Zaraz po przekroczeniu progu wyczuwa się unoszący się w powietrzu, przyjemny aromat herbaty. Pomieszczenie jest niewielkie i bardzo przytulne, oraz ciepłe, stoliki w nim natomiast są okrągłe i małe. Herbaciarnia ta jest szczególnie ulubionym miejscem zakochanych. Pokój urządzony jest w łagodne, stonowane kolory z przewagą różu i beżu. Można tu spróbować wielu rodzaju herbat i kaw.
Carmen wcale nie postrzegała Krukona jako "maszynę do zabijania i wymieniania uprzejmości" wcale nie. ale po ostatnich przeżyciach zawsze się bała..tak już była. O nie tego chłopaka nie wyróżniała jego przeciętność. Może dla innych ludzi był zwyczajny ale dla carmen był wyjątkowy. Sposób w jaki ruszał wargami jak jego oczy błyszczały był niesamowity. To że miał pojecie o sztuce...też było jedną z jego niezwykłości. To czy miał pamięci to zaklęć było nie ważne..ważne było jak odnosi się do świata. -O nie nie uważam z jest fantastyczny przez względy estetyczne. A jak się umie na nim grac..jest się czarodziejem...A co do Mozarta uważam że jego muzyka to poezja-Carmen również zauważyła całujące się pary i westchnęła cichutko... -Uważam że nie powinni tak robić...szczególnie gdy wiedzą ze nie są sami...
- Hmmm. - Zaczęła się zastanawiać Margaret. W końcu dopiła szybko swoją herbatę. - A poproszę. - Odpowiedziała z wielkim uśmiechem. Z natury była leniwa i nic jej się nie chciało, dlatego była wdzięczna młodszej od niej Ingrid, że zajmie się zamówieniem kolejnej filiżanki dla niej. - Dzięki. - Powiedziała z uśmiechem., kiedy wybrała się zamówić kolejną herbatę.
Cała zmarznięta i zarumieniona weszła do herbaciarni, nieświadomie wpuszczając do jej wnętrza powiew zimna. - Widzisz! Mówiłam, że ze mną nie zginiesz. - Uśmiechnęła się do dziewczyny, która szła za nią. Elliott zdjęła płaszcz na jednym z wieszaków i podeszła do jednego stolika. Choć dziewczyna, która przy nim siedziała, była odwrócona do niej tyłem, rozpoznała ją od razu. Zakryła Gryfonce oczy dłońmi. Widząc, że Ingrid, która siedziała naprzeciw Margaret chce coś powiedzieć, spojrzała na nią uciszającym wzrokiem. - Zgadnij kto to! - Powiedziała do ucha Marg.
Weszła do herbaciarni za Elliott. - No dobra. Zwracam honor -zaśmiała się. Zdjęła swój czarny płaszczyk i powiesiła go na wieszaku by wyschnął. Spojrzała na stlik do którego udała się Elliott. Jedyną osobą którą tam znała była Ingrid. Przełknęła ślinę i nieśmiało podeszła bliżej. Nie była pewna, czy jest wśród nich mile widziana.
Margaret siedziała spokojnie i wyglądała przez okno, kiedy poczuła czyjeś lodowate dłonie na swoich oczach. - jakie zimne! - Krzyknęła śmiejąc się. - Hmmm. - Pomyślała i zaczęła dłońmi badać postać, która zasłoniła jej oczy. - Dziewczyna... Taaaak, na pewno. Po głosie... Oczywiście, że po głosie. - Zaśmiała się. - Lau lub Elliott! - Krzyknęła tryumfalnie. - Jestem mistrzem! - Roześmiała się.
- Oh... Wiesz co... Myślałam, że chociaż trochę dłużej się nad tym zastanowisz. - Udając rozczarowanie usiadła na krześle obok Margaret. Celowo zostawiła wolne krzesło koło Ingrid, ponieważ wiedziała, że właśnie na nim Jane będzie się czuła pewniej. Posłała przyjaciółce zachęcający uśmiech. - No tak... o mało bym zapomniała. Margaret to jest Jane, Jane to Margaret. Albo w odwrotnej kolejności. Nigdy nie byłam w tym dobra. - Zaśmiała się
- Jane! Heeeej! - Powiedziała głośno wstając, żeby z należyta kultura podać jej dłoń. - Mów mi Marg. - Puściła do niej oczko. - Co was tutaj sprowadza dziewczyny? Zimno na dworze, a wam się chce włóczyć? Oczywiście Margaret nie miała wyczucia i nawet nie spytała Ingid czy ma ochotę na towarzystwo dziewczyn.
Jane uśmiechnęła się do nowopoznanej dziewczyny.Jej entuzjazm był zaraźliwy. - Cześć. Miło mi Marg. Jane od razu poczuła się pewniej. Usiadła obok Ingrid i niby od niechcenia zaczęła wyjaśnienia. - Byłyśmy w sklepie, Elliott chciała kupić sowę. A potem jakoś nie chciało nam się wracać do zamku.
- O to samo mogłabym zapytać was. My przyszłyśmy w bardzo szczytnym celu. Oto on. - Powiedziała pokazując na małą sówkę nadal uczepioną ramienia Elliott. I tak miałyśmy szczęście, że nie zgubiłyśmy się po drodze. - Kiedy usłyszała z ust przyjaciółki podobne wytłumaczenie, wypowiedziane w tym samym czasie, roześmiała się. Skinęła dłonią na kelnerkę. - Poproszę herbatę różaną. Chcecie coś?
Margaret się roześmiała. Miała tak, kiedy trochę się denerwowała. A denerwowała się przy nowo przybyłych. - Rozumiem, co czujecie. Komu się chce wracać do zamku w takie zimno! - Upiła łyk już swojej drugiej herbaty i zjadła całego herbatnika na raz. Nie dbała raczej o dobre maniery jeśli chodzi o jedzenie. - My postanowiłyśmy się tu spotkać pogadać, bo nie widziałyśmy się trochę czasu. Nie Ingrid? - Spojrzała zadziornie na młodszą przyjaciółkę. - Ja mam swoją! Jest cudowna . - Odpowiedziała z uśmiechem i uznaniem dla herbaty na pytanie Elliott.
- Kurczę... może my wam przeszkadzamy? Nawet o tym nie pomyślałam. Pewnie chciałyście sobie w spokoju powspominać i pogadać, a ja się tutaj wtryniam i wam przeszkadzam. - Powiedziała słysząc w śmiechu Marg nerwową nutkę. - Jeśli tak, to powiedzcie. Spotkamy się kiedy indziej. - Spojrzała na twarze towarzyszek.
Jane siedziała cicho, spoglądając to na Mararet, to na Ingrid. Nie chciała być Intruzem. Wolała, żeby dziewczyny powiedziały, że chcą pobyć same. Teraz, trochę gryzły ją wyrzuty sumienia. Elliott miała racje.
Dziewczyna miała przy sobie tacę z dwiema filiżankami herbaty. Podeszła do stolika i połozyła je. Wyglądała jak prawdziwa kelnerka. Nagle zauważyła jak dwie osoby dołączają do Margaret oraz Ingrid. Była to gryfonka i krukonka. Uśmiechnęła się do nich mówiąc swoje sławne ,,cześć" -Cześć- podeszła do dziewczyn podając rękę na przywitanie. -Nazywam się Ingrid. Ingrid Noah.- przedstawiła się dziewczyna.
- Cześć Ingrid. Jestem Elliott. - Sytuacja wydawała się nadzwyczaj niezręczna. Elliott zrozumiała, że przeszkodziła dziewczynom w pogawędce. Jednym łykiem wypiła herbatę i wpatrywała się w stół. Nagle uderzyła się w głowę otwartą dłonią. - Dziewczyny, przepraszam was bardzo, ale właśnie sobie przypomniałam, że muszę znaleźć w pokoju muzycznym zapasowe struny do gitary. Dzisiaj rano jedna z moich pękła, a zapomniałam kupić zapas. Bawcie się dobrze. - Uścisnęła Marg i pomachała na pożegnanie Ingrid. Zatrzymała wzrok na Jane, uśmiechnęła się do niej. - Pójdziesz ze mną czy zostaniesz? - Spytała zakładając płaszcz.
Margaret uwielbiała się przytulać. Ot tak, bez powodu, bo każdy powód jest dobry. Mocno odwzajemniła uścisk Elliott po czym uśmiechnęła się słodko i mrugnęła okiem na znak podziękowania. Wydawało jej się, że Ingrid też średnio pasuje nowe towarzystwo.
-Cześć Ingrid, jestem Jane. -powiedziała i poczytła, że atmosfera zrobiła się ździebko krępująca. Już miała coś powiedzieć, al eElliott ją uprzedziła. - Ymm.... idę. Miałam się jeszcze spotkać z Angie. -powiedziała. Nie była to prawda, ale też nie do końca kłamstwo. Miała ochotę porozmawiać zprzyjaciółką, ale jakoś wcześniej tego nie planowała. Wstała, pożegnała się z dziewczynami i ubrała płaszcz. Wyszła na mróz i już chciała kierować się do zamku, kiedy spojrzała na Elliott. - Kłamałaś z tymi strunami, czy poważnie wracamy ?-spytała po chwili ciszy.
Spojrzała na Jane z błyskiem w oku. - Może tylko lekko nagięłam fakty. - Odpowiedziała równie cicho. - Prawdą było wszystko. No... może oprócz tego, że potrzebuję ich tak "natychmiast". Ruszyła powoli w kierunku zamku, rozglądając się wokół. Jej oczy zalśniły na widok oblepionych śniegiem budynków i drzew. Uniosła głowę do góry i zaczęła się śmiać. Kochała zimę i wszystko, co z nią związane. - Wiesz co Jane? Życie jest piękne.
Zaśmiała się. - No.. ja też lekko "ponaginałam" fakty. Al enie chciałam im przeszkadzać. Spojrzała na ośniżony zamek. Wyglądał, jakby żywcem wyjęty z jakiejś książki pt. "Baśnie o tylko baśnie". - Wiem. Życie jest cudne. Trzeba je bardziej doceniać -stwierdziła.
- Mówiłam już, że herbata jest pyszna? - Spytała nie mając tematów do rozmowy. Była kiepska w ich wymyślaniu. Wolała mieć temat, a wtedy mogła mówić i mówić. - Byłaś na święta w domu? Ja zostałam w Hogwarcie, a mama wysłała mi szalik. Nie powiem, że jest niefajny, ale nie chodzę w szalikach - Uśmiechnęła się. - Teraz ty opowiadaj.
Znowu pił herbatę, a kiedy przytykał filiżankę do ust, przymykał lekko oczy. Kiedy zaprzeczyła na jego słowa, spojrzał na nią zdziwiony. Filiżanka cicho zderzyła się ze spodeczkiem. - To... dla ciebie fortepian nie jest ładny? - zapytał trochę nie rozumiejąc. Fortepian zdobiący wnętrze... Przecież to tak jak zatopić się w nierealnym świecie. Matias uśmiechnął się pod nosem, kiedy patrzył na Carmen. Chyba go nie zrozumiała, bo chodziło mu o to, że fortepian jest ładny oraz jego muzyka ma coś w sobie. - Mozart... Dies irae lub jego rekwiem, Lacrimosa, to moje ulubione. Lubię klasykę. Zerknął znowu kątem oka na otaczających go ludzi, zwłaszcza na tych, którzy nie wstydzili się całować przy innych. Westchnął cicho. - Miłość dla pokazu... Tak głupie, że aż fascynujące.
Carmen już jakiś czas temu skończyła swoja herbatę. Patrzyła na chłopaka starając się wszystko zapamiętać. -Ależ oczywiście jest piękny...ale bardziej zachwyca mnie jego muzyka. Bo wyobraźmy sobie że nagle ślepniemy... i co wtedy? Według mnie trzeba podziwiać to co może "zobaczyć" każdy...-powiedziała dość głośno-ale masz racje fortepian zdobiący wnętrze poezja...-zobaczyła uśmiech Matiasa i sama się uśmiechnęła. Usłyszała słowa chłopaka i rzuciła -Miłość na pokaz...tak robią tylko bezduszni. Bo jeśli się kogoś kocha..to nie dla pokazu tylko dla siebie i dla tej drugiej osoby.
Głuchy nie może podziwiać muzyki, pomyślał Matias, ale nie odezwał się już na ten temat. Nie można ciągle mówić o fortepianie. - Jest jeszcze coś takiego jak zauroczenie, bądź jesteśmy mili ze współczucia. - wzruszył ramionami, co znaczyło, że już to wszystko ma za sobą. - Jedno kłamstwo ciągnie drugie... Później już nie wiemy co jest prawdą, a co fałszem. Smutne to było. Jednak prawdziwe. - No i jest jeszcze coś bardzo ciekawego. Można zauroczyć się na siłę. - kiwnął głową, jakby mówił do siebie.
-- napisz do mnie na Gadu, zrobię ci kod html do podpisu.
-Mili ze współczucia??? To by było zwykłe kłamstwo.-przekrzywiła głowę patrząc na towarzysza. Miłość...głupie uczucie co prawda doświadczyła go raz ale to starczyło. straszne ogranicza. -To nie jest zauroczenie. To jst świństwo-zerknełą na zegarek.
- Czy ja wiem... - przeciągnął się dyskretnie. - ...Tak współczujesz, że chcesz bronić tej osoby za wszelką cenę. A wtedy jest ci źle, jeśli ta osoba kogoś ma. Przygotował sobie 4 sykle i 10 knutów. Miał oczywiście zamiar zapłacić za ich oboje, będzie sobie musiał odliczyć z konta zaraz po powrocie...
-Ech..dlatego miłość jest bez sensu.-dziewczyna zerkała na zegarek i aż podskoczyła. Było późno a ona musiał się jeszcze pouczyć...no i jeszcze jej plan. -Wybacz muszę już iść. Do zobaczenia-wyjęła z torby 4 sykle i 60 kutow i położyła na stoliku. ubrał się szybciutko i wyszyła z różowego wnętrza herbaciarni
Zaśmiał się cicho pod nosem. Herbata była po 2 sykle i 5 knutów. Zabrał jej pieniądze i pomyślał, że odda przy najbliższej okazji, sam zapłacił swoimi. Ubrał płaszcz i wzrokiem pożegnał wnętrze. Skrzywił się lekko do całujących się dalej osób (nie powinni przesadzać), po czym opuścił budynek.