Dziedziniec ten łączy się za pomocą niewielkiego wiaduktu z błoniami. Sam plac jest brukowany, a do tego otaczają go niewielkie kamienne krużganki. Dla tych zmęczonych po całym dniu nauki znajdą się i ławki, acz te niestety przeważnie są zajęte.
Ach te ciężkie życie pięknych wili, które to zamiast narzekać na nadmiar znajomych, ledwo potrafiły znaleźć osoby, które nie były skrajnie zazdrosne o ich urok i potrafiły jakoś tam z nimi wytrzymać. Oczywiście nie mówię o przypadkach, gdy po prostu ktoś na nie leciał. Ale o takich zwykłych relacjach, przyjacielskich. Spójrzmy jednak prawdzie w oczy, kto chciałby mieć za wielkiego, życiowego przyjaciela piękną wilę, która nieustannie skupia na sobie spojrzenia? Jako, że jednak trochę wstyd byłoby narzekać na coś takiego w zamian za nieskazitelny wygląd, tak Fontaine nigdy przenigdy się nie skarżyła. Dzielnie przyjmowała życie takim jakim było! Powinna dostać medal. Kiedy ów dnia zwiała z bardzo nudnych zajęć, by z paczką papierosów i niewielką buteleczką alkoholu rozsiąść się na jednym z dziedzińców, nie mogła się doczekać już wakacyjnego wyjazdu. Prawdę powiedziawszy nic przejmującego poza nim nie planowała. Chętnie pojechałaby do Holandii, ale ostatnio doszły do niej niepokojące słuchy, że coś nie układa się w Dorset. Istniało więc ogromne prawdopodobieństwo, że wolny miesiąc właśnie będzie musiała spędzić z narzekającą na wszystko matką. Hura! Kiedy tylko Eff dotarła na dziedziniec, podeszła w kierunku dwójki krukonów, zajmujących jedną z ławek. Pięknym uśmiechem i ciepłym głosem szybko skłoniła ich, by ów miejsce opuścili, tak by sama mogła je zająć. Co prawda, przez kolejne minuty się w nią uparcie wpatrywali, ale jakoś to zignorowała, zajmując się swoimi sprawami. Fontaine ubrana była krótkie szorty i białą bluzkę (o takie), a swe długie włosy zaplotła natomiast w bardzo niedbały warkocz. Bacznie się rozejrzała, czy czasem jakiś niedobry profesor nie czai się za krużgankami, po czym wyciągnęła z torebki paczkę papierosów, jednego z nich odpalając. Gdy tylko dostrzegła, że nikt nie stoi jej za ramieniem, szybko sięgnęła po swój notatnik i ołówek. Zapominając o całym otaczającym świecie skupiła się na portretowaniu swojego ostatniego super zauroczenia - Adena Morissa! Jeszcze brakowało, by zaczęła tam rysować serduszka, przysięgam! Gdzieś tam w tym samym notatniku, pełnym bardzo chaotycznych obrazów, kryło się kilka przedstawiających kogoś znacznie jej bliższego niż nauczyciel run, lecz do tamtych stron nie wracała. No, może poza tym jednym razem, gdy przypadkiem całkiem niedawno, po tak długim czasie, spotkali się w trzech miotłach. O mało ich nie wyrwała! Ostatecznie sprawnym zaklęciem posklejała te strony, do których to nie chciała wracać. Mądra Ślizgonka.
Merlin chodził po spotkaniu z Cait Pierre jak idiota po zamku, nie mogąc sobie znaleźć miejsca. Najpierw poszedł do pokoju wspólnego, ale tam nie był Effie, ani w sumie żadnego jego ziomka. Bo to święta prawda, jeśli chodzi o męskie towarzystwo, to Faleroy nie miał wielu kumpli, a nawet jeśli to i tak ich podrywał. Co za życie, naprawdę. Nie dziwne, że kuzynostwo mechanicznie zadawało się ze sobą, nieważne jak bardzo czasem Merl irytował Fontaine. Może on był trochę brzydszy (albo mniej piękny raczej), ale to dla niego tym lepiej, a przynajmniej lubił tak mówić. Poza tym jego kuzynka zupełnie nie pociągała, całkiem miło było dla odmiany zadawać się z kimś ładnym, ale zupełnie poza jakimikolwiek ciągotami. W każdym razie wróćmy do biednego Merlina, który uznał, że przyda mu się trochę świeżego powietrza. Okazało się, że to wcale nie był najlepszy pomysł. Powietrze było parne. A Faleroy w długich spodniach i koszuli, jeszcze bardziej się zgrzał. Chciał już zrezygnować z tego spaceru i wrócić do środka, kiedy zauważył Effie siedzącą na ławce. Nie trudno było ją zauważyć, zdecydowanie zwracała uwagę. Ślizgon zbiegł żwawo po schodach, kierując się ku swojej kuzyneczce. Spojrzał ze zmarszczonymi brwiami na jej zeszyt i kiedy tylko stanął nad nią szybko wyjął go z jej rąk, gdy zorientował się, że coś rysuje. Gdyby nie to, że wcale nie był w nastroju do żartów, zapewne miałby właśnie pompę życia. Tak to uniósł do góry brwi, odrzucając zeszyt na ławkę. - Wychodzisz z lekcji, żeby potajemnie rysować Adena Morissa? – zapytał, po czym usiadł obok niej wzdychając ciężko i dramatycznie. Teraz kiedy miała wolne kolana Merl po raz kolejny jęcząc boleśnie, położył swoją głowę na jej udach. - Effie Fontaine, moje życie jest niezwykle ciężkie – oznajmił jej, by dać do zrozumienia, że potrzebuję jej (z pewnością niebywałego i nieocenionego, jak zawsze) wsparcia. - Mam wrażenie, że jestem właśnie prowadzony do ślubnego ołtarza, na dodatek na tyle sprytnie, że nawet tego nie zauważam i trudno mi w jakiś sposób się postawić, bo nie mam podstaw do robienia wyrzutów… chyba… - rozpoczął, kładąc teatralnie rękę na czole i odrzucając z niego przydługie włosy, by te opadły sobie na zgrabną nóżkę Effie. - Przyjdź na mój pogrzeb, kuzynko – poprosił i wyciągnął teraz ręce, by objąć w talii Fontaine, schować głowę w jej białej bluzce i umrzeć, ot co, biedny Faleroy.
Panna Fontaine skupiła się na tyle, by oddać idealnie piękne oblicze nauczyciela historii, że kompletnie nie zorientowała się, gdy nagle ktoś do niej podszedł i brutalnie odebrał jej notatnik, tak że aż wypadł jej z ręki ołówek, tocząc się po dziedzińcu. - Co do cho... - i nie dokończyła, bo w pół słowa wszedł jej kuzyn. Właściwie całe szczęście, że to on się tu pojawił, a nie ktoś inny, ktoś kto mógłby chcieć wykorzystać przeciw niej to nieszczęśliwe zauroczenie Adenem! W pierwszej chwili więc Effka sięgnęła po ołówek, a akurat Merl w tym czasie oddał jej skarbnice rysunków, kładąc ją na ławkę. - To wciąż znacznie lepsze, niż chodzenie na jego lekcje, żeby słuchać o bitwach jakichś goblinów - stwierdziła z lekkim wzruszeniem ramionami. No cóż, rzeczywiście chodziła tam, żeby się na niego gapić. Może dlatego z jego zajęć miała Okropnego? I to chyba dostała go wyłącznie za to, że zawsze jest taka milutka na ów zajęciach i chętnie przy wszystkim pomaga. W tym czasie Faleroy położył swą śliczną główkę na jej kolanach. Mimo więc tulącego się Merla, sięgnęła po swoje rysunki, by szybko schować je w torebce. Nie chciała przecież żeby ktoś inny zauważył co takiego szkicuje w chwilach nudy. - To nic nowego - odparła na ciężkość jego życia, przeciągając lekko samogłoski, bo akurat sięgała do torby i trochę niewygodnie czyniło się jej to, jednocześnie mając na sobie kuzyna. - To cudownie, będę mogła zostać drużbą - odparła odkładając tą torebkę i posyłając kuzynowi pokrzepiający uśmieszek. Nie ma to jak rodzina! A właściwie nawet ją zaintrygowało, kto to ciągnie biednego wila do ślubu, przecież ploteczki to kolejna z jej pasji! Kiedy więc chłopak słodko schował się w jej bluzkę, by umrzeć na jej kolanach, wolną od papierosa łapkę położyła na Merlinowej główce, by jakże współczująco lekko go poklepać, czy jakby pogłaskać, tak czy owak, coś w tym stylu. Effie Fontaine pocieszycielka? Jaaasne, pewnie lepiej nie mógł trafić! - Wolałabym na ślub, mogłabym ubrać ładniejszą sukienkę - westchnęła odnosząc się do jego zaproszenia tym razem już na pogrzeb. - Powiedz mi lepiej, kochaniutki, komu to nie możesz robić tych wyrzutów za próbę usidlenia, której oczywiście wcale nie zauważasz? Och, i powiedź od razu, że nie ma prawdziwie mocnych powodów, by cię zaciągać pod ten ołtarz - dodała pośpiesznie. Co by od razu wyjaśnić, że sprytny plan tej tajemniczej dziewczyny nie polega na małżeństwie ze względu na ciążę, czy coś równie strasznego! Aż podejrzanie spojrzała na kuzyna, jakby szukała po nim oznak, że może być przyszłym ojcem (bo pewnie świetnie byłoby to po nim widać, oczywiście Fontaine).
Jak to brutalnie, wcale nie brutalnie, po prostu niespodziewanie, dlatego mogło to tak wyglądać. Swoją drogą ciekawe czy Effie znała jakieś zaklęcia, żeby ożywiać potem te swoje piękne rysunki i sprawiać, że Aden całował Ślizgonkę przynajmniej na papierze. Merlin z pewnością oddałby się tym rozważaniom i zaczął ją wypytywać, gdyby nie jego podły, niesamowicie podły nastrój. Więc miała szczęście, bo inaczej zacząłby przeglądać te wszystkie obrazki, a potem na pewno wykorzystałby wszystko przeciw niej. Mwahaahah. - Skoro tak mówisz- zgodził się potulnie Merlin, tylko dlatego, że chciał się jak najszybciej oddać swojej rozpaczy, więc nie chciał kontynuować problemów Effie na temat nudy na lekcji, kiedy jego życie tutaj jest na szali, ach biedny, piękny wil. Poza tym on sam nie rozumiał, czemu miał Okropnego z Tajników Kosmosu, niewiadomo dlaczego, bo przecież to był jeden z jego ulubionych przedmiotów, takie patrzenie w niebo i nazywanie gwiazd. Póki co był przekonany, że poszło mu świetnie. Zignorował jej pierwsze słowa, a na zapewnienia, że zostanie drużbą, jęknął tylko, co zostało stłumione teraz przez materiał bluzki Effki. I od razu lepiej mu się zrobiło, kiedy ta niezbyt czule, ale zawsze jakoś, pogłaskała go, czy tam poklepała po głowie. Prychnął, gdy usłyszał coś na temat sukienki. Jak dla niego mogła przyjść zarówno na jego ślub, jak i pogrzeb w worku na śmieci. - Ciemnoskóra dziewczyna z naszej drużyny Quidditcha. Cait? – powiedział, próbując od razu przybliżyć kuzynce o kim mówi. Zaś kiedy zapytała o mocne powody, na początku nie zrozumiał o co biega. Dopiero kiedy przekrzywił głowę, oddalając się odrobinę od niej, by móc zobaczyć jej wyraz twarzy, zrobił oburzoną minę. - O co chodzi z tą ciążą, jak jeszcze ktoś mi o niej powie to w końcu wykracze – mruknął, przypominając sobie, że Pierre wzywając go, również powiedziała coś właśnie na temat ciąży. Merlin ojcem, przeboski plan. - Nie ma powodów. Po prostu nie wiem czy ci wspominałem, ale spałem z nią po którymś meczu Slytherinu. Jest dobra w łóżku, więc polecam. Potem poszliśmy kiedyś na imprezę, gadaliśmy parę razy… A teraz właśnie zaprosiła mnie, żebyśmy spędzili wakacje w jakimś jej domku w… Nantes? Nie wiem gdzie to. Wspólne poranki, wspólne popołudnia, wspólne wieczory… - tłumaczył jej wszystko Faleroy. W międzyczasie ułożył się tak, że teraz gapił się już w niebo, a obejmował ją tylko jedną ręką, drugą mógł swobodnie gestykulować w czasie swojego monologu. Przy ostatnich słowach naśladował trochę ton głosu koleżanki ze Slytherinu, by Effie ogarnęła, że to ona tak zachęcała go do wyjazdu. - Nie to, że mam coś przeciwko, to fajna dziewczyna, serio, ale ten… - bełkotał teraz i w zasadzie nie wiedział co powiedzieć, więc wzdychając zasłonił oczy ręką, w kolejnym dramatycznym geście. - Co o tym myślisz? – wyjęczał odsłaniając jedno oko, by między palcami zobaczyć jej reakcję.
Temat rysunków został przez oboje znacznie ucięty, dalsze rozmowy na ten temat nie miały obecnie większego sensu, bo żadne z nich chyba nie chciało teraz o tych bohomazach dyskutować. A Eff już na pewno nie chciała gadać o tych, co kryły się pod sklejonymi kartkami. I tak, różne super zaklęcia na rysunki znała, tylko pozostawała kwestia tego, czy umiała coś narysować na tyle dobrze, by to potem fajnie się ruszało. Ale dobra, zostawmy te kwestie na ich pogaduszki innego dnia! Dziewczyna z pełnym zamysłem zmarszczyła lekko czoło przypominając sobie ja owa Cait wygląda. Nie było to aż tak trudne, w końcu ile ciemnoskórych dziewczyn mieszkało w Slytherinie? Pokiwała więc głową, gdy Merlin o niej wspomniał, jakby na potwierdzenie, że tak, pamięta te pasjonujące historie o ich łóżkowych szaleństwach, których to opisywania wcale jej nie oszczędził. - Nic już o dzieciach nie wspominam! Nie popieram przedwczesnego zakładania rodziny - akurat zgodziła się, że ciąży lepiej nie wykrakać. Bo chociaż lubiła być złośliwa dla kuzynka, to nie życzyła mu problemów z dzieckiem, które mogłoby się narodzić. Poza tym, miała absolutną świadomość, że Faleroy nie sprostałby temu wyzwaniu. - Och tak, przypadkiem coś wspominałeś. - Skomentowała jego niepewność, czy już o niej mówił, czy nie mówił. Na jego polecenia Pierre do sypialni uniosła tylko brwi w lekkim zaskoczeniu, zaciągając się zaraz papierosem. Jasne, na pewno powinna spróbować, skoro jej kuzyn tak poleca. Na Slytherina! Całe szczęście wizja seksu z dziewczyną szybko się od niej oddaliła, gdy tylko kuzyn zaczął dalej nawiązywać do tajemniczego zaciągania pod ołtarz. Początkowo Fontaine zagryzła usta, by nie uśmiechnąć się szeroko, gdy słyszała, jak jakaś Ślizgonka zastawiła sidła na biednego Faleroya. Ale na końcu, po tym jego dramatycznym geście już nie wytrzymała i po prostu posłała mu wesolutki uśmieszek. - Nie no, nie marzą Ci się te wspólne poranki, przedpołudnia, południa, popołudnia, wieczory i noooce? Wszystkie z tą samą dziewczyną? Tak dzień w dzień? Moglibyście się bardzo dokładnie poznać, na wylot wręcz. - Zadrwiła sobie odrobinkę z niego, doskonale domyślając się, że jej rozwiązły kuzyn ostatnie o czym marzy to spędzenie całych wakacji z jedną i tą samą osobą. Kiedy tymczasem jako piękny wil mógł pojechać do dowolnego miasta i część jego mieszkańców zdobyć bez specjalnego wysiłku. - Myślę, że po wspólnych wakacjach będziecie piękną, zakochaną parą spędzającą ze sobą każdą wolną sekundę - dodała na koniec łapiąc jego dłoń, by rzec te słowa z prawdziwym uczuciem. Zupełnie jakby mu demonstrowała, jak to będą wyglądać jego przyszłe rozmowy z Cait Pierre. - Ale ślubem się nie martw, to może dopiero za parę lat!
W końcu tu się dzieją dramaty życia, kto by chciał gadać o bazgrołach (hehe) Effie Fontaine. Więc całe szczęście, że Merlin nie zaczął przeglądać i wypytywać o te kartki, chociaż ten kto pisze post z przyjemnością by o to popytał. Głupi Faleory. No dobrze, więc to zostawmy, bo Fonatine udało się niebywale sprytnie skojarzyć nazwisko z wyglądem. No cóż, niestety, albo stety, jak kto lubił, nie wiem jak Effie, Merlin rzadko kiedy żałował jej szczegółów. Wszak ona ostatnio ma tak marne życie erotyczne, że na pewno z przyjemnością tego słuchała tak naprawdę! Kiwnął jedynie głową, by uciąć temat o dzieciach. Brrr. Okropne, naprawdę. Faleroy za nic nie byłby dobrym ojcem Pewnie nawet za trzydzieści lat będzie takim samym pacanem jak teraz, który będzie przychodził do kuzynki, by położyć swoją głowę na jej kolanach i wzdychać nad swoim teoretycznie ciężkim losem. Więc tak się jej wyżalał, opowiadając historię życia, przy okazji rozdając dobre rady i oczekując reakcji Effie. Kiedy zajrzał zza palców, zobaczył, że ta się bezczelnie śmieje, z jego tragedii. - Oczywiście, że mi się marzą, ale póki co nie jestem na to gotowy - powiedział obrażonym tonem, bo tak sobie z niego kpi, kpi, a Merlin wciąż się łudził, że kiedyś będzie ktoś kogo pokocha na wieki wieków! Mruczał jeszcze coś pod nosem, że kiedyś na pewno spotka taką niesamowitą osobę i wcale nie jest rozwiązły aż tak, nie wiadomo po co wmawiając im coś w co żadne nie wierzyło. Zaprzestał jednak tych mruczanych nonsensów, bo jego kuzynka zupełnie mu nie pomagała. Niecierpliwie zabrał jej swoją rękę, prychając jak niezadowolony kot. - Miałaś mi powiedzieć co o tym myślisz i dać znać czy nie przesadzam, a nie siedzieć i się ze mnie wyśmiewać. I na dodatek próbuje mnie obrazić ktoś kto rysował serduszka wokół swojego nauczyciela parę minut temu - powiedział lekko oburzony Merlin i nawet przestał ją obejmować, bo co to ma być za pomoc, co? A co do jego wypowiedzi na pewno nie przesadza, gdzie tam. Chyba chciał dodać jakąś kolejną mądrą myśl, ale na ich ławce wylądowała grzecznie sowa. Wil spojrzał na zwierzątko i podniósł się z kolan Effki, widząc, że to do niego. Rozłożył kartkę, niespecjalnie starając się, żeby Effie nie mogła przeczytać. A nawet z kolejnym dzisiaj westchnieniem odłożył papier na jej kolana, po czym podniósł jej niebywale drogą torebkę, by wyjąć z niej ołówek, który wcześniej pisała i wyrwać jakąś kartkę bez Adena Morrisa z jej zeszytu.
Fontaine chyba miała pełną świadomość, że jej kuzyn na wieki już pozostanie takim pacankiem, bo uważała, że ten po prostu nigdy nie nada się do założenia rodziny. Oczywiście mogła się mylić, wróżka przecież z niej była beznadziejna. - Im szybciej to nastąpi, tym mniejsze prawdopodobieństwo, że niechciany zostaniesz zaciągnięty pod ten ołtarz - westchnęła nad tym ciężkim Merlinowym losem. Właściwie podobałoby się jej, gdyby tak jej kuzyn postanowił pozostać przy jakiejś osobie na dłużej. Wiadomo, może nie teraz, czemu miałby nie korzystać z życia, ale jednak za parę lat byłoby to miłą odmianą. Niestety wiary jej brakowało, że rzeczywiście pewnego dnia, jej szalony kuzyn założy piękną rodzinę, rozpocznie pracę w ministerstwie i będzie świetnym mężem, czy tam ojcem też. - Nie śmiej się z moich Adenowych serduszek! Przynajmniej się powstrzymuję, żeby nie pójść do jego gabinetu w odwiedziny. Myślę, że to byłaby większą tragedią, niż samo rysowanie - odparła z lekkim oburzeniem. Bo ona tu dzielnie walczy, żeby nie wywołać skandalu, nie zacząć sypiać z nauczycielem, a on śmieje się z jej rysunków, co za niedobry kuzyn! Na krótką chwilę tak się oburzyła, że zajęła się tylko i wyłącznie paleniem papierosa, a raczej jego dokańczaniem. Jednocześnie uznając, że już nic nie powie Merlinowi! Gdzieś w tym właśnie momencie przyleciała do nich sowa i ciekawość Effki zwyciężyła. Lekko się przechyliła co by ujrzeć treść listu, na którą to po prostu westchnęła. - Zaprasza Cię na wspólne wakacje, na wspólne imprezy, na wspólny bal. Po wakacjach Cię zaprosi na wspólne spędzenie najbliższych miesięcy, a jak nie odkryje w tym czasie, że jesteś nieznośny i rozwiązły, czego nie wiem czemu jeszcze nie zauważyła, to zaprosi Cię na wspólne mieszkanie, życie czy coś tam takiego - odparła wyrzucając papierosa pod nogi, zaraz po tym, jak Faleroy już wysłał jej odpowiedź. Tym razem spojrzała na swojego uroczego kuzynka już bez złośliwości, a po prostu niemal z troską! - Wiem co mówię. Znam dziewczyny i wiem, że chciałyby przy sobie zatrzymać pięknego prefekta Slytherinu. Tym bardziej jeśli pozornie jest to niewykonywalne. - Ach, nawet mówiła trochę o sobie. Znaczy nie w przypadku Merlina! Tylko, że ogółem też zawsze miała słabość do osób, które ciężko było jej osiągnąć. Właściwie trochę ją dziwiło, że Merlin ma tu pewne wątpliwości, czy czasem nie wyolbrzymia. Jakich jeszcze potrzebował dowodów, pierścionka zaręczynowego od Cait Pierre?
No dobra, dajcie spokój wiadomo, że Merlin nigdy nie będzie miał żonki, dzieci i szczęśliwej rodzinki. Nawet jeśli będzie miał to daję mu maks pół roku, a potem zacznie płakać, upijać się jeszcze bardziej i umierać gdzieś po kątach mieszkania, aż w końcu wyjedzie i nigdy nie wróci. Ale w tej chwili pokiwał tylko głową na jej słowa posłusznie, robiąc smutną minę, jak ktoś załamany, że nie może znaleźć swojej drugiej połówki. Nie wiem w jaki sposób znowu przywróciłam temat bazgrołów Effie, ale Faleroy tylko prychnął na jej słowa pełne oburzenia. I zignorował jej wymowne milczenie, całe szczęście przerwane sową. Wyjął z jej torebki zeszyt i na początku, sierota pewnie położył go źle, albo zaczął ze złej strony szukać pustej kartki, bo zamiast na czyste strony trafił na jakieś sklejone kartki. Fontaine akurat czytała list, więc ten zaczął przeglądać ze zmarszczonymi brwiami kogo tam rysowała, oprócz Morrisa. Spojrzał tylko na swoją kuzynkę wymownie, po czym bez słowa wyrwał czystą kartkę do której dotarł. Nabazgrał ołówkiem odpowiedź i wsadził do mordy sowy, odsyłając ją z powrotem do Cait. Kiedy wsadzał z powrotem przybory Effki, zobaczył niewielką buteleczkę alkoholu, podniósł zdziwiony brwi, wyjmując ją. - Problemy alkoholowe to u nas rodzinne? – zapytał, po czym odkręcił sobie to co tam miała, próbując łyk czy dwa. – Po co nosisz to w torebce? Coś jest nie tak? – dodał przyglądając jej się podejrzliwie. Przecież to perfekcyjna Effie Fontaine, po co nosi małe butelki, by upijać się samotnie. Merlin to robił od tak dawna, że sam przestał zwracać uwagi na takie niuanse to, że powinien mieć zawsze towarzystwo, ale ona? Ach, ten uroczy Faleroy, który martwi się swoją kuzyneczką. - Hej, nie jestem nieznośny, jestem uroczy – powiedział z pretensją na jej oskarżenia, ale po chwili zamyślił się nad jej słowami. – Ciekawe, że w ogóle jej nie przeszkadza to jak podoba mi się też ktoś inny. W sumie myślałem czy nie zaprosić Ioannisa na bal… Ale to dziewczyny zapraszają chłopców… Więc na upartego to on powinien zaprosić mnie, biorąc pod uwagę sex, nie sądzisz? – filozofował Faleroy, uśmiechając się radośnie na to stwierdzenie i poruszając brwiami. Wypił jeszcze łyczek jej alkoholu i poczęstował ją grzecznie. - Ty też pewnie próbujesz zatrzymać mnie przy sobie, co? Udawania siostropodobnej kuzynki to twoja taktyka? – zapytał robiąc bardzo seksowną minę. Chociaż cała sytuacja nie wyglądała różowo, póki co Faleroy się cieszył, że zdaniem Fontaine wcale nie przesadza! Czyli jednak nie był królem dram, tylko rozważnym i zapobiegliwym chłopcem, oj tak, tak.
Ani drobnym słowem się nie odezwała, gdy Merlin posłał jej tak wymowne spojrzenie, po tym jak podejrzał co takiego kryje się na sklejonych kartkach. Właściwie chyba nie trzeba było tu niczego mówić, albo Eff nie chciała na ten temat się wypowiadać. Postanowiła przemilczeć sprawę i zamieść ją pod dywan. A tak już abstrahując, czemu ten niewychowany wil podglądał jej rysunki?! Miał wyrwać kartkę i odłożyć notesik na bok, a nie podziwiać jej tragiczne prace! Och, ale to nie koniec odkryć, potem Merlin najwyraźniej postanowił sprawdzić zawartość jej torebki trafiając na jej malutką, po prostu drobniutką buteleczkę alkoholu (gotową w każdej chwili do powiększenia zaklęciem!). Na to już ciężko westchnęła przewracając oczyma, by po tym jak sam upił, odebrać od niego alkohol, którego to też zabrała niewielki łyk. Niestety nie mogła powiedzieć, że wymyśla bzdety, bo takie zapasy nosi na jakieś badania, eksperymenty, czy coś tam. - Na pewno nie po to, żebyś miał mnie o co wypytywać - odparła z oburzeniem, bo jak to tak, no jak to tak, żeby kuzyn ją tu męczył takimi niewygodnymi pytaniami? I litości, jaka z niej była perfekcyjna Effie Fontaine? - Może nasza prababka była starą pijaczką - uznała w końcu znacznie mniej poważnie, gdy trochę ochłonęła i foch jako tako jej choć minimalnie minął. Och nie było z nią aż tak źle, już nie przesadzajmy. Po prostu parę razy upiła się dość mocno, dość mocno zapominając co w tym czasie robiła. Czasem też gdzieś tam piła jak się jej nudziło i rzeczywiście, wcale nie potrzebowała do tego grona przyjaciół, ale nie zdarzało się to aż tak regularnie. Na Slytherina, nie była jeszcze swoim kuzynem, heh! - Nic się nie dzieje, doskonale wiesz, że to zapewnia świetne samopoczucie, a w tym przygnębiającym zamku nie tak łatwo o nie - powiedziała posyłając mu nawet uśmiech zapewniający o tym, że wszystko jest wyśmienicie! Przeboleje złamane serducho to przestanie popijać po kątach, taka prawda. Co by kuzynek się o nią nie martwił potargała odrobinę jego jaśniutkie włosy i nawet nie zaprzeczyła gdy uznał, że jest uroczy. A niech mu będzie! Kolejnych słów już słuchała zajmując się przydeptywaniem pozostałości po swoim papierosie, tymi pięknymi, błękitnymi bucikami, które to jej kuzyn już dawno powinien pochwalić. Aż westchnęła ciężko zastanawiając się dlaczego jej kuzyn jak wszyscy ludzie, nie oszczędza jej tak pikantnych szczegółów. Naprawdę nie interesowało ją kto był stroną dominującą podczas jego seksu, na Slytherina! Ostatecznie jednak gdzieś tam rozumiała, że bierze się to z tego, że są swoimi najlepszymi kumplami i poza tym ich grono bliskich ziomków, z którymi nie romansują, nie jest zbyt imponujące. - Jeśli to, kto tam rządził, ma takie znaczenie, to czekaj na zaproszenie! Chociaż chcę Ci przypomnieć, że już masz parę na bal - posłała mu jeszcze jeden uśmieszek, co by czasem nie zapomniał, że właśnie dał się zaprosić swojej przyszłej żonie. Kiedy natomiast usłyszała jego kolejne słowa sugerujące, że niby próbuje rwać Merla aż mocno się skrzywiła. Nie żeby uważała, że jej kuzyn jest nieładny czy coś, ale... litości, to był jej kuzyn. Patrząc na to jak żyli, to określenie "brat" nawet bardziej pasowało. A fefefe, aż odepchnęła go rączkami nieco od siebie, co by się odsunął od niej. - Ja ciebie wcale nie muszę zatrzymywać przy sobie i tak zawsze będziesz przychodzić, żeby mi opowiedzieć o swoich podbojach łóżkowych i o tym, kto znów jest dla Ciebie okropny - westchnęła w końcu. Choć to w jaki sposób Merlin pozostałby przy Fontaine absolutnie nie miało nic wspólnego z tym w jaki sposób chciałaby go przy sobie zatrzymać Pierre! A tak swoją droga, to rzeczywiście, Eff przyznała, że Merl nie wyolbrzymia, że nie dramatyzuje, że jest rozsądny... tylko, że w ich spojrzeniu na ten problem istniała inna rozciągłość czasowa. Merl pewnie spodziewał się tego ślubu lada dzień, Eff raczej zwiastowała go najwyżej za parę lat!
W tym roku zapracowanemu Cyrilowi nie udało się dotrzeć na ani jedne zajęcia. Do Hogwartu wrócił dopiero poprzedniego dnia wieczorem, a dziś musiał wyjątkowo nadwyrężyć swoje charyzmatyczne zdolności, by zaliczyć przynajmniej dwa przedmioty z czterech. Z Magią Sztuki nie miał problemu, nauczyciel Złożonych Zaklęć pozwolił mu na krótki pokaz umiejętności - niestety pozostali okazali się bezduszni. Prowadzący Teatr Czarodziei upierał się, że obecności są najważniejsze, a nauczyciel Zaawansowanych Mikstur fuknął tylko, że na każdy przyrządzany na zajęciach wywar trzeba było poświęcić co najmniej dwa tygodnie ciężkiej pracy. Nie załamał się jednak umiarkowanym sukcesem w tych kwestiach - wciąż rozpierała go euforia spowodowana innymi zwycięstwami. Ostatnie miesiące spędził we Francji, gdzie wraz ze swoją nikczemną szajką wymienił połowę dzieł z Luwru perfekcyjnymi, wykonanymi przez niego podróbkami. Skłonił się nauczycielowi Zaawansowanych Mikstur, który wydawał się wyraźnie podenerwowany lekceważącym stosunkiem Cyrila do zajęć... jak i pewnie tym, że chłopak wyraźnie obnosił się ze swoim aktualnym bogactwem. Na dodatek miał na sobie mugolski garnitur (w trakcie wymieniania szafy wyrzucił wszystko, co stare, w tym wszystkie szaty - musiał wybrać się wkrótce na zakupy!) o równowartości jego dziesięcioletniej pensji. Wykładowca odszedł, mamrocząc coś pod nosem, a Cyril obrócił się i sprężystym krokiem podążył do wyjścia prowadzącego na dziedziniec. Z kieszeni wyjął srebrną papierośnicę, która otwierała się z cichym, przyjemnym kliknięciem. Pomacał drugą i z zaskoczeniem zarejestrował brak różdżki. Wzruszył ramionami - prawdopodobnie zostawił ją w sali Złożonych Zaklęć. Na dziedzińcu unosił się jednak delikatny zapach, sugerujący, że ktoś niedawno tu palił - albo wciąż to robi. Z aktualnej pozycji nie był w stanie zauważyć, kim jest owa osoba, ale usłyszał rozmowę zduszoną przez dystans; nie dało rozróżnić się barwy głosu ani słów. Gdy zaczął zbliżać się do źródła dźwięków, minął zasłaniające mu wszystko kolumny (czy jakkolwiek, właściwie nie wiem dokładnie, gdzie siedzą, ale ćśś) i odsłonił się przed nim prawdziwie bajeczny widok. Dwójka jego wilowatych, niewdzięcznych przyjaciół siedziała tyłem do niego i gawędziła w najlepsze. Nie mógł powstrzymać szerokiego uśmiechu, chociaż jasnowłose cuda natury zupełnie zapomniały o jego istnieniu i nie odpowiedziały na żaden list! Nie podejrzewał, oczywiście, że cała jego korespondencja była przechwytywana (tu kroi się większa, przestępcza intryga, nie teraz). Musiał chwilę zastanowić się, czy przeważa w nim radość z ponownego spotkania czy rozczarowanie wynikłe z zaniedbania relacji. Zbliżywszy się wystarczająco, dosłyszał jednak ostatnie słowa Effie, więc rozwiązanie nasunęło się samo. - Jaki bal? - zapytał, stając tuż za nimi, sięgając po różdżkę Merlina i odpalając sobie papierosa.
No przecież sklejone zaklęciem kartki? Chyba każdego by zainteresowało co tam jest, a Merlin niezbyt dbał o zasady savoir vivru przy Effie. Co chyba było widać, szczególnie po tym, jak gruntownie przeszukał jej torbę (no dobra trochę przesadzam) i znalazł butelkę alkoholu. To mogłaby ją chociaż już powiększyć tym zaklęciem, bo przecież Faleroy nie był na tyle zdolny czy sprytny, żeby to ogarnąć. - Jestem twoim kuzynem, więc martwię się o ciebie, to chyba jasne – powiedział równie oburzony co ona. Co chwilę się na siebie oburzali w trakcie tej rozmowy, przeurocze. Ale to co mówił jest świętą prawdą! Może zapomni o jej problemie po paru minutach, ale póki co był tym bardzo zaoferowany. W każdym razie uśmiechnął się krzywo na jej przypuszczenie na temat babci. Pijana wila hasająca sobie po świecie, akurat w okresie pierwszej i drugiej wojny światowej, to chyba jasne, że z takim przodkiem nie mogłoby wyjść nic dobrego! I jeszcze nie była swoim kuzynem, ale jak widać niewiele jej brakowało! Dlatego coś średnio jej wierzył w te uśmieszki i uspokojenia. Merlin zerknął na torbę gdzie spoczywał jej podejrzany notatnik, kiedy ta targała jego włoski, po czym wbił w nią podejrzliwe spojrzenie. Cóż jednak mógł zrobić! Co najwyżej wypić jej alkohol, żeby sama póki co nie miała, więc tym się właśnie zajął. - Jasne – mruknął w końcu, bo niestety nie umiał za dobrze moralizować. I Effie musi mu wybaczyć brak ogarnięcia jeśli chodzi o buty, może jakiś inny jej przyjaciel to ogarnie! Jasne, jasne nie interesowało ją! Taka była z niej plotkara, że pewnie uwielbiała tak naprawdę tego słuchać, wyobraźnia działa i takie tam. - Ciężkie jest życie – westchnął po raz kolejny, spoglądając nostalgicznie gdzieś tam, gdzie poleciała sowa jego partnerki na bal. Szybko jednak otrząsnął się z tego, bo zaczął się przyjemnie śmiać, widząc minę swojej kuzynki i jej próby odepchnięcia go od siebie. - Więc można powiedzieć, że… - Effie jednak nie było dane cóż tym razem Merlin chciał powiedzieć, bo wil poczuł jak ktoś wyjmuje mu różdżkę z tylnej kieszeni, gdzie pewnie była i natychmiastowo się odwrócił z oburzeniem na twarzy, nie rozpoznając na początku znajomego głos, tak przejęty faktem odebrania jego broni. Kiedy jednak zorientował się kto postąpił tak haniebnie Faleroy uśmiechnął się szeroko i wstał szybko z miejsca. - Cyril! – powiedział radosny wil i przekroczył ławkę, by objąć swojego super ziomka i trzymać go przez chwilę w ramionach, klepiąc po plecach i kładąc na chwilę głowę na jego ramieniu. Kiedy jednak chwila euforii minęła Merlin przestał go przytulać i skrzywił się lekko, odsuwając go na odległość wyciągniętych rąk. - Gdzie cię wcięło na cały rok, oszalałeś? – ofuknął go ze zmarszczonymi brwiami. Jednak nie trwało to długo, bo przecież najważniejsze, że teraz był! Spojrzał na Effie jakby miał zaraz zawołać „Patrz to Cyril!”, ale nawet on się zorientował, ze to byłoby idiotyczne. Powrócił więc do swojego ziomka i zmierzył go wzrokiem. - Rabowałeś banki, że teraz wozisz się w takich ciuszkach? – zapytał, nie mając pojęcia, że nie był aż tak daleko prawdy jak myślał i obchodząc go dookoła. Jak na niezbyt delikatnego człowieka przystało, nawet zajrzał na jego metkę w garniturze. Faleory przez jakiś czas mówił, że zostanie projektantem mugolskiej mody, więc przez jakieś trzy tygodnie kiedy ten pomysł wydawał się niesamowity, teraz przynajmniej potrafił stwierdzić, że Delvaux wygląda, hm, bardzo drogo. - Bal na zakończenie roku szkolnego, idziesz? Niestety nie możesz nikogo zaprosić, bo to panie proszą panów i pewnie o tobie już nikt nie pamięta. Mnie zaprosiła moja przyszła żona… A ty Effie kogo zapraszasz, Adena Morrisa? Effie się w nim kocha. – paplał wesoło Faleroy, okrążając jeszcze raz Cyrila, odbierając mu papierośnicę i swoją różdżkę, by również sobie zapalić i na koniec zarzucając ramię na przyjaciela, spoglądając na swoją kuzynkę.
W pewnym momencie, gdy butelka już do Fontaine ponownie wróciła, wila zgrabnie rzuciła na nią zaklęcie powiększające, przywracając ją tak naprawdę do pierwotnej wielkości. Oczywiście, to było bardzo milutkie, że kuzynek się o nią martwił, ale tak naprawdę cóż ona miała mu tu teraz powiedzieć? Trochę ostatnio sobie odpuszczała częściej, trochę mniej poważnie do tego wszystkiego podchodziła, trochę szukała zabawy, gdzie absolutnie nic się nie działo. Tak w gruncie rzeczy, to myślę, że Eff wolała już pikantne opowieści swojego kuzynka, niż nudne opowiastki o dziewczynach z innych domów. Przynajmniej zawsze miała zagwarantowane, że gdy spotka się z Merlinem nie będzie słuchała opowieści ala Obserwatorowe newsy z dupy, tu przynajmniej rzeczywiście było o czym plotkować! Ostatecznie jednak blondwłosa nie dowiedziała się co można powiedzieć, co Merlin chciał dodać na temat jej ostatniej wypowiedzi bo urwał w połowie słowa. Niemniej jednak tak się zasłuchała, oczekując jego słów, że ani nie zauważyła, iż ktoś niespostrzeżenie się do nich zakradł. - Cyril! - Niemalże pisnęła jak dziecko, zauważywszy któż do nich dołączył. Kiedy ostatni raz się widzieli, kiedy ostatnio ze sobą rozmawiali, czy chociażby wymieniali listy? Jako, że jej kuzyn od razu rzucił się na szyję ich przyjaciela, tak Fontaine uznała, że nie będzie się tam na razie dopychać, a w międzyczasie uważnie przyjrzała się Belgowi. Rzeczywiście wyglądał bogato, ubrania które miał na sobie na pewno nie wyglądały na zwykłe ciuszki z sieciówek. Jedyne co przyszło blondwłosej do głowy, to że chłopak pewnie ostatnio sprzedał wiele pięknych obrazów. Że też biedaczka nie zdawała sobie sprawy, że jej przyjaciel jest tak znakomitym fałszerzem! - Przysłużył Ci się ten wyjazd - powiedziała uśmiechając się do niego, gdy Merl był zajęty oglądaniem metki, czy czymś takim. Wyciągnęła rączkę w kierunku Ślizgona, by usiadł przy nich na ławeczce. - Siadaj z nami i opowiadaj co robiłeś tak pasjonującego, że zupełnie o nas zapomniałeś - dodała jeszcze, co by sobie nie myślał, że wybacza to zapomnienie o swych pięknych wilach! W międzyczasie zaczęła jeszcze przeglądać swoją torebkę, bo kiedy chłopcy tak palili, to i ją naszła chęć na zaciągniecie się papierosowym dymem. I mniej więcej w tym momencie dotarły do niej słowa jej bardzo bezmyślnego kuzyna. Czy ona chciała żeby cały świat wiedział o jej drobniutkim zauroczeniu Morissem? No litości! Tak się zdenerwowała, że aż rzuciła w Faleroya jakąś pomiętą, kartką z lekcyjnymi notatkami, którą akurat miała w torbie. - W nikim się nie kocham i na pewno nie zapraszam, żadnego profesora na bal! - Burknęła obrażona, skupiając spojrzenie na wnętrzu swojej torebki, co by nie było widać jak jej głupio z powodu tego przeklętego Adena. Właściwie kogo ona zaprosi? Myślała o tym raz czy dwa, ostatecznie nic nie potrafiąc zdecydować. - Angusa? - Zapytała sama siebie i swych towarzyszy, spoglądając na nich jakby mieli odpowiedzieć jej na tą propozycję. Nie była nawet pewna, czy oni go w ogóle znają. Chociaż, przypuszczam, że Fontaine musiała wspominać swojemu kuzynowi z kim się przyjaźni. - Myślę, że jego - dodała jeszcze, już wcale nie czekając na odpowiedź, a podsumowując, że w sumie taki wybór chyba podejmie. Co prawda nawet nie była pewna czy Angus nie wybiera się na bal z jakąś inną dziewczyną, no właśnie, może powinna była do niego napisać, może najwyższy czas? Coś nie miała do niego ostatnio szczęścia, a i brakowało jej jego towarzystwa. Tym chętniej więc nadrobiłaby ów brak wspólnym balem.
Okazało się, że wcale nie potrafi być zły ani obrażony na wilowatą dwójkę. To pewnie wszystko przez te ich genetyczne sztuczki. Na pewno przekonałby nauczycieli do zaliczenia mu przedmiotów, gdyby dysponował arsenałem takowych. Uśmiechnął się, odwzajemniając uśmiech Merlina i pozwalając przez chwilę obmacywać się po kieszeniach, metkach przy karku i takich tam. - Parę intratnych zleceń - rzekł z przerysowaną tajemniczością w głosie i teatralnym gestem rozglądając się wokół, co by upewnić się, że nikt nie słucha. - Gdybym wiedział, że was tutaj spotkam, to wziąłbym ze sobą wasze prezenty - dodał. Przemilczał chwilę, by dać im czas na zastanowienie się nad tym, co też mógłby im przywieźć i przypomnienie sobie, że jego prezenty nie należą do mało oryginalnych. Porzucił szybko pomysł dokładnego opowiadania o tym, co robił. Po pierwsze dlatego, że niewiele mógł im powiedzieć ze względu na nielegalny charakter jego pracy, po drugie dlatego, że wersja przeznaczona dla uszu niewtajemniczonych była bardzo nudna, po trzecie - bo jego własnych uszu doszły właśnie jakieś pikantne plotki. Najwyraźniej wiele go ominęło podczas tej długiej nieobecności, czego nie omieszkał stwierdzić na głos. - Oczywiście wiedziałbym to i owo, gdybyście odpisywali przynajmniej na moje listy... - dodał, kładąc nacisk na drugą część zdania i mrużąc gniewnie jasne ślepia. Zaraz jednak rozchmurzył się i uwalił się na ławce, pociągając za sobą niepodległego prawom grawitacji, chudego Merlina. - Jaka przyszła żona? - zapytał, wbijając spojrzenie w ćwierć-wila. - Nie pozwalam - dodał, nie czekając na odpowiedź. Od razu odwrócił też głowę w stronę Ślizgonki. - Jaki romans z nauczycielem? - oburzył się. - Nie pozwalam - zarządził. Po czym pozwolił górnej części tułowia opaść i położył łeb na kolanach Effie. Pokręcił jeszcze nim chwilę, żeby pokazać im, jak bardzo zawiedziony jest tym swawolnym zachowaniem. Przy okazji przez myśl przemknęło mu pytanie, czy faktycznie pójdzie na ten bal, a jeśli tak, to z kim? Jego dziewczę dawno zaginęło w odmętach czasu albo jeziora, z resztą osób kontakt miał jeszcze bardziej zaniedbany... a może by wziąć udział w tym cholernym losowaniu? Ostatnio wszakże nawet nie podszedł do swojej partnerki, znajdując w międzyczasie lepsze towarzystwo. Zaciągnął się głęboko, mrużąc oczy i marszcząc brwi, co było wyraźną oznaką ciężkich i poważnych rozmyślań. Potem spojrzał na szyję Effie i złapał drugą ręką jej warkocz, który to zaczął lekko pociągać. Bez żadnego wyraźnego celu, chyba po prostu lubił jej włosy. - Nie wiem - jęknął tak marudnym głosem, że przebił (no, prawie) (ok, nie, to niemożliwe) gderliwy ton Merlina, gdy ten narzekał.
To wielka szkoda, że Effie nie podleciała do nich, by się z nimi witać, naprawdę, wyglądaliby pewnie niesamowicie uroczo i wzruszająco, niczym spotkanie trójki (?) kochanków po latach. - Parę zleceń, które zajęły ci cały rok?- wyburczał Merlin na jego słowa, zakładając na chwilę ręce na piersi. Przecież jego przyjaciel zniknął na cały rok, przydałoby się chociaż byle jakie, nawet mdłe wytłumaczenie na to co robił. Jaka szkoda, że nie mógł im powiedzieć czym tak naprawdę się zajmuje! Faleroy z pewnością zaoferowałby się jako jego pomocnik! Pewnie co najwyżej na parę tygodni, bo co miałby niby robić ze swoimi dwoma lewymi rękami i niezbyt dyskretnym wyglądem. Chyba, że rzucać uroki wilowe na jakich wrogów, czy jakiś pracodawców, nie wiem po co. Rozchmurzył się z powrotem kiedy usłyszał, że przynajmniej pocieszy się jakimś prezentem od Cyrila. - Po co mówisz, że je masz skoro nie z pewnością nie zechcesz zdradzić co kupiłeś – dodał udając, że wcale mu się to nie podoba, ale z pewnością słabym była aktorem w takich okolicznościach. Uniósł do góry brwi i spojrzał na Effie zdezorientowanym, lekko zmartwionym wzrokiem. - Dostałaś od niego list? – zapytał kuzynki, bo chociaż Faleroy pił sobie dzień, dwa w tygodniu, ewentualnie siedem, to na pewno skojarzyłby, że jego jeden z nielicznych męskich przyjaciół, pewnie jedyny, do niego napisał! – Ja wysłałem do ciebie pytanie czemu nie ma cię w szkole na… jakiś adres który miałem, ale nie wiedziałem czy jest dobry – powiedział wzruszając ramionami i wciąż zasmucony tym obrotem sprawy opadł również na ławkę. Wysłał na ostatni, z którego dostał dawno temu wieści od Cyrila. Pewnie już od dawna go tam nie było, biorąc pod uwagę jak często ten się przemieszcza. A chyba sowy nie potrafią znajdować ludzi jak jakieś psy gończe? Nie znam się. Prychnął tylko, kiedy ten nie pozwolił mu wyjść za Cait Pierre i po chwili uśmiechnął się radośnie, widząc zmieszanie swojej kuzynki. - Effie przyszła dziś posiedzieć na dziedzińcu i porysować Adena Morrisa. Szkoda, chciałbym zobaczyć jak go zapraszasz – powiedział zadowolony z tej niesamowicie zabawnej historii na temat wili, rysującej profesora. - A co do żony i tak nie zamierzam przyjąć oświadczyn – dodał jeszcze i machnął ręką zaciągając się papierosem. Kolana Effie były zaiste magnetyczne, że oto teraz drugi jej przyjaciel położył tam swoją głowę. Na dodatek też zaczął na nich jęczeć, jak wcześniej Merlin, więc miały jakieś depresyjne działanie. - Uch, tego gryfona? – zapytał od razu wyrażając dezaprobatę, tylko dlatego, że po prostu go nie znał i nie wydawał mu się wcale interesujący. Jakiś tam jeden z wielu. - Powinnaś zaprosić Cyrila, skoro wrócił – powiedział energicznie, całkiem zadowolony ze swojego pomysłu i położył dłoń na kolanie przyjaciela, jakby nie wiedziała o kim mówi. Wtedy po prostu dosiadłby się do nich i gadał, gdyby jego partnerka nudziła. Egoista. Co tam, że Effie może poczuć się nieswojo z tym pytaniem Merlina, który patrzył się na nią wyczekująco.
Och, wielka szkoda, że Cyril nie mógł im tak po prostu opowiedzieć co rzeczywiście robił podczas nieobecności. Fontaine byłaby wprost zachwycona słuchając o fałszowaniu obrazów, o tworzeniu ich tak dobrych, że nikt nie był w stanie odnaleźć różnicy. I pewnie znacznie dokładniej przyglądałaby się w przyszłości obrazom, które wpadałyby w jej ręce, szczególnie, jeśli rzeczywiście doczekałaby się własnej galerii. - Powiedziałabym, że nie trzeba, ale zbyt uwielbiam prezenty od Ciebie - rzekła posyłając mu delikatny uśmiech. Od razu na myśl przyszedł jej naszyjnik, który podarował jej jakiś czas temu, dokładnie, gdy wziął ją ze sobą do galerii, by nieco pomogła mu w interesach. Oczywiście tylko połowicznie wiedziała, do czego dokładnie ma się przydać jej urok podczas ów spotkania. Ach tyle tajemnic! - Ostatnie listy od Ciebie dostawałam naprawdę dawno temu, i ja mogłabym być oburzona, że ani razu nie odpisałeś na późniejsze ode mnie. Wygląda więc na to, że świetnie się zaszyłeś ostatnio, albo powinniśmy sprawić sobie nowe sowy - stwierdziła odnajdując w końcu w swej torebce paczkę fajek, a zaraz po tym za sprawą różdżki jednego z nich odpalając. Bez protestów przyjęła główkę swojego kolejnego przyjaciela na kolanach. Ach, jak ona dziś wyśmienicie stanowiła dla nich poduszkę! Najwyraźniej postanowiła nie pozostawać dłużną, za to lekkie pociągnięcie za włosy, bo wolną rączką zaczęła lekko przeczesywać same końcówki Cyrilowych, ciemnych włosów. Ot, niespecjalnie się nad czymkolwiek zastanawiając, wciąż popalając swego papierosa. Oczywiście paplający kuzyn zaraz znów skupił na sobie jej uwagę, tym razem posłała mu bardzo mordercze spojrzenie, przysięgam, kolor tęczówek, aż chyba zrobił się jej wyjątkowo ciemno zielony! - Nie ma żadnego romansu z nauczycielem - odparła tylko nie zamierzając już dalej tłumaczyć czemu rysowała portret Adena. Och, dobra, rysowała go bo był przystojny i w sumie też tylko dlatego chodziła na jego zajęcia, koniec historii. Czyli właściwie Cyril mógł spokojnie odetchnąć, nic na co nie chciał im pozwolić najwyraźniej nie miało się w ogóle odbyć, wszystko pozostaje w normie! I tak też właśnie Fontaine ponownie zajęła się przeczesywaniem Cyrilowych włosów, bo w końcu nie widzieli się dawno, zasługiwał więc na odrobinę miłych gestów, gdy to Faleroy wyskoczył z bardzo trudnym pytaniem. W tym momencie zaprzestała ruchów jakichkolwiek, spoglądając to na jednego chłopaka, to na drugiego. Ostatecznie poprawiła kosmyk swych jasnych włosów, który wydostał się z niedbałego splotu. - No nie wiem, może Cyril chce iść z jakąś dziewczyną, która nie jest jego przyjaciółką? - Powiedziała w końcu mają wrażenie, że coś tu się cieplej na tym dziedzińcu aż zrobiło. Och, no tak, jasne, mogła iść z nim, oczywiście, ale przecież może on po prostu chciał iść z jakąś dziewczyną... dziewczyną. Przecież oni byli tylko przyjaciółmi, to już w losowaniu mogło mu się bardziej poszczęścić. Przez tą swoją jakże długą wypowiedź nie wiedziała na kim ma skupić spojrzenie, czy na tym niedobrym wilu, któremu odpowiadała, czy na Cyrilu, którego poniekąd starała się zrozumieć w tej sytuacji.
- Bo to była bardzo ciężka praca - wyjaśnił Merlinowi ze smutną miną. - Bardzo, bardzo ciężka - podkreślił, żeby wiedzieli, jak okrutnie ciężko harował, bez chwili wytchnienia i ciepłego słowa z hogwarckich stron! - A właśnie, skoro nie zaliczyłem dwóch przedmiotów to mnie udupią? - zapytał kwaśno, przenosząc spojrzenie na Effie. Była w końcu prefektem, powinna wiedzieć o takich niuansach. Uśmiechnął się na myśl o dwóch pakunkach spoczywających jeszcze w jego nierozpakowanym kufrze i przesunął złączonym palcem wskazującym i kciukiem po ustach, czyniąc gest zasuwania ich i niewyjawiania niczego więcej. Swoją drogą, gdyby wilowate kuzynostwo wiedziało o jego faktycznym zawodzie, byłoby niewątpliwie ciekawie! Gdyby zechcieli mu pomagać, to wszystko na pewno stałoby się prostsze. Miał jakiśtam swój urok i charyzmę, ale nie równało się to przecież w najlżejszy sposób z magicznym omotaniem przez potomków najpiękniejszych stworzeń. Aczkolwiek Cyril wyznawał zasadę niełączenia życia prywatnego z zawodowym. Wystarczy zresztą popatrzeć na lidera jego grupy - przez lata prowadził interes ze swoją kobietą, a potężna scysja zakończyła się odebraniem jej życia... a jemu - prawej nogi. Oczywiście Belg nie był obecny przy tych wydarzeniach, pewnie jeszcze uczył się poprawnie chodzić na własnych kończynach. - Naprawdę? - zdziwił się, słysząc, że Merlin wysłał do niego list, a żadne z nich nie otrzymało wieści od Cyrila. Zmarszczył lekko brwi, zastanawiając się nad tym chwilę, ale nie miał jak zgłębić tej zagadki. W tej chwili nawet mu się nie chciało. Spróbował zrobić kilka kółek z dymu, ale coś mu nie wyszło. - No nic, następnym razem umówimy się na mój łeb w kominku pokoju wspólnego. Nie robiliśmy tego chyba od piątej klasy. Zaśmiał się, słuchając jak Merlin przekomarza się ze swoją kuzynką. Spojrzał na niego, wyjątkowo rozbawiony tą faktycznie niesamowicie zabawną historią i pokręcił głową z niedowierzaniem. Niedowierzaniem takim, które kazało jego rękom badać okoliczne rejony ławki. Nie było zbyt wygodnie robić tego na ślepo, ale w końcu w jego łapy wpadło coś, co odpowiadało kształtowi notatnika. Przysunął więc obrazki do swojej twarzy i przyjrzał się im krytycznie. - Dobra kreska - skomentował profesjonalnie. - On już mniej - stwierdził, przeczesując wzrokiem (heheh) jego ulizane włosy. Kolana Effie były bardzo wygodne, to prawda. Może rzuciła na nie jakiś urok, by przyciągały tylko ładnych chłopców, z których potem czerpała siły witalne i wysysała z nich szczęście? Może była pół-wilą, pół-dementorem? - Serio, dziewczyny biegają za tobą ORAZ ci się oświadczają? - zapytał Merlina z szerokim uśmiechem, gdyż wyobraził sobie gromadę dziewcząt i chłopców, którzy biegną za nim na łeb na szyję, zrzucają się ze schodów, depczą przeciwnikom głowy i wyciągają przed siebie dłonie trzymające pudełeczka z pierścionkami... swoją drogą, to nie byłby taki zły pomysł. Urządzić wyścig o serce panicza Faleroya albo panny Fontaine, albo najlepiej - obojga naraz, dać ludziom wierzyć, że to jest na serio i obserwować. Lepsza rozrywka od Turnieju Trójmagicznego i meczu o Puchar Quidditcha. Zdecydowanie trzeba przedstawić ten pomysł Hampsonowi. Bardzo zadowolony z siebie, podzielił się swoim pomysłem z przyjaciółmi, a potem rozprężył się, bardzo zrelaksowany pieszczotami, które otrzymywała jego głowa. Ale te nagle się skończyły, gdy Merlin rzucił swoim pomysłem. Delvaux zmrużył leniwie ślepia, po czym uśmiechnął się zadziornie, zauważywszy chwilowy brak odpowiedzi. Dźwignął się z kolan dziewczyny i usiadł znów na ławce. Co ciekawe, dopiero teraz, jakimś cudem, zauważył butelkę alkoholu, którą nierespektująca zasad prefektka przyniosła na dziedziniec. Łyknął sobie zdrowo i spojrzał na Ślizgona, potem na Effie. - Cyril, jak sama wiesz, doskonale bawi się w twoim towarzystwie - powiedział Cyril. - Ale jeśli Effie chce iść z jakimś chłopakiem, który nie jest jej przyjacielem, to wcale nie będzie mu smutno - mrugnął do niej.
Mruknął coś niezrozumiałego w odpowiedzi do Cyrila i kiwnął głową. Po chwili parsknął śmiechem na słowa przyjaciela. Ej halo, przecież Merlin też był prefektem, jakimś cudem! On też się znał, nawet lepiej bo on też nie zdał w siódmej klasie. - Nie zaliczyłeś? Skąd wiesz, już ci to powiedzieli na wstępie? – zapytał ożywiony i nawet klasnął szczęśliwy w dłonie. – To cudownie, znowu będziemy razem w klasie i dormitorium! – powiedział uśmiechając się szeroko, nieczule nie przejmując się nieszczęściem przyjaciela. Według moich niesamowitych obliczeń, Cyril, Merlin i Effie byli razem w klasie dopóki biedny Faleroy nie zdał. Niesamowita z nich szajka musiała być na lekcjach. - A tobie Effie jak w ogóle poszły egzaminy? Historię zaliczysz pewnie na wybitny jak pokażesz swoje rysunki- dodał orientując się, że nawet o tym nie rozmawiali. To jakiś skandal, dlaczego Merlinowi nie podarował żadnego pięknego naszyjnika, mam nadzieję, że chociaż tym razem to nadrobi i lepszy prezent niż jakaś Effie Fontaine. I chyba nie ma co gdybać skoro tak. Merlin Faleroy nie zostanie nigdy mistrzem złodziei, ku jego wielkiemu rozczarowaniu. Kiwnął jedynie głową na temat głowy w pokoju wspólnym, również nie myśląc już dalej o tajemniczym znikaniu listów Cyrila. Patrzył rozbawiony na Effie, która była wyjątkowo zirytowana, a Faleroy bardzo z siebie zadowolony. Zaśmiał się, kiedy ten zaczął przeglądać obrazki narysowane przez jego zdolną kuzynkę. Okropni, naprawdę okropni, nabijają się z pięknej pani prefekt. Ale ma za swoje, skoro wyssała im szczęście wcześniej. Merlin skrzywiony machnął ręką na pytanie Cyrila. - Nie tam. Póki co tylko zaprasza mnie na imprezy i wspólne wakacje, ale to może być kolejny krok! – powiedział marszczą brwi zafrasowany tą sytuacją, jakby faktycznie niedługo musiał stawać na ślubnym kobiercu, a Cait faktycznie miała plany mu się oświadczać. I taki turniej byłby przezabawny, ale Merlin zdecydowanie był przeciw, bo wszystkim znowu chodziłoby tylko o jego wygląd, a nie porywający charakter! Chociaż tak naprawdę nie miałby nic przeciwko gdyby banda ślicznych chłopców i dziewczynek próbowała zdobyć jego rękę. Szczególnie jeśli dwójka Gavrilidisów byłaby obecna. Faleroy palił papierosa patrząc wyczekująco na decyzję jego przyjaciół. Wywrócił oczami na tą dziwną wymianę zdań. I chyba wcale nie był pomocny, kiedy Effie zerkała to na niego to na Cyrila w poszukiwaniu… nie wiem czego, odpowiedzi? Niedobry wil wzruszył jedynie ramionami na ich problemy. - Masz rację Effie. Żaden chłopak nie chciałby iść na bal z pół- wilą, prefektem, która jest jego przyjaciółką – potwierdził Merl gderliwym tonem, zaciągając się papierosem. – To idźcie nie jako przyjaciele, tylko para. Jesteście wolni, ładni, możecie sobie poflirtować na balu, całować, może potem iść do łóżka. Przyjaciele czasem to robią, macie moje błogosławieństwo – dodał zawsze pomocny Merlin z niewinnym uśmiechem na twarzy, na koniec robiąc znak krzyża dłonią, w której trzymał papierosa.
Och, wyglądało więc na to, że Eff skończy szkołę, a jej dwójka ziomków będzie jeszcze o rok dłużej siedzieć sobie w Hogwarcie. No i gdzie tu sprawiedliwość? Może w przyszłym roku powinna się zapisać na jaką transmutacje, to też wyląduje z trollem i będzie mogła o rok dłużej cieszyć się przebywaniem w zamku? - Nie najgorzej, no właśnie, może poza zajęciami u Adena. Chyba będę musiała wziąć u niego dodatkowe lekcje, no chyba, że ten rysunek rzeczywiście zdziała cuda - stwierdziła przez krótki moment wyobrażając sobie jak mogłyby przebiegać te dodatkowe zajęcia. Szybko Fontaine uznała, że nic więcej na nich by się nie nauczyła, ale, może po znajomości dałby jej chociaż tego zadowalającego? O ile byłoby zadowalająco, ach, ach, za dużo skojarzeń. Całe szczęście, że to tylko nauczyciel fabularny! Oczywiście, gdy Cyril wyraził opinię, iż rysunek jest ok, acz Aden już niekoniecznie, tak Fontaine zabrała mu notesik i szybko schowała go do torby. Bo jak to tak, żeby poddawali wnikliwej ocenie jej pięknego Adena?! Nie było dalej co wałkować tematu zaginionych listów, więc Eff tylko pokiwała głową, gdy padł pomysł, by następnym razem kontaktowali się przez kominki. Tak samo nie dodawała już nic od siebie, gdy jej piękni chłopcy poruszyli kwestię przyszłego ślubu Merlina, bo o tym już zdążyła się ów dnia nagadać. A Cyril zapewne domyślał się doskonale, że Faleroy odrobinę niekiedy wyolbrzymia. Do tego ślubu miał jeszcze kawał czasu, więc spokojnie! Ale rzeczywiście, rozgrywki o rękę wili mogłyby być bardzo emocjonujące. I ojezu, Eff znów miałaby okazje wziąć w czymś tak podniosłym udział! Miło byłoby jednak zwerbować jeszcze innych zawodników, najlepiej kogoś od Cass, ona jak wiadomo jest mistrzem w forumowych zawodach. Ach, co za skomplikowana wymiana zdań się tu im zrodziła. Fontaine popalając papierosa przysłuchiwała się Cyrilowi, szybko wnioskując, że skoro jemu ten pomysł odpowiada, to niby czemu miałaby się jeszcze zastanawiać. - Nie. Nie widzieliśmy się tyle czasu, więc... - i tu nie dane było jej dokończyć bowiem Merlin wszedł w jej zdanie, wypowiadając tak interesujące kwestie. W pierwszej chwili bardzo się oburzyła, bo to, że była wilą, nie miało tu nic do znaczenia, gdy byli tylko przyjaciółmi! - No tak, bo jak się jest przyjaciółmi to straszne znaczenie ma czy się jest wilą, jak ty czasem czegoś nie powiesz! - Zaczęła ale zaraz znów się zamknęła, bo Merlin kontynuował swoją szaloną wypowiedź i to tak, że Fontaine, aż zaskoczona uniosła brwi. Cóż ten Faleroy znów wygadywał, na Slytherina. Właściwie nawet nie chciała protestować przeciwko tej treści, ale raczej po prostu chciała wydrapać oczy kuzynowi za to, że tak w ogóle opowiada i się wtrąca. No bo co ona miała powiedzieć? - W takim razie mamy postanowione. Przyjdziemy nie jako przyjaciele. - Odparła krzyżując elegancko ręce na kolanach i przenosząc rozzłoszczone spojrzenie z Merlina wprost na Cyrila do którego znacznie przyjemniej się uśmiechnęła. Och, absolutnie nie uważała, że to był zły pomysł. Raczej po prostu nieoczekiwany. Ale hej, właściwie dobra, przyjdą tam jako przyjaciele - nie przyjaciele, skoro kochany Merlin tak radzi. - Oczywiście o ile nie masz nic przeciwko. Och nienie, już się nie da wprowadzić Merlinowi w zakłopotanie, skoro taki podesłał pomysł, Fontaine z radością na niego przystanie! Bo właściwie czemu nie? A swoją drogą, czemu jej kuzyn nie wiedział, że w przyjaźni nie powinno się zanadto mieszać? Nic ten Merlin nie wiedział!
Gabriel Lacroix
Rok Nauki : I
Wiek : 29
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : legimilencja & oklumencja, teleportacja
Ledwo doszedł do Hogwartu (a i tak spóźniony po jego aportacji w pociągu) a już ma kaca po ostatniej imprezie! Boże, jak tak dalej pójdzie to się wykończy! Kilka pierwszych lekcji przespał reszty kompletnie nie pamięta. To wcale nie była jego wina, ale ta blondynka była tak pociągająca! Tylko, jak ona miała na imię? Za cholerę tego nie wiedział! Gabriel usiadł na zimnej ławce spoglądając w niebo. Zbliżał się wieczór, chociaż było jeszcze jasno to już pierwsze gwiazdy wychodziły na niebo. Chłopak zapalił papierosa i zaciągnął się trującym dymem. Jak to miał w zwyczaju w chwilach samotności zaczął rozmyślać, bo wbrew pozorom, które zdaje się otaczać wokół siebie jak dym papierosa wcale nie jest płytkim chłopakiem, który, by chlał wszczynał burdy znów chlał i zaliczał laski. Owszem, tak to wygląda, ale takie życie, jakie widać jest tylko dodatkową rozrywką w jego wolnych chwilach, chociaż nie odmawia sobie alkoholu ani innych maści używek a dodając jego nieczułość i brak samokontroli, jeśli chodzi o stwierdzenia to nie jest, jako mocno lubiany. Bynajmniej nie powinien być, ale jak ćmy do ognia tak samo, jak inni lgną do niego. Dlaczego? Gdy człowiek czuje się i najgorzej szuka towarzystwa kogoś innego, gorszego od siebie tylko po, to by samemu poczuć się lepiej i od to cała tajemnica. To tak samo, jak z pomaganiem. Pomagacie innym, doradzacie i służycie w przyjaźni, w której trwacie niezłomnie, lecz, po co? Dlaczego? Pragnienie pomagać innym jest najbardziej egoistyczną potrzebą, jaka tylko istnieje, bo tak naprawdę robicie to tylko po, to by samemu się poczuć lepiej, bardziej wartościowym, a nie ktoś inny. Nie istnieje bezinteresowna pomoc tylko wy możecie sobie to wmawiać, ale zawsze, gdy pomagacie sami czerpiecie z tego przyjemność i nie ważne czy materialną czy nie materialną liczy się sam fakt. Gabriel po raz ostatni zaciągnął się papierosem i wyrzucił peta przed siebie. Szczerze nie rozumiał ludzi, którzy pomagają innym, bo, po co, komu pomagać? Ta sama osoba przyzwyczai się do tego i zamiast radzić sobie sama będzie polegać na pomocy innych. Zasada jest prosta, jeśli koń umiera to go dobijasz a mięso wrzucasz lwom do pożarcia. Niestety, są ludzie, którzy lubią się oszukiwać i zamiast pomagać innym tak naprawdę, im szkodzą, z czego albo sobie nie zdają sprawy albo nie chcą sobie zdawać.
Rozpoczęcie roku. W końcu to czego jej najbardziej brakowało. Hogwartu. Tak bardzo tęskniła za tym miejscem. Dlaczego? Dlatego, że w domu było u niej jak było, napięte sytuacje i strach, że każdego dnia może być jeszcze gorzej, a na prawdę jeszcze gorszej sytuacji by chyba nie zniosla. Tak bardzo chciała mieć normalną rodzinę, ale co mogła na to poradzić. Na razie nie mogła znaleźć swojego rodzeństwa. Aż dziwne, bo zawsze to oni sami wpadali na nią tak jakby krążył nad nimi jakiś fatum, a tak nie było przynajmniej na razie. Może to i lepiej? Dziewczyna trochę ożyje bez ich gadki? Niby przy niej zachowywali sie w miarę normalnie, a przynajmniej Philippe, Sophie cały czas pokazywała jej jak bardzo ją nienawidzi. Szczerze powiedziawszy nie wie co takiego jej zrobiła, że ta jej nie lubi, ale cóż to jest ślizgonka. Jednak co to ma do rzeczy? Nie każdy ślizgon jest taki jakich ich spostrzegają inni. Anthony taki nie był, przecież był jej chłopakiem i jak na razie na niego nie narzekała. Pewnie. Na nie których ślizgonów od razu rzuciłaby zaklęcie zapomnienia, albo wiecznego otępienia, ale niestety nie wolno jej tego było zrobić. Dziedziniec z wiaduktem wydawał się być dla niej najlepszym miejscem na spędzenie wolnego czasu. Zazwyczaj jak tutaj przychodziła nikogo nie zastawała, a jak już zastawała to osoby których po prostu nie znała i tyle. Idąc przez korytarze napotkala grupkę pierwszaków. Lubiła ich i najchętniej wszystkie zabrałaby ze sobą, no może nie wszystkie. Lubiła dzieci, jednak jak są i dla niej mili, a jak miałyby jej dokuczać to lepiej, żeby ich w ogóle nie było. - Gabriel? Dziwne, że Cię tutaj spotkałam tym bardziej samego... - mruknęła z niedowierzaniem. Znali się, ale czy tak dobrze? Na razie nie mieli żadnych negatywnych relacji, po prostu koledzy, a co z tego wyniknie? Kolejny ślizgon do kolekcji? Ostatnio zbyt dużo czasu chyba z nimi spędza. Oby tylko nie zamieniała się powoli w nich, przecież była puchonką.
Gabriel Lacroix
Rok Nauki : I
Wiek : 29
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : legimilencja & oklumencja, teleportacja
Często się zastanawiam, nad czym zastanawia się Gabriel w chwilach samotności. Codziennie rano, kiedy wstaję wcześniej niż słońce pojawia się na niebie, gdy nalewa sobie szklankę Jacka Danielsa siada w pokoju wspólnym i wzrokiem przebija mgłę wspomnień i doświadczeń. Nad czym się zastanawia w chwilach, gdy wpatruję się w gwiazdy wdychając chłodne powietrze dzisiejszego wieczora. Gabriel jest postrzegany, jako podrywacz, imprezowicz i nieczuły drań (delikatnie mówiąc) Tak go ludzie postrzegają i taki był w istocie, lecz czy tylko taki był? Gabriel nie udawał kogoś, kim nie był, bo nie musiał zakładać na twarz maski, by spodobać się samemu sobie. Ludzie, którzy udają kogoś, kim nie są zaczynają się z czasem dusić w swej własnej roli i w końcu zapominają, kim byli na początku i nie wiedzą już, kim są obecnie. Lecz wieczne imprezy i igranie na szali śmierci a życie nie było całym jego życiem to tylko inni tak to widzieli, bo chcieli to widzieć. Łatwiej jest widzieć w, nim to , co chce się zobaczyć i oceniać niż spróbować się przebić przez czarną zasłonę w poszukiwaniu słońca. Chłopak wpatrywał się w gwiazdy, kiedy jego kotka wskoczyła mu na kolana. Gabriel przeniósł na nią spojrzenie i zaczął ją głaskać za uchem tam, gdzie lubiła najbardziej. Kotka przymknęła oczy i zaczęła mruczeć, kiedy nagle wyprostowała się i spojrzała przed siebie. Gabriel nie zareagował i wcale go nie dziwiło jak po kilku chwilach usłyszał obok siebie damski głos. Spojrzał się na dziewczynę próbując sobie przypomnieć jej imię. To było chyba coś na A, a może na D? Miał słabą pamięć do ludzi i ich imion, bo, gdyby miał spamiętać to wszystko, to, by chyba oszalał. - A może to tylko sen? – Zapytał spoglądając jej w oczy i uśmiechając się lekko tym dobrze wszystkim znanym uśmiechem. Hogwart jest przesiąknięty stereotypami, według, których Ślizgoni są źli puchoni dobrzy gryffoni odważni a krukoni inteligentni, chociaż te stwierdzenia są tak dalekie od prawdy jak Gabriel od swego domu, chociaż nie zawsze tiara przydziału byłą pijana, bo, jeśli chodzi o Gabriela to czyż mógł trafić do innego domu? Może do Rawenclavu, ale osobiście wolał Slytherin. Dlaczego? Mają ładniejszy pokój wspólny! Dla wielu Hogwart był niczym dom ten lepszy niż własny ostoją spokoju i szczęścia, lecz czy nadal można tak myśleć w obliczu ostatnich wydarzeń? Wilkołaki już niemal przejęły tę szkołę i wciąż stoi pytanie, kto za tym wszystkim stoi? Gabriel nie mieszał się w te wojnę, bo uznaje, iż to nie jest jego wojna, ale czy długo pozostanie bierny? Jego umiejętności mogą się przydać jednej jak i drugiej stronie w tym konflikcie, więc, kto przekona Gabriela, by dołączył do kogoś? A może to ci bierni wezmą sprawę w swoje ręce w obliczu zagrożenia i zagłady, by zdecydować o losach tej szkoły? No cóż to tylko próżne gadanie.. Gabriel ponownie spojrzał na niebo. - Étoiles bénissent sombre, ce qui leur permet de briller – Powiedział szeptem w swym ojczystym języku przenosząc spojrzenie na dziewczynę. Czemu wybrał ten cytat? Nie wiadomo, ale z całą pewnością uważał go za jednego ze swych lubionych. Może traktował się, jak gwiazdę, która w mroku błyszczy, a może uważał się za mrok, który pozwala innym błyszczeć? Czasem naprawdę nie wiadomo , o co mu tak naprawdę chodzi..
Możliwe, że tak właśnie jest. Adrienne również nie raz ma takie przeczucie, że inni postrzegają ją calkiem inaczej niż jest na prawdę. Dla niej jest to trochę dziwne, że ktoś mówi coś na temat innej osoby wcale jej nie znając. Puchonka taka nie była i na pewno taka nie będzie. Owszem, miała paru wrogów, ale to byli wrogowie z jakąś podstawą, coś jej w przeszłości zrobili i mogła ich tak nazywać, ale wiele uczniów z tych dobrych domów od razu odrzucają ślizgonów, a co oni takiego zrobili? Każdy ma inny charakter, każdy ma inną osobowość i to normalne. Nie warto odrzucać jest kogoś po wyglądzie czy po pogłoskach jakie o nich krążą. Wiele rzeczy słyszała o Anthony'm, a w rzeczywistości okazał się on zupełnie innym chłopakiem niż go inni postrzegają. Oczywiście jeszcze wielu rzeczy o nim nie wiedziała i z pewnościa paru się w ogóle nie dowie, ale właśnie na tym to polega, a tym bardziej w związku, że trzeba odkrywać osobę cały czas, bo znając ją na wylot już nie byłoby takie fajne. Każda osoba zaskakuje, nawet jej ojciec, którego ponoć znała bardzo dobrze okazuje się, że wcale tak nie było. Był inny w stosunku do niej, do jej przyszywanego rodzeństwa, a jeszcze bardziej odmienny do swojej partnerki. No właśnie, co prawda Adrienne była akurat uczennicą, która dość dobrze jest spokrewniona ze swoim domem. Miała charakter Helgi Hufflepuff, była dobra, łagodna tak wlaśnie jak patronka jej domu. Ale to nie zawsze się sprawdzało, nie zawsze była taka sama. Nawet kiedyś miała sytuację, kiedy jedna z uczennic podajrze z Ravenclaw powiedziała do niej, że jest ślizgonką, nie lubiły się, dogryzały sobie, a gdy Adrienne się wkurzy to na prawdę potrafi dobrać słowa i naszczekać na kogoś jak ten najgroźniejszy pies. - Sen? - spojrzała na niego lekko zdziwiona. Nie kiedy chłopak wyglądał na takiego trochę zadumanego w sobie i nawet dziwnego, ale każdy ma jakieś takie dni. Z Adrienne nie raz nie idzie się dogadać. Chłopak był przystojny i jeszcze jak nie rozmawiała z Anthony'm tak bardziej poważnie myślała o zbliżeniu się do Gabriela. Ale to szybko minęło. Rozmawiał z nią, a potem na korytarzu miział się z inną. Nie, nie. Ona by tego nie wytrzymała. - To tylko ja... - mruknęła podchodząc do tego samego okna co on. Spojrzała na kota, jego? Szczerze w to wątpiła, no ale może miał jakiś sentyment akurat do kotów.
Gabriel Lacroix
Rok Nauki : I
Wiek : 29
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : legimilencja & oklumencja, teleportacja
Gabriel siedział z tajemniczym uśmiechem wpatrując się w gwiazdy i głaszcząc za uchem Moxie. Kotka podobnie zresztą jak Gabriel zdawali się nie postrzegać dziewczyny jednak trwało to tylko chwilę, by w końcu Gabriel obudził się ze snu wspomnień i spojrzał się na dziewczynę. - Czasem zastanawiam się, czy to, co nas otacza nie jest tylko snem, w którym my aktorzy odgrywamy swe rolę a scenarzysta jest okrutny los. – Powiedział spokojnie z zamyślonym spojrzeniem, by po chwili prychnąć i potrzasnąć przeczącą głowę. – Niezbyt przyjemna myśl nie sadzisz? – Zapytał się i oparł dwoma rękoma o ławkę, co widocznie nie spodobało się jej kotce, która zaczęła wbijać w niego swoje pazurki domagając się większej ilości pieszczot. -, Czemu „tylko ja”? – Zapytał ponownie na nią zerkając. Czyżby jakiś syndrom niskiej samooceny lub złego nastroju ducha? Bynajmniej tak to zabrzmiało w jego uszach, a może po prostu usłyszał to , co w danej chwili chciał usłyszeć? To też całkiem niewykluczone. - Wyglądasz na zmartwioną i smutną. – Stwierdził po chwili nie patrząc nawet na dziewczynę. Wciąż wyglądał na nieobecnego jak, gdyby znajdował się w innej przestrzeni. Zawsze, gdy dopadał go taki dziwny nastrój była przy, nim jego kotka. Gabriel nigdy niczego w życiu nie żałował. Skrzywdził wielu ludzi i nigdy nie dopadały go wyrzuty sumienia, bo zawsze wiedział, w którą stronę idzie i jaką ścieżką chce podążać. Tylko ten jeden raz w życiu musiał zdecydować i tylko ten jeden raz w życiu zapadło pytanie „Czy postąpiłem słusznie?” Pomimo upływu czasu nadal nie odnalazł odpowiedzi na to pytanie a on nienawidził być tym, który czegoś nie wie. Niewiedza jest słabością, ignorancją i punktem zapalnym do porażki. Lecz nawet on nie jest w stanie poznać odpowiedzi na wszystkie pytania, bo zawsze znajdzie się jakaś niewiadoma, która będzie cofać nas do przeszłości i zmuszając do refleksji, „co, by było gdyby?” Gabriel w końcu otrząsnął się z tej wizji. Stało się, jak się stało a wspominanie zmarłych jest słabością, na którą on nie mógł sobie pozwolić. - Dawno cię nie widziałem. Czyżbyś zapomniałą o mnie? – Zapytał przenosząc na nią swoje spojrzenie i patrząc jej się w oczy. Gabriel w tym momencie mógłby się wydać inny. Nie chłopak, który wiecznie imprezuje i ma wszystko i wszystkich gdzieś, lecz chłopak, który zmaga się wewnętrznie z jakimś dylematem. Prawda, że zdaje się to być kiepski żartem, jeśli chodzi o niego? A jednak top prawda, bo, chociaż chłopak chciałby temu zaprzeczyć to jednak nie może zaprzeczyć, że każdy człowiek na tej ziemi ma jakiś swój problem, a jeśli on nie będzie miał żadnego będzie to oznaczało, iż przestał być człowiekiem..
Spojrzała na niego z lekkim zdziwieniem, chociaż szczerze powiedziawszy i ona nie kiedy się właśnie tak czuję. Jakby była aktorką w swoim własnym życiu nie zawsze jest to doskonała rola, chociaż ostatnio te role są dla niej bardzo pozytywne z czego się okropnie cieszyła. Do tej pory jej życie było dość dziwne i niezrozumiałe dla wielu osób, ale tym akurat najmniej jej przeszkadzało. Sama nie kiedy nie rozumiała własne życia i własnych kroków które każdego dnia była zdolna zrobić. - Chyba masz rację. Nie kiedy podobnie się czuję... - powiedziała do niego i lekko się skrzywiła. Na samą myśl na nie które wspomnienia nie mogła inaczej wyrazić. - No na pewno jest to nie przyjemne. - mruknęła. Zeby ona chciała zawsze dostawać to czego chciała. Oczywiście nie kiedy się to zdarzało, ale w jej mniemaniu na prawdę za rzadko. Chociaż ostatnio nie mogła narzekać. Dostała to czego na prawdę pragnęła, ale nie wiedziała jak długo to będzie w stanie przy sobie utrzymać, a raczej kogo. - Ja? Zmartwiona i smutna? Wręcz przeciwnie. Chyba nigdy nie byłam tak zadowolona jak dotychczas. - powiedziała i uśmiechnęła się lekko do niego. Może nie było tego po niej widać, bo nie lubiła się chwalić, wręcz przeciwnie, o swoich czynnościach czy doświadczeniach nie lubiła się chwalić, oczywiście jeśli ktoś się o nie wypytuje dziewczyna grzecznie odpowie, ale jej znajomi dobrze wiedzą, że nie powinny o to pytać i zazwyczaj właśnie tak jest. Pewnie i Gabriel doskonale o tym wiedział, bo nie znali się od dziś, chociaż dziewczyna nie czuła jakoś przywiązania do niego. Za każdym razem jak się spotkają czuję się jakby spotkała go po raz pierwszy, ale może to i lepiej? Wspominanie zmarłych... No ona na szczęście nie miała takiego problemu. Nikt w ostatnim czasie jej nie zostawił, a przynajmniej fizycznie. - Oczywiście, że nie. Dobrze wiesz, że nigdy nie zapominam o znajomych. Po prostu ostatnio nie miałam czasu. Zresztą były wakacje, a Ty przez nie się do mnie w ogóle nie odzywałeś, zresztą nawet nie wiem gdzie Ty mieszkasz, żeby jakkolwiek się z Tobą skontaktować, a nie powiem, bo parę razy miałam na to ochotę. - mruknęła do niego. Owszem, nie raz miała ochotę się z nim spotkać i wcale nie zmyślała, mówiła szczerą prawdę. Może nie ubóstwiała jego towarzystwa, ale na prawdę lubiła z nim spędzać czas. Nie kiedy nie dogadywali się jakby tego chciała, ale co poradzić. Zmienność charakteru dziewczyny i przede wszystkim odmienne.
Gabriel Lacroix
Rok Nauki : I
Wiek : 29
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : legimilencja & oklumencja, teleportacja
Gabriel spojrzał się na nią i uniósł jedną brew w geście dziwienia. -, Jeśli tak wyglądasz, jak jesteś szczęśliwa to nie chcę cię spotkać jak będziesz wkurzona. – Powiedział śmiejąc się lekko. Nie tylko ona miała wrażenie, że spotyka tego chłopaka pierwszy raz. Chyba nawet każdy właśnie tak postrzegał jego osobę, bo nigdy nie wiadomo , w jakim nastroju się pojawi i co będzie robił lub mówił. Co gorsza zmienia tak szybko nastroje, że ciężko się w tym wszystkim połapać. Niekiedy potraktuje cię jak śmiecia i pokaże swą „wyższość” nad tobą. Innym razem okaże się troskliwym przyjacielem, który chętnie cię wysłucha, przytuli i pocieszy zaś następnym razem spotkasz go w zadumie rozmyślając nad jakimś wielkim światowym problemem. Tylko jedno w, nim się nie zmienia, bo niezależnie, w jakim stanie go spotkasz zawsze działa tak, by uzyskać to, czego chce, by cię wykorzystać nawet, jeśli nie teraz to za tydzień czy za miesiąc. Działa małymi powolnymi kroczkami, które zmierzają wprost do określonego celu i nawet się nie spostrzeżesz, kiedy wpadniesz w jego pułapkę i będziesz grała w jego grę według jego zasad. Knucie, planowanie i wykorzystywanie ludzi przy tym dodając, że traktuje je jak swe marionetki i zapomina równie łatwo jak o śniegu, który spadł dekadę temu. O to cały Gabriel…, Lecz czy aby na pewno? Czy nie była to kolejna chytra sztuczka, na którą łapią się wszyscy dookoła myśląc ze go rozgryźli, a nie będąc nawet blisko prawdy o tym, jaki jest? No cóż to Gabriel chodząca zagadka i jeden wielki punkt zapytania. - Miałem ciekawsze zajęcia niż te całe wakacje. – Powiedział z uśmiechem wzruszając ramionami, by za chwilę wybuchnąć łagodnym śmiechem. – Naprawdę? Chyba nie jesteś masochistką, co? – Zapytał lekko się z nią drocząc. Mało osób chciało się z własnej nieprzymuszonej woli spotkać z Gabrielem i albo byli to szaleńcy albo piękne dziewczyny, które były spragnione jego głosu, zapachu.. Jego ciała. Do, której grupy zaliczała się puchonka? To dopiero ciekawe pytanie… - Naprawdę nie wiesz z skąd pochodzę? – Zapytał tym razem poważniej. – Czyż nie rozpoznajesz znajomego akcentu? – Zapytał wciąż się na nią patrząc. Przecież mieszkali w jednym kraju! Co prawda w innych miejscowościach, lecz czyż dziewczyna nie powinna od razu rozpoznać w, nim Francuską krew? No cóż może to nie było to tak oczywiste, jak mu się wydawało. - Lille Francja – Powiedział kłaniając się. – Zresztą sowa, by sobie poradziła przecież to takie inteligentne ptaszyska!- Powiedział wciąż tym samym łagodnym lekko hipnotyzującym głosem, który dla jednych jest alarmem ostrzegających zaś dla innych słodką czekoladą. - A, więc co tam u ciebie nowego? – Zapytał z udawaną powagą i zainteresowaniem. I tak nie miał nic lepszego do roboty, więc mógł trochę posłuchać.