W samym centrum błoni rozciąga się ogromne jezioro. Uczniowie często tu przychodzą, szczególnie w gorętsze dni, gdy chłodna woda jest wprost idealnym sposobem by choć odrobinę się ochłodzić. Jest to również idealne miejsce, by przy cichym plusku małych fal obijających się o brzeg, odrobić lekcje, bądź poczytać książkę. Czasem można zaobserwować tu ogromną kałamarnicę, leniwie przebierającą swoimi mackami.
- Co powiesz na pokój życzeń? – zasugerowała. – Tam znajdziemy to, czego będziemy chcieli. Jak się cieszyła, że Randy’en nie chciał zostać na błoniach. - Niedługo będzie trzy do jednego – wystawiła mu język. Jak na razie miała dobry humor. Może nic go dziś nie popsuje?
Zaśmiał się krótko - A zakład ? - zapytał się wyciągając rękę z kieszeni kurtki i licząc, że dziewczyna przyjmie "wyzwanie". Przez chwilę przyglądał się jej, wydawała się mu całkiem ładna. W świetle nocy wyglądała inaczej i możliwe, że jeszcze piękniej. - Pokój życzeń ? Czemu nie... - odparł i weszli przez drzwi do zamku
Nie zwróciłam nawet najmniejszej uwagi na dwoje ludzi, którzy stali niedaleko mnie. Ziewnęłam trochę i usiadłam na śniegu. Co tam, tyłek będę miała mokry. Wzięłam ulepiłam śnieżkę i z nudów rzuciłam ją w kierunku rzeki. Nic się nie stało, bo w końcu rzeka była zamarznięta. Po chwili wstałam, otrzepałam się i poszłam do zamku.
Ailla: Ponownie wywróciłam oczami. Cóż miałam robić. Było okropnie nudno, tak więc spojrzałam przelotnie na ludzi, którzy stali niedaleko. Wstałam z śniegu i zaczęłam się otrzepywać ze śniegu. westchnęłam cicho i poszłąm do dormitorium.
Szła w stronę jeziora z szerokim uśmiechem na twarzy. Odgarnęła swoje rude włosy za ucho i poprawiła szalik. Był jej jeszcze potrzebny ze względu na to, że dosyć mocno wiało. Cieszyła się tym, że wreszcie zima dobiega końca i nastawała jej ulubiona pora roku: wiosna. Trawa osłabiona zimowym mrozem znów zaczęła nabierać coraz intensywniejszych kolorów. Usiadła na trawie, która była lekko przesiąknięta poranną rosą. - Nareszcie...- mruknęła przez ciepły szalik i patrzyła przed siebie głęboko zastanawiając się nad różnymi rzeczami. Myślała o wszystkim i o niczym. Po jakiejś godzinie dumania nad sobą i innymi wstała, by ruszyć z powrotem do zamku.
William praktycznie zaraz po przyjeździe poszedł nad jezioro. Był rozgoryczony zaistniałą sytuacją. Mimo trwania roku szkolnego wyjechał do domu, mając nadzieję, że Walia go "uleczy". Niestety, stało się wręcz przeciwnie. Rodzinna okolica go rozdrażniła, tak samo jak rodzice i Locarno. Podszedł nad brzeg jeziora i przysiadł na jednym z większych głazów, po czym zaczął wrzucać drobne kamienie w wodę.
Hayley cały dzień chodziła zdenerwowana, trzęsły jej się ręce. To był jeden z nielicznych dni, w których była wybuchowa i trudno było ją zirytować. Gdy znalazłą wolną chwilę wyszła z zamku. Chciałą uspokoić myśli i ochłonąć. Skierowałą się w stronę jeziora, po drodze zakładając swoją czarną, skórzaną kurtkę. Zdjęła z nadgarstka gumkę do włosów i związała swoje kosmyki w nierówny koński ogon. Stanęła nad brzegiem jeziora i objęła się rękami.
Effie chcąc się nieco przespacerować wyszła na błonia. Wreszcie przyszło choć minimalne ocieplenie i śnieg topniał. Poprawiła swój kapelusz, dokładniej owinęła się cienkim szalikiem i ruszyła przez błonia. Gdy dotarła w okolice jeziora, dostrzegła stojącego nieopodal Williama. Jakże dawno ona go nie widziała! Zaciekawiona więc ruszyła w jego stronę. - Will, cześć, dawno Cię nie widziałam - stwierdziła spoglądając na Ślizgona.
Cisnął ostatni kamyk do wody i odwrócił się, słysząc znajomy głos. Jego usta mimowolnie rozciągnęły się w uśmiechu. - Cześć, Eff. Tak jakoś mnie naszło na wyjazd... Ale to był zły pomysł. - skrzywił się ledwie zauważalnie. - Widzę, że dużo się zmieniło podczas mojej nieobecności. - zauważył. Miał nadzieję, że nie będzie miał w związku z tym problemów z zaległościami lub nieznajomością wielu nowych twarzy.
Hayley zerknęła na lewo i zobaczyła rozmawiających Ślizgonów. Westchnęła cicho. Chciałaby teraz mieć pod ręką kogoś, z kim by porozmawiała na błahe tematy, by odciągnąć myśli od ważniejszych spraw. Gryfonka miała ochotę zdjąć buty i skarpetki i zanurzyć je w jeziorze, ale zrezygnowała, bo było na to o wiele za zimno. Zamiast tego usiadła na wilgotnej ziemi i urwała źdźbło trawy wyłaniającej się spod śniegu. Zaczęła je rwać na kawałeczki, by zająć czymś ręce.
- Wyjazd? - Zapytała nieco zdziwiona, raczej mało kto opuszczał szkołę w trakcie roku szkolnego, ale najwyraźniej to musiało być coś ważnego. Zastanowiła się chwilę, czy tak wiele się zmieniło. Właściwie nawet nie widziała kiedy Will wyjechał. - Może trochę, pewnie szybko nadrobisz. Ile właściwie byłeś na tym wyjeździe? - Zapytała starając sobie przypomnieć kiedy ostatnio się widzieli.
- Wiem, że to dziwne i raczej już tego nie powtórzę. - mruknął cicho. cały czas był na siebie zły, że w ogóle wpadł na taki pomysł, ale co poradzić. - Właśnie na to liczę. - jego uśmiech nieznacznie się poszerzył. Na krótką chwilę zerknął na Gryfonkę, ale szybko z powrotem przeniósł wzrok na Effie. - Nie za długo, jakieś dwa tygodnie. - odpowiedział. Nawet sam nie wiedział dokładnie. - A co u Ciebie?
Postanowiła się wrócić i posiedzieć jeszcze trochę nad jeziorem. Lód powoli się roztapiał, co dawało piękny efekt w słońcu. Z dala zauważyła czyjąś sylwetkę, postanowiła podejść nieco bliżej. Kiedy spojrzała na lewo zobaczyła dwoje ślizgonów, natychmiast odwróciła wzrok z uśmiechem na ustach. Kiedy podeszła do dziewczyny stojącej przy brzegu jeziora patrzyła na nią przez chwilę. - Cześć - powiedziała nie do końca wiedząc z kim rozmawia.
Hayley odwróciła się. Christine Davis mówi do niej "cześć"? Uniosła brwi ze zdumienia. Dziewczyna wybrała naprawdę zły czas na próby zirytowania Hayley. - Cześć - odpowiedziała sztucznie przesłodzonym głosem.
Uśmiechnęła się do niego lekko, miło było go znów spotkać. - Właściwie to nie za wiele. Ostatnio więcej czasu spędzałam w lochach. Mam nawet nie małe zaległości w Eliksirach, które to zapewne będę musiała nadrabiać - powiedziała niezbyt zadowolonym tonem. Ostatnio jakoś wcale nie miała nastroju do nauki. - Gdzie w ogóle byłeś, w domu? - Zapytała zdając sobie sprawę, że właściwie nie wspomniał dokąd to wybrał się. Krótko spojrzała na dziewczyny przy jeziorze, raczej ich nie kojarzyła.
Kiedy dziewczyna odwróciła się została w niemałym szoku. Wiedziała, że jeśli cofnie się i pójdzie w stronę zamku zacznie patrzeć na nią z poirytowaniem, dlatego z powodu jej dobrego humoru postanowiła przez chwilę stać i patrzeć na duże, zamarznięte jezioro. - Ale mi się trafiło - mruknęła pod nosem, nie będąc pewna czy dziewczyna usłyszała ją. Wywróciła oczami i odwróciła się patrząc na gęsty las.
- Biednaś ty - powiedziała ironicznie Hayley. Wypuściła powietrze. Nie chciała teraz wracać do zamku. - Co ty teraz zrobisz? Wyrzuciła źdźbło i urwała następne.
Z jej twarzy zniknął uśmiech, a pojawił się grymas. Jak ona śmiała się tak do niej odzywać ?! To było dla niej niedorzeczne. - Oh, wybacz jeśli cię uraziłam Hay - odparła obojętnie grając niewiniątko. Odgarnęła swoje rude włosy do tyłu i czekała na kolejną zaczepkę dziewczyny. Nie przeszkadzało jej to, że są tu ludzie, w końcu ma prawo robić co jej się żywnie podoba. Żałosne- pomyślała i spojrzała na Hayley.
- Jeżeli uważasz, że uraziłaś mnie przywitaniem, to jesteś dość dziwna - powiedziała dziewczyna poważnym tonem, z kamienną twarzą patrząc w taflę jeziora. - Ja się nie obrażam, kiedy ktoś powie do mnie "cześć". Zgrywała się, ale umiejętniej niż zwykle. Odetchnęła głęboko i przeczesała ręką trawą. Niedługo przyjdzie wiosna, powiedziała sobie w duchu i uśmiechnęła się na tę myśl.
- W takim razie wychodzi na to, że będziemy je nadrabiać razem. - zaśmiał się odrobinę ponuro. Ta wizja wcale nie była przyjemna. W ogóle nauka nie należała do przyjemności. - Tak, w Walii. Z żalem doszedłem do wniosku, że moja rodzinna okolica traci swój urok i już nie jest dla mnie tak ważna, jak kiedyś. Nie mam pojęcia, dlaczego tak się dzieje, może po prostu z tego wyrosłem. - powiedział, po czym ponownie zerknął w stronę dziewczyn. - Myślałem, że domeną Slythu jest kłótliwość. Jaka miła niespodzianka. - skomentował ze złośliwym uśmiechem na ustach.
Zastanawiała się czy powiedzieć jej to, że pomyliła ją z kimś innym. Przez moment zastanawiała się jak odpowiednio dobrać słowa. - Pomyliłam sobie ciebie z inną osobą - powiedziała zimno. Zakręciła swoje włosy na palcu i poknęła w jakiś niedaleko leżący kamień.
- No więc właśnie - powiedziała Hayley kiwając głową. - Masz pecha, że pomyliłaś ją akurat ze mną. Westchnęła cicho i spojrzała w kierunku rozmawiających Ślizgonów. Usłyszała coś o kłótni, być może jej się zdawało, ale miała wrażenie, że to dotyczyło ich. Zlustrowała Ślizgonów wzrokiem. Nie odrywając od nich spojrzenia podniosła się z ziemi.
- Razem zawsze lepiej, choć i tak myśl o nadrabianiu nie brzmi zbyt ciekawie - doprawdy nie mało miała zaległości, no a przede wszystkim czekał ją sprawdzian. Póki co jednak przekładała owe odrabianie. - Może wyrosłeś, a może potrzebujesz zmiany? Czasem trzeba wyjechać na dłużej z danego miejsca, żeby móc zatęsknić i dostrzec, że paru rzeczy brakuje - stwierdziła, gdy usłyszała jego słowa. Natomiast gdy wspomniał o kłótniach przeniosła z niego wzrok i spojrzała na dziewczyny nieopodal. Uśmiechnęła się lekko. - Jak widać, kłótnie nie tylko u nas - stwierdziła z lekkim rozbawieniem.
- Cóż... taki pech - powiedziała patrząc na Hayley poirytowana. Nie miała ochoty stać tam i się kłócić. Odwróciła się na pięcie patrząc na ślizgonów, po chwili odwróciła wzrok na zamek. Wściekła ruszyła w jego stronę odpuszczając jej poniżenia przed ślizgonami za którymi się tak oglądała. Znów miała zły humor, więc liczyła na to, że po drodze nie spotka nikogo znajomego.
Hayley zacisnęła powieki i westchnęła głośno, wkładając ręce do kieszeni spodni. Czuła, że się w niej gotuje, policzki zaczerwieniły jej się lekko. Odwróciła się i odprowadziła Christine spojrzeniem. Znów dopiero po wymianie zdań doszła do wniosku, że przecież nie musi się z nią kłócić, ale jak zwykle po czasie. Odwróciła się z powrotem w stronę jeziora.
- Nauka sama w sobie nie brzmi zbyt ciekawie. - dodał, rozprostowując się trochę. Nie wiadomo dlaczego, był taki obolały. Może po prostu wychodziło z niego zmęczenie. - To także niegłupia teoria. - zaśmiał się. - W sumie przez te wszystkie lata byłem w domu, potrzebuję odmiany... No i jestem prawie dorosły, może już czas zacząć układać sobie własne życie? - zamyślił się na chwilę. Zarejestrował kątem oka, że jedna dziewczyna kieruje się w stronę zamku. - Jaka szkoda, a zapowiadało się tak ciekawie! - westchnął teatralnie, przekrzywiając lekko głowę.
Hayley była już całkowicie pewna, ze słowa Ślizgona odnosiły się do nich. łypnęła na niego spod oka. - Tak, wielka - powiedziała na tyle głośno, by to usłyszał i pokiwała głową ze zbolałą miną.