Dziedziniec ten łączy się za pomocą niewielkiego wiaduktu z błoniami. Sam plac jest brukowany, a do tego otaczają go niewielkie kamienne krużganki. Dla tych zmęczonych po całym dniu nauki znajdą się i ławki, acz te niestety przeważnie są zajęte.
Kae spojrzala na Kamenashiego z delikatnym usmiechem. No tak on nigdy nie mial gdzie wracac wiec wracal w pierwsze lepsze miejsce. Zasmiala sie na mysl ze wrocil akurat tutaj. To bylo do przewidzenia. Zreszta niewazne. - Ty to wszystko impulsywnie robiles- mruknela zaciagajac sie odpalonym papierosem. Odwrocila wzrok i spojrzala na dziedziniec. - Nie pale a popalam taka mala roznica. Ast wrocila dwa dni temu. Mozesz ja spotkac zazwyczaj w bibliotece od niedawna. Mnie to rzadkosc spotkac- powiedziala patrzac pusto w przestrzen-niedlugo bede musiala isc wiec Cie zostawie spoko. Nie bedziesz sie musial ze mna meczyc. Zreszta mozesz tez udawac.ze mnie tu nie ma. Coz tak Kae miala umowione spotkanie i nie chciala sie na nie spoznic ale mialo sie odbyc za dwie godziny. - Chcesz zapalic?
Gryfon na chwilę odpłynął gdzieś w swoje wspomnienia. Te czasy które tak bardzo chciał zapomnieć, a mimo wszystko nie dawały mu nadal spokoju. Kae... kiedy do niej coś czuł... i być może własnie przed tym uczuciem wolał uciec. Kto wie, jego myślenie zawsze było tak bardzo zagmatwana i nie jasne. -W bibliotece...- Mruknął cicho i uśmiechnął się lekko. Był to typowy dla niego uśmiech, ledwo widoczny, a jednak wydawało się być to czymś naprawdę rzadko spotykanym na jego twarzy. -To do niej kompletnie nie podobne- Astorię zapamętał trochę inaczej, z resztą tak samo jak Kaede... Wszyscy najwyraźniej się zmienili, być może dorośli. Tylko on nadal pozostał tym dzieciakiem bez jakiegoś sensownego celu. Wcześniej było to spłacenie długów, zrobił to... cudem, ale zrobił. Teraz... kompletnie nie miał pomysłu na siebie. Co miałby niby w tym życiu dalej robić. Jako teoretycznie wolny człowiek czuł się naprawdę pasudnie. -Nie dzięki...- Mruknął i odepchnął się od nogi o drewnianą barierkę być może nawet trochę za mocno, bo drewno zaskrzypiało złowieszczo. -Wiesz... jedyne czego chcę to tego abyś nie myślała, że to przez ciebie zniknąłem czy coś, że mogłaś coś zrobić. Tylko tyle potrzebuje- Chciał wierzyć w to, że wszystko jakoś samo się ułoży, ale najnormalniej w świecie nie potrafił.
Kae zerknela na niego z ledwo widocznym usmiechem na twarzy. Nie wiedziala nawet co by miala mu powiedziec. Zreszta juz nie chciala mu mowic ze ciagle obwinia siebie o jego znikniecie i bedzie tak juz do konca. Cale szczescie potrafila w koncu klamac. Nauczyla sie tego juz dawno. I chyba dobrze ze sie tego nauczyla. Spojrzala na niego. - Tak biblioteka to dosc dziwne miejsce na Ast po prostu nie chodzi tam by sie uczyc... podrywa facetow jak kiedys- rzekla cicho. Nie oklamie go jesli o nia chodzi zreszta to dobrze ze ona sie wcale nie zmienila. Odeszla kawalek od niego. - Nigdy sie nie obwinialam o Ciebie znaczy o to ze odszedles. Najwidoczniej taka byla Twoja decyzja co ja bede w to ingerowac Kame sam zadecydowales.o odejsciu.- mruknela. - Od kiedy ty nie palisz? Zapytala bardzo zdziwiona patrzac na Kamenashiego.
Tyle razy zastanawiał się nad tym jak by wyglądało ich kolejne spotkanie, i ta wersja była zdecydowanie tą mało sympatyczną. Chociaż w jego głowie było jeszcze parę innych scenariuszów, które były jeszcze gorsze. Chociaż czy taka obojętność nie jest naprawdę straszna. Chłopak chyba wolałby aby ta podeszła do niego, strzeliła mu prosto w pysk, i powiedziała wprost jakim to dupkiem jest. W tej chwili kompletnie nie miał zielonego pojęcia na czym stał. Czy Kae była na niego zła, czy może raczej rozczarowana. Nie wiedział czy ich znajomość była na tym samym poziomie co kiedyś. Tak Kame to zdecydowanie marzyciel. Nie było go tyle czasu i jeszcze ma... a może raczej miał tą głupią nadzieje, że nic się nie zmieni przez ten te dni, miesiące... jego nieobecności. -Nie powiedziałem, że nie palę...- Mruknął cicho patrząc gdzieś przed siebie. Tak rozpaczliwie starał się unikać wzroku dziewczyny. Tak bardzo nie chciał swoimi oczami popatrzeć w jej oczy. -Po prostu nie chcę...- Jej z papierosem było bardzo nie do twarzy, ale co on miał w tej chwili do tego. Jak to sama dobrze Kae powiedziała, nie mieszała się w jego sprawy, więc on teraz nie powinien był mieszać się w jej życie. I chyba tak było by najlepiej, gdyby każde z nich spróbowała żyć od nowa. Nie wchodząc ze sobą jeszcze raz w żadne konkretne relacje.
Kae jakoś nie zanierzała go uderzyć zresztą nie dość że nie chciała to jeszcze nie widziała w tym większego sensu. Czy nadal coś do niego czuła? To pytanie zadawała sobie od dawna. Wiadomo było ze to co czuła kiedyś do Kame tak szybko z niej nie wyparuje ale nie myslala teraz o tym. Spojrzala na niego. - Sluchaj. Spojrz no na mnie. Jak dobrze Cie znam a mysle ze tak jest pewnie chcialbys bym Cie uderzyla. Sorry jak mnie znasz to wiesz ze mimo wszystko bym nie podniosla na Ciebie reki. Zreszta dotyku nadal nie znosze. Wiec nie uderze Cie mimo ze swierzbi mnie reka- chciala byc szczera wiec byla. Patrzyla na niego dopalajac papierosa. W koncu wyrzucila go na podloge i zdeptala. Jesli bal sie jej patrzec w oczy to nie musial patrzec nie wymagala tego nigdy i teraz tez nie zamierzala. - Mowiac szczerze Twoje znikniecie wkurzylo mnie bardzo ale to byla Twoja decyzja. Szkoda tylko ze pozwoliles mi sie zaangazowac i w zaden sposob nie przekazales mi bym porzucila nadzieję na cokolwiek i po dzis dzien mam chora nadzieje ze to co kiedys mowiles to prawda. Ale spoko dam Ci spokoj. Nie bede chciala chyba juz zadnej odpowiedzi a to ze sie nie odkochalam to juz inna sprawa- mowila to nieco podnoszac glos.
Jedną z przerażających cech Kaede było właśnie to, że jakimś cudem umiała czytać w myślach. A przynajmniej tak się chłopakowi wydawało, że potrafiła. Zawsze w jakiś magiczny sposób wiedziała co chciał powiedzieć, a może nawet to co wiedział, że powinien powiedzieć, a bał się. -Kae...- Mruknął tylko tyle bo wielka klucha utknęła mu w gardle. Co miał jej powiedzieć, przeprosić... nic by to nie zmieniło. Obiecać, że postara się zmienić, że teraz będzie inaczej. W jego ustach najpewniej byłoby to kolejne piękne kłamstwo, które z biegiem czasu straciło by na wartości tak jak każde jego słowo. -Powinienem był ci powiedzieć, że nie jestem kimś odpowiedzialnym od razu kiedy ciebie spotkałem. Wiem, że zawaliłem, ale odejście bez słowa wydało mi się być najlepszym rozwiązaniem- Taaa... dla kogo niby? oczywiście, że dla niego. Nie musiał się wtedy tłumaczyć, przepraszać, wymyślać ckliwych słówek które by osłodziły jej to wszystko. Po prostu zniknął i pozwolił aby życie podsunęło jej jakąś osłodę. -A błąd... powinnaś już dawno- Mruknął i wbił wzrok w swoje stopy. Tak... teraz powinien był paść tekst, że ona zasługuje na lepszego... ale nie padnie tym razem. Bo Kame wydawało się to być oczywiste. -Nie wiem co mam ci powiedzieć... przeprosić, odejść jeszcze raz bez słowa... po prostu nie wiem co robić w tej chwili- Dodał po chwilce milczenia.
Kae juz naprawdę była wyprowadzona z równowagi. Podeszla do niego tak blisko ze prawie stykali sie nosami. Spojrzala mu w oczy. - Drogi Kamenashi Seo przyjacielu Astorii Alicii Malfoy. Czy ja naprawdę mam Cie jebnac czy co zebys zrozumial ze nadal Cie kurwa mac kocham? Bo nie wiem czy nie zrozumiales czy po prostu po odejsciu mozg Ci przewialo. Sorry stary ale tego nie zmienisz nawet jakbys chcial.- warknela patrzac na niego. Odeszla kawalek by nieco sie uspokoic. Boze jeszcze troche i szlag ja jasny trafi. Czy ten chlopak jest tepy czy po prostu glupi? - To ze jestes nieodpowiedzialny to wiedzialam od poczatku. Skoro tak bardzo dbales o Nico miales prawo stac sie nie odpowiedzialnym facetem bo za duzo musiales z nia cierpiec.- wylewala mu wszystko co chciala co nawet musiala powiedziec- Kurde koles znalam Cie nalezalo Ci sie odpoczac. Spoko wystarczylo powiedziec Kae odchodze. Wiesz ze nie pytalabym czemu. Nie zauwazyles ze mimo tego co mi zrobiono nie bylam nigdy taka jak Twoja byla? Owszem bylam delikatna ale zylam Wylala na niego swoj zal. Zlosc i smutek po czesci tez. - A teraz tak nie przepraszaj bo to bez sensu. Odchodzic tez nie musisz. A czy bede Cie nadal kochac to bedzie moja decyzja i nie zmieniaj jej na sile. Skonczylam a teraz. Chcesz miodu madame rosmerty czy ognistej whiskey?
Gryfon stał niczym słup soli wpatrując się szeroko otwartymi oczami w dziewczynę która stała przed nim... a przez chwilę nawet naruszała jego przestrzeń osobistą... chociaż domyślał się, że ona w tej chwili miała głęboko w dupie jego przestrzeń. Po prostu w tej chwili poczuł się troszkę jak mały gówniarz który został karcony przez mamę... przynajmniej tak mu się wydawało. -Nigdy ciebie do niej nie porównywałem- Tylko tyle był w stanie wydobyć z siebie, bo po prostu czuł, że w tej chwili był to naprawdę bardzo kiepski moment na jakie kolwiek dyskusje. Może teraz ja postaram sie państwu wyjaśnić co właśnie tutaj miało miejsce. Dziewczyna wyznała chłopakowi swoją miłość, która jakimś cudem dalej się w niej utrzymywała... a on stał jak ten debil z lekko uchylonymi ustami i nie wiedział co powiedzieć. Bo sam nie wiedział co do niej czuł. Czy w ogóle był w stanie kochać jeszcze kogoś... czy w ogóle kiedy kolwiek umiał. Co jeżeli to co było wcześniej to była tylko jakaś tam żałosna gra niedorozwiniętego emocjonalnie dzieciaka. Mimo wszystko kiedy dziewczyna skończyła swój wywód nie mógł powstrzymać lekkiego uśmiechu. Nie wiedzieć dlaczego, ale to wszystko co usłyszał w jakimś tam stopniu go ucieszyło. -Chyba za mało mnie poznałaś skoro nadal zadajesz takie pytania- Mruknął i mrugnął do niej delikatnie.
Kae zasmiala sie ironicznie. Spojrzala na niego i sciagnela zakleciem do siebie butelke ognistej whiskey. No coz by innego moglby pic Kame? Spojrzala mu w oczy. Boze jak on ja czasami denerwowal. - Czy ja powiedzialam ze mnie porownujesz do Nico? Kurwa ogarnij sie. Lepiej Ci po moim wyrzyganiu Ci wszystkiego?- zapytala podajac mu butelke. A niech pije. Zreszta dobrze ze juz miala za soba to co pozniej byloby trudniejsze. -Ech walnij sie w leb chlopie serio przyda Ci sie Zaczela sie smiac i sama zanim wzial butelke upila lyk. Oj nie pila juz dlugo ale zaszumiec jej jeszcze nie zaszumialo. - A najlepsze jest to ze nadal nie mam gdzie mieszkac bo z rodzicami to nie zamierzam. Nie bede wybierala miedzy nimi. Niech sami sobie wybieraja- warknela. Spojrzala na niego. - Pij pij szybciej bedzie pusta butelka i bedzie lepiej. Wiec wiesz moi bracia nie zyja. Chyba... choc nie wiem moze zagineli po prostu i kiedyś wroca.
Cóż taki już był... irytujący, głupi, niedojrzały, nieodpowiedzialny, bardzo często żałosny, samolubny, złośliwy, taaa... tych cech mogłabym wymieniać tak w nieskończoność, bo z biegiem czasu zebrało się tego naprawdę sporo. I to raczej nie zmieni się nigdy. Po prostu trzeba go pokochać takim jakim był, albo od razu lepiej znienawidzić, i unikać jego towarzystwa tak jak się najlepiej umiało. -Nie wiem...- Mruknął cicho... Naprawdę w tej chwili sam nie wiedział czego chciał, czy usłyszenie prawdy nie zawsze było pocieszające, ani w żaden sposób pokrzepiające. W tym wypadku było to bardzo podzielone. Z jednej strony czuł się lepiej, że ona po tym wszystkim co zrobił nie znienawidziła go, ale z drugiej strony... nie czuł się najlepiej z tym, że mimo wszystko nadal coś do niego czuje. Bał się, że to znowu pójdzie w złą stronę. -Nie raz waliłem... obawiam się, że jestem tym beznadziejnym przypadkiem- Czyli tak jak wszyscy mu mówili. Nic nie osiągnął, i nie osiągnie. Bo przecież niby jak... zawalając wszystko na każdym kroku. Bez perspektyw i pomysłu na siebie... nie... nie było opcji aby ten chłopak wyszedł na ludzi. Gryfon przystawił butelkę do ust i od razu przechylił ją do tyłu, czując jak trunek wlatuje mu do gardła. On też dawno nie pił... nie mógł sobie na to pozwolić, więc w chwili kiedy mocny płyn zaczął go palić w gardle od razu odjął butelkę od ust i zakaszlał kilka razy. -Już zapomniałem dlaczego nazywają to "ognistą"- Mruknął i zwrócił butelkę właścicielce. -Hmmm... czasami brak wyboru to najlepszy wybór- Pamiętał co się w jej życiu działo... i nie mógł powiedzieć, że się nie ucieszył kiedy się dowiedział, że te gnojki gdzieś znikły. -Szkoda... widocznie ktoś mnie ubiegł- Gdyby ich spotkał na swojej drodze... na pewno nie byłoby co z nich zbierać.
Kiedys taka delikatna skorupa po pewnym czasie albo stwardnieje albo peknie i jajko sie wyleje. No bywa. Kae nalezala do tych ktorych skorupy najwidoczniej po uplywie czasu twardnialy. Taaak jestem swiadoma tego jak to brzmi jednakze nie znalazlam innego porownania. Spojrzala na butelke zwrocona jej przez gryfona. - Coz moze ja Cie strzele co? Bo wybacz ale do beznadziejnych przypadkow nie nalezysz jakby tak bylo nie wysluchalbys mnie do konca a tym bardziej bys nie wrocil wiec nie jest z Toba jeszcze tak zle.- powiedziala delikatnie podchodzac do niego i glaskajac go po czuprynie. Potem go minela i stanela tak by oprzec sie o barierke czy co tam bylo. Patrzyla przed siebie milczac dluzszy czas i wypila lyk ognistej. - Wiele osob zapomina czemu ognista sie tak zwie. Rzadko pijac te whiskey mozna sie odzwyczaic. A wracajac do wyborow. Wynajme dom i tyle. A jak bedziesz chcial wynajme Ci pokoj. Co do moich braci jesli zyja niech sie im wiedzie. Bede miala spokojne.sumienie- wybaczyla im coz im starsza tym madrzejsza. Odeszla od barierki i usiadla na podlodze. To ze bylo zimno nic jej nie robilo. - Opowiadaj... pozbyles sie tych swoich problemow w koncu?
-Możliwe...-Mruknął cicho... chociaż on kompletnie w to nie wierzył. Wrócił tutaj z czystego przyzwyczajenia, a nie ze względu na jakieś cudowne wspomnienia które go tutaj trzymały. Co oczywiście nie oznaczało, że takowych nie posiadał. -Wiedziałem, że jakoś sobie dasz radę- Gdyby nie miał tej pewności... nie byłby w stanie od tak odejść. Wtedy najpewniej by został, i dopilnował tego, że wszystko w jej życiu by się ułożyło. -Nie... dzięki... aż tak nisko jeszcze nie upadłem aby nie mieć gdzie mieszkać- I fakt... chociaż nie było łatwo to jakoś udało mu się znaleźć dla siebie dach pod głową. -Ledwo... ale udało się... dom babci był wyjątkowo cenny... za sprzedaż jego udało się zebrać trochę kasy... no i dzięki temu pozbyłem się tych wszystkich szemranych kolesi...- No tak... tylko teraz mieszkał w jakiejś norze z grzybem na ścianach i wyjątkowo upierdliwymi sąsiadami. No, ale jak to się mówi... kąt ciasny ale włąsny.
Silna i niezalezna mloda kobieta spojrzala na tego jakze bliskiego jej niegdys mezczyznie. Zaczela sie smiac i nie wiadomo wlasciwie dlaczego. Wyobrazila go sobie jako faceta ktory nie ukonczyl szkoly i znalazl sobie jakas laske z ktora mial dzieci. No wybaczcie bylo to dosc zabawne przezycie. - hmm sprzedales dom... kurde dorosla decyzja i nie masz wyboru wynajme Ci pokoj u mnie znajde jakas laske i bedziesz szczesliwy- znow wybuchnela smiechem. Kame i dziewczyna na dluzej. Totalna masakra. -Dobra pijesz czy bedziesz pieprzyl? Spytala i podala mu butelke. Z jednej strony to tak jakby go calowala. Kurde czemu ona w tym momencie spojrzala wprost na jego usta. - Nie wiem kurwa czemu ale mam ochote Ci walnac a z drugiej strony pocałować. Dobra to nie jest normalne- mruknela. Oczywiście nie pocalowala go bo po co. Narzucać się nie bedzie bo po co. Jeszcze znow spieprzy. - Dobra pij a ja poudaje ze tego nie powiedzialam... choc nie to whiskey tak dziala- z jednej strony miała rację co do whiskey ale z drugiej wiedziała ze tak mysli. Ale chuj z tym.
Gryfon wpatrywał się w dziewczynę z delikatnym uśmiechem. To co wygadywała nie miało kompletnie żadnego sensu, ale kto by się w tej chwili tym przejmował jakoś wyjątkowo. -Ty to może nie pij już... bo będę musiał ciebie zaciągać do zamku, a tego bym nie chciał- Mruknął cicho i uśmiechnął się lekko. Po chwilce usiadł naprzeciwko niej i po prostu wpatrywał się tak w nią. W chwili kiedy podała mu ponownie butelkę chwycił ją pewnie i ponownie wypił całkiem sporo trunku. Za drugim razem już nie był tak mocny jak wydawał się za pierwszy. Cóż możliwe, że to była po prosto kwestia przyzwyczajenia. -Może postaraj się nie być aż tak otwarta ze mną bo nie wiem jak mam się zachować w tym wypadku- On sam był chyba jeszcze zbyt trzeźwy na jakieś takie głębokie wyznania jak ona. Chociaż w sumie nigdy nie lubił zwierzać się ze swoich uczuć. Dlatego też każde "kocham" jakie wychodziło z jego ust powinno było być odznaczane w kalendarzu.
Kae spojrzala na niego. On zabranial jej byc otwarta? Kurwa nikt tego nie robil ale czy ona sie tym przejela? Za Chiny Ludowe nie. Mowiac szczerze miala to totalnie w dupie. Zabrala od niego butelke i znow pociagnela lyk. Nie byl duzy poniewaz byla kobieta ale jak na nia byl dosc spory. - Spoko do zamku dotre o wlasnych silach nie boj sie... A moge sie tez zalozyc ze mam silniejsza glowe niz Ty Kame.- mruknela i zasmiala sie. Jakos inaczej wyobrazala sobie te spotkanie. W mysli miala ze rzuci sie na niego. Opierdoli i z nienawisci przetraci mu twarz a tu? Normalnie z nim rozmawiala. Co prawda grala taka silna i mocna poniewaz nieco bolalo ja patrzenie na niego ale jakos dawala rade. - Wiesz co do otwartosci spoko... Nie bede juz nic gadac ale dziewczyne Ci znajdziemy moze byc?
-No nie jestem tego taki pewien...- Powiedział cicho. W sumie jak tak patrzył na nią to naprawdę nie był tego tak pewien. I faktycznie to spotkanie było wyjątkowo dziwne, ale nie zmieniło to faktu, że jakoś dziwnie przyjemne. W tej chwili czuł się trochę jak za starych dobrych czasów. Kiedy tak sobie siadał chociażby z Astorią i pił... nie przejmując się niczym... to był jedyny czas kiedy tak naprawdę mógł rzucić wszystko w kąt. Zalać się w trupa, zasnąć gdzieś w jakimś kącie, i wstać rano z wielkim bólem głowy. -Co... nie dzięki... bez łaski.. sam sobie dam radę- Nie chciał żadnej dziewczyny... jak na razie nie był na to kompletnie gotowy. Wolała być sam przez jakiś czas... ułożyć sobie to wszystko spokojnie w głowie. Zastanowić się nad tym gdzie on tak naprawdę chciał dotrzeć, ustalić sobie jakiś cel. No bo w końcu kiedyś trzeba dorosnąć.
Kae od jakiegos czasu lubila wyzwania wiec i to picie chciala nim zrobic. Ale skoro Kame sie bal to przeciez nic na sile. Co do stwierdzenia ze spotkanie bylo dziwnie mile to ciekawe dla kogo dla niej bylo nawet zaskakującym wydarzeniem bo myslala juz od dawna ze nigdy wiecej go nie zobaczy. Ale dosyc o jej uczuciach i myslach. Spojrzala na niego. - Zagramy w butelke? Fajnie by bylo jednak jakby byl tu ktos jeszcze... A co do silnosci mojej glowy nie badz taki pewny ze masz swoja silniejsza bo ktos moze niepozorny moze posiadac lepszy leb do picia niz ty.- powiedziala z przekonaniem. Wstala na moment by zdjac z siebie bluze ktora miala pod kurtka i podlozyc ja sobie pod tylek. Zalozyla kurtke i usiadla na bluzie. Spojrzala mu w oczy. - Tak mianowicie ogolem jakies plany na przyszlosc czy nadal nie wiesz kim chcesz byc?- Spytala z lekka ironia w glosie
-O nie...- Powiedział z wyraźnym sprzeciwem w głowie. -Ostatni raz jak grałem w butelkę to bieg wydarzeń pobiegł w lekka złym kierunku- Tak te pamiętne zabawy z Astorią które zaprowadziły go do wrzeszczącej chaty. A co tam się działo to wie tylko on i sama zainteresowana. -Jestem prawie pewien, że tym razem historia potoczy się w równie zły sposób- Jeżeli przez ten czas nauczył się czegoś to na pewno tego aby grać w butelkę z Astorią i jej znajomymi bo to nigdy nie może dobrze się kończyć. -A ty się ubierz bo się przeziębisz... i oczywiście znając życie to wszystko będzie moja wina- Westchnął wyraźnie zrezygnowany. Czy on naprawdę nie może mieć pięciu minut spokoju. Teraz przez chwilę zaczął się zastanawiać nad tym czy powrót do szkoły to był na pewno dobry pomysł.
Kae zaczela sie smiac. On znowu zaczal sie martwic i nie wiadomo po kiego chuja. Przeciez o nia nie trzeba bylo sie martwic. Radzila sobie sama duzo lepiej niz kiedys i jeszcze nigdy nie zachorowala. Spojrzala na niego. - Ty przestan sie o mnie martwic radzilam sobie i jakos zdrowa jestem a po drugie mam kurtke czlowieku. Czy ty zawsze musisz sie martwic?- spytala patrzac na niego spode lba. Jakze to bylo do przewidzenia jesli o niego chodzi. On nie potrafil sie nie martwic chyba. Bylo to wkurzajace a na domiar zlego nawet slodkie. To chyba najbardziej wkurzylo Kae. - Co do gry w butelke nie jestem taka osoba ktora brnie w grze w zla strone... Mimo wszystko nie jestem Astoria bo musialabym przejsc do tego baaardzo dluga droge Kame. No ale skoro sie boisz to nie wnikam- mruknela. Wypila kolejny lyk whisky i usmiechnela sie. Byla dziwnie wyluzowana. Jednak teraz po jej glowie krazyly inne mysli. Ciekawilo ja co robi Cole. Wlasciwie tylko on mial prawo jej dotknac co w ogole bylo swietem. - Cole sie wkurzy ze sie na spotkaniu nie zjawie cos tak czuje- szepnela do siebie.
-Boże ludzie zdecydujcie się w końcu czego chcecie. Jak się martwię źle, jak przestaje się martwić i zaczynam zajmować się sobą... to zaraz egoista- Po za tym kim chłopak miał się niby przejmować jak nie Kae. Na chwilę obecną nie miał kim, tylko ona była pod ręką. Z resztą... to nawet nie było martwienie się, a zwykła przyjacielska rada i tyle. -Nie ważne... i tak źle mi się kojarzy... nawet bardzo źle- Tyle co on na odwalał akcji podczas tej gry to ciężko było nawet zliczyć. Jak to sam już dawno doszedł do tego, trzeba w końcu dorosnąć i przestać bawić się w jakieś takie głupie zabawy. -Cole?- Powtórzył wyraźnie zainteresowany, a jednocześnie w jego żołądku wylądowała wielka bryła lodu sprawiając, że w głowie chłopaka zaczęło pojawiać się milion sytuacji w jakich Kae i ten Cole mogli się znaleźć. -A kto to?- Zadał kolejne pytanie starając się zachować jak najbardziej obojętny głos. Chociaż ochota na rozpętanie małego piekiełka jak najbardziej w nim się pojawiła.
- Coz lepiej sie zajmuj soba gdy nikt nie patrzy inaczej cale zycie bedziesz egoista... Taka rada- powiedziala patrzac na niego. No coz uniosl sie nieco ale chyba juz jej to az tak nie przeszkadzalo. Usmiechnela sie delikatnie. Po chwili wrocily mysli na temat Cole'a i ich spotkania. Coz byl nawet czarujacy ale za kazdym razem cos psul a to bylo nawet zabawne czasami. On taki niezdarny w zdobywaniu jej ona taka niezdobyta. Dziwne. - Wiesz co do butelki nawet Ci sie nie dziwie- mruknela cicho- Niektore sytuacje butelkowe sa dosc... dziwaczne Byla nieco zazenowana jego pytaniem kim jest Cole bo myslala ze tego nie uslyszal. Troche sie zaczerwienila. - Cole to... eee... no sama nie wiem jak Ci to powiedziec.- sama w koncu nie wiedziala co miedzy nimi jest- no Cole to Cole... stara sie o mnie No wiecej mu powiedziec nie mogla
-Dziwaczne?- Mruknął cicho i popatrzył na dziewczynę z lekkim wyrzutem. -Jak grałem kiedyś z Astorią...- Stop... nie... pewne rzeczy nie nadają się do opowiadania. Dlatego też Kame w ostatniej chwili ugryzł się w język i powstrzymał napływające do ust słowa, aby przypadkiem nie zdradzić zbyt wiele szczegółów ze swojego życia. To, że za kołnierz on nie wylewał to o tym wiedział każdy, ale zdecydowanie nie każdy powinien był wiedzieć co robił kiedy tak się działo. -Stara się o ciebie...- Powtórzył cicho i spojrzał na nią. Starał się jak tylko mógł ukryć tą żądze mordu w swoich oczach. Czyżby nasz Azjata również pała do tej dziewczyny jakimś uczuciem. On doskonale wiedział co do niej czuł, ale po takim czasie wolał tego nie uzewnętrzniać. Bo w końcu wiedział co by usłyszał. Gdyby naprawdę coś do niej czuł nie zostawił by jej z taką łatwością. Nie wytarł by sobie gęby tymi wszystkimi słowami które do niej wypowiedział. Powinien był się liczyć z tym, że ona nie będzie na niego czekać wieczności, że w końcu ktoś inny się nią zainteresuje. Nie było w tym nic dziwnego. W końcu Kae to naprawdę śliczna dziewczyna, z równie cudownym charakterem. I najgorsze było to, że Kame mógł ją mieć... mógł, ale jak zwykle wszystko spartolił. -Cóż... mam nadzieje, że wam się uda- Rzucił zupełnie od niechcenia. Oczywiście, że powiedział tak bo wypada. Bo co mógł powiedzieć. "Nie chcę abyś się z nim spotykała" ona chciała zacząć nowe życie, i on jej na to pozwoli. Nawet jeżeli będzie chciała aby on się usunął w cie to zrobi to.
Kae zasmiala sie na wzmianke o Astorii. Granie z nia w butelke napewno bylo fajnym przezyciem. Jej pomysly na zabawy byly dosc... kontrowersyjne. Ta mysl tak ja rozsmieszyla ze omal znow nie wybuchnela smiechem. - Co do Ast to sie nie dziwie ze nie chcesz dokanczac ona i jej pomysly wiadomo jak sie koncza- mruknela. Co do Cole'a pewne bylo ze jej nie zdobedzie mimo wszystko poniewaz wciaz cos partolil. Zazwyczaj byly to banalne sytuacje ale zdarzaly sie tez takie ktore denerwowaly czy tez rozbawialy Kae. Spojrzala na Kame i usmiechnela sie lekko. - Tak stara sie ale... cos mu nie idzie... zreszta to taki hmmm... jakby to... flirciarz chyba wszystkie podrywa tak naprawde a przy mnie ciagle cos partoli. Niby sie stara a tu ups... wtopa. Raz omal w pysk nie dostal- powiedziala i zasmiala sie na sama mysl. Wstala na moment. - Coz dzieki... nie no co do szczescia to chyba nam byloby za daleko- powiedziala i podeszla do niego. Podala mu butelke- Masz pij
Po chwilce gryfon wyciągnął ponownie z kieszeni paczkę papierosów, i znowu w jego ustach delikatnie tliła się kolejna trucizna, która najpewniej odbierała mu kolejne lata życia... no, ale kto by się tym w tej chwili przejmował. Istotne było to, że jakiś fajfus dowalał się do Kae... a Kame w tej chwili nie mógł kompletnie nic zrobić. -Zakochał się...- Mruknął cicho zaciągając się spokojnie dymem od papierosa. Cóż był facetem i mniej więcej orientował się w tym jak inni faceci reagowali kiedy przy nich znajdowała się ta jedyna i odpowiednia dziewczyna. -Po prostu głupieje przy tobie i nie wie co robić. Przy innych jest mu obojętne to czy się zbłaźni czy nie...a przy tobie widocznie tak nie jest- On sam był swego rodzaju ciapą jeżeli chodziło o sprawy damsko-męskie. Chociaż w jego wypadku wyglądało to trochę inaczej. Normalnie każdego odpychał od siebie. Starał się być tak niemiły jak to było tylko możliwe. Wystarczyło, że pojawiłaby się obok niego jakaś dziewczyna która lubił. Jego zachowanie wtedy ulegało zmianie, i to nawet diametralnie się zmieniało.
Azjatka prawie wybuchnela smiechem na stwierdzenie o zakochaniu sie w niej Cole'a. Przeciez on flirtowal z kazda i zakochanie u niego to watpliwa rzecz przynajmniej na jej wlasne szczescie. Moze tez sama daje mu zle znaki? Kto wiedzial? Coz Kae nie byla brzydka kazdy to przyzna. W koncu podobala sie kilku chlopakom ale co z tego jesli nie chciala nikogo miec jak na razie? Przeciez nie po to wracala by od razu znalezc sobie faceta. - O lepiej nie. Zreszta nie sadze by sie zakochal. Predzej jestem jego ulubionym wyzwaniem ktore bardzo umila mu czas szukania nowej partnerki do zwiazku. Ale nie przeszkadza mi to za bardzo.- powiedziala bardzo spokojnie wciaz.wpatrujac sie w Kame.- Wiesz wydaje mi sie ze ja nie chce byc z kims w zwiazku. Jakos tak nie sadze bym w ogole sie do nich nadawala Wziela lyk whisky i oddala butelke Kame. Coz mogla z nim rozmawiac mimo ze wciaz cos do niego czula. Ze ta milosc nie wygasla. Chyba powinna ale... Sama Kae ja w sobie pielegnowala. - Mowiac kolokwialnie moglibysmy byc przyjaciolmi. To ze sie z nim przytulam na powitanie to juz normalne- mruknela. Coz witala sie tak z kilkoma osobami ale Cole byl jedynym facetem ktory to robil i ktoremu na to pozwslala. - Miedzu nim a mna najwidoczniej toczy sie jakas gra. Ktorej zadne z nas nie wygra
-Ehhhh... tak ci się wydaje- Mruknął cicho i dopił resztkę tego co został w butelce i wstał ze swojego miejsca. Zamachnął się i wyrzucił butelkę w przepaść. Przez chwilę nasłuchiwał, i dopiero w chwili kiedy usłyszał dźwięk tłuczonego szkła spojrzał ponownie na Kae. -Postawiłaś sobie sama jakieś dziwne blokady. Nie każdy człowiek chce ciebie skrzywdzić czy wykorzystać.- Westchnął i potargał lekko jej włosy na głowie. -Pozwól aby ktoś wszedł w twoje serce. Gdybym był inny, najpewniej już dawno chciałbym to zrobić. Spędzić z tobą tyle wspaniałych chwil ile to tylko możliwe. Ale czekanie na mnie może okazać się być bardzo długie. Jeżeli sobie kogoś znajdziesz... zrozumiem to. Chciałbym abyś była szczęśliwa, ale wiem też, że ja ci tego nie mogę dać- Tak bardzo chciał ją przytulić do siebie, ale nie chciał jej też dawać teraz żadnych nadziei. Nie chciał aby ta ponownie sobie wyobrażała zbyt wiele. Wolał pozostawić ją w takiej niepewności jak teraz.