W samym centrum błoni rozciąga się ogromne jezioro. Uczniowie często tu przychodzą, szczególnie w gorętsze dni, gdy chłodna woda jest wprost idealnym sposobem by choć odrobinę się ochłodzić. Jest to również idealne miejsce, by przy cichym plusku małych fal obijających się o brzeg, odrobić lekcje, bądź poczytać książkę. Czasem można zaobserwować tu ogromną kałamarnicę, leniwie przebierającą swoimi mackami.
- Dziś przeszedł samego siebie. On się nad nami znęca! Nie tyle fizycznie, co psychicznie. Żal mi się zrobiło tego Narcissa, chociaż na początku się trochę śmiałam. Na którym roku jesteś?
- Nie wiem, po co przyjął posadę nauczyciela, skoro mu to tak bardzo nei pasuje. Mógłby się zatrudnić w Azkabanie. - Hayley pokręciła głową z dezaprobatą. - Na piątym.
Oliver: Cóż, zwyczajnie znudzony i nieco zawiedziony wszystkim co się wokół niego działo wędrował gdzieś obok jeziora, mając właściwie gdzieś, że mógłby całkiem przypadkiem wejść na lód - najwyżej skarze swoje drogocenne i jędrne pośladki na ból. Usiadł na jakiejś ławce pełnej śniegu, nie dostrzegając nawet faktu, że zimny śnieg szybko zaczął przenikać przez czarne, jeansowe rurki.
- Skąd wiesz, czy dementorzy by się go nie wystraszyli?- uśmiechnęła się szeroko. Teraz szły brzegiem jeziora i prowadziły rozmowę. Dziewczyna była starsza, ale fajna. Nie była strasznie poważna, umiała żartować.
- Nigdzie indziej by go nie zechcieli. - Hayley zaśmiała się. - To podobne do Dumbledore'a, że go zatrudnił. On tak cholernie wierzy w ludzi. Hayley zaczęła pocierać dłonie, gdy palce jej skostniały. Rozejrzała się i zobaczyła, że doszły do ławek. Zgarnęła z jednej śnieg i usiadła na niej, jeszcze raz ciesząc się, że ma kurtkę na tyle długą, by nie przemoknąć. - Jakiej drużynie quidditcha kibicujesz? - nie byłaby sobą, gdyby nie zapytała.
- Żadnej?- odpowiedziała, a raczej zapytała.- Nie interesuję się na tyle Quddichem, aby komuś kibicować. Jestem bezstronna. Wolę szkolne rozgrywki. Chciałabym być ścigającą. A ty? Już miała usiąść, kiedy zauważyła siedzącego an jednej z ławek chłopaka. Przyznała sama przed sobą, że był przystojny. - Cześć- przywitała się, ale nie była pewna czy on ją usłyszał.
Hayley zerknęła na chłopaka siedzącego nieopodal, ale szybko odwróciła wzrok na koleżankę, zaabsorbowana rozmową. - No coś ty! żadnej nie kibicujesz? - zdziwiła się. - Ja bym chciałą być ścigającą. NIe nadaję się na szukającą, bo jestem zbyt niecierpliwa.
Oliver: A usłyszał. Zerknął w jej stronę z kamienną twarzą, na której nie było ani jednej emocji. Przytaknął na znak przywitania się, wsuwając dłonie odziane w czarne rękawiczki do kieszeni, by się ogrzały - mimo materiału i tak były chłodne. Pogoda dawała wiele do życzenia. Bardzo wiele.
- Tylko raz byłam na meczu Quiddicha... Moi rodzice, ani bracia nie mają czasu, aby mnie gdzieś zabrać. Większość czasu spędzam w szkole, nawet większość świąt, a w wakacje siedze w domu z młodszą siostrą.
- Fajnie ci. Ja jestem jedynaczkę - powiedziała Hayley ze smutną miną. Widząc poczynania chłopaka siedzącego niedaleko Hayley zirytowała się. Jak można takim być? - Dzień dobry - rzuciła w jego stronę. - Jak ci mija dzień, drogi...? Rzuciła w jego stronę, by zmusić go do odpowiedzi. nienawidziła, gdy ludzie nie zwracają na nic uwagi, lub też udają, ze tak właśnie jest.
- Chcesz, to mogę Ci oddać siostrę- zaśmiała się.- Nie nawidzę jej, ale nie powiem, że nie kocham. Znów zwróciła uwagę na chłopaka. Stał jak gdyby nigdy nic. Mógł sie odezwać. Pewnie ślizgon i to na dodatek zadzierający nosa!
Oliver: Zerknął ponownie, unosząc brew i uważnie obserwując obie dziewczyny, po czym i tej drugiej przytaknął na znak powitania. Prawdopodobnie chciała, żeby się przedstawił, właściwie to był pewnie jej cel, jednak nie miał ochoty podnosić głosu bardziej, niż to było konieczne. Niby parę metrów, ale i tak wymagało to małego wysiłku, który w obecnym stanie ducha Olivera nie został podjęty ani na jotę. Nie chciało mu się. Więc powiedział swym zwyczajnym, dość cichym głosem Oliver, jeśli jednak nie usłyszały - cóż, trudno.
Rose: Rose była zbita z tropu.,,Co mu się stało?''- pomyślała. Zachowywał się co najmniej dziwnie. - Chodźmy do niego. Coś jest nie tak- odezwała się do nowo poznanej nastolatki.
- Nie dzięki - zaśmiała się Hayley - wolałabym swoją własną siostrę. Hayley sapnęła ze zirytowania, gdy usłyszała, że chłopak mruknął coś tylko pod nosem. Zmrużyła oczy i ulepiła śnieżkę, po czym, nie przejmując się niczym, cisnęła nią w chłopaka. Uśmiechnęła się pod nosem, gdy kula rozbiła się o jego głowę.
Oliver: Gdy poczuł śnieżkę na swojej głowie, która wcale nie tak lekko się o nią rozbiła, jęknął wręcz z małego bólu. Dotknął natychmiast swoich włosów, które były w całkowitej rozsypce. Wściekłym wzrokiem spojrzał na te dwie idiotki, nie wiedział która to była, więc osądził dwie, podnosząc się wolno, zbierając przy okazji śnieg z ławki i podchodząc do nich. Po minie jednej z nich stwierdził, że to pewnie ona... Co go rozwścieczyło jeszcze bardziej. Jak śmiała?! - Jak śmiesz, mała wszo? - warknął rozbijając dużą śnieżkę w sam środek jej głowy. Ma za swoje.
Hay: Hayley strzepnęła śnieg z głowy, nie przejmując się zanadto tym, że trochę wleciało jej za kołnierz. - Skąd możesz wiedzieć, czy celowałam w ciebie? - rzuciła. - A tak w ogóle, to wysiliłbyś swój wielmożny móżdżek, by zobaczyć coś poza obrębem twojego własnego nosa!
Zaśmiała się. Było ciekawie. Chętnie obejrzy walkę na śnieżki, dopóki sama nie oberwie jedną z nich. Uśmiechnęła się. Chłopak z wściekłą miną wyglądało o wiele ciekawiej niż z maska na tworzy. Poczuła się jednak dziwnie słysząc, jak odzywa się do Hayley. - Oddaj mu- szepnęła.
Hayley, idąc za radę Rose, schyliła się po śnieg. NIe zawracając sobie już głowy lepieniem go w kulę, rzuciła nim prosto w twarz chłopaka. Otrzepała ręce i patrzyła na niego przez przymrużone oczy.
Blondynka nadal siedziała na ławce. Miała jakiś wybór? Nie chciała się wtrącać. Po co? To jej sprawa? Jednak kojarzyła skądś tego chłopaka. - Wytłumaczysz mi, dlaczego tak się zachowujesz?- zwróciła się do blondyna.- Nic Ci nie zrobiłyśmy.
Hayley zaśmiała się cicho z niedorzeczności tej sytuacji. Odetchnęła głęboko i na wszelki wypadek schyliła się, by ulepić kolejna kulę. Z wciąż przymrużonymi oczami czekała na reakcję chłopaka.
Oliver: Był wręcz jak rozwścieczony wąż. Oczy ciskały błyskawice. Po paru głębszych oddechach uspokoił się jednak, ponownie przybierając pozę kompletnie zimnej istoty. - A co ci się nie podoba w moim zachowaniu? - chłodny ton przeciągał drażniąco głoski z nieco ironicznym uśmiechem. Poprawił czarne włosy, spoglądając na nie z wyższością.
- A to, że zachowujesz się jak egoista! Istny z Ciebie ślizgon! Mógłbyś zamiast złością zareagować śmiechem, albo coś. Czemu jesteś wściekły? powiesz mi? Jakoś tego nie rozumiem.
Hayley ledwo się powstrzymała, by nie wetrzeć mu piguły w głowę, psując przy tym jego wspaniałą fryzurę. - Ojej, interesuje cię to? - zapytała z udawanym zdumieniem Hayley. - W ciągu tych kilku minut poznałam cię na tyle, by stwierdzić, że to do ciebie niepodobne.
Oliver: - Nie wydaję mi się, by stan mojej osoby interesował cię jakoś szczególnie. - odparł na słowa Rose, obdażając chłodnym spojrzeniem tę drugą, która widocznie prosiła się o jakąś nieprzyjemną sytuację. - Wiesz, ja w przeciwieństwie do niektórych jestem dobrze wychowany. - uśmiechnął się ironicznie, wsuwając dłonie do kieszeni płaszcza.
Rose była znudzona rozmową, która trwała i do niczego nie prowadziłą. Była również znudzona. Nic sie nie działo. Wyciągnęła różdżkę i szepnęła: - Aquameni- z jej różdżki, wprost w chłopaka wyleciał lodowata woda. Uśmiechnęła się kpiąco.- Ciekawe co teraz powiesz- powiedziała.
Hayley zaśmiała się szczerze na stwierdzenie chłopaka. - Dobrze wychowany? Dobrze wychowana osoba odpowiada na przywitanie chociażby z czystej uprzejmości. Nie mówię, że masz nas od razu lubić, ale czy tak trudno powiedzieć zwykłe "dzień dobry"? I jeżeli to, co przedstawiasz, nazywa się dobrym wychowaniem, to wręcz schlebiasz mi sugerując, iż ja go nie otrzymałam.
Oliver: - Cóż, jeśli sugerujesz, że nie przywitałem się, bądź nie przedstawiłem, masz widocznie problemy z wzrokiem i słuchem. - odparł, jednak gdy lodowata woda wylądowała na jego głowie, poważnie się zirytował. - Expelliarmus! - warknął do obydwu dziewcząt, trzymając później ich różdżki w dłoniach, po czym z uśmiechem szepnął zaklęcie Glacius, by po chwili zaobserwować, że dziewczyna została skutecznie zamrożona. - Acusdolor! - warknął w stronę Hayley, tym samym powodując, że zaczęto ją żądlić, gdyby chciała jakoś zareagować na całą sytuację, po czym skupił się na swoim opłakanym wyglądzie. - Znów zostałem tutaj przemoczony, to jakieś fatum. - wymamrotałem zrezygnowany, natychmiast się oddalając i zmierzając do pokoju wspólnego. Brr, jak zimno!
Kiedy dziewczyna mogła się poruszyć zorientowała się, ze nie ma różdżki. Zwróciła się twarzą do dziewczyny, ale ona leżała na ziemi. Podeszła do niej i zobaczyła, ze ma ślady po żądłach. - Co za świnia!- warknęła. Chłopaka już nie było, ale ona będzie musiała go poszukać. Ma przecież jej różdżkę! - Nic Ci nie jest?- zapytała, gdy piętnastolatka otworzyła oczy.
- Co za...! - reszta zdania, składająca się z samych wulgaryzmów, utonęła w kaszlu. - Nie - powiedziała do Rose - ale ten gnojek niedługo nie będize mógł powiedzieć tego samego! Hayley podniosła się szybko.
- On ma nasze różdżki- powiedziała zdecydowanie.- Trzeba je odzyskać! Ten ślizgon pożałuje, że ze mną zadarł! Pomogła wstać Hayley i obie poszły w kierunku zamku. - Jak myślisz, gdzie go znajdziemy?
- Pewnie jest w lochach, w końcu był cały mokry. Ja bym na jego miejscu się przebrała. - powiedziała Hayley. - Czyli teraz raczej nie mamy jak odzyskać różdżek. - Niech ja tylko dostanę swoją różdżkę, a przysięgam, że niedługo ten ślizgon nie będzie miał tych swoich włosków - mruknęła pod nosem.
- Pospieszmy się! Może go jeszcze złapiemy! Prawie krzyknęła ciągnąc dziewczynę za rękę. Musiała poćwiczyć zaklęcia. Kiedy udało jej się ją przekonać obie biegły już obok jeziora. Było om zimno, nic dziwnego, przecież leżały na ziemi,a Rose na dodatek była zamrożona, a długie kurtki umożliwiały im bieg. - Zabije go, po prostu zabiję! Rzucę w niego Avadą bez wahania!
- No bez przesady! - rzuciła Hayls w biegu. - Avada? On nie zasługuje na szybką śmierć! Powinien się męczyć i cierpieć! Hayley przyspieszyła, biegnąc i potykając się o wały śniegu.
- Chyba zostaniemy śmierciożercami!- dodała. - Wątpię czy go złapiemy. On ma trzy różdżki my zero. Nawet nie wiemy , ile byłyśmy nie przytomne. Co jeśli długo? Odgarnęła do tyłu włosy, przez które nic nie widziały. Były już przy zamku.
Pobiegłam w strone błoni. W oczach miałam łzy. Stanęłąm nagle i przez dłuższy czas zaczęłam patrzeć się w dal. Upadłam zrezygnowana na śnieg obok jeziora i się na nim położyłam. Przyglądałam się z wielkim zaciekawieniem niebu. Biały puch tak mnie owiął, że wyglądał jak kołdra. Może jakbym zamarzła było by lepiej? zamknęłam oczy.