? - zapytała znów. Nie mogła jej tu zostawić samej. Kto wie co planowała? Westchnęła i usiadła obok niej, przeklinajac w duchu swoją opiekuńczość. Nie mogłaby spokojnie odejsć nie wiedząc co jej jest. - A więc? Powiesz mi? Czasmi łatwiej się wyżalić komuś obcemu. - oświadczyła patrzac na nią wyczekująco.
Popatrzyłam się na gryfonkę. - No dobra- powiedziałam i ponownie zaczęłam płakać - bo nikt mnie nie lubi, jestem samotna, i nie am przyjaciół, czuje się jak jakaś obca. Jakiś Alien. Jestem cholernie irytująca, a każde moje słowo może być uznane za próba morderstwa - powiedziałam ze smutkiem.
Spojrzała na nią uważnie. Pokiwała lekko głową. - Hmm.. wiesz czasem tak jest. Ja prawie wogóle nikogo tutaj nie znam a jestem tu już 6 lat. Nawet z mojego domu znam tylko jedna osobę. - westchnęła. - Jak oczywiście chcesz to możemy się razem poszwędać czy coś... - zaproponowała, mając nadzieję ze dziewczynie troche poprawi się humor. Poza tym wygladała na miłą to dziwne, że jak sama twierdzi nikt jej nie lubi... - A tak właściwie to w której jesteś klasie? - zapytała.
W drodze do wyjścia z Hogwartu założył swój płaszcz i rękawiczki. Jak zwykle nie miał czapki - nigdy nie będzie nosił czapki, bo to mogłoby potargać mu fryzurę.
Nie miał żadnego zajęcia, Oliver był na niego wciąż zły. Ciekawiło go, czy dużo osób jest na błoniach. Poszedł więc nad jezioro, rozglądając się uważnie. Nie było zbyt sporych tłumów. Jak zwykle kręciło się wokół nieco uczniów, kilka razy nawet tuż nad jego blond głową przeleciały śnieżki, zapodziane z jakiejś bitwy pierwszaków.
Było jednak dość cicho. Skierował się jednak bowoli w stronę drogi do Hogsmeade.
Oliver: Szukał Narciss'a po całym zamku, przebiegł chyba każdy korytarz, aż wylądował na błonach bez płaszcza, ani żadnego innego okrycia. Dostrzegł tę charakterystyczną postać dopiero po paru chwilach, gdy łapał oddech. Był zgrzany, ledwo żywy. Ten zamek był naprawdę potężny. Gdy do niego dobiegł, złapał go za ramię. - Uch, szukałem Cię. - wysapał, spoglądając na niego. Na policzkach Evansa malowały się rumieńce, włosy były rozwiane, a ubranie kleiło się do niego. Zbyt intensywny jogging. - Możemy porozmawiać? - wymamrotał z trudem po paru chwilach, spoglądając na Narciss'a. W tym momencie ciemnowłosy wyglądał trochę żałośnie, ale i uroczo. I słodko, nie można było mu tego odmówić.
Narciss: Och, jak potężnie wiało! Czuł, jak mróz przeszywa go na wskroś. Jak tysiące igiełek wbija się w jego delikatne ciało. Otulił się mocniej płaszczem, wtulajac w futrzany kołnierz. Myślał, jakim sposobem zwieść Olivera. Jednocześnie chciał wygrać grę z Ravenem - szczególnie, że ten ostatnio pokazał swoją wyjątkowo słabą stronę... Ach, i był jeszcze Anthony - cóż za głupawe imię! - który to był wyraźnie zainteresowany... Ktoś nagle złapał go za ramię, brutalnie szarpiąc i okrutnie wyrywajac z zamyślenia. - Ach?! - zaskoczony niemal stracił równowagę. Złapał się szybko za rękaw napastnika. Uniósł nieco zaskoczony jaśniutkie brwi, patrząc na Olivera. Oliver? Narciss był pewien, że chłopak był wściekły. Uśmiechnął się lekko, unosząc się i całując go w policzek. - Z tobą zawsze...
Oliver: Rzucił mu ironiczny uśmiech, bowiem już wiedział, że jego wspaniale miłe traktowanie to raczej tylko przykrywka. Dlaczego? Głęboko wierzył, że Narciss nie jest taki i robi to wszystko z jakiegoś określonego powodu. Rozejrzał się wokół. Cóż, miejsce raczej pozostawiało wiele do życzenia, wyobrażał sobie bowiem nieco inną scenerię na tę rozmowę, ale skoro juz tu są, a Oliver za jakieś parę krótkich chwil zacznie marznąć w tej bluzie trzeba to wykorzystać! - Chciałbym wreszcie wiedzieć o co chodzi - zaczął niepewnie, spoglądając mu w oczy - bo... Bo chciałbym wiedzieć na czym stoję. Zapadła chwila ciszy, w której ciemnowłosy układał to, co ma powiedzieć. Starannie i dopracowanie. Chciał, by Narciss dogłębnie go zrozumiał. - Szczerze mówiąc, mam nadzieję, że to, co sobą reprezentujesz dla wszystkich nie jest Tobą naprawdę. A chciałbym przekonać się, jaki jesteś tu - dotknął lekko miejsca, gdzie powinno być serce - i tu. - musnął niepewnie wargami jego czoło. Przyjżał się mu. Był taki słodki, a bawił się ludźmi. Nim też się bawił, przez co w oczach zielonookiego widać było jeszcze wyraźniej smutek. - Bawisz się ludźmi, przebierasz między nimi... wyszeptał wprost do jego ucha - Sprawdzasz, co mogą dla Ciebie zrobić, a gdy to zrobią - są dla Ciebie bezużyteczni. - ciężko było mówić mu te słowa, bo wiedział, że jego bezpośrednio również dotyczą. - Po co Ci oni wszyscy, skoro masz Johna? - wciąż szeptał do jego ucha, po czym musnął lekko wargami małżowinę, odsuwając się od niego lekko, przyglądając się jego twarzy.
Narciss: Te słowa, które słyszał brzmiały jakby drobne sztylety. Skąd on wie? Rzucił mu chłodne spojrzenie, wymuszajac rozbawiony uśmiech. - Ależ skarbie... - dotknął jego dłoni, lekko ją głszacząc. Mruczał cicho. - Czy ktoś o mnie coś...
Urwał, jakby zastygajac w ruchu. John. Skąd... on wie... Zamrugał, usilnie starając się, by do jego oczu nie napłynęły łzy. - Nie wiem, o kim mówisz, Oliver - wymusił słodki uśmiech.
Oliver: Uśmiechnął się nikle. Trafił. Westchnął cicho, patrząc w jego lekko błyszczące oczy. - Doprawdy nie masz pojęcia? A to pamiętasz: Jesteś moim Księciem, choć chyba nie takim z bajki. Nie masz lśniącej zbroi, za to zdobisz się w falbanki. Nie nosisz też na głowie hełmu odzianego w pióropusz, Ty mój drogi, na blond lokach nosisz ozdobny kapelusz...? - ten wiersz jakoś utkwił mu w pamięci, przez co go właście cicho powiedział, patrząc na niego. Chciał wiedzieć co tu się do cholery dzieje. Bo nie miał pojęcia jak ma o tym wszystkim myśleć.
Narciss: Jak on mógł...
Już nie potrafił, nie mógł zapanować nad łzami, które niemal od razu spłynęły po jego policzkach. Wspomnienia, które przecież tak starannie pielęgnuje, znów wyszły z ukrycia. Spojrzał na Olivera wściekle, pomimo wielkich łez. Jak śmiał... - Nie, nie wiem! - syknął cicho i drżąco. - Nie pamiętam!
Patrzył na niego chwilę, mając ochotę sprawić, by Oliver zwijał się z bólu. Albo, żeby zniknął. Cokolwiek! Nie mógł się ruszyć. I było mu niedobrze.
Oprzytomniał. Nie, to śmieszne! Stoi przed kimś i płacze?! Zasłonił dłonią usta, szybko się odwracając. Odszedł pospiesznie, nie oglądając się za siebie ani razu.
Oliver: Było mu przykro, bo nie chciał, by Narciss się rozpłakał z powodu jego... Bezczelności. Tak, bo to było bezczelne, grzebać w czyiś rzeczach. Westchnął cicho, gdy tylko Narciss odszedł, stojąc tak wokół białego puchu i czując, jak chłód zaczyna mu doskwierać. W porządku, złamał go, ale co mu to dało? Co? Nawet cienia satysfakcji. Świetnie, świetnie, gratuluje., pomyślał, wolno idąc w ślady Narciss'a i ... Idąc w nie znanym mu kierunku. Gdziekolwiek. Czuł się gorzej, niż śmieć. To nie było fajne.
Nadal tutaj byłam, jednak zbytnio nie zwracałam uwagi na osoby, które tutaj były i one na pewno też nie zauważyły, że jestem tutaj. Odwróciłam się na chwilę, gdyż chciała zobaczyć któż to był. No tak. Znowu ci Ślizgoni. Zaśmiałam się cicho przypominając sobie wszystkie ich akcje.
Alison: Spojrzałam na ślizgonów mniej więcej z takim wzrokiem -> oO . Cóż, ich rozmowa może i była cicha, ale w końcu siedziałyśmy niedaleko niech, czyż nie? Zarechotałam cicho i złośliwie do siebie. Zerknęłam porozumiewawczo na Aillę.
Ailla: Popatrzyłam się tępo na Alison i do oczy znowu napłynęły mi łzy, jednak powstrzymałam je. Podniosłam do góry nos jak to miałam w zwyczaju i lekko przymrużyłam oczy. Kątkiem oka znowu na nią spojrzałam i zrobiłam minę obrażonego dziecka
Alison: Zaśmiałam się cicho z stojących tam gdzieś chłopaków. Widząc minę Ailli jeszcze bardziej zaczęłam rechotać. Tak, że mój śmiech można było słyszeć w samym Hogwarcie. Po chwili pacnęłam ją w nos i zaśmiałam się wesoło czochrając jej włoski.
Wczoraj była tak wściekła na tą ślizgonkę Des, czy jak jej tam, że nie mogła usnąć. Przez nią prawie zapomniała o dzisiejszym spotkaniu, na które byłą umówiona z Randy’m. Zanim wyszła z dormitorium, udało jej się zakamuflować rany na ciele i teraz biegłą przez błonia nad jezioro. Chłopak pewnie na nią czekał. - Przepraszam za spóźnienie! – krzyknęła dostrzegając go z daleka.
Zaczął się śmiać pod nosem kiedy widział jak biegnie w jego stronę. - Nie ma sprawy - powiedział już dosyć poważnie wstając, aby mogli wybrać się na spacer. - No to witam - popatrzył na nią - możemy przejść się na około jeziora - powiedział pokazując zamarzniętą taflę lodu. Śnieg zaczął mocniej sypać niż przedtem, więc owinął się nieco szczelniej szalikiem.
- Możemy – przytaknęła. - Długo czekałeś w taką zimnicę? Ja bym chyba zamarzła – wyjęła ręce z kieszeni, kiedy tylko trochę je rozgrzała. Na głowie miała kolorową czapkę. Nie chciała wyglądać tak strasznie ponuro jak ostatnio. - Zastanowiłeś się, co do eliksirów? Jutro jest lekcja, więc jeśli chciałbyś, to mógłbyś przyjść. Zasunęła kurtkę pod samą szyję i opatuliła się szalikiem.
Zerknął przez chwilę na nią i powiedział: - Nie, nie jest mi zimno, mam na sobie 3 bluzy i do tego jeszcze kurtkę - zaśmiał się i ruszył wolnym krokiem do przodu. Otrzepał z włosów śnieg, trochę się trzęsąc. W sumie było mu trochę zimno, ale nie chciał, żeby zauważyła, że marźnie Wytrzymam- podtrzymywał się na duchu. - Tak, zapiszę się jeszcze dziś. W sumie... może być ciekawie - powiedział wzruszając ramionami.
Szła obok chłopaka. Podziwiała jak wszystko jest pokryte białym puchem. Nigdy nie zwracała na to zbytniej uwagi. Wolała siedzieć w zamku, nie ruszając się stamtąd na krok. Teraz dopiero doceniła piękno zimy. Otuliła się ramionami. W takiej temperaturze mogła zobaczyć swój oddech. - Piękna zima, prawda? Od kiedy ona mów takie rzeczy?! Czy to nie dziwne, że jednego dnia zmieniła się, w stosunku do jednej osoby?
- Zgadzam się - powiedział zdejmując zaparowane okulary i wycierając ją o chusteczkę z kieszeni kurtki. - Jako dziecko nie lubiłem zimy - przyznał - tak jakoś się złożyło, że kiedy trafiłem do Hogwartu zacząłem dostrzegać jego plusy. Nigdy wcześniej nie podejrzewał, że przyjdzie mu spacerować w zimę ze ślizgonką. Włożył ręce do kieszeni i uważnie patrzył na każdy stawiany krok.
- Ja nie lubię Hogwartu od kiedy do niego przyszłam – odparła. - Ale zimę uważam za piękną. Moje życie, dopóki się tu nie znalazłam, było przyjemne. Miałam więcej znajomych, byłam po prostu inna, ale się zmieniłam. Tak, jak zmienia się każdy – wytłumaczyła swoją myśl. Szli wolno. Zanim okrążą całe jezioro, poznają się bardzo dobrze. Rozmowa coraz bardziej schodziła na osobiste tematy. Jeśli zajdzie ona za daleko, to Andrea zacznie gadać o lekcjach.
- Czemu nie możesz dogadać się ze ślizgonkami ?- zapytał zerkając na nią - Na samym początku myślałem, że ślizgoni to grupa osób które trzymają się razem... chociaż nie raz słyszałem o kłótniach w tym domu... ale zdziwiony jestem, że nie znalazłaś jeszcze osoby z którą byś mogła porozmawiać - przyznał. Po chwili schylił się po śnieg, wziął go do ręki, uformował szybko kulkę i z uśmiechem na twarzy rzucił nią w dziewczynę.
- Ej! – jęknęła, wytrzepując śnieg z włosów. - Ślizgoni wcale nie są tacy zgrani. Zależy na kogo trafisz – tłumaczył, biorąc garść śniegu. – Nigdy nie chciałam tu trafić, ale tak wyszło – uśmiechnęła się i rzuciła go kulką. Chybiła, więc spróbowała jeszcze raz. - Rzadko z kimś rozmawiam. Pamiętasz chyba jak się poznaliśmy. Większość osób ma mnie dość po jednym spotkaniu, więc potem mnie unikają. Trafiła. Zaśmiała się tryumfalnie.
Kiedy dostał śnieżną kulą w twarz wybuchnął śmiechem i zaczął zbierać śnieg z twarzy. Miał mokre okulary dlatego znowu je zaczął wycierać chusteczką.Zaczął trząść się trochę bardziej i poprawił swój szal. - No widzisz, powinnaś być w innym domu niż Slytherin, chociaż na pierwszym spotkaniu sądziłem co innego - zaśmiał się. Zaczął biegać w jednym miejscu, żeby się rozgrzać.
- Tak uważasz? Dziwne – otrzepała rękawiczki ze śniegu. Przemokły, a palców prawie nie czuła. - Idziemy dalej? Jeszcze mi tu zamarzniesz – powiedziała. Podeszła do niego i jak to miała w zwyczaju potknęła się o śnieg i wywaliła. Roześmiała się, ale szybko się podniosła. - Na który jesteś roku? – zna go od wczoraj i to tylko z imienia i nazwiska, oraz domu, ale nawet nie wie, w której klasie jest.
Kiedy wywróciła się twarzą do śniegu patrzył akurat na jezioro i usłyszał tylko dosyć głośne chrupnięcie śniegu, kiedy się odwrócił zobaczył Andrea'e [ dobrze odmieniłem ? xD ] leżącą w śniegu, zaczął się śmiać razem z nią, chciał jej pomóc wstać, ale sama dała sobie radę. - A myślałem, że to ja się cały czas potykam - przyznał przewracając oczami. - Szósta klasa - powiedział zwalniając nieco kroku - a ty ?
- No wiesz, to ja się przy Tobie wywaliłam dwa razy, a nie Ty przede mną. - Też szósta. Jeszcze tylko rok i koniec ze szkołą. Co zamierzasz robić po Hogwarcie? – spojrzała na krukona. Mimo ze wpadła w śnieg, to było jej ciepło. Nie widząc sensu stania w jednym miejscu położyła się, teraz celowo, na plecach i zaczęła robić aniołka.
- Wiesz... w sumie jeszcze się nad tym nie zastanawiałem - powiedział poprawiając sobie fryzurę - a ty masz jakieś plany ? - zapytał zaciekawiony. Z Andreą rozmawiało mu się jakoś... bezstresowo i spokojnie. Usiadł koło niej i przyglądał się jak robi aniołka na śniegu, zaśmiał się i usiadł nieco wyżej, żeby oprzeć się o drzewo.
- Nie mam żadnych, sprecyzowanych planów. Ciągnie mnie do eliksirów. Tylko i wyłącznie do tego. Chociaż ojciec mówi, że to jest bezsensowne. Woli, abym pracowała w Ministerstwie Magii we Włoszech. Powiedziała, że tam dopiero będę mogła się dalej rozwijać. Wątpię jednak, aby mnie tam przyjęto…. Podniosła się, przyglądając swojemu dziełu. Wyszedł troszeczkę krzywy i zostały na nim odciski butów i rąk. Na jej twarzy, przez cały czas, gościł uśmiech.
Cały czas patrzył na nią uważnie. - Ministerstwo Magii ? A chciałabyś ? Czy tylko pod wpływem ojca tak mówisz ? - zapytał. Zaczęło się ściemniać i powoli nad stawem pokazał się księżyc. Odbijał się niewyraźnie od tafli lodu, przez chwilę chłopak się zapatrzył i oparł głowę o korę drzewa.
- Praca w biurze? Nie, to nie dla mnie. Nie wysiedziałabym tyle czasu w jednym miejscu… Także zauważyła księżyc. Skrzywiła się. Księżyc na niebie był jeszcze prawie cały. Przecież niedawno była pełnia. - Może wrócimy do zamku? Zimno mi się zrobiło – powiedziała. Złe wspomnienia powracały co noc.
- Jasne - powiedział i szybko wstał, potykając się o korzeń drzewa przy którym siedział. - Ciągle wygrywasz w potykaniu się, jest dwa do jednego - powiedział szczerząc zęby - gdzie dokładnie chcesz iść ? - zapytał idąc z nią w stronę zamku. Trochę się dziwił dziewczynie, że nie postawiła na swoim co do przyszłej pracy. Uważał za bezsensowne robić, czego się nie lubi.