Przed Wrzeszcząca Chata znajduje się stara ławeczka, której stan pozostawia wiele do życzenia. Zapuszcza się tu niewielka ilość osób i właśnie z tego powodu jest to najlepsze miejsce, by odpocząć od wiecznego tłumu i posiedzieć w kompletnej ciszy, którą przerywa jedynie skrzypienie strych drzew rosnących w pobliżu. W okresie letnim Wrzeszcząca Chata i jej okolice cieszą się trochę większą popularnością, jednak w chłodniejsze dni nie uświadczysz tu towarzystwa. O ile oczywiście sam go nie przyprowadzisz!
Autor
Wiadomość
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Kolejne spotkanie z Percivalem opierać miało się głównie na nauczeniu go kolejnego, potężnego zaklęcia. Im wyżej sobie stawiali poprzeczkę, tym bardziej zauważał, że chłopak posiada wewnętrzny potencjał, który, poprowadzony w prawidłowy sposób, pozwoli mu tym samym na nauczenie się pewnych rzeczy w znacznie szybszy sposób. Nie bez powodu zatem Lowell powtórzył sobie najważniejsze informacje dotyczące podziału magii wedle Magicznej Trójcy - Fudulusa, Marka Stasińskiego i Eoumunda Flame'a. Każdy z nich inaczej widział działanie zaklęć, a obecny podział opierał się właśnie na wiedzy z roku 1684, który był momentem ogłoszenia nowego spektrum. To właśnie dzięki temu - z tego, co zdołał przeczytać, przebywając w magicznej bibliotece w Hogsmeade, chcąc przeanalizować wszelkie możliwe informacje - zdobył on nagrodę Złotego Wynalazcy. Wszystko wskazywało na to, że pewne, innowacyjne rozwiązania wiązały się jednocześnie z zapamiętaniem na kartach historii. Jemu jednak na tym nie zależało. Chciał zapisać się na kartach historii tych, na których mu zależało. Nie bez powodu zatem pomagał, opiekował się, a przede wszystkim trwał, choć samemu musiał korzystać z pomocy. I tak było znacznie lepiej, od kiedy to mógł w pełni poświęcić własną energię na wykonywaniu pracy, ćwiczeniach i ogólnie dokształceniu samego siebie w spektrum znacznie dalszym, niż ktoś pierwotnie mógłby zakładac. Niestety - ze względu na występujące problemy powiązane z tym, iż student stracił własne prawa, musiał tym samym wybrać inne miejsce do trenowania tego zaklęcia. Na szczęście pogoda była przyjemna, a niektóre z obłoków leniwie snuły się po jaśniejszym niebie, co było całkiem dobrą oznaką. Może teraz nie zacznie padać, ale - zgodnie z tym, co zauważał - może będzie tuż po przeprowadzeniu odpowiedniej lekcji, specjalnie dla Percy'ego? Nim się obejrzał, a zauważał, że w sumie to z nim spędzał tyle czasu, że mogli trenować jak równy z równym. Możliwe nawet, że za niedługo uczeń przerośnie mistrza, ale jemu samemu zależało na tym, by móc obronić najbliższych - wchodzenie po szczeblach drabiny do góry mijało się z celem. Felinus pozwalał własnej kreatywności na rozwinięcie skrzydeł, które to wcześniej były podcinane. Teraz, kiedy to uległy regeneracji, mogły ponownie pokazać swój własny, widoczny potencjał. Teraz, kiedy to uległy regeneracji, mogły ponownie pokazać swój własny, widoczny potencjał. Chciał zrozumieć wiele rzeczy, ale nadal, droga przed nim była kręta i dość zawiła. Mimo to teraz nie błądził w ciemnościach, trzymając w dłoniach światło, którego to potrzebował.
C. szczególne : Piegi, tatuaże na całym ciele, kolczyki. Chorobliwie biała cera. Krzyż Dilys na łańcuszku na szyi. Szmaragdowa blizna na dłoni, która jawi się zielonkawym świetle przy ludziach z genetyką, blizna na nodze po złamaniu.
Kolejne spotkanie z Fellinusem napawało mnie radością i ekscytacją, ponieważ nie było jeszcze takiego, które byłoby w jakiś sposób dla mnie bezwartościowe – wszystkie pozostawiały po sobie jakąś wartość, miałem tylko nadzieje, że i Felek również tak uważał. Tym razem również mieliśmy się uczyć i tym razem to nie miało być byle co – zaklęcie, na którym ćwiczyłem Protego Maxima, czyli rzecz bardzo przydatną i było nią zmaterializowanie magicznego wilka, który jednak swoim zachowaniem i fizyczną postacią w dużym stopniu nie odbiegał od tego co prezentował sobą prawdziwy odpowiednik. Ubrałem się w jakąś całkiem basic bluzę z kapturem o kolorze szmaragdu i wybiegłem z zamku, ruszając do Hogsmeade, gdzie umówiłem się z Puchonem. Choć zawieszonym. Nieważne. - Siemasz byniu – przywitałem się z chłopakiem i pomachałem mu z uśmiechem – no to ten, pora zacząć. Od rozgrzewki oczywiście! – Zrobiłem poważną minę, na wzór kogoś kto by pilnował takich rzeczy jak oka w głowie, jakby od nich zależało powodzenia całej lekcji. Zacząłem więc od ćwiczenia najpierw patronusa. Zmaterializowany lisek hasał po trawie i powietrzu, robiąc kółka wokół mnie i Felka. Bawiła mnie jego beztroska, ale to pewnie właśnie ta cecha, którą odziedziczył po mnie. Następnie, wyczarowałem barierę Protego Maxima. - Możesz strzelić czymś we mnie, ćwiczyłem jeszcze to zaklęcie i wydaje mi się, że już idealnie je opracowałem. – Zaproponowałem i stanąłem przed nim z uśmiechem w pozycji, wyczarowując w odpowiedniej chwili zaklęcie. Osłona była solidna i wytrzymała każdy atak, na co abstrakcyjnie wypiąłem pierś do przodu jak paw, chlubiąc się swoim sukcesem. Oczywiście w pełni ironicznie, nie była to moja naturalna reakcja. - Dobra, to od czego dziś zaczniemy? – Zapytałem, patrząc na niego z ukosa ciekawskimi oczyma, a i podekscytowanymi perspektywą dzisiejszej lekcji.
Każde spotkanie niosło ze sobą sporą wartość - każde, którego to się podejmowali. Nim się obejrzał, a zdołał zdobyć stałego ucznia-klienta, któremu zależało na tym, by dowiedzieć się czegoś poza zakresem tego, jaka obowiązuje podstawa programowa w szkole na jego roku. I to oznaczało, że Percy ma ambicje do tego, by stać się jeszcze silniejszym. Samemu w jego wieku myślał o innych rzeczach, prędzej powiązanych z uzdrawianiem, w związku z czym stał tam, gdzie było mu dane stać. Nie poddawał się, a samemu zauważał u siebie dość sporą metamorfozę, której co prawda się bał (niesłusznie), ale powoli również się do niej przyzwyczajał. Wszystko znajdowało się w tym zdrowym zakresie, gdy wreszcie okazał chęć otrzymania pomocy. Wręcz wysłał o nią list. - Siemaneczko, mordo. - przywitał się, poprawiając własną koszulę, w którą to się odrąbał, wszak ostatnio się do nich przyzwyczaił. Spoglądał raz po raz, jak ten rozpoczyna od rozgrzewki, by spoglądać na to, jak lis polarny hasa sobie radośnie dookoła ich własnych sylwetek. Gryfon dawał sobie rady z poważniejszymi aspektami magii, a nauczenie go Lupus Palusa miało być zwieńczeniem ciągłych ćwiczeń i treningów. Kiwnąwszy głową, zaakceptował fakt rozgrzewki, samemu jej się oddając. Mimo to nie strzelał czymś silnym, a prędzej spokojnym, jakoby czekoladowe tęczówki miały nieść ze sobą coś w rodzaju harmonii, odpowiedniej granicy, a nie ciągłego rozpierniczania wszystkiego dookoła; wyczarowana przez Percivala tarcza była rzeczywiście silna i posiadała w sobie te wszystkie wymagane w późniejszych latach nauczania elementy. - Dobra, sprawdźmy w takim razie! - powiedziawszy, wystosował tym samym lekką Bombardę, ażeby sprawdzić, czy tarcza da sobie z nią radę - i rzeczywiście, ochroniła rzucającego przed potencjalnymi obrażeniami, w związku z czym mogli po tej krótkiej rozgrzewce przejść do tematu głównego. - Więc tak... jak doskonale wiesz, istnieją różne podziały magii. Skupimy się dzisiaj tylko na jednym - na podziale magii ze starożytności, wyższej i niższej. - rozpoczął, spoglądając tym samym czekoladowymi tęczówkami, które to uważnie lustrowały twarz chłopaka. Teoria była równie ważna, a przy Lupus Palusie - jak zdołał zrozumieć - zabójczo ważna. Zaklęcie należało do bardzo zaawansowanych form magii, które to nie każdy opanowywał, w związku z czym poczuwał się do wyjaśnienia pewnych kwestii. Nie chciał, by wyszedł zawód bądź jakakolwiek inna negatywna emocja, w związku z czym wytłumaczenie działania i podziału magii zdawało się być koniecznymi. W dłoni prawej ręki znajdowała się różdżka, którą to obracał raz po raz, kiedy to zwierciadła duszy szukały jakoby w tym wszystkim słów. Ostatnio stał się trochę bardziej lękliwy, niemniej jednak tego nie okazywał bezpośrednio. Bał się relacji, choć do nich lgnął. Zaczął pojmować ich rzeczywiste działanie, choć bał się, że zawsze może coś zepsuć. Samo wyprowadzanie Solberga z ciemności labiryntu, do którego to został wrzucony, zmuszało do naprawdę wielu momentów zastanowienia. Konkluzji. Dylematów moralności. Bał się, że pewne rzeczy, które powie, wpłyną na stałe do ich relacji. Ciche westchnięcie wydobyło się z jego własnych ust. - Magia niższa to zaklęcia, które jest w stanie opanować każdy czarodziej, niezależnie od własnego potencjału magicznego. Magia wyższa... pozostaje poza zasięgiem wielu osób i nie jest możliwa do osiągnięcia bez odpowiednich treningów. - naprędce wytłumaczył, o co mu zaczynało chodzić. Jednocześnie oparł się o ławkę, jakoby chcąc znaleźć w niej prawidłowe wsparcie w tłumaczeniu tej kwestii. Po krótkiej chwili namysłu i czasie na pytania, kontynuował kolejne wypowiedzi. Spokojnie, bez pośpiechu, bez jakiegokolwiek napierania. Jakoś nie widziałby w tym żadnego, większego sensu, w związku z czym słowa opuszczały jego usta w harmonijnym spokoju. - Chcę, żebyś wiedział, że osiągnięcie sukcesu rzucenia tego zaklęcia - i tym samym zademonstrował je, wypowiadając inkantację w prawidłowy sposób; Lupus Palus przeszyło powietrze, a zwierzę uformowało się z magii dzierżonej poprzez dłoń i różdżkę, będąc gotowym do wykonywania kolejnych kroków zgodnie z tym, co zażyczy sobie właściciel - będzie trudne i monotonne. - oparł się własnymi czterema literami o ławkę, usadawiając je w ferworze własnych przemyśleń, które to raz po raz wędrowały pod kopułą jego czaszki. - Wymowa jest prosta i przyjemna, gorzej z ruchem nadgarstka. Wymaga idealnej koordynacji z siłą dzierżenia różdżki i kontrolowania przepływu magii przez sygnaturę. - zademonstrował, choć nic z tego nie wynikło; już wcześniej użył uroku, a poza tym jeszcze pozostawała jedna, charakterystyczna kwestia. Prawidłowy ruch, choć specyficzny; oczyszczony umysł, choć z pewnymi skrzywieniami, przez które to musiał zwrócić się wcześniej o pomoc. Wszystko szło jakoś do przodu. Jego umiejętności, nawiązywanie kontaktów. Zauważał to i naprawdę się z tego cieszył, choć nie czuł się pod tym względem nader pewnie. Dał tym samym Percivalowi możliwość nauczenia się ruchu nadgarstkiem, zachęcając do podejmowania się pod tym względem aktywności, niemniej jednak musiał o czymś dodatkowo wspomnieć, kiedy to poprawiał ewentualne błędy. - Jeszcze należy pamiętać o tym, że to zaklęcie jest o tyle specyficzne, iż wymaga wypowiedzenia inkantacji. Bez tego nie uzyskasz należytego efektu. - zakończywszy, czekał na rezultaty i wyniki.
C. szczególne : Piegi, tatuaże na całym ciele, kolczyki. Chorobliwie biała cera. Krzyż Dilys na łańcuszku na szyi. Szmaragdowa blizna na dłoni, która jawi się zielonkawym świetle przy ludziach z genetyką, blizna na nodze po złamaniu.
Po skończeniu rozgrzewki przyszła pora na faktyczną naukę, wyjątkowo dziś zaś rozpoczęliśmy od teorii, której zwykle mi nie przedstawiał. Na ten czas wyciągnąłem fajkę z paczki i odpaliłem, przy okazji niewerbalnie częstując Felka, jeśli sam ma ochotę. Słuchałem z zapałem każdego jego wyjaśnienia, pierwszy raz słysząc o tymże podziale na magię wyższą i niższą. Najwidoczniej podział ten był na tyle związany z zaklęciami nie do końca związanymi ze studiami i ogólnie edukacją w Hogwarcie, że mało się o nim mówi, co było jeszcze bardziej ciekawe i nawet jeśli była to tylko teoria, to przyjemnie się jej słuchało. - Treningów typu takich co legilimencja? Bo to mi się kojarzy z czymś bardziej skomplikowanym i nieosiągalnym dla każdego. – Wspomniałem swoją pierwszą myśl, jaka mi przyszła, kiedy chłopak wspomniał o specyfice tego podziału. Zastanawiało mnie to, ponieważ w przyszłości marzyła mi się nauka tej dziedziny, jak i również oklumencji. Wisienką na torcie miała być animagia, lecz nie byłem w stanie obecnie powiedzieć czy w ogóle będę w stanie kiedykolwiek się tych umiejętności nauczyć. Były one ciężkie i wymagające niesamowitych umiejętności i pracy nad tym. Ale czas pokaże. Słuchałem dalej, gwiżdżąc z uznaniem widząc ponownie tego samego wilka co ostatnio, w tym samym miejscu. Zaklęcie to wydawało mi się na tyle fascynujące, że za każdym razem nie mogłem wyjść z podziwu mogąc na nie patrzeć, jak ten magiczny wilk niewiele się różnił od takiego prawdziwego. - Jeśli wynikiem tej monotonnej pracy będzie takie zaklęcie, to wchodzę w to. Zresztą jestem już przyzwyczajony, po ostatnich dwudziestu sześciu próbach – odpowiedziałem z uśmiechem, nawiązując do naszej ostatniej lekcji z Protego Maxima, kiedy do wyczarowania odpowiedniej tarczy potrzebowałem aż tylu prób, żeby zaklęcie uznać za solidne. Skinąłem głową, mając świadomość, że tym razem nawet tak podstawowe kwestie nie będą już takie proste jak zazwyczaj. Wchodziliśmy na zupełnie inny poziom, o którym większość osób w moim wieku mogło jedynie pomarzyć. Wyciągnąłem różdżkę i zawisłem wzrokiem na niej na chwilę, przyglądając się rzeźbieniom na krwawym drewnie czerwonego dębu. W środku znajdował się włos testrala, pegaza o unikalnej zdolności i dość mrocznej, jeśli się o tym pomyśli. Odetchnąłem głębiej i zająłem się pracą. - Lupus Palus. – Wymówiłem na razie samą inkantację, faktycznie nie mając z nią jakiś wielkich problemów, aczkolwiek żeby wejść w nawyk, powtórzyłem ją sobie jeszcze parę razy. Następnie przeszedłem do samego ruchu różdżką, który nie był już taki prosty, jak wspomniał Felek. Z początku ciągle popełniałem błąd, lecz z każdą kolejną próbą korygowaną przez Puchona, udawało mi się coraz lepiej „czuć” odpowiedni ruch, który należało się nauczyć i wyuczyć, żeby nie mieć problemów już na tak podstawowym etapie. Minęło kilka prób i gdy osiągałem sukces kilka razy z rzędu bez żadnych niedociągnięć, mogliśmy przejść dalej.
2/6
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Teoria była w tym przypadku ważna, gdyż samemu z czasem rozumiał, iż pewne zaklęcia - mimo że wydają się być proste w swej naturze - wymagają realnego wytłumaczenia tego, skąd się wzięły i dlaczego są uważane za unikalne. Tak naprawdę wykorzystywały pełny potencjał czarodzieja, który to, zgodnie z własną wolą, jak to bywał opis magii, pozwalał kreować rzeczywistość. Niektóre aspekty jej kreowania, tudzież wpływania na inne rzeczy, pozostawały iście... trudne do osiągnięcia. I chociaż samemu nie rozumiał, dlaczego łatwiej jest wyczarować latające, lodowe ptaszki, o tyle jednak Lupus Palus zahaczał o magię znajdującą się na kompletnie innym poziomie. Ptaszki można było zniszczyć, zamienić tudzież w kamienie. Wilk, który pozostawał hologramem, był odporny na jakiekolwiek zaklęcia, które nie polegały na jego bezpośrednim wycofaniu. Dlatego tylko osoby wprawne w transmutacji mogły - jak to miał okazję zobaczyć na własnych oczach - wycofać działanie. - Legilimencja jest trudną sztuką, ale nie wymaga pewnych cech, które są wymagane u oklumenty. Wszystko zależy tak naprawdę od tego, jak na to spojrzeć. Tak samo jest z animagią - nie każdy zdoła przemienić się w istotę, którą reprezentuje jej bądź jego patronus, no ba - wziął wdech, by tym samym dotlenić samego siebie, bo tłumaczenie tego wszystkiego pozostawało też niemiłosierne dla jego własnego gardła - zmuszenie się do osiągnięcia czegoś liczy się z konsekwencjami, które mogą pozostać do końca życia. - samemu był tego świadom. I o ile wyczerpana sygnatura magiczna uległa regeneracji, o tyle jednak korzystanie z zaklęć w Norwegii było iście utrudnione. Potem, jak żeby inaczej, wrąbał się w problemy, dzięki którym nadal nie władał aż nadto perfekcyjnie nad prawą ręką. Zauważał te drżenia lub niedociągnięcia, które przyczyniały się do gorszych efektów, ale starał się im jakoś przeciwdziałać. Wilk siedział, spoglądał, raz po raz na obydwie osoby, by tym samym leniwie się przeciągnąć, merdając parę razy własnym ogonem. Wszystko było tak naprawdę skutkiem jego odpowiedniej kontroli. Kwestia też tego, by nie tylko go wyczarować, lecz także nie stracić nad nim panowania. - No tak, pamiętam. Legendarne dwadzieścia sześć prób. - uśmiechnął się, podnosząc kąciki ust do góry na to wspomnienie. Co jak co, ale nie szło wówczas Percivalowi dobrze, ale upór pozwolił mu na zdobycie tym samym wysoce przydatnej umiejętności. Jeżeli natomiast będzie kontynuował naukę - co zresztą teraz robił - zdoła osiągnąć znacznie wyższe wyniki. Lowell samemu miał radochę z przekazywania wiedzy, w związku z czym nie sprawiało mu to żadnego, większego problemu, kiedy to poprawiał ewentualne błędy, które były naturalne. Najważniejsze było jednak to, aby ich nie utrwalać sobie na amen. Porzucenie starych nawyków bywa trudniejsze i mniej radosne, o czym doskonale wiedział, chodząc do psychologa. - Dobrze, skupmy się teraz przede wszystkim na wykrzesaniu magii z sygnatury i rdzenia. - powiedziawszy, wziął głębszy wdech, ażeby oczyścić swój własny umysł. Rzucanie tego zaklęcia, jak z doświadczenia wiedział, wymagało dobrego podejścia, jak również kontroli przepływu energii magicznej z ciała czarodzieja do rdzenia różdżki. Wszystko wymagało niezmiernej wręcz precyzji, a nawet jeśli... pozostawała także kwestia opanowania kontroli nad wilkiem, czego był doskonale świadom, spoglądając na własnego, który to obecnie siedział i leniwie się rozglądał po otoczeniu. Stanowił bardzo ogromna siłę bojową, jeżeli zostanie wykorzystany w prawidłowy sposób, oczywiście. Nie odrzucał tejże myśli, a zamiast tego skupił się na niej w pełni, mrużąc oczy, kiedy to słońce odsłoniło się zza chmur, a promienie zaczęły delikatnie je razić. - Maksymalne skupienie, perfekcyjna wymowa. Nie może cię nic innego rozpraszać, musisz w pełni oczyścić umysł, a do tego być świadom tego, jak w twoim ciele płynie magia. Bez tego ani rusz. - spojrzawszy na niego, przywołał do siebie stworzenie, głaszcząc je po hologramowym futrze, które pozostawało w jakiś sposób miękkie w dotyku. Wbrew pozorom był odporny na inne czary, niemniej jednak... nie posiadał żadnej regulacji temperatury. Działał zgodnie z tym, jak funkcjonuje otoczenie. Nie posiadał w sobie żyjącej duszy... a może Lykaia rzeczywiście ją posiadała? Tego nie wiedział, choć mógł snuć jakieś domyślenia. Czekoladowe tęczówki skupiły się początkowo głównie na własnej różdżce, a dopiero później je podniósł, by tym samym w pełni obserwować następne poczynania Percivala. - Mamy dużo czasu, więc możemy zrobić nawet kilkadziesiąt prób. - podniósł kąciki ust do góry; ostatnio przy zaklęciach mieli podobną sytuację, ale być może nie będzie aż tak źle? Tego nie wiedzieli, w związku z czym musieli liczyć na intuicję i doświadczenie Gryfona. - Jeszcze pozostaje kwestia opanowania. Nawet jeżeli nauczysz się rzucać czar, będziesz musiał się nauczyć go także kontrolować. - był zaciekawiony jego potencjalną reakcją; nie bez powodu jeszcze raz spoglądał dokładnie na twarz ucznia, który był doskonałym dowodem na to, iż bez sporej czystości krwi można zyskać równie imponujące wyniki z przedmiotów powiązanych z zaklęciami. Też, nie uważał, by to powinno być dla niego jakimkolwiek problemem. Bo zazwyczaj wychodziło na to, iż ten jest na tyle kumaty, że nie ma potrzeby tłumaczenia wszystkiego od deski do deski.
Mechanika:
Mechanika przy rzuceniu tego zaklęcia jest prosta, ale również pod tym względem, no cóż, trochę brutalniejsza od poprzednich. Twoja postać musi się skupić na tym, by prawidłowo wystosować zaklęcie i kontrolować przepływ magii z sygnatury do różdżki i z różdżki do wytworzenia wiązki czaru. To będą prawdopodobnie jedyne kostki w całym zestawieniu; Twoim zadaniem jest otrzymanie jednego przedziału, który oznacza delikatny sukces i wyczarowanie wilka na okres kilkunastu sekund.
Rzuć kostką k100. Za każde 15pkt z Zaklęć i OPCM przysługuje Ci jeden przerzut.
k100:
1 - 94 - nie udaje Ci się niczego konkretnego osiągnąć. Może czasami wydostaje się z różdżki charakterystyczna smuga światła, przypominająca poniekąd tę z patronusa, ale nic poza tym. Musisz ponowić swoje próby; przyczynę wybierz dowolną.
95 - 100 - sukces, udaje Ci się wyczarować hologram wilka na kilkanaście sekund; panowanie nad nim jest znacznie trudniejszą sztuką i może z początku wilk reaguje niczym żywa istota, ale po zauważeniu braku kontroli skupiasz się w pełni, by cokolwiek z tego wykrzesać. Gratulacje...?
Uwaga: na jeden post możesz mieć maksymalnie 15 prób.
C. szczególne : Piegi, tatuaże na całym ciele, kolczyki. Chorobliwie biała cera. Krzyż Dilys na łańcuszku na szyi. Szmaragdowa blizna na dłoni, która jawi się zielonkawym świetle przy ludziach z genetyką, blizna na nodze po złamaniu.
Z reguły rozumiem dlaczego teoria jest ważna zarówno w zaklęciach, jak i innych dziedzinach nie tylko magicznych, ale ogólnie jakichkolwiek, lecz nie dawała mi ona nigdy tyle satysfakcji i radości co praktyka. Nie przesadziłbym mówiąc, że jestem uzależniony od adrenaliny i potrzebuję jej w swoim życiu. A ślęczenie nad książkami w bibliotece nie dość, że szukając odpowiedniej informacji, to potem jeszcze jej czytanie i redagowanie wcale mi tej adrenaliny nie zapewniały. Mimo to wiem, że do osiągnięcia pewnych celów nie da się ominąć tego szczebla i trzeba po prostu podejść do niego w inny sposób. - Oklumencja również jest spoko, to znaczy chętnie w przyszłości nauczyłbym się obu tych zdolności, skoro już o tym mowa. Wydają mi się niezwykle użyteczne, no i kto wie, mogą nawet uratować życie. – Wzruszyłem ramionami, po czym jeszcze dodałem – może mieć konsekwencje, ale i pozytywne. Ja przez większość życia gdybym się nie przymuszał do wielu rzeczy to nie byłbym tu gdzie jestem, tylko pod mostem pewnie. Pozłacanym moście bo jednak tatulko by zadbał o moje potrzeby – zaśmiałem się, nawiązując do horrendalnego stanu konta mojego starego. Ach, szkoda, że Felek przynajmniej nie zapomniał o tym paśmie moich porażek, ale cóż w końcu dało efekt i dziś mam opanowane zaklęcie do perfekcji. Chyba worth it prawda? Zaczęliśmy więc zajmować się praktyką, teorię miałem już za sobą to i można było przejść do tej przyjemniejszej części zabawy. - Pusty umysł łatwiej oczyścić, nie ma tam zbyt wiele rzeczy, które mogłyby się zakurzyć – zażartowałem z samego siebie, przytakując jednocześnie rozumiejąc jego słowa i odnosząc się do nich. Pełna kontrola. Maksymalne skupienie. Wiele rzeczy, które do tej pory zdobyłem, robiłem instynktownie, a więc i tym razem pewnie na początku spróbowałbym w ten sposób, gdyby nie moja własna świadomość, że to już nie są zaklęcia pokroju Accenure, które są tak naprawdę proste, jeśli się bardziej przyłoży do sztuki magicznej. Tutaj w grę wchodziła w pełni zaawansowana magia, której nie da się od tak wykrzesać. Zamknąłem oczy i odetchnąłem głęboko, skupiając wszelkie moje myśli właśnie na oddechu – gdybym zaczął myśleć typu „nie myśl o tym, nie myśl o tamtym” to mój mózg zrobiłby na przekór. Dlatego wyciszyłem się poprzez wsłuchiwanie się w własny oddech i słowa Felka słyszałem już tak jak przez wodę, stłumione. Próbowałem poczuć w sobie przepływ magiczny, który następnie za pomocą różdżki miałem kształtować, manipulować nim i wypuścić jako ładunek magiczny. - Lupus Palus. – Wypowiedziałem, wykonując perfekcyjnie ruch różdżką. Zobaczyłem przed sobą podobnego wilka do Felkowego, ten mój zaś był perfekcyjnie biały, niczym albinos. Nie trwało to długo, ponieważ kilkanaście sekund – popatrzył na mnie krwawymi ślepiami i gdy powoli traciłem kontrolę, skupiłem się jeszcze mocniej na zaklęciu. W końcu puściłem i wilk zanikł, ja zaś popatrzyłem wniebowzięty na Felka. Za pierwszym kurwa razem. - To chyba zadośćuczynienie za poprzedni raz. – Zaśmiałem się pełen szczęścia w oczach, że tak szybko zdołałem posiąść ten pierwszy, bardzo ważny krok w tym zaklęciu.
Przekazywanie wiedzy w najróżniejszej formie nie przeszkadzało Felinusowi. Poza tym, do osiągnięcia w pełni efektów, o jakich to wymarzył sobie Gryfon, przebywając tu i teraz, musiał poświęcić chwilę czasu na podział magii wedle starożytnych zapisków. I chociaż mogło wydawać się to żmudne oraz monotonne, miało tak naprawdę jeden cel - pokazanie, że pewne zaklęcia, mimo iż człowiek będzie starał się ich nauczyć, znajdują się poza zasięgiem wzroku przez dłuższy czas. Dopiero po wielu dniach czy też i tygodniach prób wreszcie jakoś uda się wykrzesać wymagany potencjał. Nie bez powodu zatem student skupił się na początku głównie na tym, a postawa d'Este'a wskazywała na to, że chłopak nie uważał zaklęć jako tylko i wyłącznie formy praktycznej. Tyle dobrze, gdyż próba zmuszenia samego siebie w celu osiągnięcia danej korzyści, no cóż, nie byłaby sukcesywną. A na pewno obarczona zostałaby licznymi problemami. - To prawda. Z jednej strony byłbyś w stanie wydobyć cenne informacje, z drugiej - mógłbyś zamknąć swój umysł przed działaniem wili, legilimenty czy hipnozera. - mówił to w oparciu o własne doświadczenie, którego to się nabawił wraz z koniecznością zdobycia umiejętności odgradzania samego siebie od uczuć. Trenował nadal, ucząc się selekcji uczuć w taki sposób, by te negatywne nie przedostawały się na zewnątrz. Niestety - każda próba odcięcia się od wewnętrznego płomienia niosła ze sobą poważne konsekwencje. I mimo że ich nie było z początku widać, te z czasem wychodziły na światło dzienne, jeżeli umiejętność była używana dla zasady i "bo tak". - Pozłacany most ewidentnie wpłynie wówczas na jakość życia. - prychnął. Trudno było tak nie zareagować, skoro i tak czy siak wyglądało to na złe ukierunkowanie własnych potrzeb. No ale... skoro miałby pozłacany most nad głową, mógłby się tym chwalić na lewo i prawo. Same plusy, a gdy zabraknie jedzenia - no cóż, pewne metale szlachetne na pewno będzie miał pod ręką. Zajmowanie się praktyką było, w mniemaniu Felinusa, proste i przyjemne. Prawda pozostawała jednak taka, iż każde użycie Lupus Palusa wymęczało horrendalnie - nie bez powodu przecież wymagało dobrej znajomości z zakresu zaklęć, a do tego pozostawało zazwyczaj poza zasięgiem innych. Konieczność skupienia w pełni uwagi na zwierzęciu, a do tego jeszcze wykorzystanie własnego potencjału, no cóż, przyczyniały się do pewnego rodzaju wymęczenia. Pozostawanie w pełni skupionym nawet na najmniejszym aspekcie magicznego hologramu, no cóż, niosło ze sobą pewne skutki uboczne. - O ile ściana nie jest zagrzybiona, a podłoga - wyżarta. - prychnąwszy z rozbawieniem, obserwował pierwsze poczynania Percivala, które, jak się okazało, były sukcesywne. Oczyszczenie umysłu przez chłopaka przyniosło należyty skutek za pierwszym razem, a charakterystyczna poświata pojawiła się wraz z wilkiem, który pozostawał w dość ciekawej szacie kolorystycznej, być może nawiązującej do patronusa. Wilk stworzony przez Lowella pozostawał w pewnym stopniu... zwyczajny. Niemniej jednak, jako że był to samiec (nawet jeżeli nazywał go Lykaią), pomimo dość niskiego wzrostu studenta, przybierał całkiem pokaźne rozmiary. Wraz z możliwością wyczarowania patronusa... aparycja istoty również trochę się zmieniła. Szata była charakterystyczna dla wilka europejskiego podczas zimy (a więc i futro było gęste) i w sumie była to jedna z najlepszych opcji. Złote tęczówki zdawały się natomiast nieść dziwny... spokój. - No no, czyżbyś wcześniej złożył skargę do Wizengamotu? - podniósł kąciki ust do góry, kiedy to wilk zniknął w eterze wykorzystanego czaru, rozsypując się na drobny pył, który następnie uleciał zgodnie z kierunkiem wiatru. - Jest dobrze. Musisz się skupić jednak na przejęciu kontroli nad zwierzęciem, by działało zgodnie z twoją własną wolą. Czyli jeszcze raz, pełne skupienie, nakierunkowane początkowo na rzucenie zaklęcia, potem na hologramie. - powiedziawszy, wiedział o tym, że za niedługo jego własny wilk, siedzący gdzieś nieopodal, zwyczajnie wyparuje, a inkantację będzie trzeba powtórzyć. Jednocześnie dał możliwość poćwiczenia jeszcze raz.
Mechanika:
Korzystamy teraz ze zmodyfikowanych, wcześniejszych zakresów, niemniej jednak sukces osiągasz od 91-100 i udaje Ci się w jakiejś części zapanować nad wilkiem (ten chodzi przez kilkadziesiąt sekund i wykonuje zgodnie z Twoją wolą większość poleceń). W innym przypadku występuje porażka.
Uwaga: na jeden post możesz wykonać maksymalnie 15 prób.
C. szczególne : Piegi, tatuaże na całym ciele, kolczyki. Chorobliwie biała cera. Krzyż Dilys na łańcuszku na szyi. Szmaragdowa blizna na dłoni, która jawi się zielonkawym świetle przy ludziach z genetyką, blizna na nodze po złamaniu.
Legilimencja jest dla mnie umiejętnością na tyle przydatną, że ją jako pierwszą chciałbym opanować, przy tym zrobić to jak najszybciej, by móc też jak najlepiej ją rozwijać. Czytając na ten temat znalazłem zapiski o osobach, które miały do tego wyjątkowe predyspozycje i mogły czytać w myślach innych jedynie siłą woli, nie musieli do tego używać zaklęcia – oczywiście w ten sposób jedynie się czytało w myślach, nie przeszukiwało całej historii życia danej osoby jak to było w zwyczaju, kiedy używało się tego zaklęcia. Oklumencja zaś byłaby niezwykle przydatna, nie tylko z powodu dużego podobieństwa tych zdolności, będąca niejako bliźniacza wersja legilimencji, ale żeby właśnie móc chronić swój umysł przed niepożądanym wpływem innych. Plus w samym codziennym życiu potrafiłoby być przydatne w momencie, kiedy naprawdę potrzebowałbym usunąć z siebie wszelkie myśli i zablokować się przed wszystkim. - No jasne, żyjesz jako król bezdomnych, otwierasz własną siatkę szpiegowską złożoną z żuli i sprzedajesz tajemnice, kręcąc nielegalny półświatek. Mając pozłacany most od razu widać twoją pozycję w stadzie i nikt nie jest w stanie ci podskoczyć. Łeb jak sklep – odpowiedziałem z przekąsem i uśmiechem. Oczywiście bardzo tutaj żartowałem i teoretyzowałem, pewnie ojculo nigdy nie dopuściłby do tego, że trafiłbym na bruk, ja zresztą też myślę, że byłbym w stanie doprowadzić się do takiego porządku, żeby móc gdzieś pracować i mieszkać. - Jeśli podłoga wyżarta to i nawet lepiej, nie będzie trzeba jej sprzątać. A grzybki potrafią podobno dać niezłą fazę, niech sobie tam żyją. - Kontynuowałem dalszą żarto-dyskusje na temat mojego mózgu i skończywszy już ten temat szybko podjąłem się próby wyczarowania. Przyszło mi to już za pierwszym razem, co mnie niezmiernie cieszyło i mogłem patrzeć na białowłosego wilka o krwawych ślepiach. Również był samcem i był całkiem spory, choć „smukły”, jeśli można było to tak określić. Szybko jednak straciłem nad nim kontrolę, widząc, że jeszcze nie w pełni go opanowałem. - No stary, już sprawdzałem czy mógłbym się przejść do Fairwynów po nową różdżkę. Widocznie póki co nie muszę. – Odpowiedziałem z uśmiechem, następnie wysłuchałem zaś jego wskazówek na temat kontroli wilka. Zrobiłem tak jak prosił, wycelowałem różdżką przed siebie i z wcześniejszym rytuałem odcięcia od siebie wszelkich bodźców i myśli, wypowiedziałem inkantację zaklęcia: - Lupus Palus. – Wilk ponownie się zmaterializował, popatrzył na mnie zdziwiony z przekręconym nieco w lewo łbem. Myślami poprosiłem go, żeby do mnie podszedł i wykonał komendę ‘siad’ i ‘podaj łapę’ i magiczny odpowiednik zwierzęcia zrobił to, słuchając się wszelkich moich poleceń. Minęła minuta, zanim wilk powoli zanikał, aż w końcu całkowicie się zdematerializował. Wow, ponownie za pierwszym razem. - Całkiem sprawnie mi to idzie powiem ci. – Pochwaliłem się, choć wcale nie traciłem świadomości jak trudne to było zaklęcie.
Oklumencja była tą działką, którą Lowell postanowił się wcześniej zainteresować i uzyskać jakieś efekty. Intrygowała go legilimencja, to fakt, nie mógł temu zaprzeczyć, ale świadomie się jej nie uczył z jednego, prostego względu - z taką mocą wiąże się konieczność monitorowania siebie na każdym możliwym kroku. Owszem, możliwość odczytania myśli w sposób niewerbalny, poprzez nawiązanie kontaktu wzrokowego, jest czymś totalnie super, ale czy aby na pewno? Im bardziej student się nad tym zastanawiał, tym prędzej zauważał również minusy. Człowiek może przeżreć siebie samego od konieczności spoglądania w myśli cudze, które to mogą nieść ze sobą zwyczajnie proste informacje. Już sam świat, którym to się otacza, posiada w sobie nadmiar przekazywania poszczególnej wiedzy. Ludzie komunikują się ze sobą za pomocą środków, które to nie były dostępne kilkadziesiąt lat temu. Telefony, zegarki, słuchawki, telewizja, reklamy, ogólnie następowało przesycenie. Gdzie można odnaleźć spokój? Próba uwolnienia się od natłoku mediów jest trudna i powoduje powstanie z początku dziwnej pustki. Dowalenie sobie tego, co znajduje się pod kopułą czaszki obcych, jest tym bardziej gwoździem do trumny. Zresztą, samemu bał się, że wykorzystywałby w nadmiarze tę umiejętność, dlatego specjalnie w nią nie brnął. Wolał skupić się na jednym aspekcie własnego życia, aniżeli poświęcać czas na odkrycie wielu niezrozumiałych początkowo dla niego nauk. Do szczęścia tego nie potrzebował, a nawet jeśli... istnieje możliwość wykorzystania veritaserum, które może nie ujawnia wszystkiego w dokładny sposób, tu i teraz, ale na pewno stanowi jakąś furtkę w celu osiągnięcia danego efektu. - Bycie hubem na informacje, moje ulubione zajęcie. - prychnąwszy, Felinus skupił się uważnie na własnej różdżce, a następnie, zaciskając palce dłoni na materiale, z którego ta została wykonana, poprzez ruch nadgarstka i prawidłową wymowę zaklęcia w postaci Lupus Palus ponownie wyczarował psa, który wcześniej postanowił zaniknąć w eterze. Na jakąś chwilę mógł funkcjonować, działać, ale i tak czy siak wymagał przede wszystkim odpowiedniej kontroli, tudzież odnawiania. Przed nimi pojawił się ponownie przedstawiciel wilka europejskiego, gotów do pełnienia służby. Położywszy się, spoglądał tym samym na dwójkę studiujących obecnie zakres rzucania czaru specjalnego chłopaków, który to mieli zamiar osiągnąć prawidłowe efekty. - A co, potrzebujesz teleportacji do Doliny Godryka? - uśmiechnął się, podnosząc kąciki ust do góry w widocznym rozbawieniu. Faolán nawiązał tym samym do pamiętnej sytuacji, kiedy to zabrał dziewczynę nad strumyk, zyskując zawieszenie w prawach ucznia. Za jakiś czas powróci do pełnienia służby i był tego świadom; pozostawało jedynie porzucić dawne nawyki na rzecz innych, bardziej stosownych w jego wieku. Czy był odpowiedzialny? Może. Nie zaprzeczał, nie zatwierdzał. Wszystko zależy od tego, jak do tego człowiek chciałby podejść i co widzi pod tym słowem. Raz po raz, odpowiednie ćwiczenia, zwracanie uwagi, choć tak naprawdę... nie musiał. Bo wyglądało na to, iż znacznie bardziej zaawansowane zaklęcie wychodziło chłopakowi lepiej niż przydatniejsze Protego Maxima, na co miał ochotę początkowo prychnąć, ale może rzeczywiście to oznaczało, że Percival ma możliwość uzyskania wyników wyższych od swoich rówieśników. Cieszył się tym momentem, bo oznaczało to, że ich wspólne nauki wniosły naprawdę sporo dobrego. No i, jak zauważał, uczeń prześcigał mistrza. Niemniej jednak, zwróciwszy uwagę głównie na aspekt tego, że chodziło tutaj o wyrobienie sobie pewnych nawyków i zdolności w celu pojedynkowania się, bardziej przejmował się właśnie tymi kwestiami. Bo poza murami ostatnio nie jest zbyt ciekawie. - No, chyba Protego Maxima było jakieś trudniejsze, w sumie nie wiem. - kiwnąwszy głową, kiedy to wilk przemienił się w pył, który został rozniesiony z powrotem dookoła, pozostawała właśnie kwestia jego utrzymania. Chłopak odpowiednio wykonywał ruch różdżką, odpowiednio mówił, ale jego własna wola nakierowywała zwierzę do wykonywania specyficznych ruchów. Tak samo jak jego własny psowaty siedział sobie, raz po raz zmieniając pozycję, tak samo mógł zniknąć, gdyby tylko tego chciał. Prawda jest taka, że utrzymanie tego zwierzęcia przez dłuższy okres czasu bywa męczące i wyjątkowo... utrudnione. - Kwestia utrzymania tej kontroli właśnie. Im więcej potrenujesz, tym lepiej będzie ci szło i wilk będzie w stanie wytrwać przez dłuższy czas. - mruknął. - Jedną z niewątpliwych zalet tego zaklęcia jest to, że możesz zarówno atakować wilkiem, jak i rzucać zaklęcia, ale to już jest wyższa szkoła jazdy. - po tej krótkiej, niewielkiej wręcz przerwie, ponownie zachęcił ucznia do podejmowania się prób rzucenia zaklęcia tym razem na dłuższy okres czasu, w związku z czym czekoladowe tęczówki bacznie obserwowały ruch nadgarstkiem, ażeby mieć stuprocentową pewność, że wszystko jest w porządku.
Mechanika:
Percy, rzucasz wyjątkowo wysokie wyniki. A gdyby jednak trochę zmienić ten próg? Zobaczymy, jak Ci teraz pójdzie; czy za pierwszym razem, czy jednak pociągnie się za Tobą pasmo porażek.
Rzuć kostką k100, otrzymując sukces przy wartościach z przedziału 1-10, który oznacza, że udało Ci się wyczarować wilka ponownie na ciut dłuższy okres czasu. Wykonuje standardowe polecenia i porusza się tak, jak chcesz, o ile nie zostaniesz czymś rozproszony. W przypadku innego przedziału występuje porażka; musisz dorzucać.
Uwaga: na jeden post możesz wykonać maksymalnie 15 prób.
C. szczególne : Piegi, tatuaże na całym ciele, kolczyki. Chorobliwie biała cera. Krzyż Dilys na łańcuszku na szyi. Szmaragdowa blizna na dłoni, która jawi się zielonkawym świetle przy ludziach z genetyką, blizna na nodze po złamaniu.
Legilimencja legilimencją, póki co należało przyłożyć się do tak zwanych „podstaw”, które pozwoliłyby mi w ogóle pomyśleć o tym temacie w przyszłości. O ile „podstawami” są zaklęcia, które potrafi może jeden procent wszystkich uczniów w Hogwarcie i wybiegają one swoim stopniem zaawansowania ponad te, które uczymy się w szkole. Wyczarowanie magiczną projekcję wilka nie należy do najlżejszych zadań, a to nawet nie jest finał, to może być koniec pewnego rozdziału, ale zdecydowanie nie finisz przedstawienia. - Ha, no przydałaby się. Ale zobaczymy, mam zamiar też ruszyć na wakację zorganizowane przez Hogwart, zobaczymy jak to im tam wyjdzie. – Odpowiedziałem, w głowie zastanawiając się gdzie tym razem dyrektorek wyślę uczniaków ku przygodzie. Było już tyle miejsc, że można by powiedzieć, że nie ma już miejsca, które nie byłoby zwiedzone przez ciekawskich hogwartczyków. Ale kto wie, może zaskoczą. Jak się okazywało, każdy kolejny etap tego zaawansowanego zaklęcia nie był dla mnie przeszkodą, co dziwiło zarówno mnie, jak i Felka. Nic dziwnego, przecież tego typu zaklęcia powinny być niemożliwe do opanowania w tak krótkim czasie. Może faktycznie tlił się we mnie pewien talent? Kto wie, kto wie. - Może wtedy gwiazdy były w jakimś lepszym ułożeniu do rzucania zaklęć – zażartowałem sobie, nieco wyśmiewając tych, którzy naprawdę wierzyli w to, że nieboskłon mógł wpłynąć na cokolwiek, a przecież takich czarodziei nie brakowało, byli tacy, co każdy swój krok i decyzję korygowali z kryształową kulą, fusami od herbaty czy czymkolwiek innym. Zwykli ćpuniarze, tyle że legalni, ot co. - Dobrze szefie, zajmijmy się więc tą kontrolą! A gdy atakuję wilkiem i jednocześnie inkantuję inne zaklęcia to w jaki sposób wydaję polecenia wilkowi? Telepatycznie, czy właśnie trudność polega na tym, żeby szybko wydawać polecenia różdżką i w międzyczasie atakować zaklęciami? – Zapytałem jeszcze, ciekawy tematu, a następnie przeszedłem do dalszej części ćwiczeń, która miała polegać na dłuższej kontroli wilka. To już zajęło mi nieco więcej czasu i prób, niż ostatnie razy. Już za pierwszym byłem blisko osiągnięcia sukcesu, ale nie wystarczająco i każde kolejne były nieco gorsze, czułem, że nie jest to banalne zaklęcie, które nauczy się każdy. Próbowałem, próbowałem i czysta dziesiątka była tą ostatnią próbą, która zakończyła się sukcesem. - Koxuwa, możemy zdobywać świat z takim tempem panie profesorku – wyszczerzyłem się do Felka, ciekawy co mi wymyśli jeszcze na samo zakończenie dzisiejszej sesji treningowej.
Człowiek nie może być pewny własnej duszy - kiedy nie ma się dostępu do poszczególnych umiejętności, zwyczajnie nie można poczuć smaku, jaki dają, gdy zostaną prawidłowo wyprowadzone. Zresztą, jako że wcześniej prywatność została naruszona, nie czuł się na siłach, by brnąć w coś takiego. Po prostu wiedział, że każda taka moc wiąże się z ogromną odpowiedzialnością, a nadal tak naprawdę opanowywał oklumencję, której nauka nie polegała nie tylko na dobrnięciu do pewnego momentu, ale także doszlifowaniu tego wszystkiego. Może nie porównywał zdolności zamknięcia własnego umysłu do brylantu, który należy fajnie oszlifować, ale na pewno nauka dwóch rzeczy jednocześnie mogłaby mu to wszystko pomieszać. A wolał skupić się przede wszystkim na blokowaniu dostępu do własnej głowy. - No to da się załatwić! Spokojna głowa, stary. - lekko się uśmiechnął, choć nie było to podciągnięcie kącików ust aż nadto widoczne, skoro musiał skupić się przede wszystkim na nauczeniu Percivala używania jednego z najbardziej zaawansowanego zaklęcia, z jakim to przyszło mu się zmierzyć. Wilka traktował co prawda personalnie, ale nie zamierzał blokować dostępu do rozwijania własnego talentu; Gryfon posiadał ogromny potencjał magiczny i nie zamierzał się z tym jakkolwiek kłócić. - Sam się zastanawiam, ale powiem ci szczerze, że może być ciekawie. Chociaż ten dyrektor to dupa jest, a nie dyrektor. - przyznał szczerze, bo przecież nie miał z nim aż nadto po drodze. Nie wiedział nawet, czy otrzyma tego asystenta, czy będzie jednak gnił sobie w aptece; nie zaprzątał tym umysłu. Nie zamierzał, skoro miał inne, ważniejsze rzeczy, którymi chciał się zająć. Samemu uważał, że chłopak posiadał w sobie krztę, której brakowało bardzo mocno innym uczniom. Rzadko kiedy czarodziej w takim wieku jest w stanie rzeczywiście podjąć się nauki tak zaawansowanego zaklęcia, jakim było Lupus Palus, w związku z czym w Gryfonie drzemał naturalny talent, który chciał rozwijać. - Tak, jeszcze określimy twój znak zodiaku i wyczytamy w Cosmo, że obecne ułożenie Jowisza i Saturna uniemożliwia korzystanie z zaklęć magii żywiołów. - prychnął z widocznym rozbawieniem, bo sam nie wierzył w takie wróżby, nawet jeżeli wymagał skrupulatniejszego ruchu różdżką. W międzyczasie wyjął sobie papierosa i kulturalnie zaczął go popalać, bo obecnie nic mu nie groziło; żadna dymisja, żadne ukaranie, żadna chęć dobrania mu się swoiście do tyłka. - Szefie? Od kiedy to awansowałem na szefuncia? - zaśmiał się, obracając leniwie różdżką we własnej dłoni. - Kontrola polega przede wszystkim na myśleniu, telepatycznie, no i kontrolowaniu tego. Multitasking, coś, czego my, mężczyźni z krwi i kości, nigdy nie osiągniemy. - no tak, rzucanie zaklęć i sterowanie wilkiem było trudne, bo nawet najmniejsza krzta roztargnienia powodowała widoczne problemy i brak posłuszeństwa ze strony hologramu. Podobno faceci mają z tym gorzej, ale te słowa rzucił nie jako realne potwierdzenia, a po prostu przypuszczenia. Kto wie, może byli w stanie poświęcić się paru czynnościom bez większych kłopotów? - Z czasem się tego nauczysz. Wymaga to trenowania we własnym zaciszu, bo szczerze - trudno jest skupić się zarówno na sterowaniu stworzeniem, rzucaniu zaklęć i machaniem nadgarstkiem z prędkością Pattona każącego zdjąć wiszącą na wieży karykaturę z jego podobizną. - nie byli robotami; byli ludźmi, którzy nie mogli przetwarzać przez zbyt długi czas takiej ilości informacji. No chyba, że na własną odpowiedzialność prosili się o ból głowy, który dosłownie powodowałby pękanie czaszki i konieczność zażywania odpowiednich eliksirów. O ile coś się pod nią znajduje, oczywiście; nie skupił się na tym, a zamiast tego instruował chłopaka, jak odpowiednio rzucić zaklęcie, by się nie rozproszyć i utrzymać wilka na znacznie dłuższy okres czasu. Dopiero dziesiąta próba odniosła wymagany efekt, co nie było złym wynikiem. Było bardzo dobrym. - To czego uczymy się następnym razem? Jakieś prośby, wymagania, pomysły? - podniósł kąciki ust do góry, sprzedając mu klepnięcie w ramię, by następnie jeszcze raz podejść do tematu na ciut poważniej. - Dobra, ostatnie próby i możemy zawijać interes! Nie będę cię męczył, a wierzę, że z czasem uda ci się osiągnąć znacznie lepsze wyniki. - jeszcze raz pokazał, jak to wszystko ma wyglądać, by zacząć zbierać własne rzeczy, kiedy Percival zmagał się z ostatnimi próbami, jakich to musiał się podjąć, by może nie opanować zaklęcie perfekcyjnie, lecz by na własną rękę móc je zastosować bez problemów w postaci różdżki odmawiającej posłuszeństwa.
Mechanika:
Rzuć kostką k100, otrzymując sukces przy wartościach z przedziału 41-60, który oznacza, że udało Ci się wyczarować wilka ponownie na dłuższy okres czasu. Wykonuje standardowe polecenia i porusza się tak, jak chcesz, o ile nie zostaniesz czymś rozproszony, choć próba ta już jest lepsza i znacznie bardziej dopracowana - koniec końców wcześniej próbowałeś, prawda? W przypadku innego przedziału występuje porażka; musisz dorzucać.
Uwaga: na jeden post możesz wykonać maksymalnie 15 prób.
C. szczególne : Piegi, tatuaże na całym ciele, kolczyki. Chorobliwie biała cera. Krzyż Dilys na łańcuszku na szyi. Szmaragdowa blizna na dłoni, która jawi się zielonkawym świetle przy ludziach z genetyką, blizna na nodze po złamaniu.
Nie znając czarodziejskiej społeczności, człowiek nie jest nawet pewien czy konstrukt taki jak Dusza w ogóle istnieje. Tutejszy świat to poniekąd udowadnia poprzez tzw. Pocałunek Dementora, lecz normalnie nie byłoby to tak jasne. Co do samej „mocy” takich umiejętności, podchodziłem nieco inaczej niż Felek. Za młody byłem, żeby czuć ciężar odpowiedzialności spoczywający na moich barkach w takich momentach. Nie miałem swojego wujka Bena, który by mi to przypominał przy każdej okazji, oczywiście do momentu, w którym by nie umarł tragicznie na skutek… no tu mógłbym sobie wymyślić jakiś, ponieważ wersji było już tyle, że nawet ja się nie łapię, która to jest ta kanoniczna. Zapewne wszystkie po trochu, ale dobra, whatever. Odwzajemniłem uśmiech w kierunku Felinusa, który szybko jednak przekształcił się w złowrogi wyraz twarzy, który wyrażał tylko gniew. - Co?! Czy ty właśnie obraziłeś pana godziwie nam panującego Hampsona? Żeby cię Kikimora czy inna Sklątka tylnowybuchowa w dziób dziabnęła niewdzięczniku! – Wykrzyczałem teatralnie, szybko jednak przechodząc do śmiechu. Na tyle przerysowałem tą reakcję, że nawet Ślizgon by skumał, że była to zwykła satyra, a nie nic poważnego. Pomijając oczywiście mieszanie potworów z uniwersów, Kikimora to chyba tylko w Wiedźminie istniała. Cóż, nigdy dobry z ONMS nie byłem, a paskudne mordy podobne. - Ja jestem Panną. No, a teraz wywróż całą moją przyszłość szarlatanie przebiegły. – Uśmiechnąłem się ponownie i podążyłem za felkowym przykładem i również odpaliłem sobie papierosa różdżką. - Niezwykle użyteczne narzędzie, ta różdżka. Można nią dosłownie zmieniać świat, krajobraz i cały klimat, zgodnie ze swoją wolą. A ja najczęściej po prostu odpalam nią szluga. Równowaga świata zachowana. – Zaśmiałem się, zaczynając poniekąd inny wątek, ale niewarty kontynuowania, ot rzuciłem nim sobie tak o, po prostu. - A ty to zawsze mój szefuncio jesteś. Ja to twój agent Pepe, który czasem lubi sobie znikać – wzruszyłem ramionami rozbawiony. – A to dobrze, nigdy nie ociekałem czystym testosteronem, nie zwykłem kąpać się w swym pocie i krwi, by męsko wyglądać. To może stoi przede mną jakaś przyszłość w multitasku. – Zażartowałem sobie, odpowiadając tym samym na podsunięty żarcik ze strony Felka, który zawierał w sobie stereotypową przekminę. - No wiadomo, cały haczyk polega na tym, żeby ciągle szlifować swoje umiejętności, żeby wyrobiły ci się nawyki. Czaję, czaję. – Odpowiedziałem mu, jednocześnie dając mu do przekonania, że rozumiem temat, choć tak naprawdę nie musiałem bo on pewnie to już wie. Zastanowiłem się chwilę nad postawionym pytaniem, bo nie miałem szczerze mówiąc pojęcia. - Możemy sobie stopkę zrobić, bo się jeszcze uzależnimy, z takimi dragami to ostrożnie trzeba. A jak mi się znudzi to na dniach ci na wizza napiszę. – Kiwnąłem głową, gasząc papierosa czubkiem buta. Zabrałem się do kolejnych prób, które również pokazały, że jeden sukces wcale nie czynił ze mnie mistrza. Bo tym razem potrzebowałem równo piętnaście prób, żeby przełamać się i jeszcze dłużej kontrolować stworzenie na tyle swobodnie, żeby nie przyświecać mu całej swojej uwagi, bo o to właśnie chodziło, żeby móc w tym samym czasie robić inne rzeczy. Po tych właśnie ćwiczeniach pożegnaliśmy się, Felek w swoją stronę, ja w swoją. Jako że Puchon był zawieszony to te drogi wcale się nie pokrywały, ja do Hogwartu a Felinus… a kto go tam wie.
Refleksy światła na leżących przy alejkach śnieżnych zaspach sprawiały, że trwający grudniowy wieczór nie należał do najciemniejszych. Z dodatkową pomocą jaśniejących, zaczarowanych latarni bez trudu dało się zatem ujrzeć każdy uskok w brukowanej drodze, najsubtelniejsze świąteczne ozdoby na wystawach mijanych lokali, czy wyrazy twarzy zajętych rozmowami przypadkowych przechodniów. Ale pewną zakapturzoną postać, która wśród choinek na skraju wioski ciskała urokami w kierunku jakiegoś bezwładnego kłębu kołtunów wydawaliście się dostrzec tylko Wy.
Wpadłeś do starego dobrego Hogsmeade na kilka głębszych, wieczorek poetycki, albo pogawędkę z innym z Seaverów? Sam najlepiej wiesz, w jaki sposób się dziś tutaj znalazłeś. Nie wpadłbyś jednak na to, że wędrując uliczkami wioski czarodziejów ujrzysz tak dramatyczne wydarzenia. Czy i jak zdecydujesz się na nie zareagować?
Po popołudniowej zmianie w pracy zdecydowanie nie spodziewałeś się scen, które przyszło Ci oglądać w ten chłodny, zimowy wieczór. Czy miały one wyznaczyć początek jakiegoś większego zamieszania? A może uznałeś, że nie masz już na to siły i lepiej będzie wrócić do zamku, gdzie powinien czekać na Ciebie wyłącznie błogi spokój i dyniowe paszteciki?
Decyzje, decyzje:
Bierzcie pod uwagę, że na większość prób zwrócenia uwagi lub zbliżenia się, zakapturzony czarodziej zwyczajnie spanikuje i się deportuje. Jeżeli zdecydujecie się na coś bardziej nieprzewidywalnego, pingujcie @Morgan A. Davies.
Jeżeli zdecydujecie się na pomoc wyczerpanemu zwierzęciu, okaże się ono wymagającym pilnej interwencji lekarskiej kotem o ciemnym, ale przez brud i śnieg trudnym do dokładnego zidentyfikowania umaszczeniu. Wstępnie możecie ocenić jego obrażenia rzucając kostkami - każdy z Was rzuca po dwie K6:
K6:
1 - uszkodzenie dowolnego oka 2 - widoczne pasożyty zewnętrzne 3 - nienaturalne ułożenie jednej z kończyn 4 - krwawiąca rana na ogonie 5 - uszkodzone ucho 6 - ślady przypalania sierści
Jeżeli w Waszych rzutach któryś z wyników powtórzy się, oznacza to bardzo poważny, być może nawet nieodwracalny uszczerbek na zdrowiu. Musicie jednak wziąć pod uwagę, że w chwili obecnej dostrzeżone z kostek przypadłości nie zagrażają życiu i zdrowiu zwierzęcia w większym stopniu niż rychle postępujące wychłodzenie organizmu.
Zwierzę definitywnie potrzebuje pomocy specjalisty. Sami uzgodnijcie, gdzie poszukacie dla niego ratunku. Po zmianie lokacji pingnijcie @Morgan A. Davies po kolejne szczegóły dotyczące stanu zdrowia, obrażeń, czy procesu rekonwalescencji poturbowanego zwierzaka.
______________________
Nicholas Seaver
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Zawsze ubrany na czarno w strój zakrywający wszystko prócz dłoni i głowy. Prawie nigdy się nie uśmiecha, za to wiele emocji można wyczytać z jego spojrzenia.
Nicholas od chwili adopcji Metus rzadko zostawiał ją w domu samą, oczywiście nie licząc pracy u Huxleya. Do Trzech Mioteł jednak jeszcze nie zaczął jej zabierać, nie wiedział z resztą, czy w ogóle wolno mu było to robić. Charjuczka była grzeczna i dobrze wyszkolona, jednak wciąż pracowali nad tym, by umocnić więź, dlatego jeszcze nie mógł być jej stuprocentowo pewny. Właśnie wracali z Timem po jego pracy, planując wstąpić razem do nicholasowej Przystani, kiedy niespodziewanie dostrzegli zakapturzoną postać, która w Seaverze budziła same najgorsze skojarzenia. - Tim - tracił kuzyna krótko, pokazując mu scenę, na wypadek gdybym student sam jej nie dostrzegł. Nie zwlekał jednak dłużej z reakcją i szybko ruszył w stronę agresora, wyciągając różdżkę. - Hej! - krzyknął na zakapturzonego czarodzieja płci nieokreślonej. - Co ty wyprawiasz?! Nie miał pojęcia czym był kłąb kołtunów, ale nie podobała mu się ta zaciekłość. Ostatecznie jeśli osobnik miał sensowny powód miotania klątwami, to zaraz go im przedstawi, prawda? Ale on deportował się, jednoznacznie dowodząc, że ma nieczyste sumienie. Nico nie zamierzał go ścigać. Zamiast tego zerknął na sponiewierany obiekt i poczuł, że żołądek podchodzi mu do gardła. To było żywe stworzenie. Nicholas przyklęknął obok zwierzęcia, patrząc na nie bezradnie. Nie miał pojęcia o uzdrawianiu, wiec nie miał pojęcia co robić. Kot był chyba połamany i krwawił, ale przede wszystkim sprawiał wrażenie wychłodzonego, na tyle na ile mężczyzna był w stanie sprawdzić. Zdjął płaszcz i delikatnie podniósł zwierzę, pilnując, by podtrzymać głowę. Opatulił kota na tyle, by zatrzymać wychładzanie i wstał, pokazując zwierzę kuzynowi. - Znasz się na tym? - spytał, nie mając pojęcia co dalej. - Tu chyba nie ma żadnej lecznicy. Tim, gdzie jest jakiś weterynarz? Teleportujesz nas tam?
Wieczór zapowiadał się całkiem przyjemnie. Nico wpadł do pubu, pogadać, a potem postanowili pójść do Przystani. Tim lubił twierdze kuzyna, bo w pełni zasługiwała na swoje miano, byłą bardzo przytulna i dawała poczucie spokoju. Tyle tylko, że plany nagle zmieniły się bez ostrzeżenia. Gryfon spostrzegł postać w tym samym momencie, co starszy Seaver. W chwili kiedy tamten go trącił, chłopak już miał różdżkę w ręku. Cokolwiek atakował nieznajomy, najprawdopodobniej było żywe. W przeciwieństwie do Nicolasa Timowi nawet przez myśl nie przeszło, że może istnieć jakikolwiek dobry powód, żeby robić coś takiego. Starszy kuzyn krzyknął do napastnika, a tamten najwyraźniej spłoszony, zniknął. Co dowodziło, że z całą pewnością nie miał uczciwych powodów do obrzucania klątwami tego stworzenia. Student przyklęknął przy, jak się okazało, pokiereszowanym kocie. - Przede wszystkim trzeba go ogrzać. W tym stanie może nie dożyć leczenia. Dzięki zajęciom z uzdrawiania, na których omawiana byłą hipotermia, nauczył się rozpoznawać jej objawy u ludzi, ale u kotów mogły wyglądać inaczej, co nie zmieniało faktu, że w na tym mrozie ranne zwierze musiało być poważnie wychłodzone. Ale na tych samych zajęciach nauczył się zaklęcia rozgrzewającego, Calefieri. Przyłożył różdżkę do biednego stworzenia i zaczął je powoli i równomierni rozgrzewać. Był tak skupiony na tym zadaniu, że niewiele w tym momencie do niego docierało, ale musiał być bardzo ostrożny, jeśli miał pomóc kotu. Kiedy już doszedł do wniosku, że zwierzak jest dosyć rozgrzany, odwrócił się do Nicolasa, z wyrazem namysłu na twarzy. - Znam jedną klinikę magizoologiczną w Dolinie, tam powinni mu pomóc. Ta łapa nie mi się nie podoba, może być złamana, albo zwichnięta, trzeba ją szybko ustabilizować, a nie mam niczego odpowiedniego pod ręką.
Nicholas Seaver
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Zawsze ubrany na czarno w strój zakrywający wszystko prócz dłoni i głowy. Prawie nigdy się nie uśmiecha, za to wiele emocji można wyczytać z jego spojrzenia.
Nicholas mimo zdenerwowania zaistniałą sytuacją patrzył z podziwem na to, jak zręcznie kuzyn radzi sobie z ogrzaniem zwierzęcia. Nie wiedział, że Tim był tak dobrze wyszkolony w magii leczniczej. Może i on powinien się zająć nieco poważniej chociażby pierwszą pomocą? W końcu już nie raz by mu się przydała. W Dolinie. Oczywiście. Dlaczego Thomas nie znał jakiejś innej, na przykład w Londynie albo gdziekolwiek, nawet na drugim końcu Wysp? Nie było jednak czasu na wybrzydzanie, a osobiste antypatie Seavera do miejsca, w którym była klinika, nie mogły przeważyć nad dobrem stworzenia, które obaj chcieli uratować. Nicholas pewnie chwycił zawiniętego w płaszcz kota, a potem skinął głową na kuzyna. - W drogę. - powiedział, a kiedy Tim chwycił go za ramię, z trzaskiem deportowali się z Hogsmeade prosto pod klinikę, do której zamierzali się dostać mimo później pory.