Wchodzisz dużymi, dębowymi drzwiami, do jednego z niezliczonej ilości barów w tym mieście. Choć mało popularne jest to miejsce, już od progu dostrzegasz bogaty bar, parę krzeseł i duże, brązowe kanapy stojące przy niewielkich stolikach. Za barem stoi wysoki brunet, który swoim uśmiechem złamał już niejedno dziewczęce serce. W tym miejscu oprócz znakomitego jedzenia, przystojnego barmana i najlepszych alkoholi możesz znaleźć jeszcze jedno urozmaicenie – pierwsze, niepowtarzalne, oryginalnie i nadzwyczajne czarodziejskie karaoke! Na wielkiej, pustej ścianie barman jest w stanie wyświetlić tekst każdej piosenki. Nie myśl jednak, że to będzie takie proste. Przy pierwszej już piosence zorientujesz się, ze twój głos będzie subtelnie zmieniony w małpę, krowę, znajomego… Albo twoją teściową! Nigdy nie wiesz kim na ten jeden utwór się staniesz! Zaryzykujesz?
Zasady karaoke: Piosenkę możecie zażyczyć sobie dowolną, wykonanie jednak może być kwestią przypadku. Rzucamy na to trzema kostkami.
Pierwsza kostka określa, jaki typ głosu ci się trafi: Parzysta – głos ludzki Nieparzysta – głos zwierzęcia
Druga kostka określa, jakie zwierzę lub osobę wylosowałeś:
Lista dla głosu ludzkiego: 1 – dowolny znajomy z Hufflepuffu 2 – dowolny znajomy z Ravenclowu 3 – dowolny znajomy z Gryffindoru 4 – dowolny znajomy z Slytherinu 5 – dowolny nauczyciel lub pracownik szkoły 6 – dowolny członek twojej rodziny lub twój głos
Lista dla głosu zwierzęcego: 1 – dowolny ssak 2 – dowolny ptak 3 – dowolne magiczne stworzenie 4 – mieszanka zwierząt (ptak z ssakiem) 5 – mieszanka zwierząt (ptak z magicznym stworzeniem) 6 – mieszanka zwierząt (ssak z magicznym stworzeniem)
Trzecia kostka decyduje, jak dobrze ci poszło śpiewanie (czym wyższy wynik tym lepszy)
Osoba śpiewająca po swojej piosence typuje kolejną osobę do karaoke ( z obecnych na miejscu, najlepiej też na forum by nie czekać na przybycie danej osoby)
Autor
Wiadomość
Ruby Maguire
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160
C. szczególne : golden retriever energy | irlandzki akcent | duże oczy | zapach cytrusów
Ostatnio była w niedoczasie. Cięgle miała coś do załatwienia, albo była akurat w Hogwarcie, albo w pracy, w której wciąż próbowała się odnaleźć i jak się okazywało to wcale nie było takie łatwe. Nie wiedziała jeszcze jak ma połączyć obowiązki z czymś przyjemnym i cieszyła się przynajmniej, że jej zwierzakowy obowiązek był tak, przy którym odpoczywała, nawet jeśli po raz setny powtarzała Duchowi, że nie może pożreć wielkiórki. A jednak nie miała czasu by spotkać się z przyjaciółmi tak o, poza lekcjami, poza murami szkoły. Nie potrafiła wszystkiego jeszcze pogodzić, gubiła się w tej swojej nowej rzeczywistości i choć nie chciała przyznać, to jak mała dziewczynka tęskniła za rodzinnym domem, który przecież był już zgoła inny niż kiedyś. Pusty, jak mniemała, w końcu został tam tata i Sweeney, reszta Maguire’ów poszła w swoim kierunku, a kiedyś wydawało się to wręcz niemożliwe. Nawet z Archiem się mijali, ona miała swoje sprawy, on swoje i w gruncie rzeczy byli jedynie współlokatorami, z burzliwą przeszłością i wielkim znakiem zapytania nad teraźniejszą relacją, ale żadne z nich jakoś nie kwapiło się, by znaleźć czas i o tym porozmawiać. Ruby z kolei się zwyczajnie tego bała, nieważne co by powiedział i tak czułaby się paskudnie dziwnie, nie potrafiła zachowywać się w takich momentach. Dlatego tak bardzo cieszyła się, że nareszcie udało się jej i Marli znaleźć wspólny wolny wieczór, co przecież graniczyło z cudem. Dorosłe życie okazywało się paskudne, nie takie jak sobie niegdyś wyobrażała. Teraz jednak zamierzała zgodnie z nurtem epikureizmu chwytać ten przysłowiowy dzień, a nawet tylko wieczór, gdy mogła w spokoju poplotkować z przyjaciółką i kompletnie się zresetować. Dopiero teraz, kiedy przemierzała słabo oświetlane uliczki Hogsmeade, dotarło do niej jak bardzo tego potrzebowała. Niemal podbiegła do O’Donnell, gdy tylko ją zauważyła przed wejściem do pubu, bo jak zwykle za cienko się ubrała i teraz cała dygotała przez tę listopadową pogodę – pomijając fakt, że oczywiście nie wzięła parasolki, więc cała przemokła. — Marla ja się muszę napić jak człowiek, zwariuję przez to wszystko, jak ja mam niby żyć normalnie kiedy studiuję, a jak mam wolną chwilę, to pracuję? Co za życie, nie do życia, tyle ci powiem. — powiedziała na wstępie, obejmując druga Gryfonkę i zaraz potem wchodząc do środka, bo była przekonana, że jeszcze chwila i będzie musiała zastąpić poranną kawę eliksirem pieprzowym, którego szczerze nienawidziła. Szybko znalazły jakiś wolny stolik i Ruby od razu klapnęła na krzesło, czując, że jest wykończona, a jednocześnie spotkanie z Marleną dodawało jej sił.
W przeciwieństwie do Ruby, bardzo odpowiadał jej fakt, że ciągle coś robiła i była zabiegana. Z wielkim zaangażowaniem chodziła na niemalże każdą lekcję, a popołudnia i wieczory spędzała albo w pracy albo na patrolach korytarzy, bo wszystko było lepsze niż chociaż chwila wolnego, która boleśnie przypominała o tym jak żałosne życie miała. Wolała mieć na głowie milion spraw, jakie skutecznie ją wyczerpywały i powodowały, że gdy wracała do lóżka po prostu zasypiała, zapominając, że leży w nim sama. W związku z tym zaniedbywała trochę przyjaciół, dlatego gdy Ruby przydybała ją na korytarzu i zarządziła wyjście do pubu, nie zamierzała oponować. Wręcz przeciwnie – ucieszyła się, że spędzi wieczór w towarzystwie alkoholu i przyjaciółki, z którą zamierzała plotkować aż do zamknięcia lokalu. Kiedy Maguire pojawiła się przed barem, akurat skończyła palić; wrzuciła zgniecionego peta do pobliskiego kosza i przytuliła mocno dziewczynę, czując ukojenie związane z jej obecnością. Nawet nie zdawała sobie sprawy z tego jak bardzo potrzebuje towarzystwa kogoś bliskiego, kto będzie w stanie zaoferować jej pomocne ramię, w które może się wyżalić, a także wspólnie upodlić, bez myślenia o przykrych konsekwencjach w postaci kaca nazajutrz. – Rubs! Po to tu jesteśmy, zamierzam stąd wyjść na czterech, co może nastąpić już po kilku piwkach, bo ostatnio mało spałam. Ale to prawda, życie nie do życia – przytaknęła zgodnie i weszła do środka, a gdy znalazły stolik, odesłała mokry płaszcz na wieszak. – Matko, ale ktoś fałszuje – skomentowała uprzejmie czyjś występ na karaoke, co najmniej jakby sama miała głos niczym Celestyna. – Jak już trochę wypijemy to pójdziemy im pokazać co to znaczy prawdziwy talent. Mam nadzieję, że mają w repertuarze jakieś irlandzkie przyśpiewki albo chociaż Salazara albo Christoffa, bo przecież to się nie godzi – przewróciła oczami i oparła się wygodnie. – Od czego zaczynamy? Ja chyba mam ochotę po prostu na zwykłego browara, bo odkąd Jinx został barmanem to cały czas muszę testować jego wykwintne drinki, mówię ci, nie ma lekko – pożaliła się ze śmiechem, bo oczywiście ani trochę nie narzekała na te profity wynikające z nowej pracy przyjaciela. – Urządziłaś się już z Archiem? Kiedy parapetówka? – dopytała z błyskiem w oku, jednocześnie robiąc podejście, aby zagadać Gryfonkę o jej życie miłosne. Byleby tylko nie rozmawiać o swoim.
Los naprawdę był przewrotny. Najpierw Diego wygrał, potem Max... I teraz znowu przyszła pora na to żeby to meksykanin wygrał przebijając dwie pary chłopaka pięknym zgredkiem, który to już po raz drugi tego dnia go nawiedził. - Jak się zmieni, to będę się czuć jak w domu. - Zaśmiał się. W Tecquali to że ktoś się napierdzielał albo był na lekkim ziole było na porządku dziennym. W Hogwarcie za to było do tej pory wyjątkowo spokojnie co dobrze działało na jego nerwy. - Próbowałem! Jak tylko zobaczę coś czego nie znam, od razu się za to łapię. - Poznawanie kuchni świata jest czymś wspaniałym. Zwłaszcza jeśli je się za darmo. Na wieść o śniegu sam nie wiedział co czuć. No niby nie lubił, ale szczerze to nigdy nie miał okazji się nim bawić. W sensie takim prawdziwym śniegiem, a nie wyczarowanym. W końcu to nie to samo. -Tak, zakwaterowali nas tam. Całkiem uroczo urządzone są te pokoiki. - Przyjrzał się Maxowi po czym rzucił kolejnym luźnym pytaniem - Młodo wyglądasz. Studiujesz? - Osobiście jego mordy nie kojarzył, ale mogli się też nieustannie mijać.
Ruby Maguire
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160
C. szczególne : golden retriever energy | irlandzki akcent | duże oczy | zapach cytrusów
Poczuła ulgę, naprawdę wielką ulgę. Miała serdecznie dość ostatniego tygodnia, miesiąca tak właściwie. Czuła się tak jakby cały wszechświat się na nią uwziął, jakby obicie nosa Irvette było przestępstwem na skalę światową, bo nie mogła pójść normalnie na lekcję, żeby o tym zapomnieć. Była poirytowana do tego stopnia, że kiedy dzisiaj rano zahaczyła rękawem o klamkę drzwi, popłakała się jak jakiś debil, bo już była bezsilna naprawdę. Wszystko zaczynało ją przytłaczać i jeśli tak miało teraz wyglądać jej życie, to ona bardzo za nie dziękuje. — Ja to nie wiem czy w ogóle będziemy w stanie stąd wyjść, dawno nie czułam takiej potrzeby najebania się w trzy dupy, wszystko mnie już denerwuje — odparła i weszła za przyjaciółką do pubu, marszcząc lekko nos na ten charakterystyczny zapach, do którego zawsze musiała się z początku przyzwyczajać. Usta jednak rozciągnęły jej się w uśmiechu, bo dotarło do niej, że nareszcie udało się znaleźć czas na całkowity relaks, musiała trochę odpuścić, bo nie pociągnie tak długo. Cała ta sytuacja w szkole była stresująca, w dodatku pierwsza w życiu praca i stale nierozpakowane kartony sprawiały, że miała ochotę krzyczeć. Nawet fałszowanie jakiegoś podchmielonego czarodzieja jej nie przeszkadzało. Zachichotała na wzmiankę o Jinxie i uznała, że musi szybko ich odwiedzić, skoro chłopak rozdaje darmowy alkohol. Jak wiadomo – darowanemu pegazowi w zęby się nie zagląda, nawet jakby specjał Queena miał być najbardziej obrzydliwą rzeczą jaką w życiu piła. — Piwo gitara, wiadomo, procentami w górę. Oczywiście, że im pokażemy co to znaczy karaoke, nawet jak nie będą mieli jakichś hitów, to ten typek co tam siedzi i wszystko ogarnia wygląda na takiego, co wystarczy się ładnie uśmiechnąć — mrugnęła do Marli porozumiewawczo, bo nie wątpiła, że sobie poradzą w takiej sytuacji śpiewająco — A gdzie tam, da się żyć, ale i tak masa pudeł została, ja w pokoju to się wcale nie rozpakowała, ku uciesze Diabła, który kocha kartony jak każdy kot — powiedziała i wzdychnęła sobie, bo ani ona, ani Archie zwyczajnie nie mieli chwili, by to wszystko ogarnąć. Chwilami myślała, że wzięła na siebie trochę za dużo, ale potem zaciskała zęby, nie chcąc nawet tak myśleć. Musiała dać radę, czy jej się to podobało czy nie. — Piwnica jest gotowa, Archibald wymyślił tam sobie swój pokój muzyczny, ale nie miał ciągle czasu tego ogarnąć, więc poprosiłam Ryana i w ramach prezentu urodzinowego wszystko wykończyliśmy tam — dodała, bo była zadowolona zarówno ze swojego pomysłu na prezent urodzinowy, jak i tego, że faktycznie udało jej się swój wspaniały plan zrealizować, bo stał pod znakiem zapytania do samego końca. Rayan w końcu mógł dostać jakieś zlecenie z Ministeerstwa i zamiast jej pomagać, konsultowałby się z kimś w jakiejś Arabii. — W końcu ja dostałam od niego auto – co nadal uważam, że jest szalone – a że jestem spłukana, to chociaż tak się odwdzięczyłam — wzruszyła ramionami, a kiedy dostały już swoje piwerka, pociągnęła ze szklanki porządny łyk. Co prawda prawdziwego piwa to nie przypominało, bo jednak w takich miejscach to oszukiwali ludzi, ale lepszy rydz niż nic, szczególnie kiedy ostatni czas tak bardzo dawał jej w kość.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
-Aż taki rozpierdol tam u was? Przynajmniej wiesz, jak sobie z tym radzić. - Prychnął bo jakoś chaos pasował mu do meksykańskich klimatów. Nabierał coraz większej chęci odwiedzenia tamtejszej szkoły magicznej w celach czystego zderzenia kultur. -No, to u nas na pewno czeka Cię uczta! Co prawda niektóre żarcie dupy nie urywa, ale są takie perełki, za które dałbym się pociąć. Nie ukrywam, że uwielbiam tych znajomych, co jeszcze mi coś z zamku czasem przemycą. - Aż mu się cieplej na serduszku zrobiło, gdy wspominał skrzaty i hogwarckie uczty. Szczególnie te, wydawane z okazji jakiegoś święta. O ile kochał kuchnię Stacey, tak nie można było porównać jej do tego, co wyprawiały w lochach skrzaty. -Szkoda tylko, że ogrzewanie do dupy. Na wieżach mają nieco lepiej, ale ja tam kochałem moje lochy. Klimacik był, nie da się zaprzeczyć. No i te w kurwę wygodne łóżka... - Spojrzał na nowe karty, które mu przypadły i już wiedział, że za wiele to tym nie ugra. Widać los nie miał zamiaru być dzisiaj dla niego łaskawym. -Skończyłem edukację dwa lata temu. Dostałem roczny zakaz rekrutacji na studia i jakoś tak, nie mogę się zebrać do powrotu. Nie jestem pewien, czy to dla mnie. - Wzruszył ramionami, popijając resztę Ognistej, jaka ostała się w jego szklance.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
To był dzień pełen wrażeń, śmiechów i bólów brzucha. I żadna z tych rzeczy jeszcze się nie miała kończyć, a do ostatniego punktu programu można było dopisać i wątrobę, bo ten wspaniały humor trzeba było przecież czymś opić w imię następnych takich wyjść… I nie złapania przez Wizengamot za uprowadzanie dzieci! - No dobra, gdzie pijemy? – zapytała, przechodząc alejką, która wyglądała, jakby mogła skrywać coś ciekawego. – Bo teraz mi się nie wywiniesz, chcę usłyszeć wszystko o tym moim dziadku! – uśmiechnęła się szeroko, łapiąc chłopaka pod ramię i przyspieszając tempa. Może nóżek najwyższych nie miała, ale za to zdecydowanie potrafiła z nich korzystać. Spośród wielu lokali, jeden zdecydowanie przykuł jej uwagę muzyką, którą dało się słyszeć aż na zewnątrz. Ktoś naprawdę potężnie zawodził na scenie, a po pierwszym szoku, jak coś takiego mogli puszczać i uważniejszym przyjrzeniu się widoku w środku, aż podskoczyła podekscytowana. Karaoke! - Nie ważne co teraz powiesz i jak będziesz zaprzeczał – oznajmiła, patrząc się na niego wzrokiem pełnym zachwytu i entuzjazmu. Oczy to jej się aż zaświeciły, nie wiadomo czy bardziej ze śmiechu czy lekkiej psotliwości i chęci powydurniania się na scenie. – Ale idziemy tam! – niemal wciągnęła go do środka. Rozejrzała się za stolikiem, mając nadzieję, że nikt nie przyczepi się do jej obecności tutaj. Niby już miała prawie siedemnaście lat… Ale było to prawie i w dodatku zbyt dorośle nie wyglądała ze swoim wzrostem.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Jakoś nie przeszło mu przez myśl to, że Remy miała tyle lat, co miała. Sam będąc młodszym już bywał w tutejszych barach, zalewając się w trupa, więc zapominał często, że niektóre rzeczy mogą nie wypadać. Żeby nie powiedzieć, że są nielegalne. -Gdzie znajdziemy miejsce. Nie jestem wybredny. - Pozwolił jej zadecydować, bo on to chyba nie miał jeszcze baru w okolicy, którego nie nazywałby swoim domem. Może nie było się czym chwalić, ale taka była prawda i większość rezydentów Hogwartu z jego czasów, doskonale o tym wiedziała. -Dobrze, no. Powiem Ci co chcesz, tylko musisz pytać konkretnie. Nie jestem dobry w takie rzeczy. - Westchnął ciężko, ale wiedział, że z Remy nie ma się co kłócić i będzie mu truć dopóki nie dowie się wszystkiego na temat Paco. A przynajmniej wszystkiego, co Max chciał i mógł jej powiedzieć. Spojrzał na nią pytająco, ale gdy dokończyła zdanie, ponownie się roześmiał. -Czy Ty myślisz, że odmówię dobrego karaoke? Nie ma opcji. Ale najpierw drink, bo U-SY-CHAM! - Zaznaczył dobitnie. Poniekąd chciało mu się pić, a poniekąd chciało mu się pić, więc liczył na zaspokojenie obydwu tych potrzeb. Podszedł do lady, biorąc dwie podwójne Ogniste, kulturalnie nie pytając Remy wcześniej o zdanie, a następnie wrócił z nimi do stolika i od razu zamoczył dziuba w szklance, biorąc ogromnego łyka alkoholu. -To co chcesz wiedzieć? - Zapytał w końcu, chcąc mieć to poniekąd za sobą, a po części jednak czując chęć podzielenia się z przyjaciółką swoim szczęściem.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Skoro Maxowi pasowało wszędzie, a jej pasowało karaoke, był to układ wręcz idealny. Kolejny dowód na to, że stanowili zgrany zespół do spierdolenia specjalnego. Co jeszcze przypieczętowały słowa chłopaka. - Z tobą do tańca i do karaoke! – zachwyciła się, nie potrzebując więcej zachęty, żeby wejść właśnie tutaj. – Najpierw picie, ale… Totalnie pobijemy tego gościa na scenie. Zamierzam pokazać, kto jest divą estrady – zarzuciła blond lokami jak gwiazda światowej sławy i zaraz zachichotała. Co jak co, do dobrej zabawy na tańcach i śpiewaniu nie potrzebowała alkoholowego wsparcia, ale skoro już bez niego bawiła się wyśmienicie, oj jak cudownie będzie po nim. Znalazła całkiem przyjemne miejsce, na tyle blisko sceny, żeby mogli sobie na nią później na spokojnie wskoczyć, będąc blisko trunków. Usiadła i… Gdzie Max? Obróciła się, a ten już szedł z wyposażeniem. Wyszczerzyła się do niego i zaklaskała z uznaniem. - No, no, prawdziwy gentelman, damy o suchych ustach nie zostawi – wystawiła język, biorąc od niego szklankę. – Co chcę wiedzieć? Absolutnie wszystko! – zaśmiała się, biorąc łyka. Jak dobrze, że starszy brat zadbał o jej próbowanie różnych alkoholi na własnych imprezach, bo by zaczęła kaszleć jak jakaś nówka. Dosłownie ogień przeszedł jej przez gardło, ale oprócz tego, faktycznie towar dobry, tak jak reklamowali. – Tylko że chyba nie mamy następnego tygodnia – zażartowała, rozsiadając się wygodnie. – To może po kolei, jak ma na imię? Kim jest? Dawaj panie marketingowcu, sprzedaj go w kilku zdaniach, żebym wiedziała o co pytać później! – przyglądała się mu z zachwytem, nie mogąc doczekać się opowieści, dobrze było widzieć Maxa szczęśliwym. Widok, który rozgrzewał serduszko bardziej, niż ognista.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Spojrzał na wskazanego przez Remy kolesia. Zły nie był, ale syreniego głosu to też nie miał. -I to z palcem w dupie. Pytanie tylko czyjej. - Zaśmiał się, nim zniknął po gwóźdź programu. Tak, naprawdę nie mógł się już doczekać, aż palący alkohol przebije się do jego gardła, wywołując zbyt dobrze znane chłopakowi uczucie. -A co myślałaś? Masz tu księcia wróżek i w dodatku swojego ojca! Muszę o Ciebie dbać. - Poczochrał ją po głowie nim postawił przed nią szklankę z mocnym trunkiem, a gdy sam się napił, przyciągnął bliżej siebie popielniczkę i odpalił jednego peta, rzucając paczkę na stół i gestem wskazując Remy, że jeśli ma ochotę, ma się śmiało częstować. -Zdecydowanie nie, więc musisz się ograniczyć. - Zgodził się, po raz kolejny przepłukując gardło whisky. W tym tempie, nie tylko zostanie mistrzem karaoke, ale groziło mu opróżnienie zapasów "Syreniego śpiewu". -No więc na imię ma Salazar, albo Paco i jest właścicielem El Paraíso, luksusowego hotelu na Pokątnej. - Zaczął powoli, dziwnie się czując w tej sytuacji. -Jest jakieś osiemnaście lat starszy ode mnie i ma kasy jak lodu. - Dodał już nieco zabawniej, bo naprawdę nie potrafił tak po prostu opowiadać o swoim chłopaku, a już tym bardziej o uczuciach, jakimi go darzył. Na szczęście te było widać w szmaragdowych tęczówkach, które charakterystycznie się rozjaśniły i złagodniały. -Nie jesteśmy razem długo, ale znamy się dobre trzy, może cztery lata. Nie raz ratował mnie z samego dna. - Zaciągnął się szlugiem, czując, jak denerwuje się czekając na reakcję gryfonki, choć przecież teoretycznie nie powinien.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
- No to lepiej pilnuj swoich palców, jeżeli ci na nich zależy – zmrużyła na niego „groźnie” oczy, zaraz rzucając kolejną salwą śmiechu. Co myślała? Cóż, prawdopodobnie nic, biorąc pod uwagę, że jako nieletnia poszła chlać łychę z wyrzuconym z Hogwartu chłopakiem. Ale życie było jedno, spędzać je trzeba było z zajebistymi ludźmi, w towarzystwie dobrego trunku, a skoro i tak za dużo aktualnie w głowie nie miała, to tym lepiej, bo alkohol nie miał z czym walczyć. Układ na idealne popołudnie sam się stworzył. - Wspaniały i odpowiedzialny z ciebie tatuś – prychnęła, bo to słowo przechodziło jej przez gardło trudniej, niż parząca ognista. Przynajmniej ta druga po kilku łykach zdawała się dużo lżejsza, tatuś z kolei bawił tylko mocniej i mocniej. – Nie wiem kto inny tak o mnie zadba! – westchnęła teatralnie, popijając whisky. Wiedziała, że wybranek przyjaciela był starszy, nie sądziła tylko, że aż tak bardzo starszy. Osiemnaście lat to było całkiem sporo. Życie od urodzenia do dorosłości, ale nie chciała tego oceniać. Wystarczająco się po świecie najeździła i dostatecznie dużo kultur widziała, żeby mieć świadomość, że nie wszystko było z pozoru tak czarno białe, jakby się chciało, żeby było. W wielu miejscach na świecie taka różnica w ogóle… W ogóle nie robiła różnicy. Nie chciała patrzeć na ten przypadek ogólnie, a jak na niego samego. A on wydawał się być po prostu szczęśliwy i tylko to się dla niej w tym momencie liczyło. - Więęęc… – zaczęła, marszcząc brwi, bardzo mocno myśląc, jak najlepiej pokazać, że go wspierała w jego wyborach. Pociągnęła więc whisky, cmoknęła ustami i palnęła: - Czyli mam bogatego dziadka? – wyszczerzyła się głupkowato, zginając się w śmiechu. – Wiedziałam, że masz dobry gust, ale kto by pomyślał, że mierzysz w nim tak wysoko! – kopnęła go zaczepnie pod stołem. – Ile już jesteście ze sobą? Jak to się w ogóle zaczęło? Nie mówię o znajomości tylko… Jak to się stało, że się zakochaliście? Musiała być to całkiem ciekawa realizacja, co? – zachichotała pod nosem, wyobrażając sobie różne scenariusze o tajemniczym Paco. – I jak wam się układa?
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
-Będę uważnie je obserwował! - Zapewnił, mając nadzieję, że jednak wróci do domu z kompletem palców, bo te akurat były dość przydatnym narzędziem. Szczególnie podczas warzenia eliksirów, ale nie tylko. -Chyba nie miałaś co do tego wątpliwości? - Prychnął, bo jak ktokolwiek śmiał podważać jego ojcowskie kompetencje, to nie miał bladego pojęcia. -Mam nadzieję, że nikt, ale jak już musisz kogoś przyprowadzać do domu, to najpierw pozwól, że ja ocenię, moim wprawnym okiem, czy to dobry kandydat. - Aktorsko wczuł się w ojczulka, stroskanego o swoją ukochaną córeczkę i nawet pogroził jej palcem z poważną miną tylko po to, by chwilę później roześmiać się i zaciągnąć papierosem. Ogromnie cieszyło go to wsparcie ze strony Harmony szczególnie, że wielu przyjaciół chłopaka wcale nie pałało sympatią do jego partnera. Niby ciężko się było im dziwić, ale jednak Max nie chciał porzucać żadnej ze stron, na korzyść tej drugiej i miał nadzieję, że otwarty móżdżek Remy nie skreśli Paco tak łatwo. -Więęęc....? - Trochę ją przedrzeźnił, ale jednak się nieco denerwował o to, o co może gryfonka zapytać, więc po części też po prostu ją poganiał. Na szczęście pytanie wcale nie było tak tragiczne. -Tak. Więc, jak będziesz potrzebować diamentowej sukienki, czy karety ze złota, wiesz gdzie uderzać. - Wyszczerzył się, nieco rozluźniony. Co prawda sam nie korzystał z fortuny Moralesa, ale pewnie, gdyby zaszła taka potrzeba, w końcu by się do tego przełamał. -Tak oficjalnie to może z pół roku? - Nie wiedział czy pyta, czy stwierdza. Ciężko było dokładnie określić, bo ciągle coś wywracało tę relację. -To była droga przez mękę. - Przyznał szczerze, śmiejąc się głośno. -Najpierw ze sobą po prostu sypialiśmy, a potem... No cóż, na dwa lata kontakt się urwał, a ja byłem z Felkiem. I wtedy Paco znów się pojawił i chciał za wszelką cenę mnie zdobyć. I tak mi truł, że w końcu wywalczył swoje. - Streścił rozbawiony, ale zaraz potem nieco się poprawił. -Potrzebowaliśmy dużo czasu i wiele kłótni. Obydwoje nie do końca radzimy sobie z... z tymi całym uczuciami. - Przyznał nieco poważniej, wpatrując się z melancholią w bursztynowy płyn w swojej szklance. -No ale jestem z nim szczęśliwy. Choć wiem, że czasem mocno go ranię. Nie robię tego specjalnie. - Wyrzucił z siebie, szybko zapijając te słowa whisky, jakby miało to cofnąć fakt, że je w ogóle wypowiedział.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
- Oczywiście, każdy konkubent zostanie przyprowadzony na okazanie zwłok – zaśmiała się, kłaniając się ruchem głowy. Już to sobie wyobrażała, jak kogoś ciągnie do Luxa przed wprawne oko Maxa, z wróżkowymi tancerkami w tle. – Muszę wiedzieć, że znalazłam towar najwyższej jakości i sprawności – wytknęła na niego język, popijając żarty trunkiem. To nie tak, że różnica wieku nie była dla Remy martwiąca, było to coś zdecydowanie nietypowego i nie chciała, żeby przyjaciel pakował się w kłopoty tam, gdzie mógł ich uniknąć. Ale brzmiał na zakochanego, szczęśliwego i jakby naprawdę ufał swojemu partnerowi, a w takim przypadki liczba grała nie drugie, nie nawet trzecie skrzypce, a gdzieś tam altówkę z tyłu utworu. - Diamentowa sukienka, kusisz, kusisz. Ale liczę na to, że z nową, ciepła posadką szefa marketingu sama na to zarobię – zażartowała, jednak szybko wróciła uwagą do opowieści, chciała wiedzieć jak najwięcej. Przy okazji widząc tempo kolegi uniosła rękę w górę i zasygnalizowała, by przynieśli mu kolejną, co zrobili bardzo sprawnie. – Po dwóch latach wrócił cię odbić? Historia jak z romansideł, musiał być nieźle uparty, że mu się udało? Jak w ogóle to wytłumaczył? Nie mów, że po prostu „nie mogę przestać o tobie myśleć, bądź ze mną”? – zachichotała, gotowa już oplotkować zachowania wybranka Maxa z nim samym. Skoro byli już tyle razem, mogli się przyjacielsko z niego ponaigrywać pod jego nieobecność. – Te całe uczucia to najważniejszy punkt w związku – pokręciła z niedowierzaniem głową, czasami już jeden facet miał wystarczające problemy ze zrozumieniem emocji, dodaj do tego drugiego tego samego pokroju, a mogła wyjść z tego komedia pomyłek. Zaraz jednak trochę spoważniała i uśmiechnęła się do niego ciepło, nawet jeżeli nie szukał w tym momencie cioci dobrej rady, inteligencja emocjonalna była zdecydowanie tą, która wraz z artystyczną górowały u Remki. Jeżeli mogła powiedzieć coś, co mogłoby choć trochę pomóc, nie zamierzała gryźć się w język (ten już i tak był gryziony przez mocny alkohol). – Wiesz, skoro mówisz, że obydwoje macie problem z uczuciami, to nic dziwnego, że ranicie się niechcący po drodze. Kiedy się trudno o czymś rozmawia lub nie wie, jak coś wyrazić, trzeba się między sobą dotrzeć w inny sposób. I czasami to docieranie się między sobą aż do sedna sprawy nie jest najładniejszym widok… Ale najważniejsze w tym jest to, żeby wyciągnąć wnioski, spojrzeć na nie wspólnie, nawet jeżeli po chwili na ochłonięcie i dogadać między sobą co nie zadziałało i co da się komunikacyjnie zmienić. Związek to nie miodowy miesiąc, tylko ciągła komunikacja i ustalanie wspólnych jak i własnych w tym tworze granic. Jeżeli pod koniec dnia umiecie dojść do porozumienia, to to ranienie się było tego warte, żeby w przyszłości wam obydwu było lepiej, tak wiesz, już na zawsze – posłała mu jeszcze jeden promienny, ciepły uśmiech i uniosła szklankę w górę. – I za to mogę wypić!
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Tak, też potrafił sobie wyobrazić tę scenkę. Nic dziwnego, że humor wciąż miał wyborny i miał nadzieję, że ten śmiech nigdy się nie skończy, choć chyba już wszystkie mięśnie go od tego bolały. Był to jednak ten przyjemny ból, który nie zostawiał pustki w umyśle nastolatka, a który pozwalał mu tworzyć nowe, niezapomniane wspomnienia z przyjaciółmi. Cóż, nie rzucała się od razu w komentowanie tej różnicy, a to już było dla Maxa wiele, nawet jeśli nie do końca dobrze odczytał jej intencje. Wiedział, że miał ledwo tyle lat, co ich dzieliło, ale nie przejmował się tym, bo ostatecznie obydwoje byli tak samo głupi i niedojrzali. -Oczywiście, że tak! I jeszcze na kolczyki wystarczy. Nie żałuję moim najlepszym pracownikom. - Przesłał jej platonicznego buziaka znad szklanki z Ognistą. -No, no. Widzę, że nie tylko ja tu umiem dbać o innych. - Wyszczerzył się, gdy dziewczyna zamówiła kolejną kolejkę, która faktycznie za chwilę mogła być potrzebna, bo Max sobie nie żałował. Nie żeby chciał się zalać w trupa, ale na pewno nie miał zamiaru na jednym drinku poprzestać. -Nie, to nie tak. Wrócił, bo jestem dobry w łóżku, uczucia pojawiły się później. Albo przynajmniej później zdaliśmy sobie z nich sprawę. Ciężko mi to określić, bo chyba dość mocno to wypieraliśmy. - Przyznał, zaciągając się papierosem. Pierwszy raz chyba opowiadał o tym na głos i poniekąd dochodziło do niego, jakimi idiotami obydwoje byli, choć wiedział też, skąd się to wszystko brało. -No trochę tam słodził, że jestem wyjątkowy i może spełnić moje marzenia, ale akurat jego hajs nigdy mnie aż tak nie jarał. Wbrew pozorom, nie jestem na sprzedaż za kilka galeonów. - Prychnął, bo prawda była nieco bardziej przykra, ale też nie kłamał, biorąc pod uwagę cenę rema. Tak, nie był najbardziej dumny z tego, że sprzedawał się za kilka kresek, ale też nie mógł powiedzieć, że ostatecznie żałuje tego, jak ich historia się potoczyła. -Wiem, ale czy nie mogą być łatwiejsze? - Zażartował poniekąd, a poniekąd pytał na serio, bo czasem chciałby, żeby niektóre rzeczy dało się wyjaśnić ot tak. Zbyt wiele razy nieporozumienia wkraczały między jego, a Salazara i choć starał się ich unikać, wciąż jeszcze nie byli perfekcyjni w komunikacji. Szczególnie, jeśli w grę wchodziły cięższe tematy. Słuchał jej wypowiedzi, czując się zdecydowanie bardziej pokrzepionym. Może nie wmawiał sobie, że ten związek ma sens, a faktycznie potrzebowali się jeszcze nauczyć, jak ze sobą być. Prawda, że mieli nieco mniej codzienne problemy, w porównaniu do innych par, ale ostatecznie rozumieli siebie i swoją przeszłość, jak nikt inny, a to wiele pomagało. Niestety, pomagało im też dużo boleśniej się ranić. -Moja dziewczynka taka mądra. - Skomentował, ocierając niewidzialną łzę wzruszenia, ale nie chciał wyjść na niewdzięcznego idiotę, więc zaraz dodał jeszcze kilka słów. -Dzięki. Nie sądziłem, że potrzebuję to usłyszeć aż tak bardzo. - Uśmiechnął się do niej ciepło, po czym również wzniósł toast, pozwalając, by alkohol znów zadziałał swoją magię na jego przełyk. -Hmmmm.... Skoro już tak gadamy, mogę się o coś spytać? - Teoretycznie już to zrobił, ale potrzebował opinii kogoś trzeciego, bo sam nie potrafił podjąć decyzji, która już tak długo nad nim wisiała.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
- A ja nie żałuję najlepszemu pracodawcy – kiwnęła głową na szklankę, żeby śmiało korzystał z nowej dostawy ognistej. Przez chwilę przemknęło jej przez myśl, że może nierozsądnym było nic nie jeść przed takim piciem, ale trudno. Najwyżej będzie weselsza, już zaczynała być. Jeszcze nic wielkiego i spektakularnego, po prostu to przyjemne rozluźnienie. Trudno było wyczuć jego nadejście, bo cały ten dzień był tak pełen śmiechów, wygłupów i lekkości, że inni mogliby się założyć, że już mieli procenty we krwi. – Wyruchałeś go tak głęboko, że aż w emocje? Nie kłamałeś z tą dobrą techniką – zażartowała, nie wiedząc jak inaczej to skomentować, a dobry humor zdawał się być dzisiaj ich językiem. – Dobrze, że w końcu to do was dotarło. Pewnie nie łatwo było się domyślić, co do siebie dokładnie czujecie, kiedy napięcie, no, rozładowywaliście – zastanowiła się nad tym ze szczerym zainteresowaniem. Chyba nie musiała mówić, że w taki sposób nigdy nie zaczęła relacji i w sumie był to ciekawy temat. Ale jednak sam jej przyjaciel był najbardziej fascynującym teraz tematem, więc nie miała zamiaru się długo nad innymi rzeczami rozwodzić. – Wbrew pozorom? Proszę się na mojej warcie tak nisko nie cenić! – zmarszczyła na niego teatralnie brwi i pogroziła mu palcem, zapominając, że w ręce trzymała szklankę, tym samym trochę chlapiąc ognistą chłopaka. – Uznajmy, że to było zamierzone i masz za swoje – prychnęła. – To dobrze, że jego kasa nie miała w tym udziału. W sensie wiesz… Korzystaj sobie do woli jak mu to nie przeszkadza, partnerzy wspierają się też finansowo. Ale dobrze wiedzieć, że „kupiła cię” cała reszta tych „niezrozumiałych” emocji – wyszczerzyła się radośnie, naprawdę miodem na jej serce było słuchanie, że u Maxa tak się układało. Nie było chyba lepszego podsumowania dnia, niż dobre wieści. – Dzięki temu są takie pięknie! – zarzuciła rękami, tym razem najpierw odstawiając szklankę i krzyknęła to z zachwytem. Cała była przeżywaniem w wielki sposób nawet małych emocji i uwielbiała to, jak działały, jak potrafiły być silne i ile doświadczeń przynosiły. Nie miałyby zwyczajnie tego piękna, gdyby nie niosły i swoich wyzwań. A później już w ogóle rozniosła się z długim wywodem. Sama nie wiedziała czy potrzebnie, może za bardzo wchodziła w paradę? Chciała mu po prostu trochę pomóc, nawet jeżeli jedyne co miała na ten moment do zaoferowania to ciepłe słowa. I bardzo ucieszyło ją, że je przyjął. - Po kimś musiałam tę mądrość odziedziczyć – odparła wesoło, ze śmiechem sięgając po drugą szklankę ognistej. – Jestem bohaterką, której potrzebowałeś, widzisz, sprzedam ci nawet słowa o uczuciach tak, że ci się spodobają! – odparła wręcz marketingową gadką, dobrze było wiedzieć, że nawet o poważnych tematach mogli rozmawiać w tak lekki sposób. – Jakbyś jeszcze kiedyś potrzebował usłyszeć czegoś mądrego to wiesz, wystarczy sowa – zapewniła z tą przyjacielską troską. Wyprostowała się z zaciekawieniem, no nie sądziła, że z rady już teraz skorzysta, ale: - No pewnie! – odpowiedziała bez nawet sekundy zawahania i z całym swoim entuzjazmem. – Zawsze możesz, pytaj śmiało.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Opluł się, bo takiego podsumowania tej relacji to się nie spodziewał. Ktoś przy stoliku obok rzucił im zaciekawione spojrzenie, ale Max nawet nie zwracał na to uwagi, bo tekst Remki zdobył właśnie szczególne miejsce w jego serduszku. -Cóż, nigdy nie kłamię w tych sprawach, więc lepiej sobie uważaj. - Zaśmiał się, niby jej grożąc, choć raczej w chwili obecnej nie spieszyło mu się do sypiania z kimkolwiek innym. -Nawet sobie nie wyobrażasz. - Przewrócił oczami, bo upadków mieli tyle co wzlotów, jeśli nie więcej. Na szczęście zawsze znajdowali jakoś do siebie drogę powrotną i to było pocieszeniem, którego Max lubił się trzymać, gdy sprawy przybierały naprawdę zły obrót. Wiedział, że gryfonka nie miała tylu doświadczeń co on i chyba szczerze jej nawet ich nie życzył, ale nie przeszkadzało jej to jakimś cudem trafiać słowami dokładnie tam, gdzie Solberg potrzebował. Zdecydowanie zazdrościł jej tego daru. -Przepraszam! Już idę dopisać kilka zer w cenniku, żeby nie przynosić Ci hańby. - Ponownie się zaśmiał, choć niestety, jego poczucie własnej wartości nie było już tak wysokie jak jeszcze kilka lat temu. Co prawda obecnie nie czuł się aż tak źle, bo działała na niego magiczna moc obecności przyjaciółki, ale i tak do ideału wiele mu jeszcze brakowało i to nie tylko pod tym względem. -Ej! Ale alkohol to Ty szanuj, młoda damo! - Musiał ją skarcić, mimo że sam przed chwilą wypluł nieco drinka pod wpływem nagłej fali radości. Jeśli tego wieczoru nikt ich nie wyrzuci z tego klubu, mieli mieć ogromne szczęście. -Wsparcie to nie to samo. Tak mi się wydaje, no nie? W sensie, jakbym potrzebował, to wiem że mogę na niego liczyć, ale żeby tak po prostu brać jak tego nie potrzebuję, tylko dlatego, że mogę? No nie wiem, nie ciągnie mnie. Poza tym, jestem nauczony sam o siebie dbać. - Spoważniał nieco, bo był to jeden z tematów, który często powracał między nim a Salazarem i choć wiedział, że jego partner nie dbał aż tak o pieniądze, a już szczególnie o niewielkie wydatki, jakie mógł mieć Felix, to jakoś nie potrafił tak po prostu korzystać sobie z jego fortuny. -W prostocie też tkwi piękno! - Zauważył, na jej słowa, choć faktycznie niektóre rzeczy doceniało się bardziej, gdy były okupione odrobiną wysiłku. Odrobiną, nie całym Everestem. Cieszył się, że Remy bez zastanowienia postanowiła wyrazić swoje myśli, bo ich właśnie potrzebował. Poza tym, był osobą, która raczej dałaby jasno znać komukolwiek, a szczególnie przyjaciółce, jakby nie życzyła sobie jej opinii. Słuchał bardzo uważnie tego, co mówiła, zaskoczony tym, ile w tak malutkim ciele mieściło się rozsądku i empatii. Widać on stał po wzrost, a ona w tym czasie zgarniała jego przydział rozumu. -To jest talent, którego nie pozwól sobie odebrać! I o którym mi przypominaj, bo mam tendencję do zapominania o tym, że mam na kogo liczyć. - W jego oczach widać było ciepło i radość. Mógł być tu sobą i poruszyć tematy, które z Paco nie były takie łatwe do poruszenia. Pewnie sam nakładał na siebie zbyt dużą presję czasami, ale Morales też nie zawsze im cokolwiek ułatwiał, często widząc świat w czerni i bieli, a zapominając o wszelkich odcieniach szarości pomiędzy. -No więc... - Zaczął trochę onieśmielony, bo niby to chciał pogadać, ale gdzieś głęboko liczył, że uda mu się tego uniknąć. -Od dłuższego czasu pojawia się temat wspólnego mieszkania. Paco nalega, a ja mam wątpliwości. Nie dlatego, że tego nie chcę, ale... Są rzeczy, o których boję się mu dowiedzieć, a mieszkając razem nie łatwo będzie je ukryć. - Wyznał w końcu, patrząc się gdziekolwiek, byle nie w oczy przyjaciółki.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Zdecydowanie sobie tego nie wyobrażała, wiele było tajemnic dotyczących związku Maxa, którymi chłopak z nikim się nie dzielił i o których dziewczyna wiedzieć nie miała prawa. Ale rozumiała emocje, uśmiech na twarzy przyjaciela i to jego spojrzenie, które mówiło jasno o dedykacji, więc starała się dobrać jak najpomocniej. Bo chociaż wiele nie wiedziała o ich relacji, to w uczuciach czytała doskonale, a te Maxa były całe przywiązaniem i oddaniem. - Bardzo dobrze, moi przyjaciół się szanuje i ceni najwyżej! Pamiętaj bo ci sama dopiszę podatki i tyle będzie! – wyszczerzyła się do niego wesoło, nie umiejąc w jego obecności powstrzymać śmiechu. A alkohol tylko napędzał ten i tak fantastyczny humor. – Się robi ojcze! – zasalutowała Maxowi i zaraz pochyliła się do blatu, by wciągnąć z niego drobną kałużę. – Tak może być? – omal się nie wyłożyła ze śmiechu, gdy to zrobiła, było to tak głupiutkie. Ale w tej chwili wydawało się idealną i pasującą do żartu odpowiedzią, w dodatku wiedziała, że w jego towarzystwie mogła sobie na takie maniany pozwolić i nie uznałby jej za większego debila, niż ten którym już była. – Rozumiem – pokiwała głową, zamyślając się na chwilę. – Dobrze jest być samowystarczalnym no i… To nadaje powagi waszemu związkowi. Że wiesz, chcesz być finansowo niezależnym, a nie finansowym utrzymankiem – nachyliła się jednak nad blatem, by wyszeptać do niego konspiracyjne ze złośliwym uśmieszkiem. – Choć między nami byłbyś najrozkoszniejszym utrzymankiem – prychnęła, wracając wygodnie w fotel. – Ale serio to się szanuje. To pokazuje, jak ci na tym zależy. Że chcesz, żebyście byli równi… Rany, kiedy ty tak wydoroślałeś – pokręciła głową z niedowierzaniem, ale uśmiechnęła się do niego ciepło, doceniając to co robił dla swojego związku z Salem. Chciała mu pokazać, że trzymała jego stronę. Nie skomentowała dłużej jego tekstu o prostocie, znów chichrając się na cały głos, rzucając tylko krótkim prostota wyszła z mody. Jak dla niej było to wręcz zabawne, że dwóch tak samo nieogarniętych emocjonalnie ludzi mogło trafić na siebie w związku. Najważniejsze jednak, że się rozumieli, dogadywali, a nawet jeśli nie, to na swoje kanciaste sposoby dopracowywali swoją relację metodą prób i błędów. Przecież na tym polegał związek, to była ciągła praca o coś lepszego. Nieomal się rozczuliła od jego komplementu i aż musiała wziąć kolejny łyk ognistej, żeby zbyt się nie rozemocjonować. Naprawdę ją to uszczęśliwiało, że Max nie tylko doceniał jej starania, ale uważał je za przydatne, szczególnie, że ona pragnęła do przyjaciół wychodzić z sercem na ręku. A fakt, że chociaż była młodsza to mogła mieć świadomość, że jest w stanie być i wsparciem dla niego, robiło jej niesamowicie. - Oj nigdy nie pozwolę, całkiem go sobie chwalę. Za to jest do wypożyczenia zawsze, gdy talentu tego będziesz potrzebować – uśmiechnęła się do niego wesoło, choć dużo bardziej emocjonalnie niż przed kilkoma chwilami. – Spokojnie, będę ci przypominać o twojej dożywotniej subskrypcji – posłała mu buziaczka. A zaraz naprawdę prawie się tam rozpłynęła, gdy usłyszała, w jak ważnej sprawie chciał się jej poradzić. Musiała jednak zachować spokój i otwarty umysł, brzmiało to bowiem jak co najmniej ciężki temat i nie chciała źle czegoś podpowiedzieć. - To wspaniale, że jesteście sobie tak bliscy, że rozważacie mieszkanie razem, naprawdę się cieszę, Max – aż zamknęła jego dłoń w swojej, na chwilę, żeby pokazać jak wielkie miało to znaczenie. Zaraz jednak słuchała dalej, dokładnie analizując każde słowo. – Faktycznie nie brzmi, jak prosty temat. Wiesz, każdy z nas ma swoje trupy w szafie, nie czuj się z tym źle, albo jakbyś go zawodził. Mamy swoją przeszłość, ty też ją masz i masz do niej absolutne i całkowite prawo. Jeżeli naprawdę tego chcesz i nie jest to kwestia presji… Powiedz, czy chciałbyś mu o tym kiedyś powiedzieć? Nie mówię, że teraz. Ale czy jest to coś, o czym czujesz, że wiedzieć powinien, że to istotna informacja? Wiesz, jeżeli to coś związanego z twoją przeszłością, co mogłoby mu wybuchnąć w twarz, uczciwym jest powiedzenie o tym, żeby miał wszystkie dane i narzędzia w momencie, w którym jakiś kryzys z tym związany by nadszedł – westchnęła, poprawiając włosy i ciągnąc kolejny łyk, uśmiechnęła się do niego pokrzepiająco. – Nie mówię, żebyś mi to zdradzał, nigdy bym o coś takiego nie prosiła. To twój sekret. Proszę cię tylko, żebyś tutaj się na spokojnie zastanowił, czy to, co ukrywasz, stanowi dla niego jakieś zagrożenie. Fizyczne, psychiczne, emocjonalne… Dla waszego związku? To nie jest zarzut, masz prawo takie sekrety mieć, po prostu… No nazwijmy to zlokalizowaniem potencjalnego zagrożenia! – wyćwierkała entuzjastycznie, starając się dodać i swoim tonem otuchy, a cała jej mowa ciała mówiła, że była tuż obok, jakby potrzebował słowa czy przytulenia wsparcia.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
-O nie! Tylko nie podatki! - Teatralnie załamał nie tylko ręce ale i się całego, jakby właśnie Remy powiedziała mu, że nadchodzi apokalipsa pustników-zombie i nic nie mogą z tym zrobić. Co prawda nie znał się jeszcze najlepiej na sprawach księgowych, ale powoli, wraz z prowadzeniem własnej działalności, zaczynał rozumieć, że nie jest to tak straszne i skomplikowane, jak kiedyś mu się wydawało. Czy wolałby nie płacić niepotrzebnie kasy do Ministerstwa, którego działań nie popierał? Jak najbardziej, ale nie chciał też, by "Lux" był odzwierciedleniem ciemnej strony jego duszy. Choć tę jedną rzecz pragnął zrobić tak, jak należało. Na szczęście podobne rozmyślania nie miały jak zagnieździć się na dłużej w jego głowie bo gryfonka już spijała ze stołu rozlany wcześniej alkohol, czego Max kompletnie się nie spodziewał, jednocześnie ani trochę nie dziwiąc się, że Seaver to robi. -Widać, że moja krew. - Starał się zachować powagę i pochwalić ją, jak na dobrego ojca przystało, ale nie był w stanie. Zbyt dobrze się bawił i jego zdolności aktorskie po prostu zaczynały już nie wystarczać w obliczu tej wielkiej głupawki. -Wiesz, jakby coś się zmieniło i szukałabyś sugar baby, znasz mój adres. - Puścił jej zalotne oczko, przyjmując ten niezwykle niecodzienny, ale w pewien sposób uroczy komplement. -Gdzieś między wyjebaniem ze szkoły, a otwarciem klubu? - Zasugerował odpowiedź, na to ewidentnie retoryczne pytanie, choć sam uważał, że jeszcze wiele mu do dorosłości brakowało. Zrobiło mu się jednak dziwnie przyjemnie, gdy ktoś z jego bliskich wystosował w jego kierunku takie słowa i to wcale nie tak prześmiewczo, jak mieli to w zwyczaju. Solberg, jako jeden z niewielu mu znanych, bardzo dobrze wiedział, że wiek nie świadczy o człowieku. Sam był jeszcze młody, a przeszedł dość dużo i nie widział powodu, dla którego ktoś z późniejszą datą urodzenia, miałby być traktowany jako ktoś, kto nie ma nic wartościowego do powiedzenia. Wręcz przeciwnie, to starsi zazwyczaj go zawodzili, mylnie uznając swoją wyższość intelektualną nad chłopakiem tylko ze względu rubryczki. Nie, Harmony zdecydowanie nie była głupią młódką, a do tego miała ogromną wrażliwość, która czasem przerażała chłopaka, ale też była mu równie potrzebna i pokrzepiająca. -Wypożyczenie? A ile kasujesz? - Dodał, patrząc na nią podejrzliwie, choć jak zwykle była to tylko głupia gra z jego strony. Szmaragdowe tęczówki jeszcze bardziej wypełniły się natomiast ciepłem i radością, na padające z ust przyjaciółki zapewnienie. Zacisnął swoją dłoń wokół jej, zdecydowanie mniejszej, czując, jak wiele ten gest dla niego znaczy, szczególnie w tak trudnym dla chłopaka temacie i słuchał. Przez moment zapomniał o alkoholu i nawet o tlącym się na brzegu popielniczki pecie, choć czuł, jak nieznośnie mocno serce wali mu w piersi, a przełyk zaciska się z nerwów. Nie był pewien, czy bardziej stresowało go to, że cokolwiek powiedział, czy bał się tego, co może powiedzieć Harmony, a ta zdawała się praktycznie od razu rozszyfrować sedno sprawy, choć jedynie pomyliła się nieco w linii czasowej. -Nie... - Zaczął, zdziwiony tym, jak nagle zatrząsł mu się głos, a usta przypominały swoją suchością pustynię. -Niestety nie chodzi o przeszłość. Tę w większości zna i widział więcej, niż kiedykolwiek bym chciał, żeby zobaczył. - Przyznał bardzo powoli, nie będąc pewnym, jak powinien ubrać wszystko w słowa, a jego serce i rozum walczyły o to, ile powinien, nie, ile chciał dziewczynie powiedzieć. -Chodzi o coś, co jest z goła świeże, ale może wpłynąć na naszą przyszłość. Wjebałem się w straszne gówno Remy i mam wrażenie, że to w jakiś sposób mnie niszczy. Niszczy to, kim jestem. Wiesz, że jestem impulsywny i agresywny, jak mnie poniesie. Boję się, że... - Wziął głęboki oddech, bo tu wchodził na sferę uczuć, a nie faktów, co zawsze było dla niego najtrudniejsze. -Boję się, że kompletnie się zatracę i zrobię mu krzywdę, której nie dam rady odkręcić. - Wywalił z siebie szybko, jakby liczył na to, że gryfonka nie zdąży zrozumieć wszystkich słów. -Z jednej strony potrzebuję mu o tym powiedzieć, ale z drugiej nie chcę, by znów czuł, że musi jakkolwiek się mną opiekować. Wolałbym porozmawiać o tym, jako o czymś z przeszłości, co działo się kiedyś, ale już nam nie zagraża tylko że nie mam pewności, że tak kiedykolwiek będzie. A jeśli zamieszkamy razem, jest ryzyko, że dowie się przypadkiem, co chyba byłoby jeszcze gorsze. - Przygryzł wargę w geście zdenerwowania, czując w ustach metaliczny smak krwi. Był już przyzwyczajony do tego i nie zwracał uwagi na kolejną, niewielką rankę, która i tak miała się zaraz zagoić. -Ale co jak będę mu ciągle odmawiał? Ja na jego miejscu bym uznał, że mi wcale tak nie zależy, a nie ma niczego dalszego od prawdy. Dosyć mam już wiecznego planowania, gdzie spędzić noc i kiedy się spotkać. Chciałbym móc codziennie kłaść się obok niego wiedząc, że następnego dnia po pracy, spotkamy się przy stole na kolacji. Albo przynajmniej w tym samym budynku. - Starał się uśmiechnąć na koniec i choć oczy chłopaka jasno pokazywały, jak szczęśliwa wydaje się to dla niego wizja, tak mimika wciąż oscylowała między nerwową i poniekąd przerażoną.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
- Uczę się od najlepszych wzorców zachowań – pokazała mu język, będąc aż teatralnie dumną z siebie, że tak wymyśliła ratowanie ognistej. Pozostawało mieć nadzieję, że stół był dobrze wytarty, chociaż miało to tyle procentów, że nawet jakby nie był, to by go dobrze odkaziło. A przecież głupawka najlepiej smakowała na mało odpowiedzialnie. - Nie no, ale teraz to się zapominasz, to ja jestem twoją urodzinową dziewczynką! – zauważyła z niemałym oburzeniem, jak na bardzo urażoną siedmiolatkę przystało. Nie potrafiła jednak utrzymać tej gry, bo odpowiedź Maxa była po prostu zbyt piękna, żeby nie skomplementować jej kolejną salwą śmiechu. – No to patrz, Hogwart cię jednak zmusił do nauczenia się czegoś, kto by pomyślał – zażartowała, ale wiedziała, że nie była to do końca prawda. Chłopak przecież miał chociażby swoje eliksiry, z których był świetny i nie można mu było nic zarzucić pod tym względem. Jednak na potrzeby śmiechu i złośliwości lekkich wszelakich można było pominąć ten fakt. – I to nie tylko sztuki przetrwania! - Dla ciebie mój drogi tatku idzie to w pakiecie VIP. Nieograniczony dostęp o każdej porze dnia i nocy, zupełnie za darmo, za symboliczną kwotę picia ognistej i okazjonalnego świstoklika – uśmiechnęła się do niego, prezentując jakże wspaniałe warunki umowy, co prawda dwa ostatnie punkty nie były wcale wymagane, ale ognista jak najbardziej sprzyjała uzewnętrznianiu się. I to na tyle mocno, że naprawdę nie spodziewała się, że dzień zaczęty taką porcją wygłupów i zabaw mógłby zmienić się w tak sentymentalny. Nie narzekała, cieszyła się, że mogli poczuć się na tyle komfortowo, by porozmawiać ze sobą od serca. Tylko było to dość niezapowiedziane, chociaż podobno to właśnie takie sytuacje były tymi najlepszymi. Sądząc po przyjemnej atmosferze miedzy nimi, coraz lżej wchodzącym alkoholu, muzyce i przede wszystkim tym, jak bez oporów wymieniali się przemyśleniami – coś było prawdziwego w tym twierdzeniu, przynajmniej w tym przypadku. Jednak nie zaprzeczała, że obrany temat był… Poważny. Nie chciała nazywać go trudnym, bo wcale źle się nie czuła, mogąc go słuchać, zastanowić się razem, podzielić się przemyśleniami. Ale nie dało zignorować się faktu, że słowa Maxa ważyły dużo i nie wyobrażała sobie, jak musiały ciążyć na nim. Ze zrywków informacji i w większości jego emocji skierowanych właśnie do tej wiedzy, słyszała, jak bardzo nie było to łatwym i ile od tego zależało. Praktycznie wszystko. Nie przerywała mu, obserwowała, uważnie słuchając, nie chcąc nakładać na przyjaciela żadnej presji. Tyle ile by powiedział, tyle było dobrze, nawet jeżeli nie oferowałby jej nawet słowa wyjaśnienia. To było miłe, że mógł się z nią podzielić swoimi obawami i problemami, że chociaż była od niego młodsza, miał do niej zaufanie i liczyła się jej opinia. Nie chciała tego zmarnować, nadużyć, ani zawieść oczekiwań (choć te pewnie to ona sama nałożyła na siebie w byciu dobrą przyjaciółką), więc poświęciła jeszcze dłuższą chwilę na układanie sobie tego w głowie. - To ostatnie… Jest naprawdę piękne – i w końcu zaoferowała mu uśmiech, szczery i po prostu szczęśliwy. Chciałbym móc codziennie kłaść się obok niego, powiedział to tak prosto, w przypływie emocji i naciskiem frustracji, że nie było opcji, że było w tym cokolwiek nieszczerego. – Widać gołym okiem, że naprawdę ci na tym… Na nim zależy. I to bardzo. Jak dla mnie to ma tutaj największe znaczenie – ale ignorować wszystkiego co powiedział też nie mogła, tylko dlatego, że się czegoś bardzo chciało, wcale nie stawało się to rzeczywistością. Szczęście wymagało pracy, a tej tutaj wyglądało na to, że Max miał po brzegi. No i przede wszystkim… Martwiła się. Nie wiedziała w co wciągnął się chłopak i nie czuła uprawnień, by o to pytać, ale skoro nawet on przyznawał, że nie jest to nic dobrego, musiało być poważne. – Wiesz, nie musisz mu mówić wszystkiego… – zaczęła bardzo ostrożnie, nie chcąc być źle zrozumianą. – Nie mówię, żebyś kłamał, czy chował przed nim ważne informacje, ma prawo wiedzieć, że decydując się na wspólne życie, wyraża zgodę na uczestniczenie w tym, jak to pięknie określiłeś, gównie – zachichotała lekko, starając się trochę podnieść humor, trochę zdjąć śmiechem to, co go przytłaczało. – Ale ty też masz prawo do swojej przestrzeni i swoich sekretów, którymi możesz nie chcieć się dzielić. Nie jesteś książką do otworzenia i przeczytania, tylko człowiekiem i możesz mieć wątpliwości, niechęci i strachy… Może… Może nie mów mu co się dzieje, co się dzieje z tobą, jeżeli podzieleniem się tym teraz boisz. To nie jest istotne. Ważne jest, żeby Sal miał zestaw informacji, z którymi może wiedzieć co się dzieje i odpowiednio reagować. Przedstaw to jako fakty, nie wiem, czy da się w tym przypadku tak zrobić ale… No wiesz „w tej konkretnej sytuacji może stać się to, a da się temu przeciwdziałać tak i tak, powinieneś zachować się w taki sposób”, kompendium wiedzy na temat wybuchów Maxa – uśmiechnęła się do niego szeroko, ciepło, ale zaraz trochę spoważniała z nasilającą się troską. – Max… Nie pytam co i jak się stało, to twoje sekrety, chcę tylko wiedzieć czy jesteś bezpieczny? Wiesz jak ten problem rozwiązać… Masz szansę go rozwiązać? – szczęśliwy i bezpieczny, o nic więcej prosić nie musiała. Chciała tylko wiedzieć, że może to sobie jakoś ułożyć, szczególnie, kiedy przyszłość rysowała się dla niego w ciepłych barwach.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Znów się roześmiał, bo nigdy chyba nie słyszał takiego zdania skierowanego w swoją stronę. Nawet w żartach. Wzorcem każdy jakimś był, ale Max zdecydowanie nie należał do tych najlepszych i Remy doskonale o tym wiedziała, spijając whisky z lokalnego blatu. -Czyli za godzinę mogę liczyć, że dołączysz do mnie w tańcu na barze? - To, czy tym razem żartował, miał pokazać czas, choć gdy była okazja pokręcić nieco bioderkami, chłopak raczej rzadko ją przepuszczał, a teraz wiedział już bezdyskusyjnie, że ma obok najlepszą partnerkę do tego rodzaju wygibasów. -Wybacz, obiecuję poprawę. - Pokornie skłonił głowę przed swoją córeczką. Ta gra chyba miała zostać już w jego krwi na dłużej patrząc na to, z jaką łatwością im przychodziły podobne teksty. Przewrócił oczami na tekst o Hogwarcie, bo akurat sztuki przetrwania to szkole nie zawdzięczał. Jak już, to pozwoliła mu wprowadzić w życie nowe, bardziej kreatywne plany na łamanie zasad, które uważał za kompletnie bezsensowne. -To najlepsza subskrypcja, jaką kiedykolwiek mi oferowano. Te wszystkie pseudo oferty powinny się od Ciebie uczyć. - Szczerze był szczęśliwy nie tylko ze względu na temat swojego ukochanego, ale i bliskość przyjaciółki, na którą wiedział, że może liczyć. Fakt, Harmony nie była jedyną osobą, której Max mógł ufać i porozmawiać, ale akurat teraz potrzebował właśnie tego rodzaju wsparcia. Sam nie spodziewał się, że ten dzień pójdzie w tym, a nie innym kierunku. Było mu cholernie ciężko, ale ciepło Remy i bliskość alkoholu, ułatwiały mu kontynuację rozmowy, choć w wielu przypadkach, już dawno by ją zakończył. Był niesamowicie zamknięty i wiedział, że przez to wielokrotnie pakował siebie i Paco w nieprzyjemne sytuacje, ale nie robił tego po to, by mężczyznę od siebie odpychać. Był przerażony własnymi uczuciami i wizją, że po raz kolejny mogą przynieść jemu i komuś innemu ból. Nie ufał sobie samemu i to było chyba najgorsze. Nie oczekiwał też od gyfonki cudownego remedium na swoje problemy, nie ważne ile razy sam włóczył się po świecie, w poszukiwaniu panaceum, a zawieźć mogła go tylko, okazując niechęć zrozumienia jego punktu widzenia i stosując pochopną ocenę jego działań, jak wielokrotnie robili to inni rozmówcy chłopaka. Na szczęście Remy taka nie była i Solberg bardzo dobrze o tym wiedział, dzięki czemu ta rozmowa w ogóle miała rację bytu, a on nie spierdolił stąd jeszcze, szukając ujścia dla wszystkich tych niezrozumiałych i bolesnych emocji, jakie w nim siedziały. -Piękne? - Zapytał, jakby w życiu niczego dziwniejszego nie słyszał. -Wydawało mi się po prostu naturalne. - Przyznał zupełnie szczerze, bo nawet nie zastanawiał się, jak to może być odebrane. Po prostu chciał dzielić z Paco coraz większą część swojego życia nawet, jeśli w nastoletnim sercu czaiły się związane z tym obawy. -Bo tak jest. Cholernie mi na nas zależy.- Przyznał bez zająknięcia. -Wiem, że to dziwnie zabrzmi z moich ust, ale myślisz, że warto zaufać emocjom i podjąć tę decyzję na ich podstawie? - Zapytał z lekkim śmiechem, bo jak ktoś był impulsywny i działał na podstawie aktualnych uczuć, to zazwyczaj był to Solberg. Tylko że w większości pozwalał negatywnym emocjom przejmować kontrolę, a z tymi pozytywnymi nie tylko miał mniej do czynienia, ale też dużo bardziej obawiał się ich wpływu na to, co mogła przynieść przyszłość. Nie tylko dla niego, ale i jego partnera, który wielokrotnie szczerze przyznawał, że też nie jest to dla niego łatwe i poniekąd komplikuje mu życie, jakie prowadził. Wsłuchiwał się w słowa przyjaciółki, śmiejąc się, gdy tak pięknie posłużyła się jego własnymi słowami, by zaraz potem nieco spoważnieć. Chciał usłyszeć ją i jej opinię, a nie przekręcać to na coś, co sam sobie od jakiegoś czasu wmawiał. -Ehhh.... - Westchnął najpierw, bo wiedział, że dziewczyna ma sporo racji, ale też niestety znała tylko jedną stronę tego konfliktu. -Musisz go kiedyś poznać. Z nami nic nie jest tak proste jak powinno. - Nakreślił nieco sytuację, choć chyba by tu umarli gdyby miał się rozwodzić nad każdym szczegółem. Nie, teraz musiał się ograniczyć do najważniejszych spraw. -Obawiam się, że nie przejdzie. Będzie chciał wiedzieć, co dokładnie się dzieje. Nie raz oberwał ode mnie, gdy byłem nafukany jak lokomotywa i wie, że gdyby to był kolejny taki przypadek, ani bym tego nie ukrywał, ani nie robił z tego czegoś, co potencjalnie może nam zaszkodzić. Kurwa, raz wyjebałem w niego zaklęciem, którego w ogóle nie powinienem znać, nie mówiąc już o używaniu na kimś bliskim i do dziś czuję się z tym chujowo, a wtedy jeszcze nie byłem aż tak utopiony w gównie. - Wykrzywił się, pozwalając, by poczucie winy zawidniało na jego twarzy. Dobrze pamiętał tamten pojedynek na cmentarzu, zbyt dobrze i obiecał sobie, że podobna akcja nigdy się nie powtórzy, ale teraz....? Teraz nie miał co do tego pewności, a to zatruwało jego serce gorzej niż Morsmorthis. Nie spodziewał się, że coś jeszcze go dziś zaskoczy, ale to, co poczuł po ostatnim pytaniu gryfonki było nie tylko bolesne, ale i przykre szczególnie, gdy szczerze jej odpowiadał. -Nie, Remy. Obawiam się, że nie mogę powiedzieć, że jestem. Szczególnie, gdy jestem sam. I nie mam pojęcia, czy da się to jakkolwiek jeszcze cofnąć i rozwiązać. - Jego oczy się zaszkliły, a ciało zaczęło drżeć, więc zrobił to, co Maxy potrafiły najbardziej, czyli wychylił całą szklankę Ognistej na jednego hausta, by rozproszyć się od psychicznego bólu, rozpalonym do granic przełykiem.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
- Godzinę, minutę czy miesiąc. Mój drogi, ja zawsze jestem gotowa do tańca na barze! – wyszczerzyła się i nie było w tym kłamstwa. Jeżeli był ktoś, kto w każdej chwili ze spokoju mógł przejść w wir zatracenia się w muzyce, to była właśnie ona. Wskoczyłaby na bar nawet bardziej bez zastanowienia niż jak spiła tę ognistą ze stołu, czyli bardzo szybko. Max obiecał jej kiedyś całkowite zaskoczenie i dokładnie to dostawała w trakcie tej rozmowy, nawet z nadwyżką, której się nie spodziewała. Nie sądziła, że tak lekki dzień mógł się przerodzić w tak poważne tematy, ale nie żałowała tego w żadnym stopniu. To też było cenne i potrzebne. I chciała być częścią wsparcia, którego przyjaciel potrzebował. - Dokładnie, to piękne, że jest to dla ciebie tak naturalne. Pięknie jest widzieć i słyszeć o miłości. Cały nią teraz emanujesz – posłała mu ciepły uśmiech. W przeciwieństwie do zaklęć, emocje były dla niej proste, można powiedzieć, że jej dusza artysty była na nie w naturalny sposób wyczulona. Na ich szukanie i odczytywanie, a gdy Max mówił o Salu, nawet nie trzeba było się za nimi rozglądać. – Myślę, że tak. To są dobre emocje, kierowane do właściwego człowieka. Z tego co mówisz nawet do najwłaściwszego, twojego człowieka. Jak inaczej w takich kwestiach podejmować decyzje, jeżeli nie głosem serca? Jeżeli tak go kochasz i darzysz go tyloma ciepłymi uczuciami, idź za tym. Widzę przecież, że są prawdziwe i myślę, że powinieneś dać sobie szansę na szczęście. Dać wam szansę na to szczęście. Niezależnie od tego co teraz myślisz… Max. Masz prawo do szczęścia – mówiła to najbardziej troskliwym i przyjacielskim tonem, jaki umiała z siebie wydobyć bez łamania się głosu. Widziała, jak bardzo szarpały nim teraz różne jego własne przemyślenia i pewnie uczucia. I że nie było mu łatwo. Ale chciała być obok i mu w przejściu przez wszystkie te wątpliwości towarzyszyć, nawet, jeżeli miałoby to trwać tylko chwilę. Tylko ten dzień. Chciała być przy tym i mu pomóc. - Bardzo chętnie go poznam, naprawdę. Chciałabym poznać was – nie kłamała i szczerość można było zobaczyć wypisaną na jej całej, nigdy nie hamowała swoich emocji, nie potrafiła czegoś robić. I naprawdę zobaczyłaby Maxa szczęśliwego z Salem. Nawet jeżeli nie znała tego czarodzieja, już zyskał w jej oczach robiąc tylko dobrego z jej przyjacielem. Nie znała ich kulis, przejść, przeszłości. Nie mogła znać wszystkich historii i tego, w jaki sposób się ranili, ale mimo wszystko po prostu widziała i czuła, że był dla niego dobry. I chyba nawzajem dla siebie dobrzy byli. – Myślę, że mimo to powinieneś mu powiedzieć. Nie jestem w stanie podpowiedzieć ci jak, nie znam go, tak jak sam mówisz. Ale powinien znać zarys tego, co się dzieje… Musicie być wobec siebie fair w tym związku – uśmiechnęła się do niego lekko, pokrzepiająco. Nie oceniała go, nie mogłaby, darzyła go zbyt dużą sympatią, po prostu dzieliła się spostrzeżeniami. – Jeżeli chcesz razem zamieszkać, on musi mieć zestaw informacji, który jemu też pozwoli podjąć decyzję, czy chce na tych samych zasadach dzielić z tobą przestrzeń, czy go to nie przerasta. Ma do tego prawo. Tak jak ty masz prawo ustosunkować się do tego, co powie i jak zareaguje. Jeżeli nie będzie ci się to zbyt podobało, możesz mu zawsze powiedzieć, że w takim razie powinien zaczekać. Ale obydwoje powinniście działać w oparciu o pełen zestaw informacji i przede wszystkim swoje uczucia do siebie. I kiedy to zrobicie… Powinno być dobrze – zaoferowała mu najcieplejszy ton i spojrzenie, jakie w ogóle potrafiła wykonać. Naprawdę i całą sobą w tamtym momencie chciała, by Maxowi wyszło w tym związku. Ona też nie spodziewała się, że coś zaskoczy ją bardziej niż wszystko, co do tej pory się stało. A jednak reakcja Maxa była dla niej szokiem. Nawet nie wiedziała, kiedy udało jej się tak zareagować, że jednocześnie zerwała się z miejsca, ze spokojem zasygnalizowała dolanie ognistej i jednocześnie ostrożnie podeszła do chłopaka. Nie miała pojęcia, czy chłopak życzył sobie jej obecności w swojej przestrzeni osobistej, czy jakkolwiek wylewnie chciał zareagować do tego, co powiedział, ale nie zamierzała mu odbierać takiej opcji. Przesiadła się z naprzeciwko niego na fotel po prostu obok i pokazała, że jeżeli tego potrzebował, była zaoferować najlepszego przytulasa we wszechświecie. A jeżeli wolał zapić to, co wyznał, cała butelka ognistej wylądowała właśnie w tym momencie na ich stoliku. - Dzisiaj nie jesteś sam. Jestem tutaj, jeżeli tylko potrzebujesz, nawet nie musisz nic mówić – i zostawiła mu wybór, czy rozmowa, czy przytulenie, czy po prostu alkohol i przejście na lżejsze tematy. Czekała na niego, gotowa podążyć za każdym wyborem bez zbędnego pytania i wyciągania informacji, jeżeli nie chciał. Była tu dla niego a nie przeciwko niemu i chciała, żeby to poczuł.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
No i to była informacja warta potwierdzenia na głos! Jak się mieli bawić, to na całego, ale najpierw musieli zamknąć temat, który mimowolnie wypłynął dzięki ciepłej i przyjaznej atmosferze między nimi. Wiedział, że często spotyka się z problemami, których inni nie doświadczyli i nie potrafili sobie nawet wyobrazić, ale nie potrzebował tego, bo wiedział, jak ludzie w jego skórze mniej więcej się zachowywali. Jakby nie było, przez wiele lat obracał się w takim towarzystwie i były to ostatnie osoby, których pytałby o radę inną niż polecenia najlepszego dilera w okolicy. Speszył się nieco na tę odpowiedź, a jego policzki przybrały nieco bardziej różowego odcienia. Nie posądzałby siebie o taką reakcję i jakiekolwiek normalne zachowania w bliskiej relacji, ale jak widać nie był jeszcze aż tak do końca zepsuty i wrażliwość, którą posiadał w serduszku, potrafiła też wyjść na zewnątrz. Szczególnie, że jeszcze nie tak dawno temu w ogóle negował istnienie czegoś takiego jak miłość i to nie dlatego, że nie sądził, że byłby do tego zdolny. Kolejne zaskoczenie i fala emocji uderzyła go, gdy Harmony mówiła dalej. Trafiła dokładnie tam, gdzie Max tego potrzebował, w miejsce, które przynosiło mu najwięcej możliwości. Oczywiście, że nie potrafił do siebie dopuścić tego, że zasługuje na szczęście. Nie czuł, że czymkolwiek mógł sobie na to zapracować, a życie nauczyło go, że każda szczęśliwa chwila musi zostać okupiona pięćdziesięcioma strasznymi, niszczącymi go nie tylko psychicznie, ale i fizycznie. Cholernie się wzruszył, choć starał się jeszcze jakoś trzymać, co wcale nie było łatwe. -Dziękuję. Kiedyś... Kiedyś to do mnie dotrze, obiecuję i postaram się pójść w tym kierunku i nie spierdolić tego spektakularnie. - Uśmiechnął się lekko. Teraz już był pewien, że gdy tylko po raz kolejny wyjdzie temat wspólnego mieszkania, będzie gotów podjąć to największe, a przynajmniej najbardziej przerażające go ryzyko, z jakim dotychczas miał do czynienia. -To może wpadniesz pod koniec tygodnia do Luxa? Zaproszę go też i przy okazji możemy przetestować Twoje urodzinowe menu? - Zaproponował w przypływie chwili, bo po pierwsze Remy zasługiwała na pełen obraz sytuacji, a po drugie naprawdę chciał, by ta dwójka się poznała i polubiła. Miał nadzieję, że to się uda, choć biorąc pod uwagę to, jakie wrażenie robił Paco na reszcie jego przyjaciół, mogło być to ciężkie do ogarnięcia. -Masz rację. Zasługuje na to, żebym był z nim szczery. Szkoda tylko, że to takie trudne. Czasem wolałbym żeby te całe relacje międzyludzkie nie były tak skomplikowane. - Znów podjął się próby żartu, choć oczywiście mówił prawdę. Związek z Paco nie był łatwy pod żadnym względem i wiedział, że obydwoje są temu równie winni. Zajęty alkoholem nie zauważył ruchów Remy, dopóki ta nie znalazła się tuż obok niego. Nie zastanawiał się dwa razy i momentalnie się do niej przytulił. Tak, potrzebował tego teraz bardziej niż używek, choć oczywiście nie potrafił o to tak po prostu poprosić. Obejmował ją mocno, pozwalając, by kilka łez spłynęło po jego policzkach. Nie był sam. Musiał o tym pamiętać i trzymać się tego w tych momentach, kiedy czuł, że cały świat znów jest przeciwko niemu. -Mogę mieć do Ciebie ostatnią prośbę? - Zapytał, wycierając twarz rękawem. -Pokażmy im, jak to się naprawdę robi, bo widać komuś brakuje tu pojęcia, czym jest prawdziwy talent. - Wskazał głową w kierunku sceny, uśmiechając się szeroko i kończąc poważne rozmowy. Tak, potrzebowali teraz rozluźnienia i był praktycznie pewien, że dobre karaoke im tego dostarczy.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Gdyby nie ta komfortowa, przyjacielska atmosfera, w której się znaleźli i strach przed urwaniem nici porozumienia, splątanej w radach i zwierzaniu się, pewnie najchętniej wyciągnęłaby teraz aparat i zrobiła Maxowi zdjęcie jak tak siedział z zaróżowionymi policzkami, bo był to nieczęsty widok. Ale jeszcze cenniejsza była ich rozmowa i wygoda, otwartość jakie w niej zapanowały, więc powstrzymała wszystkie chęci do uwiecznienia tego obrazka, zapisując cały ten dzień jeszcze głębiej w serduszku. - Będę czekać na ten moment, kiedy to do ciebie dotrze. Wtedy będę pierwsza do cieszenia się nim razem z tobą – jakby już było niewystarczająco wzruszająco, uśmiechnęła się raz jeszcze, ciepło, z wiarą, że to mogło nadejść i to szybciej, niż chłopak mógł się spodziewać. Od kiedy stali się oni tacy nostalgicznie emocjonalni? – No dobrze, mooooże drugą, pierwszy niech będzie Sal, niech stracę – wywróciła oczami, śmiejąc się lekko. Wiedziała, albo raczej domyślała się po tym, co usłyszała, że droga to tej pełni szczęścia nie była do końca prosta, ale jeżeli Max miał na niej kogoś, kto mógł ją dla niego ułatwić i pomóc w przejściu najtrudniejszych etapów, nie musiała się martwić. Miała pewność, że w końcu będzie umiał sobie pozwolić po prostu na cieszenie się życiem z kimś najbliższym jego sercu. - Nie musisz dwa razy powtarzać! – podekscytowała się, aż przebierając nogami pod stołem. Na tę wieść mogłaby nawet teraz tam podbiec, ale nie mogli zużyć wszystkich pomysłów na spędzanie razem czasu jednego dnia. Już i tak zużyli jakieś 75% z nich i niczego nie żałowała. – Tylko nie mów Salowi, niech się chłooo… No nie chłopak. Niech się koleś zdziwi – i oczka zabłysnęły jej złośliwie, oj tak, przywitałaby się z nim wesołymi słowami „dziadku” i czekała na reakcję i konsternację. Jeżeli tajemniczy mężczyzna miał choć połowę humoru Maxa, powinien to docenić. - Nic co ma być długotrwałe, nie może być banalnie proste. Ale szczerość na dłuższą metę wiele ułatwi – powiedziała pokrzepiająco, na sto dwadzieścia procent wierząc w swoje słowa. Nie wyobrażała sobie związku tworzonego na kłamstwie, to by musiało się kiedyś wywalić. – Może w ten sposób na początku będzie trudniej, ale to fundamenty podkładane pod coś stabilnego. Nie chciałbyś chyba stawiać domu ze słomy dla ukochanego, ja bym się na jego miejscu obraziła – słysząc jego próbę żartu, sama też pozwoliła sobie na drobną zaczepkę, by trochę odciążyć atmosferę. Dużo to nie dało, bo zaraz ta stała się naprawdę ciężka z najnowszą rewelacją. Ale i tego nie żałowała, że to usłyszała, że się dowiedziała. Tak, było to bez żadnych konkretów, tylko jego zapewnienie, że sytuacja była dużo poważniejsza, niż można było sobie pomyśleć, ale była wdzięczna, że mogła to od niego usłyszeć. I że pozwolił jej być obok. Nie życzyłaby nikomu zostać samemu w takiej sytuacji bez ramienia do oparcia się, bez kogoś, komu można było choć trochę powiedzieć, na chwilę się odciążyć. Coś czuła, że to był tylko początek ciężaru, ale była tu teraz dla niego, gotowa przyjąć tyle, ile był w stanie jej tego dać. Niemalże odetchnęła, gdy się do niej przytulił, to był ten rodzaj pocieszenia, który zdecydowanie chyba najbardziej rozumiała i potrafiła się w nim komunikować. Przycisnęła go mocniej do siebie i pogłaskała w tym uścisku po plecach, dając mu tyle czasu, ile potrzebował. Czuła łzy, które skapnęły z jego oczu, ale nic nie mówiła, nie komentowała tego, nie naciskała na pół słowa wyjaśnień więcej. Po prostu jemu też dała odetchnąć, poczuć, że mógł nabrać głębiej powietrza. Że nie został z tym sam. Nie przestała głaskać go po plecach, dopóki sam nie zdecydował się odsunąć. A na jego wielki, szeroki uśmiech sama się wyszczerzyła, ignorując fakt, że miała jeszcze przejęcie w prawie że szklistych oczach. - Myślisz, że są gotowi na taki pokaz? – zapytała konspiracyjnym szeptem, a chichot powoli wracał na jej uśmiechnięte usta. – Chociaż, kto by się tym przejmował – machnęła ręką, podrywając się do sceny i wyciągając dłoń do Maxa, chcąc i jego ze sobą wciągnąć. – Zróbmy im show, jakiego do końca życia nie zapomną! – zawiwatowała, w podskoku unosząc pięść do góry. To był czas na rozładowanie tych wszystkich emocji w kolejnej fali wygłupów i czy wszyscy inni chcieli tego, czy nie, teraz to był ich czas na zawładnięcie sceną!
| kontynuacja wątku Shawn E. Reed + Maximilian Felix Solberg
Całej tej rozmowie przysłuchiwała się czarnowłosa dziewczyna, siedząca niepozornie przy barze po drugiej stronie od Solberga. Zerkała z zaciekawieniem na chłopaków, zarówno na przyszłego nauczyciela, jak i niedawnego studenta. Oczywiście, że kojarzyła obu, ale nie była nigdy na tyle odważna by się do któregoś z nich odezwać. Dziś za to miała urodziny, więc popijała odważnie drugiego już drinka i czując w uszach szum czuła również w sercu więcej gryfońskości, niż zahukanej krukońskiej kujońskości. Nie chcąc przerywać im dyskusji wciągała swojego drinka coraz prędzej, aż w końcu, kiedy jeden i drugi zamilkł na chwilę w oczekiwaniu na barmana, zebrała się w sobie i odchrząknęła cicho. Widząc, że nie przynosi to skutku odchrząknęła głośniej i szturchnęła siedzącego pół-bokiem pół-tyłem do niej Maxa. - Hej... - bąknęła, oblewając się rudym rumieńcem, który próbowała ukryć za odważnym spojrzeniem i wyżej zadartym podbródkiem.
| Atlas
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Zaangażowany w rozmowę z przyjacielem początkowo nie usłyszał cichego głosu dziewczyny. Poczuł za to jej szturchnięcie i już miał się odwrócić i opierdolić intruza, że przecież tu rozmawia, gdy spojrzał na jej twarz otoczoną kruczoczarnymi włosami. Posłał Shawnowi porozumiewawcze spojrzenie, po czym zwrócił się do nieznajomej. -Hej. Powinienem Cię znać? - Zapytał, mając nadzieję, ze to nie jakaś typiara, z którą kiedyś się przespał i od tego czasu magicznie zniknął z jej życia. Jakby jednak tak miało być postawił wszystko na jedną kartę, chcąc poznać genezę jej zaczepki. -Napijesz się czegoś? A może chcesz zapalić? - Zaoferował, wskazując na tyle co zwolnione przez nowego nauczyciela miejsce. Sam zamówił sobie kolejną szklaneczkę Ognistej i wyciągnął z paczki szluga, częstując wcześniej dziewczynę, a potem samemu odpalając papierosa i zaciągając się przyjemną chmurą nikotyny.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Na taka otwartość nawet nie liczyła i stanowczo się jej nie spodziewała, jej rumieniec nabrał na intensywności, ale z punktu widzenia pobocznego obserwatora to mógł być zarówno rumieniec wstydu, jak i zwykły, alkoholowy róż. Chrząknęła, szukając w sobie więcej odwagi i starając się nie uciekać wzrokiem przed uważnym spojrzeniem byłego ślizgona odparła: - Nie pale. - ale głupia gęś automatycznie wzięła tego papierosa, którym ją poczęstował. Wdrapała się na wolne krzesło barowe, które było trochę za wysokie bo należała do dziewczyn o krótkich nogach i mikrym wzroście- Ale mam urodziny, to w sumie dobra okazja, żeby spróbować... - dodała nieco ciszej, jakby sama siebie próbując przekonać. Barman postawił przed nią jej nowo zamówionego kolorowego drinka, a Maxowi jego uzupełnioną szklankę. Brunetka wpatrywała się w niego dziwnie przez chwilę, po czym potrząsnęła głową, jakby się ocknęła. - A, co, nie, nie... - zaprzeczyła prędko - Znaczy nie powinieneś, że nie znasz znaczy. Jestem Dolly. - przedstawiła się- Znaczy Dolores. Kiedyś... emm - wzięła drinka i dla dodania sobie odwagi siorbnęła dużego łyka- Leciał na mnie tłuczek na trybunach i gdyby nie Ty to by mi rozwalił twarz. Chciałam podziękować...
| Atlas
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Starał się nie reagować na jej obrane rumieńcem policzki, choć zastanawiał się, skąd ta reakcja. Aż tak straszny nie był, a od jakiegoś czasu miał wrażenie, że zainteresowanie nim w okolicy nieco zmalało. A może po prostu nie zwracał na to uwagi, będąc w związku. -Nie ma sprawy. - Powiedział, bo czym znów się zdziwił, gdy dziewczyna mimowolnie wzięła papierosa. -Wiesz co, może lepiej nie. Będziesz mieć całe życie na spróbowanie jarania, a nie radzę podejmować podobnych decyzji po pijaku. - Zaśmiał się, delikatnie wyjmując szluga z jej dłoni. Tak, jeśli chodziło o samego siebie, traktował własny organizm jak śmietnik, ale nie oznaczało to, że nie dbał o innych. A już tym bardziej o kobiety. Trochę dżentelmen, trochę nawyk spowodowany traumą, którą dała mu matka - cały Solberg. -Dolly. Słodko. - Uśmiechnął się do niej, zanurzając usta w alkoholu. Podobało mu się brzmienie tego imienia. -Daj spokój, taka moja robota. Bronić damy przed tłuczkiem i kierować te wściekłe piłki prosto w nos przeciwnej drużyny. - Machnął ręką, puszczając jej oczko. Może i był w związku, ale niewinny flirt nikomu nie zaszkodził, prawda?
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees