W samym centrum błoni rozciąga się ogromne jezioro. Uczniowie często tu przychodzą, szczególnie w gorętsze dni, gdy chłodna woda jest wprost idealnym sposobem by choć odrobinę się ochłodzić. Jest to również idealne miejsce, by przy cichym plusku małych fal obijających się o brzeg, odrobić lekcje, bądź poczytać książkę. Czasem można zaobserwować tu ogromną kałamarnicę, leniwie przebierającą swoimi mackami.
- Nie ma za co. W końcu głowy trzeba używać czasem to bardziej pożytecznych rzeczy... - zaśmiała się. Dochodziły już do drzwi zamku. Bell miała zamiar od razu iść do Wielkiej Sali, napić się no i wygrzać przy kominku.
- Moja też mogłaby się czasem do czegoś przydać. - Stwierdziła z uśmiechem. - Nie czuje nóg, rąk i całej reszty. - narzekała ciągle, choć zamek był już niedaleko. Westchnęła cicho.
- Spokojnie, na pewno jeszcze się przyda. Musisz tylko dużo ćwiczyć... Potem już idzie niezwykle łatwo! Niestety eliksiru ani zaklęcia na myślenie jeszcze nie wymyślono. W końcu doszły. Bell otworzyła drzwi, które tera zamknięto ze względu na panującą na zewnątrz temperaturę. - Też idziesz do Wielkiej Sali?
Kiedy uderzyła ją fala ciepłego powietrza uśmiechnęła się radośnie, zdjęła z rąk przemoczone rękawiczki. - Tak, muszę koniecznie wypić gorącą herbatę na rozgrzanie.
Cass wyszła nad jezioro, trzymając w dłoniach łyżwy. Ciepło opatuliła się szalikiem. Włosy jak zwykle miała luźno rozpuszczone. Tym delikatnym szczegółem chciała podkreślać swoją wolność, lekko zakręcone końcówki opadały na materiał płaszcza. Stęskniła się za Hanną, doprawdy nie mogła zrozumieć, jak śmiała przespać tyle dni. Spacer był idealnym pomysłem, a wykorzystanie zamarzniętego jeziora jeszcze lepszym. Dreptała w miejscu, aby się ogrzać, czekając aż gdzieś na błoniach pojawi się postać Hanny.
Oczy jej rozbłysły kiedy wśród padającego śniegu dostrzegła postać dziewczyny, niesamowicie podobnej do Cassandry. Wstała z kamienia i rzuciła się na dziewczynę wtulając się w nią mocno. - Ależ ja Cię dawno nie widziałam ! - Krzyknęła kiedy w końcu się od niej oderwała.
Parsknęła śmiechem, gdy ją przytuliła - Hanno! Czy Ty chcesz mnie udusić? - zaśmiała się po raz kolejny - Doprawdy parę dni, to nic strasznego. Zupełnie nie możemy zaliczyć tego do... Och, ale się stęskniłam! Wzięłaś łyżwy ze sobą? - zaczęła się jej przyglądać, próbując dostrzec jakiś pakunek.
Zaśmiała się słysząc jej słowa. - Przepraszam. Trochę się stęskniłam za Tobą. - Uśmiechnęła się radośnie. - Nie miałam z kim pakować się w kłopoty. - Łyżwy? Nie, nawet ich nie mam. Przykro mi, będziesz musiała mnie za sobą ciągnąć. - Stwierdziła śmiejąc się radośnie. Nie mogła sobie tego wyobrazić, ale była pewna że na pewno będą się świetnie przy tym bawić.
Cass spojrzała na nią z lekkim rozbawieniem. Zagarnęła długimi palcami do tyłu. Fuknęła na niesforne kosmyki zakręconych włosów. - Rozumiem, że propozycja ślizgania się na jeziorze nadal jest aktualna. - pokazała jej język - Trudno najwyżej będziemy się częściej wywalać niż ustawa przewiduje - dodała prędko i wbiegła na tafle jeziora. Poczęła się ślizgać, zupełnie ignorując to, co działo się na brzegu. Była zbyt daleko, aby cokolwiek usłyszeć. Jednak bardzo intrygowały ją te postacie. Przygryzła lekko wargę, aby skupić się na Hannie. - No co tak stoisz! - krzyknęła ze śmiechem.
Ruszyła za Cass i bardzo wbiegła na lód bardzo szybko zupełnie nie myśląc o tego konsekwencjach. W pewnym momencie straciła równowagę i runęła na plecy trafiając tyłkiem prosto w twardy lód. Jęknęła cicho, ale zignorowała ból nękający jej kość ogonową i poczęła ślizgać się starając się zachować ostrożność. - Łap mnie ! - Krzyknęła do blondynki, kiedy ponownie straciła równowagę. Nie zauważyła nawet, że dziewczyna była oddalona od niej o kilka metrów.
Cass śmiała się z postępku Hanny, dopiero później nagle straciła uśmiech z twarzy i chciała zacząć uciekać. Rozpędzona postać ślizgonki leciała prosto na nią, co mogło być równoznaczne z upadkiem. Zrobiła przestraszoną minę i poczuła ogromny ból łokcia, ciężar czyjegoś ciepłego ciała. - Ja Cię kiedyś umorduję - jęknęła.
Zaśmiała się głośno leżąc na Cassie. - Sama mówiłaś, że przewracanie może być zabawne. - Stwierdziła i zeszła z puchonki. Ułożyła się obok niej na lodzie, ponieważ chwilowy ból nogi uniemożliwiał jej wstanie. - Żyjesz? - Zapytała, kiedy w końcu była w stanie wypowiedzieć chociaż jedno zdanie.
Uniosła lekko głowę i spojrzała na nią. - A czy wyglądałam jakbym żyła? A może po prostu jestem żywym wampirem, który pragnie Cię zamordować za taką zbrodnie? - mówiła poważnym tonem, a po chwili wybuchła śmiechem. - Łokieć mnie boli... - jęknęła - A Ty?
- Żyję, żyję. - Powiedziała zadowolona. - Mogę ci to uzdrowić. ! - Wykrzyknęła dumnie i skierowała różdżkę na łokieć Cass mrucząc słowo episkey pod nosem. Wszystko działo się tak szybko, że blondynka nie miała czasu zareagować. - Lepiej ? - Zapytała ze skruszoną miną, ot tak na wszelki wypadek. Jakby jednak okazało się, że pomyliła formułki zaklęć.
Już chciała wyrwać jej rękę, jednak nie zdążyła. Ból odszedł w niepamięć. - ooo tak. W ogóle już nie boli, dzięki, Hanna - odpowiedziała z uśmiechem wdzięczności. - Wiesz co... Ja się z Tobą więcej nie ślizgam!
- Oh no. Raz się wywaliłam, może dwa. Przynajmniej zgodnie z obietnicą powtórzyłam zaklęcia. - Wyszczerzyła zęby w radosnym uśmiechu. - To skoro upadki są już zaliczony, nadszedł czas na wrzeszczącą chatę !
- Jeszcze raz dzięki - rzekła cicho, wstając z zimnego lodu. Czuła jak nieprzyjemny chłód próbuje odebrać ciepłotę jej ciała. Otrzepała się dokładnie i podała dłoń Hannie - Dobrze, trzeba będzie się tylko tam ruszyć na piechtę. To chodźmy. - powiedziała radosnym tonem, pociągając Hannę do góry, aby wstała.
- To trochę daleko. - Westchnęła cicho i ostrożnie sunęła po jeziorze tak aby nie zaliczyć kolejnego bliższego spotkania z twardym lodem. - Może pójdziemy przez bijącą wierzbę ? - Zapytała, a jej oczy rozbłysły momentalnie jak zawsze kiedy do głowy wpadła jej pomysł na nową przygodę. - Będzie trochę niebezpiecznie, ale przynajmniej ominiemy całą drogę do miasteczka.
Rose, gdy tylko skończyła się lekcja poszła do dormitorium, ciepło się ubrała i wyszła na błonia. Potrzebowała ochłonąć, po tak niestosownej lekcji. Nadal nie mogła zrozumieć, jakim cudem ten człowiek został przyjęty na nauczyciela! On nie powinien mieć kontaktu z uczniami! Odeszła daleko, bo aż nad jezioro. Stała i wpatrywała się w nie. Chciała usiąść, ale nie mogła. Zaraz będzie mokra.
Hayley wyszła z zamku w pośpiechu. Ciepło nie zawsze jej służyło i czasami potrzebowała zaczerpnąć świeżego powietrza - tak jak teraz. Zamknęła więc oczy i szła przez błonia. Otworzyła je na chwilę, by stwierdzić, że stoi nad brzegiem jeziora.
Dziewczyna uporczywie wpatrywała się w bladą taflę wody. Odwróciła głowę, słysząc trzeszczący śnieg. Jakaś dziewczyna, chyba starsza od niej szła w jej kierunku. Przyjrzała jej się uważnie. Była gryfonką. Wskazywał na to jej stró z dodatkami szkarłatu.
Hayley zamknęła oczy, wdychając powietrze i nie zwracając uwagi na otoczenie. Zaczęła iść wzdłuż brzegu, gdy nagle niemal na kogoś wpadła. Zatrzymała się raptownie i otworzyła szybko oczy. Zobaczyła miło wyglądającą dziewczynę, którą być może widziała kiedyś przy stole Hufflepufu. - Sorki - powiedziała. - Wyłączyłam się.
- Spoko. Jestem Rose, a ty?- uśmiechnęła się miło. Może jej dobry humor, da się jeszcze jakoś uratować? - Jesteś tu nowa? Jakoś nigdy Cię nie widziałam... Stała teraz na jednej nodze, drugą tworząc na śniegu różne wzory. Po chwili schyliła się, zebra śnieg, robiąc tym samym kulkę i rzuciła ją do jeziora. To był dobry sposób na rozładowanie energii.
- Hayley - uśmiechnęła się do nowo poznanej. - Nie, uczę się tutaj od zawsze. Może masz takie wrażenie dlatego, że przefarbowałam włosy? - Hayley, biorąc przykład z Rose, ulepiła śnieżkę i posłała ją w taflę jeziora.
- Właściwie, to teraz wróciłam do naturalnego, bo w trzeciej klasie przefarbowałam na brązowy - uściśliła. - Zgoda. Słyszałam coś o tym, że nauczyciel od OPCM jest potworem. Nie wiem, jeszcze go nie znam. I chyba nie chcę poznać...