Przed Wrzeszcząca Chata znajduje się stara ławeczka, której stan pozostawia wiele do życzenia. Zapuszcza się tu niewielka ilość osób i właśnie z tego powodu jest to najlepsze miejsce, by odpocząć od wiecznego tłumu i posiedzieć w kompletnej ciszy, którą przerywa jedynie skrzypienie strych drzew rosnących w pobliżu. W okresie letnim Wrzeszcząca Chata i jej okolice cieszą się trochę większą popularnością, jednak w chłodniejsze dni nie uświadczysz tu towarzystwa. O ile oczywiście sam go nie przyprowadzisz!
Słowa chłopaka odbijały się echem w jego głowie. Oszczędziłem sobie tej szopki. Nie słuchał uważnie co mówił dalej, słowa płynęły z jego ust, a on nadal analizował. Dlaczego i on sobie tego nie oszczędził? - Masz rację - nawet nie wiedział z czym się zgadzał. - Powiedz jeszcze, że się za mną stęskniłeś - zażartował, chcąc jakoś zamaskować to, że nie miał pojęcia o czym była paplanina chłopaka. - Bo kiedy my to... - nie dokończył, po co w ogóle zaczynał to zdanie? Chyba naprawdę dzisiejszego dnia lepiej było zostać w łóżku i nie ruszać się z niego. - A co do tej szopki to żałuj. Nigdy nie wiadomo co może się wydarzyć na malediwskich piaskach pod osłoną nocy.
Nami tylko zaśmiał się, mocno rozbawiony... - O tak, stęskniłem się za tobą, twoim przesiąkniętym fajkami i tanim alkoholem zapachem i twoim poczuciem humoru... - powiedział w końcu, ignorując wzmiankę, jak się Namida domyślał o ich związku, bo przecież nie dokończył... Słysząc następne zdanie znowu się zaśmiał - O tak, wybitnie... pewno chętnych nietrudno byłoby znaleźć, w końcu kto mi się oprze ...
- Tani alkohol przede wszystkim - zaciągnął się ostatni raz i wyrzucił przed siebie kiepa. Nigdy nie zwracał na to pije, szczególnie jeżeli sponiewierało - Przydałaby się teraz jakaś butelka - uniósł w górę brew i odrzucił kamień, który nadal trzymał w dłoni. Wielką szkodą był, że akurat nikt tędy nie przechodził i nie dostał. - Powiedz, że masz coś co sponiewiera, a jestem Twój. - był ciekawe jak Ślizgon zareaguje na te słowa. - Tak twój nieodparty urok sprawiłby, że kolejki za tobą byłyby nie do przebrnięcia - ironizował. Jak Sylvio siebie znał, nie odpuściłby sobie jednodniowej nocnej przygodny, nawet jeżli chodziło o Namidę.
- To chyba przeznaczenie, że się tutaj spotkaliśmy. - stwierdził, z kieszeni kurtki wyciągając srebrną piersiówkę, ładnie ozdobioną srebrnym ornamentem. Odkręcił ją i pociągnął łyk wódki. Od razu zrobiło mu się cieplej. Podał ją Sylvio, uśmiechając się. - Masz. - powiedział, jednocześnie przysuwając się do niego nieco bliżej na ławce.
Kiedyś będzie musiał zacząć myśleć, zanim z jego ust wypłyną kolejne słowa. Nie i nie nastąpi to teraz, ani w najbliższym czasie. Jak na razie tylko na tym korzystał, wyciągnął rękę po piersiówkę i nie roztrząsając się nad alkoholem w niej pociągnął spory łyk. Co za różnica co pił? - Przeznaczenie - powtórzył za nim, tym samym zgadając się w pełni z jego słowami. Oblizał kącik ust po którym spływała niewielka kropla wódki. - Masz jeszcze coś dobrego w zanadrzu?
Brunet uśmiechnął się pod nosem... O tak, miał coś jeszcze... - Ja ? - wskazał na siebie palcem, posyłając Sylvio jeden ze swoich uśmiechów zarezerwowanych właśnie na takie okazje - W końcu jestem jednym z najlepszych, nieprawdaż?
Od momentu wyjścia ze „Świńskiego Łba” kapelusz opadał mu na oczy. Nie przeszkadzało mu to, do tego momentu. Poprawił go, aby lepiej przyjrzeć się towarzyszowi. Jak mógł zapomnieć pewność siebie, którą reprezentował Namida. - Czy jednym z najlepszych, tego nie pamiętam. - tak krótka i wybiórcza była pamięć Sylvio, że potrafiła i jego samego zaskoczyć. - Przypomnij mi więc. - zażądał, wykrzywiając się w krzywym uśmiechu. Na szczęście chata nie była miejscem zbyt lubianym i popularnym, więc raczej niewiele osób się tutaj kręciło. I dobrze. Pociągnął kolejny łyk wódki i przysunął się bliżej niego. Jak się nie mylił to właśnie Ślizgon miał kolczyk w języku, jednakże mógł się mylić. Nie pozostało mu nic innego jak tylko to sprawdzić. Cierpliwość, w tym momencie, nie była jego mocną stroną. Krótki, lecz intensywny pocałunek utwierdził go w przekonaniu, że pamięć jeszcze do końca go nie zawodzi. Żadnych czułości, czy innych zbędnych uczuć, czyste pożądanie i nic więcej nie przemawiało przed niego.
Namida z uśmiechem przyjął pocałunek, aż mrucząc cicho... Smak wódki i papierosów, to było pierwsze, co zarejestrował i strasznie mu się to spodobało... prawie zapomniał, jak Sylvio bosko całuje... Przez myśl przeszło mu, że chyba właśnie takiego oderwania się od rzeczywistości potrzebuje. Kładąc dłoń na torsie chłopaka, odsuwając się. Bezwiednie przejechał językiem po wargach...
Ciche mruczenie tylko pobudziło jego apetyt. Chciał więcej, to było pewne, przesunął ręką po torsie chłopaka i ostatecznie zatrzymał ją na jego udzie. Coraz mniej żałował, że zerwał się o nieprzyzwoicie wczesnej porze z łóżka, rekompensata jaką teraz otrzymywał zadowalała go w zupełności. - Nigdy Ci nie przeszkadzał ten kolczyk? - wcześniej jakoś nie miał okazji zapytać o to. Skoro już ucięli sobie taką miłą pogawędkę, postanowił należycie z niej skorzystać. A musiała być jakaś ciekawa historia z nim związana, takiej się spodziewał.
- Nie, jakoś nie... Zrobiłem go sobie bo podobno miało dawać efekt przy pocałunkach i... innych rzeczach, przyjemniej miało być, zupełnie nowe doznanie... jak myślisz? Lepiej czy gorzej? Bo w sumie jeżeli Ci przeszkadza to mogę go zdjąć, nie ma problemu... zastanawiałem się nad jeszcze kilkoma, w nosie albo w wardze... - znowu zaczął gadać, jednocześnie cały czas z lekkim uśmiechem patrząc się Sylvio prosto w oczy. Uwielbiał to robić, nieważne z kim był, patrzenie komuś w oczy tworzyło taką dziwnie intymną atmosferę...
Pokręcił głową, dając jasno do zrozumienia, co myśli o pozbyciu się kolczyka. - Ani waż się go zdejmować, szczególnie jak masz zamiar spotkać się ze mną. - w innych sytuacjach mało go interesowało, co z nim robił. Nie za bardzo lubił patrzeć innym w oczy, ale to była jedna z rzeczy jakie był skłonny robić będąc sam na sam z Namidą. - Te w wardze wyglądają o wiele lepiej. Sięgnął po kolejnego papierosa i tak długo wytrzymał bez palenia, więc lepiej, aby nikt się nie czepiał. Zapalniczka leżała obok, nie było potrzeby, więc sięgania po różdżkę. - A dla Ciebie są jakieś większe zmiany od kiedy go masz? - wspomniał wcześniej coś nowych doznaniach. Lecz czy były odczuwalne one tylko niego czy chłopak sam też czerpał jakąś większą przyjemność od kiedy posiada kolczyk.
Namida już dawno odrzucił niedopałek papierosa, chociaż właściwie niewiele go wypalił... Usiadł bokiem na ławce, by móc wpatrywać się w chłopaka. Mimo sińców pod oczami i bladej skóry mógł powiedzieć o nim jako o przystojnym... - No, jest zmiana, ale właściwie zrobiłem to dla przyjemności drugiej osoby... - odparł, tym razem nieco krócej... nie chciał zanudzać Sylvio swoimi przygodami, jak to było z tym kolczykiem i jak z nim eksperymentował, szczególnie, że wolał poświęcić ten czas na coś ciekawszego...
Przysunął się nieznacznie do niego, ale nie przerwał kontaktu wzrokowego. Na własnej skórze wolał przekonać się o efektach, słuchanie czczej gadaniny, nie należało do rozrywki, której chciał się teraz oddać. - A jednak często o mnie myślałeś. Zaciągnął się, aby sekundę później ponownie złożyć pocałunek na jego ustach. Rękę zatrzymał na jego biodrze, przesuwając palcami po nagiej skórze, lekko ją drażniąc.
Kolejne pomruki wydobyły się z jego ust wprost do warg Sylvio, kiedy czuł drażniący smak fajek... Przywykł, ale to, tak samo jak dotyk, przyprawiał go o przyjemne dreszcze... Na chwilę oderwał się od ust chłopaka i uśmiechając się szepnął: - Chyba za dobrze mnie znasz...
- Przynajmniej w pewnych aspektach… jesteś dość przewidywalny. Przejechał, palcem drażniąc wciąż jego skórę, aż do guzika spodni, którym to zaczął się bawić. Wątpił czy przeszkadzało to chłopakowi, jeśli tak było to zaraz go w tym uświadomi. - A może się mylę? Pytanie to zadał, między kolejnymi zaciągnięciami papierosem. Zdążył też strzepać popiół, jak również oderwać wzrok od Japończyka.
- Jestem? ... Cóż, pewnie trochę tak... Wszystkiego się w sumie można po mnie spodziewać... takich rzeczy też. - dodał, zupełnie nieskrępowanie przesuwając dłonią o torsie Sylvio, schodząc w dół po brzuchu, aż jego palce zaczęły drapać go lekko po udzie osłoniętym spodniami... Zupełnie nie przejmował się tym, co robi chłopak, wręcz przeciwnie, takie zainteresowanie bardzo mu się podobało.
Zaskrzeczał, przepraszam, zaśmiał się. Cóż, pewnie trochę tak... Nie będzie go już wyprowadzał z błędu, nie widział takiej potrzeby. - Na takie właśnie czekam - na twarz znów wpełzł mu uśmiech. Tutaj i on był przewidywalny, szybko przysunął się w jego kierunku. Ta powolna gra, którą prowadzili doprowadzała go już do szału. Nie będzie stroną, która to przerwie, nie dziś. - Na to wszystko. Od obojczyka po ucho zostawił mokrą ścieżkę zaznaczoną językiem, aby następnie ją scałować. Jego małym fetyszem była szyja, co szybko i mniej bystra osoba mogła zaobserwować.
Namida jedynie posłusznie odchylił głowę w bok, dając tym samym Sylvio więcej miejsca do "zabawy"... Uwielbiał takie zabawy, jednak kątem oka obserwował, czy przypadkiem nikt się nie zbliża... nie lubił czuć się skrępowany w takich chwilach... Mimo wszystko, nieco niepewnie przejeżdżał dłonią po udzie Sylvio, co jakiś czas wbijając w nie swoje przydługie, wypielęgnowanie paznokcie, co i przez spodnie mógł poczuć...
I poczuł te jego paznokcie przez spodnie. Krótki pomruk, jaki wydobył się z jego gardła, miał nie dopuścić do tego, aby przerwał. Skrępowanie? Nie, nie dziś, a może i wcale. Nie był tutaj sam i zdanie Namidy też należało wziąć pod uwagę. - Nie odpowiada Ci miejsce? Krępujesz się? Z rozbawieniem zadawał powyższe pytania, bowiem nie zapamiętał, aby kiedykolwiek Ślizgon miał z tym problem. Należał to tej grupy osób, która… Mógł też się mylić, pamięć bywała zawodna.
- Ja skrępowany? A skąd! - jakby na potwierdzenie swoich słów sam zainicjował kolejny pocałunek, starając się zapomnieć, że znajdują się na otwartej przestrzeni, dostępnej dosłownie dla każdego. Szybko jednak przerwał i spojrzał na Sylvio z uśmiechem. - Na moment się tylko... rozkojarzyłem... Powiedz mi, mój drogi, co mogę dla Ciebie zrobi? - spytał, chcąc zmienić temat...
Jak niewiele trzeba, aby kogoś sprowokować, po raz kolejny mógł się o tym przekonać… na własnej skórze. Nie żeby narzekał, na taki obrót sprawy. - Wolę nie wiedzieć o kim fantazjujesz, będąc tutaj ze mną. Poprawił jego opadające głosy, a raczej ułożył je po swojemu. Przynajmniej na jedną krótką chwilę, zaraz ponownie będą tak jak uprzednio. Pytanie zbiło go trochę z tropu, nie oczekiwał niczego nadzwyczajnego. Może powinien? - Na początek, podaj mi jeszcze piersiówkę - poprosił? Tak, chyba to właśnie zrobił. Poprosił. - A później sam nie wiem. Sam oczekujesz czegoś specjalnego? Zawsze można wysilić się trochę. Zmienić miejsce, przejść się jak i udać się do Londynu. - Wspominałeś coś o nowym kolczyku, co powiesz, aby to było dziś?
- O nikim, zaufaj mi. - zaśmiał się cicho, po czym podał mu piersiówkę, samemu również pociągając z niej nieco alkoholu. - Czegoś specjalnego... cóż, moglibyśmy się przenieść w bardziej ustronne miejsce... nie sądzisz? - rzucił, cały czas rozbawiony, dodatkowo czując, że wódka juz teraz lekko zamąciła mu w głowie. Kiedy usłyszał wzmiankę o kolczyku skrzywił się lekko... w końcu dlatego tu jest, bo pokłócił się o to z rodzicami... Jakoś tak odruchowo obrócił sygnet, który miał na kciuku. Postanowił zostawić to bez komentarza.
Zaśmiał się nieprzyjemnie, nawet kiedy się starał wychodził mu tylko skrzek. Nie ufał sobie, więc innym tym bardziej, ale czasami można zaryzykować. Szczególnie kiedy gra jest tego warta. - Ustronne? - o tym myślał, ale raczej na trochę później. Przecież dzień jeszcze się nie kończył, a widać tylko przyspieszy pewne plany. Ktoś był niecierpliwy? Czy rozdrażniony jego wspomnieniem o kolczyku. Nie umiał czytać innym w myślach, a czasem było to przydatne. - Chodź tutaj - przyciągnął go do siebie, zanim odebrał od niego piersiówkę wolał znów posmakować jego. I znów ten kolczyk. - Cudo - wymruczał i spojrzał na chatę. Nie było to miejsce często uczęszczane przez innych, a i z dala od wścibskich oczu. Chyba takiego teraz właśnie szukali? - Zwiedźmy chatę - tym razem nie była to prośba, pociągnął Namidę w stronę drzwi.
Przez moment czuł się nieco zamroczony, choć z lekkim uśmiechem błądzącym na ustach. Kiedy jednak Sylvio wybudził go z tego letargu otworzył oczy, zaskoczony. Kiedy podnieśli się z ławki i zadarł głowę do góry, by spojrzeć na chłopaka... nie był zbyt niski, ale i tak Krukon znacznie go przewyższał. Już chciał zaoponować, wybić mu to z głowy... ale później pomyślał sobie "niech się dzieje co chce". - Od razu zaczniesz szukać sypialni? - zaśmiał się, chcąc rozładować napięcie, jednak głos lekko mu drżał...
Biegła przez ulice, krzycząc głośno, nie wiedziała nawet co, była padnięta, biegła już bardzo długo tą samą szybkością, jak to w ogóle było możliwe. Wołała coś o treści ostrzegawczej, wilkołak bowiem nie pszestraszył się światła i beigł za ofiarą. Kałuże pluskały, strumyki płynące po chodniku szumiały, serce Renne' biło szybko, oddychała z trudem. W końcu zobaczyła wrzeszczącą chatę, ale nie dostrzegła Angie, ale jescze jej nie było, zatrzymała się tuż przed chatą, wilkołak oblizywał się, kącik jego ust podniósł się, jakich ust - mordy. Renne' nie miała już siły, wyciągnęła różdżkę, ale nic z siebie nie wydobyła. Angie już czas pomyślała. Angie jednak nigdzie nie było, nie miała gdzie się skryć, tak aby stwór jej nie dostał. Dalsze uciekanie nie miało sensu, biegła już tak długo, że nie straczyło by jej sił. Przycisnięta do ścian chaty uginała się na nogach, może lepiej nie czuć jak wilkołak ją ugryzie, nie chciała być wilkołakiem, mogła by kogoś zabić, to było by straszne... Jej oczy zamknęły się, już nic nie pamiętała.... Renne' padła na ziemie, zwierzę zaryczało ze śmiechu i nie mając sumienia, zbliżył się do dziewczyny, szybko wgryzł jej się w rękę, z rany od razu wyleciała krew, słońce wstało. Wilkołak oderwał się, spojrzał na wschód i uciekł do lasu. Pytanie czy tak krótkie ugryzienie, mogło zamienić Renne' w wilkołaka, stworzenie to bowiem zraniło ją, ale nie zdąrzyło przekazać tak zwanego jadu. Krew jednak lała się obficie, Renne' nadal nic nie czuła, będąc nei przytomna. Kałuża krwi tworzyła sie na chodniku mieszając się z deszczem, tworząc czerwone strumyki.
Z braku innego ciekawego zajęcia Nathan udał się przed Wrzeszczącą Chatę. Tam nigdy nie było zbędnego tłoku, więc mógł spokojnie porozmyślać. Usiadł na rozklekotanej ławce i plecami przylgnął do oparcia. Obok siebie położył torbę i miał już z niej wyjąć książkę, ale zrezygnował. Wyciągnął z kieszeni gumę i wziął z niej jeden listek. Musiał przyznać, że lubił to zajęcie. Podłożył sobie ręce pod głowę i zaczął patrzeć w niebo.