Wchodzisz dużymi, dębowymi drzwiami, do jednego z niezliczonej ilości barów w tym mieście. Choć mało popularne jest to miejsce, już od progu dostrzegasz bogaty bar, parę krzeseł i duże, brązowe kanapy stojące przy niewielkich stolikach. Za barem stoi wysoki brunet, który swoim uśmiechem złamał już niejedno dziewczęce serce. W tym miejscu oprócz znakomitego jedzenia, przystojnego barmana i najlepszych alkoholi możesz znaleźć jeszcze jedno urozmaicenie – pierwsze, niepowtarzalne, oryginalnie i nadzwyczajne czarodziejskie karaoke! Na wielkiej, pustej ścianie barman jest w stanie wyświetlić tekst każdej piosenki. Nie myśl jednak, że to będzie takie proste. Przy pierwszej już piosence zorientujesz się, ze twój głos będzie subtelnie zmieniony w małpę, krowę, znajomego… Albo twoją teściową! Nigdy nie wiesz kim na ten jeden utwór się staniesz! Zaryzykujesz?
Zasady karaoke: Piosenkę możecie zażyczyć sobie dowolną, wykonanie jednak może być kwestią przypadku. Rzucamy na to trzema kostkami.
Pierwsza kostka określa, jaki typ głosu ci się trafi: Parzysta – głos ludzki Nieparzysta – głos zwierzęcia
Druga kostka określa, jakie zwierzę lub osobę wylosowałeś:
Lista dla głosu ludzkiego: 1 – dowolny znajomy z Hufflepuffu 2 – dowolny znajomy z Ravenclowu 3 – dowolny znajomy z Gryffindoru 4 – dowolny znajomy z Slytherinu 5 – dowolny nauczyciel lub pracownik szkoły 6 – dowolny członek twojej rodziny lub twój głos
Lista dla głosu zwierzęcego: 1 – dowolny ssak 2 – dowolny ptak 3 – dowolne magiczne stworzenie 4 – mieszanka zwierząt (ptak z ssakiem) 5 – mieszanka zwierząt (ptak z magicznym stworzeniem) 6 – mieszanka zwierząt (ssak z magicznym stworzeniem)
Trzecia kostka decyduje, jak dobrze ci poszło śpiewanie (czym wyższy wynik tym lepszy)
Osoba śpiewająca po swojej piosence typuje kolejną osobę do karaoke ( z obecnych na miejscu, najlepiej też na forum by nie czekać na przybycie danej osoby)
Dobra. Atmosferka wyraźnie siadała. I nastrój też. Przynajmniej jego. To pewnie dlatego, że w sumie nikogo nie spotkał. Liczył na jakiś znajomych. Najchętniej wyciągnąłby tu Elsie, no, ale.. Dublin wezwał. Dobrze, że raczyła chociaż zostawić jakiś list, bo inaczej kompletnie nie wiedziałby, gdzie jest i co się z nią dzieje. Ale zostawmy troski na bok. Przecież teraz się bawimy, tak?! Tak! Dokładnie, teraz czas relaksu, śpiewania tandetnych piosenek i robienia z siebie idioty przed nieznajomymi i znajomymi! Teraz jest czas tandetnych zimowo – świątecznych stylizacji, jak choćby ta jego ze swetrem z wyszytą choinką na pierwszym miejscu! To jest ten czas! Dlatego właśnie zamówił w barze dwie szklaneczki whisky, które to wypił duszkiem, po czym ruszył na podbój „Syreniego Śpiewu”. Punkt pierwszy, to znaleźć jakiś znajomych. Potem się przywitać, a potem wyjść i pośpiewać. W końcu po coś tu przyszedł, prawda? Poza tym, to bar Karaoke, więc karaoke powinno stać na pierwszym miejscu. Nie inaczej miało być i teraz. Dobra, tyle ludzi, a tak mało znajomych twarzy. Okej, niektóre były znajome, ale tylko z widzenia. A to trochę za mało, żeby podejść , przywitać się i rozpocząć konstruktywną rozmowę o ostatnich trendach w architekturze, ulubionym malarzu, wspaniałości poezji Szekspira, wyższości zwyczajnego gitarzysty nad basistą, najnowszym kawałkiem jakiegoś zespołu, czy nawet o tym, co tam nowego w Hogwarcie. Nie, było kilka osób, które nawet poznał. Między innymi ta puchonka – Sarah – poznana na łące jakieś tydzień, dwa wcześniej. Okej, więc żadnych znajomych . Z rozmowy nici. To znaczyło tylko jedno – CZAS POZDZIERAĆ GARDŁO NADSZEDL! Ruszył zatem ku stanowisku dla śpiewających, o dziwo pustego. Ech Ci ludzie. W każdym razie, gdy wszystko było już gotowe złapał za mikrofon, po czym zaczął po prostu śpiewać. Poniosła go melodia, a także wypita wcześniej Whisky. Śpiewał piosenkę za piosenką, każdą co raz głośniej, jakby chciał zachęcić pozostałych do wspólnej zabawy. Póki co jednak bezskutecznie..
Nie nudziło jej się wcale, bo zapomniała, jak wspaniale wyglądają magiczne, kolorowe światełka i wpatrywała się w nie z zachwytem przez kilka długich minut, przekrzywiając głowę na różne strony i rozchylając lekko pełne usta. Z filozoficznego stanu, w którym rozważała wyższość koloru czerwonego nad innymi, wyrwał ją jakiś chłopięcy głos. Śpiewal już chyba drugą piosenkę, ale pierwszą, najwyraźniej, zbyt cicho. Przeniosła rozmydlone spojrzenie w tamtą stronę i zamrugała kilka razy, by złapać ostrość. Zgubiła soczewki. I okulary. Nie widziała zatem najlepiej. Ale wcale jej to nie przeszkadzało! Słysząc nieudane próby porwania tłumu, LSD postanowiła sama dać się porwać. Miała w końcu bardzo rozrywkowy strój i nastrój. Przyłączyła się do chłopaka, wskakując na podest, chwytając drugi mikrofon i przystąpiła do śpiewania piosenki, którą skądś nawet kojarzyła. Inaczej byłoby dość tragicznie, bo jej wada wzroku nie pozwalała jej na odczytanie żadnego tekstu, o ile ten nie znajdowałby się tuż przed jej nosem. Oplotła ramieniem nowego kolegę od karaoke i wołała coś do mikrofonu, trochę nie w rytm, ale za to bardzo melodyjnym głosem! Gdy znalazła się bliżej, spostrzegła, że nie ma wcale niebieskiego krawatu, ale to nic. Ona o swoim już zapomniała, zawiązując go kilkanaście minut wcześniej na gałązce sztucznej choinki przy barze i zachwycając się swoją konstrukcją.
Uśmiechnęła się wiedząc, że jej towarzyszka będzie raczej dobrym kompanem. Słysząc jej pytanie odparła z szczerością. -Wiesz, też nie miałam zamiaru śpiewać.- Westchnęła chwilę i pogłaskała kapelusz, nie wiadomo z jakiego powodu przecież nawet go nie lubiła z drugiej jednak strony zadziwiające, że ktoś może wyglądać dobrze w kapeluszu i to na dodatek żółtym, ale z tego co zdążyła zarejestrować, zanim jej partnerka nie ściągnęła go, to było jej w nim naprawdę ładnie. Westchnęła zamyślona i spojrzała na stanowisko dla śpiewaków. Jakiś chłopak właśnie do niego zmierzał, uśmiechnęła się słysząc jak śpiewa coraz głośniej i głośniej, zaraz dołączyła do niego jakaś Gryfonka. Zdziwiło ją jak bardzo ma ochotę do nich dołączyć. -Myślę, że możemy iść pośpiewać.- Widząc sceptyczny wzrok nowej znajomej dodała.-Nie daj się prosić, śpiewają tak głośno, że nas pewnie nie będzie słychać.-Wstała od stolika i ruszyła w stronę śpiewających. Z uśmiechem na ustach stanęła koło nich, poprawiła włosy i z jeszcze szerszym uśmiechem skierowanym do swojej kompanki zaczęła śpiewać.
Spojrzałam na ludzi którzy właśnie śpiewali. Była tam jakaś Gryfonka i chłopak. Tym chłopakiem był Ambroge. Poznałam go parę tygodni temu. Nawet nieźle mu to wychodziło. Słysząc propozycje dziewczyny zaśmiałam się. Ona ruszyła w stronę wykonawców, a ja nie wiedziałam co robić.
-Dobra trzeba zaryzykować. -Wypiłam duszkiem resztę mojego alkoholu, założyłam mój kapelusz i wyruszyłam w stronę sceny. Złapałam towarzyszkę za rękę żeby pomogła mi wejść. Wysokie obcasy nie pomagają w takich wyczynach. Stojąc na scenie byłam już trochę zamroczona po kilku napojach, więc szło mi to gładko. Oczywiście nie wiedziałam nawet co śpiewać, ani jak śpiewać. Już mnie to nie obchodziło. Bawiłam się z nowo poznaną dziewczyną, jakąś gryfonką i Ambroge. Nawet nie spostrzegłam się, jak mi się to spodobało. Robiliśmy z siebie kompletnych debili, ale o to chodzi w święta. Ja z moim kapelusikiem na głowię podtrzymywałam moją towarzyszkę. Jak nam coś nie wychodziło to umierałyśmy ze śmiechu. Z mojej strony to alkohol, ale też no co tu mówić ja. W te święta smutek mnie otaczał i zapomniałam jaka jestem. Teraz robiłam z siebie kretynkę na oczach wszystkich, klientów, znajomych no po prostu wszystkich. Wreszcie przypomniałam sobie jaka jestem.
Śmiałam się jak głupia, już zapomniałam ile radości może przynieść beztroska, to nic, że moja piosenka miała całkowicie inną melodię niż innych, taki mały detal kto by zwrócił na to uwagę. Ucieszyłam się kiedy nowo poznana dziewczyna dołączyła do mnie, tak w ogóle to ja wcale jej nie znałam, no może mignęła mi na korytarzu raz czy dwa, ale żeby palnąć taką gafę i się nie przedstawić. Zaczęła lecieć nowa piosenka, nie znałam jej więc tylko z bananem na twarzy śpiewałam "la la la" jak mi się wydawało w rytm melodii i wiecie jakoś mi to nie przeszkadzało. -Nie jest tak źle.- Wyśpiewałam do mojej towarzyszki.-Mam na imię Aurore.- Tak nie ma to jak śpiewana rozmowa. Zaśmiałam się z samej z siebie i mocniej złapałam rękę dziewczyny, bo moje nogi jakoś zaczęły odmawiać swojej funkcji, to znaczy za bardzo się śmiałam by ustać prosto, o dziwo czułam się z tym fantastycznie.
-A ja Sarah -Powiedziałam tak samo jak ona. Śpiewając. Hah to było całkiem śpieszne. Pozostała dwójka śpiewała kolędę czy coś, a my sobie śpiewałyśmy zdania. Zdjęłam obcasy, nie pomagały mi podtrzymywać Aurory. Nadal byłam od niej wyższa o jakieś dwadzieścia centymetrów, to całkiem śmiesznie wyglądało. Musiałam się nieźle wysilić żeby ją trzymać. -Nieźle. -Powiedziałam do towarzyszki. Chodziło mi oczywiście o to jak nam wychodzi. No "naszej grupie". Bo my to mogłyśmy się schować i śmiać w niebo głosy. Właśnie skończyła się piosenka. Zrobiłam sztucznie smutną minę. Dziewczyna chyba to zrozumiała. Zostałyśmy i włączyłyśmy najbardziej znanej kolędy ever. W naszych uszach zabrzmiały nuty do All I Want For Christmas Is You. Zachichotałyśmy i zaczęłyśmy śpiewać jak najlepiej. Chociaż i tak się starałyśmy to nic to nie dawało. W połowię refrenu zaczęłyśmy wymachiwać nogami. Powiedzmy że "tańczyłyśmy". To szło nam lepiej niż śpiewanie, a ludzie w knajpie zaczęli krzyczeć i pogwizdywać. Podobało im się to. Nie wiadomo czemu większość to mężczyźni. Zaśmiałyśmy się i śpiewałyśmy dalej.
Bawiłam się świetnie, mimo, że nie powiem śpiewać nawet umiem to moja koordynacja ruchowa pozostawia wiele do życzenia, ale były święta, więc mogłam pozwolić sobie na swobodą, chyba nie szło mi tak najgorzej. Próbując się nie wywrócić i jako tako nie wydurnić zaczęłam znów śpiewać po chwili jednak z mojego gardła zamiast słów piosenki wylatywały coraz głośniejsze chichoty. Spojrzałam na patrzący na nas tłum i puściłam oczko jakiemuś nieznajomemu, czułam się niesamowicie. Westchnęłam i na nowo zaczęłam to wykrzykiwać, to śpiewać piosenkę. -All I Want For Christmas Is Youuuuuuu- Spojrzałam na Sarah, była równie radosna jak i ja. Okręciłam się w kółko i podrygując w rytm zaśpiewałam lekko zachrypniętym już głosem. Cóż chyba takie darcie się nie jest zbyt dobre dla mojego gardła. Spojrzałam na dziewczynę i z uśmiechem powiedziałam. -Idziemy się czegoś napić i wracamy tu?-Szczerze powiedziawszy w gardle już mi zaschło, niedługą będę poruszać ustami jak rybka bo z moich ust nie wyjdzie nic prócz zduszonego chichotu, który będzie zbyt cichy by ktoś mógł go usłyszeć. Dobra może przesadzam, ale faktem pozostaje, że muszę się czegoś napić.
-Dobra, żeby śpiewać dalej potrzebuje czegoś na prawdę mocnego. -Powiedziałam do dziewczyny kończąc ostatnie słowa piosenki. Wzięłam swoje buty i chichocząc zeszłam ze sceny z Aurore. Oh a co do alkoholu to potrzebowałam go jak wody. Taka prawda. Muszę coś wypić bo moje gardło i mój mózg nie wytrzymają. Brzuch boli mnie już od śmiechu ale trudno. Śmiech to zdrowie więc na złe mi to nie wyjdzie. Poszłyśmy zamówić coś mocnego. W między czasie puściłam do barmana oczko. Zachowując się jak idiotki i chichocząc wróciłyśmy do naszego stolika. -Za ten wieczór. -Uniosłam szklankę do góry. -I robienie z siebie kretyna.
No proszę. Jak widać jego trud nie okazał się całkiem daremny. Już po chwili dołączyła do niego jakaś dziewczyna. W sumie, bardzo miło mu się zrobiło. Zawsze to raźniej we dwoje. Po kilku sekundach jak dobrzy znajomi, złapali się za bary razem śpiewali i skakali w rytm piosenki. Co ciekawe ich zachowanie chyba przyciągało kolejne osoby, bowiem z nadejściem trzeciego utworu dołączyła do nich Sarah i jakaś inna dziewczyna, zapewne jej koleżanka. Wydzierali się zatem w czwórkę, a Piątek miał wrażenie, że był jedyną osobą, pamiętającą o słowach, bowiem dziewczyna po jego prawej coś tam sobie śpiewała, jak uważała, byle nie zgubić melodii. Z kolei dwie dziewczyny po lewej miały niezły ubaw, rozmawiając ze sobą. - A ja jestem Ambroge! – rzucił w pewnym momencie do swoich sąsiadek, słysząc, jak się sobie przedstawiały. Wyciągnął na powitanie rękę do jednej, Sarze zaś przybił powitalną piątkę, jak na Piątka przystało. Z dziewczyną po drugiej stronie również chciał nawiązać jakiś kontakt, ale niestety nie wyszło. Cóż, trudno się mówi. Ale godzina jeszcze młoda, więc.. Póki co jednak ruszył do baru. Podobnie jak chyba wszyscy musiał się czegoś napić. Usiadł zatem spokojnie, zamawiając kolejną szklankę whisky. Najlepszy trunek na dzisiejszy wieczór. Z tym, że teraz miał ochotę nieco się nim rozkoszować. Wpierw jednak musiał zapalić. Gardło zostało już zwilżone odpowiednio, więc teraz należało je podrapać. Dziwne, że odkąd opuścili stanowisko, jakoś nikt na nie wrócił. A wszyscy przecież mieli zejść tylko na chwile. W zasadzie z pola widzenia zniknęła mu tylko ta panna, która pierwsza zdecydowała z nim śpiewać. Postanowił jednak ruszyć do stoliczka. Pytanie tylko którego? Porwał ze sobą torbę, szklankę, papieros w usta i czas na rekonesans. Znalazł całkiem przyjemne miejsce niedaleko „podestu dla odważnych”, jak zaczął nazywać stanowisko do karaoke. Zaraz tam wróci, spokojnie. Śpiewać mu się chciało. Bawić w sumie też. Ale najbardziej pić, więc od tego musiał zacząć. W końcu to był jeden z tych atawistycznych instynktów prawda? Napoić się i zjeść. W jego przypadku wypić i zapalić. Potem można podbijać cały świat, a na pewno „Syreni Śpiew”.
Właściwie wspaniale bawiłam się z nową koleżanką, ale widząc Ambroge przeprosiłam ją na chwilę i podeszłam do niego śmiejąc się w niebo głosy. -Hej. -Powiedziałam. Teraz już byłam bosa, moje buty zostały przy moim stoliku. To dawało mi trochę inna perspektywę patrzenia na chłopaka. -Nieźle śpiewasz. -Przyznałam. Wyciągnęłam papierosa i zapalniczkę ze stanika. Nietypowe miejsce, ale nie miałam kieszeni. Zresztą to tylko jeden papieros, po co miałam brać paczkę. Odpaliłam papierosa. -Dobrze się bawisz? -Zapytałam wypuszczając dym. -Ja całkiem, całkiem. Uśmiechałam się cały czas. Humor najwyraźniej mi się poprawił. Dobrze nie miałam zamiaru stać jak debil i udawać smutasa. TRZEBA SIĘ BAWIĆ.
Ostatnio zmieniony przez Sarah El. Pauths dnia Nie Gru 29 2013, 19:01, w całości zmieniany 1 raz
Niebiosom niech będą dzięki za alkohol, moje gardło potrzebowało tego jak pustynia wody, popijając jakiegoś drinka zaczęłam rytmicznie uderzać palcami o stolik, moja towarzyszka opuściła mnie na chwile więc teraz z zaciekawieniem zaczęłam przyglądać się tłumowi, kto wie może wypatrzę kogoś znajomego. Moje wysiłki spełzły jednak na fiasku, więc znów zajęłam się sobą. Nigdy wcześniej nie pomyślałabym, że mogę się bawić i to dobrze śpiewając świąteczne piosenki. Uśmiechnęłam się szeroko, ten dzień nie jest zły.
Postanowiłam udać się w to miejsce, po tym jak Aurore zwierzyła mi się, że została wciągnięta w śpiewanie, może i byłaby to dla niej świetna wiadomość gdyby lubiła święta, ale tak to, niezbyt jej się to podobało. Chciałam być dla niej wsparciem, uśmiechnęłam się lekko wchodząc do zatłoczonego pomieszczenia, zdążyłam na ostatnie wersy piosenki, nie ma co cztery osoby na cały bar. Aurore razem z jakąś inną dziewczyną zeszły ze sceny, udałam się więc w ich stronę, nie było to łatwe i kiedy dotarłam już do barku gdzie na początku zmierzały okazało się, że te siedzą już przy swoim stoliku zamówiłam drinka i już łatwiej udałam się w ich stronę. Nim jednak doszłam Aurore zdążyła zostać sama. Uśmiechnęłam się widząc, że nie jest z nią tak źle i bez pytania usiadłam obok. -Nie jest tak źle, co?- Spytałam.
Cóż pojawienie się Poliny zaskoczyło mnie, prędzej spodziewałam się stada słoni, niż jej w barze gdzie śpiewają świąteczne piosenki. Nie jest źle.-Uśmiechnęłam się.-Co właściwie tutaj robisz? Nie mów, że przyszłaś tutaj dla mnie?!-Wykrzyknęłam niby wzruszona.-Takie poświęcenie, z twojej strony. Niesamowite.- Zaśmiałam się lekko sącząc swój napój, dziewczyna posłała mi zirytowane spojrzenie, ale uśmiechała się.-Może później pójdziemy razem pośpiewać? - Zaproponowałam, już słysząc odpowiedź.
-Zwariowałaś!- Krzyknęłam, kocham moją przyjaciółkę, ale czasami naprawdę miałam jej dość.- Ja się tu dla ciebie poświęcam, a ty sobie ze mnie żarty robisz.- Zaśmiałam się jednak po chwili i zaczęłam się rozglądać.- Który z tych przystojniaków, tak cię omamił, że zgodziłaś się tu śpiewać.- nie tylko ona umiała denerwować.- Ten, czy tamten?- Spytałam pokazując na dwójkę zupełnie nieznanych mi osób. Zaśmiałam się a po chwili Aurore dołączyła do, mnie. Zamówiłyśmy sobie po jeszcze jednym drinku tak dla rozluźnienia atmosfery, dopiero teraz zauważyłam buty leżące obok stolika, wskazałam na nie palcem, ale Aurore zignorowała to, po chwili kompletnie o niech zapomniałam i zaczęłam śmiać się jak głupia nawet nie wiem z jakiego powodu, może to moja towarzyszka powiedziała coś śmiesznego.
No niestety, Praline przerwała dziewczętom rozmowę, ale to w sumie już nie ważne, bo biorąc pod wzgląd ilość postów osób, która nagle wykazali jakąś chęć do życia, a tym bardziej zabawy w tym barze, to nie powinnyśmy rozczulać się nad tymi paroma minutami z ich życia. Tak, zdecydowanie powinnyśmy przejść dalej. W sumie to powiedziałaś coś o dżentelmenach. Wróć, znaczy facetach. W sumie to jakiś by się im przydał. Nie, zeby siedziały w chujowym towarzychu, ale po prostu tak jest zawsze raźniej. No i takie świry jak Coco nie wpadają na durne pomysły. Ari w ciąży? No chyba ty! Przecież powszechnie wiadomo, że szczęście na takie osoby jak ona nie spływa. Ari ma to w sobie, że ten kto jej nie kocha, to ją nienawidzi. A jeśli sie ją kocha... To ma się przejebane. Ona kocha tylko muzykę i swój wygląd. Przejebała sprawę już dawno, a teraz ponosi tego konsekwencje. Nie ma nikogo. Bo i po co? Pomyślcie, trzeba wtedy przejmować się czyimiś fochami, wykazywać tone inicjatywy, a w późniejszym życiu prać czyjeś brudne gacie. Ani to proste, ani przyjemne. Sądzisz inaczej? To dalej, dawaj jakąś mądrość, że jakaś pochrzaniona miłość! Mów sobie te swoje banialuki. Ona i tak wie, że miłość to wytwór filmowy, by takie chłamy jak "Masz wiadomość" czy "Titanic" dobrze się sprzedawały. Z reszta... Koniec z tymi dyrdymałami. Trzeba przejść do 'poważnych' spraw. Tak więc usiadły sobie na tych kanapach, a Ari w sumie to ciągle się śmiała z Coco. W końcu wcisnąć komuś taki kit to trzeba być nią. Choć wszyscy wiedzą kto tu będzie z brzuchem paradował. - Wiatropylność kurwa, nikt nie wie - Odpowiedziała radośnie na głupie pytanie Praline. W sumie nie mogla jej winić, ze dała się wrobić. Albo... Ok, mogła. Ona może wszystko.- A w ogóle to jak dla mnie, to zamiast mi gratulować możesz pójść na scenę i zaśpiewać, że Coco to frajer - Powiedziała odrobinę za głośno, po czym obu puściła oczko. Zawsze trzeba od czegoś zacząć rozkręcać towarzycho Wtedy właśnie zobaczyła te wszystkie pokraki , które najwyraźniej nie maja zamiaru przestać pruć ryłów. Czemu wcześnie tego nie zauważyła? To pewnie zbawcze działanie alkoholu! Tak, na pewno. Tak samo jak jest pewne, że wcześniej zamówiłą przy barze piwa kremowe, by miały co chlać i teraz mogła po prostu mieć wszystkich w głębokim poważaniu. No ok, prawie wszystkich. W końcu nie będzie olewać kogoś, kogo tu ściągnęła, nie? - Czasem na prawdę wkurwiają mnie ludzie, którzy nawet karaoke nie potrafią dobrze się posługiwać, ale wiecie co? Walić ich wszystkich, jutro ich gardła będą szersze niż te u pań lekkich obyczajów - Podsumowała całość, choć już się w niej gotuje takie krzyknięcie do wszystkich "Zamknąć japy tępe uje". Pewnie niedługo to zrobi, jeśli nie zacznie tankować jak jakiś beczkowóz.
Spokojnie palił swojego papierosa. Nawet miał szukać miejsca. Z resztą, szukał. Znalazł. Nie ruszył niestety ku niemu na dobre, kiedy Sarah do niego dołączyła. Nie, żeby miał z tym jakiś problem, czy coś, ale jego upatrzony stolik był już zajęty. Słodko. Bardzo słodko. – Cześć, cześć. – uśmiechnął się, biorąc łyk alkoholu. Dobry. Bardzo dobry. Zdecydowanie musiał sobie zakupić jedną butelkę whisky. W znakomity sposób zastępowała mu wino. Ba! Pokusiłby się o twierdzenie, że nawet lepiej. Pytanie tylko, jak przekładała się na jego wenę i zdolność percepcji. Jeśli równie dobrze, jak inne specyfiki, które zwykł zażywać, to był w domu. I wyda znacznie mniej pieniędzy. Ależ ta sztuka kosztuje.. - Dziękuje. Staram się. Swego czasu pobierałem lekcję, więc.. coś mi zostało. – uśmiechnął się delikatnie. Zdębiał natomiast widząc, gdzież to dziewczyna trzymała papierosa. – Sprytna kryjówka, nie ma co. – powiedział, już do palącej wraz z nim Puchonki. - Dobrze? Tak, chyba tak. Mogło być lepiej, ale źle nie jest. Zapowiada się miły i pełen zabawy wieczór – uśmiechnął się. Ciekawy był, jak się ten wieczór potoczy. W sumie, miał być nudny. Przynajmniej na początku tak sądził, jednak potem coś się ruszyło. Zaczął śpiewać, a zaraz po tym dołączyli do niego pozostali. Całkiem fajnie, nie ma co. Zasadniczo, chętnie by jeszcze wrócił do poprzedniego zajęcia. - No, a Tobie jak czas mija? Chyba się nie nudzisz.. – ruchem głowy wskazał na salę, gdzie czekała koleżanka Sary, którą tak zostawiła. Trochę niezręcznie, ale z drugiej strony, pub był pełen, zatem ich stolik w każdym momencie mógłby zostać zajęty. Kiedy odpowiedziała na jego pytanie, akurat skończył palić. – Dobra, czas się napić! – zwołał radośnie, zwracając się w kierunku baru, by zamówić kolejną szklankę. Chciał się nawalić tego wieczoru. I to tak strasznie. Tak się nakurwić, żeby potem nic nie pamiętać. Ale obudzić się we własnym łóżku samemu. Ewentualnie z Romanem w nogach. Z pozdrowieniami dla Obserwatora, hehe. Gdy kolejna porcja alkoholu była gotowa do odbioru. Piątek zwrócił się w kierunku swojej koleżanki. – Więc. Co robimy?
Tak, to była dobra kryjówka. Ale jak widać żadnych kieszeni żadnej torebki, a przecież do kapelusza sobie bym go nie schowała. Stanik był najlepszy i najokazalszy. Słysząc kolejne słowa chłopaka zaśmiałam się. -Ależ ty jesteś skromny.-Powiedziałam przez śmiech i dym. Widząc jak patrzy się na moją kryjówkę z której właśnie wyciągnęłam papierosa uśmiechnęłam się.-Dzięki.-Zagryzłam wargę i żartobliwie poprawiłam sobie stanik. Zaciągnęłam się i poprawiłam włosy. Jakoś dziwnie mi się dzisiaj układały, ale jak to ja i tak musiałam je poprawić. Denerwowało mnie jak odstawał chociaż jeden włosek, nie no nie przesadzajmy. Przecież po każdej imprezie wracałam taka że aż trudno było mnie rozpoznać. Hmm właśnie wpadłam na coś. Muszę się upić, a nie jednak nie, nie wpadłam na to wiedziałam to odkąd weszłam do lokalu. Hah głupia ja. -Ja ten wieczór widzę pełen picia, nie wyjdę tam jak się nie nawalę i to porządnie.-W między czasie pokazałam na scenę. Ah wszystko to prawda. -Właściwie to nie, nie nudzę się, ale przyznam że warto było by trochę to rozkręcić.-Poszłam za wzrokiem chłopaka. Patrzył na Aurorę. Ah no tak zostawiłam ją, ale widząc że znalazła sobie inną koleżankę uśmiechnęłam się. -Chyba już mnie nie potrzebuje. Chłopak ruszył w stronę baru więc ja podeszłam do stolika po moją szklankę whisky i po buty. Tak moje buty. Miałam już dość patrzenia na chłopaka z dołu, nienawidziłam tego. Racja chociaż to tylko parę centymetrów to i tak denerwujące, to jak dyskryminacja. Nie to że wszędzie panuje stereotyp że jesteśmy nic nie warte, tylko do garów i słabe to jeszcze niskie? O nie. Dlatego moje buty zawsze dodają mi przynajmniej dziesięć centymetrów. Jasne w zimę jest trochę ciężko, ale jestem przyzwyczajona. Zresztą dziesięć to chyba moje najniższe buty. Tak dokładnie jestem w barze chce się najebać i jestem na obcasie który ma dziesięć centymetrów. Zakładając je lekko się zachwiałam, ale po chwili złapałam równowagę. Widząc jak Ambroge wraca westchnęłam w duchu. Byliśmy tego samego wzrostu, fiuu dobrze że nie wzięłam wyższych. -A na co masz ochotę?-Uśmiechnęłam się i wzięłam małego łyka.
Pralline i tak nieogranie. Umówmy się, gdyby miała brać udział w konkursie na największy nieogar, to pozdro dla nie. Ciekawe kiedy w sumie się zorientuje, że w ciąży jest ktoś inny i bynajmniej nie jest to Arienne, ale stara! Wpadł mi genialny pomysł do mojego zakutego łba. Słuchaj. Wkręćmy jej, że jest w ciąży, gwarantuję, że uwierzy? Stawiam pięć galeonów. Podbijasz? W każdym razie – tą część na górze panno Cuthbert możesz pominąć, bo wiesz normalnie to Cię lubię, a Twoje niezorganizowanie jest tak słodkie, że uzupełniasz cały nasz rozkoszny trójkącik. No mówię Ci! Naprawdę to takie urocze, że ktoś ma mózg, a wcale go nie używa. Oczywiście nie w takim kontekście jest to użyte, ale chodzi o to, ze ANALITYCZNYM KRÓLEM, królową – to ty nie będziesz koteczku, ale to nic. Ja Cię kocham, Ari też i yolo, dla nas. Dobra, wiem. Hejtuje – pierwszy raz, ale przepraszam. Po prostu wiecie co przezywa Coco? Katusze, serio! Ja też. Nie mogę już. Serio. Mam dość, ever. Ever. Ever. Nie ważne. -Arienne, ogarnij tyłek i idź śpiewaj. Z Prallinką stworzycie cudowny duecik, serio! – Uśmiechnęła się rozkosznie, po czym dopijając kremowe piwo, chwyciła płaszczyk i po prostu musiała uciec. Jak najdalej stąd. Zrobiło jej się piekielnie słabo. Nie, to raczej nie kwestia ciąży. Na pewno nie, no bez jaj. -A ja lecę na mieszkanie, wybaczcie, ale serio… Źle się czuje.
/zt. Wybaczcie, ale kurewsko nie mam weny, siły, nerwów i mi jest zajebiście źle. Spotkamy się na bibie w mieszkanku Coco – kiedyś <3 NA CHRZCINACH
Skromność, skromnością.. Zwyczajnie znam swoją wartość. – skwitował jej komentarz, uśmiechając się przy tym. Co, będzie kłamał? Taka prawda. Jak świat światem, człowiek kiedy nie wiedział, ile mógł, ile wiedział i tak dalej, raczej mało rzeczy dokonywał. Bowiem, jak świat światem człowiek potrzebował zaledwie kilku rzeczy – poczucia bezpieczeństwa, znajomości własnej wartości i potwierdzenia jej w oczach innych, a także marzeń. Tak, bez tego ostatniego trochę słabo. Poza tym, gdyby nie one, marzenia w sensie, to prawdopodobnie człowiek nigdy nie okiełznałby przyrody. I to zarówno Czarodziej, jak i Mugol. Tak, tak moi drodzy. Koncepcja historiozoficzna Piątka przedstawiała się w tej kwestii następująco – jedynie marzenia, a także chęć przekroczenia granic, poprawy pewnych standardów pozwalały na rozwój. No, ale dość tych pseudonaukowych teorii. Przecież mamy święta, prawda? No i wolne, więc odpoczywajmy spokojnie po Sylwestrze, nie zaprzątając sobie głowy jakimiś większymi teoriami, ideami i tak dalej. Na to przyjdzie czas, w końcu rok będzie miał jeszcze 365 dni. - A poza tym, nie po to kiedyś pobierałem lekcje. W sumie, to już dawno nie śpiewałem, tak.. dobrze, normalnie. Ale to nieważne. Pewnych rzeczy się na zapomina. – I kolejny uśmiech. Tym razem bledszy. Następnie powrót do dawkowania nikotyny. Głęboki wdech, zaciągnięcie, wypuszczenie powietrza oraz dymu z ust. Papierosy. Jedna z najbardziej szkodliwych używek na świecie. Ale jakże piękna.. – Nie ma za co. Taka.. Oryginalna. – rzucił, naprawdę zachwycony jej kryjówką. No, fakt faktem miała się dziewczyna czym chwalić. Jak widać duży biust ma też inne niż, wizualne, walory. No i może mieć kilka zastosowań. Cóż, grunt to jakoś umieć sobie poradzić, prawda? Bez tego – instynktu samozachowawczego, że tak to nazwę – ciężko przeżyć, nie ma co ukrywać. Dalszych słów dziewczyny wysłuchał z uwagą. Ciekawy miała plan na życie. Jednak dostrzegał pewne wady, którymi poczuł się w obowiązku podzielić z rozmówczynią. – Jak będziesz tak mega pijana, „nawalona” wręcz, to też ciężko będzie Ci wyjść.. – obowiązek został spełniony, a te słowa chyba dały dziewczynie do myślenia na jakieś.. kilka sekund, bo potem skwitowała wszystko żartem, który rozbawił ich oboje. Szybko jednak zmienili temat, przechodząc na jej koleżankę, od której nie mógł oderwać wzroku. Spodobała mu się. Tak jakby. Fajnie by ją było mieć u siebie… w swoim… szkicowniku. Tak. Spasowałaby mu do jednego szkicu. – A szkoda, szkoda.. – powiedział jedynie. Szybko i od tego odeszli, przechodząc do meritum wieczoru, czyli alkoholu. No i śpiewania, ale to mieli już za sobą. Znaczy, on przynajmniej. Z tym, że to była tylko przystawka. - Na poznanie twojej znajomej. – odparł szybko, zasadniczo bez zastanowienia. – Poza tym, alkohol i śpiewanie. Dużo śpiewania. I dużo alkoholu. I dużo śpiewania. Bardzo dużo. – odpowiedział spokojnie na pytanie koleżanki, wracając do swojej szklaneczki. A raczej jej zawartości.
-Skarbię nie mam pojęcia o co ci chodzi? Jeśli zdejmę to..-I wskazałam na moje buty-To wyjdę bez problemu. Zresztą jeszcze nigdy nie byłam, aż tak pijana-Przewróciłam oczami. Ostatnie słowa powiedziałam z naciskiem. Właściwie to kolejne i kolejne jego wypowiedzi wprawiły mnie w zakłopotanie. Właściwie to na polanie dał mi jasno i wyraźnie do zrozumienia że ma dziewczynę, a przynajmniej tak to odebrałam. Znaczy nie że go podrywałam czy coś, nie nie. Po prostu wszystko co robił na to wskazywało, a przynajmniej że na kimś mu zależy. I w tej o to chwili wpadłam na coś, przecież on malował. Jest artystą, a powiem że Aurora ma co pokazać i jest co narysować. Nie wygląda na zdradliwego lub chama jak ich dużo na tym świecie, więc byłam prawię pewna że właśnie o to chodzi. Umiem prześwietlać ludzi na wylot więc kolejne słowa trochę zbiły mnie z tropu, ale trzymałam się swojej wersji. -Tak właściwie to czemu? Chciał byś ją narysować? Czasem nie masz dziewczyny, a raczej jak to artyści mówią "muzy"? -Zalewałam go masą pytań zaciekawiona. Właściwie to było trochę niegrzeczne. Przechyliłam głowę i napiłam się małego łyczka. Nie dałabym sobie spokoju jak by mi tego nie powiedział. Liczne pytania które nasuwały mi się na język i gromadziły w głowię. Wiem że to chamskie, niemiłe i za ciekawskie, ale co mam zrobić? Jestem dziewczyną i jak bym wiedziała kto jest tą jego "muzą", a on by ją zdradzał to nie mogłabym jej spojrzeć w oczy. To takie niezręczne. Kiedyś miałam taką sytuacje i to było straszne. Widzieć ją uśmiechniętą, nieświadomą niczego kto w takiej sytuacji by milczał? Ja. Serce pękało mi za każdym razem, ale moja twarz się nie ugięła. Nie patrzyłam jej w oczy, i tyle to w nich kryło się wszystko. Ból, gniew, miłość, poczucie, radość wszystko.. I teraz to się wkurzyłam. O czym ja myślę?! Ten chłopak jest miły, uprzejmy i raczej jest romantykiem, ale jak to faceci się nie przyzna. Faceci... Właściwie to miałam teraz sto myśli na sekundę o całej tej sytuacji, ale starałam się nic nie mówić. Twarz pokerzysty, taa. -Nie no wiem że to głupie, nie wyglądasz na takiego, ale nie chciałabym żeby ktoś ją zranił.-Wypaliłam.-Wiesz o co mi chodzi? No popatrz na nią! Jest śliczna i wygląda jak mały milutki baranek. W przenośni oczywiście.-Ostatnie słowa powiedziałam na odczepnego. Wzięłam głębszy łyk, a raczej opróżniłam całą szklaneczkę. -Jeszcze raz przepraszam. Nie było tematu, okej?-Popatrzyłam na niego oczami nadziei. Nie chciałabym żebyś się obraził czy źle o mnie myślał. Po prostu mam nie wyparzany język.-Przyznałam się i czekałam na moje skazanie. No które pewnie nastąpi. W takich sytuacjach się często stresuję i muszę powiedzieć co mi leży na sercu, cenię szczerość.
Nigdy nie była aż tak pijana.. – powtórzył za nią w myśli. – Zatem. Mało pije. Albo krótko żyje.. – pomyślał. Szybko jednak upomniał sam siebie w duchu. Krótko żyje. Powiedział człowiek z najdłuższym stażem na świecie. Tak, Piątek, tak. Rozumiemy, naprawdę. A teraz, oddaj łaskawie tą Whisky, bo coś Ci szkodzi i idź sobie może pośpiewaj a najlepiej do domu, prześpij, dawno się nie wyspałeś. W końcu kiedy ostatni raz twoja drzemka regeneracyjna nocna trwała więcej niż trzy godziny? Właśnie. Ja też nie pamiętam, zatem zostaw ten alkohol, wyrównaj rachunek i w chatę. Dziwne zakłopotanie pojawiło się na twarzy Puchonki. Łączyła fakty. Zbierała je w jedną całość, o której on nie bardzo miał pojęcie. Chodziło chyba jednak o jego związek. Albo brak? W każdym razie, osobę, jakąś. Fakt, fakt, na polanie był dość.. chłodny. Trzeba przyznać. Ale czy trzeba mieć kogoś, żeby nie wyrażać zainteresowania inną osobą? Tak. Oczywiście, aczkolwiek on akurat miał tego kogoś. Aktualnie w Dublinie. Ale to nieważne. Przecież wróci, prawda? Znaczy, powinna.. Obiecała. W każdym razie, jak się okazało, kolejne kilka minut były chyba największym sprawdzianem intelektualnym tego wieczoru. Pyta o to, o tamto, o siamto. A w całym barze dość głośno, bo ktoś tam postanowił sobie pośpiewać. Więc to tak. To wyjaśniało, dlaczego ludzie tak na nich patrzyli. Nawet mimo zainteresowania jego „koleżankami” nazwijmy to. No, ale spokojnie. Grunt to spokój. Odpowie na wszystkie pytania. Pod warunkiem, że sobie je przypomni. - Oczywiście, że mam. Dziewczynę. Natomiast modelka, uznana przeze mnie samego za moją muzę zostawiła mnie. Tak więc, pozostaje mi szukać innych modelek, aczkolwiek fakt posiadania stałego obiektu zainteresowań, jeśli chodzi o daną pracę, nie wyklucza trzymania w zanadrzu pozostałych. – uśmiechnął się. Nie wiedział, czy inni tak robili, ale czytał we wspomnieniach jednego z malarzy, iż jest to dość wygodna praktyka. Nawet jeśli niezbyt popularna. – A chcę ją narysować, bo.. jest ładna. No i.. pasuje do mojej wizji artystycznej? – W sumie był tego pewien, a i tak zapytał. Czemu? Bo myślał, że to oczywiste? Chyba tak. Raczej na pewno. Dziewczyna zaczęła się tłumaczyć, on w tym czasie sięgnął po szklaneczkę. Kiedy nakazała mu popatrzyć na nią, potulnie spełnił jej prośbę. – Fakt, fakt. Jest.. ładna. Ale barankiem bym jej nie nazwał. Wygląda raczej na diabełka niż aniołka. – odparł, patrząc na dziewczynę. Serio, mogłaby mu zapolować. W sumie, to był całkiem fajny pomył. Teraz należało tylko znaleźć kogoś, kto by mógł w tym pomóc. – Spokojnie, rozumiem. I nie gniewam się. Na twoim miejscu, sam bym to robił. W końcu, tu nie chodzi o byle jakie pozowanie.. – rzucił, starając się odpowiednio dobrać słowa. – Zasadniczo, potrzebuje kogoś, kto byłby skłonny pokazać mi swoje ciało. W całości. No, a ona pasuje idealnie. Problem w tym, że niekoniecznie może się zgodzić.. – Niekoniecznie. Jasne. Bo jakieś 50/50 dziewczyn na świecie, zapytane, czy zapoluje nago, odpowie tak, albo nie. Tak Piąteczku, tak.. Idź odeśpij.
-Wiesz, że nie powinnaś tyle pić?- Spytałam moją blond włosom towarzyszkę, kiedy po chwilowym milczeniu zaczęła się śmiać tak naprawdę nie wiadomo z czego. Mimo, iż i ja odczuwałam lekkie zawroty głowy, raczej nie miałam, żadnych omamów. Uspokoiła się na chwilę ale głupkowaty uśmiech nie schodził jej z twarzy, Boże błagam tylko, żeby nie nabrała ochoty na zwierzenia, ja rozumiem takie rozmowy kiedy jesteśmy same, ale w barze, gdzie jest pełno ludzi, to już jakaś przesada. -Nie wyglądasz najlepiej.- Miała nieco rozbiegany wzrok, ale machnęła tylko lekceważąco. Westchnęłam cierpiętniczo, znając życie to jak zaraz nie wyjdzie to będę musiała holować ją, aż do samiutkiego łóżka i na tym zakończy się mój wieczór. -Zaczynam mieć wrażenie, że przyszłaś tu nie dla mnie tylko dla pretekstu, aby się troszkę zabawić.- No cóż nie miałabym jej tego za złe, ale to ja się tutaj miałam bawić a nie jej pilnować.
- Nie przesadzaj, alkohol wcale tak mocno na mnie nie wpływa.- No dobra, może nie widziałam już zbyt wyraźnie a język lekko mi się plątał, ale jeszcze nie jest ze mną tak, źle. Machnęłam lekko ręką, kiedy zasugerowała, że nie jest ze mną najlepiej i uśmiechnęłam się szeroko. -Ej, uraziłaś mnie.- Spojrzałam na nią krytycznie, ale nadal miałam lekki uśmiech na ustach.- To, że troszeczkę za mocno się bawię to tylko tak przy okazji.- Wzruszyła lekko ramionami, wiedziałam, że się na mnie nie gniewa, wie przecież jak kocham zabawę. Dotarło do mnie jednak, ze na ten wieczór moja zabawa się kończy, odstawiłam niedopitego drinka i zaczęłam się przeciągać. - Ciężko mi to przyznać, ale masz rację, chyba pójdę już do siebie, dopóki jeszcze pamiętam drogę- Uśmiechnęłam się na wspomnienie ostatniego razu, kiedy zabalowałam zbyt mocno, było fajnie przynajmniej tak słyszałam, no oczywiście nie dało się zapomnieć tego bólu głowy następnego dnia. Oj, tak najlepiej będzie jak już pójdę. Wstałam od stolika i podeszłam do Aurore, żeby się pożegnać, wiedziałam, że sama chce się jeszcze trochę pobawić, kochałam ją za to. Umiała dość długo pozostać na nogach, nawet jeśli wokół lały się hektolitry mocnych trunków. Uśmiechnęłam się leciutko i uściskałam ją na pożegnanie.
Chyba trochę za dużo tamtego wieczora wypił, bowiem nie bardzo pamiętał co dokładnie się z nim stało. Jak przez mgłę, widział Sarę, jakieś inne osoby i w ogóle wszystko było takie dziwne. Trochę też pośpiewał, potem znowu popił i tak bez końca. No, ale wszystko ma swój koniec. Tak było i tym razem. W końcu głowa Pana Fridaya powiedziała wyraźne dość alkoholowi, jak widać, bowiem poczęła żyć własnym życiem. No i przybierać dziwnie na wadze. Co tu kryć, Ambroge się spił. Niemniej jednak, zabawa była przednia. Dopiero późną nocą zmył się do domu. Z Sarą grzecznie pożegnał, zebrał swoje rzeczy, odpalił papierosa, po czym nieco chwiejnym krokiem ruszył do domu. Jako tako mu to wychodziło. Kilka razy o mało się nie zabił po drodze, kilkanaście mało nie wywalił, a kilkaset porządnie zatoczył. Ostatecznie jednak, dotarł do swojego mieszkania, jakoś kilka godzin przed wschodem słońca (droga z Hogsmaede do Londynu, szczególnie w takim stanie jest straszna), walnął się na łóżku i przespał kolejny tydzień. Przynajmniej takie miał wrażenie. W rzeczywistości jednak, spał do następnego wieczora.
Oh tamten wieczór. Najpierw śpiewanie potem picie, śpiewanie, picie dokładnie tak jak powiedział mi Ambroge na początku. Wypiłam całkiem sporo po jakimś czasie zapomniałam o chłopaku i chodziłam do każdego witałam się i gadaliśmy. Później urwał mi się film, obudziłam się nietrzeźwa pod drzewem. Byłam ubrana itd, ale trochę przysypał mnie śnieg. Cofnęłam się po buty których nie miałam na stopach, a przynajmniej nie swoje. Spotkałam dziewczynę z którą się wymieniłyśmy i trochę pogadałyśmy o tamtym wieczorze. Słysząc tą opowieść trochę mnie zemdliło. No nieważne, wróciłam do Hogwartu a tam wszyscy patrzyli na mnie jakoś dziwnie i czegoś mi gratulowali. Potem okazało się że zdjęłam bluzkę na scenie, i całowałam się w koncie z jakimś chłopakiem. Dobrze że dziewczyna mnie uświadomiła że był ładny, przynajmniej tyle. Wykąpałam się i próbowałam o tym zapomnieć.
Każdy kto znał Bell trochę lepiej wiedział, że uwielbia wróżbiarstwo i wierzy we wszelkie horoskopy i przepowiednie, chociażby pochodziły z najmniej prawdopodobnego źródła. Nic więc dziwnego, że kiedy w Proroku Codzienny wyczytała - zrób coś szalonego, może nigdy nie śpiewałeś? wybierz się na karaoke! - od razu uznała, że tak! to jest właśnie coś, co zrobi dziś wieczorem. Nie wiedziała co prawda jakim to ma cel, ale jakiś musiało. Bo to w końcu było napisane w horoskopie. Musiała się trochę popytać, żeby dowiedzieć się gdzie w Hogsmeade urządzane jest karaoke. Bar Syreni śpiew. Więc to tam dziś się wybierała... w zasadzie, jakby trochę pomyśleć, to nazwa sama mówiła, że tam robi się nic innego, jak właśnie śpiewa. Jeszcze nim wyszła, wysłała sowę do koleżanki nowej prefekt, bo w końcu nie ma nic lepszego niż integracja. Czekając, zamówiła sobie Miętowego Memortka. Tak... trochę na odwagę. Bo w pewnym momencie przypomniała sobie, że ona przecież beznadziejnie śpiewa.