Zaraz po przekroczeniu progu wyczuwa się unoszący się w powietrzu, przyjemny aromat herbaty. Pomieszczenie jest niewielkie i bardzo przytulne, oraz ciepłe, stoliki w nim natomiast są okrągłe i małe. Herbaciarnia ta jest szczególnie ulubionym miejscem zakochanych. Pokój urządzony jest w łagodne, stonowane kolory z przewagą różu i beżu. Można tu spróbować wielu rodzaju herbat i kaw.
Podniosła filiżankę i upiła łyk herbaty. Nagle usłyszała jak Margaret zachwyca się herbatą. Dziewczyna uśmiechnęła się do niej i spojrzała w jej oczy. Po chwili z ust gryfonki usłyszała pytanie. -Ja była na świętach w domu. Ale czy w ogóle można nazwać to świętami? Tylko siedziałam w szpitalu przy moim ojcu. Był w bardzo ciężkim stanie, ale teraz wiesz, że jest po operacji- wyjaśniła dziewczyna. Po chwili ze swojej torby wyjęła kolorowy notes. Był obłożony zamszem i miał specjalny kluczyk. Położyła na stole by Margaret mogła obejrzeć. -W tym szkicuję. Ostatnio nabrałam weny twórczej- zaśmiała się Ingrid biorąc następny łyk herbaty. -Poczekaj dam ci klucz- oznajmiła dziewczyna szukając go w torbie. -Mam. trzymaj- dała dziewczynie klucz by mogła otworzyć, a Ingrid rozsiodła się wygodnie na krześle.
Margaret słuchała opowiadania o świętach Ingrid. Współczuła, że przez ten czas, który powinien być dla niej radosny, pełny rodzinnego ciepła musiała cierpieć. Przyglądała się jak dziewczyna wyciąga notes. Bardzo ładny notes. Miał miejsce na kluczyk. Co to może być? Przez chwilę w ogóle nie słuchała tego, co mówi Ingid. Nagle wepchnęła jej do ręki mały, srebrny kluczyk. Przypatrywała mu się uporczywie. Nie kojarzyła dziś zbyt szybko. Poprzewracała go trochę w jednej ręce, później w drugiej. - Hmmmm. - Zastanawiała się. - Rozumiem, że to do tego cudownego notesu. Właśnie! Zapomniałam ci powiedzieć, że masz cudowny notes. - Wyszczerzyła się swoim charakterystycznym sposobem. - Ingid? Na pewno mogę otworzyć? Pokazywałaś to już komuś?
-Tak to jest do mojego ,,cudownego" notesu- odpowiedziała dziewczyna podkreślając słowo ,,cudowny". Patrzyła cały czas na Margaret i cieszyła się, że podoba jej się ten notes. -Będziesz pierwszą osobą która go otworzy. Z resztą co to za tajemnica. Bazgroły i tyle- oznajmiła dziewczyna upijając następny łyk herbaty. Uśmiechnęła i machneła ręką. Oznaczało to charakterystyczne ,,Otwórz to". Po niecałej minucie wzięła herbatnika i zaczęła go jeść. Ta Ingrid to chyba wszystkie herbatniki z talerza wyjadła. Ależ z niej łasuch mimo iż była strasznie małą i chuda. Przeszkadzało jej to. Kiedyś była w sklepie z książkami i szukała coś do poczytania o magii, a tu na nią wchodzi jakiś dorosły czarodziej i on do niej tak ,,Dawaj mi tą książkę skrzacie". ale to tylko wspominki.
Margaret czuła się zaszczycona tym, że będzie oglądała jej rysunki jako pierwsza. Nie licząc oczywiście samej Ingrid. - No dobrze. - Powiedziała z uśmiechem i włożyła kluczyk do notesu, otworzyła go i kiedy zobaczyła rysunek na pierwszej stronie zaparło jej dech w piersiach. Był przecudowny. Ona sama nie miała talentu plastycznego i podziwiała wszystkich, którzy takowy mieli. Zazdrościła im, bo zawsze marzyła o tym, żeby ładnie rysować. - Piękne - Wykrztusiła, wpatrując się w kartkę. Nie mogła się napatrzeć, nie chciała przewracać na następną stronę. Widziała jedno: jeszcze nigdy nie widziała takiego talentu. NIGDY.
Dziewczyna cały czas patrzyła się na Margaret z uśmiechem. Była zaszczycona tym, iż spodobał się notes gryfonce. Po chwili usłyszała od niej komplement na temat jej hobby. Uśmiechnęła się do niej szeroko. Widocznie ta mimika twarzy mówiła ,,No co ty! To tylko takie bazgroły. Za nic nie mam talentu". Dopiła swoją herbatę i wzdychnęła. -Nie ma to jak herbata oraz plociuchy z najlepszą przyjaciółką- oznajmiła Margaret bawiąc się filiżanką. Oby tylko jej nie zbiła. -Jak chcesz możesz ten rysunek sobie wziąć- odpowiedziała Ingrid. Na rysunku był przedstawiony wielka konstrukcja. -To jest Big Ben. Jest to wielki zegar zbudowany przez mugoli. Mam ciocię w Londynie i zabrała mnie tam kiedyś.- odpowiedziała Ingrid przez chwilę patrząc się w sufit. To dziwne krukonka przez pewien czas gapiła się w ten obiekt.
Kiedy Marg zobaczyła minę Krukonki wyrażającej... skromność? Tak, skromność postanowiła przemówić jej do rozsądku. - Ingrid, słuchaj... Masz niesamowity talent. Tak realistycznie rysujesz... W życiu nie wiedziałam takiego talentu. Przynajmniej tak mi się wydaje. - Dodała z humorem. - A Big Bena to ja znam, spokojnie. - Upiła herbaty. Była już prawie zimna, więc postanowiła wypić do końca. Zanim to jednak zrobiła zjadła dwa herbatniki. A jakżeby inaczej! Margaret przepadała za słodyczami. Była od nich wręcz uzależniona. Po raz chyba setny Margaret chwaliła herbatę: - Nie no! ta herbata jest cudowna! Mniam. - Uśmiechnęła się.
Drzwi do herbaciarni otworzyły się a w nich stanęła Elizabeth. Miała na sobie czarny płaszczyk oraz czerwoną czapkę i rękawiczki w tym kolorze. Jej policzki zdobiły różowe plamki, które powstały od mrozu. Po kilku sekundach do jej nozdrzy dotarł przyjemny zapach owocowej herbaty. Było tu ciepło i przyjemnie. Dziewczyna rozebrała się i powiesiła swoje rzeczy na wieszaku przy drzwiach. Zajęła miejsce przy stoliczku. Obok położyła swoją małą torebeczkę i zerknęła za zaparowaną szybę. Umówiła się tu ze swoją przyjaciółką. Ostatnio miała bardzo mało czasu dla bliskich, teraz stara się to nadrobić. Czekając na Lauren zamówiła pyszną malinową herbatę.
Drzwi do herbaciarni otworzyły się ponownie. Stała w nich cudowna Krukonka, w swoim nowym, cudownym jagodowym płaszczyku i czarnym, jakże uroczym, wełnianym berecie. Za moment zdjęła swe ukochane nakrycie głowy i szal, a następnie włożyła te dwie rzeczy do rękawa płaszcza, który już wędrował na wieszak. Rozglądając się, założyła zbłąkany kosmyk włosów za ucho. Gdzie jest Eli? No gdzie ona jest?! O, tutaj! Tak więc po nietrwających długo poszukiwaniach, ruszyła w stronę małego stoliczka, wykonanego z jasnego drewna. Opadła na jakże wygodne krzesło, wyłożone czymś, na co Krukonka nie miała w tej chwili nazwy, i uśmiechnęła się do panienki Levittoux. - Cześć. - rzuciła do towarzyszki. - Co słychać? Nie narzekasz chyba na brak roboty i towarzystwa, hm? Ostatnio ciężko ciebie złapać. - pożaliła się. Za moment podeszła do niej kelnerka, która już miała zacząć jakże znaną formułkę, a nie chciało jej się wysłuchiwać czegoś w deseń Witaj w skromnych progach u pani..., więc szybko rzuciła. - Gorącą czekoladę poproszę. Dziękuję bardzo. Skierowała wzrok z powrotem na Elizabeth i oczekiwała na dłuższą wypowiedź z jej ust.
Po chwili dotarła do niej kelnerka z malinową herbatą. Elizabeth zaczęła szukać wzrokiem cukru, którego chyba nie dostała. Miała już podejść i zapytać o te słodkie kryształki ale zobaczyła Lauren, która dosiadła się do niej. Krukonka uśmiechnęła się szeroko ukazując przy tym rządek białych, równych ząbków. Jak miło widzieć znajomą twarz! - Hej. - Powiedziała do dziewczyny i odłożyła łyżeczkę na bok. - Nareszcie znalazłam trochę czasu na spotkanie. Ostatnio prawie go nie mam. Sama wiesz...nauka, rodzinne bankiety. To naprawdę męczące. Mam nadzieję, że teraz się to zmieni, byle dotrwać do wakacji - Powiedziała z błyskiem radości w oku. Bardzo chciałaby już mieć wolne, ostatnio chodziła przemęczona i wypoczynek przydałby się jej. - Opowiadaj lepiej co u Ciebie - Dodała po swojej wypowiedzi i wbiła wzrok w panienkę Mallory. Poprawiła swój malinowy sweterek i odgarnęła włosy czekając na odpowiedź.
-Dziękuję- odpowiedziała dziewczyna z nutką nieśmiałości. Poczuła się niczym jej młodszy brat, kiedy ciotka Ingrid- Olivie tuliła go, aż stracił dech w piersiach. Po chwili zauważyła jak jedna dziewczyna wchodzi do herbaciarni. Nie zwracała zbytnio na to uwagi. Kiedy usłyszała jak Marg mówi, że kojarzy Big Bena na twarzy dziewczyny zawitał uśmiech. -Masz rację ta herbata jest niesamowita- przytaknęła krukonka po czym wzięła herbatnika. Podniosłą go do góry sprawdzając czy ma dziurki. Było to dziwne, ale dziewczyna uwielbiała herbatniki z dziurami. Tak samo jak popularne w Ameryce pączki. Po sprawdzeniu ciastka wzięła go do ust po czym obgryzała go dookoła.
Margaret była zachwycona skromnością Ingrid. - Ej mała! Nie ma za co. To tylko moje najszczersze słowa. Chociaż tak na prawdę średnio się na tym znam, ale jako przeciętny oglądacz rysunków mogę stwierdzić, że w cholerę mi się podoba! - Mówiła rozentuzjazmowana.
Wszedł do herbaciarni wypić coś ciepłego. Zauważył jakieś dziewczyny. A co mi tam. Pomyślał. Podszedł do nich witając się krótkim cześć. -Jestem David, Thomson klasa siódma a wy? Mogę z wami pobyć?
Margaret zauważyła pewnego chłopaka wchodzącego do herbaciarni. Przywitał się z nimi. - Hej, jestem Margaret Gate i jestem w szóstej klasie, a to jest Ingrid Noah z czwartej klasy. - Spojrzała na Ingrid Może zostać czy nie?
Margaret spłonęła rumieńcem po słowach chłopaka. Dziewczyna zachwycała się jego wielkimi, zielonymi oczami. - Dziękuję. - Powiedziała cicho i nieśmiało jak jeszcze nigdy.
Z każdym słowem dziewczyna była jeszcze fajniejsza. Młodsza od Davida ale to nie kłopot. Zrobił zeza. Po chwili oczy były na normalnym miejscu. Nie obchodziło go czy może zostać czy nie dziewczyna chyba go polubiła chociaż nie był pewny. Zapalił by ale coś go trzyma. -Nie pamiętam Cię ani z korytarza ani z lekcji.
Margaret była zafascynowana nowo poznanym chłopakiem. - Nie wiem jak to możliwe. -Roześmiała się. - Wiesz co, David? Nie ukrywam, że chciałybyśmy pobyć tylko we dwie. - Zrobiła słodką minkę, której nie oparłby się nikt. - Napisze do ciebie i się spotkamy. - Uśmiechnęła się szeroko.
Margaret była zdziwiona gestem chłopaka. Prawie się nie znali, a ten dał jej cmoka w policzek. Nie ukrywała przed sobą, że uważa go za fascynującego i być może ciekawego i interesującego. Margaret koniecznie chciała go lepiej poznać. To na pewno. Z drugiej strony pamiętała o tym, że nie była wolna. W tym momencie trochę żałowała, bo z David'em będzie musiała spotykać się po kryjomu. Gdyby Steve dowiedział się o tym małym geście sympatii lub gdyby zobaczył ich razem... - No, to zostałyśmy same. - Powiedziała, szczerząc się do Ingid.
Z uwagą wysłuchiwała, co dziewczyna ma do powiedzenia. No tak, nauka. Kogo nie spyta, zawsze słyszy, że ostatnio nie ma czasu, bo zajmuje się nauką. Czyżby grono pedagogiczne kładło za duży nacisk na przedmioty, i z chęcią zawalało uczniów dodatkową robotą? Musiało w tym coś być, skoro wszyscy tak na to narzekali, włącznie z Krukonką. Czy nauczyciele myślą, że po lekcjach nie mamy nic do roboty, tylko od razu lecimy do dormitorium i z uśmiechami na twarzy, oraz merdając ogonkami piszemy dla nich wypracowania i odrabiamy inne, jakże fascynujące ćwiczonka?, pomyślała, i zaraz podzieliła się swoją hipotezą z Elizabeth. Ciekawe, co ona ma na ten temat do powiedzenia, prawda? Bankiety rodzinne? A cóż to takiego? Dziewczynie nie dane było uczestniczyć w czymś tak wymyślnym. Nie, że nigdy na takim nie była, ale to nie było jej codziennością. Tak, bankiety w jej rodzinie nie były organizowane zbyt często, i całe szczęście, bo panienka Mallory takich imprez nie znosiła. - Cóż, chyba każdy z utęsknieniem czeka na wolne od lekcji. Chociaż muszę przyznać, że ostatnio u mnie jest lepiej. Nie męczą mnie już tak zadaniami, więc mam trochę czasu dla siebie i przyjaciół, także postanowiłam skontaktować się z tobą. Trzeba korzystać, bo coś mi mówi, że po tej chwili ulgi, spadną na mnie obowiązki z podwojoną siłą. - powiedziała, po czym złapała za ucho filiżanki, i uniosła naczynie do ust. Upiła łyk, i stwierdziła, że czekolada ma jakiś inny posmak... nie jest zła, ale inna. Bardziej słodka. Może i takie miało być jej życie, w najbliższej przyszłości? Nie łatwo byłoby jej się przyzwyczaić.
Kiedy w twarz uderzyło ją ciepło herbaciarni, czuła się się jak nowo-narodzona. W przyjemnością wzięła głęboki wdech i wpuściła do płuc zapach owoców i ziół. To pozwoliło jej na chwilę zapomnieć o wcześniejszych wydarzeniach. Swoją drogą... musiała wyglądać okropnie. Przeczesała nerwowo włosy i w drodze do wolnego stolika zdjęła wymęczony płaszczyk. Czego on nie przeszedł. Czuła na sobie wzrok osób zgromadzonych w pomieszczeniu, ale uparcie szła przed siebie, próbując nic sobie z tego nie robić. W końcu dotarła do najbliższego stolika i z cichym westchnieniem opadła na krzesło. - Nie zapomnę tego wieczoru do końca życia. - Uśmiechnęła się słabo do Bell. Do ich stolika podeszła jakaś młoda kelnerka. - Co wam podać dziewczyny? - Zapytała z szerokim uśmiechem. - Kawę po wiedeńsku poproszę. - Elliott spojrzała wyczekująco na Bell. - Przepraszam, która godzina? Kelnerka spojrzała na zegarek. - Zbliża się dziewiąta. Westchnęła. Nie tak źle...
Chyba... na jakiś czas dość miała wszelkich mrocznych i ciemnych miejsc, nie odwiedzanych przez większą liczbę osób. Dzisiaj, cukierkowość herbaciarni, jakby cały rok były walentynki, jakoś jej nie przeszkadzała. Czuła się tu wręcz przyjemnie, przyjemna i wesoła atmosfera dobrze na nią wpływała, zupełnie inaczej niż ta przy jaskini... Zdjęła kurtkę, a czapkę wsadziła do rękawa i wszystko razem powiesiła na wieszaku. Szalika zwyczajnie zdejmować nie lubiła, czasem mogłaby i na co dzień w nim chodzić, więc i teraz zostawiła na sobie ten element garderoby,po czym usiadła z Elliott. - O, ja też - powiedziała cicho, podpierając głowę na na rękach. - Nigdy nie pomyślałabym, że coś takiego można spotkać w okolicy... bo to był wampir, prawda? - Tyle określić potrafiła z książek ONMS, co i tak było pewnego rodzaju sukcesem, jak na nią, gdyż nigdy się tym przedmiotem nie interesowała. - Czy... on zamienił się w tę chmarę nietoperzy? - spytała. Nie była do końca pewna, ale takie właśnie odniosła wtedy wrażenie. - Ja poproszę kawę z rumem - powiedziała do kelnerki. Co tam, że potem nie będzie mogła zasnąć, teraz tego potrzebowała, zarówno kawy jak i alkoholu.
- ...bo to był wampir, prawda? Na sam dźwięk tego słowa się wzdrygnęła. - Tak. Z pewnością wampir. Ale chyba ledwo się obudził. Ten trzask... wtedy...słyszałaś go, prawda? Chyba właśnie się obudził i jego grobowiec się przełamał. I... sądzę że to był ten kamień, na którym chwilę wcześniej siedziałyśmy. Był bardzo słaby, jak na wampira oczywiście. Inaczej leżałybyśmy tam martwe. I tak. Zamienił się w chmarę nietoperzy. Znowu się wzdrygnęła. Spotkała się już kiedyś z wampirem. Dużo silniejszym. Ale nie była wtedy sama. Nie wyszła wtedy, co prawda, cała, ale przynajmniej żywa. A to najważniejsze. - Bell, wiesz może czy w szkole będzie organizowany bal walentynkowy? Zastanawiałyśmy się nad tym z Jane i z tego wszystkiego zapomniałam się ciebie o to zapytać.
- Grobowiec? - Jak tam powracała myślami to owego kamienia, to jakoś nie przypominał jej wielkiej, kamiennej trumny ale kto tam wie jakie upodobania mają wampiry. - O Merlinie, siedziałyśmy na nim tak długo i gdyby tylko wtedy ta jego okropna łapa wyślizgnęła się ze środka, albo gdyby w ogóle wtedy się otworzył... jeszcze byśmy wpadły do środka. Tak, jakoś nie mogła odpuścić tego tematu, mimo że NAPRAWDĘ nie był dla niej przyjemny. Cóż się dziwić, po prostu, coraz wyraźniej docierało do niej jak mało brakowało i obydwie by dopadł, wysuszył ze krwi, więc zabił... Okropieństwo. - Ale całkiem przystojny był - wypaliła. Wtedy jakoś się nad tym nie zastanawiała, ale gdyby wampir udawał zwykłego człowieka, a nie od razu pokazywał swoją prawdziwą naturę, to wiele kobiet by mu uległo. - No, na pewno będzie. Odkąd pamiętam to był co roku, więc nie wiem czemu tym miałoby inaczej. Tym bardziej, że wiesz... są ci studenci. A to przecież idealna okazja to ogłoszenia wyników wyborów, w końcu już tyyyle czasu minęło od zgłoszeń. Akurat kelnerka przyniosła napoje, więc Bell przysunęła swój bliżej siebie i objęła szklankę, ocieplając nią sobie zmarznięte dłonie. - Jak myślisz, kto zostanie wybrany z Hogwartu?
- Najwyraźniej. - Tylko tak udało jej się wyjaśnić owy trzask. Bo co innego mogło się stać? Zbladła. - Masz rację. Dobrze, że ruszyłyśmy się wtedy, kiedy się ruszyłyśmy, a nie później. Byłoby najprawdopodobniej po nas. - Ale całkiem przystojny był. Nie mogła sobie przypomnieć jak wyglądał owy wampir. Jedyne co pamiętała, to jego oczy. Pełne nienawiści i żądzy, ciemnoczerwone oczy wabiące ją do siebie. I jego głos. Wulgarny i nerwowy, ale z niewyjaśnionych przyczyn bardzo, bardzo pociągający. - Możliwe. Nie zwróciłam na to uwagi. - Uśmiechnęła się delikatnie. - To cudownie. Bale to świetna sprawa. Choć przyznam, że nie przepadam za samym świętem. Jak sama nazwa mówiła, było to święto Zakochanych. A ona do nich nie należała, jak na razie. - Sama nie wiem. Ktokolwiek to będzie, mam nadzieję, że uda mu się przejść turniej bez szwanku.
- Najprawdopodobniej - podparła głowę na ręku i bez emocji patrzyła na napój, obserwując ja ten się porusza, kiedy ona mieszała w szklance łyżką. Fascynujące... Właściwie, już tylko jednym uchem słuchała Ell, gdyż jej myśli krążyły gdzieś tam wysoko, z pewnością nie w ciepłej i różowej herbaciarni. Ciekawe, gdzie ten wampir poleciał. Może do Hogwartu? W ogóle dałby radę wejść na jego teren, czy w około wciąż była magiczna bariera jak za czasów Voldemorta? Z pewnością wyruszył na poszukiwanie jakiejś ofiary, skoro z nimi mu nie wyszło. Upiła łyk, uważając, żeby nie poparzyć warg. Spojrzała na Ell, która teraz mówiła coś o balu. - Każda impreza jest dobra... dlaczego nie przepadasz? - Owszem, zainteresowała się, gdyż zawsze lubiła wszystko wiedzieć, a ostatnio jakoś o najnowszych plotkach nie było jej wiadomo. - A nie czytałaś gazetki szkolnej? Wilkie i Eff. No powiedz, na kogo stawiasz?