Wchodzisz dużymi, dębowymi drzwiami, do jednego z niezliczonej ilości barów w tym mieście. Choć mało popularne jest to miejsce, już od progu dostrzegasz bogaty bar, parę krzeseł i duże, brązowe kanapy stojące przy niewielkich stolikach. Za barem stoi wysoki brunet, który swoim uśmiechem złamał już niejedno dziewczęce serce. W tym miejscu oprócz znakomitego jedzenia, przystojnego barmana i najlepszych alkoholi możesz znaleźć jeszcze jedno urozmaicenie – pierwsze, niepowtarzalne, oryginalnie i nadzwyczajne czarodziejskie karaoke! Na wielkiej, pustej ścianie barman jest w stanie wyświetlić tekst każdej piosenki. Nie myśl jednak, że to będzie takie proste. Przy pierwszej już piosence zorientujesz się, ze twój głos będzie subtelnie zmieniony w małpę, krowę, znajomego… Albo twoją teściową! Nigdy nie wiesz kim na ten jeden utwór się staniesz! Zaryzykujesz?
Zasady karaoke: Piosenkę możecie zażyczyć sobie dowolną, wykonanie jednak może być kwestią przypadku. Rzucamy na to trzema kostkami.
Pierwsza kostka określa, jaki typ głosu ci się trafi: Parzysta – głos ludzki Nieparzysta – głos zwierzęcia
Druga kostka określa, jakie zwierzę lub osobę wylosowałeś:
Lista dla głosu ludzkiego: 1 – dowolny znajomy z Hufflepuffu 2 – dowolny znajomy z Ravenclowu 3 – dowolny znajomy z Gryffindoru 4 – dowolny znajomy z Slytherinu 5 – dowolny nauczyciel lub pracownik szkoły 6 – dowolny członek twojej rodziny lub twój głos
Lista dla głosu zwierzęcego: 1 – dowolny ssak 2 – dowolny ptak 3 – dowolne magiczne stworzenie 4 – mieszanka zwierząt (ptak z ssakiem) 5 – mieszanka zwierząt (ptak z magicznym stworzeniem) 6 – mieszanka zwierząt (ssak z magicznym stworzeniem)
Trzecia kostka decyduje, jak dobrze ci poszło śpiewanie (czym wyższy wynik tym lepszy)
Osoba śpiewająca po swojej piosence typuje kolejną osobę do karaoke ( z obecnych na miejscu, najlepiej też na forum by nie czekać na przybycie danej osoby)
Zauważył. Takie rzeczy się zauważa kiedy pewnego dnia budzisz się, zaglądasz do szafy i zdecydowanie stwierdzasz, że nie masz żadnej bluzy bo ktoś zapomniał za każdym razem oddać. Zazwyczaj nikomu nie pożyczał ich. Były ciepłe i wygodne. Czyli wszystkie wymogi spełniały. dla dziewczyn typu Tonia? Zdecydowanie za duże, ale chociaż słodko w nich wyglądała. Aż przytulać ją miał ochotę, ale tego nie robił. To nie był jego styl. Chociaż w przypływie entuzjazmu zdarzało mu się. Cudownym przyjacielem? A od kiedy to uważała go za cudownego przyjaciela? Czy wszystko z nią było w porządku? Może po prostu jej pogorszył się wzrok? Już niczego nie mógł być pewien. - Piłaś już? Nie zaczekałaś na mnie?- zmarszczył brwi i udał, że jest urażony. To było jedyne wyjaśnienie dlaczego uważała, że jest cudownym przyjacielem. - Ale czas z tobą chętnie spędzę. Nawet nie wiesz do czego się posunąłem by choć trochę zabić czas- to jasne, że nie zamierzał jej tego powiedzieć. To była tajemnica. Nawet przyjaciółce by tego nie powiedział i nie miał zamiaru. Może chodziło o to, że chciał tylko trochę się podroczyć? To był fakt. Zamierzała go upić a sama wylądowała ocierająca się o jakiegoś faceta, którego w gruncie rzeczy obrzygała. Nie chciał by to się zdarzyło ponownie. Potem była na zajęciach nieprzytomna. Nie wiedzieć czemu nauczyciele pytali właśnie jego o powód. A on? Posyłał im arogancki uśmieszek i odpowiadał "a co ona mnie obchodzi?". Zawsze tak było, tak się kończyło. ale wiedział, że równie bez niego będzie to samo. Będzie piła. Nie wiedzieć czemu czuł obowiązek by ją dostarczać na miejsce. Pod same drzwi dormitorium. Nie chciał by robiła coś co źle się skończy. Ale kiedyś go zabraknie i oby jej chłopak dobrze nią się zajął. Jak nie to pewnie pożałuje. - Wiem. i mam nadzieję, że dziś nikt tutaj nie zaśpiewa. Naprawdę tego nie wytrzymam- tak jak myślał. Nie, nie zrobi mu tego! Nie było mowy. Przyjrzał się temu co robi w między czasie zdejmując z siebie kurtkę. Nie wierzył, że to robi. Dziś chyba zamierzała wydać wszystkie pieniądze jakie miała i to na niego. Nie żeby protestowała! Z chęcią wypije. Podziała na niego? Wątpliwe bo był przyzwyczajony. Kiedy zeszła uniósł jedną brew pytająco. - A dla siebie nic nie bierzesz? No nie mów że będziesz cały wieczór przyglądała się jak wszystko piję i nic się nie dzieje]- zaśmiał się nie mogąc się powstrzymać. To naprawdę było niepokojące. Nie chciał z resztą sam pić. Mógłby to zarówno zrobić w sypialni swojej, nie po to tyle szedł.
Tonia wywróciła oczami. No tak, oczywiście, Ralph chłodny niczym mugolska lodówka. Może to po prostu ona była zbyt entuzjastyczna? Cóż, bardzo możliwe, a jeśli już, to z dwóch powodów. Po pierwsze, generalnie była bardzo energiczną, przyjacielską osobą, pełną miłości do świata i ludzi, a szczególnie tych dla niej bliskich. Po drugie, bardzo ekscytowało ją to świąteczne wyjście - może też dlatego, że wyciągnięcie krukona do ludzi wcale nie było takim prostym zadaniem. Tak samo ta jego tajemniczość, ah! Paisley nie pytała nawet czym się zajmował, bo wiedziała, że nie uzyska odpowiedzi. Na język już już cisnął się jej złośliwy żarcik o samotnych chłopcach w apogeum dojrzewania, zamkniętych w ciemnych dormitoriach, ale stłumiła pokusę w zarodku. - Wiesz, że bez ciebie piję. To by było bardzo niestrategiczne posunięcie - stwierdziła głosem osoby, która doskonale wie o czym mówi, wręcz jakby mówiła malutkiemu dziecku o rzeczy absolutnie oczywistej. Co do wyczynów panny Paisley, lepiej chyba, by pozostały one tajemnicą. W końcu uważała się za damę i fakt, że Croix z pewnością odkrył jej, ekhem, mniej elegancką stronę, czynił go na swój sposób uprzywilejowanego. Poznał prawie wszystkie strony osobowości Tonii. Jedyne co, to nie zdarzyło się, by kiedykolwiek była nastawiona do niego wrogo. Generalnie dość rzadko się to zdarzało, ale jeśli już - było bardzo intensywnie. Co prawda czasem było jej przykro z powodu chłodu, który roztaczał wokół siebie krukon, ale wiedziała, że taki po prostu jest. Zresztą, mógł mówić, jaki to on jest obojętny i wyniosły, ale troska, którą otaczał dziewczynę, wystarczająco świadczyła jej o ich przyjaźni. Tonka uśmiechała się z zadowoleniem, patrząc, jak barman napełnia kolejne szklaneczki. Tak, to był t e n dzień! A Ralph mógł sobie mówić co chciał, ona była wierna swoim ideałom i wierzyła, naprawdę głęboko wierzyła, że jej się uda. Nawet jeśli z tyłu głowy wiedziała, że może mieć racje. - Jeszcze piwo kremowe w takim razie - westchnęła, rzucając chłopakowi bardzo poważne spojrzenie pełne wyrzutu, jakby co najmniej zmuszał ją do popełnienia morderstwa. - Poza tym wzięłam ogniste whiskey, gdy musiałam na ciebie tak długo, długo czekać! - dodała, z jeszcze większym wyrzutem niż przedstawiały jej oczy. - Wypij wszystko naraz - zarządziła autorytatywnie, kiedy dotarli do stolika. Usiadła naprzeciwko chłopaka, podpierając podbródek na dłoni. To może trochę zająć. - A kiedy skończysz, opowiedz mi o wszystkim co u ciebie. Razem z pikantnymi szczegółami! - dodała, uśmiechając jej delikatnie. Naprawdę chciała się dowiedzieć, jak się czuł, co robił, czy go coś dręczyło? Cóż, wiedziała, że Ralph nie był szczególnie wylewnym człowiekiem, ale liczyła, naprawdę, na c o k o l w i e k.
Nie zawsze był chłodny. Nie dla wszystkich i nie zawsze. Czasami go po prostu dopadał taki stan kiedy musiał. Bo jak można ciągle się cieszyć? Czy to było całkowicie normalne? Tutaj nie znajdowali się żadni znajomi więc mógł wyluzować. Tutaj nie było jego siostry! Chwała bogu czy komu tam. A jakby nagle ją zobaczył to jak by zareagował? Pewnie by sposępniał i wyszedł. - No dobrze, niech ci będzie. Powiedzmy, że ci wierzę- czy wierzył jej? Powinien był. Co z niego za przyjaciel gdyby nie wierzył? Ale znał ją też, nie zapominajmy o tym. Był niemal pewien, że piła. Ale co z tego?! Spojrzał na barmana, który spełniał ich zamówienie. Minę miał niezbyt zadowoloną. Ile takich dzieciaków jak oni przychodziło tu dziennie? Pewnie dla tego biedaka zbyt dużo. Zdecydowanie za dużo. Ale on sam w sumie chciałby pracować w takim miejscu. No dobra, gdyby nie te cholerne karaoke to chciałby! Ale chociaż pewnie dobrze mu płacą. Napiwki też pewnie dobre ma. - No widzisz? Miałem rację, piłaś!- zaśmiał się już nieźle rozluźniony zerkając ochoczo na alkohol. Za kogo ona go miała? mieli grać na jej zasadach? Niedoczekanie. Z chęcią wypiłby wszystko i to od razu, ale gdzie tu zabawa? Nie chciała się dziś zabawić? - Nie. Wypijemy tyle samo, ale najpierw zaśpiewasz karaoke, a potem wypijesz połowę ze swojej działki alkoholów, wykażesz się w tańcu i to ze MNĄ po czym dokończysz. Natomiast ja podczas twojego śpiewu wypije wszystko, a nawet dodatkowo piwo kremowe, które właśnie zamówiłaś. Co ty na to?- zapytał z błyskiem w oku. W takim razie chyba powinna zamówić więcej. Miał nadzieję, że się zgodzi, bo gdzie tu zabawa. Pogładził ją po ramieniu wciąż na nią się patrząc z nadzieją. - Będzie fajnie, wychodzi prawie na to samo!- zaśmiał się. Skoro miało mu to tyle zająć to niech chociaż pośpiewa. - a jak się napiję to jestem niezły w tańcu! A w drodze powrotnej mogę ci opowiedzieć co tylko zechcesz, ale chyba za wiele tego nie ma jakbyś mnie nie znała
Tonia wydęła usta w dezorientacji. Boże, jakaż to ona była głupiutka czasami, to się w głowie nie mieściło. Może właśnie z takich prostych błędów logicznych nie trafiła do Ravenclaw. W końcu nie wiedząc co odpowiedzieć na ten alkoholowy dysonans, gryfonka wystawiła język, robiąc powietrzem z policzków "prrrf" i udając bardzo obrażoną wytknięciem jej tego błędu. Szybko jednak jej nastrój się zmienił, gdy usłyszała propozycję krukona. Po pierwsze, całość brzmiała bardzo skomplikowanie i bardzo nie na rękę Tonii! Po drugie, śpiewanie naprawdę nie było jej mocną stroną, w przeciwieństwie do tańca. Przecież to właśnie Ralph miał być tym śmiesznym dzisiejszego wieczoru! No cóż, skończy się jak zwykle, ponieważ Tonia zwyczajnie nie mogła się nie zgodzić. Po prostu nie było takiej opcji. Croix coś mówił, już miała protestować, ale potem patrzyła w te jego czekoladowe oczy no i po prostu nie mogła! Urządziła więc cały pokaz niezadowolenia, prychając, burmusząc się, a i nawet tupiąc nóżką (sic!) po czym chwyciła za jeden z szotów, wychyliła go niczym wieloletni alkus i uniosła podbródek z godnością. - Niechaj tak będzie. Ale wiedz, że to zupełnie nie fair! - burknęła niezadowolona. Musiała jednak przyznać, że był bardzo przekonujący - gęsia skórka pojawiła się pod jego dotykiem. Poza tym wizja tańca z Ralphem była dość kusząca. Chłopcy w tańcu byli niesamowicie piękni, a poza tym była to dziedzina, w której naprawdę mogła się wykazać i to właśnie miała zrobić. Dodatkowo pojawiała się w tym momencie szansa, że Tonce uda się wyciągnąć chłopaka na bar! Tonka podbiła więc do barmana, a gdy wszystko zorganizowano i ustawiono, zaczęła śpiewać. Stwierdziła, że nie ma sensu grzeszyć tu nieśmiałością. Zaczęła więc bujać swobodnie biodrami, dając ponieść się rytmom piosenki. Co prawda jej głos brzmiał jak tej typiary od magii leczniczej, a całe wykonanie było dość, powiedzmy sobie szczerze, chujowe. Nie przeszkadzało to jednak Paisley wczuć się w występ całą sobą, wymachując burzą loków. Pod koniec piosenki dramatycznie wskoczyła na bar, kręcąc pupą w rytm melodii. Uśmiechając się szeroko, puściła oczko do Ralpha. Po chwili jednak wpadła na pomysł jeszcze lepszy, nie chcąc pozostawać samej w upokorzeniu. Tak więc zakończyła cały występ pokazowym zeskokiem z baru, po którym zaczęła pląsać w kierunku krukona, by finalnie usiąść mu na kolanach, wyprężyć swoją prawą nóżkę w górę, jednocześnie obejmując go lewym ramieniem. Po wszystkim wybuchnęła śmiechem pełnym zadowolenia i złożyła na policzku panicza Croix soczystego całusa.
Piosenka: Girls Just Want to Have Fun Głos: Elizabeth N. Downhill Jakość: 2/6 więc trochę chujowo lol
Ralph naprawdę nie miał jej za złe, że piła bez niego. Dlaczego miał się złościć? Lubiła się napić tak samo jak on to piła. Nie było w tym nic złego dopóki była przytomna i przytomnie myślała. A może to było na odwagę? Trudno stwierdzić i nie zamierzał tego dociekać. Stało się i już. Na jej "pfff" jedynie uśmiechnął się szeroko ukazując kilka swoich białych zębów. Przecież wiedziała, że nie będzie się na nią gniewać, prawda? W tym rzecz. Lubił gdy coś brzmiało skomplikowanie w jego ustach. Zamierzał ją rozruszać. Kiedy by zaśpiewała to na pewno atmosfera ulegnie zmianie. Wtedy będzie punkt dla niego. Nie żaby mu na tym zależało. Wiedział, że Tonia się nie zgodzi, że wymięknie. wiedział również jak tańczy i śpiewa, ale nie urządzali tutaj konkursów, a jedynie chcieli trochę się pośmiać, odpocząć od drętwego życia które ich otaczało. Przynajmniej on chciał, a wiedział, że tutaj poczuje się lepiej. W jej towarzystwie zawsze czuł się lepiej. Od tego miało się przyjaciół, prawda? Myślał, że naprawdę go wyśmieje i powie, że będą grali na jej zasadach, ale wyraz jej twarzy niespodziewanie się zmienił. Nie spodziewał się tego. Nie po niej. Dlaczego to robiła? Nie było mu dane tego dowiedzieć się. Kiedy sięgnęła po alkohol zrobił to samo i razem z nią wypił pierwszego szota. Smakował nawet nieźle. Niewiele się różniło od tych co wiele razy wcześniej pił. Czy coś było nie fair? Jego zdaniem wszystko było w porządku. Ona chciała żeby pił, dużo pił a on chciał dodatkowo posłuchać jak śpiewa przy piciu. Taniec to był dodatek przy którym również wystąpi i prawdopodobnie się wygłupi. Przyjaciele często się wygłupiali. Im zdarzało się to rzadziej. Czy uda jej się wyciągnąć jego na bar? Wszystko było możliwe. Może i dzisiejszego wieczoru stanie na barze! Kiedy podeszła do baru zaczął ją obserwować. Wcale nie patrzył na jej tyłek! Kiedy zaś zaczęła śpiewać zaczął pić alkohol po kolei. Jeden za drugim. Mówią by nie mieszać? Akurat! To nie dotyczy jego. Nie miał ku temu oporów. Oczywiście jej połowy nawet nie dotknął. To był jej. Mimo, że miał już na to ochotę. Przyglądał sie też jak śpiewa i rusza bioderkami jakby do tego była stworzona. Śmiał się otwarcie. Nie śpiewała znakomicie (wprawdzie to hamował się by uszów nie zatkać), ale kogo to obchodziło? Kiedy w końcu zbliżyła się do niego to miał wszytki alkohol wypity. Uśmiechnął się do niej promiennie pozwalając jej usiąść na kolanach. objął ją w pasie by nie spadła. Pocałunek w policzek był zaskoczeniem.Podał jej kilka rodzai alkoholi do picia, a kiedy to zrobiła pociągnął ją do tańca. Nie chciał by od razu zaczęła się kiwać. Trzeba było działać póki była trzeźwa! Ledwie przetańczyli jedną piosenkę to zbliżył się do niej niebezpiecznie blisko.
Dobór pary może być początkowo dla Was dość sporym zaskoczeniem, jednakże miejsce, która wybrała dla Was Swatka pomoże szybko przełamać pierwsze lody - oboje jesteście muzykami, więc karaoke będzie dla Was niewątpliwie porywającą rozrywką, a biorąc pod uwagę, że lokal jest niemalże pusty to obędzie się bez upokorzeń. Jeśli znudzi Wam się śpiewanie czeka na Was stolik, na którym podano pyszne ciasto czekoladowe, zaś przystojny kelner z wielką chęcią uraczy Was wybranymi drinkami. Rozpoznacie się po przypinkach w kształcie nutek.
Przed rozpoczęciem randki koniecznie zapoznajcie się z zasadami eventu, które znajdziecie tutaj!
Trudno o bardziej zaskoczonego czarodzieja niż Bas w momencie otrzymania listu od Słodkiej Swatki o tym, że ma jakąś randkę w jakimś barze, w dodatku z dołączoną małą przypinką, jakby mało mu było w życiu nutek. Nie chodziło o to, że nie chciał iść na randkę (w sumie nie chciał, miał już lokatora na stałe w swoim serowym serduszku), tylko o to, że... nie doczytał w zgłoszeniu o obowiązku wybrania się na spotkanie z wylosowaną Walentynką. W zasadzie to myślał, że tylko wielcy wybrańcy dostają taką ofertę, a jego list do Swatki był - ustalmy - niepoważny. I jak wysłał zgłoszenie, tak po dziesięciu minutach już o nim zapomniał, zatapiając się w, ostatnio bardzo mu bliskie, marketingowe sprawy cukierni Lenzów. Cóż, Walentynki to była dojna krowa słodkiego biznesu, a najbardziej znany lokal w Zurychu nigdy nie zawodził też swoich klientów, więc Bas kilka tygodni przed czternastym ustalał z poddostawcami różne dziwne manewry, które miały przynieść firmie fontannę galeonów i tym razem, wciąż oczywiście opiekując się ojcem. Spotkanie z tajemniczą Walentynką było mu więc wybitnie nie po drodze, bo w teorii powinien być w Szwajcarii i sprzedawać marcepanowe serca zakochanym czarodziejom, ale myśl o tym, że miałby wystawić jakąś księżniczkę w taki dzień przyprawiała go o zapaść. Z tego względu przybiegł do "Syreniego śpiewu" prosto z cukierni, gdzie w najlepsze trwała manufaktura szwajcarskich słodyczy, ubrany w pełny garnitur, z uroczą przypinką w kształcie nutki. Nawet nie miał czasu kupić kwiatów, czego zresztą był świadom już zanim wyszedł, więc do baru wparował z czerwonym pudełkiem pełnym truskawek w polewie, porwanym prosto spod ręki pakującego je tam cukiernika i... zorientował się, że prócz jego, barmana i kilku par pochowanych po kątach sali nikogo czekającego z nutką na piersi nie ma. Czyżby kiepski żart Słodkiej Swatki? Musiał stać na środku lokalu bez ruchu dłuższą chwilę, bo w końcu usłyszał, jak ktoś go woła ze sceny. -Zapraszamy miłego pana na karaoke! - krzyknęła nieznajoma postać, niemal wpychając oniemiałego Basa na scenę. Z tymi czekoladkami w łapie, oczywiście. Wyglądał, jakby miał zacząć stand-up walentynkowy dla par, albo jakby chciał sprzedać im czarodziejski Tupperware znajdujący się w tym magicznym pudełeczku. Ogarnięcie, w jak beznadziejnej sytuacji się znalazł zajęło mu dłuższą chwilę, jednak ostatecznie doszedł do wniosku, że skoro jego wybrana na wieczór księżniczka jeszcze się nie pojawiła, to chociaż sobie pośpiewa. To jak, młodzi zakochani, może "hot blood"? Usłyszawszy pierwsze akordy zrobiło mu się jakoś raźniej. Do czasu. -♪ You turn your back...♪ NO CHYBA WAS POSRAŁO - wyrwało mu się, głosem obecnego hogwarckiego nauczyciela run w stronę zdębiałej widowni. A muzyka grała dalej. I w tym momencie zza otwierających się drzwi dostrzegł najbardziej mu znaną rudą czuprynę na świecie. Serio? Bastian obrócił się błyskawicznie w obie strony (sprawdził nawet pod nogami), żeby odnaleźć najszybszą drogę ewakuacji, ale było już zdecydowanie za późno, więc nie mogąc się praktycznie ruszyć stał tak na środku sceny jak debil, z mikrofonem w jednym i czerwonym pudełkiem w drugim ręku. Wydawało mu się, że jego szanse w oczach Gemmy nie mogą spaść jeszcze niżej, ale teraz, kiedy gadał głosem Fairwyna i czekał na "randkę" z inną księżniczką szanse te zapikowały z bolesnym świstem na dno Rowu Mariańskiego, zakopując się w jego mule na dwa metry w dół.
Gemma Twisleton
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 0%
Dodatkowo : vel ENEMA - one man band, prefekt fabularny
Zgłosiła się do tych blind date'ów dla jaj, jakoś tak nie uświadamiając sobie, że ta druga osoba może podchodziła do tego na poważnie. Nudziła się śmiertelnie i brała udział w każdym wydarzeniu, jakie się nadarzało, kiedy jednak dostała list od Swatki, nie była pewna czy chce gdziekolwiek iść. Nigdy nawet nie była na żadnej randce i nie miała pojęcia jak się zachować. Zresztą czy ta pierwsza powinna być z jakimś smutnym, samotnym randomem z gazety? Pewnie trafi na jakiegoś wypryszczonego przychlasta, który na chwilę oderwał się od gry w gargulki w piwnicy, żeby zobaczyć prawdziwą dziewczynę. Dodatkowo ostatnia numerologia przypomniała jej o Yngve i od tamtej pory, jej myśli błądziły nieustannie wokół obiektu jej pierwszego głębszego uczucia, który zniknął równie cicho, co trwał. Nie mogła jednak wystawić jakiegoś biednego nerda, który zapewne już zdążył się ucieszyć. Z resztą ona sama nie była pewnie szczytem marzeń... W najgorszym wypadku zagrają razem w gargulki. Nie przygotowała się jednak za bardzo - skoro nie wiedziała do końca, jak powinna wyglądać legitna randka, stwierdziła, że przynajmniej będzie sobą. Nie spinała nijak włosów, nie zrobiła paznokci, ani makijażu, a w niezbyt wyjściowej sukience, różowych rajstopach i żółtym płaszczu wyglądała... po prostu jak ona. Nogi ogoliła, a to już było coś. Mimo, że nie przygotowywała się jakoś specjalnie z pokoju wspólnego i tak wyszła na ostatnią chwilę. Szła najszybciej jak mogła, ale gdy stanęła w drzwiach bar nie miała pojęcia czy zdążyła - noszenie zegarka na kostce było zupełnie niepraktyczne, szczególnie jeśli chodziło się w botkach. Nie zwracając na nic uwagi, zsunęła z nogi prawy but, żeby sprawdzić godzinę, ale zamarła z nogą wiszącą w powietrzu, gdy usłyszała głos w mikrofonie - niby znajomy, a jednak jakiś taki inny; niby budził w niej jakiś dziwny, cichy niepokój, ale nie wiedziała dlaczego. Głos umilkł, muzyka grała, a ona stała chwilę nieruchomo, odtwarzając go w myśli i próbując przypomnieć sobie skąd go znała. Mózg niemal jej eksplodował, kiedy po licznych analizach i przekształceniach z "no chyba was posrało" wyklarowało się "pertho, panno twisleton". Mózg eksplodowałby chyba każdemu, kto usłyszałby Edgara Fairwyna nie dość, że śpiewającego, to jeszcze z taką ekspresją. - Ziom, śpiewaj! - wrzasnęła, kiedy tylko odzyskała przytomność umysłu. Był to zapewne jeden, jedyny raz w życiu, kiedy mogła usłyszeć coś takiego i żałowała wyłącznie tego, że nie ma jak tego nagrać. W jednej chwili zapomniała o swojej randce i z butem w ręku, pohopsała na jednej nodze pod scenę, próbując włożyć go z powrotem. - O kurwa! - spomiędzy wyszczerzonych zębów, wyrwał jej się pełen entuzjazmu bluzg, kiedy zobaczyła na scenie Bastiana w pełnym gajerze - zupełnie jak Fairwyn na co dzień. Czy to było zaplanowane? Coś w stylu "Ody do chujowości Walkera" z balu? Skecz dla zakochanych? Jeżeli tak, to powinni to zacząć wystawiać w teatrze. Zaaferowana nawet nie zauważyła przypiętej do Bastiana nutki - identycznej jak ta, która zdobiła jej płaszczyk.
Wyobraźcie sobie teraz, że jesteście dobrze rokującym hogwartczykiem. Uczycie się pilnie, macie kilku bliższych znajomych i zadowalający z eliksirów, a po pierwszej transmutacji z Crainem serce wybiło wam tylko kilka zębów. Jesteście całkiem fajnym ziomeczkiem, takie mocne sześć na dziesięć, ale zbieracie karty z czekoladowych żab i dzięki swojej pokaźnej kolekcji i (no przecież!) nieodpartemu urokowi udaje wam się zaprosić śliczną koleżankę z Ravencaw na walentynkową randkę. Zamawiacie dwa chochlikowe cappuccino i merlina na bahamach ze smoczmi sercami, a wasza wybranka jest zachwycona dokładnie tak samo już od wyjścia z pokoju wspólnego. I nagle jakiś kretyn wyskakuje na scenę śpiewając głosem Fairwyna. Bastian, widząc pierwszą reakcję widowni, odsunął się mimowolnie, żeby wyplute przed siebie jedzenie z ust co poniektórych uczestników imprezy nie znalazło się na jego garniturze. No, on też był zaskoczony. Oczywiście nawet gdyby Gemma wjechała na salę w kartonie na kółkach śpiewając Marsyliankę z pięcioma pingwinami u boku, to młody Lenz i tak widziałby tylko anielską poświatę, która niezmiennie ją otaczała od momentu, w którym spojrzał na nią po raz pierwszy. Mogła tam zamiast kuśtykać do sceny zatańczyć pijackiego poloneza a Bastian wciąż uznałby to za najbardziej elegancki ruch na świecie. Z drugiej strony kiedy Dżems zaszczyciła lokal swoją obecnością, Szwajcar rozpaczliwie próbował znaleźć sposób, aby zejść ze sceny tak, żeby dziewczyna go nie zauważyła, a jednocześnie połowa sali nie rozszarpała, kiedy tylko znajdzie się na dole. Nie zdążył jednak zrobić nic, prócz paru niezidentyfikowanych ruchów ręką, wyglądając, jakby pomylił mikrofon z kropidłem i właśnie święcił całą salę, bo dziewczyna wystosowała doń dwa bardzo osobliwe zdania (jedno nie było nawet zdaniem, tylko jakimś bardzo sugestywnym równoważnikiem). Bas znów zamarł w bezruchu, słysząc za sobą dziwny, stłumiony brzdęk niewielkiego przedmiotu o parkiet. Miał tysiąc spraw do przejmowania się nimi - niezauważona, wypięta przez przypadek z garnituru nutka była teraz prawie na samym końcu tej listy. -Eeeeeeee - zaczął swoim ulubionym przywitaniem, które rezerwował tylko dla Gemmy, tak samo zresztą jak głupawy wzrok i rozdziawioną gębę - No.... Ten, cześć - zawahał się, witając z dziewczyną już trochę bardziej normalnie. -Śpiewasz, czy nie? - usłyszał z drugiej strony sali i już miał ochotę rzucić tym mikrofonem i iść do domu zakopać się pod wagonem czekolady, bo festiwal beznadziei trwał tutaj w najlepsze, ale nagle zmienił front. -A żebyś gościu wiedział, że śpiewam. Chcieliście Walentynki z Fairwynem, to będziecie mieli Walentynki z Fairwynem - rzucił wyzywająco, podnosząc brodę do góry z tak pewnym siebie wyrazem twarzy, że zupełnie nie przypominał teraz typowego Basa. -Księżniczko, masz może ochotę akompaniować na tym tonącym statku? - nachylił się w stronę Gemmy, uśmiechając się do niej tak, że mogła uwierzyć, że wcale go nie onieśmiela (oczywiście błędnie) i wskazując na schowany w rogu bas, który zasłaniał do tej pory swoim gabarytem. Obrócił mikrofon w dłoniach jak długopis.
♪hot blood love is gonna get ya♪
Fairwyn śpiewał zaskakująco dobrze, ale ludzie wyglądali, jakby ktoś przewiercał im uszy wkrętarką z każdą nutką. Bas w pewnym momencie kątem oka zauważył, że jakaś para w kącie składa ręce jak do modlitwy. Co? Teraz się modlicie do bożków? Było się uczyć run zawczasu, podłe smarki, a nie teraz wznosić modły do nieistniejących bóstw o ratunek. It's showtime! Bastian kiedy śpiewał, zapominał o całym stresie, ale Gemma w promieniu kilometra i tak robiła swoje. Jej włosy, jej cudowna sukienka, dwa śliczne buty i rumiane policzki były przyczyną, że Szwajcar nie mógł skupić się totalnie na niczym, i gdyby nie ten stres, sam by pewnie nie wytrzymał ze swoim głosem. W końcu jednak spojrzał na dziewczynę. -Jeśli ktoś to nagrywa, to mamy przejebane - rzucił wesoło i zawisł wzrokiem na nutce przypiętej do jej ubrania. OLABOGARETY. -DŻEMS! - krzyknął jak idiota, oczywiście do mikrofonu. Dopiero kiedy usłyszał, że rozumie go cała sala oddalił od ust nagłośnienie - Ty jesteś... Ale czad, twoja nutka! - pokazał na jej przypinkę i od razu przeniósł palec na swoją pustą klapę marynarki. - Nie no co do chu... - zaczął, ale na szczęście się w porę opamiętał, nieodgadnionym wzrokiem spoglądając na nietypową ozdobę przy sukience dziewczyny. Cóż mu pozostało? Nigdy więcej nie będzie miał takiej szansy. -Wiem, że gadam głosem Fairwyna i to pewnie najgorszy głos na mówienie takich rzeczy, a ludzie - tu wskazał kciukiem za siebie - zaraz zaczną rzucać we mnie płonącymi pirożkami, ale wiesz co? Jebać. Będziesz dziś moją walentynką? Kolega z nutką się nie pojawi, bo jestem idiotą i ją gdzieś zgubiłem - uśmiechnął się niewyraźnie, podając dziewczynie czerwone pudełko.
Urodziny Nessy to była świetna wymówka, żeby się napić udać na karaoke w dobrym towarzystwie. O tym barze słyszałam całkiem niezłe opinie i należało sprawdzić to na własnej skórze, w końcu co jak co, ale nic tak nie relaksowało jak śpiewanie. W dodatku cudzym głosem? To mogło być zabawne, żal było nie skorzystać z takiej opcji. Na miejsce dotarłam pierwsza, pogadałam chwilę z barmanem i zgarnęłam jedną, porządną Margaritę. Usiadłam przy stoliku dość blisko sceny i poczekałam na dwójkę pozostałych ślizgonów. Kiedy już się zjawili, przywitałam się i przytuliłam @Nessa M. Lanceley. Ona była solenizantką, a ja lubiłam się przytulać, więc nic nie stało na przeszkodzie. - No, dotarliście w końcu. Już myślałam, że będzie mi dane upić się za twoje zdrowie w samotności. Aha i nie chce słyszeć żadnych głupich komentarzy odnośnie tego okropnego zapachu. Ostatni raz idę na miotlarstwo do tego gościa - spojrzała na nich ostrzegawczo, przewróciła oczami i podałam dziewczynie prezent. W środku była butelka uścisku merlina. - Zakładam, że on jest nawet lepszy niż ten mój. Wszystkiego najlepszego - rzuciłam w kierunku kuzynki i przywitałam się też z @Enzo Zaccaria, już mniej wylewnie, ale poczochrała go po włosach (z pełną świadomością, że go to zirytuje). - Mam nadzieje, że jesteście gotowi pośpiewać. Pójdę pierwsza, żeby trochę to rozkręcić - stwierdziłam i sięgnęłam po mikrofon. - Raz, dwa - sprawdziłam najpierw swój głos, ciekawa kogo, lub co miałam szczęście wylosować. O, głos Reeda. Ciekawe, czy umiał śpiewać. Zastanowiłam się chwile co wybrać. Chyba do niego najbardziej pasowałby jakiś metal, więc The Veels było wskazane. Wybrałam ich najbardziej znany utwór - Seven pieces of soul. Już po moim odliczaniu przykułam trochę uwagę widowni, bo wcześniej nikt nie śpiewał, więc oczy skoncentrowały się na mnie. Warto by było tak całkiem tego nie zepsuć. Zabrałam się za śpiewanie, nie do końca odnajdując się w barwie głosu mężczyzny i trochę to kalecząc. Nie wyszło mi to wszystko tak czysto i tak ładnie jakbym chciała, ale tragicznie nie było. Głos Shawna nie należał do najgorszych. Kiedy skończyłam podeszłam do Nessy i podałam jej mikrofon. - Cóż, z moim własnym głosem byłoby znacznie lepiej, ale ujdzie. Twoja kolej - stwierdziłam nieskromnie i usiadłam na kanapie. Znowu wzięłam swojego drinka do ręki.
Czasami, Enzo miewał dni, w których po prostu był dobry. Właśnie do takich dni, należały urodziny Nessy. Włoch był nawet zdeterminowany, by przez ów wieczór, nie nazywać jej gremlinem. Zdziwiło go, że rudowłosa zaprosiła na owo spotkanie tylko on i Heaven, nie wiedział, czy to dobrze ci źle. Całkiem lubił ślizgonke, nie miał z nią jednak, aż tak dużego kontaktu, jak z innymi domownikami, w jego wieku. Mimo tego należała do grupy tych lubianych wężyków. Podczas przywitania z obiema koleżankami, zdobył się nawet na blady uśmiech. -Cóż, nie skomentuje, bo sam również słabo wspominam tę parodię zajęć.-Wzruszył ramionami, a na wspomnienie okropnych zajęć z miotlarstwa na jego twarzy zagościł nieładny grymas. Obojętnie obserwował wymienianie czułości i wręczenie prezentu, on sam swój miał zamiar wręczyć później. Już po chwili Heaven raczyła się przywitać także z nim, a sposób, w jaki to zrobiła, sprawił, że grymas utrzymał się na jego twarzy przez kilka kolejnych sekund. -Śpiewać? Mogę co najwyżej posłuchać i obiecać, że spróbuje się powstrzymać od wybuchnięcia śmiechem, kiedy wy zaczniecie to robić, oczywiście to tylko obietnica.-Co to, to nie, nie z nim te numery, nie zamierzał pozwolić im, na upokorzenie go w tak prosty sposób. Oczywiście mogły spróbować namówić go jeszcze raz, kiedy wleje już w siebie trochę alkoholu, ale jako że nie był w stanie uwierzyć, że wytrzymałyby na tyle długo, by i on znalazł się w błogim stanie, pod którego wpływem zgodziłby się na taki idiotyzm. Całe szczęście nawet nie próbowały go do tego namawiać. Kiedy Ślizgonka zaczęła śpiewać szczerze zdziwiony i zaskoczony, z podziwem pokiwał głową. Piosenka z jego ulubionego gatunku i nawet wykonanie nie najgorsze. Kiedy zakończyła, zaczął jej bić bezgłośne brawo. Teraz nadszedł czas na Nesse, to dopiero zwiastowało prawdziwą zabawę. W przypadku rudowłosej wiedział, w jakim stopniu może sobie pozwolić, przez co nie zamierzał przebierać w słowach, kiedy zakończy już swój występ. W przerwie, między prezentacjami niedoszłych artystów, zamówił sobie swą ulubioną ognistą Whiskey, którą teraz sączył, delektując się smakiem wybornego alkoholu.
Nie miała pojęcia skąd w jej rudej, bystrej główce pojawił się pomysł z karaoke. Obudziła się z chęcią opicia swoich ostatnich, nasto-urodzin i uznała, że doskonale będzie przy tym pośpiewać i się powygłupiać, bo potem już nie będzie wypadało. Jak pomyślała, tak zrobiła — wysyłając liścik informujący,o której i gdzie się widzą do Heaven i Enzo. Zaniedbała ostatnio młodszą kuzyneczkę, więc trzeba było nadrobić — a, że należała do wąskiego grona osób tolerowanego przez Zaccarie, to nie mogła dać mu szansy na polepszanie swoich zdolności socjalnych. Tyle pozytywów! Martwiła się trochę o Włocha, przecież jej samej Beatrice zawsze powtarzała, że dłuższy brak kontaktów z ludźmi lub ograniczenie się do pojedynczych jednostek ogranicza. Z westchnięciem więc, które odgonić miało myśli, wstała i przeciągnęła się, następnie zbierając do wyjścia. Korzystając z dobrodziejstwa teleportacji, z cichym trzaśnięciem pojawiła się przed lokalem. Postawiła dziś na wyjątkowo dziewczęcą, elegancką kreację. Zrezygnowała ze szpilek na rzecz słomianych, dość wysokich koturn. Przywdziała na drobne ciało lekki, biały kombinezon w słoneczniki, do którego dobrała delikatne dodatki. Burza rudych włosów związana była w wysokiego kucyka, opadając niesfornie na ramię — wyjątkowo wyprostowanymi kaskadami. Wszystko podkreślał bardzo naturalny, pozbawiony czerwonej (jak to możliwe?) szminki makijaż. Z uśmiechem weszła do baru, zsuwając z nosa okulary przeciwsłoneczne i zaciskając je w ręku. Rozejrzała się dookoła, dostrzegając dwójkę ślizgonów. Podeszła do nich z charakterystycznym dla siebie uśmieszkiem, jedną z dłoni opierając na biodrze, obdarzając ich spojrzeniem orzechowych oczu. — Cześć żmijki. Gotowi na dobrą zabawę?—zaczęła, puszczając dziewczynie oczko i następnie zadziornie, na przywitanie trącając łokciem chłopaka. Następnie Dearówna, która była znacznie bardziej otwarta na dotyk, obdarzyła ją przytulasem i prezentem, na co oczywiście odpowiedziała, wtulając ją w siebie. Wiedziała, że siostry żyją w jakimś dziwnym konflikcie i nigdy nie próbowała go ani rozwiązać, ani też wybrać jednej ze stron. Była sprawiedliwa, były rodziną. — Dziękuje młoda. Wiesz, co lubię. Cśśś ani słowa o miotlarstwie! Dziś spełniamy się artystycznie. I nie Enzo, nie wykręcisz się od tego skarbie. Posłała mu krótkie, nieznoszące sprzeciwu spojrzenie. Następnie wsunęła prezent do torebki, łapiąc dwójkę przyjaciół pod rękę i idąc do zarezerwowanego wcześniej stolika, gdzie czekała na nich maszyna do karaoke, drinki i śmiech. Usiadła na wygodnym siedzisku, przewieszając torbę przez jego oparcie i następnie odgarnęła kosmyk włosów za ucho, wysuwając jedną z dłoni i wskazując na mikrofon, kiedy to brunetka wyraziła chęć na wzięcie udziału w zabawie. — Rozruszaj nas, mała. Enzo, zamów mi też. A nie, Ty mały egoisto..!—rzuciła w jego stronę, udając przez chwilę obrażoną i śmiesznie nadymając policzki. Po chwili jednak uśmiechnęła się, wędrując wzrokiem za ślizgonką. Oparła się wygodnie, odwracając głowę w stronę sceny i śledząc jej poczynania. Gdy poleciała znajoma melodia, zanuciła pod nosem, będąc pod wrażeniem wyboru! Jednak gdy Heaven zaczęła śpiewać, Lanceleyówna pod bladła nieco, a następnie wybuchnęła histerycznym śmiechem. Wszędzie rozpoznałaby Shawnowy głos, a w następnie jej ostatniego spotkania z asystentem od zaklęć.. Przed oczyma zaczęły przelatywać jej obrazy, podkreślone wykonywaną przez dziewczynę z głosem Reeda piosenką, tworząc niezapomnianą komedię. Chcąc czy nie, ślizgonka zrobiła dla swojej kuzynki dodatkowy prezent. Kątem oka dostrzegała, że nawet Enzo był oczarowany występem ślicznej koleżanki. Uśmiechnęła się pod nosem, wciąż mając wymalowane rozbawienie na twarzy. Biła jej gromkie brawa, gdy ta skończyła. — Świetnie Ci poszło! Masz ukryty potencjał! Moja mówisz.. ? Nie wiem, czy ten lokal to wytrzyma.— westchnęła teatralnie, łapiąc jednak za mikrofon. Nazwisko robiło swoje, Nessa od małego miała obycie sceniczne, brała udział w wielu konkursach i niezliczoną ilość razy musiała występować przed ludźmi. Nigdy też nie miała problemu ze zrobieniem z siebie debila. Grunt to dobra zabawa, prawda? Ruda wstała, łapiąc ze wręczony jej przez Heaven sprzęt.— Patrzcie i uczcie się dzieci, jak to się robi. Zaccaria, szykuj się. Wchodzisz po mnie, chociaż poprzeczkę zostawię Ci bardzo wysoko. Odparła ze wzruszeniem ramion, całkiem nieskromnie. Ruszyła w stronę sceny, odpalając losowanie wokalu i cichutko sprawdzając, kogo los jej zesłał.. Aż jej oczy rozbłysły, gdy trafiło na Daniela Bergmanna — nauczyciela jej ulubionego przedmiotu. Wiedziała, że jego obraz w oczach przebywających tu uczniów i studentów nie zostanie taki sam. Piosenką, którą wybrała - mugolska, bo mugolska, ale wiadomo — wielu czarodziejów znało ten repertuar, często korzystali z największych hitów muzycznych powstałych poza granicami ich świata. Ona sama uwielbiała je grać. Przymknęła oczy, wczuwając się w rozpoczynającą się melodię Brytyjskiego, równie rudego co ona wokalisty, o wdzięcznym tytule "Shape of you". Nessie nie trzeba było dwa razy powtarzać, że ma pokazać, co potrafi i już po chwili, zgrabnie i wdzięcznie. Szybko zwróciła na siebie uwagę gości, inscenizując tekst, oprawiając go swoją unikalną mimiką twarzy i gestami. Wciąż z mikrofonem w ręku, śpiewając Danielowym głosem w najlepsze, ruszyła w stronę baru, siadając teatralnie na jednym ze stołków i posyłając przystojnemu barmanowi oczko. Dobroduszne stworzenie polało jej szybkiego kielicha, którego pomiędzy wierszami zdążyła przyjąć i ruszyła dalej, tańcując z jakimiś przypadkowymi dziewczynami do refrenu. Wciągała rozbawionych klientów w swoje przedstawienie, dając się okręcić jakiemuś młodemu chłopakowi z ich szkoły, przybijając mu piątkę. Była Lanceley, miała to we krwi. Rozejrzała się po sali, korzystając z chwilowej przerwy po refrenie i jej oczy dostrzegły znajomą postać @Daisy Bennett, która zdążyła wejść do środka. Tanecznym krokiem ruszyła w jej stronę, niespodziewanie łapiąc ją za rękę i przyciągając do siebie niczym kochankę, śpiewając drugą zwrotkę i puszczając jej oczko, zmuszając do krótkiego tańca. Następnie pociągnęła ją za sobą do ich stolika, siadając na wcześniej przez siebie zajmowanym miejscu, pokazując gestem dłoni, by się rozgościła i czuła jak u siebie. Cofnęła się pół kroku, odwracając przodem do pozostałych stolików i pokazując im dłońmi, by wstali i dołączyli do zabawy, zachęcając tym samym do tańca. Cóż, sala bawiła się dobrze, a Nessa wróciła na ostatnie partie na scenę, podrywając jeszcze przez chwilę gestami i mimiką Enzo, tak żeby się poirytował, po czym zakończyła z efektownym obrotem i ukłonem, następnie prostując się i opierając dłoń na biodrze. — Dla Państwa, niepowtarzalny Daniel Bergmann. Polecam się.—oznajmiła jeszcze nonszalancko, wyłączając mikrofon i schodząc ze sceny w asyście oklasków. Wróciła do swojego stolika z wypiekami na twarzy, nieco zmęczona całym tym przedstawieniem.— O kurwa, muszę się napić. Trzeba zgonić na procenty, nie mam wyjścia. Tylko błagam, odnieście mnie do zamku. Swoją drogą, stokrotko — A co TY tutaj robisz? Nie dostrzegając swojego drinka, bezceremonialnie zabrała Włochowi szklankę i upiła trochę, następnie znów wciskając mu ją w dłoń, posyłając słodki uśmiech i zadziornie czochrając po włosach. Usiadła na ostatnim wolnym krzesełku, krzyżując ręce pod biustem, kładąc wcześniej mikrofon skierowany zarówno na Zaccarie, jak i na Bennettównę. Któreś z nich musiało teraz zawładnąć sceną. Zostawiła im podjęcie decyzji, przenosząc wzrok na Heaven.— Tu w ogóle można śpiewać swoją barwą głosu czy tylko wylosowanymi? Swoją Drogą, gdzie jest mój drink? Halo?
Kostki:2>5>6
Daisy Bennett
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 173
C. szczególne : Tatuaż na żebrach w kształcie różdżki z trzema gwiazdkami; czarodziejski tatuaż z ruszającą się palmą na nadgarstku.
Sama do końca nie wiedziała, co skierowało jej kroki do Hogsemade. Miała nie najlepszy humor, a fakt, że tego wieczoru nauka nie szła jej tak, jakby tego chciała tylko pogorszył jej stan. Czuła się sfrustrowana i kompletnie nie przygotowana, co w końcu zaczęło jej przeszkadzać. Nie mogła się ostatnio skupić i dzisiaj dała sobie już z tym spokój. Zatrzasnęła z hukiem książkę i ze złością rzuciła ją w kąt. Z westchnięciem oparła twarz na dłoni, a palcami drugiej ręki niecierpliwie stukała po blacie biurka. Myśli huczały jej w głowie, a ona nie potrafiła ich wyciszyć. Czuła się jednocześnie zdezorientowana i nabuzowana. Nie wiedziała jak spędzić resztę wieczoru, coś zrobić, poleżeć czy może iść spać? W końcu wstała i skierowała się do swojej szafki, szukając w niej czegoś usilnie. Zdecydowanym ruchem wyjęła z niej to czego szukała - sukienkę, którą od dawna chciała załozyć, ale nie było okazji. Spod łóżka wyciągnęła beżowe buty na wyższym obcasie, z paskiem wokół kostki. Przebrała się błyskawicznie, włosy tylko przeczesała palcami, a makijaż lekko poprawiła. Miała ochotę ładnie wyglądać, a sukienka podkreślała jej kształy i zgrabne nogi. W głowie miała, że pójdzie się tylko przejść, ale sama się oszukiwała - kto odpicowuje się na spacer w kieckę i buty na obcasie? Musiała się zresetować i mimowolnie wiedziała, że swe kroki skieruje do któregoś z barów. Złapała małą torebkę i nie mówiąc nikomu zniknęła z Wieży Gryffindoru. W końcu zjawiła się przed barem "Syreni śpiew". Może sama nie miała zamiaru śpiewać, ale niezłą rozrywką będzie posłuchać jak śpiewają inni. Pchnęła dębowe drzwi i znalazła się w środku hałaśliwego tłumu. Nie zdążyła się dobrze rozejrzeć, a ktoś złapał ją za rękę. Odruchowo miała ochotę wyrwać dłoń porywaczowi, ale przed nią zmaterializowała się @Nessa M. Lanceley, która właśnie dzierżyła mikrofon, śpiewając mugolską piosenkę Eda Sheerana. Oczywiście Daisy ją znała i nawet bardzo lubiła, świat mugolski znała niemal równie dobrze, jak magiczny, dzięki matce - mugolaczce. Wybuchnęła śmiechem, słysząc jakim głosem śpiewa Nessa i nie dała się prosić. Miała się bawić? To zaczyna od wejścia! Ucieszyła się w duchu, że spotkała tu kogoś znajomego. Nie miała zamiaru nikogo namawiać na wyjście, dlatego wyszła sama, ale nie miała nic przeciwko przypadkowemu spotkaniu w barze. Gdyby nie spotkała Ślizgonki pewnie ze smutku by się upiła (co przecież jej się nie zdarza) i kto by ją odniósł do Hogwartu? Jeszcze miałaby jutro problemy. Daisy od razu złapała rytm, wykonując z Nessą energiczny taniec i podśpiewywała znane słowa pod nosem. Kiwała się w takt piosenki, czując jak z głowy i z ciała znika napięcie. To był dobry pomysł. Ślizgonka pociągnęła Daisy za sobą do stolika, gdzie siedziało dwoje następnych Ślizgonów. Ku jej radości jednym z nich była @Heaven O. O. Dear, czyli jeszcze jedna znajoma twarz! Daisy z uśmiechem nachyliła się do dziewczyny, cmokając ją w policzek. Nie usuwając uśmiechu z twarzy, zwróciła się do @Enzo Zaccaria i wyciągnęła do niego rękę. - Daisy, cześć - nachyliła się nieco do chłopaka, a i tak musiała krzyknąć, żeby mógł ją usłyszeć. Chłopak był bodajże rok od niej starszy, znała go jedynie z widzenia, nigdy nie poznali się osobiście. Widziała go jednak co i raz na korytarzach Hogwartu lub na lekcjach, a jeśli zdarzyło mu się nosić co innego niż szkolną szatę to zawsze podziwiała jego tatuaże. Podobało jej się tatuowanie, sama miała jeden tatuaż, choć mały, ale chciałaby zrobić sobie coś jeszcze. Usiadła na wolnym krześle, podrygując jeszcze w takt piosenki Nessy, która w końcu wróciła do stolika. Daisy zamówiła sobie jakiegoś drinka i czekając na niego, odpowiedziała na pytanie Nessy. - To, że mnie tu jeszcze nie widziałaś to nie znaczy, że nie bywam w takich miejscach - zaśmiała się, puszczając dziewczynie oczko. Rzeczywiście, może dawno nigdzie nie wyszła, ale chyba warto to zmienić? - Relaksuję się - dodała jeszcze, upijając łyk drinka, którego właśnie dostała. Spojrzała niepewnie na mikrofon podstawiony przez Nessę i pomyślała, że w sumie... raz hipogryfowi śmierć! - To może ja? - zapytała retorycznie i pochwyciła od dziewczyny mikrofon. Wstała i skierowała się ku scenie, myśląc jednocześnie jaką piosenkę zaśpiewa. Na pewno coś szybkiego, nie miała ochoty na smęty. Musiała jeszcze wylosować głos. @Donna Jenkins! Daisy wybuchnęła śmiechem. Chciałaby, żeby Donna to widziała. Dobra, challenge accepted! Podała piosenkę, która zaśpiewa i gdy tylko usłyszała muzykę, niemal wczuła się w mugolską piosenkarkę Rihannę, śpiewającą S&M. Sama się zdziwiła jak głos Donny świetnie brzmiał przy tej piosence. Słysząc, że idzie jest perfekcyjnie jeszcze bardziej się rozluźniła i nabrała pewności siebie. Śladem Nessy zeszła ze sceny, tańcząc i śpiewając do ludzi. Zakręciła się tu i tam, kompletnie nieskrępowana, ukazując wszystko, co najlepsze w wokalnych występach. Uśmiechała się i świetnie się bawiła, wczuwając się coraz bardziej, a oklaski i podziw publiczności tylko podkręcały atmosferę. Piosenka zbliżała się do końca, więc "przytańcowała" do ich stolika, śpiewając ostatnie takty w kierunku swoich towarzyszy. Kiedy wybrzmiała ostatnia nuta, Daisy weszła na scenę i złożyła głęboki ukłon. Wróciła do stolika, pokazując mikrofonem w stronę Enzo. - Śpiewasz? - zapytała, bo nie wyglądał na osobę, która szczególnie chce wywijać na scenie z mikrofonem. Oddała mikrofon Heaven i usiadła na krzesełku. - Ty lepiej go przekonasz albo przynajmniej ty zaśpiewasz - zaśmiała się i sięgnęła po drinka. Oddychała głęboko, bo występ był całkiem wyczerpujący. Nagle coś jej się przypomniało. - Ach, Nessa, czy Ty nie masz dziś urodzin? Wszystkiego najlepszego! Stawiam ci drinka! - wykrzyknęła, posyłając jej całusa w powietrzu.
Nie przykładałam wielkiej wagi do ubioru. Starałam się, żeby wszystko to było w miarę możliwości wygodne i żebym czuła się i wyglądała w tym atrakcyjnie. Jednak raczej przed szafą stałam maksymalnie pięć minut, szukając tego co czyste i pasujące do danej okazji. Starałam się nie trzymać tam zbędnych, zagracających szafę rzeczy, a to czego nie nosiłam - wyrzucałam bez skrupułów. Nie potrafiłam przetrzymywać nieużytecznych dla siebie ciuchów. To dotyczyło również innych przedmiotów. Dlatego wybór stroju na ten wieczór nie stanowił wielkiego wyzwania, wzięła dosyć obcisły, czarny kombinezon na długi rękaw z dekoltem w serek i wyciętymi plecami. Włosy spięłam wysoko i standardowo wykonałam mocny, wyrazisty makijaż. Nessa w tych swoich słonecznikach wyglądała wyjątkowo dobrze, w końcu była solenizantką - świetlisty wygląd był jak najbardziej wskazany. Zarówno Nessa i Enzo należeli do ludzi, którzy budzili moją sympatię. Stosowałam raczej konkretny podział - albo kogoś lubiłam, albo kompletnie nie i ta osoba nie miała już ze mną lekkiego życia. Kiepska byłam w ignorowaniu istnienia wrogów, zawsze przy kimś takim miałam ochotę coś zrobić, jakoś mu dokuczyć i wprowadzić w nieciekawą sytuację. Natomiast jak już kogoś lubiłam potrafiłam być naprawdę otwarta, chętnie przytulałam i uwielbiałam kontakt fizyczny. Ta otwartość jednak absolutnie nie obejmowała wszelkiego zwierzania się i chęci mówienia o swoich sprawach. Tutaj nawet przyjaciele wiele nie wiedzieli i nie zamierzałam tego faktu zmieniać w najbliższym czasie. Prawdopodobne również, że nigdy się to nie stanie. Wspomnienia z miotlarstwa nie były najlepsze i najwidoczniej nie tylko ja tak myślałam, co było pokrzepiające. - Będziesz, będziesz. Nie przyjmuje wymówek, nie ma biernego nabijania się - przewróciłam oczami i po chwili poszłam zrealizować swoje wykonanie. Wyjątkowo lubiłam śpiewać. Wiedziałam że mam całkiem niezły głos, chociaż z pewnością wymagał on jeszcze paru lekcji, żeby trochę go podrasować. Śpiewałam tylko amatorsko i nigdy nie bawiłam się w żadne konkretne ćwiczenia, które mogłyby mi pomóc. Inaczej było z tańcem - w tym wypadku faktycznie chodziłam na zajęcia, trenowałam i dość szybko osiągałam fajne efekty. Jak każdy sport sprawiało mi to niewyobrażalną przyjemność i mimo zmęczenia miałam ochotę na więcej. Przez to, że lubiłam zarówno śpiewać jak i tańczyć - bardzo interesowałam się muzyką, zarówno tą mugolską jak i magiczną. Nie byłam zbyt dobra w znajomości świata mugoli, ale były dwie rzeczy, które robili wyjątkowo dobrze - sztuki walki i muzyka. Kiedy wróciłam do nich z mikrofonem ukłoniłam się teatralnie i przekazałam go Nessie. To karaoke to był naprawdę dobry pomysł, mogły się trochę wyżyć muzycznie i rozładować energię, która chyba w nich obu mocno biła. Czasami w ogóle mam wrażenie, że dostałam jakąś podwójną dawkę energii i muszę szukać wielu sposobów, żeby pobić się tylko z połową społeczeństwa, a nie od razu z całym. Tak było trochę bezpieczniej, prawda? Dlatego sztuki walki były całkiem niezłym rozwiązaniem, na macie się nie liczy, że robisz komuś krzywdę. A jak robisz poza matą... to przynajmniej robisz to dobrze, bo masz wyuczone ruchy. Trudno było się doszukiwać minusów takiej sytuacji. W każdym razie śpiew też był całkiem ciekawą formą spuszczenia odrobiny energii. W dodatku we względnie kulturalny sposób. - Jaki ukryty? - zaśmiałam się i spojrzałam jak Nessa wychodzi na scenę, a po chwili śpiewa głosem nauczyciela transmutacji. Parsknęłam śmiechem i przyglądałam się temu z zainteresowaniem. No, naprawdę dobrze jej szło! Widocznie głos Bergmanna się do tego nadawał. Może to on ma ukryty potencjał, o którym nawet nie wie? Albo i wie i poza byciem nudnym nauczycielem śpiewa po nocach w jakichś barach z tanim piwem. Oni potrafili mieć swoje drugie oblicza. Obraz śpiewającego w barze nauczyciela utkwił mi w głowie tak mocno, że nie mogłam przestać się śmiać aż do końca występu Nessy. Niektórych rzeczy nie da się odzobaczyć, nawet jak wydarzyły się tylko w twojej głowie. Dziewczynie naprawdę dobrze szło, ale nie byłam tym zaskoczona. W końcu wiedziałam, że muzyka to jej konik. Na koniec występu przyprowadziła do stolika Daisy. Najwidoczniej dziewczyna kręciła się po barze, a Nessa ją przyuważyła. Z gryfonką kontakt miałam świetny, więc ucieszyłam się, że do nas doszła - O, hej - ją również przytuliłam do siebie. Dobrze, że byli jeszcze ludzie, którzy znosili mój charakter, bo nie wiem jak rozładowywałabym chęć przytulania się na każdym kroku. Ezra by chyba zaczął ode mnie uciekać. Nie wiem skąd to się u mnie brało, ale (o ile oczywiście kogoś lubiłam) to uwielbiałam nawiązywać nawet najdrobniejszy kontakt fizyczny. Moim zdaniem nic tak dobrze nie budowało więzi. Z tymi bardziej irytującymi też go właściwie nawiązywałam... tylko w trochę inny sposób. Bardziej bolesny. - A co ty, sama się tutaj wybrałaś? Czy czekasz na kogoś? - spytałam dziewczynę i napiłam się drinka. Spojrzałam na Nesse i pokręciłam głową w odpowiedzi na jej pytanie. - Tutaj chyba nie można. Nasz ogromny talent będzie musiał poczekać na inną okazję - zaśmiałam się. Po chwili to gryfonka skończyła na scenie i obserwowałam ją z rozbawieniem, jak zaczyna śpiewać głosem naszej bibliotekarki. Coś mieliśmy dzisiaj szczęście do tej kadry... lepsze to, niż głosy zwierzęce. Dawało więcej możliwości. Występ dziewczyny naprawdę robił wrażenie, barwa głosu była imponująca, a samo wykonanie tak naprawdę bezbłędne. Chętnie bym popatrzyła jak Daisy śpiewa swoim prawdziwym głosem, bo w tym był wyjątkowo duży potencjał. Chyba spisała się najlepiej z nas trzech i najwidoczniej nie miała żadnego skrępowania ani stresu. No, to mi się podobało! Ludzie przyglądali się jej występowi z widocznym podziwem. My w trójkę siedzieliśmy spokojnie na kanapie przyglądając się temu. Po chwili jednak poszłam do baru i domówiłam całej naszej czwórce po kolejnym drinku. Bez szczególnego pytania ich o zdanie poprosiłam barmana o cztery miętowe memrotki. Trzeba było trochę rozruszać Enzo, a wiedziałam że one potrafią być bardzo... rozluźniające. A w dodatku jak zrobi się po nich coś głupiego - często się o tym zapomina, więc nie ma tego złego. Oczywiście trochę gorzej, jak później dowiadujesz się pewnych rzeczy z opowieści. Jednak zawsze można założyć, że czego się nie pamięta tego nie było i iść dalej. Moim zdaniem to była bardzo dobra taktyka na wmówienie sobie, że wyszło się z danej imprezy z twarzą. Ja jednak na ogół wszystko sobie po czasie przypominałam i to nie było nic przyjemnego. Po krótkiej rozmowie z barmanem wróciłam na kanapę i postawiłam przed nimi drinki. - Proszę bardzo. Tobie się chyba zwłaszcza przyda - skierowała te słowa do ślizgona, kręcąc głową - Jeszcze trochę i wyciągniemy cię na scenę, więc lepiej się zapraw. Tak na pewno pójdzie prościej - odchrząknęłam i sama wzięłam łyka miętowego napoju. Był naprawdę pyszny i orzeźwiający. Spojrzałam na Nesse. - I jak tam, starość dopada, co? Już czekam na tę poważną pannę Lanceley za jakimś biurkiem w ministerstwie. Albo panią Lanceley, jak komuś uda się cię usidlić. Tylko mi wtedy przypomnij, żebym życzyła mu powodzenia - powiedziałam rozbawiona i po chwili do stolika wróciła Daisy naładowana dobrą energią po swojej piosence. Znowu dostałam do ręki mikrofon i już miałam wciskać do Enzo, ale pomyślałam, że dam mu najpierw wypić chociaż tego drinka, skoro zamierzam dokonać niemożliwego. - Tutaj drink dla ciebie Daisy. Chyba ja pójdę jeszcze raz, ale jak wrócę, to już się nie wywiniesz - spojrzałam na chłopaka i uśmiechnęłam się na słowa gryfonki. - Ma, ma, starzeje nam się. Tylko najpierw wypijcie te moje - rzuciłam i udałam się znowu na scenę. Postanowiłam tym razem sięgnąć po jakąś mugolską piosenkę, najlepiej coś energicznego do czego dobrze się tańczy. Pomyślałam o jakimś hiszpańskim utworze, bo były one typowo imprezowe i z pewnością nadawały się do takiego miejsca. W końcu wybrałam "Animal" Alvaro Soler i sprawdziłam swój głos. Nie byłam w stanie niestety wypowiedzieć żadnego słowa, bo z moich ust wydobywało się tylko ćwierkanie. Ah, czyli tym razem padło na zwierzątko, a konkretnie ptaka. No cóż, w tym też warto się było sprawdzić. Zaczęłam ćwierkać w rytm piosenki i wychodziło to całkiem fajnie. Wyciągnęłam nawet jakiegoś przypadkowego faceta do tańca. Widziałam, że piosenka wszystkich wprawiła w dosyć imprezowy nastrój. W końcu zmęczona i zmachana wróciłam do stołu i na szczęście odzywałam się już swoim normalnym, ludzkim głosem. - Dobra, Zaccaria, skoro ja już nawet ćwierkałam, to nie wypuszczę cię stąd dopóki nie skompromitujesz się razem z nami - wcisnęłam chłopakowi mikrofon nie biorąc nawet pod uwagę sprzeciwu. Pewnie zdążył już dopić swojego drinka, więc miałam nadzieje, że był gotowy podbić scenę. Ciekawe co on wylosuje. Do dyspozycji było jeszcze sporo opcji, w końcu poza nauczycielami i ptakami wciąż mógł wylosować inne zwierzę, albo jakiegoś ucznia? To mogło być równie ciekawe. Uspokoiłam trochę oddech na kanapie, drinka wypiłam niemal jednym tchem, bo zdecydowanie potrzebowałam się nawodnić. Cóż, to może nie była najrozsądniejsza metoda nawadniania, ale lepsza taka niż żadna, prawda? Nie było co wybrzydzać. W barze pojawiało się coraz więcej ludzi. Możliwe, że rozkręci się naprawdę niezła impreza i jeszcze się natańczymy. Czyż to nie był świetny pomysł na spędzenie urodzin przez Nesse? Znałyśmy się od małego, a tutaj już dziewiętnaście lat. Ja zaraz pójdę na studia, nie miałam pojęcia jakim cudem to wszystko dzieje się tak szybko, ale wyjątkowo się cieszyłam. Miałam dosyć bycia uczennicą i wszystkich ograniczeń, które się z tym wiązały. Chciałam już iść do pracy, robić coś, móc wychodzić poza zamek i to głupie miasteczko. To na pewno dawało spore pole do popisu. Z drugiej strony jeżeli studia mają zlecieć równie szybko co szkoła, było to trochę niepokojące. Do podejmowania decyzji co potem już tak bardzo mi się nie spieszyło. Ciekawe jak Nessa czuła się z tym, że to jej ostatnie naście. - Mam dzisiaj jakiś wyjątkowo duży nadmiar energii - stwierdziłam, popijając drinka. - Stanowczo trzeba to wykorzystać.
Nie wiedział, czy Nessa wiedziała, że toleruje Heaven, czy może chciała, go zirytować zapraszając, kogoś, kogo nie lubi, nieważne, jaki był jej cel, cieszył się z obecności obu ślizgonek. Nessa, jak zwykle ubrała się gustownie i z klasą, nie zamierzał jednak jej chwalić, bo jak zwykle wykorzystała to, by z niego zakpić, nie żeby bardzo go to ruszało, ale każda ich rozmowa była swego rodzaju grą, a taka pochwała była by przegraną bitwą w tej wojnie. Znowu to jej przesłodzone określenie, żmijki. Zawsze, kiedy je słyszał, zbierało mu się na wymioty. Wspomnienie dobrej zabawy skwitował niezrozumiałym mamrotaniem i westchnięciem.-Spełniamy się artystycznie? Jak mówie nie to nie, nie będe śpiewał.-Dostrzegłszy jej spojrzenie, po raz kolejny westchnął, jak by na znak, że się poddaje.-No dobra. Niech ci będzie, ale tylko dlatego, że masz urodziny.-Z tego samego powodu zamówił jej alkohol, niech się cieszy Gremlin. Dziś zamierzał być miły, przynajmniej na tyle ile się dało w jego przypadku.-Spokojnie Gremlinie, raczej nie załamiesz czasoprzestrzeni i kontinuum. Nie każ nam czekać.-Dobrze wiedział, że Nessa była obeznana ze sceną, a w połączeniu z możliwościami, jakie dawało to miejsce, liczył na bardzo zabawny występ.-Od tego, czy tam wejdę, zależy, od jak ci pójdzie.-Jednego był pewien, za nic w świecie tam nie wejdzie, Nessa podniosła poprzeczkę dość wysoko, nie żeby to miało jakieś znaczenie, nie miał takiego zamiaru od początku, a jej występ tylko go w tym utwierdził. Kiedy trwał, jej występ niezwykle ją bawił, oczywiście nie pokazywał tego otwarcie, a przynajmniej nie śmiał się, choć był tego blisko. Kiedy rudowłosa skończyła śpiewać, zaczął energicznie bić jej brawo.-Trzeba przyznać, że jesteś w tym całkiem niezła....-Nim zdążył dokończyć to, co miał do powiedzenia, dziewczyna wyrwała mu szklankę i zaczęła z niej sączyć jego ukochany alkohol. Nim zaś zdążył zareagować na to, oddała mu szklankę i poczochrała po włosach. Enzo momentalnie stracił ochotę do prawienia jej komplementów, a jedynym co zrobił, było podsunięcie jej szklanki z zamówionym ówcześnie Whiskey. Oczywiście dostępność alkoholu, znajome twarze, a także fakt, że był dziś w wyjątkowo dobrym humorze, sprawił, że już po chwili czuł się dobrze. Kiedy nieznajoma gryfonka wyciągnęła w jego stronę dłoń, posłał jej szeroki uśmiech.-Jestem Enzo, bardzo mi miło.-Pocałował wyciągniętą dłoń, w końcu raz na jakiś czas mógł się zdobyć na bycie miłym. Czemu wszystko działo się dziś tak szybko? Po raz kolejny, nim zdołał jej zadać jakieś pytanie lub zaproponować alkohol, udała się na scenę, by dołożyć swoją Cegiełkę do dzisiejszego koncertu. Kolejna osoba, która świetnie grała i pokazała klasę, a on miał wyjść po niej i zaśpiewać? Wolne żarty. Jak by tego było mało, była kolejną osobą namawiającą go do śpiewania.-Już mówiłem, nie będę śpiewał.-Jego prostesty nic nie dawały, został otoczony przez trzy kobiety, które nie zamierzały mu odpuścić, czuł, że nadchodzi kres. W ukojeniu nerwów nie pomogło nawet to, że dziewczyna zdecydowała się wyjść na scenę jeszcze raz i przedłużyć czas, jaki mógł poświęcić na przygotowanie się do śpiewania. Był tak zestresowany, że nawet nie próbował jej sluchać. Wlał w siebie całą zawartość szklanki, a kiedy Haeven skończyła śpiewać, od razu w paradował na scenę. Bezwłocznie sprawdził jaki głos został mu przekazany. Skrzat domowy i wilk, zajebiście, na szczęście miał w zanadrzu piosenkę, która mogła by pasować do tego duetu. Zastukał w mikrofon by sprawdzić czy działa, po czym wybrał piosenke zasłyszaną w radiu, przypomniając sobie, o dość efektownej wokalizie która niewątpliwie będzie świetnie brzmiała w połączeniu z wilczym wyciem. Utwór się zaczął, a Enzo po krótkim muzycznym wstępie zaczął śpiewać, z początku nieśmiało i niepewnie. Kiedy zdał sobie sprawę, że delikatny i wysoki głos skrzata świetnie pasuje do tego utworu, nabrał pewności siebie, cały występ niewątpliwie oczarował słuchaczy i sprawił, że ludzie trochę przycichli, by wsłuchać się w owo ciekawe, lecz niewątpliwie dobre, wykonanie. Enzo uśmiechał się w duchu, wiedząc, że piosenka zbliża się do efektywnego końca, kiedy wilcze wycie świetnie zagra z muzyką. Przez cały czas trwania utworu Włoch posyłał znajomym siedzącym przy stoliku szeroki uśmiech, a kiedy piosenka się skończyła, zeskoczył ze sceny, by zająć miejsce przy Nessie, a naprzeciwko Heaven i Daisy.-Chyba nie było tak źle.-To było jedyne na co mógł się zdobyć, po tym, itak dużym jak na niego, pokazie. Kostki5>6>5
Wiedziała, że ma talent — nie sądziła jednak, że jej występ spodoba się tak bardzo. Widziała pełne entuzjazmu twarze, spojrzenie przystojnego bruneta zza baru, którego chyba zbyt mocno w piosence obrała za cel.. Westchnęła, przymykając na chwilę oczy i starając się uspokoić jeszcze szalejące od wysiłku i adrenaliny serce, próbujące chyba osiągnąć jakiś wybitnie dobry wynik w wyścigach. Jedna z dłoni uniosła się i na chwilę ułożyła między piersiami, a rudowłose dziewczę wypuściło powietrze ze świstem. Zaśmiała się pod nosem na wspomnienie Begmannowego głosu, który wydobywał się z jej ust i tak ładnie brzmiał w tutejszych głośnikach, idealnie wręcz komponując się z melodią i tekstem stworzonym przez niemagicznego artystę. Widząc, jak ślizgon podsuwa jej szklankę, odwróciła głowę w jego stronę i uśmiechnęła się delikatnie w podziękowaniu, łapiąc za ognistą i upijając łyka. Cierpki alkohol i złotym kolorze wzbudził dreszcz na bladej skórze dziewczyny, zostawiając za sobą przyjemnie rozchodzące się ciepło. Whiskey mieli tu świetne! Właściwie nadal nie potrafiła stwierdzić, który z procentowych trunków jest jej ulubionym, jednak zapewne nieco przez Enzo, wyżej wspomniany alkohol wysuwał się na prowadzenie. Omiotła spojrzeniem orzechowych oczu swoje urodzinowe towarzystwo. Naprawdę zaskoczeniem dla nie było znalezienie tu Daisy! Wiedziała, że gryfonka lubi imprezy, jednak nie podejrzewała ją o przyjście na karaoke. Mogła mieć nadzieję, że Zaccaria ma tak dobry humor, że na samo Nessowe polecenie, dziewczyna trafi do wąskiego grona tolerowanych przez niego osób. Była naprawdę sympatyczna. Lanceleyówna posłała stokrotce dłuższe spojrzenie. — Ostatnio nasze drogi często się przecinają, kwiatuszku.—odparła figlarnie, odwzajemniając gest i również puszczając jej oczko. Bił od niej entuzjazm, więc wcale nie protestowała, gdy ta złapała za mikrofon i wystrzeliła w stronę sceny, chcąc zrobić piękne przedstawienie. Zaśmiała się pod nosem, odprowadzając dziewczynę wzrokiem i usiadła wygodniej, przenosząc wzrok na dwójkę ślizgonów. — Oh, czyli musimy liczyć na szczęście przy mikrofonie. Mam nadzieję, że nie przeszkadza wam, że ją zaprosiłam. Im nas więcej, tym śmieszniej. Heaven, wy chyba dość blisko jesteście, co? Ostatnio usiadła ze mną na transmutacji, intrygujące stworzenie... A właśnie! Enzo! Na Bogów, czemu Ty znowu nie chodzisz na lekcje?— z ostatnimi słowami, skierowała wzrok na Włocha i westchnęła bezradnie, sugerując mu mimiką tym samym, że nie ma już dla niego ratunku. Trąciła go tylko łokciem za karę, jak to miała w zwyczaju i powędrowała wzrokiem na scenę, gdzie szalała gryfonka. Drobna buzia dziewczyny nabrała rozbawionego wyrazu, gdy rozległ się głos poczciwej bibliotekarki. Do tego wszystkiego wybrała dość trudną wokalnie piosenkę pewnej niemagicznej artystki z Barbadosu o nieprzeciętnej urodzie. Pomimo bycia z czysto krwistej rodziny i braku większego kontaktu ze światem mugoli, muzycznie była obeznana. Stąd też zaczęła cicho podśpiewywać pod nosem, uderzając palcami o stolik. W drugiej dłoni trzymała szklankę z alkoholem, upijając okazjonalnie łyka. Była pod wrażeniem, jak gorąco zachęcała publiczność do zabawy. Może miała ukryty talent, o którym nie wiedziała i życie sceniczne było jej przeznaczone? Nigdy nie miały okazji porozmawiać o własnych zainteresowaniach, nie licząc transmutacji. Zdała sobie sprawę, że niewiele o niej wie! Z zamyślenia na temat gryfonki wyrwały ją słowa Dearówny, które zadziałały niczym płachta na byka! Nessa odwróciła głowę w jej stronę, patrząc nań z niedowierzaniem. Rękoma pokazała gest obronny, kręcąc do tego głową. Sama ta wizja była przerażająca! — Enzo, słyszysz, a nie grzmisz! Zwariowała? Czy Ty ocipiałaś, Heaven? Nie wiem, czy bardziej niedorzecznie brzmi wizja mnie za biurku w ministerstwie, czy jako przykładnej żony. Nie ma chyba takiego szaleńca, który by sobie ze mną poradził i którego ja bym chciała. Cenie sobie moją niezależność skarbie, dobrze mi z nią. Wy się bawcie, romansujcie, a ja będę po prostu bezpłciową Nessą. WIECZNIE młodą. — odparła tonem, który przy ostatnich dwóch słowach zmienił się na taki, który sprzeciwu raczej nie znosił. Opuściła dłonie, dziękując jej ruchem głowy za drinka. Zaśmiała się jeszcze z cieniem niedowierzania pozostawionym przez poprzedni grymas, biorąc i robiąc kilka potężnych łyków picia od Heaven. Całe szczęście, że miała mocną głowę, dużo ostatnio piła i mogła mieszać alkohole. Dziewczyna westchnęła cicho, sięgając po torebkę i wyjmując z niej niewielki grzebyk, którym przejechała te luźni puszczone kosmyki włosów. Pociągnęła też usta błyszczkiem, upewniając się, czy okulary i pieniądze są na swoim miejscu. Odwiesiła torbę, poprawiając ramiączko kombinezonu, a następnie bijąc Daisy brawo. — Zaśpiewa, dajcie mu tylko się oswoić. Bywa nieśmiały. Dajesz Heaven, roznieś ten bar. I WCALE SIĘ NIE STARZE, DAJE WAM NADĄŻYĆ ZA SOBĄ! Ojj, dziękuje złotko. Drink to zawsze doskonały prezent.—zaczęła z tym swoim nonszalanckim tonem, łapiąc pokazowo buziaka i przysuwając sobie do piersi, a następnie wysyłając jej również buziaka w powietrzu. Posłała jej jeszcze krótkie spojrzenie, po czym założyła nogę na nogę, jedną z dłoni opierając się o blat stolika, przy którym siedzieli.— Daisy, mam nadzieję, iż Ci nie pokrzyżowałam planów moim nagłym porwaniem? Chociaż szczerze, to wcale nie jest mi przykro. Dodała jeszcze z niewinną miną, wzruszając ramionami jakby dla potwierdzenia swoich słów. Była ciekawa, co tym razem pokaże panienka Dear. Powędrowała więc do jej zgrabnej persony wzrokiem, stwierdzając w myślach, że chyba każdy o tym nazwisku jest reprezentacyjny. Nawet nie miały okazji porozmawiać na temat zbliżającego ślubu Doriena, który był najbliższym, największym wydarzeniem w magicznej, arystokratycznej części społeczeństwa z wysp. Znała dziewczynę na tyle, aby wiedzieć jak perfekcyjną córkę i partnerkę będzie grała, chcąc zyskać sympatię każdego dookoła, wyjść lepiej niż Blaith. Zawsze tak robiło, co dla Nessy było trochę zabawne i urocze jednocześnie, jakby bała się zostania w cieniu starszej siostry. Jak przez mgłę, ale pamiętała czasy, gdy te dwie żyły w zgodzie i całkiem normalnie.. Zagryzła dolną wargę w zamyśleniu, kręcąc delikatnie głową do swoich myśli i skupiając już całą uwagę na występie. Gdy ślizgonka zaczęła ćwierkać w rytm znanej, hiszpańskiej piosenki — ruda parsknęła niekontrolowanym śmiechem, omal nie opluwając siebie i Enza piciem. Raz bowiem sięgała po szklankę z whiskey, a raz z zielonym napojem. Był smaczny, orzeźwiający. Na bladych licach pojawił się delikatne rumieńce, sugerujące jej dobrą zabawę, towarzyszące temu miejscu gorąco i krążące w żyłach procenty. Nadal jednak było to zbyt mało, aby była nietrzeźwa. Doskonale kontrolowała siebie i rozumiała, co się do niej mówi, potrafiąc jednocześnie ładnie i składnie odpowiedzieć. Spojrzała na Włocha, puszczając mu oczko. — Już widzę, jak Ty tam dajesz taki pomysł ze zwierzęcym głosem. Ojj, tego długo nie zapomnę.—szepnęła zaczepnie, następnie odsuwając się nieco, coby jej ze stołka czasem nie zrzucił. Patrząc jak, dziewczyna wywija z jakimś facetem, zawyła głośniej i uniosła ręce, bijąc brawo. Zachęcała ją do bardziej dzikich i szalonych pląsów. Byli młodzi, kiedy mieli się bawić, jak nie teraz? Smutne, że połowa ludzi, których znali ze szkoły i imprez w całkiem niedalekiej przyszłości będzie zgorzkniałymi, szarymi, smutnymi pracownikami Ministerstwa Magii bądź innych instytucji. Nie docierało jednak do rudej głowy jeszcze to, że były to jej ostatnie urodziny jako nastolatki. Przestanie być podlotkiem, będzie musiała być kobieta z klasą i przestań się bić... Nie, to jednak nie przejdzie. Nie mogła być kimś innym niż sobą. Od małego miała bardzo silny, uparty i ognisty charakter, chociaż to Blaith miała pseudonim związany z płomieniami. Gdy wróciła do stolika, kiwnęła brunetce z uznaniem głową i zaśmiała się, gdy wepchnęła Zaccarii mikrofon, wzruszając bezradnie ramionami. Nie mogła mu pomóc, musiał się wykazać i wziąć udział w ich szalonej zabawie. Widząc nieco bladą, przejętą zbliżającym się występem twarz Włocha, wywróciła oczyma. Powędrowała za nim wzrokiem na scenę, patrząc jeszcze, jak losuje. Zerknęła na Daisy następnie, posyłając jej szalone, sugerujące diabelski plan spojrzenie. —Słodki Enzuś, zrobił mi prezent na urodziny. Co Ty na to, żeby skorzystać z entuzjazmu Heaven i ją porządnie upić? Chociaż nasz wężyk może mieć problem, żeby nas trzy zanieść do zamku. Spokojnie jednak! Jestem poważną, dorosłą kobietą. Pomogę mu!—zaczęła z nutką rozbawienia w głosie, pół żartem, pół serio. Złapała za szklankę i jakby na potwierdzenie swoich słów dopiła końcówkę ognistej, odkładając pustą czarkę na bok. Skrzyżowała ręce pod biustem, siadając wygodniej. Spojrzała na dziewczęta ponownie, próbując zachować powagę i nie parsknąć kolejny dziś raz nieokiełznaną salwą śmiechu na to, co ich jedyny w gronie, męski osobnik wylosował. Wiedziała, że dla niego to i tak wyczyn, że w ogóle na scenie skończył. Nie mogła tego nie docenić. Uniosła drinka, który jej pozostał i stuknęła się ze stokrotką i niebem.— Za odwagę, drogie Panie. W życiu trzeba być odważnym! Rzuciła żywiołowo, dopijając do końca alkohol i posyłając im rozbrajający uśmiech. Trzeba przyznać, że dużo lepiej odnajdywała się w gronie węższym, niż na ostatniej imprezie Lysandra, na której właściwie była tylko krótką chwilę. Korzystając z okazji, że jeden z kelnerów przechodził obok, złapała go za nadgarstek i zwróciła swoją uwagę w jego kierunku, chwilowo ignorując artystyczny pokaz Enzo. Zamówiła dla nich drinki, wiedząc, jak bardzo będą ich jeszcze potrzebować i podziękowała blondynowi czarującym uśmiechem, co by nie zapomniał i się nie rozmyślił. Spokojniejsza piosenka chłopaka sprawiła, że harmider nieco przycichł. — Jak na wilko-szkrzata, to poszło mu całkiem nieźle, co?—rzuciła w stronę koleżanek, kiwając mimowolnie głową w rytm melodii. Lanceleyówna biła mu brawo, gdy skończył i następnie podążyła za nim wzrokiem, aż usiadł na miejscu obok. Chcąc czy nie, miał na policzkach delikatny rumieniec. Nie miała jednak sumienia mu dokuczać i wypominać tej delikatnej zmiany na jego zwykle obojętnej lub złośliwej buźce. Omiotła spojrzeniem lokal, patrząc, jak na scenę wchodzi jakaś dziewczyna i zaczyna śpiewać głosem hipogryfa. Mogli chwilę odpocząć. Zerknęła przez ramię w stronę baru, czy mężczyzna czasem nie zapomniał o ich drinkach — na całe szczęście, był zaabsorbowany ich przygotowaniem. — Poszło Ci naprawdę dobrze! To, co potem wchodzisz na jeszcze jedną kolejkę? Właściwie to zawsze możemy iść wszyscy razem albo duetem, albo trio.. To też jakieś opcje. Wieczór jeszcze młody. Jakie są wasze ulubione piosenki?—rzuciła na tyle głośno, aby pomimo zwierzęcych dźwięków, mogli usłyszeć. Wyprostowała nogi, kładąc dłonie na kolanach i przejeżdżając palcami po odkrytych udach. Właściwie to miała ochotę i śpiewać i tańczyć, tylko nawet przed sobą się do tego nie przyznawała, starając się zachować powagę. Spoglądała na nich kolejno, uśmiechając się i nucąc coś pod nosem. To były naprawdę fajne urodziny, chociaż nigdy nie było wiadomo, jak się skończą i w jakim stanie i humorze wrócą do swoich dormitoriów. — Muszę przyznać, że w świecie niemagicznym mają znacznie ciekawszy i bogatszy wybór utworów. Podkłady, których używają do filmów, czy bajek są naprawdę dobre, mają fajne nuty i tekst. Zawsze jest pod wrażeniem tworów mugoli. Pomyślcie, co niektórzy z nich mogliby osiągnąć, mając tak jak my, magię do użytku. Przecież to nie kończąca się inspiracja! Zakończyła, kiwając głową z uznaniem w ich stronę. Akurat, gdy pomyślała o tym, że od tego całego monologu zdążyło zaschnąć jej w ustach, do stolika podszedł ów czarujący blondyn i postawił im przed oczyma szklanki z trunkiem, obdarzając jeszcze towarzystwo uśmiechem. Nessa podziękowała mu, wyjmując z torebki kilka monet i wsuwając do kieszeni koszuli, którą miał torsie. Zadowolony odszedł, a dziewczyna odgarnęła niesforny kosmyk włosów za ucho, wlepiając w nich spojrzenie swoich orzechowych oczu. — To, za co teraz pijemy? Jakieś pomysły? Ja wznosiłam toast ostatnio! Może napijemy się za was?I te wasze romanse i inne nieszczęścia?
Daisy Bennett
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 173
C. szczególne : Tatuaż na żebrach w kształcie różdżki z trzema gwiazdkami; czarodziejski tatuaż z ruszającą się palmą na nadgarstku.
Odwzajemniła przytulenie Heaven. Wiedziała, że dziewczyna uwielbia nawiązywać kontakt fizyczny, jakkolwiek dziwnie to brzmiało. Daisy to nie przeszkadzało. Również nie miała z tym problemu, o ile był to ktoś bliski. Była mile zaskoczona pocałunkiem, który złożył na jej dłoni Enzo. Uśmiechnęła się szeroko. - Przyszłam sama i na nikogo nie czekam, toteż tym bardziej się cieszę, że Was spotkałam. I mam nadzieję, że jeszcze się poprzecianają - odpowiedziała jeszcze Heaven i Nessie, puszczając oczko do tej drugiej, zanim wkroczyła na scenę. Rzeczywiście, wcześniej nie miała zbyt dużo okazji do kontaktów ze Ślizgonką, a obecnie coraz częściej ich drogi się przecinają. Dziewczyna wydawała się naprawdę w porządku, więc Daisy mówiła prawdę, gdy powiedziała, że ma nadzieję na kolejne spotkania. Jej występ był bardzo udany i do stolika wróciła zadowolona, chwytając ponownie za swojego drinka. Kwaśną miną wyraziła niezadowolenie, bo po chwili ujrzała dno szklanki, ale Heaven była w pogotowiu i Daisy zadowolona sączyła kolejnego drinka. - Spokojnie, na wszystkie drinki przyjdzie czas - roześmiała się na słowa Heaven, która złapała mikrofon i sama wyszła na scenę, dając Enzo na czas na zastanowienie i "znieczulenie się" drinkiem. Daisy zastanawiała się czy chłopak w końcu zajmie miejsce na scenie. - Jasne, że nie pokrzyżowałaś. Pokusiłabym się o stwierdzenie, że uratowałaś, bo gdybym tu siedziała sama z toną drinków to nie wiem jakby się to skończyło - roześmiała się. Przeniosła wzrok na Heaven, która losowała swój głos i wybierała piosenkę, którą zaśpiewa. Na razie hogwartczycy opanowywali scenę. Chyba nie damy nikomu innemu dojść do mikrofonu, pomyślała Daisy, upijając kolejny łyk ze szklanki. W końcu zaczynała czuć się rozluźniona, zapominając o nauce, szkole i tym, co ją ostatnimi czasy trapiło. Wybuchnęła śmiechem, słysząc jakim głosem śpiewa Heaven. Jednak wychodziło jej to całkiem fajnie i Daisy obserwowała jej występ, kiwając głową do rytmu. Kiedy dziewczyna wróciła do stolika Enzo nie miał już wyboru. Heaven nie chciała słuchać sprzeciwu i chłopak, chcąc nie chcąc, musiał wyjść na scenę. - Dawaj, dasz sobie radę! - powiedziała Daisy, chcąc wesprzeć Ślizgona. Spojrzała na Nessę z łobuzerskim uśmiechem. - Jestem bardzo za! Heaven, chyba nie będziesz miała nic przeciwko, co? - mrugnęła do dziewczyny, a po chwili wybuchnęła śmiechem. - Wyobraziłam sobie tę scenę. Jedna już bardzo dorosła laska - trąciła Nessę łokciem w bok - usiłująca pomagać biednemu Ślizgonowi prowadzić siebie i dwie pozostałe pijane laski do Hogwartu. Piękny widok! CHYBA CHCĘ TO ZOBACZYĆ! - wykrzyknęła i na potwierdzenie swoich słów, wychyliła szklankę. - Za odwagę! - powtórzyła toast Nessy. Enzo wybrał ciekawą piosenkę, do której idealnie pasowały głosy, które wylosował. Kiwała się w rytm piosenki, odsyłając Enzo zachęcający uśmiech. Wypiła drinka. Nie miała zamiaru robić przerwy. Nie taki miała nastrój. Jak obiecała zamówiła urodzinowe drinki dla Nessy i jej gości, bo miała wrażenie, że kelner, u którego jubilatka zamówiła drinki o nich zapomniał. - Było naprawdę dobrze! - pochwaliła chłopaka, kiedy Enzo wrócił do stolika po swoim występie. Zaczynała mieć chyba ten humor, kiedy dla wszystkich była miła i zaraz zacznie wszystkich przytulać. Owszem, lubiła imprezy i tańce, trochę się napić również, ale rzadko się upijała. Dzisiaj chyba nie znała umiaru. Jej nastrój po alkoholu bywał różny. Od senności po głupkowatą wesołość do miłości do wszystkich. Zależało od dnia. - Proszę bardzo, tym razem ode mnie! - zawołała, rozdając wszystkim po drinku. Daisy klasnęła w dłonie. - Czyż nie cudownie przebiega ten wieczór? - zapytała. Daisy nie udawała ani przed nimi ani przed sobą, że ma ochotę się bawić. Może inaczej by się zachowywała, gdyby to był ktoś inny, ale przy nich czuła się rozluźniona i czuła, że nie musi niczego udawać. Z drugiej strony było to dość dziwne, zważając na fakt, że dobrze znała tylko Heaven, Nessę poznała niedawno, a Enzo dopiero dzisiejszego wieczoru. Mimo to nie miała zamiaru się hamować. - Jestem za wspólnym śpiewaniem! Ale to potem, dajmy innym się wykazać, chociaż nikt nie będzie tak dobry jak my, nie sądzicie? - powiedziała nieskromnie. - Zgadzam się - powiedziała po słowach Nessy. - Znam świat magiczny, jak i mugolski i część moich ulubionych piosenek pochodzi właśnie z tego drugiego - dodała, odpowiadając od razu na pytanie Ślizgonki na temat ulubionych piosenek. Wymieniła kilka tytułów, a w tym momencie barman przyniósł drinki zamówione przez Nessę, więc teraz mieli nawet po dwa. - Jak tak dalej pójdzie to scena z mojej wyobraźni zdarzy się prędzej niż później - zaśmiała się i uniosła jednego z drinków. - Taki toast? Pewnie! Za to, żeby BYŁY! Romanse, a nie nieszczęścia, bo u mnie jakoś nudno ostatnio - powiedziała z nieco kwaśną miną. Ale taka prawda! - Za nas wszystkich! - przybliżyła szklankę do środka stołu, aby mogli się stuknąć, hehe.
Nessa w stanowczy sposób broniła swojej niezależności co oczywiście mi się podobało. Kompletnie sobie nie wyobrażałam siebie jako żony, z poukładanym spokojnym życiem, gromadką dzieci i... Ta wizja leżała bardzo daleko od moich wyobrażań i zwyczajnie do mnie nie pasowała. Zresztą, byłyśmy jeszcze za młode na takie rozważania i nie było sensu przyspieszać tego procesu. Nie ma co się spieszyć, kiedy coś ewidentnie powinno poczekać. Na razie wszystkie były wolne i mogły się tym cieszyć, dobrze bawiąc tak jak dzisiaj. - Może jeszcze przybędzie jakiś rycerz na białym koniu, który skradnie ci serce - podsumowałam ze śmiechem. Nessa znała mnie z obu moich stron. Widziała jaka jestem tutaj, w szkole, ale znała też moje zachowanie przy rodzinie i akceptowała je. Czasami się dziwiłam, że nie odtrąca jej ta dwulicowość i myślałam czy nie patrzy na to w jakiś sposób krytycznie. Sama przez to czasami źle się czułam we własnym ciele, a z perspektywy osoby trzeciej musiało to wyglądać jeszcze gorzej. Najwidoczniej jednak miałam wyjątkowo wyrozumiałą kuzynkę, która mimo całej sympatii do Fire akceptowała również mnie. Nie zdarzało się to często, żeby jedna osoba miała dobre relację i ze mną i z moją siostrą, więc Nessa była pod tym względem naprawdę wyjątkowa. Występ Enzo był bardzo udany i widziałam, że chłopak jest trochę zmieszany po zejściu ze sceny. Cóż, wszyscy wyszli na scenę, trochę się wygłupili, trochę zrobili dobre wrażenie (okazało się, że mamy niezłe głosy!). Miałam dosyć mocną głowę, więc oby nikt nie musiał prowadzić mnie do zamku, wolałam dotrzeć tam na własnych nogach. W końcu trzeba było zachować względną klasę, prawda? Pokręciłam więc głową rozbawiona na słowa dziewczyn i upiłam łyka napoju. - Musiałybyście się bardzo postarać. Żeby się nie skończyło tak, że to ja będę prowadziła was. Macie szczęście że jestem silna, to i ze dwie dam radę. Enzo zrobi sobie spacerek - stwierdziłam z uśmiechem, odkładając szklankę na stolik i rozglądając się po pomieszczeniu. Impreza rozkręcała się coraz bardziej, wokół było sporo wstawionych ludzi i wyglądało na to, że trafiły tu właściwego wieczoru. Kiedy dziewczyny zaproponowały wspólne śpiewanie od razu uznałam to za dobry pomysł i pokiwałam głową. - Mugolskie piosenki są naprawdę świetne. Wspólne śpiewanie brzmi dobry plan, tylko co proponujecie? Aż się boje jak nam się zmieszają tutaj głosy różnych stworzeń - pokręciła głową. - Jak to za nasze? Za twoje też, nie ma wymigiwania - zaśmiałam się i stuknęłam swoją szklanką wraz z resztą.
Rozmowa jakoś się toczyła, ale Enzo czuł się w jakiś sposób wyalienowany, mimo wszystko, nie znał Daisy, a zdecydowanie bardziej wolał, małe i bardziej kameralne spotkania. Uznał jednak, że warto poznać Diasy, w końcu skoro znała zarówno Nessa i Haeven, nie mogła być taka zła. Oczywiście, wszystkie jego plany poszły psu w dupę, bo dziewczyny nie uznały za stosowne angażować w rozmowę. Siedział więc i słuchał, stopniowo coraz bardziej się irytując. W końcu Nessa uznała za stosowne, by w końcu zwrócić się do niego. Poruszyła oczywiście temat, o którym niezbyt chciał rozmawiać. -Czemu zawsze, kiedy rozmawiamy, musisz poruszać temat lekcji. Już ci mówiłem, nie chodzę na lekcje, które nie wydają mi się interesujące i tyle.- Jeżeli zamierzała zapraszać go do rozmowy tylko po to, by gadać o szkole, to wolał pozostać wyalienowany. -Czemu miał, bym się denerwować? Wydaje mi się milsza niż wy dwie razem wzięte, poza tym to twoje urodziny. Możesz robić i zapraszać kogo chcesz, jeżeli przy okazji nie jest kolejnym irytującym rudzielcem to tylko plus.- To powiedziawszy, posłał rudzielcowi jadowity uśmieszek, po czym posłał Haeven przepraszające spojrzenie. Wolał nie ryzykować, bo Nesse znał lepiej. Na szturchnięcie Gremlina nawet nie chciało mu się reagować, przyzwyczaiła go. Kiedy dziewczyna udała się na scenę mógł się poczuć trochę pewniej i od razu zaczął więcej mówić i robić, właśnie dlatego na to, jak Heaven wyobrażała sobie Nesse, w przyszłości tak bardzo go rozbawiło i nawet nie spróbował powstrzymać śmiechu. Na jej pytanie zareagował szerokim uśmiechem, po czym odpowiedział, najniewinniej jak się dało. -Czemu miał, bym grzmieć? Przecież oboje wiemy, że cię to czeka, starzejesz się i tyle. Musisz zaakceptować nieuniknione Gremlinie. Romansujcie? To chyba bardziej twoja cecha niż moja.- Po raz kolejny zadziwiała go pewność, z jaką rudzielec wlewał w siebie kolejne porcje alkoholu, ostatnie spotkanie zakończyło się w miarę szybko i nie miał okazji obserwować, jak to się skończy długofalowo, teraz jednak zapowiadało się na całkiem długie posiedzenie. Westchnął jedynie i sam upił sporego łyka ze swojej szklanki. Potem do stołu wróciła Daisy, a chłopak znowu poczuł się jak idiota który nie wiedział, o czym gadają. Właśnie dlatego lepiej wsłuchał się w występ Haeven. Który był... hmmm, Enzo dość długo szukał słowa, którym mógł, by określić to, jak zaprezentowała się na scenie, ostatecznie uznał, że nie ma sensu szukać i nazwie go po prostu ciekawym. Występ wyrył się w jego pamięci jako zlepek kilku obrazów i wspomnienie opuszczania sceny z drżeniem rąk i odczuwalnym rumieńcem. Na jej pytanie miał ochotę ją zabić. Starając się brzmieć jak ktoś, kto wcale się nie denerwował. -Raczej nie, i tak mi nie wyszło, poza tym, jestem zdecydowanie bardziej atrakcyjnym kompanem, kiedy używam swojego pięknego głosu. Bardzo dziękuje Daisy, widać, że jesteś jedyną mądrą osobą w tym towarzystwie. Wasze trio brzmi ciekawie, ja mogę pozostać biernym obserwatorem.- Na jej pytanie wzruszył ramionami, sam nie wiedząc, czy dzielenie się z nią swymi ulubionym piosenkami ma sens, w końcu i tak nie znała mugolskich zespołów, a już na pewno nie te grające Metal.-Ja? Słucham Mugolskiego Metalu, jeżeli cokolwiek ci to mówi, jest to In Waves.- Wsłuchał się w to, jak opisywały swoją ulubioną muzykę pozostałe dziewczyny. Preferencje muzyczne Nessy znał bardzo dobrze, zasypywała go opowieściami o tym, jak to nie kocha muzyki filmowej. Zaraz po pytaniu o ulubioną muzykę, przyszedł czas na wznoszenie toastów i picie. -Za co pijemy? Romanse? Fakt przydałoby się, też ostatnio trochę nudno.- Wzniósł swoją szklankę i dość szybko ją opróżnił. -Może jakaś typowa gra imprezowa? Butelka czy coś? Byle nieśpiewanie!- Powiedział cicho, po czym posłał im zaczepny uśmiech.
Daisy miała coś takiego w sobie, co Nesse urzekało. Znały się jednak zbyt słabo i przelotnie, aby była w stanie to określić. Jednak faktycznie, miała coś wspólnego ze swoim imieniem i przypominała uroczą, kołyszącą się na wietrze stokrotkę. Z początku ruda myślała, że się nie dogadają, bo na pierwszy rzut oka ciemnowłosa wydawała się dość specyficzna. No, ale skoro czerwone nici zaplotły je ze sobą i związały się na nadgarstkach, to widocznie los tak chciał. W sumie fajnie, że mogły spędzić trochę czasu razem poza lekcjami, mając jeszcze Enzo i Heaven jako towarzyszy. Głos Włocha uderzył w jej uszy, jak zwykle przyjemnie i dźwięcznie, idealnie dopasowując się do mimiki jego twarzy i słów, których używał. Wywróciła teatralnie oczyma, nie chcąc dalej brnąć w temat czysto lekcyjny. Niemniej jednak wiedziała, że gdy Daisy pójdzie na scenę, to chłopak się troszkę rozkręci. Zawsze był nieco nieufny, może nawet wstydliwy w stosunku do obcych. — Głupek. Jestem przecież miła, nie wiem o co Ci chodzi. Mogłeś trafić w swoim życiu na gorsze zołzy, a zobacz jakiego masz fajnego kumpla!—rzuciła nieco nieskromnie, aczkolwiek z udawaną obrazą wymalowaną na drobnej, bladej buzi. Naprawdę jej nie doceniał! Westchnęła ciężko, upijając drinka i machając ostentacyjnie ręką, odgarniając kosmyk włosów za ucho, bo przez to gestykulowanie znów rude pukle spłynęły do przodu. Zresztą, on był i tak niereformowalny, nie było nadziei. Zanuciła coś cicho pod nosem. No tak, występ i gryfonka!Powędrowała za nią wzrokiem, ciesząc się udanym występem, a następnie prychnęła rozbawiona, gdy zabrakło alkoholu. On przecież tak bardzo łączył ludzi. — Mamy dziś go naprawdę dużo.. Noc się na dobre nie zaczęła, a jutro wolne. Nawet ja się wykręciłam od zmiany w Oasis. — przytaknęła, wędrując spojrzenie brązowych oczu po twarzy Daisy, a następnie Heaven. Właściwie nie była pewna, jak pozostała część tego spotkania będzie wyglądała, bo tyle o ile pomysł z karaoke był naprawdę fajny, to później może się im znudzić. A jak będą chcieli potańczyć? Ruchem dłoni odgarnęła burzę rudych włosów na plecy, poprawiając następnie ramiączko od swojego kombinezonu. Na słowa Daisy przez jej głowę przeszła potężna fala dziwnych scenariuszy, jak to mógł się skończyć wieczór brunetki spędzony w samotności, mając pod dostatkiem kolorowych drinków. Przekręciła głowę w bok, szukając wzrokiem jej spojrzenia.— Zapewne z tym przystojnym barmanem. Myślę, że mogłoby być całkiem miło — pytanie tylko, czy miałabyś moralniaka? Gdy skończyła, puściła jej zadziornie oczko i zacisnęła palce dookoła szklanki, stukają długimi paznokciami w szkło. Napiła się, czując, jak ognisty smak przyjemnie pali w gardle. Miała już trochę lepszy humor, jednak nadal daleka była droga do staniu upojenia i braku samokontroli. Ostatnie miesiące były dość bogate w alkohol i przez to nabrała naprawdę dużej tolerancji i odporności. Piła sobie spokojnie, decydując się na kolejnego łyka, gdy jej uszu dobiegły słowa Panny Dear, sprawiając, że aż zakrztusiła się ognistą. Zasłoniła usta rękoma, kaszląc i prawie wypluwając alkohol, po czym podniosła na nią oczy, nieco załzawione od mocy trunku. Odchrząknęła, łapiąc za chusteczkę i wycierając dłoń, po czym z pełną powagą i wyprostowanymi plecami, westchnęła —Heaven. Czy Ty zwariowałaś? Ja nie mam serca. Mnie takie rzeczy nie spotykają, ludzie patrzą na mnie jak na kolegę, aseksualnie. W żaden, absolutnie żaden sposób nie wzbudzam pociągu fizycznego i jest zbyt nieznośna, aby zostać czyjąś dziewczyną. I kochanie, wbij to sobie do tej ślicznej główki.—zakończyła z delikatnym uśmiechem, wlepiając trzymane wcześniej na twarzy ślizgonki spojrzenie w swoje dłonie. Było jej tak dobrze, nie przeszkadzało jej nic i nie tęskniła za jakimiś romantycznymi uniesieniami. Znała swoje miejsce i wolała się go trzymać. Była po prostu Nessą. Zresztą, z Heaven Dear mąż też będzie miał przesrane, podobnie jak z Blaith i szczerze współczuła przyszłym kandydatom. Obydwie były dość dominujące i silne, chociaż to Fire pełniłaby bardziej damską rolę w związku niż jej siostra, zdaniem Nessy. Zresztą, Niebiańska panna nadawała się dużo bardziej do błyskotliwej kariery, a nie jako żona. Ruda sama w sobie faktycznie miała talent do nawiązywania relacji, przyciągając do siebie największe dziwactwa ze szkoły o skrajnych charakter. Pomimo to zwykle udawało się jej nawiązać z nimi konwersację i nawet jeśli była szczera i bezpośrednia, to ludzie często do niej wracali. Naprawdę nie rozumiała tego fenomenu, ale była chyba wężem z najbardziej różnorodnymi znajomymi i z najmniejszą liczbą wrogów. Wróciła do rzeczywistości, porzucając kontemplację na zarzucony przez kuzynkę temat. Klepnęła Enzo w plecy, gdy Włoch ruszył na scenie i posłała mu subtelny, mający dodać energii uśmiech. Wiedziała, że stresował się takimi rzeczami. — Największy problem to będzie z Ezno, żeby go tam jeszcze raz wepchnąć kwiatuszku.—zaczęła, rozkładając bezradnie jedną z rąk na bok, a na jej szturchnięcie i wspomnienie o wieku, prychnęła niczym niezadowolony kot. — Kobiety są jak wino, lepsze z wiekiem! Poza tym... JA SOBIE TEGO NIE WYOBRAŻAM. Niby jak miałabym was od bramy aż do sypialni zaciągnąć? Musielibyście spać w krzakach, przykro mi. Ojej, chmurko moja, dlaczego byś go tak porzuciła na samotny, nocny spacer? On by Cię nie zostawił. Dodała z teatralnym westchnięciem, puszczając jej oczko. Oczywiście żartowała. Każdy przecież wiedział, że Nessa nigdy by nikogo nie zostawiła. Nawet jeśli ucząca się w Hogwarcie młodzież faktycznie opanowała bar, to nie wyglądało, jakby miało to komuś przeszkadzać. Goście doskonale bawili się przy ich występach. Musiała przyznać, że pili niczym na wyścig, puste szklanki pojawiały się szybciej, niż pełne. Poprawiła się, siadając wygodniej na krześle i zakładając nogę na nogę, rozglądając się po przepełnionym barze. Je uwaga skupiła się na pełnej entuzjazmu Daisy, na co zareagowała wesołym i pogodnym śmiechem. Doprawdy, rozczulające dziecko. Cieszyła się, że brunetka nie miała żadnego problemu z byciem sobą i czuła się w towarzystwie swobodnie. Oczywiście Lanceleyówna wiedziała, że gryfonka przyjaźniła się z Heaven, jednakże ją znała faktycznie raptem chwilę, a Zaccari wcale. Złapała za drinka, którego im postawiła i kiwnęła głową w podziękowaniu, znów gasząc alkoholowe pragnienie. Gdzieś z tyłu głowy jeszcze szeptał jej głos rozsądku, że była tu najstarsza i musiała o nich wszystkich dbać. Nawet Enzo był młodszy.. Poza tym, jak się schla przy nim, to będzie jej to wypominał aż do śmierci. Czy było warto? Oparła się łokciem o stolik, podpierając twarz na ręku i wędrując do chłopaka spojrzeniem. — Stokrotko, on będzie jeszcze cudowniejszy. Gwarantuję Ci to. Poczekaj, aż pójdziemy zatańczyć! A Ty makaroniku, jesteś przesłodki jak zwykle. Nie dość, że obraziłeś mnie, to jeszcze Heaven. Znów. Powinnam dostać nagrodę za cierpliwość do Ciebie. O nie, nie wykręcisz się od śpiewania!—mruknęła cicho z tajemniczym uśmiechem, przenosząc spojrzenie na swojego drinka. Zamieszała w szklance ruchem dłoni, pozwalając, by kostki lodu obiły się o kraniec. Gdy kelner w końcu podał zamówione już tak dawno napoje, posłała mu delikatny uśmiech i teraz miała prawdziwy dylemat nałogowego pijusa, od czego zacząć? Obydwa wyglądały zachęcająco. Posłała Heaven pytające spojrzenie, może ona będzie w stanie jej pomóc. Temat o muzyce sprawił, że porcelanowa twarz rudzielca nabrała rumieńców. — Mugole są znacznie lepsi, zdolniejsi od nich w kwestii muzyki. Myślę, że mają ponadczasowe utwory i kompozytorów, których nazwiska znane są nawet u nas. Jak to możliwe, gdy my, mając magię, mamy przecież więcej inspiracji? Jednakże kocham, po prostu kocham ich grać. To przyjemne, mają utwór na każdą okazję.—zakończyła nieco rozmarzonym tonem, uśmiechając się łagodnie. Była Lanceleyem, miała muzykę we krwi i praktycznie urodziła się ze smyczkiem w ręku. Nawet pomimo swojej niezłomnej miłości do transmutacji, zajęcia artystyczne wychodziły jej znacznie lepiej i naturalniej. Pokręciła przecząco głową, unosząc ręce w geście samoobrony, gdy ta znów wyciągnęła na wierzch scenariusz o odprowadzaniu całej trójeczki przez solenizantkę do zamku. To powinno być odwrotnie. Słysząc o toaście, złapała za lewą szklankę i również uniosła, słuchając dziewczyny. — Tak, tak, żebyście znalazły swoich książąt lub księżniczki i spełniły swoje dziewczęce i Enzusiowe fantazje. Za wszystkich!—odparła z rozbawieniem, wędrując brązowymi oczyma po ich twarzach. Gdy szklanki stuknęły się, upiła, aby słowom pomóc przerodzić się w czyn. I pomyśleć, że nawet jemu odpowiadał ten toast. Zaśmiała się pod nosem, odkładając pustą szklankę na blat stołu. Zerknęła w stronę sceny. — Heaven ma rację, może wyjść coś ekstra z naszego wokalu, ale chyba ktoś skorzystał z naszego gadulstwa i widzę, że jest mała kolejka do mikrofonu. To może pomysł Enzo? Skoro taki odważny.—Mówiąc to, zsunęła się z krzesła i przeprosiła na chwilę towarzystwo, kierując się w stronę baru i jego pracownika. Potrzebowali przecież narzędzia, aby plan wszedł w życie. Rudej nie zajęło to długo i po kilku minutach wróciła z szklaną butelką po gazowanym napoju. W tym czasie pozostali ogarnęli stolik. Uśmiechnęła się zadziornie, nachylając się i kładąc butelkę na stole. Spojrzała po ich twarzach. Zaczynała, bo miała urodziny. Wiedzieli też, że wchodząc w grę, godzili się na udostępnianie swojej osoby do wyznań. — To będzie zabawne..—rzuciła cicho, wprawiając przedmiot w ruch i krzyżując ręce pod biustem, zaciskając palce na smukłych ramionach. Śledziła ją wzrokiem, nucąc cicho pod nosem i kołysząc się w rytm śpiewanej przez jakiegoś chłopaka piosenki. Szło mu nieźle. W końcu przedmiot zatrzymał się, wskazując szyjką na Włocha. Lepiej być nie mogło. Korzystając z tego, że nie siedziała, przeszła się dookoła stolika, zatrzymując obok ślizgona i kładąc dłoń na jego ramieniu, obracając twarz w jego stronę z tym uroczym, niewinnym uśmieszkiem. — Cieszysz się, praaawda? To dla Ciebie mam coś wyjątkowego!—zaczęła cicho, chcąc dodać mu dreszczyku emocji i budując napięcie. Wskazała dłonią na Daisy, chcąc aby się do siebie przekonali, może zostaną dobrymi kumplami czy coś.—Zrelaksuj ją. Nie wiem, wymasuj. Tak, żeby aż zamruczała. Pamięta, że będzie kara, jeśli nie będzie zadowolona. Ruda jak gdyby nigdy nic, wróciła grzecznie na miejsce i usiadła wygodnie, zakładając nogę na nogę i biorąc w rękę drinka, upijając trochę. Ruchem głowy poprawiła kosmyki włosów, wzrokiem śledząc Enzo. Była ciekawa, co zrobił. Była dla niego kimś nowym, a nie należał do najbardziej otwartych i bezpośrednich przy początku znajomości. Trzeba było jednak pracować nad sobą, dlatego też Nessa uznała swój pomysł za wyjątkowo dobry.
Daisy, osobą całkowicie mu nie znana, wyglądająca na dość miłą i przyjazną osobę, Gryfonke, Enzo sam nie wiedział co o niej myśleć, z jednej strony jasny było, że skoro jest znajomą zarówno Nessy, jak i Diasy, nie ma co się zastanawiać i może być spokojny o to, co mówi w jej towarzystwie. Mimo tego wrodzona nieufność Włocha nie pozwalał mu pozostać w pełni swobodnym. Miał nadzieje w pełni ją poznać, by bez nawet kropli niepewność móc z nią rozmawiać, wiedział jednak, że nie wystarczy do tego to spotkanie. Nawet nie dopuszczał do siebie myśli, że nieufność mogła być tak naprawdę zamaskowaną wstydliwością. Przecież on nie był wstydliwy.... -Nie wiem, czy kiedykolwiek zestawiłbym słowa miła i Nessa w jednym zdaniu, nawet pod przymusem. Fakt, mogłem trafić na kogoś gorszego, nie znaczy to jednak, że nie mogłem trafić na kogoś lepszego, więc nie przeceniaj się Lanceley. Niech ci będzie, że jesteś fajnym kumplem, tylko dlatego, że masz urodziny rudzielcu. Wiedz, że te słowa przeszły mi przez gardło z wielką trudnością i niemałym nakładem siły woli.- Po tym, jak zrobiła obrażoną minę, nie mógł nie przywołać na twarz rozczulonego uśmiech i nie zareagować rozbawionym spojrzeniem posłanym w kierunku Heaven. Wykorzystał chwile ciszy, by dopić cały pozostały w szklance alkohol. Ze smutkiem obserwował puste naczynie, notując w pamięci, by zamówić sobie kolejne Whiskey. Cóż, im dłużej słuchał tego, jakie plany mają dziewczyny na dzisiejszy wieczór, tym bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że dzisiejszy wieczór skończy się dla niego dźwiganiem ciężarów. Oh, tak, wykręciła się od zmiany w Oasis, to wróżyło jeszcze gorzej. Jak by tego było mało, Nessa zaczęła dywagować o przypadkowym stosunku z barmanem, wprost idealnie. W takim momentach cieszył się, że był tu z nimi, a dziewczyny nie musiały się martwić, że spotkanie skończy się takim właśnie scenariuszem. Reakcja Nessy na słowa Heaven wielce rozbawiła chłopaka i doprowadziła do wybuchnięcia śmiechem. -Co jak co Heaven, ale tym razem musisz jej posłuchać, raz na jakiś czas uda jej się powiedzieć coś mądrego trzeba jej przytaknąć.- Posłał swojej ulubionej rudowłosej jadowity uśmieszek. Dobrze wiedział, że dziewczyny lekko mówiąc, nie jest zainteresowana sprawami sercowymi ani podbojami miłosnymi, przynajmniej sam odniósł takie wrażenie. Kwestie o tym, jak to bardzo jej nie obraził, uznał za nie godną skomentowania. Wzruszył więc ramionami, zrobił niewinną minkę i posłał im przepraszający uśmiech. Podczas powracania ze sceny, domówił sobie whiskey, którą teraz sączył, słuchając rozmowy, jaką prowadziły dziewczyny. Kiedy zobaczył rumieńce występujące na twarz Nessy rumieńce, w połączeniu z muzyką, przewrócił oczami, wiedząc, na co się zanosi. Mimo tego nie mógł się nie zgodzić z tym, co powiedziała. -To akurat fakt, mają o wiele więcej gatunków, zdecydowanie łatwiej znaleźć coś dla siebie, zresztą nie tylko muzyke tworzą lepszą, czytałem mnóstwo mugolskich książek i jestem gotów powiedzieć, że to również dziedzina, w której są co najmniej równi nam, o ile nie lepsi.- Całą wiedzę, jaką posiadał o świecie mugoli, posiadł dzięki swojej babci. Kobieta uczyła go wielu rzeczy oraz zapoznała go z mugolską kulturą jak muzyka i literatura. -Naprawdę życzysz mi znalezienia księżniczki? Nie uważasz, że mi przydałby się kobieta trochę inne go sortu? Zresztą.... nieważne, tobie życzę tego samego Gremlinie!- Co prawda obiecał sobie, że nie będzie dziś do niej mówił per Gremlinie, ale trochę już się napił i takie nieistotne drobiazgi uleciały mu z głowy. Kiedy proponował grę w butelkę, niezbyt zastanawiał się nad tym, jakie konsekwencje może nieść ze sobą ta zdradliwa i pełna losowości gra, kierował się raczej zasadą, że wszystko jest lepsze niż śpiewanie. Kiedy Nessa zniknęła, by zdobyć im jakąś butelkę, wyzerował Whiskey znajdujące się w jego szklance i posłał Diasy i Heaven porozumiewawcze spojrzenie. Kiedy płomiennowłosa wróciła do stolika z butelką, chłopak posłał jej rozbawione spojrzenie. Obserwował kręcącą się butelkę z szerokim uśmiechem na ustach. Uśmiech zniknął, kiedy okazało się, że butelka wskazała właśnie na niego. Bał się, że Lanceley naprawdę wymyśli mu coś ciężkiego, jak się okazało, dziewczyna sądziła, że nie da rady tak prostemu zadaniu, jak wymasowanie Daisy. -To jest szczyt twojej kreatywności? Niech ci będzie, nie musisz nawet myśleć nad karą, bo nie będzie potrzebna.- Mimo udawanej pewności siebie nie był taki chętny do wykonania tego, co mu nakazała. Gdyby kazał mu wymasować, Heaven zadanie byłoby prostsze, znał ją i wiedział, że nawet jeżeli mu nie wyjdzie, odbierze, to jako żart, poza tym nie mogła czuć się urażona. Sprawa z Daisy była zupełnie inna, mimo tego, nie mógł pozwolić, by ucierpiała jego duma, zadanie musiało być wykonane! Kiedy w końcu wstał, było to mniej pewne niż zwykle. Usiadł za Daisy, odgarnął jej włosy, tak by nie przeszkadzały mu w wykonaniu "zadania". Początkowo jego ruchy były dość niepewne, przez co dziewczyna mogła odnieść wrażenia, że robi to sztywno, dopiero po kilku chwilach znalazł jakiś punkt zaczepienia i postarał się by Daisy, naprawdę miała z tego zadania trochę przyjemności, czy mu się udało? Sam nie wiedział, dlatego po skończonym zadaniu zapytał. -I jak? Powiesz Lanceley, że mi się udało i skończymy ten idiotyzm?- Miał nadzieje, że jego zmieszanie nie było zbyt widoczne, nie wątpił, że wówczas Nessa wykorzystałaby to w późniejszych etapach gry i dała mu kolejne zadania związane z Daisy. Wrócił na swoje miejsce i jeszcze przed zakręceniem butelką, wypił kolejną szklankę Whiskey, czuł, że pomału alkohol zaczyna na niego działać. Mimo tego uznał, że będzie trzymał fason i w końcu zakręcił butelką. Tym razem, los wskazał Heaven, chłopak posłał jej rozbawiony uśmiech. -Nie wiem jak wy, ale ja bardzo chętnie...zobaczyłbym jak panna Dearówna.....hmmmm- Udał, że długo zastanawiał się nad tym, jakie zadanie musi wykonać Heaven. -Chętnie zobaczył bym panne Dearówne tańczącą na barze? Kostki10
W klubie robiło się duszno i parno, a jednak ani trochę nie zniechęcało to nas do przebywania w lokalu. Atmosfera była świetna i dziwiłam się, że odwiedziłam to miejsce pierwszy raz. Na pewno nie ostatni. Poprawiłam ramiączko swojej bluzki i sięgnęłam po kolejnego łyka orzeźwiającego drinka. Ta mięta robiła swoje, czułam się jakbym popijała pyszną, zimną lemoniadę. Posmaku alkoholu albo nie było, albo ja już go nie czułam i z coraz większą swobodą przechylałam szklankę. To nie wróżyło dobrze, ale nie miałam aż tak słabej głowy, żeby specjalnie się tym martwić. Przynajmniej tak mi się wydawało. Prychnęłam żartobliwie na słowa Enzo. Chwila, co to właściwie był za tekst? - Jak to milsza niż my dwie razem wzięte? Wypraszamy sobie. Ja i Nessa do duet dwóch najprzyjemniejszych ślizgonek w szkole, prawda? - zamrugałam niewinnie w kierunku dziewczyny. Właściwie w przypadku Lanceley to byłaby nawet prawda. Trochę gorzej ze mną, ale kto by zwracał na to uwagę? Parsknęłam szczerze rozbawiona słowami Nessy. Określanie się przez nią jako aseksualną i nie pociągającą nikogo było tak dalekie od prawdy, że nawet nie wiedziałam jak to skomentować. - Widzę alkohol wszedł już za mocno. Jeżeli tobie się wydaje, że faceci patrzą na ciebie w ten sposób to czas na okulary, skarbie. Chociaż w przypadku tak skrajnej ślepoty to może nie pomóc. Rozmawiać o muzyce mogłabym bez końca. Mugolscy wykonawcy byli po prostu rewelacyjni i nie widziałam sensu w ukrywaniu tego i odcinaniu się od tak bogatej kultury. Zresztą, nie byłam przeczulona na punkcie czystości krwi. Czasami tak się zachowywałam w rodzinnym gronie, ale nie miało to żadnego przełożenia na moje rzeczywiste poglądy. Zresztą, wystarczyło spojrzeć na Ezrę, żeby się o tym przekonać. Oszczędziłam już sobie wymieniania muzyków, zresztą znałam ich bardzo wybiórczo, ale akurat zespół wymieniony przez chłopaka kojarzyłam i całkiem lubiłam. - Są spoko - przyznałam w kierunku ślizgona i zaraz temat zszedł na nasze dalsze plany. Faktycznie, mikrofon był akurat zajęty i nie było sensu się pchać. Propozycja chłopaka od razu przypadła mi do gustu. Ja gier nie odmawiałam - nigdy i żadnych. Absolutnie. Dlatego z zapałem pokiwałam głową. - Jestem za! - potwierdziłam jeszcze na głos, a już po chwili Nessa kręciła butelką. Na jej zadanie uśmiechnęłam się i obserwowałam jak Enzo je wykonuje. Byłam pewna, że pomimo pozornej obojętności nie robił tego bez wahania i z pewnością nie bez stresu. Nie zmartwiło mnie, że następnie butelka wskazała na mnie. W końcu zamierzałam być aktywnym uczestnikiem gry, a nie stać z boku i przyglądać się. Byłam pewna, że wyzwanie chłopaka będzie dość luźne i nie sprawi mi problemu. A jednak trochę zaskoczyła mnie perspektywa tańczenia na barze. Szczególnie, że nie byłam jeszcze aż tak pijana, żeby zrobić to bez oporów. Pewności siebie mi nie brakowało, umiałam tańczyć, ale noc była jeszcze młoda, towarzystwo w miarę trzeźwe i to mogło wzbudzić duże zainteresowanie. Zadanie to zadanie, nie było sensu dłużej snuć tego typu myśli. Po prostu zamówiłam u barmana kolejnego drinka i wypiłam go na raz. Kiedy zaczęła grać żywa, rytmiczna muzyka, wiedziałam że to jest ten moment. Zgrabnie wsunęłam się na bar, kiedy wszyscy z obsługi byli na zapleczu i zaczęłam poruszać się rytmicznie. Nie trwało to zbyt długo, ale nie zbiegłam też czym prędzej speszona. Sporo ludzi patrzyło na to ze zdziwieniem, część być może z zażenowaniem? Jakiś facet zagwizdał, ale nie przejęłam się tym, tylko zrobiłam co do mnie należało i wróciłam do swoich znajomych. Pokręciłam głową. - Jak mnie tu więcej nie wpuszczą to zwalę winę na ciebie - zaśmiałam się i sięgnęłam po butelkę. Na kogo wskaże tym razem? Wypadło na Nesse, więc uśmiechnęłam się zadowolona. Chętnie dałam zadanie solenizantce. W przypadku ślizgonki można było szaleć, prawda? A jednak w pierwszej chwili w mojej głowie pojawiła się pustka. Zawahałam się. - Hm, to mówisz, żaden facet nie patrzy na ciebie w taki sposób? Sprawdźmy to, bo wydaje mi się, że ten barman - wskazałam głową na wysokiego bruneta robiącego drinki. - Ciągle się na ciebie gapi. Podejdź do niego i poproś o wizbooka. Tylko wiesz, nie uciekaj tak zaraz. Poflirtuj trochę.
Przyglądała się chwile Enzo, do którego zachowania była przyzwyczajona i zwyczajnie zbywała je wzruszeniem ramion czy uśmieszkiem, prowokując go jeszcze bardziej. Wiedziała, że nie mógł powstrzymać się przed noszeniem maski cynizmu i kąśliwości, zwłaszcza przy osobach, których nie znał i którym nie zdążył zaufać. Ruda nie wtrącała się w jego sposób bycia, nie zamierzając jednocześnie wspominać o prawdziwej twarzy, którą tak dobrze znała. Westchnęła, unosząc dłoń i machając na niego ostentacyjnie, puszczając jednocześnie oczko, a drugą dłonią sięgając po szklankę i unosząc ją do góry, upijając nieco alkoholu. — Yhym. I tak wiem, że myślisz, że jestem zajebista. — rzuciła jedynie z teatralnym westchnięciem, robiąc kolejnego łyka trunku. Gdyby tak nie było, to żadna siła nie zmusiłaby go do siedzenia tu z nimi i prób integracji. Ślizgon czasem bywał bardziej humorzasty niż baba. Przeniosła spojrzenie na Daisy i Heaven, posyłając im krótki i rozbawiony uśmiech, obydwie zapewne doskonale wiedziały, o co jej chodziło. Musiała przyznać, że drinki szły im naprawdę szybko i powoli zaczynało jej szumieć w głowie, co jednak wcale nie sprawiało, że chciała zwolnić. Odstawiła szklankę na blat stolika, odgarniając włosy na plecy. — On tak niby tu psioczy, ale w gruncie rzeczy to dobry chłopak. Nie zrażaj się Daisy, bo Heaven zdążyła go już trochę poznać. No i przede wszystkim, Niebiańska ma racje. Jesteśmy duetem najprzyjemniejszych i najlepiej uczących się damskich przedstawicielek domu węża. Dodała w końcu, niezbyt skromnie, kierując te słowa zarówno do uroczej gryfonki, która nadal kojarzyła się jej ze stokrotką, co zresztą jej imię faktycznie oznaczało, jak i do Enzo. Mimowolnie powędrowała spojrzeniem na wzór swojego kombinezonu, równie kwiecisty co koleżanka. Brązowe ślepia omiotły pomieszczenie, na dłuższą chwilę zatrzymując się dopiero na scenie, gdzie jakaś czarnowłosa dziewczyna śpiewała męskim głosem po hiszpańsku, co wychodziło jej odrobinę komicznie. Uśmiechnęła się rozbawiona pod nosem, obserwując jej tańce i wygibasy na scenie, powracając uwagą do stolika dopiero wtedy, gdy roześmiał się Enzo. Zamrugała kilkakrotnie zdziwiona, wędrując spojrzeniem pomiędzy nim, a ślizgonką. — Mam doskonały wzrok Heaven. Zdałam na prawko za pierwszym razem. I mnie się wcale nie wydaje, ja to wiem. Jestem tak atrakcyjna, jak Craine. Gorzej być nie może. Poza tym.. Tylko raz na jakiś czas? Zgłupiałeś? — mruknęła z niedowierzaniem, unosząc dłoń i patrząc na Włocha, stukając się palcem w czoło. — O, tu się puknij. Na pewno mówię mądrzej niż Ty. Na koniec jeszcze nadęła policzki i prychnęła, krzyżując ręce pod biustem, a następnie opierając się nimi o stolik. Jej kujońskie ego zostało urażone, chociaż Zaccaria znał ją na tyle, żeby wiedzieć, że sobie tylko żartowała. Wcale nie obraziła się na poważnie, nie była osobą tego typu i miała ogromne pokłady dystansu do siebie. Zadziwiająco duże jak na jej wzrost. Co do spraw sercowych.. Cóż, Nessa była ewenementem z tokiem myślenia tak pokrętnym, że ciężko było zrozumieć jej zachowania i słowa. Dla innych to, co wchodziło w tabu i zachowanie przeznaczone tylko dla związków partnerskich, dla niej było czymś całkowicie normalnym. Zgadzała się z nim w kwestii mugolskiej sztuki — byli lepsi pod każdym względem, w każdej dziedzinie. Od teatru, poprzez utwory literackie i aż do muzyki i obrazów. Podziwiała ich inspirację i niekończące się pomysły. Na jego pytanie odnośnie do księżniczki, kiwnęła głową. Uważała, że dziewczyna dobrze mu zrobi, pomoże nabrać pewności siebie i może zamknąć natrętne demony przeszłości w klatce. — W sensie, że życzysz mi księżniczki..? Eeee.. Ja wiem, że jestem rycerska, ale chyba postawię na solo. To nie moje bajki, nie mój świat. Niemniej jednak, Enzo.. To, co znaczy dziewczyna innego sortu? Masz kogoś na oku i ja o tym nie wiem? Powiedziała to nieco głośniej niż chciała i z może odrobinkę zbyt zaakcentowaną pretensją, wstając jednocześnie z miejsca gwałtownie. Posłała mu piorunujące spojrzenie i zsunęła się z krzesła, podchodząc do niego i obejmując go ramieniem, niczym najlepszy kumplem.— No wiesz? Mnie przecież możesz powiedzieć! Jestem Twoim najlepszym kumplem! Wiesz, że teraz Ci nie odpuszczę? Dodała jeszcze z szatańskim uśmieszkiem, pasującym do jej miedzianych, kołyszących się dziko włosów. Jak to ludzie kiedyś twierdzili, rudzi nie mieli duszy. Lanceleyówna ruszyła po butelkę, a gra miała się zacząć. Siedziała grzecznie na miejscu, wędrując spojrzeniem pomiędzy swoimi towarzyszami. Musiała przyznać, że to niewinne wyjście z okazji urodzin zapowiadało się z każdym kolejnym drinkiem coraz lepiej. Nawet jej dobrze zrobiło oderwanie się od nauki, zajęć. — Zobaczymy. — odparła krótko, tajemniczo, na jego udawaną pewność siebie. Wędrowała za nim wzrokiem, popijając swojego drinka. Wiedziała, że to, co mu wymyśliła, wcale nie było tak proste, jak twierdził. Miał znacznie większy problem od niej z naruszaniem cudzej przestrzeni osobistej. Po chwili obserwowania Włocha, jej wzrok przeniósł się na ciemnowłosą gryfonkę. Musiała przyznać, że pomimo względnie sztywnych i niepewnych, ostrożnych wręcz ruchów dłoni chłopaka, ona wyglądała na względnie zadowoloną. Roześmiała się na jego słowa, które skierowane były do jego klientki od masażu, unosząc szklankę i dopijając drinka do końca. Poczuła, jak na twarzy pojawiają się jej wypieki, a minimalne granice zdrowego rozsądku, które jednak gdzieś tam miała, zaczynają się zacierać. Teraz Zaccaria kręcił butelką, a szklany przedmiot po wprawieniu w ruch zatrzymał się na jej uroczej kuzynce. Heaven była jednak całkiem odważna, więc Nessa miała pewność, że czego jej nie wymyśli, ona i tak to wykona. Zagwizdała jednak zaczepnie, śmiejąc się następnie. — Tak wiesz, Enzo chce Ci powiedzieć, żebyś na tym barze zatańczyła specjalnie dla niego, tylko się wstydzi. — mruknęła zaczepnie, gdy brunetka ją mijała, nieco ciszej niż jej wcześniejsze jej wypowiedzi, na końcu jeszcze puszczając oczko. Jej nie trzeba było dwa razy powtarzać, Panna Dear była bardzo łatwa do sprowokowania, a jej temperament wybuchał często w najmniej odpowiednich do tego momentach. Mogła jednak. Była młoda. Kiedy jak nie teraz? Nessa wstała z miejsca i podeszła obok Daisy, opierając się głową o jej ramię. Miała znacznie lepszy widok na wygibasy ślizgonki. Głośno biła brawo i zachęcała ją do większego szaleństwa. — Myślę, że Heaven ma ukryty talent. Daisy, może trzeba by jej wykupić jakieś lekcje tańca? Zdążyła to powiedzieć, zanim ślizgonka wróciła do stolika. Tym samym ruda jeszcze trąciła koleżankę zaczepnie łokciem, po czym wróciła na swoje miejsce, kładąc dłonie na kolanach. I znów nie miała drinka, co przywołało na jej twarz niezadowolony grymas i sprawiło, że wcale nie zwróciła uwagi na kręcącą się butelkę, rozglądając się za jakimś kelnerem. Co to w ogóle za obsługa? Nie wyobrażała sobie, żeby klienci w Oasis siedzieli o suchych pyskach. Dopiero gdy poczuła na sobie spojrzenie całej trójki, powróciła wzrokiem do stolika i omiotła ich twarze, posyłając im pytające spojrzenie. No tak, butelka! Westchnęła ciężko, rozkładając bezradnie ręce, gotowa na przyjęcie zadania. I z każdym kolejnym słowem, które Heaven wypowiadała, mina jej nieco zrzedła. Zamrugała kilkukrotnie, unosząc dłoń i przejeżdżając dłonią po włosach. — Wiesz, wzięcie wizbooka to nie problem.. Jednak flirtować? Gapi się, bo mam niefarbowane rude włosy, przyzwyczaiłam się. Heaven, na Merlina, ja nie umiem podrywać ludzi. Przecież wiesz, że to nie moja bajka.. Ehh. —zsunęła się z krzesła i bez słowa zabrała stojącą przed Enzo, świeżo przyniesioną whisky i wypiła połowę duszkiem, przełykając i poprawiając włosy. Sięgnęła po torebkę i wyjęła z niej lusterko, poprawiając włosy i malując usta szminką. Nie miała pojęcia, co ma mówić i robić, jednak tak często robiły dziewczęta w dormitorium przed wyjściem na romantyczne schadzki. Posłała jej jeszcze krótkie, aczkolwiek intensywne spojrzenie. — Sama tego chciałaś. Twoja kuzynka się skompromituje. I ruszyła w stronę baru, zajmując jedno z wolnych miejsc. Zawołała bezceremonialnie barmana ręką do siebie i uśmiechnęła się, patrząc na niego spod wachlarza długich, kruczoczarnych rzęs, co w wykonaniu Nessy musiało być komiczne. Chwilę z nim porozmawiała, korzystając z okazji i prosząc o kolejnego drinka, co by to nie wrócić do stolika z pustą ręką. Następnie ruda podniosła się z miejsca i oparła na barze, nachylając do przodu, zmuszając bruneta, aby nachylił się w jej stronę. Szepnęła mu kilka rzeczy do ucha, w końcu dostając wizytówkę, gdzie z tyłu wypisana była nazwa profilu oraz imię pracującego tu chłopaka. Pożegnała się grzecznie i wróciła do stolika, obracając się jeszcze w jego stronę i zerkając na chłopaka przez ramię. Zajęła miejsce, rzucając wizytówką przed kuzynkę. Odgarnęła kosmyki włosów za ucho, przeczesując je rękoma. — Nie mam pojęcia czy to był flirt, ale masz, co chciałaś. Całkiem miłe stworzenie, dostałam drinka gratis. Powiedziałam mu, że mogę dać mu korepetycję, gdyby potrzebował, a do tego sama jestem barmanką i chętnie podpatrzyłabym przepisy na drinki, a on powiedział, że wrzuca je na profil. No i masz. — wytłumaczyła, nie spuszczając z niej wzroku i dumnie poruszając szklanką w dłoni. Odstawiła ją na stolik, łapiąc za butelkę i kręcąc. Uśmiechnęła się zadowolona, gdy przedmiot wskazał w końcu na przedstawicielkę domu Godryka. Uniosła na kilka sekund brwi do góry, opuszczając je następnie i przybierając zadziorny wyraz twarzy. — Stokrotko moja! Jak się cieszę, że padło na Ciebie. Tym razem jednak postawię na pytanie. — przerwała, chcąc zbudować nieco napięcia. Przekręciła głowę w bok, lustrując ją wzrokiem.— Z którym nauczycielem byś się umówiła, gdybyś mogła i dlaczego akurat ten?
Daisy Bennett
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 173
C. szczególne : Tatuaż na żebrach w kształcie różdżki z trzema gwiazdkami; czarodziejski tatuaż z ruszającą się palmą na nadgarstku.
Nessa również miała w sobie coś, co przyciągało do niej Daisy. Dlatego tak chętnie przysiadła się do niej na lekcji czy dała się porwać na ten wieczór. Minęły te czasy, gdy domy nie znosiły się ze Slytherinem i do każdego z domów trafiały naprawdę różne osoby. Na szczęście nie ma już tej walki, która niemal zakazywała jednoczyć się chociażby Gryfonom ze Ślizgonami i mieszkańcy tych domów mogą bez problemu się ze sobą dogadać. Nessa, Heaven… Obie Ślizgonki, a Daisy naprawdę je lubiła. O Heaven raczej się nie bała, w końcu znają się od dawna, ale jeśli chodzi o Nessę i Enzo to Daisy miała nadzieję, że to początek dobrej znajomości. Zerknęła w kierunku przystojnego barmana, na którego zwróciła uwagę Nessa. - Myślisz? – powiedziała, zastanawiając się poważnie. Zaśmiała się pod nosem. – Po tym wieczorze boję się, że mogę mieć kaca i moralnego, i normalnego, więc… Wszystko się może zdarzyć… – zanuciła pod nosem, przechylając szklankę i upijając kolejny łyk napoju. Kiedy Heaven powiedziała, że muszą się postarać, żeby ją upić Daisy uniosła do góry palce jak harcerka. - Postaramy się! – obiecała ze śmiechem. Upiła kolejny łyk. – W sumie mam dzisiaj taki humor, że nawet jak będziesz mnie prowadziła to trudno! Przeboleję! Choć z drugiej strony pięknie się pokażę nowym znajomym! Wcześniej Enzo trochę zamilkł i zastanawiała się czy to nie przez nią. Miała nadzieję, że to ewentualnie kwestia swego rodzaju wstydliwości przed nowymi osobami? Albo skrytości przed nowopoznanym człowiekiem? Bo jeśli zachowywała się jakoś dziwnie czy jej obecność była dla chłopaka nie na rękę to poczułaby się nieswojo. Nie lubiła się narzucać, więc jeśli ktoś jej nie lubił to po prostu się z nim nie zadawała. Dzisiaj jednak postanowiła sobie wmówić, że to ta pierwsza opcja i jeszcze się zakumplują. Dodatkowo doszedł alkohol, który rozluźnił jej nastrój, więc… po prostu starała się dobrze bawić i nie myśleć już czy jej obecność kogoś uwiera czy nie! - Jeszcze nie zrobił nic, żebym się do niego zraziła i mam nadzieję, że tak pozostanie – uśmiechnęła się szczerze. – No jasne, że jesteście, aktualnie moje dwie ulubione Ślizgonki! Kiedy panna Lanceley zakrztusiła się po słowach Heaven Daisy spojrzała na nią z niepokojem czy przypadkiem nie trzeba jej ratować, ale dziewczyna w końcu sama dała sobie radę. Słysząc słowa Nessy o tym, że jest dla każdego aseksualna Bennett stwierdziła, że Ślizgonka przesadza. Powiedziała to na głos i dodała: - Chyba nie widzisz ilu facetów strzela za tobą oczami. Nie jesteśmy tu bardzo długo, a już mogę ci wskazać przynajmniej dziesięciu! – mrugnęła do niej i uśmiechnęła się łobuzersko. Choć, bądź co bądź, Nessa mogła onieśmielać. I to nie dlatego, że nikogo nie pociągała, bo Daisy szła o zakład, że znalazłoby się wielu fanów jej urody, ale dlatego, że coś w twarzy dziewczyny mówiło, że ma silną i niezależną osobowość. I bynajmniej nie chodziło tu o stare panny, które swoją samotność tłumaczyły, że są „silnymi i niezależnymi kobietami”, a wewnętrznie marzą o związku. Nie, Nessa nie dawałaby się wodzić za nos i mogła mieć rację w kwestii „bycia nieznośną”, bo wielu facetów woli mieć delikatne, wątłe dziewczyny bez własnego zdania. Czyli przeciwieństwo Nessy. Uśmiechnęła się do chłopaka, kiedy podziękował jej za komplement po występie i roześmiała się na głos, gdy zasugerował, że jest jedyną mądrą osobą w tym towarzystwie. Wiedziała, że to żart i Enzo tylko przekomarza się ze Ślizgonkami. Dał się namówić na karaoke, ale domyślała się, że na razie nie będzie chętny na wspólne śpiewanie i wolał posłuchać ich. - Chyba miałaś rację – zaśmiała się do Nessy, kiedy Enzo odmówił wspólnego śpiewania. Dodała jeszcze: - Jeśli będzie ciepła noc to nawet w krzakach można spać, choć chyba będzie niewygodnie. Jednak jeśli ktoś będzie robił za poduszkę to czemu nie? – stwierdziła, upijając łyk ze szklanki. Zaintrygowana spojrzała na Nessę. - Mówisz, że będzie jeszcze cudowniejszy? I da się zaciągnąć do tańca? W takim razie czekam niecierpliwie! – uśmiechnęła się tajemniczo. Ups, chyba rzeczywiście drinki weszły mocno. Na szczęście trzymała się dobrze, nie chwiała się ani nie plątał jej się język, po prostu miała dużo lepszy humor. Szkoda, że rano może odczuć tego skutki, a zmartwienia, które były ot tak nie znikną. Chyba musi trochę przystopować, bo w końcu zrobi coś, czego będzie żałować. Po wzniesieniu toastu za romanse (To nieco pocieszające, że u kogoś też jest tak samo nudno jak u mnie, pomyślała Daisy) Enzo zaproponował grę, w której nie trzeba było śpiewać. No, chyba, że ktoś da takie wyzwanie, bo na tapetę wjechała oczywiście gra zwana butelką. Nessa poszła po ich narzędzie do gry, a Daisy poprzestawiała ich szklanki gdzieś na bok, a puste naczynia odniosła. Nie było czasu, żeby czekać aż ktoś je zabierze. Musieli mieć wolne pole do zabawy. Wszyscy wykazali chęć, choć Daisy obawiała się, że będzie miała problem z wymyślaniem wyzwań! Kiedy Nessa wróciła Daisy poczuła dreszcz oczekiwania. Zastanawiała się co wyniknie z tej zabawy i niecierpliwie patrzyła na kogo wypadnie pierwsza kolejka. Obserwowała jak butelka zaczyna kręcić się coraz wolniej, żeby ostatecznie wskazać na jedynego faceta w ich towarzystwie, bądź co bądź, pomysłodawcę tej gry. Logiczne się więc wydaje, że to na niego jako pierwszego padło szczęście. Choć patrząc na uśmieszek Nessy, która to miała wymyślić zadanie dla Enzo to kto wie, czy to będzie takie szczęście. Daisy spojrzała na nich z ciekawością, unosząc do ust szklankę. Nie dane jej jednak było upić duży łyk, bo, tak jak wcześniej Nessa, Daisy zakrztusiła się drinkiem, kiedy Ślizgonka wskazała ją jako cel zadania dla Enzo. Na szczęście zdążyła upić tylko kilka kropel napoju, więc szybko się opanowała. Odchrząknęła i spojrzała z ciekawością na Enzo. Nawet zupełnie na trzeźwo raczej by się nie zawstydziła, a w obecnym stanie patrzyła na niego niemal z wyzwaniem w oczach. Uśmiechnęła się zaczepnie i na chwilę przeniosła wzrok na pannę Lanceley. - Chcesz mi udowodnić jaki może być cudowny, tak? – zapytała, nawiązując do słów Ślizgonki sprzed kilku minut. Chyba dała mu ciekawe zadanie i naprawdę w y z w a n i e, bo łatwiej je wykonać na kimś kogo się zna, a nie na nowopoznaniej dziewczynie. Jednak, jeśli nawet zadanie było dla niego ciężkie, to na pewno nie dał tego po sobie poznać. Daisy była mile zaskoczona, że, no nie wiem, nie zrobił jakiejś krzywej miny, czy coś… Miała wrażenie, że szedł w jej kierunku nieco mniej pewnie niż zwykle, ale miał wymasować niemal obcą dziewczynę i to przy świadkach, więc nic w tym dziwnego, że mógł się nieco zawahać. Usiadł za nią i odgarnął jej włosy i w tym momencie nawet Daisy poczuła się nieco nieswojo. Rzadko jej się zdarzał bliski kontakt z innymi (wyłączając Heaven, która przytulała spontanicznie, kiedy człowiek się tego nie spodziewał), a już na pewno nie pamiętała kiedy ktoś ją masował. Masaże jednak kojarzyły jej się z czymś przyjemnym, a nie rozluźni się maksymalnie, kiedy będą na nią patrzeć przynajmniej dwie inne osoby. Poczuła lekki dreszcz, kiedy ręce Enzo dotknęły jej szyi i ramion. Szyja to jednak bardzo delikatne miejsce! Początkowo ruchy dłoni chłopaka były niepewne, ale i tak Daisy czuła się bardzo miło i nawet nie wiedziała, że mięśnie ma aż tak spięte! Dalej było tylko lepiej, świetnie mu szło i naprawdę żałowała, kiedy nagle skończył masaż. Dopiero teraz zorientowała się, że zamknęła oczy, a na jej twarzy błąkał się lekki uśmiech. Wyprostowała się i przeciągnęła jak kotka. Spojrzała na Enzo z szelmowskim uśmiechem, udając, że nie wie, co ma powiedzieć Nessie. - A powtórzysz to kiedyś? – zapytała Ślizgona i roześmiała się po sekundzie. Żeby nie musiał odpowiadać na to pytanie, gdyby wydało mu się zawstydzające Daisy zwróciła się od razu do Nessy. – Myślę, że możemy zaliczyć to zadanie – powiedziała, odchylając się na krześle i siadając wygodniej, maksymalnie rozluźniona. I pomyśleć, że niektórzy mają podobne dłonie robiące masaż na co dzień! Pomyślała, że ten toast za romanse dla niej był jak najbardziej na miejscu. Butelka poszła w ruch i wskazała na Heaven. Daisy przeniosła wzrok na Enzo, czekając jakie zadanie wymyśli dla panny Dear. Parsknęła śmiechem. Taniec na barze? No, to wieczór zaczyna wyglądać tak, jak w filmach. I to tych po dwudziestej drugiej. Cóż, wyzwanie to wyzwanie. Heaven podniosła się z miejsca i ruszyła w kierunku baru. Daisy z ciekawskim uśmiechem nachyliła się do przodu i oparła łokcie na stole. Obserwowała jak Ślizgonka zamawia drinka, a potem wskakuje na bar i wykonuje swój taniec. Nie przejmowała się reakcjami tłumu, gdzie niektórzy patrzyli ze zgorszeniem, niektórzy w szoku, a część kibicowała. Nessa stanęła tuż za Daisy, opierając jej głowę na ramieniu, aby lepiej widzieć tanie Heaven. Daisy uniosła dłonie i przeniosła włosy na drugą stronę, coby nie łaskotały Ślizgonki w nos. Razem z Nessą zaczęła bić brawo, kiedy występ panny Dear zbliżał się do końca. Daisy pokiwała głową, spoglądając na Nessę. - Też mi się tak wydaje, świetnie jej idzie! Nie wiem czy to zasługa jej czy alkoholu – zachichotała – ale alkohol chyba tylko wzmaga jej talent. Myślisz, że mamy dla niej prezent na jakąś okazję? – zasugerowała ze śmiechem. W końcu Heaven wróciła do nich i zakręciła butelką. Nessa. Heaven nawiązała zadaniem do poprzedniej rozmowy. Daisy wydawało się, że Nessa to wyzwanie wykona bez problemu, ale chyba jednak dziewczyna nie była z niego, aż tak zadowolona. Flirtowanie to jednak w miarę celowe zachowanie, a Nessa była naturalna, była sobą i jeśli mówiła, że nie umie flirtować to pewnie tak było. - Na pewno się nie skompromitujesz, nie gadaj tylko leć! – pospieszyła dziewczynę, śmiejąc się krótko. – Jeszcze wrócisz z drinkiem albo propozycją spotkania – puściła jej oczko. Uniosła znacząco brew i kiwnęła głową w stronę baru. Obserwowała dziewczynę, która naprawdę wyglądała całkiem naturalnie w tym, co robiła. - Jak Nessa może mówić, że nie zwraca niczyjej uwagi, jak widać, że ten barman jest zachwycony! – powiedziała do swoich towarzyszy. Po kilku minutach do stolika wróciła Nessa. - Ha, mówiłam, że wrócisz z drinkiem! – wykrzyknęła, wskazując triumfalnie na szklankę w dłoniach dziewczyny. – Widzisz, jak Ci dobrze poszło? – zapytała retorycznie, ale umilkła, bo butelka zakręcona przez Nessę zatrzymała się wprost na niej. Serce jej mocniej zabiło, trochę z niecierpliwości, a trochę ze strachu? Choć może nie tyle strachu, co adrenaliny. Wbiła wzrok w Nessę, czekając z bijącym sercem na zadanie. Jednak jej wyzwaniem była odpowiedź na pytanie. Szczerze była nieco zaskoczona jego treścią i musiała się nad nim zastanowić. Naprawdę, raczej nie patrzyła na nauczycieli w ten sposób. Dla niej nauczyciel to nauczyciel. Albo po prostu nie trafił się taki, który mógłby być kimś więcej niż nauczycielem. Z drugiej strony… Umówić się to pojęcie względne. - Byli też się liczą? – zaśmiała się. – Cóż, jeśli chodzi o wygląd to chyba Mograine wygrywał w rankingu. A, że kobiety kochają łobuzów, a to taki bad boy to uznaj to za powód – powiedziała, unosząc szklankę do ust. – A na towarzyską kawę mogłabym pójść z Vicario, w końcu sama każe do siebie mówić po imieniu i jest bardzo prouczniowska – powiedziała nieco dwuznacznie. Złapała za butelkę i zakręciła. Patrzyła na kogo tym razem wypadnie i komu będzie musiała wymyślić zadanie. Butelka zwalniała tempa, aż w końcu wskazała na Heaven. Uśmiechnęła się do przyjaciółki. - Zadanie już miałaś to może też pytanie? Powiedz nam jedną z najbardziej żenujących sytuacji w twoim życiu, na wspomnienie, której masz ochotę zapaść się pod ziemię! – powiedziała, uśmiechając się szelmowsko do Ślizgonki. Oczywiste było, że każdy raczej wybierze takie wydarzenie, które może dotrzeć do cudzych uszu, ale warto próbować!
Szczerze wątpił w to, że Matt stanie na wysokości zadania i ubierze się według jego oczekiwań, ale przecież szli tylko do baru, więc może przymknąć oko na to, że krawat nie jest zawiązany odpowiednio czy kolor butów nie pasuje perfekcyjnie do spodni. Sam zresztą postanowił ubrać się dość "bezpiecznie", bo wszystko co miał na sobie było w dobrze zgranych odcieniach czerni, a można wręcz zaryzykować stwierdzeniem, że wyglądał jak na siebie nawet "luźno", bo nie miał ani marynarki, ani krawata, a dwa górne guziki jego czarnej koszuli, odkrywały nieco skóry. Brak szatni zmusił go do zawieszenia płaszcza na drewnianym wieszaku, na którym kłębiły się już cudze okrycia wierzchnie, wywołując na twarzy Pazuzu grymas pogardy i obrzydzenia. Oczywiście, że był wcześniej, bo zdecydowanie musiał sobie łyknąć przed tym spotkaniem, żeby nastawić się pozytywnie na to karaoke. Na razie wydawało mu się to okropnym pomysłem, ale pewnie już za dwie kolejki stwierdzi, że to w sumie dość zabawna forma plebejskiej rozrywki, więc zupełnie nie zrażał się swoim złym nastawieniem do dzisiejszego wieczoru. Na pewno gdy wpadnie tu już ten rozszczekany york, to sam fakt, że on sam będzie jedyną osobą w barze, która będzie wiedziała co tak naprawdę ma na sobie Gallagher, powinna skutecznie poprawić mu humor. Zakręcił na blacie szklanką z whisky - bez lodu, schłodzona zaklęciem - i oparł jedną stopę o szczebelek swojego stołka, by po chwili unieść szkło do ust i upić dwa ostatnie łyki alkoholu. Rozmasował skroń kciukiem, zirytowany, że w tle kolejna osoba zaczęła wyć "A Kind of Magic" i ruchem nadgarstka poprawił zegarek, by zerknąć która jest godzina. Zaklął na tylko kilka kurew Merlina, bo wciąż było przed czasem, więc nie mógł mieć do nikogo pretensji, skoro sam źle wyliczył czas potrzebny do wybicia drinka. Odbył krótką walkę na uśmiechy i uprzejmości z barmanem, aby za chwilę znów mieć pół szklaneczki życiodajnego płynu.